15124
Szczegóły |
Tytuł |
15124 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15124 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15124 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15124 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Molly Burkett
Lisy, sowy i reszta
Prze�o�y�a Lucyna Go��biowska
NASZA KSI�GARNIA
Tytu� orygina�u angielskiego Foxes, Owls and AU
� 1977 by Molly Burkett
i for the Polish edition by Wydawnictwo �Nasza Ksi�garnia"
Warszawa 1981, 1998
Projekt graficzny serii Maja Turbaczewska
Ilustracja na ok�adk� Wanda Orli�ska
Fotografia na ok�adk� Halina Ostaszewska
AM\-�ib
Rozdzia� 1 Tak si� zacz�o
Do pokoju wtargn�a nagle zdyszana kobieta w �rednim wieku i bez s�owa wr�czy�a Janowi przewi�zane r�ow� wst��k� pude�ko po butach. Byli�my w�a�nie w trakcie obiadu, widelce � nie dotar�szy do ust � zawis�y w powietrzu, patrzyli�my na ni� zdumieni. Nie s�yszeli�my, kiedy wesz�a: nie zadzwoni� dzwonek, nie drgn�a nawet ko�atka. Nieznajoma po prostu wyros�a na �rodku naszej jadalni.
Jan rozwi�za� wst��k� i ostro�nie zdj�� z pude�ka przykrywk�. Wszyscy z zaciekawieniem zerkn�li�my do �rodka: na kawa�ku ligniny le�a� martwy nietoperz.
Po tym wydarzeniu widywali�my pani� Buller cz�sto. Jak gdyby umy�lnie pojawia�a si� zawsze w najmniej oczekiwanym momencie, za ka�dym razem z jak�� nieszcz�sn� ofiar� wypadku drogowego. Je�eli nawet okaleczone zwierz� �y�o jeszcze, na naszych oczach wydawa�o w chwil� p�niej ostatnie tchnienie. K�opot polega� na tym, �e nie spos�b by�o przekona� pani� Buller o niewielkich szansach powrotu stworzenia do zdrowia; wybucha�a gwa�townym p�aczem i du�o czasu mija�o, nim mo�na j� by�o odwie�� do domu. Tego rodzaju nie zapowiedziane wizyty powtarza�y si� przez ca�e lato, a� w ko�cu zainteresowa�a si� starymi samochodami. Kiedy widzieli�my j� ostatnio, pi�� takich gruchot�w zawala�o jej niewielki ogr�dek, przy czym �aden z nich nie chcia� ruszy� z miejsca.
Wszystko za� wynika�o z tego, �e pani Buller nie by�a oboj�tna na nic, co si� dooko�a niej dzia�o. Nie mog�a spokojnie patrze� na cierpienia ptak�w i innych stworze�, chcia�a im pom�c. W�a�ciwie
5
czu�a dok�adnie to samo co my, kiedy zacz�li�my zajmowa� si� dzikimi zwierz�tami potrzebuj�cymi opieki. Nigdy nie podejmowali�my decyzji, �e b�dziemy to robi�: po prostu sta�o si�.
Kiedy pobrali�my si� w 1954 roku, szala�a w�a�nie myksomato-za. Latem, spaceruj�c po polach i ��kach, byli�my �wiadkami cierpienia kr�lik�w, kt�re na naszych oczach gin�y tysi�cami. A stanowi�y przecie� cz�stk� angielskiego krajobrazu w nie mniejszym stopniu ni� dzikie go��bie czy d�by. Niemo�liwo�ci� by�o w owych czasach p�j�� na pole i nie zobaczy� kicaj�cych ku �ywop�otom kr�lik�w, zdradzaj�cych swoje pozycje bia�ymi b�yskami spod puszystych, okr�g�ych ogonk�w. By�y one bardzo istotn� cz�ci� �ycia wiejskiego. Wie�niacy strzelali do nich i chwytali je w sid�a, jedli ich mi�so i sprzedawali sk�rki. Polowa�y na nie r�wnie� drapie�niki � lisy, borsuki i myszo�owy � kr�liki stanowi�y wa�ny sk�adnik ich po�ywienia.
Jedyne przewinienie kr�lik�w polega�o na tym, �e zbytnio si� rozmno�y�y. Potrzebowa�y du�o jedzenia, zacz�y wi�c niszczy� zasiewy. A�eby ograniczy� wynikaj�ce st�d straty, zastosowano myksomatoz� i niebawem beztroskie, swawolne zwierz�ta, niegdy� tak charakterystyczne dla krajobrazu wiejskiego, przemieni�y si� w pe�zaj�ce �lepe istoty z zaklejonymi, �zawi�cymi oczyma, z �ebkami w ropnych ranach. W miar� jak choroba dr��y�a ich m�zgi, zaczyna�y kr�ci� si� i kr�ci� dooko�a, bez �adnego celu.
Wed�ug mnie myksomatoza to najstraszniejsze nadu�ycie wiedzy i nauki, do jakiego dosz�o w Wielkiej Brytanii. Widok tych kr�lik�w by� przera�aj�cy i potworny. A nie mniej tragiczna by�a �wiadomo��, �e w �aden spos�b nie mo�na im pom�c: wybawi� je mog�a ju� tylko �mier�.
A chcieli�my im pom�c, Jan i ja. Dr�czy�a nas �wiadomo��, �e �ywe istoty mog� tak bardzo cierpie�, jak te kr�liki w 1954 roku, i pragn�li�my jako� temu zaradzi�. Kr�lik by� te� jednym z pierwszych naszych pacjent�w. Po kilku miesi�cach poproszono nas,
6
�eby�my wzi�li do siebie pustu�k� � nazwali�my j� Kole� � by� to nasz pierwszy ptak.
Owego pierwszego roku mieli�my siedmiu pacjent�w, w roku nast�pnym przyj�li�my siedemdziesi�ciu siedmiu, a potem stracili�my ju� rachub�. Nasz O�rodek Zdrowia dla Zwierz�t r�s� jak na dro�d�ach. Obecnie nie ma takiej chwili, �eby�my nie go�cili u siebie dwustu, a czasami nawet trzystu zwierz�t, g��wnie ptak�w. Prawdopodobnie dzieje si� tak dlatego, poniewa� w og�le ptak�w jest wi�cej na �wiecie i, co za tym idzie, cz�ciej przytrafiaj� si� im nieszcz�liwe wypadki.
Celem naszym od samego pocz�tku by�o nie tylko piel�gnowanie chorego zwierz�cia, lecz r�wnie� przygotowanie go do samodzielnego �ycia na wolno�ci. Studiowali�my w zwi�zku z tym dwa odr�bne zagadnienia dotycz�ce opieki nad zwierz�tami: leczenie i rehabilitacj�. Sprawa jest bowiem skomplikowana; nie wystarcza wyleczy� zwierz�, a potem wypu�ci� je na wolno��. Istota, kt�ra przyzwyczai�a si� do dachu nad g�ow� i do po�ywienia dostarczanego jej o okre�lonych porach, nie zdziczeje ponownie na sam widok zielonych p�l i drzew. Musi si� do owych p�l i drzew przyzwyczaja� stopniowo, a ta adaptacja trwa� mo�e bardzo d�ugo, czasem nawet i dwa lata, nim zwierz� stanie si� zn�w w pe�ni samodzielne.
Niejednokrotnie trzeba je uczy� rozpoznawa� po�ywienie. Na przyk�ad zi�ba, kt�ra przez d�u�szy czas znajdowa�a po�ywienie w miseczce, nie od razu skojarzy, czym s� ziarna na �odydze; sowa, karmiona kupowanym w sklepie mi�sem, nie dostrze�e posi�ku, kt�ry okryty futerkiem biega mi�dzy zaro�lami w postaci myszy. Czasem zwierz�ta tak przyzwyczajaj� si� do cz�owieka i w og�le do nienaturalnego dla siebie otoczenia, �e trac� zdolno�� rozpoznawania istot w�asnego gatunku i nie s� w stanie powr�ci� do �ycia na wolno�ci. A zdarza si�, �e wr�cz tego nie chc� � s� ju� zbyt oswojone. Mo�na oswoi� dzikiego ptaka, ale nigdy nie mo�na uczyni� dzikim ptaka raz prawdziwie oswojonego.
7
Przyjmujemy do naszego O�rodka ka�de dzikie zwierz� pod jednym warunkiem: wypu�cimy je na wolno��, kiedy tylko uznamy, �e da sobie samodzielnie rad�. W ci�gu minionych dwudziestu czterech lat odnie�li�my niejeden sukces, r�wnie� nauczyli�my si� bardzo wiele. Zawsze chodzi nam tylko o to, by da� jeszcze jedn� szans� trafiaj�cym do nas istotom � szans� �ycia, w niekt�rych wypadkach � szans� wolno�ci. Mi�o nam, kiedy czasem u�wiadamiamy sobie, �e dali�my t� szans� ponad dwu tysi�com zwierz�t. Wiemy, �e nasze dzieci, Ja� i Zosia, pasjonuj� si� t� prac� nie mniej ni� my sami.
