4981

Szczegóły
Tytuł 4981
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4981 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4981 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4981 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ika Pewna bajka..." Na szczycie wzg�rza pojawili si� dwaj w�drowcy. Chocia� w�a�nie pokonali znaczn� stromizn� zbocza, szli wcale ra�no, bez wyra�niejszych oznak zm�czenia, jak ludzie, kt�rzy dopiero co rozpocz�li sw� podr�. Przeczy� si� temu zdawa� ich przyodziewek, zgrzebny, nader skromny i mocno przykurzony. Wy�szy z w�drownik�w sun�� d�ugimi krokami, g�ow� trzymaj�c wysoko i spogl�daj�c wprost przed siebie spod gniewnie zmarszczonych brwi. Tak, jak on wygl�da� na roze�lonego, tak mina jego ni�szego towarzysza wyra�nie m�wi�a o tajonym rozbawieniu, a krok by� tak lekki, �e niemal bliski radosnym podskokom. - Przesta� ju� si� d�sa� - odezwa� si� ugodowo ni�szy. - To nie d�sy. - Wysoki strzeli� lodowato b��kitnym spojrzeniem spod strzechy konopnych w�os�w. - To w�ciek�o��! - parskn��, niczym rozz�oszczony kot. - To ju� si� nie w�ciekaj. Mamy w ko�cu nasz� wypraw�. Uda�o si� nam Ojca przekona�, �eby nas spod kurateli cho� na chwilk� wypu�ci� i samodzielno�ci w innym �wiecie pozwoli� spr�bowa�. Ciesz si� wi�c i korzystaj. - Z czego mam si� cieszy�?! Tobie to ju� chyba rozum odebra�o! Ledwie dwa dni uda�o nam si� wytargowa�! A z tego p�tora ju� zesz�o na b��kaniu si� po tej dziczy! Jak jutro s�o�ce wzejdzie, przyjdzie nam do domu wraca�, a tymczasem nawet jednego cz�owieka nie dane nam by�o spotka�! I tyle masz z tej wielkiej wyprawy! Jakby tego ma�o by�o, to Stary, nie do��, �e pos�a� nas do tego zatraconego �wiata, na chyba samej granicy Sieci, to jeszcze zmusi� nas do tej ... maskarady. - Jasnow�osy wyrzuci� z siebie ostatnie s�owo niczym przekle�stwo, nie kryj�c oburzenia i obrzydzenia. Jego kompan roze�mia� si� g�o�no. - I tu ci� boli, �e musisz si� ludziom pokaza� z brod� na p� piersi i w�siskami do kompletu. Nie umywaj� si� wprawdzie do twego z�ocistego warkocza, ale te� ozdoba z nich niczego sobie! - zakpi� - Bo jak ci�!.. - D�o� wysokiego wystrzeli�a spod przyd�ugiego r�kawa, a palce rozjarzy�y si� b�yskiem rubinowego �wiat�a. - Zaniechaj! - Ciemnow�osy odskoczy� w przydro�n� traw�. - No dobrze, zakpi� z nas Ojczulek nieco. Ale mo�e i racji mia� troch�, �e w kobiecej postaci daleko nie zajdziemy. Sama widzisz, jak odmienny ten �wiat od naszego. Kto wie co by si� nam przytrafi� mog�o i do czego takie nieoczekiwane przygody mog�yby doprowadzi� - t�umaczy�a �agodz�cym tonem. - A tak, przynajmniej raz w �yciu p�cherz mo�esz na stoj�co opr�ni�, bez zbytniej fatygi i niewygody. Te� jaka� korzy�� - doda�a kpiarsko, widz�c, �e towarzyszce z�o�� min�a. Odpowiedzi� by�o jedynie pogardliwe prychni�cie. *** - Miasto!