5141
Szczegóły |
Tytuł |
5141 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5141 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5141 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5141 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Geoffrey A. Landis
Fale na Morzu Diraca
�mier� majaczy przede mn� niczym fala przyp�ywu, zbli�aj�c si� z
nieub�aganym, powolnym dostoje�stwem. A mimo to uciekam, chocia� nie ma
to pewnie �adnego sensu.
Odchodz� i fale rozbiegaj� si� w niesko�czono��, niczym fale
prawdziwego morza, zacieraj�ce �lady st�p dawno zapomnianych w�drowc�w.
Tego dnia, kiedy po raz pierwszy testowali�my moj� maszyn�,
starali�my si� za wszelk� cen� unikn�� jakiegokolwiek paradoksu. Na
betonowej pod�odze laboratorium pozbawionego okien nakleili�my z ta�my
izolacyjnej du�e X, postawili�my na nim budzik i zamkn�li�my drzwi.
Wr�cili�my po godzinie, zabrali�my budzik i zainstalowali�my
eksperymentaln� maszyn� wraz z umieszczon� we wn�trzu spirali kamer�
Super 8. Skierowa�em j� na X, a jeden z moich student�w zaprogramowa�
maszyn� tak, �eby wys�a�a kamer� godzin� w przesz�o�� i po pi�ciu
minutach wr�ci�a do naszego czasu. Tak te� si� sta�o, bez najmniejszych
nawet zak��ce�. Kiedy wywo�ali�my film, budzik wskazywa� czas o p�
godziny wcze�niejszy od tego, kiedy instalowali�my kamer�. Uda�o nam si�
otworzy� drzwi do przesz�o�ci. Uczcili�my to kaw� i szampanem.
Teraz kiedy o tyle wi�cej wiem o czasie; rozumiem, na czym polega�
nasz b��d: nie pomy�leli�my o przygotowaniu drugiej kamery, kt�ra
filmowa�aby przybywaj�c� z przysz�o�ci maszyn�. To jednak, co teraz jest
dla mnie oczywiste, wtedy wcale takie nie by�o.
Przybywam i wszystkie fale z ca�ego ogromu niesko�czonego morza
zbiegaj� si� w t e r a z.
W San Francisco, 8 czerwca 1965. Powiew ciep�ego wiatru czesze usian�
dmuchawcami traw� i puchate, bia�e ob�oczki tworz� ku naszej uciesze
zagadkowe, dziwaczne kszta�ty. Mimo to tak ma�o ludzi zwraca na nie
uwag�. P�dz� przed siebie, przyk�adnie zaprz�tni�ci swymi sprawami,
prze�wiadczeni o tym, �e wiecznie zaj�ci staj� si� tym samym znacznie
wa�niejsi.
- Tak si� �piesz� - m�wi�. - Dlaczego nie zwolni�, nie usi�d�, �eby
nacieszy� si� dniem?
- Wpadli w pu�apk� z�udzenia czasu - odpowiada Tancerz. Le�y na
plecach i wydmuchuje mydlan� ba�k�, a jego kasztanowate, d�ugie w�osy
(s� to czasy, kiedy "d�ugie" oznacza poni�ej ucha), k�ad� si� za nim na
trawie. Podmuch wiatru niesie ba�k� w d� zbocza i rzuca j� w t�um
przechodni�w, ale oni nie zwracaj� na ni� �adnej uwagi. - S� opanowani
przez prze�wiadczenie, �e to, co robi� teraz, ma wp�yw na jaki� le��cy w
przysz�o�ci cel. - Ba�ka rozbija si� o jak�� teczk� i Tancerz wydmuchuje
nast�pn�. - Ty i ja wiemy, jak fa�szywe jest takie z�udzenie. Nie ma
przesz�o�ci ani przysz�o�ci, jest tylko wieczna tera�niejszo��.
Mia� wi�cej s�uszno�ci, ni� m�g� sobie wyobra�a�. Kiedy� i ja by�em
wiecznie zaj�ty i przekonany o w�asnej wa�no�ci. By�em b�yskotliwy i
ambitny. Mia�em dwadzie�cia osiem lat i dokona�em najwi�kszego w �wiecie
odkrycia.
Z mojego ukrycia obserwowa�em, jak wje�d�a na g�r� wind� dla
personelu. By� szczup�y, niemal wychudzony - nerwowy m�czyzna o
brudnych blond w�osach i w bia�ej koszulce bez r�kaw�w. Rozejrza� si� po
korytarzu, ale nie zauwa�y� mnie, ukrytego w szafie. W ka�dej r�ce mia�
po dwa dwugalonowe kanistry z benzyn�. Postawi� na pod�odze trzy,
czwarty za� odwr�ci� do g�ry dnem i ruszy� wzd�u� korytarza, rozlewaj�c
cuchn�cy strumie� paliwa. Jego twarz nie mia�a �adnego wyrazu. Kiedy
wzi�� drugi kanister, uzna�em, �e chyba ju� wystarczy. W chwili gdy
mija�. moj� kryj�wk�, uderzy�em go w g�ow� ci�kim kluczem i wezwa�em
ochron� hotelu, po czym wr�ci�em do szafy i pozwoli�em rozbiec si� falom
czasu.
Pojawi�em si� w p�on�cym pokoju; p�omienie skaka�y mi do twarzy, a
�ar by� niemal nie do wytrzymania. Z�apa�em konwulsyjnie oddech - by� to
b��d - i nacisn��em czym pr�dzej prze��cznik.
UWAGI NA TEMAT TEORII I PRAKTYKI PODRӯY W CZASIE
1) Podr�e w czasie s� mo�liwe jedynie w przesz�o��.
2) Przenoszony w czasie przedmiot powr�ci dok�adnie w czas i miejsce,
z kt�rego wyruszy�.
