16097
Szczegóły |
Tytuł |
16097 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16097 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16097 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16097 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
James Samantha
Jankeska
Prolog
Anglia 1790
Wysoka, poro�ni�ta bluszczem brama strzeg�a wjazdu do Farleigh
Hall. D�uga, szeroka aleja dojazdowa wi�a si� mi�dzy pi�knymi, tarasowo opadaj�cymi ogrodami i wysadzanymi cisami �cie�kami. Jednak najwi�ksze wra�enie robi� sam dw�r -majestatyczna budowla o okaza�ej fasadzie. Prowadzi�y do niego szerokie kamienne stopnie. Frontow� �cian� zdobi�y smuk�e, dwudzielne okna, okolone od wewn�trz po�yskuj�cymi z�otem jedwabnymi kotarami. Widok ten jednocze�nie zachwyca� i wzbudza� l�k. We wschodnim skrzydle, pod czujnym okiem guwernera, pana Findleya, odbywali nauk� dwaj ch�opcy. Coraz cz�ciej jednak ich wzrok bieg� ku oknu, kt�re ze wzgl�du na ciep�e czerwcowe popo�udnie by�o lekko uchylone. Starszy z nich mia� dziesi�� lat i jasne w�osy, m�odszy za�, sze�cioletni - kruczoczarne. Obaj spogl�dali na �wiat po�yskuj�cymi niczym srebro szarymi oczami, kt�re odziedziczyli po ojcu. W�a�nie na niego czekali z takim niepokojem, nie mog�c usiedzie� z niecierpliwo�ci. W ko�cu pan Findley wzni�s� oczy i machn�� niecierpliwie d�o�mi. - Do�� tego!- rzuci� gniewnie. - Macie w g�owach tylko siano. Wasz ojciec wraca dopiero wieczorem, ale czy� moje s�owa cokolwiek tu znacz�? Wiedza to niezwykle cenny dar, lecz zdaje si�, �e �aden z was tego nie rozumie.
Obrzuci� ch�opc�w spojrzeniem, w kt�rym lekcewa�enie miesza�o si� z zazdro�ci�, mrucz�c co� pod nosem o niesprawiedliwo�ci losu. Nawet je�li w g�owach b�d� mieli pusto, to w kiesach nie zabraknie im grosza. Byli wszak synami si�dmego ksi�cia Farleigh, jednego z najmaj�tniejszych par�w Anglii. W tej samej chwili da� si� s�ysze� turkot zbli�aj�cego si� powozu. Poch�oni�ty my�lami pan Findley nic zwr�ci� na to uwagi. Pow�z tymczasem zajecha� ju� przed dw�r. Starszy z ch�opc�w pu�ci� si� biegiem po szerokich marmurowych schodach. M�odszy pr�bowa� p�j�� za jego przyk�adem, przebieraj�c szybko szczup�ymi n�kami, lecz zosta� daleko w tyle. Kiedy dobieg� do podw�jnych drzwi wej�ciowych, z powozu wysiada� w�a�nie przystojny m�czyzna w eleganckim, pasiastym, jedwabnym surducie i jasnych obcis�ych spodniach. - Tatusiu! - B�yszcz�ce rado�ci� oczy starszego z ch�opc�w wpatrywa�y si� z zachwytem w rodziciela. - Strasznie za tob� t�sknili�my. Bardzo lubi� lekcje konnej jazdy z Ferrisem. ale wol� z tob�. Wzrok ksi�cia spocz�� na z�otow�osej g��wce synka, potem przesun�� si� po arystokratycznej twarzyczce, kt�ra tak bardzo przypomina�a... Bo�e, jaki� ten ch�opiec jest podobny do matki! - Ja tak�e, Stuarcie - odpowiedzia� ze �miechem. - Bardzo cz�sto my�la�em w czasie podr�y o naszych lekcjach, dlatego nie mog�em si� oprze� i przywioz�em ci prezent. Da� znak lokajowi. Na podje�dzie rozleg� si� stukot ko�skich kopyt. Oczom zebranych ukaza� si� je�dziec, prowadz�cy ma�ego bia�ego kucyka. - Och, tatusiu! - westchn�� ch�opiec z zachwytem. - Przywioz�e� mi kucyka. Ojej! B�dzie si� nazywa� Bia�y Tancerz. Ksi��� u�miechn�� si� pob�a�liwie i podprowadzi� konika. - Nie ma lepszego prezentu dla ksi�cia Farleigh - oznajmi�. �aden z nich nie zauwa�y� ma�ego Gabriela, kt�ry wpad� mi�dzy nich jak strza�a. - Kucyk! - wykrzykn�� z rado�ci�. - Tatusiu, przywioz�e� nam kucyka! - Z dzieci�c� �ywio�owo�ci� wyci�gn�� r�k� w stron� zwierz�cia. Nag�y ruch przestraszy� zwierz�. Szarpn�o si� w ty� i unios�o przednie nogi. Stuart gwa�townie odskoczy�, o w�os unikaj�c zderzenia z kopytami, - Ten kucyk jest dla twojego brata, nie dla ciebie! - rzuci� gniewnie ksi���. - I c� ty, na lito�� bosk�, wyprawiasz? P�oszysz tylko konia. Tw�j brat m�g� zgina�. - On nie chcia� zrobi� nic z�ego - uj�� si� za bratem Stuart - tylko pog�aska� kucyka. Prawda, Gabrielu? Zapytany nie odezwa� si� s�owem. Bardzo zabola�a go dezaprobata ojca. Pochyli� nisko ciemn� g��wk�. Usta zacz�y mu dr�e�, w oczach pojawi� si� smutek. - Zapewne masz racj�. - Ksi��� nawet nie stara� si� ukry� zniecierpliwienia. - Jednak by�oby lepiej, gdyby zachowywa� si� tak jak ty. Tw�j brat bywa czasami niezno�ny. Ch�opiec jeszcze ni�ej spu�ci� g�ow�. - A co przywioz�e� Gabrielowi, tatusiu? - zapyta� Stuart, pragn�c pocieszy� brata. - Dobry Bo�e! - westchn�� ksi���. - By�em tak zaj�ty wybieraniem ci kucyka, �e zupe�nie o tym zapomnia�em. Ale nic si� nie sta�o. Nast�pnym razem co� mu przywioz�. A teraz chod�, Stuarcie. Mamy ze sob� wiele do pom�wienia. Postanowi�em bowiem, �e b�dziesz mi towarzyszy� przy kolejnej mojej podr�y do Londynu. Stuart z dumnie wypi�t� piersi� poszed� za ojcem. Kiedy dotarli do drzwi, ksi��� odwr�ci� si� nagle, jakby sobie o czym� przypomnia�, i poklepa� Gabriela po g�owie, niczym swojego ulubionego pupila, po czym ruszy� do hallu. Ch�opiec nie by� jednak ani jego ulubie�cem, ani pupilem. By� tylko dzieckiem, kt�re nie mog�o zrozumie�, dlaczego ojciec tak je lekcewa�y.
Za to matka doskonale to rozumia�a. W jednym z okien na pi�trze poruszy�y si� jedwabne zas�ony. Nie zauwa�ona przez ca�� tr�jk� lady Caroline Sinclair, ksi�na Farleigh, obserwowa�a ca�� scen�. Na jej twarzy malowa� si� smutek, jak ka�da matka czu�a bowiem, �e jej dziecku sta�a si� krzywda. Tak bardzo stara� si� zadowoli� ojca, zwr�ci� na siebie jego uwag�. Edmund jednak by� �lepy i g�uchy. W�a�ciwie ledwie go zauwa�a�. Ulubie�cem ksi�cia by� jego pierworodny. Lady Caroline obawia�a si�, �eby drugi syn nie podzieli� losu drugiej �ony. Przypomnia�a sobie dzie�, w kt�rym Edmund przyszed� si� o�wiadczy�. - Stuart potrzebuje matki, a ja �ony - oznajmi�. Jaki� by� pyszny, arogancki i wynios�y. W�wczas zbytnio si� tym nie przej�a, bo mi�o�� przes�ania�a jej rozs�dek. Pokocha�a Edmunda od pierwszego wejrzenia i by�a szcz�liwa, �e wybra� w�a�nie j�. Naiwnie wierzy�a, �e pewnego dnia i on j� pokocha. Zrobi�a wszystko, by zas�u�y� na jego mi�o��. Niestety okaza�o si�, �e jego serce pozosta�o przy pierwszej zmar�ej przed kilkoma laty �onie. Przycisn�a dr��ce palce do czo�a. Musi by� silna. Ma przecie� Gabriela. Dla dziecka potrafi znie�� wszystko -i krzywd�, i b�l. On jest wszystkim, co jej pozosta�o. Z ci�kim sercem, lecz z u�miechem na twarzy, zesz�a na d� do hallu. Ch�opiec wci�� sta� tam, gdzie go pozostawiono. Opuszczony i zapomniany przez wszystkich. W jego duszy narasta� bunt i sprzeciw. Dziecko nie zapomina wyrz�dzonych mu krzywd. �agodnie, lecz stanowczo, wysun�� si� z czu�ych obj�� matki. Nic chcia�, by si� nad nim litowano. W oczach b�ysn�a duma. W�a�nie duma nie pozwoli�a mu uroni� ani jednej �zy. By� przecie� synem swego ojca. Nawet nie przypuszcza�, jak bardzo jest do niego podobny.