- Ciemnow�osa poci�gn�wszy przyjaci�k� za r�kaw, skin�a d�oni� w stron� le��cych u st�p wzg�rza zabudowa�. Jasnow�osa skrzywi�a si� lekko. - Thara, gdybym nawet nie wiedzia�a, �e� si� w ch�opskiej chacie rodzi�a, to teraz zrozumia�abym to na pewno. Jakie miasto?! To� to lepianki zaledwie! Gdzie ty tu miasto widzisz? Bo wi�cej ni� trzy cha�upy stoj� w kupie?! Chocia� i tak cieszy� si� powinny�my, �e w tej dziczy s� jakiekolwiek ludzkie siedziby. Do�� mam nocowania po krzakach. - C� to? Rzy� ksi���ca za piernatami t�skni? - Thara zdawa�a si� nie przejmowa� utyskiwaniem swojej towarzyszki. - Powiedzmy - jasnow�osa zby�a przytyk machni�ciem r�ki. - Chod�. To domiszcze po lewej wygl�da na tyle okazale, by�my mog�y tam noclegu poszuka�. *** - W myszy i szczury pozamieniam! W karaluchy! I rozdepcz�! - pomstowa�a jasnow�osa zduszonym z w�ciek�o�ci g�osem. - Psami nas poszczuli! Ju� by po nich �ladu nie by�o, gdyby� mnie za r�k� nie ci�gn�a! Spal� to plugastwo! Kamie� na kamieniu tu nie zostanie! - wyci�gn�a obie r�ce do przodu, gotuj�c si� do rzucenia zakl�cia. - Ina! Nie! - Thara poderwa�a si� z ziemi i si�gn�a do jarz�cych si� d�oni swej towarzyszki. - W gniewie wszystkie cha�upy z dymem pu�cisz! - Nie daruj�! - Nie daruj. Tylko och�o� nieco. Znam ci�, wiem, co potrafisz. Miast butnego w�adyk� ukara�, niewinnym ludziom kl�tw� na g�owy spu�cisz! - W�adyka?! To� to cham, w pa�skie szaty odziany! U nas kr�l nawet, nie o�mieli�by si� czarodziejki za pr�g wyrzuci�! - A sk�d jemu wiedzie�, �e� ty czarodziejka? Na oko ch�op z ciebie jak si� patrzy. I nie wypominaj mi tu swojej krwi ksi���cej, bo tego ani z postury ani z przyodziewku nie da si� odgadn��. Poza tym Stary m�wi�, �e cho� magia tu jest, ma�o kto j� zna i wie, jak u�ywa�. Pami�tasz? Ostrzega�, �eby z Mocy ostro�nie korzysta�, bo tu nie magowie, a kap�ani u w�adzy i na czary krzywo patrz�. - Barbarzy�ski �wiat - stwierdzi�a Ina z niesmakiem, bliska niemal spluni�cia z odraz�. - Inna rzecz, �e nie tylko czarodziejki, ale i pielgrzyma po pro�bie tak traktowa� nie uchodzi. - Thara pokr�ci�a g�ow� z smutkiem.- Chod�. Poszukamy innego miejsca na nocleg. Odpoczniemy, a jutro.. - Jutro nas tu nie b�dzie, ale zanim odejdziemy, wyr�wnamy rachunki! - G�os Iny wci�� wibrowa� gniewem - Ale rano. - Dobrze. Rano. W zgodnym milczeniu uporz�dkowa�y potargane opo�cze. - Thara.... - No? - Ten cham, co si� panem na w�o�ciach mieni�, co on tam urz�dza�? - Uczt� wyprawia�. �wi�towa�. Sama przecie� widzia�a�. - �wi�towa�? A mi�dzy sto�ami biesiadnymi pe�no �wie�o obci�tych kud��w lata�o? - Co chcesz, barbarzy�ski �wiat... Nie usz�y daleko, gdy zobaczy�y kmiotka, kt�ry, nieopodal podgrodzia, ork� si� trudzi�. Ch�op zerka� na nie ciekawie, wcale si� z tym nie kryj�c, pewnie dlatego, �e obcy rzadko w tych stronach bywali. Mo�e liczy� na chwil� wytchnienia przy pogaw�dce, a mo�e po prostu wie�ci z dalekiego �wiata by� spragniony. Z�owiwszy wzrokiem spojrzenia domniemanych