14161
Szczegóły |
Tytuł |
14161 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14161 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14161 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14161 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zebrała i opracowała
Dorota Simonides
Bery śmieszne i ucieszne
Humor śląski
ixsVis uownH
3NZ$3I3(1 I 3NZS3IWS AU38
S3QIMOi!S VXO»OO i
TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ OPOLA-1967
i rysunki
HENRYK KUZIANIK
Wydawnictwo Artystyczno-Graficzne, Kraków, ul. Sławkowska 32
Krakowska Drukarnia Prasowa, Kraków, Wielopole 1. Zam. 2518/67. Nakł. 4000 + 100. R-50-1819
Wybór niniejszych anegdot i żartów pochodzi ze Śląska Opolskiego i Katowickiego i stanowi on cześć tekstów zapisanych przeze mnie i niektórych studentów Koła Polonistów WSP w Opolu w latach 1957—1967.
W czasie badań zebrano ponad 600 tekstów ludowych. Pierwsze miejsce, zarówno pod wzglądem popularności jak i częstotliwości wystąpowania zajmują właśnie teksty humorystyczne a wiąc anegdoty i żarty. Z tych też tekstów składa się niniejszy wybór, z którego wyeliminowano te żarty, które opowiadane są za zbiorem Ligonia ,,Bery i bójki śląskie".
Obok tradycyjnych, typowo śląskich żartów, znajdują się tu sporadycznie również anegdoty z innych regionów Polski. Przywędrowały one na Śląsk wraz z ludnością napływową i zdążyły już wejść na stałe w repertuar śląskiego humoru.
Ponieważ książka przeznaczona jest dla szerokich kręgów odbiorców i czytelników, zrezygnowałam z zapisu dosłownego, dając gwarę ogólnie zrozumiałą i komunikatywną. Jednakże, aby zachować koloryt śląski, pozostawiono nieliczne zjawiska fonetyczne. Bez zmiany pozostały wszystkie właściwości morfologiczne (słowotwórcze i fleksyjne) oraz składniowe i leksykalne, których zrozumienie ułatwi słowniczek wyrazów gwarowych.
____A V
W czasie wędrówek po wsiach i miastach śląskich obiecaliśmy naszym informatorom i gościnnym gospodarzom, właściwym twórcom i nosicielom folkloru, że opowiadane przez nich utwory wrócą do nich w postaci książkowej, mającej wspierać często zawodną pamięć w czasie pełnienia czy to funkcji „starosty weselnego" czy też przy innych spotkaniach. Tą drogą dziękujemy wszystkim, którzy nam pomagali przy powstaniu tej książki, a zwłaszcza tym, którzy nie tylko nam chętnie opowiadali lecz wyrazili gotowość zbierania tekstów i nadsyłali nam je pod wskazany adres.
Dorota Simonides
i
3IMlSN3nVW O
I OOU M.
i of oo oq '
zpt^AY —
. pazjd rap
i >;ef j;b; sra b - L
1. Antek mioł taką babę co się nigdy z nim nie wadziła. Umiała wszystko po dobroci zrobić. Roz też Antek wrócił z szychty a był pie-rońsko zły. Baba mu zaroz obiad dowo i przynosi naprzód zupę. Antek wonio, patrzy, żur z kartoflami, bez słowa wyciep talerz z zupą przez okno. Baba nic. Bez słowa przyrychtowała drugie danie: kotlet, kapustę i kartofle. Antkowi się na ten widok oczy śmieją, bierze już widełkę do ręki a w tym baba bierze talerz i wyrzuca go za okno.
— Ale babeczko, co ty robisz, taki fajny kotlet!
—¦ Jakeś wyciep talerz toch myślała, że dziś chcesz obiadować w ogródku. ł
2. — Panie Kocur, wpłynęła skarga, żeście wczoraj wieczór pobili babę sąsiada.
—• A dyć wyboczą panie sędzio, ćma było jak u murzyna w..... toch
nie poznoł. Byłech blank pewny, że to moja staro.
3. — Wysoki sądzie — pado zapłakano baba — jo se już z tym moim mamlasem rady dać nie mogę. Wszystko chciołby zrobić po swojemu a nie tak jak mie się podobo.
—¦ Jeśli to jest tak, to jeśli chcecie, to wom dom rozwód.
— Co? żeby on mógł robić co chce!
4. Jedna dziołcha miała mieć wesele ale była jeszcze bardzo głupio. Dwa dni przed weselem matka jej pado:
— Wyjdź se Maryjko na dwór i popatrz se tam jak kokot kury depto, bo co jo ci tam mam dużo godać, popatrz se sama na to.
W noc poślubną Maryjka leżała już w łóżku jak młody pon przy-szoł do izby. Zrobił światło i krzyknął:
—¦ Maryjko co ci to? Po jakiemu mosz, ten hełm na głowie?
— Wiesz, jo jest bardzo cierpliwo, ale to dziobanie po głowie by mie jednak nerwowało.
5. Nocońkę roz sąsiedzi upomnieli, żeby w nocy tyle nie larmowała.
— Coście tak wczoraj w nocy larmowali?
— Prałach.
— To nie możecie w dzień prać?
—¦ Dobrze wom godać jak wasz chłop w dzień przychodzi, mój mamlas wraco w nocy, to kiedy mom go prać?
6. Jedna baba powadziła się z mężem. We wieczór, kiedy się jeszcze nie pogodzili, mąż wziął kartkę i napisoł: „Staro obudź mie o piątej raino". Rano obudził się o siódmej. Już chcioł ryknąć na baba. Naroz widzi na stole kartkę. „Stary, wstowej, już pięć".
7. Jeden chłop chcioł się roz przekonać, czy jego baba prawdziwie go tak miłuje jak to rozprowio. Położył się do łóżka i głosem ciężko chorego pado tak do baby:
— Babeczko, wiem żech ciężko chory, muszymy się rozstać, dziś już śmiertka po mie przyjdzie.
—• Ale chłopeczku roztomiły, to nie może być. A może jo bych mogła za ciebie umrzeć, przecę wiesz jak cię miłuję.
— No nie wiem czy to prawie tak pójdzie, ale możemy spróbować. Toż połóż się do mojego łóżka i czekaj na śmierć, jo zaś schoworn się za ten wielki piec. Toż dej dzióbka na dowidzenia.
— Ale powiedz mi jeszcze jak śmierć wyglądo?
— Jest bioło jak gęś i do niej podobno. Ty się jeno musisz do ściany obrócić i nie śmiesz na nią patrzeć.
Baba tak zrobiła, a chłop wzion pszenicy i zaczął sypać od chlewa aż na łóżko do baby, a potem wypuścił z chlewa gęś i schowoł się za piec.
Gęś wyszła z chlewa i człapie i zbiero tę pszenicę, aż przyszła kole łóżka; potem widzi, że na łóżku też są ziorka i zaczęła płachtę dziobem ściągać. Tego już baba wytrzymać nie mogła, jak ją ta „śmierć"
8
dzióbła, to zaczęła na cały głos wołać: „— On za piecem siedzi, idź po niego". — I tak się chłop dowiedzioł jako jej miłość i sproł ją.
