14564
Szczegóły |
Tytuł |
14564 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14564 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14564 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14564 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria J�zefacka
to conajpi�kniejsze
Powie�� dla m�odzie�y.
Ok�adka, karta tytu�owailustracjeZOFIA KOPEL SZULC
Rozdzialpierwszy
RedaktorHALINA SZAL
Red 'klor technicznyMAREK �O�
^^
ISBN 83-222-0078-1
Copyrighl by WydawnictwoLiibtlsltie 1977
Wnlawniciwo Lubelskie Lublin 1983
Wydanie 11.
Nak�ad50000+150 ey.
Ark.
.!. l.
:.7?.
\rk.
druk.
l.1.75.
Oddano do sk�adania l(rudniaIfKI r .
podpinanodo druku Myc/mu IW r.
Unik iikr�c/onn i\ -nc/niliW) r (cna /l 52.
Lubelskie Zak�ady Graficzne im.
PKWN.
Lublin, ul.
Unicka 4.
�arn.
nr 2449/81.
R-2
Po tamtej stroniejeziora hukn�� strza�.
Potem drugi.
Trzeci.
Nast�pne.
Przez chwil� czujnie nads�uchiwa�.
Zsun�� si� z drzewa, na kt�rymsiedzia� wygodnie rozparty w rozwidleniu ga��zi.
Widok st�dby� na ca�ejezioro.
Brzegsi� w tym miejscu podnosi�, porasta� go las dochodz�cyniemal do samej wody.
Kr�pe, niewysokie sosny o rosochatych konarach.
Igliwieich ciemne,jedwabiste po�yskiwa�o wilgoci�.
Twardy grunt rych�oust�powa� miejsca terenom podmok�ym.
Zbitymg�szczem splata�y si� tuszare graby, zielonawe olchy, do�emsz�a kot�owanina burych, odartych zli�ci zaro�li, ostr�yn, kostropatych wiechci zeschni�tych traw, niekiedydzika r�a b�ysn�a z daleka czerwieni� owoc�w.
Teraz ju� na dobre rozchybota�o si� pod stopami.
Obuwie zag��bia�osi�w mi�kkie,spr�yste pod�o�e.
Niekiedy z cmokni�ciem otwiera�o si� grz�zawisko, czasem przeskakiwa�ponad smug� wody z k�py na k�p�, wypatruj�c gdzie suszej.
Roztr�ca�wikliny, chaszcze, jakiezast�powa�y mu drog�, uchyla� si�przed smagni�ciem ga��zi, przedziera� si� przezpl�tanin� wybuja�ych zielsk,czepia�y si� odzie�y jakie� nie do nazwanianasiona, perkate, kolczastega�ki, k��bki zmechaconego puchu, kawa�ki zrudzia�ych badyli.
i Zn�w strza�.
Niemalnad sam� g�ow� szum skrzyde�, krzyk ptactwa.
�pieszy� si�.
Las i p�niejsze zagaj� pozosta�y w tyle.
Ju�tylkogdzieniegdzie po�o�y�y si� k�py zaro�li, tu.
i �wdzie stercza�y wybuja�e,cienkie brz�zki, z kt�rych skapywa�y ��tejak wosk li�cie.
Zatrzyma�a go�ciana szuwar�w.
Otoczy� sypki, p�ochliwy szelest.
Zagwizda�.
Cicho, ostrzegawczo.
Nads�uchiwa�.
Gdzie� w pobli�u zapluska�a woda, zaszele�ci�o.
Kto� brn�� przezszuwary milczkiem, chybko par� naprz�d.
Ch�opak wszed� w wod� niemal po kolana.
Kity trzcin rozchyli�y si�raptownie, ukaza� si� kud�aty, bury pies.
W pysku ni�s� kaczk�.
Odebra� od psazdobycz, wrzuci� do parcianegoworka, jaki ni�s� naramieniu.
Za �cian�trzcin pos�yszeli zbli�aj�ce si� g�osy.
Przytaili si� obajw zmowie, ciszkiem.
Brunatna,ca�aw szramach i zadrapaniach r�kaopar�asi� na �biezwierz�cia.
Tutaj spad�y odezwa� si�kto� niewidoczny ca�kiem blisko.
Nie wida� burkn�� drugi.
Szkoda czasu.
Przecie� na w�asneoczy widzia�em.
To w�a� i szukaj zniecierpliwi� si� tamten.
Chlupot.
Pies drgn��, zje�y�a mu si� sier�� na grzbiecie.
Opalona d�o�zacisn�a si� na jego pysku, przezornie t�umi�c warkni�cie.
Nads�uchiwali,gotowi w ka�dej chwili czmychn��.
I tak byli u siebie.
Kto by ichz�apa�!
Szukaj wiatru w polu.
Grz�sko odezwa� si� kto� niepewnie.
Odpowiedzia�o mu niezrozumia�e mrukni�cie.
Wios�a napar�y na wod�,plusk zacz�� si� powoli oddala�.
Ch�opakspojrza�na niebo.
Koloru Worka, nisko nawis�e nad ziemi�,ci�kieod nadci�gaj�cej s�oty.
Nocka te� ju�niedaleko.
Zdecydowa�, �eczas wraca�.
Pies jeszcze buszowa� w szuwarach.
Gwizdn�� na niego izarzuciwszy parciank� na rami� ruszy� z powrotem.
Kiedy dotar�do sosen, obejrza� si� na jezioro.
Nibyzna� je na pami��, anapatrzy�si�nie m�g�.
Jakby w nimzatajone by�o czarne �wiat�opo�yskiwa�o smolist�, g�adk�, nieprzejrzan� toni�.
Pasmotrzcin srebrniej�ce, kiedysi� z wiatrem odchyla�o, matowe i zn�w po�yskliwe.
Torfowiska szarozielone, na kt�rychwypuk�e odznacza�y si� k�py riakrapiane jesiennym z�otem, rudzizn�, brunatnym, aksamitnym nalotem.
W poprzek jeziora zd��a�a ��dka, znacz�c dwie rozbiegaj�ce si�zmarszczki na g�adzi�nie wody.
Wie� tamby�a, dok�d p�yn�li my�liwi.
Drewniany pomost �wieci� z daleka �wie�ym drewnem, dalej parking, par�kopiastych, nastroszonych cha�upi klocki wyci�gni�tychw sznur, nowych,murowanych dom�w, wznoszonych snad� z my�l� o turystach.
Ch�opak rzuci� parciany worek, zbieg� do wody, abyobmy� oblepioneb�otem gumowce.
Pos�ysza� warkni�cie psa.
Odwr�ci�si�.
Jaki� obcy sta� po�r�d sosenek i
niezdarnie ogania� si� kijem.
Pies atakowa� w milczeniu, �lepia p�on�yczerwonym �wiat�em, wyszczerzone k�y nie wr�y�y nic dobrego.
Zostaw!
Nawyk�y s�ucha� tego g�osu pies natychmiast przylgn�� do ziemi.
Obcyrezygnowa�oporniej, ze z�o�ci� zamachn�� si� na zwierz�.
Ch�opakwyszarpn�� mu kij zr�ki, odrzuci� na bok.
Tylko spokojnie.
Czegosi� wtr�casz?
schyli�si� znowu pokij,ale tamtenprzydepta� go butem; by� znacznie szybszy od obcego.
Nie pozwol�bi� mojego psa.
Rzuci� si� na mnie.
To dziwne,bo on nigdypierwszy nie zaczepia.
W pobli�u le�a� worek.
Rozwi�zany.
Ach, tak!
Wi�cpies po prostubroni� w�asno�ci.
A jakim prawem tamten wtyka nos w cudze sprawy.
Czego w�szysz?
To by�prawie r�wie�nik.
Mo�e nieco m�odszy, ale za to bardziejwyro�ni�ty.
Na witaminkach chowany,miastowy lalu�.
Teportki pewniezagraniczne; jakto ogl�da rozdarcie, naw�asnej sk�rze mniej by mu chybazale�a�o.
Rabu� mutroch� przefasonowa� nogawk�, pomy�la� ze z�o�liw�uciech�.
Zajrza�em z ciekawo�ci.
Nic wi�cej.
Widzia�em, jak wraca�e� znadjeziora ztym kundlem.
Nie tw�j interes.
/
Jakkradniesz, to powiniene� si� lepiej pilnowa�.
Spraliby ci ty�ek,gdyby widzieli.
Spurpurowia�.
Ja nie z�odziej.
Rabu� podejmuje tylko to, co by si� zmarnowa�o.
Nikomunie robi� szkody.
Aha, takuwa�asz.
A ten '^aj�c w worku to te� z wody?
Ciekawe.
A mo�e sam ci wskoczy�?
Ch�tnie uwierz�, czemu nie.
Tylko,widzisz, nie jestem taki frajer, �ebym nie wiedzia�, jak wygl�daj� wnyki.
O,prosz�.
Oddaj!
Sczepili si�.
Za chwil� ju� si� tarzalipo ziemi.
Pies tylko nato czeka�,w��czy� si� do walki.
Zabierz tego bydlaka siekn�� obcy.
We dw�ch najednego?
Auuu!
Zabierz go, powiadam!
A b�dziesz pyszczy�?
Id� w czorty.
Nic mnie to nie obchodzi.
Rabu�, le�e�!
Zbierali si�, otrzepywali.
Spojrzeli nasiebie i naraz obaj wybuchn�li�miechem.