3) Niemo�liwe jest przeniesienie czegokolwiek z przesz�o�ci w
tera�niejszo��.
4) Dzia�ania w przesz�o�ci nie mog� zmieni� tera�niejszo�ci.
Pewnego dnia spr�bowa�em przenie�� si� wstecz o sto milion�w lat, do
Kredy, �eby zobaczy� dinozaury. Na ilustracjach we wszystkich
podr�cznikach a� roi si� od dinozaur�w, ale ja przez trzy dni �azi�em po
bagnach (w nowym tweedowym garniturze), zanim uda�o mi si� zobaczy�
cokolwiek wi�kszego od basseta. By� to jaki� teropod, ale uciek�
natychmiast, gdy tylko mnie zwietrzy�. By�em bardzo rozczarowany.
M�j profesor od matematyki nieoznaczono�ci opowiada� cz�sto o hotelu,
w kt�rym by�a niesko�czona liczba pokoi. Pewnego dnia, kiedy ju�
wszystkie pokoje by�y zaj�te, zjawia si� jeszcze jeden go��. - Nie ma
problemu - m�wi recepcjonista. Przenosi osob� mieszkaj�cy w pokoju numer
jeden do pokoju numer dwa, t� z pokoju numer dwa do pokoju numer trzy i
tak dalej. Presto! Jest wolny pok�j.
Nieco p�niej zjawia si� jednak niesko�czona liczba go�ci. Nie ma
problemu - i tym razem m�wi nieustraszony recepcjonista. Przenosi osob�
mieszkaj�c� w pokoju numer jeden do pokoju numer dwa, t� z pokoju numer
dwa do pokoju numer cztery, z numeru trzy do numeru sze�� i tak dalej.
Presto! Jest niesko�czona liczba wolnych pokoi.
M�j wehiku� czasu dzia�a dok�adnie na tej samej zasadzie.
Znowu wracam do roku 1965, nieruchomego punktu, jedynej powtarzaj�cej
si� sta�ej w mojej chaotycznej trajektorii. Podczas trwaj�cej lata
w�dr�wki spotka�em niezliczonych ludzi, ale Daniel Ranien - Tancerz -
by� jedynym, kt�ry naprawd� mia� g�ow� na karku. Mia� �agodny,
niewymuszony u�miech, obdrapan� u�ywan� gitar� i tyle m�dro�ci, ile mnie
uda�o si� zyska� �yj�c nie raz, ale sto razy. Zna�em go w dobrych i
z�ych czasach, latem, kiedy niebo by�o zupe�nie niebieskie, a my
przysi�gali�my, �e pozostanie takie przez najbli�szych tysi�c lat, i
zim�, kiedy szalej�ce zamiecie usypywa�y zaspy wy�sze od ka�dego z nas.
W dobrych czasach wk�adali�my r�e do luf karabin�w i k�adli�my nasze
cia�a na ulicy w samym sercu zamieszek, i nie dzia�o nam si� nic z�ego.
By�em te� przy nim, kiedy umar� - raz, dwa razy, sto razy.
Zmar� �smego lutego 1969, w pierwszym miesi�cu panowania kr�la
Richarda Spryciuli i jego nadwornego b�azn� Spiro, rok przed tym, kiedy
Kent State, Altamont i potajemna wojna w Kambod�y z wolna udusi�y lato
nadziei. Umar�, a ja nic nie mog�em - nie mog� - zrobi�. Kiedy umiera�
ostatnim razem, zawlok�em go do szpitala, gdzie wrzeszcza�em, b�aga�em,
a� wreszcie uda�o mi si� ich przekona�, �eby przyj�li go na obserwacj�,
chocia� wydawa�o si�, �e nic mu nie jest. Po prze�wietleniach,
arteriogramach i zdj�ciach kontrastowych odkryli w jego m�zgu rodz�cy
si� guz; dali mu narkoz�, ogolili jego pi�kne, kasztanowate w�osy i
przeprowadzili operacj�, przecinaj�c sprawiaj�ce k�opoty naczynie i
elegancko je zawi�zuj�c. Kiedy obudzi� si� z narkozy, siedzia�em w .
szpitalnym pokoju ko�o jego ��ka i trzyma�em go za r�k�. Pod oczami
mia� wielkie fioletowe plamy. Le�a� �ciskaj�c moj� d�o� i wpatrywa� si�
bez s�owa w przestrze�. Nie zwa�aj�c na godziny odwiedzin, nie
pozwoli�em si� wyrzuci� z jego pokoju. A on tylko patrzy�. Tu� przed
�witem, kiedy zacz�o ju� szarze�, westchn�� cicho i umar�. Nic nie
mog�em zrobi�.
Podr�owanie w czasie podlega dw�m ograniczeniom: prawu zachowania
energii i zasadzie przyczynowo�ci. Energia, kt�ra pojawia si� w
przesz�o�ci, jest jedynie po�yczona z morza. Diraca, a poniewa� jego
fale rozchodz� si� jedynie w kierunku t-ujemnym, podr� mo�liwa jest
tylko w przesz�o��. Energia zostaje przechowana w tera�niejszo�ci tak
d�ugo, a� podr�uj�cy obiekt powr�ci do niej dok�adnie w tej samej
chwili, w kt�rej j� opu�ci�, a zasada przyczynowo�ci troszczy si� o to,
�eby �adne dzia�ania w przesz�o�ci nie wp�yn�y na tera�niejszo��. Co by
by�o, na przyk�ad, gdyby� cofn�� si� w czasie i zabi� swojego ojca? Kto
by w takim razie wynalaz� wehiku� czasu?
Kiedy� spr�bowa�em pope�ni� samob�jstwo zabijaj�c ojca, jeszcze zanim
pozna� moj� matk�, dwadzie�cia trzy lata przed moim narodzeniem. Nic to
nie zmieni�o, rzecz jasna, i nawet wtedy, kiedy to robi�em, wiedzia�em,
�e tak b�dzie. Ale musia�em spr�bowa�. Musia�em mie� pewno��.