8. Jednego chłopa pokręciła strasznie reumatyka, nie umioł się nawet wyprostować. Woło więc do swojej baby:
—• Anastazyjo, dej mi prędko górki okład, ale wartko bo mie boli. Baba przyrychtowała chłopu wrzącej wody, wsadziła do niej ręcznik i leci z tą wodą do izby. Wyciąga ręcznik i prask nim chłopu w plecy. —¦ O Jezus Maryjo, a dyć nie aż tak górki, dyć ty mie sparzysz.
— No bez to, że to takie gorkie, toch tego w rękach utrzymać nie mogła i ściepłach ci na plecy.
9. Hoz jednemu miało się urodzić pierwsze dziecko. Chłop zawołoł już dochtora i teroz blank nerwowy siedzioł z innymi chłopami w szynku. Naroz wlatuje sąsiadka i pado:
•—• Panie Jamrozy, jak nie docie prędko noża abo siekiery to się dziecka nie doczekocie!
Jamrozy aż się bioły zrobił ze strachu o swoją kobietę, ale potem się pokozało, że dochtór kufra otworzyć nie mógł.
10. Chłop od Maryjki to se tak często na bok skokoł. Roz też go całą noc nie było i nad ranem dopiero przylozł.
—¦ O Jezderkusie, Antek, jo całą noc na ciebie czekom i anich oka nie zmrużyła — pado Maryjka.
— A tyś myślała, że jo społ?
11. — Karlik, jo ci tak przaja, że z tobą bych poszła na koniec świata choćby my mieli żyć o wodzie i chlebie.
—• Dobrze dzióbeczku, toż ty się będziesz o chleb starała, a wodę to jo już biorę na siebie.
12. —¦ Panie Szporys, wasza baba urodziła dziecko.
— Synka?
— Me!
— No to dziołchę.
— A skąd wiecie?
13. — Ty, Francek! Chodzisz to jeszcze z tą Maryjką od Matlorzów?
— Nie, już nie chodzę.
— No to mosz szczęście, boch się wczoraj takich rzeczy o niej dowiedzioł, żebyś ani nie uwierzył. A po jakiemu już z nią nie chodzisz?
— Boch się z nią ożenił.
14. Francek spotyka Antka i widzi, że się kolega coś wyelegancił. Pyta go:
— Antku, jakżeś do tego doszoł?
— Wiesz ożeniłech się z bogatą wdową a tak żech jej pszoł i ją kochoł, że po trzech miesiącach umarła.
Po dziesięciu miesiącach Antek widzi na ulicy, że bladego i wychudłego Francka pcho w wózku inwalidzkim jakoś tęgo kobieta.
— Francek, co ci?
— Cicho! Nic nie godej. Ona mo za czternoście dni umrzeć.
15. Jeden górnik zawdy trochę swoją kobietę cyganił. Nie oddawoł jej na wypłatę- wszystkich pieniędzy ino mioł takie przyzwyczajenie, że
do >-niegc
i nie
jest :
se tę resztę do swojej koszuli przywiązywoł. Roz kobieta idzie do kościoła a górnik się budzi i pado:
— Co to za porządki, pieniądze mi ktoś w nocy ukrodł! A ta kobieta pado:
—¦ A widzisz jakiś to jest, do mojej koszuli mi. w nocy przywią-zołeś a teraz to klniesz.
16. Jednemu górnikowi urodziło się w trzy miesiące po ślubie dziecko. Koledzy mu na dole doskwierali, że to nie jego, że tu coś nie gro.
Górnik wypił se jednego na odwagę i dalej do swojej baby. Przychodzi i pado jej, że z tym dzieckiem coś mu nie pasuje. A baba jak gębę nie owarła:
—¦ Co nie pasuje ci? Może rachować nie umiesz! Patrz:
Trzy miesiące jo jest twoja baba,
Trzy miesiące tyś jest mój chłop.
A trzy miesiące my są żonaci.
Wiela to jest razem do kupy? Jest dziewięć miesięcy czy nie?
17. Roz jeden chłop chwolił się drugiemu:
—¦ Ty wiesz jak moja baba dobrze warzyć umie?
— Moja też, ino że my tego jeść nie umiemy.
18. Przyszedł roz górnik z szychty i tyła co wlozł do izby wdepnął do kupy, bo to dziecisków w doma pełno. A baba tu zaroz z gębą do
¦niego:
— Ty mamlasie jeden, to jo tu cały dzień już koło tego chodzę i nie wdepłach, a ty tyła coś wlozł to już prosto w gówno.
19. —. Od dziś się dzielimy robotą — pado żona do górnika. Dziecko jest nasze i roz ty go będziesz kolebać a roz jo. W nocy żona budzi męża.
— Józef! Mały ryczy!
— To se pokoleb twoją połowę a moja niech ryczy.
11
20- — Francek, ponoć żeś się ożenił?
— Ano, prowda.
— No to musisz być szczęśliwy?
— Ano, muszę.
21. — Panie dochtorze, przyjdą oni prędko do mojej babv, bo sie rozchorowała.
Dochtór przyszedł, zbadoł i spytoł:
— Od kiedy tak miarkujecie, że ta choroba na nią przyszła?
— Czekają chwilka... wczoraj nie, w czwortek nie, w środa nie... we wtorek panie dochtorze.
—¦ A skąd wiecie, że akurat we wtorek?
—¦ Bo wiedzą, w poniedziałek mi ostatni roz mocno nazdała.
22. Była już 11 w nocy, kiedy naroz do Pytliny wpadła rozeźlona Kowoliczka. Już od progu woło:
—¦ Pytłino, bądźcie tacy dobrzy i pożyczejcie mi wołka do ciasta. — Nie mogę — pado Pytlino — bo jo też na chłopa czekom.
23. Jeden górnik chwolił się kolegom, że mo taką babę co się z nim nigdy jeszcze nie wadziła i nie była zło. Koledzy nie chcieli w to uwierzyć i naradzili się jakby tu wypróbować i przekonać się, czy naprowdę tak jest jak ten górnik prawi.
Jeden z nich pado tak:
— Jak ci dziś do na obiad mięso usmażone, to powiedz jej, że ty chcesz uwarzone, a jak ci do uwarzone, to powiedz, że chcesz usmażone.
No i dobrze. Górnik przyszedł do dom, siado do stołu a baba daje
mu mięso usmażone. . ,
— Mom dość tego smażonego mięsa, choć roz chciołbych uwarzonego — pado chłop.
— Dobrze chłopeczku, mosz tu uwarzone, boch dziś akurat poł
usmażyła, a pół uwarzyła.
12
li
No i do zwady nie doszło. Koledzy zaś się naradzili i jeden tak godo:
—¦ Zrób tak. Jak wyjedziesz z kopalni, to się nie myj, ino taki czorny jakiś jest, idź do domu i kładź się prosto do łóżka.
Chłop tak zrobił. Baba patrzy z przestrachem, ale podchodzi do łóżka i pyto:
—¦ Zefliczku, widać zaroz żeś ty chory, mom lecieć do dochtora?
Chłop się zawstydził, wstoł z łóżka, wymył się i zaś zwady nie było.
