9374

Szczegóły
Tytuł 9374
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9374 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9374 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9374 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eugeniusz Paukszta Buntownicy I � Beczka Danaid ROZDZIA� PIERWSZY l Nad �witaniem, gdy ptaki poczyna�y ju� �piewa�, Kryszpin potrz�sn�� ramieniem druha. � Bywaj, Ludwik, nam ju� pora. Spod grubego przykrycia spiesznie wieczorem naci�tych �apek �wierkowych wyjrza�a twarz zaro�ni�ta, wychud�a, tylko oczy w niej �yska�y �ywo�ci�. � Pewnie, pora. � D�wign�� si�, rozprostowywa� ramiona. Z odraz� spojrza� na zmarnowan�, przemok�� odzie�. Dreszcz nim wstrz�sn��. � Ziaziulka kuka � szepn�� Kryszpin, po�o�y� palce na usta, zas�ucha� si�, zda�o si�, liczy kuku�cze wo�anie. Kalkstein spogl�da� w twarz przyjaciela. R�wnie brodaty, a� po uszy zaros�y, zapatrzy� si� teraz w g��b le�n�. Kuku�ka ju� dawno umilk�a, a on ci�gle k�dy� b��dzi� niewidz�cym wejrzeniem. Wreszcie si� u�miechn��. � Blisko ju�. Nawet las zda si� znajomy, chociem od tej strony w nim nigdy nie bywa�. Tam za Or�em czy podle Moskwy je�li drzewa upatrzysz, inne one ni�li te nasze litewskie. Tu i wiatr rodak, i szaruga niestraszna. Na jutro dotrzemy do swoich. Cho� rzec musz�... � urwa�, si�gn�� po zawini�tko, rozwin��, wyci�gn�� czerstwy, ple�ni� pokryty kawa� chleba. No�em przeci�� go na po�ow�, poda� jedn� druhowi. � Co rzec chcia�e�? � Kalkstein spogl�da� na niego uwa�nie, nawraca� do s��w nagle przerwanych. Kryszpin wstrz�sn�� si�. � Nic, nic. Z niewywczasu ciemne my�li chodz� po g�owie. Sen dzisiaj mia�em, �e na miejscu mej w�o�ci pogorzela jeno a chwast. Nikogo z bliskich... Dlategom si� rych�o wczas zbudzi�, a i ciebie na nogi podnios�em. L�k mam przed tym ostatnim kawa�em drogi... Towarzysz jego nic nie odpowiedzia�. Rozumia� to, �e ka�dy z nich sam w sobie musi wszystko przetrawi�; my�lom, a co jeszcze przeczuciom, �adn� mow� nie sprostasz. Wszystko by� mo�e; od paru lat pustyni� sta�a w tych stronach niejedna okolica, �o�nierz po obu stronach m�ciwy by�, �elaza ni ognia nikomu nie szcz�dzi�. Oni zaraz na pocz�tku w pie� wpadli moskiewski, ju� wtedy �le by�o, a przecie i potem kot�owa�o si� na tych ziemiach i kot�uje po dzi� dzie�, cho� s�uchy o pokoju si� nios�. Kto wie, co Kryszpin zastanie. Od M�cis�awia, Smole�ska i Witebska a� po Mi�sk i Po�ock najbardziej gor�co by�o w wojenny czas, a maj�tno�� Kryszpina jakby w �rodku tego wszystkiego le�a�a. �uj�c chleb, pu�kownik Ludwik Christian Kalkstein* od rozwa�a� nad dol� bardziej ju� podesz�ego wiekiem Kryszpina przeszed� do zamy�le� nad sob�. Kto wie te�, co w Prusiech elektorskich si� sta�o przez te dwa lata, kt�re przeby� w niewoli. Wie�ci r�ne dochodzi�y i do nich, jedne drugim przeczy�y. Z ojcem, starym genera�em, r�nie mog�o si� zdarzy�, wtedy by El�bieta sama osta�a, Wallenrodtom na pastw�. [* Ludwik Krystian Kalkstein�Stoli�ski urodzony ok. 1630 r. w Prusach Ksi���cych w starej szlacheckiej rodzinie. Syn genera�a Albrechta von Kalkstein, w�a�ciciela d�br Knauten pod Prusk� I�aw�, jednego z przyw�dc�w opozycji antyelektorskiej, narastaj�cej zw�aszcza od zawarcia przez Polsk� i Prusy w 1657 r. traktatu welawsko�bydgoskiegp. Na mocy tego porozumienia Polska praktycznie zrzek�a si� zwierzchnictwa nad Prusami Ksi���cymi na rzecz elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma. Rodzina Kalkstein�w, kt�ra od swoich w�o�ci Stolno w Prusach Kr. przybra�a przydomek Stoli�skich, zyskuj�c szlachectwo polskie, pozostawa�a w orbicie wp�yw�w polskich. Powi�zania z Polsk� sprawi�y, �e Ludwik Kalkstein, przeznaczony do stanu wojskowego, rozpoczyna od s�u�by w wojskach Rzeczypospolitej pod hetmanem wielkim litewskim Paw�em Sapieh�. W tym okresie m�ody Prusak nawi�zuje liczne przyja�nie z towarzyszami broni, ulegaj�c coraz bardziej wp�ywom �rodowiska polskiego. Oko�o roku 1656 wst�puje on do s�u�by elektorskiej, zyskuj�c tam rang� pu�kownika i zarz�d starostwa oleckiego. Zbyt silne sympatie propolskie ��cznie z aktywn� dzia�alno�ci� antyelektorsk� wywo�uj� szereg konflikt�w i staj� si� powodem odebrania Kalksteinowi starostwa oleckiego jak r�wnie� pu�ku. Obra�ony, pozbawiony stanowiska i dochod�w, p�k Kalkstein wyje�d�a do Polski, gdzie rozpoczyna o�ywion� dzia�alno��, zmierzaj�c� do spowodowania zbrojnego wyst�pienia przeciwko elektorowi. Marzec 1664 roku i pocz�tek kampanii moskiewskiej Paw�a Sapiehy zastaje Kalksteina w wojskach Rzeczypospolitej na czele pu�ku cudzoziemskiego autoramentu. W okolicach Staroduba pu�kownik dostaje si� do niewoli moskiewskiej, z kt�rej ucieka pod koniec roku 1665. Jest to moment, w kt�rym autor �Buntownik�w� zapoznaje czytelnika z t� czo�ow� postaci� ksi��ki.] Ech! Lepiej nie my�le� zbyt wiele. Co wa�ne, �e si� dzi�ki Kryszpinowi z niewoli wyrwa�, �e uda�o si� im uj�� pogoni, �e z�ego zwierza i kto wie czy nie gorszego cz�owieka te� si� szcz�liwie ustrzegli. Teraz nadchodzi� koniec trzytygodniowej w�dr�wki o g�odzie i ch�odzie, bez dobrej broni, bez dr�g g�adkich, kt�rych musieli unika�. Teraz ro�nie z dniem ka�dym nadzieja. Bo jest swoboda. Jakby min�o gdzie� udr�czenie ostatnich tygodni, za pa�aszem kozackim si� pomaca�, znalezionym w rowie na jakim� pobojowisku, rozwart� d�oni� klepn�� Kryszpina przez rami�, a� ten ci�ko st�kn��. � Pawe�, w drog� czas. Z�e my�li i sny przemin�, s�dzona nam lepsza dola. Pomnisz wr�by esau�a? Kryszpin spojrza� pytaj�co. Stary esau�, z kt�rym stykali si� w czas niewoli, zgo�a nieweso�e rysowa� im perspektywy. � Jak�e?... � zacz��. � Tak�e. Bo to wr�by nigdy si� nie sprawdzaj�. Na odwr�t wychodzi � za�mia� si� Kalkstein. Ruszyli. Deszcz zmala�, potem usta� zupe�nie, tylko zwaliste chmury przewala�y si� nisko nad nie ko�cz�cymi si� obszarami las�w. Wiatr przycich�, napita wod� cisza stan�a nad opustosza�� krain�. Poranna z�uda rze�ko�ci szybko zgas�a. Rozlatuj�ce si� obuwie, powi�zane strz�pami materii, grz�z�o w rozmi�k�ym gruncie, ci��y�o od dawna nie przesuszone ubranie. Si� brak�o coraz