4884
Szczegóły |
Tytuł |
4884 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4884 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4884 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4884 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Cynthia Freeman
Zmienno�� serca
Rozdzia� pierwszy Dzie� zacz�� si� jak miliony innych. Nic nie zmieni�o si� w
uniwersalnym porz�dku rzeczy, lecz Anna Coulter obserwuj�c s�o�ce wolno kryj�ce
si� w wodach Pacyfiku, wiedzia�a, �e w jej �yciu zasz�y nieodwracalne zmiany. 23
grudnia 1969 roku Anna stan�a twarz� w twarz z w�asnym przeznaczeniem. Otula�y
j� cienie wczesnego zmierzchu, kiedy siedzia�a nawiedzana setkami wspomnie�. Jej
�ycie zdawa�o si� by� pasmem po�egna�. Narodziny i �mier� by�y nieuniknione,
lecz decyzje na drodze �ycia nale�a�y do niej. A nie by�y one �atwe. Wydarzenia
dzisiejszego popo�udnia przygn�bi�y j� i wyczerpa�y do granic mo�liwo�ci.
Umieszczenie Filipa w domu opieki by�o najtrudniejsz� decyzj�, jak� w �yciu
podj�a. Smutne obrazy k��bi�y si� w jej umy�le doprowadzaj�c j� do szale�stwa.
Te d�ugie korytarze pe�ne ludzi na w�zkach, bezradne istoty, kt�re kiedy�
biega�y do szko�y, wyznawa�y sobie mi�o��, wychowywa�y dzieci teraz popad�y w
ca�kowit� zale�no��. M�czy�ni i kobiety, kt�rych nikt ju� nie potrzebuje. Czy
tego oczekujemy od naszych ostatnich dni? Anna nie mog�a pogodzi� si� z
okrucie�stwem �ycia. Nie obawia�a si� staro�ci. Nie mog�a jednak znie��
upokorze�, jakie z sob� niesie. A Filip odczu� to ju� przed sze��dziesi�tk�.
Nigdy nie zapomni zdezorientowanego wyrazu jego twarzy, kiedy si� z nim �egna�a.
Pozostawienie go w domu opieki to jakby odes�anie go w niepami��. Jak mog�a
sobie z tym poradzi� wiedz�c, �e tylko ona jedna jest za to odpowiedzialna? To
tragedia tak zako�czy� prawie trzydziestoletnie ma��e�stwo, nawet je�li nie
wszystkie lata by�y szcz�liwe. Mo�e wola�aby nawet, gdyby umar�. W�wczas by�aby
to bo�a decyzja. Z pewno�ci� by�oby jej ci�ko, ale znalaz�aby ukojenie w
naturalnym biegu rzeczy. Teraz nie mia�a spokoju, przeciwnie, prze�ladowa�o j�
poczucie winy. To niegodziwe, �e �ycie na�o�y�o jej taki ci�ar na ramiona.
Obserwuj�c pogarszaj�cy si� stan Filipa, oddala�a od siebie my�l o odes�aniu go
do domu opieki, chocia� z�o�ci�o j� jego niezdecydowanie i zaniki pami�ci. Ale
po c� teraz nad tym rozmy�la�? Patrz�c w kierunku Zatoki San Francisco
zastanawia�a si� nad minionymi latami. Czy zdo�a wymaza� d�wi�k jego g�osu,
kiedy spyta�: - Dlaczego mi to robisz? Czu�a, �e zdawa� sobie spraw� z tego, �e
zostaje opuszczony i w tym okropnym momencie chcia�a wykrzykn��: - Nie zostawi�
ci� tutaj! Wiedzia�a jednak, �e nie mo�e tego zrobi�. S�owa dr. Cohna
powstrzyma�y j� od omdlenia. - Wiem, jak si� czujesz, Anno. Umieszczenie
ukochanej osoby w domu opieki jest chyba najbole�niejsz� decyzj�, jak� musimy
podj��. Ale odpowiadaj�c na twoje pytanie nie uwa�am za rozs�dne pozostawienie
go w domu. Jego stan b�dzie si� tylko pogarsza�. Na pewno nie jest to �atwa
decyzja, bez wzgl�du na to, kiedy j� podejmiesz. M�dry dr Cohn. Wiedzia�a, �e ma
racj�. Nie by�o bezpiecznie trzyma� Filipa w domu. Jednak rozumowe uzasadnienie
wcale j� nie pocieszy�o. Doznawa�a ukojenia przytulaj�c go i szepcz�c: - Kocham
ci�, Filipie. Tak mi przykro, kochanie... Nagle u�wiadomi�a sobie, �e zrobi�o
si� zupe�nie ciemno. Ocieraj�c �zy, zapali�a lampk� i nala�a sobie brandy.
Przechodz�c obok stolika spu�ci�a wzrok i dostrzeg�a egzemplarz "Nowych
Horyzont�w". Wiele stron w tym numerze po�wi�cono jej zawodowym osi�gni�ciom.
Za�mia�a si� gorzko. Podczas wywiadu stara�a si� jak najmniej m�wi� o swoim
prywatnym �yciu, zw�aszcza o faktach dotycz�cych jej ma��e�stwa, lecz
dziennikarz domaga� si� szczeg��w: co my�la� Filip o jej sukcesach? Czy czu�
si� nimi zagro�ony? Jak uk�ada�o si� ich po�ycie? Warto by�o wspomnie� o prawie
trzydziestoletnim zwi�zku, cho�by ze wzgl�du na jego d�ugotrwa�o��. Anna
odpowiada�a na wiele pyta� dowcipnie, lecz wymijaj�co. Nie wspomnia�a o chorobie
Filipa. Mia� prawo do w�asnej godno�ci. Wzi�a do r�ki magazyn, przerzuci�a
kilka stron i spojrza�a na w�asn� fotografi�. Wygl�da�a nie�le jak na swoje
czterdzie�ci dziewi�� lat, chocia� dzisiaj czu�a si� jakby mia�a sto. Nie mog�a
znie�� tej samotno�ci, przyt�acza�a j� otaczaj�ca cisza. Zerwa�a si� i w��czy�a
p�yt�, "Au Clair de Lune", po czym ponownie opad�a na kanap� i zn�w popatrzy�a
na swoje zdj�cie. Nad nim widnia� czarny, wyra�ny nag��wek: "Skromna po
odniesieniu wielkiego sukcesu". Cichy g�os w jej wn�trzu szepta�: - To czysta
parodia. Nie jestem lepiej przygotowana do �ycia ni� wtedy, kiedy umar�a moja
mama. Jakby kotara si� unios�a, Anna powr�ci�a do dzieci�stwa i zobaczy�a siebie
przytulon� do ojca po pogrzebie. Mia�a wtedy sze�� lat i jak�e go kocha�a. By�a
dla niego wszystkim - tak przynajmniej powiedzia�. Anna wierzy�a mu do czasu,
gdy dwa lata p�niej pozna� Stell� Burke. B�l po �mierci matki ledwo si� zatar�.
Anna, siedz�c sama w swoim pokoju, p�aka�a gorzko w dniu, w kt�rym ojciec
po�lubi� Stell�. Wzrasta�a w poczuciu, �e ojciec zdradzi� nie tylko pami��
matki, ale i j� sam�. Nic dziwnego, �e kiedy pojawi� si� Filip, tak ch�tnie
opu�ci�a dom. Rozdzia� drugi By� marzec rok 1941. �wiat rozbrzmiewa� odg�osami
wiosny. Wydawa�o si�, �e los skierowa� Ann� do w�a�ciwego miejsca we w�a�ciwym
czasie. Anna by�a druhn� na �lubie swojej najbli�szej przyjaci�ki Ruthie, a
Filip pe�ni� rol� dru�by pana m�odego, Kenny Newmana. Ukradkowe spojrzenie w
kierunku Filipa pozwoli�o jej uwierzy� w s�owa refrenu "Rozkwita mi�o��", kt�r�
Jack Benny �piewa� w radiu co niedziel�. Jego wysoka, przystojna posta� jakby
stworzona by�a do tego, aby romantycznej i bardzo wra�liwej dziewczynie zawr�ci�
w g�owie. W�wczas wszystko by�o takie proste. Istnia�y trzy regu�y: zakocha�
si�, wyj�� za m�� i mie� dzieci. Kiedy przy d�wi�kach "Lohengrin" Ruthie
zbli�a�a si� do o�tarza Anna marzy�a, �e zostanie pani� Coulter. By�y to czasy
sprzyjaj�ce romansom. Ameryka by�a u progu wojny, a Hollywood ca�kowicie
zaw�adn�� wyobra�ni� narodu. Anna dorasta�a w atmosferze romans�w i obietnic
dozgonnej mi�o�ci p�yn�cych ze srebrnego ekranu. Bez wzgl�du na to, czy Filip
Coulter przypomina� Roberta Taylora czy te� nie, Anna widzia�a w nim bohatera.
