14564

Szczegóły
Tytuł 14564
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14564 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14564 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14564 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria J�zefacka to conajpi�kniejsze Powie�� dla m�odzie�y. Ok�adka, karta tytu�owailustracjeZOFIA KOPEL SZULC Rozdzialpierwszy RedaktorHALINA SZAL Red 'klor technicznyMAREK �O� ^^ ISBN 83-222-0078-1 Copyrighl by WydawnictwoLiibtlsltie 1977 Wnlawniciwo Lubelskie Lublin 1983 Wydanie 11. Nak�ad50000+150 ey. Ark. .!. l. :.7?. \rk. druk. l.1.75. Oddano do sk�adania l(rudniaIfKI r . podpinanodo druku Myc/mu IW r. Unik iikr�c/onn i\ -nc/niliW) r (cna /l 52. Lubelskie Zak�ady Graficzne im. PKWN. Lublin, ul. Unicka 4. �arn. nr 2449/81. R-2 Po tamtej stroniejeziora hukn�� strza�. Potem drugi. Trzeci. Nast�pne. Przez chwil� czujnie nads�uchiwa�. Zsun�� si� z drzewa, na kt�rymsiedzia� wygodnie rozparty w rozwidleniu ga��zi. Widok st�dby� na ca�ejezioro. Brzegsi� w tym miejscu podnosi�, porasta� go las dochodz�cyniemal do samej wody. Kr�pe, niewysokie sosny o rosochatych konarach. Igliwieich ciemne,jedwabiste po�yskiwa�o wilgoci�. Twardy grunt rych�oust�powa� miejsca terenom podmok�ym. Zbitymg�szczem splata�y si� tuszare graby, zielonawe olchy, do�emsz�a kot�owanina burych, odartych zli�ci zaro�li, ostr�yn, kostropatych wiechci zeschni�tych traw, niekiedydzika r�a b�ysn�a z daleka czerwieni� owoc�w. Teraz ju� na dobre rozchybota�o si� pod stopami. Obuwie zag��bia�osi�w mi�kkie,spr�yste pod�o�e. Niekiedy z cmokni�ciem otwiera�o si� grz�zawisko, czasem przeskakiwa�ponad smug� wody z k�py na k�p�, wypatruj�c gdzie suszej. Roztr�ca�wikliny, chaszcze, jakiezast�powa�y mu drog�, uchyla� si�przed smagni�ciem ga��zi, przedziera� si� przezpl�tanin� wybuja�ych zielsk,czepia�y si� odzie�y jakie� nie do nazwanianasiona, perkate, kolczastega�ki, k��bki zmechaconego puchu, kawa�ki zrudzia�ych badyli. i Zn�w strza�. Niemalnad sam� g�ow� szum skrzyde�, krzyk ptactwa. �pieszy� si�. Las i p�niejsze zagaj� pozosta�y w tyle. Ju�tylkogdzieniegdzie po�o�y�y si� k�py zaro�li, tu. i �wdzie stercza�y wybuja�e,cienkie brz�zki, z kt�rych skapywa�y ��tejak wosk li�cie. Zatrzyma�a go�ciana szuwar�w. Otoczy� sypki, p�ochliwy szelest. Zagwizda�. Cicho, ostrzegawczo. Nads�uchiwa�. Gdzie� w pobli�u zapluska�a woda, zaszele�ci�o. Kto� brn�� przezszuwary milczkiem, chybko par� naprz�d. Ch�opak wszed� w wod� niemal po kolana. Kity trzcin rozchyli�y si�raptownie, ukaza� si� kud�aty, bury pies. W pysku ni�s� kaczk�. Odebra� od psazdobycz, wrzuci� do parcianegoworka, jaki ni�s� naramieniu. Za �cian�trzcin pos�yszeli zbli�aj�ce si� g�osy. Przytaili si� obajw zmowie, ciszkiem. Brunatna,ca�aw szramach i zadrapaniach r�kaopar�asi� na �biezwierz�cia. Tutaj spad�y odezwa� si�kto� niewidoczny ca�kiem blisko. Nie wida� burkn�� drugi. Szkoda czasu. Przecie� na w�asneoczy widzia�em. To w�a� i szukaj zniecierpliwi� si� tamten. Chlupot. Pies drgn��, zje�y�a mu si� sier�� na grzbiecie. Opalona d�o�zacisn�a si� na jego pysku, przezornie t�umi�c warkni�cie. Nads�uchiwali,gotowi w ka�dej chwili czmychn��. I tak byli u siebie. Kto by ichz�apa�! Szukaj wiatru w polu. Grz�sko odezwa� si� kto� niepewnie. Odpowiedzia�o mu niezrozumia�e mrukni�cie. Wios�a napar�y na wod�,plusk zacz�� si� powoli oddala�. Ch�opakspojrza�na niebo. Koloru Worka, nisko nawis�e nad ziemi�,ci�kieod nadci�gaj�cej s�oty. Nocka te� ju�niedaleko. Zdecydowa�, �eczas wraca�. Pies jeszcze buszowa� w szuwarach. Gwizdn�� na niego izarzuciwszy parciank� na rami� ruszy� z powrotem. Kiedy dotar�do sosen, obejrza� si� na jezioro. Nibyzna� je na pami��, anapatrzy�si�nie m�g�. Jakby w nimzatajone by�o czarne �wiat�opo�yskiwa�o smolist�, g�adk�, nieprzejrzan� toni�. Pasmotrzcin srebrniej�ce, kiedysi� z wiatrem odchyla�o, matowe i zn�w po�yskliwe. Torfowiska szarozielone, na kt�rychwypuk�e odznacza�y si� k�py riakrapiane jesiennym z�otem, rudzizn�, brunatnym, aksamitnym nalotem. W poprzek jeziora zd��a�a ��dka, znacz�c dwie rozbiegaj�ce si�zmarszczki na g�adzi�nie wody. Wie� tamby�a, dok�d p�yn�li my�liwi. Drewniany pomost �wieci� z daleka �wie�ym drewnem, dalej parking, par�kopiastych, nastroszonych cha�upi klocki wyci�gni�tychw sznur, nowych,murowanych dom�w, wznoszonych snad� z my�l� o turystach. Ch�opak rzuci� parciany worek, zbieg� do wody, abyobmy� oblepioneb�otem gumowce. Pos�ysza� warkni�cie psa. Odwr�ci�si�. Jaki� obcy sta� po�r�d sosenek i niezdarnie ogania� si� kijem. Pies atakowa� w milczeniu, �lepia p�on�yczerwonym �wiat�em, wyszczerzone k�y nie wr�y�y nic dobrego. Zostaw! Nawyk�y s�ucha� tego g�osu pies natychmiast przylgn�� do ziemi. Obcyrezygnowa�oporniej, ze z�o�ci� zamachn�� si� na zwierz�. Ch�opakwyszarpn�� mu kij zr�ki, odrzuci� na bok. Tylko spokojnie. Czegosi� wtr�casz? schyli�si� znowu pokij,ale tamtenprzydepta� go butem; by� znacznie szybszy od obcego. Nie pozwol�bi� mojego psa. Rzuci� si� na mnie. To dziwne,bo on nigdypierwszy nie zaczepia. W pobli�u le�a� worek. Rozwi�zany. Ach, tak! Wi�cpies po prostubroni� w�asno�ci. A jakim prawem tamten wtyka nos w cudze sprawy. Czego w�szysz? To by�prawie r�wie�nik. Mo�e nieco m�odszy, ale za to bardziejwyro�ni�ty. Na witaminkach chowany,miastowy lalu�. Teportki pewniezagraniczne; jakto ogl�da rozdarcie, naw�asnej sk�rze mniej by mu chybazale�a�o. Rabu� mutroch� przefasonowa� nogawk�, pomy�la� ze z�o�liw�uciech�. Zajrza�em z ciekawo�ci. Nic wi�cej. Widzia�em, jak wraca�e� znadjeziora ztym kundlem. Nie tw�j interes. / Jakkradniesz, to powiniene� si� lepiej pilnowa�. Spraliby ci ty�ek,gdyby widzieli. Spurpurowia�. Ja nie z�odziej. Rabu� podejmuje tylko to, co by si� zmarnowa�o. Nikomunie robi� szkody. Aha, takuwa�asz. A ten '^aj�c w worku to te� z wody? Ciekawe. A mo�e sam ci wskoczy�? Ch�tnie uwierz�, czemu nie. Tylko,widzisz, nie jestem taki frajer, �ebym nie wiedzia�, jak wygl�daj� wnyki. O,prosz�. Oddaj! Sczepili si�. Za chwil� ju� si� tarzalipo ziemi. Pies tylko nato czeka�,w��czy� si� do walki. Zabierz tego bydlaka siekn�� obcy. We