Rozdzia� 2 Zimorodek
Czasami zdarzaj� si� cuda. Pustu�ka, kt�r� przys�ano nam z Kornwalii, le�a�a w pude�ku jak martwa. Na dobr� spraw� rzeczywi�cie mog�a ju� nie �y�, utraci�a bowiem wszystkie si�y. Kr�ci�a �ebkiem to w jedn�, to w drug� stron� � nie by�a w stanie wykona� �adnego innego ruchu. Zastanawiali�my si�, czy uczciwe b�dzie podj�cie pr�by utrzymania jej przy �yciu: le�a�a ca�kiem bezw�adnie i nie robi�a wra�enia, by mog�a mie� wiele �ycia przed sob�. Jednak kiedy tak stali�my nad ni� w zadumie � ona ci�gle walczy�a, pr�bowa�a si� rusza�. Postanowili�my da� jej szans�.
D�uga i �mudna by�a nasza praca, stopniowo, powolutku zdrowie ptaka polepsza�o si� i wreszcie � zn�w wzbi� si� w powietrze. Po dw�ch latach od przybycia do nas pustu�ka rozpostar�a skrzyd�a i kr���cym lotem zacz�a si� wzbija� coraz wy�ej i wy�ej ku niebu. Pozwoli�a unosi� si� pr�dom powietrza nad uprz�tni�te pole, na kt�rym �ciernisko wygl�da�o jak kosmaty dywan. Nagle zawirowa�a w powietrzu, z�o�y�a skrzyd�a i na naszych oczach da�a nura w d�, w kierunku czego�, co wypatrzy�y jej bystre oczy. Raz jeszcze unios�a si� w powietrze, raz jeszcze zawirowa�a, tym razem w kierunku doliny. Zn�w by�a dzikim ptakiem. Jak�e mo�na w�tpi� w istnienie cud�w, zwa�ywszy op�akany stan, w jakim kiedy� do nas przyby�a.
Podobna by�a historia starego borsuka. Przejecha�a go ci�ar�wka w Derbyshire. Zupe�nie przypadkowo na miejscu wypadku zatrzyma�a si� pewna rodzina, kt�ra dostrzeg�a, �e zwierz� �yje. Ko�o ci�ar�wki przejecha�o borsuka przez plecy i wydar�o mu pas cia�a wzd�u� ca�ego grzbietu. Jego stan by� rozpaczliwy. Rana na kr�go-
9
s�upie spowodowa�a uszkodzenie ca�ego systemu nerwowego, zad by� sparali�owany ca�kowicie, znacznie ograniczona zosta�a mo�liwo�� poruszania przednimi �apami. Ludzie, kt�rzy znale�li borsuka, chcieli si� nim sami zaj�� i trzymali go par� dni, nim trafi� do nas. Wyznali uczciwie, �e nie sta� ich na op�acenie weterynarza, a rozumieli, �e borsuk potrzebuje fachowej opieki.
Jak by to by�o dobrze, gdyby wszyscy mieli w sobie tyle uczciwo�ci. Ludzie cz�sto trzymaj� zwierz� przez dwa lub trzy tygodnie, nim przynios� je do nas, i prawie nigdy nie pomy�l� o zabraniu go do weterynarza. Niejednokrotnie, kiedy trafia w ko�cu w nasze r�ce, jest ju� za p�no: przy skaleczeniu zaka�enie mia�o czas zaatakowa� ca�y organizm, przy z�amaniu ko�czyny � koniuszki ko�ci zacz�y obumiera�. Kiedy cz�owiek �amie nog�, nie siedzi przecie� biernie przez par� tygodni, nim zdecyduje si� zasi�gn�� fachowej porady. Ko�ci zwierz�ce s� z takiej samej tkanki co ludzkie i nale�y je tak samo traktowa�. Ile� to razy mo�na by zwierz� uratowa�: weterynarz zestawi ko��, wk�adaj�c niewielki kawa�ek metalu mi�dzy dwa jej ko�ce, i w ten spos�b j� po��czy. Im d�u�ej jednak pozostawi si� okaleczone stworzenie samemu sobie, tym mniejsza jest szansa doprowadzenia go do takiej formy, aby mog�o powr�ci� do swego naturalnego �rodowiska i trybu �ycia.
Nawet tych par� dni, kiedy ludzie ci trzymali u siebie borsuka, uznali�my za okres zbyt d�ugi. Cia�o w okolicach rany by�o odbarwione i wydziela�o nieprzyjemn� wo�. Byli�my niemal pewni, �e tam, gdzie tkanki zacz�y obumiera�, wda�a si� ju� gangrena. D�ugo si� nie namy�laj�c, pospieszyli�my z rannym borsukiem do weterynarza, przewiduj�c z g�ry, co nam powie � �e utrzymywanie zwierz�cia przy �yciu nie b�dzie w porz�dku.
Du�o czasu up�yn�o, nim powiedzia� nam cokolwiek. Chocia� cia�o borsuka by�o bezw�adne, �eb nie zosta� dotkni�ty parali�em. Zwierz� warcza�o tak gro�nie, �e kiedy uk�adali�my je na stole, ciarki przesz�y mi po plecach. Nie sko�czy�o si� zreszt� na warczeniu: przy pierwszym dotkni�ciu Colina (tak nazywa� si� weterynarz) borsuk gwa�townie obr�ci� �eb i k�apn�� z�bami, chwytaj�c
10
go za rami�, a potem rzuci� �bem i oderwa� mu r�kaw od marynarki. Colin odskoczy� i uwa�nie przyjrza� si� pacjentowi. Wreszcie
rzek�:
� Przytrzymajcie go, je�eli chcecie, �ebym go obejrza�.
�atwo powiedzie�! Kiedy tylko zbli�yli�my si� nieco, borsuk zn�w gwa�townie k�apn�� z�bami, a cho� le�a� niemal bezw�adny i bezsilny, potrafi� porusza� �bem z zadziwiaj�c� pr�dko�ci� i precyzj�. Borsuk z natury jest istot� gro�n�, ale kiedy usi�uje si� po�o�y� go na stole operacyjnym celem dokonania ogl�dzin, staje si� wyj�tkowo agresywny. Przekonali�my si� o tym naocznie owego dnia. Nie by�o innej rady: musieli�my bada� go po kawa�ku.
St� operacyjny Colina mia� uchwyt umo�liwiaj�cy podnoszenie i opuszczanie blatu. Tym razem nale�a�o ustawi� go jak najwy�ej. Jan do sp�ki z Jasiem z ca�ych si� przytrzymywali okrytego kocem borsuka, Colin za� i ja usiedli�my na pod�odze, pod czarnym, wielkim sto�em � i ogl�dali�my zwierz� po kawa�ku, w miar� jak tamci dwaj wysuwali ponad kraw�d� blatu to jedn� �ap�, to drug�, a tak�e inne cz�ci borsuczego cia�a. Mieli�my pewne trudno�ci z obejrzeniem skaleczenia na wierzchu g�owy � ale w ko�cu i to si� jako� uda�o. Zwierz� pokiereszowane by�o strasznie, w�a�ciwie nie wiadomo, jakim cudem w og�le prze�y�o wypadek. Tam gdzie nie pokaleczy�a go ci�ar�wka, wci�ni�ty mia� w cia�o �wir z drogi.
W dziewi�� miesi�cy po przybyciu do nas borsuk pobieg� truchtem w las, ani razu nie odwracaj�c si� w naszym kierunku. Troch� pow��czy� jedn� z zadnich �ap, ale by� to jedyny widoczny �lad wypadku. W�drowa� sobie przez las, od czasu do czasu przystawa�, �eby si� otrz�sn�� i poskroba� za uchem, jak gdyby m�wi�c: �W porz�dku. Tego przynajmniej si� pozby�em" � i rusza� dalej.
Por�wnuj�c to zwierz�, kt�re teraz wraca�o do swojego �wiata, ca�e i zdrowe, ze stworzeniem, jakie w op�akanym stanie pojawi�o si� kiedy� w naszym O�rodku, nie mieli�my �adnych w�tpliwo�ci, �e zdarzaj� si� na �wiecie cuda.
W nie mniejsze zdumienie wprawi� nas pierwszy zimorodek, jaki si� nam trafi�. Powodem by� tym razem nie cudowny powr�t do
11
zdrowia, lecz niepospolite, wprost zapieraj�ce dech pi�kno. Wyjmuj�c go z pude�ka, spodziewa�am si� ujrze� ptaka jaskrawo upierzonego, nie by�am jednak przygotowana na takie bogactwo przepysznie mieni�cych si� barw.
