7422
Szczegóły |
Tytuł |
7422 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7422 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7422 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7422 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jonathan Kellerman
Selekcja
1
Niech �yje Hollywood!
Wmurowane w chodnik mosi�ne gwiazdy l�ni�y znanymi nazwiskami ludzi kina, lecz
prawdziwymi gwiazdami tej nocy byli handlarze narkotyk�w, specjali�ci od
stosowania
przemocy i pi�tnastoletni uciekinierzy z dom�w, kt�re z przybytk�w rodzinnych
warto�ci
zamieni�y si� w piek�o.
Przygarnia�a ich wszystkich ca�odobowa kafejka �Go-Ji�. Sta�a przy p�nocnym
kra�cu Hollywood Boulevard, na wsch�d od Vine, mi�dzy salonem tatua�u a barem
dla trash-
metalowc�w.
O trzeciej nad ranem, kiedy m�ody Meksykanin zamiata� chodnik, przed �Go-Ji�
zajecha� radiowozem Nolan Dahl. Meksykanin nie mia� wymaganych dokument�w, ale
widok
policjanta w najmniejszym stopniu nie zak��ci� rytmu jego pracy. Gliniarzom nie
w g�owie
byli imigranci. Z tego, co ch�opak zd��y� zaobserwowa� w ci�gu miesi�cznego
pobytu w Los
Angeles, tu nikogo nic nie obchodzi�o.
Nolan Dahl zamkn�� czarno-bia�y radiow�z i wszed� do kafejki tak pewnie, jak
m�g�
to tylko zrobi� wa��cy ponad sto kilogram�w m�ody, umi�niony policjant
wyposa�ony w
pa�k�, pas, radiostacj�, latark� i dziewi�ciomilimetrowy pistolet w kaburze. W
�rodku
cuchn�o, a rozci�gni�ty mi�dzy oklejonymi pomara�czow� ta�m� boksami
ciemnoczerwony
chodnik g�sto pokryty by� plamami. Dahl znalaz� miejsce daleko w k�cie i usiad�
tak, by
widzie� Filipink� stoj�c� przy kasie.
Boks obok zajmowa� dwudziestotrzyletni alfons z Compton o nazwisku Terrell
Cochrane i jedna z jego podopiecznych, Germadine Batts, pulchna szesnastoletnia
matka
dw�jki dzieci pochodz�ca z Checkpoint w Oklahomie. Kwadrans wcze�niej oboje
siedzieli w
zaparkowanym na rogu bia�ym lexusie terrella, gdzie Germadine podwin�a nogawk�
niebieskich cekinowanych leggins�w i wstrzykn�a sobie w ledwie widoczn� �y�� na
kostce
dzia�k� heroiny za pi�tna�cie dolar�w. Teraz mile oszo�omiona siedzia�a nad
drugim wielkim
kubkiem coli rozcie�czonej wod� z roztopionego lodu i bawi�a si� plastikow�
s�omk�.
Terrell zaaplikowa� sobie mieszank� heroiny i kokainy. Czu� si� doskonale, a
wyczuciem r�wnowagi m�g�by konkurowa� z linoskoczkiem. Rozpar� si� wygodnie,
dzioba�
widelcem cheeseburgera i u�o�y� pi�� olimpijskich k�ek z kr��k�w cebuli. Ca�y
czas stara�
si� nie patrze� na wielkiego jasnow�osego policjanta.
Nolan Dahl mia� gdzie� alfonsa i jego podopieczn�, podobnie jak pi�� innych
�rzeczy�, kt�re krz�ta�y si� po jasno o�wietlonej sali. Z g�o�nik�w s�czy�a si�
cicha, spokojna
muzyka. Smuk�a, �liczna kelnerka o sk�rze koloru melasy przebieg�a mi�dzy
stolikami i z
u�miechem na ustach zatrzyma�a si� przy boksie Nolana. Nolan odwzajemni�
u�miech,
podzi�kowa� za menu i zam�wi� ciastko z kremem kokosowym i kaw�.
- Pierwszy raz na nocnej s�u�bie? - zapyta�a kelnerka. Pi�� lat temu przyjecha�a
do
Stan�w z Etiopii i m�wi�a po angielsku wy�mienicie, z przyjemnym dla ucha
akcentem.
Nolan ponownie si� u�miechn�� i pokr�ci� g�ow�. Patrolowa� Hollywood noc� ju� od
trzech miesi�cy, ale nigdy jeszcze nie zagl�da� do �Go-Ji�. Apetyt na s�odko�ci
zaspokaja� w
barze �Dunkin Donuts� przy Highland, poleconym mu przez Wesa Barkera. Gliniarze
i
p�czki. To ci dopiero ubaw.
- Pierwszy raz pana tu widz�, oficerze... Dahl.
- No c�, �ycie jest pe�ne niespodzianek - odpar�.
Kelnerka roze�mia�a si�.
- Hmm, no tak.
Odesz�a w stron� lady ze s�odyczami, a Nolan patrzy� za ni� niebieskimi oczami.
W
ko�cu odwr�ci� wzrok i napotka� spojrzenie Terrella Cochrane�a.
Obrzydliwa rzecz.
Nolan Dahl mia� dwadzie�cia siedem lat i w du�ej mierze wychowa� si� na
telewizji.
Nim wst�pi� do policji, wyobra�a� sobie alfons�w jako go�ci w czerwonych
garniturach z
aksamitu i wielkich kapeluszach z pi�rami. Szybko nauczy� si�, �e wyobra�enia
rozmijaj� si�
z rzeczywisto�ci�.
Rzeczywisto��.