dw�ch najednego? Auuu! Zabierz go, powiadam! A b�dziesz pyszczy�? Id� w czorty. Nic mnie to nie obchodzi. Rabu�, le�e�! Zbierali si�, otrzepywali. Spojrzeli nasiebie i naraz obaj wybuchn�li�miechem. Pies chy�kiem ci�gn�� worek w krzaki. Rabu�, oddaj. Nie trzeba, piesku. No,dobry pies, dobry. Ale� mu imi� wymy�li�e�! A co, mo�e nie pasuje? �le mu z oczu patrzy. A naprawd� jest naj�agodniejszy pod s�o�cem. Tylko min�ma tak� wojownicz�. Ju� ja tam wjego �agodno�� nie wierz�. Sk�d si� wzi��e�na tym odludziu? Tutaj nikt nie chodzi. Przyszed�em. O, stamt�d machn�� d�oni� w kierunku wsi. Sam jeste�? Nie, ze starym. O, ju� dop�ywaj�. Z my�liwymi? Aco, masz pietra? Nie powiem, przecie� obieca�em. Mo�esz sobie m�wi�. Mnie tam wszystko jedno -- powiedzia�napoz�r niedbale. Zaczekaj� na ciebie? Na pewno po�egluj� teraz do gospody i pr�dkonie wylez�. Zd���. Ale to kawa� drogitak naoko�o. Przeprowadz�ci� zdecydowa�, podnosz�c worek. Co z tymzrobisz? spyta� z ciekawo�ci� obcyi? Sprzedam. % ^ Du�o ci dadz�? :^ / Nie twoja g�owa. Mnie si� ka�dy gysz przyda. , Ciu�asz? Na co? Chcia�bym st�dwyjecha�. Zaczepi� si� gdzie� w mie�cie. �le ci tutaj? �leto mo�e i nie. Ale dobrzete� nie. Warto co� nowego zobaczy�. Popr�bowa�. A ty sk�d jeste�? ZLublina. Dobrze ci spojrza� z zazdro�ci�. Tamten wyd�� wargi, ale nie powiedzia�nic. Mo�e i ja bym te� na pocz�tek pojecha� do Lublina rozgada� si�,ca�kiem zbywszy nieufno�ci. �eby to znale�� jak�� prac�. Na budowiealbo gdzie. A tu nie masz co robi�? '"w Iii tam skrzywi�si�. Gospodarki tyle, co kot nap�aka�, a nasdo miski kupa. Sze�cioro rodze�stwa. Masz poj�cie? A japomi�dzy niminajstarszy. Ju� nam ciasno. Poszed�bym, mo�e im b�dzie l�ej. Tylko �e^trzeba par� groszy przynajmniej na pocz�tek, inaczej nie da rady. Ty,s�uchaj, jaksi� nazywasz? Pawe�. Pawe� Janicki -,- doda� jakby niech�tnie. A ty? Staszek. A na nazwiskojak? ';'Za�mia� si�. ,'-? ,?' Lipka. U nas we wsi same Lipkisiedz�. Znaj�si�. ^iedz� wszystkoo sobie. Czasemto si� czuj�, jakbym by� go�y. Bez jedj^�j nitki, jednejsprawy na w�asno��, -'i O tym twoimprocederze wskaza� na parciank� te� wiedz�? Jak�ezdziwi� si�. Wuj ode mnie zwierzyn� kupuje. Psiegroszeniby, ale zbyt zapewniony. A on ma stale kupc�w. Zmiastai. w og�le urwa�, poj�wszy widocznie, �e si� zanadto zagalopowa�w tej szczero�ci. Pawe� gojakby prowokowa�. Du�oty tam pod�apiesz powiedzia� lekcewa��co. Staszkowi z�by zal�ni�yw szerokim u�miechu. ' Akurat, b�d� ci si�, my�lisz, spowiada�. Gdyby si� tw�j tatodowiedzia�. Ja munie powt�rz�. ' To si� tylko tak m�wi. S�owo. Szli przez chwil�w milczeniu, wreszcie Staszek zerkn�� z ukosa natowarzysza i zagadn��: Ty po co z nimi przyjecha�e�? Strzelbynie masz? Nie dadz� skrzywi� si� Pawe�. Jeszcze mi lat brakuje, wiesz? Zreszt� nawet gdybym m�g�, to i tak bym nie polowa�. Mnie to niebawi. A coci�bawi? Tak po prawdzie nic. Zalewasz. Niby dlaczego? Spotkali�my si�,rozejdziemy,nic o mnienie wiesz. Wi�cej nie przyjad�. M�wi�, �etu pi�knie. Jezioro, las. Widzia�em lepsze rzeczy. Na przyk�ad? w W lecie byli�my w Bu�garii. Swoim samochodem doda� od niechcenia. Staszek gwizdn��,a� Rabu� nastawi� uszu. I jak tam w tej Bu�garii? Opowiedz. Pawe� zdawa�si� nieco zaskoczony tym ��daniem. No, rozumiesz,gor�co, upa�. D�ugo by trzeba gada�. Przywioz�em ca�� fur� zdj�� i widok�wek. Staszek nie dawa�si� zby� byle czym,wi�c chcia�, nie chcia�, co� tamwyst�ka�. Wyszlizn�wna moczary. Rozmowa si� urwa�a, trzeba by�opatrze� pod nogi, bagno kusi�o, wci�ga�o. Staszekprowadzi� z nieomyln�pewno�ci�,jakby ten zawi�ykurs z k�py na k�p� ��czy�a bita droga. Ty tutaj chyba ka�de drzewko znasz pochwali� Pawe�. Nochyba. Jak�e to tak po �wiecie na �lepo �azi�? �yciaszkoda. Pawe� zmilcza�. A tyco? zagadn�� go Staszek przezrami�. Przebrn�liw�a�nie b�otnist� strug�. Rabu� przystan��i ch�epta�leniwie s�cz�c� si� wod�. Co ja? nie zrozumia� pytania Pawe�. No co robisz na tym �wiecie? Dobrewra�enie? Nie pozwalaj sobie za wiele. Spyta� nie wolno? Ucz� si� mrukn��. Czego? Wszystkiego po trochu. Jak to w szkole. Znaczysi�: do szko�y ucz�szczasz? upewni� si� Staszek. Ubawi�o go tosformu�owanie z takim namaszczeniem wypowiedziane. Ucz�szczam potwierdzi� zpowag�, Do jakiej? Doog�lniaka. Aha. A potem? Co� ty si� mnie uczepi�jak rzep psiego ogona? Potem,potem. Zobaczy si�. Stary za�atwi jakie� studia. Mnie tam wszystko jedno, co b�d� robi�. Byle tbrsiaki lecia�y. Forsy potrzeba, pewnie. Bez tego dalekosi� nie ujedzie. A jak ju� uzbierasz dosy�, toco? A bo ja wiem. Daj�e ty mi �wi�ty spok�j. To pewnie zechc� jeszcze wi�cej. Wiesz, Pawe� powiedzia� Staszek zostaw ty mi sw�j adres. 10 Je�eli b�d� kiedy w Lublinie, to do ciebie wpadn�, dobra? Mo�e ty albotw�jtato pomogliby�ciemi si� gdzie zaczepi�. Ja si� nie boj� �adnej roboty. Pawe� zagryz� wargi. Nie w smak mu to posz�o. Aleg�upio odmawia�. Wymienili adresy. Pawe� niedbale schowa� wymi�ty karteluszek do kieszeni. A co zrobisz zpsem? spyta�. Zostawisz gotutaj? Jeszcze czego? zaperzy� si� Staszek. �eby mi go struli? Zabior�. Ciekawe, co mu dasz �re�. Ju� on na siebie zapracuje. Nieb�jsi�. W mie�cie zaj�cynie ma i kaczki te� nie z�apie. Chyba, �echcesz znim sztuki pokazywa�. ^ Ja si� na b�azna nie zamierzam wynajmowa� Staszek poczerwienia�. Ina chleb od ciebie nie b�d� wo�a� ani dla psa, ani dla siebie. Niemasz si� o co obra�a�. Po�egnali si� jednak ch�odno. Staszek chyba �a�owa� swojej poprzedniejpro�by-Pawe� zak�opotany i nad�typobieg� w stron� gospody, jakby si�pali�o. Staszekprzystan�� opodal domku kempingowego, z kt�regop�atami ob�azi�a ��ta farba, i spoziera� w �lad za nim. Pies tr�ci� go �bem wkolano. Ch�opiec rzuci� na niego okiem, westchn��, pokr�ci� g�ow�. Br�zowe �lepia wpatrywa�ysi� we�z uwag�, zwierz� zdawa�o si�odgadywa� my�li. Pawe� tymczasem min�� zaparkowanego przed gospod� wi�niowegofiata. Spojrza� na zegarek. Najdalejza p� godziny powinni st�d rusza�,je�eli maj� przed noc� zd��y� do Lublina. Stan�� w progui zakr�ci�o musi� w g�owie od skwa�nia�ego odoru piwa i potu. T�oczno tu by�oizgie�kliwie. Zagadn�� kelnerk� o my�liwych. Wskaza�as�siedni pok�j. Tamju� na dobre kurzy�o si� z g��w, kielichy kr��y�y g�sto. A, jeste�nareszcie. Gdzie�e� si� wa��sa�? Stul g�b�, Janicki powiedzia� starszy m�czyzna o czerwonejtwarzy i byczym karku. Ty u�ywasz, daj�eich�opakowi troch�swobody. Masz, Pawe�,napij si� nala� kieliszek. Pawe� prze�kn��. Zapiek�o go w gardle,obrzydliwo��, ale trzyma� fason. Jak si� uda�o? Tw�j stary to fuszer. Stale pud�owa�. Ja mam sze��, Antek cztery. Nie pudiowa�em zaperzy� si� Janicki. Spad�y gdzie�wtrzciny,nie mog�em podj��. M�wi�em, �e potrzebny pies. To go sobiekup. Sta� ci�. 