Jego w�osy nie by�y a� tak czarne, jego oczy nie a� tak niebieskie, ale
przekonana by�a, �e jego pi�knie wykrojone usta, kt�re pragn�aby ca�owa� i
mocno zarysowany podbr�dek z roztkliwiaj�cym j� wg��bieniem, by�y dobiciem zalet
filmowego idola. Rozpiera�o j� szcz�cie, kiedy ta�czy�a w jego ramionach w
weseln� noc. By� jak czaruj�cy ksi���, kt�ry zjawi� si�, aby j� porwa�,
uszcz�liwi� i przy d�wi�kach romantycznej "Tea for two" zawie�� do obro�ni�tego
winem domku. Niestety, zaraz po weselu Filip odwi�z� j� do domu. Stoj�c z nim
twarz� w twarz w drzwiach frontowych nie czu�a si� ju� jak kopciuszek z bajki.
Jej fio�kowe oczy zamgli�y si�. Modli�a si�, �eby Filip nie zauwa�y�, �e jest
bliska p�aczu. Mia�a nadziej�, marzy�a, �e we�mie j� w ramiona i poca�uje
przeci�gle. Niestety, sta� raczej nieporadnie, nie wiedz�c, co powiedzie�. W
ko�cu wymamrota�: - Naprawd� ciesz� si�, �e pani� pozna�em. Anna o ma�o si� nie
rozp�aka�a. Zabrzmia�o to w jego ustach tak ostatecznie, podczas przygotowa� do
wesela i wsp�lnych kolacji, mia�a wra�enie, �e j� do�� polubi�. Na weselu
ta�czy� z ni� wi�cej ni� z kimkolwiek innym. A teraz odchodzi�, nie zostawiaj�c
nadziei na ponowne spotkanie. Anna po�o�y�a si� spa�, rozwa�aj�c, jakie
pope�ni�a b��dy. Ach, gdyby� by�a bardziej podobna do Veroniki Lake! Ale nie
by�a i nie podoba�a si� Filipowi na tyle, aby poprosi� j� o spotkanie. Prawie
nie zmru�y�a oczu tej nocy. Kiedy nast�pnego ranka zadzwoni� budzik, chcia�a
rzuci� nim o �cian�. Wyczerpana, ubra�a si� mniej starannie ni� zwykle i z
niech�ci� stan�a za lad� w sklepie firmy I. Magnin. Zazdro�ci�a Ruthie,
bezpiecznie zakotwiczonej m�atce. No c� - pomy�la�a, rozpogodzona nieco
�agodnym, wiosennym rankiem - mo�e zadzwoni. Mo�e... Min�� tydzie�, ale telefon
milcza�. P�aka�a do poduszki w ka�d� noc. By�o oczywiste, �e po prostu nie
spodoba�a si� Filipowi. Jedynym pocieszeniem by�a Ruthie, kt�ra wr�ci�a ju� z
miesi�ca miodowego sp�dzonego na romantycznej wyspie Santa Catalina. Siedzia�y
naprzeciw siebie w restauracji "Townsend", gdzie Anna pr�bowa�a si� uspokoi�
wyp�akuj�c przed Ruthie swoje �ale. - Musia�am by� strasznie g�upia, Ruthie,
�eby zakocha� si� w cz�owieku, kt�ry mnie w og�le nie zauwa�a. Ale naprawd�
my�la�am, �e mnie lubi. - Jestem pewna, �e ci� lubi, Anno. Kto by ci� nie lubi�?
- Na przyk�ad moja macocha. Nie s�dz� by mnie tak powszechne kochano. A z
pewno�ci� nie jestem taka atrakcyjna, w przeciwnym razie Filip by zadzwoni�. -
Nie umniejszaj swoich zalet. Nawet je�li nie zadzwoni, to co? Ma�o to innych
m�czyzn? W tym samym momencie Anna pomy�la�a, �e nikt jej nigdy nie pokocha, a
na pewno nie Filip Coulter. A o nim w�a�nie marzy�a. Anna myli�a si�. Filip,
po�egnawszy si� z ni� owego wieczora, przeszed� przez ulic� i sta� obserwuj�c,
jak zapali�a �wiat�o w sypialni. Opar� si� o latarni�, zapali� papierosa, maj�c
nadziej�, �e podejdzie do okna. Kiedy papieros dopali� si�, parz�c mu palce, a
ona nawet nie przemkn�a, odwr�ci� si� i odszed�. Anna oczywi�cie nie wiedzia�a
o tym i dlatego �le odczyta�a jego zachowanie. Filip nie tylko chcia� j�
poca�owa�, oczarowa�a go w czasie ich kr�tkiej znajomo�ci. Trzyma� si� od niej z
daleka w�a�nie dlatego, �e j� tak bardzo lubi�. Nie m�g� jednak nawet my�le� o
powa�nym zwi�zaniu si� z kobiet�, b�d�c zobowi�zanym teraz i w przysz�o�ci do
utrzymywania swoich rodzic�w. Cho� po uko�czeniu prawa uda�o mu si� dosta�
posad� u Levina, Cahna i Smitha, jednej z bardziej presti�owych firm w mie�cie,
w rzeczywisto�ci by� tylko szanowanym urz�dnikiem. Jego pensja by�a tak niska,
�e po op�aceniu czynszu i zakupieniu najpotrzebniejszych rzeczy prawie nic mu
nie zostawa�o. Wi�c jak do diab�a m�g�by my�le� o ma��e�stwie? A dziewczyny
takie jak Anna d��y�y do ma��e�stwa. Nie mia� innego wyj�cia, jak tylko wybi� j�
sobie z g�owy. Lecz co noc, przez kolejne sze�� tygodni, le�a� w ciemno�ciach i
cierpia�, nie mog�c trzyma� jej w ramionach. Widzia� jej twarz, te pi�kne
fio�kowe oczy, jasn�, porcelanow� cer�. Im bardziej stara� si� o niej zapomnie�,
tym trudniej mu to przychodzi�o. Z up�ywem czasu pragn�� Anny bardziej, ni�
czegokolwiek innego na �wiecie. Prawd� m�wi�c, ma�o mia� czasu w �yciu na
dziewczyny, zawsze zaj�ty zarabianiem pieni�dzy na nauk� w college'u i studia
prawnicze. Dop�ki nie spotka� Anny, jego celibat by� niepokoj�cym, cho� nie
nazbyt powa�nym problemem. Lecz ona pobudzi�a w nim nami�tno��, kt�rej nie m�g�
ugasi�. Jak zdo�a� powstrzyma� si� od poca�owania jej w dniu �lubu Kenna? Sam
si� temu dziwi�. Cho� nie by�o to dla Anny oczywiste, Filip by� bardzo niepewny
siebie. Ow�adn�o nim prawie obsesyjne przekonanie, �e nigdy do niczego nie
dojdzie, a odk�d my�l o ma��e�stwie zacz�a go prze�ladowa�, pewny by�, �e nigdy
nie zdo�a Annie niczego ofiarowa�. Jego walka z finansami to jedna sprawa, ale
prosi� Ann� by dzieli�a z nim bied�, zdawa�o si� rzecz� niemo�liw�. Dylemat,
przed kt�rym stan�� Filip nie by� spowodowany tylko jego w�asn� win�. Ojciec
Filipa pochodzi� z zamo�nej rodziny, jako dziecko mia� wi�c wszelkie powody by
oczekiwa� �atwego �ycia. By� upragnionym synem. Po latach oczekiwania na potomka
rodzice otaczali go trosk� i rozpieszczali a� do przesady. By�y to szalone lata
dwudzieste. Ca�a Ameryka bawi�a si�. Trudno by�o oprze� si� pokusie zdobycia
wielkiej fortuny. Mo�na by�o kupi� akcje po najkorzystniejszych cenach. Simon,
podobnie jak inni, nierozwa�nie zaanga�owa� si�, daj�c swoje sklepy w zastaw.
Powinien by� przewidzie� nadci�gaj�ce chmury, ale wola� zostawi� swoje lokaty w
r�kach po�rednika. Kiedy nasta� kryzys, zgorzknia�y, zmuszony sprzeda� swoje
luksusowe sklepy za bezcen, wini� za wszystko maklera. W listopadzie 1929 by�
ca�kowicie zrujnowany jak wiele innych ofiar bankructwa i ju� nigdy nie podni�s�
si� z tego upadku. Filip mia� w�wczas czterna�cie lat, ale nigdy nie zapomnia�
dnia, w kt�rym ojciec dowiedzia� si�, �e jest bankrutem. Jakby nagle si�
postarza� i nigdy ju� nie spojrza� synowi prosto w oczy. Filip zawsze wykazywa�
zainteresowanie biznesem i Simon, cz�sto wyra�a� si� o nim z dum�, �e jest
urodzonym handlowcem. Wszystko to nale�a�o do przesz�o�ci. Lecz Filip, nie
u�wiadamiaj�c sobie tego w pe�ni, odczuwa� wewn�trzny strach tak silnie jak
Simon. Ambicja Filipa, jego ch�� �ycia nigdy nie powr�ci�y do pe�nej r�wnowagi.