Zlustrowa� wzrokiem Terrella i dziwk�, najprawdopodobniej nieletni�. W tym
miesi�cu alfons Cochrane ubiera� si� w niechlujne, za du�e koszule w krat�
narzucone na
czarne podkoszulki. Nad wygolonymi skroniami zwisa�y mu kr�tkie dredy. W zesz�ym
miesi�cu gustowa� w czarnej sk�rze, a jeszcze wcze�niej stylizowa� si� na
afryka�skiego
ksi�cia.
Spojrzenie gliniarza budzi�o wTerrellu niepok�j. Licz�c na to, �e policjant
przygl�da
si� komu� innemu, alfons obejrza� si� w stron� trzech transwestyt�w
chichocz�cych i
szepcz�cych nad talerzem frytek po drugiej stronie sali.
Odwr�ci� si� z powrotem w stron� gliniarza.
Ten u�miecha� si� do niego jako� dziwnie... prawie smutno. Co to, u licha, ma
znaczy�?
Terrell zaj�� si� swoim cheeseburgerem, ale poczu� si� troch� nieswojo.
Etiopska kelnerka wr�ci�a z zam�wieniem Nolana i przygl�da�a si�, jak nabiera
kawa�ek ciasta na widelczyk.
- �wietne - powiedzia� Nolan po prze�kni�ciu pierwszego k�sa, cho� ciastko
smakowa�o jak kiepsko przyrz�dzona pina-colada, a krem by� gumowaty. Ale Dahl
mia�
ogromne do�wiadczenie w prawieniu nieszczerych kulinarnych pochlebstw. W
dzieci�stwie
musia� je�� wstr�tne potrawy przygotowywane przez matk� i m�wi� wraz z Helen� i
ojcem,
�e s� wy�mienite.
- Czy �yczy sobie pan jeszcze czego�, oficerze Dahl?
- Na razie nie, dzi�kuj�.
Nie macie dla mnie nic, pomy�la�.
- Dobrze. W razie czego prosz� mnie zawo�a�.
Nolan u�miechn�� si� i kelnerka odesz�a.
Ten u�mieszek... cholerny zadowolony sukinsyn. Normalny gliniarz nie ma si� z
czego cieszy�, chyba �e przed chwil� za�atwi� jakiego� Murzyna i nikt go przy
tym nie
nagrywa� na wideo, rozmy�la� Terrell.
Nolan zjad� jeszcze kawa�ek ciastka i u�miechn�� si� do Terrella. Wreszcie
wzruszy�
ramionami.
Alfons zerkn�� na Germadine, kt�ra prawie odp�yn�a nad swoj� col�. Spojrzenie
to
oznacza�o: �Jeszcze par� minut, dziwko, i wracasz na ulic�.
Policjant zjad� ciastko do ko�ca, dopi� kaw� i wod� mineraln�, a kelnerka ju�
sta�a
przy nim gotowa dola� mu kawy.
Suka. Jemu i Germadine przynios�a zam�wione jedzenie, po czym zacz�a traktowa�
ich jak powietrze.
Terrell podni�s� cheeseburgera do ust i patrzy�, jak kelnerka m�wi co� do
policjanta.
Ten u�miecha� si� tylko i kr�ci� g�ow�. Suka da�a gliniarzowi rachunek, a gdy
zap�aci�, ona
zacz�a rozp�ywa� si� w u�miechach.
Dwadzie�cia dolar�w napiwku - oto pow�d.
Cholerni gliniarze zawsze dawali sute napiwki, ale �eby a� tyle? Te wszystkie
u�miechy... pewnie co� �wi�tuje.
Policjant spojrza� w pust� fili�ank�.
Nagle spod stolika Dahla co� si� wynurzy�o.
Policyjny pistolet.
Nolan zn�w u�miecha� si� do Terrella. Pokazywa� mu sw�j pistolet!
Policjant wyprostowa� r�k�.
Terrell poczu�, jak wszystko przewraca mu si� w �o��dku, i da� nura pod st�.
Nie
zd��y� nawet przyci�gn�� w d� g�owy Germadine, cho� akurat ten gest mia� dobrze
prze�wiczony.
Pozostali go�cie zauwa�yli, jak Terrell kryje si� pod stolikiem. Transwestyci,
pijany
kierowca ci�ar�wki siedz�cy za nimi i bezz�bny sklerotyczny
dziewi��dziesi�ciolatek w
pierwszym boksie - wszyscy rzucili si� pod stoliki.
Tylko kelnerka z Etiopii rozmawiaj�ca z filipi�sk� kasjerk� sta�a zbyt
przera�ona,
�eby si� poruszy�, i patrzy�a na policjanta.
Nolan Dahl skin�� g�ow� w jej stron�. U�miechn�� si�.
Smutny u�miech, ciekawe, co go gryzie? - pomy�la�a.
Nolan przymkn�� oczy, jakby si� modli�. Kiedy je otworzy�, wsun�� do ust luf�
broni o
kalibrze dziewi�ciu milimetr�w i ss�c j� jak dziecko, utkwi� wzrok w twarzy
�licznej kelnerki.
Wci�� nie by�a w stanie si� poruszy�. Zauwa�y� jej przera�enie i stara� si�
�agodnym
spojrzeniem da� do zrozumienia, �e tak jest dobrze, �e to jedyne wyj�cie.
Pi�kny czarny obraz na sam koniec. Bo�e, jak w tej norze �mierdzi.
Poci�gn�� za spust.
2
Helena Dahl opowiedzia�a mi wszystko tak, jak czu�a to pogr��ona w �a�obie
rodzina.
Reszty dowiedzia�em si� z raport�w i od Mila.