bardziej, oddech w�drowc�w stawa� si� przy�pieszony. Przystawali dla wypoczynku, spojrzeniami starali si� dodawa� sobie otuchy. I znowu szli. Noc zasta�a ich u skraju puszczy, w mroku majaczy�a przestrze� ��k, �agodnym spadem chyl�cych si� ku Dnieprowi. Od niewidocznej rzeki szed� jednostajny poszum. � To ju� i Szk��w blisko. Bokiem go miniemy, troch� ni�ej jest wiadoma mi przeprawa. Na po�udnie b�dziemy w�r�d swoich � rozcieraj�c zgrabia�e d�onie nad ledwo tl�cym si� ogniem, szepta� zgor�czkowany Kryszpin. Spojrzenie jego trzyma�o si� uparcie niewyra�nej w czerni sylwetki towarzysza, piek�cego par� podmarz�ych kartofli, wyros�ych u skraju od lat nie uprawianego pola, na kt�re natkn�li si� tu� przed wieczorem. Dwa nast�pne dni zabra�o im szukanie przeprawy przez rozlany Dniepr, gro�ny, �e ani do niego przyst�p. Przez ten czas nic ju� nie mieli w ustach, g��d ssa� ich od wn�trza. Kryszpinem wstrz�sa�y dreszcze, gor�czk� mia�, Kalkstein zaczyna� traci� nadziej�, czy towarzysz jego zniesie dalsze trudy drogi. Zastanawia� si�, czy reszt� si� nie zawr�ci� ku Szk�owu, tam chyba musieli tkwi� jacy� ludzie, mo�e znalaz�by si� ratunek. Przypomnia� sobie jednak, jak ko�o M�cis�awia �ledzili z le�nego ukrycia ma�y oddzia�ek wojsk moskiewskich. Kto wie, jak potoczy�y si� dzieje wojennych pochod�w, mo�e ju� tu si�gaj� nieprzyjacielskie zagony? Kryszpin majaczy� le��c na brzegu poros�ym wysok� traw�; gada� o �onie, c�rce, jakim� Tyzenhauzom wygra�a�, pomstowa� na w�asn� dol�. Nie zwa�a� na ch��d ci�gn�cy od nawilgoconej ziemi, nie czu� g�odu, rozpacza�, to zn�w zrywa� si� nieprzytomnie, bra� w obj�cia jakowe� widziad�a, imaginuj�c, �e stoi przed nim najbli�sza rodzina. Pu�kownik czu�, �e i jego ogarnia niemoc Kryszpinowej podobna. Zaciska� z�by, ostatnim wysi�kiem d�wiga� swoje wychud�e, znu�one cia�o, przekrwionymi oczyma wypatrywa� woko�o, wstrz�saj�c si� na widok p�at�w burej piany, pomykaj�cych wraz z pr�dem, potem cz�apa� wzd�u� brzegu, szukaj�c �lad�w przeprawy, o kt�rej wspomina� Kryszpin. I zn�w wraca�, siada� obok chorego towarzysza, uparcie szukaj�c w sko�atanej g�owie sposob�w ratunku. Oczy mu si� zwiera�y, powieki nie chcia�y ju� s�ucha� nakazu, opada�y ci�ko. Ockn�� si� na cichy plusk; inny od normalnego bulgotania fali. Trzy tygodnie niebezpiecznej w�dr�wki wyrobi�y w nim czujno�� podobn� zwierz�cej. Rzeka skr�ca�a opodal �agodnym �ukiem, pr�d przy kolanie by� bardziej spokojny, ca�y nurt przewala� si� drugim brzegiem. Gdy spojrzenie Kalksteina zbieg�o na wod�, drgn�� ca�y, zerwa� si�, przetar� zaropia�e powieki. Na wyrzezanej z jednego pnia �odzi, zwanej tu duszehubk�, sta� jaki� cz�owiek, uwa�nie wypatruj�c w ich stron�. Kalkstein, zataczaj�c si�, zrobi� par� krok�w naprz�d, jak do zbawienia wyci�gaj�c r�ce do rybaka. Siwy, brodaty dziadyga nie od razu przybi� do brzegu. Wstrzyma� swe cz�no w miejscu, sk�d g�os jego dobrze dochodzi�, zapyta�: � Wy kto? � W�dr�wce, druh m�j chory, g��d cierpimy od blisko niedzieli... � Dw�ch was? � starzec uwa�nym spojrzeniem lustrowa� brzegi. � Dw�ch. Wtedy dopiero si� zdecydowa�, mocnymi uderzeniami wios�a poderwa� sw� duszehubk�, dzi�b jej zary� si� ostro w nami�k�y brzeg. Gdy w par� godzin p�niej, pojedynczo przewiezieni, znale�li si� pod przykryciem sza�asu skleconego w brze�niaku, rybak powiedzia�: � Wilka tu �atwiej napotkasz ni�li cz�owieka. Mieli�cie szcz�cie... A po prawdzie i wilki od ludzi lepsze. Wysuszonemu, nakarmionemu rybn� polewk� i chlebem Kryszpinowi wr�ci�a przytomno��. Ju� nie majaczy�. Wbijaj�c w rybaka p�on�cy napi�ciem wzrok, pyta� o swoj� w�o��. Stary trz�s� g�ow�. S�ysze� s�ysza�, pewnie, to� nie tak daleko. Wszako czy jest tam kto �ywy, zabudowania czy stoj� � nie wie. Ludzi unika, tyle �e czasem pod miasto podjedzie, ryb� wymieni� na troch� ziarna i soli. Po prawdzie i ze Szk�owa tylko nazwa osta�a. Par� chatyn tam stoi zaledwie, ludzi i p�torasta nie ma. Kto �yw osta�, ucieka� z tych miejsc, teraz dopiero odwa�niejsi zaczynaj� powraca�. � A wy, bat�ko, zawdy tak �yli�cie nad brzegami Dniepru? � spyta� pu�kownik. Drgn�a siwa, nie czesana broda. Rybak milcza� d�ug� chwil�. � Ja spod Mohylewa. Nad wod� by� chutor male�ki. Trzeci rok przemija, jak w pie� tam moich wyci�to, ogie� ze�ar� budynki. Tyle, �em rodzin� pogrzeba�, potem uszed�em, widzie� wi�cej nie chc� tego miejsca na oczy... �ycie w�asne przeklinam i tak czekam ko�ca moich dni... Trzy doby zabawili u rybaka. Ostatniej nocy burza sroga, nie s�yszana nigdy o listopadowej porze, przewali�a si� nad ziemi�. Stary mrucza�, g�ow� kr�ci�. � Znak to na z�e � sapa�. Kryszpin w cieple i syto�ci nabra� cokolwiek si�, cho� gor�czka go jeszcze nie opu�ci�a. A� wreszcie rankiem usiad� na pos�aniu z li�ci zupe�nie przytomny, a i s�o�ce w�a�nie si� przedar�o przez nawis chmur i rozz�oci�o wszystko woko�o. � P�jdziemy do moich. Nie pomog�y perswazje. W ko�cu Kalkstein da� spok�j, rybak bo nie zabiera� g�osu. Patrzy� na nich wyblak�ymi oczyma, nie mo�na by�o odgadn��, co my�li. Pu�kownik doszed� do wniosku, �e tak czy siak Kryszpin zmarnie� got�w z samej t�sknoty. Tam za�, gdyby wszystko by�o na miejscu, i chorob� �atwiej za�egna�, i ozdrowienie znale�� w rado�ci. Opatrzeni na drog� gar�ci� owsianych podp�omyk�w i suszon� ryb�, ruszyli przecie�. Kalkstein prowadzi� os�ab�ego towarzysza pod rami�. Par� dni wypoczynku jemu samemu wr�ci�y ju� nieco si�, a� si� tej w�asnej odporno�ci zdumiewa�. Przeceni� jednak i w�asne, i Kryszpina mo�liwo�ci. Droga ich by�a drog� m�ki dw�ch s�aniaj�cych si� cieni. Nie godziny, lecz pe�ne dwa dni dzieli�y ich jeszcze od celu. Kryszpin noc� zn�w zacz�� majaczy�, dziwi�o Kalksteina, jak cz�sto w majaczeniu tym powtarza�o si� nazwisko wielmo��w Tyzenhauz�w. Nigdy nic mu Pawe� na ten temat nie m�wi�. Po drugim noclegu Kryszpin zacz�� si� rozgl�da� woko�o, wreszcie rozja�nion� u�miechem twarz zwr�ci� w stron� Kalksteina. � To ju� m�j las, w domu my, Ludwiku, w domu! Patrz, i gor�czka mnie noc� odesz�a, tegom by� pewny, �e wszystko minie, byle wr�ci� do swoich. Kalkstein przy�o�y� mu d�o� do czo�a. Ch�odne