Zdecydowa�, �e nie b�dzie d��y� do bogactwa, maj�tek nara�a na zbyt wiele
niebezpiecze�stw. Bez wzgl�du na to, �e fortun� mo�na zdoby� na nowo. �adne
pieni�dze nie gwarantuj� bezpiecze�stwa, lepiej przywykn�� do obchodzenia si�
bez nich. Prawie natychmiast wystawiono dom w Sea Cliff na aukcj�. Filip by�
zdruzgotany, widz�c jak osiemnastowieczne antyki, porcelana i obrazy
rozchwytywane by�y za grosze. Od dziecka uczono go je szanowa�. Nale�a�y do jego
spadku. Cho� bardzo si� stara�, nie m�g� powstrzyma� si� od obwiniania ojca za
brak zdolno�ci przewidywania. Gdy Filip zatopi� si� w ponurym milczeniu, jego
matka bardzo bola�a, �e powsta�a mi�dzy ojcem a synem rysa. Ewa wiedzia�a, �e
Simon jest ju� dostatecznie za�amany poczuciem winy i modli�a si�, aby pozosta�
nie�wiadomy roz�alenia Filipa. Lecz modlitwy jej nie zosta�y wys�uchane. Simon
zauwa�y� gniew syna i pogardza� sob� za roztrwonienie spadku powierzonego mu
jako zabezpieczenie dla nast�pnych pokole�. Jak m�g� by� taki za�lepiony i nie
dostrzec, �e rynek nie b�dzie si� wiecznie rozwija�. Wr�cz spodziewa� si�
bezsilnej w�ciek�o�ci Filipa; by�a to odpowiednia pokuta. Ci�ar szale�stwa
Simona nie tylko dotyczy� przysz�o�ci, lecz r�wnie� zahacza� o przesz�o��.
Prze�ladowa�y go wizje rozgniewanego dziadka, ze snu cz�sto wyrywa�y go majaki,
w kt�rych starzec opisywa� sw� d�ug� drog� do zdobycia fortuny. Izrael Coulter i
Filip Coulter, jego wnuk, byli w tym samym wieku lat czternastu, kiedy porz�dek
ich �wiat�w zosta� zachwiany, z tym, �e Izrael wykorzysta� cios jako bodziec do
rozpocz�cia nowego �ycia. Podczas szczeg�lnie krwawego i totalnego pogromu w
Rosji ca�� rodzin� Coulter�w zmasakrowa� pijany mot�och. Tylko Izrael si�
uratowa� i zda� sobie spraw�, �e je�li zostanie w Rosji sko�czy podobnie jak
jego najbli�si. Trawiony gniewem i b�lem wiedzia�, �e B�g ocali� go nie bez
powodu. Licz�c prawie wy��cznie na w�asn� pomys�owo��, z kilkoma ocalonymi
monetami w kieszeni, ch�opiec przeby� drog� przez Krym do Turcji, trzy lata
p�niej dotar� do wschodnich brzeg�w Ameryki, sk�d uda� si� do San Francisco.
Maj�c siedemna�cie lat by� ju� dojrza�ym m�czyzn�. Z ma�ym pude�eczkiem szpilek
i igie� zacz�� zarabia� na �ycie jako krawiec, w zawodzie, kt�rego uczy� si� od
dzieci�stwa. Szybko dorobi� si� maj�tku w mie�cie, gdzie z�oto by�o bogiem. Ju�
w pierwszym roku spotka� szcz�cie, �liczn� �ydowsk� dziewczyn� Sar�, kt�r�
wkr�tce po�lubi�. Poczu� si� jeszcze szcz�liwszy, kiedy rok p�niej urodzi�a mu
syna, Daniela. Izrael nigdy nie zapomnia� przysi�gi z�o�onej przy grobie
rodzic�w, �e ich r�d nigdy nie zginie. Widz�c jak Daniel wzrasta beztrosko w
nowym �wiecie, Izrael dzi�kowa� swojemu Bogu. Najszcz�liwszy dzie� nast�pi�,
kiedy razem z Danielem patrzy� jak wznoszono szyld nad ich pierwszym sklepem:
"Coulter i syn, 1870". To by� dopiero pocz�tek. Kiedy urodzi� si� Simon, mia�
ju� ponad tuzin dobrze prosperuj�cych sklep�w. Ameryka znajdowa�a si� w okresie
�wietnej koniunktury, a Izrael by� rozwa�nym i bystrym biznesmenem. Do�y�
dziewi��dziesi�tki, prze�ywszy swego syna Daniela, o niemal dziesi�� lat. Simon
nigdy nie zapomnia�, jak Izrael wezwa� go do �o�a, m�wi�c: - To jest tw�j
spadek, Simonie. Zostawiam ci go z moim b�ogos�awie�stwem. Strze� go i zachowaj
dla swoich syn�w. Izrael nie m�g� przewidzie�, �e s�owo "rozwaga" straci sw�
warto�� w powojennym boomie lat dwudziestych. Skoro mam pieni�dze, to dlaczego
ich nie potroi�, pomy�la� Simon, i jak wielu z jego pokolenia, zaryzykowa�
lekkomy�lnie i straci� wszystko. Nigdy nie otrz�sn�� si� po utracie fortuny.
Teraz Filip bliski by� uko�czenia szko�y, a on wci�� niewiele wi�cej wiedzia�,
co pocz�� bez rodzinnego maj�tku, ni� owego tragicznego dnia 1929 roku. Nie by�o
�atwo, ale jako� uda�o si� Simonowi uratowa� troch� pieni�dzy z resztek
rodzinnego imperium. Pewnego wieczora, przy kolacji, siad� w przeciwleg�ym rogu
sto�u i zapyta� Filipa: - Jakie masz plany synu po uko�czeniu szko�y? Filip
spu�ci� powieki. - Naprawd� nie wiem. - No c�, Filipie, du�o my�la�em o twojej
przesz�o�ci. Przez moment Filip chcia� powiedzie� - dlaczego nie my�la�e� o
mnie, kiedy jeszcze mia�em przysz�o��? Lecz zamiast tego zapyta�: - No i co
wymy�li�e�? - z nadziej�, �e nie okaza� swojego gniewu. - Je�li zdob�dziesz
zaw�d nikt ci tego nie odbierze. Zdo�a�em zaoszcz�dzi� do�� pieni�dzy, �eby�
m�g� rozpocz�� nauk� na Uniwersytecie Kalifornijskim. Zadecydowali za mnie,
pomy�la� Filip dotkni�ty. Nie powiedzia� jednak nic, tylko spojrza� na pooran�
bruzdami twarz ojca. Ostatnio nauczy� si� podchodzi� do jego niepowodze� z
wi�ksz� wyrozumia�o�ci�. Pomimo wszystko kocha� gor�co zar�wno matk� jak i ojca,
a nawet ostatnio zacz�� obwinia� samego siebie za to, �e nie potrafi� pogodzi�
si� z utrat� rodzinnej fortuny. Podw�jnie ich upokorzy� okazuj�c im swoje
roz�alenie. Filip u�wiadomi� sobie, �e jemu, podobnie jak jego ojcu, brakowa�o
ambicji i �elaznej woli Izraela Coultera. Przygl�daj�c si� Simonowi, Filip nie
m�g� zaprzeczy�, �e ojciec pr�bowa� si� pod�wign��. - Dobrze, tato - powiedzia�
z przymusem - dzi�kuj�. Tak wi�c ko�ci zosta�y rzucone. Filip zosta� studentem
Uniwersytetu Kalifornijskiego. Jego kariera lekarska stan�a jednak pod znakiem
zapytania ju� pierwszego dnia zaj�� w prosektorium. Lodowaty pot �cieka� mu po
plecach, a w �o��dku odczuwa� nerwowe skurcze. Filip musia� rzuci� medycyn�,
cho� wiedzia�, �e zrani tym ojca. Ju� wcze�niej podejrzewa�, �e Simon podj��
niew�a�ciw� decyzj� kieruj�c go na studia medyczne. Chcia�, aby Filip zosta�
lekarzem w r�wnym stopniu ze wzgl�du na siebie jak i na syna. Gdyby Filip
odni�s� sukces, Simon nie czu�by si� ca�kowicie pokonany. Teraz widz�c, �e Filip
jest nieub�agany, zaproponowa� prawo. Jak na ironi�, nie m�g� po raz kolejny
wybra� dla Filipa bardziej nieodpowiedniej profesji. Adwokat musi by� dobrym
m�wc� i doradc�. Filip nie by� ani jednym, ani drugim. Przygotowywano go od
dziecka do zawodu handlowca i tym zawsze chcia� zosta�. Z pewno�ci� dosta�by
prac� w sklepie z odzie�� m�sk�. Chyba tylko do tego mia� talent - do
sprzedawania za lad� skarpetek, czy te� koszul. Lecz nie m�g� odm�wi� ojcu
jedynego, co mu pozosta�o: dumy z syna. Ostatecznie Filip przysta� na to. Z
trudem przebrn�� przez college i studia prawnicze. Uko�czenie szko�y da�o mu
poczucie ulgi zamiast przekonania, �e posiad� swoj� dziedzin�. Ubrany w czarn�
tog�, z czapk� uniwersyteck� na g�owie, Filip sta� na podium, wypatruj�c
rodzic�w. Gdy zobaczy� ojca jak wyci�ga chusteczk� i ociera oczy, wiedzia�, �e
bez wzgl�du na odczucia wobec swojej profesji dokona� jedynego, prawid�owego
wyboru. Min�� rok i jedyn� zmian� by�y kolejne urodziny - dwudzieste sz�ste.