Pies chy�kiem ci�gn�� worek w krzaki.
Rabu�, oddaj.
Nie trzeba, piesku.
No,dobry pies, dobry.
Ale� mu imi� wymy�li�e�!
A co, mo�e nie pasuje?
�le mu z oczu patrzy.
A naprawd� jest naj�agodniejszy pod s�o�cem.
Tylko min�ma tak�
wojownicz�.
Ju� ja tam wjego �agodno�� nie wierz�.
Sk�d si� wzi��e�na tym odludziu?
Tutaj nikt nie chodzi.
Przyszed�em.
O, stamt�d machn�� d�oni� w kierunku wsi.
Sam jeste�?
Nie, ze starym.
O, ju� dop�ywaj�.
Z my�liwymi?
Aco, masz pietra?
Nie powiem, przecie� obieca�em.
Mo�esz sobie m�wi�.
Mnie tam wszystko jedno -- powiedzia�napoz�r niedbale.
Zaczekaj� na ciebie?
Na pewno po�egluj� teraz do gospody i pr�dkonie wylez�.
Zd���.
Ale to kawa� drogitak naoko�o.
Przeprowadz�ci� zdecydowa�,
podnosz�c worek.
Co z tymzrobisz?
spyta� z ciekawo�ci� obcyi?
Sprzedam.
% ^
Du�o ci dadz�?
:^ /
Nie twoja g�owa.
Mnie si� ka�dy gysz przyda.
, Ciu�asz?
Na co?
Chcia�bym st�dwyjecha�.
Zaczepi� si� gdzie� w mie�cie.
�le ci tutaj?
�leto mo�e i nie.
Ale dobrzete� nie.
Warto co� nowego zobaczy�.
Popr�bowa�.
A ty sk�d jeste�?
ZLublina.
Dobrze ci spojrza� z zazdro�ci�.
Tamten wyd�� wargi, ale nie powiedzia�nic.
Mo�e i ja bym te� na pocz�tek pojecha� do Lublina rozgada� si�,ca�kiem zbywszy nieufno�ci.
�eby to znale�� jak�� prac�.
Na budowiealbo gdzie.
A tu nie masz co robi�?
'"w
Iii tam skrzywi�si�.
Gospodarki tyle, co kot nap�aka�, a nasdo miski kupa.
Sze�cioro rodze�stwa.
Masz poj�cie?
A japomi�dzy niminajstarszy.
Ju� nam ciasno.
Poszed�bym, mo�e im b�dzie l�ej.
Tylko �e^trzeba par� groszy przynajmniej na pocz�tek, inaczej nie da rady.
Ty,s�uchaj, jaksi� nazywasz?
Pawe�.
Pawe� Janicki -,- doda� jakby niech�tnie.
A ty?
Staszek.
A na nazwiskojak?
';'Za�mia� si�.
,'-?
,?'
Lipka.
U nas we wsi same Lipkisiedz�.
Znaj�si�.
^iedz� wszystkoo sobie.
Czasemto si� czuj�, jakbym by� go�y.
Bez jedj^�j nitki, jednejsprawy na w�asno��, -'i
O tym twoimprocederze wskaza� na parciank� te� wiedz�?
Jak�ezdziwi� si�.
Wuj ode mnie zwierzyn� kupuje.
Psiegroszeniby, ale zbyt zapewniony.
A on ma stale kupc�w.
Zmiastai.
w og�le urwa�, poj�wszy widocznie, �e si� zanadto zagalopowa�w tej szczero�ci.
Pawe� gojakby prowokowa�.
Du�oty tam pod�apiesz powiedzia� lekcewa��co.
Staszkowi z�by zal�ni�yw szerokim u�miechu.
'
Akurat, b�d� ci si�, my�lisz, spowiada�.
Gdyby si� tw�j tatodowiedzia�.
Ja munie powt�rz�.
'
To si� tylko tak m�wi.
S�owo.
Szli przez chwil�w milczeniu, wreszcie Staszek zerkn�� z ukosa natowarzysza i zagadn��:
Ty po co z nimi przyjecha�e�?
Strzelbynie masz?
Nie dadz� skrzywi� si� Pawe�.
Jeszcze mi lat brakuje, wiesz?
Zreszt� nawet gdybym m�g�, to i tak bym nie polowa�.
Mnie to niebawi.
A coci�bawi?
Tak po prawdzie nic.
Zalewasz.
Niby dlaczego?
Spotkali�my si�,rozejdziemy,nic o mnienie wiesz.
Wi�cej nie przyjad�.
M�wi�, �etu pi�knie.
Jezioro, las.
Widzia�em lepsze rzeczy.
Na przyk�ad?
w
W lecie byli�my w Bu�garii.
Swoim samochodem doda� od
niechcenia.
Staszek gwizdn��,a� Rabu� nastawi� uszu.
I jak tam w tej Bu�garii?
Opowiedz.
Pawe� zdawa�si� nieco zaskoczony tym ��daniem.
No, rozumiesz,gor�co, upa�.
D�ugo by trzeba gada�.
Przywioz�em
ca�� fur� zdj�� i widok�wek.
Staszek nie dawa�si� zby� byle czym,wi�c chcia�, nie chcia�, co� tamwyst�ka�.
Wyszlizn�wna moczary.
Rozmowa si� urwa�a, trzeba by�opatrze� pod nogi, bagno kusi�o, wci�ga�o.
Staszekprowadzi� z nieomyln�pewno�ci�,jakby ten zawi�ykurs z k�py na k�p� ��czy�a bita droga.
Ty tutaj chyba ka�de drzewko znasz pochwali� Pawe�.
Nochyba.
Jak�e to tak po �wiecie na �lepo �azi�?
�yciaszkoda.
Pawe� zmilcza�.
A tyco?
zagadn�� go Staszek przezrami�.
Przebrn�liw�a�nie b�otnist� strug�.
Rabu� przystan��i ch�epta�leniwie
s�cz�c� si� wod�.
Co ja?
nie zrozumia� pytania Pawe�.
No co robisz na tym �wiecie?
Dobrewra�enie?
Nie pozwalaj sobie za wiele.
Spyta� nie wolno?
Ucz� si� mrukn��.
Czego?
Wszystkiego po trochu.
Jak to w szkole.
Znaczysi�: do szko�y ucz�szczasz?
upewni� si� Staszek.
Ubawi�o go tosformu�owanie z takim namaszczeniem wypowiedziane.
Ucz�szczam potwierdzi� zpowag�,
Do jakiej?
Doog�lniaka.
Aha.
A potem?
Co� ty si� mnie uczepi�jak rzep psiego ogona?
Potem,potem.
Zobaczy si�.
Stary za�atwi jakie� studia.
Mnie tam wszystko jedno, co b�d�
robi�.
Byle tbrsiaki lecia�y.
Forsy potrzeba, pewnie.
Bez tego dalekosi� nie ujedzie.
A jak ju�
uzbierasz dosy�, toco?
A bo ja wiem.
Daj�e ty mi �wi�ty spok�j.
To pewnie zechc� jeszcze
wi�cej.
Wiesz, Pawe� powiedzia� Staszek zostaw ty mi sw�j adres.
10
Je�eli b�d� kiedy w Lublinie, to do ciebie wpadn�, dobra?
Mo�e ty albotw�jtato pomogliby�ciemi si� gdzie zaczepi�.
Ja si� nie boj� �adnej roboty.
Pawe� zagryz� wargi.
Nie w smak mu to posz�o.
Aleg�upio odmawia�.
Wymienili adresy.
Pawe� niedbale schowa� wymi�ty karteluszek do kieszeni.
A co zrobisz zpsem?
spyta�.
Zostawisz gotutaj?
Jeszcze czego?
zaperzy� si� Staszek.
�eby mi go struli?
Zabior�.
Ciekawe, co mu dasz �re�.
Ju� on na siebie zapracuje.
Nieb�jsi�.
W mie�cie zaj�cynie ma i kaczki te� nie z�apie.
Chyba, �echcesz znim sztuki pokazywa�.
^ Ja si� na b�azna nie zamierzam wynajmowa� Staszek poczerwienia�.
Ina chleb od ciebie nie b�d� wo�a� ani dla psa, ani dla siebie.
Niemasz si� o co obra�a�.
Po�egnali si� jednak ch�odno.
Staszek chyba �a�owa� swojej poprzedniejpro�by-Pawe� zak�opotany i nad�typobieg� w stron� gospody, jakby si�pali�o.
Staszekprzystan�� opodal domku kempingowego, z kt�regop�atami ob�azi�a ��ta farba, i spoziera� w �lad za nim.
Pies tr�ci� go �bem wkolano.
Ch�opiec rzuci� na niego okiem, westchn��, pokr�ci� g�ow�.
Br�zowe �lepia wpatrywa�ysi� we�z uwag�, zwierz� zdawa�o si�odgadywa� my�li.
Pawe� tymczasem min�� zaparkowanego przed gospod� wi�niowegofiata.
Spojrza� na zegarek.
Najdalejza p� godziny powinni st�d rusza�,je�eli maj� przed noc� zd��y� do Lublina.
Stan�� w progui zakr�ci�o musi� w g�owie od skwa�nia�ego odoru piwa i potu.
T�oczno tu by�oizgie�kliwie.
Zagadn�� kelnerk� o my�liwych.
Wskaza�as�siedni pok�j.
Tamju� na dobre kurzy�o si� z g��w, kielichy kr��y�y g�sto.
