6512
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6512 |
Rozszerzenie: |
6512 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6512 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6512 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6512 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Antoni K�pi�ski
Rytm �ycia
Projekt ok�adki i stron tytu�owych t �
MACIEJ SADOWSKI
L
Lww.
� Copyright by Wis�awa K�odzi�ska-Batruch, Warszawa 1992 ISBN 83-900392-1-4
Wst�p
Autor zd��y� jeszcze nanie�� korekty do tej ksi��ki. Lecz pierwszy, sygnalny egzemplarz Rytmu �ycia trafi� do szpitala o dzie� za p�no; od dwudziestu czterech godzin Antoni K�pi�ski ju� nie �y�...
I jak tu nie wierzy� w znaki wr�ebne? Okaza�o si� bowiem, �e wraz z t� w�a�nie chwil� rozpoczyna si� triumfalny poch�d kolejnych i kolejnych dzie� s�ynnego, owianego legend� psychiatry; fakt to niezbity - mi�dzy rokiem �mierci Antoniego K�pi�skiego, tj. 1972, a rokiem 1978 ukaza�y si� wszystkie wa�ne jego prace i ka�da z nich okazywa�a si� kolejnym szczeblem do s�awy autora.
Co prawda wcze�niej, w Krakowie, znali go dobrze ludzie kultury, w Polsce za� cieszy� si� powszechnym uznaniem w�r�d chorych, cierpi�cych na rozmaite zaburzenia systemu nerwowego. Tak by�o za �ycia K�pi�skiego.
Ale dopiero ksi��ki ukaza�y pe�en wymiar osobowo�ci filozofa, etyka, nauczyciela ca�ej plejady wybitnych medyk�w, g��wnie za� - cz�owieka o wielkim sercu i umy�le, jakich dzisiaj spotyka si� nader rzadko. Rytm�ycialo pierwsze z licznych dzie� Profesora, lecz dzie�o od razu gotowe, zawieraj�ce w sobie szkicowe lub kompletne rozwini�cie podstawowych pyta�, kt�re Antoni K�pi�ski zadawa� samemu sobie oraz wszystkim...
Tak si� przy tym z�o�y�o, i� pod��aj�c tropem owych pyta�, budujemy map� zasadniczych spraw obchodz�cych ka�dego. I nie ma w powy�szym zdaniu cienia przesady. Znajdujemy si� rzeczywi�cie w przestrzeni spraw fundamentalnych. Nie jest w gruncie rzeczy istotne, �e odpowiedzi staraj�ce si� opisa� conditio humana nie s� w stanie czegokolwiek rozstrzygn��. Jak trafnie stwierdzi� kt�ry� z my�licieli dawnych wiek�w, sens poznawania zawiera si� w trafnie sformu�owanych pytaniach, na kt�re nie istniej� �adne wyczerpuj�ce lub ko�cz�ce problem odpowiedzi. Bowiem sensem ludzkiego istnienia jest droga, nie cel zamykaj�cy w�dr�wk�. Metaforyczna wyk�adnia naszego losu - postukuj�cy kosturem w�drowiec, kt�ry pod��a na spotkanie z... w�a�nie, z czym lub z kim?
Antoni K�pi�ski, homo viator jakby �ywcem przeniesiony do rzeczywisto�ci z kart rozpraw filozoficznych Gabriela Marcela, wype�ni� sw�j �yciorys m�dr� i bynajmniej nie cukierkow� mi�o�ci� bli�nich, szczeg�lnie tych, kt�rzy w cierpieniu domagaj� si� otuchy i podpory, a s�owa refleksji, jakie w ksi��kach swych zawar� - niby norwidowski �czynu testament" - zyskuj� wci�� na znaczeniu. �
0 wadze rozmy�la� Antoniego K�pi�skiego najlepiej �wiadczy powodzenie jego ksi��ek, od Rytmu �ycia (1972) poczynaj�c. Niniejsze wydanie jest ju� pi�tym z kolei, a mimo to nie wida� w ksi�garniach egzemplarzy pochodz�cych z wyda� wcze�niejszych. Podobnie dzieje si� z innymi dzie�ami. Psychopatologia nerwic (1972) osi�gn�a cztery wydania, Schizofrenia (1972), Z psychopatologii �ycia seksualnego (1973) oraz Melancholia (1974) po trzy wydania, L�k (1977), Psychopatie (1977), a tak�e Poznanie chorego (1978) po dwa. Tylko Podstawowe zagadnienia wsp�czesnej psychiatrii wydane zosta�y raz jeden, w 1978 roku.
Mo�na wi�c bez wi�kszej obawy zaryzykowa� twierdzenie, �e gdyby profesor K�pi�ski doprowadzi� do ko�ca dwa du�e opracowania z zakresu psychiatrii, kt�re projektowa� wraz z kilkoma uczniami w latach sze��dziesi�tych, tzn. Dyskusyjne zagadnienia psychiatrii oraz Psychiatria na co dzie�, r�wnie� i te, nie powsta�e ostatecznie, dzie�a mia�yby szans� odcisn�� si� trwale na stylu my�lenia ca�ej polskiej inteligencji dojrzewaj�cej w ostatnim dwudziestopi�cioleciu. Tak si� bowiem sta�o z dzie�ami istniej�cymi.
Bo przecie� w�r�d mistrz�w duchowych ju� kilku pokole� Antoni K�pi�ski zajmuje miejsce niepo�lednie. W�a�ciwie nie spos�b bez niego i jego prac zrozumie�, czym by�y u nas intelektualne pokarmy lat siedemdziesi�tych i osiemdziesi�tych.
Zanim wszelako spr�buj� w kilku cho�by s�owach naszkicowa� znaczenie my�li Antoniego K�pi�skiego dla duchowych wnuk�w Profesora, chcia�bym przedstawi� podstawowe fakty biograficzne, gdy� rzadko si� zdarza, by kto� z r�wn� mu konsekwencj� usi�owa� zbudowa� w�asn� osobowo��, wyrzekaj�c si� stereotyp�w i �atwizny.
Antoni K�pi�ski urodzi� si� w miasteczku Dolina (wojew�dztwo stanis�awowskie), 16 listopada 1918 roku, w rodzinie prawnika, Tadeusza de Nesobia K�pi�skiego. Nigdy jednak nie powo�ywa� si� na szlacheckie parantele, cho� korzenie jego rodu si�ga�y czas�w Kazimierza Wielkiego. Lecz przysz�y lekarz by� zdania, �e o cz�owieku decyduj� wy��cznie w�asne osi�gni�cia, nie pochodzenie lub maj�tek. Ojciec Antoniego by� najpierw starost� Doliny, matka, Wanda de Turczynowicz-Su-szycka, nie pracowa�a a� do �mierci m�a. Rodzina wkr�tce przenios�a si� do Nowego S�cza, gdzie ojciec Antoniego obj�� starostwo. Tadeusz K�pi�ski, cz�owiek prawy, w pogl�dach zbli�a� si� do Stronnictwa Ludowego i nie kry� niech�ci do
pi�sudczyk�w jako sprawc�w zamachu majowego. Spensjonowano go wi�c w roku 1926, od tej pory p�dzi� �ywot emeryta.
Antoni K�pi�ski uko�czy� jedn� z najlepszych polskich szk� �rednich, s�ynne krakowskie gimnazjum imienia Nowodworskiego, w klasie o profilu klasycznym. Mo�na przypuszcza�, �e wtedy w�a�nie ugruntowa�y si� podstawy jego p�niejszej erudycji. W roku 1936 wst�pi� na Wydzia� Lekarski Uniwersytetu Jagiello�skiego, lecz po trzecim roku studia przerwa�a mu wojna. Walczy�, potem przedar� si� na W�gry, nast�pnie d�u�szy czas sp�dzi� w obozie koncentracyjnym frankistowskiej Hiszpanii, Miranda de Ebro, kt�rego z�a s�awa nios�a si� p�niej przez ca�� Europ�. Z pewno�ci� wi�c pierwsza cz�� Rytmu �ycia- po�wi�cona problematyce humanizmu dwudziestowiecznego i jego zagro�e� w obliczu pyta� wyros�ych z istnienia wszelkiej ma�ci �rzeczywisto�ci koncentracyjnych" - oparta zosta�a nie tylko na fakcie kierowania zespo�em specjalist�w analizuj�cych chorob� obozow�, czyli tzw. KZ-syndrom, lecz wzi�a si� te� z w�asnych, bolesnych przemy�le�.