Zimorodki fascynowa�y mnie od dzieci�stwa. Ca�e godziny sp�dza�am, podpatruj�c je w czasie przelotu z jednego punktu obserwacyjnego na drugi, kiedy pozycj� ich zdradza�y jedynie jaskrawe, wielobarwne b�yski. Nadal lubi� przygl�da� si�, jak zuchwale balansuj� na ga��zi, jak przekr�caj� �ebek to w jedn�, to w drug� stron�, �eby uchwyci� ruch ryby znajduj�cej si� w wodzie. Bez w�tpienia to w�a�nie kolor powoduje, �e tak przyci�gaj� uwag�.
Ptak, kt�rego trzyma�am w r�ku, wydawa� mi si� znacznie jas-krawszy od tych, kt�re obserwowa�am na wolno�ci. Wygl�da� tak weso�o ze swoj� rdzaw� piersi�, turkusowym �ebkiem i skrzyd�ami. Bia�e plamki na szyi wydawa�y si� podkre�la� �ywo�� barw, za� p�przezroczysto�� pi�r sprawia�a, �e opalizowa� najr�niejszymi kolorami i odcieniami. Kiedy rozpo�ciera� skrzyd�a, b��kit na jego grzbiecie migota� ognikami, a ca�a reszta wydawa�a si� w por�wnaniu z nim szara i nieciekawa.
My�la�am, �e b�dzie nieco wi�kszy, ale ptaki zawsze wydaj� si� drobniejsze, kiedy siedz� nieruchomo, ni� w�wczas, gdy fruwaj� w powietrzu. Mia� oko�o pi�tnastu centymetr�w d�ugo�ci, cho� ostry niczym sztylet dziobek sprawia�, �e wydawa� si� d�u�szy.
Dostali�my go od pa�stwa Wingate, kt�rzy prowadzili sklep przyrodniczy w Winchester. Pewnego razu do sklepu wesz�a kobieta, ale zamiast wyj�� z niego z ptakiem, przynios�a ptaka � zimorodka. Le�a� bezw�adnie na dnie koszyka w op�akanym stanie, jak gdyby prze�ywa� szok, i nawet nie pr�bowa� si� poruszy�. Nieznajoma opowiedzia�a, jak to przechodz�c ko�o pawilonu handlowego ujrza�a grupk� ludzi przygl�daj�c� si� czemu� le��cemu na ziemi. By� to w�a�nie �w nieszcz�sny zimorodek. Bezskutecznie usi�owa� rozpostrze� skrzyd�a: za ka�dym razem, kiedy ju�-ju� mia� si� wzbi� w powietrze, zwichni�te lewe skrzyd�o sprawia�o, �e zn�w spada� na ziemi�. Sze�� razy powt�rzy�o si� to dramatyczne zma-
12
gani�, nim kobieta pochyli�a si�, wzi�a go i zanios�a do sklepu pa�stwa Wingate.
� Mam nadziej�, �e przyjedzie pani natychmiast � zakomunikowa�a mi przez telefon podenerwowana pani Wingate. � On uznaje wy��cznie �ywy pokarm, rozumie pani. Usi�ujemy w�a�nie za�o�y� hodowl� z�otych rybek, a on zjada ca�y nasz przysz�y doch�d.
Zaraz po powrocie do domu dok�adnie obejrzeli�my ptaka. Rzeczywi�cie skrzyd�o by�o mocno opuchni�te i sk�ra mia�a zmieniony kolor; nie wyda�o nam si� jednak z�amane.
� To tylko silne zwichni�cie � rzek� Jan. � Nim minie tydzie�, ptak zn�w b�dzie lata�. Trzeba mu tylko nieco odpoczynku, wystarczy dzie� lub dwa.
By�y to najbardziej optymistyczne s�owa, jakie kiedykolwiek wypowiedzia�. Min�y trzy tygodnie, a zimorodek nadal by� z nami, wci�� nie porusza� skrzyd�em jak nale�y i zmusza� nas do ustawicznej, poch�aniaj�cej ca�e dnie bieganiny w poszukiwaniu po�ywienia, �eby zaspokoi� jego szale�czy apetyt.
Wiele nauczyli�my si� o zimorodkach podczas tych trzech tygodni. Pierwszym i najdonio�lejszym odkryciem by�o to, �e pani Wingate mia�a racj�: zimorodki jadaj� wy��cznie pokarm �ywy. Mogli�my przygotowa� dla niego najbardziej kusz�cy posi�ek � nie tkn�� go nawet, chyba �e posi�ek �w p�ywa� sobie beztrosko w akwarium.
Obmy�lali�my ca�� mas� przer�nych sztuczek, ptak nie da� si� jednak zwie�� �adn� z nich. Kroili�my na przyk�ad mi�so lub ryb� w pasemka, kt�re naszym zdaniem wygl�da�y jak ma�e �ywe rybki � zimorodek by� jednak innego zdania. Ja� zmontowa� niezwykle skomplikowane urz�dzenie sk�adaj�ce si� z miski wody, blok�w i sznurka, za poci�gni�ciem kt�rego naczynie wznosi�o si� do g�ry lub opada�o w d�, co z kolei powodowa�o ruch wody, a w�wczas znajduj�ce si� w niej pasemka mi�sa porusza�y si�, przypominaj�c do z�udzenia p�ywaj�ce rybki. W ka�dym razie tak to sobie wykombinowa� Ja�. Ale nic z tego. Po cz�ci niepowodzenie spowodowa-
13
ne by�o tym, �e w zamy�le wynalazcy ca�a ta konstrukcja wprawiana mia�a by� w ruch, kiedy on sam siedzia� sobie rozparty w fotelu i ogl�da� telewizj�. A �e sznurek rozci�gni�ty by� w poprzek drzwi � obiad dwukrotnie wyl�dowa� na dywanie, poniewa� potkn�am si� o to znakomite urz�dzenie.
Druga trudno�� polega�a na tym, �e zimorodek do ko�ca nie wczu� si� w spraw�. Owszem, uwielbia� obserwowa� ca�y ten mechanizm, wr�cz studiowa� go z niebywa�ym zainteresowaniem, unosz�c �ebek do g�ry i opuszczaj�c go na d�, w miar� jak porusza� si� sznurek, kr�c�c szyjk� to w jedn�, to w drug� stron�, �eby mu si� lepiej przyjrze�. Niestety, nie wykaza� jednak najmniejszego zainteresowania jedzeniem, kt�re si� w urz�dzeniu znajdowa�o.
By� jeszcze inny problem: bardzo trudno jest utrzyma� r�wnomierno�� ko�ysania � ruch wahad�owy stawa� si� coraz bardziej i bardziej gwa�towny i w ko�cu wszyscy i wszystko dooko�a ochlapane by�o woniej�c� rybami wod�. Zdarza�o si� i tak, �e surowe ryby czy mi�so l�dowa�y komu� na g�owie. Ja� wpad� wi�c na nowy pomys�: trzeba nap�dza� t� machin� pr�dem elektrycznym. Kiedy ju� wysiad�y w mieszkaniu wszystkie korki, uciekli�my si� do karmienia ptaka przemoc�...
W zasadzie bardzo niech�tnie karmimy zwierz�ta si��. Uwa�amy, �e tego rodzaju post�powanie mo�e zniszczy� zaufanie stworzenia do cz�owieka. Tym razem nie mieli�my jednak wyboru.
Ptaki maj� niezwyk�e j�zyczki � w tylnej cz�ci rozwidlaj� si� one jak gdyby w dwuz�bne wide�ki. Kiedy wk�ada si� po�ywienie do dzioba, trzeba mie� pewno��, �e przedosta�o si� ono poza te wide�ki. W chwili zamykania dzioba wide�ki automatycznie przesuwaj� si� w kierunku tylnej �cianki gard�a i popychaj� jedzenie do prze�yku. Trzeba jednak bardzo uwa�a�: w gardle znajduje si� bowiem tak�e otw�r krtaniowy. Je�eli pokarm nie zostanie przesuni�ty dostatecznie daleko do ty�u, otw�r ten mo�na zablokowa� i ptak si� udusi; je�li jest to pokarm p�ynny � mo�e on zala� p�uca i r�wnie� spowodowa� uduszenie.
Na szcz�cie karmienie zimorodka okaza�o si� spraw� stosunko-
14
wo prost�. Jak na ptaka tej wielko�ci, mia� on do�� szerok� gardziel. Kiedy otwiera� dzi�b, mog�am z �atwo�ci� w�o�y� w ni� palec. Wystarczy�o poda� mu jedzenie do dzioba, a natychmiast nast�powa�o szybkie prze�kni�cie i zimorodek got�w by� do nast�pnej porcji. Nie broni� si� wcale przed tego rodzaju manipulacjami. W�a�ciwie � s�dz�c z jego rozgl�dania si� dooko�a, nim decydowa� si� po�kn�� kolejny k�s � mia�o si� wra�enie, �e jest tym wszystkim do�� ubawiony.