A, jeste�nareszcie.
Gdzie�e� si� wa��sa�?
Stul g�b�, Janicki powiedzia� starszy m�czyzna o czerwonejtwarzy i byczym karku.
Ty u�ywasz, daj�eich�opakowi troch�swobody.
Masz, Pawe�,napij si� nala� kieliszek.
Pawe� prze�kn��.
Zapiek�o go w gardle,obrzydliwo��, ale trzyma� fason.
Jak si� uda�o?
Tw�j stary to fuszer.
Stale pud�owa�.
Ja mam sze��, Antek cztery.
Nie pudiowa�em zaperzy� si� Janicki.
Spad�y gdzie�wtrzciny,nie mog�em podj��.
M�wi�em, �e potrzebny pies.
To go sobiekup.
Sta� ci�.
11
-.^SP^(--.
Akurat mi w g�owie takie zabawy.
Wiesz,ileroboty z psem.
Niech syn chowa.
Ten g�wniarz?
Lepiej, �eby nauki pilnowa�.
Tuman zniegowyro�nie.
Dure�.
Stale przychodz� wezwania ze szko�y.
I je�dzisz?
Nie mam czasu.
Matka niech pilnuje.
Ale ona do tego zdatna zakl��.
Nieszkodzi, nieszkodzi' �agodzi� Jura�, coraz bardziej czerwonyna g�bie.
M�odo�� maswoje prawa.
Wszyscy kiedy� byli�my wjegowiekui wiemy, jak to jest.
No to pod t� matur�.
Pawe�.
Ja w jegcwieku.
be�kotliwie podj�� Janicki.
Co tu du�ogada�.
Wojnam�odo�� zabra�a.
W�asnych piersi cz�owiek nadstawia�,�eby tacyjakten tutaj wskaza�na Paw�a mogli teraz puchemporasta�.
Jura� wybuchn�� �miechem.
Nie przefasonujesz si� na bohatera, Janicki.
Jeszcze s� tacy, kt�rzypami�taj�, jak z Niemcami handlowa�e�.
�y� trzeba.
Nikt nie jest �wi�ty.
Handel nie handel, cz�owiek si�nara�a�.
Mo�e iracja wtr�ci� pan Antek.
Czasy by�yniebezpieczne.
Kto na swojej sk�rze do�wiadczy�, ten wie.
Nie tak w ksi��kachopisuj� zwr�ci� si� do Paw�a bardziej pokazowe, wspaniale.
M�jojciecte� nie inaczej maj�tku si� dorabia� be�kota� Janicki Jeszcze w tamt� wojn� za�atwia� dostawy dla wojska.
Siano, fura�,jakpopad�o.
Nie by�o czasu na nauk�, �ycie uczy�o, los j�zyk mu si�coraz bardziej pl�ta�.
Pawe� skrzywi� ironiczniewargi.
Po tym dziadku s�awa zosta�a nienajlepsza.
Sk�piec, chytrus, mawiali ludzie.
Nieu�yty, dodawali inni.
Niezdarzy�o si�, �eby komu pom�g�, o swoje zabiega�,owszem, O�eni� si�powt�rnie,bogato, z wdow�,wnios�a mu maj�tek, a jak�e.
Ch�opaka zdomu przegna�a, to by�o chyba w trzydziestym �smym, ojciec nie lubi� legowspomina�, mia� w �yciorysie takieciemne miejsca, z kt�rych si� niezwierza�, kt�rych nikt nie zna�.
Paw�owi zrobi�o si� go nieco�al.
Ca�e �yciedobija� si� o t� fors� i co mu z tego, staryju� jest teraz dopierospostrzeg� zmarszczkiwok� oczu, bruzdy ko�o ust.
Powiod�o ci si�, Janicki podchwytliwie powiedzia� Jura�.
Samoch�d, dom, zagraniczne wycieczki.
M�wi�, �ena z�ocie siedzisz.
/ Co komu do tego!
r�bn�� pi�ci� w st�.
13.
Bo to, wiecie.
pan Antek przechyli� si� przez st�, co� szepta�.
Pawe�ujrza�, jak ojcu twarz st�a�a,',oczyzrobi�y si� naraz uwa�ne,przenikliwe.
Wsta�, chwyci� pana Antka za r�kaw.
Zam�wimy jeszcze z p� metra, co?
Suszy mnie i poci�gn�� go dobufetu.
Jura� zachichota�.
Co jest grane?
spyta�Pawe�.
'
Jura� obliza� wargi.
Ma�e, zalanesad�em oczka u�miecha�y si� z�o�liwie.
Co� tam w trawie piszczypowiedzia�.
Szumeksi� robi wok�s�odkiej kampanii.
Brali podobno ludzi na spytki.
R�nie gadaj�.
Wieszco, synku zni�y�konfidencjonalnie g�os lepiejsi� tym nie interesuj.
Czasem wygodniejnic nie widzie� ani s�ysze�.
To co� powa�nego?
�ycia nie znasz?
Co w nim jest powa�ne?
Wszystkog�upota i tyle splun��.
Ale tw�j starymocno wsiodle siedzi i nie dasi� wykopsa�.
Nieb�j si�.
Ja si�nie boj� powiedzia� Pawe�.
Ale chcia�bymwiedzie�.
Ot, uparty przeci�gn�� Jura�.
A ja ci ju� m�wi�, synek, w lewopatrz.
Ciebie to nie dotyczy zako�czy� spiesznie, bo oto nadci�gali tamciz nowym zapasem paliwa.
Poprowadzisz w�z.
Pawe� powiedzia� ojciec.
My, rozumiesz,nie tego.
Raz si� �yje, nie?
Doro�niesz, to sam zobaczysz, jak to jest.
P�no ju�, trzeba wraca�.
Widzisz, �e pe�nabutelka na stole.
Nie zostawimy tak sierotki.
Coza r�nica godzin� wcze�niej, godzin� p�niej zaoponowa� Jura�.
Ciekaw by� widocznie wymiany zda� przy bufecie, bo zagadywa�i tak, isiak.
Pawe� zasun�� si� w k�t i stamt�dprzys�uchiwa� rozmowie.
Nudzi�o go iz�o�ci�o, �emusia� tu z nimi siedzie�.
W og�leniemia� ochotyna t�eskapad�.
Wiedzia� dobrze, jak si� sko�czy.
Nie nowina mu toi hiedziwota.
Przywyk�.
Wola�by z ch�opakami i�� do kina.
Albo nadyskotek�.
Staryjednak za darmo forsy nie dawa�.
Kaza�, trzebaby�o jecha�.
Obieca�kupi� kamer�.
Przyda si�.
�eby nie ta szk�ka!
Ale stary si� zawzi��.
Albodo szko�y, albo do robotyod tego nieby�o odwo�ania.
Ostatecznie wog�lniakuPaw�owi sz�o nie najgorzej.
Na pa�stwowe stopnie i tak si�zarobi, wystarczy pos�ucha� tego, co na lekcjach, tumanem nie by�.
Czasempodpowiedzieli, czasem si� odwali�o od kolegi za par� dych jako�lecia�o,i zawszeweselej ni� gdzie� na wsi, w Go�cieradowie, siedzie�.
14
Kumpli mia� tajnych.
Zgrywusy.
Jak si� wzi�li za tego m�odego nauczycielaodhistorii!
Jest nadzieja,�e do wakacji gowyko�cz�.
Sam z�o�y podanie oprzeniesienie.
Chcia� kole�e�skich uk�ad�w, prosz� bardzo, kaza� si� tyka�,czemunie.
Teraz ju� mogli sobie na to pozwoli�, �eby nim jawniepomiata�.
Ale frajer!
...powa�nie my�lisz wyjecha�?
dobieg� gostrz�pekrozmowy.
Tociekawe.
Nastawi� uszu.
A co mi tam machn�� r�k� stary Janicki.
Jaksi�u�o�y, toczemu nie.
Gdzie forsa tam ojczyzna.
Rodzin� by�sprowadzi�?
To zale�y.
Ch�opak swoje lata ma, niech o sobie my�li.
Ja w jegowieku.
Stara�piewka.
Pawe� zn�w si� wy��czy� z nas�uchu.
Zna� t� histori�.
Odkilkulat si� wa�kowa�o.
Stary nie m�g�si� zdecydowa�.
�ci�ga� go jaki�jego znajomek do RFN.
Zarobkimia�y tam by�ze wzgl�du na brak si�yroboczej nies�ychanie wysokie.
W czasie okupacji bylivolksdeutsche, ateraz s� volkswagendeutsche za�mia� si� Jura�.
Na volkswagena zarobisz.
Nawet je�eli tobie samemu si� nie uda, to ch�opaka pchnij.
Niechsi� po �wiecierozejrzy.
Zamykamylokal oznajmi�a korpulentna kelnerka.
Przynios�am rachunek.
Co wy w tej dziurze z kurami chodzicie spa�?
Janicki, p�acisz?
Panijeszcze policzypiwko, we�miemy na drog�.
Ty, Anto�, co tobie?
Masz cilos!
Usn��!
Anto�, bo�a kr�wko, obud�si�, jedziemy do domu.
Wytoczyli si� wreszcie z knajpy, upchn�li w.
fiacie.
Pawe� g��bokoodetchn�� wilgoci�, zapachem bliskiejwody, butwiej�cych li�ci.
Zacina�ostry kapu�niaczek.