Ilekro� my�la� o Annie, u�wiadamia� sobie, jak puste jest jego �ycie.
Nieszcz�liwy w swoim �yciu zawodowym, nie dopuszcza� do siebie niczego - ani
pi�kna, ani rado�ci, ani mi�o�ci. Pewnej nocy, po sze�ciu tygodniach stara�, aby
o niej zapomnie�, stwierdzi�, �e je�li nadal b�dzie t�umi� swoje uczucia, nigdy
nie stanie si� w pe�ni cz�owiekiem. Oddalaj�c od siebie w�tpliwo�ci, z�apa�
s�uchawk� i wykr�ci� numer, kt�ry utrwali� si� w jego pami�ci wiele tygodni
temu. Lecz nagle zada� sobie pytanie, co zrobi, je�li nie zechce si� z nim
um�wi�? Co b�dzie, je�li on j� w og�le nie interesuje? Tak by� ow�adni�ty w�asn�
nami�tno�ci�, �e nawet nie pomy�la� o jej uczuciach. Mog�a czu� si� ura�ona, �e
nie odezwa� si� do tej pory. Na my�l, �e mog�aby go odrzuci�, zwilgotnia�y mu
d�onie. Us�ysza� jej g�os w s�uchawce: - Halo? - Jak si� masz Anno? M�wi Filip -
wykrztusi� z siebie. - Filip - spyta�a zdziwiona. - Przepraszam, �e nie
zadzwoni�em wcze�niej, ale wyje�d�a�em w interesach - k�ama� nieporadnie. Anna
nie wiedzia�a, czy �mia� si�, czy p�aka�. Nagle opanowa� j� gniew. Mia�a ochot�
wrzasn��: jak �miesz mnie tak ignorowa�? Ale prze�kn�a uraz� i odpar�a: - To
brzmi interesuj�co. Filip z trudem trzyma� s�uchawk� w spoconych d�oniach. - O,
tak, bardzo. Powiedz, a jak ty si� miewasz? - Ach, dzi�kuj�, wspaniale, po
prostu wspaniale. A ty? Podle, po prostu podle - pomy�la�. - Raczej w porz�dku -
odpowiedzia�. Anna nagle wyczu�a samotno�� Filipa i zawstydzi�a si�, �e tak �le
o nim my�la�a. Nawet zacz�a go usprawiedliwia�. - Co robisz w sobot� wieczorem
- zapyta�. Chce si� ze mn� um�wi� - u�wiadomi�a sobie z bij�cym sercem. Wzi�a
g��bszy oddech i odpowiedzia�a: - Nic. Nic szczeg�lnego nie planowa�am. -
Wspaniale. Czy zjad�aby� mo�e ze mn� obiad? - Ach, Filipie, z prawdziw�
przyjemno�ci�. - Czy lubisz chi�sk� kuchni�? Nie lubi�a, ale to nie mia�o
znaczenia. - Tak, uwielbiam. - Czy si�dma ci odpowiada? - Tak. I dzi�kuj� za
telefon, Filipie. Gdybym nie by� takim tch�rzem, zrobi�bym to kilka tygodni temu
- pomy�la�. Doda� tylko: - Przepraszam, �e nie zadzwoni�em wcze�niej. Rozdzia�
trzeci Nazajutrz Anna sta�a w sklepie za lad� z trykota�ami u Magnina, z trudem
mog�c zebra� my�li. Je�li kiedykolwiek by�a zadowolona, �e nie musi pracowa� w
pe�nym wymiarze godzin w sobot�, to w�a�nie dzisiaj. By�a szcz�liwa, chocia�
brakowa�o jej cotygodniowego lunchu z Ruthie. Tym razem pobieg�a czym pr�dzej do
domu, umy�a w�osy, i zasiad�a przed lustrem nakr�caj�c mn�stwo ma�ych loczk�w.
Zrobi�a manicure, uregulowa�a brwi i przymierzy�a cztery sukienki zanim po ni�
przyjecha�. Badawczo przygl�daj�c si� swojemu odbiciu w lustrze, westchn�a
melancholijnie. Gdyby� zna�a jego ulubiony kolor! Gdyby w og�le wiedzia�a co
lubi, nie by�aby taka zdenerwowana. Ten wiecz�r jest taki wyj�tkowy. Dzi� musi
wypa�� doskonale. Jak� poz� powinna przyj��? Czterdziestodziewi�cioletnia Anna
roze�mia�a si� gorzko, siedz�c samotnie w salonie. Ach, ta naiwno�� jej
pokolenia. Dlaczego nie przysz�o jej do g�owy, �eby po prostu by� sob�. Ale jak
mia�a wpa�� na taki pomys� skoro sama nie wiedzia�a, kim w�a�ciwie jest Anna
Pollock? Poza tym "by� sob�" by�oby nudne i pospolite. Pami�ta jak zbiega�a po
schodach w momencie, kiedy zadzwoni� dzwonek, wdzi�czna, �e ojca z macoch� nie
by�o w domu. Przynajmniej mogli unikn�� niezr�cznych sytuacji. Kiedy wszed� do
holu, ponownie zobaczy�a, jaki by� przystojny i ogarn�a j� fala nieoczekiwanej
nami�tno�ci. Stoj�c naprzeciw niego nie mog�a z�apa� tchu. Unika�a jego wzroku,
obawiaj�c si�, �e zobaczy w jej oczach odbicie wszystkich marze�. Umar�aby,
gdyby Filip dowiedzia� si�, jak bardzo chcia�a, by j� obj��. Modl�c si� o
opanowanie, zapyta�a �agodnie: - Jak si� masz, Filipie? - Dzi�kuj�, dobrze.
Wygl�dasz prze�licznie, Anno. - Dzi�kuj�. Zaczekasz chwil�, a� za�o�� p�aszcz? -
Oczywi�cie - obserwowa�, jak podchodzi�a do szafy. Bo�e, musia� by� szalony,
my�l�c, �e kiedykolwiek zdo�a o niejzapomnie�. Wezbra�a w nim nowa fala uczucia
do niej, kiedy zasiedli w p�mroku sali "Chang Lee Imperial Palace". Wygl�da�a
czaruj�co z ciemnymi k�dziorkami okalaj�cymi jej delikatn� twarz. - Dobry
wiecz�r, prosz� pana - powiedzia� kelner �aman� angielszczyzn�. - Pan chce
zam�wi�? - Na co masz ochot�, Anno? - zapyta� Filip. - Ojej, nie znam �adnych
potraw z kuchni chi�skiej opr�cz chow mein. Lepiej ty co� wybierz. Spojrza� na
ni� badawczo. - My�la�em, �e lubisz chi�sk� kuchni�. - Ale� lubi�! To znaczy -
hm... tu wszystko wygl�da tak apetycznie. Pozwalam ci wybra� dla nas dwojga. Nie
lubi�a chi�skiej kuchni, by� tego pewien. A niech to, nie powinienem by� jej tu
przyprowadza� - pomy�la�, ale by�a to jedyna przyzwoita restauracja, na kt�r�
by�o go sta�. A ona po prostu stara�a si� by� mi�a. Zawsze jest taka s�odka,
taka zgodna. Te cechy poci�ga�y go w niej najbardziej. Poza tym, Anna by�a taka
kobieca; przy niej czu� si� taki silny i m�ski, cho� ju� od dawna ow�adni�ty by�
niemoc� i bezradno�ci�. Potrzebowa� osoby takiej jak Anna, �eby go szanowa�a i
polega�a na nim. Kelner wytr�ci� Filipa z zadumy. - Ja przyjd�, kiedy pa�stwo
wybior�. - O tak... dobrze - odpowiedzia� Filip jakby w pr�ni�. Spojrza� na
Ann�. - Czy przejrza�a� ju� menu? Odpar�a z powag�, jakby mia�a podj�� jak��
�yciow� decyzj�. - Tak. To znaczy... Filipie, naprawd� Nie wiem. Co by� mi
poleci�? - Nie b�dziesz si� �mia�a, je�li ci to powiem, prawda? - Oczywi�cie, �e
nie Filipie. - Ja r�wnie� nie znam kuchni chi�skiej, z wyj�tkiem chow mein.
Patrzyli na siebie przez d�u�sz� chwil�, po czym wybuchn�li g�o�nym �miechem.
