15869
Szczegóły |
Tytuł |
15869 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15869 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15869 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15869 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maxance Van Der Mersche:Cia�a i dusze.
Mojemu ojcu
jako wyras przywi�zaniai wdzi�czno�ci za czu�o��, kt�r�
otoczy� moje m�odelata.
"Dwa rodzaje mi�o�ci utworzy�ydwa pa�stwa: mi�o�� siebie samego,a� do pogardy Boga pa�stwoziemskie; mi�o�� Boga, a� do pogardy siebie samego pa�stwoniebieskie.
(Sw.Augustyn"Pa�stwoBo�e" XIV, 28).
"Najmilsi!
Mi�ujmy jedni drugich, bo mi�o�� jest z Boga.
I ka�dy,kto mi�uje, z Boga jest narodzonyi zna Boga.
Kto nie mi�uje, nieznaBoga, bo B�g jest mi�o�ci�.
"
(l J4, 7-8)
Gdy widzisz tylko siebie.
Cz�� pierwsza
Micha� ostro�nie uchyli� drzwi do prosektorium.
Po powrocie z wojska wchodzi�tu po raz pierwszy.
Widocznie naniego czatowali Ledwo wszed�, dosta�w pier� na wp� spreparowan� ko�ci� ludzk�.
A masz!
Trzymaj!
Wynocha!
Wyno� si�, Micha�!
Preczz �o�dakami!
Wyno� si�, Doutreval!
Preczz p�takami!
Odjazd!
Sp�ywaj st�d!
Strz�py preparat�w zacz�y fruwa�w powietrzu.
NaMicha�a posypa�si� istny grad pocisk�w; trzydziestu student�w w bia�ych fartuchach wrzeszcz�c wali�o, czym ktom�g�.
Wielki dryblas, porz�dnie ju� wy�ysia�y, i niski m�odzian o okr�g�ej, dziecinnej twarzy przes�oni�tej ogromnymi .
okularami w szylkretowej oprawie dowodziliogniem.
Micha� przechyli� si� zast�, zgarn�� par� skrwawionych strz�p�w, kt�rymi w niego celowali, cisn�� imje na powr�t i rzuci� si� ku napastnikom krzycz�c:
O �ajdaki!
Ja wam poka��!
Wskoczy� mi�dzy koleg�w i bitwa si� sko�czy�a.
Otoczyli go ze�miechem, poklepywali serdecznie, kiedy obmywa� twarz i r�ce nad ma�� emaliowan� umywalk�.
To �wi�stwooburza� si� tak mnie urz�dzi�!
Mnie, starego koleg�!
U licha, niejestem przecie� fuksemz pierwszego roku!
No, ju� dobrze!
A co tam u was s�ycha�?
Bodaj coraz bardziej �wiecisz �ysin�, Seteuil?
Chybatak u�miechn��si� zagadni�ty.
Aleprawda, Micha�, przyjdziesz do nas wieczorem po bankiecie?
Oczywi�cie!
O kt�rej?
Odziesi�tej odpar�Tillery, grubasek wwielkichokularach.
Ju� si� bankiet sko�czy.
Sathanasb�dzie?
Na pewno te� si�do nas przy��czy.
Zabawimysi� pysznie!
zapewnia� Seteuil.
Zacz�� wy�uszcza�, co planuje na dzisiejsz� noc.
Tillery,z min� bardzo serio i wyrazem skupienia na drobnej,okr�g�eji dziecinnej twarzy, s�ucha� i przytakiwa� powa�nie, po�� bia�ego fartuchawycieraj�c okulary.
Po czym
11.
wzi�� znowu skalpel i zabra� si� na powr�t do spreparowanego ju� w trzech czwartych trupa.
"Wszystkiemi�nieby�y odci�te.
Pozosta�a tylko wielka, sinoczerwona masa,a w niej grube, ��taweko�ci, powi�zane d�ugimi, bia�ymi�ci�gnami podobnymi do sznur�w.
Tillery nies�ychaniestarannie ko�czy� obna�a�ci�gna przedramienia, zeskrobywa� drobniutkie kawa�ki na p� przegni�ego cia�a, zwija� je w kulki i jak fachowy rze�nik rzuca� pod st�, dokub�a na odpadki.
Inni, zpapierosami w z�bach, zabralisi� zn�w do roboty prze�cigaj�csi� w ordynarnych dowcipach i dosadnychs�owach.
Instynktowna reakcjam�odo�cizetkni�tej brutalnie z tward� rzeczywisto�ci� ludzkiego �ycia, m�odo�ci, kt�rej grubia�stwo i blu�niercza weso�o��jest bez w�tpienia najprostszym przejawem rozpaczliwejpotrzeby znieczulenia za wszelk� cen� w�asnego serca.
Seteuil trzyma� w r�ce nieokre�lonego kszta�tu strz�pcia�a, do kt�rego przylega�a jeszcze sk�ra i ow�osienie.
Skroba�od wewn�trz, odwraca�, przewraca�.
Nagle przez
chwil�wpatrzy� si� w to z bliska.
S�uchaj no, Tillerymrukn�� wiesz, co ty tak
�y�ujesz?
Wiesz ty, kto to jest?
Podsun�� mu pod oczy p�at cia�a, przylepiony do palc�w: ludzkatwarz oddzielona odko�ci, jakby ��ta, pomarszczona i pofa�dowana maska,w kt�rej na upartegomo�na by�o jeszcze rozezna� twarz starej kobiety.
Nie odpowiedzia� Tillery.
To ta twoja starucha ze szpitala, kt�r� operowa�Geraudin.
Ten tw�j flirt, stary uwodzicielu!
Przemyca�e�
jej smako�yki!
Tillery wzi�� dor�k ow� mask�, rozpostar� j� na d�oni
i przyjrza� si� uwa�nie.
Masz racj�rzek�.
O, cholera!
Wpatrywa� si� przez chwil� w t� starcz� ludzk� sk�r�.
Ma�e, szare oczy zawielkimi szk�ami okular�w sta�y si�
bardzo powa�ne.
O, cholera!
powt�rzy�.
Przygl�da� si� wmilczeniu.
A potem jakbysi� zawstydzi�.
Roze�mia� si� g�o�no.
Podrzuci�par�razy strz�p sk�ry na d�oni i ma�puj�c doskonale starego profesora Denata
powiedzia�:
�wietnie, �wietnie, panowie.
Zupe�nie dobre.
I nagle ju� swym zwyk�ym g�osemrykn��:
Halo, halo!
�apaj, ofiaro losu!
12
Cisn�� strz�p cia�a jak pi�k� w stron� Seteuila, kt�rychwyci�go w powietrzu.
I zn�w zacz�li m�wi� owieczornym bankiecie.
Z Wydzia�u Micha� Doutreval wr�ci� do domu.
Mia� zawie�� autem swoje siostry,Mariet� i Fabian�, do Pruille,ma�ej osady oddalonej o 20 kilometr�w od Angers.
Tam,nad brzegami Mayenne, znajdowa�a si�wiejska posiad�o��s�awnego chirurga, Heubla.
Przez ca�e popo�udnie Micha�, Marieta, Fabiana iSimona Heubel, c�rka chirurga, grali w ogrodzie w tenisai krokieta.
Simona Heubel, dziewi�tnastoletnia, wysoka, dobrzezbudowana itryskaj�ca �yciem dziewczyna, bynajmniejnietai�a bardzo �ywej sympatii doMicha�a.
Mo�e w�a�niedlatego, przez pod�wiadomy instynkt przekory, Micha�mimo dyskretnego nacisku ze strony ojca, profesora Doutreval, nie kwapi� si� z o�wiadczynami.
Ko�o pi�tej zrobi�o si� ch�odno.
By�a ju� p�na jesie�.
Lekkamg�azacz�a si� rozsnuwa� nad cichymi, lesistymipag�rkami w dolinie Mayenne.
Simona Heubel zabra�aswych go�ci do willi.
Pili herbat� przy kominku,na kt�rymjasno p�on�y polana, jedli kanapki z parmezanem,wy�mienit� szynk�, w�dzonym �ososiem, sa�at� i pasztetem, ciastka z owocami i pomara�czowy d�em.
Gaw�dzilii �artowali do�� d�ugo.
Wreszcie Micha� zasiad� przy kierownicy wielkiego rodzinnego Renaulta,kt�rego na takieokazje po�ycza� mu ojciec, i odwi�z� do domuMariet�i Fabian�.
Poszed� na g�r� do swegopokoju i przebra� si� od st�pdo g��w.
A poniewa� ze zdrowym apetytem wch�on�� niezliczon� ilo�� kanapek i innych smako�yk�w u pannyHeubel, postanowi� nie je�� kolacji.
Nic nie m�wi�c starszej siostrze, Mariecie, kt�ra na pewno sprzeciwia�aby si�temu, cichutko zbieg� po schodach,przemkn��przez korytarz i po mistrzowskuulotni� si� z domu.
Mieli si� spotka�o godzinie dziesi�tej po bankiecie m�odych lekarzy szpitalnych.