Rano koledzy już nie wiedzieli co wymyśleć, aby babę jednak do złości doprowadzić. Zawołali Karlika, ten zawdy wszystko wiedzioł no i doradził im. Pado do Zeflika tak:
— Jak teroz na to co ci powiem nie wpadnie w złość, to możemy ją na ołtarz postawić zamiast św. Barburki i rzykać do niej. No i pedzioł mu, żeby w nocy do łóżka narobił, a rano, jak go baba będzie budzić, mo jej powiedzieć co się stało.
Zeflik posłuchoł kolegów i zrobił jak mu kozali. Rano baba budzi chłopa no i widzi co się stało. Wartko się oblekła i poleciała do jego matki.
— Mamulko, co się robi jak się dziecko zesro?
— To ty nie wiesz? To przecę kożdo dobra matka weźmie i wy-myje to dziecko, wysprząto i wypierze to wszystko.
—¦ Ja? No to bądźcie tacy dobrzy i idźcie se tam -waszego Zeflika wyporządzić bo do łóżka narobił.
Matka przyleciała, zrobiła synowi takie piekło, jakiego jeszcze nigdy w doma nie mioł, a górnicy jak się na dole o tym dowiedzieli, to się nadziwić riie mogli, że Zeflik mo taką dobrą babę.
24. — Wiesz ożeniłech się — pado Gustlik do Tomka.
— A fajną mosz babę?
— Blank podobną do Matki Boskiej. .
13
__, Co?
- No' dyć, bo jak mie z nią widzą to godają: „Matka Bosko, ten mo babę".
25. Jedna kobieta miała męża, okropnego pijusa. Co dzień obiecywoł to yxi. A% poptawi, ale te} poprawy ia^ nie toylo, to me
ie od i
^ego ma«ri z ostatnią już skargą. Matka przyleciała wartko do ich domu i pado;
— Ale Paulek! Dyć to się opanuj, przecę nie możesz tak co dzień pijany chodzić.
— Co? Jo był pijany? Jo był wczoraj pijany? Co ty też opowia-dosz babeczko.
— No to po jakiemu wczoraj podlewołeś kwiotki na linoleum?
26. — Ty wiesz — pado Antek do Francka — dziś mie pierwszy roz mój budzik obudził.
— Jak to? Nie rozumie.
— No, bo mie moja staro nim w łeb pizłą.
27. Antek pracował na nockę, na pochylni z dwoma kumplami. Kiedyś powiedzieli mu, że jego staro zdradzo go i poradzili mu, żeby w połowie szychty poszoł zobaczyć do dom. Antek rzeczywiście w połowie szychty polecioł do dom. Patrzy przez dziurką od klucza i widzi, że z jego
babą siedzi sŁtajgier. Prądko polecioł nazod i pado do kumpli-.
— Wy pierony! Wyście chcieli, żeby on mie widzioł i zapisoł mi bumelkę. Co?!
28. Do Ośrodka Zdrowia zgłosił się pacjent z blank obandażowaną
głową.
Wsadził głowę do okienka rejestratorki a ta krótko pyto:
14
— Kobieta?
—• Nie, tym razem motocykl.
29. Za Odrą poznoł jeden wdowiec pannę i spytoł się, czy by za niego nie chciała wyjść. A ona rzekła:
—• Ja, jo się za pana wydom jeśli pon nie ma potomków. Odpowiedział jej, że nie mo. Ustalili datę ślubu i już było w domu wdowca wesele. Teroz już goście jeden za drugim wychodzą, aż zostało sześcioro dzieci. Młoda pani pado im:
— A wy czemu nie odchodzicie?
— No bo my są w doma.
— Co?
Ale zaroz przylecioł młody pan, ich tacik i pado:
— Patrz, to jest Francik, to Antek, to Zeflik, to Makslik, to Aloj-zek, a to Tomek. Po Tomku już nie ma nic.
30. W sądzie szła sprawa rozwodowa małżonków Skoczyłaś. Sędzia zaczął pytać jakie mo zażalenie na żonę. A on prawi:
—¦ Coch wysoki sądzie w wieczór do dom przychodził toch w szranku innego chłopa spotykoł.
—¦ No i skuli tego teroz chcecie rozwód?
—¦ No pewnie! Oni by tak samo zrobili, jakby nie mieli kaj ubrania wieszać.
31. Jak się przysięgę składo, to należy być zawsze trzeźwym, pra? Jedna pora małżeńsko przyszła na ślub do kościoła. Organista już
zaczął śpiewać Veni Creator, ksiądz wychodzi w ornacie, zbliżo się do młodej pory i widzi, że młody pon pijany jak bela. Zgorszony tym widokiem powiado:
— Przecie to obraza bosko! Do sakramentu małżeństwa nie można przyjść w takim stanie.
— Księżoszku — odezwała się młodo pani — czy oni myślą, że on by tu ze mną przyszedł kiejby był trzeźwy?
32. Była niedziela a Kampowo ze swoim chłopem poszli na przechadzkę do ogrodu zoologicznego. Wszędzie się tak przypatrują i nadziwić się nie mogą jak to też te dzikie zwierzęta tu na Śląsku umieją wytrzymać. Kampowo prawie z płaczem pado do chłopa:
— Patrz, ten biedny tygrys, całe życie -w takiej niewoli. —- Ale on chociaż poryczeć może — odpowiedzioł Kampa.
33. Francek spotkoł przyjaciela i pyto go:
—¦ Co to się wczoraj w nockę u wos działo? Naprzód tak coś tąpnęło jak w kopalni, potem się ooś sypało jak węgiel, a potem coś gruchnęło jak sztompel.
—¦ Ech nic, ino mie moja kobieta pytała kajżech tak długo był.
34. Roz szoł chłop ze swoją babą a oboje coś ciężkiego nieśli. —• Jadwiżko, nie mosz za ciężko?
— Nie.
— A nie obijo ci ta torba kolan?
— Nie.
— A nie wdziero ci się to trzymanie w rękę?
16
— Nie.
— No to zamień się ze mną.
35. — Panie władza, znikła mi baba.
— Downo?
— No będzie ze dwa tygodnie.
— Człowieku! To dopiero teroz zgłoszocie?
—• No bo ¦wiedzą, nie mogłech w to szczęście uwierzyć.
36. — Maryjko — pado młody małżonek — Nie rąbej tego drzewa jak jo jest w dorna. Nie mogę patrzeć jak moja żona tak ciężko haruje. Czekaj aż -wyjdę.
37. — Aloiz, dej mi świętą przysięgę, że po mojej śmierci, jak się ożenisz, to twoja drugo baba nie będzie nosiła moich szot — pado umierająca żona.
—¦ Przysięgom święcie, bo ona nie jest tako tęgo i jest wyższo.
38. Jedna młoda mężatka pado do swojego chłopa:
— Józef, tyś się tak zmienił po ślubie. Przedtem toś mie całowoł i na rękach zawsze nosił, a teraz to mi stołka ani nie przyniesiesz.
— No bo wiesz, od tego noszenia to mi się jeszcze odciski nie wyleczyły.
39. Sędzia pyto:
— Po jakiemu zbiliście waszą kobietę! —¦ Bo mie z sąsiadem zdrodzo!
— Dowody! dowody!
— Ja, panie sędzio, mają prowdę. Do wody z takim pieronem, aże do wody!
40. Roz jeden mąż je obiad i naroz woło:
— Gustla! Maryjko święta, jo włos złykł.