Nast�pnie spr�bowali�my wys�a� w przesz�o�� szczura. Podr� w obie
strony przez morze Diraca odby� ca�y i zdrowy. Potem wzi�li�my
tresowanego, kt�rego po�yczyli�my z instytutu psychologii po drugiej
stronie trawnika, nic im oczywi�cie nie m�wi�c, do czego jest nam
potrzebny. Przed podr� nauczyli�my go odnajdywa� w labiryncie drog� do
kawa�ka boczku. Po eksperymencie wykonywa� zadanie r�wnie sprawnie, jak
przed nim.
Ci�gle jednak brakowa�o nam do�wiadczenia z cz�owiekiem. Zg�osi�em
si� na ochotnika i nie pozwoli�em si� od tego odwie��. Dokonuj�c
eksperymentu na sobie samym obchodzi�em przepisy Uniwersytetu zakazuj�ce
do�wiadcze� na ludziach.
W og�le nie poczu�em, kiedy zanurzy�em si� w morzu ujemnej energii. W
jednej chwili sta�em w �rodku spirali Renselza, obserwowany przez dwoje
student�w i technika, a ju� w nast�pnej by�em zupe�nie sam, wskaz�wki
zegara za� przeskoczy�y godzin� do ty�u. Sam w zamkni�tym pokoju wraz z
kamer� i budzikiem - to by� najwspanialszy moment ca�ego mojego �ycia.
Chwila, w kt�rej spotka�em Tancerza, by�a najgorsza. By�em w
Berkeley, w barze pod nazw� "Trishia", i powoli zamienia�em si� w
szmat�. Zdarza�o mi si� to coraz cz�ciej, odk�d znalaz�em si� mi�dzy
wszechmoc� i rozpacz�. By� rok 1967. San Francisco w apogeum ery
hippis�w wydawa�o mi si� najbardziej odpowiednim miejscem.
By�a tam te� dziewczyna, siedz�ca przy stole z grup� znajomych z
uniwersytetu. Podszed�em do niej i zapyta�em, czy mog� si� przysi���.
Powiedzia�em jej, �e ona nie istnieje, �e nie istnieje jej ca�y �wiat,
powo�any do �ycia jedynie przez fakt, �e ja go obserwowa�em, i got�w
znikn�� w morzu nierzeczywisto�ci, w chwili kiedy przestan� na niego
patrze�. Nazywa�a si� Lisa; uwa�a�a inaczej i zacz�a ze mn� na ten
temat dyskutowa�. Po pewnym czasie jej przyjaciele znudzili si� i poszli
sobie, a ona zorientowa�a si� wreszcie, jak bardzo jestem pijany.
Po�o�y�a na stole banknot i wysz�a w mglist� noc.
Ruszy�em za ni�. Kiedy mnie zobaczy�a, �cisn�a mocniej torebk� i
zacz�a ucieka�.
Ujrza�em go nagle przed sob� w �wietle latarni. Przez chwil�
my�la�em, �e to dziewczyna. Mia� jasnob��kitne oczy i proste,
kasztanowate w�osy opadaj�ce a� na ramiona. Nosi� haftowan� india�sk�
koszul�, srebrny naszyjnik z turkusem i przewieszon� przez plecy gitar�.
By� szczup�y, niemal �ylasty i porusza� si� jak tancerz albo mistrz
karate, ale nawet nie przesz�o mi przez my�l, �e m�g�bym si� go ba�.
Przyjrza� mi , si� uwa�nie.
- Wiesz, to nie rozwi��e twojego problemu - powiedzia�. Nagle zrobi�o
mi si� wstyd. Nie by�em ju� wcale pewien, co w�a�ciwie mia�em zamiar
zrobi� i dlaczego za ni� szed�em. Min�y ju� lata od chwili, kiedy po
raz pierwszy uciek�em przed w�asn� �mierci�, i przez ten czas
przyzwyczai�em si� my�le� o innych jak o zjawach, bo nic, co bym
uczyni�, nie mog�o na d�u�sz� met� wp�yn�� na ich losy. Kr�ci�o mi si� w
g�owie. Osun��em si� wzd�u� �ciany i usiad�em twardo na chodniku. Czego
chcia�em?
Pom�g� mi wr�ci� do baru, napoi� sokiem pomara�czowym, nakarmi�
herbatnikami i doprowadzi� do tego, �e zacz��em m�wi�. Powiedzia�em mu
wszystko. Dlaczego nie, skoro w ka�dej chwili mog�em wszystko odwo�a�,
zmieni� ka�dy m�j czyn? Ale na razie nie odczuwa�em takiej potrzeby.
Wys�ucha� mnie bez s�owa. Nikt dot�d jeszcze nie s�ysza� ca�ej mojej
historii. Nawet nie potrafi� opisa� efektu, jaki to na mnie wywar�o.
Przez niezliczone lata by�em zupe�nie sam, a teraz, cho�by nawet na
kr�tk� chwil�... podzia�a�o to na mnie niczym dawka LSD. Cho� przez
chwil� nie by�em sam.
Wyszli�my razem z baru. P� bloku dalej Tancerz zatrzyma� si� nagle u
wylotu ciemnej uliczki.
- Co� tu nie jest w porz�dku - powiedzia� z niepokojem w g�osie.
Odci�gn��em go.
- Chod�. Chyba nie chcesz...
Wyszarpn�� rami� i wszed� w zau�ek. Po kr�tkim wahaniu ruszy�em za nim.