Maj�cjeszcze sporoczasu Micha� zboczy�na placBroni i wst�pi� do ma�ego, modnie urz�dzonego lokaluwpodziemiach hotelu Carlton.
Zasiad� przybarze nad kieliszkiem aperitifu i skupi�ca�� uwag� na zimnych frytkach, suchymholenderskim serze i s�onych paluszkach.
Raoul, barman Carltonu, zna� niezawodny apetytMicha�a,tote� obs�ugiwa� go jak sta�ego bywalca.
13.
By�o jeszcze wcze�nie.
W lokalu prawie pusto.
Kilkadziewczyn ulicznych popija�o bia�� kaw� z rogalikami zamienia�y przy tym od czasu do czasu par� zda� lub te�wypisywa�y, B�g wie do kogo, niebywa�ych rozmiar�wlisty.
A mi�dzy nimi samotni, przesadniewytworni starsipanowie wpatrywali si� w swe s�siadki.
Wielkie lustrawzd�u� �cian pomna�a�y blask czerwonych ifio�kowychneonowych lamp.
Szerokie chromowane okuciauwydatnia�y ciemny palisander sto��w i foteli krytych czerwon�sk�r�.
Micha� uwa�nie rozejrza� si� po sali w poszukiwaniu jakiej� znajomej twarzy, ale nie znalaz� nikogo.
Wi�kszo�� jego przyjaci�, student�w medycyny, by�a wida� nabankiecieu profesora Suraisne.
Ziewn�� i poprosi�o czwarty kieliszek.
Jego pot�na posta�zabiera�a przybarze sporo miejsca.
W lustrze naprzeciw widzia� sw� du��, kanciast� g�ow�, rumian� twarz,ma�e, piwne oczyi ciemne w�osy zaczesanena je�a.
Stwierdzi�, �e nie jest
zbyt pi�kny.
Nagle kto� dotkn�� jego ramienia.
Odwr�ci� si�.
Sathanas'.
Kolega Sathanas, d�ugi,chudy m�odzieniec o ��tawej
cerze,zdawa� si�jeszcze bardziej ��ty ni�zwykle.
Min�
mia� ogromnie zafrasowan�.
Co si� sta�o?
zapyta� Micha�.
Hm..
Szcz�cie, �e ci� od razu znalaz�em!
Jestem ci potrzebny?
Tak, chod�.
Micha� zap�aci� i wyszli.
Na dworze powoli zapada� zmierzch.
�wiat by� sk�pany
w fio�kowym p�cieniu.
Tu i �wdzie jarzy�y si�ju� �wiat�a wystaw.
T�umdrobnych urz�dniczek wyroi� si� z biur.
i nape�nia� ulice m�odzie�cz� wrzaw� i tani�, krzykliw�
elegancj�.
Co si� sta�o?
zapyta� powt�rnie Micha�.
Lec pr�dko po Tillery'ego.
Po Tillery'ego?
Poco?
�eby zaraz przyszed� do moje]nory.
Jedna takabab
ka ma krwotok.
Micha� spojrza� na Sathanasa.
Znal go, wiedzia�, do czego
jest zdolny.
Zrozumia�.
Uprzedzam ci�, �e Tillery jest na bankiecie.
Mo�e
nie zechcewyj��, je�li si�dobrze bawi.
. Nie szkodzi.
Le� pr�dko.
Boj� si�.
Wyt�umacz mu.
Przyjdzie.
14
^'-i-A^ite,
Dobrze, id� powiedzia� Micha�.
A ja wracamdo siebie.
Czekam na was.
Pospiesz si�.
Micha� nie na�o�y� kapelusza.
Na jego wielkiej,nieforemnej g�owie �adne nakrycie nie chcia�osi� utrzyma�.
Jakgdybystawa� do wy�cigu, pu�ci� si� p�dem w kierunku dzielnicy uniwersyteckiej u st�pkr�lewskiego
zamku.
Na pierwszym pi�trze Tawerny Pod Dobrym Kr�lem odbywa�si� bankiet m�odych lekarzy b�d�cych na praktycew szpitaluEgalite.
Uroczysto��ta mia�aswoj� dawn� tradycj�.
�atwo si� domy�li�, z jakim zapa�em i gorliwo�ci�bywa�a co roku wskrzeszana.
Uczestnictwa nie przestrzegano zbytrygorystycznie.
Bywa�o tu r�wnie� wielu student�w i wolontariuszy, oczywi�cie wy��cznie z medycyny.
Zapraszanote� wi�kszo�� ,,szef�w",znanych profesor�wWydzia�u Lekarskiego, kt�rzy z ca�� swobod� brali udzia�w zabawie.
Poza tym ka�dy profesor wydawa� co rokuwielki obiad dla swojego personelu przyj�cie, w kt�rymuczestniczy�y tak�e panie i obowi�zywa�o zachowanie bezzarzutu.
Ale na bankiecie najm�odszych lekarzy bawionosi� w gronie �ci�le m�skim, aco wi�cej, student by� tupanem.
On by�gospodarzem.
�adnych dam, �adnego przymusu.
Profesorowiena ten jeden wiecz�r zamieniali si�wzwyk�ych go�ci, wyrozumia�ych i pob�a�liwych.
Nicdziwnego, �e w sali panowa� harmider.
W pobli�u profesor�w bywa�o troch� ciszej.
Najwy�ejweso�e, o�ywione rozmowy.
Postrojeni w czapeczki zbibu�ki, osobliwie podkre�laj�ceich urz�dowe dostoje�stwo,profesorowie rozprawiali mi�dzysob�, zreszt� te� bardzog�o�no, aby przekrzycze� og�lny ha�as.
Na honorowymmiejscu, mi�dzy profesorem Geraudin i Heublem, siedzia�dziekan Goeffroy.
Jan Doutreval, ojciec Micha�a, dowcipkowa� z Suraisne'em istarym Ribieres.
Neurolog Donat,kt�ry przyszed�na zabaw� mimozapalenia aorty, z dyskretnym p�u�miechem osoby wtajemniczonej wys�uchiwa� historyjekz wewn�trznej polityki Wydzia�u, kt�remu zwierza� wszechmocny sekretarz Gigon.
Dalej siedzielidocenci i profesorowie nadzwyczajni, wyczekuj�cy na wolne katedry: Bourland, Huot, van der Blieck, Vallorge, zwany "Ludwikiem XVI" z powodu swego burbo�skiego profilu.
A jeszcze dalej t�um student�w i m�odych lekarzy niekt�rzy ju� troch� "pod gazem", w kapeluszach z bibu�ki,
15.
z r�nokolorowymi odznakami.
Wreszcie przy samym ko�cu sto�u straszliwie ha�a�liwa i burzliwa gromadka najwi�kszych zabijak�w, przewa�nie ju� kompletnie wstawionych, na co zezwala�a tradycja.
Na tego rodzaju zabawach,przy wyj�tkowych iszale�czych okazjach,jakimi s�takr�'uroczysto�ci studenckie, znajdziesi� zawsze paru weso�k�w.
Bywa�o,�e i �wie�o upieczeni docenci te� nie gardzilit� rol�.
W tej chwili koniec sto�u by� w sta-
dium �piewania.
Kilkunastu uzbrojonych w no�edryb'as�wwybija�o takt oszklanki i karafki.
Dw�ch, nie �a�uj�c pi�ci, wali�ow drzwi udaj�c b�bny.
Inni podzwaniali �y�eczkami wsuni�tymi wszyjki butelek.
Ca�ata orkiestrasprawia�a niesamowite wra�enie.
�w harmider mia� jakoby stanowi�akompaniament do �piewu Seteuila.
Gdy� Seteuil, w marynarce na lew� stron�, b�yszcz�cy, czerwony, z �ysin� a�l�ni�c� od potu,kiwa� si� napor�czy krzes�a, jedn� nog�wsparty ost�, i wykrzykiwa�, ile tylko spami�ta� ze studenckiej piosenki medyk�w:
Moja kochanka c�ra ulicy
Kurew kr�lowaZara�a ch�op�w wca�ejdzielnicy!
Drobny Lapeyrade, od trzechju� lat praktykuj�cyw szpitalu ten, cow miesi�c p�niejumar� zaraziwszysi� w szpitalu figalite dyfterytem od chorego dziecka, kt�re z najwi�kszym po�wi�ceniem piel�gnowa� nasadzi�sobie garnek na g�ow� i wybija� zapami�tale takt parasolem �ci�gni�tym "staremu" Denatowi.
Przy ko�cu ka�dejzwrotki podnosi�nagle parasol i przera�aj�co a z namaszczeniem wymachiwa� nim.
Ca�aza� oszala�a zgraja wok�niego podejmowa�ach�rem i z takim wrzaskiem, �e s�ycha� ich by�o na ko�cu bulwaru:
Nas zespoli�a kiii.
-.�a!
Tillery, kokieteryjnie przyozdobiony male�kim bia�ymfartuszkiemz koronkami, porwanym jakiej� pob�a�liwejkelnerce, mocno czerwony, z rzyma b�yszcz�cymi zza okular�w wielkich jak reflektory rozprawia�zGroix i Regnoultem, dwoma asystentami.
