5210
Szczegóły |
Tytuł |
5210 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5210 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5210 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5210 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GEORGE MacDONALD
z�oty klucz
By� kiedy� ch�opiec, kt�ry o zmierzchu ch�tnie s�ucha� opowie�ci ciotecznej
babki.
Us�ysza� od niej, �e je�li odkryje miejsce, z kt�rego wyrasta t�cza, mo�e
znajdzie tam z�oty klucz.
- A do czego? - wypytywa� ch�opiec. - Jak u�ywa� takiego klucza? Co otwiera?
- Nie wiadomo - odpar�a ciotka. - Trzeba si� dowiedzie�.
- Skoro jest z�oty - powiedzia� ch�opiec w zadumie pewnego dnia - moim zdaniem
dostanie si� za niego spor� sum�.
- Lepiej nigdy go nie znale�� ni� spieni�y�.
Ch�opiec poszed� spa� i �ni� o z�otym kluczu.
Wszystko, co opowiedzia�a mu cioteczna babka, mo�na by uzna� za bajk�, gdyby nie
to, �e ich ma�y domek sta� na obrze�ach Krainy Elf�w. Og�lnie wiadomo, �e poza
ni� znalezienie miejsca, sk�d wyrasta t�cza, jest niemo�liwe, ta bowiem pilnie
strze�e z�otego klucza, pierzchaj�c ustawicznie z miejsca na miejsce, aby go
nikt nie znalaz�. W Krainie Elf�w jest inaczej. Co u nas wydaje si� rzeczywiste,
blednie w ich kraju, a rzeczy ulotne tutaj i znikome, w tamtym �wiecie trwaj�
niewzruszenie. A zatem starsza pani nie zmy�la�a, opowiadaj�c siostrze�cowi o
z�otym kluczu.
- Czy znasz kogo�, komu si� uda�o go znale��? - zapyta� kiedy�.
- Tak, jestem niemal pewna, �e twemu ojcu si� powiod�o.
- Mo�esz mi powiedzie�, co z nim zrobi�?
- Nigdy mi o tym nie wspomnia�.
- Jak wygl�da� tamten klucz?
- Nigdy go nie widzia�am.
- Czy raz po raz pojawia si� nowy klucz?
- Sama nie wiem. Tak ju� jest.
- Mo�e to jajo t�czy?
- Kto wie? B�dziesz szcz�ciarzem, je�li znajdziesz takie gniazdo.
- By� mo�e spada z nieba i zsuwa si� po t�czy.
- Ca�kiem prawdopodobne.
Pewnego wieczoru ch�opiec poszed� do swego pokoju, stan�� przy oknie o ma�ych
szybkach i patrzy� na las rosn�cy na skraju Krainy Elf�w, w s�siedztwie ogrodu
ciotecznej babki; walczy�o tam nawet o przetrwanie kilka le�nych drzew. Puszcza
znajdowa�a si� na wschodzie, a s�o�ce, kt�re zachodzi�o za chat�, czerwonym
okiem spogl�da�o znad horyzontu w ciemn� g�stwin�. By�y tam wy��cznie stare
drzewa i mia�y do�em rzadkie konary, wi�c mog�o zajrze� daleko; sokoli wzrok
ch�opca si�ga� niemal r�wnie g��boko. Pnie sta�y rz�dami niczym rdzawe kolumny w
blasku czerwonego s�o�ca, gdy spojrzenie bieg�o w dal jak przez kolejne nawy.
Kiedy tak patrzy� w g��b lasu, wyda�o mu si�, �e wszystkie drzewa go wypatruj� w
oczekiwaniu, kt�re nie ustanie, p�ki do nich nie przyjdzie. Czu� jednak g��d i
chcia� zje�� kolacj�, wi�c od�o�y� wypraw� na p�niej.
Nagle w g��bi lasu - tak daleko, jak dociera�y s�oneczne promienie - ujrza� co�
niebywa�ego: ogromny, ja�niej�cy skraj t�czy. Ch�opiec doliczy� si� szybko
siedmiu kolor�w i dostrzeg� kolejne barwy ponad fioletem; poni�ej czerwieni
ujrza� odcie� jeszcze wspanialszy i bardziej zagadkowy. By� to odblask �r�d�a
�uku t�czy niewidocznego ponad drzewami.
- Z�oty klucz! - mrukn�� do siebie, wybieg� z domu i pop�dzi� w g��b lasu.
Niezbyt daleko zaszed� przed zachodem s�o�ca, ale t�cza l�ni�a jeszcze pi�kniej,
bo w Krainie Elf�w nie zale�y od s�o�ca jak u nas. Drzewa przyj�y ch�opca
�yczliwie, a krzaki usuwa�y mu si� z drogi. T�cza pot�nia�a i nabiera�a blasku;
wkr�tce dzieli�y go od niej zaledwie dwa drzewa.
Wygl�da�a przepi�knie, l�ni�c w ciszy wspania�ymi, cudownymi, subtelnymi
barwami; ka�da by�a oddzielona, wszystkie si� ze sob� ��czy�y. Widzia� teraz
znacznie wi�cej. T�cza wznosi�a si� ku b��kitowi niebios, wygi�ta tak
nieznacznie, �e trudno mu by�o powiedzie�, jak wysoko si�ga �uk; dostrzega�
nadal ma�� cz�� ogromnej krzywizny.
D�ugo sta� zapatrzony, a� zatraci� si� w rado�ci; zapomnia� nawet o z�otym
kluczu, ktorego zamierza� szuka�. Na jego oczach cud nabiera� blasku, a w ka�dej
z barwnych smug szerokich jak kolumny w ko�ciele majaczy�y niewyra�nie �liczne
postaci sun�ce powoli w g�r�, jakby wst�powa�y po spiralnych schodach. Pojawia�y
si� nieregularnie: jedna, potem druga, du�a gromada, zn�w kilka i przerwa;
m�czy�ni, kobiety i dzieci, wszyscy odmienni, wszyscy pi�kni.
Ch�opiec zbli�y� si� do t�czy, kt�ra znikn�a. Wyl�kniony zrobi� krok do ty�u i
ta pojawi�a si� znowu, r�wnie zachwycaj�ca jak przedtem. Sta� zatem najbli�ej,
jak m�g�, i obserwowa� postaci zd��aj�ce w�r�d urody kolor�w ku nieznanej
wynios�o�ci �uku, kt�ry nie urywa� si� nagle, lecz stopniowo nikn�� w b��kicie
nieba, tak �e trudno by�o powiedzie�, gdzie ca�kiem blednie.
Ch�opiec nagle przypomnia� sobie o z�otym kluczu i roztropnie zanotowa� w
pami�ci, sk�d wyrasta t�cza, aby przeszuka� to miejsce, kiedy ona zniknie. R�s�
tam g��wnie mech.
Tymczasem w lesie robi�o si� coraz ciemniej. Jedynie t�cza pozosta�a widoczna,
bo l�ni�a w�asnym blaskiem, lecz znikn�a ze wschodem ksi�yca. Daremnie
ch�opiec zmienia� miejsce; wizja nie powr�ci�a, rzuci� si� wi�c na pos�anie z
mchu, by czeka�, a� �wit pozwoli mu poszuka� klucza. Tam zapad� w sen.
Kiedy obudzi� si� rankiem, s�o�ce patrzy�o mu prosto w oczy. Odwr�ci� wzrok i w
tej samej chwili ujrza� l�ni�cy drobiazg, kt�ry le�a� na mchu niespe�na �okie�
od jego twarzy. To by� z�oty klucz. Wykonany z litego kruszcu, uchwyt mia�
kunsztownie rze�biony i wysadzany szafirami. Ch�opiec z nabo�nym zachwytem
wyci�gn�� r�k� i wzi�� go sobie.
Le�a� przez chwil�, obracaj�c klucz raz po raz, i syci� oczy jego urod�. Nagle
zerwa� si� na r�wne nogi, u�wiadomiwszy sobie, �e �liczny przedmiot nie
przyniesie mu na razie �adnego po�ytku. Gdzie jest zamek otwierany z�otym
kluczem? Na pewno istnieje, bo nikt przecie� nie jest taki g�upi, �eby robi�
klucz, kt�ry do niczego nie s�u�y. Gdzie nale�y si� uda�, aby znale�� �w zamek?
Ch�opiec toczy� wzrokiem po niebie i ziemi, ale nie zobaczy� dziurki od klucza
ani w�r�d chmur, ani w trawie, ani mi�dzy drzewami.
Kiedy zacz�� si� smuci�, ujrza� po�wiat� w g��bi lasu. S�abe l�nienie wzi�� za
blask t�czy i ruszy� w tamt� stron�.
A co dzia�o si� na skraju lasu?
W pobli�u chaty, gdzie mieszka� ch�opiec, sta� inny dom, kt�rego w�a�cicielem
by� kupiec cz�sto przebywaj�cy z dala od domu. Kilka lat wcze�niej straci� �on�
i mia� tylko jedno dziecko - ma�� c�reczk�, kt�r� zostawia� pod opiek� dwu
s�u�ebnych; te okaza�y si� jednak leniwe i opiesza�e, tote� dziewczynka by�a
zaniedbana i brudna, a czasem nawet poniewierana.