Gdy K�pi�ski wydosta� si� po dwu i p� roku z Miranda de Ebro, znalaz� si� w Anglii. W latach 1945-1946 studiowa� medycyn� na Polskim Wydziale Lekarskim w Edynburgu, gdzie uzyska� dyplom lekarza. Do Polski i Krakowa wr�ci� 27 lipca 1947 roku, podejmuj�c prac� najpierw w Klinice Neurologiczno-Psychiatrycznej Uniwersytetu Jagiello�skiego, a po jej zlikwidowaniu (1950) do ko�ca �ycia pracowa� w krakowskiej Klinice Psychiatrycznej Akademii Medycznej, zajmuj�c stanowiska od lekarza do kierownika Kliniki, kt�rym zreszt� zosta� niech�tnie, po bardzo d�ugich namowach i z du�ymi oporami przed podejmowaniem funkcji specyficznie administracyjnych.
Doktorat {Zam�cenie po wstrz�sie elektrycznym a typ konstytucyjny i rasowy) obroni� w 1949 roku, rozpraw� habilitacyjn� zako�czy� w 1960 roku, przez wiele lat pracowa� jako docent, tytu� profesorski przyznano K�pi�skiemu w marcu 1972 roku, na niewiele miesi�cy przed �mierci�, cho� wniosek czeka� od 1968 roku. Zmar� w Krakowie 8 czerwca 1972 roku na chorob� nowotworow�, pochowany jest na cmentarzu salwatorskim.
By�o w K�pi�skim co� fascynuj�cego, niemo�liwego do obj�cia suchymi ramami �yciorysu. Lekarze to �rodowisko do�� hermetyczne, z rzadka tylko akceptuj�ce reprezentant�w innych profesji w najbli�szym otoczeniu. Tymczasem on si� przyja�ni� z aktorami, jak Leszek Herdegen, plastykami, jak Lidia Zamk�w, pisarzami, jak Jan Sztaudynger. Wsp�pracowa� blisko Antoni K�pi�ski z Romanem Ingarde-nem, za� jego zainteresowania pozamedyczne obejmowa�y tak r�norodne sprawy, jak ontologia �wi�tego Augustyna, koncepcje fizyki teoretycznej Wernera Heiselber-ga, literatura fantastyczno-naukowa (bardzo np. lubi� W�adc� pier�cieni Tolkiena), ksi��ki o zwierz�tach. Nie mia�oby to, rzecz jasna, wi�kszego znaczenia dla nikogo,
poza mo�e najbli�sz� rodzin� K�pi�skiego oraz nim samym, lecz warto przywo�a� tutaj rozleg�o�� zainteresowa� kogo�, kto tw�rczo wykorzystuje zar�wno Ballad�
0 wi�zieniu w Reading Oskara Wilde'a, jak i rozwa�ania antropologiczne Maxa Schellera.
Nic wi�c dziwnego, �e budzi� powszechne zainteresowanie, jeszcze spot�gowane nietypowymi reakcjami. Profesor K�pi�ski prowadzi� prywatn� praktyk� medyczn�, lecz - potwierdzaj� to liczne �wiadectwa - od os�b ubo�szych cz�stokro� w og�le nie bra� honorarium, kt�re i tak nie by�o zawrotne, twierdz�c �e to w�a�nie on osi�ga korzy�ci w kontakcie z pacjentami, wi�c na dobr� spraw� sam powinien im dop�aca�. Poza tym skandalizowa� zawsze konserwatywny Krak�w, ubieraj�c si� w str�j nie licuj�cy z profesorsk� godno�ci�, je�li tylko tak mu by�o wygodniej. R�wnocze�nie nie odznacza� si� zbytni� wylewno�ci�, pedantyczny, nieco osch�y
1 apodyktyczny, cho� z uwag� i ch�tnie wys�uchuj�cy te� s�d�w odmiennych ni� w�asne. Nie kry� si� za barier� fachowo�ci, o ile to tylko okazywa�o si� mo�liwe. Publikacje zamieszcza� zar�wno w periodykach bardzo specjalistycznych, jak Folia Medica Cracoviensiana, Psychiatria Polska czy Przegl�d lekarski, ale te� dla prezentacji w�asnych pogl�d�w ch�tnie wykorzystywa� �amy czasopism kulturalnych, od Przekroju, poprzez Polityk� lub Tygodnik Powszechny, a� do Tw�rczo�ci i Literatury na �wiecie.
A gdy si� ukazywa�y, ju� po�miertnie, g��wne prace Antoniego K�pi�skiego, zauwa�a�a je natychmiast prasa wszystkich orientacji i na wszystkie litery alfabetu, od Argument�w, do Wi�zi i Znaku, za� na temat autora Rytmu �ycia pisali ludzie skrajnie r�ni, cho�by Piotr Wierzbicki i Jerzy Urban, Bohdan Czeszko i Antoni S�onimski, Zygmunt Trziszka i Olgierd Terlecki, Wiktor Osiaty�ski i Marek Skwa-rnicki, J�zef Tischner i Krzysztof Teodor Toeplitz, Wies�awa Grochola i Ma�gorzata Walendowska, Krzysztof Miklaszewski i Ma�gorzata Szpakowska.
R�wnocze�nie prace K�pi�skiego od razu trafia�y do nader szerokiego grona czytelnik�w, szczeg�lnie entuzjastycznie przyjmowane przez m�odzie�. Jest co� fascynuj�cego w fenomenie popularno�ci dzie� krakowskiego profesora - b�d� co b�d� parexcellence medycznych. Ka�dy wszak�e, kto pami�ta zauroczenia kontrkul-tur�, wie, w czym rzecz.
W�r�d m�odzie�y, zw�aszcza o sk�onno�ciach humanistycznych, dominowa�y w�wczas propozycje ujmowania ludzkiej natury inne, ni� jej opis w kategoriach nieuchronnej mi�dzy lud�mi rywalizacji. Sz�y-za tym pr�by leczenia chorych zbiorowo�ci, a nie zbuntowanych przeciw normom �zdrowego spo�ecze�stwa" jednostek. St�d popularno�� antypsychiatrii i ogromna kariera np. Moreno, Bastide'a (jego Socjologia chor�b psychicznych zalicza�a si� do generacyjnych lektur), Rogersa. W Polsce za czo�owego zwolennika psychiatrii �karz�cej" -tzn. stosuj�cej
w terapii system wzmocnie� szokowych, w rodzaju elektrowstrz�s�w - uchodzi� profesor Tadeusz Bilikiewicz, a na drugim biegunie sytuowano reprezentant�w psychiatrii, kt�r� niekiedy nazywano �humanistyczn�": tw�rc� teorii dezintegracji pozytywnej, profesora Stanis�awa D�browskiego oraz w�a�nie profesora Antoniego K�pi�skiego.
Dzisiaj, kiedy trafiaj� si� w�r�d polskich polityk�w tacy wychowa�cy kontrkul-tury, kt�rzy Jana Jakuba Rousseau uznaj� za my�lowego sprawc� oboz�w koncentracyjnych, �wczesne opcje specjalist�w od ludzkiej psychiki sta�y si� niemodne. Lecz w swoim czasie - tj. w latach siedemdziesi�tych i osiemdziesi�tych - okre�la�y styl rozumowania i prze�ywania sporej grupy najzdolniejszej m�odzie�y. Co prawda, dawne bieguny okaza�y si� potem mocno zmitologizowane (np. K�pi�ski wielce sobie ceni� Bitikiewicza, kt�ry by� zreszt� recenzentem autora Schizofrenii na stopie� profesorski), lecz dla �wiadomo�ci zbiorowej nie ma to a� takiego znaczenia.
Liczy�y si� raczej zainteresowania K�pi�skiego psychiatri� humanistyczn� oraz antypsychiatri�, dobrze widoczne ju� w rozprawie z roku 1962 Kierunki humanistyczne w psychiatrii. Ten w�a�nie styl naukowego rozumowania rozwijany by� w ca�ym dorobku Antoniego K�pi�skiego i on przyni�s� mu uznanie oraz sukces. K�pi�ski - wzorem takich psychiatr�w jak Georges Bastide albo Carl R.Rogers i ca�y nurt neopsychoanaiizy ze szko�y frankfurckiej rodem (szczeg�lnie Erich Fromm i Karen Horney) - w diagnozach oraz w propozycjach terapii zaburzonej psychiki specjalny nacisk k�ad� na wyleczenie nie w tym sensie, i�by nale�a�o jednostk� wt�acza� pod strychulec spo�ecznej, skonwencjonalizowanej normy, ile w tym sensie, by nauczy� spo�ecze�stwo szacunku dla inno�ci, dla odmienno�ci, dla wszelkich form ekspresji wyra�aj�cych ludzki indywidualizm.