Doutrevala.
Zacz�o si� odtego, jak nam�wi� jednego z m�odych docent�w, a�eby imp�niej towarzyszy�.
Wy�oni�a si� z tegod�uga, dosy�niesk�adnadyskusjana temat chor�b wenerycznych.
Regncult
16
upiera� si� przy szczeg�lnej budowie kr�tk�w ki�y uk�adunerwowego, a Tillery i Groix, zwany "Szram�" z powoduszpec�cej go blizny,sprzeczali si� z nim argumentuj�c naskutek coraz wi�kszegozamroczenia bardzo m�tnie.
Wartoby�o widzie� Groix-Szram� w olbrzymiejbia�ej czapie,"i�� wydartej szefowi kuchni restauracyjnej,gdy tak rozprawia� powu^^e o spiryllach, spirochetach, reakcjachKahna, antygenach i przeciwcia�ach z Tillery'm ustrojonym w bia�y koronkowy fartuszek.
Opodal Vallo^ge opowiada� Flegierowi, adiunktowi kliniki Geraudina,,?
tym, co si� niedawno przydarzy�o profesorowi Surais�e.
Do szpitalafigalite zg�osi�a si�starakobietaz nowotworem piersi.
Beznadziejna historia.
Ju�na wszystko za p�no.
Ale przypadek zainteresowa� profesora.
Podejrzewa�, �e za tym kryje si� gru�lica.
Babinaumar�aw pi�tek.
Zajmowa� si� ni� Seteuil.
Surais�eby�akurat w Pary�u.
Wr�ci� dopiero w nast�pny wtorek.
" Jestem w rozpaczy m�wi�.
Dos�owniew rozpaczy!
Przegapi� taki przypadek!
W�wczas Seteuil bezs�owa, widz�c, jak uraduje szefa, wr�czy� mu uroczy�ciet� pier�, kt�r� odci�� i przechowa� w formalinie.
Och,Seteuil!
zawo�a� Surais�e.
Nigdy panu tego nie zapomn�!
" Wyj�� preparati naci��.
Uci�ni�ty ropie�, kt�ryznajdowa� si� wmartwym ciele, p�k� i ropasp�yn�a nar�k� profesora.
Po dwu dniach Surais�e mia� ju� palecnie�le opuchni�ty.
Zl�k�em si�!
opowiada� Vallorge patrz�cprzezst� na swojego szefa.
Diabelnie si� zl�k�em!
A Seteuiltak�e!
Profesor mia� w�a�nie zadra�ni�ty palec.
Teraz �mia� si� z tychobaw.
Lekko przesun�� d�oni� poswej pi�knej burbo�skiej twarzy,spokojnej i pewnej siebie.
A Surais�e, kt�ry zauwa�y� gestykulacj� i spojrzeniaswego asystenta,zacz�� r�wnie� opowiada� o incydenciei najbli�szym s�siadom, Doutrevalowii Ribieres, pokaza� impalec pokryty ma�ymi,bia�ymi plamkami i pozwoli�staremu Ribieres, kt�ry si� bai '^o tym zainteresowa�,obmaca� pod marynark� gruczo�y pachowe.
Mia�em z tym u�ywanie, moidrodzy!
m�wi�.
Nie macie poj�cia!
Gdyby�cies�yszeli te wszystkie �wiat�erady, zalecenia, przestr�g-'.
'" Nic z tego nie zrobi�em!
Wszystkozawracanie g�ovc.
'1 No i od trzech dni ju� spok�j, ani gor�czki, ani b�l�w!
Jak gdyby Surais�e, cz�owiek wielkiejnauki, kt�ryszmat �ycia sp�dzi� w laboratorium, z chwil� gdy o niego
Cia�a i dusze
17.
samego chodzi�o, zatraci� ca�� sw� wiedz�.
Zreszt� jest torzecz� do�� powszechn�, �e lekarze ca�kowicie lekcewa��
w�asne zdrowie.
,, I wiecie, �e si� z tego wygrzeba�em!
zapewnia�.
Rzeczywi�cie przytakn�� stary, s�ynny profesorRibieres kiwaj�c powa�nie g�ow� ustrojon� w bibu�kow�czapk� �andarma i obmacuj�c pachy kolegi tak sumiennie, jakby go przyjmowa� w swoim gabinecie.
Jednak�ena pa�skim miejscu jeszcze bym uwa�a�.
i
Ee! Sko�czone!
Ju�po wszystkim!
Wypijmy na zgub�
chirurgom!
,
Suraisne uni�s� skrz�cy si� kieliszek i z daleka przepi�przyja�nie do swego pupila Vallorge'a i jego koleg�w.
Jako prawdziwy smakosz jad�d�ugo i pi� t�go.
Wtedy w�a�nie kelner, korzystaj�c z og�lnej wrzawy,nachyli� si� doucha Tillery'ego:
Prosz� pana,jeden przyjaciel pana prosi.
Przyjaciel?
Tak. Taki wysoki, t�gi, z w�osami na je�a.
Micha� domy�li�si� zaraz Tillery.
Pewnonie
chce, �eby go ojciecwidzia�.
Rzuci� serwetk� i wyszed� nie zdj�wszy nawet bia�ego
fartuszka.
Rzeczywi�cie naschodach sta� Micha�.
Sathanas mnie przys�a�powiedzia�.
Chod� zara�.
Wyja�ni� mu pokr�tce ca�� spraw�.
Tilleryzakl��, nazwa� Sathanasa bydlakiem inamy�la� si� przecieraj�c cochwila okulary.
W ko�cu zdecydowa� si� zdj�� fartuszek;
wypl�ta�si� z niegoprzypomocyMicha�a, na�o�y� studencki beret, usianyz�otymi gwiazdami i strojny w p�omienne wst��ki, i ruszy� za przyjacielem.
Czyste nocnepowietrze otrze�wi�o go zupe�nie.
Nie zwalniaj�c krokuzacz�� si� domaga� szczeg��w, wypytywa� Micha�a, kt�ry
sam nic nie wiedzia�:
Tojegorobota, co?
Tak, oczywi�cie!
To �ajdak!
A teraz Uczy, �e ja go z tego wyci�gn�.
No, c�!
Niemaraprawa odmawia�.
Ale m�g� sobie znale�� kogo innego!
Chcia� natychmiast wiedzie� wszystko dok�adnie.
Micha�nie umia� mu powiedzie� nic ponad to, �e chodzi o krwotok.
Ten dure�musia�si�nastraszy� zako�czy� swoje
domys�y Tillery.
W takich wypadkach zdarza si�, �emacica wyrzuca wszystko jednocze�nie: p��d, b�ony p�odowe, �o�ysko.
Ale zwykle idzie tow dw�chfazach.
Przede
18
wszystkim zostajewydalony p��d, ale �e nie jest to prawid�owy por�d, �o�ysko jest jeszcze "niedojrza�e", trzymasi� macicy kosmkami, kt�re odrywaj� si� i krwawi�.
Naturalnie, wygl�da to strasznie.
A w dodatkuSathanas!
Onby nawet nie umia� krowie pom�c si�ocieli�!
I pomy�le�,�e to b�dzie kiedy� lekarz!
S�dzisz?
Nieuniknione!
Czy� kiedy widzia�, �eby student medycyny nie zosta� lekarzem?
Jak raz wskoczysz wtryby,to ju� si� samo kr�ci, m�j drogi.
Zreszt�, pal go diabli,ale m�g�by� sobierazem zt� damulk� wybra� inny dzie�do tego ca�ego krymina�u!
Sathanas mieszka� na trzecim pi�trze nad ma�� kawiarenk� przy nadbrze�u Maine.
Wielki "pok�j umeblowany",banalny ismutny, ozdobiony przypi�tymi do �cian fotografiami aktorek w wyzywaj�cych pozach.
Na gzymsiekominka czaszka ludzka w studenckim berecie, z fajk�w z�bach.
W k�cie pod �cian� mosi�ne ��ko.
Na nim nastarej ceracie w niebieskie kwiatki le�a�a obna�ona a�dopiersi, zakrwawiona dziewczyna lat oko�o dwudziestu,z przykurczonymi nogami, sinoblada; oczy mia�a zamkni�te, oddycha�a z trudem.
W nogach ��ka,�eby by�o lepiejwida�, p�on�y cztery �wiece przylepione do talerzyka,ustawionego nastosieksi��ek spi�trzonych na ma�ym stoliku.
Sathanaskr�ci� si� po pokoju, przygotowywa� tampony,grza� wod� na maszyncegazowej, zaraz chcia� wszystko t�umaczy�.
Zamknij g�b� powiedzia� Tillery, kt�ry ju�my�r�ce.
Wszystko jasne.
Lepszy z ciebie rozpruwacz kochasiu, jak to m�wili za Ludwika XIV.
Nawet cz�owiekzdolny do podobnych �wi�stw nie robitego w wynaj�tympokoju, przy czterech �wieczkach za ca�e o�wietlenie, bezaseptyki, bez niczego.