by�o, tylko od wysi�ku sperlone kroplami potu. Pokr�ci� w zdumieniu g�ow� nad nieogarnion� si�� �ycia w cz�owieku. Wczoraj ba� si�, �e ju� przyjdzie mu kopa� Paw�owi gr�b pod mchowym przykryciem. � Wraz w brze�niak przejdzie ta puszcza, stamt�d przez ��ki, ma�ej godziny nam trzeba � s�aniaj�c si� przy ka�dym kroku, podtrzymywany przez towarzysza, Kryszpin �mia� si� jak rozradowane dzieci�. Min�li brze�niak, bezlistny teraz, z wysileniem niezmiernym cz�apali przez nawilgocon� ��k� ku pag�rowi, za kt�rym mia�y si� kry� budynki. Podczas gdy w Kryszpinie narasta�a rado��, �e dom sw�j i bliskich zastanie na pewno, towarzysza jego coraz silniejszy dr�czy� niepok�j. Ba� si� tych ostatnich krok�w, gdyby m�g�, zatrzyma�by druha. Znad pag�ra wy�oni�y si� ju� szczyty drzew topolowych, okalaj�cych maj�tno��. Pawe� dysza� ci�ko, d�oni� si� trzyma� za serce, mimo utrudzenia, zataczaj�c si�, szed� coraz spieszniej. Stan�li na wzg�rzu. Kalkstein a� oczy d�oni� przes�oni� od czo�a, by lepiej widzie�. On te� pierwszy dojrza�. Po�r�d drzew czarn� plam� rozsiada�o si� wielkie pogorzelisko. Cicho wok� by�o i pusto. Kryszpin patrza� d�ugo, bardzo d�ugo. Chuda jego twarz �ci�gn�a si� jeszcze bardziej. Zatoczy� si� w pewnej chwili, Kalkstein go podtrzyma� ramieniem. Ba� si�, �e Pawe� ca�kiem teraz os�abnie, �e nast�pi nawr�t choroby. Ale ku swemu zdziwieniu us�ysza� nagle s�owa wyrzucone przez zaci�ni�te z�by: � P�jdziemy tam zobaczy�, grob�w poszuka�, je�li by�o komu cia�a pochowa�. Ja �y� b�d�... Po to, by m�ci�. Pojmujesz? 2 Noc zaci�gn�a ostrym mrozem, siwe dymy si� snu�y nad ziemi�, zmarzni�te psy w�ciekle porywa�y si� za ka�dym ha�asem. Rojno by�o na drodze, do p�na wiecz�r ci�gn�y w obie strony poczty zbrojnych, �miga�y sanie, pobrz�kuj�c dzwoneczkami u szyi ko�skich, nawet przez rzek� Wili�, skut� w lodow� twardzizn�, przemyka�y ludzkie sylwetki. Ma�y dworek na Antokolu ja�nia� �wiat�ami. Pocztowi przeprowadzali zgrzane konie, z chrap ich nios�y si� w mrozie tumany pary. Pu�kownik Dauksza, szeroko rozgarniaj�c ramiona, wita� przyby�ych. � Go�� w dom, B�g w dom � powtarza�. Ostatni zjawi� si� Poczobutt. Gospodarz spojrza� wtedy na drog�, zahaczy� spojrzeniem o miasto, �yskaj�ce setkami ognik�w, i zacieraj�c d�onie, zawar� za sob� drzwi. W bawialnej rojno ju� by�o. Jeszcze niewiele opr�nili g�siork�w, a mog�o si� zdawa�, �e z � g��w ju� im solidnie dymi�o, tyle by�o gadania, pokrzyk�w, ob�apywania si� w twardych �o�nierskich ramionach. � Pij�e, Ludwiczku, a g�by nadstaw. Jakby mi victori� wojenn� przysz�o �wi�towa�, takim rad. � Rozros�y, barczysty pu�kownik Roman Gruszecki nie m�g� si� nacieszy� widokiem druha serdecznego. Coraz to przepijali do siebie i ca�owali si�, jakby najbardziej st�skniony kochanek z kochank�. � Poczobuttowi piwa grzanego, ale wraz, zi�b bo na dworze okrutny. T�gi si� zapowiada nam nowy rok � hucza� gospodarz na s�u�b�, zarazem znaki daj�c ma��once, kt�ra si� ukaza�a na progu. � To�e�my w jeden czas i jednymi niemal drogami ku swoim si� przebijali � przepycha� si� Zar�ba ku Kalksteinowi. Szlak od �ojowa pod Orsz� chyba przez pe�ne trzy miesi�ce ze swoj� chor�gwi� przemierza�em i dopiero mnie rozkaz naszego hetmana do Wilna �ci�gn��. Gdyby�my gdzie nad Dnieprem trafili na siebie, nie by�oby tej mitr�gi. A� dziw, �e�cie ca�o z Kryszpinem wyszli z takowych opresji. Kalkstein schmurnia�. � Wie�ci od Paw�a nie mam. Wedle Borysowa nad Berezyn� w gor�czce go ostawi�em, zn�w chwyconego malign�, nawet mnie nie poznawa�, jeno ci�giem pokrzykiwa� o zem�cie. Mo�e tam pomar�? Druh to by� rzadki, gdyby� nie on, pewnie i dzi� bym jeszcze w pienie ostawa�. � Nie trap si�. Kryszpin ch�op mocny jak litewska d�bica, wyli�e si�. Jeszcze wszyscy wraz b�dziem wojowa�, cho� to wi�cej o pokoju z carem gadaj�. Nieprzystojnie gadaj�, tfu, na pohybel! � Ja wam rzek�, w czym sprawa � z krzywym u�miechem przysun�� si� do nich wraz z ci�kim zydlem namiestnik Kunat, powinowaty Daukszy, do nied�wiedzia podobny. � Wiadomo�, z carem tak d�ugo nie uradzimy, a� si� rebeli� uciszy w Koronie. Lubomirski, przekl�tnik, rakuskie wojska wprowadzi�, elektora i cara, i cesarza, kogo tylko przez szpiegi swe zdoli, przeciw najja�niejszemu panu buntuje, kraj w nice przewr�ci�. � Do sto�u prosimy waszmo�� mi�ych nam wielce pan�w. Pu�kownikowa Daukszyna, maj�c przy bokach dwie c�rki, ukaza�a si� w drzwiach. Za nimi jeszcze kilka g��w niewie�cich zagl�da�o ciekawie. Porwali si� hurm�. M�odsi ochotnie si� ogl�dali ku synogarlicom, jak Zar�ba panny nazywa�. Prezentowali si� im z rumorem i trzaskiem, wraz pu�kownik Gruszecki pod rami� powi�d� gospodyni� ku sto�om. � Siadajcie przy mnie, pu�kowniku! � przyzywa� Kalksteina Dauksza. � Honor mi wita� s�ynnego wojownika i, tuszy� �miem, druha. Szczeg�lnie honorowany, jedz�c i pij�c wraz z innymi, w��czaj�c si� do rozmowy, cho� troch� hamowa�a krotofilno�� pan�w oficyjer�w obecno�� pa�, czu� jednak Kalkstein uciskaj�cy go smutek. Gorzej wszystko na Litwie zastawa� ni� przed dwoma laty, gdy pe�en zapa�u wyrusza� ze swoimi dragonami do walki, �yj�c ci�g�� nadziej�, �e rych�o przyjdzie czas, gdy zmieni� kierunek marszu i uderz� na Prusy. Hetman Sapieha stale mu to przyobiecywa�... A teraz? Komu marzy� o Prusach, o elektorze, gdy kraj w ogniu domowej wojny, granice niezabezpieczone, wojska swoich jeno profit�w dochodz�, wielmo�a majestatem handluj�? Litwa �aw� stoi za kr�lem, na ni� si� gniew skonfederowanych przy Lubomirskim chor�gwi i pospolitym ruszeniem obj�tej Wielkopolski obraca. Obie strony si�gaj� po obcego �o�nierza, strach pomy�le�, co si� gada mi�dzy �o�nierstwem... Jego w�asne sprawy popl�ta�y si� przez ten czas, regimenty cudzoziemskiego autoramentu cz�ciowo pokasowano. Sapieha robi� nadziej�, niech tylko si� d�wignie z choroby, pomy�li o pu�ku dla niego, ale nic to jeszcze pewnego. Z Prus wie�ci nieweso�e... Od czasu gdy Rotha* uj�to, przycich�y miasta, nawet Kr�lewiec opu�ci� z tonu. Szlachta cichaczem szemrze, szpiegami elektorskimi poprzetykana. Ojciec, stary genera�, zn�w si� zaszy� jak borsuk w swym