Niemniej pokarm w postaci �ywych rybek okaza� si� konieczno�ci�. Karmienie przemoc� jest metod� dobr�, ale stosowa� j� mo�na tylko do czasu. Je�eli ptak przyzwyczai si�, �e mu kto� podaje jedzenie, bardzo trudno nak�oni� go potem do samodzielnego �ywienia si�, kt�re jest przecie� konieczne na wolno�ci. Z�ote rybki, po pi�tna�cie pens�w sztuka, nie wchodzi�y w rachub� � zdecydowanie by�y za drogie. Raz jeden zrobili�my mu z nich uczt�, ale znikn�y w mgnieniu oka!
Nie by�o innej rady: musia�am wr�ci� do praktyki z dawnych czas�w, kt�re wydawa�y mi si� bezpowrotnie minione. Zacz�am �apa� cierniki i inne drobne rybki...
�atwo powiedzie�... Mieszkali�my w�wczas w Hampshire, gdzie brzegi rzeki s� zazdro�nie strze�one. Karta rybacka w tej okolicy nale�y chyba do najdro�szych na �wiecie. O ile w�adze patrz� przez palce na tego czy innego ch�opca uzbrojonego w sie�, nie mia�am z�udze� co do ich reakcji na widok postawnej kobiety zajmuj�cej si� owym nielegalnym procederem.
Pierwszy przedstawiciel w�adzy, do jakiego si� zwr�ci�am, okaza� si� bardzo wyrozumia�y. Obieca� poprosi� dw�ch ch�opc�w z wioski, �eby mi z�owili troch� rybek. Jeszcze tego samego wieczoru mia�am zg�osi� si� po odbi�r. Bardzo wygodne rozwi�zanie, akurat i tak mieli�my tamt�dy przeje�d�a�, jad�c na przyj�cie z okazji srebrnego wesela pewnych naszych przyjaci�. Przyrzekli�my zabra� rybki po drodze. Rado�� moja nie mia�a granic, kiedy ujrza�am czekaj�ce na nas wiadro, wype�nione po brzegi rozmaitymi �yj�tkami wodnymi. By�o w nim co najmniej sto drobnych ry-
15
bek oraz �jak by tu powiedzie� � du�o innych rzeczy... Ch�tnie zap�acili�my ch�opcom nale�no�� w wysoko�ci pi��dziesi�ciu pens�w i triumfalnie odmaszerowali�my z nabytkiem do samochodu.
Trudno�� u�wiadomili�my sobie w chwil� p�niej. Jak transportuje si� samochodem wiadro �yj�tek wodnych, je�li na dodatek jest si� w wieczorowych strojach? Do ko�ca nie rozwi�zali�my tej kwestii. W�tpi�, czy cho� na chwil� przekroczyli�my pr�dko�� o�miu kilometr�w na godzin� (co wywo�ywa�o ogromne zdenerwowanie kierowc�w powi�kszaj�cego si� za nami sznura samochod�w). Przy ka�dym zakr�cie, przy ka�dej nier�wno�ci drogi na sukni l�dowa�a mi kolejna porcja rybek. Potem, ju� na przyj�ciu, przez ca�y wiecz�r trzyma�am kciuki, �eby pozostali go�cie uznali ten przedziwny zapach za nowy rodzaj perfum.
O ile ja mia�am co do tych rybek jakie� w�tpliwo�ci, na pewno nie mia� ich zimorodek. Zabra� si� do pa�aszowania natychmiast, niczym mechaniczna zabawka: �ebek w�drowa� do g�ry � i na d�, do g�ry � i na d�, do g�ry � i na d�, on ca�y za� to wyci�ga� si� tak, �e robi� wra�enie dwukrotnie d�u�szego, ni� by� w rzeczywisto�ci, to kurczy� si�, a� �ebek nikn�� mu niemal w ramionach, i nurkowa�.
Porusza� si� z t� sam� mechaniczn� precyzj�: nura do wody � i z powrotem na sw�j pieniek, ze zdobycz� w dziobie. Nast�pnie sprytnie uderza� rybk� o drewno, kolejno z prawej i lewej strony � z prawej, z lewej, z prawej, z lewej. Z kolei podrzuca� j� w powietrze, �apa� za �ebek, po�yka� za jednym razem i natychmiast zaczyna� rozgl�da� si� za nast�pn�. Powtarza� t� operacj� w niebywa�ym tempie, dop�ki naczynie ca�kiem si� nie opr�ni�o. Liczba dwunastu rybek dziennie okaza�a si� w wypadku naszego zimorodka przewidywaniem nader skromnym: spa�aszowa� ich przesz�o siedemna�cie w ci�gu trzech minut, a ponad sto w nieca�e dwa dni!
Karmienie zimorodka sta�o si� wkr�tce moim g��wnym zaj�ciem. Nie posi�ek zajmowa� tyle czasu (z tym zimorodek dawa� sobie rad� szybko i sprawnie), problemem by�o zdobywanie po�ywienia.
16
Zdecydowa�am si� prosi� o pomoc owych dw�ch ch�opc�w, kt�rzy dostarczyli mi pierwsze wiadro zimorodkowego jedzenia. Uda�am si� wi�c do ich domu, gdzie w progu przywita�a mnie z gro�n� min� matka, o�wiadczaj�c stanowczo, �e w �adnym wypadku nie b�d� �owi� dla mnie rybek i w og�le nigdy nie zbli�� si� do strumyka. Tamtego dnia przyszli do domu w takim stanie i cuchn�li tak okropnie, �e nawet kot si� przestraszy�. Zupe�nie nie mog�a zrozumie�, jakim cudem nie zachorowali obaj na zapalenie p�uc. Zamiast �zapalenie p�uc" powtarza�a w k�ko �palenie p�uc", a� Ja� zacz�� dusi� si� ze �miechu i musia� czym pr�dzej wyj�� na drog�. Po paru minutach znalaz�am go za �ywop�otem, tarzaj�cego si� po ziemi, z twarz� purpurow� od hamowanego ze wszystkich si� �miechu.
W ko�cu sam nadzorca ulitowa� si� nad nami i przyni�s� jedno wiadro jedzenia dla naszego pacjenta � co starczy�o do po�owy tygodnia �ja za� og�osi�am w�r�d dzieci z pobliskiej szko�y, �e zap�ac� dziesi�� pens�w za ka�de dziesi�� dostarczonych rybek. Rezultat tej akcji by� znakomity, dop�ki si� dzieci nie przyzwyczai�y do nowo�ci. Raz nawet za�adowa�am samoch�d wiadrami i dzieciakami i powioz�am je na ca�odzienn� ryback� wypraw�, ale, niestety, bardziej interesowa�o je �a�enie po drzewach ni� �apanie ryb. Nie by�o innej rady: je�eli zimorodek mia� je�� codziennie �wie�e ryby, ja sama musia�am zacz�� je �apa�. Tym z was, kt�rzy nie znaj� rzeki Itchen, powiem o niej kilka s��w. Wygl�da jak senny strumyczek, �agodnie wij�cy si� w�r�d malowniczych zagajnik�w... dop�ki nie wejdzie si� w ni� w poszukiwaniu rybek. Okazuje si� w�wczas, �e w najmniej oczekiwanych miejscach znajduj� si� na dnie ogromne wyrwy. Cz�owiek robi krok, chce postawi� nog� i nagle przekonuje si�, �e dno jest o p� metra ni�ej, ni� si� tego spodziewa�, i w rezultacie l�duje na g�ow� w wodzie. Albo te� ni z tego, ni z owego wyrasta nagle pod nogami g�az; cz�owiek si� potyka � i zn�w nie planowane nurkowanie. Wzi�am na t� wypraw� tylko jedno wiadro � by� to b��d. Kiedy zamierza�am si� na now� zdobycz, rybki znajduj�ce si� ju� w wiadrze najspokojniej w �wiecie wyp�ywa�y z powro-
17
tern do wody. Trudno by�o uzna� dzie� za udany. Zimorodek za� okaza� si� po prostu bezczelny: trzy rybki, kt�re z takim wysi�kiem zdoby�am, poch�on�� dok�adnie w trzy sekundy.
Nast�pnego dnia wypraw� nad rzek� zorganizowa�am zupe�nie inaczej. Wzi�am z sob� do towarzystwa o�miu ch�opc�w, ka�dego zaopatrzywszy uprzednio w s�oik po d�emie. �aden z nich nie wydawa� si� w najmniejszym stopniu zaniepokojony nadci�gaj�cymi chmurami, kt�re zapowiada�y deszczowy dzie�. Jak si� jednak okaza�o, deszcz ma przedziwny wp�yw na ma�e rybki: kiedy pada � znikaj�.
