3634

Szczegóły
Tytuł 3634
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3634 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3634 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3634 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JAMES P. HOGAN NAJAZD Z PRZESZ�O�CI PROLOG - Panie i panowie, oto nasz dzisiejszy go�� honorowy: Henry B. Congreve - zako�czy� przem�wienie mistrz ceremonii i usun�� si� na bok, robi�c przej�cie na podium kr�pemu, bia�ow�osemu m�czy�nie w smokingu i czarnej muszce. Trzystu go�ci, zebranych w zespole hotelowym Hiltona na zachodnich przedmie�ciach Waszyngtonu zacz�o entuzjastycznie klaska�. Po chwili �wiat�a na sali przygas�y, widownia pociemnia�a. Zamiast t�umu zebranych wida� by�o tylko g�stwin� bia�ych gors�w, po�yskuj�cych szyj i palc�w oraz twarzy jak blade maski. Dwa punktowe reflektory wy�owi�y z mroku m�wc�, czekaj�cego, a� ucichnie owacja. Mistrz ceremonii po ciemku powr�ci� na sw�j fotel. Pomimo sze��dziesi�ciu o�miu lat szarpaniny z �yciem, Congreve sta� wyprostowany. By� muskularny jak buldog, ramiona mia� kwadratowe, g�ow� kr�tko ostrzy�on�. W surowej, jakby wyciosanej toporem twarzy o twardych i zdecydowanych rysach, gdy rozgl�da� si� po sali, oczy b�yszcza�y dobrodusznie. Wielu zebranych dziwi�o si�, �e cz�owiek tak �ywotny i nadal tak pe�en wewn�trznej si�y ma wyg�osi� przem�wienie z okazji swego odej�cia w stan spoczynku. Niewielu z obecnych: m�odszych wiekiem astronaut�w, naukowc�w, in�ynier�w czy urz�dnik�w, przypomina�o sobie, by na czele P�nocnoameryka�skiej Organizacji Eksploatacji Kosmosu sta� inny prezes, ni� Congreve. Dla wielu za� zmiana na tym stanowisku oznacza�a co� nieodwracalnego. - Dzi�kuj� ci, Matt! - zagrzmia� z rozstawionych woko�o g�o�nik�w szorstki baryton Congreve'a. Prezes rozejrza� si�, jakby chcia� zapami�ta� wszystkich obecnych. - Ja... ach, ledwie tu trafi�em. - Przerwa�. Ostatnie szepty na sali umilk�y. - W holu jest napis, �e pokaz skamielin odbywa si� wy�ej, w pokoju dwana�cie - zero - trzy. - Tego tygodnia u Hiltona mia�o swe doroczne zebranie Ameryka�skie Towarzystwo Archeologiczne. Congreve wzruszy� ramionami. - Pomy�la�em sobie, �e w�a�nie tam powinienem si� uda�. Na szcz�cie w przej�ciu wpad�em na Matta, kt�ry skierowa� mnie we w�a�ciw� stron�. Na sali rozleg�y si� �miechy, przerywane pyry niekt�rych stolikach okrzykami protestu. Congreve odczeka�, a� zn�w zapanuje cisza, po czym przem�wi� ju� mniej �artobliwym tonem. - Zacz�� musz� od podzi�kowania wszystkim tu obecnym, a tak�e tym pracownikom POEK, kt�rzy nie mogli przyby� na zaproszenie. Oczywi�cie chc� tak�e powiedzie�, �e bardzo sobie ceni� to spotkanie, a jeszcze bardziej ceni� je jako wyraz waszych uczu�. Dzi�kuj� wam... Wam wszystkim. Zrobi� gest w stron� osiemnastocalowej wysoko�ci modelu ze srebra i br�zu, jeszcze nie wypr�bowanej i bezimiennej sondy kosmicznej o symbolu SP3, stoj�cej na podstawie z tekowego drewna naprzeciwko jego miejsca na stole prezydialnym. I jeszcze powa�niej kontynuowa�: - Nie chc� opowiada� anegdot ani snu� wspomnie� osobistych. Istnieje zwyczaj, �e przy okazjach takich jak dzisiejsza m�wi si� podobne b�ahostki. Ale nie chc�, by moje ostatnie przem�wienie jako prezesa POEK by�o b�ahe. Nasze czasy nie pozwalaj� na taki luksus. Zamiast tego chc� m�wi� o sprawach dotycz�cych ca�ej naszej planety, sprawach, kt�re wp�yn� na �ycie ka�dej na Ziemi istoty, a nawet na pokolenia jeszcze nie narodzone - zak�adaj�c, �e nast�pi� po nas jakiekolwiek przysz�e pokolenia. Przerwa� na chwil�. - Chc� m�wi� o przetrwaniu... Przetrwaniu rodzaju ludzkiego. Chocia� w sali by�o cicho, zdawa�o si�, �e po tych s�owach cisza sta�a si� jeszcze g��bsza. Tu i �wdzie zebrani wymieniali zaciekawione spojrzenia. By�o ju� jasne, �e przem�wienie Congreve'a nie jest zwyczajow� mow�, wyg�aszan� z okazji odej�cia na emerytur�. Kontynuowa�. - Ju� raz byli�my na kraw�dzi trzeciej wojny �wiatowej, balansuj�c ryzykownie na jej skraju. Dzi�, w roku 2015, up�yn�y dwadzie�cia trzy lata od chwili starcia si� radzieckich i ameryka�skich si� zbrojnych w Belud�ystanie, z u�yciem taktycznych broni j�drowych. I chocia� szybki rozw�j gospodarki, opartej na wykorzystywaniu reaktor�w wodorowych, zapowiada przynajmniej rozwi�zanie problem�w energetycznych, kt�re doprowadzi�y do owego starcia, istniej� nadal jak istnia�y: zawi�ci, nieufno�ci i podejrzenia, kt�re doprowadzi�y nas na skraj wojny i by�y plag� ludzko�ci przez ca�� jej histori�. Dzi� nasz przemys� wo�a o surowce mineralne, tak mu konieczne do istnienia, jak niegdy� ropa naftowa. Za pi��dziesi�t lat nasza umiej�tno�� wykorzystywania kontrolowanej syntezy j�drowej wyeliminuje zapewne i t� przyczyn� niedobor�w. Tymczasem jednak kr�tkowzroczne racje polityczne zn�w tworz� klimat takiego napi�cia i rywalizacji, jakie w ko�cu ubieg�ego wieku wywo�a� problem ropy naftowej. Oczywi�cie w tym kontek�cie aktualne linie post�powania mocarstw kszta�towane s� przez rol�, jak� odgrywa Afryka Po�udniowa, prawdopodobnym za� punktem zap�onu kolejnego starcia mi�dzy Wschodem i Zachodem oka�e si� region granicy ira�sko - pakista�skiej, kt�r� Zwi�zek Radziecki, jak oceniaj� nasi stratedzy, zakwestionuje, by uzyska� dost�p do Oceanu Spokojnego jako etap na drodze do poparcia tak zwanej wojny wyzwole�czej czarnych Afrykan�w przeciw Po�udniowi. Congreve przerwa�, obieg� sal� spojrzeniem i podni�s� r�ce w ge�cie zniech�cenia. - Wydaje si�, �e jako jednostki mo�emy by� tylko bezradnymi obserwatorami, patrz�cymi na wydarzenia, kt�re pochwyci�y i nios� nas wszystkich. Jeszcze bardziej komplikuje sytuacj� pojawienie si� i szybkie umocnienie gospodarcze i militarne Chi�sko - Japo�skiej Strefy Wsp�lnego Rozkwitu. Jej ewentualne przymierze z nami i z Europejczykami to dla Moskwy gro�ba, i� stanie w obliczu niepokonalnego bloku mocarstw. Niema�o kremlinolog�w jest zdania, �e najmniej ryzykowne dla niej by�oby podj�cie rozgrywki z Zachodem ju� teraz, nim sojusz taki si� zrealizuje. Innymi s�owy nie jest �adn� przesad� twierdzenie, �e przysz�o�� rodzaju ludzkiego nigdy jeszcze nie by�a bardziej zagro�ona, ni� obecnie. Congreve odepchn�� si� r�kami