11 -.^SP^(--. Akurat mi w g�owie takie zabawy. Wiesz,ileroboty z psem. Niech syn chowa. Ten g�wniarz? Lepiej, �eby nauki pilnowa�. Tuman zniegowyro�nie. Dure�. Stale przychodz� wezwania ze szko�y. I je�dzisz? Nie mam czasu. Matka niech pilnuje. Ale ona do tego zdatna zakl��. Nieszkodzi, nieszkodzi' �agodzi� Jura�, coraz bardziej czerwonyna g�bie. M�odo�� maswoje prawa. Wszyscy kiedy� byli�my wjegowiekui wiemy, jak to jest. No to pod t� matur�. Pawe�. Ja w jegcwieku. be�kotliwie podj�� Janicki. Co tu du�ogada�. Wojnam�odo�� zabra�a. W�asnych piersi cz�owiek nadstawia�,�eby tacyjakten tutaj wskaza�na Paw�a mogli teraz puchemporasta�. Jura� wybuchn�� �miechem. Nie przefasonujesz si� na bohatera, Janicki. Jeszcze s� tacy, kt�rzypami�taj�, jak z Niemcami handlowa�e�. �y� trzeba. Nikt nie jest �wi�ty. Handel nie handel, cz�owiek si�nara�a�. Mo�e iracja wtr�ci� pan Antek. Czasy by�yniebezpieczne. Kto na swojej sk�rze do�wiadczy�, ten wie. Nie tak w ksi��kachopisuj� zwr�ci� si� do Paw�a bardziej pokazowe, wspaniale. M�jojciecte� nie inaczej maj�tku si� dorabia� be�kota� Janicki Jeszcze w tamt� wojn� za�atwia� dostawy dla wojska. Siano, fura�,jakpopad�o. Nie by�o czasu na nauk�, �ycie uczy�o, los j�zyk mu si�coraz bardziej pl�ta�. Pawe� skrzywi� ironiczniewargi. Po tym dziadku s�awa zosta�a nienajlepsza. Sk�piec, chytrus, mawiali ludzie. Nieu�yty, dodawali inni. Niezdarzy�o si�, �eby komu pom�g�, o swoje zabiega�,owszem, O�eni� si�powt�rnie,bogato, z wdow�,wnios�a mu maj�tek, a jak�e. Ch�opaka zdomu przegna�a, to by�o chyba w trzydziestym �smym, ojciec nie lubi� legowspomina�, mia� w �yciorysie takieciemne miejsca, z kt�rych si� niezwierza�, kt�rych nikt nie zna�. Paw�owi zrobi�o si� go nieco�al. Ca�e �yciedobija� si� o t� fors� i co mu z tego, staryju� jest teraz dopierospostrzeg� zmarszczkiwok� oczu, bruzdy ko�o ust. Powiod�o ci si�, Janicki podchwytliwie powiedzia� Jura�. Samoch�d, dom, zagraniczne wycieczki. M�wi�, �ena z�ocie siedzisz. / Co komu do tego! r�bn�� pi�ci� w st�. 13. Bo to, wiecie. pan Antek przechyli� si� przez st�, co� szepta�. Pawe�ujrza�, jak ojcu twarz st�a�a,',oczyzrobi�y si� naraz uwa�ne,przenikliwe. Wsta�, chwyci� pana Antka za r�kaw. Zam�wimy jeszcze z p� metra, co? Suszy mnie i poci�gn�� go dobufetu. Jura� zachichota�. Co jest grane? spyta�Pawe�. ' Jura� obliza� wargi. Ma�e, zalanesad�em oczka u�miecha�y si� z�o�liwie. Co� tam w trawie piszczypowiedzia�. Szumeksi� robi wok�s�odkiej kampanii. Brali podobno ludzi na spytki. R�nie gadaj�. Wieszco, synku zni�y�konfidencjonalnie g�os lepiejsi� tym nie interesuj. Czasem wygodniejnic nie widzie� ani s�ysze�. To co� powa�nego? �ycia nie znasz? Co w nim jest powa�ne? Wszystkog�upota i tyle splun��. Ale tw�j starymocno wsiodle siedzi i nie dasi� wykopsa�. Nieb�j si�. Ja si�nie boj� powiedzia� Pawe�. Ale chcia�bymwiedzie�. Ot, uparty przeci�gn�� Jura�. A ja ci ju� m�wi�, synek, w lewopatrz. Ciebie to nie dotyczy zako�czy� spiesznie, bo oto nadci�gali tamciz nowym zapasem paliwa. Poprowadzisz w�z. Pawe� powiedzia� ojciec. My, rozumiesz,nie tego. Raz si� �yje, nie? Doro�niesz, to sam zobaczysz, jak to jest. P�no ju�, trzeba wraca�. Widzisz, �e pe�nabutelka na stole. Nie zostawimy tak sierotki. Coza r�nica godzin� wcze�niej, godzin� p�niej zaoponowa� Jura�. Ciekaw by� widocznie wymiany zda� przy bufecie, bo zagadywa�i tak, isiak. Pawe� zasun�� si� w k�t i stamt�dprzys�uchiwa� rozmowie. Nudzi�o go iz�o�ci�o, �emusia� tu z nimi siedzie�. W og�leniemia� ochotyna t�eskapad�. Wiedzia� dobrze, jak si� sko�czy. Nie nowina mu toi hiedziwota. Przywyk�. Wola�by z ch�opakami i�� do kina. Albo nadyskotek�. Staryjednak za darmo forsy nie dawa�. Kaza�, trzebaby�o jecha�. Obieca�kupi� kamer�. Przyda si�. �eby nie ta szk�ka! Ale stary si� zawzi��. Albodo szko�y, albo do robotyod tego nieby�o odwo�ania. Ostatecznie wog�lniakuPaw�owi sz�o nie najgorzej. Na pa�stwowe stopnie i tak si�zarobi, wystarczy pos�ucha� tego, co na lekcjach, tumanem nie by�. Czasempodpowiedzieli, czasem si� odwali�o od kolegi za par� dych jako�lecia�o,i zawszeweselej ni� gdzie� na wsi, w Go�cieradowie, siedzie�. 14 Kumpli mia� tajnych. Zgrywusy. Jak si� wzi�li za tego m�odego nauczycielaodhistorii! Jest nadzieja,�e do wakacji gowyko�cz�. Sam z�o�y podanie oprzeniesienie. Chcia� kole�e�skich uk�ad�w, prosz� bardzo, kaza� si� tyka�,czemunie. Teraz ju� mogli sobie na to pozwoli�, �eby nim jawniepomiata�. Ale frajer! ...powa�nie my�lisz wyjecha�? dobieg� gostrz�pekrozmowy. Tociekawe. Nastawi� uszu. A co mi tam machn�� r�k� stary Janicki. Jaksi�u�o�y, toczemu nie. Gdzie forsa tam ojczyzna. Rodzin� by�sprowadzi�? To zale�y. Ch�opak swoje lata ma, niech o sobie my�li. Ja w jegowieku. Stara�piewka. Pawe� zn�w si� wy��czy� z nas�uchu. Zna� t� histori�. Odkilkulat si� wa�kowa�o. Stary nie m�g�si� zdecydowa�. �ci�ga� go jaki�jego znajomek do RFN. Zarobkimia�y tam by�ze wzgl�du na brak si�yroboczej nies�ychanie wysokie. W czasie okupacji bylivolksdeutsche, ateraz s� volkswagendeutsche za�mia� si� Jura�. Na volkswagena zarobisz. Nawet je�eli tobie samemu si� nie uda, to ch�opaka pchnij. Niechsi� po �wiecierozejrzy. Zamykamylokal oznajmi�a korpulentna kelnerka. Przynios�am rachunek. Co wy w tej dziurze z kurami chodzicie spa�? Janicki, p�acisz? Panijeszcze policzypiwko, we�miemy na drog�. Ty, Anto�, co tobie? Masz cilos! Usn��! Anto�, bo�a kr�wko, obud�si�, jedziemy do domu. Wytoczyli si� wreszcie z knajpy, upchn�li w. fiacie. Pawe� g��bokoodetchn�� wilgoci�, zapachem bliskiejwody, butwiej�cych