Lecz nie nale�y s�dzi�, �e K�pi�ski pa�a� jak�� ogromn� mi�o�ci� do zabaw metodologicznych. Wr�cz przeciwnie, jako lekarz-praktyk wszelkie pomys�y bra� po co�. Obok wi�c nowych metod Sullivana mn�stwo korzysta� z uwag stare�kiego Iwana Paw�owa, si�ga� zatem z ochot� do bardzo rozmaitych �r�de�. Dla dzisiejszego czytelnika niech to b�dzie zach�t� do uprawiania takiej tw�rczo�ci jedynie, jaka naprawd� si� liczy. Tw�rczo�ci, dla'kt�rej inspiracje nale�y wykorzystywa� raczej jako trampoliny przydatne w tw�rczym my�leniu, ni� jako nieusuwalny gorset kr�puj�cy ruch my�li.
Kiedy umiera�, mia� Antoni K�pi�ski lat zaledwie 53. Dla naukowca to �aden wiek. Lecz, mimo �e odszed�, pozosta�y jego niezwyk�e ksi��ki, wci�� i wci�� zyskuj�ce na znaczeniu. Dzisiaj warto je przypomina� nie tylko dlatego, �e sta�y si� lekturami kanonicznymi co najmniej dw�ch generacji Polak�w. Rozprawy K�pi�skiego s� bowiem zaproszeniem do my�lenia, pr�buj� odnajdywa� zwi�zki mi�dzy wieloma przejawami otaczaj�cej ludzi rzeczywisto�ci, nadal te� ucz� szacu-
nku, tolerancji, normalnej przyzwoito�ci wreszcie. Ka�dy, kto szuka - powinien cho� na chwil� spr�bowa� wsp�lnej drogi razem z Antonim K�pi�skim.
Kiedy go chowano, w uroczystych egzekwiach, prowadzonych przez metropolit� krakowskiego, Karola Wojty��, sz�o ca�e miasto. Nad grobem panowa�a cisza, zgodnie z wol� zmar�ego. Nie by�o przem�wie�. I tylko niekt�rzy pacjenci podobno usi�owali z rozpaczy po stracie swojego lekarza pope�nia� samob�jstwo.
Potem za� przysz�y ksi��ki. Testament, kt�ry dotyczy nas wszystkich.
Ksi��ki Antoniego K�pi�skiego, poczynaj�c od Rytmu �ycia, warto czyta� po prostu dlatego, �e s� to ksi��ki m�dre.
Tadeusz Lewandowski
�Anus mundi�
�C� za monstrum jest tedy cz�owiek? C� za osobowo��, co za potw�r, co za chaos, co za zbieg sprzeczno�ci, co za dziw! S�dzia wszechrzeczy - bezrozumny robak ziemny; piastun prawdy. - zlew niepewno�ci i b��du; chluba i zaka�a wszech�wiata."
(Pascal My�li)
Heinz Thilo, lekarz o�wi�cimskiej za�ogi SS, w rozmowie z Kremerem okre�li� ten ob�z jako �Anus mundi". Dosadne to okre�lenie, jak si� mo�na domy�la�,, by�o z jednej strony wyrazem obrzydzenia i grozy, jakie budzi� w ka�dym obserwatorze ob�z koncentracyjny, a z drugiej strony uzasadnia�o istnienie obozu konieczno�ci� oczyszczenia �wiata. Motyw oczyszczenia - ka�harsis, istotny w �yciu, ka�dego cz�owieka, niew�tpliwie odgrywa niema�� rol� w �yciu spo�ecze�stw.
W koncepcji hitlerowskiej obozy zag�ady - poza bezpo�rednim celem polity-czno-ekonomicznym, polegaj�cym na jak najbardziej efektywnym i najta�szym wyniszczeniu wroga - mia�y sens g��bszy; by�o nim oczyszczenie rasy germa�skiej z tego wszystkiego, co nie zgadza�o si� z idea�em germa�skiego nadcz�owieka. Przy�wieca�a tu daleka wizja �wiata ludzi pi�knych, silnych, zdrowych, �wiata, w kt�rym nie by�oby miejsca dla chorych, kalek, nienormalnych psychicznie, ska�onych krwi� �ydowsk� czy cyga�sk�.
Dla tego �pi�knego" celu trzeba by�o przej�� przez wstr�tne okropno�ci oboz�w koncentracyjnych. Nic te� dziwnego, �e s�u�ba w obozie by�a traktowana na r�wni ze s�u�b� frontow�, cho� esesmani pewnie woleli by� bohaterami w obozie ni� na froncie. Prawo zachowania �ycia jest na og� silniejsze od ideologii; jeszcze lepiej, gdy szczytn� ideologi� mo�na wyt�umaczy� w�asne tch�rzostwo. Zdarzali si� jednak tacy, wprawdzie nieliczni, kt�rzy nie wytrzymywali upodlenia s�u�by w obozie koncentracyjnym i wybierali front lub samob�jstwo. Wi�kszo�� uspokaja�a si� alkoholem i poczuciem dobrze wype�nionego obowi�zku dla dobra ojczyzny i wielkiej idei.
11
Zdolno�� przekszta�cania otaczaj�cego �wiata, kt�r� mo�na uzna� za cech� swoi�cie ludzk�, mie�ci w sobie najwi�ksz� rozpi�to�� sprzeczno�ci natury cz�owieka. Z niej rodz� si� bohaterstwo, �wi�to��, po�wi�cenie, sztuka i nauka, ale te� okrucie�stwo, zn�canie si� cz�owieka nad cz�owiekiem, zniewalanie i zabijanie. By zmieni� oblicze �wiata, prowadzi si� wojny, m�czy ludzi w obozach i wi�zieniach. Co nie pasuje do struktury, jak� si� pragnie narzuci� otoczeniu, to staje si� obce i wrogie i musi ulec zniszczeniu.
W biologii znane jest zjawisko zaszczepienia obcej struktury. Wirus mo�e zaatakowa� bakteri�, jego materia� genetyczny - DNA (kwas dezoksyrybonukleinowy) dostaje si� do wn�trza bakterii, opanowuje jej �maszyneri�" biochemiczn� tak, �e w ci�gu kilku minut zaczyna ona produkowa� setki nowych wirus�w identycznych z naje�d�c�. Bakteria �yje nadal, ale jej struktura jest ju� inna: zamiast swoistego DNA jej procesami biochemicznymi kieruje DNA wirusa; cho� pozornie ta sama, w rzeczywisto�ci przesta�a by� sob�, straci�a sw� istotn� struktur�, a tym samym sw� to�samo��.
Analogiczne zjawisko - cho� na poziomie integracji niepor�wnanie wy�szym - spotka� mo�na w �yciu cz�owieka, gdy ow�adni�ty jak�� ide�, pocz�tkowo obc�, a potem jak najbardziej w�asn�, wszystko dla niej po�wi�ca, nic poza ni� nie widzi, got�w dla niej odda� �ycie w�asne i cudze (na og� �atwiej cudze). Podobnie jak wspomniana bakteria, zatraca on sw� to�samo��; jego my�li, uczucia, czyny przestaj� by� wyrazem jego w�asnej osobowo�ci, a staj� si� odbiciem struktury przyj�tej z zewn�trz. Ludzie ow�adni�ci t� sam� ide� staj� si� do siebie bli�niaczo podobni; zr�nicowanie spo�ecze�stwa maleje, wzrasta natomiast jego efektywno��, w tym sensie, �e wszyscy d��� do tego samego celu, niczego poza nim nie widz�c. Cz�owiek, kt�ry nie ma znamienia tej samej idei, stoi wskutek tego na przeszkodzie jej realizacji, staje si� wrogiem, zawadzaj�cym przedmiotem, kt�ry trzeba usun�� z drogi. Wielko�� idei - nie chodzi tu o jej donios�o�� obiektywn�, ale subiektywn�, tak jak j� odczuwaj� ow�adni�ci ni� - usprawiedliwia zasad�: cel u�wi�ca �rodki. Je�li bowiem kto� wszystko po�wi�ci� dla idei, to uwa�a, i� wok� niego te� wszystko dla idei po�wi�cone by� musi.