Wiadomo, �e istotki zwane og�lnie elfami, chocia� w Krainie Elf�w wyst�puj�
rozmaite ich rodzaje, wzdragaj� si� przed niechlujstwem i dlatego bywaj�
z�o�liwe wobec brudas�w. Przywyk�y do pi�kna drzew i kwiat�w, do schludno�ci
ptactwa i wszystkich stworze� puszczy, wi�c nawet w le�nych ost�pach i na
trawiastych dywanach cierpi� na my�l, �e pod tym samym ksi�ycem stoi brudne,
zaniedbane, niechlujne domostwo. Z tego powodu z�oszcz� si� na jego mieszka�c�w
i gdyby mog�y, usun�yby ich z tego �wiata. Pragn�, �eby wsz�dzie na ziemi
panowa� �ad i porz�dek. Z tego powodu szczypa�y s�u��ce, a� dostawa�y siniak�w,
i p�ata�y im paskudne figle.
Mimo to dom nadal wygl�da� okropnie i le�ne elfy nie mog�y tego znie��. Daremnie
stara�y si� wp�yn�� na s�u�ebne, wi�c postanowi�y wreszcie pozby� si� ich raz na
zawsze, a zacz�y od dziewczynki. Powinny si� by�y domy�li�, �e to nie jej wina,
ale zasad mia�y niewiele, a z�o�liwo�ci a� nadto, wi�c uzna�y, �e gdy ma�a
zniknie, s�u��ce z pewno�ci� zostan� odprawione.
Pewnego wieczoru biedne dziecko zosta�o wys�ane do ��ka wcze�ne, bo przed
zachodem s�o�ca, a kobiety posz�y do wioski, zamkn�wszy drzwi na klucz.
Dziewczynka nie wiedzia�a, �e jest sama, i le�a�a spokojnie wpatrzona w las
widoczny za oknem, cho� niewiele mog�a zobaczy�, poniewa� zaros�o bluszczem oraz
innymi pn�czami. Nagle ujrza�a w lustrze ma�pi� mordk� stroj�c do niej miny, a
g��wki umieszczone nad wielk� star� szaf� u�miechn�y si� gro�nie. Potem dwa
wiekowe krzes�a o paj�czych nogach wysz�y na �rodek pokoju i zacz�y pl�sa� w
dziwnym, staromodnym ta�cu. Dziewczynka zacz�a si� �mia�, zapominaj�c o ma�pie
i g��wkach. Elfy, �wiadome, �e pope�ni�y b��d, odes�a�y krzes�a na miejsce.
Widzia�y, �e ma�a po ca�ych dniach czyta ba�� o Srebrnow�osej i dlatego wkr�tce
od strony schod�w dobieg�y g�osy trzech nied�wiedzi: g�o�ny, �redni i
najcichszy; us�ysza�a tak�e st�umiony odg�os ci�kich krok�w, jakby przybysze w
obuwiu na mi�kkich podeszwach zbli�ali si� do jej drzwi. W ko�cu dziewczynka nie
mog�a ju� tego znie�� i zachowa�a si� jak Srebrnow�osa, na co liczy�y elfy:
podbieg�a do okna, otworzy�a je szeroko, chwyci�a si� pn�czy i zsun�a na
ziemi�, a potem co si� w nogach uciek�a do lasu.
Nie zdaj�c sobie z tego sprawy wybra�a najlepsze wyj�cie, bo u siebie ka�da
istota �agodnieje, a poza tym przewrotne stworzenia nie by�y przecie� jedynymi
dzie�mi Krainy Elf�w, jako �e ma ona wielu innych mieszka�c�w. Gdy w�drowiec
znajdzie si� w�r�d nich, dobrzy pomog� mu bardziej, ni� �li potrafi� zaszkodzi�.
S�o�ce ju� zasz�o i zapad� zmrok, ale dziewczynka nie zwa�a�a na �adne
niebezpiecze�stwa pr�cz �cigaj�cych j� nied�wiedzi. Gdyby si� obejrza�a, oczom
jej ukaza�oby si� jednak ca�kiem inne stworzenie. Dziwna to by�a istota, podobna
do ryby, ale okryta nie �uskami, tylko barwnymi pi�rami l�ni�cymi jak u kolibra;
mia�a jednak p�etwy zamiast skrzyde� i p�yn�a w powietrzu jak ryba w wodzie, a
jej g�owa przypomina�a �ebek s�wki.
Dziewczynka d�ugo ucieka�a. Gdy zapad� zmrok, przechodzi�a w�a�nie pod drzewem o
zwisaj�cych nisko ga��ziach, kt�re opu�ci�o je do ziemi i schwyta�o j� w
pu�apk�. Dziewczynka usi�owa�a si� wydosta�, ale konary spycha�y j� w stron�
pnia. By�a okropnie wystraszona i zbita z tropu, lecz nagle powietrzna ryba
wp�yn�a mi�dzy �ci�ni�te ga��zie i zacz�a rozsuwa� je dziobem. Od razu
rozlu�ni�y chwyt i nieust�pliwie atakowane, w ko�cu wypu�ci�y zdobycz, a wtedy
powietrzna ryba wysun�a si� do przodu i pop�yn�a dalej, b�yszcz�c i ja�niej�c
przepychem niezliczonych barw. Dziewczynka posz�a za ni�.
Powietrzna ryba prowadzi�a j� wolno, a� dop�yn�a do drzwi chatki; ma�a sz�a za
ni� krok w krok. Po�rodku izby p�on�� ogie�, a nad nim ustawiono kocio�ek bez
pokrywki nape�niony bulgocz�cym g�o�no wrz�tkiem. Powietrzna ryba da�a nurka do
gor�cej wody i znieruchomia�a. Po drugej stronie ogniska siedzia�a pi�kna
kobieta, kt�ra wsta�a i podesz�a, �eby przywita� dziewczynk�. Wzi�a j� na r�ce
i powiedzia�a:
- Ach, nareszcie si� zjawi�a�! Od dawna ci� wypatruj�.
Wr�ci�a na miejsce i posadzi�a j� na swoich kolanach, a dziewczynka przygl�da�a
si� jej. Nie widzia�a dot�d takiej pi�kno�ci. Kobieta by�a wysoka i silna, szyj�
i ramiona mia�a bia�e, a na twarzy lekki rumieniec. Dziewczynka nie potrafi�a
okre�li� barwy jej w�os�w, ale s�dzi�a, �e to ciemny odcie� zieleni. Pi�kna pani
nie nosi�a �adnych klejnot�w, ale mo�na by pomy�le�, �e przed chwil� zdj�a
wspania�e diamenty i szmaragdy; mimo to przebywa�a w prostej, ubogiej chacie i
najwyra�niej czu�a si� tu jak w domu. Sukni� mia�a jasnozielon�.
Dziewczynka i dostojna pani popatrzy�y sobie w oczy.
- Jak ci na imi�? - spyta�a pi�kna dama.
- S�u�ebne nazywaj� mnie P�telk�.
- Aha, pewnie dlatego, �e w�osy masz spl�tane, ale to przecie� ich wina. Okropne
babska! Podoba mi si� twoje imi�, wi�c zostaniesz P�telk�. Nie czuj si�
dotkni�ta, �e tak ci� wypytuj�, sama tak�e mo�esz pyta� o wszystko. Ile masz
lat?
- Dziesi�� - odpar�a P�telka.
- Nie wygl�dasz na tyle - stwierdzi�a pi�kna dama.
- W jakim pani jest wieku? - zapyta�a P�telka.
- Mam tysi�c lat - wyzna�a jej rozm�wczyni.
- Te� pani na tyle nie wygl�da.
- Naprawd�? Chyba jednak zna� po mnie wiek. Przecie� widzisz, jaka jestem
pi�kna!
Spojrza�a na P�telk� cudownymi b��kitnymi oczyma, w kt�rych skupi�y si�
wszystkie gwiazdy nieba, �eby u�yczy� im blasku.
- Gdy ludzie �yj� d�ugo, starzej� si� - zauwa�y�a P�telka. - Tak przynajmniej
s�dzi�am do tej pory.
- Nie mam czasu na staro��. Jestem zbyt zaj�ta. Starzenie jest oznak�
pr�niactwa. Mniejsza z tym... Moja dziewczynka nie mo�e by� taka niechlujna.
Czy wiesz, �e na twojej twarzy nie ma czystego miejsca, kt�re mog�abym uca�owa�?
- Mo�e... mo�e to dlatego, �e przez tamto drzewo tak p�aka�am. -P�telka, mimo
zawstydzenia pr�bowa�a si� usprawiedliwi�.
- Moje kochane biedactwo! - Pi�kna pani wzruszy�a si�. Mo�na by pomy�le�, �e
�wiat�o ksi�yca roz�wietli�o teraz jej oczy. Nie zwa�aj�c na brud uca�owa�a
dzieci�c� twarzyczk�. - Pod�e drzewo zostanie ukarane za �zy mojej dziewczynki.