W uliczce �mierdzia�o starym piwem, odpadkami i wymiocinami. Po
chwili m�j wzrok przyzwyczai� si� do ciemno�ci. Lisa kuli�a si� na ziemi
za wywr�conymi pojemnikami na �mieci. Poci�te no�em ubranie wala�o si�
dooko�a, a na jej udach i jednym ramieniu czerni�y si� stru�ki krwi. Nie
widzia�a nas. Tancerz przykucn�� obok niej i powiedzia� co� �agodnie.
Nie zareagowa�a. Zdj�� koszul�, nakry� j� i podni�s� niczym ma�e dziecko.
- Pom� mi zanie�� j� do mego mieszkania.
- Do diab�a z mieszkaniem. Trzeba wezwa� policj�. - Wezwa� psy?
Oszala�e�? �eby i oni j� zgwa�cili? Zapomnia�em: to by�y lata
sze��dziesi�te. We dw�ch zanie�li�my j� do "garbusa" Tancerza i
zawie�li�my do jej mieszkania w Narkolandzie. Podczas drogi opowiedzia�
mi o ciemnych stronach lata mi�o�ci, kt�rych do tej pory nie
dostrzega�em. To by�a sprawka Latynos�w. �ci�gali do Berkeley, poniewa�
s�yszeli, �e hippiski daj� ka�demu za darmo, i robili si� bardzo
nieprzyjemni, kiedy trafiali na tak�, kt�ra uwa�a�a inaczej.
Rany okaza�y si� na szcz�cie powierzchowne. Tancerz umy� j�, po�o�y�
do ��ka i czuwa� przy niej ca�� noc, opowiadaj�c co� swoim �agodnym
g�osem, g�aszcz�c j� i uspokajaj�c. Ja spa�em na materacu w przedpokoju.
Kiedy obudzi�em si� rano, zasta�em ich obydwoje w jego ��ku. Ona spa�a,
a Tancerz patrzy� przed siebie, trzymaj�c j� w obj�ciach. Zdawa�em sobie
spraw�, �e to by�o wszystko, ale mimo to poczu�em nag�e uk�ucie
zazdro�ci i nie bardzo wiedzia�em, o kt�re z nich by�em w�a�ciwie
zazdrosny.
NOTATKI DO WYK�ADU O PODRӯACH W CZASIE.
Pierwsze lata dwudziestego wieku by�y czasem intelektualnych
gigant�w, kt�rym by� mo�e ju� nikt nigdy nie zdo�a dor�wna�. Einstein
w�a�nie sformu�owa� teori� wzgl�dno�ci, Heisenberg i Schrodinger zasady
mechaniki kwantowej, ale nikt na razie nie wiedzia�, w jaki spos�b
po��czy� ze sob� te dwa odkrycia. W roku 1930 zmierzy� si� z tym
problemem kto� nowy; nazywa� si� Paul Dirac i mia� dwadzie�cia osiem
lat. Powiod�o mu si� tam, gdzie innych spotka�a pora�ka.
Jego teoria odnios�a wielki sukces, z wyj�tkiem jednego drobnego
szczeg�u: wed�ug niej ka�da cz�steczka mog�a posiada� energi� ujemn�
lub dodatni�. Co to znaczy, "cz�steczka o energii ujemnej"? W jaki
spos�b cokolwiek mog�o mie� energi� ujemn�? I dlaczego zwyczajne - o
energii dodatniej - cz�steczki nie przechodzi�y w ten drugi stan, nie
wyzwala�y przy tym olbrzymich ilo�ci wolnej energii?
Kto� z was lub ja mogliby�my co najwy�ej stwierdzi�, �e taki proces
jest po prostu niemo�liwy. Ale Dirac nie by� zwyczajnym cz�owiekiem. By�
geniuszem, najwi�kszym z wielkich fizyk�w i zna� odpowied� na te
pytania. Je�eli wszystkie stany, w kt�rych cz�steczka mog�a przybra�
ujemny �adunek energetyczny, s� ju� zaj�te, to takie przej�cie jest
istotnie niemo�liwe. Aha! Wobec tego Dirac wysun�� teori�, �e ca�y
wszech�wiat jest ca�kowicie wype�niony cz�steczkami o energii ujemnej.
Cz�steczki te otaczaj� nas, wype�niaj�, znajduj� si� w przestrzeni
kosmicznej i j�drze ziemi, jednym s�owem we wszystkich miejscach, gdzie
mo�e znajdowa� si� jakakolwiek cz�steczka. Niesko�czenie g�ste "morze"
cz�steczek o ujemnej energii. Morze Diraca.
Teoria ta mia�a pewne luki, ale o tym p�niej.
Pewnego razu postanowi�em zobaczy� ukrzy�owanie. Wsiad�em do samolotu
lec�cego z Santa Cruz do Tel Awiwu, a tam do autobusu jad�cego do
Jerozolimy. Na wzg�rzu za miastem da�em nurka do morza Diraca.
Przyby�em na miejsce w moim trzycz�ciowym garniturze. Nic nie mog�em
na to poradzi�, chyba �e chcia�bym podr�owa� nago. Kraj by�
zadziwiaj�co �yzny i zielony, znacznie bardziej, ni� si� tego
spodziewa�em. Na wzg�rzu ros�y krzewy winoro�li i drzewa oliwne.
Schowa�em spirale za jakimi� kamieniami i skierowa�em si� w stron�
drogi. Po pi�ciu minutach spotka�em grup� ludzi; mieli ciemn� sk�r�,
czarne w�osy i wszyscy byli ubrani w czyste bia�e tuniki. Rzymianie?
�ydzi? Egipcjanie? Sk�d mia�em wiedzie�? Odezwali si� do mnie, ale nie
mog�em zrozumie� ani s�owa. Po chwili dw�ch z nich przytrzyma�o mnie, a
trzeci dok�adnie przeszuka�. Czy�by byli rabusiami szukaj�cymi
pieni�dzy? A mo�e Rzymianami ��daj�cymi okazania dokument�w?