li�ci. Zacina�ostry kapu�niaczek. Ciemno cho� oko wykol. Wy��czy� �wiat�a, powoli ruszy� zmiejsca. Czu� si� troch� niepewnie,szumia�o mu we �bie. Wprawdzie nie pi� wiele, ale. Czy ty. Pawe�, zakonduktem jedziesz? Wy�a�,ja poprowadz�. Daj ch�opakowi spok�j, Janicki. Niech jedzie, jak uwa�a. Dla twojejprzyjemno�ci nie chc� w rowie le�e�. Sied�, pijanico, i nierozrabiaj. Kto pijanica? Ja?Powt�rz to jeszcze raz. Cicho, cicho. Masz, napij si� piwka, to si� uspokoiszWerwowy si�zrobi�e� taki, �e strach z tob� rozmawia�. To pewnie ztychburak�wci nam�zg pad�o. Janicki zagulgota�, co� tam jeszcze gada�, ale go widocznie�wie�e 15. i-BBy" powietrze rozebra�o i sen zmorzy�, bo rych�o zachrapal;tsWkr�tce zawt�rowali mu towarzysze. Pawe� odetchn�� z ulg�, �e si� ta rozmowa sko�czy�a. Czu�si�upokorzony, by�o mu jakbywstyd, chocia� nie potrafi�by okre�li�przyczyn. Niby normalka. Przywyk�. Inni, kt�rych zna�, post�powali im�wili podobnie. Chyba�e takie�ajzy jak ten szkolny historyk. Takimdawa�o si� w ko��, �eby siedzieli cicho. �ajzy. Ufni i potulni. Zawszeskorzy do wyci�gni�ciar�ki, czy trzeba, czy nie trzeba. Zas�ugiwali nakoc�w�, uch, jeszcze jak. Koc�w� danoWie�kowi. Koleganiby. Te� ofiara. 'Samsi� naprasza�. S�usznie dosta�. Pawe� gowprawdzie wybroni�spoconego jak mysz,zmi�toszonego. Podobno Wiesiek mia� wad� serca czyco� w tym rodzaju. Takiegozszarga�to �adna zabawa. Nawet nie umia� si�bi�. Paw�ato znudzi�o, dlatego przerwa�, nie z �adnej lito�ci, sk�d. Ch�opakom si� narazi�, w�ciekali si�potem na niego. Wkurzy�ogo to. Troch� im na z�o�� oznajmi�, �e Wie�ka bierze na siebie i spierze ka�dego,kto go palcem ruszy. Taki kaprys, nie? Boczyli si�,ale mores znali. Przestali gamoniowi dokucza�. Patrzylijak na powietrze, nie istnia�dlanich. A ten ciapul nie mia� niclepszego do roboty, ni� przywi�za� si� doPaw�a. Ubrda� sobie, �eto przyja��. Paw�a a� muli�o odtej serdeczno�cii rozmazania. Traktowa� Wie�ka jak niewolnika. Skoro si�ofiara naprasza, niech s�u�y. Droga by�a w�ska, wyboista. Do�yw asfalcie pe�ne wody, wje�d�a� wnie wzniecaj�c bryzgi b�ota. Nawetgo to bawi�o. Reflektorywy�awia�y zciemno�ci wiechcie drzew, tu i�wdzie zwisa�y jeszcze brunatnymi strz�paminieliczne li�cie. Po obu stronach szosy ci�gn�ysi� pola,p�askie, rozmi�k�e,przygotowane pod zim�, podzaspy, ci�kie, zamkni�te w sobie. Zabudowania, wsie, jakie mijali, te� ju� by�y ciemne, u�pione. Nawetpies nie zaszczeka�. Pawe� przebija� si� przez noc iprzez, t� uporczyw�m�awk�, a jakby si� nie posuwa�, jakby si� kr�ci�w miejscu. Ogarn�� goniczym nie daj�cy si� wyt�umaczy� l�k. Mo�e si� ju� nigdy st�d niewydostan�, pomy�la�. Obr�ci� si� do towarzyszy, ale ci spali pokotem; Mimo ichobecno�ci by� sam. Poczu� sucho�� w gardle. Spi�em si� czy jak,; pomy�la�. Nigdy mi si� to dot�d nie przytrafia�o. ;' Skrzy�owanie. ��ty drogowskaz. Lublin 56 kilometr�w. Przeczyta�i odetchn�� z ulg�. Przy�pieszy�. Naraz na skraju szosy,prawie tu� przed mask� zobaczy� le��cegocz�owieka. Zahamowa� tak gwa�townie, �e pobudzili si� jego pasa�erowie. ' Zdumia�e�, Pawe�? Jak jedziesz? Uwa�aj! 16 ,W; Co si� sta�o? Cz�owiek na drodze. Chyba jaki�wypadek. Co typleciesz? Faktycznie, le�y. O, tam. Pawe� otworzy� drzwiczki, by�ju� jedn� nog�na zewn�trz, kiedy ojciecprzytrzyma� go za r�kaw. Co robisz? P�jd�, zobacz�. Mo�e trzeba pom�c. Zg�upia�e�? Pewnie go kto� potr�ci� i zwal�na nas. Jed� dalej, niechsobie le�y. A je�eli jest ranny? Co ci� to obchodzi. Nie twojasprawa. Zostaw, Pawe�ek popar� go Jura�. Z milicj� nigdyniewiadomo, jeszcze si� przyczepi�, chocia� my Bogu ducha winni. Zobacz�,�epopili�my, b�d� nieprzyjemno�ci. Ale jak�e tak cz�owieka zostawi�? Niepodskakuj,jed�, m�wi� twardo powiedzia� ojciec. Truposzczakowi nicnie pomo�esz. Pawe�ek, a rannego kto innyzgarnie. Ludzie t�dy cz�stoje�d��. Ich k�opot,nie nasz. Czu�, �e ich nie przekona. Ruszy� z oci�ganiem. Mijaj�c zobaczy� nogiw gumowych buciorach, wetkni�te do �rodkasukienne spodnie. Resztatu�owia gin�a wcieniu. Obok k�tem oka dostrzeg� po�yskmetalu. Naskraju rowu utkn�� zwichrowany rower. Gdyby przynajmniej ten cz�owieknie le�a� tak na szosie,pomy�la�. Nogi mo�e mu obci��, je�eli kierowcaw czas nie zahamuje. Niech si�dzieje, co chce. Stan��, zanim go zd��yli zatrzyma�, wyskoczy�. Przebieg� kilkadziesi�tmetr�w, pochyli� si� nad le��cym. Uj�� go za r�k�. Przebieg� go dreszcz. Lodowato zimna. Ba� si�dotkn�� twarzy. Ba�si�. Odci�gn�� te bezw�adnenogi na skraj rowu. Wraca� p�dem, nie ogl�daj�c si� za siebie. Dure� powiedzia� Janicki. ^l1^;"'. 1;; Jura� si� nie odzywa). ,?^;" ; "? ; Pawe� czu� si� podle. Tch�rz, n�dzny tch�rz, powtarza� wmy�lach. A comia�em zrobi�? Tamci s� przeciw mnie,pr�bowa� si� sam przed sob�usprawiedliwi�. Ale banda! I lo niby porz�dni ludzie. Na stanowiskach,odpowiedzialni, godni zaufania. Poprostu nie lubi� k�opot�w. Mo�e to irozs�dne. Po co si� nara�a�? Tylko. Gdybym jatam le�a� i zdycha�, te� by si� Tnie zatrzymali? Pojechaliby dalej. Zn�w poczu�zimny dreszcz wzd�u�- ^-' ^ \ kr�gos�upa Wyobrazi� sobie, jakle�y bezw�adny, p�przytomny w b�ocie, 77. pod tym lodowatym deszczem. Ka�dego przecie�mo�e spotka� to same I je�eli go wtedy omin�. By� roztrz�siony, przesta� panowa� nad wozem. Par� razy zbyt ostro�ci��zakr�t, ledwie zdo�a� jako� wyhamowa�. Zwolni�. Deszcz si� nasila�,strugi wody zalewa�yszyby. Wycieraczki pracowa�y miarowo,ale i takci�ko mu by�o prowadzi�. Odetchn�� zulg�, kiedy wjechali do Lublina. Zatrzyma� si� przed hotelem. Pan Antek chwia� si� na nogach,Janickici�gn��go za sob� jak t�umok. Jura� spiesznie wyjmowa� z baga�nika ubite ptactwo. Zejd� ojcu z oczu, Pawelek, radz� ci. Wy�pisi�, tomu z�o�� minie. No, trzymaj si�. Pawe� pos�ucha� rady. Zatrzasn�� drzwiczki i nie ogl�daj�c si�, ruszy� przed siebie. Nie mia� ochoty wraca�na stancj�. Gospodyni nie przebiera�aw s�owach. Nie darowa�aby mu, gdyby si� teraz po nocy wtarabani�. Wola� unikn�� awantury. Szed� bez celu pustymi o tej porze ulicami. Deszcz nie zach�ca� dospaceru. Naci�gn�� kaptur wiatr�wki, wbi� r�ce w kieszenie. Ciekawe, czytamtego kto� podni�s� z drogi? A mo�e on