Rozdzia� pierwszy
Charleston, Karolina Po�udniowa, 1815
Znieba la�y si� strugi deszczu, mocz�c �mia�k�w, kt�rzy odwa�yli si�
wyj�� na dw�r, a cuchn�ce, poryte koleinami zau�ki zmieniaj�c w grz�skie bajora. Ale na g��wnej sali, w ober�y ''U Czarnego Jacka" by�o ciep�o, gwarno i weso�o. Cho� mie�ci�a si� w odleg�o�ci zaledwie kilku przecznic od nabrze�a, schodzili si� do niej go�cie z ca�ego miasta. Nale�a�a do najlepiej prosperuj�cych zajazd�w w okolicy. S�yn�a z wybornego jad�a, czystej po�cieli i grzecznej obs�ugi, a wszystko za godziw� cen�. W t� d�d�yst�, ponur� noc, przy stole w k�cie sali, siedzia�o dw�ch elegancko odzianych d�entelmen�w. Jeden z nich mia� w�osy czarne jak heban, drugi by� ciemnym blondynem o szczup�ej sylwetce. Po tygodniach sp�dzonych na morzu z przyjemno�ci� zamienili ciasne kajuty na ciep�e i wygodne pokoje w ober�y. - Za nasz szcz�liwy powr�t do Anglii i za �wie�o upieczonego hrabiego Wakefield i jego przysz�� �on� - zawo�a� ze �miechem Christopher Marley. Jego towarzysz. Gabriel Sinclair, nie podziela� jednak weso�o�ci przyjaciela. Niech�tnie my�la� o o�enku. Nie le�a� on w jego planach. Zapatrzy� si� w kielich, jakby ujrza� w nim wszystkie tajemnice �wiata. Ostatnie tygodnie by�y jednym nic ko�cz�cym si� koszmarem. Stuart zmar�, �miertelnie raniony w bitwie pod Nowym Orleanem. B�l
�cisn�� serce Gabriela. Prawd� powiedziawszy, zupe�nie nie by� przygotowany na �mier� brata. On i Stuart jako� nie potrafili si� do siebie zbli�y�, a z up�ywem lat jeszcze si� od siebie oddalili. Gabriel wyjecha� z Farleigh w dniu pogrzebu matki i nigdy do niego nic powr�ci�. Zerwa� wszelkie kontakty z ojcem i zaj�� si� z powodzeniem przewozem towar�w drog� morsk�. Bez �alu porzuci� rodzinne dobra i wszystko, co si� z nimi wi�za�o. Ojciec w og�le si� nim nic interesowa�. Nie pr�bowa� go odnale�� nawet w�wczas, kiedy zaci�gn�� si� do wojska i wyruszy� przeciw Napoleonowi. Przez pi�� lat Gabriel nie mia� od niego �adnej wiadomo�ci. Jakby jego m�odszy syn nigdy nic istnia�. Wszystko si� zmieni�o wraz ze �mierci� Stuarta. Przypomnia� sobie spotkanie z ojcem, kt�re odby�o si� w gabinecie jego londy�skiego domu, kiedy to dowiedzia� si� o �mierci brata. Ojciec nic si� nic zmieni�. Wci�� by� jak dawniej arogancki i w�adczy. - Jeste� teraz hrabi� Wakefield. przysz�ym ksi�ciem Farleigh - oznajmi� lodowatym tonem, kt�rego Gabriel tak bardzo nienawidzi�. - Twoim obowi�zkiem jest o�eni� si� i da� mi wnuka, kt�ry przed�u�y lini� rodu. Obowi�zek. Jakim wstr�tem napawa�o go to s�owo. Dot�d niewiele my�la� o obowi�zku, bo to Stuart mia� zosta� hrabi� Wakefield. - Kobiety s�u�y�y mi do r�nych cel�w, zar�wno w �o�u. jak i poza nim, ojcze. - U�miechn�� si� z�o�liwie i patrzy� z saty sfakcj�, jak na twarzy ojca pojawia si� wyraz niesmaku. - Nigdy jednak w celach matrymonialnych. Edmund �ci�gn�� gniewnie przypr�szone siwizn� brwi. Jego wci�� g�ste, pomimo up�ywu lat, w�osy mia�y ten sam stalowo-szary odcie�. - Na to wygl�da - rzuci� oschle. - Informowano mnie o two ich... poczynaniach. Mia�e� wiele kochanek, lecz nigdy �ony. U�miech znikn�� z twarzy Gabriela. Jak ten cz�owiek �mie go szpiegowa�?! Z trudem powstrzyma� wybuch gniewu. - Z tytu�em wi��e si� odpowiedzialno��, Gabrielu - ci�gn�� dalej ksi���. - Tw�j dotychczasowy tryb �ycia musi ulec zmianie. Przede wszystkim powiniene� si� o�eni�. Skoro, jak rozumiem, nie masz �adnej kandydatki, proponuj�, by� po�lubi� dawn� narzeczon� Stuarta, lady Evelyn. Gabriel wiedzia�, �e brat zar�czy� si� z lady Evelyn. c�rk� ksi�cia Warrenton. najbli�szego s�siada Farleigh w hrabstwie Kent. - Nie widz� �adnych przeciwwskaza� w tym wzgl�dzie doda� Edmund. Gabriel by� tak zaskoczony, �e na chwil� straci� g�ow�. Dopiero p�niej doszed� do wniosku, �e w�a�ciwie powinien si� tego spodziewa�. Z trudem powstrzyma� ch�� wyj�cia z gabinetu i pos�ania ojca do diab�a. Mia� wiele wad, lecz nie by� g�upcem. Farleigh to rozleg�e dobra, a w dodatku mia� w przysz�o�ci otrzyma� tytu� ksi�cia. Nie odrzuca si� takich perspektyw. Mo�e los chcia� w ten spos�b os�odzi� mu smutne lata dzieci�stwa? - No wi�c? - A� za dobrze zna� t� nut� zniecierpliwienia w g�osie ojca. - Nie masz mi nic do powiedzenia, Gabrielu? Skoro tak, to zak�adam, �e si� zgadzasz. Gabriel zacisn�� d�onie w pi�ci. - Ojcze - powiedzia� ze �miertelnym spokojem. - Nic si� nie zmieni�e� przez te wszystkie lata. Nie uznajesz �adnej innej woli poza swoj� w�asn�. Czy mia�oby dla ciebie jakie� znacze nie, gdybym si� sprzeciwi�? Jednocze�nie pomy�la�, �e potrzebuje czasu, by si� nad tym zastanowi�. Co do jednego nie mia� w�tpliwo�ci. Je�li zdecyduje si� po�lubi� lady Evelyn, to tylko z w�asnej nieprzymuszonej woli. Tak jak przypuszcza�, ksi��� zignorowa� jego szydercz� uwag�. - A wi�c postanowione. Warrenton i jego c�rka zgadzaj� si� na ten zwi�zek. Trzeba niezw�ocznie og�osi� wasze zar�czyny. - Nie. Mam do za�atwienia interesy w Ameryce. M�j statek
odp�ywa jutro o �wicie. Musz� wi�c nalega� na od�o�enie tej sprawy do mojego powrotu. Niech�� ksi�cia do Jankes�w by�a powszechnie znana. Nikt si� temu nic dziwi�, wiedz�c, co spotka�o jego �on�, a teraz syna. Edmund zacisn�� gniewnie wargi. Nie widz� powodu do zw�oki... - Ale ja widz�- wszed� mu w s�owo Gabriel. Wstrzymanie si� z tym na kilka miesi�cy by�oby bardziej stosowne ze wzgl�du na �mier� Stuarta. Poza tym uznano by to za niew�a �ciwe, gdyby mnie zabrak�o podczas og�aszania tej wiadomo�ci. - Wzruszy� ramionami i doda� z niezm�conym spokojem: -Par� miesi�cy niczego tu nie zmieni. - Oczywi�cie masz racj� - odpowiedzia� Edmund po d�u� szym zastanowieniu. Og�osimy wasze zar�czyny, jak tylko wr�cisz do Londynu. Gabriel skonstatowa� z zadowoleniem, �e ojciec z trudem hamuje gniew. Niewielkie to zwyci�stwo, ale zawsze co�.