�Chaos", �zbieg sprzeczno�ci", �bezrozumny robak ziemny", �zlew niepewno�ci i b��du", daj�c si� ow�adn�� jakiej� idei, a wskutek tego trac�c siebie, uzyskuje w zamian porz�dek, jednolito��, jasno�� i pewno��. Im wi�ksze w cz�owieku wewn�trzne rozbicie, poczucie w�asnej s�abo�ci, niepewno�ci i l�k, tym wi�ksza t�sknota za czym�, co go z powrotem scali, da pewno�� i wiar� w siebie (w�a�ciwie nie tyle w siebie, ile w ide�, kt�ra w�a�nie �ja" zast�puje). Wstr�t do samego siebie zostaje skompensowany obrazem siebie jako bohatera-wyznawcy idei. Poczucie wi�zi grupowej zwi�ksza si�� atrakcyjn� tego fikcyjnego modelu. Staje si�
12
wobec alternatywy: by� takim jak inni lub nie by� wcale. Nie by� bowiem takim, jak nakazuje wyznaczona ideologia, r�wna si� postawieniu siebie w rz�dzie jej wrog�w, a wi�c skazaniu si� na zniszczenie. Mi�dzy wyznawcami tej samej ideologii wytwarza si� swoiste wsp�zawodnictwo: nie by� gorszym od innych, gdy� grozi to wy��czeniem z grupy. Zale�nie od charakteru ideologii mo�na si� licytowa� w cnotach lub zbrodniach.
Nie chodzi tu o analiz� warto�ci ideologii hitlerowskiej; jej p�ytko��, naiwno�� i pysza�kowato�� s� oczywiste, a fakt, �e przyj�a si� w spo�eczno�ci niemieckiej, nale�y chyba t�umaczy� szczeg�ln� atmosfer� spo�eczn� okresu mi�dzywojennego, charakteryzuj�c� si� wyolbrzymionym i podsycanym poczuciem narodowej krzywdy. Za�amanie si� dawnych struktur ideologicznych, poczucie pustki, bezsensu, kryzys ekonomiczny, wojenne urazy itp. stwarza�y podatny grunt dla ka�dej ideologii, kt�ra by dawa�a perspektywy lepszego jutra.
Niezale�nie od tre�ci niebezpiecze�stwo ideologii jako struktury narzuconej z zewn�trz tkwi w zahamowaniu procesu rozwoju. W miejsce walki przeciwstawnych struktur, z kt�rych jedne si� rodz�, a inne umieraj�, dzi�ki czemu wci�� tworzy si� co� nowego i cz�owiek rozwija si� - zostaje wstawiona struktura obca, kt�ra wszystkie inne podporz�dkowuje sobie. Cz�owiek przestaje si� rozwija� i zamienia si� w �lepe narz�dzie w s�u�bie idei, �lepe, gdy� nie widzi niczego poza wytkni�tym celem, a przede wszystkim przestaje widzie� drugiego cz�owieka, zamiast niego widzi towarzyszy wsp�lnego wyznania lub przeszkod� w d��eniu do celu, przedmiot, kt�ry trzeba usun�� z drogi, zniszczy�.
Claude Eatherly, major Air Force, rano 6 sierpnia 1945 roku dokona� nad Hiroszim� lotu sprawdzaj�cego warunki atmosferyczne i os�on� lotnicz� miasta, po czym da� sygna� do nalotu atomowego: go ahead. Dowiedziawszy si�, �e wybuch spali� 200 tysi�cy ludzi, Eatherly popad� w narastaj�cy konflikt moralny mi�dzy otaczaj�c� go glori� bohatera a poczuciem wsp�udzia�u w zbrodni i potrzeb� pokuty. �Kompleks winy" doprowadzi� go nawet do okres�w ostrej depresji, l�k�w, halucynacji, pr�b samob�jstwa. Eatherly dobrowolnie podj�� ci�k� prac� fizyczn� i dla poszkodowanych w Hiroszimie wysy�a� zasi�ki pieni�ne. Jego korespondencja ze znanym filozofem i dzia�aczem pacyfistycznym, Guntherem Andersem, prze�ladowanym w czasie wojny przez hitlerowc�w - jest zawarta w ksi��ce No mor� Hiroshima.
Nie ma w�r�d Niemc�w, a w szczeg�lno�ci w�r�d tych, kt�rzy byli czynnie zaanga�owani w wielkim przemy�le zag�ady, majora Eatherly. Ci nieliczni, kt�rzy si� dostali w r�ce wymiaru sprawiedliwo�ci, nie mieli z regu�y poczucia winy, ale za to du�e poczucie krzywdy, i� kara spotyka ich za �lepe pos�usze�stwo, za spe�nianie obowi�zku. Uwolnienie si� od poczucia winy, kt�re cz�sto bywa gorsz�
13
ka�ni�, ni� kara na�o�ona przez spo�ecze�stwo, zawdzi�czaj� oni w�a�nie ideologii. To nie oni byli winni, ale ta obca struktura, kt�ra im zosta�a narzucona, kt�ra ich o�lepi�a i kt�ra by�a g��wnym motorem ich dzia�ania, my�lenia, odczuwania. Bez niej s� z powrotem �porz�dnymi lud�mi", uczciwie dorabiaj�cymi si� maj�tku, a mo�e tylko w skryto�ci ducha wspominaj� czasem wielkie dni swego �heroicznego" okresu.
Ci, kt�rzy byli przeszkod�, materia�em przeznaczonym na zag�ad�, by sob� nie zanieczyszcza� wi�cej nowego �wiata, r�nie sw�j los przyjmowali. Byli tacy, kt�rzy nie zd��yli wyj�� z oszo�omienia wywo�anego nag�ym przeniesieniem w piek�o obozu, a ju� przychodzi� kres ich �ycia. Inni szli ku �mierci z fatalistycznym prze�wiadczeniem o nieodwracalno�ci losu. Jeszcze inni chcieli prze�y� za wszelk� cen�. A poniewa� w obozie zag�ady mogli urz�dzi� si� wygodnie tylko ci, kt�rzy innym �mier� zadawali i kt�rzy byli panami, przeto niekt�rzy starali si� przej�� formy swych oprawc�w. Byli te� tacy, kt�rzy mimo g�odu, pragnienia, zimna, b�lu, poni�ania godno�ci ludzkiej potrafili jakby oddali� si� od swego cierpienia i nie my�le� tylko o tym, by zdoby� co� do zjedzenia, by przesta�o by� zimno czy gor�co, by nie bola�o zn�kane cia�o. Imperatyw biologiczny jest nies�ychanie silny i niema�ego trzeba wysi�ku woli, by nie my�le� tylko o chlebie, gdy si� jest g�odnym, o wodzie, gdy si� chce pi�, lub o bol�cym miejscu, gdy boli. Wysi�ek ten jednak by� konieczny dla zachowania wewn�trznej swobody -wolnej przestrzeni, w kt�rej by mo�na by�o swobodnie my�le�, marzy�, planowa�, powzi�� decyzj�, uwolni� si� od koszmaru chwili obecnej. Je�li w �yciu obozowym, w tym �anus mundi", tyle by�o po�wi�cenia, odwagi, mi�o�ci drugiego cz�owieka, a wi�c zjawisk w tych warunkach - zdawa� by si� mog�o - zgo�a niemo�liwych, to w�a�nie dzi�ki tej wewn�trznej wofno�ci.
Dla tych, co ob�z prze�yli, wspomnienia z tego okresu nie s� tylko koszmarem; s� te� dowodem, �e w warunkach na j straszn i ej szych potrafili zachowa� swoje cz�owiecze�stwo, �e wytrzymali ogniow� pr�b� pytania, �jaki ja naprawd� jestem". Cz�sto te� najpewniej si� czuj� w�r�d dawnych towarzyszy niedoli, gdy� wiedz�, jacy oni s� naprawd�.
Zdawa� by si� mog�o, �e w warunkach najwi�kszego zniewolenia, poni�enia i zn�kania drugiego cz�owieka niemo�liwe jest bohaterstwo. By si� na nie zdoby�, trzeba mie� cho� troch� wolnej przestrzeni i w�asnej si�y. A jednak nawet w tych warunkach by�o ono mo�liwe i w piekle, jakim by� ob�z, okaza�a si� te� ca�a wielko�� cz�owieka.