Rozlu�ni�o ich to na moment. Kiedy kelner postawi� przed Ann� talerz z
wieprzowin� chow mein, zrobi�o jej si� niedobrze. Co prawda w jej rodzinie nie
jadano koszernie, ale wzdrygn�a si� na sam� my�l o zjedzeniu tego. - Uwa�am, �e
jest naprawd� smaczne, a ty? - spyta�, przyprawiaj�c paruj�cy ry� sosem sojowym.
- Ach... po prostu pyszne, Filipie. Wy�mienite! - Naprawd� tak uwa�asz? - O tak,
zdecydowanie! W miar� jedzenia napi�cie mi�dzy nimi zn�w naros�o. O czym by
teraz pom�wi�? - zastanawia�a si� Anna. Nie mog� przecie� ci�gle m�wi� o
jedzeniu. W ko�cu zapyta�a: - Czy widzia�e� si� ju� z Ruthie i Kennem od ich
�lubu? - oczywi�cie zna�a ju� odpowied�, pyta�a o to Ruth wiele razy. - Nie, nie
widzia�em si� z nimi, by�em zaj�ty. A ty? - Tak, co sobot� jadam lunch z Ruthie.
Mieszaj�c widelcem chow mein, wzi�a do ust niewielki kawa�ek. - To by� pi�kny
�lub, prawda? - Tak, rzeczywi�cie. Chocia� by� to doskona�y wst�p, Filip nie
m�g� zebra� si� na odwag� by wyjawi� jej swoje my�li. Le�e� w ��ku i uk�ada�
przebieg rozmowy to nie to samo, co siedzie� z dziewczyn� przy jednym stole,
kt�ra na pewno pomy�la�aby, �e jest niespe�na rozumu, skoro prosi j� o r�k� na
pierwszym spotkaniu. Jak mia� jej powiedzie�, �e czuje si� jakby znali si� ca�e
�ycie. Jak mia� jej powiedzie�, �e od ostatniego spotkania nieustannie o niej
my�li. Nie wiedzia� nawet czy go lubi. A je�li by przyj�a jego o�wiadczyny, czy
by�by w stanie utrzyma� j� i rodzic�w. Nie ma prawa prosi� Anny, by dzieli�a z
nim jego ci�ki los. Ma jeszcze rodzic�w pod opiek�. Im wi�cej o tym my�la�, tym
bardziej czu� si� winny. Po prostu nie mo�e jej dzisiaj tego zaproponowa�. Nagle
spojrza� na Ann�. Wygl�da�a tak pi�knie w �agodnym �wietle. Dlaczego na Boga,
analizuje to wszystko? Mi�o�� jest przecie� spontaniczna - sama znajduje drog�
od szcz�cia. Podczas gdy te my�li kr��y�y Filipowi po g�owie, Anna zatopiona
by�a w swoich rozmy�laniach. Kiedy kelner postawi� na stole ciasteczka z
niespodziank� i imbryk aromatycznej herbaty, wyszepta�a: - Herbatka we dwoje - i
pomy�la�a jak cudownie by�oby nalewa� Filipowi kaw�, co rano przed jego wyj�ciem
do biura. Anna roz�ama�a ciasteczko, wyj�a z niego ma�� karteczk� i z zapartym
tchem przeczyta�a wr�b�. M�j Bo�e, pomy�la�a. Niewiarygodne, ale by�o tam
napisane: "Wysoki, przystojny, nieznajomy brunet porwie ci� i uniesie do raju".
Anna podnios�a oczy i w tym niezwyk�ym momencie ich spojrzenia spotka�y si�.
Wygl�da�o to jak na filmie! Wszystkie problemy, kt�re jeszcze kilka minut temu
wydawa�y si� nie do pokonania, nagle znikn�y. Filip podda� si� nastrojowi. -
Anno - postanowi� wyjawi� swoj� tajemnic� - pr�bowa�em na wszystkie sposoby to
st�umi�, ale znaczysz dla mnie wi�cej, ni� ktokolwiek inny na �wiecie. Kocham
si�... Wiem, �e nie mam prawa, lecz... - uj�� jej d�o�. - Oczywi�cie, nie wiem
co o mnie my�lisz. Anna by�a ca�kowicie oszo�omiona. Chocia� w�a�nie us�ysza�a
to, co chcia�a us�ysze�, nie ogarn�o j� jednak bezgraniczne szcz�cie, lecz
poczu�a si� ura�ona. Dlaczego nie zadzwoni� do niej przez te wszystkie tygodnie?
Dlaczego pozwoli� jej cierpie�? Obawiaj�c si�, �e powie co� niew�a�ciwego,
wysun�a d�o� z jego r�ki i jakby nieobecna zacz�a bawi� si� okruchami chleba.
Serce Filipowi zamar�o, kiedy zobaczy� wyraz jej twarzy. Oczywi�cie nie
podziela�a jego uczu�. Ale Anna podnosz�c wzrok, powiedzia�a: - Kocham ci�,
kocham ci� od samego pocz�tku. - Naprawd�? - Filip wyj�ka� uszcz�liwiony. -
Tak. - Nigdy bym si� o tym nie dowiedzia� - powiedzia� naiwnie. - Filip, nawet
do mnie nie zadzwoni�e� przez prawie dwa miesi�ce! Dlaczego tak d�ugo zwleka�e�?
- My�la�em, �e b�dzie lepiej je�li b�d� si� trzyma� z dala od ciebie. - Lepiej?
Nie rozumiem. My�la�am, �e to naturalne je�li si� kogo� pokocha. Dlaczego to tak
komplikujesz? - Tak, mi�o�� jest spontaniczna. Ale ja mam wiele problem�w,
Anno... problem�w z samym sob� i musia�em mie� czas na ich rozwi�zanie. - I
rozwi�za�e� je? - Nie - odpar� Filip ze smutkiem - nie rozwi�za�em. - Teraz,
kiedy wyznali�my sobie mi�o��, czy nie m�g�by� mi o nich powiedzie�? Westchn��.
- Widzisz, kochanie, ja nie mog� ci nic ofiarowa�. I uwa�am, �e nie mam prawa
prosi� ci�, �eby� boryka�a si� razem ze mn�. Nie jest �atwo �y�, klepi�c bied�.
- Wystarczy, �e mnie kochasz - wyszepta�a Anna. Jeszcze raz si�gn�� po jej d�o�.
- Zrobi�bym wszystko, by m�c ci� teraz po�lubi�. Ale mam zobowi�zania wobec
rodzic�w. A moja pensja jest zbyt ma�a, aby utrzyma� z niej dwie rodziny. - Ale�
Filipie, je�li dwoje ludzi si� kocha, to niewa�ne, �e nie jest im �atwo. Ca�e
�ycie by�am biedna. Nie ma to dla mnie znaczenia, �e nic nie mamy. B�dziemy
mieli siebie. Patrz�c na ni� u�wiadomi� sobie, �e maj� zupe�nie r�ne podej�cie
do �ycia. Brak pieni�dzy by� dla Anny �r�d�em energii, jego za� wczesna utrata
maj�tku pozbawi�a przedsi�biorczo�ci i wewn�trznej motywacji. Mo�e Anna by�aby
dla niego inspiracj�? Mo�e z ni� u boku odni�s�by sukces na miar� pradziadka. -
Kochanie - powiedzia� bardziej stanowczo - niestety, b�dziemy musieli poczeka�.
Za rok sko�cz� sta� w mojej firmie i w�wczas spodziewam si� dosta� znaczn�
podwy�k�. Czy zgodzisz si�, aby�my si� spotykali do tego czasu? Rok wydawa� si�
Annie wieczno�ci�. Chcia�a wyj�� za m�� teraz! Ale przemilcza�a swoje
niezadowolenie. Na Filipa warto by�o czeka�. - Dobrze - powiedzia�a dr��cym
g�osem. - Poczekam. Zapomniawszy, �e s� w ma�ej, zat�oczonej restauracji, Filip
wsta�, podni�s� j� z krzes�a i przytuli� do siebie. Wyszepta� czule: - Taki
jestem szcz�liwy, Anno. - Mam nadziej�, �e to b�dzie trwa�o wiecznie. Tego
wieczora, po�egnawszy si� z Filipem, Anna sta�a w g��wnym holu dr��c na
wspomnienie jego poca�unk�w. Muskaj�c jej usta, szepta� czule - "Jeste� taka
pi�kna, Anno. Tak bardzo ci� kocham. Jak dost�pi�em takiego szcz�cia?"