Sprawa samob�jstwa m�odego policjanta zaj�a w gazecie raptem pi�� centymetr�w w
jednej szpalcie, bez �adnego przelotu. Jednak niecodzienno�� tego wydarzenia
gdzie� we
mnie utkwi�a i kiedy po kilku tygodniach Milo poprosi�, bym przyj�� Helen�, od
razu
wiedzia�em o kogo chodzi.
- Ach, to o ni� chodzi. Wiecie ju�, dlaczego to zrobi�?
- Nie. Prawdopodobnie ona w�a�nie o tym b�dzie chcia�a porozmawia�. Rick kaza�
ci
przekaza�, �eby� si� nie czu� zobowi�zany, Alex. To taka p�prywatna pro�ba. Ona
jest
piel�gniark� w szpitalu Cedars. Pracowa�a z nim na OIOM-ie i teraz nie chce,
�eby maglowali
j� tamci psychiatrzy. Ale to �adna bliska przyjaci�ka.
- Czy wydzia� prowadzi� w�asne dochodzenie?
- Pewnie tak.
- O niczym nie s�ysza�e�?
- O takich sprawach nie m�wi si� g�o�no, a ja nie nale�� do paczki
wtajemniczonych.
Facet by� spokojny, zamkni�ty w sobie, czyta� ksi��ki.
- Ksi��ki - powt�rzy�em. - No to chyba mamy motyw.
Milo wybuchn�� �miechem.
- Introspekcja jest wed�ug ciebie bardziej zab�jcza ni� magnum?
Ja r�wnie� si� roze�mia�em. Zacz��em si� jednak zastanawia� nad tym, co
powiedzia�
Milo.
Helena Dahl zadzwoni�a do mnie jeszcze tego samego wieczoru. Um�wi�em si� z ni�
na wizyt� nast�pnego dnia rano w moim domowym gabinecie. Zjawi�a si�
punktualnie.
Wysoka przystojna kobieta oko�o trzydziestki o bardzo kr�tkich blond w�osach i
silnych
ramionach uwydatniaj�cych si� w granatowej bluzce bez r�kaw�w. D� bluzki
wpu�ci�a w
spodnie, a na go�e stopy w�o�y�a tenis�wki. Twarz mia�a owaln�, r�wnomiernie
pokryt�
opalenizn�, na kt�rej tle odznacza�y si� jasnoniebieskie oczy i wyj�tkowo
szerokie usta. Nie
nosi�a bi�uterii. Nie zauwa�y�em te� �lubnej obr�czki. U�cisn�a mi mocno r�k�,
pr�bowa�a
si� u�miechn��. Podzi�kowa�a za to, �e j� przyj��em, i w ko�cu ruszy�a za mn�.
Nowy dom budowa�em z my�l� o prowadzeniu prywatnej praktyki. Pacjent�w
wprowadzam bocznymi drzwiami, potem idziemy przez japo�ski ogr�d z oczkiem
wodnym,
przy kt�rym zwykle przystaj� na chwil�, by popatrze� albo przynajmniej wyrazi� o
nim swoje
zdanie. Helena Dahl milcza�a.
W gabinecie usiad�a wyprostowana, r�ce po�o�y�a na kolanach. Zajmuj� si� g��wnie
dzie�mi, kt�re dosta�y si� w tryby s�dowej machiny, wi�c cz�� gabinetu
urz�dzona jest jak
pok�j do zabaw. Helena nawet nie spojrza�a na zabawki.
- Robi� to po raz pierwszy w �yciu - odezwa�a si� cichym, niskim, pewnym siebie
g�osem. Jako piel�gniarka z OIOM-u na pewno umia�a si� nim doskonale pos�ugiwa�.
-
Nawet po rozwodzie z nikim nie rozmawia�am - doda�a. - Naprawd� nie wiem, czego
mog�
oczekiwa�.
- Mo�e tego, �e uda si� pani to wszystko zrozumie� - zasugerowa�em delikatnie.
- S�dzi pan, �e to mo�liwe?
- By� mo�e b�dzie pani mog�a wi�cej si� dowiedzie�. Cz�� pyta� na zawsze
pozostaje bez odpowiedzi.
- Przynajmniej stawia pan spraw� uczciwie. Zaczniemy od razu?
- Je�li jest pani gotowa...
- Tego nie wiem, ale po co marnowa� czas? To... zna pan z grubsza ca�� spraw�?
Skin��em g�ow�.
- To si� sta�o niespodziewanie, doktorze Delaware. On by� takim...
Nagle wybuchn�a p�aczem.
I wyrzuci�a z siebie wszystko.
- Nolan by� m�dry - m�wi�a - naprawd� m�dry, b�yskotliwy. Wszystkiego mo�na si�
by�o spodziewa�, ale nie tego, �e wst�pi do policji - oczywi�cie nie chc�
obra�a� znajomego
Ricka, lecz policjant jako� nie kojarzy si� z obrazem intelektualisty, prawda?
Milo mia� magisterium z literatury.
- A wi�c Nolan by� intelektualist�? - spyta�em.
- Z ca�� pewno�ci�.
- Jakie mia� wykszta�cenie?
- Dwa lata studi�w. Uniwersytet stanowy w Northridge. Wydzia� psychologii.
- Ale go nie sko�czy�.
- Mia� k�opoty... z doprowadzaniem spraw do ko�ca. Mo�e to by� bunt... nasi
rodzice
przyk�adali du�� wag� do wykszta�cenia. Mo�e po prostu uczelnia mu si� znudzi�a.
Nie wiem.
Jestem od niego o trzy lata starsza. Kiedy rzuci� szko��, ja ju� pracowa�am.