od m�wnicy i wyprostowa�. Gdy zn�w przem�wi�, g�os jego zabrzmia� nieco mniej uroczy�cie. - Co za� do spraw, kt�re nas wszystkich tu zgromadzonych dotycz� na co dzie�, to rosn�ce w ci�gu dw�ch minionych dziesi�cioleci tempo rozwoju programu kosmicznego da�o nam wiele wzrusze�. Niekt�re osi�gni�cia budzi�y nadziej�, mog�c r�wnowa�y� mniej przyjemne nowiny, nadchodz�ce z innych stron. Zbudowali�my sta�e bazy na Ksi�ycu i Marsie, buduje si� osiedla ludzkie w przestrzeni kosmicznej, do ksi�yc�w Jowisza dotar�a wyprawa za�ogowa, prowadzi si� za pomoc� robot�w badania na najdalszych rubie�ach systemu s�onecznego i poza nim. Ale tu z westchnieniem wyci�gn�� ramiona - by�y to dzia�ania na skal� narodow�, nie za� mi�dzynarodow�. Mimo nadziei i mimo s��w wypowiadanych w ubieg�ych latach, w ka�dym wypadku odkrycia by�y natychmiast wykorzystywane militarnie. Prowadzi to nas do nieuchronnego wniosku, �e wojna, je�li wybuchnie, szybko rozprzestrzeni si� poza Ziemi� i zagrozi naszemu gatunkowi w ka�dym miejscu. Musimy mie� odwag� spojrze� prawdzie w oczy: taki jest obraz niebezpiecze�stwa gro��cego nam w najbli�szych latach. Odwr�ci� si� na chwil�, spojrza� na b�yszcz�cy obok na stole model SP3, a potem zrobi� gest w jego stron�. - Za pi�� lat ta automatyczna sonda opu�ci system s�oneczny i wyruszy do najbli�szych gwiazd w poszukiwaniu planet nadaj�cych si� do zamieszkania... daleko od Ziemi i z dala od wszystkich ziemskich problem�w, niesnasek i zagro�e�. Na koniec, je�li wszystko dobrze p�jdzie, dotrze w miejsce bronione przekraczaj�c� ludzk� wyobra�ni� odleg�o�ci� od tego, co spowodowa�o, �e walka sta�a si� nieod��czn� i nieuniknion� cz�ci� smutnej historii istnienia rodzaju cz�owieczego na naszej planecie. - Congreve wpatrzy� si� w model sondy kosmicznej, jakby jego my�li chcia�y ulecie� wraz z ni� daleko i jeszcze dalej. - B�dzie to nowy dom - doda� w zamy�leniu. - Nowy, �wie�y, pe�en �ycia �wiat. Nie napi�tnowany walk� cz�owieka o wyd�wigni�cie si� spomi�dzy zwierz�t. Miejsce, kt�re mo�e by� dla naszej rasy jedyn� szans� zachowania swej odro�li tam, gdzie b�dzie mog�a prze�y�, a je�li trzeba, zacz�� od nowa. Lecz tym razem w pe�ni �wiadoma nauk, wyci�gni�tych z lekcji przesz�o�ci. Przez sal� przelecia� szmer zmieszanych szept�w. Congreve potrz�sn�� g�ow� na znak, �e got�w jest rozproszy� wszelkie w�tpliwo�ci. Podniesieniem r�ki poprosi� o uwag�. Szepty z wolna ucich�y. - Nie, nie chc� przez to powiedzie�, �e SP3 mo�na przebudowa� ze statku - robota na za�ogowy. Projektu w jego obecnym, zaawansowanym stadium nie da si� ju� zmieni�. Zbyt wiele meczy trzeba by przemy�le� na nowo, a realizacja tego rodzaju zadania wymaga�aby dziesi�cioleci. Przy tym nigdzie nie planuje si� konstrukcji tak zaawansowanej jak SP3, a c� dopiero m�wi� o jej zbudowaniu. Lecz sposobno�� jest wyj�tkowa i za �adn� cen� nie mo�emy pozwoli�, by si� nam wymkn�a. Na op�nienie, cho�by i konieczne dla wykorzystania okazji, te� pozwoli� sobie nie mo�emy. Jakie� wi�c jest wyj�cie z sytuacji? Congreve rozejrza� si� po sali w oczekiwaniu na odpowied�. Nie by�o �adnej. - Badamy ten problem od pewnego czasu - doda� - i s�dzimy, �e rozwi�zanie istnieje. Nie jest mo�liwe wys�anie na statku grupy ludzi doros�ych, ani jako czynnej za�ogi, ani w stanie hibernacji. Budowa sondy jest zbyt zaawansowana, by mo�na zmieni� wyj�ciowe parametry jej kontrakcji. Ale po c� w og�le wysy�a� doros�ych? - Congreve wyci�gn�� b�agalnie r�ce. - Przecie� naszym celem jest tylko danie gatunkowi ludzkiemu szansy przed�u�enia istnienia tam, gdzie b�dzie wolny od nieszcz�� Zagra�aj�cych mu tutaj. Czyli - gdy osi�gnie kres podr�y. Ani w drodze, ani w okresie bada� wst�pnych ludzie nie b�d� potrzebni. W tym zakresie wszystko i w spos�b doskona�y mog� wykona� maszyny. Dopiero gdy ta faza zostanie pomy�lnie uko�czona. obecno�� cz�owieka stanie si� konieczna. Odrzucaj�c konwencjonalne koncepcje podr�y mi�dzygwiezdnych i podchodz�c w ten spos�b do problemu zupe�nie na nowo, mo�emy wymin�� wszystkie przeszkody w wysy�aniu ludzi w przestrze� mi�dzygwiezdn�. Niech statek stworzy ludzi, gdy przyb�dzie na miejsce! Przerwa�, oczekuj�c reakcji. Ale najcichszy nawet szept nie zak��ci� milczenia. Congreve zn�w zabra� g�os - z coraz wi�kszym naciskiem, z przekonaniem, z �arem. - Post�py in�ynierii genetycznej i embriologii pozwalaj� na elektroniczne zapisanie w komputerach statku ludzkiej informacji genetycznej. Kosztem niewielkiej masy i przestrzeni wyposa�enie statku mo�na uzupe�ni� o wszystko, co niezb�dne dla stworzenia i wyhodowania pierwszej generacji, licz�cej nawet kilkaset w pe�ni ukszta�towanych ludzkich zarodk�w - gdy tylko wst�pne badania atmosfery i powierzchni wyka��, �e planeta o w�a�ciwych warunkach zosta�a znaleziona. Nast�pnie embriony mo�na odda� pod opiek�, a p�niej na wychowanie wyspecjalizowanym robotom, kt�re przeka�� im tyle z naszej kultury i historii, ile pomie�ci pami�� komputer�w. Wszystkiego, co konieczne dla zbudowania i utrzymania rozwini�tego spo�ecze�stwa, dostarczy sama planeta. W tym celu, podczas gdy na orbicie pierwsze pokolenie b�dzie jeszcze w okresie niemowl�ctwa, inne maszyny wybuduj� na powierzchni zak�ady przetw�rstwa metali i innych surowc�w, fabryki, fermy, systemy transportu i o�rodki mieszkalne. Mo�na oczekiwa�, �e w ci�gu paru pokole� powstanie kwitn�ca kolonia i niezale�nie od tego, co stanie si� tutaj, rodzaj ludzki ocaleje. Takie podej�cie do sprawy ma jeszcze i t� zalet�, �e je�li zaanga�ujemy si� we� natychmiast, konieczne zmiany zmieszcz� si� w harmonogramie budowy SP3 i zgodnie z dotychczasowymi planami start mo�e nast�pi� za pi�� lat. S�uchacze powoli otrz�sali si� z os�upienia. Cho� wielu z nich by�o nadal zbyt zdumionych, by zdoby� si� na wyra�n� reakcj�, g�owy zacz�y sk�ania� si� twierdz�co, a szepty przebiegaj�ce sal� brzmia�y aprobuj�co. Prezes skin�� g�ow� i z lekka si� u�miechn��, jakby ciesz�c si� my�l�, �e to, co najlepsze zachowa� na koniec. - Drug� rzecz�, kt�r� chcia�bym oznajmi� dzisiaj, jest to, �e tego rodzaju decyzja zosta�a w�a�nie podj�ta. Jak przed chwil� wspomnia�em, temat ten by� ju� przedmiotem studi�w przez