Nie osi�gn�li hitlerowcy swego celu, mimo milion�w ofiar nie oczy�cili �wiata z tego,-co nie odpowiada�o ich idea�owi Herrenvolku, pokazali natomiast �wiatu, do czego prowadzi� mo�e ob��dna ideologia. Dymy O�wi�cimia, miejmy nadziej�,
14
b�d� przez d�ugi jeszcze czas ostrze�eniem przed za�lepieniem, nienawi�ci� i pogard� dla drugiego cz�owieka. Gotowe formu�y my�lenia i dzia�ania, �lepe s�uchanie rozkazu mog� w skutkach by� bardzo niebezpieczne i dlatego trzeba na siebie wzi�� ca�y ci�ar odpowiedzialno�ci za swe my�li, uczucia i czyny. Claude Eatherly wyrazi� to nast�puj�co w li�cie do Gunthera Andersa:
�W przesz�o�ci bywa�y okresy, kiedy cz�owiek m�g� prze�y� �ycie, nie zaprz�taj�c zbytnio swego sumienia problemami nawyk�w my�lowych i norm dzia�ania. Nasze czasy, jak wyra�nie wida�, do tych epok nie nale��. Przeciwnie, s�dz�, �e zbli�amy si� gwa�townie do sytuacji, w kt�rej b�dziemy musieli zastanowi� si� na nowo, czy gotowi jeste�my odda� odpowiedzialno�� za nasze my�li i uczynki w r�ce organizacji spo�ecznych, takich jak partie polityczne, zwi�zki zawodowe, Ko�ci� czy pa�stwo. �adna z tych organizacji nie jest zdolna udzieli� nam niezawodnych wskaz�wek moralnych i dlatego nale�y zakwestionowa� ich pretensje do udzielania nam takich wskaz�wek."
�Anus mundi" ukaza� �wiatu cz�owieka w ca�ej rozpi�to�ci jego natury: obok potwornego bestialstwa - bohaterstwo, po�wi�cenie i mi�o��. I wobec tego widoku za Pascalem mo�na powiedzie�: �Ukorz si�, bezsilny rozumie; umilknij, g�upia naturo; dowiedz si�, �e cz�owiek niesko�czenie przerasta cz�owieka."
1
-$.�>
Koszmar
Rosn�ca z ka�dym rokiem ilo�� wspomnie�, opracowa� dokumentarnych i naukowych pozwala coraz lepiej wczu� si� w atmosfer� oboz�w koncentracyjnych. Cho� ka�dy, kto sam �tego" nie prze�y�, czuje si� po trosze jak pani Gudrun ze wspomnie� Gawalewicza, pytaj�ca o nocne lampki przy ��kach w obozie. A nawet ci, kt�rzy ob�z prze�yli, dzi�ki �dobrotliwo�ci" ludzkiej pami�ci nie dysponuj� ju� �wie�ym obrazem �ycia obozowego (zdarza si� to tylko w ich snach), lecz jedynie s�abym jego odbiciem. Poza tym nie znajduj� oni sposobu przekazywania prze�y�, gdy� nie mieszcz� si� one w zasi�gu ludzkiego j�zyka. Pomimo najbardziej wiernego i sugestywnego opisu �ycia obozowego i w�asnych cierpie� nie mo�na wyj�� poza struktur� s�own� dla wszystkich zrozumia��, nie przystosowan� do tego typu prze�y�, tote� najistotniejsze momenty �wiata obozowego pozostaj� wy��czn� w�asno�ci� danej osoby, niemo�liw� do przekazania innym.
Ob�z koncentracyjny okre�la si� najcz�ciej jednym s�owem: koszmar. Czym jest koszmar? Podstawowe znaczenie tego s�owa jest nast�puj�ce: �przygn�biaj�cy, przera�aj�cy sen, zmora; co�, co ma nastr�j takiego snu". W czasie snu wyst�puj� w do�� regularnych odst�pach czasu, mniej wi�cej co jedn� do p�torej godziny, okresy charakteryzuj�ce si� elektroencefalograficznie szybkimi niskonapi�ciowymi falami i szybkimi skojarzonymi ruchami ga�ek ocznych. Gdy si�"badanego zbudzi w tym okresie, �atwo poda� on mo�e tre�� marzenia sennego. Nie zdarza si� to na og�, gdy zbudzimy go w innym okresie snu, tre�� marzenia sennego bardzo szybko bowiem ulega zapomnieniu. Przyjmuje si� wi�c, �e charakterystyczna aktywno�� bioelektryczna m�zgu i szybkie ruchy oczu s� zewn�trznym odpowiednikiem marzenia sennego. Ruchy ga�ek ocznych, jak si� przypuszcza, s� wywo�ane �ledzeniem przez �ni�cego obraz�w marzenia sennego. Obrazy te bowiem maj� przede wszystkim, cho� nie wy��cznie, charakter wzrokowy. Pewne fakty zdaj� si� przemawia� za tym, �e marzenia senne wyst�powa�yby rytmicznie przez ca�� dob�,. gdyby nie dzia�anie bod�c�w �wiata zewn�trznego, zmuszaj�cych do aktywno�ci i
17
Anus mundi
czuwania, i �e si�a prze�y� doznawanych w czasie tych marze� mo�e by� wi�ksz ni� na jawie.
Zawsze cz�owieka intrygowa�a tre�� i znaczenie marzenia sennego. Szukan w nim wskaz�wek co do przysz�o�ci, z jego pomoc� pr�bowano doj�� do najg��biej ukrytych kompleks�w ludzkich i do zasadniczej struktury osobowo�ci (psychoanaliza), pos�ugiwano si� nim dla wzbogacenia inwencji tw�rczej, dla lepszego zrozumienia prze�y� psychotycznych itd. Niestety, podobnie jak z pierwszych lat �ycia, tak i z marze� sennych niewiele utrwala si� w pami�ci, co jednak nie przes�dza o ich znaczeniu dla �ycia na jawie. Mo�e nawet ich znaczenie jest wi�ksze, ni� si� powszechnie przypuszcza, i w miar� pog��bienia naszych wiadomo�ci psychologia marzenia sennego stanie si� r�wnie wa�na jak psychologia wczesnego dzieci�stwa. Pami�� bowiem, jak wiadomo, nie jest dobrym wska�nikiem warto�ci; to, co zosta�o zapomniane, jest dla dalszego rozwoju cz�owieka nieraz znacznie wa�niejsze ni� to, co utkwi�o w pami�ci.
W�r�d nielicznych marze� sennych, kt�re utrwali�y si� w pami�ci, znajduj� si� i takie, kt�re okre�la si� jako koszmarne. Gdyby mo�na zapami�ta� wszystkie sny, liczba koszmar�w by�aby znacznie wi�ksza. Nie wiadomo, z czego formuje si� tre�� marzenia sennego, czy tylko z przekszta�conych prze�y� na jawie, czy te�, jak twierdzi Jung, jest w pewnym stopniu autonomiczna, gdy� niekt�re motywy sn�w powtarzaj� si� niezale�nie od osobniczej historii �ni�cego, w r�nych kr�gach kulturalnych i epokach (archetypy).
Koszmar jest przede wszystkim snem niesamowitym; sytuacje, postacie, ca�a sceneria odbiegaj� w nim tak dalece od tego, co si� zwykle prze�ywa na jawie zar�wno w rzeczywisto�ci, jak w marzeniach, a tak�e od innych marze� sennych, �e ju� sam fakt tak dalece posuni�tej �inno�ci" budzi groz�. ��czy si� z tym uczucie bezsilno�ci. Towarzyszy ono ka�demu marzeniu sennemu, gdy� zasadnicz� cech� samego snu jest bezsilno��, kt�ra w �nie koszmarnym jednak wzmaga si� wskutek zbyt wielkiego oderwania si� od zwyczajno�ci. Gdy wszystko jest inne ni� zwyczajnie, traci si� orientacj� i mo�no�� tworzenia plan�w dzia�ania, jest si� przez niezwyk�� sytuacj� obezw�adnionym. W czasie snu koszmarnego walczy si� o w�asne �ycie, jego bowiem zasadnicz� cech� jest totalne zagro�enie.
Napi�cie l�kowe snu koszmarnego jest spot�gowane wspomnianym ju� poczuciem bezsilno�ci. Wszystko dzieje si� automatycznie, niezale�nie od �ni�cego, akcja rozwija si� jak w makabrycznym filmie, jest si� w niej zaanga�owanym, ale nie mo�na na jej przebieg wp�yn��. W momentach, gdy sytuacja dojdzie do zenitu, pr�buje si� wyrwa� z koszmaru, przychodzi zbawcza my�l, �e to tylko sen, cz�owiek budzi si� zmaltretowany, z bij�cym sercem, zlany potem, ale z uczuciem ulgi, �e rzeczywisto�� jest inna. ,, . , s,
18
Zasadnicze cechy koszmaru mo�na by wi�c uj�� w cztery punkty: niesamowi-to�ci, bezsilno�ci, totalnego zagro�enia i automatyzmu. Te cztery cechy wysuwaj� si� te� na plan pierwszy w prze�yciach obozowych.