Nast�pnego ranka Anna obudzi�a si� z uczuciem strachu. Mia� to by�
najszcz�liwszy dzie� w jej �yciu, lecz niestety, musia�a si� prze�ama�, by
powiedzie� o wszystkim ojcu i macosze. By�a pewna, �e ojciec j� zrozumie, ale
Stella nie cierpia�a jej od dzieci�stwa i Anna spodziewa�a si�, �e zrobi
wszystko, by zniszczy� rado�� z tej szcz�liwej nowiny. Wzdychaj�c Anna ubra�a
si� i zesz�a na d�. Ben przyjrza�a si� c�rce zza sto�u. Anna z ka�dym rokiem
stawa�a si� coraz bardziej podobna do matki i wspomnienie �ony odczuwa� tym
bole�niej, gdy Anna zacz�a dorasta� do kobieco�ci. Nie m�g� sobie nigdy
wybaczy�, �e c�rka cierpia�a z powodu jego ma��e�stwa ze Stell�. W�wczas
wierzy�, �e zast�pi dziecku matk� a sobie �on�. Ale przekona� si�, �e post�pi�
pochopnie. Stella by�a zazdrosna o Ann� od samego pocz�tku, a Ben cz�sto stawa�
po jej stronie i �aja� Ann� dla �wi�tego spokoju. Nienawidzi� siebie za t�
s�abo��; ale Stella by�a zupe�nie inn� kobiet� ni� matka Anny - mocn� i
zdecydowan�. �atwiej by�o spe�ni� jej �yczenia, ni� powodowa� konflikty ostro
si� jej sprzeciwiaj�c. Pozna� Stell� nied�ugo po jej owdowieniu i na pocz�tku
znajomo�ci z ni� wydawa�o mu si�, �e naprawd� polubi�a Ann�. By� zaskoczony jej
reakcj�, kiedy zaproponowa�, by Anna zwraca�a si� do niej po prostu "mamo". -
Jak mo�esz w og�le proponowa�, �eby dziecko mnie tak nazywa�o. Nie jestem jej
matk� - jestem twoj� �on�. Anna sta�a na g�rze, s�uchaj�c dobiegaj�cych z do�u
d�wi�k�w g�o�nej rozmowy. Wys�ano j� wcze�nie spa�, lecz zbudzi�a si� s�ysz�c
k��tni�; nigdy dot�d nie s�ysza�a w domu podniesionych, gniewnych g�os�w i
przestraszy�a si�. Szybko pobieg�a do swojego pokoju i zamkn�a drzwi. Czu�a si�
potwornie winna, �e jest powodem sprzeczki mi�dzy ojcem a jego now� �on�.
Musia�a wyda� si� Stelli bardzo z�� dziewczynk�, skoro nie chcia�a, �eby
nazywa�a j� matk�. Stella nie tylko nie by�a dla Anny matk�, nie by�a nawet dla
niej przyjaci�k�. Rok po zawarciu ma��e�stwa Ben nie mia� ju� prawie nic do
powiedzenia we w�asnym domu. Po odbytej chorobie nie by� w stanie prowadzi�
swojego interesu, a bez niego pralni grozi� upadek. Gdyby nie Stella straci�by
j�. Po�yczy�a mu pieni�dze potrzebne na utrzymanie interesu, kt�re zamierza� jej
zwr�ci�. W rezultacie Stella zaw�adn�a pralni�, a zarazem zaw�adn�a nim. Ostry
g�os Stelli wyrwa� go z zadumy. - O kt�rej wczoraj wr�ci�a� do domu? Anna
odpowiedzia�a nerwowo: - Eee... Nie wiem... Chyba oko�o jedenastej. - By�o
p�niej - Stella poprawi�a j� szybko. Anna zacz�a si� usprawiedliwia�. - Masz
chyba racj�. Nie popatrzy�am na zegarek. - Czy nie przysz�o ci do g�owy, �e kto�
si� mo�e o ciebie martwi�, kiedy p�no wracasz? Ale to oczywi�cie nic nowego.
Nigdy nie wracasz na czas, nigdy nie jeste� rozwa�na. Cierpliwo�� Anny prawie
si� wyczerpa�a. Ju� otwiera�a usta, by powiedzie�, nie traktuj mnie jak dziecko!
Mam dwadzie�cia jeden lat. Lecz widz�c bole�� na twarzy ojca, raz jeszcze
spr�bowa�a zachowa� spok�j. - Przepraszam. Postaram si� post�powa� rozwa�nie. -
Stella skin�a g�ow�. - Z kim by�a� wczoraj wieczorem? - Nazywa si� Filip
Coulter. Stella czu�a si�, jakby serce jej zamar�o na moment. Zacisn�a pi�ci,
a mi�nie jej karku zesztywnia�y. Coulter! To nazwisko by�o jej Nemezis, a los
znowu sprzymierzy� si� przeciwko niej, wywo�uj�c bolesne wspomnienia. Niemal ze
strachem w g�osie powt�rzy�a cicho sama do siebie: Coulter. By� mo�e
przywo�ywa�a tylko duchy. Coulter nie by�o popularnym nazwiskiem, ale m�ody
znajomy Anny nie musia� by� przecie� spokrewniony z rodzin�, kt�rej nienawidzi�a
za to, �e sta�a si� przez nich zgorzknia��, okrutn� kobiet�. - Coulter? Co to za
nazwisko? - zapyta�a cichym g�osem. - Co masz na my�li? - Czy jest to irlandzkie
nazwisko? - Nie, �ydowskie. - �ydowskie? Sk�d o tym wiesz? Anna roze�mia�a si�
mimo woli. - Po prostu wiem. - Ale� Coulter nie jest �ydowskim nazwiskiem. -
Mo�e nie, ale on pochodzi ze znanej �ydowskiej rodziny. - A czym ta znana
�ydowska rodzina si� zajmuje? - Filip jest prawnikiem, a jego rodzina posiada�a
kiedy� sie� sklep�w z odzie�� m�sk�. Stella omal nie zemdla�a. To jednak ta
rodzina! Z wszystkich m�czyzn na �wiecie Anna musia�a wybra� syna Ewy Coulter.
- Posiada�a? - Stella powt�rzy�a ch�odno. - Tak, stracili je podczas krachu
gospodarczego. Ruthie mi o tym opowiada�a. Anna zauwa�y�a, �e na twarzy Stelli
pojawi� si� z�o�liwy grymas. Nic z tego nie rozumia�a. Bliska p�aczu wybuchn�a:
- Dlaczego mi to robisz? - Co robi�? - Przepytujesz mnie w ten spos�b! Ben
w�o�y� nitrogliceryn� pod j�zyk. Kiedy Stell� opanowa�a w�ciek�o��, nie by�o
sensu si� jej sprzeciwia�. Zagryz� wargi przeklinaj�c swoj� s�abo��. Mia� ochot�
zatka� sobie uszy, by nie s�ysze� jej ostrego g�osu. - Wiesz do czego zmierzam,
Ben? - zwr�ci�a si� do niego. - To w�a�nie tolerowa�am przez wszystkie te lata.
Zawsze oskar�asz mnie, �e nie staram si� by� matk� dla Anny, a teraz, kiedy
okazuj� prawdziw� trosk� interesuj�c si�, z kim si� zadaje, ona unosi si�
gniewem. - Nie mam za z�e twojej troski, Stello - odpowiedzia�a Anna �agodnie. -
Ale spos�b w jaki mnie wypytujesz. Czuj� si� jakby� mnie oskar�a�a o co� z�ego.
Stella promienia�a widz�c zawstydzenie Anny. - No dobrze, a gdzie pozna�a� tego
m�odego cz�owieka? - zapyta�a. - Na �lubie Ruthie. - Na �lubie Ruthie? Ale� to
by�o dwa miesi�ce temu. Chcesz powiedzie�, �e przez ca�y ten czas widywa�a� si�
z nim nie powiedziawszy s�owa? Dlaczego? Wstydzi�a� si� go przyprowadzi� do
domu? - Nie, to nie tak. Pozw�l mi wyja�ni�. - Wyja�ni�? Co tu jest do
wyja�nienia? Anna poczu�a si� bezradna i wyczerpana. Ten podnios�y moment nie
przypomina� sceny, kt�r� sobie wymarzy�a. Dzie� wcze�niej wyobrazi�a sobie, �e
wkroczy do salonu z Filipem trzymaj�c go za r�k� i powie jednym tchem: "Stello,
tatusiu, jeste�my zar�czeni!" Tymczasem serce jej wali�o, r�ce dr�a�y, kiedy
m�wi�a nerwowo: - Stello, my zamierzamy si� pobra�. Wiadomo�� ta zbi�a Stell� z
n�g. Usiad�a z otwartymi ustami kompletnie zaszokowana. Nast�pnie jej twarz
przybra�a wyraz wyra�nej pogardy. Anna by�a ca�kowicie oszo�omiona. Wiedzia�a,
�e Stella jej nie toleruje, ale zachowanie macochy dzisiejszego ranka, nawet jak
na ni� by�o niebywa�e. W ko�cu Anna powiedzia�a �agodnie: - Czy nie mo�esz si�
cieszy� moim szcz�ciem, Stello? Nie zazna�am go w �yciu zbyt wiele. W pokoju
zapad�a cisza. W ko�cu Ben odzyska� g�os. - Anno, czy nie uwa�asz, �e nale�a�o
przyprowadzi� tego m�odego cz�owieka do nas do domu, abym m�g� go pozna�?