d�u�szy okres. Dzi� mog� was poinformowa�, �e trzy dni temu prezydent Stan�w Zjednoczonych i przewodnicz�cy Wschodniej Strefy Wsp�lnego Rozkwitu podpisali wchodz�ce w �ycie natychmiast porozumienie, o wsp�lnym urzeczywistnieniu projektu, kt�ry wam pokr�tce zarysowa�em. Dzia�alno�� r�nych pa�stwowych i prywatnych instytut�w badawczych i innych organizacji, kt�re zostan� zaanga�owane w przedsi�wzi�cie, b�d� koordynowa� przedstawiciele P�nocnoameryka�skiej Organizacji Eksploatacji Kosmosu i reprezentanci naszych chi�skich i japo�skich partner�w, pod nazw� kodow� �Gwiezdna Przysta�". Twarz Congreve'a rozja�ni� szeroki u�miech. - Trzecia informacja, jak� mam przekaza�, brzmi nast�puj�co: mimo wszystko ten wiecz�r nie oznacza mego wycofania si� z pracy zawodowej. Prezydent zaproponowa� mi kierownictwo projektu �Gwiezdna Przysta�" z ramienia Stan�w Zjednoczonych, kt�re b�d� nadzorowa� przedsi�wzi�cie. Przyj��em. Rezygnuj� z funkcji w POEK wy��cznie dlatego, by m�c w ca�o�ci po�wi�ci� si� moim nowym obowi�zkom. Tych, kt�rzy s�dz�, �e w przesz�o�ci mieli ze mn� ci�kie �ycie, mog� z nieszczerym ubolewaniem zawiadomi�, �e b�d� si� tu kr�ci� jeszcze przez d�u�szy czas. Zanim za� nasz projekt zostanie urzeczywistniony, czasy stan� si� o wiele ci�sze. Kilka os�b w ko��u sali wsta�o i zacz�o klaska�. Aplauz wzmaga� si�, a� przekszta�ci� w zbiorow� owacj�. Nie zmieszany Congreve podzi�kowa� u�miechem za ten wybuch entuzjazmu, przez chwil� sta� pozwalaj�c trwa� oklaskom, wreszcie zn�w opar� si� o m�wnic�. - Pierwsze oficjalne spotkanie z Chi�czykami odby�o si� wczoraj i ju� podj�li�my pierwsz� wsp�ln� oficjaln� decyzj�. Zn�w rzuci� okiem na model sondy gwiezdnej. - SP3 ma ju� nazw�. Nadano jej imi� bogini z mitologii chi�skiej, kt�ra wyda�a nam si� odpowiedni� patronk� dla statku: Kuan-yin - bogini przynosz�ca dzieci. Miejmy nadziej�, �e dobrze potrafi strzec swych dzieci w latach, kt�re nadchodz�. CZʌ� PIERWSZA Wyprawa statku Mayflower II ROZDZIA� PIERWSZY Trzeci pluton kompanii �D" zaj�� taktyczn� pozycj� bojow� oko�o dwustu st�p poni�ej linii grzbietowej, w zag��bieniu otoczonym stykaj�cymi si� sp�achetkami dzikiej sza�wii i niskich zaro�li. Z dw�ch stron os�ania�y j� wyst�py niskiej �ciany skalnej, pot�ny g�az zamyka� trzeci�, z przodu za� chroni�a p�ka z mniejszych, p�askich kamieni. Tarcza termiczna rozci�gni�ta w g�rze skrywa�a ciep�o cia� �o�nierzy przed wykryciem przez zawsze czujne sensory nieprzyjacielskich satelit�w obserwacyjnych. Gidy Colman, trzymaj�c nadal g�ow� g��boko cofni�t�, uni�s� skraj siatki maskuj�cej, ujrza� widok pe�en zwodniczego spokoju. Zbocze pag�rka poni�ej pozycji stromo opada�o. S�abe �wiat�o gwiazd ledwie pozwala�o dostrzec jego zarysy, rozp�ywaj�ce si� w ciemno�ciach le��cego u st�p wzg�rza w�wozu. Noc by�a bezksi�ycowa, niebo bezchmurne jak kryszta�. Wzrok Colmana powoli przystosowa� si� do panuj�cego zmroku, sier�ant przeni�s� spojrzenie dalej. Systematycznie bada� obszar, na kt�rym dwudziestu pi�ciu ludzi jego plutonu od trzech godzin trwa�o nieruchomo w ukryciu. Je�li wykopali do�y strzeleckie i stanowiska sprz�tu tak, jak im pokaza�, a tak�e nale�ycie wykorzystali ro�linno�� i kamienie, mieli du�� szans�, �e nie zostan� wykryci. Aby jeszcze bardziej zmyli� przeciwnika, kompania �D" roz�o�y�a pozoruj�ce atrapy termiczne o p� mili dalej, blisko grzbietu wzg�rza, w miejscu gdzie wedle wszelkich zasad pluton powinien zaj�� pozycj� bojow�. Samoprogramuj�ce si� promienniki w��cza�y si� i wy��cza�y losowo, pozoruj�c przesuwanie si� ludzi. Dzi�ki temu przez wi�ksz� cz�� nocy �ci�ga�y na siebie. sporadyczny ogie� nieprzyjaciela. Pluton w og�le nie by� ostrzeliwany, co dobrze �wiadczy�o o przestrzeganiu regulaminu, w jego wersji przerobionej na w�asn� r�k� przez sier�anta sztabowego Colmana: - Istniej� dwa sposoby robienia czegokolwiek - mawia� rekrutom. - Spos�b wojskowy i spos�b b��dny. Innych sposob�w nie ma. Je�li wi�c m�wi� wam, aby�cie co� zrobili po wojskowemu, co to oznacza? - Aby robi� tak, jak pan to m�wi, sier�ancie. - Doskonale. O pi��dziesi�t st�p dalej, w miejscu gdzie Stanislau i Carson trzymali �cie�k� do w�wozu w polu ostrza�u submegad�ulowego lasera, zab�ys� na sekund� pomara�czowy punkcik. Colman zachmurzy� si�. Prawie niedostrzegalnie odwr�ciwszy g�ow�, szepn�� do Driscolla: - Wida� papierosa przy SDL. Sko�czy� z tym. Driscoll zapuka� palcem w p�ytk� kompaku i z wbitego w ziemi� ostrza pobieg�y przez gleb� drgania nad�wi�kowe, nios�c sygna� wywo�awczy Stanowiska Dzia�a Laserowego. - Tu SDL, s�ucham - rozleg� si� przyciszony g�os z kompaku. Driscoll szepn�� do mikrofonu przymocowanego do he�mu: Czerwony Trzy, sprawdzenie linii. - Ten tekst, automatycznie zapisany w elektronicznym dzienniku ��czno�ci bojowej, brzmia� zupe�nie niewinnie. W ciemno�ci Driscoll w��czy� na chwil� blokad� zapisu. - �wiat�o u was, g�wniarze. Zgasi� albo ukry�. - Zdj�� palec z wy��cznika. - Melduj sytuacj�, SDL. - W stanie gotowo�ci i dozorowania - odpowiedzia� oboj�tny g�os. - Nic do zameldowania. - Na stanowisku dzia�a ogieniek znik� w mgnieniu oka. - Utrzymywa� gotowo��. Koniec. Colman odchrz�kn�� cicho, raz jeszcze rozejrza� si� po terenie, opu�ci� skraj siatki maskuj�cej i odwr�ci� si�. Obok Driscolla Maddock przygl�da� si� �o�ysku w�wozu przez wzmacniacz obrazu. W ciemno�ci obok niego kapral Swyley wpatrywa� si� z napi�ciem w ekran wideoskopu przedpola. W przy�mionym �wietle ekranu rysy jego twarzy nabra�y ostro�ci. Obraz, kt�ry przyku� uwag� kaprala, by� przekazywany przez osiemnastocalowy szybuj�cy automat zwiadowczy piechoty, jaki uda�o im si� skrycie umie�ci� na wysoko�ci tysi�ca st�p nad dnem w�wozu, niemal dok�adnie nad przednim skrajem pozycji nieprzyjacielskiej. Jego odczyt by� uzupe�niony przez dodatkowe dane z satelit�w i innych �r�de� sieci wywiadu elektronicznego. Na ekranie wida� by�o bunkier dowodzenia w g��bi w�wozu, ujawnione stanowiska broni nieprzyjaciela, obliczone przez komputerow� analiz� punkt�w pocz�tkowych �ledzonych radarowo trajektorii wystrzelonych pocisk�w, oraz po�o�enie punkt�w obserwacyjnych i ogniowych na podstawie analizy triangulacyjnej rozproszenia