Czy zdajesz sobie spraw�, �e toprawdziwa operacja?
�e mo�e przyj�� gwa�townagor�czkapo�ogowa?
H�? Prawd� m�wi�c masz to gdzie�.
No,dobra!
Dawaj skrobaczki!
I zg��bnik!
Po co ci?
Dosondowania.
Nie wierz� ci, rozumiesz?
Je�eli przebi�e� macic�, got�w jeste� rozg�asza�, �e to moja robota.
Znam ci�, ptaszku!
Wzi�� zg��bnik maciczny rodzajd�ugiego pr�ta z podzia�kami, zako�czonego kulk�podszed� do choreji wsun�� go przez szyjk� do macicy.
Micha� pochyli� si�i patrzy� to na brzuch chorej, to na dziecinn� twarz Tille19.
ry'ego, nagle dziwnie skupion� i powa�n�.
Czeka�z takimprzej�ciem, �e nieu�wiadamia� sobie nawet grozy sytuacji.
Nic nieznajduj� mrukn��Tillery.
Zg��bnik nieprzenika.
Nie wygl�da na to, �eby by�a dziura.
W takimwypadkuwidzisz, m�j drogi, je�li macica jest rozerwana,zg��bnik wchodzi a� do jamy brzusznej mi�dzy kiszki;
Ko�czy si� to przewa�nie �licznym zapaleniem otrzewnej!
Prostuj�c plecy zwr�ci� si� z kolei do Sathanasa:
No, w porz�dku!
Niemanic!
Mo�esz sobie powinszowa�, mia�e� szcz�cie, kanalio!
Przygotuj skrobaczki.
Albo nie.
Niewarto.
P�jdzie tak.
Zanurzy�g��boko r�k� i palcami wyci�gn�� z macicykrwawi�ce strz�py.
Twarz nieszcz�snej zbiela�a jeszczebardziej; dziewczyna skrzywi�a si� i j�kn�a zb�lu.
M�ode, �adne rysy w obramowaniu jedwabistychjasnych w�os�w wyostrzy�ysi� i nagle postarza�y; nabra�y wyrazudziwnie twardego, pe�nego goryczy.
,,Umrze.
" pomy�la� Micha�.
Ipo raz pierwszy w �yciu ogarn�a go nag�a groza, poczucie,�e jest �wiadkiem nie b�ahostki, czego� zwyk�egow �yciu studenta medycyny,ale prawdziwej wielkiej tragedii, w kt�rej rozgrywa si� los cz�owieka.
Nie trwa�o to 'd�ugo.
Tillery sko�czy� i zacz�� my� r�ce.
Sathanas przy- '.
ni�s� mocn� kaw�, p� na p� zalkoholem.
Dziewczynaokry�asi�,usiad�a, popija�a ma�ymi �ykami, policzki zar�owi�y si� jej nieco.
Powoli koszmar mija�.
Micha�zmusi� si� do u�miechu.
Jeszcze raz zaparzyli kaw� i palilipapierosySathanasa czekaj�c, a� chorab�dzie wstanie
wyj��.
Sathanassi� ba�, wi�c Micha� i Tillery odwie�li dziewczyn� taks�wk�.
Mieszka�a przy ko�cuAlei Focha.
By�ac�rk�drobnego urz�dnika, z rodziny bardzo porz�dnej,bardzo przyzwoitej wyja�nia� po drodze Tillery.
Wszystko to g�upota zbyt swobodnie chowanej, zbyt nowoczesnejdziewczyny.
Tillery niby od niechcenia prawi� jej mora�y.
Wtulona w k�t, zzamkni�tymioczyma,nie odpowiada�anic, mo�e s�ucha�a, a mo�edrzema�a.
Podjechali przed dom rodzic�w.
Poniewa� nie by�aw stanie nawet, wysi��� z taks�wki,zaproponowali, �ej�zanios� do mieszkania.
Ale zaprotestowa�astanowczo.
Wola�a jednak sama opowiedzie� rodzinie B�g wie jak� histori�.
Wobec tego Tillerypoda� jej numer telefonu szpitala,pouczy�, co marobi�, zaleci� mierzy� temperatur�, a gdyby si�le czu�a, natychmiastwezwa� lekarza.
Mo�e by�
20
spokojna, �aden lekarz jej nie zdradzi, nawet przed rodzin�.
Tajemnica zawodowa.
Potem Micha� zap�aci�szoferowia Tillery poszed� dzwoni� do bramy.
W jednym z okienzapali�o si� �wiat�o.
Wsieni rozleg�y si� kroki.
I wtedyobydwaj,Micha� i Tillery, co si�w nogachzacz�li ucieka�pozostawiaj�c scen� wyja�nie� dziewczyniei rodzicom.
Tillery gnaj�c za Micha�em przeby� owe pi��set metr�ww wyj�tkowo dobrym tempie jakna swoje kr�tkie nogi.
Przyszli Pod Dobrego Kr�law�a�nie na koniec bankietu.
Studenciwychodzili ju� grupkami irozchodzili si� w ciemno�ci.
Profesorowie szukali swoich aut.
Utraciwszy tymrazem zwyk�y,wytworny spok�j Vallorge piorunowa�,bookaza�o si�,�e jaki� nieznany dobroczy�ca wla� mu konewk� wody do baku z benzyn�.
Takie kawa�y robionomu stale.
Albo mu kto�nasypa� dobenzyny cukru, alboukrad� korek od ch�odnicy czy pokrowiec.
By� bowiemznienawidzony przezgrono karierowicz�w z Wydzia�u Lekarskiego, poniewa� zbyt szybko wyp�yn�� i umia� zr�czniemanewrowa�.
Raznawet, gdy wraca� z Hiszpanii, celnicyznale�li pod siedzeniem jego wozu pi��dziesi�t gram�wkokainy.
Nigdy si�nie dowiedziano, kto chcia� go takurz�dzi�.
A Vallorge nie�le si� musia� nabiedzi�,�eby dowie�� swej niewinno�ci.
Tego wieczoru zmuszony by� pozostawi� w�z na ulicy.
Suraisne zabra� go swoim samochodem.
Przez ten czas wi�kszo��student�w rozesz�a si� ju�spokojnie do dom�w.
Niekt�rzyma�ymi grupkami towarzyszyli tym profesorom, kt�rzy wracali na piechot�, gaw�dz�c z nimi przyja�nie.
Gromadka najbardziej zapr�szonych g��w te� si� poma�urozpada�a.
Jedni poszli w stron�Domu Akademickiego, drudzy w kierunku Liceum, zamierzaj�c zdoby� je szturmemi wnie�� troch� zdrowej weso�o�ci do sypialni nieszcz�snych sztubak�w.
Trzecia gruparuszy�a na poszukiwanie pozosta�ych jeszcze na ulicachsprzedawc�wfrytek,�eby niepostrze�eniewsypa� im dogarnk�w ca�� pak� ludzkich uszu, zbieranych w tym celucierpliwie podczas sekcji.
Micha�ai Tillery'egoporwa�a zesob� rozwrzeszczana banda,kt�ra dzwoni�c po drodze dowszystkich drzwi, wykrzykuj�c wymy�lne obelgi pod adresem mieszczuch�w, przewracaj�c kub�y ze �mieciami i gasz�c latarnie gazowe w�drowa�a na podb�j otwartych jeszcze knajp.
Towarzystwo to prowadzi�, wywijaj�c parasolem starego Donata,ma�y Lapeyrade, kt�ry umar� w miesi�c p�niej.
Noc zako�czy�a si� hucznie.
Pito szampanai poncz z kir21.
szem, wesp� z pijanymi �o�nierzami w spelunce obok koszar, gdzie znalaz� si� r�wnie� d�ugi, ��ty Sathanas.
Potem�ysy Seteuil pok��ci� si� z jak�� kobiet� zarzucaj�c jej, �e,gdy byli na osobno�ci, �ci�gn�a mu sto frank�w.
Dziewczyna zaprzecza�a.
W rezultacie banknot znalaz� si�w szklaneczce Tillery'ego, kt�ry zupe�nie ju�pijany zamierza� go w�a�nie po�kn��.
Wtedy zn�w Groix i Regnbultwszcz�li m�tny sp�r z w�a�cicielk� knajpy o rachunek.
Micha�widzia�, jak stawia�a trzy puste butelki mi�dzype�nymi.
K��tnia stawa�a si� coraz gor�tsza.
W tym czasieTillery, sprowokowany przez kobiety, postanowi�, �e udaMerkurego, �e najednej nodze utrzyma r�wnowag� stoj�cnago na gzymsie kominka w du�ej sali mi�dzy lampamiCarcela.
Wdrapywa� si� po plecach Seteuila, ale mu si�niepowiod�o, uchwyci� si� lustrai run�� razem z Seteuilem,lustrem i lampami, tocz�c si� a�na �rodek sali ize- straszliwym ha�asem przewracaj�c sto�y, szklanki i butelkLWywi�za�a si� z tego og�lna bijatyka mi�dzy �o�nierzamia studentami.