pielgrzym�w, sk�oni� si� grzecznie. - Ty z nim gadaj - szepn�a Ina przyjaci�ce. - J�zyk maj� jeszcze gorszy ni� obyczaje. Thara, obdarzywszy j� kpi�cym spojrzeniem, zbli�y�a si� do oracza i pozdrowiwszy go dwornie, podj�a rozmow�. Nie trzeba by�o wiele czasu i namawiania, by ch�op p�ug porzuci� i ku swej chacie poprowadzi�, go�cin� w skromnych progach oferuj�c. Widz�c na co si� zanosi, jasnow�osa pozwoli�a, by go�cinny kmiotek wyprzedzi� je nieco i pochyli�a si� do ucha swej towarzyszki. - Oszala�a�? - sykn�a. - Na klepisku chcesz spa�?! To ju� lepiej w krzakach. - Nie na klepisku, a w ob�rce. Na sianie - odszepn�a Thara. Mimo brody nietrudno by�o odgadn��, �e u�miecha si� szeroko. - A na krzaki sama� pomstowa�a, teraz nie gryma�. Tymczasem ch�op, zawi�d�szy je do swego obej�cia, wskaza� im grzecznie �aw� drewnian�, przy skromnym stole umieszczon�, oba w cieniu sporego drzewa ustawione. T�umaczy� przy tym uni�enie, �e cho� wielce rad go�ciom, to do izby nie prosi, jako �e ma�a ona, ciemna i ciasna. Do tego po�owica jego w�a�nie polewk� obiadow� gotuje, a wtedy w izbie taka duchota, �e nijak wysiedzie� si� nie da, tym bardziej, �e jeszcze letnie s�onko mocno przygrzewa. Nim zd��y�y ch�opu za go�cin� podzi�kowa�, zapewni�, �e �aden to despekt pod niebem go�ym jada� i miejsca za sto�em zaj��, w drzwiach skromnej chaty pojawi�a si� i pani domu. - A to i po�owica moja. Rzepka - pochwali� si� gospodarz rado�nie. Ina obrzuci�a gospodyni� krytycznym spojrzeniem. - Rzepka? Rzepicha chyba? - mrukn�a pod nosem - Zamilcz, bo ci j�zor zakl�ciem zwi��� - zmitygowa�a j� Thara szeptem. - Nie o�mielisz si� - odpowiedzia�a tak samo cicho jasnow�osa, ale dalszych komentarzy poniecha�a. Tymczasem gospodyni, najwyra�niej rada go�ciom, postawi�a na st� misk� polewki, grubo �mietannym ko�uchem ozdobionej. Przez chwile s�ycha� by�o jedynie postukiwanie lipowych �y�ek. Ch�op wprawdzie dziwnie na swych go�ci spogl�da�, bo sztuki wyczyniali najr�niejsze, by �y�k� do g�b poprzez g�stwin� brody i w�s�w trafi�, ale milcza�, �adnych uwag nie czyni�c. Nie odezwa� si� nawet wtedy, gdy zauwa�y�, �e �w wy�szy, jasnow�osy, co �y�k� do g�by wsadzi, to krzywi si� okrutnie, jakby pio�un gryz�. Pomy�la� sobie, �e pewnikiem bole�� go jaka� m�czy� musi, bo polewka cho� do�� skromna przednia by�a, co i ten drugi, ciemnow�osy, przyznawa�, pa�aszuj�c �ywo, a� mu si� uszy trz�s�y. Po sko�czonym posi�ku przysz�a pora na pogaw�dk�. Ale rozmowa jako� si� nie klei�a. Siedzieli tak patrz�c na siebie, niemal�e w milczeniu, ledwie co zdanie pojedyncze ka�dy z nich od czasu do czasu rzuci�. W ko�cu ch�op, �eb poczochrawszy, rozwi�zanie znalaz�. - Psiajucha, na sucho gadanie ci�kie! Mam ci ja nieco miodu przedniego w anta�ku, to przynios� panom, a sobie! - zawo�a� i ra�no ku chacie skoczy�. Chwil� p�niej wr�ci�, �ciskaj�c pod pach� niewielk� bary�k�, a w d�oniach dzier��c stosowne