U�miechn�� si� ironicznie. - Wkr�tce po�lubi� kobiet�, kt�rej r�d nale�y do najstarszych w Anglii. Masz racj�. Christopherze. Wznie�my toast za po�� czenie rod�w Warrenton i Farleigh. - Uni�s� w g�r� kufel. Niech b�d� przekl�ci! Christopher przygl�da� si�, jak Gabriel opr�nia do dna kufel z piwem. Przed oczami stan�� mu obraz bladej, eterycznej blondynki, kt�r� mia� po�lubi� jego przyjaciel. Westchn��. Czego by nic da� za to, by m�c znale�� si� na miejscu Gabriela. Ale dla zwyk�ego baroneta urocza Evelyn by�a r�wnie nieosi�galna jak gwiazdy. - Lady Evelyn nie jest przecie� potworem, Gabrielu. Wprost przeciwnie, jest niezwykle urodziwa. Na twoim miejscu nic traktowa�bym tego, co ci� czeka, jak dopustu bo�ego. Gabriel nic na to nie odpowiedzia�. Odziedziczy� ju� po Stuarcie tytu�, wi�c dlaczego nie narzeczon�? - pomy�la�. Tak po prawdzie to nic o samo ma��e�stwo tu chodzi�o. Christopher ma racj�. Evelyn nie jest brzydka. W dodatku jest cicha, nie�mia�a i chyba si� go boi. Zrobi to, co jej ka��, i nie o�mieli si� sprzeciwi�. C� to ma za znaczenie, �e wkr�tce b�dzie �onaty? Ma��e�stwo i wierno�� rzadko chodz� w parze. Wszyscy uwa�aj� za normalne to, �e m�czyzna sypia tam, gdzie chce, i z kim chce. Nic, w niczym to nie zmieni trybu jego �ycia. Jednak na sam� my�l o o�enku czu� pal�cy gniew. Najbardziej oburza� go fakt, �e to ojciec kaza� mu si� o�eni� z Evelyn. Uzna� zapewne �e syn spe�ni jego polecenie. Arogancki tyran! - Nic przypuszcza�em, �e o�eni� si� z obowi�zku - powie dzia� po chwili, po czym doda� gniewnie: - W�a�ciwie to wcale nie mia�em zamiaru si� �eni�. Kiedy ober�ysta stawia� przed nimi talerze z pieczon� wo�owin�, pieczonymi karczochami i soczyst� szynk�. Christopher w milczeniu przygl�da� si� przyjacielowi. Odk�d pami�ta�, Gabriel zawsze mia� charakter porywczy i buntowniczy. Poznali si� w Cambridge. Ju� wtedy stosunki mi�dzy nim i ojcem by�y ch�odne. Teraz jednak wyczuwa� w nim
G�o�ny �miech przywo�a� go do rzeczywisto�ci. Co takiego
powiedzia� Christopher? ''Za hrabiego Wakefield i jego przysz�� �on�." Uni�s� w g�r� brew. W tej chwili pr�dzej by po�lubi� odra�aj�c� wied�m� ni� lady Evelyn. - Dopiero co przyp�yn�li�my - rzuci� lekkim tonem. Chcesz wyjecha� bez posmakowania wszystkich przyjemno �ci, jakie oferuje nam Charleston? O ile sobie przypominam. w czasie naszej ostatniej tu bytno�ci niemal wszystkie poko j�wki w mie�cie a� si� pali�y do spotkania z angielskim ostrzem. Christopher zbyt dobrze zna� przyjaciela, by nie zwr�ci� uwagi na ten pozornie beztroski ton.
Co� ci� trapi - zauwa�y� ze spokojem. Trapi? Czemu mia�by si� trapi� spotkaniem z ojcem?
jak�� twardo��, milcz�cy up�r, kt�ry pojawi� si� po �mierci matki. M�g�by przysi�c. �e Gabriel wini ojca za jej �mier�... A przecie� �mier� Caroline by�a tragicznym wypadkiem. Nie zapyta� jednak Gabriela. dlaczego ojca czyni za ni� odpowiedzialnym. Istnia�y pewne granice, kt�rych nie nale�a�o przekracza�. - Niekt�rzy z ochot� weszliby w ten ma��e�ski interes stwierdzi� na koniec. - Niestety, wi��� si� z tym pewne obo wi�zki. Gabriel roze�mia� si� szorstko i chwyci� za widelec. - Masz racj�. Kobiety uwa�aj� �e m�czy�ni s� wolni. Ale ma��e�stwo jest po to, by zdoby� to, czego si� nie ma. Czy� nie na ironi� zakrawa fakt. �e kobieta obdarzona urod� pragnie po�lubi� maj�tek? Je�li za� jest bogata, to w og�le nie musi wychodzi� za m��. M�czyzna natomiast... no c�, je�li m� czyzna chce mie� dziedzica, musi znale�� sobie �on�. B��kitne oczy Christophera rozb�ys�y weso�o�ci�. - Mo�e przysz�e ma��e�stwo utemperuje tw�j charakter. Zachichota�. - C� za intryguj�ca perspektywa. Gabriel po raz pierwszy roze�mia� si� weso�o. W istocie, intryguj�ca - przyzna�. - Czy� jednak mo�liwa? - Pokr�ci� glow� z pow�tpiewaniem. - Nie s�dz�. Doskonale wiedzia�, �e opinia rozpustnika, jak� si� cieszy� w towarzystwie, jest w pe�ni zas�u�ona. O rozpu�cie wiedzia� wiele, o cnocie - prawie nic. - Proponuj�, by�my zaj�li si� przyjemniejszymi sprawami rzek� lekkim tonem. - Ciekaw jestem, jakie� to nowe kwiatuszki rozkwit�y w czasie naszej nieobecno�ci. Z zaciekawieniem powi�d� wzrokiem po sali. Do jednego z w�a�nie zwolnionych sto��w podesz�a dziewczyna, by sprz�tn�� puste kufle. Mia�a szerokie biodra, du�e br�zowe oczy i pulchne rumiane policzki. Kiedy spostrzeg�a, �e jest obserwowana, u�miechn�a si� promiennie i pochyli�a ni�ej nad sto�em. Bluzka rozchyli�a si�. ods�aniaj�c bujne piersi. - Oho! - mrukn�� Christopher. - Trudno nazwa� ch�odn� t� prezentacj� kobiecych wdzi�k�w, nie s�dzisz? - W istocie - przyzna� Gabriel rozbawiony zachowaniem dziewczyny. Jej intencje by�y zupe�nie oczywiste. Jak na m�j gust troch� za obfita powiedzia�. Christopher wybuchn�� �miechem. - Na pewno by�aby dobr� �on� dla jakiego� wie�niaka. W lej chwili ukaza�a si� druga dziewczyna. Wysz�a w�a�nie z kuchni, w po�piechu zawi�zuj�c w pasie fartuch. Ile� w niej by�o m�odzie�czego wdzi�ku. Kolor w�os�w przywodzi� na my�l ogie� p�on�cy na kominku - ekscytuj�ca kombinacja bursztynu i z�ota. Zwi�zywa�a je w ciasny w�ze� na karku. Gabriel nic m�g� si� oprze� wra�eniu, �e dziewczyna stara si� ukry� sw� urod�. Christopher pod��y� za jego wzrokiem i uni�s� w g�r� brew. - Oto dziewcz�, kt�re sprawi�oby przyjemno�� zar�wno oczom, jak i ustom. Natura hojnie j� obdarzy�a. W niczym nie ust�puje pannom z towarzystwa. Mog�aby wysoko mierzy�, nie s�dzisz? Gabriel nie spieszy� si� z odpowiedzi�. Zreszt� jego wzrok m�wi� sam za siebie. Christopher westchn�� z �alem, bo sam z przyjemno�ci� posmakowa�by takiej pi�kno�ci, lecz Gabriel dostrzeg� j� pierwszy. Nie m�g� oderwa� od niej wzroku. Ubrana by�a tak jak jej towarzyszka, w zniszczon�, mu�linow� sukienk�, kt�ra niegdy� by�a zielona. Kwadratowy dekolt by� g��boko wyci�ty. Dziewczyna nios�a przed sob� ci�k� tac� z kuflami pieni�cego si� piwa, zmierzaj�c ku przeciwleg�emu ko�cu sali. Nie usz�o uwagi Gabriela, �e jej r�ka cz�sto w�druje ku dekoltowi, kt�ry ods�ania� zaledwie skraj mi�kkich kr�g�o�ci. U�miechn�� si� lekko, stwierdzaj�c ze zdziwieniem, �e bardziej fascynuje go to, co zosta�o skromnie ukryte, ni� to, co druga dziewczyna tak bezwstydnie ods�oni�a. Zniszczona sukienka podkre�la�a niezwykle szczup�� sylwetk�
dziewczyny. Wyda�a mu si� dziwnie nie na miejscu, niczym delikatny r�any kwiatek w�r�d ciernistych krzew�w. Natychmiast si� zreflektowa�. C� za nonsensowne my�li przychodz� mu do g�owy? �eby por�wnywa� t� prostaczk� do r�y? W tej samej chwili przysz�o mu do g�owy, �e matka kocha�a przecie� kwiaty. Tu� obok rozleg� si� szelest sp�dnic. Przy ich stole sta�a t�sza dziewczyna. - Czy smakowa�o panom jedzenie? - zapyta�a, spogl�daj�c na nich ciemnymi wymownymi oczyma. Zawsze uprzejmy Christopher pospieszy� z odpowiedzi�. - Tak. dzi�kujemy, panienko. Prosz� przekaza� s�owa uzna
nia kucharzowi. Chleb by� delikatna i dobrze przyprawiona. aromatyczny i gor�cy, wo�owina
temu uciek�a i zostawi�a swojego dzieciaka. Dziewczyna zadziera nosa jak jaka� dama tylko dlatego, �e wyra�a si� lepiej ode mnie. To przez to, �e Bess j� uczy�a. Bess by�a kiedy� pokoj�wk� we dworze. Gabriel kiwn�! g�ow�. - Rozumiem. A kim jest Bess? - By�a - poprawi�a Nell. - Przed miesi�cem umar�a w po�ogu. Ona i Cassie by�y ze sob� jak matka i c�rka. Skrzywi�a si�, kiedy spostrzeg�a, �e Gabriel nie mo�e oderwa� oczu od jej kole�anki. - Na m�j gust ma zbyt ma�y ty�ek i nie za bardzo ma czym oddycha�. Unios�a za�omie g�ow� i przesun�a palcem wzd�u� ko�nierzyka surduta Christophera.