U�wiadomi�em sobie, jak bardzo by�em naiwny licz�c na to, �e uda mi si�
zdoby� odpowiedni str�j i wmiesza� w t�um. Nic nie znalaz�szy ten, kt�ry
mnie rewidowa�, zacz�� mnie starannie i metodycznie bi�. Wreszcie pchn��
mnie twarz� na ziemi�, tamci dwaj ponownie mnie przytrzymali, a on
wyci�gn�� sztylet i przeci�� mi �ci�gna u n�g. By� to chyba z ich strony
dow�d niezwyk�ej �aski - zostawili mnie przecie� przy �yciu. Odeszli
�miej�c si� g�o�no i rozmawiaj�c w niezrozumia�ym dla mnie j�zyku.
Moje nogi by�y zupe�nie bezu�yteczne i mia�em z�aman� r�k�.
Doczo�ganie si� do szczytu wzg�rza zaj�o mi ponad cztery godziny. Od
czasu do czasu drog� przechodzili ludzie, ale wszyscy starannie udawali,
�e mnie nie dostrzegaj�. Dotar�em wreszcie do miejsca, w kt�rym ukry�em
spirale Renselza, ale u�o�enie ich doko�a mnie okupi�em ju� wr�cz
potwornym b�lem i wysi�kiem. Naciskaj�c prze��cznik by�em prawie
nieprzytomny, ale jako� uda�o mi si� tego dokona� i znowu fale rozbieg�y
si� po morzu Diraca i znalaz�em si� w moim pokoju hotelowym w Santa
Cruz. Tam gdzie przepali�y si� belki, sufit zacz�� ju� si� wali�.
Przera�liwie dzwoni�y dzwonki i wy�y syreny, ale nie by�o dok�d ucieka�.
Pok�j by� wype�niony g�stym gryz�cym dymem. Staraj�c si� nie oddycha�,
wystuka�em kod, jakikolwiek, �eby tylko znale�� si� kiedy indziej i
by�em w tym samym pokoju pi�� dni wcze�niej. Z�apa�em �apczywie pe�en
haust powietrza. Le��ca w ��ku kobieta wrzasn�a przera�liwie, pr�buj�c
naci�gn�� na siebie prze�cierad�o, ale pieprz�cy j� facet by� zbyt
zaj�ty, �eby zwraca� na cokolwiek uwag�. Zreszt� oni i tak nie byli
prawdziwi. Przesta�em zwraca� na nich uwag�, podobnie jak na czas i
miejsce, do kt�rego mia�em si� przenie��. Mo�e do 1965. Wystuka�em kod i
sta�em w pustym pokoju na trzydziestym pi�trze wznoszonego hotelu.
Milcz�ce sylwety d�wig�w o�wietlone by�y blaskiem ksi�yca w pe�ni.
Poruszy�em ostro�nie nogami. Wspomnienie b�lu zaczyna�o ju� powoli
bledn��. I s�usznie, bo przecie� to nigdy si� nie zdarzy�o. Podr� w
czasie. Mo�e to nie jest nie�miertelno��, ale w ka�dym razie co�
niewiele od niej gorszego.
Nie mo�na zmieni� przesz�o�ci, cho�by si� nawet bardzo tego chcia�o.
Z samego rana zwiedzi�em lokal Tancerza. By�o to ma�e, zwariowane
mieszkanko na trzecim pi�trze, o jedn� przecznic� od Haight Ashbury,
zmienione w co� jakby z innej planety. Ca�a pod�oga zosta�a pokryta
starymi materacami, na kt�rych pi�trzy�y si� stosy poduszek, ko�der,
india�skich koc�w i wypchanych zwierz�t. Przed wej�ciem zdejmowa�o si�
buty - Tancerz nosi� zawsze sk�rzane sanda�y z Meksyku o podeszwie
wyci�tej ze starej opony. Grzejnik, kt�ry i tak ju� nie dzia�a�,
pomalowany by� odblaskowymi kolorami. Na �cianach wisia�o mn�stwo
plakat�w: Peter Max, kolorowy Eschers, wiersze Allena Ginsberga, ok�adki
p�yt, transparenty z marsz�w pokoju, listy go�cze FBI ze zdj�ciami
aktywist�w ruchu pacyfistycznego, obwiedzionymi fosforyzuj�cym
flamastrem, wielki, przera�liwie r�owy znak pokoju. Niekt�re plakaty
by�y o�wietlone czarnym �wiat�em i �arzy�y si� zupe�nie
nieprawdopodobnymi barwami. W powietrzu unosi�a si� wo� kadzid�a i
bananowy, s�odkawy zapach �rodk�w odurzaj�cych. W k�cie sta� gramofon i
odtwarza� .bez ko�ca "Orkiestr� Klubu Samotnych Serc Sier�anta Pieprza".
Kiedy p�yta by�a ju� zupe�nie zdarta, kt�ry� z przyjaci� Tancerza
przynosi� nast�pn�.
Nigdy nie zamyka� drzwi. "Kto� chce mnie obrobi�? Znaczy, �e
potrzebuje tego bardziej ode mnie, no nie?" Go�cie przychodzili o ka�dej
porze dnia i nocy.
Zapu�ci�em w�osy. To lato sp�dzi�em razem z Tancerzem i Lis�, �miej�c
si�, graj�c na gitarze, kochaj�c si�, pisz�c g�upie wiersze i jeszcze
g�upsze piosenki, eksperymentuj�c z prochami. By� to czas, kiedy LSD
kwit�o niczym s�oneczniki, a ludzie jeszcze nie bali si� dziwnego i
pi�knego zarazem �wiata, jaki zaczyna� si� po drugiej stronie
rzeczywisto�ci. By� to czas, kiedy chcia�o si� �y�. Wiedzia�em, �e Lisa
kocha Tancerza, nie mnie, ale w�wczas wolna mi�o�� unosi�a si� w
powietrzu jak zapach mak�w i to nie mia�o �adnego znaczenia. No, mo�e
prawie �adnego.