odbi� �wiat�a laser�w kontrolnych. Ch�odne wody strumienia i jego dop�yw�w wygl�da�y na ekranie jak czarne ga��zki, ska�y i g�azy �wieci�y odcieniami b��kitu, �ywa ro�linno�� przechodzi�a od rdzawego br�zu na wzg�rzach do g��bokiej czerwieni w g�stych zaro�lach u podn�y �cian w�wozu; �lady po od�amkach bomb i pocisk�w �wieci�y odcieniami od matowego oran�u do ��cieni, zale�nie od tego, ile czasu up�yn�o od wybuchu. Tym jednak, co tak przykuwa�o uwag� kaprala Swyleya, by�y male�kie plamki ja�niejszej czerwieni, kt�re mog�y by�, ale mog�y i nie by�, �ladami niewystarczaj�co zamaskowanej pozycji obronnej, a tak�e ledwie widoczne, cienkie jak w�os linie, kt�re mog�y by� �ladami termicznymi niedawnego ruchu pojazd�w. W jaki spos�b Swyleyowi udawa�o si� czyta� obraz tak precyzyjnie, nikt dok�adnie nie wiedzia�, a ju� najmniej on sam. Niezale�nie od przyczyn, zdolno�� Swyleya do wy�awiania znacz�cych szczeg��w z beznadziejnej gmatwaniny za�mieconego t�a obrazu i nieomylnego odr�niania warto�ciowych informacji od atrap pozoruj�cych i pu�apek by�a z ca�kowit� s�uszno�ci� g�o�na - i niesamowita. Poniewa� jednak sam Swyley nie wiedzia�, jak to robi, nie by� wi�c w stanie wyt�umaczy� tego programistom system�w elektronicznych, kt�rzy mieli nadziej� powieli� jego osi�gni�cia w programach analizy obraz�w. W rezultacie wszyscy �i�ci" oraz �ologowie" zacz�li go maltretowa�, poddaj�c niesko�czenie d�ugim i bezp�odnym badaniom testowym. Na koniec Swyley wymy�li� dla nich do�� wiarygodnie brzmi�ce wyt�umaczenie, kt�re mia�o tylko jeden s�aby punkt: programy napisane zgodnie z nim - nie dzia�a�y. Wtedy Swyley o�wiadczy�, �e jego tajemnicza zdolno�� nagle znik�a. Major Thorpe, oficer wywiadu elektronicznego w sztabie brygady, przeczyta� kiedy�, �e szpinak i ryby s� znakomitym lekarstwem przeciw os�abieniu wzroku, przepisa� wi�c je Swyleyowi w formie diety intensywnej. Ale Swyley nienawidzi� ryb i szpinaku jeszcze bardziej ni� test�w, kt�rym by� poddawany, i w przeci�gu tygodnia zosta� dotkni�ty ostrym daltonizmem, co udowodni� nie dostrzegaj�c niczego w og�le nawet na najprostszych displejach treningowych. W rezultacie Swyley zosta� uznany za �nieprzystosowanego spo�ecznie" i przeniesiony do kompanii �D", gdzie zsy�ano wszystkich nieprzystosowanych i niezadowolonych. Tam jego zdolno�� cudownie powraca�a, pod warunkiem �e nie by�o w pobli�u �adnego z oficer�w, z wyj�tkiem kapitana Sirocco, kt�ry dowodzi� kompani� �D" i zupe�nie nie interesowa� si� w jaki spos�b Swyley uzyskuje swoje wyniki, tak d�ugo, jak d�ugo by�y one prawid�owe. Nie obchodzi�o te� kapitana, �e Swyley by� nieprzystosowany, szczeg�lnie dlatego, �e tak czy inaczej z samego za�o�enia ca�a kompania �D" sk�ada�a si� wy��cznie z takich ludzi. Oznacza to chyba, �e nie ma �atwego sposobu wydostania si� z kompanii �D", a c� dopiero ze s�u�by wojskowej w og�le rozmy�la� Colman, oczekuj�c w ciemno�ci, a� Swyley wyda swe orzeczenie. Wynika�o z tego, �e przeniesienie Colmana z Armii do In�ynierii, o kt�re prosi�, by�o ma�o prawdopodobne. Wed�ug przekonania Colmana rozumia�o si� samo przez si�, �e nikt pozostaj�cy przy zdrowych zmys�ach nie chce zosta� zabity albo wysy�any do miejsca, o kt�rym nigdy nie s�ysza�, przez ludzi kt�rych nigdy nie spotka�, w celu zabijania innych ludzi, kt�rych nie zna�. Dlatego nikt przy zdrowych zmys�ach nie s�u�y� w wojsku. Poniewa� jednak Armia by�a pe�na ludzi, kt�rych uwa�a� za dostatecznie normalnych i zdrowych na umy�le, wynika� z tego prawdopodobnie wniosek, �e wojskowe poj�cie normalno�ci musia�o by� nader dziwne. Z drugiej strony przeniesienie si� do czego� takiego, jak In�ynieria, wygl�da�o na pierwszy rzut oka na spraw� ca�kowicie naturaln�, rozs�dn�, konstruktywn� i po��dan�. A to, jak si� zdaje, by�o dostateczn� gwarancj�; �e Armia uzna tak� pro�b� za nierozs�dn� i dla Colmana niew�a�ciw�. Z jeszcze innej strony, do wa�nych element�w oceny nale�a�o badanie i rekomendacja psychiatryczna, Colman za� podczas kilku seans�w, sp�dzonych z przydzielonym do brygady psychiatr� Pendreyem, stopniowo doszed� do coraz ja�niejszego wniosku, �e Pendrey by� zdeklarowanym wariatem. Zastanawia� si� wi�c, czy zwariowany psychiatra, wychodz�c ze zwariowanych za�o�e�, mo�e w ko�cu doj�� do wniosk�w zgodnych ze zdrowym rozs�dkiem; podobnie jak dwie r�wnowa�ne inwersje logiczne w dowodzeniu nie naruszaj� prawdziwo�ci wniosku. Ale zn�w, je�li zgodnie ze standardami Armii Pendrey by� normalny, analogia nie chwyta�a. Prawda, �e Sirocco popar� wniosek; ale Colman nie by� pewien czy to zda si� na wiele, bior�c pod uwag�, �e Sirocco dowodzi� kompani� �D" i wszystko co proponowa�, by�o w spos�b oczywisty gdzie� po drodze s�u�bowej rozumiane odwrotnie. Mo�e powinien by� przekona� kapitana, by nie popiera� wniosku. Z drugiej jednak strony, je�li wszystko co popiera� Sirocco od razu podlega�o odwr�ceniu i je�li Pendrey by� wariatem, ale zgodnie z normami wojskowymi cz�owiekiem normalnym, i je�li za�o�enia, z kt�rych Pendrey wychodzi�, by�y r�wnie wariackie, to mimo wszystko mog�a z tego wynikn�� decyzja dla Colmana pomy�lna. Ale czy rzeczywi�cie? Jego pr�by wmy�lenia si� w pokr�tn� logik� sytuacji zosta�y zn�w przerwane przez Swyleya, kt�ry wreszcie odwr�ci� si� od ekranu i rozpar� wygodnie. - Praktycznie ca�o�� ich si� zosta�a zgrupowana na flankach po obu stronach w�wozu - obwie�ci� Swyley. - Jest kilka pododdzia��w, kt�re posuwaj� si� w d� po przeciwleg�ym zboczu, ale nie ujm� pozycji jeszcze oko�o trzydziestu minut. - Odblask ekranu podkre�li� zdumienie, widoczne na jego twarzy. Wzruszy� ramionami. - W tej chwili prosto przed nami nie s� niczym na dole os�oni�ci. - Niczego tam nie maj�? - upewni� si� Colman, dotykaj�c ekranu palcem w miejscu, gdzie dolna cz�� �cie�ki wynurza�a si� z zagajnika na skraju trawiastej p�aszczyzny o kilkaset st�p od nieprzyjacielskiego bunkra. Na ekranie widnia� ledwie dostrzegalny uk�ad kleks�w po obu stronach drogi, dok�adnie w miejscach, w kt�rych mo�na by�o spodziewa� si� pozycji obronnej. Swyley potrz�sn�� g�ow�. - To s� atrapy. Jak m�wi�em, przesun�li praktycznie wszystkich facet�w na zewn�trzne skrzyd�a - tkn�� palcem