Ciemno cho� oko wykol.
Wy��czy� �wiat�a, powoli ruszy� zmiejsca.
Czu� si� troch� niepewnie,szumia�o mu we �bie.
Wprawdzie nie pi� wiele, ale.
Czy ty.
Pawe�, zakonduktem jedziesz?
Wy�a�,ja poprowadz�.
Daj ch�opakowi spok�j, Janicki.
Niech jedzie, jak uwa�a.
Dla twojejprzyjemno�ci nie chc� w rowie le�e�.
Sied�, pijanico, i nierozrabiaj.
Kto pijanica?
Ja?Powt�rz to jeszcze raz.
Cicho, cicho.
Masz, napij si� piwka, to si� uspokoiszWerwowy si�zrobi�e� taki, �e strach z tob� rozmawia�.
To pewnie ztychburak�wci nam�zg pad�o.
Janicki zagulgota�, co� tam jeszcze gada�, ale go widocznie�wie�e
15.
i-BBy"
powietrze rozebra�o i sen zmorzy�, bo rych�o zachrapal;tsWkr�tce
zawt�rowali mu towarzysze.
Pawe� odetchn�� z ulg�, �e si� ta rozmowa sko�czy�a.
Czu�si�upokorzony, by�o mu jakbywstyd, chocia� nie potrafi�by okre�li�przyczyn.
Niby normalka.
Przywyk�.
Inni, kt�rych zna�, post�powali im�wili podobnie.
Chyba�e takie�ajzy jak ten szkolny historyk.
Takimdawa�o si� w ko��, �eby siedzieli cicho.
�ajzy.
Ufni i potulni.
Zawszeskorzy do wyci�gni�ciar�ki, czy trzeba, czy nie trzeba.
Zas�ugiwali nakoc�w�, uch, jeszcze jak.
Koc�w� danoWie�kowi.
Koleganiby.
Te� ofiara.
'Samsi� naprasza�.
S�usznie dosta�.
Pawe� gowprawdzie wybroni�spoconego jak mysz,zmi�toszonego.
Podobno Wiesiek mia� wad� serca czyco� w tym rodzaju.
Takiegozszarga�to �adna zabawa.
Nawet nie umia� si�bi�.
Paw�ato znudzi�o, dlatego przerwa�, nie z �adnej lito�ci, sk�d.
Ch�opakom si� narazi�, w�ciekali si�potem na niego.
Wkurzy�ogo to.
Troch� im na z�o�� oznajmi�, �e Wie�ka bierze na siebie i spierze ka�dego,kto go palcem ruszy.
Taki kaprys, nie?
Boczyli si�,ale mores znali.
Przestali gamoniowi dokucza�.
Patrzylijak na powietrze, nie istnia�dlanich.
A ten ciapul nie mia� niclepszego do roboty, ni� przywi�za� si� doPaw�a.
Ubrda� sobie, �eto przyja��.
Paw�a a� muli�o odtej serdeczno�cii rozmazania.
Traktowa� Wie�ka jak niewolnika.
Skoro si�ofiara naprasza, niech s�u�y.
Droga by�a w�ska, wyboista.
Do�yw asfalcie pe�ne wody, wje�d�a� wnie wzniecaj�c bryzgi b�ota.
Nawetgo to bawi�o.
Reflektorywy�awia�y zciemno�ci wiechcie drzew, tu i�wdzie zwisa�y jeszcze brunatnymi strz�paminieliczne li�cie.
Po obu stronach szosy ci�gn�ysi� pola,p�askie, rozmi�k�e,przygotowane pod zim�, podzaspy, ci�kie, zamkni�te w sobie.
Zabudowania, wsie, jakie mijali, te� ju� by�y ciemne, u�pione.
Nawetpies nie zaszczeka�.
Pawe� przebija� si� przez noc iprzez, t� uporczyw�m�awk�, a jakby si� nie posuwa�, jakby si� kr�ci�w miejscu.
Ogarn�� goniczym nie daj�cy si� wyt�umaczy� l�k.
Mo�e si� ju� nigdy st�d niewydostan�, pomy�la�.
Obr�ci� si� do towarzyszy, ale ci spali pokotem;
Mimo ichobecno�ci by� sam.
Poczu� sucho�� w gardle.
Spi�em si� czy jak,;
pomy�la�.
Nigdy mi si� to dot�d nie przytrafia�o.
;'
Skrzy�owanie.
��ty drogowskaz.
Lublin 56 kilometr�w.
Przeczyta�i odetchn�� z ulg�.
Przy�pieszy�.
Naraz na skraju szosy,prawie tu� przed mask� zobaczy� le��cegocz�owieka.
Zahamowa� tak gwa�townie, �e pobudzili si� jego pasa�erowie.
'
Zdumia�e�, Pawe�?
Jak jedziesz?
Uwa�aj!
16
,W;
Co si� sta�o?
Cz�owiek na drodze.
Chyba jaki�wypadek.
Co typleciesz?
Faktycznie, le�y.
O, tam.
Pawe� otworzy� drzwiczki, by�ju� jedn� nog�na zewn�trz, kiedy ojciecprzytrzyma� go za r�kaw.
Co robisz?
P�jd�, zobacz�.
Mo�e trzeba pom�c.
Zg�upia�e�?
Pewnie go kto� potr�ci� i zwal�na nas.
Jed� dalej, niechsobie le�y.
A je�eli jest ranny?
Co ci� to obchodzi.
Nie twojasprawa.
Zostaw, Pawe�ek popar� go Jura�.
Z milicj� nigdyniewiadomo, jeszcze si� przyczepi�, chocia� my Bogu ducha winni.
Zobacz�,�epopili�my, b�d� nieprzyjemno�ci.
Ale jak�e tak cz�owieka zostawi�?
Niepodskakuj,jed�, m�wi� twardo powiedzia� ojciec.
Truposzczakowi nicnie pomo�esz.
Pawe�ek, a rannego kto innyzgarnie.
Ludzie t�dy cz�stoje�d��.
Ich k�opot,nie nasz.
Czu�, �e ich nie przekona.
Ruszy� z oci�ganiem.
Mijaj�c zobaczy� nogiw gumowych buciorach, wetkni�te do �rodkasukienne spodnie.
Resztatu�owia gin�a wcieniu.
Obok k�tem oka dostrzeg� po�yskmetalu.
Naskraju rowu utkn�� zwichrowany rower.
Gdyby przynajmniej ten cz�owieknie le�a� tak na szosie,pomy�la�.
Nogi mo�e mu obci��, je�eli kierowcaw czas nie zahamuje.
Niech si�dzieje, co chce.
Stan��, zanim go zd��yli zatrzyma�, wyskoczy�.
Przebieg� kilkadziesi�tmetr�w, pochyli� si� nad le��cym.
Uj�� go za r�k�.
Przebieg� go dreszcz.
Lodowato zimna.
Ba� si�dotkn�� twarzy.
Ba�si�.
Odci�gn�� te bezw�adnenogi na skraj rowu.
Wraca� p�dem, nie ogl�daj�c si� za siebie.
Dure� powiedzia� Janicki.
^l1^;"'.
1;;
Jura� si� nie odzywa).
,?^;" ; "?
;
Pawe� czu� si� podle.
Tch�rz, n�dzny tch�rz, powtarza� wmy�lach.
A comia�em zrobi�?
Tamci s� przeciw mnie,pr�bowa� si� sam przed sob�usprawiedliwi�.
Ale banda!
I lo niby porz�dni ludzie.
Na stanowiskach,odpowiedzialni, godni zaufania.
Poprostu nie lubi� k�opot�w.
Mo�e to irozs�dne.
Po co si� nara�a�?
Tylko.
Gdybym jatam le�a� i zdycha�, te� by
si� Tnie zatrzymali?
Pojechaliby dalej.
Zn�w poczu�zimny dreszcz wzd�u�- ^-' ^ \
kr�gos�upa Wyobrazi� sobie, jakle�y bezw�adny, p�przytomny w b�ocie,
77.
pod tym lodowatym deszczem.
Ka�dego przecie�mo�e spotka� to same I
je�eli go wtedy omin�.
By� roztrz�siony, przesta� panowa� nad wozem.
Par� razy zbyt ostro�ci��zakr�t, ledwie zdo�a� jako� wyhamowa�.
Zwolni�.
Deszcz si� nasila�,strugi wody zalewa�yszyby.
Wycieraczki pracowa�y miarowo,ale i takci�ko mu by�o prowadzi�.
Odetchn�� zulg�, kiedy wjechali do Lublina.
Zatrzyma� si� przed hotelem.
Pan Antek chwia� si� na nogach,Janickici�gn��go za sob� jak t�umok.
Jura� spiesznie wyjmowa� z baga�nika ubite
ptactwo.
Zejd� ojcu z oczu, Pawelek, radz� ci.
Wy�pisi�, tomu z�o�� minie.
No, trzymaj si�.
Pawe� pos�ucha� rady.
Zatrzasn�� drzwiczki i nie ogl�daj�c si�, ruszy�
przed siebie.
Nie mia� ochoty wraca�na stancj�.
Gospodyni nie przebiera�aw s�owach.
Nie darowa�aby mu, gdyby si� teraz po nocy wtarabani�.
Wola�
unikn�� awantury.
Szed� bez celu pustymi o tej porze ulicami.
Deszcz nie zach�ca� dospaceru.