Knauten, tyle kaza� synowi da� zna�, by powraca� czym pr�dzej. Pewnie, wraca�, ale maj�c ugruntowane sprawy swoje na Litwie. Tymczasem spisano go z wojsk litewskich... [ * Hieronim Roth, mistrz �awnik�w Knipawy, proletariackiej, buntowniczej dzielnicy Kr�lewca. Trybun kr�lewiecki, stan�� na czele walki mieszczan przeciw elektorowi Fryderykowi Wilhelmowi. Pojmany podst�pem przez siepaczy elektorskich, reszt� �ycia sp�dzi� w ci�kich warunkach wi�ziennych.] Schmurnia�, raz wraz tylko ujmowa� za kielich, �yka� trunki, ma�o zwraca� uwagi na dookolne gadania. � Mo�ci pu�kowniku, godzi si� Nowy Rok tak markotnie spotyka�? � u�miechn�a si� do niego przez st� urodziwa c�rka gospodarza. Podni�s� kielich. � O wybaczenie prosz�. Niecom si� w politycznych dywagacjach zapl�ta�, �adu w niczym doj�� ju� nie mog�, ale poratowanie w wa�panny s�owach najduj�c, ochot� od nowa w sobie wzbudz�. � Jak zawdy grzeczny kawaler z naszego Ludwiczka. Nie b�j si�, jeszcze my twojego Frycka we wszystkie diab�y pop�dzimy z Kr�lewca. Za swobodne Prusy, Ludwiczku! � zagrzmia� pot�ny Gruszecki, wznosz�c kielich i ruszaj�c w stron� Kalksteina. Wraz si� porwa�a wojacka bra�, pacholicy nape�niali naczynia winem, kurzy�y si� wszystkie czupryny, jejmo�� Daukszyna troch� niespokojnie duma�a, czy to aby si� godzi jej c�rkom i innym pannom w takowej konfidencji ostawa� z oficerami. Otoczyli ko�em Kalksteina, przepijali jak dawniej, gdy si� razem zmawiali na Prusy, ka�dego dnia czekaj�c Sapie�y�skiego rozkazu. Rozja�ni�y si� siwe oczy pu�kownika, �ciska� si� i ca�owa� za pan brat ze wszystkimi, weso�o�� mu wr�ci�a i junacka ochota. � Zdusz� krwawego Frycka za gard�o, za to, �e dusi� stanowe swobody, od Polski chcia� st�sknione wejrzenia odwraca�. Na postronku kilometrami b�d� go wi�d�, tusz�, �e z wasz� pomoc�, wielce mnie mili waszmo�� panowie! Rycza� ca�ym g�osem, mocno pijany, dwa lata prawie nie pija�, si� ledwie dochodzi�, a tu jeszcze te serca z�ote, otwarte, te g�by kochane, gesty zadzierzyste, wojackie. Dauksza klaska� w d�onie, goni�c s�u�b�, by najzacniejsze wina nios�a, wnet bo zegary p�noc wybij�. Podnie�li si� z miejsc. Gospodarz wdrapa� si� na zydel, g�rowa� nad wszystkimi. � Mo�ci panowie! Chan krymski, chocia� poganin, wszako gdy kr�l mi�o�ciwy o pomoc przeciw Lubomirskiemu go prosi�, tak� odpowied� s�a�, �e ch�tnie dobr� wol� kr�lewsk� inn� nagrodzi us�ug�, ale� nie na t� wojn�, gdzie brat na brata szabl� dobywa. Nowy Rok w tak zacnym poczynaj�c gronie, to� wnosz�, by nie musia� nam wi�cej poganin nauk zbawiennych dawa�, ale by�my sami �ad w kraju utrwaliwszy, nie sromotnymi swary, nie krwi w�asnej wzajemnym przelaniem, ale dawn� przodk�w s�awnych dzielno�ci� nieprzyjaciel! prawdziwych znosz�c, wszyscy simul et semel* pok�j prawdziwy woko�o granic ojczyzny ustanowili. [* simul et semel (�a�.) � razem i raz] Cokolwiek zdumieni spojrzeli towarzysze po sobie. Zdumienia tego nie mog�a przes�oni� nawet ilo�� wypitych trunk�w. Dauksza tak m�wi? Zwolennik Pac�w i ich dworskiej polityki, �o�nierz, a nie rezoner? Wyra�nie tak Lubomirskiego prywat�, jak i kr�lewskie uprzedzenia pot�pia�. �e jednak prawda by�a w tych s�owach, �e nieochotnie patrzyli na wojn� domow�, wraz si� podnios�y g�o�ne wiwaty, jedno hura goni�o za drugim. Nieco chwiejnie k�aniali si� wojskowi przed paniami, mlaska�y wargi przy poca�unkach, kaskad� p�yn�y wyszukane zdania sk�adanych �ycze�. Jeden tylko namiestnik Kunat g�ow� kr�ci� i pokrzykiwa�, �e on wcze�niej musi Lubomirskiego rozbi�, pom�ci� poha�bienie Litwin�w pod Jasn� G�r�. � By� inaczej nie mo�e, to jeno jest consilium salubre* majestatowi i ojczy�nie � powtarza� z pijackim uporem. [*consilium salubre � zbawienna rada ] A potem wyszarpn�� nagle pistolet, strzeli� w sufit, kurz si� posypa�, brz�kn�y szk�a na stole. � Tak trza z rebeliantem uczyni�! � wrzasn��. �miechem to przywitali, kt�ry� zawo�a�, �e ognie od Wilna wida�, wraz si� wysypali gromad� ca�� na dw�r, para posz�a od zadyszanych oddech�w, gwa�t si� podni�s� okrutny. Pani Daukszyna w ten czas jak kwoka uwodzi�a do dalszych pokoi pozostaj�ce pod jej piecz� dziewcz�ta. Wiedzia�a, teraz nic ju� nie wstrzyma weso�o�ci pan�w oficyjer�w, posypi� si� grube facecje, pija�stwo b�dzie i ryki straszliwe. Tote� zdumia�a si� nag�� cisz�, jaka zapanowa�a na dworze. Tylko psy m�ci�y j� ujadaniem. Oni za� stali ciasn� gromad�, nawet kanciasty Kunat si� uspokoi�, patrzyli na �wiat�a Wilna, s�uchali gwaru stamt�d p�yn�cego, huku wystrza��w, a� g�owy pochylili, gdy palba si� nagle ponios�a armatnia, a ku g�rze strzeli�y prochowe ognie, przez specjalist�w na t� okazj� specjalnie przygotowane. Wyda�o si� im teraz to miasto ogromne, wi�ksze ni�eli zazwyczaj, pot�ne i godne, nawet w t� chwil� beztroskiego �wi�towania Nowego Roku. B�yski ogni zdawa�y si� d��y� od do�u ku g�sto rozsiad�ym na niebie gwiazdom, nieustaj�ca palba przemienia�a si� w jeden g�uchawy pomruk. � Hej, ochota! � zakrzykn�� krewki w wojaczce i w zabawie Zar�ba, wp� u�api� olbrzymiego Kunata, zacz�li si� wodzi� jak dwa nied�wiedzie w g�stwie boru, wok� utworzy�o si� ko�o, pada� zacz�y s�owa zach�ty. Zapa�nicy run�li na ziemi�, a� sypn�o �nie�n� kurzaw�, wywracali si� jak m�ode szczeni�ta, sapanie tylko dawa�o si� s�ysze�. Zaraz i innych, co m�odszych, zdj�a ch�tka do wyzbycia nadmiaru si�, zacz�y si� gonitwy i nowe zapasy. Poczobutt stan�� przy najbli�szych op�otkach i pali� j�� w g�r�, a twarz mu ja�nia�a zgo�a ch�opi�c� rado�ci�. Pocztowi wylegli z czeladnej, dziwuj�c si� takiej ochocie swych oficer�w, potem i oni dali si� ponie�� powszechnej weso�o�ci. Za oknami g�sto skupia�y si� jedna przy drugiej twarze dziewek, a� tu dobiega�y ich chichoty. Gdy po d�ugim czasie wr�cili do go�cinnych izb Dauksz�w, po trosze wyparowa� im z g��w spo�yty uprzednio alkohol. Z tym wi�ksz� ochot� przypi�li si� do kielich�w, wrzaskiem powitali nowe porcje wnoszonego przez s�u�b� mi�siwa. Padali sobie w obj�cia, o�wiadczali si� z przyja�ni�, ci�gle za� pomstuj�cego na Lubomirskiego Kunata jeszcze podtrzymywali w tej jego zaci�to�ci. � Praw�e, osi�ku, jako