Micha� odznaczy�si� chlubnie, stawiaj�c samotnie czo�o dwom olbrzymim dragonomi w�a�cicielowilokalu tak d�ugo,dop�ki Sathanas zr�cznym manewremstrategicznym nie zgasi� �wiat�a.
W�wczas w ciemno�ciach,chwyci� Tillery'ego na barana iw�r�dnie daj�cego si�opisa� rwetesu zacz�� cosi� w nogach umyka� ku bulwarom.
Tillerytrz�s� si� na plecach przyjaciela ipochlipuj�cjak dziecko dopomina� si� o swoje okulary.
Micha� doni�s�go tak do jego pokoju.
Tu Tillery u�o�y�si� na pod�odze, owin��si� starannie dywanem i natychmiast zasn��, nie wiedzie�dlaczegonadal zalewaj�c si�zami.
Micha� zostawi� go iwr�ci� na bulwary, gdziespotka� Seteuila,Groix, Regnoulta i Sathanasa ca�� band�, kt�r� Seteuil prowadzi� na zako�czenie nocy do swejprzyjaci�ki,Magdaleny Daele, piel�gniarki z sanatorium.
Micha� nie mia� ochoty z nimi i��.
Pi� bardzo ma�o.
A ucieczka z Tillery'em na plecach zupe�nie go otrze�wi�a.
Od��czy� si�od rozhukanychkoleg�w.
Echo ich piosenekroznosi�o si� daleko po u�pionym mie�cie.
Ponad wszystkieinne wybija� si� przenikliwy g�os ma�ego szale�ca, Lapeyrade:
W osiemnastu latach pi�kny wiek By�a to ju� kurwa, co si� zwie!
Dadida, dadida, dadidon.
Ale'z jej francowatej p.
22
Posz�a zaraza na p� dzielnicy!
Dadida, dadida, dadidon.
Micha� bez po�piechu wraca� do domu,napawa�si� cisz�ispokojem nocy.
Po omackuwszed� na pierwsze pi�troobszernego domostwa.
Nagle na posadzce zal�ni� prostok�t�wiat�a.
To ty, Micha�ku?
Pozna� g�os Mariety.
Zrobi�o musi� przykro.
Wiedzia�przecie�, �e zawsze na niego czeka.
Powinien by� wcze�niej wr�ci�.
Tak p�no przychodzisz.
Niepotrzebnie si� niepokoi�a�, Marietko!
To nic, to nic!
Teraz ju� wszystko w porz�dku!
K�ad�si� pr�dko.
Gdyby tak ojciec wiedzia�.
Czy si� ju� po�o�y�?
O tak, ju� dawno.
�pij smacznie!
Zamkn�a drzwi.
Od �mierci matki Marieta Doutreyalczuwa�a nad m�odszym rodze�stwem, a nawet nadojcem,jak kokosznad piskl�tami i prowadzi�a ca�y dom.
Micha� wszed� do swojego pokoju, rozebra� si�,wdzia�pi�am� i otworzy� okno.
Nieboju� blad�o.
W oddali, polewej stronie, nad �upkowymidachami wy�ania�ysi�z mroku okoliceAngers, rzucaj�c jasny odblask na leniw�,szeroko rozlan� Maine, i bardzo ciemne plamy las�w, kt�rekry�y zagrzebane w piaskach koryto Loary.
Gdzie� naprzedmie�ciu zegar ko�cielny wydzwania� godzin� czwart�.
Micha� zamkn�� okno i wyci�gn�� si� w fotelu.
Niechcia�o musi� spa�.
Podnieconym�zg pracowa�.
Przedoczyma stan�� mu Merkury,w interpretacji Tillery'ego,Vallorge przy unieruchomionym samochodzie, ogromnydragon w chwili, gdy si� przewraca� na w�a�ciciela spelunkidostawszy pi�ci� w brod�.
Roze�mia� si� g�o�no.
Co za noc!
Apotem nagle przypomnia�a mu si� dziewczyna, kt�r� Seteuil oskar�y� o kradzie�.
Ujrza�znowu jejtwarz, jejmin� ura�onej niewinno�ci.
Ciekawe, takie stworzenie.
To wspomnieniedziwnie go zabola�o.
Ch�tnie byJ� jeszcze kiedy zobaczy�.
Ba! �ycie.
S�owo mu si�spodoba�o.
Powt�rzy� znowu:
�ycie!
Tak, to jest �ycie.
Przypomnia� sobie m�odziutk� kochank� Sathanasa.
Jak�� tragiczn� mia�a twarz w chwili,kiedy my�la�, �eumiera.
A w taks�wce.
Jaku licha mog�o si�to sko�czy�
23.
z tymi rodzicami?
Zn�w uczu� jakby ucisk w sercu, ale si�
przem�g�.
To jest �ycie!
powt�rzy�.
Ipe�en uznania dla samegosiebie zaduma� si� o tym,jak jest nieugi�ty.
Urywki maksymmoralnych, kt�re uku�sobie w gimnazjum,na Wydziale, w domu, z obserwacji�ycia, przewija�y mu si� w g�owie bez�adne, ale pe�ne
uroku.
,,Ponaddobrem i z�em.
" "Si�a jest �wi�ta.
",,Vae victis.
"
Czu� si� w tym momencie zupe�nie zdecydowany podepta� wszystko, byle jednakkiedy� w �yciu sta� si� nadcz�owiekiem.
Umys� zbytpodniecony wzbrania� si� przed snem.
Micha�
wzi�� si� wi�c do ksi��ki, kt�r� zacz�� poprzedniego wieczoru: Zbrodnia i kara.
Czyta� przez kilka minut.
I ju�po chwili lektura dokona�aswego: zapomnia� o wszystkim,co si� w tymdniu zdarzy�o.
Prze�ywa� sm�tne dzieje Sonieczki, nieszcz�liwejdziewczyny, kt�r�macocha Katarzyna bijei chce zmusi� do nierz�du, abyzdoby� chleb dlaw�asnych ma�ych, g�odnych dzieci.
Doszed� do momentu,gdy Sonieczka ust�puje.
Sprzedaje si� dla ma�ych braciszk�w.
Wraca do domuz trzydziestoma rublami, oddajeje Katarzynie i bez s�owa rzuca si� na ��ko.
A macocha,wstrz��ni�ta do g��bi, u�wiadamia sobie ogrom tego straszliwego po�wi�cenia, pada nakolana przy pos�aniudziewczynyi p�acze razem z ni�.
Micha� rzuci� ksi��k�, wsta�, zrobi� par� krok�w po pokoju.
Gwa�towne wzruszenie �cisn�o mu gard�o,niemald�awi�o: lito��, gniew, m�odzie�czy szlachetny bunt, jakie�pomieszanie uczu�, od kt�rego oczy zachodzi�ymu �zami,
a nie potrafi� go sobie wyt�umaczy�.
Ludwik, szoferprofesoraGeraudin, czeka� na niegoprzed will�.
Czarny, chromowany Panhard l�ni� ciemnympo�yskiem.
We flakonikach wewn�trz wozu czerwieni�ysi� �wie�e kwiatki.
Ludwik stoj�c o par� krok�w od samochodu, przygl�da� si� swemuodbiciuw b�yszcz�cym lakierze i jegopier� wzbiera�a dum�.
W domuprofesoraGeraudin by�nielada osobisto�ci�.
Mia� tam g�os decyduj�cy.
Bo pani Geraudin, kt�ra nie liczy�a si� z nikim, niewiadomo w�a�ciwie,dlaczego ba�a si� Ludwika.
Profesorwyszed� z domu iwsiad� do samochodu obokszofera.
Nie pierwszy razwyrusza� tegodnia na miasto.
Wczesnym rankiem by� ju� w swej prywatnej lecznicy,gdzie chcia� sprawdzi� stan �wie�o operowanych i nowychpacjent�w.
Czy to prawda, panie profesorze, �e profesor Suraisnetaki chory?
zapyta� Ludwik, kt�remu Geraudin pozwala� na pewn� poufa�o��.
Tak.
I podobno nawet z nim kiepsko.
Ataki by�weso�ywtedy na bankiecie!
Nie b�dziepan profesor sam prowadzi�?
Nieodpowiedzia� Geraudin.
Nie teraz.
B�d^operowa�.
Najpierw zajed�my do Gigona, do sekretariatu.
Przed operacjami Geraudin unika�wszelkich wysi�k�wnerwowych.
Przekroczy� ju�sze��dziesi�tk� i cho� twierdzi�, �e si� czuje jak m�odzik, uwa�a�, �e nale�y si�oszcz�dza�.
By� zreszt�w pe�ni si�, niski,kr�py, sangwinik,oprzekrwionych, szarych oczach, mi�sistych, czerwonychuszach i grubym, apoplektycznym karku.
Wargi pod kr�tkim "ameryka�skim" w�sikiem mia�y grymas zm�czeniai smutku.
Wyci�gn��z kieszeni z�ot� papiero�nic� i zapali�trzecie tego ranacygaro.
Cz�sto sobie wyrzuca�, �eza du�opali.