2 — Humor śląski
17
— Ja, przed ślubem toś mie chcioł całą zjeść, a teraz to ani włosa nie chcesz!?
41. Do restauracji przyszła młodo pora. Obstalowali se dwie kawy i dwa kąski tortu. Zjedli, pogoóali i wyszli.
Jak się ino drzwi za nimi zastrzasły szynkorz pado do ż&ny.
— Zarozżech poznoł, że to nieżonaci, tak se pięknie rozprowiałi i W oczy se patrzyli.
— Co? Nieżonaci? — odpowiado szynkarka — a jo ci powiadom, że choćbych miała głowę dać, to wiem że żonaci.
— Ale, ale. To po czym poznołaś?
— No bo widzisz, jak jo im tę kawę i te dwa kąski tortu podała, to on se zaroz wziął ten większy a jej ten mniejszy zostawił.
42. Downiej to ludzie mieli więcej dzieci niż teroz. Nie byli tacy wygodni jak dziś. Jeden wdowiec mioł siedmioro dzieci i ożenił się z wdową co miała pięcioro. Po latach urodziło im się jeszcze czworo. Roz ta baba wyleciała z doma na pole i woło:
— Franek, pódź migiem do dom, bo twoje dzieci i moje dzieci walą nasze dzieci.
43. Roz młodzi ludzie szukali mieszkania. Chodzą i chodzą i nic zność nie mogą. Nareszcie znodli jedną izbę u gospodorza. Franek pyto:
•—¦ Gospodorzu, a wiela wom to ten ostatni za izbę płacił?
— Co! ten gizd, ten mamlok, dyć on mi ani grosza nie dowoł.
—¦ Ja! no to 'wiedzą, my se tę izbę na tych samych warunkach weznymy.
44. Roz jeden chłop wzion se drugą babę, bo mu ta pierwszo zmarła. Ta drugo starała mu się dogodzić jak mogła, ale on nic ino dycki to samo:
—¦ Ta pierwszo mi to mięso inaczej smażyła.
Kobieta se już rady dać nie mogła. Aż roz przydarzyła jej się
18
straszno rzecz. Mięso się przypaliło. Chłop ino co wlozł do dom, już od progu woło:
— No nareszcie Mariko! Teroz żeś utrafiła — downiej zawsze tak u nos woniało.
45. — O farona! Francik, kto ci to taką bułę na czole trzasnął — pyto się górnik kolegi.
— A moja staro gornkiem mie pizła.
—¦ Toś ty głupieloku nie umioł się schylić?
—¦ Dzisz go, mądry! Myślisz żech tego nie zrobił? Ale ona to wcześniej wyrachowała i zaroz niżej celowała.
46. Jedno małżeństwo dobrze ze sobą żyło. Teroz jednak przyszło temu chłopu na umarcie. Już umiero i ostatni słowy pado:
— Babeczko, jak ino umrę wydej się za Kaezmarka. Gospodarny, konie mo, to tam jakosi tę gospodarkę pociągnie.
A baba w bek i płacze i godo:
—¦ Jo wiedziała, że ty o gospodarstwie pomyślisz, toch się już od zeszłego roku trochę bliżej z nim poznała.
47. Roz byli chłop i baba, ale oni się nie kochali, bo on za inszymi dziołchami lotoł a ta baba za inszymi chłopami, I roz ta kobieta przyszła do dom, a ten jeji chłop był umrzyty, ale ino tak na niby, co to go dopiero na czworty dzień chowają. A ta baba kupiła trumnę i pojechała na cmentorz, ale ten chłop się zaś obudził i potem zaś za inszymi chodził.
I roz znowu umarł, wtedy ta baba poszła do prezydium, dała dziesięć tysięcy, żeby tę drogę na omentorz poprawić, coby się ten pieron przez to skokanie na dziurach drugi roz nie ocucił.
48. Jeden górnik mioł bardzo zmierzło babę, klęła i przeklinała na niego, że już wytrzymać nie mógł. Boł się jej bardziej niż diobła. Roz też szoł z wypłaty i zahaczył o szynk. Baba zaś oblekła się w płachtę,
2*
19
wzięła latarkę do ręki i chciała go wystraszyć. Stanęła se koło bramy i wołała na przechodzącego męża:
— Kaj to ta dusza Józka? dawać ją tu do piekła... A Józek idzie, przeżsgnoł się, potem patrzy, że to jakiś duch i pado: .
— Pierona! alech się wystraszył. Jo myśloł, że to moja baba!
49. — No jakiś ty zmierzly — pado kobieta do swego męża. W nie-dzielę toś mie bardzo za, te kluski chwolii. Poniedziałek żeś się radowoł, że je już zaś jesz; we wtorek, środę, czwartek smakowały ci. W piątek nic nie godołeś, a teroz naroz w sobotę kluski ci nie smakują? No i po-wiedz kto ci dogodzi?
50. Jedni młodzi dostali nareszcie mieszkanie w nowym budownictwie. Jak ino mieli klucze, wprowadzili się a potem wysłali do ojców telegram: „Nareszcie dostali my nowe mieszkanie. Wszystko dobrze, ino kuchnia trochę w biodrach uwiero!"
51. Pyto roz ksiądz na nauce przedślubnej:
— Powiedz mi Józek, czemu to chłop musi babę żywić a nie na opak?
—¦ No myślę, że to wedle tego, iż baba roz w raju chłopa żywiła a my za to jeszcze dzisiaj pokutujemy.
52. —¦ Jo się tam mojej starej nie boję — pado Antek do górników. Jak ino ryknie na mie, to jo fuk pod stół i siedzę tam cicho. A jak ona w złości woło: „Wyleziesz mi z pod tego stoła czy nie?" to jo mom odwagę pedzieć, że nie.
53. Roz jeden baba, co jej przed rokiem chłop umarł, zaklupała do bramy rajskiej.
— Kto tam?
—• No jo. .
mr
20
— No jo, baba od Antoniego Siwka. Chciałach wos pięknie prosić, żebyście byli tacy dobrzy i pedzieli mi, czy mój Antoń jest w niebie?
—¦ My dusze nie poznajemy po mianie — pado jej św. Piotr — ino po tym co wyrzekli jak konali!
—¦ Czekają ino chwilkę... zaroz... co też mój chłop pedzioł... Acha, już wiem. Pedzioł tak: „Mariko, jak mie choć roz po śmierci zdradzisz, to się będę w grobie obrocoł".
— Ach to ten, co jest w drugim rzędzie szósty od końca, ten się tu bez przerwy wierci.
54. W czasie katastrofy górniczej zginęło paru górników, jeden tylko cudem ocalał. Pogrzeb odbył się na koszt państwa, z muzyką. Po pogrzebie zwroco się Sobocino, ta co jej chłop ocaloł, do jednej z wdów i pyto:
—¦ A wiela wom to dali za tego waszego?
— Dziesięć tysięcy na rękę i rentę.
— No widzicie! Wy to mocie szczęście, a ten mój głupielok to musioł w ostatniej chwili na inny chodnik uciec, bo mu się .... zachciało.
55. Do jednej kobiety przychodził przyjaciel, wtedy jak jej chłop na delegację wyjeżdżoł. Roz przyszedł chłop wcześniej nazod, bo coś miar-kowoł, ale baba przyjaciela do szafy schowała. Siedzą se tak przy stole naroz ta baba zawołała:
— Ojej poli się, poli się!