Nikt si� nie
spodziewa�, �e zostanie policjantem. Mo�e sta� si� skrajnym konserwatyst�, prawo
i porz�dek
i takie tam rzeczy... To w�a�ciwie jedyne wyja�nienie, jakie mi si� nasuwa.
Jednak mimo
wszystko... Musi pan te� wiedzie�, �e Nolan zawsze lubi�... obrzydlistwa.
- Obrzydlistwa?
- Strachy, mroczne rzeczy. Jako dziecko uwielbia� horrory, takie naprawd�
straszne,
najstraszniejsze. W ostatniej klasie liceum przeszed� przez faz� fascynacji
muzyk� heavy
metalow�. Zapu�ci� d�ugie w�osy, uszy przek�u� w pi�ciu miejscach. Rodzice byli
przekonani,
�e zadaje si� z satanistami albo z jeszcze gorsz� sekt�.
- A zadawa� si�?
- Kto to mo�e wiedzie�. Wie pan, jacy s� rodzice.
- Starali si� wybi� mu to z g�owy?
- Nie, to nie by�o w ich stylu. Po prostu przeszli nad tym do porz�dku
dziennego.
- Tolerancyjni?
- Raczej nieasertywni. Nolan zawsze robi� to, na co mia� ochot�... - urwa�a w
p�
s�owa.
- Gdzie si� wychowali�cie? - zapyta�em.
- W Valley, w Woodland Hills. Ojciec by� in�ynierem u Lockheeda. Zmar� pi�� lat
temu. Matka by�a opiekunk� spo�eczn�, ale nigdy nie pracowa�a. Ona te� ju� nie
�yje. Dosta�a
wylewu rok po �mierci taty. Chorowa�a na nadci�nienie, lecz nigdy si� nie
leczy�a. Sko�czy�a
dopiero sze��dziesi�t lat. Cho� z drugiej strony, mo�e mia�a szcz�cie -
przynajmniej nie wie,
co zrobi� Nolan.
Zacisn�a r�ce w pi�ci.
- Ma pani jeszcze jak�� rodzin�? - zapyta�em.
- Nie, zostali�my sami, Nolan i ja. On si� nie o�eni�, a ja si� rozwiod�am. Nie
mam
dzieci. M�j by�y m�� jest lekarzem. - U�miechn�a si�. - Mo�na si� tego by�o
spodziewa�,
prawda? Gary jest pulmonologiem i w gruncie rzeczy przyzwoitym facetem.
Postanowi�
jednak zosta� rolnikiem i przeni�s� si� do Karoliny P�nocnej.
- A pani nie chcia�a by� �on� rolnika?
- Nie za bardzo. Zreszt�, mo�e nawet bym chcia�a, ale Gary nie prosi�, �ebym z
nim
wyjecha�a. - Wbi�a wzrok w pod�og�.
- A wi�c znosi pani to wszystko samotnie - stwierdzi�em.
- Ano tak. O czym to ja... a, o tych satanistycznych bzdurach. Nic wielkiego si�
nie
sta�o. Ten etap w jego �yciu nie trwa� d�ugo i p�niej wszystko wr�ci�o do
normy: Nolan
zacz�� si� interesowa� szko��, sportem, dziewczynami i swoim samochodem.
- Czy wci�� lubi� te mroczne rzeczy?
- Chyba nie... w�a�ciwie nie wiem, dlaczego panu o tym powiedzia�am. A co pan
s�dzi
o sposobie, w jaki Nolan to zrobi�?
- Chodzi pani o wykorzystanie s�u�bowej broni? Skrzywi�a si�.
- Nie, �e zrobi� to publicznie, na oczach tych wszystkich ludzi. Tak jakby
chcia�
powiedzie� ca�emu �wiatu, �e ma go gdzie�.
- Mo�e w�a�nie o to mu chodzi�o.
- Mnie si� to wydaje strasznie teatralne - powiedzia�a, jakby mnie nie s�ysza�a.
- Czy pani brat lubi� sztuczki aktorskie?
- Trudno powiedzie�. By� bardzo przystojny, postawny, robi� wra�enie - jeden z
tych
facet�w, kt�rych nie spos�b nie zauwa�y�, gdy wchodz� do pokoju. Czy to
wykorzystywa�?
Mo�e troch�, kiedy by� jeszcze ma�y. Ale jako doros�y? Prawda jest taka,
doktorze Delaware,
�e straci�am kontakt z Nolanem. Nigdy nie byli�my sobie bliscy. A teraz...
Kolejne �zy.
- Jako dziecko uwielbia� by� w centrum zainteresowania, cho� bywa�y te� chwile,
�e
nie chcia� mie� z nikim do czynienia. Zaszywa� si� w k�t.
- Miewa� zmienne nastroje?
- To u nas rodzinne. - Potar�a kolana r�kami i spojrza�a gdzie� ponad moim
ramieniem. - Kiedy byli�my w podstaw�wce, tata przechodzi� terapi� wstrz�sow� z
powodu
depresji. Nie powiedziano nam, co si� dzieje, tylko tyle, �e idzie na kilka dni
do szpitala.
Dopiero po jego �mierci mama nam wszystko opowiedzia�a.
- Ile razy go leczono?
- Nie wiem, trzy, mo�e cztery. Kiedy wraca� do domu, wygl�da� jak po praniu
m�zgu,
mia� k�opoty z pami�ci�, zupe�nie jak pacjenci z urazami g�owy. M�wi�, �e
terapia
elektrowstrz�sowa dzia�a teraz lepiej, ale jestem pewna, �e to w�a�nie
zniszczy�o jego m�zg.
W �rednim wieku zacz�� gasn��, przeszed� na wcze�niejsz� emerytur�, siedzia�,
czyta� i
s�ucha� Mozarta.