w ekran - tu, tu i tu. - Staraj� si� okr��y� kompani� �B" i dosta� wy�ej, na grzbiet cztery - dziewi�� - trzy - orzek� Colman, studiuj�c obraz. - By� mo�e - odpar� Swyley wymijaj�co. - Tam na dole wygl�da mi tak martwo, jak na pustyni wmiesza� si� Maddock, nie odrywaj�c ani na chwil� wzroku od wizjera wzmacniacza. - Co m�wi� sejsmometry i w�chacze o tych atrapach Swyleya? - spyta� Colman, zwracaj�c si� do Driscolla. Driscoll przet�umaczy� pytanie na j�zyk komputera i spojrza� na sumator danych na jednym z ekran�w kompaku. - Nieznaczne dr�enie nadprogowe w odleg�o�ci o�miuset jard�w. Wsp�czynnik wzrostu w kierunku wiatru poni�ej pi�ciu punkt�w w odleg�o�ci czterystu. Potwierdzenie negatywne ze zwiadu akustycznego znaczny wzrost t�a. - Komputery nie wykazywa�y uk�ad�w drga� wywo�anych przez dzia�ania cz�owieka w�r�d danych nadchodz�cych od czujnik�w, skrycie zrzuconych wok� w�wozu z lec�cych na niskim pu�apie, zdalnie sterowanych �pszcz�" kr���cych noc�; sensory chemiczne rozmieszczone na zawietrznej mniemanych atrap pozoruj�cych wykry�y tylko niewiele moleku� zwi�zk�w zapachowych, charakterystycznych dla cia�a ludzkiego; przez mikrofony nie nadesz�y �adne sp�jne sygna�y d�wi�kowe, ale to niew�tpliwie spowodowane by�o wysokim poziomem bia�ych szum�w, generowanych w pobli�u strumienia. Chocia� wi�c dowody by�y tylko cz�stkowe i do tego negatywne, podtrzymywa�y niewiarygodne sk�din�d twierdzenie Swyleya, �e g��wna droga na d�, prowadz�ca do celu dzia�ania, by�a w tym momencie faktycznie nie broniona. Colman zmarszczy� brwi i b�yskawicznie przeanalizowa� sens zebranych danych. �adna jednostka wojskowa, sk�adaj�ca si� z ludzi przy zdrowych zmys�ach, nie bra�aby pod uwag� mo�liwo�ci zdobywania tego rodzaju obiektu frontalnym natarciem w centrum - najni�szy odcinek kierunku natarcia by� zbyt dobrze os�oni�ty przez panuj�ce nad nim zbocza, a je�li atak utknie, nie b�dzie mia� drogi odwrotu. Nieprzyjacielski dow�dca pomy�la� wi�c sobie, �e w ten spos�b b�dzie rozumowa� ka�dy. Po c� wi�c wi�za� mas� ludzi dla obrony punktu, kt�ry nie b�dzie wcale atakowany? Zgodnie z regulaminem, w�a�ciwym sposobem natarcia na bunkier by�by albo atak z g�ry, wzd�u� strumienia, albo te� przez przekroczenie go poni�ej bunkra i rozwini�cie natarcia ze szczytu po przeciwleg�ej stronie. Dlatego nieprzyjaciel skoncentrowa� si� w punktach g�ruj�cych nad obu oczywistymi drogami natarcia, czekaj�c w zasadzkach na kt�ry� z wariant�w ataku. Ale w�a�nie dlatego �rodek pozosta� szeroko otwarty. - Stan pogotowia po sieci dla dow�dc�w dru�yn - powiedzia� Colman do Driscolla. - I daj ��czno�� z Niebieskim Jeden. Sirocco odezwa� si� przez kompak w par� chwil p�niej. Colman stre�ci� sytuacj�. �mia�o�� pomys�u natychmiast przekona�a kapitana. - Musimy to zrobi� na w�asn� r�k�. Nie ma czasu, by wci�ga� w to brygad�, ale mo�emy zwi�za� facet�w po przeciwnej stronie, gdy b�dziesz szed� naprz�d, i przetoczy� przed tob� zapor� ogniow� dla oczyszczenia terenu z przeszk�d. - Sirocco mia� na my�li zrobotyzowane kompanijne baterie artyleryjskie, rozmieszczone w g��bi, za lini� grzbietow� pasa wzg�rz. - Ale to oznacza, �e jak tam wleziesz, b�dziesz szed� do przodu bez �adnego ognia przeciwartyleryjskiego. Co s�dzisz? - Je�li p�jdziemy szybko, damy sobie rad� bez tego - odpar� Colman. - Bez ognia przeciwartyleryjskiego nie b�dzie czasu na podci�gni�cie �adnego innego plutonu dla wsparcia twoich dzia�a�. B�dziesz zdany tylko na siebie - odpar� Sirocco. - Mo�emy u�y� robobaterii dla po�o�enia os�ony bliskiego dzia�ania na skrzyd�ach. Je�li dasz nam przykrycie optyczne i podczerwone na tysi�c dwie�cie st�p, damy sobie rad�. Sirocco zawaha� si� na u�amek sekundy. - Okay - powiedzia� wreszcie. - Do roboty. W dziesi�� minut p�niej Sirocco uko�czy� po�piesznie nakre�lony z pomoc� oficera operacyjnego plan ogni i przekaza� szczeg�y do pierwszego, drugiego i czwartego plutonu, Colman za� zako�czy� odpraw� swego plutonu za po�rednictwem dow�dc�w dru�yn. Sier�ant sprawdzi� i zabezpieczy� wyposa�enie osobiste; roz�adowa�, za�adowa� i ponownie sprawdzi� swe dzia�o szturmowe M32; sprawdzi� i przeliczy� amunicj�. Gdy tylko pierwsza salwa bomb dymowych rozerwa�a si� w odleg�o�ci tysi�ca dwustu st�p, kryj�c teren przed obserwacj� nieprzyjacielsk�, trzeci pluton rzuci� si� naprz�d wzd�u� �cie�ki, w kierunku g�ciejszych zaro�li poni�ej. W par� chwil p�niej granaty przes�aniania optycznego zacz�y wybucha� dok�adnie poni�ej zas�ony dymnej, rzygaj�c chmurami py�u aluminiowego, rozk�adaj�cymi nieprzyjacielski system kontroli i komunikacji laserowej. Skoncentrowany ogie� zaporowy artylerii przed nacieraj�cym oddzia�em i wysokoenergetyczne promienie pulsuj�ce, wystrzeliwane przez plutony flankuj�ce natarcie toczy�y si� naprz�d wzd�u� �cie�ki, oczyszczaj�c j� z min i innych urz�dze� przeciwpiechotnych. Za zapor� ogniow� dru�yny trzeciego plutonu posuwa�y si� skokami, os�aniaj�c si� wzajemnie ogniem dla uzupe�nienia dzia�a� artylerii. Oporu nie by�o. Artyleria obro�c�w otworzy�a ogie� w dziesi�� sekund od pojawienia si� zas�ony dymnej, ale nieprzyjaciel strzela� na �lepo i po wi�kszej cz�ci nieskutecznie. Po trzynastu minutach walka by�a sko�czona. Colman sta� na �wirowatym brzegu strumienia, przygl�daj�c si�, jak jego ludzie wyprowadzaj� z nieprzyjacielskiego bunkra zdumionego majora i jego og�upia�y sztab. Do��czono ich do stada rozbrojonych obro�c�w, zgonionych do kupy pod czujnym spojrzeniem u�miechni�tych wartownik�w z trzeciego plutonu. Najwa�niejszym zadaniem by�o wzi�cie je�c�w i uzyskanie informacji, plon za� stanowi�o, na dodatek do majora: dw�ch kapitan�w, porucznik, podporucznik, starszy chor��y sztabowy, sier�ant szef, dw�ch sier�ant�w i ponad tuzin szeregowych. Ponadto zdobyto nienaruszone wykazy sygna��w wywo�awczych i mapy wraz z bezcennym sprz�tem ��czno�ci i sterowania broni�. Ca�kiem niez�y po��w, pomy�la� Colman z satysfakcj�. Komputery uzna�y dw�ch ludzi z trzeciego plutonu za zabitych i pi�ciu za ci�ko rannych. Colman my�la� sobie, jakby to by�o pi�knie, gdyby prawdziwe wojny mo�na by�o prowadzi� w taki spos�b. W tym momencie jaskrawe �wiat�a wysoko w g�rze