Chłop wstoł prędko i nie wie co naprzód ratować. A tu naroz z szafy słychać głos: — naprzód szafę wynieście!
56. Antek, czy ty wiesz jako jest różnica pomiędzy psem a kobietą? __?
— No widzisz, baba to na swojego szczęko a do cudzego się przy-milo a pies na opak!
21
57. Jedna kobieta przyszła roz do wróżki i pado, że nie umie z chłopem swym wytrzymać.
— Nie traćcie cierpliwości — pado jej wróżka — widzę tu, że wasz chłop zginie tragiczną śmiercią i to wnet.
— Ja? To będą tacy dobrzy i wywróżą mi, czy mie aby prędko uniewinnią.
58. Sędzia pyto na rozprawie:
—¦ Dlaczego to pani udusiła swego męża ręcznikiem? A oni by tak prędko znodli kawoł porządnego sznura w mieszkaniu?
59. — Panie Gajda, czy wasza kobieta jest w doma?
—¦ Nie, przed trzema godzinami poszła na pięć minut do sąsiadki.
60. — Antek! Pytlino mo taki som kapelusz ja jo! Jak myślisz, co wypadnie taniej, przeprowadzka abo nowy kapelusz?
61. Jedna dziołcha miała kawalera. Już miało być wesele, już szykowali wszystko, jak tu roz dziołcha z płaczem pado do matki, że Antek W piekło nie 'wierzy.
— Nic się nie bój — pado matka — Ożeni się z tobą, pomieszko tu ze trzy miesiące, to uwierzy w piekło, aże uwierzy.
62. Jedna baba pedziała do swojego chłopa:
— Skoczę ino na chwilkę do sąsiadki a ty Franek mieszej te krupy, ja? Ino pamiętej, co pół godziny dolewej trochę wody, coby się nie przypaliły, ¦wiesz!
63. —• Pani Cyroń — pado dochtór — teroz już waszemu chłopu trochę lepiej. Możecie się z nim porozprawiać, ino pamiętejcie, żodnych poważnych tematów, lepsze takie coś wesołego!
— Dobrze, dobrze panie dochtór, przecę wiem.
22
Jak ino Cyrońka doszła do łóżka starego, usiadła przy nim, chwyciła go za rękę i pado słodko:
— No widzisz Anteczku, teroz już po wszystkim, ale powiedz mi jak by tak coś, czy pogrzeb mo być z muzyką czy wolisz bez?
64. Roz jedna baba była bardzo leniwo. Nie chciało jej się robić. Położyła się do łóżka i płacze i zwijo się, że ją straszne boleści chwyciły. Chłop polecioł prędko do dochtora. Dochtór pooglądał i widzi, że go chyba chłop i baba za błozna zrobili. Pado:
— Mocie kąsek papieru, napiszę wom receptę.
— Nie momy.
Dochtór się znerwowoł i napisoł na drzwiach po łacinie, że chłop mo dostać dwa razy w pysk. Chłop wzion drzwi i polecioł do apteki. Aptekorz przeczytoł i doł lekarstwo. Jak ino chłop przyszedł do dom naroz babie dokumentnie oddoł to samo ino mocniej i wyzdrowiała na zawsze.
65. Jedna baba spowiado się, że rozwaliła na głowie chłopa swego gornek z gliny. Ksiądz jej na to:
—¦ A żałujecie to aby?
¦—• Toć! Przecę za niego 100 złotych dałach!
66. Jednemu chłopu umarła kobieta. Była to straszno pyskato baba i zmierzło, że wytrzymać z nią nie szło. Chłop zamknął jej powieki, skrzyżował ręce, doł obróżek i szedł do farorza. Idzie a po drodze cały czos godo: „Szkoda Boga. Szkoda Boga". Farorz go pyto co to mo znaczyć?
— Ano widzą, jo z nią żył 38 lot i już zech ją znoł, wiedziołech kiedy jej z oczu zniknąć, kiedy się schylić, jak gornkami trzepała, ale jak tam biedny Ponbóczek z nią wytrzymają?
67. To co wom teroz opowiem to żoden wic, to prawdziwe zdarzenie. Sobocinej umarł chłop i posłała synka obsztalować wieniec. Pedziała mu, żeby była szeroko szarfa z napisem „śpij spokojnie" na obu dwóch stronach a jak by jeszcze było miejsce to: „spotkomy się w niebie". Synek
23
zrobił co matka kozała. Teroz już pogrzeb. Trumnę spuszczają a tu ludziska się od śmiechu duszą bo na wieńcu stoło:
„Śpij spokojnie na obu dwóch stronach a jak będzie jeszcze miejsce to spotkomy się w niebie".
68. Jednemu chłopu umarła kobieta. Stół tak nad grobem i płakoł co nie miara. Przyjaciele nie umieli go pocieszyć.
— No nie płacz. Minie rok, trzaśnie jak z bicza, ożenisz się na nowo i będzie wszystko dobrze.
— Ja, ale co jo dziś wieczór zrobię? A i kartofli mom pełną piwnicę!.
69. Jednym młodym urodził się syn. Poszli do kościoła, żeby go ochrzcić. A dali mu na miano Jan. Ksiądz bierze ta wata, sól i oleje i pyto:
—• A którego to Jana wybraliście prawie?
— Jak to którego?
— No pytom jak się wasz synek będzie mianowoł, czy Jan Kanty, czy Jan od św. Krzyża, czy Jan od olejów czy może Jan Nepomuceń-ski?
Ach o miano wom idzie? No to przecę Jan Kaczmarek!
70. Roz też jednym urodziło się dziecko i poszli je chrzcić. Ksiądz pyto jakie mu miano dali a oni nie naradzili się jeszcze. Zniecierpliwiony ksiądz pyto:
— No mocie to jakie miano dlo niego?
— A dyć nie umiemy wybrać.
— To weźcie książka, otwórzcie litanio dlo wszystkich świętych i wybierzcie pierwsze lepsze!
— No to kiedy to pierwsze to lepsze, to niech mu będzie Kyrie Elejson.
'Vi,
HDV13I9O» O
71. Roz jedna gryfnioczka, tako elegantka, zemdlała i leżała nieprzytomne Mąż jej zawołoł drap dochtora. Ten przylecioł i przyłożył jej zrzadło do ust. Jak ino to ujrzała prędko zawołała:
— Emilku podaj mi wartko puder bo mi som pon dochtór zrza-dełko trzymają.
72. Jedna baba najadła się w doma grochu a potem w kościele nie umiała wytrzymać i psuła jeno powietrze. Wroz zrobiła to bardzo głośno. Zawstydzono obróciła się i pedziała głośno:
— Któraż też to?
— A co mocie dwie? pado jej sąsiad z lewej.