I teraz znowu przypomnia�y mu si� pocz�tki arteriosklerozy.
Pod�wiadomie,machinalnym ruchem, kt�ry przeszed� ju� w nawyk, dotkn�� palcami koniuszk�w uszu, stalerozgrzanych i piek�cych.
Powodzenie Geraudina zacz�o si� przed trzydziestu laty.
25.
W pewnym, stopniu zawdzi�cza� je pomocy Salnikowa,kt�ry nawet nie by� docentem, lecz by� niezwykle �mia�yi umia� patrze� w przysz�o��; wyczu�, jakimi drogamip�jdzie nowoczesna medycyna.
Po paru latach skromnejpraktykiSalnikow zag��bi� si� bez reszty w nowej w�wczasdziedzinie wiedzy medycznej entuzjastycznie witanejprzez chorych, w kt�rych zbudzi�a �wie�e nadzieje w promieniach Roentgena.
Osza�amiaj�cemu powodzeniu,jakie osi�gn��, sprzyja�anie tylko moda i powszechne za�lepienie, lecz zawdzi�cza� je tak�e pe�nej po�wi�ceniapracy, absolutnej sumienno�ci zawodowej oraz swym nie1zwykle trafnym diagnozom.
Medycyna by�a �ywio�em Salnikowa.
Ale medycynaszukaj�canowych dr�g, medycynaprzysz�o�ci.
By�jej prekursorem.
Swym �mia�ym, granicz�cym zzuchwalstwemracjonalizmem naukowymwyprzedza� wszystkich koleg�wnaniebezpiecznych nieraz �cie�kach medycyny pionierskiej.
Ta w�a�nie odwaga wprost urzeka�a pacjent�w.
Niecofa� si� przed powa�nymi amputacjami, usuwaniem narz�d�w czy przeszczepianiem.
By� lekarzem, kt�ry m�g�sta�"si� kr�lem chirurgii.
Pierwszy w departamencie pr�bowa� resekcji nerw�w wsp�czulnych.
Nawet chirurdzywahali si�, czy gona�ladowa� i dokonywa� rewolucyjnychzabieg�w, jakie zaleca�.
Salnikowa doprowadza�o to do rozpaczy, na pr�no od chirurga do chirurga szuka� cz�owieka, jakiego mu by�o potrzeba, cz�owieka, kt�ryby go s�ucha�, kt�ry sta�by si� rozumn�, niezawodn� iinteligentnie
pos�uszn� jego m�zgowi r�k�.
I w�wczasspotka� Geraudina.
Bernard Geraudin, by�y adiunkt kliniki profesora Rilleraca, odprawiony w�a�nie przez swego szefa, ztrudem dawa� sobierad�.
Chirurg Rilleracod dawna ju� liczy�, �eGeraudinpo�lubi jego c�rk� i obejmie po nim.
stanowiskona Wydziale Lekarskim.
Ale Geraudinzwi�zany by� w tymokresie z pewn� milutk� modystk� i nie chcia�z ni� zerwa�.
By�m�ody, w wieku, gdy si�ma �zy w oczach s�uchaj�c Louise i zprzej�ciem si�piewa:
Ka�dy ma prawo do szcz�cia,Do wolno�ci ka�dy prawo ma.
Niebawem.
Rillerac poczu� si� ura�ony po raz drugi; dowiedzia� si�, zejego m�ody adiunkt zaczyna operowa� namie�cie i wyrabia� sobie w�asn� praktyk�.
Tego ju�nie
26
A.
m�g� mu darowa�.
Odprawi� Geraudina �ycz�c wduchu,aby �w m�odzik, zbyt pochopny do robienia mu konkurencji, jak najpr�dzejskr�ci� sobie kark.
Wyrzuconyna bruk, skazany na beznadziejne oczekiwanie profesury, nie maj�c kapita�u, kt�ry umo�liwi�by muotwarciew�asnej kliniki, Geraudin ledwie wi�za� koniecz ko�cem wykonuj�c po domach drobne operacyjki.
Pochodzi� zokr�guBordelais, z biednej rodziny.
Teraznieweso�o zapowiada�asi� przysz�o�� tego mocnego, zdrowegom�odzie�ca, doskona�ego zreszt� anatoma, kt�remuw dodatku dziesi�� lat n�dznego �ycia, jadania po garkuchniach, mieszkania w wynaj�tych pokojach i nieustannego poni�ania si� wobec bogaczy straszliwie wyostrzy�oapetyt.
Pozna� Salnikowa, zawierzy� mui poszed� za nim.
Na pocz�tku �y� jak we �nie.
Salnikow wtym czasieznacznie wyprzedza� oficjaln� nauk� lekarsk�.
Co dzie�przy jakiej� operacji niczym gracz stawia� wszystko najedn� kart�.
Naprzyk�ad, by kry� swego chirurga, pisa�bez mrugni�cia okiem: "O�wiadczam pod osobist� odpowiedzialno�ci�, �e X.
., cierpi�cy na rozedm� p�uc, musiby� u�piony za pomoc� chloroformu, nie eteru.
" Geraudinpowoli oswoi� si� z jego zuchwalstwem.
Sta� si� pos�usznym narz�dziem, kt�re wykonuje i rozumie.
Sprawowa�si� tak dobrze, �e Salnikow powtarza�wszystkim swympacjentom:
A je�li chodzi ooperacj�, to tylko Geraudin!
Tylko.
on! Nie widz� nikogo innego!
Tote� Geraudin korzysta� ze s�awy iodwagi swego protektora.
Ju� ich.
nierozr�niano.
M�wiono po prostu:
Ten Geraudin!
Co za �mia�o��!
A Geraudin naprawd� przyswaja� sobie stopniowo pogl�dy swego nauczyciela izuchwale, ju� na w�asn� r�k�,zapuszcza� si� w to, co nazywa�chirurgi�konstruktywn�,tw�rcz�.
Salnikow by� jego prawdziwym mistrzem.
Dzi�kiwsp�pracy z nim m�odychirurg powoli wyrobi� sobieswoisty, nowy pogl�d na chirurgi�.
Wkr�tce zacz�o si� powodzenie.
Niebawem m�g� ju� otworzy� klinik�.
Salnikow kilkakrotnie powierza� w�asn� pow�ok� doczesn� wprawnym r�komprzyjaciela.
Spala� si�, za du�opracowa� i u�ywa� �ycia bez umiaru.
Na Salnikowie w�a�nie, po razpierwszy we Francji, dokona� Geraudin wyci�cia hemoroid�w.
Hemoroidy Salnikowa zdoby�y niezwyk��s�aw�.
Z czasem Geraudin usun�� przyjacielowi
27.
p�cherzyk ��ciowy, p�niej �o��dek, p�niej kawa�ek jelita.
W ko�cu Salnikow zmar� w klinice Geraudina w dwadnipo przeszczepieniu ko�ci do kr�gos�upa, operacji zasadniczo udanej, kt�rej si� sam domaga�.
Teraz jednak Geraudin m�g� si� oby� bez mistrza.
Ju�wyp�yn��.
Nikt, nawet wrogowienie kwestionowali jegowalor�w.
A poniewa� Geraudin nienale�a� do ludzi, kt�rzy umiej� przez d�ugie lata nosi�w sobie m�odzie�cz�sk�onno�� do wyrzecze� i pogody ducha nawet w niedostatku i tym bardziej ��dny by� pieni�dzy, im wi�cejich zdobywa� zerwa� z modystk�, kt�r� kocha� b�d�cjeszcze ch�opcem, i po�lubi� Waleri� Largilier, m�odsz�c�rk� dziekana Wydzia�u.
�ycie nie jest romansem.
Z kochank� mia� dziecko.
Zaofiarowa� jejznaczn� sum�, kt�ra
zosta�a odrzucona.
Ma��e�stwo z c�rk� dziekana da�o Geraudinowi katedr�na Wydziale, Largilier specjalnie j� dla niego stworzy�.
Waleria .
wnios�am�owi i�cie kr�lewskie wiano.
Lecz ju�wkr�tce Geraudin m�g�si� zupe�nie bez niego obej��.
Jegopacjenci sk�adali si� z najbogatszychi naj�wietniejszychmieszka�c�w okr�gu.
Przemys�owcy, politycy, wybitneosobisto�ciwszelkiego rodzaju, wszyscy chcieli, by operowa� ich tylko Geraudin.
Bajo�skie sumy, jakich ��da�, jegodziwactwa, wynios�e tony, niezwyk�ewymaganiacz�owieka, kt�rego sta� na lekcewa�enie pieni�dza wszystko tootacza�o go aureol�, stwarza�o legend�.
To orygina� m�wiono.
Na Wydziale Geraudin robi�, cochcia�.
Wszyscy deputowani okr�gu'byli jego przyjaci�mi.
Zw�aszcza Guerran,m�ody jeszcze, poni�ej pi��dziesi�tki adwokat, kt�ry w trzydziestym roku �yciazosta� deputowanym, aw sze�� latp�niej ministrem, by�dla niegonieocenion� podpor�.