w mgnieniu oka zmieni�y na scenie wydarze� noc w sztuczny dzie�. Przez par� sekund mru�y� o�lepione oczy, po czym zsun�� he�m na ty� g�owy i rozejrza� si�. �Zabici" i �ci�ko ranni", trafieni na zboczu wy�ej, schodzili grupk� po �cie�ce, pozosta�e trzy plutony kompanii �D" wychodzi�y z ukrycia. Wzd�u� w�wozu wida� by�o wi�kszy ruch po obu stronach, w miar� jak jednostki obro�c�w i napastnik�w pojawia�y si� na otwartej przestrzeni. Wozy sztabowe, transportery piechoty i r�ne inne pojazdy lataj�ce zacz�y brz�cze� z daleka, zza odleglejszych �a�cuch�w wzg�rz, gdzie ko�czy�o si� niebo. Colman nie mia� poj�cia, �e a� tyle wojska bra�o udzia� w manewrach. Nieprzyjemne uczucie w�lizgn�o si� do jego m�zgu: w�a�nie doprowadzi� do przedwczesnego ko�ca skomplikowan� zabaw�, na kt�r� sztabowcy cieszyli si� od d�u�szego czasu; prawdopodobnie nie b�d� z tego powodu zbyt szcz�liwi. Mo�e nawet dojd� do wniosku, �e nie chc� go d�u�ej w Armii pomy�la� filozoficznie. Jeden z woz�w sztabowych zbli�y� si� z narastaj�cym wyciem, przez sekund� zawis� nieruchomo prawie dok�adnie nad bunkrem, by wreszcie g�adko wyl�dowa�. Jego tylne wej�cie odsun�o si�, ukazuj�c szczup�ego, �niadego kapitana Sirocco w he�mie, battle-dressie i kamizelce przeciwod�amkowej. Gdy pojazd by� sze�� st�p nad ziemi�, wyskoczy� zwinnie i podszed� spokojnie do Colmana. Jego niefrasobliwa twarz, ocieniona obfitym czarnym w�sem, jak zwykle nie wyra�a�a niczego, ale w oczach ta�czy�y ogniki. Niez�a robota, Steve - powiedzia� bez wst�p�w. Z r�kami na biodrach odwr�ci� si� i przyjrza� grymasom oburzenia wzi�tych do niewoli �nieprzyjacielskich" oficer�w, stoj�cych z ponurymi minami ko�o bunkra. - Nie s�dz� jednak, aby�my za to dostali odznaki sprawno�ci zuchowych. W�a�nie z�amali�my prawie wszystkie punkty regulaminu walki piechoty. - Colman chrz�kn��. Nie spodziewa� si� wiele wi�cej. Sirocco podni�s� brwi i wieloznacznie skin�� g�ow�. - Czo�owy atak na umocnion� pozycj�, ods�oni�te skrzyd�a, praktycznie �adnej mo�liwo�ci odwrotu, �adnego planu post�powania w nieprzewidzianych wypadkach, niedostateczne wsparcie z powierzchni i �adnego ognia przeciwartyleryjskiego wyrecytowa� rzeczowo, a r�wnocze�nie bez cienia niepokoju. - A co na temat ods�aniania przed wrogiem s�abizny? - spyta� Colman. - Nic o tym nie ma w regulaminie? - Zale�y o tego, kim jeste�. Gdy chodzi o kompani� �D", wszystko jest wzgl�dne. - Nie my�la�e� kiedy, by podszy� spodnie na siedzeniu kawa�kiem kamizelki przeciwod�amkowej? - spyta� Colman po chwili. By� mo�e b�dzie ci potrzebna. - Ach, g�wno mnie to obchodzi. - Sirocco spojrza� w g�r�. W ka�dym razie za chwil� si� przekonamy. Colman poszed� za jego wzrokiem. Pancerny transporter dla Bardzo Wa�nych Osobisto�ci, z odznakami generalskimi na masce, zd��a� w ich kierunku. Colman przerzuci� swe M32 na drugie rami� i wyprostowa� si� w oczekiwaniu. - Podci�gn�� si� tam! zawo�a� do ludzi z trzeciego plutonu, w��cz�cych si� grupami, pal�c i rozmawiaj�c, nad strumieniem i ko�o bunkra. Papierosy rozduszono grubymi podeszwami but�w bojowych, rozmowy umilk�y, grupki stan�y w wi�kszym porz�dku. - Na czym opiera� pan swoj� analiz� obrazu sytuacji, sier�ancie - zapyta� Sirocco ostrym, wysokim g�osem, ma�puj�c urz�dowy spos�b m�wienia pu�kownika Wessermana, adiutanta genera�a Portneya. Nada� swemu g�osowi ton podejrzliwy i oskar�ycielski. Czy kapral Swyley odegra� istotn� rol� w sformu�owaniu pa�skiej oceny taktycznej? - Takie pytanie musia�o si� pojawi�; regulaminowa procedura analizy obrazowej, prowadzonej w brygadzie, nie ujawni�aby �adnych danych, usprawiedliwiaj�cych decyzj� natarcia. - Nie, sir - odpowiedzia� sztywno Colman, patrz�c nieruchomo wprost przed siebie. - Kapral Swyley obs�ugiwa� kompak. Nie mo�na mu powierza� analizy danych wywiadu elektronicznego. Jest daltonist�. - W takim razie, jak wyja�nicie wasze niezwyk�e wnioski? - My�l�, sir, �e by� to przypadek trafnego domys�u. Sirocco westchn��. - Zdaje mi si�, �e b�d� musia� z�o�y� raport, i� zezwoli�em na natarcie z w�asnej inicjatywy, bez �adnych danych na jej poparcie. - �ypn�� na Colmana. - Nie masz przypadkiem pod r�k� kogo�, kto umia�by uszy� dobr� par� spodni? Drzwi transportera dla Bardzo Wa�nych Os�b otwar�y si� tu� przed nimi, ukazuj�c korpulentn� sylwetk� pu�kownika Wessermana. Jego rumiana twarz by�a jeszcze bardziej rumiana ni� zwykle, przybieraj�c w okolicy szyi kolor fioletowy. Wygl�da�, jakby dusi�a go t�umiona w�ciek�o��. - Mam wra�enie, �e on zupe�nie nie czuje s�odkiej woni sukcesu - szepn�� Colman obserwuj�c pu�kownika. Sirocco przez chwil� kr�ci� w�sa. - Sukces jest jak pierdni�cie rzek�. - Tylko w�asny �adnie pachnie. ROZDZIA� DRUGI Dy�uruj�cy w sali monitor�w Subcentrum Sterowania Nap�dem Bernard Fallows dostrzeg� nag�� zmian� kolor�w i linii na jednym z rozmieszczonych wok� ekran�w. W mgnieniu oka wszystko inne znik�o z jego my�li. Ekran by� jednym z kilku pod��czonych do Pi�tego Zespo�u G��wnego Systemu Dostawy Paliwa i obrazowa� prac� jednej z baterii pot�nych pomp zasilania wodorowego, rozmieszczonych w rufowej cz�ci statku, o pi�� mil od miejsca, w kt�rym Fallows si� znajdowa�. - Co si� dzieje z Pi�t� - E, Horacy? - zwr�ci� si� do pustego pokoju, w kt�rym siedzia�. - Projekcja tendencji niskopoziomowej - odpowiedzia� komputer wykonawczy Subcentrum przez g�o�nik za ma�� siatk�, umieszczon� na jednym z bok�w pulpitu sterowniczego przed Fallowsem. - Wygl�da, jakby zasilacz trzy �amane przez pi�� mia� si� znowu zacz�� grza�. Korelacja ca�kowita sze��dziesi�t siedem, kontrola dzia�ania pozytywna, wska�nik rozpr�ania osiem - zero. - Odczyt na wska�niku sze��? - Znikomy. Dalsze informacje otrzyma� Fallows z ekranu. Zmiany wykryte przez komputer by�y minimalne: male�kie otwarcie tendencji, kt�ra je�li nawet si� utrzyma, nie b�dzie sprawia� k�opot�w przez miesi�c albo i d�u�ej. Bior�c pod uwag�, �e do osi�gni�cia Chirona by�y jeszcze trzy miesi�ce podr�y, powod�w do niepokoju nie by�o. Szczeg�lnie �e pozosta�e pompy tej samej grupy mia�y zaprojektowany dostateczny margines mocy, by da� sobie rad� bez wsparcia. Ale, nawet bior�c to pod uwag�, nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e