jeszcze �y�? Czy nie wyko�czysi� na tym zimnie? Przystan�� przed ksi�garni�. Kolorowe ok�adkiksi��ek. Ich tyiu�y nic mu jednak nie m�wi�y. Telewizja, kino to co innego, by�o si�na co pogapi�, zapomina�o si� po godzinie, jako� czas lecia�. Ksi��ki goniecierpliwi�y. Zmusza�y do zastanawiania si�, dlaczego tak, a nie inaczej,zreszt� to �garstwa, w �yciu wszystko dzia�o si� na innych zasadach. Wsun�� r�k� g��biej do kieszeni. Co� brz�kn�o. Kluczyki od wozu? Zapomnia�odda�. Powinien je zostawi� w recepcji. Stary si� w�cieknie, skoro ich rano nie znajdzie. ' Zawr�ci� i naraz a� zagwizda� zaskoczonynowympomys�em. W�a�ciwiedlaczego by nie! Stary si� nie dowie. Benzyny jeszcze wystarczy napar�godzin. Potem odstawi w�z na miejsce i w porz�dku. Przytulniej b�dzie ni� tutaj na tymdeszczu. Zanimwsiad� do fiata, najpierw si� bacznie rozejrza� dooko�a. Ani �ywej duszy. Skr�ci� w pierwsz� przecznic�rad,�e mu si� tak gracko uda�o. Nigdy dot�d nie mia� tego wozu tylkodlasiebie. Stary by� o niego zazdrosny jak o dziewczyn�. Pawe� rozpar�si� wygodnie. Gdyby nie ta parszywa pogoda,m�g�byskoczy� gdzie� dalej, ale w tejsytuacji to �adna zabawa. Lepiej si� pokr�ci�pomie�cie. Mo�e zajrze� na dworzec i podebra� kogo� na �ebka? W kolejce podg�stym deszczem przedreptywa� znogi na nog� wcale 18 liczny t�umek podr�nych. Taks�wki kursowa�y niezbyt cz�sto, ludzieniecierpliwilisi�, psioczyli. Pawe� zatrzyma� si�na parkingu, opu�ci� okienko, wyjrza�. Dziewczynaw czerwonych spodniach podbieg�a ku niemu. Zabierze mnie pan na LSM? Otaksowa�j� spojrzeniem. Niczego sobie. Co za to dostan�? Wszystko, czego pan zechce roze�mia�a si�tylko prosz� mniewpu�ci�, bo mi si�leje za ko�nierz. Przecie� pani ma parasolk�powiedzia� przekornie, ale otworzy�drzwiczki. Czu� si�panemsytuacji. Bawi�o go to. Zbli�y�a si� kobieta z dzieckiem rozkapryszonym,markotnym,zaspanym. Mo�e naKalinowszczyzn�? W przeciwnym kierunku odpar�a za Paw�a dziewczyna iwsun�wszy si� na miejsce obokniego zatrzasn�a drzwiczki. Nie op�dzi�by si� panod pasa�er�w. Kobieta cofn�a si� z wyrazem zawodu w oczach. Pawe� nawet mia�ochot� j� zawo�a�, ostatecznie wszystko mu jedno,skoczyliby najpierw na Kalin�, ten brzd�c by� ca�kiem wypompowany, to wida�, ale zrobi�o mu si�wstyd przed dziewczyn�, wi�c ostro ruszy� z miejsca. Z nieba mipan spad� miaukn�a. Mam szcz�cie. Na imi� mi Pawe�. Beata. Dok�d lecimy? Na Wajdeloty. �adne masz imi�. Pawe�. To tw�j w�z? M�j. �ci�gn�a czapk�, puszyst�, z jakiego� cieniowanego moheru. Szal takisam, d�ugi chyba napar� metr�w mia�a okr�cony wok� szyi. Czarnagrzywkar�wno przyci�ta nadczo�em,du�e, ciemne oczy, drwi�cyu�mieszek wk�cikach warg. Zapalisz? Nie smakowa�y mu papierosy, nie pali�, ale nijak si�by�o przyzna�. Dziewczyna imponowa�a mu swobod� bycia, pewno�ci� siebie. Potwierdzi�. Zapali�a, wsun�a mu do ust papierosa, przeci�gn�a palcami popoliczku. Po co przyjecha�e� o tej porze na dworzec? Teraz�aden poci�g st�dnie odchodzi. 19. Czeka�em na ciebie. Roze�mia�a si�, rada z odpowiedzi. Fajna babka, pomy�la�. B�dzie si�czym pochwali� przed kolegami. �aden z nich jeszcze nieustrzeli� takiej kici. A ty? Nie widzisz? Wracam. A sk�d? Ze stolicy. Pobieram tam lekcje rysunku. Korepetycje jak wolisz. Starym si� ubrda�o, �e mnie po�l� na architektur�. Za�atwiaj� na prawo ilewo,szalenie tym przej�ci. Mnie to nawetbawi, wi�c nie protestuj�. Co tydzie� je�d��. O kt�rej ten poci�g wychodzi z Warszawy? Strasznie d�ugie tetwoje lekcje. Parskn�a �miechem. Po p�nocy. Masz racj�, ale trzeba korzysta� z okazji. Nie boisz si� tak samapo nocy? Przecie� nie jestem sama. Teraz i tutaj. A tam? Tym bardziej. Poczu� si� ura�ony. Jednocze�nie, zaciekawiony, chcia�si� czego� wi�cej o niej dowiedzie�. Zwolni�. Zawsze tak wolno je�dzisz? spyta�a. To si� bardzo chwali, taka ostro�no��. Pierwszy raz jad� z kim� tak przezornym. W�ciek�y doda� gazu. Uwa�aj,czerwone �wiat�o poczu� jej r�k� na kolanie. Kierownicaskoczy�a mu wr�kach. Przelecieli'przez skrzy�owanie tu�przedmask�nadje�d�aj�cego stara. Paw�owi �cierp�a sk�ra. �adnie powiedzia�a Beata. 'Nie m�g� si� zorientowa�, co przewa�a�o w jej g�osie aprobata czydrwina. Nie dane mu jednak by�o zastanawia� si� zbyt d�ugo. Opar�a rami�za jegoplecami. Ch�tnie si� jeszcze kiedy� z tob� przejad�. Jak na ciebie m�wi�? Zwyczajnie. Pawe�. To ja b�d� niezwyczajnie, naprzyk�ad: Pablo. Podoba ci si�, Pablo? Zreszt�czychcesz, czy nie chcesz, tak musi by�. Przyjedziesz kiedy po mnie? Jak sobie �yczysz odpar�. Dobrze mito wysz�o, pomy�la� zsatysfakcj�. Niech jej si� nie zdaje, �e mi na niej zale�y. �ycz�sobie powiedzia�a i doda�a po chwili: W�a�ciwiewcalenie mam ochoty wraca� do domu. Czeka kto�na ciebie? Nie wiem odpar�a zdziwiona. Chyba nie. A ty gdziemieszkasz? Na stancji i po sekundzie namys�u doda�: Imam j�dz�gospodyni�. Aha. To szkoda. Z szerokiej arterii skr�ci�pod g�r�. Spi�trzy�ysi� woko�o ciemnezwaliska blok�w. Gdzie� tutaj mieszkasz? Tak, zatrzymaj si� ko�o kiosku. Przyjedziesz po mnie, Pablo? Oczywi�cie jaktylko skombinuj� w�z, pomy�la�. Staremuniepr�dko przytrafi si� znowutakie ca�kowite za�mienie. Tu masz adres wyci�gn�a szmink�, namaza�a na szybie. Aterazzap�ata, szybko. Co? nie zrozumia�. Odrzuci�ag�ow� w ty�, zn�wsi� roze�mia�a. Nie masz ochotypoca�owa�? Nieudawaj. Przyzwolenie, zach�ta? Poczu� na wargach smak szminki, zobaczy� zbliska sztywn� szczotk� rz�s z grubo nawo�onym tuszem, �e te� jej si� nierozmaza� na takim deszczu, . pomy�la� zniejakimzdziwieniem. A taszminka, tuj, jakbym zakopcony rondel ca�owa�. Beata ju� znik�a, a on jeszcze siedzia�, teraz dopiero zamroczony,podniecony. Zamroczony jestem tob�, to nawet efektowne, musz� jejtoszepn�� nast�pnym razem. Trzeba sobie przygotowa� par� powiedzonek,�eby mnie zn�w czym nie ustrzeli�a. Strasznie drze nosa. I zachowuje si�jak stara. Amo�e k�amie? Niby szko�a, niby architektura, ale co� mi tu nieklapuje. Zreszt� to nie maznaczenia. Nic mnie nie obchodzi jej intymny�wiat. �adna jest, tb wystarczy. Tylkojak wycygani� w�z od starego? Przecie� mu nie powiem prawdy. A mo�e uderzy�do matuli? Te� nanic. Ona tak zaj�ta