Niesamowito�� obozu koncentracyjnego odczuwano szczeg�lnie silnie w pierwszym zetkni�ciu z nim. U wi�kszo�ci wi�ni�w wyst�powa�a �kr�tkotrwa�a reakcja psychiczna, objawiaj�ca si� przygn�bieniem, uczuciem l�ku i grozy, poczuciem bezradno�ci, zagubienia i osamotnienia, brakiem apetytu i bezsenno�ci�" (Teutsch). Podobnie jak w czasie snu koszmarnego, wyst�powa�y silne objawy wegetatywne, �takie jak cz�stomocz, biegunka, dr�enie cia�a, wzmo�one pocenie si�, niekiedy riudno�ci, a nawet wymioty" (Teutsch). Podobnie te� jak przed koszmarem snu broni si� czasem �ni�cy my�l�, �e jest to tylko sen, tak przed koszmarem obozowym obron� by�o poczucie derealizacji, nierzeczywisto�ci tego, co otacza. Zdaniem Teutscha wyst�powa�o ono rzadko (u 5 zbadanych przez niego by�ych wi�ni�w), zdaniem innych mia�o by� do�� typowe.
Nie trzeba chyba udowadnia�, �e rzeczywisto�� obozowa tak dalece odbiega�a od rzeczywisto�ci �ycia na wolno�ci, i� zetkni�cie si� z ni� dla ka�dego musia�o by� silnym wstrz�sem. Oczywi�cie ci, kt�rzy przeszli ju� przez gestapowskie wi�zienia, byli w pewnym stopniu do nowej rzeczywisto�ci przyzwyczajeni i na og� pierwsza reakcja by�a u nich s�absza. Nawet stykaj�c si� z �yciem obozowym po�rednio, tj. zwiedzaj�c poobozowe muzea, przegl�daj�c zdj�cia, czytaj�c wspomnienia itp, reaguje si� w pewnym stopniu podobnie, oczywi�cie bez por�wnania s�abiej, tj. uczuciem oszo�omienia, l�ku i przygn�bienia lub wra�enia nierealno�ci.
Sytuacja niezwyk�a budzi zawsze uczucie l�ku, kt�ry mo�na okre�li� jako �dezintegracyjny", gdy� wywo�any jest zaburzeniem istniej�cej struktury interakcji, jaka wytworzy�a si� w ci�gu �ycia mi�dzy jednostk� a jej �rodowiskiem. Struktura ta umo�liwia przewidywanie w pewnym stopniu tego, co nast�pi i planowanie swojej aktywno�ci. Wprawdzie w ci�gu �ycia stale styka si� z czym� nowym i niezwyk�ym, dzi�ki czemu struktury interakcji z otoczeniem wci�� zostaj� burzone i budowane na nowo, to jednak nigdy na og� �nowe" nie jest ca�kowicie nowe, wiele jest w nim element�w znanych, tak �e w niezwyk�ej nawet sytuacji nie staje si� ca�kowicie bezradnym. Istnieje pewna granica tolerancji na niezwyk�o��, tj. na to, do czego nie jest si� przyzwyczajonym, poza kt�r� wyst�puje reakcja paniczna: strachu i bezradno�ci. Przy tym jedno wzmaga drugie, uczucie paniki parali�uje celow� aktywno��, a niemo�no�� dzia�ania wzmaga l�k. Trudno w tym miejscu wdawa� si� w dyskusj�, od czego zale�y tolerancja dezintegracyjna (tolerancja na niezwyk�o��). Na pewno odgrywa tu rol� wrodzona dyspozycja, nabyte w ci�gu �ycia obycie si� z sytuacjami niezwyk�ymi, zwi�kszaj�ce plastyczno�� reakcji i zdolno�� adaptacji, og�lna sprawno�� uk�adu nerwowego itd. U os�b z ograniczo-
19
li f
nymi zmianami w o�rodkowym uk�adzie nerwowym tolerancja ta wyra�nie maleje; nowa sytuacja mo�e wywo�a� u nich katastroficzn� reakcje. Goldsteina. W zwi�zku te� ze starczymi zmianami w uk�adzie nerwowym tolerancja dezintegracyjna maleje w podesz�ym wieku, st�d przys�owie, �e �starego d�bu si� nie przesadza".
�Ceremonia� powitalny", jakim witano Zuganga w obozie, zwi�ksza� uczucie oszo�omienia i w�asnej bezsilno�ci. Je�li wi�niowi nie uda�o si� wyj�� z tego stanu, zmienia� si� w bezwolny automat i ko�czy� jako �muzu�man". Lekarze, kt�rzy prze�yli ob�z, podkre�laj�, �e znika�y tam nerwice i choroby psychosomatyczne. Mo�na by jako hipotetyczne wyja�nienie przyj��, �e zniszczenie struktury przed-obozowego sposobu �ycia by�o w tych wypadkach korzystne, gdy� struktura ta by�a patogenna. Poza tym moment biologicznego zagro�enia m�g� tu dzia�a� mobilizuj�co, znosz�c nerwicow� stagnacj� i rozchwianie.
Obozy koncentracyjne by�y obozami zag�ady, stanowi�y wa�n� cz�� planu zniszczenia tego, co zagra�a�o �rasie wspania�ych Niemc�w". Totalne zagro�enie stanowi�o wi�c zasadnicz� cech� �ycia obozowego i dotychczas pozostaje nie wyja�nion� zagadk�, jak mo�na by�o prze�y� ob�z koncentracyjny. �Dieta zestawiona dla szczur�w wedle schematu �ywienia w obozach - jak pisze Kowalczykowa -nawet bez ogranicze� ilo�ciowych wywo�uje u zwierz�t do�wiadczalnych typowy zesp� choroby g�odowej ju� po okresie trzech miesi�cy." A g��d by� przecie� tylko jednym z cierpie� obozowych, i to nie zawsze na pierwszym miejscu podawanym. Analiza prze�y� obozowych, jak si� zdaje, zmusza do rewizji niekt�rych pogl�d�w panuj�cych do niedawna w medycynie, w kt�rych zbytni nacisk k�ad�o si� na momenty natury fizjologicznej i biochemicznej przy pewnym lekcewa�eniu czynnik�w natury psychologicznej. Zdeptanie godno�ci cz�owieka, utrata najbli�szych, brak wsparcia moralnego ze strony towarzyszy niedoli by�y cz�sto silniej odczuwane ni� cierpienia natury fizycznej. Wi�kszo�� by�ych wi�ni�w i autor�w zajmuj�cych si� tym zagadnieniem jest zgodna co do tego, �e o przetrwaniu decydowa�a ch�� prze�ycia, wiara, �e ob�z nie b�dzie trwa� wiecznie, mo�no�� oparcia si� o koleg�w i przyjaci�. Cz�owiek, kt�ry si� za�ama�, zwykle gin��.
W sytuacji zagro�enia �ycia szczeg�lnie ostro wyst�puje pierwsze prawo biologiczne: walki o zachowanie �ycia. W warunkach obozowych przybiera�o ono drastyczne nieraz formy. Jak pisze Sterkowicz, ��atwo by� szlachetnym w warunkach sprzyjaj�cych, trudniej jednak in articulo mortis". Brzezicki we wspomnieniach z Sachsenhausen o sobie i swych kolegach-profesorach m�wi: �Po miesi�cu znika�a powoli politura ka�dego z nas." Wydaje si� oczywiste, �e w �yciu obozowym nie mo�na by�o stosowa� norm post�powania obowi�zuj�cych w �yciu normalnym, st�d trudno�� oceny moralnej, zw�aszcza dla tych, kt�rzy sami obozu nie-prze�yli. Niemniej jednak-przy ca�ej brutalizacji i biologizacji �ycia obozowego, wynikaj�cej
20
z faktu, �e jedzenie i �mier� by�o tym jednym, co si� liczy�o, a wszystko inne zosta�o zdarte - by przetrwa� ob�z, trzeba by�o si� w pewnym stopniu wyrwa� spod przemo�nego prawa zachowania �ycia za wszelk� cen�.. Ci, kt�rzy temu prawu ca�kowicie ulegli, tracili cz�owiecze�stwo, a z nim cz�sto szans� przetrwania. Do cech ludzkich istotnych dla prze�ycia obozu nale�a�a bowiem zdolno�� wewn�trznego przeciwstawienia si� temu, co si� wok� dzia�o, przez stwarzanie innego �wiata, czy to w marzeniach o przysz�o�ci, czy we wspomnieniach o przesz�o�ci, czy te� - bardziej realnie - przez przyja��, pomoc wsp�wi�niowi, pr�by organizowania �ycia innego ni� obozowe itd. By� to jedyny spos�b wyrwania si� spod automatyzmu �ycia obozowego. Prawa biologiczne w maksymalnym swym nasileniu zamieniaj� cz�owieka w automat, przestaje on sob� kierowa�, a rz�dzi nim g��d, b�l, l�k przed �mierci� w wypadku pierwszego prawa: zachowania �ycia, a pop�d seksualny w wypadku drugiego: zachowania gatunku. W �yciu obozowym drugie prawo wobec konieczno�ci obrony pierwszego schodzi�o na daleki plan. Paradoks polega� na tym, �e walka o zachowanie �ycia jako normalna reakcja na panuj�c� w obozie tendencj� do jego zag�ady zwi�ksza�a poczucie, �e jest si� wobec potrzeb biologicznych bezsilnym automatem, a w�a�nie automatyzm by� jedn� z cech 'koszmaru obozowego, kt�ry przyczynia� si� do unicestwienia jednostki w obozie. W ten spos�b prawo zachowania �ycia dzia�a�o jakby samo przeciw sobie. Cz�owiek, kt�ry nie potrafi� mu si� przeciwstawi�, zwalczy� swego g�odu, panicznego l�ku, znie�� b�lu, my�le� cho�by przez chwil� o czym� innym ni� to, co go bezpo�rednio otacza�o i bole�nie mu doskwiera�o, sam siebie skazywa� na zag�ad�. Stawa� si� bezwolnym organizmem automatycznie walcz�cym o zachowanie �ycia, szybko, traci� si�y i zmienia� si� w �muzu�mana".
