4801
Szczegóły |
Tytuł |
4801 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4801 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4801 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4801 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Olgierd Czarnomski
W�dr�wka
Napis nad wej�ciem zaprasza�, przyci�ga� feeri� barw neonu. Niewielka cz�� os�b
z nieprzebranej rzeszy, otaczaj�cej wie�� da�a si� skusi�. Podeszli do
strzelistej budowli, jedynej jaka tu sta�a i w ciszy czekali na chwil�, gdy
wej�cie stanie otworem. Dzia�o si� to automatycznie, nieregularnie, czasem
kilkana�cie razy z rz�du w ci�gu kilku minut, czasem dopiero po godzinie. Nikt
nie zna� schematu rz�dz�cego tym mechanizmem.
Wie�a uchyli�a swe podwoje. Oczom oczekuj�cych ukaza� si� korytarz o�wietlony
silnym, jasnym �wiat�em promieniuj�cym z sufitu i �cian. Gdy wszyscy z zebranych
weszli do �rodka, drzwi zawar�y si� z g�uchym trzaskiem. U wej�cia czeka�y
stojaki z kaskami. Ka�da z os�b po za�o�eniu swego he�mu, znalaz�a si� w swoim,
innym �wiecie, lecz w ka�dym z nich rz�dzi�y te same prawa. Gdy ju� wszyscy
mieli na g�owach he�my, pod�oga ruszy�a, unosz�c ich ze sob� przez mn�stwo
pokoi, ponumerowanych na ka�dym pi�trze, poczynaj�c zawsze od jeden. W ich
g�owach rozlega� si� suchy, metaliczny g�os, obja�niaj�cy zasady post�powania w
�wiatach, w kt�rych si� znajdowali. Zacz�� od najbardziej podstawowych spraw:
od�ywianie, fizjologia, wydawanie d�wi�k�w, odpoczynek, sen, rozpoznawanie
kszta�t�w, kolor�w, os�b pojawiaj�cych si� w ich otoczeniu. Wiadomo�ci te mia�y
by� im potrzebne do prawid�owych zachowa� na wy�szych poziomach wie�y. Podczas
nauki pod�oga wioz�a ich przez kolejne pokoje i pi�tra. Niekt�rzy schodzili z
ruchomego chodnika, przecinaj�cego �rodek mijanych pomieszcze�. Ci, kt�rzy
przerywali sw� podr�, zostawali po chwili relegowani z wie�y specjalnymi
pochylniami, kt�re otwiera�y si� im pod nogami i wracali do t�um�w na zewn�trz.
Inni, kontynuuj�cy sw� podr� wraz z pod�o�em, na kt�rym stali pog��biali sw�
wiedz� i do�wiadczenie wspinaj�c si� coraz wy�ej, coraz bli�ej szczytu budowli.
Grupa os�b na chodniku mala�a w r�nym tempie, czasem kilka os�b na jednym
pi�trze, czy nawet w jednym pokoju, a czasem przez kilka, kilkana�cie pi�ter
nikt nie odpada�. Jednak liczebno�� spada�a ci�gle, czterdziestego pi�tra nie
osi�gn�a nawet po�owa z tych, kt�rzy przekroczyli pr�g wie�y. Jak gdyby budynek
broni� si� przed odkryciem tego co kry�o si� na wy�szych pi�trach, jednak
kolejne grupy dociera�y coraz dalej. Sze��dziesi�te pi�tro min�o ju� tylko
kilkana�cie os�b. Nast�pne dwadzie�cia pi�ter by�o zab�jcze - zosta�y tylko dwie
osoby. Jedna z nich odpad�a dwa pi�tra dalej. Ostatni zszed� z chodnika w jednym
z pokoi na osiemdziesi�tym czwartym pi�trze. Gdy poczu� jak pod�oga usuwa mu si�
spod st�p, otwieraj�c drog� w d�, us�ysza� ostatni komunikat od swego
bezosobowego przewodnika, pocz�tek kt�rego by� dla wszystkich identyczny.
R�ni�y si� tylko drug� cz�ci�:
- Tw�j czas min��. Prze�y�e� osiemdziesi�t cztery lata dwa miesi�ce i pi�� dni.