sob�, �e jej stale przeszkadzam. Wola�aby, �ebym w og�lenieistnia�. Po co jejpsu� dobre samopoczucie. Jako�wybrn� duma�,zje�d�aj�c w stron� �r�dmie�cia. Postawi� w�zna bocznej ulicy, kluczyki rzuci� przed hotelem. Starypomy�li,�e zgubi�, a w�z i tak znajd�. P�jdzie to na rachunek jakich�nieznanych sprawc�w,my�la� rad z siebie. Na progu swego mieszkaniaspotka� gospodyni� szykuj�c� si� natarg. Wyrecytowa� jej u�o�on� 21. napr�dce historyjk�, �e ojciec wywichn�� nog� na polowaniu i �e musia� gowozi� do pogotowia, tam gips mu zak�adali, okropno��. Potem odstawi�ojczulkado Go�cieradowa, w pielesze rodzinne,sk�d oto wraca pierwszymporannymautobusemi tak go to wyczerpa�o, �e chyba dzisiaj nie p�jdziedo szko�y. Rad by� nawet z siebie, bo mu ta opowie�� wysz�a niezwykledramatycznie, ale gospodyni wys�ucha�a jej z kamienn�twarz� i czu�o si�,�enie wierzy ani jednemus�owu. I po coja si�tak fatyguj�,pomy�la� zgorycz�. Wy�wi�ci�aby mnie z cha�upy, gdybynie czu�a tatusiowej forsy. Ale na pewno przy najbli�szejokazji poskar�y. Niechtam. Przebiera� si� w suche ubranie, kiedy naraz z�apa� si� za g�ow�. AdresBeaty! Co za ba�wan z niego! Tam na szybie! Mo�e jeszcze zd��y zetrze�. Ba, ale to odwewn�trznej strony. Choroba, ale wdepn��. Co za idiotka! Chcia�a si� popisa� oryginalno�ci�. Masz diable kaftan. Stary, je�eli si�dowie, nie przepu�ci. Lepiejmu si� nie pcha� w oczy, zej�� z pola widzenia. Ogarn�� si� ipierwszy razw �yciu wyrwa�do szko�y, jakby si� pali�o. Ko�o po�udnia wywo�ano go z klasy. Wyskoczy� nakorytarz izdr�twia�. Dyro, obok niego stary. Szed� sobiewolniutko i kombinowa� gor�czkowo, co powiedzie�naswoje usprawiedliwienie. Ale w ko�cu c� si� takiego sta�o? Przecie�tegowozunie zjad�em,tylko go po�yczy�em. Dyro zak�ada� mow� ouczciwo�ci i podobnych duperelach. Stary kr�ci�na palcu kluczyki. Czeka�. �eby tylko niespyta�o Beat�, przemkn�o przezg�ow� Paw�a. Bo wtedy le�� i kwicz�. Dyro sko�czy�. Popatrzy�, pokiwa� g�ow� i wyszed� zostawiaj�c ichsamych. Przecie� mnie nie zleje,my�la� Pawe�, niechby tylko palec na mniezakrzywi�, nie zdzier�� i oddam. Oddam, bo. Ojciec wsta�, podszed� do niego. Ujrza� przekrwione oczy,zaci�to��,mo�e nawet nienawi�� w tejtwarzy. Zaskoczy�o go to, zastopowa�o. Stalitak bez s�owa, mierz�c si� przez chwil�oczyma. - Stary Janickipodni�s� r�k�. Pawe� si� mimo woli cofn��,przykurczy�, gest urwa�si� wpo�owie. �eby mi to by�o ostatni raz! Rozumiesz! Bo zapomn� o tym, �e mia�em kiedy�syna. Wyszed�. Pawe� czu�, jak mu co� twardego, ostrego pod�azi do gard�a, d�awi� si�,zabrak�o mu tchu. Serce? To przecie� nadobr� spraw� tylko mi�sie�, nicwi�cej. Kawa� mi�sa. Cz�owiek te� jest tylko takim kawa�em mi�sa. Worem 22 mi�sa. Te same prawa, kt�re rz�dz� zwierz�tami. W ko�cunic nowego, wko�cu zwyczajna historia. Wi�c dlaczego tak boli? To jednak zupe�nieco innego: domy�la� si�, a us�ysze�, potwierdzoneg�o�no, bez os�onek. Przecie�wiedzia�em,pomy�la�z rozpacz�, wiedzia�em. Ale czy musia� mi to tak jasno? Zatakig�upi wyskok bez znaczenia? Amo�e dope�ni�a si� mi�dzy nami miara? Dlaczego on mnie nienawidzi? Przecie� ja nic. Co ja takiego zrobi�em? Wr�ci�przybitydo klasy, przesiedzia� jako� te par� godzin, przylaz�ot�pia�y dodomu, rzuci� si� na ��ko. W miejsce �alu podnosi� si� w nimg�uchy bunt. Awi�c tak, dobrze. I on te� zapomni, �e mia� rodzic�w. Skorosamido tego d���, w porz�dku. Jeszcze zobacz�, jeszcze po�a�uj�. Pukanie do drzwi. Do pokojuwszed� Heniek. Cze��, stary. Powiedzia�a mi twoja stra� przyboczna, �e� wr�ci�, towal�jak w dym. S�uchaj, porad� mi. Ale co ztob�? Min� masz niet�g�. Choryjeste�? Nic takiego odpar� Pawe�,d�wigaj�c si� z ��ka. Chyba si�troch� zazi�bi�em wczoraj. G�upstwo. Siadaj. Co ci si� tam urodzi�o? Wyobra� sobie, ciotk� zabrali do szpitala. Stwierdzili otwart�gru�lic�. Je�dzi�em tam wczoraj. Ca�kiem si� za�ama�a- Je�eli si�nawet ztego wykaraska, to i tak czeka j� d�ugie leczenie. Nie mampoj�cia, corobi�? A czy to twoja sprawa? Od tego jest szpital, lekarze. Ona si�zamartwia o gospodarstwo. Wiesz: inwentarz, ogr�d,pole. Pole mo�na wydzier�awi�, inwentarz sprzeda�. Dla niej to koniec, zrozum. Nieb�dzie mia�a do czego wraca�. A co ci� to obchodzi? Przecie�onanawet nie jest twoj� krewn�. Przyszywana ciotka. Wychowywa�a mnie tyle latpowiedzia� cicho Heniek. I zatruwa�a�ycie. No, i czego ona od ciebie chce? Uczysz si�,maszstypendium, s�ysza�em, �e nawet korepetycje dajesz. Chcia�em by� samodzielny. I jeste�. Prawie. No to nie zawracaj g�owy. Ka�dyniech sobie sam radzi. Ona nie maprawa od ciebie niczego wymaga�. Onanie wymaga. Pawe�,to nie o to chodzi. Wi�c gadaj�epoludzku. 23. Pomy�la�em sobie, �e ja tam mo�e wr�c�, �eby to gospodarstwo jako� utrzyma�. I by� darmowym parobkiem! Ma�o�si� nim naby�? Heniek poczerwienia�. Pawe�pozna�, �e przeci�gn��strun�. A co z twoj�nauk�? zagadn��. Tak si� rwa�e� do technikum,tyle sobie obiecywa�e�. Heniek zwiesi� g�ow�. No w�a�nie. Szkoda zrezygnowa�. Po co si� zastanawiasz? By�by� ostatni frajer, gdyby� teraz szko�� rzuca�. W Kra�niku podobno otworzyli zaoczne. M�g�bym doje�d�a�. Ju� sobie wszystko u�o�y�e�? No to zrobisz, jakuwa�asz. Ciekawe,na co ci potrzebna moja rada? Bo do ciebie gada�, to jakgrocho �cian�. Pos�uchaj, popro� twojego ojca, �eby mi pom�g� przenie�� si� do tejszko�y, dobrze? On ma tyleznajomo�ci. A mnie, widzisz, szkoda by�obyca�y rok straci�. Powieszojcu? Nie burkn�� Pawe�. Zapad�o milczenie. Pawe� czu�, �e powiniensi� jako� wyt�umaczy�, wko�cu znali si� tyle lat, nie mo�na ch�opaka odprawi� z kwitkiem. Zdrugiej strony to by�o ponad jego si�y. Po dzisiejszej rozmowie? Nigdy. No trudno powiedzia� Heniek. Jako� sobie dam rad�. Zobacz�. Nie z�o�� si�. On mnie jeszcze przeprasza, zamiast mi da� w z�by. To niedo zniesienia. Odwal si� mrukn��. Heniekb�bni� palcami po stole. Patrzy� na Paw�a z uwag�, z namys�em,Paw�owi dolega�ten przenikliwy, uparty wzrok. Po co on tu przylaz�,w�a�nie teraz. Ten ros�y, ciemnow�osy ch�opak od dawna okazywa� mu�yczl'wo��. Mo�e on jeden. Wszyscyinni mieli w tym interes. Heniek�adnego. Jak�e mu teraz zawadza�. Przyja��? Po co cz�owiekowi przyja��? To tylko wymys�. Powiedzie� mu, �eby si� wynosi�? Nic z tego. Heniek si� tak �atwo nie zra�a. Cosi� z tob�dzieje. Pawe�? Ba� si� tego pytania. Ba� si� w�asnej szczero�ci. Niechcia� by� szczery,nie chcia� si� nikomu zwierza�. Wszyscy s� podli i on te�b�dzie pod�y. Tylko Heniek trzymasi�jak pijanyp�otu. Znudzi mu si�. Ju� m�wi�em. Zazi�bi�em si�. Gadaj to komu innemu. Jakie� k�opoty? W szkole? 