Geraudin, znawca ludzi, u�atwi� karier� Guerranowi.
A Guerransowicieza to p�aci�.
Zapewnia� mu ogromnewp�ywy w ca�ym departamencie: Geraudin mianowa� chirurg�w we wszystkich szpitalach, lokowa� swych uczni�w,rezerwowa� dla siebie najlepsze stanowiska.
Guerran wyjedna� mu rozet�i bia�o-z�ot� wst�g� Komandorii LegiiHonorowej, Guerran zawsze potrafi� usun�� ad acta ka�derozporz�dzenie, kt�re mog�obyokaza� si�niewygodne dlaprzyjaciela, on wreszcie sprawi�,i� sekretarzem Wydzia�uzosta�dalekikrewny Geraudina, Cezary Gigon; a rola jego
by�a wprost nieoceniona.
Geraudin bez w�tpienia m�g� si� uwa�a� za cz�owieka
28
darzonego najwi�kszymipochlebstwami, ale i najbardziejznienawidzonego przez otoczenie.
T�umaczono sobie jegokarier� w najohydniejszy spos�b.
Nawet w poparciuGuerrana usi�owano wykry� inne pobudki ni� przyja��,utrzymywano, �e polityk jest kochankiempani Geraudin,oczywi�cie za zgod� m�a.
W rzeczywisto�ci jednak Waleria mia�a wprawdzie i�cie piekielny charakter, ale cnot�bez skazy.
W�r�d owej powodzi oszczerstw Geraudin zachowywa� absolutny spok�j.
Mia� bowiem ca�kowit� pewno��a wiedzieli o tym i najbardziej zaci�ci wrogowie �e nawet bez Salnikowa, Gigona, Walerii i Guerrana, zdany wy��cznie na w�asne si�y, i takdoszed�by do s�awydzi�ki wrodzonemu talentowi.
I tego nadewszystko ludzienie mogli mu wybaczy�.
Nadrugim pi�trze Wydzia�u, w g��bi lokalu biurowegomie�ci� si� ma�y, skromny, za�miecony pokoik Gigona: st�dsprawowa� onrz�dy nad studentami i szefami.
Cz�sto niedocenia si� pot�gi skromnego sekretarza Wydzia�u.
A przecie� on to mo�ezawiesi� lub zastosowa� ten czy inny przepis, wprowadzi� zmiany w aktach,przymkn�� oczy na jakie� przekroczenie.
Praktycznie rzecz bior�c Gigon rozdziela� odznaczenia, wyznacza� stanowiska, decydowa�o awan-,sach.
�w daleki krewniak Geraudina mieszka� na wsi.
W Angers by�by od rana do wieczora oblegany przez inte-'resant�w.
Sw� skromn� pensj� uzupe�nia� sprzeda�� luksusowych wydawnictw z zakresu medycyny i sztuki, kt�rebra� wkomisz pewnej wielkiej ksi�garni.
Rzecz jasna, �egrupka karierowicz�w, istniej�cych na ka�dym Wydziale,kupowa�a od niego sporo ksi��ek.
Tego dnia w�ski korytarz, zarazem poczekalnia, by�przepe�niony.
Trzej docenci,Bourland, Huot i Van derBlieck,sk�onili si� przed Geraudinem wielk� s�aw�,i rozst�pili si�, byzrobi� mu przej�cie.
Gigon, kt�ry w�a�nie wyprowadza� jakiego� interesanta, powita� z szacunkiemznamienitego kuzyna i przeprosiwszy gestem czekaj�cych, wprowadzi�go do gabinetu.
Widzi profesor u�miechn�� si� jaki u mnieruch!
Dowiedzieli si�w�a�nie, �ez Suraisne'em podobnokiepsko.
Zaraz si� znalaz�a gromada kandydat�w.
Przezostatnie dwiegodziny przewin�o si� tu wiele takich, couwa�aj�, �e.
Chc� zasi�gn�� j�zyka, wybada�, jak to jestnaprawd�, jakie kto ma szans�.
29.
Do licha!
Przecie� Suraisne jeszcze �yje!
'..obruszy�
si� Geraudin.
Notak, tak.
To samo wszystkimpowtarzam.
Notak,,
ale nie po to fatygowa�em profesora.
I wy�o�y�,o co mu chodzi�o: marzy� o stworzeniu nowego odznaczenia, orderu "Zas�ugi na polu medycyny", kt�rystanowi�by szczebel na drodze do Legii Honorowej, a przytym jemu, Gigonowi, dawa�by do r�ki jeszcze jedno dodatkowe narz�dzie wp�ywu.
Poparcie Guerrana mia�obydecyduj�cywp�yw na realizacj� tego pomys�u.
Geraudinobieca� pom�wi� z nim przy najbli�szej okazji.
Po czympo�egna�si�, zszed� doLudwika i ruszylido Egalite.
Panhard mkn�� ko�ysz�c lekko.
Geraudin duma� o profesorzeSuraisne i o grupce m�odych ludzi skazanych nawyczekiwanie�mierci kogo� zestarszych, by awansowa� cho�o jedenstopie�.
Stwierdza� w duchu, �e ani "polityka wydzia�owa", ani szefowie, otoczeni �wit� i niczym absolutniw�adcy dysponuj�cy przysz�o�ci� swych pupil�w (przyczym wyniki konkurs�w ani egzamin�w nie gra�ynajmniejszej nawet roli), z pewno�ci� nie przyczyniaj� si� dorozwoju lojalnego wsp�zawodnictwa i braterstwa.
Z gorzkim u�miechemprzypomnia� sobiew�asn� m�odo��, Rilleraca, kt�ry go "wyla�" za pr�by zarabiania na �ycie.
Zn�wstan�a mu przed oczyma grupa zafrasowanych m�odzie�c�w, przest�puj�cych z nogi na nog� w korytarzu przeddrzwiami gabinetu Gigona.
I doszed� do wniosku, �e istniej�cy system jestjednak bardzoz�y, cho� on sampotrafi�tak zr�cznie go wykorzystywa�.
Micha� wolnymkrokiem szed� w kierunku figalite.
Mia�jeszcze czas: Regnoult wcze�niejni� zwykle sko�czy� dzi�sw�jwyk�ad.
A do szpitala by�o blisko.
Zreszt� Geraudin,stale przeci��ony prac�, rzadko kiedy przychodzi� punktualnie.
�eby skr�ci� sobie drog� min�� fronton budynku i bocznymi drzwiami wszed� do ambulatorium laryngologicznego, zwanego potocznie "nos-gard�o-uszy", z kt�rego korzysta�y g��wniedzieci najbiedniejszych mieszka�c�w miasta.
By�yto godziny najwi�kszego ruchu.
Na �awkach pod�cianami wielkiej sali czeka� ju�t�um odziany w r�nobarwne �achmany: kobiety, m�czy�ni, staruszki; ka�dyalbo z ma�ym brzd�cem nakolanach, albo z niemowl�ciemna r�ku, albo blad� i niespokojn� dziewczynk�czy ch�opakiem uboku.
Nasali by�o gor�co.
Kaloryfery grza�y naca�� par�, gdy� ch��d jesienny tego rankadawa� si� ju�dobrze weznaki.
Ostry od�rprzemoczonej we�nianejodzie�y, potu i st�oczonych ludzi g�rowa� nad zapachem�rodk�w dezynfekcyjnych.
T�um w w��czkowych zielonychlub czerwonych czapkach, mocno naci�gni�tych na uszy,w br�zowych i granatowych szalikach, szarozielonychpaltach, niebieskich fartuchach, chustkach ��tych lubbrudnobia�ych, w starych p�aszczachwi�niowych,fioletowychlub brunatnych tworzy� niezwyk�� pstrokacizn� barwostrych i wzajemnie si� k��c�cych.
Co chwil� kto� nowywchodzi� na sal� i wciska� si� mi�dzy siedz�cych.
Ma�o ktosi� odzywa�.
Wszyscy spogl�dali niespokojnie na drzwiw g��bi, za kt�rymi gruby Belladan,adiunktkliniki oddzia�u chirurgii dzieci�cej, wycina� migda�ki i polipy.
Drzwiteotwiera�y si� regularnieco par� minut, wypuszczaj�c pocztery, pi�� matek, skulonych, przera�onych kobiecinw podartych i sp�owia�ych �achach; ka�da trzyma�a wramionach swoj� pociech� wrzeszcz�cego, zsinia�ego lubczerwonego dzieciaka z zakrwawionymi ustami i nosem.
Wraca�y na dawne miejsca, a asystent rozdawa� ma�ympo kawa�ku lodu dossania.
Nast�pni!
wo�a� gruby Belladan.
Pi�� nowych ko31.
biet wchodzi�o do gabinetu wlok�c struchla�e dzieciaki.
'Drzwi si� zamyka�y.
Przera�liwe wrzaski.
Drzwi otwiera�ysi� znowu.
Powraca�a kolejna pi�tka z zakrwawionymi
buziami,
Nast�pni!
Odbywa�o si� to z niesamowit� szybko�ci�.