Makabryczna sceneria obozowa, poni�enie od pierwszego momentu godno�ci ludzkiej, tortury fizyczne i moralne, g��d, b�l, l�k przed �mierci� i trudna do opisania suma cierpie� obozowych sprawia�y, �e ka�dy w sytuacji obozowej czu� si� ca�kowicie bezsilny, przynajmniej z pocz�tku, zanim zoboj�tnia� i nie wytworzy� sobie jakiego� obozowego modus vivendi. Zreszt� nastawienie odg�rne w stosunku do wi�n�w by�o takie, by traktowa� ich jako automaty, kt�rych si�� robocz� nale�y wyzyska� a� do ca�kowitego wyniszczenia. Wi�zie�, poddany dzia�aniu nies�ychanej zewn�trznej presji, a jednocze�nie oszo�omiony niesamowito�ci� otaczaj�cego go �wiata obozowego, musia� przyj�� narzucony mu spos�b widzenia siebie, stawa� si� bezwolnym automatem, popychanym, bitym, maltretowanym, �lepo pos�usznym rozkazowi, marz�cym jedynie o zaspokojeniu swych podstawowych potrzeb. Je�li nie potrafi� przeciwstawi� si� tej zewn�trznej presji, inaczej popatrze� na siebie, ni� czynili to jego oprawcy, wkr�tce spe�nia� ich plan: stawa� si� �muzu�manem" i umiera� w upodleniu. Upodlenie �mierci by�o bowiem jedn� z cech �ycia obozo-
21
wego. Cech� ka�dej kultury ludzkiej jest szacunek wobec �mierci i kult zmar�ych, w kt�rym wyra�a si� ludzka t�sknota do nie�miertelno�ci. Wi�zie� obozu koncentracyjnego, przestaj�c by� oficjalnie cz�owiekiem, musia� by� te� pozbawiony tego aspektu cz�owiecze�stwa.
Zagadnienie automatyzmu wi��e si� z problemem w�adzy i struktury, kt�r� narzuca ona swoim podw�adnym. Idea�em organizacji z punktu widzenia w�adzy jest stworzenie z podleg�ych jej cz�onk�w �lepo pos�usznych wykonawc�w. W tym celu nale�y ich przepoi� ide�, tj. struktur�, kt�ra ma by� w czyn wprowadzana. Gdy ten manewr zaszczepienia ideologicznego si� uda, na zasadzie reakcji lawinowej rozwija si� automatyzm aparatu w�adzy. Wszystko, co jest danej strukturze przeciwstawne, musi by� zniszczone. Jedyn� ocen� etyczn� staje si� �lepe wykonanie rozkazu. Obraz �wiata ulega uproszczeniu: dobre jest tylko to, co zgadza si� ze struktur� narzucon� przez w�adz�, a z�e, co si� jej sprzeciwia. Niszczenie �z�ego", daj�c upust tkwi�cym w ka�dym cz�owieku tendencjom agresywnym, przybiera charakter lawinowy. Poza wyznawan� struktur� �wiata widzi si� tylko z�o, kt�re musi by� zniszczone, i jego niszczenie jest cnot�.
Mimo �e faktycznie zagro�enie �ycia mo�e nie istnie� przy przyj�ciu odpowiedniej konstrukcji ideologicznej, �ycie redukuje si� do pierwszego prawa biologicznego: �zwyci�� lub zostan� zwyci�ony", ta pseudobiologizacja (�pseudo", bo powsta�a z fa�szywej koncepcji otaczaj�cego �wiata) prowadzi do brutalizacji �ycia, zmienia je w koszmar walki o przetrwanie, kt�remu nie mo�na si� przeciwstawi�, jest si� w t� walk� wci�gni�tym tak, jak wci�gni�tym si� jest w koszmarny sen. Obie wi�c strony - prze�ladowani i prze�ladowcy - w��czeni byli w piekieln� maszyn� zniszczenia; jedni nie mogli si� jej przeciwstawi�, poniewa� byli ow�adni�ci ide� Herrenvolku i zwi�zani pos�usze�stwem w�adzy, a drudzy, gdy� byli przez ni� zgniatani. U jednych i drugich naczeln� zasad� sta�a si� dewiza �zwyci�� lub zostan� zwyci�ony". U jednych wyp�ywa�a ona z prawdziwego biologicznego zagro�enia, u drugich z fikcyjnego, opartego na fa�szywej ideologii. Jedni nie mogli by� sob�, gdy� nie pozwala� im na to automatyzm �ycia zredukowanego do biologicznej walki o przetrwanie, drudzy, bo nie pozwala� im na to automatyzm narzuconej i akceptowanej ideologii.
Warunkiem prze�ycia obozu by�o wyrwanie si�, przynajmniej cz�ciowe, z jego koszmaru, przeciwstawienie si� czterem zasadniczym jego cechom: niesamowito�ci, bezsilno�ci, biologicznemu zagro�eniu i automatyzmowi. Dwa mechanizmy odgrywa�y tu zasadnicz� rol�: st�pienia uczuciowego i znalezienia cho�by nik�ych element�w dawnej struktury �ycia.
�U przewa�aj�cej liczby badanych - jak pisze Teutsch - nast�pi�o w okresie pierwszych 3-6 miesi�cy pobytu w obozie odwra�liwienie, zoboj�tnienie uczuciowe,
22
os�abienie reakcji emocjonalnej na r�ne urazy �ycia obozowego." Autor s�usznie zwraca uwag�, �e gdyby takie st�pienie uczuciowe wyst�pi�o w warunkach �ycia normalnego, traktowano by dane zjawisko jako patologiczne, natomiast w warunkach obozowych by�o ono �fenomenem przystosowawczym, pomocnym w znoszeniu warunk�w �ycia obozowego, chroni�cym cz�owieka przed upadkiem, za�amaniem i zgub�".
Wszystko to, co przypomina�o cho� w minimalnym stopniu �ycie inne, nie-obozowe, pozwala�o wi�niowi cho�by na chwil� oderwa� si� od przyt�aczaj�cej rzeczywisto�ci, a tym samym by� sob�, a nie wi�niem-automatem. By� to pierwszy krok do zdobycia wewn�trznej wolno�ci. Objawy ludzkiego uczucia, �yczliwo�ci, spotkanie znajomego z czas�w wolno�ci, wspominanie czas�w minionych lub snucie marze� o przysz�o�ci, wyk�ady profesor�w w Sachsenhausen itd., wszystko to przywraca�o dawn� struktur� �ycia. Tak wi�c zoboj�tnienie wobec tego, co si� dzia�o naprawd�, a z drugiej strony wyczulenie na to, co przywraca�o normalny obraz �ycia - stwarza�o szans� przetrwania, wi�zie� nie stawa� si� automatem, ale zachowywa� swoje cz�owiecze�stwo.