24. Szko�� mam w pi�cie. Heniek wpatrywa� si� w niego z trosk�. Wygl�da, jakby ju� wiedzia�dok�adnie, o co chodzi, pomy�la� z przera�eniem Pawe�. Je�eli zacznieotymgada�, to go strzel� w g�b�. Ale Heniek zmieni� temat. Nieoczekiwanie, jakby nigdynic. Dosta�em list od Wojtka powiedzia� wyci�gaj�c z kieszenikopert�. Mo�e skoczy�by�z nami na ferie do Zakopanego? A ja tam po co? Dostali�my zaproszenie. Weselisko si� szykuje. Pami�tasz, opowiada�em cio Bronce. Taka m�odalekarka, g�ralkaz pochodzenia. Gdyby�j� zna�, m�wi� ci! To co, mo�e bym si� zakocha�? Henrykaurazi� ten lekcewa��cy ton. Wyg�upy schowaj dla kogo innego. Jak niezechcesz, tonie. Nasznurku ci� nie b�d� ci�gn��. Ale cieszyliby�mysi�, gdyby� si� wybra� znami. Mogliby�my razem poje�dzi� na nartach, poszale�. Jeszcze si�namy�l. Rozdzia� drugi Do Zakopanego dobili jeszcze za dnia. G�ry by�y przymglone, dalekie. Ich pobielone czuby stapia�y si� z bladawym niebem. G��bokie, niebieskiecienie k�ad�ysi� na �niegu, kt�ry �agodzi� kontury, wycisza� kontrasty, zaciera� ostro�� rze�by. Jechali zat�oczonym autobusem, pachnia�ot�uszczem, owcz� we�n�, kie�bas�, ja�owcem. Na zakr�tach autobus mocno zarzuca�, ci�ba zpiskiem, �artami, przygadywaniem pokotem nachyla�a si� na bok, potemzn�w chwila r�wnowagi i kolejny wira�. Zamarzni�te szyby liliowia�y podzach�d. Wojtek wychuchiwa� okienko wszronie, �eby przecie� co� zobaczy�, pokazywa� ztryumfemPaw�owi a to �wierkow��ap� pod oki�ci�,a to jar zasnuty po wr�by bia�� poduch�, a to poczernia�� ze staro�cicha�up�, z siw� nisk� gont�w i wiankiem �wietlistych sopli u okapu. Pawe�przygl�da� si�, milcza�. Nie drwi� swoimzwyczajem, nie szydzi�, tylkoniekiedy jakby z tajonym zdziwieniem spoziera� naotaczaj�cych go ludzi. Matka Wojtka przytuli�a si� doramienia m�a. Zajrza� jejz bliska woczy. Tych dwoje nie potrzebowa�o wielu s��w, aby si� rozumie�. ' Wojtek, kt�ry akurat odwr�ci� si� do rodzic�w, u�owi� ten gest ispojrzenie i poczu� jakby lekkie uk�ucie wsercu. Pozmienia�o si� co�w tychuk�adach, do kt�rychprzywyk�, wyobra�aj�c sobie,�enigdy nie ulegn�zmianie. Sam o tym nie wiedz�c, wyr�s� i oni mu te� dawali dozrozumienia, �e ju� jest doros�y. Dystans mi�dzy nim a rodzicami nieco si�zwi�kszy�, oni sami za� stali si� sobie jakby jeszcze bli�si. Matka zarzuci�adawn�opieku�czo��, wyczuwa�, �e liczy na jego samodzielno��, wiedzia�,�e mu ufa, i to gozobowi�zywa�o. Ojciec natomiast przypatrywa� mu si� zuwag�, nazbyt krytycznie, zdaniem Wojtka, co go nieco peszy�o,odbiera�opewno�� siebie,wi�c cz�sto wycofywa� si�, poprawia�, zmienia�. Scepty26 , cyzm ojcaby� niekiedy przykry,aleWojtek przyznawa� lojalnie, �e daj�cmu prawo dob��du,ojciecczyni� go za te b��dy odpowiedzialnym. uwra�liwia� na skutkiw�asnego post�powania, kaza� zastanawia� si�,przewidywa�. Buntowa� si� niekiedy, �e stawiaj� mu oboje zbytwielkiewymagania, �e zbyt wiele oczekuj� od niego, chc�c, aby sam dowszystkiego dochodzi�, �e niestosuj� �adnych u�atwie� jednocze�niewiedzia�, �e mo�enanich liczy�. Nie wyr�czali go, byliz nim. A jednak. Toszalenie wygodnie, kiedy za nas kto�decyduje. Szkoda, �e si� z tegowyrasta. Tr�ci�a go w plecy. Szykujcienogi, ch�opaki. B�dziemy przezte �niegi dyma� a�naOrnak. Okazuje si�, �e nie docenia�a go�cinno�ci pana Walerego. U wylotuKo�cieliskiej konie ju� czeka�y. Od sanek bieg� ku nimJasiek. �ciskalisi�,grzmocili po plecach z czystej uciechy. Heniek g�aska� �eb Ma�ka. Ko�zachrapa� leciutko. Mi�kkie wargi chwyci�y pieszcz�c� d�o�. Kiedy wreszciewszyscy upchn�li si�w sankachi konie ruszy�y w g��bdoliny, Jasiek,p�obr�cony na ko�le, wszystkie nowiny jednym tchemrozpowiada�. Droga zlecia�a im w mgnieniu oka. Za Pisan� wysiedli,�ebykoniom ul�y�. Ch�opcy zJa�kiem popychali sanki po stromi�nie. RodziceWojtka przyzostali nieco w tyle. Matka zacz�aszepta� ojcuco�, co tylkodla niego by�o przeznaczone. Brn�liw nieg��bokim �niegu. Skorupa, z wierzchu zakrzep�a, pryska�apod naciskiembut�w z chrz�stem, jakby kto sznury szklanych paciork�wprzesypywa�, spodem zazgrzyta� czasem kamie�,dobiega�o ich cz�apaniekoni, zreszt� cisz� by�a tak wielka, jak gdyby wszystko woko�o zastyg�o woczekiwaniu, w napi�ciu. Jako� minieswojo otrz�sn�� si� Wojtek. Kiedy potok gada,zupe�nie inaczej. Teraz tak uroczy�cie. Nie zastanawiaj si�, tylkowyci�gaj no�yskapogania� goJasiek. Musz� dzi� jeszcze wraca� na d�. A to co? Kto�idzie naprzeciw! Teodor! Cze��, ch�opaki. Mi�ka jest z wami? Albo to one z Bronk� nie maj�roboty? Jutro je zobaczysz. Niemartwsi�, doczekasz si� i ty. Gdzie� to si� obraca�,�e przez tyle czasu niezajrza�e� do nas? Du�o by gada�. Praca, k�opoty. Nie wiesz, jak to jest? 27. Na Ornaku do p�nej nocy ci�gn�y si� rozmowy. Pospali si�jak sus�y. Rankiem przecieraj�c oczy Wojtek polaz� szuka� rodzic�w. Pan Walerymachn�� r�k�. Z godzin� temu wyszli. Rad�cie sobie sami, bo ja nie mam czasu. Musieli si� tym zadowoli�. Na zewn�trzblask a� o�lepia�, odbity od oszronionych zboczy Ornaku. Zr�by si� wyr�wna�y, rozpadliny wype�ni�y, zamilk� pyrkoc�cy po g�azachpotoczek. Wzi�li deski, poszlitroch� potrenowa�. Wojtkowi jako� nie sz�o. Por�wnymjako tako,ale przy pierwszej pr�bie zjazdu wy�o�y� si�jak d�ugi,Popl�ta�y mu si� r�ce, nogi, deski. Wygl�da� takpociesznie, �eparskn�li�miechem, kiedyprzylecieli go zbiera�. Nie zdzier�y�. Roze�lony trzepn�� He�ka w kark. Heniek zachybota�si�, nie zdo�a� z�apa� r�wnowagi i potoczy� si�w d�. Pogubi� kijki, daremnie usi�owa�si� zatrzyma�, sun�� z ekspresow�szybko�ci�, a towarzysze zarykiwalisi� ze �miechu. Na skraju lasu pojawi�a si� smuk�a sylwetka. Narciarzspostrzeg�szy,cosi� dzieje, ruszy� na ratunek. Kto by tam jednak przyhamowa� rozp�dzonegoHenia. Rymn��wreszcie jak d�ugi na �rodku polanki niemal u st�pprzybysza. �adne rzeczy pos�ysza� weso�y g�os nad sob�. Je�eli wszyscydru�bowie Bronki taksobie pokiereszuj� g�by, to wstyd was na weselupokaza�. Mi�ka! No ju�,nie kl�cz przede mn�. Wstawaj. Sk�d si� tu wzi�a�? Bronka zadzwoni�a na Ornak, �eby'si� upewni�, czy ju�wszyscyjeste�cie, aja si� tak za wami st�skni�am, �e natychmiast przypi�am deski iprzybieg�am. (Jhm, za nami, chcia�bym w to uwierzy� mrukn�� Wojtek. Cze��, stary koniu. Te� podrapany? Pi�knie! �adna dziewczyna zwami niezechce ta�czy�, chyba�e ja si� ulituj�. A ktotam trzeci? spyta�a przys�aniaj�c oczy d�oni�. Pawe�. Nasz kolega z Lublina. Po twarzyczce Mi�ki przemkn�� cie�. Pochyli�a si�, zacz�a r�kawic�otrzepywa�spodnie. Musz� jeszcze zajrze� do schroniska. Mo�e trzeba wczym pom�c. To idziemy z tob�. Pawe�! hukn�� Heniek. Pawe�! 