- Gdyby�cie o Nell. chcieli czego� wi�cej, wystarczy zapyta�
U�miechn�a si� i przesun�a j�zykiem po wargach.
tak? Mam na imi� Nell- powiedzia�a. - Jeste�cie panowie Anglikami, W istocie. - Christopher wsta� i sk�oni� si� �artobliwie. -Jestem
Po jej odej�ciu Christopher za�mia� si� sucho.
Dobry Bo�e, ch�ci to ma a� nadto. I raczej nie przebiera w klientach - doda� Gabriel.
Christopher Marley, a to Gabriel Sinclair, �wie�o upieczony hrabia Wakefield. Oczy Nell zrobi�y si� okr�g�e. Dygn�a, tym razem niezwykle skromnie. Sprytne posuni�cie, pomy�la� Gabriel, sk�aniaj�c g�ow�. - Skoro tak, to musz� wam powiedzie�, panowie, �e nie mam nic przeciwko angielskim d�entelmenom. Odk�d wojna si� sko�czy�a, mieli�my ich kilku. I byli to prawdziwi panowie, nie tacy jak wi�kszo�� tych tutaj. Gabriel u�miechn�� si� uprzejmie. Kiwn�� g�ow� w stron�, gdzie sta�a druga dziewczyna. - A kim jest tamta panienka? U�miech Nell zblad�. - Ach, to Cassie. Jej mama pracowa�a kiedy� w tej ober�y wyja�ni�a i mrugn�a znacz�co. - Ca�e Charleston wie, �e drzwi na noc nie zamyka�a, je�li wiecie, co mam na my�li. Jaki� czas
Christopher poszed� za jego wzrokiem i zobaczy�, �e jaki� jegomo�� o wydatnej szcz�ce, siedz�cy przy wej�ciu, z�apa� Nell w pasie. Kiedy poci�gn�� j� na kolana, wybuchn�a �miechem i obj�a go za szyj�. M�czyzna wsun�� jej r�k� za bluzk� i obmacywa� pier�. Gabriel skrzywi� si� z niesmakiem. W tym momencie z kuchni wysz�a druga dziewczyna. - Trudno mi poj��, jak matka mog�a j� zostawi� - zauwa�y� Christopher. - Przecie� to jeszcze dziecko. - Pokr�ci� ze smutkiem g�ow�. Gabriel wyci�gn�� nogi pod sio�em. Ta cz�� miasta nie nale�a�a do najpi�kniejszych. W w�skich uliczkach pe�no by�o kr�w i koni. Mieszka�cy bez skrupu��w rzucali �miecie, gdzie popad�o. Ulice by�y b�otniste i cuchn�ce. Je�li prawd� by�o to, co powiedzia�a Nell, dziewczyna nie mia�a lekkiego �ycia.
- Rzeczywi�cie, jej po�o�enie jest do�� �a�osne - przyzna�
Gabriel. - Ale w Londynie te� mn�stwo dzieci g�oduje i �yje na ulicach, nie maj�c gdzie si� skry� w ch�odne noce. Christopher klepn�� go po ramieniu. - Nie mia�em poj�cia, �e wiesz o takich sprawach. Mo�e jest jednak dla ciebie jaka� nadzieja. Ich uwag� przyci�gn�� g�o�ny wybuch �miechu. Grupa m�czyzn przy s�siednim stole postanowi�a zabawi� si� z Cassie, kt�ra w�a�nie nape�nia�a im kufle piwem, staraj�c si� unika� natr�tnych r�k. - Chod� tu, dzieweczko. Poka�, co tam ukrywasz pod spodem! - A co wam do tego? - odci�a si�. - Id�cie do Nell, ona ma si� czym pochwali�... - Dam g�ow�, �e ty masz od niej pi�kniejsze. Kr�g�e jak dojrza�e brzoskwinie z czerwonymi niczym wi�nie sutkami... Jego towarzysze zachichotali lubie�nie. - No dalej! - rozleg� si� g�os go�cia siedz�cego przy innym stole. - Zobacz, co ona tam ma! Jeden z m�czyzn po�o�y� jej d�o� na po�ladkach i mocno uszczypn��. Kiedy skoczy�a jak oparzona, zarechotali z rado�ci. Gabriel popija� piwo przygl�daj�c si� w milczeniu ca�ej scenie. Nie czu� niesmaku, takie widoki bowiem by�y w ober�y czym� zwyczajnym. W swoim klubie w Londynie widywa� jeszcze gorsze rzeczy. Dziewczynie z pewno�ci� nie by�y one obce. Na pewno jej si� podoba�y. Takie jak ona to lubi�... Jednak si� myli�. Kiedy krzepki �eglarz z�apa� j� za sp�dnic�, wyrwa�a j� gwa�townie, a w jej oczach b�ysn�a nienawi��. Gabriel wolno odstawi� kufel na st�. Nie, musia�o mu si� chyba przywidzie�. Dziewczyna z pewno�ci� by�a taka jak inne.
Cassie McClellan postawi�a z impetem tac� na d�ugim stole w kuchni.
Bo�e, jak ona tego wszystkiego nienawidzi�a. Zapachu potu i piwa. napastliwych m�skich r�k i o�linionych warg. Wzdrygn�a si� z obrzydzenia. Te ich odra�aj�ce ob�apianki. Sto razy bardziej wola�a obiera� i kroi� cebul�, parzy� r�ce od gor�cych garnk�w, a nawet szorowa� pod�ogi, ni�li wchodzi� do tego ha�a�liwego przybytku szatana. Na sam� my�l o tym czu�a skurcz �o��dka. Ale Czarnemu Jackowi zale�a�o jedynie na klientach. Nic dba� o to, jak traktuj� oni jego pomocnice. Ponownie zadr�a�a, przypominaj�c sobie dotyk lepkich d�oni na swoim ciele. Bo�e. jak�e nienawidzi�a tych �wi�! Szukali w piwie zapomnienia. rozrywki za� u tych. kt�re je podawa�y. A dzi� wieczorem pojawi� si� jeszcze on - ciemnow�osy m�czyzna siedz�cy w rogu sali. Bez przerwy si� w ni� wpatrywa�. Tego w�a�nie nienawidzi�a najbardziej. Na sam� my�l, �e widzia�, jak ci okropni m�czy�ni j� zaczepiali, robi�o jej si� gor�co ze wstydu, upokorzenia i... gniewu. Czy�by bawi� si� jej kosztem? Czy�by �artowa� sobie z niej? Jak on �mia�! Jednocze�nie zastanawia�a si�. kim s� ci dwaj eleganccy d�entelmeni: mo�e to kapitan jednego ze statk�w stoj�cych w porcie i pierwszy oficer? A mo�e plantator z Po�udnia albo bogaty kupiec? Czarny Jack osobi�cie dopilnowa� przygotowania dla nich posi�ku i sam ich obs�u�y�. Ju� samo to przydawa�o rangi tym jegomo�ciom. Wycieraj�c r�ce w �cierk� rzuca�a ukradkowe spojrzenia w stron� sali. Trudno by�o cokolwiek zobaczy� z powodu g�stego dymu. ale zauwa�y�a, �e Czarny Jack znowu stoi przy ich stole. W tym momencie do kuchni wesz�a Nell. Przepask� do w�os�w mia�a przekrzywion�, a r�kawy sukni zgniecione i zsuni�te z ramion. Cassie pospiesznie odwr�ci�a wzrok. Nell wygl�da�a, jakby w�a�nie wysz�a z czyjego� ��ka. - A niech to! - zachichota�a. Wiesz, kto do nas zawita�? Angielski hrabia! Pewnie ich widzia�a�. Siedz� przy tym stole w rogu. Ten czarny to hrabia. Diabelsko przystojny z niego