Istotnym momentem cz�owiecze�stwa jest zdolno�� wyboru i decyzji; automat, jak wiadomo, jej nie ma. Organizacja �ycia obozowego zmierza�a przede wszystkim do jej zniszczenia; by� to pierwszy krok do unicestwienia cz�owieka, nast�pnym by�a ju� biologiczna zag�ada. Wspomnienia by�ych wi�ni�w zapewne wskazuj� na to, �e zdolno�� planowania wyboru decyzji i celowej aktywno�ci tworzy�a si� przede wszystkim w grupie. Wi�zie� sam czu� si� bezsilny; w grupie towarzyszy nabiera� wiary w siebie. �My mo�emy" wyprzedza�o �ja mog�". Przestrze� swobodna, kt�ra jest konieczna dla ka�dej aktywno�ci celowej, by�a najpierw przestrzeni� kolektywn�, a p�niej dopiero stawa�a si� indywidualn�, gdy wi�zie�, wsparty przez towarzyszy niedoli, nie czu� si� ju� zmia�d�ony obozow� machin� i mia� na tyle si�y, by si� jej przeciwstawi�.
Znaczenie obozowej �psychoterapii grupowej" podkre�la w swych wspomnieniach psychiatra wiede�ski Franki. O�wi�cimski szpital obozowy, w okresie gdy by� ju� opanowany przez wi�ni�w politycznych, spe�nia�, jak si� zdaje, swe dzia�anie lecznicze nie tyle dzi�ki stosowanym lekom i zabiegom, ile w�a�nie dzi�ki atmosferze kole�e�stwa i ludzko�ci. We wspomnieniach obozowych wiele bowiem mo�na znale�� przyk�ad�w �cis�ej zale�no�ci stanu fizycznego od psychicznego. Powr�t do zdrowia by� cz�sto uzale�niony od powrotu do cz�owiecze�stwa. Przemawia�-r�wnie� za tym fakt, �e obozowe wi�zy kole�e�stwa i przyja�ni przetrwa�y pr�b� czasu i dot�d u wielu by�ych wi�ni�w s� najsilniejsze, tak �e traktowa� je mo�na jako podstawow� grup� odniesienia (Orwid). Odegra�y one decyduj�c� rol� w przeciwstawieniu si� obozowemu koszmarowi. �* .,- ... ..
23
Sen koszmarny zostawia zwykle po sobie �lad; nawet gdy tre�� jego si� zapomni, pozostaje przez pewien czas uczucie znu�enia, rozdra�nienia, przygn�bienia. Podobny �lad, tylko znacznie trwalszy, pozostawia cz�sto psychoza, zw�aszcza typu schizofrenicznego, kt�ra nierzadko jest koszmarem prze�ywanym na jawie. Typ zmian po psychozie jest zreszt� podobny do zmian osobowo�ci stwierdzonych u by�ych wi�ni�w, mianowicie przygn�bienie, nieufno��, wybuchowo�� (Le�niak).
Nie wiemy, w jakim stopniu �ycie nasze na jawie jest realizacj� naszych marze� sennych, nie wiadomo te�, czy koszmar oboz�w koncentracyjnych przed swym urzeczywistnieniem nie by� koszmarem sennym u wielu mo�e ludzi. W ka�dym razie jego realizacja pozostawi�a trwa�y �lad w historii gatunku ludzkiego. Znaczenie tego �ladu mo�e by� korzystne, je�li pami�� oboz�w koncentracyjnych zohydzi na zawsze wojn� i jej fa�szywych prorok�w.
O�wi�cimskie refleksje
Wbrew mo�e nadziejom wielu ludzi O�wi�cim, Hiroszima, japo�ska wojna bakteriologiczna - najwi�ksze zbrodnie ostatniej wojny - nie zblad�y pod wp�ywem lat, a ci�ar odpowiedzialno�ci, kt�ry obarcza nie tylko g��wnych winowajc�w, ale w pewnej mierze ca�y �wiat cywilizowany, nie sta� si� l�ejszy.
Pytania �jak" i �dlaczego" zamiast s�abn��, natarczywie nasuwaj� si� coraz wi�kszym rzeszom ludzi i nadal czekaj� na wyczerpuj�c� odpowied�. Jak mog�o doj�� do tego rodzaju zbrodni? Dlaczego ludzie potrafili tak si� zn�ca� nad niewinnymi ofiarami i jak niekt�re ofiary mog�y te okrucie�stwa wytrzyma�? Jak zbrodnie ostatniej wojny odbi�y si� na bezpo�rednich ofiarach, a tak�e na tych, kt�rzy zetkn�li si� z nimi tylko po�rednio? Innymi s�owy: czy i jak zaci��y�y one na dalszej historii jednostek i ca�ej ludzko�ci? Nie wiadomo, czy uda si� na te pytania w pe�ni odpowiedzie�, gdy� prawie ka�da pr�ba odpowiedzi zahacza o najg��bsze i najbardziej istotne zagadnienia ludzkiego �ycia, a tych zwykle wyja�ni� si� w ca�o�ci nie da.
W jakim� sensie obowi�zkiem psychiatry, kt�ry z natury swojej specjalizacji zajmuje si� ca�o�ciowym aspektem �ycia ludzkiego, jest pr�bowa� - cho�by nieudolnie - odpowiedzie� na niekt�re pytania. Zagadnienia te zreszt� rzucaj� wiele nowego �wiat�a na natur� ludzk� i rozszerzaj� tym samym horyzont psychiatryczny.
Erich Fromm - socjolog i psychiatra ameryka�ski, jeden z tw�rc�w tzw. szko�y kulturowej w psychiatrii - uwa�a, �e charakterystyczn� cech� wsp�czesnej cywi-iizacji jest sprzeczno�� mi�dzy konkretem a abstrakcj�. Pod wp�ywem technizacji otoczenie cz�owieka coraz bardziej oddala si� od niego w sensie emocjonalnym, staje si� dalekie i obce. Przyk�adem mo�e by� por�wnanie dawnych wojen, w kt�rych kontakt z wrogiem by� bardziej bezpo�redni, ze wsp�czesn� wojn� techniczn�, w kt�rej staje si� on bezosobowy i bezemocjonalny. Lotnik, kt�ry bez najmniejszego wzruszenia przez naci�ni�cie guzika u�mierca tysi�ce ludzi, mo�e zap�aka� z powodu straty swego ukochanego psa. Tysi�ce ludzi s� dla niego abstrakcj�, pies - konkretem.
25
f
Cz�owiek patrzy na otaczaj�cy go �wiat pod k�tem swego oddzia�ywania na�. W ten ju� spos�b skonstruowany jest uk�ad nerwowy, �e percepcja wi��e si� nierozerwalnie z aktywno�ci�. Kom�rka nerwowa za pomoc� wielu dendryt�w przyjmuje r�ne informacje (impulsy) ze swego otoczenia, by na ich podstawie wys�a� tylko jednym kana�em (aksonem) rozkaz do dzia�ania. Podstawowa jednostka fizjologiczna, �uk odruchowy, sk�ada si� z ramienia doprowadzaj�cego i odprowadzaj�cego. W ten spos�b w samej strukturze uk�adu nerwowego tkwi zamkni�cie mo�liwo�ci poznawczych organizmu w granicach jego dzia�ania.
Homo faber kszta�tuje swoje widzenie �wiata wed�ug narz�dzia, kt�rym ten �wiat zdobywa. Inaczej wygl�da� �wiat otaczaj�cy, gdy w r�ku cz�owiek trzyma� kamie� czy maczug�, ni� gdy pos�uguje si� on skomplikowan� aparatur� techniczn�.
Jednym z najwi�kszych mo�e niebezpiecze�stw post�pu technicznego obok wielu niezaprzeczalnych korzy�ci jest to, �e widzi si� �wiat technicznie, tj. przez pryzmat maszyny, kt�r� ten �wiat si� zdobywa. Maszyna staje si� cz�sto wa�niejsza od cz�owieka i uwa�ana jest za warto�ciuj�ce kryterium osi�gni�� ludzkich. Otaczaj�cy �wiat staje si� martwy, emocjonalnie oboj�tny, je�li nie wrogi, mo�na z nim zrobi�, co si� zechce, zale�nie od aktualnych potrzeb. Poniewa� �wiat ludzki to przede wszystkim �wiat spo�eczny, przeto w ten spos�b patrzy si� na poszczeg�lnych ludzi i spo�ecze�stwo. Cz�owiek jest cz�ci� maszyny mniej lub wi�cej wydajn� w pracy, potrzebuj�c� od czasu do czasu wypoczynku lub reperacji. Wystarczy doda� troch� chemikali�w czy wykona� jakie� zabiegi, by ta cz�� pracowa�a dalej. Spo�ecze�stwo jest skomplikowan� maszyn�, sk�adaj�c� si� z milion�w k�ek i trybik�w (poszczeg�lnych ludzi), kt�re mo�na odpowiednio nastawia�, sterowa�, usuwa�. Nie trzeba dodawa�, �e tego rodzaju obraz �wiata ludzkiego, jak i w og�le przyrody, nie jest prawdziw