to by�o pod Cz�stochow�, chwacko� si� tam pono spisywa� � szturcha� go w bok Zar�ba. Ucichli inni, tak si� z�o�y�o, �e poza Kunatem nie by�o mi�dzy nimi nikogo z chor�gwi, kt�re pod Po�ubi�skiem posz�y w Koron� z pomoc� Janowi Kazimierzowi. Kalkstein, kt�ry tylko og�lnikowo s�ysza� o tej sromotnej potrzebie, bo na trze�wo ma�o kto si� ni� chwali�, przysun�� si� teraz bli�ej namiestnika, uhonorowanego ciekawo�ci� obecnych. � Po dzi� dzie� niejasno mi, jako naprawd� to by�o. Po�ubi�skiemu zlecono dow�dztwo, jakby koronni z g�ry czuli sromot�... �o�nierz zm�czony by� ko�owaniem, bo�my d�ugi czas wojskami obok siebie chadzali. Lubomirski tu, my za nim, on k�dy indziej, my o krok, jakby w dzieciaczk�w zabawie. A�e pod Cz�stochow� przyparli�my ich do k�ta. Polanowski tam szed�, wraz mu z pomoc� przybie�eli jeszcze Piasoczy�ski i Borek, substytut wojsk zwi�zkowych koronnych, co si� przy rebeliancie wszetecznym opowiedzia�y... � Dzielni wodzowie wszystko � zauwa�y� Gruszecki. � A ino, zw�aszcza po potrzebie na to wysz�o � odburkn�� Kunat. � Wo�osi i Kozacy po naszej stronie zacz�li, tako� kr�lewski Francuzik de Brion, �eby go ziemia nie nosi�a, pierwszy bo zda� si� rebeliantom. Na pocz�tku wygl�da�o, �e impet ostanie po naszej stronie, dopiero jak litewskie chor�gwie ruszy�y, tamtych opanowa�a istna furia. Nie lubi� nas oni, �e�my to kr�lowi z pomoc� poszli. Ani�my si� obejrze� zdo�ali, jak przyparli nas do klasztornych mur�w. Mnisi tymczasem, szelmy, wrota pozawierali. �cisn�li nas ze wszystkich stron... Blisko trzysta ch�opa poleg�o, inszych z odzienia lepszego i or�a oczy�cili koronni, znaczniejszych z sob� uwiedli. Sam Po�ubi�ski w niewol� trafi�, on�e de Brion, trzech Pac�w, co niemiara znaczniejszych oficyjer�w... � A ty, nied�wiedziu? � Zar�ba z�y by�, �e Kunat pokona� go w zmaganiach na �niegu. � Mnie B�g zezwoli� uj�� bez sromoty niewoli, ale� ha�by to nie umniejsza � ponuro odrzuci� Kunat i si�gn�� po kielich. Pijmy, bo hadko na samo wspomnienie. � To Po�ubi�ski nie jest w Wilnie? � zdumia� si� Kalkstein. � Wszyscy s�, kto �yw osta�. Lubomirski ich przez dwie niedziele fetowa�, �lozy wraz lej�c, �e to on kr�la nie chce obra�a�, zmuszony jest jeno do wojowania z najmi�o�ciwszym panem, potem wraz wszystkich bez �adnego okupu na wol� pu�ci�. Gadano, �e tym wi�ksza przez to sromota. Kunat wychyli� kielich jednym haustem, zabulgota�o w pot�nym gardle, wraz drugi sobie nalewa�, oczka jego zrobi�y si� nagle zupe�nie male�kie, ku zdumieniu obecnych �zy si� z nich la� pocz�y, grochami na blat sto�u padaj�c. � To� �e� nie baba, lgn�c � uspokaja� go Dauksza. Namiestnik podni�s� na niego przera�liwie smutne wejrzenie. � Mo�em i baba, rebelianci g�o�no wo�ali, �e ca�e wojsko Litwy to baby, �e tylko im �ebra� pod jasnog�rskim klasztorem, nie za� wojaczki pr�bowa�. Za� ty toasta wznosisz, by niecha� pomsty za krzywdy nasze. Nie mo�e tak by�! Do krwi ostatka sta� b�dziemy przy kr�lu, Lubomirskiego �ciga� jak psa! Dajcie kielicha, bo si� znowu pop�acz�. � Prawdziwie, �e ha�ba to by�a, a nie wojacka potrzeba � mrukn�� zamy�lony Gruszecki. Kalkstein spogl�da� po nich, nie wszystko jeszcze pojmuj�c. � Do pomsty nie starczy�o okazji? � pyta�. � Nie, bo wraz z listopadem r�ejm stan��. S�uchy wszako� id�, �e tak Lubomirski, jak i dw�r od nowa si� do wojny sposobi�, jeno po obcych dworach posi�ki by radzi otrzyma�. � Synaczka, jak s�ysza�em nad Dnieprem, do cara s�a� Lubomirski � sykn�� Zar�ba. � Kr�lowa na Szwed�w czeka, a i elektorowi by�aby wielce �askawa, gdyby da� pomoc cho�by kosztem ust�pienia mu przez Polsk� Elbl�ga � dorzuci� pu�kownik Dauksza. Kalkstein a� si� zerwa� na nogi. � By� to nie mo�e! Elbl�g elektorowi? Krwawemu Fryckowi, co jeno na ka�de Rzeczypospolitej czyha potkni�cie? � przetar� czo�o, spojrza� na gospodarza. � Je�li� tak, mo�e co nieco z waszego toastu zaczynam rozumie�. Elbl�g elektorowi... � Lubomirski mu pono i koron� polsk� ofiarowuje � burkn�� Poczobutt. Zapad�a cisza. Tylko Kunat brz�ka� kielichami, nieprzytomnie wychylaj�c jeden po drugim. � Druhowie sercu mojemu mili! Nie przystoi tak si� turbowa� przy Nowym Roku. Wypijmy za pomy�lny obr�t niegodziwej fortuny! � przerwa� wreszcie milczenie gospodarz. Wnet wino poprawi�o humory. Co si� turbowa�! Ma�o to Rzeczpospolita przechodzi�a wszelakich niedoli, a zaw�dy z nich wychodzi�a zwyci�sko? I teraz si� wszystko na dobre odmieni. � Hura, hura! Wiwat, wiwat! � bieg�y okrzyki, a� si� trz�s�a powa�a. Gdy za� zacz�o si� przeciera� za oknem, a z czupryn dymi�o ju� jak z komin�w, Poczobutt na nowy wpad� koncept. � Krzysztofa Horusz�* pomnicie? Co to ze swoj� Szwedk� ci�kie tempora przechodzi�? [* O wypadkach, kt�re doprowadzi�y Polsk� do zawarcia traktatu welawsko�bydgoskiego, o narastaniu opozycji antyelektorskiej w Prusach Ksi���cych, a r�wnie� o wcze�niejszych losach Kalksteina, Botha, Horuszy, Woyszwi��y i innych opowiada E. Paukszta w powie�ci �Strace�cy�, wydanej przez Wyd. MON w 1957 r.] � Jak�e, kr�lewiecki obro�ca, rad bym go do serca przycisn��! � porwa� si� Kalkstein. Inni te� podnie�li przyjazny wrzask: � Pod Trokami na ziemi siedzi, troch� w stron� Olkienik. A gdyby�my tak na ko� wsiedli, tabunikiem go najechali? W g�owach si� troch� przewietrzy, a cze�nik trocki, bo w takie ju� honory post�pi� Krzysztofek, piwniczk� z nasz� pomoc� osuszy � kontynuowa� Poczobutt. � Wiwat, wiwat! Kup� do Horuszy, kup�, panowie! *** Zdro�y�a ich droga do gniazda Horuszy. Noc niespana i trunki wypite zrobi�y swoje. Poniekt�rzy drzemali w takt r�wnego k�usa wprawionych w nocne przemarsze koni i dopiero widok l�ni�cych w s�o�cu dach�w budowli, wyrastaj�cych z boku trockiego go�ci�ca, od nowa pobudzi� przyklapi� energi�. � Cwa�em, mo�ci panowie, cwa�em, niech si� nas Krzysztofek jako Tatar�w jakowych wystraszy. Zerwali z kopyta, tabunikiem w kilkana�cie koni wraz si� sk��bili na przyciasnym podw�rzu. Dom mieszkalny niewielki by�, stary, jednym kra�cem wyra�nie si� ju� chyli� ku ziemi. Z progu wybiega� Horusza, po swojemu rozk�ada� ramiona, �ciska� zsiadaj�cych z