- Jak pani na imi�? - zapyta�a grzecznie P�telka.
- Babcia.
- Naprawd�?
- Oczywi�cie. Nigdy nie zmy�lam, nawet dla zabawy.
- Jak to dobrze!
- Nie mog�, cho�bym nawet chcia�a, bo ka�de moje s�owo si� spe�nia, a poza tym
zosta�abym ukarana. - Rozpromieni�a si� jak s�o�ce, kt�re �wieci po letnim
deszczu. - Teraz ci� umyj� i przebior�, a potem si�dziemy do kolacji.
- Wieczorny posi�ek zjad�am dawno temu - oznajmi�a P�telka.
- Owszem, przed trzema laty. Nie zdajesz sobie sprawy, �e trzy lata min�y od
chwili, gdy uciek�a� przed nied�wiedziami. Liczysz sobie trzyna�cie wiosen, mo�e
troch� wi�cej.
P�telka spojrza�a na ni� bez s�owa. Czu�a, �e to prawda.
- Cokolwiek z tob� uczyni�, nie b�dziesz si� ba�a, prawda? - upewni�a si� pi�kna
dama.
- Postaram si� ze wszystkich si�, ale nie mam pewno�ci.
Dostojna pani zdj�a jej nocn� koszul� i wsta�a, trzymaj�c dziewczynk� w
obj�ciach, podesz�a do �ciany chatki i otworzy�a drzwi. P�telka ujrza�a g��bok�
sadzawk� otoczon� zielonymi ro�linami kwitn�cymi w najrozmaitszych kolorach.
Rozci�ga� si� nad ni� dach taki jak nad domem. W przejrzystej wodzie p�ywa�y
ryby podobne do tej, kt�ra j� tu przyprowadzi�a. Wod� roz�wietla� blask ich
barw.
Dama powiedzia�a kilka s��w niezrozumia�ych dla P�telki i wrzuci�a j� do stawu.
Ryby skupi�y si� wok� dziewczynki. Dwie lub trzy podtrzymywa�y g�ow� P�telki,
inne ociera�y si� o ni�, myj�c j� wilgotnymi pi�rkami. Gdy pi�kna pani, kt�ra
przygl�da�a im si� przez ca�y czas, znowu przem�wi�a, z g�r� trzydzie�ci ryb
unios�o P�telk� do g�ry i z�o�y�o w wyci�gni�tych ramionach swej w�a�cicielki.
Ta wr�ci�a z dziewczynk� do ogniska, wytar�a j� starannie, otworzy�a skrzyni� i
wyj�a przepi�kn� lnian� koszul� pachn�c� sianem i lawend�; na�o�y�a j� P�telce,
a na wierzch narzuci�a zielon� sukni� podobn� do swojej, r�wnie po�yskliw� i
mi�kk�, sp�ywaj�c� sutymi fa�dami od talii przewi�zanej br�zowym sznurkiem do
bosych st�p.
- Babciu, dasz mi tak�e buciki? - zapyta�a P�telka.
- Nie, moja droga, �adnego obuwia. Popatrz tylko, ja r�wnie� chodz� boso.
M�wi�c to unios�a lekko sp�dnic� i pokaza�a bia�e pi�kne, nieobute stopy, wi�c
P�telka zapomnia�a o bucikach. Pi�kna dama ponownie usiad�a obok dziewczynki,
rozczesa�a jej w�osy, wyszczotkowa�a, a nast�pnie pozwoli�a im wyschn��,
tymczasem za� przygotowa�a kolacj�.
Najpierw wyj�a chleb z niszy w �cianie, z drugiej wydoby�a mleko, z trzeciej
rozmaite owoce. Nast�pnie podesz�a do kocio�ka i wyci�gn�a ugotowan� ryb�,
kt�ra po zdj�ciu opierzonej sk�ry nadawa�a si� do jedzenia.
- Ale�...! - zawo�a�a P�telka. Spogl�da�a na ryb�, nie mog�c wykrztusi� nic
wi�cej.
- Wiem, o co ci chodzi. - Pi�kna pani u�miechn�a si�. - Nie chcesz je�� swej
przewodniczki, kt�ra przyprowadzi�a ci� do domu, ale nie ma dla niej wi�kszej
przys�ugi. To stworzenie ba�o si� wyruszy�, a� zobaczy�o, �e nastawiam kocio�ek
i us�ysza�o obietnic�, �e zostanie ugotowane, jak tylko z tob� powr�ci. Wtedy od
razu pomkn�o ku drzwiom. Sama widzia�a�, �e da�o nurka do wrz�tku, ledwie si�
tu znalaz�o, prawda?
- Owszem - przyzna�a P�telka - i bardzo si� zdziwi�am, ale wtedy zobaczy�am
ciebie i zapomnia�am o rybce.
- W Krainie Elf�w - ci�gn�a pi�kna pani, gdy siad�y do sto�u - pragnieniem
zwierz�t jest, �eby zjedli je ludzie, poniewa� to najwznio�lejszy kres �ywota,
kt�ry wcale nie oznacza unicestwienia. Przekonasz si�, �e z kocio�ka wy�oni si�
co� wi�cej ni� tylko martwa ryba.
P�telka spostrzeg�a, �e garnek jest przykryty, ale pi�kna pani nie zwraca�a na
niego uwagi, p�ki jad�y ryb�, kt�ra zdaniem P�telki by�a smaczniejsza ni�
wszelkie gatunki spo�ywane przez ni� do tej pory: bielutka jak �nieg i delikatna
jak �mietana. Gdy dziewczynka prze�kn�a k�s, nast�pi�a w niej zmiana, kt�rej
nie umia�a opisa�. Zewsz�d dobiega�y pomruki, kt�re stawa�y si� coraz
wyra�niejsze, a im d�u�ej jad�a, tym wi�cej z nich rozumia�a. Gdy sko�czy�a
posi�ek, g�osy wszystkich le�nych zwierz�t wpad�y przez drzwi, wci�� otwarte
mimo panuj�cych na zewn�trz ciemno�ci, i dosz�y do jej uszu. Nie by�y to
zwyczajne d�wi�ki, tylko zrozumia�a dla niej mowa. P�telka wiedzia�a ju�, o czym
gwarz� mi�dzy sob� owady w chatce. S�dzi�a, �e otaczaj�ce dom kwiaty i drzewa
tak�e wiod� nocne rozmowy, ale nie umia�a okre�li�, czego dotycz�.
Gdy ryba zosta�a zjedzona, pi�kna dama podesz�a do kocio�ka i unios�a pokryw�.
Wylecia�a stamt�d prze�liczna istota o ludzkich kszta�tach oraz wielkich bia�ych
skrzyd�ach i kr��y�a pod stropem izby, a potem opad�a i usadowi�a si� na
kolanach urodziwej pani, kt�ra wypowiedzia�a kilka dziwnych s��w, podesz�a do
drzwi i rzuci�a stworzenie w ciemno��. P�telka us�ysza�a trzepot skrzyde�
cichn�cy w oddali.
- Czy skrzywdzi�y�my ryb�? - zapyta�a pani wracaj�c.
- Nie - odpar�a P�telka. - Post�pi�y�my w�a�ciwie. Nie mam nic przeciwko temu,
�eby ka�dego dnia zjada� po jednej.
- Musz� czeka� na sw�j czas podobnie jak ty i ja, moja P�teleczko. - Pani
u�miechn�a si� smutno, co doda�o jej tylko uroku. - My�l�, �e znajdzie si�
jedna na jutrzejsz� kolacj�. - M�wi�c te s�owa ruszy�a ku drzwiom, kt�re
prowadzi�y do sadzawki i przem�wi�a; tym razem P�telka wszystko zrozumia�a: -
Niech do mnie przyjdzie jedna z was, ta najm�drzejsza.
Ryby od razu zbi�y si� w gromad� po�rodku sadzawki, a ich g�owy utworzy�y kr�g
nad powierzchni�, ogony za� wi�ksze ko�o poni�ej lustra wody. Naradza�y si�,
oceniaj�c poziom swojej wiedzy, a� wreszcie jedna z nich, radosna i o�ywiona,
pofrun�a do r�k w�a�cicielki.
- Wiesz, gdzie zaczyna si� t�cza? - pad�o pytanie.
- Tak, Matko, znam to miejsce - odpar�a ryba.
- Przyprowad� do domu m�odzie�ca, kt�rego tam spotkasz. On nie wie, dok�d p�j��.
Ryba natychmiast pomkn�a ku drzwiom. Pi�kna dama oznajmi�a P�telce, �e pora
spa�. Otworzy�a kolejne drzwi w bocznej �cianie i wskaza�a jej ch�odn�, zielon�
altank�, gdzie by�o pos�anie z czerwonego wrzosu, na kt�re rzuci�a wielk� ko�dr�
uszyt� z pierzastych sk�rek m�drych ryb i l�ni�c� przepi�knie w blasku ognia.