Naci�gn�� kaptur wiatr�wki, wbi� r�ce w kieszenie.
Ciekawe, czytamtego kto� podni�s� z drogi?
A mo�e on jeszcze �y�?
Czy nie wyko�czysi� na tym zimnie?
Przystan�� przed ksi�garni�.
Kolorowe ok�adkiksi��ek.
Ich tyiu�y nic mu jednak nie m�wi�y.
Telewizja, kino to co innego, by�o si�na co pogapi�, zapomina�o si� po godzinie, jako� czas lecia�.
Ksi��ki goniecierpliwi�y.
Zmusza�y do zastanawiania si�, dlaczego tak, a nie inaczej,zreszt� to �garstwa, w �yciu wszystko dzia�o si� na innych zasadach.
Wsun�� r�k� g��biej do kieszeni.
Co� brz�kn�o.
Kluczyki od wozu?
Zapomnia�odda�.
Powinien je zostawi� w recepcji.
Stary si� w�cieknie,
skoro ich rano nie znajdzie.
'
Zawr�ci� i naraz a� zagwizda� zaskoczonynowympomys�em.
W�a�ciwiedlaczego by nie!
Stary si� nie dowie.
Benzyny jeszcze wystarczy napar�godzin.
Potem odstawi w�z na miejsce i w porz�dku.
Przytulniej b�dzie ni�
tutaj na tymdeszczu.
Zanimwsiad� do fiata, najpierw si� bacznie rozejrza� dooko�a.
Ani
�ywej duszy.
Skr�ci� w pierwsz� przecznic�rad,�e mu si� tak gracko uda�o.
Nigdy dot�d nie mia� tego wozu tylkodlasiebie.
Stary by� o niego
zazdrosny jak o dziewczyn�.
Pawe� rozpar�si� wygodnie.
Gdyby nie ta parszywa pogoda,m�g�byskoczy� gdzie� dalej, ale w tejsytuacji to �adna zabawa.
Lepiej si� pokr�ci�pomie�cie.
Mo�e zajrze� na dworzec i podebra� kogo� na �ebka?
W kolejce podg�stym deszczem przedreptywa� znogi na nog� wcale
18
liczny t�umek podr�nych.
Taks�wki kursowa�y niezbyt cz�sto, ludzieniecierpliwilisi�, psioczyli.
Pawe� zatrzyma� si�na parkingu, opu�ci� okienko, wyjrza�.
Dziewczynaw czerwonych spodniach podbieg�a ku niemu.
Zabierze mnie pan na LSM?
Otaksowa�j� spojrzeniem.
Niczego sobie.
Co za to dostan�?
Wszystko, czego pan zechce roze�mia�a si�tylko prosz� mniewpu�ci�, bo mi si�leje za ko�nierz.
Przecie� pani ma parasolk�powiedzia� przekornie, ale otworzy�drzwiczki.
Czu� si�panemsytuacji.
Bawi�o go to.
Zbli�y�a si� kobieta z dzieckiem rozkapryszonym,markotnym,zaspanym.
Mo�e naKalinowszczyzn�?
W przeciwnym kierunku odpar�a za Paw�a dziewczyna iwsun�wszy si� na miejsce obokniego zatrzasn�a drzwiczki.
Nie op�dzi�by si� panod pasa�er�w.
Kobieta cofn�a si� z wyrazem zawodu w oczach.
Pawe� nawet mia�ochot� j� zawo�a�, ostatecznie wszystko mu jedno,skoczyliby najpierw na
Kalin�, ten brzd�c by� ca�kiem wypompowany, to wida�, ale zrobi�o mu si�wstyd przed dziewczyn�, wi�c ostro ruszy� z miejsca.
Z nieba mipan spad� miaukn�a.
Mam szcz�cie.
Na imi� mi Pawe�.
Beata.
Dok�d lecimy?
Na Wajdeloty.
�adne masz imi�.
Pawe�.
To tw�j w�z?
M�j.
�ci�gn�a czapk�, puszyst�, z jakiego� cieniowanego moheru.
Szal takisam, d�ugi chyba napar� metr�w mia�a okr�cony wok� szyi.
Czarnagrzywkar�wno przyci�ta nadczo�em,du�e, ciemne oczy, drwi�cyu�mieszek wk�cikach warg.
Zapalisz?
Nie smakowa�y mu papierosy, nie pali�, ale nijak si�by�o przyzna�.
Dziewczyna imponowa�a mu swobod� bycia, pewno�ci� siebie.
Potwierdzi�.
Zapali�a, wsun�a mu do ust papierosa, przeci�gn�a palcami popoliczku.
Po co przyjecha�e� o tej porze na dworzec?
Teraz�aden poci�g st�dnie odchodzi.
19.
Czeka�em na ciebie.
Roze�mia�a si�, rada z odpowiedzi.
Fajna babka, pomy�la�.
B�dzie si�czym pochwali� przed kolegami.
�aden z nich jeszcze nieustrzeli� takiej
kici.
A ty?
Nie widzisz?
Wracam.
A sk�d?
Ze stolicy.
Pobieram tam lekcje rysunku.
Korepetycje jak wolisz.
Starym si� ubrda�o, �e mnie po�l� na architektur�.
Za�atwiaj� na prawo ilewo,szalenie tym przej�ci.
Mnie to nawetbawi, wi�c nie protestuj�.
Co
tydzie� je�d��.
O kt�rej ten poci�g wychodzi z Warszawy?
Strasznie d�ugie tetwoje
lekcje.
Parskn�a �miechem.
Po p�nocy.
Masz racj�, ale trzeba korzysta� z okazji.
Nie boisz si� tak samapo nocy?
Przecie� nie jestem sama.
Teraz i tutaj.
A tam?
Tym bardziej.
Poczu� si� ura�ony.
Jednocze�nie, zaciekawiony, chcia�si� czego� wi�cej
o niej dowiedzie�.
Zwolni�.
Zawsze tak wolno je�dzisz?
spyta�a.
To si� bardzo chwali,
taka ostro�no��.
Pierwszy raz jad� z kim� tak przezornym.
W�ciek�y doda� gazu.
Uwa�aj,czerwone �wiat�o poczu� jej r�k� na kolanie.
Kierownicaskoczy�a mu wr�kach.
Przelecieli'przez skrzy�owanie tu�przedmask�nadje�d�aj�cego stara.
Paw�owi �cierp�a sk�ra.
�adnie powiedzia�a Beata.
'Nie m�g� si� zorientowa�, co przewa�a�o w jej g�osie aprobata czydrwina.
Nie dane mu jednak by�o zastanawia� si� zbyt d�ugo.
Opar�a rami�za jegoplecami.
Ch�tnie si� jeszcze kiedy� z tob� przejad�.
Jak na ciebie m�wi�?
Zwyczajnie.
Pawe�.
To ja b�d� niezwyczajnie, naprzyk�ad: Pablo.
Podoba ci si�, Pablo?
Zreszt�czychcesz, czy nie chcesz, tak musi by�.
Przyjedziesz kiedy po
mnie?
Jak sobie �yczysz odpar�.
Dobrze mito wysz�o, pomy�la� zsatysfakcj�.
Niech jej si� nie zdaje, �e mi na niej zale�y.
�ycz�sobie powiedzia�a i doda�a po chwili: W�a�ciwiewcalenie mam ochoty wraca� do domu.
Czeka kto�na ciebie?
Nie wiem odpar�a zdziwiona.
Chyba nie.
A ty gdziemieszkasz?
Na stancji i po sekundzie namys�u doda�: Imam j�dz�gospodyni�.
Aha.
To szkoda.
Z szerokiej arterii skr�ci�pod g�r�.
Spi�trzy�ysi� woko�o ciemnezwaliska blok�w.
Gdzie� tutaj mieszkasz?
Tak, zatrzymaj si� ko�o kiosku.
Przyjedziesz po mnie, Pablo?
Oczywi�cie jaktylko skombinuj� w�z, pomy�la�.
Staremuniepr�dko przytrafi si� znowutakie ca�kowite za�mienie.
Tu masz adres wyci�gn�a szmink�, namaza�a na szybie.
Aterazzap�ata, szybko.
Co? nie zrozumia�.
Odrzuci�ag�ow� w ty�, zn�wsi� roze�mia�a.
Nie masz ochotypoca�owa�?
Nieudawaj.
Przyzwolenie, zach�ta?
Poczu� na wargach smak szminki, zobaczy� zbliska sztywn� szczotk� rz�s z grubo nawo�onym tuszem, �e te� jej si� nierozmaza� na takim deszczu, .
pomy�la� zniejakimzdziwieniem.
A taszminka, tuj, jakbym zakopcony rondel ca�owa�.
Beata ju� znik�a, a on jeszcze siedzia�, teraz dopiero zamroczony,podniecony.
Zamroczony jestem tob�, to nawet efektowne, musz� jejtoszepn�� nast�pnym razem.
Trzeba sobie przygotowa� par� powiedzonek,�eby mnie zn�w czym nie ustrzeli�a.
Strasznie drze nosa.
I zachowuje si�jak stara.
Amo�e k�amie?
Niby szko�a, niby architektura, ale co� mi tu nieklapuje.
Zreszt� to nie maznaczenia.
Nic mnie nie obchodzi jej intymny�wiat.
�adna jest, tb wystarczy.
Tylkojak wycygani� w�z od starego?
Przecie� mu nie powiem prawdy.
A mo�e uderzy�do matuli?