paniczyk. A� dreszcze przebiegaj� po ciele na jego widok. Cisn�a p� tuzina brudnych kufli do miski z wod�. - �eby� widzia�a jego r�ce. S� takie czyste, nawet paznokcie, wyobra �asz sobie? I ten surdut... widzia�a� go, Cassie? Z prawdziwego aksamitu. Nie wiem, czemu tyle papl� o jego przyodziewku. Najbardziej interesuje mnie to, co ma pod spodem. - Zachicho ta�a. Cassie skrzywi�a si� w duchu. Nell by�a taka jak jej matka. Zbyt �atwo i zbyt nieroztropnie si� zakochiwa�a. Cassie ju� dawno postanowi�a, �e nie pope�ni tego b��du. Przesz�a mi�dzy zwisaj�cymi z belki w�dzonymi szynkami i zatrzyma�a si� przed spi�arni�. Nell za� papla�a dalej. - A ten drugi nazywa si� Christopher Marley. Te� niczego sobie jegomo��. B�d� dzi� dla ciebie hojna, Cassie. Mo�esz sobie wzi�� Christophera Marleya. - Zachichota�a. - Ale ty pewnie nic wiedzia�aby�, co z nim robi�, co? Cassie zaczerwieni�a si� a� po nasad� w�os�w, czym wywo�a�a kolejny wybuch �miechu Nell. Czy� nigdy nie nauczy si� ignorowa� Nell? Ach. gdyby tylko mog�a wyj�� przez te drzwi i wi�cej nie wr�ci�. Co za� si� tyczy hrabiego, to ma�o j� obchodzi�o, czy by� kr�lem Anglii, czy te� w�a�cicielem kupy gnoju. Do kuchni wtoczy� si� Czarny Jack. By� to wielki, zwalisty i kud�aty m�czyzna o ponurym wejrzeniu. Cassie ju� dawno dosz�a do wniosku, �e to z tego powodu zdoby� sobie przydomek ''Czarny". - Co tu robicie? - warkn�� na nie. - Zabierajcie st�d swoje leniwe ty�ki! Go�cie czekaj�! - Jego wzrok zatrzyma� si� na Cassie. - A ty we� butelk� brandy i zanie� tym dw�m d�entelmenom w rogu sali. Podaj te� kryszta�owe kieliszki. - Nie ma potrzeby obci��a� tym Cassie - zagada�a szybko Nell. - Ja ich obs�u��... - Nie ty, tylko ona. Cassie znieruchomia�a. Ma obs�u�y� tego cz�owieka, kt�ry lak si� na ni� gapi�? Doskonale wiedzia�a, �e za propozycj� Nell nie kryje si� dobra wola. Z pewno�ci� liczy�a, �e dzi� wiecz�r b�dzie grza� ��ko temu d�entelmenowi. Cassie nie mia�a jej tego za z�e. - Nic mam nic przeciwko temu, by Nell... - Ale ja mam! - przerwa� jej ostro Czarny Jack. Na belce wisia� d�ugi rz�d miedzianych rondli i naczy�. Cassie wzdrygn�a si�. kiedy pochwyci� drewnian� chochl� i machn�� ni� gro�nie. - Powiedzia�em ju�, �e p�jdziesz ty, nie ona! A teraz do roboty, bo strac� cierpliwo��. U�miechaj si� i b�d� mi�a dla tych pan�w. I przesta� zakrywa� dekolt. Poczu�a pod powiekami piek�ce �zy. Na o�lep si�gn�a po butelk� brandy i najlepsze kryszta�owe kieliszki. Przekonywa�a siebie w duchu, �e przecie� setki razy ju� to robi�a. A ci dwaj nie b�d� zapewne gorsi od innych. Wzi�a g��boki oddech, pchn�a wahad�owe drzwi i wesz�a na sal�. Powita�y j� ha�a�liwe okrzyki. Ignoruj�c grubia�skie zaczepki i natr�tne r�ce. przepchn�a si� ku stoj�cemu w rogu sto�owi. Im bli�ej podchodzi�a, tym jej kroki stawa�y si� wolniejsze. W pewnej chwili czarnow�osy m�czyzna uni�s� g�ow� i ich oczy si� spotka�y. Cassie poczu�a, jakby przez jej cia�o przebieg� piorun. Ow�adn�a ni� przemo�na ch��, by odwr�ci� si� i uciec st�d jak najdalej. Nie wiedzia�a jednak, co by�o tego przyczyn�. Co takiego powiedzia�a o nim Nell? Diabelsko przystojny. Jednak to pierwsze s�owo bardziej do niego pasowa�o. Naturalnie nie mog�a zaprzeczy�, �e jest wyj�tkowo przystojny. Nigdy dot�d nie spotka�a m�czyzny o tak pi�knej fizjonomii. Wysokie ko�ci policzkowe i niezwykle kszta�tna linia szcz�ki. W�osy mia�y kruczoczarny odcie� i przyci�te by�y do�� kr�tko. Zmierzwione loki opada�y na czo�o w spos�b, jakiego Cassie nigdy dot�d nie widzia�a. Pomimo ca�ej swej doskona�o�ci jego oblicze by�o wyj�tkowo m�skie. Czu�o si� w nim jednak jak�� szorstko��, zw�aszcza w zaci�ni�tych ustach i oczach okolonych ciemnymi brwiami, spogl�daj�cych na ni� zimno i przenikliwie niczym ostre, szklane igie�ki.
Cassie pierwsza odwr�ci�a wzrok. Prze�kn�a z trudem �lin� i podesz�a do sto�u. Przez ca�y czas nie spuszcza� z niej b�yszcz�cego jak srebro spojrzenia, prze�widrowuj�cego j� na wylot. Nell mia�a racj�, pomy�la�a. Ona r�wnie� poczu�a dreszcze przebiegaj�ce wzd�u� kr�gos�upa. - Prosz�, panowie. Przez przypadek stan�a obok jasnow�osego panicza, tego. kt�ry wed�ug s��w Nell nazywa� si� Christopher Marley. Pospiesznie ustawi�a na stole kryszta�owe kieliszki. - Jeste� Cassie, prawda? - zapyta� z u�miechem blondyn. Niech�tnie unios�a wzrok i odetchn�a z ulg�. Ten m�czyzna w niczym nie przypomina� swego towarzysza. Mia� �agodne oczy i ciep�y, mi�y u�miech. - Tak, wielmo�ny panie - mrukn�a. - Cassie McClellan. - Czy Cassie to skr�t od Cassandry? - A jak�e. - Kiwn�a g�ow�. - Ale wszyscy m�wi� do mnie ''Cassie". - Poczu�a si� swobodniej i pozwoli�a sobie na lekki u�miech. W odpowiedzi u�miechn�� si� jeszcze szerzej. - To imi� bardzo do ciebie pasuje. - Odchyli� si� na oparcie krzes�a i przyjrza� si� jej ciekawie. - Czy Charleston zawsze by�o twoim domem? Domem? Trudno nazwa� domem t� ciasn� ma�� izb� na poddaszu, kt�r� dzieli�a z Nell. Marzy�y z Bess, �e kiedy od�o�� do�� pieni�dzy, kupi� ma�y domek i zajm� si� szyciem dla wielkich pa�, obie bowiem mia�y zr�czne palce do ig�y. R�wnie dobrze m�g� to by� nawet jeden pok�j. Najwa�niejsze, �eby od nikogo nie by�y zale�ne. Na my�l o Bess serce jej si� �cisn�o. Droga, kochana Bess. Cho� niewiele od niej starsza, by�a lepsz� matk� ni� jej w�asna. Przygarn�a, zapewni�a opiek� i troszczy�a si� jak nikt na �wiecie. Nie, pomy�la�a. Nic mia�a i zapewne nigdy nic b�dzie mie� w�asnego
domu. Spu�ci�a wzrok i zaj�a si� wyci�ganiem korka z butelki. - Tak - odpowiedzia�a po chwili. Tu si� urodzi�am. - Po czym doda�a z nik�ym u�miechem: - Po prawdzie to nigdy st�d nie wyje�d�a�am. Zapad�a pe�na napi�cia cisza, w czasie kt�rej Cassie zmaga�a si� z korkiem od butelki. Palce jej si� trz�s�y, bo hrabia nie spuszcza� z niej przenikliwego spojrzenia. Ze zdenerwowania zacz�a gwa�townie szarpa� korek. - Pozw�l, �e ja to zrobi� - pos�ysza�a jego g�os, w kt�rym d�wi�cza�a z trudem skrywana niecierpliwo��. Unios�a wzrok i otworzy�a usta, lecz nie wiedzia�a, co powiedzie�. Silne palce obj�y szyjk� butelki. Wierzchem d�oni musn�� przypadkowo jej piersi. To wystarczy�o, by Cassie zupe�nie straci�a g�os. Poczu�a bowiem, jak ca�e jej cia�o staje w ogniu. Korek odskoczy�. Dla Cassie ten d�wi�k zabrzmia� niczym wystrza� armatni. Zaczerwieni�a si�, kiedy zacz�� nalewa� do kieliszk�w.