koni znajomk�w, powtarza� w k�ko: � Kocik mile�ki, to rado�� dla hreczkosieja! � A ze mn� to ju� �aden si� nie przywita, cz�stochowskie wy wojsko? � zabrzmia� z nag�a tubalny g�os. Na wyra�ny przytyk obejrzeli si� gniewnie. Pierwszy Poczobutt rozpozna�, g�ba mu si� za�mia�a: � Woyszwi��o, ty�e� to, bo�winio kochana? � Patrzcie, mo�ci panowie, sam mnich�w o zmi�owanie pod murem prosi�, a nam Cz�stochow� przygania � Gruszecki odzyska� dobry humor. � A sam, sam, nawet�em z go�ciny Lubomirskiego korzysta�, dobrze pod jego namiotami si� jad�o � pokpiwa� Leon Woyszwi��o, ale w g�osie jego wyczuwa�o si� wyra�ny �al. � Do chaty prosimy, do chaty, koteczki wy moje mile�kie � zagarnia� go�ci Horusza. � Dla ciebie, Ludwiczku, tako� mam kogo� w noworocznym prezencie � schyli� si� ku uchu Kalksteina. Ten b�ysn�� oczyma, �miej�c� si� g�b� pierwszy tka� w sie� Horuszowej sadyby. Dobrze mu zrobi�a nocna jazda w zacnej kompanii, wspomnia�y si� dawne czasy, gdy z towarzyszami litewskimi na wroga chodzi�, dnie i noce przy szklenicy kiedy indziej si� bawi�, w niejednej romansowej przygodzie bra� udzia�. Nie ma to jak litewscy oficerowie! Mrucza� w ukontentowaniu, a wszystkie k�opoty czy niepewno�ci, kt�re go jeszcze niedawno trapi�y, nagle zmala�y, najbli�sza przysz�o�� zarysowa�a si� w r�owych barwach. � Ludwik! � us�ysza� w mroku sieni swe imi� i zdumia� si�, tak bardzo g�os by� mu znajomy. I zaraz zbli�y�a si� do jego twarzy twarz dziwnie wychud�a, u�cisn�y go twarde ramiona. Rozpozna� Kryszpina, o kt�rym nie dalej jak wczoraj tak mu si� markotnie my�la�o. � A ty sk�d�e tutaj, u Horuszy? � pyta� zdumiony, ale z rumorem wt�aczaj�ce si� towarzystwo rozdzieli�o ich, zagubi�o s�owa w og�lnym harmidrze. � To� si� synaczkowi naszemu b�dzie wiod�o w �yciu, je�li� zdrowie jego zapijemy w takiej kompanii! � rycza� Horusza. � Jam ojciec krzestny tego� ch�opysia. Wda� si� w Krystyn�. Jak malowanie � puszy� si� Woyszwi��o, z bocznej komnaty za r�k� ci�gn�� pani� Horuszyn�. Z lekko zaczepn� min� stan�a naprzeciw podpitej gromady go�ci, zawadiackich oficer�w, co to niczemu ju� na �wiecie nie zwykli si� dziwi�, a przyg�d z bia�og�owami nie liczyli, tyle ich by�o. Tymczasem teraz, stoj�c na wprost tej kobiety, stracili sw�j zwyk�y kontenans, milkli jeden za drugim, ten i �w nieznacznie usi�owa� przyodziewek doprowadzi� do porz�dku. � Jak mi B�g mi�y! � wyrwa�o si� Gruszeckiemu. Zar�ba oczy szeroko rozwar�, Poczobuttowi drga�y w�siki, inni zastygli kamieniem. By�o si� czemu dziwi�. Sta�a przed nimi kobieta dojrza�a, ale tak urocza, a przy tym dostojna, �e nawet na dworach magnackich bywa�ym brak�o s��w podziwienia. Ona, u�miechni�ta w pierwszej chwili, musia�a si� speszy� tym zbiorowym zachwytem, bo na blad� twarz rumie�ce wybi�y, du�e rz�sy zatrzepota�y nad b��kitnymi oczyma. D�oni� od niechcenia przeci�gn�a po w�osach jasnych, upi�tych wysoko nad g�ow�, i dopiero wyrzek�a g�osem troch� �ciszonym: � Bywajcie, waszmo�� panowie. Wielce wam z m�em radzi�my! Przypadali jeden za drugim do g�adkich r�k, przypominali si�, ju� jej wr�ci�a zwyk�a swoboda, �mia�a si�, szczeg�lnie ciep�o wita�a Kalksteina. � Pomn� ja ona przepraw�, gdy� mnie waszmo�� pan tak dzielnie od niebezpiecze�stw salwowa�. Jako i kochanego pana Leona zawdy najczulej wspominam... � I ksi�dza Tyszkiewickiego z jego �Mater Misericordiae� � za�mia� si� Woyszwi��o, do Horuszy zamruga�, wraz si� podsun�� bli�ej, szepn��: � Uda�a si� nam Krystynka, bacz dobrze, Krzysztof ku, by�my jej znowu po ca�ej Polsce nie musieli szuka�. � Zgi�e, przepadnij, czarna wrono, za takie wr�by! � zgani� go Krzysztof, ale ca�y promienia�. Woyszwi��o, na prawach najserdeczniejszego przyjaciela obojga ma��onk�w, a jeszcze kuma, ka�dej wolnej chwili w domu Horusz�w rezyduj�cy, a� zgina� si� wp� z wielkiej ochoty, tak lubi� postraszy� Horusz�. W oczekiwaniu, nim si� sto�y przysposobi dla takiej kompanii, rozeszli si� go�cie grupkami po izbach. Kunat ledwie zoczy� ��ko, ju� spa� na nim snem sprawiedliwego, chrapi�c dono�nie. Kalkstein obejrza� si� za Paw�em Kryszpinem. Sta� pobok, z t� swoj� wychud�� g�b� i z wyrytym na niej strapieniem. Przysiedli pod oknem na �awie kilimkiem zas�anej, pu�kownik otoczy� przyjaciela ramieniem. � Gadaj, Pawe�, jak�e jest? Takem si� ba�, �e ci� zmo�e chor�bsko. � Niewiele tu do gadania. W folwarku onym pod Borysowem, gdzie� mnie ostawi�, jak swoim mn� si� zaj�li. Baba stara by�a w pobli�u, co si� na leczeniu zio�ami wyznawa�a, okadza�a mi�, poi�a wszelak� obrzydliwo�ci�. Opowiadali mi to, samem bo jeszcze w niedziel� doj�� przytomno�ci nie m�g�. Potem si�y zacz�y wraca�. Pomnisz, jake�my nad maj�tno�ci� moj� stali ze�gwion�, rzek�em, �e �y� b�d�, bo mi pomsty potrzeba. Gdy ju� na grudzie� si� przewali�o, �niegi wielkie sypn�y, z przydanym mi jednym stajennym wr�ci�em na pogorze��... � C�e� ty? Czego tani szuka�? � Sam nie wiedzia�em, ci�gn�o mnie, �e ani si� wstrzyma�. Swoje� to z dziada pradziada, cho� biedne... Mus mi te� dowiedzie� si� by�o prawdy. My�la�em, z popio��w j� odczytam. Gdy�my na miejsce przybyli, odliga nasta�a, �lad by� wyra�ny. Podle brze�niaka grobowczyk by� nasz rodzinny, s�oty ju� z�ar�y �erdki, co go otacza�y woko�o. �onin� mogi�� wszako� nalaz�em, napis by� nie ca�kiem wytarty. Pomar�a w kr�tki czas p�niej, jakem do plenu si� dosta�... Niczego�my wi�cej nie doszli, chwast jeden bujaj�cy na pogorzeli, gdzie dawniej pokoje sta�y. Bole�� mnie �ar�a, niepok�j, co z c�rk� Ludmi��... Wok� ani psa zdzicza�ego, pustynia jedna, k�dy okiem nie si�gniesz. � Strach, co wojna robi, a tymczasem w Polsce brat z bratem wojuje � mrukn�� Kalkstein. � Mnie te� przysz�o niejedno przemy�le�. Ale zwa� po kolei. Ot� stoimy podle wzg�rza, sk�de�my z tob� pierwszy raz kl�sk� moj� ujrzeli, gdy �w stajenny r�k� wskazuje pod las. Widz�, pasemkiem dym �ciele si� wedle ziemi, �e to wilgno by�o i mg�a si� trzyma�a. Pier�cie� potem stajenny �w dosta� za dobre swe oczy... Ludmi�ka piastunk� mia�a, stare to by�o, bliskie sercu jak rodzina. Cudem jakowym� osta�a przez wszystkie nieszcz�cia, �y�a w�r�d