Merrick b�dzie si� upiera� przy rozmontowaniu G��wnego Systemu, by przeszlifowa� �o�yska, wyregulowa� ustawienie i ponownie wywa�y� wirniki. Od czasu gdy w��czono g��wny nap�d, ju� dwa razy w ci�gu trzech miesi�cy przeszli przez t� procedur�. Oznacza�o to jeszcze jeden tydzie� pracy w stanie niemal niewa�ko�ci, niezdarnego gramolenia si� w ci�kich skafandrach ochronnych po niedobrej stronie rufowej os�ony przeciwpromiennej. - Durna pompa - kwa�nym tonem mrukn�� Fallows. - Poniewa� pompa nie nale�y do istot organicznych, zak�adam, �e wypowied� ta nale�y do kategorii gramatycznej wykrzyknik�w zaszczebiota� Horacy. - Och, ud�aw si�. - Komputer pos�usznie powr�ci� do swych medytacji. Fallows zn�w usiad� na krze�le i regulaminowo obieg� wzrokiem sal� monitor�w. Za szklan� przegrod� naprzeciw jego pulpitu, na stanowiskach za�ogi, wszystko wydawa�o si� przebiega� normalnie; pozosta�e ekrany potwierdza�y, �e i wszystko inne jest takie, jak powinno. Rezerwowy zbiornik paliwa rakietowego silnika korekcyjnego numer 2 zosta�, po uprzedniej nieznacznej korekcie kursu, dope�niony i zn�w sygnalizowa�: �Got�w". Wszystkie podzespo�y paliwa, ch�odziwa, mocy g��wnej i pomocniczej, hydrauliczne, pneumatyczne, benzynowe, olejowe, regeneracji powietrza oraz oprzyrz�dowania, obs�uguj�ce Sekcj� Nap�du, dzia�a�y nale�ycie w za�o�onych granicach. Daleko, w okolicach rufy, zespo�y gigantycznych reaktor�w termoj�drowych po�era�y 35 milion�w ton wodoru, wychwyconego magnetycznie z przestrzeni kosmicznej podczas dwudziestoletniej podr�y. Co sekunda dwie jego tony przekszta�ca�y si� w energi� w postaci straszliwego, p�toramilowej �rednicy strumienia promieniowania i produkt�w reakcji. Aby wyhamowa� pr�dko�� podr�n� 140 milion�w ton masy Mayflowera II, strumie� musia� pali� si� przez sze�� miesi�cy. Statek opu�ci� Ziemi�, nios�c na pok�adzie tyle tylko paliwa, ile potrzeba by�o dla osi�gni�cia szybko�ci podr�nej, i wzi�� kurs przez g�ste chmury wodoru, aby zebra� go tyle, ile potrzebne b�dzie do hamowania. Fallows spojrza� na zegar po�rodku pulpitu. Mniej ni� godzina do przej�cia wachty przez Waltersa. B�dzie wi�c mia� przed ponownym obj�ciem s�u�by dwa wolne dni. Przez chwil� smakowa� t� my�l, przymkn�wszy oczy. Jeszcze tylko trzy miesi�ce lotu! Jego dzieci cz�sto pyta�y, czemu jako m�ody cz�owiek w kwiecie wieku odwr�ci� si� plecami do wszystkiego co zna� i zap�aci� dwudziestu latami �ycia za prawo do jednokierunkowej podr�y do Alfy Centauri. Pyta�y nie bez racji, bo przecie� jego decyzja w znacznej mierze przes�dzi�a r�wnie� ich przysz�o��. Wi�kszo�� z trzydziestu tysi�cy mieszka�c�w Mayflowera II ju� si� przyzwyczai�a do wys�uchiwania podobnych pyta�. Fallows zwykle odpowiada�, �e ogarnia�o go coraz wi�ksze rozczarowanie na widok �wiata nieustannych zbroje�, zbli�aj�cych si� do poziomu szale�stwa, kt�re poprzedzi�o zniszczenie wi�kszej cz�ci Ameryki P�nocnej, Europy i p�nocnej Azji oraz koniec Radzieckiego Imperium podczas kr�tkiej masakry roku 2021, i �e zostawi� to za sob�, by zacz�� od nowa gdziekolwiek indziej. To by�a powszechnie przyj�ta odpowied�, kt�ra mia�a tak�e przywraca� spok�j sumienia odpowiadaj�cemu. Ale Fallows zdawa� sobie doskonale spraw�, �e sam w to nie wierzy. Stara� si� udawa� przed sob�, �e nie pami�ta rzeczywistej przyczyny. Urodzi� si� niemal pod koniec Chudych Lat, kt�re nast�pi�y po wojnie. Nie pami�ta� ich wi�c, ale ojciec opowiada� mu o czasach, gdy pi��dziesi�t milion�w ludzi �y�o w n�dznych budach, skleconych wok� sczernia�ych i pokr�conych szkielet�w tego, co niegdy� by�o miastami, i t�oczy�o si� na �niegu w kolejkach po przydzia�ow� zup� i chleb z rz�dowych kuchni polowych. Opowiada� te� o jego matce, haruj�cej po pi�tna�cie godzin dziennie przy ci�ciu p�yt na prefabrykowane domy, co pozwala�o jej dwa razy dziennie postawi� na stole rodzinnym sk�py posi�ek: ros� wo�owy z ry�em, dostarczanym przez chi�skie statki zaopatrzeniowe, a tak�e co p� roku kupi� po jednej parze obuwia jednorazowego u�ytku z prasowanego papieru. O starszym bracie, zabitym w walce z bandami rabunkowymi, kt�re przyby�y z Karaib�w i z po�udnia. Fallows pami�ta� p�niejsze lata, gdy smuk�e palce budynk�w b�yszcz�cych nowo�ci� miast zn�w zacz�y, w�r�d pusty� gruzu, wskazywa� niebo; gdy hucza�y i �omota�y nowe huty stali i aluminium, podczas gdy na drugiej p�kuli Chiny i Indo - Japonia zmaga�y si� w zapasach o kontrol� nad przemys�ow� i handlow� pot�g� Wschodu. To by�y podniecaj�ce lata, pulsuj�ce lata, lata natchnienia. Fallows pami�ta� zalane �wiat�em reflektor�w waszyngto�skie parady Czwartego Lipca - barw� i wspania�o�� zmasowanych orkiestr, kolumny maszeruj�cych pod powiewaj�cymi sztandarami �o�nierzy w b�yszcz�cych mundurach, hymny narodowe i pie�ni wznosz�ce si� z garde� dziesi�tk�w tysi�cy zgromadzonych na Capitol Square, tam gdzie niegdy� sta�y s�ynne budowle. Pami�ta�, jak dumnie wkroczy� na bal w szkole wy�szej w nowiutkim mundurze Korpusu M�odzie�y Ameryka�skiego Nowego Porz�dku, udaj�c z wynios�� min�, �e nie dostrzega pe�nych podziwu spojrze�, kt�re wsz�dzie mu towarzyszy�y. Jak che�pi� si� przed zazdrosnymi przyjaci�mi po pierwszym weekendzie, sp�dzonym na manewrach wojskowych na pustyni Nowego Meksyku... Pami�ta� wybuch entuzjazmu, gdy Ameryka zn�w otworzy�a sta�� baz� za�ogow� na Ksi�ycu. Rozpala�a go, jak wi�kszo�� r�wie�nik�w, wizja Ameryki Nowego Porz�dku, kt�r� pomagali wykuwa� z ruin i zgliszcz starej. Jeszcze silniejsza ni� poprzednia, czystsza moralnie i duchowo, ufna �wiadomo�ci� misji powierzonej jej przez Boga, powstanie na nowo jako nienaruszalne sanktuarium, chroni�ce dziedzictwo kultury Zachodu przed rozk�adowym potopem poga�skiej dekadencji i aroganckiego bogactwa, zalewaj�cego przeciwn� stron� kuli ziemskiej. A gdy Wsch�d wreszcie rozpadnie si� na skutek wewn�trznego rozk�adu, gdy ostatecznie zostanie zdemaskowany fa�sz jedno�ci, kt�r� Arabowie pr�buj� narzuci� w Azji �rodkowej i gdy afryka�ska wojowniczo�� na koniec wyczerpie si� w orgii morderczych spor�w, Ameryka�ski Nowy Porz�dek wch�onie zb��kan� chwilowo Europ� i zwyci�y. Oto by� cel. Mayflower II, kt�ry z roku na