- Musia� by� naprawd� mocno przygn�biony, skoro zaaplikowano mu terapi�
elektrowstrz�sowa - zauwa�y�em.
- Zapewne tak, lecz ja tego nie zauwa�y�am. By� cichy, s�odki, nie�mia�y.
- Jak wygl�da�y jego stosunki z Nolanem?
- Trudno m�wi� o jakichkolwiek stosunkach. Wprawdzie Nolan by� niezwykle
inteligentny, ale poci�ga�y go raczej typowe m�skie rozrywki: sport, surfing,
samochody. Tata
wypoczywa� inaczej... - u�miechn�a si� - czytaj�c i s�uchaj�c Mozarta.
- K��cili si�?
- Tata nigdy si� z nikim nie k��ci�.
- Jak Nolan zareagowa� na �mier� ojca?
- Na pogrzebie p�aka�. Potem przez jaki� czas oboje pr�bowali�my pociesza� mam�.
Wreszcie Nolan zn�w si� oddali�.
Przygryz�a doln� warg�.
- Nie chcia�am, �eby Nolanowi wyprawili uroczysty policyjny pogrzeb z salwami
honorowymi i podobnymi g�upstwami. Nikt z wydzia�u sienie sprzeciwia�. Tak jakby
si�
cieszyli, �e nie b�d� musieli si� tym zajmowa�. Kaza�am cia�o podda� kremacji.
Zostawi�
testament, w kt�rym wszystko zapisa� mnie, r�wnie� rzeczy po mamie i tacie. Z
ca�ej rodziny
tylko ja prze�y�am.
Za du�y b�l. Wycofa�em si�.
- Jaka by�a pani matka?
- Bardziej otwarta ni� tata. Nie miewa�a humor�w, zawsze pogodna, pe�na
optymizmu. Prawdopodobnie dlatego dosta�a wylewu, bo wszystko dusi�a w sobie. -
Helena
zn�w potar�a kolano. - Nie chc�, �eby pan pomy�la�, �e byli�my rodzin� dziwak�w.
Wcale
nie. Nolan by� normalnym ch�opakiem. Chodzi� na prywatki, ugania� si� za
dziewcz�tami. By�
tylko inteligentniejszy od innych. Dostawa� same pi�tki, cho� wcale nie
przyk�ada� si� do
nauki.
- Co robi� po tym, jak przerwa� studia?
- Kr�ci� si� to tu, to tam, kilka razy zmienia� prac�. Nagle ni z tego, ni z
owego
zadzwoni� do mnie i obwie�ci�, �e w�a�nie uko�czy� akademi� policyjn�. A nie
odzywa� si�
od �mierci mamy.
- Kiedy to by�o?
- Mniej wi�cej p�tora roku temu. Powiedzia�, �e akademia to dla niego kaszka z
mleczkiem. Zda� z najlepszym wynikiem w grupie. Zadzwoni�, �eby mi o tym
powiedzie�, tak
na wszelki wypadek. �ebym nie zdziwi�a si�, gdybym go kiedy� zobaczy�a w
radiowozie.
- Czy od razu skierowano go do Hollywood?
- Nie. Najpierw do zachodniego Los Angeles. Dlatego pomy�la�, �e mog�abym go
spotka� w pobli�u Cedars. M�g� na przyk�ad trafi� do izby przyj�� z podejrzanym
albo ofiar�.
To, co opisywa�a Helena Dahl, nie przypomina�o wi�z�w rodzinnych, lecz raczej
grup� dobranych przypadkowo ludzi. B�l na twarzy Heleny kaza� mi si� nieco
zmitygowa�.
- Gdzie pracowa�, zanim wst�pi� do policji?
- Na budowach, w warsztatach samochodowych, na kutrze rybackim �owi�cym w
pobli�u Santa Barbara. To akurat pami�tam, bo mama pokazywa�a mi kiedy� ryb�,
kt�r� dla
niej przywi�z�. Halibuta. Mama uwielbia�a w�dzone ryby, a Nolan kaza� go uw�dzi�
specjalnie dla niej.
- Jakie by�y jego zwi�zki z kobietami?
- W szkole �redniej mia� kilka dziewczyn, ale co by�o potem - nie wiem... Czy
nie
b�dzie panu przeszkadza�, je�li zaczn� chodzi�?
- Ale� sk�d�e.
Wsta�a i zacz�a przemierza� pok�j ma�ymi energicznymi krokami.
- Nolanowi wszystko przychodzi�o bez trudu. Mo�e po prostu wybra� naj�atwiejsze
rozwi�zanie. Mo�e w�a�nie o to chodzi�o. Nie by� przygotowany na to, �e nie
zawsze b�dzie
mu sz�o jak po ma�le.
- Czy orientuje si� pani, jakie konkretnie problemy mia� pani brat?
- Nie, nie, o niczym nie wiem - po prostu wr�ci�am my�lami do szko�y. Pami�tam,
�e
zawsze �l�cza�am nad zadaniami z algebry, a wystarczy�o, �e Nolan wpad� do
mojego pokoju,
zerkn�� mi przez rami� do zeszytu i od razu podawa� rozwi�zanie r�wnania. By�
ode mnie o
trzy lata m�odszy - musia� mie� oko�o jedenastu lat - ale potrafi� b�yskawicznie
rozwi�zywa�
te zadania.
Zatrzyma�a si� przed p�k� z ksi��kami.
- Kiedy Rick Silverman poda� mi pa�skie nazwisko, opowiedzia� te� o znajomym z
policji. Zacz�li�my rozmawia� na temat policji. Zdaniem Ricka to organizacja
paramilitarna.
Nolan nigdy nie lubi� kry� si� w drugim szeregu. Co si� sta�o, �e wybra� tak
konformistyczne
rozwi�zanie?