- Dzi�kuj� pragnienie wielmo�nemu ucieczki, lecz panu. k�tem
Ponownie ogarn�o j�
oka dostrzeg�a stoj�cego
w drzwiach kuchni Czarnego Jacka. Modl�c si�, by nikt nie spostrzeg�, �e ca�a si� trz�sie, dygn�a i nie podnosz�c oczu zapyta�a: - Czy wielmo�ni panowie �ycz� sobie jeszcze czego�? Nie mia�a ochoty patrze� na hrabiego, lecz zmusi� j� do tego si�� swego wzroku. Przygl�da� jej si� ch�odno, taksuj�co. Omi�t� spojrzeniem szyj�, po czym zszed� ni�ej, ku wypuk�o�ciom wy�aniaj�cym si� znad obszytego falbank� stanika. - Na razie nic - odpowiedzia� wolno. Skin�a g�ow� zawstydzona i jednocze�nie zagniewana jego �mia�� lustracj�. - Wobec tego wytr� tylko st�. Pragn�c jak najszybciej odej��, si�gn�a przez st� po puste kufle po
piwie. Stawiaj�c je pospiesznie na tacy. zahaczy�a �okciem o butelk� brandy, przewracaj�c j� na blat sto�u. M�czy�ni gwa�townie poderwali si� z miejsc. Na szcz�cie rozlewaj�cy si� ciemnoczerwony p�yn nie zmoczy� �adnego z nich. - Na Boga, dziewczyno, nie masz poj�cia o obs�ugiwaniu go�ci - wykrzykn�� w�ciekle hrabia. Natychmiast zacz�a porz�dkowa� ba�agan.
Nie pracuj� tu od dzi�. wielmo�ny panie - rzuci�a gniewnie. Jestem prawie tak d�ugo jak Nell!
- Wobec tego ciekaw jestem, czy Czarnemu Jackowi zosta�y jeszcze w piwnicy jakie� butelki - pad�a ci�ta riposta. Tego by�o ju� za wiele. Jak on �mie tak j� traktowa�?! Wyprostowa�a si� i spojrza�a na niego z oburzeniem.
Jakim prawem krytykujesz mnie, panie?! - wykrzykn�a. Mo�e gdyby� przepracowa� uczciwie cho� jeden dzie� w �y
ciu, nie os�dza�by� tych, kt�rzy staraj� si� wykonywa� swoj� prac� jak najlepiej! Nie zauwa�y�a, �e do sto�u podszed� Czarny Jack. Drgn�a nerwowo, kiedy jej rami� znalaz�o si� nagle w �elaznym u�cisku, po kt�rym, wiedzia�a z do�wiadczenia, b�dzie mia�a si�ce. - Jak �miesz odzywa� si� w ten spos�b do jego lordowskiej mo�ci?! Natychmiast przepro� wielmo�nego pana! Twarz Cassie obla� szkar�atny rumieniec. Nie do��, �e zosta�a skarcona na oczach wszystkich go�ci, to na dodatek on by� �wiadkiem jej wstydu. Gdyby tak si� na ni� nie gapi�, nie dosz�oby do tego. Grube palce bole�nie wpija�y si� w jej rami�. - S�ysza�a�, co powiedzia�em? Poczu�a w gardle pal�ce �zy. Nienawidzi�a hrabiego za to, �e doprowadzi� do takiej sytuacji, a siebie za bezradno��. Jednak na my�l o tym, �e Czarny Jack b�dzie si� cieszy� z jej upokorzenia, unios�a wysoko brod�. - Przepraszam - powiedzia�a, prawic nie poruszaj�c wargami.
Czarny Jack zmierzy� j� gro�nym spojrzeniem i pu�ci� jej rami�, po czym zwr�ci� si� do obu m�czyzn: Dopilnuj�, by przyniesiono panom drug� butelk�. Christopher Marley uni�s� w g�r� r�k�. - Ja dzi�kuj�. Do�� ju� dzi� wypi�em - powiedzia�. Popatrzy� na Cassie i poklepa� j� po r�ku. - Nic si� nie sta�o, panienko. Nie zaprz�taj sobie tym swojej pi�knej g��wki. - Ale� oczywi�cie - doda� ch�odno hrabia. Nie mo�emy na to pozwoli�, prawda? Tymczasem Czarny Jack pchn�� j� energicznie w stron� kuchni. Gdy tylko znale�li si� w �rodku, jego gniew wybuch� z ca�� si��. - Tego ju� za wiele, dziewczyno. Nie zmusza�em ci�. by� zaprasza�a do siebie m�czyzn, skoro nie chcia�a�, ale do�� mam twoich humor�w. Od dzi� koniec z nimi. s�yszysz? Kiedy prze�pisz si� z m�czyzn�, przestaniesz by� tak cholernie p�o chliwa. Najwy�szy czas to zmieni�. �wiat zawirowa� nagle wok� niej. Dobry Bo�e. chyba on nie my�li, �e ja... Patrzy�a w odr�twieniu, jak Czarny Jack stawia na tacy kieliszek i now� butelk� brandy. - Zaniesiesz to do r�owego pokoju. Tam �pi hrabia warkn��. Je�li kto� p�aci tyle za noc, to trzeba mu to wynagrodzi�. I nie udawaj, �e nie wiesz, co mam na my�li. Je�li go zadowolisz, ja te� b�d� zadowolony. Na twoim miejscu nie zapomina�bym o tym. w przeciwnym razie jutro znajdziesz si� na ulicy. Cassie rzuci�a mu przera�one spojrzenie. Tu jest �le. ale na ulicy b�dzie jeszcze gorzej. Nie dalej jak wczoraj znaleziono w zau�ku m�od� kobiet�, na wp� nag�, z poder�ni�tym gard�em. S�owa Czarnego Jacka podzia�a�y na ni� jak roz�arzone w�gle na stopy. Chwyci�a tac� i pobieg�a na g�r�, jakby j� kto� goni�. R�owy pok�j nale�a� do najlepszych w ober�y. Sta�o tam szerokie �o�e z baldachimem, przykryte r�ow� haftowan� narzut�. W oknach
wisia�y brokatowe zas�ony w takim samym odcieniu. Kiedy jej matka zacz�a pracowa� u Czarnego Jacka, Cassie cz�sto w�lizgiwa�a si� do tego pokoju i oddawa�a si� marzeniom. Wyobra�a�a sobie, �e jest pi�kn� dam� i pani� wielkiego domu z dwunastoma takimi jak ten pokojami. Nigdy nie bywa g�odna i zzi�bni�ta. Teraz jednak marzy�a tylko o tym. by uciec z tej strasznej ober�y, od tej niewdzi�cznej, nie ko�cz�cej si� har�wki. Wesz�a do pokoju, postawi�a tac� na podr�cznym stoliku przy oknie i obj�a ch�odnymi d�o�mi rozpalone policzki. Czy� to �le chcie� wi�cej? Nie chcia�a du�o. jedynie tego, by by�o jej troch� lepiej. Wystarczy�by malutki w�asny domek, w kt�rym czu�aby si� bezpiecznie, troch� pieni�dzy, by m�c sobie kupi� now� sukni� i kapelusz. Nic chcia�a umrze� jak Bess, w dusznej izbie na poddaszu, w kt�rej unosi� si� zapach kurzu i �mierci. Gdyby tylko znalaz�a jakie� wyj�cie... Zebra�a si� w sobie, wyprostowa�a i wytar�a wilgotne od �ez oczy. Czy Czarny Jack naprawd� oczekiwa� od niej, �e odda si� hrabiemu? Strach podszed� jej do gard�a. Przecie� nie b�dzie tu sta�a jak jagni� przeznaczone na rze�! Obr�ci�a si� na pi�cie i w tym momencie jej wzrok spocz�� na stoj�cej na wprost okna komodzie. Na wierzchu le�a�a gar�� srebrnych monet. Nie by�o tego wiele, ale dla niej to ca�a fortuna. Wystarczy si�gn�� r�k�, a b�d� nale�a�y do niej... - Kusz�ca sumka, co? Ale je�li chcesz j� dosta�, musisz na ni� zapracowa�, Jankesko.
Rozdzia� drugi
To by� on.
Mia�a wra�enie, �e zamieni�a si� w sopel lodu. Pragn�a uciec st�d tak szybko, jak to mo�liwe, lecz nogi odm�wi�y jej pos�usze�stwa. W ko�cu uda�o jej si� odwr�ci� do niego. Jaki� on wysoki, pomy�la�a, o wiele wy�szy, ni� wydawa� si� na dole. Mia� szerokie ramiona; r�kawy surduta opina�y je ciasno jak r�kawiczka. Ciemne bryczesy uwydatnia�y napi�te mi�nie ud. By� kwintesencj� wdzi�ku i elegancji. Je�li zaczn� ucieka�, natychmiast mnie z�apie, pomy�la�a. Ku jej przera�eniu min�� j� i podszed� do tacy. Nala� do kieliszka spor� porcj� porto i wyci�gn�� w jej stron�. - Napijesz si� ze mn�, Jankesko? Pi� z tego samego kieliszka co on, dotyka� wargami miejsca, kt�rego on dotyka� na tak� intymno�� nie pozwoli�a sobie dot�d z �adnym m�czyzn�. Pokr�ci�a g�ow�. - Nie gustuj� w mocnych trunkach - wydusi�a z trudem. - Nie? Wobec tego za... Jankes�w. Uni�s� kieliszek w toa�cie i wypi�, nie spuszczaj�c z niej przenikliwego spojrzenia. Z trudem panowa�a nad zdenerwowaniem.