28 Zjecha� do nich. Z ciekawo�ci� przygl�da� si� Mi�ce. Wyda�a mu si�taka niepodobnado dziewczyn, jakie zna�. Inny spos�b bycia, inny styl. Ow�a�nie. Ta dziewczyna mia�a styl, sw�jw�asny, niepowtarzalny. Zna� inne,o wiele od niej�adniejsze, cho�by Beata czy Kry�ka, z kt�r� ta�czy� naandrzejkach. Ale w �adn�cz�owiek nie mia� ochoty tak si�wpatrywa�. Ata. Chcia�o si� by� przy niej, wpobli�u. W schroniskuz punktu zap�dzono ich do roboty. Potem gdzie�straciliMi�k� z oczu,okaza�o si�, �e odjecha�a. Wr�ci� Teodor z rodzicamiWojtkai zaraz ju� by�a pora och�do�y� si� od�wi�tniei p�dzi� do Ko�cieliska. Bronka wymarzy�asobie weselisko staro�wieckie, g�ralskie, paradne. Orszaksi� usk�ada� w kilkana�cie sa�. Gwar, pisk. Trzeba by�o zwa�a� nadzieciaki,kt�re pcha�y si�, �eby si� napodziwia� uprz�y,nabijanejmiedzianymi blaszkami, zdobnejw k�aczki szkar�atnej-we�ny, napatrzy�strojom kwiecistym, barwnym, �eby si� nas�ucha� piskliwej muzyki,�wawej nuty, jak� wygrywano w saniach mkn�cych u czo�a pochodu. He�kowiutkwi�a w pami�ci rozja�niona rado�ci� twarz pani m�odej,u�miech w oczach m�odego. Oboje zdawalisi� nie dostrzega� anici�bywok� nich, aniprzepychu krajobrazu, kt�ry w blaskach zachodz�cegos�o�ca zdawa� si� mieni� wszystkimi barwami. Wracali popod tenzach�d ku cha�upie Szymona. Witanoich tamchlebem isol�. Pochylilisi� oboje, chleb uca�owali. Paw�owi przemkn�� w pami�ci niedawny obraz: stosy pieczywawyrzucanego codziennie zeszkolnych koszy na �mieci. Ledwienadgryzionealbo i wcale nie tkni�te bu�ki,grube pajdy, misterne skibki, przemieszane zbrudem, z odpadkami,ze �mieciami. I nagle teraz. Czego� si� tak zagapi�? - tr�ci� go Wojtek. Szybciej, bo muzykidla nas zabraknie. Starczy dla wszystkich roze�mia� si� z boku Jasiek. By�cietylko n�g nie pogubili. Nie by�o kiedy ani wita� si�, anis�owa z kimzamieni�. Nie podpierano�cian, bawionosi� ochoczo, ca�ym sercem. A� i czas si� zatraci�, i niewiadomo kiedy przygas� kr�tki dzie� lutowy, zm�ci� si�, spopiela�, zapad�w noc. Po paru godzinach Jasiekwymkn�� si� na podw�rze, abytchuzaczerpn��. Wci�gn�� powietrze eleboko w p�uca. A� zabola�o i uderzy�odo g�owy jak alkohol. Ziemia sia�aw po�wiacie, blask bi� od niej. Miesi�c pe�ni dochodzi�,poz�ocisty, ogromny. Jednak niebo wok� niego by�o -zm�cone, mg�awe. 29. Do�em, skrajem widnokr�gu, z rzadka wyb�yskiwa�y gwiazdy. Gra� Tatrczernia�a surowym,drapie�nym konturem. Tutaj, bli�ej, wszystkie pochy�o�ci, pla�nie, polany, sk�d do cna wymiot�o przygar�cie sypkiego �niegu,l�ni�y jak polerowane. Tak by�zas�uchany, �e podeszli go z ty�u nieoczekiwanie. A�si�zatrz�s�, kiedypoczu� naramieniu d�o� Wojtka. Heniek zakpi�,aby jako�zagada� ow� pi�kno��, owe wzruszenie. Pi�ty ci przymarzn�. Zapomnia�e� o swoich obowi�zkach? Tam si�babywydzieraj�, �eby Bronk�w �apy dosta�. Ja bym nie da�. Lec� poderwa� si� Jasiek, zmieszany, �ego tak przy�apano. Nadrabiaj�c min�, nakaza�: Zbierzcie ch�opak�w i zajmijcie si�ko�mi,�eby wszystko by�o gotowe. Ja si� tamuwin� raz-dwa i zawr�ci�docha�upy. Jarzy�asi� przednim wszystkimi oknami, z�otawym,ciep�ym �wiat�em. Otoczy�y go zmieszane tony instrument�w, gwar ci�by. Przepycha�si�w�r�d go�ci,rozgl�daj�c si� za m�odymi. Ma�a Hanka od Wetul�wwyskoczy�a z k�ta izby. Ogromnie lubi� t� dziewuszk�. Przylepna nadpodziw. Zapyta�a,wspinaj�c si� na palcei zadzieraj�c ku niemu g��wk�: Za�piewasz dla mnie? Roze�mia� si�, chwyci� ma�� na r�ce, przed muzyk� stan��, tupn��, kudziewcz�tom okiem b�ysn�� i hukn�� na ca�egard�o: Cesa�a si� grzebieniem,cesala si� scotk�,smarowa�a miodemg�b�, z�by mia�as�odk�. Muzykanci podchwycili nut�, znowuporwano si� do ta�ca. Jasiekpoca�owa� Hanusi�, postawi� j� naziemi ibieg� do s�siedniej izby. ' Jasiek zapiszcza�a ma�a. Jasiek, mam ci co�rzec. No to gadaj warciutko, bo nie mamczasu. Chcia�abym by� m�od� pani�. B�dziesz, s�owo daj�obieca� jej z powag� i odwr�ci�si�. Znowuza nim zapiszcza�o. A czegotam? Jasiek, stra�nie ci� lubi�,wiesz? O�eniszsi� ze mn�? Ino mi uro�nij, bo ci� nie b�d� cale �yciepod pach� nosi�. Niewidzia�a� pani m�odej? Do kuchni po�li. 30 M�odzi przycupn�liw k�cie obok Szymona. Wygl�da� krzepko, jakbymu latuby�o, jakby od samej rado�ci odmlodnia�. Szymonowa ukradkiemociera�a oczy. Andrzej otoczy� �on� ramieniem, s�uchali oboje, coimSzymonpt^wi�. Jak spod ziemi wyr�s� przed nimi Jasiek. Pochyli�si�,poca�owa�dziadka w r�k�. Dziadku, -darujcie. Musz� wam zabra� pani� m�od�, bo kobiety si�niecierpliwi�. Ma�o mnienie oskuba�y. Szymon u�miechn�� si� do Bronki. Pora ci ju�, dziecko, pod czepeczek i��. Samatego chcia�a�. No tochybaj! Zaroi�o si� od ch�opak�w, uprowadzili Bronk�. Obst�pi�y j� dziewczyny. Zatupota�y drobno stopy obute w kierpce, zamigota�o gor�co�ci�korali, prababkowskichjeszcze,z nale�yt� dum� noszonych, zaszumia�o,zakwieci�o si� od barwistych sp�dnic, od gorset�w wyszywanych cekinami. ' Z drugiej strony izby przybli�a�y si� gospodynie, godnie przyodziane, wserdakach, szalach fr�dzlistych,p�kate, zapa�ne,zasobne. Wiruj�cy kr�g tanecznik�w znieruchomia�, na jedenoddech zapad�acisza i zaraz rozleg� si� czupurny g�os Ja�ka: Oj, nie wydomm�odej pani,oj, nie wydom,nie wydom. Zn�w zatupota�o, rozszumia�osi� w izbie. Wiekowa cha�upa, kt�raniejedn�zawieruch� przetrzyma�a,niejednej naremnicy si