pogorzeli w jamie, co�my w niej na zimowy czas buraki i kartofle chowali. Przy�lep�a, wi�cej r�kami wodz�c po mojej twarzy, ni�li wzrokiem poznaj�c, rozradowa�a si� wielce. �e to na mnie si� ostatkiem czeka�a. Wtedym prawd� rozezna�, w kt�rej Ludmi�ka wielk� rado�ci�, ale wszystko inne zmartwieniem. � To c� ci rzek�a piastunka? � zniecierpliwi� si� pu�kownik, ale zaraz, przestraszony ostrym tonem swoich s��w, ciep�o zajrza� w twarz przyjaciela. � �ona pomar�a w�asn� �mierci�, rok by� ci�ki, wszystko jej spad�o na barki, przemarzn�� musia�a pola pilnuj�c, przez niedziel� ju� jej nie by�o. Ludmi�ka wtedy wszystko uj�a w swe r�ce, nie dziwota to, twardy by� zaw�dy r�d Kryszpin�w. M�owie wojowali, bia�og�owom ostawa�o gospodarzenie. I rad� dawa�y. Tako� Ludmi�ka. Ch�opstwa jeszcze by�o cokolwiek, sz�o jako�. Pierwszy raz oddzia� kozacki zrabowa� wszystko i ogie� pod�o�y� przed dwoma niespe�na laty. Ludzi paru ubili, reszta uciek�a w bory. Gorzej by�o, ale Ludmi�ka strzeg�a dalej ojcowizny. Dopiero rok temu, jesie� ju� by�a, jak banda jakowa� � gada�a stara, �e ani rozezna�, Ruscy to czy inni � ot� banda noc� napad�a na dw�r. Bronili si� moi. Ludmi�ka im przewodzi�a, bo dziewucha i do wojaczki mia�a ochot�, nie pomog�o, wszystkich wybili, ona z jednym, co strzeg� ogrod�w, na drzewach znalaz�a ukrycie. Stamt�d widzia�a, jak ogie� trawi� wszystko bez zmi�owania. Zb�je odjechali, ale ju� nie by�o czego ratowa�. Tyle �e zmar�ych pogrzebali, jeszcze si� owa stara znalaz�a... Kryszpin urwa�, ci�ko sz�a mu opowie��. W�a�nie zbli�a� si� ku nim m�ody s�u�ebny, kielichy ni�s� nape�nione na tacy, oczyma �yska� sprytnie na strony. � Dla Boga, jegomo�� pu�kownik � zawo�a�, ma�o szk�a nie utr�ci� na ziemi�. � Uwa�aj, gapiu! Kt�e�, i� si� z takow� konfidencyj� do mnie odzywasz? � zaj�ty spraw� Kryszpina, niech�tnie spojrza� ku niemu Kalkstein. � To�em Janik, ten m�odszy, ze s�u�by pana cze�nika Horuszy. W Kr�lewcu przebywa�em, st�d znam waszej mi�o�ci s�aw�. Ju� my z ojcem od rado�ci przyj�� do siebie nie mo�emy, �e B�g salwowa� wasz� mi�o�� z niewoli � rozgada� si� ch�opak. � �al, �e Matula dzi� nie ma, on zaw�dy gada, �e jeno jegomo�� pu�kownik porz�dek zrobi� potrafi z elektorem. Na te ostatnie s�owa nie m�g� Kalkstein si� nie u�miechn��. � Widz�, �e chwackich s�u�ebnych ma pan cze�nik Horusza. Dawaj�e wreszcie to wino i zmykaj � klepn�� ch�opca przez rami� i zaraz zwr�ci� si� do Paw�a Kryszpina. � Praw dalej, niebywa�e to rzeczy i widzi si� mi, �e nie koniec jeszcze wszystkiego. � Bogdaj tam koniec � westchn�� Kryszpin, wina solidnie upi�, kielich na ziemi przy nodze postawi�. � Tak do wieczora czas im zeszed�, st�g siana sta� w polu, ku niemu z my�l� noclegu si� udawali, gdy zn�w je�d�cy jacy� wi�kszym oddzia�em wypadli boczn� drog� od lasu. To byli ludzie Tyzenhauza... Zn�w si�gn�� ku kielichowi. Kalkstein patrzy� na niego w napi�ciu. Pami�ta�, jak w niedawnych majaczeniach ci�gle wymienia� Kryszpin owo g�o�ne na Litwie imi�. � M�ody Tyzenhauz im przewodzi�. Zna�a go Ludmi�ka, wszystkim nam by� znajomy. W dalekiej linii po k�dzieli krewniakami jeste�my. Kto by tam zreszt� na Litwie nie by� Kryszpinom krewny lub powinowaty... Otoczyli tych troje, prawi�, �e band� nad wod� rozbili, zwiedzieli si� od pobitych, �e napad by� na nasze dworzyszcze. Jako krewniacy, wnet pognali w t� stron�... � �adnie to � wtr�ci� Kalkstein. Obruszy� si� Kryszpin, chuda jego twarz �ci�gn�a si� jeszcze bardziej, z oczu strzeli�y ognie. � Diab�a tam �adnie! Pewno�ci nie mam, ale tako mi si� zda, �e owa banda z przedednia to te� byli Tyzenhauzowi ludzie. Pojmujesz? � Nie � pokr�ci� pu�kownik g�ow�. � Ten�e� m�ody Tyzenhauz swojego czasu dwa razy przyje�d�a� do nas w go�cin� i napomyka�, czyby dozwolone mu by�o robi� powa�niejsze starania, bo Ludmi�a, kt�r� we Wilnie pozna�, mocno mu do gustu przypad�a. Rzek�em tedy, �e dziewczyna upatrzonego ma, a mnie Tyzenhauz�w bogactwo nie kusi. Nie od dzi� my z nimi na pie�ku, jako z bliskimi im Radziwi��ami, z onej linii kalwi�skiej, co to z niej zdrajca by� Janusz, a teraz jest Bogus�aw. Zaczynasz ju� pojmowa�? � Jakby mi co� �wita�o. � Pu�kownik, przechylony do przodu, uwa�nie �ledzi� za ka�dym s�owem. Wiedzia�, �e r�d Kryszpin�w, jeden z najstarszych na Litwie, wiele urz�d�w ongi� dzier�y�, a i dzi� jeszcze niema�o ma do powiedzenia. Niedziwne Kalksteinowi by�y te dawne zwady z familiami r�wnie urodzeniem znamienitymi. U�miechni�ty Janik zebra� pr�ne kielichy, dwa nowe, mieni�ce si� z�otym winem, cichutko podle oficer�w postawi�. Wraz je wypili. Na twarzy Paw�a pojawi�y si� rumie�ce. � Tak tedy, pomoc udaj�c czynion� krewniaczce, uwi�z� j� do siebie na zamek. Matka tam z nim przemieszkuje i ociec, kt�remu pomy�lenia brak, bo hulankom nazbyt folgowa� w m�odo�ci. Ogrodnika mojego na folwark gdzie� daleko pos�ano, piastunka jeszcze przed odjazdem k�dy� si� zawieruszy�a, jako �e upar�a si� wygl�da� mego powrotu. Doczeka�a, rzek�a to wszystko i, imaginuj ty sobie, ko�cz�c, nieomal na r�kach mi pomar�a. � Co z Ludmi��? � Tutaj jest, bo dzi�ki Woyszwille dom mi sw�j postawi� otworem im� pan cze�nik Horusza, tako� i m�j dawniejszy znajomek. Gdym si� bowiem o wszystkim dowiedzia�, ledwie grosz jaki we Wilnie zebrawszy, zaraz ruszy�em do Tyzenhauz�w. M�odego doma nie by�o, wojsko swoje powi�d� ku Wilnu na wezwanie hetmana Paca. Praw mi ojcowych starzy Tyzenhauzowie zaprzeczy� nie mogli. Ledwo�my koni nie umorzyli wracaj�c. � Nachyli� si� do Kalksteina. � Widzisz, ja wiem od Ludmi�ki, �e si� jej z uczuciem swoim gor�cym �w m�odzik ci�giem akkomodowa�, a czuj�, �e on si� zamierze� swoich nie zrzeknie. Butny to pan i za nic mu prawa publiczne czy prywatne. Dlatego si� teraz doj�� musz� w zaciszu, a potem... Urwa�, swym kolebi�cym krokiem podchodzi� ku nim Horusza. Twarz jego ja�nia�a zadowoleniem. � Tu�e� si� skry�, najmilszy Ludwiczku! Z Paw�em, widz�, dru�b� wznawiacie. � Uj�� ich pod ramiona: � Pozw�lcie, Krystyna do sto�u prosi. Powstali wszyscy, Kalkstein szepn�� jeszcze Kryszpinowi, �e si� nie ma o co turbowa�, bo wszystko