Ostatecznie jestem twoim ojcem. - Prosz� ci�, papo, nie gniewaj si�. Do wczoraj
nie wiedzia�am jakie Filip �ywi uczucia wzgl�dem mnie. Wczoraj spostkali�my si�
po raz pierwszy. To znaczy po raz pierwszy na prawdziwej randce. Ben mia�
w�a�nie co� powiedzie�, kiedy wtr�ci�a si� Stella: - Chcesz, �eby�my uwierzyli,
�e um�wi�a� si� z nim po raz pierwszy i od razu si� zar�czyli�cie? Anna
walczy�a, �eby si� nie rozp�aka�. Odzyskawszy g�os pr�bowa�a wyja�ni�, dlaczego
Filip tak d�ugo zwleka�, oraz, �e musz� czeka� co najmniej rok, zanim b�d� mogli
si� pobra�. - Wiem, �e to brzmi niekonwencjonalnie - przyzna�a - ale przecie�
nie ma �adnych regu� dla ludzi, kt�rzy si� kochaj�. - Uwa�asz, �e to brzmi
niekonwencjonalnie? - rzek�a Stella. - A ja uwa�am, �e on prowadzi jak�� gr�. -
Dosy�, Stello - przerwa� niezwyczajnie Ben swojej �onie, rozw�cieczaj�c j�
jeszcze bardziej. - Co si� z tob� dzieje, Ben? - krzycza�a Stella. Wiedzia�a, �e
nie maj� poj�cia o jej uprzednich stosunkach z Coulterami wi�c jej zachowanie
musia�o wydawa� im si� absurdalne, ale nie mog�a si� powstrzyma�. Przenios�a
wzrok na Ann�. - Oczekujesz od nas b�ogos�awie�stwa? Nawet nie poznali�my go.
Nie da� ci pier�cionka zar�czynowego, prawda? - nie czekaj�c na odpowied�
atakowa�a dalej. - Dlaczego od razu ci� nie po�lubi? - Ju� ci powiedzia�am,
Stello. Po prostu nie mo�e mnie teraz po�lubi�. - Nie zale�y mi na tym, ale to
nie jest naturalne kiedy dwoje ludzi jest w sobie zakochanych. Co on zamierza
osi�gn�� przez ten rok, zosta� milionerem? Pos�uchaj mnie, Anno. Je�li zrobisz
co� niew�a�ciwego, nie b�dziesz mia�a wst�pu do tego domu! S�yszysz, co do
ciebie m�wi�! Stella po prostu si� dar�a. - Przykro mi, �e czujesz si� w
obowi�zku mi to powiedzie�, Stello. Lecz nie zamierzam tu siedzie� i pozwala�
si� tak traktowa�! - Anna zalana �zami, popchn�a krzes�o i wybieg�a z pokoju.
Ben siedzia�, rozpaczliwie kiwaj�c g�ow�. Stella zachowywa�a si�, jakby by�a
niespe�na rozumu. On, os�abiony chorob�, nie by� w stanie si� jej sprzeciwi�. To
by go zabi�o. - Pomy�l tylko co musia�am znosi� przez te wszystkie lata! -
krzycza�a Stella. Ben chcia� wykrzykn�� - powinna� by� zachwycona. B�dziesz
mia�a okazj� si� jej pozby�. Zamiast tego powiedzia� �agodnie: - Anna jest moj�
c�rk�, nie twoj�, Stello. I wcale si� o ni� tak nie boj� jak ty. Wi�c o co ci
chodzi? - Pr�bowa�am zast�pi� jej matk�, a ona nawet nie zdoby�a si� na to, by
nam powiedzie�, �e widuje si� z tym m�czyzn�. - Wyja�ni�a przecie�, �e nie
dzwoni� do niej od dw�ch miesi�cy. - I uwierzy�e� jej? Wi�c dlaczego ten Don
Juan nalega aby od�o�y� ma��e�stwo na p�niej? My�l�, �e po prostu chce j�
wykorzysta�. - Co masz na my�li? - zapyta� z trudem. - To, �e mo�e zaj�� w
ci���. - Co za niedorzeczno�ci opowiadasz? Nie pozna�em Filipa, ale jestem
pewien, �e jest uczciwym cz�owiekiem. - Uczciwym cz�owiekiem? Ty mo�esz sobie
przymyka� oczy na prawd�, ale ja nie b�d�. Niczego nie widzisz. Jak d�ugo ludzie
mog� by� zar�czeni nie id�c ze sob� do ��ka? - Anna jest moj� c�rk� i ufam jej.
- Tak, to cudownie - powiedzia�a Stella zjadliwie. - Prawd� jest, �e wiem wi�cej
o twojej c�rce ni� ty sam. Zrobi�aby wszystko, �eby wyrwa� si� z tego domu.
Gdyby zasz�a w ci���, musia�by si� z ni� o�eni�. Czy� nie tak, Ben? Gdyby Stella
zada�a mu cios mi�dzy oczy, nie m�g�by by� bardziej os�upia�y. Bez s�owa wsta�
zza sto�u i poszed� na g�r� do Anny. Nie m�g� ju� d�u�ej udawa� Przed sob�, �e
po�lubiaj�c Stell�, aby zapewni� Annie matk�, pope�ni� b��d. Nie wyczu� w por�,
�e pod pozorami serdeczno�ci ukrywa�a sw� ozi�b�o��. Tego ranka, bardziej ni�
kiedykolwiek, odczu� swoj� s�abo��. Wzdychaj�c, zapuka� cicho do drzwi pokoju
Anny. Nie s�ysz�c odpowiedzi, nacisn�� klamk� i wszed� do �rodka. Le�a�a na
��ku, �kaj�c. Siad� obok niej, przytuli� do siebie i ko�ysa� �agodnie. Anna
spyta�a przez �zy. - Papo, dlaczego Stella mnie tak nienawidzi? Ben z trudem
prze�kn�� �lin�. - To nie ciebie, kochanie. Ona nienawidzi siebie... ca�ego
�wiata. - Ale to takie absurdalne. Nie mog� zrozumie� co j� tak bardzo z�o�ci. -
Anno, prosz�, nie pozw�l Stelli zniszczy� twojego szcz�cia. To powinien by�
najwspanialszy okres w twoim �yciu. - Papo... - wyszepta�a Anna dr��cym g�osem.
- Papo, przepraszam, �e nie przyprowadzi�am Filipa do domu, ale nie by�o na to
czasu. Nawet nie przypuszcza�am, �e mu si� podobam. - Ju� dobrze, kochanie. -
Papo, co ja mam teraz zrobi�? Jak mam go zaprosi�, skoro Stella si� tak
zachowuje? Nie mog� go do nas przyprowadzi�, po prostu nie mog�! - Anna
rozp�aka�a si� ponownie. - Jako� sobie z tym poradzimy, c�reczko. Musisz
wiedzie�, �e ja si� ogromnie ciesz�. Nie wiem, czy zdo�am ci to wyja�ni�, jaki
jestem wdzi�czny Bogu, �e do�y�em dnia, w kt�rym znalaz�a� swoje szcz�cie. -
Dzi�kuj�, papo. Tak bym chcia�a, �eby� zaprzyja�ni� si� z Filipem. On jest
cudownym cz�owiekiem - wiem, �e go pokochasz. - Z pewno�ci� tak b�dzie.
Najwa�niejsze, �e ty go kochasz. - Chcia�abym, �eby� go pozna�. Mo�e mogliby�my
zje�� razem lunch. Stella nawet nie musia�aby o tym wiedzie�. Rozdzia� czwarty
Stella siedzia�a na dole przy stole kuchennym podsycaj�c w sobie gniew. Nie
czu�a si� pokonana. Je�liby mog�a por�ni� Ann� i Filipa Coultera, nic by j�
przed tym nie powstrzyma�o. Broni�a si� przed tym, ale wci�� bola�a j� dawna,
nie zaleczona rana. Duchy przesz�o�ci wci�� czyha�y, gotowe j� zniszczy�. Stella
wr�ci�a pami�ci� do czas�w, kiedy by�a w wieku Anny. Podobie�stwo ich los�w by�o
uderzaj�ce. Jednak do�wiadczenia �yciowe nie uczyni�y z niej osoby wyrozumia�ej.
Wci�� rozpami�tywa�a dawne krzywdy, nie potrafi�c nikogo darzy� mi�o�ci�. Matka
Stelli, tak jak matka Anny, umar�a kiedy ma�a mia�a sze�� lat. Lecz jej ojciec,
w przeciwie�stwie do ojca Anny nie chcia� si� zaj�� wychowaniem dziecka.
Umie�ci� j� w sieroci�cu w Seattle, gdzie przebywa�a do osiemnastego roku �ycia.