Ch�opcy zdecydowani byli nie poddawa� si� tak �atwo. Zakasali spodnie � i do wody. Na brzeg wynosili jeden po drugim s�oiki ciemnej, m�tnej rzecznej wody, kt�ra � stanowczo to twierdzili � pe�na by�a po��danych rybek. Jak bym si� nie stara�a, nie by�am w stanie wy�owi� z niej nic, co cho� troch� przypomina�oby rybk�; by�o natomiast du�o, du�o b�ota. A la�o przez ca�y czas jak z cebra. W ko�cu wys�a�am ch�opc�w do samochodu i sama ruszy�am do boju. Po kwadransie niebywa�ych trud�w i zmaga� w b��kitnym wiadrze p�ywa�a jedna, jedyna rybka.
Biegn�c z powrotem do samochodu, min�am nadzorc�. Rzuci� okiem na moj� zdobycz i wykrzykn��:
� Ma�y pstr�g... Narybek!
Nie zatrzyma�am si� nawet. Kiedy wr�cili�my do domu, by�am przemoczona do nitki. W �aden spos�b nie mog�am �ci�gn�� z siebie ubrania; przylega�o do cia�a tak idealnie, jak gdyby do niego przyros�o. Pstr�g czy nie pstr�g � zimorodek rozprawi� si� z nim szybko i skutecznie.
Pobyt zimorodka w naszym domu przeci�gn�� si�. Cho� jedno skrzyd�o wydawa�o si� troch� przyklapni�te, robi� wra�enie znacznie zdrowszego ni� kilka tygodni wcze�niej i mieli�my nadziej�, �e dzi�ki odpowiednim �wiczeniom b�dzie m�g� powr�ci� do swojego naturalnego �rodowiska. Szkopu� w tym, �e on nie mia� ochoty na najmniejszy cho�by wysi�ek w tym kierunku. Nie zale�a�o mu te� najwyra�niej na lataniu. By� z siebie i swojej sytuacji ca�kiem
18
zadowolony. Kiedy usi�owali�my nak�oni� go do polatania cho�by po pokoju, zaraz opada� na pod�og� i siedzia� sobie na niej spokojnie, dop�ki kt�re� z nas go nie podnios�o. Wydawa� si� w pe�ni szcz�liwy. Nie mieli�my chyba nigdy tak pogodnego i spokojnego ptaka. Ale jaka� czeka�a go z nami przysz�o��? Tkwi�by w domu niczym jaki� mebel...
� To nie ma sensu � powiedzia� pewnego dnia Jan. � Zrobili�my dla niego wszystko, co by�o w naszej mocy. On po prostu nie ma ochoty fruwa�. W tym s�k. Gdyby musia� zdobywa� po�ywienie, lata�by ju� dawno. Trzeba przenie�� go do jego w�asnego �wiata, da� mu bodziec, kt�ry ka�e mu rozwin�� skrzyd�a.
Nast�pnego dnia uda�am si� do Karola, naszego znajomego gajowego. Z pocz�tku, zdaje si�, nie bardzo rozumia�, co mnie do niego sprowadza. Chowali�my u siebie par� kaczek i g�si, kt�re by�y ju� w odpowiednim wieku, aby zakosztowa� �ycia na wodzie. Le�a�y w pude�kach na tylnym siedzeniu samochodu. Ostatnie pude�ko, jakie wyj�am, zawiera�o nieszcz�snego zimorodka. Wyja�ni�am Karolowi, o co chodzi � obieca� dogl�da� ptaka. Bardzo nam na tym zale�a�o: przywi�zali�my si� do niego ogromnie i nie chcieli�my, �eby przytrafi�o mu si� co� z�ego.
Karol pokaza� mi w pobliskiej rzeczu�ce miejsce, gdzie zawsze zbiera�y si� drobne rybki; na ga��zi powy�ej posadzili�my naszego zimorodka. Porusza� �ebkiem to do g�ry, to na d�, wodzi� dooko�a oczkami i robi� wra�enie niezwykle zainteresowanego wszystkim, co si� wok� dzieje. Pomy�la�am w�wczas, �e da sobie rad�. Kiedy pod wiecz�r wr�ci�am nad rzeczk�, �eby sprawdzi�, co porabia � siedzia� ci�gle na tej samej ga��zi. Przez ca�y dzie� nie przesun�� si� ani o centymetr.
Karol natychmiast zorientowa� si�, w czym rzecz.
� Do czego wk�adali�cie mu po�ywienie?
� Do zwyk�ej szklanej miseczki.
� Pewnie ca�y czas si� za ni� rozgl�da. Przyzwyczai� si� dostawa� w niej ryby i kojarzy z ni� jedzenie.
Rada nierada wr�ci�am wi�c do domu po star� miseczk�. Karol
19
wzi�� j� ode mnie, wszed� do strumyka i postawi� na dnie. Zimorodek pochyli� si� i przyjrza� uwa�nie, bardzo go to wszystko zainteresowa�o. Kiedy uspokoi�a si� zm�cona woda, a rybki powr�ci�y na swoje ulubione miejsce, miseczka znajdowa�a si� dok�adnie pod nimi. Z sekundy na sekund� zimorodka jak gdyby odmieni�o � czu�am to na odleg�o��, cho� sta�am od niego nieco oddalona. Napr�y� si� ca�y czujnie, po czym nagle da� nura do wody i zaraz zn�w rozsiad� si� na swojej ga��zce, mocno trzymaj�c ryb� w dziobie. Rozprawi� si� ze zdobycz� dok�adnie tak samo, jak z rybkami w naszym domu: uderzy� ni� parokrotnie o ga���, to z jednej strony, to z drugiej, podrzuci� w powietrze i po�kn�� za jednym razem. Potem zanurkowa� po jeszcze jedn� i jeszcze jedn�... Na dobre wr�ci� do swego �wiata...
Trzy lata min�y, nim przyjecha�am zn�w do Hampshire. Po raz pierwszy od wielu lat nad t� cz�ci� strumyka gnie�dzi�y si� zimorodki. Chcia�am je zobaczy�. Intrygowa�o mnie, czy nasz zimorodek jest jednym z rodzic�w. Nie mia�am �adnych w�tpliwo�ci, gdzie wykopa�y nork� na gniazdo: poczu�am zapach, zanim jeszcze je zobaczy�am w miejscu, w kt�rym strumie� wyp�ywa z jeziora. Sta�am tak i przys�uchiwa�am si� ma�ym zimorodkom, a� tu nagle doros�y ptak przefrun�� ponad wod�, lec�c wprost na mnie. Nie �mia�am drgn��, ledwie oddycha�am, �eby go nie przestraszy�. Ulokowa� si� na ga��zi tak blisko mnie, �e wystarczy�o wyci�gn�� r�k�, by go dotkn��. Siedzia�, potrz�saj�c �ebkiem do g�ry i na d� tak samo zuchwale, jak to obserwowali�my niezliczon� ilo�� razy w naszym domu. A potem odlecia�.
Mi�o mi wyobra�a� sobie, �e by� to w�a�nie ten ptak, kt�remu pomogli�my i kt�rego pokochali�my. Nie s�dz�, �eby prawdziwie dzikie stworzenie podfrun�o tak blisko cz�owieka. Ale oczywi�cie nigdy nie b�d� mia�a pewno�ci, czy by� to rzeczywi�cie on.
i
Rozdzia� 3
Drozd
Niewiele jest w Anglii takich zak�tk�w, do kt�rych nie dotarli�my podczas trwaj�cego ju� �wier�wiecze naszego zainteresowania rehabilitacj� zwierz�t. Odwiedzili�my dos�ownie ka�de hrabstwo: b�d� po to, �eby zabra� stamt�d jakie� zwierz�, b�d� �eby wypu�ci� na wolno��. Wolimy jednak, kiedy ludzie sami przynosz� nam chore zwierz�ta, koszty podr�y nale�� bowiem do najpowa�niejszych, jakie ponosimy, lecz mimo to staramy si� pomaga�, je�li tylko jest to mo�liwe.
Czasami zdarza si� i tak, �e zwierz� samo oddaje si� w nasze r�ce. Pewnego dnia jaka� rodzina przywioz�a nam go��bia. Odprowadzili�my ich z Janem do samochodu. Wsiedli do �rodka, jeszcze chwil� rozmawiali�my, po czym m�czyzna w��czy� silnik, got�w do drogi. Ale niemal natychmiast wy��czy� go ponownie i nie poruszaj�c si�, wbi� wzrok w co�, co pojawi�o si� przed nim na drodze.
� Jeden z waszych ptak�w wraca do domu � powiedzia� z nutk� niedowierzania.
Odwr�cili�my si�, by spojrze� w kierunku wzg�rza. Maszerowa�a po nim kawka, ci�gn�c za sob� z�amane skrzyd�o. Zdziwiona popatrzy�am na Jana, Jan na mnie.
� To nie jest nasz ptak. Nie mamy kawki ze skrzyd�em w takim stanie � odezwa�am si�.