kubki. Ustawiwszy naczynia na stole, uj�� anta�ek obur�cz i potrz�sn�� nim lekko, chc�c po chlupocie rozpozna� ile napitku si� w nim kryje. Poznawszy odpowied�, zmarszczy� czo�o mocno niekontent i ostro�nie przechyli� beczu�k� nad pierwszym kubkiem. Zdawa�o si�, �e b�dzie krople liczy�, by ka�demu trunku starczy�o. Widz�c jego frasunek, Thara podnios�a si� i wyj�a mu z r�k beczu�k� ze s�owami: - Pozw�lcie, pomog� Waszmo�ci. - Szczodrym gestem w mig kubki po brzegi nape�ni�a. Kmiotek zn�w r�k� ku w�osom si�gn��, jak gdyby czochranie mia�o pomy�lunek wspom�c, poczym uznawszy swoj� pomy�k� w ocenie zawarto�ci anta�ka, ra�no sw�j kubek opr�ni�, pij�c zdrowie zacnych go�ci. Gdy za� sytuacja powt�rzy�a si� raz i drugi, przesta� duma� nad ilo�ci� trunku, jeno raz po raz kubek do nape�nienia podstawia�. Szybko te� w g�owie mu szumie� pocz�o, wzrok si� nieco zm�ci�, a j�zyk jako� zaniem�g�. Kiwa� si� przeto nad sto�em, pr�no pr�buj�c zliczy�, ilu to go�ci przed nim zasiada. Dobrze mu by�o, bo przedni mi�d ni�s� cz�onkom przyjemne ciep�o a duszy rado��. Zapomnia� o k�opotach, o biedzie, niedomagaj�cej wiecznie �ywinie, dziesi�cinie i wszystkich innych przykrych sprawach, kt�re mu zwykle sen z powiek sp�dza�y. A gdy tak siedzia�, g�owa mu nagle na piersi opad�a i zasn��. Obudzi� si�, nie wiedz�c, ile czasu sen trzyma� go w swych obj�ciach. Zmrok ju� zapad� zupe�ny, a tymczasem jego go�cie nadal siedzieli racz�c si� miodem z anta�ka. I kiedy tak na nich spojrza� zda�o mu si� nagle, �e nad ich g�owami blask jaki� tajemniczy, jasnym kr�giem si� chwieje. I nagle wyda�o mu si�, �e to nie ludzie, a olbrzymi z nim przy jednym stole zasiadaj�. Wielcy i pot�ni, a do tego jeszcze w skrzyd�a ogromne zasobni. Zamruga� gwa�townie oczami, chc�c z nich resztki �piku odegna� i gdy spojrza� ponownie, zn�w ujrza� przed sob� zwyczajnych w�drowc�w, pielgrzym�w, co prosto z go�ci�ca do chaty jego zawitali. Potrz�sn�� g�ow� zdziwiony, ale zanim zdo�a� da� inny wyraz swojemu zdumieniu, jego po�owica zacz�a go za r�kaw ci�gn��, nalegaj�c, by go�ciom stosowny odpoczynek gotowa�. Podni�s� si� niech�tnie, wci�� nie bardzo pewien, czy to, co widzia� prawd� by�o, czy jeno z�udzeniem z senno�ci i nadmiaru miodu powsta�ym. Nie dane mu jednak by�o przemy�le� owej kwestii, bo go Rzepka ostro goni�a, wpad�szy na pomys�, �e go�ciom szanownym pos�anie trza w izbie przygotowa�, oni sami za�, jak na gospodarzy wielce go�cinnych przysta�o, noc w ob�rce sp�dz� - na sianie. *** - Co to? - zapyta�a Ina p�g�osem, ujmuj�c przyjaci�k� za r�k�. - Koza - oznajmi�a Thara ze spokojem. - W izbie?! - W rzeczy samej. - A co ona tu robi? - Dotrzymuje nam towarzystwa. - Zr�b co� z tym zwierzakiem! - Co? - Cokolwiek! Nie b�d� spa� z koz�! - Do ��ka nie wlezie, nie b�j si�. - Ale w izbie jest! - Wida� w ob�rce miejsca dla niej nie starczy�o, skoro tam nasi gospodarze nocuj�. - Nie chc� jej