73. Jedna staro panna chciała się bardzo wydać. Poradził jej ktoś, że musi dużo rzykać do świętego Antoniego. Kupiła se figurkę i co dzień rzykała. Przeszło jednak porę lot a tu nic. Roz jej się to zbrzydło, rozeźliła się i w złości ciepła figurę przez okno, ale akurat jednemu kawalerowi na głowę. Ten spojrzoł ino na to okno i już leci wartko na wierch do jej izby i zaczął jej grozić milicją. Panna z płaczem powiedziała mu wszystko, iż przez cztery lata rzyko do świętego Antoniego o chłopa nadaremno. Kawaler się udobruchoł, obejrzoł mieszkanie, panna i spytoł czy zaś może przyjść? Pedziała, czemu nie?. Po paru miesiącach był ślub. W kościele panna podeszła do figury świętego Antoniego i rzekła mu:
— Widzisz, nie chciołeś po dobroci, toś zrobił po złości, aleś jednak zrobił!
74. Staro Grzesiczka poszła se w Wielki Piątek do spowiedzi. Jak ją już ksiądz wyspowiadali padali jej:
— No to teraz już nie grzeszcie więcej. Patrzcie, akurat momy dziś dzień kiedy Pon Jezus umarł i...
— Co? Umarł? Naprowda? No patrzcie! Też my tam pod tym lasem nigdy nic nie wiemy.
27
75. Jedna staro baba chodziła do spowiedzi prawie co dzień. Fa-rorzowi było tego dobrego już za wiela. Pado jej:
— A dyć babko, nie musicie tak co dzień się spowiadać. Przecę tyła nie grzeszycie.
—¦ Ja, ale wos tak fajnie kafejką wonio — pado mu baba.
76. Jedna staro kobieta siedziała w kościele i trzymała książkę tak na opak. Drugo baba pado jej po cichu:
— Cyrońko, książkę mocie na opak!
— No patrzcie te najduchy, już zaś mi książkę odwrócili!
77. Młoda dziołcha wleciała uradowano do izby i pado: —¦ Babko, pamiętocie wy jeszcze jak ¦wos kto pierwszy roz poca-
łowoł?
Coś ty, jo już nawet tego ostatniego nie pamiętom.
78. Roz jedna baba chodziła po targu i tak wołała: „Kupią se gęś, kupią se gęś, już nawet oskubano, ino nie miałach serca żeby ją zabić.'"
79. Jedna matka poszła do kościoła i rzykała gorąco do św. Nepomucena, żeby sprawił aby jej cera prędko się wydała. Kościelny sły-szbł to jej błaganie dzień w dzień i mioł już dość. Roz jak zaczęła już zaś rzykać, stanął se za figurą i pedział: „Ta staro głupszo od tej młodej". Babę jakby kto pieprzem posypoł. Wyleciała i zatrzymać się nie mogła. Jednak po chwili drzwi kościelne się otwarły, baba w nich stanęła i zawołała do figury:
—• Tyś też tam nie był wcale taki święty jak cię teraz pokazują. Już cię tam za darmo do tej rzeki nie wciepli, aże nie wciepli!
80. Roz były bardzo zwadliwe dwie wdowy. Nie mogły się z sobą pogodzić. Obie chciały się jeszcze roz wydać, ale nie umiały chłopów znaleźć. Keżdy się ich boł. Poszły do organisty o pomoc. Ten im pedzioł
28
mają rzykać, może to coś pomoże. Po jakimś czasie przyszły i rzekły, że rzykanie też nic nie pomogło, że chcą się wydać choćby i za diobła.
— Ja, jeśli o diobła idzie —• pado organista — to musicie iść do księdza. U niego się diobły na górze chowają. Ksiądz jak mu sprawę przedstawiły, wynajął im górę i baby tam czekały. Organista zaś pomy-śloł, że przecę nic nie zaszkodzi jak je trochę postraszy. Przebłekł się za diobła i polozł na tę górę. Jak go baby ujrzały i widziały, że ino jeden, to się tak na niego ciepły, że się pobiły, z rąk go sobie wyrywały. Nie-borok wrzeszczoł, aż ksiądz usłyszeli i go wyratowali, boby się to mogło żle skończyć.
81. Roz przyszła tako staro babka do dochtora i pado, że ją boli pęcherz. Dochtór ją wysłuchoł, zbadoł i pedzioł coby mocz do zbadanio przyniosła. Za porę dni baba przyniosła cały kibel pełny. Dochtór spytoł:
— Z wiela to dób?
— Z mojej jednej panie dochtorze!
82. Roz trzy panny poszły do kawiarni a chciały pokozać, jak też to dobrze one po polsku godają a nie ino gwarą. Siadły se przy stoliku i tak rozprowiają.
Ta pierwszo pado: — Jo bym tak chciała schuść. Ta drugo pado:— Jo bym chciała zważ. A ta trzecio: — Z wos to by można pęc.
83. W Strzelcach mieszkała tako jedna dziołcha co się do niej kawalerowie schodzili. Ona jednak ich ino zwodziła, a oni nie wiedzieli, 2e ona mo ich więcej. Roz tak se pięknie rozprawio z jednym i pado mu:
— Józefku, jo cię mom bardzo rada!
— No ale po jakiemu Józefku jak mi jest Paulek?
— Jak to? To dzisiej nie jest sobota?
84. Roz baby pierze szkubały a jedna z nich była znano z tego, że nigdy nie umiała dobrze wiców rozprawiać. Zawsze się sama śmioła a inni ani nie wiedzieli z czego. Tóż roz tak pedziała:
—• Teroz wom coś do śmiechu powiem, ino nie wiem czych aby już wczoraj tego nie rozprowiała.
—¦ A to jest naprowda do śmiechu? — spytała się jedno.
— Ja. To jest naprowda do śmiechu.
—¦ No to tegoście nam jeszcze napewno nigdy nie rozprawiali — odpedziała jej ta baba.
85. Staro Pytlino poszła do spowiedzi i pado księdzu, że mo ino jeden grzech i nic więcej nie pamięto. Ksiądz chcioł jej pomóc i pyto:
—¦ No a możeście komu co ukradli?
—¦ Co? Jo i komu co ukraść? No wiedzą!!
— No a możeście o kimś brzydko rozprowiali?
— Co? Jo bych miała o bliźnich źle godać? Jo? —¦ No to możeście kogoś ocyganili?
—¦ No wiedzą księżoszku, to widać że oni starej Pytliny nie znają! Jo i kogoś ocyganić?!
•—¦ No to widza, że tu by trza do Rzymu napisać aby wos za świętą uznali.
— O będą tacy dobrzy, bo jo pisać nie umia — pado baba.
30
86. Do jednej wsi przyjechol cyrk. Tóż ten figlarz z cyrku chciol się też wyspowiadać i poszedł do kościoła. Bab tam było pełno przy słuchatelnicy, ale on poczekoł. Jak przyszła na niego rają, przeżegnoł się i wyznoł swoje grzechy. Ksiądz go na koniec spytoł jaki to mo zawód.
— Zaroz wom księżoszku pokoza —• pedzioł ten figlarz i zaczął chodzić na rękach, stoć na głowie i rozmaite błozny wyprawiać. Ksiądz mu podziękowoł, doł rozgrzeszenie i figlarz poszedł. Zaroz za nim wlazła staro baba do słuchatelnicy, przeżegnała się i pado po cichu do far orzą:
— Ino proszą ich pięknie, będą tacy dobrzy i nie dają mi tej samej pokuty co temu,przede mną, bo wiedzą, jo jest bez galot.