W milczeniu obserwowali�my wszyscy, jak ptak zszed� ze wzg�rza i jak gdyby nas zupe�nie nie dostrzegaj�c, przeszed� przez furtk�, wskoczy� na pr�g � i czeka�.
� No, to ju� co� znaczy, je�eli pacjenci sami do was przychodz� - rzek� m�czyzna w samochodzie tonem sugeruj�cym, i� by� mo�e co� z nami jest niezupe�nie w porz�dku...
21
A jak dziwnie si� ten ptak zachowywa�! Ani troch� nie protestowa�, kiedy banda�owali�my mu skrzyd�o. By� idealnym pacjentem: jad� to, co mu dawali�my, ani razu nie usi�owa� umkn�� z przydzielonego mu pude�ka, bez grymas�w przyjmowa� lekarstwa - antybiotyki przeciw zaka�eniu oraz wapno, kt�re dodawali�my do jedzenia. Ptaki potrzebuj� bardzo du�o wapna dla wzmocnienia i regeneracji z�amanych ko�ci. Je�eli nie maj� go do�� w po�ywieniu, czerpi� je z ko�ci zdrowych. Kiedy po�wi�ci�o si� wiele czasu i trudu na wyleczenie ptasiego skrzyd�a, nie ma nic smutniejszego od widoku z�amanej nogi czy drugiego skrzyd�a natychmiast po wypuszczeniu ptaka na wolno��, a to tylko dlatego, �e ko��, kt�ra si� zrasta�a, os�abi�a zdrowe ko�ci, wyci�gaj�c z nich wapno.
Po dwudziestu dniach zdj�li�my kawce gips. Ko�� wydawa�a si� dobrze zro�ni�ta. Wynie�li�my ptaka na dw�r, uchylili�my wieko pude�ka, a on bez cienia wahania wyfrun��, jak gdyby ca�kowicie zapomnia� o swoim trzytygodniowym pobycie w naszym domu. Nie widzieli�my go ju� nigdy wi�cej, cho� podejrzewam, �e kawka, kt�ra od czasu do czasu przelatuje przez nasz ogr�d i porywa wszystkie klamerki ze sznura od bielizny, to w�a�nie nasza by�a pacjentka...
�w ptak z ca�� pewno�ci� dobrze wiedzia�, do kogo si� zwr�ci�, kiedy potrzebowa� pomocy. Wiedzia� to r�wnie� pewien drozd. Nigdy nie zapomn� dnia, w kt�rym si� pojawi�.
By�o to pi�kne, upalne, letnie popo�udnie. Jedli�my w�a�nie obiad w ogrodzie, kiedy przed dom zajecha� samoch�d, z kt�rego wygramoli�a si� ca�a rodzina: matka, ojciec i dwie c�rki.
� Przywioz�em wam ptaka � rzek� nieznajomy i stanowczym ruchem postawi� pud�o u st�p Jana, zdecydowany je u nas zostawi�. Jan ostro�nie uni�s� wieczko i natychmiast wyskoczy� z niego najpi�kniejszy drozd paszkot, jakiego mo�na sobie wyobrazi�. W ten oto spos�b pojawi� si� w naszym domu Paniczyk - tak go bowiem nazwa�y p�niej dzieci.
Pierwsze, co uczyni�, to wskoczy� na st� i usi�owa� si� wyk�pa� w fili�ance herbaty. Pr�ba ta zako�czy�a si� jednak niepowodze-
22
niem: Paniczyk ochlapa� tylko nas wszystkich dooko�a, a w ko�cu przewr�ci� fili�ank� i ca�a jej zawarto�� znalaz�a si� na spodniach Jana, kt�ry z krzykiem zerwa� si� z krzes�a. Kiedy och�on�li�my troch� z wra�enia, Ja� pomaszerowa� do kuchni po naczynie z wod� dla niesfornego go�cia; ten jednak zrezygnowa� ju� z k�pieli. Dla odmiany upodoba� sobie Zosi�. Usiad� na jej ramieniu i zagl�da� jej w twarz to z lewej, to z prawej strony, dotykaj�c dziobkiem Zosinego nosa, jak gdyby chcia� si� upewni�, czy wszystko widzi nale�ycie. Nigdy nie ogl�dali�my czego� podobnego.
� Karmi� go pan od ma�ego z r�ki? � spyta� nieznajomego Jan.
� Cz�owieku, on wcale nie jest oswojony. To dziki ptak. Pewnie sobie z nas �artowa�. Przypatrzyli�my si� drozdowi raz
jeszcze. Usadowiony wygodnie na ramieniu Zosi, zaj�ty by� muskaniem jej w�os�w, tak jak robi� to ptaki ze swoimi pi�rami.
� Na pewno jest dziki � ci�gn�� dalej m�czyzna. � Gniazdo ma w �ywop�ocie, niedaleko wioski. Pracowa�em sobie spokojnie w ogr�dku, kopa�em i takie tam r�ne, a� tu widz�, maszeruje ogrodow� alejk� drozd, od czasu do czasu pogwizduj�c. Rzucam mu robaka, a on wcina go z apetytem i skrzeczy, �e chce jeszcze. Wi�c kiedy tylko znalaz�em jak�� d�d�ownic� czy co� takiego � rzuca�em mu. W ko�cu si� �ciemni�o, pakuj� swoje manatki i id� do domu. A on za mn�. I ani rusz nie chce zosta� na dworze. Nie by�o innej rady: pozwoli�em mu spa� na parapecie okiennym w kuchni, a nast�pnego ranka wypu�ci�em na dw�r. Wracam po pracy do domu, patrz�, a on najspokojniej w �wiecie czeka na mnie i kiedy tylko mnie dostrzeg�, zacz�� gwizda�, domagaj�c si� jedzenia. Jak Boga kocham! Nawet nie mia�em czasu napi� si� herbaty po robocie � musia�em czym pr�dzej wzi�� si� do kopania. I tak to ju� jest codziennie od tamtej pory, z t� tylko r�nic�, �e na dobre zadomowi� si� w naszej kuchni; nie wychodzi z niej, chyba �e ju� naprawd� nie ma innej rady. Ubzdura� sobie, �e jestem jego nia�k�. W stosunku do nikogo innego tak bezczelnie si� nie zachowuje. Nie mam nic przeciwko ptakom, ale powinny zna� swoje w�a�ciwe miejsce. Temu si� wydaje, �e jego miejscem jest nasza kuchnia.
23
Nigdy w �yciu nie pracowa�em tyle w ogr�dku: nie znajdziecie lepiej przekopanego kawa�ka ziemi w ca�ym Busingstoke.
� Wszystko by�oby w porz�dku � przerwa�a jego �ona � gdyby nie to, �e po�ow� ogrodu chcieli�my przeznaczy� na trawnik.
� Nie mam ostatnio na nic czasu: ani na ogl�danie telewizji, ani na spotkania ze znajomymi. Zaraz po powrocie do domu zabieram si� do kopania, a wcale nie�atwo jest znale�� dostatecznie du�o robak�w, �eby tego tu zadowoli�. Nie mia�em poj�cia, �e ptak tej wielko�ci mo�e tyle zje��. G�odny jest bez przerwy. Dzi� wyje�d�amy na ca�y dzie�, wi�c przywie�li�my go do was.
Pierwszy raz by�am �wiadkiem tak wielkiej ulgi na skutek pozbycia si� czego�. Ludzie ci odetchn�li pe�n� piersi�, kiedy przekazali nam ju� owego nieszcz�snego drozda. A je�eli chodzi o niego � najwyra�niej by�o mu oboj�tne, z kim b�dzie, byleby mia� towarzystwo.
Ca�a ta historia wydarzy�a si� w dzie� po odwiezieniu zimorodka do Karola i opr�niona po nim klatka znajdowa�a si� jeszcze w bawialni. Wsun�am do niej Paniczyka, �eby�my mogli spokojnie sko�czy� obiad. Kiedy przysz�am do niego po godzinie, zrobi�o mi si� okropnie g�upio: by� tak przygn�biony, �e omal nie spali�am si� ze wstydu. Opu�ci� g��wk�, skrzyd�a opad�y mu bezw�adnie � nie wykazywa� najmniejszego zainteresowania tym, co m�wi�am czy robi�am. Wprost nie do wiary, �e by� to ten sam swawolny ptak, kt�ry usi�owa� wyk�pa� si� w herbacie Jana.
� Nie mo�na trzyma� zdrowego ptaka w klatce � zawyrokowa� Jan, pojawiwszy si� w pokoju.
Otworzy� drzwiczki, wsadzi� do klatki r�k�, a drozd natychmiast na ni� wskoczy�, nastroszy� pi�rka i znowu wydawa� si� zaciekawiony wszystkim dooko�a. Po chwili przelecia� na moje rami�, usadowi� si� na nim bardzo z siebie zadowolony i przygl�da� si� z wielk� uwag�, jak zmywam naczynia po obiedzie. Od tej pory nieustannie towarzyszy� mi we wszystkich pracach domowych. Niczego si� nie ba�, tote� codziennie, wychodz�c do pracy, musia�am zamyka� go w klatce w obawie, �eby nie dobra� si� do niego kot albo sowa.