Te� nanic.
Ona tak zaj�ta sob�, �e jej stale przeszkadzam.
Wola�aby, �ebym w og�lenieistnia�.
Po co jejpsu� dobre samopoczucie.
Jako�wybrn� duma�,zje�d�aj�c w stron� �r�dmie�cia.
Postawi� w�zna bocznej ulicy, kluczyki rzuci� przed hotelem.
Starypomy�li,�e zgubi�, a w�z i tak znajd�.
P�jdzie to na rachunek jakich�nieznanych sprawc�w,my�la� rad z siebie.
Na progu swego mieszkaniaspotka� gospodyni� szykuj�c� si� natarg.
Wyrecytowa� jej u�o�on�
21.
napr�dce historyjk�, �e ojciec wywichn�� nog� na polowaniu i �e musia� gowozi� do pogotowia, tam gips mu zak�adali, okropno��.
Potem odstawi�ojczulkado Go�cieradowa, w pielesze rodzinne,sk�d oto wraca pierwszymporannymautobusemi tak go to wyczerpa�o, �e chyba dzisiaj nie p�jdziedo szko�y.
Rad by� nawet z siebie, bo mu ta opowie�� wysz�a niezwykledramatycznie, ale gospodyni wys�ucha�a jej z kamienn�twarz� i czu�o si�,�enie wierzy ani jednemus�owu.
I po coja si�tak fatyguj�,pomy�la� zgorycz�.
Wy�wi�ci�aby mnie z cha�upy, gdybynie czu�a tatusiowej forsy.
Ale na pewno przy najbli�szejokazji poskar�y.
Niechtam.
Przebiera� si� w suche ubranie, kiedy naraz z�apa� si� za g�ow�.
AdresBeaty!
Co za ba�wan z niego!
Tam na szybie!
Mo�e jeszcze zd��y zetrze�.
Ba, ale to odwewn�trznej strony.
Choroba, ale wdepn��.
Co za idiotka!
Chcia�a si� popisa� oryginalno�ci�.
Masz diable kaftan.
Stary, je�eli si�dowie, nie przepu�ci.
Lepiejmu si� nie pcha� w oczy, zej�� z pola widzenia.
Ogarn�� si� ipierwszy razw �yciu wyrwa�do szko�y, jakby si� pali�o.
Ko�o po�udnia wywo�ano go z klasy.
Wyskoczy� nakorytarz izdr�twia�.
Dyro, obok niego stary.
Szed� sobiewolniutko i kombinowa� gor�czkowo, co powiedzie�naswoje usprawiedliwienie.
Ale w ko�cu c� si� takiego sta�o?
Przecie�tegowozunie zjad�em,tylko go po�yczy�em.
Dyro zak�ada� mow� ouczciwo�ci i podobnych duperelach.
Stary kr�ci�na palcu kluczyki.
Czeka�.
�eby tylko niespyta�o Beat�, przemkn�o przezg�ow� Paw�a.
Bo wtedy le�� i kwicz�.
Dyro sko�czy�.
Popatrzy�, pokiwa� g�ow� i wyszed� zostawiaj�c ichsamych.
Przecie� mnie nie zleje,my�la� Pawe�, niechby tylko palec na mniezakrzywi�, nie zdzier�� i oddam.
Oddam, bo.
Ojciec wsta�, podszed� do niego.
Ujrza� przekrwione oczy,zaci�to��,mo�e nawet nienawi�� w tejtwarzy.
Zaskoczy�o go to, zastopowa�o.
Stalitak bez s�owa, mierz�c si� przez chwil�oczyma.
-
Stary Janickipodni�s� r�k�.
Pawe� si� mimo woli cofn��,przykurczy�,
gest urwa�si� wpo�owie.
�eby mi to by�o ostatni raz!
Rozumiesz!
Bo zapomn� o tym, �e
mia�em kiedy�syna.
Wyszed�.
Pawe� czu�, jak mu co� twardego, ostrego pod�azi do gard�a, d�awi� si�,zabrak�o mu tchu.
Serce?
To przecie� nadobr� spraw� tylko mi�sie�, nicwi�cej.
Kawa� mi�sa.
Cz�owiek te� jest tylko takim kawa�em mi�sa.
Worem
22
mi�sa.
Te same prawa, kt�re rz�dz� zwierz�tami.
W ko�cunic nowego, wko�cu zwyczajna historia.
Wi�c dlaczego tak boli?
To jednak zupe�nieco innego: domy�la� si�, a us�ysze�, potwierdzoneg�o�no, bez os�onek.
Przecie�wiedzia�em,pomy�la�z rozpacz�, wiedzia�em.
Ale czy musia� mi to tak jasno?
Zatakig�upi wyskok bez znaczenia?
Amo�e dope�ni�a si� mi�dzy nami miara?
Dlaczego on mnie nienawidzi?
Przecie� ja nic.
Co ja takiego zrobi�em?
Wr�ci�przybitydo klasy, przesiedzia� jako� te par� godzin, przylaz�ot�pia�y dodomu, rzuci� si� na ��ko.
W miejsce �alu podnosi� si� w nimg�uchy bunt.
Awi�c tak, dobrze.
I on te� zapomni, �e mia� rodzic�w.
Skorosamido tego d���, w porz�dku.
Jeszcze zobacz�, jeszcze po�a�uj�.
Pukanie do drzwi.
Do pokojuwszed� Heniek.
Cze��, stary.
Powiedzia�a mi twoja stra� przyboczna, �e� wr�ci�, towal�jak w dym.
S�uchaj, porad� mi.
Ale co ztob�?
Min� masz niet�g�.
Choryjeste�?
Nic takiego odpar� Pawe�,d�wigaj�c si� z ��ka.
Chyba si�troch� zazi�bi�em wczoraj.
G�upstwo.
Siadaj.
Co ci si� tam urodzi�o?
Wyobra� sobie, ciotk� zabrali do szpitala.
Stwierdzili otwart�gru�lic�.
Je�dzi�em tam wczoraj.
Ca�kiem si� za�ama�a- Je�eli si�nawet ztego wykaraska, to i tak czeka j� d�ugie leczenie.
Nie mampoj�cia, corobi�?
A czy to twoja sprawa?
Od tego jest szpital, lekarze.
Ona si�zamartwia o gospodarstwo.
Wiesz: inwentarz, ogr�d,pole.
Pole mo�na wydzier�awi�, inwentarz sprzeda�.
Dla niej to koniec, zrozum.
Nieb�dzie mia�a do czego wraca�.
A co ci� to obchodzi?
Przecie�onanawet nie jest twoj� krewn�.
Przyszywana ciotka.
Wychowywa�a mnie tyle latpowiedzia� cicho Heniek.
I zatruwa�a�ycie.
No, i czego ona od ciebie chce?
Uczysz si�,maszstypendium, s�ysza�em, �e nawet korepetycje dajesz.
Chcia�em by� samodzielny.
I jeste�.
Prawie.
No to nie zawracaj g�owy.
Ka�dyniech sobie sam radzi.
Ona nie maprawa od ciebie niczego wymaga�.
Onanie wymaga.
Pawe�,to nie o to chodzi.
Wi�c gadaj�epoludzku.
23.
Pomy�la�em sobie, �e ja tam mo�e wr�c�, �eby to gospodarstwo
jako� utrzyma�.
I by� darmowym parobkiem!
Ma�o�si� nim naby�?
Heniek poczerwienia�.
Pawe�pozna�, �e przeci�gn��strun�.
A co z twoj�nauk�?
zagadn��.
Tak si� rwa�e� do technikum,tyle sobie obiecywa�e�.
Heniek zwiesi� g�ow�.
No w�a�nie.
Szkoda zrezygnowa�.
Po co si� zastanawiasz?
By�by� ostatni frajer, gdyby� teraz szko��
rzuca�.
W Kra�niku podobno otworzyli zaoczne.
M�g�bym doje�d�a�.
Ju� sobie wszystko u�o�y�e�?
No to zrobisz, jakuwa�asz.
Ciekawe,na co ci potrzebna moja rada?
Bo do ciebie gada�, to jakgrocho �cian�.
Pos�uchaj, popro� twojego ojca, �eby mi pom�g� przenie�� si� do tejszko�y, dobrze?
On ma tyleznajomo�ci.
A mnie, widzisz, szkoda by�obyca�y rok straci�.
Powieszojcu?
Nie burkn�� Pawe�.
Zapad�o milczenie.
Pawe� czu�, �e powiniensi� jako� wyt�umaczy�, wko�cu znali si� tyle lat, nie mo�na ch�opaka odprawi� z kwitkiem.
Zdrugiej strony to by�o ponad jego si�y.
Po dzisiejszej rozmowie?
Nigdy.
No trudno powiedzia� Heniek.
Jako� sobie dam rad�.
Zobacz�.
Nie z�o�� si�.
On mnie jeszcze przeprasza, zamiast mi da� w z�by.
To niedo
zniesienia.
Odwal si� mrukn��.
Heniekb�bni� palcami po stole.
Patrzy� na Paw�a z uwag�, z namys�em,Paw�owi dolega�ten przenikliwy, uparty wzrok.
Po co on tu przylaz�,w�a�nie teraz.
Ten ros�y, ciemnow�osy ch�opak od dawna okazywa� mu�yczl'wo��.
Mo�e on jeden.
Wszyscyinni mieli w tym interes.
Heniek�adnego.