- Mo�e zm�czy�a go ta ci�g�a obecno�� na pierwszym planie - zasugerowa�em.
Sta�a tak przez chwil�, po czym zn�w usiad�a.
- Mo�e robi� to wszystko dlatego, �e czuj� si� winna, i� nie przebywa�am z nim
bli�ej.
Ale nie sprawia� wra�enia cz�owieka, kt�ry potrzebuje blisko�ci.
- Nawet gdyby�cie byli sobie bliscy, nie zdo�a�aby pani temu zapobiec.
- A wi�c twierdzi pan, �e odwodzenie kogo� od samob�jczych my�li jest strat�
czasu?
- Pomoc jest zawsze wa�na. Wiele os�b, kt�re targn�y si� na w�asne �ycie,
wi�cej ju�
tego nie pr�bowa�o. Chyba �e kto� si� bardzo uprze, wtedy pr�dzej czy p�niej mu
si� uda.
- Nie wiem, czy Nolan by� a� tak zdesperowany. Nie zna�am go!
Wybuchn�a g�o�nym szlochem. Kiedy si� uspokoi�a, poda�em jej chusteczk�.
Chwyci�a j� i przy�o�y�a do oczu.
- Nie wytrzymuj� tego. Nie wiem, czy uda mi si� d�u�ej to znosi�.
Nie odezwa�em si�.
Zerkaj�c w bok, powiedzia�a:
- Jestem wykonawczyni� jego testamentu. Po �mierci mamy prawnik zajmuj�cy si�
maj�tkiem rodzic�w poradzi� nam, by�my oboje spisali testamenty. - Roze�mia�a
si�. -
Maj�tek... Ten dom to kupka nieszcz�cia. Wynaj�li�my go i podzielili�my si�
pieni�dzmi.
Potem, po moim rozwodzie, spyta�am Nolana, czy mog� w nim zamieszka� w zamian za
pokrycie po�owy czynszu. Nie chcia� przyj�� tych pieni�dzy. Nie potrzebowa� ich.
Niczego
nie potrzebowa�. Czy to by� znak ostrzegawczy?
Nim zd��y�em odpowiedzie�, Helena Dahl zn�w wsta�a.
- Ile czasu nam zosta�o?
- Dwadzie�cia minut.
- Nie pogniewa si� pan, je�li dzi� wyjd� wcze�niej?
Zaparkowa�a br�zowego mustanga poza terenem posesji, na ulicy, kt�ra wi�a si�
zygzakiem od Beverly Glen. Poranne powietrze by�o gor�ce i suche. Pobliskie
sosny
wydawa�y przeszywaj�cy na wskro�, orze�wiaj�cy zapach.
- Dzi�kuj� - powiedzia�a otwieraj�c samoch�d.
- Czy chce si� pani um�wi� na kolejn� wizyt�?
Wsiad�a do auta i opu�ci�a szyb�. Samoch�d by� nienagannie czysty i pusty, je�li
nie
liczy� dw�ch bia�ych piel�gniarskich fartuch�w.
- Mog� do pana zadzwoni�? Musz� sprawdzi� sw�j grafik dy�ur�w.
W ten spos�b pacjenci dawali do zrozumienia: prosz� nie dzwoni�, sam si� odezw�.
- Oczywi�cie.
- Jeszcze raz dzi�kuj�, doktorze Delaware. B�dziemy w kontakcie.
Odjecha�a, a ja wr�ci�em do domu, rozmy�laj�c o tej powierzchownej opowie�ci,
jak�
mnie uraczy�a.
Nolan by� za bystry jak na gliniarza. Ale przecie� mn�stwo policjant�w mia�o
g�ow�
na karku. Reszta opisu - sportowiec, macho, dominuj�cy, zainteresowany mroczn�
stron�
�ycia - pasowa�a do stereotypu policjanta. Przez kilka lat b��ka� si� to tu, to
tam, by osi��� na
sta�e z zagwarantowan� przez w�adze miasta posad� i emerytur�. Prawicowe pogl�dy
polityczne - szkoda, �e nie dowiedzia�em si� wi�cej na ten temat.
Helena Dahl opisa�a te� cz�ciowo powa�ne zaburzenia emocjonalne w rodzinie.
Policjant uwa�any przez koleg�w za �odmiennego�.
To mog�o pog��bi� alienacj� wywo�an� sam� natur� pracy w policji.
Wygl�da�o na to, �e �ycie Nolana by�o pe�ne alienacji.
A zatem na razie �adnych niespodzianek, cho� siostra wygl�da�a - co zrozumia�e -
na
mocno zszokowan�.
Do tej pory jednak nic nie wyja�nia�o, dlaczego Nolan w barze �Go-Ji� w�o�y�
sobie
do ust luf� pistoletu.
I zapewne ju� tego nie wyja�ni�, bo s�dz�c po tym, jak si� po�egna�a, Helena
Dahl
wi�cej si� ze mn� nie spotka.
W moim zawodzie trzeba si� pogodzi� z tym, �e wiele pyta� pozostaje bez
odpowiedzi.
3
Dwa dni p�niej o �smej rano zadzwoni� do mnie Milo.
- W�a�nie dosta�em kolejn� beznadziejn� spraw�, Alex. Nie jestem pewien, czy
b�d�
m�g� ci zap�aci�, ale poprzednio zarobili�my par� punkt�w, wi�c mo�e...
Poprzednio chodzi�o o morderstwo profesora psychologii, kt�rego napadni�to i
d�gni�to no�em kilka krok�w od jego domu w Westwood. Po kilku miesi�cach
bezowocnego
�ledztwa prze�o�eni Mila uznali, �e sprawy nie da si� rozwi�za� i przydzielili
mu j� za kar�,
gdy� jako jedyny policjant w Los Angeles manifestowa� swoje sk�onno�ci
homoseksualne.