24
Kiedy przebywali�my w domu, nie by�o powodu do niepokoju: nie opuszcza� nas ani na chwil�.
Przez pierwszych par� dni, ulokowawszy drozda w klatce, zakrywa�am j� kawa�kiem materia�u, aby nie widzia� nic dooko�a i nie zamartwia� si�, �e �adne inne miejsce nie jest dla niego osi�galne. Kiedy jednak przyzwyczai� si� ju� do klatki, zacz�am zdejmowa� przykrycie na par� minut, potem na coraz d�u�ej i d�u�ej, a� w ko�cu przesta�am j� przykrywa�.
Drozd za� na dobre zadomowi� si� w klatce i by� w niej tak samo spokojny, jak wtedy, gdy lata� za nami po ca�ym domu. Dosz�o nawet do tego, �e podczas wizyt kole�anek i koleg�w dzieci, kiedy harmider stawa� si� nie do wytrzymania, Paniczyk sam chroni� si� do klatki i nie rusza� si� z niej, a� zaleg�a w domu cisza. W ten oto spos�b zapewnia� sobie troch� spokoju. Do klatki chowa� si� r�wnie� wtedy, gdy przychodzi� do nas kto�, kogo nie darzy� zbytni� sympati�. Z niewiadomych powod�w bardzo nie lubi� na przyk�ad roznosiciela mleka, cho� ten nie zwraca� na niego �adnej uwagi. Mo�e denerwowa� Paniczyka brz�k butelek towarzysz�cy jego pojawianiu si�. Jaka by jednak by�a przyczyna tej niech�ci � wystarczy�o, �eby furgonetka mleczarza zatrzyma�a si� przed naszym domem, a ju� drozd wskakiwa� do klatki i zerkaj�c podejrzliwie w kierunku drzwi, kategorycznie odmawia� wyj�cia, dop�ki nie usta� szum zapuszczanego silnika oraz odg�os oddalaj�cego si� pojazdu.
Z niewiadomych powod�w nie lubi� te� cioci Gerty, co by�o do�� niefortunne, poniewa� ona bardzo si� nim interesowa�a. Ciocia Gerta ma niezwyk�e s�aby wzrok, wi�c �eby mu si� dobrze przyjrze�, wsadza�a nos prawie do klatki. W takich momentach Paniczyka parali�owa� strach.
Chcieli�my bardzo rozbudzi� w Paniczyku troch� przedsi�biorczo�ci i zach�cali�my go, jak tylko mogli�my, �eby wyfrun�� na dw�r i nieco sobie polata�, ale on nie chcia�. By� najzupe�niej zadowolony, siedz�c na ramieoju kt�rego� z nas i w��czaj�c si� do rozmowy. Je�eli rozprawiali�my zbyt d�ugo, nie zwracaj�c na niego uwagi i nie odzywaj�c si� bezpo�rednio do niego � zaczyna� �wier-
25
gota� prosto do czyjego� ucha. Zawsze dawa� nam bur�, je�eli co� dzia�o si� nie po jego my�li. Nawet w momentach najlepszego humoru wydawany przez niego g�os by� do�� niesamowity; kiedy wi�c siedzia� u kogo� na ramieniu niezadowolony, z dziobem niemal�e przytkni�tym do ucha, d�wi�k jego g�osu wystarczy�, �eby cz�owieka ca�kiem zwali� z n�g!
Ptak ten kocha� dzieci. Kiedy biega�y po ogrodzie, on lata� za nimi podekscytowany i nawo�ywa� swoim na p� dziecinnym g�osem: �Cicik, cicik". Zosia narzeka�a, �e nie mo�e si� bawi� w chowanego, bo Paniczyk zawsze leci za ni�, a s�ysz�c zbli�aj�ce si� pozosta�e dzieci, tak jest uradowany, �e zaczyna �wiergota� i w ten spos�b zdradza jej kryj�wk�.
Paniczyk wola� zawsze zabawy ha�a�liwe i ruchliwe od spokojnych. Zabawa w wy�cigi samochod�w, czytanie, gry towarzyskie � wszystko to by�o dla niego stanowczo zbyt niemrawe: ci�gn�� w�wczas dzieci za w�osy, czasami porywa� nawet z planszy pionek i ulatywa�, unosz�c go w dziobie.
Przyzwyczaili�my si� do tego ptaka tak bardzo, �e cz�sto zapominali�my ca�kiem o jego obecno�ci. Kilka razy zdarzy�o mi si� na przyk�ad p�j�� po zakupy z Paniczykiem na ramieniu. Kiedy sta�o si� to po raz pierwszy, przerazi�am si� nie na �arty: czym pr�dzej wyci�gn�am r�k�, �eby go pochwyci� i bezpiecznie odnie�� do samochodu. Ale m�j nag�y ruch bardzo go musia� wystraszy�, bo poderwa� si� gwa�townie i usadowi� na g�owie innej klientki. Biedna kobieta podnios�a taki krzyk, jak gdyby zaatakowa� j� jaki� z�oczy�ca, a nie niewinny ma�y drozd. Oczywi�cie by�oby lepiej, gdyby Paniczyk nie upodoba� sobie w�a�nie tego momentu, �eby podnie�� ogonek i dokumentnie zabrudzi� kobiecie w�osy. Chwyci�am go zaraz i ulokowa�am w po�yczonym w sklepie pude�ku. Bardzo by� niezadowolony z takiego obrotu sprawy. > Przez otw�r, kt�ry zrobi�am mu w wierzchu pude�ka, wymy�la� mi przez ca�� drog� do domu.
Wielokrotnie towarzyszy� nam w naszych przeja�d�kach samochodowych, cho� � nale�y doda� � nikt go nie zaprasza�. Parokrotnie nie spostrzegli�my nawet, jak wlecia� do wozu, kiedy otworzy-
26
li�my drzwiczki; by� tak lekki, �e nie czu�o si� jego ci�aru na ramieniu. Jakie� potem zaskoczenie przy pierwszym jego ruchu czy piskliwym ostrze�eniu prosto do ucha!
Pewnego dnia Jan niechc�cy zabra� Paniczyka do biura. Szukali�my go wsz�dzie i zaczyna�am si� ju� na dobre niepokoi�. Ja r�wnie� musia�am i�� do pracy, wi�c jak zwykle chcia�am przed wyj�ciem z domu umie�ci� go bezpiecznie w klatce. Przepad� jak kamie� w wod�. By�am przekonana, �e przytrafi�o mu si� co� bardzo z�ego. Ja� i Zosia przeszukiwali w�a�nie ogr�d, kiedy zadzwoni� telefon. W s�uchawce odezwa� si� Jan:
� Czy mog�aby� przyjecha� i zabra� tego niezno�nego ptaka? Nie zauwa�y�em, jak wlecia� za mn� do samochodu. Poj�cia nie mia�em, �e siedzi mi na ramieniu, dop�ki nie wszed�em do biura i dziewcz�ta nie zacz�y si� zachwyca�: �Jaki s�odki!". Jako� od razu wiedzia�em, �e nie mnie maj� na my�li. Co wi�cej, zabrudzi� mi ca�y ty� mojego najlepszego garnituru.
Takie to mieli�my k�opoty z owym ma�ym drozdem. Jak na stworzenie tak niepozorne � bardzo du�o brudzi�. Niejednokrotnie, kiedy w�a�nie spieszy�am si� do pracy, dobiega� mnie znienacka g�os Zosi:
� Paniczyk siedzia� ci na ramieniu.
Od razu wiedzia�am, co to znaczy: upstrzy� mi ubranie mas� bia�ych plamek.
By� bardzo przyjacielskim ptakiem. Przysiada� na ramieniu ka�dego, kto go przywo�a�, zdarzali si� bowiem tacy �mia�kowie, kt�rzy go do tego zach�cali. Czu�am si� jak winowajca, kiedy po zako�czonej wizycie wstawali, �eby si� po�egna�, a ca�y ty� ich ubrania ja�nia� bia�ymi plamkami � to Paniczyk pozostawi� na nim swoje znaki. Ja� cz�sto chodzi� po domu z r�cznikiem zarzuconym na plecy, podobny do arabskiego szejka. Paniczyk wcale si� tym nie zra�a�: przelatywa� na drug� stron� i brudzi� mu prz�d ubrania. W ko�cu musia�am si� pogodzi� ze stert� dodatkowego prania.