- Prosz� mi wybaczy�, panie, ale musz� wraca�... - Wola�bym, �eby� zosta�a. Splot�a nerwowo r�ce. Nie mo�e tu zosta�, bo... Chryste, nie �mia�a nawet o tym my�le�! Nawet gro�by Czarnego Jacka nie zmusz� jej do tego... Pozosta�a jej tylko nadzieja, �e hrabia jest cz�owiekiem honoru. Poczu�a dziwn� sucho�� w gardle. - Widz�, �e ci si� nie podobam. My�l� nawet, �e gdyby nie Czarny Jack, nie przysz�aby� tutaj. - Chcia�abym m�c wybiera�, gdzie chc� by�. I co wa�niejsze, z kim chc� by�. Czu�a, �e si� z niej �mieje. Jakie� to okrutne z jego strony! - Wielmo�ny panie - spr�bowa�a jeszcze raz. - Prosz� mi wybaczy�, �e by�am taka niezdarna. Bardzo tego �a�uj�. Nie rozumiem jednak, dlaczego mia�abym zosta� ukarana... - Ukarana? Ale� mylisz si�, dziewczyno. Nie kar� bowiem mia�em na my�li, lecz przyjemno��. Przyjemno��? Zadr�a�a. Chyba tylko dla niego. U�miechn�� si�, jakby czyta� w jej my�lach. - Chyba mi nie powiesz, �e te niedo��gi tam na dole nie wiedz�, jak si� obchodzi� z takim klejnotem jak ty! - wykrzyk n��. Policzki Cassie sp�on�y rumie�cem. Patrzy�a, jak wyjmuje co� z kieszeni. By� to z�oty zegarek z dewizk�. Po�o�y� go obok srebrnych monet, po czym zrobi� krok w jej stron�. Cofn�a si� instynktownie. Wybuchn�� g�o�nym, szyderczym �miechem. - C� to, Jankesko, boisz si� mnie? Napawa� j� strachem, lecz nie takim, jak s�dzi�. - Nie lubisz mnie, prawda. Jankesko? - Mam na imi� Cassie, panie, i by�abym wdzi�czna, gdyby� go u�ywa�. - Nie. My�l�, �e Christopher si� myli�. ''Jankeska" bardziej do ciebie pasuje, bowiem wy Jankesi, cz�sto bywacie awanturniczy i niepokorni. A wi�c niech pozostanie ''Jankeska". Wr��my jednak do mojego pytania. Dlaczego mnie nie lubisz? - Zdaje si�, �e to raczej wy, panie, mnie nie lubicie. W przeciwnym razie nic patrzyliby�cie tak na mnie. A wi�c zauwa�y�a, pomy�la�. By�a ubrana bardzo n�dznie, jej suknia przypomina�a �achman, lecz nie skrywa�a pi�kna dziewczyny. Zastanawia� si�, czy ona w og�le zdaje sobie spraw� z tego, jaka jest urodziwa. Mia�a niezwyk�� karnacj�, w�osy o bursztynowym odcieniu i oczy niczym czyste topazy. By�a bardzo m�oda, lecz dawno wyros�a ju� z wieku dzieci�cego. Jak na jego gust mog�aby mie� wi�cej cia�a, ale przyci�ga�y wzrok kr�g�o�ci piersi i ud. Zmarszczy� brwi, zirytowany swoimi my�lami. Nie le�a�o w jego zwyczaju okazywanie takiego zainteresowania s�u��c�. Wola� kobiety bardziej do�wiadczone od tej nieokrzesanej m�odej dziewki. Z drugiej jednak strony musia�a zapewne przej�� przez niejedno ��ko, wi�c jej do�wiadczenie b�dzie dor�wnywa� jego, pomy�la� nie bez cynizmu. Nie m�g� te� nie zauwa�y�, �e na jej widok krew szybciej kr��y mu w �y�ach. - No chod�, Jankesko. Sp�dzi�em wiele tygodni na morzu, bez towarzystwa kobiet. B�d� wspania�omy�lna. Ulituj si� nad biedn� dusz�, kt�ra okrutnie t�skni za mi�kkim kobiecym cia�em, za ciep��, delikatn� r�czk�. Ciep��, delikatn� r�czk�? ��da� chyba zbyt wiele. Jej r�ce by�y czerwone i szorstkie jak szczotka. Panie - odezwa�a si� cicho. - Nie wierz�, �eby� nie mia� w �yciu wszystkiego, czego pragn��e�. Nie myli�a si�. Rzeczywi�cie mia� wszystko... z wyj�tkiem ojcowskiej mi�o�ci. Spojrza� na kupk� monet. - To spora sumka, Jankesko. Je�li chcesz j� dosta�, musisz na ni� zapracowa�. Zostaniesz ze mn� nie godzin� czy dwie,
lecz ca�� noc. A rano mo�e mogliby�my za�y� wsp�lnej k�pieli. Wzd�u� kr�gos�upa przebieg� jej lodowaty dreszcz. S�dzi�a, �e nic ju� jej nie mo�e zaszokowa�, ale... dobry Bo�e, k�piel z m�czyzn�? To si� nie godzi! Wprawia� j� w zdenerwowanie, cho� nawet jej nie dotkn��. Nie by�a pierwsz� naiwn�. Wiedzia�a, czego od niej chce. Nie tak dawno Bess powiedzia�a do niej: ,,Je�li m�czyzna jest czu�y i �agodny, to wszystko dobrze. Czasami jednak trafiaj� si� brutale i wtedy jest okropnie". Cassie zawsze wiedzia�a, kiedy tak by�o. Bess k�ad�a si� wtedy spa�, �kaj�c cicho. Nast�pnego dnia mia�a siniaki na r�kach i piersiach. Pami�ta�a ten ostatni raz. By�o to nied�ugo po tym, jak Bess odkry�a, �e jest przy nadziei. Cassie wiedzia�a, �e Bess robi te rzeczy dla pieni�dzy. I te w�a�nie pieni�dze ocali�y Cassie przed podobnym losem. Nie by�a jednak przygotowana na to, by sprzeda� sw� cnot� za gar�� srebra. Gabriel nie dostrzeg� jej rozpaczy. Widzia� tylko niech��. Czy by�aby r�wnie niech�tna, gdyby na jego miejscu znalaz� si� Christopher? Przypomnia� sobie, jak s�odko si� do niego u�miecha�a, a jego ignorowa�a. Poczu�, �e ogarnia go gniew. - Och! - powiedzia� mi�kko. - Wsp�lna k�piel by�aby z pewno�ci� rozkoszna. Oczy Cassie rozb�ys�y. - Czarny Jack p�aci mi n�dzne grosze za szorowanie pod�ogi i podawanie piwa. ale nie za takie rzeczy! - Nie jestem pewien, czy on r�wnie� tak to pojmuje -o�wiadczy� podejrzanie jedwabistym g�osem. - Znam takich jak wy, panie. Bierzecie to, co chcecie, my�l�c tylko o sobie - rzuci�a porywczo. - Jaki� m�czyzna musia� ci� chyba zrani�, Jankesko. Mo�e pokocha� i porzuci�? Unios�a dumnie g�ow�. - Nic mi o tym, panie, nie wiadomo. Wzruszy� ramionami i spojrza� na monety. - A wi�c jaka jest twoja cena? - Nie rozumiesz mnie, panie. To, czego pragniesz, nie jest na sprzeda�. Zdawa� sobie spraw� z tego, �e ca�y czas j� prowokuje i to bezlito�nie. Powodem by� jej op�r. Patrzy�a na niego, jakby by�a od niego lepsza... jakby by� kim� bez znaczenia. A tej jednej rzeczy Gabriel nie tolerowa�. Powoli podszed� do niej. Wyczu� jej niepok�j i wysi�ek, by tego nie okaza�. G�ow� unios�a wysoko, a trzyma�a si� prosto niczym �o�nierz na warcie. Jej op�r zarazem rozbawi� go i dotkn��. Ta dziewczyna by�a najwidoczniej nie tylko pi�kna, lecz i dumna. Dziwna to kombinacja jak na kogo� z jej pozycj�. Zatrzyma� si� tu� przy niej. - Ta sytuacja jest dla mnie czym� nowym, Jankesko. Rzadko bowiem kobieta mi odmawia. Dlatego te� s�dz�, �e to nie ja gardz� tob�, lecz ty mn�. Och, c� za arogant z niego! Gdyby powiedzia�a ''tak", narazi�aby si� nie tylko na jego gniew, lecz i na gniew Czarnego Jacka. Gdyby za� zaprzeczy�a, uzna�by to za jej zgod� na p�j�cie z nim do ��ka. Walczy�a ze wzbieraj�c� w niej panik�. Jego blisko�� by�a taka niepokoj�ca. Przez chwil� mierzyli si� spojrzeniem. - Nie b�d� w stanie ci� powstrzyma�, je�li zechcesz to zrobi�, panie. - Zni�y�a g�os niemal do szeptu. - G�upot� by�oby mierzy� si� z tob�, bo jestem na przegranej pozycji. Ale wiedz jedno: nie b�dziesz mia� ani mojej zgody, ani ch�ci. Dlatego prosz�, by� pozwoli� mi odej��. Gabriela poruszy�a nie jej pro�ba, lecz gorycz brzmi�ca w g�osie. Odwr�ci�a wzrok, lecz zd��y� jeszcze dostrzec podejrzan� wilgo�, kt�ra pojawi�a si� w tych cudownych oczach. U�miechn�� si� drwi�co. Damskie �zy nie robi� na nim wra�enia. Z do�wiadczenia