Wkr�tce u�pion� g��boko P�telk� nawiedzi�y przedziwne i cudowne sny, a w ka�dym
pojawia�a si� pi�kna pani.
Rankiem obudzi� j� szelest li�ci nad g�ow� i plusk wody. Zdumia�a si�, nie
widz�c drzwi do chaty; ujrza�a tylko poro�ni�t� mchem �cian�. Wy�lizgn�a si� z
altanki i posz�a do lasu. Wyk�pa�a si� w strumieniu weso�o pluskaj�cym w�r�d
drzew i od razu poczu�a si� lepiej, bo raz umywszy si� w sadzawce Babci, na
zawsze mia�a pozosta� czy�ciutka i schludna. Gdy w�o�y�a zielon� sukienk�, by�a
jak prawdziwa dama.
Sp�dzi�a dzie� w puszczy, s�uchaj�c ptak�w, le�nej zwierzyny i p�az�w. Rozumia�a
wszystkie ich rozmowy, ale nie potrafi�a z nich powt�rzy� ani s�owa; ka�dy
gatunek mia� swoje narzecze, ale by�a te� mowa wsp�lna, w ograniczonym zakresie
umo�liwiaj�ca porozumienie wszystkim mieszka�com lasu. P�telka nie spotka�a
pi�knej pani, lecz nieustannie czu�a jej obecno��. Stara�a si� nie traci� z pola
widzenia chaty, kt�ra by�a okr�g�a jak namiot cyrkowy albo wigwam; nie mia�a ani
drzwi, ani okien, kt�re najwyra�niej otwiera�y si� tylko od �rodka, a z zewn�trz
nie mo�na ich by�o zobaczy�.
O zmierzchu stan�a obok drzewa, przys�uchuj�c si� k��tni wiewi�rki i kreta,
kt�ry twierdzi�, �e ogon to jego najwi�kszy atut, na co wiewi�rka oznajmi�a, �e
ma �apska jak szpadle. Gdy zrobi�o si� zupe�nie ciemno, P�telka zda�a sobie
spraw�, �e drzwi chaty s� otwarte, a czerwony blask ognia wylewa si� z nich jak
rzeka p�yn�ca w mroku. Opu�ci�a kreta i wiewi�rk� w nadziei, �e same rozstrzygn�
sp�r, i pobieg�a do domu. Gdy wesz�a, kocio�ek bulgota� ju� na ogniu, a po
drugiej stronie paleniska siedzia�a pi�kna dama.
- Przygl�da�am ci si� przez ca�y dzie� - oznajmi�a. - Mo�esz co� przek�si�, ale
na kolacj� musimy troch� poczeka�.
Wzi�a P�telk� na kolana i �piewa�a jej piosenki, kt�rych mo�na by s�ucha� przez
ca�� wieczno��. W ko�cu migotliwa ryba wpad�a do izby i zanurzy�a si� w
kocio�ku. Za ni� wszed� m�odzieniec w starym, przyciasnym ubraniu. Twarz mia�
zdrow� i rumian�, a w r�ku trzyma� klejnocik ja�niej�cy przy blasku p�omieni.
Pierwsze s�owa pi�knej pani brzmia�y tak:
- Co trzymasz w r�ku, Meszku?
Takie przezwisko nadali mu koledzy, poniewa� ca�ymi dniami przesiadywa� na
ulubionym omsza�ym kamieniu i czyta� ksi��ki, a oni m�wili, �e sam zaczyna
porasta� mchem.
Meszek wyci�gn�� r�k�. Gdy pani ujrza�a z�oty klucz, wsta�a z krzes�a,
poca�owa�a go w czo�o, posadzi�a na swoim miejscu i sta�a przed nim jak
s�u�ebna. On nie m�g� tego znie�� i zerwa� si� natychmiast, ale ona ze �zami w
oczach b�aga�a, �eby spocz�� i pozwoli� sobie us�u�y�.
- Jeste�, pani, dostojna, cudowna i pi�kna - �achn�� si� Meszek.
- Owszem, a mimo to krz�tam si� przez ca�y dzie�, co mi sprawia przyjemno��, ty
za� wkr�tce mnie opu�cisz!
- Sk�d wiesz, pani, je�li wolno spyta�? - zaciekawi� si� Meszek.
- Masz z�oty klucz.
- Nie wiem, co otwiera. Daremnie szuka�em zamka. Czy powiesz mi, pani, co mam
robi�?
- Musisz poszuka� dziurki od klucza. Takie jest twoje zadanie. Nie mog� ci
pom�c. Powiem tylko, �e je�li wytrwasz w poszukiwaniach, dopniesz swego.
- Jak� szkatu�k� otwiera klucz? Co jest w �rodku?
- Nie wiem. �ni� o tym, ale �yj� w niewiedzy.
- Czy mam wyruszy� od razu?
- Mo�esz tu przenocowa� i zje�� kolacj�, ale rankiem powiniene� ruszy� w drog�.
Wolno mi jedynie da� ci nowy str�j. Jest tu dziewczyna imieniem P�telka, kt�r�
musisz ze sob� zabra�.
- To mi�a nowina - ucieszy� si� Meszek.
- Nie, nie! - krzykn�a P�telka. - Prosz�, Babciu, nie chc� ci� opuszcza�.
- Musisz z nim wyruszy�, P�telko. Bardzo mi przykro, �e odejdziesz, ale to
najlepsze, co mog�o ci� spotka�. Wiesz, �e nawet ryby trafiaj� w ko�cu do
kocio�ka, a potem lec� w ciemno��. Je�li spotkasz Morskiego Starca, zapytaj go,
prosz�, czy nie ma dla mnie nowych ryb. W sadzawce robi si� pusto.
Pi�kna pani wyj�a ryb� z garnka i nakry�a go pokrywk�. Usiedli do sto�u i
zjedli g��wne danie, a po kolacji skrzydlata istota wyfrun�a z garnka,
zatoczy�a kilka kr�g�w pod sufitem i usiad�a na kolanach pani, kt�ra po chwili
rozmowy podesz�a do drzwi i rzuci�a j� w mrok. Us�yszeli trzepot skrzyde�
cichn�cy w oddali.
Pi�kna dama wskaza�a Meszkowi sypialni� podobn� do zak�tka P�telki; rankiem
znalaz� obok pos�ania nowy str�j. Gdy go w�o�y�, od razu wyprzystojnia�, ale kto
nosi ubrania od Babci, nie zaprz�ta sobie g�owy swoim wygl�dem, tylko zachwyca
si� nieustannie urod� innych ludzi.
P�telka nie mia�a ochoty na w�dr�wk�.
- Czemu musz� ci� opu�ci�? Przecie� nie znam tego m�odzie�ca, Babciu -
t�umaczy�a.
- Wszystkie moje dzieci szybko odchodz�. Nie musisz z nim i��, je�li to ci nie
odpowiada, ale chcia�abym, �eby� mu towarzyszy�a, bo ma z�oty klucz. �adna
dziewczyna nie powinna si� obawia� w�dr�wki z m�odzie�cem, kt�ry go posiada.
Zaopiekujesz si� ni� jak nale�y, prawda, Meszku?
- Oczywi�cie - przytakn��.
P�telka spojrza�a na niego i postanowi�a, �e b�dzie mu towarzyszy�.
- Je�eli - doda�a pi�kna dama - rozdzielicie si� podczas w�dr�wki przez... Nie
mog� zapami�ta� nazwy tej krainy. W takim wypadku nie l�kajcie si�, tylko id�cie
dalej.
Z�o�y�a poca�unek na ustach P�telki i na czole Meszka, odprowadzi�a ich do drzwi
i wyci�gn�a rami� ku wschodowi, a oni wzi�li si� za r�ce i ruszyli w g��b lasu
we wskazanym kierunku. Praw� d�oni� Meszek �ciska� z�oty klucz.
D�ugo maszerowali, wci�� zaciekawieni rozmowami zwierz�t. Wkr�tce poznali ich
j�zyki na tyle, by zadawa� proste pytania. Wiewi�rki mia�y dla nich wiele
�yczliwo�ci i dawa�y im orzechy ze swoich zapas�w; pszczo�y okaza�y si�
samolubne i opryskliwe; uzna�y, �e w�drowcy nie s� poddanymi ich kr�lowej,
wsparcie za� nale�y si� przede wszystkim ziomkom, a w swym przytu�ku nie mia�y
teraz �adnego trutnia. �lepe krety przynosi�y im czasem orzeszki ziemne i
trufle, a be�kota�y tak, jakby w pyszczkach, a tak�e w oczach i uszach mia�y
wat� albo w�asne k�aki. Nim P�telka i Meszek wyszli z lasu, byli ju� sobie
bardzo bliscy. Dziewczyna nie �a�owa�a, �e Babcia kaza�a jej odej�� z w�drowcem.
Z czasem drzewa zacz�y male� i ros�y coraz rzadziej. Grunt si� podnosi�; szli
teraz po zboczu, a drzewa zostawili za plecami; wspinali si� w�sk� �cie�k� w�r�d
ska� g�ruj�cych nad ni� po obu stronach. Nagle otworzy�o si� przed nimi z gruba
ciosane przej�cie, kt�rym wkroczyli do w�skiego korytarza wyci�tego w skale.