tutaj! Zr�b co�! - Co, pytam? - Nie wiem! Zamie� ja w co�! - A w co niby? - W rze�b�, fontann�! Wygodny fotel! W cokolwiek! W tej cha�upie i tak nie ma ani jednej porz�dnej rzeczy. Nie wspomn� ju� o ciesz�cych oko ozdobach! - Ani my�l�. - Nie?! To ja to zrobi�! Nie b�d� nocowa� w bar�ogu, po�r�d rupieci i do tego z koz� do towarzystwa! Do�� mam niewyg�d na ca�e �ycie! *** Gospodyni, kt�ra miodu nie u�ywa�a, niezwyczajno�� go�ci ju� dawno rzuci�a si� w oczy. Nie umkn�o jej uwadze cudowne rozmno�enie napitku i jad�a. Teraz spa� nie mog�a, my�l�c o tym, kog� to dane by�o jej go�ci� w swych progach. W ciszy, jak� noc zwykle ze sob� niesie, bez trudu us�ysza�a g�osy dobiegaj�ce z chaty. Szybko te� dotar�o do niej, �e go�cie noc w izbie przep�dzaj�cy, rozmow� w jakowej cudacznej mowie prowadz�, bo nawet jedno s��wko znajomym jej si� nie zda�o. Wyjrza�a ostro�nie na podw�rko i poczu�a jak jej si� w�osy pod czepcem unosz�. Zobaczy�a bowiem niezwykle jasne �wiat�o bij�ce z chaty - b�ekitno-bia�e promienie przeciska�y si� przez ka�d� szpar� w drewnianych �cianach, zalewaj�c skromne podw�rko nieziemskim blaskiem. Zdj�ta strachem, co jej niemal zmys�y odebra�, cofn�a si� Rzepka do ob�rki i skuliwszy si� na sianie, blisko m�owego boku, tak do rana przetrwa�a. Dopiero gdy s�onko ju� si� ku wschodowi mia�o, jako taki spok�j odzyska�a i w lekk� drzemk� zapad�a. *** - Wstawaj. - Ina szturchn�a Thar�. - Wstawaj. S�o�ce wschodzi. Czas nam do domu wraca�. Thara poderwa�a si� z pos�ania. - Ju�? Dopiero co si� po�o�y�am - westchn�a niezbyt przytomnie. - Gdyby� si� miodem nie raczy�a, to by ci si� �atwiej wstawa�o. Chod�, bo jak si� sp�nimy, to ten Stary Piernik got�w nas tu na zawsze zostawi�. - Czekaj, trzeba by dobrym ludziom za go�cin� podzi�kowa�. W�asne ��ko nam odst�pili. - Musia�am si� magi� pos�u�y�, �eby wstr�t nie bra� si� do niego po�o�y�! I do tego jeszcze ta koza! Nawet mi nie przypominaj... - Ina wzdrygn�a si� na samo wspomnienie. - Ale nie martw si�, ju� si� tym zaj�am. Wiem, jak nale�y si� zachowa�. Sp�jrz. To chyba a� nadto podzi�ki za taki nocleg - wskaza�a d�oni� olbrzymi kufer wype�niony po brzegi z�otem. - Prawdziwe? - Zainteresowa�a si� Thara do�� podejrzliwym tonem. - Oczywi�cie! - Jasnow�osa prychn�a oburzona. - Przecie� musia�am co� zrobi� z ta koz�. Czysta robota! - No je�li tak, to chyba wybacz� ci znikni�cie bydl�tka - Thara u�miechn�a si� lekko, otwieraj�c drzwi. Ina pod��y�a za ni�. Zostawi�y go�cinn� zagrod�, nie ogl�daj�c si� za siebie. �adna z nich nie zauwa�y�a oczu, zerkaj�cych za nimi zza drzwi ob�rki. Niewiele trzeba by�o, by wyrwa� Rzepk� z lekkiego snu, jednak po do�wiadczeniach zesz�ego wieczora i nocy, kobiecinie zbrak�o odwagi, by swych go�ci po�egna�. Pewna by�a niemal�e, �e niezg��bionym wyrokiem sprowadzeni, bo�y pos�a�cy w jej progi wst�pili. Patrzy�a wi�c tylko, jak oddalaj� si� do�� spiesznie, kieruj�c