rok r�s� i nabiera� kszta�t�w na orbicie oko�oksi�ycowej, sta� si� widomym symbolem tych d��en. Cho� Fallows w roku 2040 mia� tylko osiem lat, wyra�nie pami�ta� podniecenie wywo�ane wiadomo�ci�, �e nadszed� sygna� ze statku kosmicznego zwanego Kuan-yin, wystrzelonego w roku 2020, bezpo�rednio przed wybuchem wojny. Sygna� zawiera� wiadomo��, �e Kuan-yin wykry�a na orbicie Alfy Centauri odpowiedni� planet� i rozpoczyna eksperyment. Planet� nazywano Chironem, jak jednego z mitycznych centaur�w. Trzy inne, wi�ksze planety, odkryte przez Kuan-yin w systemie Alfy Centauri, otrzyma�y nazwy: Folus, Nessus i Eurytion. Up�yn�o dziesi�� lat, zanim Ameryka P�nocna i Europa zako�czy�y odbudow�, a mocarstwa Wschodu uregulowa�y swe spory. Pod koniec tego okresu Nowa Ameryka rozci�ga�a si� od Alaski do Panamy, do Wielkiej Europy nale�a�a Rosja, Estonia �otwa i Ukraina, oddzielne pa�stwa, Chiny za� by�y hegemonem Federacji Wschodnioazjatyckiej, rozci�gaj�cej si� od Pakistanu do Cie�niny Beringa. Wszystkie te trzy supermocarstwa prawie r�wnocze�nie zacz�y realizowa� programy ponownej ekspansji na kosmos. A �e ka�de z nich zg�asza�o roszczenia do kolonii na Chironie i �ywi�o podejrzenia co do pozosta�ych dwu, wszystkie rozpocz�ty budowy statk�w kosmicznych dalekiego zasi�gu, by pierwsze osi�gn�� cel i zabezpieczy� w�asne interesy. W�r�d r�wie�nik�w Fallowsa niewielu by�o takich, kt�rzy nie pami�taliby upojenia tamtych czas�w, czas�w krucjaty, wyzwania, celu i zamiaru - odbudowy imperium poza Ziemi� i podboju jej samej. Gdy za�, jako symbol tych spraw, rozrasta� si� na ksi�ycowym niebie Mayflower II, dla wielu marzenie o udziale w locie statku i krucjacie dla uchronienia Chirona przed Niewiernymi sta�o si� ambicj� �ycia. Lekcje dyscypliny i po�wi�cenia z czas�w Chudych. Lat pomog�y w uko�czeniu Mayflowera II dwa lata wcze�niej od najszybszego z rywali. Dzi�ki temu dwudziestoo�mioletni Bernard Fallows po m�sku u�cisn�� d�o� ojca i uca�owa� na po�egnanie zap�akan� matk�. Wkr�tce potem, na pok�adzie promu wystrzelonego z bazy w Arizonie, dotar� do transportera ksi�ycowego, kt�ry mia� go wynie�� na start do pierwszego etapu jego osobistej krucjaty: niesienia Ameryka�skiego Nowego Porz�dku ku gwiazdom. Niecz�sto teraz o tym my�la�. Marzenie, by sta� si� wielkim przyw�dc� i zdobywc�, kt�ry zaniesie S�owo na Chirona, z biegiem lat zblak�o. Zamiast tego... co? Dzi�, gdy statek by� niemal u celu drogi, okaza�o si�, �e Fallows nie mia� jasnego wyobra�enia, co robi�... poza kontynuowaniem trybu �ycia, do kt�rego przywyk� od dawna. Tyle �e w innym otoczeniu. Tok jego my�li przerwany zosta� widokiem Cliffa Waltersa, zd��aj�cego po drugiej stronie szklanej przegrody do pokoju monitor�w. W chwil� p�niej boczne drzwi otworzy�y si� z cichym wizgiem i do �rodka wkroczy� Walters. Fallows odwr�ci� si� na obrotowym krze�le i spojrza� zdziwiony. - Cze��. Wcze�nie przyszed�e�. Mia�e� jeszcze czterdzie�ci minut. Walters �ci�gn�� marynark� i powiesi� j� w szafie przy drzwiach, wyjmuj�c r�wnocze�nie ksi��k� z wewn�trznej kieszeni. Fallows zachmurzy� si�, ale milcza�. - Wcze�niej przejmuj� s�u�b� - odpowiedzia� Walters. Merrick chcia�by chwil� z tob� porozmawia�, zanim sko�czysz s�u�b�. Mam ci te� powiedzie�, �eby� przyszed� na PDI. Mo�esz zako�czy� dy�ur i odby� z nim rozmow� w czasie wliczanym do Pracy. - Podszed� do pulpitu i skin�� g�ow� w stron� ekran�w. Jak tam leci? Masa burzliwych i emocjonuj�cych wydarze�? - Ucieszysz si�, jak ci powiem, �e g��wna trzy �amane przez pi�� zn�w zaczyna swoje kawa�y. Na niskim poziomie, ale bez �adnych w�tpliwo�ci. O godzinie siedemnastej zero zero odpalenie korekcyjnego dwa przez jedn� pi�tnast� sekundy, bez zak��ce�. G��wne spalanie sprawuje si� pi�knie i wyr�wnuje zgodnie z programem... - Wzruszy� ramionami. - To by by�o tyle. Walters chrz�kn��, obieg� szybkim spojrzeniem ekrany i na nie zaj�tym wywo�a� dziennik za ostatnie cztery godziny. - Wygl�da, �e czeka nas znowu demonta� tej cholernej pompy - mrukn�� nie odwracaj�c g�owy. - Tak to wygl�da - odpowiedzia� Fallows z westchnieniem. - Nie warto si� z ni� opieprza� - o�wiadczy� Walters. - Za trzy miesi�ce mo�emy doskonale przej�� na zapasow� i do diab�a z tym wszystkim. Za�atwi si� j�, jak dolecimy, gdy b�dzie wygaszony g��wny nap�d. Po co si� poci� i odchudza� w ma�pich kostiumach? - Powiedz to Merrickowi - odrzek� Fallows, z wysi�kiem ukrywaj�c sw� dezaprobat�. Takie gadanie zdradza�o niedba�y stosunek do spraw techniki. Nawet gdyby podr� mia�a trwa� tylko trzy tygodnie, nic nie usprawiedliwia�oby pozostawienia bez naprawy wymagaj�cych tego cz�ci maszynerii. Ryzyko katastrofalnej awarii mog�o by� mikroskopijne, ale jednak by�o. A dobry zwyczaj wymaga� zmniejszania takiego ryzyka do zera. Fallows uwa�a� si� za wykwalifikowanego in�yniera, mia� wi�c obowi�zek by� drobiazgowym. Do przyzwyczaje� za� Waltersa nale�a� brak obowi�zkowo�ci w pewnych sprawach - na pewno w ma�o wa�nych. Ale niedbalstwo pozostawa�o niedbalstwem. Fallowsa dra�ni�o, �e obaj mieli r�wny stopie� s�u�bowy. - Wpis do dziennika s�u�by o zmianie wachty, Horacy - zwr�ci� si� do siatki na pulpicie steruj�cym. Dy�urny Fallows zdaje, dy�urny Walters przejmuje. - Odnotowano - odpowiedzia� Horacy. Fallows wsta� z krzes�a i odsun�� si� na bok, Walters rozwali� si� na miejscu kierownika Subcentrum. - Odchodzisz na czterdziestoo�miogodzinny, prawda? - spyta� Walters. - Mhm. - Planujesz co�? - W�a�ciwie nie. Jay gra jutro w jednej z dru�yn w Czaszy. Chyba p�jd� i popatrz�. Mo�e nawet przejad� si� na Manhattan, ju� do�� dawno tam nie by�em. - We� dzieci na spacer wok� segmentu Wielkiego Kanionu poradzi� Walters. - Przebudowano go - du�o drzew i ska�, masa wody. Powinien by� �adny. Fallows zdziwi� si�. - My�la�em, �e b�dzie jeszcze przez dwa dni nieczynny. Podobno Armia mia�a tam manewry czy co� w tym rodzaju. - Wcze�niej si� sko�czy�y. W ka�dym razie Bud powiedzia� mi, �e jutro Kanion b�dzie otwarty. Sprawd� to i spr�buj. - Chyba to zrobi� - powiedzia� Fallows, kiwaj�c powoli g�ow�. - Taaak... Mog� si� pow��czy� par� godzin na �wie�ym powietrzu. Dzi�ki za wiadomo��. - Do us�ug. Uwa�aj na siebie. F