O swoj� w�asn� toalet� Paniczyk dba� bardzo � nigdy nie widzia�am ptaka tak nienagannie czystego. K�pa� si� dwa lub trzy razy dziennie, nieustannie muska� sobie pi�ra. Ka�de pi�rko czy�ci� od-
27
dzielnie cztero- lub pi�ciokrotnie, nim wreszcie poczu� si� zadowolony.
Akurat tak si� z�o�y�o, �e w czasie kiedy przebywa� u nas Paniczyk, opiekowali�my si� ju� drozdami nale��cymi do trzech innych gatunk�w zamieszkuj�cych Wyspy Brytyjskie. Mieli�my sze�� drozd�w �piewaj�cych. Przysparza�y nam zreszt� mas� k�opot�w, poniewa� kategorycznie odmawia�y wsp�lnego mieszkania. Dwa umieszczone w jednej klatce walczy�y ze sob� z niezwyk�� zajad�o�ci� tak d�ugo, a� �aden z nich nie m�g� utrzyma� si� na nogach. Rozwi�zanie by�o tylko jedno: sze�� ptak�w i sze�� oddzielnych klatek.
Opiekowali�my si� w�wczas tak�e ma�ym, szczup�ym drozdem rdzawobocznym*. Skrzyde�ko nie zagoi�o mu si� na czas i nie m�g� odlecie� ze swoim gatunkiem do ciep�ych kraj�w. Ludzie, kt�rzy go nam przynie�li, nie chcieli wierzy�, �e to naprawd� drozd, tak ma�y im si� wydawa� w por�wnaniu z drozdami, jakie znali. Poza tym uwa�ali, �e skoro nazywa si� �rdzawoboczny", powinien mie� rdzawe boki. Nie przekona� ich, zdaje si�, nawet widok jaskrawego upierzenia pod skrzyd�ami, kt�re specjalnie unios�am do g�ry.
Z�amane skrzyde�ka mia�y r�wnie� dwa kwiczo�y. Niekt�rzy nazywaj� kwiczo�y niebieskimi ptakami. Wystarczy spojrze� na naszych dw�ch pacjent�w, �eby zrozumie� dlaczego: w pewnym o�wietleniu ich szare g��wki oraz ni�sze cz�ci grzbietu mieni� si� na niebiesko.
W por�wnaniu z pozosta�ymi naszymi drozdami Paniczyk wygl�da� niezwykle okazale: by� co najmniej o pi�� centymetr�w od nich d�u�szy. Od czubka dzioba do koniuszka ogona mierzy� dwadzie�cia osiem centymetr�w, a kiedy fruwa�, wydawa� si� jeszcze d�u�szy. Ta jego wielko�� oraz pionowa postawa, kiedy sta�, rzuca�y si� przede wszystkim w oczy. Ca�y by� br�zowy, pier� mia� c�tkowa-n�, a po obydwu stronach ogonka � pojedyncze jasne pi�ra.
Robi� wra�enie, jak gdyby zdawa� sobie spraw� ze swej urody,
* Polska nazwa tego gatunku drozda: dro�dzik.
28
i ci�gle muska� i czy�ci� pi�rka. Ta pr�no�� o ma�y w�os nie przyprawi�a go kiedy� o �mier�. Jak wiecie, bardzo lubi� si� k�pa�; na sam widok wody zapomina� o bo�ym �wiecie. W�a�ciwie chcia� pluska� si� we wszystkim, co by�o p�ynne. Bardzo niewyra�ne miny mieli przychodz�cy do nas w odwiedziny znajomi, kiedy cz�stowali�my ich kaw� czy herbat� i ni z tego, ni z owego l�dowa� im na fili�ance drozd i za wszelk� cen� usi�owa� si� wyk�pa�. Akwarium ze z�otymi rybkami musieli�my stale trzyma� pod przykryciem, poniewa� i w nim Paniczyk chcia� si� wyk�pa�. Ci�gle upomina�am dzieci, �eby zamyka�y desk� klozetow�; ba�am si�, �e Paniczyk wpadnie na pomys� za�ycia k�pieli w tak niestosownym miejscu. Pewnego wieczora rwa� si� nawet do wanny wraz z Zosi�, nie odstrasza�a go od tego zamiaru ani g��boko�� wody, ani jej temperatura.
Kt�rego� dnia, kiedy zmywa�am w kuchni naczynia, rozleg� si� dzwonek telefonu. Posz�am go odebra�, a kiedy wr�ci�am, znalaz�am Paniczyka w gor�cej wodzie. Wyda�o mi si�, �e nie �yje. Pi�ra mia� do tego stopnia przemoczone, �e niczym nie przypomina�y pi�r � wygl�da�y jak kawa�ki sznurka. By� kompletnie nieruchomy. Wyj�am go ostro�nie z wody; ku mojej rado�ci i zdziwieniu serce bi�o. Ka�da cz�steczka tego drobnego cia�ka wydawa�a si� pulsowa� w mojej d�oni. Oczy mia� przymkni�te, a pi�ra by�y tak pozle-piane, �e prze�witywa�a przez nie r�owa sk�ra.
Owin�am go w r�cznik i si�� wla�am kropelk� koniaku do dziobka. Le�a� os�abiony, �a�osny � wygl�da�o na to, �e nie prze�yje tej przygody. U�o�y�am go w pude�ku, postawi�am ko�o kaloryfer�w i markotna wr�ci�am do zmywania naczy�. Mniej wi�cej po godzinie postanowi�am otworzy� pude�ko, �eby sprawdzi�, czy nieszcz�nik jeszcze �yje. Unosz� wieczko � a tu wyskakuje ku mnie Paniczyk! Z pocz�tku bardzo niepewnie trzyma� si� na nogach, ale na dobr� spraw� przyczyn� tego m�g� by� koniak. Nast�pnego ranka trudno by�o wprost uwierzy�, �e poprzedniego dnia o ma�o si� nie utopi�. Lata� sobie po pokoju w najlepsze, ca�kiem z siebie zadowolony.
29
Czasami wydawa�o mi si�, �e nad Paniczykiem czuwa jaka� dobra wr�ka. Pewnego razu usi�owa� wygna� z naszego ogrodu kota s�siad�w. Ten zareagowa� na to, bij�c go �apami i chwytaj�c za skrzyd�o. Na szcz�cie nasz pies nie cierpi kot�w: zacz�� go goni�, szczekaj�c przy tym zajadle. Kot rzuci� si� ku najbli�szemu drzewu i po drodze upu�ci� drozda. Us�yszawszy harmider, wyskoczyli�my z domu, �eby zobaczy�, co si� dzieje. Znale�li�my Paniczyka bezradnie machaj�cego skrzyd�ami, nie m�g� podfrun�� wy�ej ni� par� centymetr�w nad ziemi�. Kot wyrwa� mu z jednego skrzyd�a wszystkie lotki i w ten spos�b pozbawi� mo�liwo�ci latania.
Biedak musia� pozosta� w domu przez ca�ych dziesi�� dni, a� wyros�y mu nowe pi�ra. Wcale mu si� to nie podoba�o: przesiadywa� na parapecie okiennym, obserwuj�c bawi�ce si� w ogrodzie dzieci, i najwyra�niej bardzo si� nad sob� litowa�. Kiedy dzieci wraca�y do domu, podlatywa� do nich i wymy�la� im, jak gdyby to one by�y winne, �e musi siedzie� w domu.
W ko�cu przyszed� taki dzie�, kiedy nas opu�ci�. Mieszka� z nami przez jedena�cie miesi�cy, by� niemal cz�onkiem rodziny. W�tpi�, czy ktokolwiek zrozumie, jak bardzo z�yli�my si� z tym ma�ym ptaszkiem, jak bardzo go nam p�niej brakowa�o. Kiedy nasta� marzec i drozdy i kosy w ogrodzie zacz�y si� ��czy� w pary, naszego Paniczyka jak gdyby odmieni�o. Coraz mniej czasu po�wi�ca� na uganianie si� za dzie�mi, coraz cz�ciej znajdowali�my go w prze-ro�ni�tym �ywop�ocie po drugiej stronie naszego ogrodu. Zawsze dok�adnie wiedzieli�my, gdzie jest, bo robi� o wiele wi�cej ha�asu ni� wszystkie inne ptaki i zawsze wraca� do domu, �eby posiedzie� na ramieniu kt�rego� z nas.
Pewnego ranka wylecia� kuchennym oknem i nigdy wi�cej ju� nie powr�ci�. Szukali�my go ca�ymi godzinami � na pr�no. Pe�no by�o drozd�w dooko�a, ale �aden z nich nie podfruwa� na zawo�anie. Nast�pnej zimy zamieszka�o ko�o naszego domu stadko drozd�w. Czy Paniczyk by� jednym z nich? Nigdy nie byli�my tego do ko�ca pewni.
Rozdzia� 4
Zaskroniec
Dlaczego tak si� dzieje, �e wi�kszo�� ludzi najch�tniej wzi�aby nogi za pas na widok w�a? Nie nale�� one oczyw