NOTATKI DO WYK�ADU O PODRӯACH W CZASIE (ci�g dalszy):
Postawiwszy hipotez�, �e ca�y wszech�wiat wype�niony jest
niesko�czenie g�stym morzem cz�steczek o energii ujemnej, Dirac poszed�
krok dalej i zapyta�, czy my, �yj�cy w �wiecie o energii dodatniej,
mo�emy jako� na to morze oddzia�ywa�. Co by si� na przyk�ad sta�o, gdyby
dostarczy� elektronowi tak� ilo�� energii, kt�ra pozwoli�aby na
wydobycie go z ujemnego oceanu? Sta�yby si� w�wczas dwie rzeczy:
pierwsza, �e najwyra�niej "znik�d" powsta�by nowy elektron, i druga, �e
w morzu zosta�aby "dziura". Dziura ta zachowa�aby si� tak, jakby by�a
cz�steczk�, a dok�adnie elektronem, z jedn� tylko r�nic�: mia�aby
�adunek o odwrotnym znaku. Gdyby jednak ta dziura napotka�a kiedykolwiek
na swojej drodze jaki� elektron, to elektron ten wpad�by natychmiast do
morza Diraca, unicestwiaj�c w gwa�townym wybuchu zar�wno siebie, jak i
ow� dziur�. Po pewnym czasie ta "dziura" w morzu Diraca otrzyma�a swoj�
w�asn� nazw�: pozytron. Kiedy dwa lata p�niej Anderson potwierdzi�
istnienie pozytron�w, a tym samym s�uszno�� teorii Diraca, wszystko
wzi�o w �eb.
Przez nast�pnych pi��dziesi�t lat fizycy ignorowali fakt istnienia
morza Diraca. Wa�na by�a antymateria i dziury, reszta za� by�a tylko
matematyczn� spekulacj�.
Siedemdziesi�t lat p�niej przypomnia�em sobie dykteryjk� wyk�adowcy
matematyki i skojarzy�em j� z teori� Diraca. W podobny spos�b, w jaki
recepcjonista znajdowa� wolne miejsce dla go�cia w hotelu o
niesko�czonej ilo�ci pokoi, znalaz�em spos�b na po�yczenie energii z
morza Diraca. Lub te�, inaczej m�wi�c: nauczy�em si�, jak robi� na nim
fale.
A wszystkie fale na morzu Diraca biegn� w przesz�o��.
Potem musieli�my spr�bowa� czego� bardziej ambitnego: wys�a�
cz�owieka w przesz�o�� i uzyska� namacalny dow�d odbytej wyprawy. Ci�gle
jeszcze bali�my si� skutk�w ewentualnej ingerencji, chocia� matematycy
twierdzili, �e nie mo�na zmieni� tera�niejszo�ci.
Przygotowali�my kamer� i starannie wybrali�my cel podr�y. We
wrze�niu 1853 roku pewien w�drowiec nazwiskiem William Hapland
przekroczy� wraz ze swoj� rodzin� g�ry Sierra Nevada kieruj�c si� ku
wybrze�om Kalifornii. Podczas podr�y jego c�rka Sarah prowadzi�a
dziennik, w kt�rym opisa�a mi�dzy innymi swoje wra�enia, kiedy po
przekroczeniu grani Parkera dostrzeg�a w oddali po raz pierwszy
olbrzymi� tafl� Pacyfiku; sta�o si� to tu� przed zachodem s�o�ca, wi�c
"wszystko spowite' by�o szkar�atn� po�wiat�", jak napisa�a. Dziennik ten
zachowa� si� do naszych czas�w. Bez �adnych k�opot�w uda�o nam si� skry�
w ska�ach g�ruj�cych nad prze��cz� i sfilmowa� utrudzonych podr�nik�w w
ich zaprz�onym w wo�y wozie.
Zaraz potem wybrali�my si� do San Francisco podczas wielkiego
trz�sienia ziemi w roku 1906. Ulokowali�my si� w opuszczonym domu
towarowym, kt�ry mia� przetrwa� kataklizm (ale nie po�ar, kt�ry zaraz po
nim wybuch�), obserwowali�my i filmowali�my wal�ce si� doko�a budynki i
stra�ak�w w konnych wozach bojowych, walcz�cych bezowocnie z
rozprzestrzeniaj�cym si� ogniem. Kilka chwil wcze�niej, zanim p�omienie
ogarn�y nasz� kryj�wk�, uciekli�my do tera�niejszo�ci.
Film by� wr�cz rewelacyjny.
Byli�my ju� gotowi og�osi� o wszystkim �wiatu.
Za miesi�c mia� si� odby� w Santa Cruz Kongres AAAS.(Ameryka�skie
Towarzystwo Na Rzecz Rozwoju Nauki)
Zadzwoni�em do sekretarza komitetu organizacyjnego i zg�osi�em swoje
wyst�pienie jako go�� obrad, nie ujawniaj�c, o czym mam zamiar m�wi�.
Mia�em zamiar zademonstrowa� w czasie referatu nakr�cone w przesz�o�ci
filmy. Dzi�ki nim mieli�my momentalnie zdoby� rozg�os.