Jak�e mu teraz zawadza�.
Przyja��?
Po co cz�owiekowi przyja��?
To tylko wymys�.
Powiedzie� mu, �eby si� wynosi�?
Nic z tego.
Heniek si�
tak �atwo nie zra�a.
Cosi� z tob�dzieje.
Pawe�?
Ba� si� tego pytania.
Ba� si� w�asnej szczero�ci.
Niechcia� by� szczery,nie chcia� si� nikomu zwierza�.
Wszyscy s� podli i on te�b�dzie pod�y.
Tylko Heniek trzymasi�jak pijanyp�otu.
Znudzi mu si�.
Ju� m�wi�em.
Zazi�bi�em si�.
Gadaj to komu innemu.
Jakie� k�opoty?
W szkole?
24.
Szko�� mam w pi�cie.
Heniek wpatrywa� si� w niego z trosk�.
Wygl�da, jakby ju� wiedzia�dok�adnie, o co chodzi, pomy�la� z przera�eniem Pawe�.
Je�eli zacznieotymgada�, to go strzel� w g�b�.
Ale Heniek zmieni� temat.
Nieoczekiwanie, jakby nigdynic.
Dosta�em list od Wojtka powiedzia� wyci�gaj�c z kieszenikopert�.
Mo�e skoczy�by�z nami na ferie do Zakopanego?
A ja tam po co?
Dostali�my zaproszenie.
Weselisko si� szykuje.
Pami�tasz, opowiada�em cio Bronce.
Taka m�odalekarka, g�ralkaz pochodzenia.
Gdyby�j� zna�, m�wi� ci!
To co, mo�e bym si� zakocha�?
Henrykaurazi� ten lekcewa��cy ton.
Wyg�upy schowaj dla kogo innego.
Jak niezechcesz, tonie.
Nasznurku ci� nie b�d� ci�gn��.
Ale cieszyliby�mysi�, gdyby� si� wybra� znami.
Mogliby�my razem poje�dzi� na nartach, poszale�.
Jeszcze si�namy�l.
Rozdzia� drugi
Do Zakopanego dobili jeszcze za dnia.
G�ry by�y przymglone, dalekie.
Ich pobielone czuby stapia�y si� z bladawym niebem.
G��bokie, niebieskiecienie k�ad�ysi� na �niegu, kt�ry �agodzi� kontury, wycisza� kontrasty,
zaciera� ostro�� rze�by.
Jechali zat�oczonym autobusem, pachnia�ot�uszczem, owcz� we�n�,
kie�bas�, ja�owcem.
Na zakr�tach autobus mocno zarzuca�, ci�ba zpiskiem, �artami, przygadywaniem pokotem nachyla�a si� na bok, potemzn�w chwila r�wnowagi i kolejny wira�.
Zamarzni�te szyby liliowia�y podzach�d.
Wojtek wychuchiwa� okienko wszronie, �eby przecie� co� zobaczy�, pokazywa� ztryumfemPaw�owi a to �wierkow��ap� pod oki�ci�,a to jar zasnuty po wr�by bia�� poduch�, a to poczernia�� ze staro�cicha�up�, z siw� nisk� gont�w i wiankiem �wietlistych sopli u okapu.
Pawe�przygl�da� si�, milcza�.
Nie drwi� swoimzwyczajem, nie szydzi�, tylkoniekiedy jakby z tajonym zdziwieniem spoziera� naotaczaj�cych go ludzi.
Matka Wojtka przytuli�a si� doramienia m�a.
Zajrza� jejz bliska woczy.
Tych dwoje nie potrzebowa�o wielu s��w, aby si� rozumie�.
'
Wojtek, kt�ry akurat odwr�ci� si� do rodzic�w, u�owi� ten gest ispojrzenie i poczu� jakby lekkie uk�ucie wsercu.
Pozmienia�o si� co�w tychuk�adach, do kt�rychprzywyk�, wyobra�aj�c sobie,�enigdy nie ulegn�zmianie.
Sam o tym nie wiedz�c, wyr�s� i oni mu te� dawali dozrozumienia, �e ju� jest doros�y.
Dystans mi�dzy nim a rodzicami nieco si�zwi�kszy�, oni sami za� stali si� sobie jakby jeszcze bli�si.
Matka zarzuci�adawn�opieku�czo��, wyczuwa�, �e liczy na jego samodzielno��, wiedzia�,�e mu ufa, i to gozobowi�zywa�o.
Ojciec natomiast przypatrywa� mu si� zuwag�, nazbyt krytycznie, zdaniem Wojtka, co go nieco peszy�o,odbiera�opewno�� siebie,wi�c cz�sto wycofywa� si�, poprawia�, zmienia�.
Scepty26 ,
cyzm ojcaby� niekiedy przykry,aleWojtek przyznawa� lojalnie, �e daj�cmu prawo dob��du,ojciecczyni� go za te b��dy odpowiedzialnym.
uwra�liwia� na skutkiw�asnego post�powania, kaza� zastanawia� si�,przewidywa�.
Buntowa� si� niekiedy, �e stawiaj� mu oboje zbytwielkiewymagania, �e zbyt wiele oczekuj� od niego, chc�c, aby sam dowszystkiego dochodzi�, �e niestosuj� �adnych u�atwie� jednocze�niewiedzia�, �e mo�enanich liczy�.
Nie wyr�czali go, byliz nim.
A jednak.
Toszalenie wygodnie, kiedy za nas kto�decyduje.
Szkoda, �e si� z tegowyrasta.
Tr�ci�a go w plecy.
Szykujcienogi, ch�opaki.
B�dziemy przezte �niegi dyma� a�naOrnak.
Okazuje si�, �e nie docenia�a go�cinno�ci pana Walerego.
U wylotuKo�cieliskiej konie ju� czeka�y.
Od sanek bieg� ku nimJasiek.
�ciskalisi�,grzmocili po plecach z czystej uciechy.
Heniek g�aska� �eb Ma�ka.
Ko�zachrapa� leciutko.
Mi�kkie wargi chwyci�y pieszcz�c� d�o�.
Kiedy wreszciewszyscy upchn�li si�w sankachi konie ruszy�y w g��bdoliny, Jasiek,p�obr�cony na ko�le, wszystkie nowiny jednym tchemrozpowiada�.
Droga zlecia�a im w mgnieniu oka.
Za Pisan� wysiedli,�ebykoniom ul�y�.
Ch�opcy zJa�kiem popychali sanki po stromi�nie.
RodziceWojtka przyzostali nieco w tyle.
Matka zacz�aszepta� ojcuco�, co tylkodla niego by�o przeznaczone.
Brn�liw nieg��bokim �niegu.
Skorupa, z wierzchu zakrzep�a, pryska�apod naciskiembut�w z chrz�stem, jakby kto sznury szklanych paciork�wprzesypywa�, spodem zazgrzyta� czasem kamie�,dobiega�o ich cz�apaniekoni, zreszt� cisz� by�a tak wielka, jak gdyby wszystko woko�o zastyg�o woczekiwaniu, w napi�ciu.
Jako� minieswojo otrz�sn�� si� Wojtek.
Kiedy potok gada,zupe�nie inaczej.
Teraz tak uroczy�cie.
Nie zastanawiaj si�, tylkowyci�gaj no�yskapogania� goJasiek.
Musz� dzi� jeszcze wraca� na d�.
A to co?
Kto�idzie naprzeciw!
Teodor!
Cze��, ch�opaki.
Mi�ka jest z wami?
Albo to one z Bronk� nie maj�roboty?
Jutro je zobaczysz.
Niemartwsi�, doczekasz si� i ty.
Gdzie� to si� obraca�,�e przez tyle czasu niezajrza�e� do nas?
Du�o by gada�.
Praca, k�opoty.
Nie wiesz, jak to jest?
27.
Na Ornaku do p�nej nocy ci�gn�y si� rozmowy.
Pospali si�jak sus�y.
Rankiem przecieraj�c oczy Wojtek polaz� szuka� rodzic�w.
Pan Walerymachn�� r�k�.
Z godzin� temu wyszli.
Rad�cie sobie sami, bo ja nie mam czasu.
Musieli si� tym zadowoli�.
Na zewn�trzblask a� o�lepia�, odbity od oszronionych zboczy Ornaku.
Zr�by si� wyr�wna�y, rozpadliny wype�ni�y, zamilk� pyrkoc�cy po g�azachpotoczek.
Wzi�li deski, poszlitroch� potrenowa�.
Wojtkowi jako� nie sz�o.
Por�wnymjako tako,ale przy pierwszej pr�bie zjazdu wy�o�y� si�jak d�ugi,Popl�ta�y mu si� r�ce, nogi, deski.
Wygl�da� takpociesznie, �eparskn�li�miechem, kiedyprzylecieli go zbiera�.
Nie zdzier�y�.
Roze�lony trzepn�� He�ka w kark.
Heniek zachybota�si�, nie zdo�a� z�apa� r�wnowagi i potoczy� si�w d�.
Pogubi� kijki, daremnie usi�owa�si� zatrzyma�, sun�� z ekspresow�szybko�ci�, a towarzysze zarykiwalisi� ze �miechu.
Na skraju lasu pojawi�a si� smuk�a sylwetka.
Narciarzspostrzeg�szy,cosi� dzieje, ruszy� na ratunek.
Kto by tam jednak przyhamowa� rozp�dzonegoHenia.
Rymn��wreszcie jak d�ugi na �rodku polanki niemal u st�pprzybysza.