87. Roz jechała jedna baba tramwajem do Chorzowa. Konduktorka pyto ją kaj jedzie.?
— Do Chorzowa —¦ pado baba.
—¦ Do Starego? — pyto konduktorka, no bo to i Stary Chorzów jest
— Nie! •—• pado baba, — do Emy prać.
HDVID3IZa O
88. — Jezderku Francik, zleź z tego drzewa bo jakby cię tak twój tacik tu widzieli te jabłka kraść, to by ci nabili aże nabili.
—¦ Ech, katać tam! Tacik są przecę na wierchu i trzęsą tą jabłonią.
89. Roz jedni ojcowie mieli synka. Był z niego straszny miglanc i huncwot. Nie wiedzieli jak se z nim rady dać. Kiedy zaś coś wielkiego nabroił matka nie wytrzymała i zbiła go paskiem po zadku, że siedzieć nie mógł. Roz też przyszła akurat sąsiadka i pado jak to widziała:
—• Ale Kokotko, jak mogliście tak synka zbić?
—• A znocie wy mojego Franka?
—• Nie, a po jakiemu?
•—¦ No to bądźcie cicho, bo go na drugi roz do wos poślę.
90. Roz w takiej niewychowanej rodzinie siedzioł ojciec z synami przy stole. Naroz jeden z tych synów zawołoł:
— Ojciec mocie nudel na pysku! Ojciec chlast go w pysk.
—• Widzisz — pado ten średni — nie godej na tatuliny ryjok pysk. Naroz jednak i on dostoł w gęba. Ten najmłodszy jak to uwidzioł, tak prędko skoczył pod stół. Ojciec widzioł to i prawi mu:
— No wyłeź Francik, przecę tobie nic nie zrobię.
— Dyć wom stary pieronie ani wierzyć nie idzie! — zawołoł syn.
91. Przyszedł roz synek do sklepu i pado, że chce masła i chleba kupić ale na kredyt. Sprzedawca zły pado mu:
— No wiela razy żech ci już pedzioł, że na kredyt nic ci nie sprzedom?
— Ja, jo nie wiem wiela razy, bo to oni ta księga prowadzą!
92. Jeden syn wyjechoł ze Śląska do Warszawy, bo to teraz byle kaj jeżdżą. No i tam poznoł dziołcha. Jak mu pieniędzy zabrakło to wzion
3*
35
i napisoł do ojców list. Napisoł im tam, że potrzebuje pieniędzy na fotografio dlo siebie i tej dziołchy, bo chce im posłać ta fotografio, coby ta dziołcha poznali. Ojcowie przeczytali pismo i posłali mu .ino połowa żądanych pieniędzy i napisali mu: „To mosz na fotografio dlo narzeczonej, ciebie znomy, to fotografii nie musisz nom przysyłać."
93. Roz dzieci przystępowały do spowiedzi. Józek tak se klęknął, że mu Aloizik cięgiem po podeszwie drutem jeździł, bo to downiej dzieci boso chodziły, nawet do kościoła. No i jak Józik z tej słuchatelnicy wyszedł to pado do kolegi:
— Ty mosz szczęście żech jest akurat w stanie łaski, ale jutro ci za to zęby wybiję i ślepie na modro ufarbuję!
94. — Panie rechtór, mamulka dali pięknie podziękować za nauka i posyłają wom tu tę kurę — powiedzioł synek w szkole.
— Powiedz matce, że pięknie dziękuję. To bardzo pięknie, że nie żałowali tak tłustej kury.
— Naprzód to i żałowali, ale jak widzieli, że Azor ją tak blank na śmierć zadusił, to się radowali, że aby wom mają co podarować.
95. —¦ Francik wymień mi cztery żywioły świata.
— Ogień, woda, wojna i... karczma panie rechtór!
— Karczma? Po jakiemu karczma?
— No wiedzą, jak tatulka długo nie ma z szychty i siedzą w karczmie to mama rządzą: „Ten już zaś w swoim żywiole".
96. Aloizik dostoł roz na odpuście piękną trąbkę. Trąbił na niej w doma, że wytrzymać nie szło. Naroz przylatuje, siado w kuchni na ryczce i pado:
— Mamulko, popatrzcie, nasz sąsiad podarowoł mi siekierkę i spy-toł mie czych nie jest ciekawy co tam w tej trąbce w środku siedzi.
36
97. Roz szoł ojciec z synem do ogrodu zoologicznego. Jak tak oglądali te ¦wszystkie dzikie zwierzęta, syn naroz obejrzoł słonia i pado do ojca:
— Pra, tato, przydałaby się nam obom tako rubo skóra? Mie w szkole jak mie rechtór walą, a worn w doma nie?
98. — Wiela mosz lot? — pytoł roz konduktor synka w tramwaju.
— Dlo wos to dziesięć a jak mom ojcu po kwaretka lecieć to czter-
noscie.
99. — Tato kaj wyście się urodzili? — spytoł roz synek ojca.
— W Bytomiu!
— A mamulka?
— W Opolu.
— A jo?
— W Strzelcach Opolskich.
— No patrzcie, co za szczęście, że my się tak wszyscy spotkali pra?
100. Jeden ojciec mioł dwóch synów. Jeden był bardzo robotny a drugi okropnie zgniły. Ten zgniły pedzioł do ojca:
— Jo pódę uczyć się na księdza, dejcie mi ojciec moją ćwiercinę majątku i idę.
Ojciec doł mu co mógł i synek poszoł. Ale wcale się nie uczył ino cyganił w świecie, huloł i używoł co nie miara. Po czasie przyszoł nazod i powiedzioł ojcom, że rządzi ino po łacinie, że już się wyuczył. Na sosnę padół sosnus, na piękniętą gałąź — pankus, na sęk •— sankus. Jak roz widzioł jak baba kurom ser ciepała, zawołoł do swej matki:
— Syrus babus kuros chlastus.
"Wszyscy co to słyszeli, myśleli, że on tak bardzo mądrze rządzi.
37
Roz go wzięli ojcowie na pole i on przez nieuwagę nadepnął na grabie a te go pizły w łeb. W złości zapomnioł rządzić po „łacinie" i zawołoł:
— Diabli nadali!
A ojciec się już domyśloł i pado:
— Weźtus tę grabus do rękus i wyciepus ten gnojus bo jak nie to będzie w doma kijus na zadkus.
101. Roz górnik kupił synowi gitarę, ale bez strun. Synek pado:
— Ojciec, po co mi gitara bez strun.
—¦ Naprzód pokoż co umiesz. Jak się nauczysz grać, to ci i struny kupię.
102. Spotyko się dwóch ojców. Jeden się chwoli:
— Ty Józek, wiesz jak mój Antek fajnie kląć umie.
— A wiela mu to?
— Już 4 lata.
— A rzykać umie to już?
— Czyś ty głupi, takie małe dziecko?!
103. —¦ Mamo, Alojz pedzioł na naszego tatę takie brzydkie słowo, ale takie, że aż się wstydzę pedzieć.
— No dyć powiedz Fridko, powiedz! Przecę nic ci nie zrobię.
—¦ Nie mamo, nie powiem, ale powiedzcie wy naprzód wszystkie te słowa co to nom ich godać nie wolno a kiere wy na ojca ciepiecie w złości, to wom powiem kiere to było!