Jak w zegarku.
Zreszt� musia�o tak by�.
Co ranow ambulatoriumtrzeba by�o usuwa� setki migda��w i polip�w.
Micha� zajrza� na sal� zabiegow�,chcia� si� przywita�z Belladanem.
Jak zwykle nie m�g� si� napatrze� wirtuozostwu adiunkta.
Piel�gniarz chwyta�dzieciaka, przywi�zywa� go do krzes�a lub po prostu przytrzymywa� mocnosilnymi r�koma.
Reflektor na k�kach, przystawiony o metrod twarzy pacjenta,o�lepia� go.
Otwieranodziecku usta,najcz�ciej si��.
Asystent wsuwa� rozwieracz mi�dzyz�by,otwiera� jaknajszerzej.
Belladanzanurza� �opatk�, uciska�j�zyk, powstrzymywa� rozpaczliwe krztuszenie si� malca,zag��bia�b�yskawicznie kr�tk� skrobaczk� daleko pozapodniebienie, zwraca� j� w g�r� do podstawy czaszki, porusza�, zeskrobywa�, drapa�.
Krew si� la�a.
Dzieciakwy�.
Zaczyna�y si� napady kaszlu, wymioty.
Dziecko,na wp�uduszone, sp�tane, oszala�e z b�lu i przera�enia, d�awi�osi�, wymiotowa�o, nieraz wypluwa�o krwawe strz�pki wyrwane z gard�a prosto w twarz Belladana.
I ju� by�opowszystkim.
Uwalniano ofiar�.
Matka wynosi�a je �kaj�c.
A Belladan obciera� sobie twarz kawa�kiem waty i dawa�
znak, by dawa� nast�pne.
Oczywi�cie, nale�a�oby je usypia� m�wi�do Micha�a �cieraj�c krwaw� plwocin�z brwi.
Ale nie spos�b.
Najwy�ejlekkie miejscowe znieczulenie, o ile mamczas.
Ale i to niecz�sto.
Za du�o ich.
Sam widzisz, jakit�ok.
Naprawd� niema sposobu!
Ca�y problem kryje si�w tym, czy chirurgia winna si� przystosowa� do potrzebambulatoryjnych, czymo�e raczej ambulatorium powinnosi� stosowa� do wymaga� chirurgii.
Lecznictwo staje si�ju�urz�dowaniem, m�j drogi.
�adne perspektywy na przysz�o��!
Serdecznie wsp�czuj� tym przysz�ym pacjentom?
A i lekarzom te�!
Bozobaczysz, �e nie administracja przejdzie w s�u�b�medycyny.
To lekarz b�dzie musia� podporz�dkowa� si� wymogom administracji.
Todopierob�dziezabawa!
No, jak tam?
Ju�?
Gotowy?
No, staruszku, odwagi.
Zbli�y� si� do nast�pnejofiary, ze skrobaczk� w r�ce.
32
No, nie p�acz!
Poka�/�e jeste� dzielny.
Patrz, jakmamusia si� martwi.
Micha� wyszed�.
Jeszcze za drzwiami �ciga� go przera�liwy krzyk.
Oddali�si�pr�dko.
Do pawilonu profesoraGeraudinsz�o si� przez podw�rze dawnego klasztoru.
Z prawdziw� przykro�ci� zauwa�y�, �e zaczynaj� pacykowa� mury.
Kilku malarzy pokrywa�o grub� brunatn�warstw�kolumny i �uki sklepie�.
Szpital Egalite podlega�zarz�dowi miasta Mainebourg.
By� to dawny klasztor Benedyktynek, haniebnie zniekszta�conyprzez dobudowanie dw�ch olbrzymich skrzyde�,dw�ch pot�nych blok�w z �elaza, szk�a i�elbetonu, podobnych dowi�zienia, przyt�aczaj�co wysokich.
Lecz po�rodku przetrwa� jeszcze d�ugo sam klasztor, nienaruszony,bardzo pi�kny i dostojny, z kru�gankami, �ukami z ceg�yi kamienia, z zielonym trawnikiem�ciel�cym si� niby dywan u st�p pos�guMatki Boskiej, dziwnie bia�ej na tletej zieleni.
Nad basenem szemra�a fontanna.
Niestety,obecnie wszystko to nale�a�odo przesz�o�ci.
Najpierw, zewzgl�d�w politycznych, znikn�a Matka Boska, potem malutka fontanna,kt�ra jakobyzagra�a�a ruin� finansomOpieki Spo�ecznej, a w ko�cu trawnik w imi� oszcz�dno�cizast�piony solidnym i dudni�cym brukiem zpiaskowca.
Ksi�dz Vincent, kapelan, na pr�no protestowa� przeciwtymbarbarzy�stwom.
Obecnie magistrat Mainebourga postanowi� pokry� klasztor, mury, kolumny, nawet ramyokienne, solidn�, brunatn� g�st� mazi�,smo�owa�a, po�yskliw� i na wszystko odporn�, kt�ra przywodzi�a na my�lpos�pne barwy sprz�tu wojennego.
W obronie swego klasztoru ksi�dz Vincentobieg� ju� wszystkie biura merostwa.
Przedstawia� jego pi�kno, t�umaczy�, jak wielk�m�g�byby� ozdob� miasta.
Mur i filary z czerwonejceg�y, kapitelei �ebrowania sklepie� zbia�ego kamienia, podmurowanie z g�az�w i b��kitne �upkowe dachy wszystko to dobrze odskrobanei oczyszczone tworzy�oby wspania��harmoni�barw.
Lecz wszelkie wysi�ki kapelanarozbija�ysi� o mur niewzruszonych oszcz�dno�ciowych zasad cz�onk�w RadyMiejskiej.
W dodatku taksi� z�o�y�o, �e Chatelnay, mer Mainebourga, by� przedstawicielem wytw�rnifarb.
Tote� w mie�cie nie �a�owanop�dzli.
Na miejscu kaplicy, spalonej w czasie rewolucji, znajdowa�y si� biura administracji.
Ale w podziemiach ocala�akrypta o �licznej architekturze, z gotyckimi sklepieniamii grupami wysmuk�ych kolumienek o kapitelach zdobio- Cia�a i dusze
33.
nych rze�bionymi w kamieniu g��wkami skrzydlatychanio�k�w.
Zainstalowano tam.
kot�y centralnego ogrzewania.
Stosyw�gla zmieni�y krypt� w przybytek ciemno�cii brudu, dosi�g�y samego sklepienia, czarn�, �r�c� pow�ok�z py�u i sadzy pokrywa�y kolumny a� po rze�bione kapitele.
Ogromne, spl�tane rury wi�y si� w mroku jak gady.
Na marmurowych p�ytach dawnej posadzki, niegdy� czarno-bia�ych, ustawionokot�y.
Ciek�a z nichrdzawa wodatworz�c doko�agrz�skieb�oto.
Miejscami, na zniszczonychkamieniach mo�na by�o jeszcze odczyta� zatarte napisy,nazwiska zakonnic spoczywaj�cychtupod kot�ami.
Ksi�dz Vincentz nabo�n� czci� i rozpacz� b��ka� si�w�r�dtych spustosze�.
A Geraudin, Donat, Ribieres i wielu innych profesor�w lekarze cz�sto maj� �y�k� mi�o�nik�w i wytrawnych zbieraczy dzie� sztuki zachodzilitutajtak�e, by si� przypatrze� jakiemu� szczeg�owi: g�owie kobiety czy demona, daj�cej si� jeszcze rozr�ni� podwarstw� sadzy, i trapili si� w�asn� bezsilno�ci� wobecwandalizmu zarz�du szpitala.
Lecz Rada Miejska Mainebourganie interesowa�a si� kaplicami.
Studenci czekali na profesora Geraudin przed gmachemchirurgii.
Przychodzili tuw bia�ych fartuchach, w beretach, z zeszytami pod pach�, prosto zWydzia�u Lekarskiego, gdzie asystent Doutrevala,Regnoult, prowadzi� w jegozast�pstwie wyk�ady z neurologii.
Doutreval, ojciec Micha�a, by� psychiatr�.
Poch�oni�ty w�asn� prac�, trosk� o wyk�ady zostawia� najcz�ciej, jak wielu zreszt� jegokoleg�w, swymasystentom, Groix i Regnoultowi, dwom kandydatomna docent�w.
Obydwaj byli tym zachwyceni, poniewa� zyskiwali wymarzon� okazj� nabrania wprawyw przemawianiu, co by�o potrzebne przyhabilitacji.
Odparu tygodni wyk�ady prowadzone przez Regnoulta cieszy�y si� niezwyk�ympowodzeniem szczeg�lnie w�r�d najm�odszych rocznik�w student�w.
Zadanie Regnoulta, trudniejsze, ni�by si� na poz�r mog�o wydawa�, polega�o na�ci�gni�ciu do saliwyk�adowej jakiego�pacjenta spo�r�dtych, kt�rzy mogli jeszcze chodzi�o w�asnychsi�ach, lubprzywiezionego na w�zku po to, aby przebada�ich ja