wiedzia�, �e kobiety pos�uguj� si� nimi. by dosta� to, czego pragn�. A gdybym pozwoli� ci odej��, co by ci z tego przysz�o? M�wmy bez ogr�dek, Jankesko. Oboje wiemy, po co Czarny Jack ci� tu przys�a�. Przypuszczam, �e nie spodziewa si�, i� opu�cisz ten pok�j przed up�ywem nocy. Cassie czu�a, �e si� czerwieni. Utkwi�a wzrok w jego nieskazitelnie bia�ym halsztuku. - Gdyby� mu powiedzia�, �e... �e ci� zadowoli�am - wyszepta�a to nigdy by si� nie dowiedzia�. - Je�li jednak mamy zawrze� umow�, to powinienem otrzyma� od ciebie jak�� rekompensat�... - Rekompensat�? - powt�rzy�a Cassie zaskoczona. - Panie, czy przyj��by� ten n�dzny �ach, kt�ry mam na sobie? Poza nim nic wi�cej nie mam. - Z wyj�tkiem tego, czego nic chcesz da�. Zacisn�a powieki. Nie powinna by�a oczekiwa� od niego lito�ci. Czy tak w�a�nie mia�o by�? Mia�a odda� swe dziewictwo komu�, kto dba� jedynie o zaspokojenie swoich chuci? Gabriel tymczasem postanowi� ju�, �e nie b�dzie jej do niczego zmusza�. Na �wiecie jest zbyt wiele ch�tnych kobiet, by mia� sobie zawraca� g�ow� kim�. kto go nic chce. Mimo to nie m�g� zaprzeczy�, �e dziewczyna doprowadza�a go do sza�u. - Jeden poca�unek powiedzia� nagle. - I jeste� wolna. Oczy Cassie zrobi�y si� okr�g�e. Jego za� by�y czarne jak w�giel i p�on�y dziwnym �arem. Zrobi�o jej si� gor�co i zaraz potem zimno. Kszta�tne usta zacisn�� teraz w w�sk� lini�. Nie by�o w nim nic z �agodno�ci. Silne d�onie chwyci�y j� za nadgarstki i przyci�gn�y bli�ej... Zacz�a gwa�townie oddycha�, lecz za chwil� si� uspokoi�a. Przecie� to tylko poca�unek. Z drugiej jednak strony, czy nie nazbyt wiele? Zadr�a�a. Lepsze to, ni�... Jego usta przywar�y do jej warg. Lekki dreszcz przebieg� jej przez cia�o, mimo to zaciska�a kurczowo usta, oczekuj�c, �e b�dzie to kolejny wzbudzaj�cy obrzydzenie poca�unek, jakimi obdarzano j� wbrew jej woli. Uni�s� g�ow�. - Musisz si� lepiej postara�, Jankesko. Nie mam ochoty ca�owa� suchej �liwki. - Panie, przypominam ci, �e... Nie da� jej doko�czy�. Otoczy� ramieniem i przyci�gn�� do siebie. Ow�adn�o ni� dziwne uczucie niemocy. Poczu�a, �e le�y na ��ku, a twardy tors harbiego napiera na jej biust. Ponownie przycisn�� usta do jej warg. Przez g�ow� przemkn�a jej my�l, �e ten poca�unek nie jest podobny do innych, po czym umys� zasnu�a mg�a. By� zarazem gor�cy i zaborczy, nami�tny i obezw�adniaj�cy. Poczu�a, �e ogarnia j� wewn�trzne dr�enie i kr�ci jej si� w g�owie. Dopiero po chwili zauwa�y�a, �e hrabia uni�s� g�ow�. - Nie zmienisz zdania, Jankesko? - Przesun�� palcem wzd�u� jej szyi. - Obiecuj� ci noc. kt�rej pr�dko nie zapomnisz. Wpatrywa�a si� w niego wstrz��ni�ta i zmieszana. Wielkie nieba, przecie� ona le�y na ��ku! Natychmiast oprzytomnia�a i zacz�a ok�ada� go pi�ciami. Obym jak najpr�dzej zapomnia�a o tobie! R�wnic dobrze mog�aby wali� w mur. Przygl�da� si� jej przez chwil�, po czym uni�s� brwi. - Nie wygl�dasz mi na do�wiadczon� kobiet�. Jankesko. Gdyby nie Czarny Jack, to pomy�la�bym, �e... Drgn�a, kiedy zacz�� wyci�ga� jej szpilki z w�os�w. Jedwabiste sploty g�st�, zmierzwion� fal� sp�yn�y mu na r�ce. Ponownie pochyli� g�ow�. Jednak nic usta by�y jego celem. Pisn�a przera�ona, kiedy dotkn�� wargami szyi, po czym przesun�� po niej j�zykiem. Wsun�� palce w jej w�osy. Szarpa�a si� gwa�townie, lecz nic sobie z tego nie robi�. Zach�annie ca�owa� jej szyj�, po czym nagle wr�ci� do warg. Tym razem poca�unek by� brutalny i tak gwa�towny, �e niemal odebra� jej dech.
Jakim� sposobem uda�o jej si� wyswobodzi� usta. - Ty przekl�ty b�karcie! Pu�� mnie! Wypu�ci� j� z obj��. Nell mia�a racj�, pomy�la� z lekkim rozbawieniem. Ta dziewczyna rzeczywi�cie zadziera nosa. - Gdyby� wiedzia�a, kim jest m�j ojciec, nie kwestionowa �aby� mojego pochodzenia. Poderwa�a si� na r�wne nogi. Usta mia�a spuchni�te i obola�e. Delikatna sk�ra wok� warg piek�a niemi�osiernie. - Nie dbam o to, kim jest tw�j ojciec! - wykrzykn�a. - To nie daje ci prawa dotyka� mnie w ten spos�b. Wzruszy� ramionami. - Moja droga, dotkn��em daleko mniej ni� ci tam na dole. - A co niby mam robi�?! - odparowa�a gniewnie. - Czarny Jack �ledzi ka�dy m�j krok. Patrzy� na ni� ch�odno i oboj�tnie, jak gdyby nic mi�dzy nimi nie zasz�o. - Mo�esz odej��, Jankesko. Niech�tna dziewczyna jest r�w nie k�opotliwa jak nietkni�ta. Nic gustuj� ani w jednej, ani w drugiej. Zacz�a si� powoli cofa�, mamrocz�c przekle�stwa, jakie tylko uda�o jej si� us�ysze� na sali, nie bardzo nawet rozumiej�c ich znaczenie. Nawet je�li je s�ysza�, to nie da� tego po sobie pozna�. Nic odwr�ci� si� ani nie odezwa�. Korzystaj�c z okazji, z�apa�a le��cy na komodzie zegarek i wybieg�a z pokoju.
Rozdzia� trzeci
Znalaz�szy si� w swoim pokoiku na strychu, podbieg�a do sto�u stoj�cego w rogu i zapali�a �wiec�. Pocz�tkowo nie by�a w stanie utrzyma� krzesiwa w d�oni, tak trz�s�y jej si� r�ce. W ko�cu pojawi� si� p�omyk i rzuci� nikle �wiat�o na �cian�. Wtedy uwa�nie obejrza�a zdobcz, kt�r� dot�d kurczowo �ciska�a w d�oni. Nigdy nie widzia�a tak pi�knego przedmiotu. Koperta w kszta�cie muszli mia�a misterny wz�r. Po�yskiwa�a niczym s�o�ce w ciep�y wiosenny dzie�. Na odwrocie by� jaki� napis, lecz Cassie nie zwr�ci�a na niego uwagi. Brzegiem z�amanego paznokcia wcisn�a mechanizm otwieraj�cy. Na wewn�trznej stronie pokrywki widnia�a scenka, przedstawiaj�ca kobiet� i ch�opca stoj�cych w�r�d kwiat�w w ogrodzie. Zegarek bez w�tpienia wart by� mn�stwo pien