W�drowali po omacku, poniewa� by�o zupe�nie ciemno, a� wyszli na w�ski szlak nad
stromym urwiskiem, kt�ry prowadzi� serpentynami w d� ku szerokiej okr�g�ej
dolinie otoczonej zewsz�d g�rami. Szczyty na wprost nich by�y odleg�e, a ostre
b��kitnawe wierzcho�ki pokryte warstw� lodu wznosi�y si� bardzo wysoko. G��boka
cisza otoczy�a w�drowc�w. Nie s�yszeli nawet szumu wody.
Gdy spojrzeli w d�, nie umieli powiedzie�, czy w g��bokiej dolinie s� trawiaste
��ki, czy wielkie, g�adkie jezioro. Z daleka niewiele mogli zobaczy�. �cie�ka
prowadz�ca w d� by�a trudna i niebezpieczna, ale zeszli ni� szcz�liwie.
Okaza�o si�, �e dolin� wype�nia drobny jasny piach, miejscami sfalowany, zwykle
g�adki. Przestali si� dziwi�, �e przedtem nie mogli zgadn��, co tam zastan�, bo
dolin� wype�nia�y szare mira�e; to by�o morze cieni. Otacza�y ich mroczne zarysy
g�stego listowia oraz cudowne i zwodnicze postaci przemykaj�ce tu i �wdzie,
kt�re szybowa�y i dr�a�y pod tchnieniem wiatru, ale nie mo�na by�o ich dotkn��
ani us�ysze� ich g�os�w. Ani �ladu puszczy na zboczach g�r, ani jednego drzewa w
zasi�gu wzroku, a mimo to cienie li�ci, ga��zi i pni drzew rozmaitych gatunk�w,
jak okiem si�gn��, przes�ania�y dolin�. W�drowcy odkryli wnet sylwetki kwiat�w
ukryte w�r�d widmowego listowia oraz zarysy ptak�w z otwartymi dziobami i
gard�em wyd�tym od �piewu. Czasami widzieli sylwetki osobliwych i pe�nych
wdzi�ku postaci biegaj�cych tu i �wdzie mi�dzy z�udnymi pniami i konarami, a
potem znikaj�cych w�r�d li�ci. Szli zanurzeni po kolana w toni bajecznego
jeziora, a cienie nie k�ad�y si� p�asko na powierzchni, tylko uk�ada�y si�
warstwami niemal realnych kszta�t�w utworzonych z mroku, jakby rzucane z
rozmaitych kierunk�w. P�telka i Meszek rozgl�dali si� z podniesionymi g�owami,
�eby odkry�, sk�d padaj�, ale widzieli tylko po�yskliw� mg�� rozpylon� wysoko
nad wyrazistymi szczytami g�r. Nie dostrzegli �adnych puszcz, li�ci ani ptak�w.
Wkr�tce wyszli na otwart� przestrze�, gdzie cienie rzed�y; mijali i takie
obszary, gdzie przemyka�y one tylko od czasu do czasu i trzeba by�o d�ugo
wypatrywa� nast�pnych. Oto bajeczny kszta�t p� ptasi, p� cz�owieczy szybuje na
szeroko roz�o�onych skrzyd�ach. Potem urocza gromadka podskakuj�cych widmowych
dzieci, a za ni� posta� kobiety, i wreszcie ogromny cie� o tytanicznych
kszta�tach - wszystkie gin� w tajemnej gestwinie li�ci. Na moment ukazywa� si�
profil niezwykle szlachetny i pe�en dostoje�stwa, i szybko znika�. Czasem
pojawiali si� obj�ci ramionami kochankowie, niekiedy ojciec i syn albo bracia w
trakcie �artobliwej przepychanki, to zn�w siostry otoczone wdzi�czn� czered�
z�o�onych form. Trafia�y si� r�wnie� konie galopuj�ce swobodnie lub nios�ce na
grzbiecie cienie dostojnych w�adc�w. Obraz�w, kt�re budzi�y najwi�kszy zachwyt,
w�drowcy nie byli w stanie opisa�.
Usiedli po�rodku r�wniny, �eby odpocz�� w samym sercu morza cieni. Gdy podnie�li
g�owy, okaza�o si�, �e oboje ton� we �zach, bo t�skni� do krainy rzucaj�cej owe
cienie.
- Musimy znale�� kraj, sk�d pada cie� - powiedzia� Meszek.
- Oczywi�cie, m�j drogi - zgodzi�a si� P�telka. - Mo�e tw�j z�oty klucz otwiera
jego bramy?
- Ach, to by by�o wspaniale! Musimy tu nieco odpocz��, a w�wczas zdo�amy przej��
na drugi kraniec doliny przed zmierzchem.
Meszek leg� na ziemi, a wok� niego z bok�w i ponad g�ow� nieustannie igra�y
osobliwe cienie. Spogl�da� przez nie, widzia� inne sylwetki - warstwa po
warstwie, a� zlewa�y si� w mroczn� ciemno��. P�telka tak�e odpoczywa�a ogarni�ta
podziwem i t�sknot� za krajem rzucaj�cym cienie. Potem ruszyli w dalsz� drog�.
Nie umiem powiedzie�, jak d�ugo szli przez r�wnin�, ale nim zapad�a noc, w�osy
Meszka przypr�szy�a siwizna, a P�telka mia�a zmarszczki na czole.
Po po�udniu cienie stopniowo wyd�u�y�y si� i pociemnia�y, a� wznios�y si� ponad
g�owy w�drowc�w, kt�rzy szli w zupe�nej ciemno�ci. Chwycili si� za r�ce i troch�
przestraszeni maszerowali w ciszy. Otoczeni g�stniej�cym mrokiem wyczuwali jego
niezwyk�o��; przestali si� zachwyca� urod� cieni. P�telka zorientowa�a si�
nagle, �e nie trzyma r�ki Meszka; nie mia�a poj�cia, kiedy si� rozdzielili.
- Meszku, Meszku! - krzykn�a przera�ona, ale nie odpowiedzia�.
Po chwili cienie opad�y jej do st�p, a potem umkn�y spod nich; wyros�a przed
ni� wysoka g�ra. P�telka odwr�ci�a si� raz jeszcze ku opuszczonej przed chwil�
sm�tnej dolinie, aby zawo�a� Meszka. Ujrza�a faluj�c� ciemno��, mroczne i
burzliwe morze cieni bez jasnej grzywy pian; nie wy�oni� si� Meszek i nie wspi��
na stok, gdzie czeka�a, wi�c rzuci�a si� na ziemi� i p�aka�a z rozpaczy.
Nagle przypomnia�a sobie rady Babci, kt�ra m�wi�a, �e gdyby stracili si� z oczu
w kraju o nazwie trudnej do zapami�tania, niech si� nie l�kaj�, tylko id� dalej.
Poza tym Meszek niesie z�oty klucz, wi�c z pewno�ci� nie dozna �adnej krzywdy.
Podnios�a si� i ruszy�a dalej.
Wkr�tce stan�a przed skaln� �cian�, w kt�rej wyci�to stopnie. Gdy dotar�a do
po�owy stoku, schody nagle si� sko�czy�y, a �cie�ka prowadzi�a dalej w g��b
masywu. P�telka ba�a si� tam wej��, ale gdy odwr�ci�a si� ku schodom, dozna�a
zawrotu g�owy na widok przepastnej dali i mimo obaw na o�lep rzuci�a si� w
stron� wej�cia do jaskini.
Gdy otworzy�a oczy, ujrza�a delikatn� skrzydlat� istotk�, kt�ra sta�a obok niej
i czeka�a.
- Znam ci� - oznajmi�a P�telka. - Jeste� moj� ryb�.
- Owszem, ale zmieni�em posta� i zosta�em powietrznikiem.
- C� to za stworzenie?
- Masz je przed oczyma. Przybywam, �eby ci� przeprowadzi� g�rskim korytarzem.
- Och, dzi�ki, mi�a rybko... to znaczy powietrzniku! - zawo�a�a P�telka i
wsta�a.
Powietrznik roz�o�y� skrzyd�a i pofrun�� d�ugim w�skim korytarzem, a P�telka
wspomina�a, jak p�yn�� przed ni�, gdy jeszcze by� ryb�. Kiedy poruszy�
skrzyd�ami, opad� z nich deszcz wielobarwnych iskier o�wietlaj�cych drog�. Potem
znikn�� nagle, a wtedy us�ysza�a niski i pi�kny d�wi�k, ca�kiem r�ny od
chrz�stu i trzepotu jego skrzyde�. Sta�a przed roz�wietlonym zwie�czonym �ukiem
otworem; z zewn�trz dobiega� szum morskich fal.
Pobieg�a tam, a potem zm�czona i uszcz�liwiona pad�a na ��ty piasek pla�y.