si� w stron� pobliskiego wzg�rza. Gdy zyska�a pewno��, �e ju� si� nie cofn�, w te p�dy pogna�a do chaty, wiedziona pal�ca ciekawo�ci�. Chwil� p�niej, jej ma��onka, odsypiaj�cego jeszcze namiar spo�ytego trunku, obudzi� krzyk straszliwy, tak okropny, �e krew w �y�ach �cinaj�cy. *** - Do�� tej zabawy w przebiera�c�w - oznajmi�a stanowczo Ina, gdy tylko osi�gn�y szczyt wzg�rza. Kilkoma gestami przywr�ci�a sobie i swej towarzyszce w�a�ciw� posta�, pami�taj�c nawet o zmianie zgrzebnych opo�czy, w szaty znacznie bardziej odpowiednie dla czarodziejek. - Nie przesadzaj. Trzeba by� otwartym na nowe do�wiadczenia. - Thara, ani na chwil� nie traci�a dobrego humoru. - Do�wiadczenia?! O czym ty m�wisz. Na co mam by� otwart�? Na noclegi po krzakach?! Albo, co niewiele lepsze, w obskurnej ziemiance?! Mam si� cieszy�, �e do�wiadczy�am, jak to jest by� psami poszczut�? A! W�a�nie! Co� tu jeszcze mamy do zrobienia! - Ina odwr�ci�a si� na pi�cie i stan�wszy w lekkim rozkroku, unios�a d�onie. - Nie znaj� tu czar�w, powiadasz? Tylko kap�ani maj� powa�anie? To ja im zaraz zgotuj� kar� bo�� jak si� patrzy! - rzuci�a m�ciwie i rozpocz�a zakl�cie. Thara przygl�da�a si� temu ze spokojem, skubi�c z�bami �d�b�o trawy. Obserwowa�a, jak nad gr�d nadci�ga pot�na chmura burzowa, czarna, jak plama inkaustu rozlanego na b��kitnym dot�d niebie i niezwyk�a nie tylko przez sw� barw�, ale i nag�e pojawienie si� w miejscu gdzie wcze�niej nawet ob�oczka male�kiego nie by�o. Thara patrzy�a jak na dom niego�cinnego w�adyki spada zemsta ura�onej czarodziejki, obleczona w burz�, jakiej tu chyba nikt dot�d nie widzia� i ju� niemal s�ysza�a, jak dobrzy ludkowie snuj� opowie�ci na ten temat. Pewnie kara zgotowana przez In� przetrwa w legendach ze sto lat, a mo�e i d�u�ej. U�miechn�a si� do siebie, zauwa�ywszy dwie skulone postacie, chowaj�ce si� nieudolnie za p�otem obej�cia, kt�re nie tak dawno opu�ci�y. Niew�tpliwie ch�op i jego po�owica patrzyli w ich stron�. Niew�tpliwie te� nie umkn�y uwadze kmiotk�w wszystkie, co bardziej widowiskowe, elementy rzucanego zakl�cia - wiatr, kt�ry zerwa� si� zupe�nie nagle i �wiat�o spowijaj�ce czarodziejk�. Tymczasem Ina, sko�czywszy swe dzie�o, zatar�a z zadowoleniem d�onie. - Teraz mo�emy ju� wraca� - stwierdzi�a. - Zmarnowa�y�my tu tylko czas. Gdybym wiedzia�a jak nas Stary uraczy nie nalega�abym ani chwili na t� wypraw�. - Ale i tak by�o ciekawie - rzuci�a przekornie Thara. - Wiesz co? Skoro� taka ciekawa, popro� Starego, by nast�pnym razem pos�a� ci� w postaci kota, na przyk�ad. B�dziesz mog�a zazna� nowych do�wiadcze�. No i nie b�dziesz musia�a martwi� si� o stosowny przyodziewek. A to te� jaka� korzy�� - odpowiedzia�a Ina, nie szcz�dz�c ironii. Thara roze�mia�a si� weso�o: - Zapami�tam. I by� mo�e nast�pnym razem skorzystam. Ale, wiesz, nawet jako kot czu�abym si� niezr�cznie bez przyodziewku. Sprawi�abym sobie chocia� buty.