Tego dnia, kiedy Tancerz umar�, urz�dzili�my po�egnalne przyj�cie -
tylko Lisa, on i ja. Wiedzia�, �e umrze; powiedzia�em mu o tym, a on mi
uwierzy�. Zawsze mi wierzy�. Nie k�adli�my si� w og�le spa�; grali�my na
u�ywanej mandolinie Tancerza, maluj�c sobie na cia�ach psychedeliczne
wzory, rywalizuj�c w nie ko�cz�cej si� grze w Monopol i robi�c setki
innych g�upich, zwyczajnych rzeczy, kt�re nabiera�y znaczenia tylko
dlatego, �e robili�my je po raz ostatni. Oko�o czwartej rano, kiedy na
niebie pojawi�y si� ju� pierwsze zwiastuny nadchodz�cego dnia, poszli�my
nad zatok� i przytuleni ciasno do siebie, �eby si� troch� ogrza�,
wzi�li�my po dzia�ce. Tancerz wzi�� najwi�ksz�, bo on ju� nie wraca�.
Ostatnie, co powiedzia�, to, �eby�my nie pozwolili umrze� naszym
marzeniom i �eby�my zostali razem.
Pochowali�my go na koszt miasta w komunalnej cz�ci cmentarza.
Rozstali�my si� trzy dni p�niej.
Potem jeszcze si� kontaktowali�my, ale raczej rzadko. Pod koniec lat
siedemdziesi�tych wr�ci�a na uczelni�, studiuj�c najpierw zarz�dzanie, a
potem prawo. Zdaje si�, �e przez jaki� czas by�a zam�na. Przez pewien
czas pisywali�my do siebie kartki na Bo�e Narodzenie, a potem znikn�a.
Kilka lat p�niej dosta�em od niej list. Napisa�a, �e wreszcie czuje si�
na si�ach, �eby wybaczy� mi �mier� Tancerza.
By� zimny i mglisty lutowy dzie�, ale ja wiedzia�em, �e znajd� ciep�o
w 1965. Znowu rozbieg�y si� fale.
Spodziewane pytania z sali:
P (starszy, gruby profesor): Wydaje mi si�, �e ten pa�ski przeskok w
czasie narusza prawo zachowania masy i energii. Je�eli bowiem dany
obiekt ma zosta� przeniesiony w przesz�o��, to musi on znikn�� z
tera�niejszo�ci, a z nim jego masa, co stanowi jaskrawe naruszenie tego
prawa.
O (ja): Masa pozostaje ca�y czas nie zmieniona, poniewa� powr�t
nast�puje w tej samej chwili, co znikni�cie.
P: No dobrze, ale co w takim razie z pojawieniem si� w przesz�o�ci?
Czy to nie stanowi naruszenia prawa zachowania masy? O: Nie. Niezb�dna
energia zostaje pobrana z morza Diraca w spos�b, kt�ry opisuj�
szczeg�owo w moim artykule w Physical Review. Kiedy przedmiot wraca w
"przysz�o��", energia zostaje zwr�cona morzu.
P: (podekscytowany m�ody fizyk): Czy w takim razie zasada
nieokre�lono�ci Heisenberga nie ogranicza w jaki� spos�b czasu, przez
jaki mo�na pozostawa� w przesz�o�ci?
O: Dobre pytanie. Odpowied� brzmi "tak", ale poniewa� po�yczamy
niesko�czenie ma�� ilo�� energii od niesko�czonej liczby cz�stek, czas
sp�dzony w przesz�o�ci mo�e by� dowolnie d�ugi. Jedynym ograniczeniem
jest to, �eby opu�ci� przesz�o�� chwil� wcze�niej, zanim wyruszy�o si�
tam z tera�niejszo�ci.
P� godziny dzieli�o mnie od wyg�oszenia referatu, kt�ry uczyni�by
moje nazwisko r�wnie s�awnym, jak Newtona, Galileusza... i Diraca.
Mia�em dwadzie�cia osiem lat; tyle samo, co Dirac, kiedy og�asza� swoj�
teori�. Mia�em w r�ku pochodni� i szykowa�em si� do podpalenia �wiata.
Denerwowa�em si�, przegl�daj�c po raz kolejny w hotelowym pokoju tekst
mojego wyst�pienia. Poci�gn��em �yk z dawno otwartej butelki coli, kt�r�
jeden z moich student�w zostawi� na telewizorze. Nadawano akurat
wieczorne wiadomo�ci, ale ja nie s�ucha�em.
Nigdy nie wyg�osi�em tego referatu. Hotel ju� p�on��, moja �mier�
zosta�a ju� postanowiona. Poprawi�em krawat, przejrza�em si� jeszcze raz
w lustrze i podszed�em do drzwi. Klamka by�a ciep�a. Otworzy�em je i
stan��em przed �cian� ognia. P�omienie niczym wyg�odnia�y smok rzuci�y
si� przez otwarte drzwi. Zatoczy�em si� do ty�u, wpatruj�c si� w ogie� z
fascynacj� i os�upieniem.
Gdzie� w hotelu rozleg� si� przera�liwy wrzask, kt�ry wyrwa� mnie z
odr�twienia. Znajdowa�em si� na trzydziestym pi�trze i nie mia�em �adnej
drogi ucieczki. Przede wszystkim pomy�la�em o maszynie. Skoczy�em na
drugi koniec pokoju i otworzy�em walizk�. Szybkimi, pewnymi ruchami
wyj��em spirale Renselza i okr�ci�em je doko�a mojego cia�a. Dywan zaj��
si� ogniem, tworz�c p�omienist� kurtyn� mi�dzy mn� a jak�kolwiek mo�liw�
drog� ucieczki. Wstrzymuj�c oddech, �eby unikn�� uduszenia, wystuka�em
kod i skoczy�em w czas.
Ci�gle wracam do tej chwili. Kiedy nacisn��em prze��cznik przesycone
dymem powietrze ju� prawie nie nadawa�o si� do oddychania. Mia�em
w�wczas przed sob� jakie� trzydzie�ci sekund �ycia. Przez te wszystkie
lata zmniejszy�em ten czas do dziesi�ciu, a mo�e nawet jeszcze bardziej.