Odpoczywa�a w p�nie, zawieszona mi�dzy znu�eniem i odpoczynkiem, ws�uchana w
plusk i szum morskich fal, kt�re zdawa�y si� nieustannie kusi� l�d, �eby
odmieni� posta� i sta� si� morzem. A gdy tak le�a�a, oczy mia�a utkwione w
miejscu, z kt�rego wyrasta�a pot�na t�cza rysuj�ca si� wyra�nie na tle nieba i
si�gaj�ca przeciwleg�ego brzegu. W ko�cu P�telka zasn�a.
Po przebudzeniu ujrza�a starca z d�ugimi siwymi w�osami opadaj�cymi na ramiona,
kt�ry pochyla� si� nad ni�, podparty kosturem pokrytym zielonymi p�czkami.
- Czego tu szukasz, pi�kna kobieto? - zapyta�.
- Sta�am si� urodziwa? Co za rado��! - P�telka zerwa�a si� na r�wne nogi. - Moja
Babcia jest prze�liczna.
- Owszem, ale czego chcesz?
- Chyba to ciebie szukam. Jeste� Morskim Starcem?
- Oczywi�cie.
- Babcia pyta, czy masz dla niej ryby.
- Chod�my to sprawdzi�, moja droga. - Stary cz�owiek by� bardzo uprzejmy. - A
czy mog� co� zrobi� dla ciebie?
- O tak! Wska� mi drog� do krainy, sk�d padaj� cienie. - P�telka mia�a nadziej�,
�e spotka tam Meszka.
- Aha! Zaiste, godna to rzecz - powiedzia� starzec - ale nie mog� tego zrobi�,
poniewa� nie znam owej drogi, ale id� do Ziemskiego Starca. Mo�e on ci pomo�e.
Jest znacznie starszy ode mnie.
Podpieraj�c si� lask� poprowadzi� j� wzd�u� brzegu do stromej ska�y
przypominaj�cej skamienia�y okr�t odwr�cony do g�ry dnem.
Wchodzi�o si� od steru tego wielkiego statku. Dalej by�y schody wyci�te w skale.
Na samym dole starzec urz�dzi� sobie mieszkanie.
Ledwie tam weszli, P�telka us�ysza�a dziwny odg�os niepodobny do d�wi�k�w, kt�re
dot�d zna�a. Wkr�tce poj�a, �e to rozmawiaj� ryby. Pr�bowa�a je zrozumie�, lecz
ich mowa by�a zbyt archaiczna, prymitywna i niewyra�na.
- Sprawdz�, czy znajd� si� ryby dla mojej c�rki - oznajmi� Morski Starzec.
Odsun�� okiennic�, spojrza� przez grub� kryszta�ow� p�yt� wstawion� w otw�r i
zastuka�. P�telka podesz�a do niego, zerkn�a przez okno w bezmiar g��biny
zielonego oceanu i ujrza�a przedziwne stworzenia, kt�re by�y okropnie brzydkie
albo dziwaczne, wszystkie z osobliwymi pyszczkami; p�ywa�y wok� g�r� i do�em,
lecz gdy rozleg�o si� pukanie Morskiego Starca, ruszy�y w stron� okna. Tylko
nieliczne zdo�a�y dotkn�� szyby, lecz nawet te p�ywaj�ce w wi�kszej odleg�o�ci
zwr�ci�y ku niej g�owy. Morski Starzec przez kilka minut obserwowa� uwa�nie ca��
�awic�, a potem zwr�ci� si� do P�telki.
- Przykro mi, �adna jeszcze nie jest gotowa. Potrzebuj� wi�cej czasu ni� moja
c�rka, ale po�l� jej kilka ryb, gdy tylko b�d� m�g�.
Okiennica wr�ci�a na swoje miejsce.
W morzu powsta� od razu wielki szum. Starzec ods�oni� zn�w okno i popuka� w
szyb�, a wtedy zrobi�o si� cicho jak makiem zasia�.
- Gada�y o tobie - wyja�ni�. - M�wi�y same bzdury! Jutro - doda� - musz� ci
wskaza� drog� do Ziemskiego Starca. Mieszka daleko st�d.
- Pozw�l mi i�� od razu - poprosi�a P�telka.
- Nie. To wykluczone. Najpierw musisz p�j�� tam. - Poprowadzi� j� do otworu w
�cianie, kt�rego przedtem nie dostrzeg�a, bo zas�ania�y go pn�cza o zielonych
li�ciach i bia�ych kwiatach. - Poni�ej poziomu morza zakwitaj� tylko ro�liny o
bia�ym kwieciu - t�umaczy� wiekowy m�czyzna. - Czeka tam na ciebie k�piel, w
kt�rej b�dziesz spoczywa�, p�ki ci� nie zawo�am.
P�telka wesz�a do ma�ej komnaty, a raczej groty. W jej najdalszym k�cie
znajdowa�o si� zag��bienie w skale nape�nione do po�owy przezroczyst� morsk�
wod�. Drobne stru�ki wpada�y do niego przez skalne szczeliny. Wy��obienie mia�o
dosy� g�adkie �cianki, a dno wysypano ��tym piaskiem. Okrywa� je niemal
ca�kowicie baldachim z wielkich li�ci i bia�ych kwiat�w wielu ro�lin.
Kiedy si� rozebra�a i zanurzy�a w kapieli, dozna�a wra�enia, �e woda przenika
jej cia�o. Odpoczywa�a jak we �nie, ale nie straci�a �wiadomo�ci. Z ka�d� chwil�
czu�a si� lepiej. Odk�d rozdzieli�a si� z Meszkiem, nie by�a r�wnie szcz�liwa i
pe�na nadziei. My�la�a tak�e ze wsp�czuciem o biednym staruszku, kt�ry �y� tu
samotnie, strzeg�c morskiego bezmiaru pe�nego g�upich i niesfornych ryb.
Po godzinie, jak si� jej zdawa�o, us�ysza�a wo�anie i wysz�a z kapieli. Opu�ci�o
j� znu�enie i b�l wywo�any trudami w�dr�wki. By�a tak silna i wypocz�ta, jakby
spa�a przez ca�y tydzie�.
Podesz�a do przej�cia wiod�cego ku drugiej cz�ci domostwa i popatrzy�a zdumiona
na wspania�ego m�czyzn� o twarzy dostojnej i pi�knej, kt�ry tam na ni� czeka�.
- Chod� - powiedzia�. - Widz�, �e jeste� gotowa.
- Gdzie jest Morski Starzec? - spyta�a pokornie, okazuj�c mu uszanowanie.
- Pr�cz mnie nikogo tu nie ma - odpar� z u�miechem. - Dla niekt�rych jestem
Morskim Starcem. Inni nadaj� mi rozmaite imiona i strasznie si� boj�, gdy
spotykamy si� w czasie moich spacer�w po pla�y. Staram si� ich unika�, bo s� tak
wystraszeni, �e nie widz�, kim naprawd� jestem. Ty mnie dopiero teraz
zobaczy�a�. Musz� ci jeszcze wskaza� drog� do Ziemskiego Starca.
Zaprowadzi� j� do groty, w kt�rej bra�a kapiel, i w przeciwleg�ym k�cie wskaza�
kolejny otw�r w skale.
- Id� schodami w d�, one ci� do niego doprowadz� - poleci�.
P�telka podzi�kowa�a mu uni�enie i odesz�a. Sz�a po spiralnych schodach tak
d�ugo, a� zacz�a si� obawia�, �e nie maj� ko�ca. Wiod�y j� coraz ni�ej,
zniszczone i pop�kane, mokre od wody tryskaj�cej ze ska�y i sp�ywaj�cej po
stopniach tu� obok niej. By�o do�� ciemno, ale P�telka orientowa�a si� w mroku,
bo po niezwyk�ej k�pieli ludzkie oczy emanuj� �wiat�em, kt�re umo�liwia
widzenie. Nie spotka�a �adnych p�az�w ani robactwa, a w�dr�wka okaza�a si�
bezpieczna i ca�kiem przyjemna mimo ciemno�ci, wilgoci i monotonii.
Stan�a wreszcie na ostatnim stopniu i znalaz�a si� w l�ni�cej pieczarze.
Po�rodku le�a� kamie�, na kt�rym siedzia� wiekowy m�czyzna zgi�ty wp� ze
staro�ci, zwr�cony do niej plecami. Widzia�a z daleka siw� brod� rozpostart�
przed nim na kamiennej pod�odze. Nie poruszy� si�, kiedy wesz�a, wi�c zbli�y�a
si� tak, by stan�� przed nim i zacz�� rozmow�. Gdy spojrza�a mu w twarz, ujrza�a
m�odzie�ca niezwyk�ej urody. Siedzia� bez ruchu, spogl�daj�c z zachwytem w
lustro wykonane jakby ze srebra i umieszczone na pod�odze u jego st�p. Patrz�cej
z ty�u P�telce wyda�o si�, �e to siwa broda. Zamar� w bezruchu, nie�wiadom jej
obecno�ci, poblad�y z zachwytu nad lustrzanym obrazem. P�telka sta�a i
obserwowa�a go uwa�nie. W ko�cu przem�wi�a ca�a dr��ca, ale nie us�ysza�a
w�asnego g�osu. Mimo to m�odzieniec podni�s� g�ow�. Na jej widok nie okaza�
zdziwienia, tylko u�miechn�� si� przyja�nie.