Po wyj�ciu stamt�d, znalaz�a prac� w ma�ym sklepiku z konfekcj�, gdzie zarobi�a
do�� pieni�dzy na wyjazd do San Francisco, o czym od dawna marzy�a. Stoj�c przed
Ferry Building i spogl�daj�c na Market Street, po raz pierwszy w �yciu
pomy�la�a, �e by� mo�e bogowie nie opu�cili jej ca�kowicie. Wynaj�a ciemny i
ciasny pok�j, a w kr�tkim czasie uda�o jej si� dosta� prac� w sklepie firmy I.
Magnin, co umo�liwi�o jej kontakty z najelegantszymi damami San Francisco.
Stella mia�a szczeg�lny talent: by�a doskona�� krawcow�. Klienci zacz�li
zabiega� o jej us�ugi. Siedz�c przy stole kuchennym w domu Bena, przypomina�a
sobie, jak kl�cz�c na pod�odze w sypialni Ewy Coulter, robi�a ostatnie poprawki
w jej sukni wieczorowej. By� mo�e by�o to przeznaczenie. Gdyby pani Coulter by�a
zadowolona ze swej cudownej sukni, nigdy nie wezwa�aby Stelli do wspania�ego
domu Coulter�w w Sea Cliff. Lecz los j� tam skierowa�, a pani Coulter by�a
wdzi�czn� klientk�. Nie tylko da�a Stelli poka�ne wynagrodzenie, ale nie
oszcz�dzi�a r�wnie� pochwa�. - Jeste� po prostu genialna, Stello. Godzin� temu
by�am przekonana, �e nie za�o�� dzisiaj tej sukni do opery, ale dokona�a� cudu.
Promieniej�c po tak mi�ych s�owach, Stella przygotowywa�a si� do wyj�cia, kiedy
nagle otworzy�y si� drzwi i stan�� w nich najprzystojniejszy m�czyzna jakiego w
�yciu widzia�a. Oczarowa�a j� jego szczup�a,, elegancka posta� w nieskazitelnie
bia�ych spodniach. Nie odwracaj�c si�, Ewa przywita�a brata. - O, wr�ci� nasz
utracjusz. Nie pokazywa�e� si� od tygodnia. Po�piesz si�, drogi ch�opcze i
przebierz si� do opery. Nie zwa�aj�c na jej uwagi, poca�owa� j� w policzek. -
Mog�aby� przynajmniej przyzna�, �e si� cieszysz z mojej obecno�ci. Przymru�ywszy
oczy z udawanym niezadowoleniem, odpowiedzia�a: - Nie ciesz� si�. Roze�mia� si�.
- Wygl�dasz jak zwykle bosko. droga siostro. Ta suknia le�y na tobie jak ula�. -
Dzi�kuj� - wskazuj�c na Stell� doda�a - zawdzi�czam to tej genialnej
dziewczynie... Stello - to m�j brat, Roger Hass. Do tej pory w og�le nie
zauwa�y� Stelli. Nagle spostrzeg�, �e jest czaruj�c� dziewczyn�. Czarne w�osy
okala�y jej owaln� twarz, a jej oczy mia�y kolor ciemnego bursztynu. Gdyby mia�a
na sobie eleganck� sukni� Ewy, wygl�da�aby r�wnie pi�knie jak ona. Kiedy tak
sta�, patrz�c na ni� z u�miechem, ogarn�o j� zniewalaj�ce uczucie. - Gdzie ty
si� ukrywa�a�? - zapyta�. - Na zapleczu w sklepie I. Magnina - odpowiedzia�a
Stella, �a�uj�c natychmiast swej �mia�ej odpowiedzi. Jej zaniepokojenie nie by�o
bezpodstawne. Ewa rzuci�a ostre spojrzenie na postacie odbite w lustrze. Widz�c
zainteresowanie Rogera, powiedzia�a szybko. - Nie marud�, drogi ch�opcze.
Najwy�szy czas, aby� si� przebra�. Pewnego popo�udnia, gdy Stella wysz�a z pracy
tylnym wyj�ciem, spotka�a Rogera czekaj�cego na chodniku. Wyda� jej si� jeszcze
przystojniejszy ni� za pierwszym razem. - W�a�nie przechodzi�em i pomy�la�em
sobie, �e mo�e mia�aby� dzi� czas p�j�� ze mn� na obiad. Zrobi�aby� mi wielk�
przyjemno��, gdybym m�g� ci� zabra�. Nie mia�a poj�cia, co mu odpowiedzia�a, ale
musia�a si� zgodzi�, skoro niebawem siedzia�a naprzeciw niego w Palace Court, w
nastrojowo o�wietlonej sali jadalnej. Eleganckie wn�trze i czu�o�� Rogera
zrobi�y na niej osza�amiaj�ce wra�enie. Gotowa by�a uwierzy�, �e si� w niej
zadurzy�. Tej nocy d�ugo zastanawia�a si�, czy by�aby bardzo naiwna daj�c si�
uwie�� Rogerowi. Wiedzia�a tylko, �e przera�a� j�, a zarazem podnieca�. Bardziej
ni� to sobie wyobra�a�a w naj�mielszych snach. A mia�a te� wszelkie powody, aby
s�dzi�, �e Roger si� w niej zakocha�. Kilka dni p�niej o�wiadczy�: - Szalej� za
tob�, Stello. Zamieszkaj ze mn�. Cho� j� usilnie do tego namawia�, nie mog�a
zdoby� si� na to, aby �y� z nim oficjalnie dop�ki nie zostan� ma��e�stwem.
Pomimo rozlu�nienia obyczaj�w, kt�re nast�pi�o po pierwszej wojnie �wiatowej,
Stella pozosta�a raczej konserwatywna. W ko�cu doszli do porozumienia: Roger
wynaj�� jej ma�y apartament w pobli�u pla�y i zosta�a jego kochank�. Bywa� u
niej prawie co noc. Pozostawa� z ni� do wczesnych godzin rannych, ale zawsze
wychodzi� przed �witem. Na pocz�tku by�a to tylko ekstaza. Miesi�ce mija�y i
wszystko uk�ada�o si� cudownie. Pewnego wieczora Stella powiedzia�a: - Roger,
musimy porozmawia�. - O czym, kochanie? - C� - u�miechn�a si� do niego -
my�l�, �e nadszed� czas aby�my si� pobrali. Wyzwoli� si� z jej obj��, wsta� i
na�o�y� na siebie szlafrok. - Sk�d ci to przysz�o do g�owy? - zapyta�. - Roger,
ja ju� tak d�u�ej nie mog�. - Czy�by? My�la�em, �e jeste� szcz�liwa. - Jestem,
kiedy jeste�my razem, ale czuj� si� zdruzgotana, kiedy odchodzisz. Kocham ci�,
Roger. - Ja te� ci� kocham. Tak, naprawd�, ub�stwiam ci�. - Wi�c udowodnij mi
to. Roger nala� sobie brandy z butelki stoj�cej na stoliku obok ��ka. Jak m�g�
by� tak naiwny, aby przypuszcza�, �e Stella b�dzie wiecznie zadowolona. Wypi�
jeden �yk. - Kochanie, to niepodobne do ciebie. - Sk�d wiesz, co jest do mnie
podobne, a co nie? - spyta�a z gorycz�. - No c�, my�l�, �e poznali�my si�
dostatecznie dobrze w ci�gu ostatnich sze�ciu miesi�cy. - Wi�c dobrze. Jak d�ugo
musimy si� jeszcze zna�, zanim si� pobierzemy? - Stello, kochanie, nigdy ci tego
nie obiecywa�em. - Mo�e nie - wykrzykn�a - ale wiele si� zmieni�o. - Mia�a
nadziej�, �e nie b�dzie musia�a wymusza� na nim ma��e�stwa. Roger by� taki
wspania�y, hojny i delikatny. Jednak zmuszona by�a wyjawi� mu sw�j sekret. Z
b�lem szepn�a: - Roger, jestem w ci��y. Dobry Bo�e - pomy�la� Roger - jak
mog�em by� tak g�upi �eby zakocha� si� w tej dziewczynie? Osobi�cie nie dba� o
to, �e nie mia�a maj�tku ani wykszta�cenia. Dla niego by�a elegancka i subtelna,
jak niejedna dama z towarzystwa Ewy, z kt�rymi si� spotyka�. R�wnie �liczna jak
Peggy Morenthau, do ma��e�stwa z kt�r� aktualnie namawia�a go siostra. Wiedzia�,
�e Ewa dosta�aby szoku, gdyby o�eni� si� ze Stell�. Wiedzia� r�wnie�, �e nie
o�mieli si� jej sprzeciwi�. By�a dla niego jak matka. To ona kocha�a go i
wychowywa�a. Kiedy w ko�cu odzyska� r�wnowag�, odpar� �agodnie: - Przykro mi,
Stello... Naprawd�. Wybacz, ale nie mog� ci� po�lubi�. - Nie mo�esz, czy nie
chcesz? - wykrzykn�a. - Na mi�o�� bosk�, Roger! Jestem w ci��y, czy ty tego nie
rozumiesz? To jest twoje dziecko! - Wiem - powiedzia� cicho. - Wi�c o�e� si� ze