�adne rzeczy pos�ysza� weso�y g�os nad sob�.
Je�eli wszyscydru�bowie Bronki taksobie pokiereszuj� g�by, to wstyd was na weselupokaza�.
Mi�ka!
No ju�,nie kl�cz przede mn�.
Wstawaj.
Sk�d si� tu wzi�a�?
Bronka zadzwoni�a na Ornak, �eby'si� upewni�, czy ju�wszyscyjeste�cie, aja si� tak za wami st�skni�am, �e natychmiast przypi�am deski iprzybieg�am.
(Jhm, za nami, chcia�bym w to uwierzy� mrukn�� Wojtek.
Cze��, stary koniu.
Te� podrapany?
Pi�knie!
�adna dziewczyna zwami niezechce ta�czy�, chyba�e ja si� ulituj�.
A ktotam trzeci?
spyta�a przys�aniaj�c oczy d�oni�.
Pawe�.
Nasz kolega z Lublina.
Po twarzyczce Mi�ki przemkn�� cie�.
Pochyli�a si�, zacz�a r�kawic�otrzepywa�spodnie.
Musz� jeszcze zajrze� do schroniska.
Mo�e trzeba wczym pom�c.
To idziemy z tob�.
Pawe�!
hukn�� Heniek.
Pawe�!
28
Zjecha� do nich.
Z ciekawo�ci� przygl�da� si� Mi�ce.
Wyda�a mu si�taka niepodobnado dziewczyn, jakie zna�.
Inny spos�b bycia, inny styl.
Ow�a�nie.
Ta dziewczyna mia�a styl, sw�jw�asny, niepowtarzalny.
Zna� inne,o wiele od niej�adniejsze, cho�by Beata czy Kry�ka, z kt�r� ta�czy� naandrzejkach.
Ale w �adn�cz�owiek nie mia� ochoty tak si�wpatrywa�.
Ata.
Chcia�o si� by� przy niej, wpobli�u.
W schroniskuz punktu zap�dzono ich do roboty.
Potem gdzie�straciliMi�k� z oczu,okaza�o si�, �e odjecha�a.
Wr�ci� Teodor z rodzicamiWojtkai zaraz ju� by�a pora och�do�y� si� od�wi�tniei p�dzi� do Ko�cieliska.
Bronka wymarzy�asobie weselisko staro�wieckie, g�ralskie, paradne.
Orszaksi� usk�ada� w kilkana�cie sa�.
Gwar, pisk.
Trzeba by�o zwa�a� nadzieciaki,kt�re pcha�y si�, �eby si� napodziwia� uprz�y,nabijanejmiedzianymi blaszkami, zdobnejw k�aczki szkar�atnej-we�ny, napatrzy�strojom kwiecistym, barwnym, �eby si� nas�ucha� piskliwej muzyki,�wawej nuty, jak� wygrywano w saniach mkn�cych u czo�a pochodu.
He�kowiutkwi�a w pami�ci rozja�niona rado�ci� twarz pani m�odej,u�miech w oczach m�odego.
Oboje zdawalisi� nie dostrzega� anici�bywok� nich, aniprzepychu krajobrazu, kt�ry w blaskach zachodz�cegos�o�ca zdawa� si� mieni� wszystkimi barwami.
Wracali popod tenzach�d ku cha�upie Szymona.
Witanoich tamchlebem isol�.
Pochylilisi� oboje, chleb uca�owali.
Paw�owi przemkn�� w pami�ci niedawny obraz: stosy pieczywawyrzucanego codziennie zeszkolnych koszy na �mieci.
Ledwienadgryzionealbo i wcale nie tkni�te bu�ki,grube pajdy, misterne skibki, przemieszane zbrudem, z odpadkami,ze �mieciami.
I nagle teraz.
Czego� si� tak zagapi�?
- tr�ci� go Wojtek.
Szybciej, bo muzykidla nas zabraknie.
Starczy dla wszystkich roze�mia� si� z boku Jasiek.
By�cietylko n�g nie pogubili.
Nie by�o kiedy ani wita� si�, anis�owa z kimzamieni�.
Nie podpierano�cian, bawionosi� ochoczo, ca�ym sercem.
A� i czas si� zatraci�, i niewiadomo kiedy przygas� kr�tki dzie� lutowy, zm�ci� si�, spopiela�, zapad�w noc.
Po paru godzinach Jasiekwymkn�� si� na podw�rze, abytchuzaczerpn��.
Wci�gn�� powietrze eleboko w p�uca.
A� zabola�o i uderzy�odo g�owy jak alkohol.
Ziemia sia�aw po�wiacie, blask bi� od niej.
Miesi�c pe�ni dochodzi�,poz�ocisty, ogromny.
Jednak niebo wok� niego by�o -zm�cone, mg�awe.
29.
Do�em, skrajem widnokr�gu, z rzadka wyb�yskiwa�y gwiazdy.
Gra� Tatrczernia�a surowym,drapie�nym konturem.
Tutaj, bli�ej, wszystkie pochy�o�ci, pla�nie, polany, sk�d do cna wymiot�o przygar�cie sypkiego �niegu,l�ni�y jak polerowane.
Tak by�zas�uchany, �e podeszli go z ty�u nieoczekiwanie.
A�si�zatrz�s�, kiedypoczu� naramieniu d�o� Wojtka.
Heniek zakpi�,aby jako�zagada� ow� pi�kno��, owe wzruszenie.
Pi�ty ci przymarzn�.
Zapomnia�e� o swoich obowi�zkach?
Tam si�babywydzieraj�, �eby Bronk�w �apy dosta�.
Ja bym nie da�.
Lec� poderwa� si� Jasiek, zmieszany, �ego tak przy�apano.
Nadrabiaj�c min�, nakaza�: Zbierzcie ch�opak�w i zajmijcie si�ko�mi,�eby wszystko by�o gotowe.
Ja si� tamuwin� raz-dwa i zawr�ci�docha�upy.
Jarzy�asi� przednim wszystkimi oknami, z�otawym,ciep�ym �wiat�em.
Otoczy�y go zmieszane tony instrument�w, gwar ci�by.
Przepycha�si�w�r�d go�ci,rozgl�daj�c si� za m�odymi.
Ma�a Hanka od Wetul�wwyskoczy�a z k�ta izby.
Ogromnie lubi� t� dziewuszk�.
Przylepna nadpodziw.
Zapyta�a,wspinaj�c si� na palcei zadzieraj�c ku niemu g��wk�:
Za�piewasz dla mnie?
Roze�mia� si�, chwyci� ma�� na r�ce, przed muzyk� stan��, tupn��, kudziewcz�tom okiem b�ysn�� i hukn�� na ca�egard�o:
Cesa�a si� grzebieniem,cesala si� scotk�,smarowa�a miodemg�b�,
z�by mia�as�odk�.
Muzykanci podchwycili nut�, znowuporwano si� do ta�ca.
Jasiekpoca�owa� Hanusi�, postawi� j� naziemi ibieg� do s�siedniej izby.
'
Jasiek zapiszcza�a ma�a.
Jasiek, mam ci co�rzec.
No to gadaj warciutko, bo nie mamczasu.
Chcia�abym by� m�od� pani�.
B�dziesz, s�owo daj�obieca� jej z powag� i odwr�ci�si�.
Znowuza nim zapiszcza�o.
A czegotam?
Jasiek, stra�nie ci� lubi�,wiesz?
O�eniszsi� ze mn�?
Ino mi uro�nij, bo ci� nie b�d� cale �yciepod pach� nosi�.
Niewidzia�a� pani m�odej?
Do kuchni po�li.
30
M�odzi przycupn�liw k�cie obok Szymona.
Wygl�da� krzepko, jakbymu latuby�o, jakby od samej rado�ci odmlodnia�.
Szymonowa ukradkiemociera�a oczy.
Andrzej otoczy� �on� ramieniem, s�uchali oboje, coimSzymonpt^wi�.
Jak spod ziemi wyr�s� przed nimi Jasiek.
Pochyli�si�,poca�owa�dziadka w r�k�.
Dziadku, -darujcie.
Musz� wam zabra� pani� m�od�, bo kobiety si�niecierpliwi�.
Ma�o mnienie oskuba�y.
Szymon u�miechn�� si� do Bronki.
Pora ci ju�, dziecko, pod czepeczek i��.
Samatego chcia�a�.
No tochybaj!
Zaroi�o si� od ch�opak�w, uprowadzili Bronk�.
Obst�pi�y j� dziewczyny.
Zatupota�y drobno stopy obute w kierpce, zamigota�o gor�co�ci�korali, prababkowskichjeszcze,z nale�yt� dum� noszonych, zaszumia�o,zakwieci�o si� od barwistych sp�dnic, od gorset�w wyszywanych cekinami.
'
Z drugiej strony izby przybli�a�y si� gospodynie, godnie przyodziane, wserdakach, szalach fr�dzlistych,p�kate, zapa�ne,zasobne.
Wiruj�cy kr�g tanecznik�w znieruchomia�, na jedenoddech zapad�acisza i zaraz rozleg� si� czupurny g�os Ja�ka:
Oj, nie wydomm�odej pani,oj, nie wydom,nie wydom.
Zn�w zatupota�o, rozszumia�osi� w izbie.
Wiekowa cha�upa, kt�raniejedn�zawieruch� przetrzyma�a,niejednej naremnicy si