104. Do jednego dziadka pado wnuk:
— Dziadku, bądźcie tacy dobrzy i wyciągnijcie się trochę na tej ławie tu, ja?. Kiedy dziadek leżoł, synek łaps za zegarek i już go nie ma. Dziadek za nim i woło:
— Czekej! Zaroz rnamulce poskarżę jakiego to mo syna.
— A dyć to przecę mamulka godali, że jak wy nogi wyciągniecie to jo se mogę wziąć wasz zegarek.
38
'¦U
I
105. Ojciec mioł dwóch synów bardzo wygodnych i źle wychowanych. Roz przyszedł z szychty chory, położył się do łóżka i już w ten dzień nie wstowoł. Chciało mu się nad ranem bardzo mocno pić toteż padół:
— Karliczku, wstoń i podej mi ździebko wody.
—• Dejcie mi spokój ojciec. Poczekejcie do rana. Ten drugi syn nie mógł tego jednak ścierpieć i pado:
—¦ Nie spuszczejcie się tato na niego, to taki faroński leń. Wstoń-•cie se lepiej sami po tę wodę a po drodze i mie przynieście.
106. Jak downiej młodzi się żenili to pytali się ojców o radę. Jeden taki jedynoczek mioł już bez 30 roków a żenić się nie myśloł. Jak mu to już ojcowie z godzinę tuplikowali to on pado:
Wom ojciec dobrze godać! Wyście se mamulkę wzieni a mie kożecie cudzą brać!
107. Jeden ksiądz spodziewoł się wizyty biskupa i nauczył dzieci prędko jak mają odpowiadać.
—• Ty Franek, jak cię biskup spytają kto cię stworzył, to pamię-tej, powiedz: Pan Bóg.
39
— Ty Antek, jak cię spytają kto cię oświecił, to powiedz: Duch Święty!
—¦ A jak ciebie Józek spytają: Kto cię odkupił? to powiedz: Jezus Chrystus.
Teroz biskup przyjechali. I zaroz pytali dzieci o rozmaite sprawy. Jednak zamiast Franka spytali Antka, kto go stworzył. A Antek wartko:
— Mie nie stworzył, mie odkupił a Józka oświecił.
108. —¦ Kto to był Zachariasz? — pyto roz ksiądz dzieci. —. Jo wiem. To był kolejarz — pado jeden synek.
— Kolejarz? Jak to? ¦ .
— No bo wczoraj farorz na ambonie pedzieli: „ ...a potem przyszła kolej na Zachariasza."
109. Roz ksiądz spytoł dzieci:
— Czy jest na świecie coś bardziej gorszego od diobła?
— Ja. —¦ powiedzioł jeden synek.
— No a co?
— Baba!
— No dyć syneczku, przecę kobieta nie może być gorszo od diobła!
— No a jednak! Patrzcie, mój nojstarszy brat przyszedł do dom nieskoro i to jeszcze pijany. Mamulka nie wytrzymali i zawołali w złości: „Żeby cię już roz diobli wzieni".! I wiedzą księżoszku kto go wzion? Baba! Samiście mu niedowno ślub dowali!
110. Roz jedna kobieta przyszła do farorza i pado:
— Księżoszku bardzo bych chciała, żeby się mój Francik za księdza uczył.
— No a mo to dobrą głowę?
— O! On już porę razy ze schodów zlecioł i jeszcze jej nie strza-skoł.
40
111. Roz kmotrowie jechali z dzieckiem do chrztu. Jak już nazod wracali, zawadzili o karczmę, bo to był styczeń i na saniach było im bardzo zimno. Wypili se jednego, potem drugiego a kiedy ten dziesiąty był to już ani nie pamiętali. Jechali nazod a na kolanach mie trzymali, boch to jo był tym dzieckiem. Naroz kmotra się zdrzemnęła i ani nie wiedziała, kiedy jo z tych chust i pierzyn wypodł. Jak przyszli do dom to ich tam po śląsku witali: „Pojechaliście z poganinem a przyjechali z chrześcijaninem". Matka zaglądnęła do chusty, a tu dziecka nie ma. Lament ponoć był wielki, ale mie znodli całkiem sinego. Tak to możno przy gorzole dziecko stracić.
112. Jedna matka wysłała syna na religię i pado mu:
— A pamiętej mi, żebyś się zgłoszoł na pytanie, żeby mi potem skarg nie było, ani żeby cię farorz z ambony nie wyczytali.
Po godzinie synek przyszedł ale blank spłakany.
— A to co?
— Zglosiłech się na pytanie i ksiądz mie sprali! —• A dobrześ odpowiedzioł?
— Ja! Ksiądz pytali kto temu świętemu Antoniemu wąsy i brodę domalował? No to jo pedzioł, że jo.
113. — Piekorzu, mocie suche bułki?
— Mom synku, mom.
—¦ To dobrze wom tak, mogliście je sprzedać jak były świeże!
114. Alojz, Paulek i Trudka chcieli iść do kina. Długo prosili matkę o pieniądze ale jednak nadaremnie. Naroz Alojz pado:
—• Już wiem co zrobimy. Wyślemy w delegacji Paulka i on to sprawi.
— Ale po jakiemu prawie mie — pado Paulek?
—• No to przecę jasne! Tyś nojstarszy i nojlepiej matkę znosz.
41
115. Mamulka pado do swego syneczka:
¦—¦ Umyj se pięknie kark bo pódymy do teatru. Karlik kark umył ale w tym dniu do teatru nie poszli. Za tydzień Mamulka już zaś pado:
— Umyj se kark bo dziś to już napewno pódymy do teatru. Kiedy jednak i tym razem nie poszli, bo ujek ze Strzelec przyjechali, wtedy się już Karlik rozeźlił i z płaczem pado:
— Myślicie Mamulko, że jo będę jak głupi cały tydzień z czystym karkiem lotoł a do teatru i tak nie pódymy?
116. Downiej to się tak o wychowanie dzieci nie starano jak to teroz. Teroz to dzieci i na koncert się bierze. Roz też jedna paniusia wziena se synka na koncert. A groł taki muzyk na basie. Dziecko się naprzód wierciło, potem się wpatrywało w ten bas i zawołało:
— Mamo a długo to zetrwo aż ten bas przepiłują?
117. — Jak się nazywosz — pyto nauczyciel synka w szkole? Synek jednak ani gęby nie otworzył.
— No jak na ciebie w doma wołają?
— Smarkaty najduchu pódź sam ino!
42
1
118. Roz jedna kobieta jechała ze swym synkiem w pociągu. Ale on inaczej nie godoł ino gwarą. Ją to trochę raziło, że ludzie tak na niego patrzą toteż chciała go nauczyć pięknie po polsku mówić.
Naroz synek widzi ptoka i woło: —¦ Je, mamo patrzcie tam leci ptok!
—¦ Nie ptok, ino ptak — pedziała matka. Synek się zamyślił. Naroz patrzy i widzi srokę, nie wytrzymoł i woło:
— Je, mamo. tam sraka leci!
119. Downiej to my tam wczasów nie znoli, dziś to co chwilę ktoś na te wczasy wyjeżdżo. Roz też pojechała se tako matka z synem na wczasy. Chłopu smutno bez nich był