Wsp�lnie z Milem poznali�my kilka sekret�w ofiary i zdo�ali�my rozwi�za�
zagadk�.
- No, nie wiem-odpowiedzia�em. - Dlaczego, u licha, mia�bym wy�wiadcza� ci
przys�ug�?
Roze�mia� si�.
- Mo�e dlatego, �e jestem takim mi�ym facetem?
Wyda�em z siebie odg�os przypominaj�cy brz�czyk w teleturnieju, kiedy uczestnik
poda z�� odpowied�.
- Spr�buj jeszcze raz.
- Mo�e dlatego, �e jeste� psychiatr� i uwielbiasz, �eby wszyscy ci� lubili?
- Nigdy w �yciu nie zg�aszaj si� do �Va Banque�! Co to za sprawa?
W s�uchawce us�ysza�em westchnienie.
- Dziecko, Alex. Pi�tna�cie lat.
- Chryste.
- Wiem co czujesz, ale to bardzo wa�na sprawa. Je�li masz cho� �dziebko czasu,
by�bym ci wdzi�czny, gdyby� rzuci� na to okiem.
- Jasne - odpar�em - mo�esz przyjecha� cho�by zaraz.
Pojawi� si� z pud�em pe�nym akt pod pach�. Mia� na sobie turkusow� koszulk�
polo,
kt�ra uwydatnia�a jego brzuch, wygniecione br�zowe d�insy i pokiereszowane
be�owe
pionierki.
Milo wa�y� oko�o stu dziesi�ciu kilogram�w, z czego wi�kszo�� umiejscowi�a si�
mniej wi�cej w po�owie jego sylwetki mierz�cej metr osiemdziesi�t wzrostu. W�osy
mia�
niedawno przystrzy�one w charakterystycznym dla niego stylu (cho� m�wienie o
jakimkolwiek stylu u Mila by�o po prostu przest�pstwem) - kr�tkie z bok�w i z
ty�u,
potargane na czubku z baczkami si�gaj�cymi p�atk�w uszu. Siwizna powoli
wygrywa�a
zmagania z czerni�, tak �e baczki Mila zrobi�y si� prawie ca�kiem bia�e. Milo
jest ode mnie
starszy o dziewi�� miesi�cy i czasami, kiedy patrz� na niego, mam �wiadomo��
up�ywaj�cego
czasu.
Postawi� pud�o na stole w kuchni. Dziobata twarz przybra�a kredowobia�y odcie�,
a
oczy pozbawione by�y b�ysku. Jedna albo nawet kilka nie przespanych nocy.
Patrz�c na
lod�wk�, zmarszczy� brwi.
- No co, mam to powiedzie� na g�os?
- Co� do jedzenia czy do picia? - zapyta�em.
- I jedno, i drugie. W ko�cu ty jeste� lekarzem. - Wyci�gn�� si� i usiad�
ci�ko, a�
us�ysza�em skrzypni�cie krzes�a.
Zrobi�em mu kanapk� z zimnym rostbefem i poda�em ze szklank� mleka. Szybko zjad�
i wypi�, po czym g�o�no wypu�ci� powietrze.
Pud�o a� kipia�o od papier�w.
- Widz�, �e masz sporo danych - zauwa�y�em.
- Nie myl ilo�ci z jako�ci�. - Odsun�� talerz i zacz�� wyjmowa� z pud�a
oprawione
teczki i przewi�zane gumk� pliki dokument�w, po czym uk�ada� je r�wno na stole.
- Ofiar�
jest dziewczynka, Irit Carmeli. Mia�a pi�tna�cie lat, by�a nieco op�niona w
rozwoju.
Trzyna�cie tygodni temu podczas szkolnej wycieczki w g�ry Santa Monica kto� j�
porwa� i
zabi�. Dzieciaki wybra�y si� do jakiego� rezerwatu nale��cego do miasta. Szko�a
co roku
organizuje tam wycieczki, �eby pokaza� dzieciom troch� pi�kna.
- Wszystkie dzieci s� op�nione?
- Ka�de ma jaki� problem. To szko�a specjalna. Przetar� r�k� twarz, jakgdyby
chcia�
si� umy� bez wody.
- Historia wygl�da mniej wi�cej tak: dzieciaki zawieziono wynaj�tym autobusem i
wysadzono przy wej�ciu do rezerwatu. Potem przew�drowa�y pieszo nieca�y kilometr
w g��b
parku. Prawie od razu robi si� tam g�sto od drzew i chaszczy, ale dla
pocz�tkuj�cych s�
wyra�nie oznaczone �cie�ki. Dzieciaki biega�y mniej wi�cej przez godzin�, co�
przegryz�y,
zrobi�y w lesie kupk� i siusiu, po czym wr�ci�y do autobusu. W sumie min�y
prawie dwie
godziny. Zwo�ano zbi�rk� i okaza�o si�, �e nie ma Irit. Zacz�to jej szuka�, lecz
nie
znaleziono. Kto� zadzwoni� na komend� w Westside. Stamt�d wys�ano kilka
radiowoz�w z
policjantami, ale i oni nie trafili na �lad dziewczynki. Zadzwonili po oddzia�
specjalny. P�
godziny czekali na psy, drugie p� godziny up�yn�o, zanim psy wyw�szy�y cia�o.