- Czy jeste� Ziemskim Starcem? - spyta�a.
- Owszem. Jak ci pom�c? - odpowiedzia� i P�telka us�ysza�a go, cho� do jej uszu
nie doszed� �aden g�os.
- Wska� mi drog� do krainy rzucaj�cej cienie.
- Ach! Nie znam jej, tylko o niej �ni�. Czasami widz� jej odbicie w moim
zwierciadle, lecz nie mam poj�cia, jak mo�na tam dotrze�. Moim zdaniem Ognisty
Starzec z pewno�ci� zna drog�. Jest ode mnie du�o starszy. To najbardziej
wiekowy z ludzi.
- Gdzie mieszka?
- Poka�� ci, jak tam doj��. Nigdy u niego nie by�em. -Wsta� i znieruchomia� na
moment, spogl�daj�c na P�telk�. - I ja ch�tnie odwiedzi�bym tamt� krain�, ale
musz� pilnowa� swego zaj�cia.
Zaprowadzi� j� w r�g pieczary i kaza� przytkn�� ucho do �ciany.
- Co s�yszysz? - zapyta�.
- Chyba szum wody p�yn�cej w�r�d ska�.
- Ta rzeka p�dzi do siedziby najstarszego z ludzi, Ognistego Starca. Szkoda, �e
nie mog� go zobaczy�, ale mam przecie� swoje zaj�cie. Tylko rzek� mo�na si� tam
dosta�.
Ziemski Starzec przykucn�� na pod�odze groty, podni�s� wielki g�az i upu�ci�.
Kamie� wybi� spory otw�r i pop�yn�� z nurtem.
- T�dy - wskaza�.
- Nie ma schod�w.
- Musisz rzuci� si� do wody. Nie ma innego sposobu.
Odwr�ci�a si�, spojrza�a mu prosto w oczy i sta�a tak przez minut�, pogr��ona w
zadumie; w tym czasie min�� ca�y rok. Potem skoczy�a w nurt.
Gdy dosz�a do siebie, poczu�a, �e p�ynie szybko z pr�dem, zanurzona w wodzie.
G�ow� mia�a pod powierzchni�, ale u�wiadomi�a sobie, �e odk�d wyk�pa�a si� u
Morskiego Starca, ani razu nie zaczerpn�a powietrza. Gdy wyjrza�a ponad wod�,
poczu�a taki �ar, �e natychmiast si� zanurzy�a i pomkn�a dalej.
Potok stawa� si� coraz p�ytszy i wkr�tce trudno jej by�o trzyma� g�ow� pod wod�.
W ko�cu nurt sta� si� zbyt wolny, �eby j� nie��. Wsta�a z koryta rzeki i ruszy�a
dalej po rozgrzanych stopniach. Woda ca�kiem znikn�a, a skwar by� nie do
zniesienia i przepala� do szpiku ko�ci, lecz nie odbiera� si�. Zrobi�o si� tak
gor�co, �e P�telka obawia�a si�, i� d�u�ej chyba nie wytrzyma.
A mimo to sz�a dalej.
Schody ko�czy�y si� topornym �ukiem z roza�rzonego kamienia. P�telka min�a go i
chwiejnym krokiem wesz�a do ch�odnej jaskini poro�ni�tej mchem. Dno i �ciany
pokrywa� mi�kki, zielony i wilgotny dywan. W�ski strumyk wyp�ywa� ze skalnej
szczeliny i znika� w�r�d mchu. Przypad�a do niego ustami, �eby si� napi�. Potem
unios�a g�ow� i rozejrza�a si� wok�, ale nie dostrzeg�a nikogo w jaskini, lecz
kiedy si� wyprostowa�a, ogarn�o j� cudowne przeczucie, �e stoi wobec tajemnicy
tej ziemi i zasad jej istnienia. Wszystko, co kiedy� widzia�a lub czego nauczy�a
si� z ksi��ek, ka�da opowie�� i piosenka Babci, wszelkie rozmowy zwierz�t,
ptak�w i ryb, ca�a jej w�dr�wka z Meszkiem, marsz do serca ziemi u boku starego
cz�owieka i spotkanie z tym od niego starszym - to wszystko sta�o si� jasne.
Dosz�a do ca�kowitego zrozumienia i poj�a, �e wielo�� sprowadza si� do jednego,
ale nie potrafi�a uj�� tej my�li w s�owa.
Po chwili zobaczy�a nagiego ch�opczyka siedz�cego na mchu w rogu jaskini. Bawi�
si� kulkami r�nej barwy i wielko�ci, z kt�rych uk�ada� na pod�o�u rozmaite
figury. P�telka zrozumia�a, �e pewne obszary posiadanej przez ni� wiedzy
przekraczaj� jej zdolno�� rozumienia, poniewa� zda�a sobie spraw�, jaki bezmiar
znacze� kryje si� w zmienno�ci i nast�pstwie poszczeg�lnych kszta�t�w i figur
uk�adanych z kulek przez ch�opca, a tak�e w przer�nych zestawieniach barw, cho�
nie umia�a powiedzie�, co symbolizuj�.*
Ch�opiec, zaabsorbowany gr�, kt�rej oddawa� si� niezmordowanie i samotnie, ani
razu nie podni�s� wzroku. Nie zdawa� sobie sprawy z tego, �e kto� obcy przyby�
do ukrytej g��boko pustelni. Starannie, jak koronczarka manipuluj�ca klockami,
przek�ada� i grupowa� swe kulki. P�telka chwilami dostrzega�a w uk�adach
przeb�yski sensu, by zaraz pogr��y� si� nie tyle w p�mroku, ile w zupe�nej
ciemno�ci. D�ugo sta�a wpatrzona, bo widok ten przyci�ga� spojrzenie, a im
d�u�ej patrzy�a, tym �mielej niewyobra�alnie obca m�dro�� wzbiera�a w jej
umy�le. Przez siedem lat nieruchomo obserwowa�a nagie dziecko uk�adaj�ce barwne
kulki, lecz odnios�a wra�enie, �e min�o zaledwie siedem godzin. Nagle nie
wiedzie� czemu uk�ad kulek przypomnia� jej o Dolinie Cieni, wi�c przem�wi�a:
- Gdzie znajd� Ognistego Starca?
- Ja nim jestem - odpar�o dziecko, przek�adaj�c kulki na mchu. - Jak ci mog�
pom�c?
Ca�kowity spok�j na twarzy ch�opca by� tak pora�aj�cy, �e P�telka po prostu
oniemia�a. Nie u�miecha� si�, ale wielkie szare oczy wyra�a�y g��bok� mi�o��.
Spokojne oblicze roz�wietla� blask podobny do ksi�ycowej po�wiaty i dlatego
mo�na by�o pomy�le�, �e lada moment jego twarzyczka rozpromieni si� tak
niespodziewanie, �e na ten widok nawet wytrawny obserwator zaleje si� �zami i
padnie trupem. U�miech si� jednak nie objawi�, a ksi�ycowa jasno�� pozosta�a,
poniewa� serce dziecka by�o tak ogromne, �e rado�� nie mog�a przenikn�� z
bezmiernej g��bi na oblicze.
- Czy jeste� najstarszym z ludzi? - odwa�y�a si� zapyta� P�telka, chocia�
ogarn�� j� l�k.
- Owszem, to prawda. Jestem bardzo stary. I wiem, �e potrafi� ci pom�c. Ka�dy
mo�e zwr�ci� si� do mnie i otrzyma� wskaz�wki, kt�rych potrzebuje.
Dziecko podesz�o bli�ej i spojrza�o na ni� tak, �e wybuchn�a p�aczem.
- Czy wska�esz mi... drog� do krainy... sk�d padaj�... cienie? - szlocha�a.
- Oczywi�cie. Znam dobrze ten szlak. Sam niekiedy nim w�druj�, ale ty nie mo�esz
p�j�� moj� drog�, bo nie jeste� dostatecznie stara. Poka�� ci, kt�r�dy i��.
- Czy wy�lesz mnie znowu w ten �ar? - spojrza�a b�agalnie na ch�opca.
- Tego nie zrobi�. - Dziecko wyci�gn�o r�k� i po�o�y�o ma�� ch�odn� d�o� na jej
sercu. - Teraz mo�esz i��. Ogie� ci� nie spali. Chod�.
Ch�opiec wyprowadzi� j� z jaskini. Id�c za nim, min�a kolejne �ukowe i znalaz�a
si� na ogromnej pustyni w�r�d piasku i kamieni. Niebo ponad ni� by�o kamienne,
podobne do burzowych chmur. Panowa� tam �ar tak wielki, �e zobaczy�a jasne
stru�ki ��tego z�ota, bia�ego srebra i czerwonej miedzi p�yn�ce ze ska�, ale
nie odczu�a skwaru.