si� na dobre obr�ci. Wallenrodt w Prusiech pan nie mniejszy od Tyzenhauza, a wszako Kalkstein�w zniszczy� nie zdo�a�. Ochoczo d��yli oficerowie ku izbie jadalnej, brz�kaj�c szablami i w�sy kr�c�c na widok uroczej gospodyni. � �ebym tak skona�, ale� nic si� nie zmieni�a przez lat bez ma�a dziesi�� � tubalnym g�osem szepta� Zar�ba do Poczobutta. Przy drzwiach starszy Janik zatrzyma� dyskretnie Horusz�, odwo�a� na stron�. Gospodarz, przepraszaj�c, gestem d�oni wskaza� na sto�y, a sam po�pieszy� ku sieni. Pu�kownik Gruszecki tymczasem pierwszy toast ju� wznosi� na r�ce gospodyni: � By si� wam, pani najmilsza, coraz lepiej wiod�o z ka�dym rokiem. W tym za�, 1666, co trzy sz�stki ma, liczby osobliwie przez astrolog�w ulubione, by�cie si� w szcz�ciu p�awili, jako�cie na to wraz z m�em zas�u�yli po stokro�. � Hura! Cze�nikostwo niech �yj�! � krzykn�� Zar�ba. � Hura! Hura! Wiwat! � porwali si� wszyscy z miejsca. � Wszako� ja nijak oswoi� si� nie mog� z tym cze�nikostwem � za�mia� si� Kalkstein. � Ba, �eby�cie wiedzieli, jakie Krzysztofek w ca�ej ziemi trockiej ma powa�anie. Na sejmiku dwakro� bodaj ju� marsza�kowa�, u Pac�w on tak�e w faworach, g��wnie u wojewody trockiego. S�uchy chodz�, wrychle do samej Warszawy pos�owa� b�dzie Woyszwi��o w g�os chwali� druha i kompana. O�ywi�o si� woko�o sto��w. Janikowie, tak jak i w Kr�lewcu, przy wojskowych chodzili, jaki� starszy s�u�ebny pomaga�, a bystre oczy pani Krystyny pilnie �ledzi�y, zali go�ciom niczego nie braknie. Ma�o kto zwr�ci� uwag� na przyd�ug� nieobecno�� Horuszy. Woyszwi��o ra�nie cz�stowa� go�ci w zast�pstwie gospodarza. Pan Krzysztof spory czas poza jadalnym zabawi�, w�lizn�� si� potem cichaczem, siad� na swym miejscu, kilkakro� usta rozwiera�, jakby rzec co� pragn��, ale da� pok�j, tylko zach�ca� go�ci do jedzenia i picia. Woyszwi��o widzia�, �e sam jednak kielichy z rzadka wychyla�, co za� na talerz w�o�y�, to nie ruszone osta�o. Dopiero gdy biesiadnicy zacz�li odsuwa� si� z krzes�ami od sto�u, a Horusza cichutko uderzy� no�em o kielich i podni�s� si�, przygarbiony jaki�, ci i owi zwr�cili na to uwag�, i wszystko zacich�o. � Serca mego towarzysze i druhowie najmilsi. Tusz�, �e wybaczycie, �em obowi�zk�w gospodarza w swych skromnych progach nie ca�kiem potrafi� dzisiaj dope�ni�. Sta�o si� to krom �a�o�ci wielkiej, kt�ra na serce mi pad�a. Wie�ci bolesne nadesz�y... Je�lim czeka� z ich oznajmieniem, to dlatego jedynie, by�cie g��d w ochocie zdo�ali zaspokoi�... Za�ama� mu si� g�os, urwa�, a potem cicho, szybko jako� wyrzuci� z siebie: � Contemptor mortis*, a wszako w ko�cu ulec jej musia�... Hetman pomar� w trzydziesty dzie� grudnia. [* Contemptor mortis � gardz�cy �mierci�.] Porwali si� z miejsc. � Hetman? � Pawe� Sapieha?! � Ojczulek m�j najmilejszy! � zakrzykn�� Kalkstein, ale zaraz usta mu si� zwar�y, a twarz st�a�a. 3 Podnosz�c g�ow� znad pisma, pu�kownik spogl�da� na wracaj�c� z rannej przechadzki c�rk� Kryszpina. Gdyby nie wiedzia�, �e Ludmi�a dobiega�a dwudziestu wiosen, trudno by�oby mu jej lata okre�li�. Czasami zdawa�a si� by� podlotkiem, zw�aszcza gdy ubawiona czym� zanosi�a si� mocnym �miechem, g�ow� w ty� przechylaj�c, kiedy indziej wygl�da�a powa�niej, zafrasowana marszczy�a brwi, my�li jej na pewno dalekie by�y wtedy od weso�o�ci. Czarna, o ciemnej jako i ojciec cerze, bardzo do niego podobna, sta�a teraz, spogl�daj�c poprzez �niegi na widniej�ce nie opodal lasy. T�skni� musia�a za bezmiarami puszcza�skimi opodal Szk�owa, k�dy si� rodzi�a i dzieci�stwo jej ca�e min�o. Twardo ten las chowa� i przygraniczna ziemia, gdzie szabl� trzeba by�o cz�ciej w�ada� ni� ima� si� r�czek p�uga, tote� mocna by�a, rozros�a, o u�cisku d�oni silnym jak u �o�nierza. Gdy wczoraj ujrza� j� stoj�c� przy Horuszynie, a� zdumia� si� przeciwie�stwu tych dwu kobiecych postaci. Ju� nie w barwie w�os�w czy oczu, ale w tym wszystkim, co �wiadczy�o o wychowaniu, a raczej o warunkach, w jakich si� wychowywa�y. Ludmi�ce, o wiele m�odszej, r�wnie� urodziwej jak rzadko, brak�o Krysinej kobieco�ci i delikatno�ci obej�cia; ruchy mia�a ostrzejsze, ch�opi�ce, nawet g�os twardszy, jak ka�dy, co przywyk� wydawa� rozkazy. Skrzypn�y drzwi, dobieg� jeszcze z oddali g�os Ludmi�ki, ucich�o. Kalkstein strzepn�� z papieru piasek do specjalnej miseczki, od nowa czyta� sw�j list do �ony. T�sknota zasnu�a mu wejrzenie. Z wielk� czu�o�ci� pomy�la� o El�biecie, kt�ra tkwi�a w Romitten przez wszystkie te lata, otoczona niech�ci� m�owskiej rodziny i z�o�liwym w�cibstwem Feltau�w czy Wallenrodt�w. Czas bie�y, dwa miesi�ce ju� min�y od powrotu jego z niewoli, a dotychczas nie wie, czy s� jakie nadzieje na zaci�g, na zaszczyty w Rzeczypospolitej, czy te� jak chudopacho�ek wraca� b�dzie musia� do Prus, wywo�uj�c na usta swych przeciwnik�w u�mieszek kpiny, �e tak go ta Polska nagrodzi�a za lata wiernej s�u�by. Gdyby Sapieha nie zmar�, �ywe by�yby nadzieje: kochany ojczulek nie opu�ci�by go na pewno. Ale teraz? U Pac�w szcz�cia mu szuka�? Lakowa� piecz�cie, zebra�o si� sporo tych pism; nim odpowiedzi nadejd�, b�dzie ju� wiadomo o jego losach. Przeci�gn�� ramiona. Przez czas niewoli odzwyczai� si� od pisania, nu�y�o go teraz. Zn�w wyjrza� na dw�r. By�o blisko po�udnia. Dzie� rozkwit� s�oneczny, mro�ny jak i poprzednie, ostro trzyma�a zima na prze�omie tych lat. Powietrze by�o przejrzyste, horyzont zdawa� si� przez to przybli�a�, sinia�a ciemna krecha las�w. Horusza zapowiada� polowanie, mo�e si� trafi okazja, zwierz tu mniej przep�oszony ni�eli w borach bli�szych terenom niedawnych zmaga� wojennych. Woyszwi��o z Horusza powinni nad wiecz�r powr�ci�. Na pro�by Krzysztofa skorzysta� z jego go�ciny, przyjaciel zapewnia�, �e prze w�cha niekt�re sprawy, u�atwi drog� do rozm�w. Niby lat tylko dwoje min�o, a tak wiele si� zmieni�o na Litwie. Nie �y� ju� podkanclerzy Naruszewicz, serdeczny przyjaciel, dogorywa� staruszek biskup wile�ski Bia��ozor, nade wszystko hetmana zabrak�o, umi�owanego Paw�a Sapiehy. Nowi ludzie na urz�dach woko�o, Pacowie przewa�nie, cz�ci� Radziwi��owie. Trzeba dopiero szuka� do nich dost�pu. � Darujcie,