�yj� na kredyt. By� moce wszyscy tak �yjemy, ale ja wiem dok�adnie,
kiedy i gdzie przyjdzie mi sp�aci� m�j d�ug.
Tancerz umar� 9 lutego 1969 roku. By� to ponury, mglisty dzie�. Rano
powiedzia�, �e boli go g�owa; by�o to jak na niego dosy� niezwyk�e.
Nigdy nie miewa� b�l�w g�owy. Postanowili�my p�j�� na spacer we mgle.
Odnosili�my cudowne wra�enie, �e jeste�my zupe�nie sami w dziwnym,
bezkszta�tnym �wiecie. Zapomnia�em zupe�nie o jego b�lu g�owy a� do
chwili, kiedy spogl�daj�c na zasnute mg�� morze z parku nad zatok�
osun�� si� nagle na ziemi�. Nie �y� ju�, kiedy przyjecha�o pogotowie.
Umar� z tajemniczym u�miechem na twarzy. Nigdy nie zrozumia�em tego
u�miechu. By� mo�e u�miecha� si� dlatego, �e ju� nic go nie bola�o.
Dwa dni p�niej Lisa pope�ni�a samob�jstwo. "
Wy, zwyczajni ludzie, macie wszelkie szanse kszta�towa� przysz�o��.
Mo�ecie mie� dzieci, pisa� ksi��ki, podpisywa� petycje, konstruowa� nowe
maszyny, chodzi� na przej�cia, ubiega� si� o fotel prezydenta. Wp�ywacie
na przysz�o�� ka�dym swoim czynem. Ja, cokolwiek bym zrobi�, nie mam
takiej mo�liwo�ci. Dla mnie jest ju� za p�no. Wszystkie moje uczynki
zosta�y zapisane w p�yn�cej wodzie. Poniewa� moje dzia�ania nie
poci�gaj� za sob� �adnych skutk�w, nie ci��y na mnie r�wnie� �adna
odpowiedzialno��. To co robi�, nie ma znaczenia. �adnego.
Kiedy po raz pierwszy uciek�em przed ogniem w przesz�o��, pr�bowa�em
wszelkich sposob�w, �eby zmieni� bieg wypadk�w. Zatrzyma�em podpalacza,
k��ci�em si� z urz�dnikami, nawet poszed�em do mojego domu i pr�bowa�em
sam siebie odwie�� od zamiaru wzi�cia udzia�u w zje�dzie.
Ale czas nie dzia�a w ten spos�b. Bez wzgl�du na to, co
przedsi�wzi��em, czy rozmawia�em z gubernatorem, czy wysadzi�em hotel w
powietrze, kiedy wracam do krytycznej chwili - do czekaj�cego na mnie w
tera�niejszo�ci przeznaczenia - znikam z miejsca, w kt�rym by�em i
trafiam znowu do obj�tego p�omieniami hotelowego pokoju. Zosta�o mi
jeszcze niespe�na dziesi�� sekund. Za ka�dym razem, kiedy zanurzam si� w
morzu Diraca, wszystkie zmiany, jakich dokona�em w przesz�o�ci, znikaj�,
nie pozostawiaj�c najmniejszego �ladu. Czasem wyobra�am sobie, �e zmiany
te powoduj� powstanie nowych wersji przysz�o�ci, chocia� wiem, �e tak
nie jest. Podczas mego powrotu wszystko zostaje zatarte przez fale czasu
i znika jak starte g�bk� znaki na tablicy.
Pewnego dnia wr�c� i spotkam moje przeznaczenie. Na razie jednak �yj�
w przesz�o�ci. To chyba dobre �ycie. Po jakim� czasie mo�na si�
przyzwyczai� do �wiadomo�ci, �e nic z tego, co si� robi, nie wp�ynie w
najmniejszy nawet spos�b na otaczaj�cy mnie �wiat. Daje to poczucie
wolno�ci. By�em w miejscach, do kt�rych nikt opr�cz mnie nie dotar�, i
widzia�em rzeczy, kt�rych nie widzia� �aden �yj�cy cz�owiek. Porzuci�em
fizyk�, rzecz jasna. Nic z tego, co odkryj�, nie przetrwa tej fatalnej
nocy w Santa Cruz. Mo�e kto� inny b�dzie kontynuowa� moje badania, ale
to ju� nic mnie nie obchodzi.
Za wszystko trzeba jednak p�aci�. Za ka�dym razem, kiedy wracam do
hotelowego pokoju, wszystko jest takie same, z wyj�tkiem moich
wspomnie�. Znowu mam dwadzie�cia osiem lat, jestem ubrany w
trzycz�ciowy garnitur, w ustach czuj� smak zwietrza�ej coli. Za ka�dym
razem, kiedy wracam, zu�ywam troch� czasu. Pewnego dnia zu�yj� go do ko�ca.
Tancerz tak�e nigdy nie umrze. Nie pozwol� mu. Za ka�dym razem, kiedy
dochodz� do tego ostatniego, lutowego poranka, gdy umar�, wracam do roku
1965, do owego przepi�knego czerwca. Jestem wtedy dla niego obcy, za
ka�dym razem. Spotykamy si� na wzg�rzu, jedyni, kt�rzy postanowili
rozkoszowa� si� dniem nic nie robi�c. Tancerz le�y na wznak od
niechcenia przebieraj�c palcami po strunach swej gitary, puszczaj�c
ba�ki mydlane i wpatruj�c si� w ob�oki na b��kitnym niebie. Nieco
p�niej przedstawi� go .Lisie. Ona r�wnie� jeszcze nas nie zna, ale to
nie szkodzi. Mamy mas� czasu.
- Czas - m�wi� do Tancerza, k�ad�c si� na parkowym wzg�rzu. - Mamy
tak du�o czasu.
- Tyle czasu, ile tylko mo�e go by� - odpowiada.
przek�ad - Arkadiusz Nakoniecznik