Kiedy zaszli ju� do�� daleko, dziecko odsun�o wielki kamie� i wyj�o spod niego
co� na kszta�t jajka. Nast�pnie palcem wyrysowa�o na piasku zakrzywion� lini� i
umie�ci�o na niej owo jajko. Ch�opczyk wypowiedzia� kilka s��w niezrozumia�ych
dla P�telki i z p�kni�tej skorupki wy�oni� si� ma�y w��, kt�ry wpe�z� na lini�
wy��obion� w piasku i zacz�� rosn��, a� si� z ni� zr�wna�. Gdy osi�gn�� w�a�ciwe
rozmiary, zacz�� si� oddala�, podobny do morskiej fali.
- Id� za w�em - poleci�o dziecko. - On ci� doprowadzi do w�a�ciwej drogi.
P�telka ruszy�a �ladem gada, lecz co kilka krok�w ogl�da�a si�, by popatrze� na
nieziemskie dziecko, kt�re sta�o samotnie obok fontanny czerwonych p�omieni,
jakie trysn�y u jego st�p, a pal�cy ogie� roz�wietli� biel nagiej sk�ry
szkar�atnym blaskiem. Znieruchomia�y ch�opczyk patrzy� za ni�, a gdy odesz�a
daleko, znikn�� jej z oczu. W�� posuwa� si� naprz�d, nie zbaczaj�c na lewo ani
na prawo.
Tymczasem Meszek opu�ci� jezioro cieni i w�drowa� pos�pny i samotny, a� dotar�
na morski brzeg. Wiecz�r by� ciemny i burzliwy. S�o�ce ju� zasz�o. Wiatr d�� od
morza. Fale otacza�y ska�� ukrywaj�c� dom Starca. Wodna g��bia falowa�a mi�dzy
ni� i brzegiem, gdzie spacerowa� m�czyzna kr�lewskiej postury.
Meszek zbli�y� si� do niego i spyta�:
- Czy zechcesz mi powiedzie�, gdzie znajd� Morskiego Starca?
- Ja nim jestem - pad�a odpowied�.
- Widz� dostojnego m�czyzn� w sile wieku.
Starzec popatrzy� na niego uwa�niej i powiedzia�:
- Masz lepszy wzrok, m�ody cz�owieku, ni� wielu id�cych t� drog�. Noc jest
burzliwa: wst�p do mego domu i powiedz, jak mog� ci by� pomocny.
Meszek ruszy� za nim. Fale cofn�y si� spod n�g Morskiego Starca i jego go��
tak�e przeszed� such� nog�.
Po wej�ciu do jaskini usiedli i patrzyli na siebie.
Meszek posun�� si� w latach. Wygl�da� powa�niej ni� Morski Starzec i okropnie
bola�y go nogi.
Gdy si� sobie przyjrzeli, Starzec wzi�� go za r�k� i zaprowadzi� do ukrytej
groty. Pom�g� mu zdj�� ubranie i u�o�y� go w sadzawce. Wtedy spostrzeg�, �e
Meszek zaciska d�o�.
- Co trzymasz w r�ku? - zapyta�.
Meszek otworzy� j� i ukaza� si� z�oty klucz.
- Aha! To wyja�nia, czemu mnie pozna�e�.
- Chc� znale�� kraj, sk�d padaj� cienie.
- Tak my�la�em. Ja r�wnie�, ale tymczasem jedna sprawa ju� si� wyja�ni�a. Do
czego s�u�y ten klucz, jak my�lisz?
- Otwiera jaki� zamek. Nie mam poj�cia, czemu go nosz�, skoro nie znalaz�em
dziurki od klucza, a �yj� na tym �wiecie dobrych par� lat - odpar� zasmucony
Meszek. - Jestem ju� chyba w podesz�ym wieku. Czuj�, �e mam obola�e stopy.
- Naprawd�? - zdziwi� si� Starzec.
Meszek, kt�ry nadal za�ywa� k�pieli, popatrzy� na swoje nogi i zastanawia� si�
przez chwil�, nim odpar�:
- Ale nie czuj� b�lu. Mo�e nie jestem taki wiekowy.
Wsta�, przejrza� si� w wodzie i nie zobaczy� ani siwych w�os�w, ani
pomarszczonej sk�ry.
- Pozna�e� smak �mierci - powiedzia� Starzec. - Dobrze ci?
- Tak, jest mi dobrze. �mier� jest lepsza od �ycia.
- Nie. Ona jest prawdziwym �yciem. Twoje stopy nie b�d� ju� ton�� w wodzie.
- Co masz na my�li?
- Wkr�tce si� przekonasz.
Wr�cili do s�siedniej jaskini, usiedli i d�ugo rozmawiali. W ko�cu Morski
Starzec podni�s� si� i rzek� do Meszka:
- Chod� za mn�.
Wyprowadzi� go schodami na g�r� i otworzy� inne drzwi, wychodz�ce ku wschodowi
prosto na wzburzone morze. W�r�d bezmiaru w�d na tle k��bowiska czarnych chmur
Meszek ujrza� podstaw� t�czy ja�niej�c� w mroku.
- To z pewno�ci� moja droga - powiedzia�, ledwie j� zobaczy�, a potem stan�� na
powierzchni morza, a jego nogi nie pogr��a�y si� w wodzie. Walczy� z wiatrem,
zmaga� si� z falami i w�drowa� ku t�czy.
Burza ucich�a, nasta� pi�kny dzie�, a potem cudowna noc. Nad szerok� p�aszczyzn�
spokojnego oceanu czu�o si� ch�odn� bryz�. Meszek nadal szed� na wsch�d, ale
t�cza znikn�a wraz z burz�.
Dzie� po dniu szed� przekonany, �e brak mu przewodnika. Nie przeczuwa�, �e jego
krokami ukradkiem kieruj� l�ni�ce ryby. Przeszed� morze i dotar� do wielkiej
stromej ska�y, na kt�r� prowadzi�a tylko jedna �cie�ka ko�cz�ca si� w po�owie
urwiska na skalnej p�ce. Stan�� tam pogr��ony w zadumie. To nie jest mo�liwe,
aby droga znika�a w ten spos�b, bo jej istnienie by�oby pozbawione sensu. Cho�
prymitywna i marnie utrzymana, zas�ugiwa�a jednak na swoje miano. Zbada�
powierzchni� ska�y. By�a g�adka jak szk�o. Gdy trac�c ju� nadziej� wodzi� po
niej spojrzeniem, co� nagle zab�ys�o i ujrza� kilka ma�ych szafir�w, kt�re
otacza�y niewielki otw�r.
- Dziurka! - zawo�a�.
Wsun�� w ni� klucz, a ten pasowa�. Obr�ci� go. Rozleg� si� trzask i chrz�st,
jakby �elazne sztaby uderza�y w kot�y z br�zu. Wyj�� klucz i ska�a przed nim
zacz�a si� wali�. Odsun�� si� na sam brzeg p�ki. Ogromna p�yta leg�a u jego
st�p. Zn�w mia� przed sob� kamienn� �cian�, z kt�rej osun�a si� kolejna
warstwa. Gdy wszed� na rumowisko, zawali�a si� nast�pna, padaj�c tu� za pierwsz�
i tworz�c drugi stopie� schod�w. Ska�a osuwa�a si� tak przed nim raz po raz, gdy
wspina� si� ku sercu urwiska. Dotar� wkr�tce do groty przypominaj�cej nieco
tamt� ruin�, bo kszta�t mia�a nieregularny i fatalne proporcje, ale pod�oga,
�ciany, kolumny i sklepiony sufit by�y z po�yskliwego kamienia ja�niej�cego
wszelkimi barwami. Po�rodku umieszczono siedem kolorowych filar�w - od czerwieni
do fioletu. Na bazie jednego z nich siedzia�a pochylona kobieta, twarz�
dotykaj�ca kolan. Od siedmiu lat tkwi�a tu i czeka�a. Podnios�a g�ow�, kiedy
Meszek zbli�y� si� do niej. To by�a P�telka. W�osy opada�y jej a� do st�p i
falowa�y lekko jak morze w bezwietrzny dzie� u piaszczystej pla�y. Twarz mia�a
pi�kn� niczym Babcia, nieruchom� i spokojn� niby Ognisty Starzec, a posta�
wysmuk�� i pe�n� dostoje�stwa. Meszek pozna� j� od razu.
- P�telko, jaka� ty pi�kna! - krzykn�� os�upia�y i zachwycony.
- Naprawd�? Och, tak d�ugo na ciebie czeka�am! Ty przecie� jeste� Morskim
Starcem. Nie. Przypominasz mi Ziemskiego Starca. Nie, nie. Jeste� taki jak
najstarszy z ludzi. Upodobni�e� si� do wszystkich trzech, a jednak pozosta�e�
moim kochanym Meszkiem. Jak tu dotar�e�? Co robi�e�, gdy si� zgubili�my? Czy
znalaz�e� dziurk� do klucza? Nadal go masz?
Zada�a mu sto pyta�, a on mia� do niej tyle samo. Opowiedzieli sob