Zw�oki
le�a�y ponad kilometr dalej w sosnowym zagajniku. Nie znaleziono �adnych �lad�w
przemocy, �adnych pr�g od uduszenia, �adnych krwiak�w pod sk�r�, �adnej
opuchlizny ani
�ladu krwi. Gdyby nie pozycja, w jakiej le�a�y zw�oki, pewnie uznano by, �e
dziecko dosta�o
jakiego� ataku albo co� w tym rodzaju.
- Ta pozycja mia�a zwi�zek z seksem?
- Nie. Za chwil� poka�� ci, o co chodzi. Koroner znalaz� obra�enia mi�ni
gnykowych,
mostkowo-gnykowych i krtaniowych. Brak �lad�w gwa�tu.
- Uduszenie - powiedzia�em. - Ale dlaczego nie wyst�pi�y �lady zewn�trzne?
- Koroner m�wi�, �e co� takiego jest mo�liwe, kiedy si�a duszenia zostanie
roz�o�ona
na jak najwi�kszej powierzchni. Wystarczy u�y� czego� mi�kkiego, jak zwini�ty
r�cznik czy
rami� w ubraniu. Fachowcy nazywaj� to �agodnym uduszeniem.
Skrzywi� si�, wzi�� teczk� le��c� na wierzchu i otworzy� na stronach ze
zdj�ciami
przymocowanymi plastikowymi kawa�kami ta�my.
Cz�� z nich przedstawia�a las w miejscu zbrodni. Na pozosta�ych wida� by�o
chud�
dziewczynk� z jasnymi w�osami. Nosi�a bia�� koszulk� z kr�tkimi r�kawami,
wyko�czon�
koronkow� lam�wk� wok� ko�nierzyka i r�kaw�w, niebieskie d�insy, bia�e
skarpetki i
r�owe buty z plastiku. By�a bardzo chuda. R�ce i nogi mia�a cienkie jak patyki.
Wyra�nie
odznacza�y si� �okcie, jakby w�a�nie powi�ksza�y si� dzi�ki nag�emu zastrzykowi
hormonu
wzrostu w okresie dojrzewania. Na oko mog�a mie� dwana�cie, a nie pi�tna�cie
lat. Le�a�a na
plecach na tle br�zowej ziemi z r�kami u�o�onymi wzd�u� tu�owia i stopami
�ci�gni�tymi
razem. Jak na upadek wygl�da�o to zbyt symetrycznie. Jak gdyby kto� j� u�o�y�.
Wpatrywa�em si� w zbli�enie twarzy. Oczy zamkni�te, usta lekko rozwarte, d�ugie,
kr�cone ciemnoblond w�osy rozsypane na ziemi.
Zn�w kto� to u�o�y�.
Sprawca sienie spieszy�... bawi� si�.
Wr�ci�em do uj�cia ca�ego cia�a. R�ce u�o�one wzd�u� ud, otwarte d�onie zwr�cone
wewn�trzn� stron� do g�ry, jakby pyta�a - dlaczego?
Ponure szarooliwkowe cienie uk�adaj�ce si� na bladej twarzy niczym poci�gni�cia
p�dzla.
�wiat�o przebijaj�ce si� przez korony drzew.
Poczu�em ucisk w klatce piersiowej i zacz��em zamyka� teczk�, kiedy moj� uwag�
przyku� ma�y, r�owy przedmiot ko�o prawego ucha dziewczynki.
- Co to?
- Aparat s�uchowy. By�a tak�e g�ucha. Cz�ciowo na jedno ucho i ca�kowicie na
drugie.
- Chryste. - Od�o�y�em teczk�. - Irit Carmeli. Czy to w�oskie nazwisko?
- Izraelskie. Jej ojciec jest wielk� szych� w izraelskim konsulacie. I dlatego
niezbyt
dobrze wygl�da, �e przez trzy miesi�ce policja nie potrafi�a wpa�� na �aden
trop.
- Trzy miesi�ce - powt�rzy�em. - Nie przypominam sobie, �ebym czyta� o tym w
prasie.
- Nie pisali o tym w prasie. Zas�ona dyplomatyczna.
- Wygl�da na to, �e sprawa jest z gatunku beznadziejnych.
- Mo�na wpa�� w depresj� ju� na sam� my�l, �e przydziel� ci co� takiego. Masz
jakie�
przeczucia?
- Sprawca si� nie spieszy� - zacz��em. - To znaczy, �e najprawdopodobniej porwa�
j�
wkr�tce po przyje�dzie. Kiedy widziano j� po raz ostatni?
- Tego nikt nie jest pewien. Gdy dzieciaki wypuszczono z autobusu, zacz�y
biega� po
ca�ym lesie i zrobi� si� ogromny harmider. Zreszt� po to zorganizowano t�
wycieczk�. Szko�a
ju� wcze�niej przywozi�a dzieci w to miejsce i uznano, �e mog� tam bezpiecznie
pohasa�.
- Jak morderca m�g� dotrze� niepostrze�enie?
- Pewnie skorzysta� z kt�rej� z bocznych dr�g. Pe�no ich tam. Dochodz� do lasu z
trzech stron: od Valley, od Santa Monica i od Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca.
Miejsce, gdzie
biega�y dzieci, jest oddzielone od najbli�szej drogi pasem g�stego lasu. �eby na
nie trafi�,
trzeba dobrze zna� teren, co znaczy, �e to �cierwo go zna�o. Przylaz� na
piechot� albo
przyjecha� samochodem. Je�li samochodem, to zaparkowa� daleko, bo na
najbli�szych
okolicznych drogach nie znaleziono nic, �adnych �lad�w.
- Parkuje, przedziera si� mi�dzy drzewami, znajduje miejsce, sk�d widzi
dzieciaki, i
obserwuje - m�wi�em. - Znale�li jakie� �lady na dalszych drogach?
- Nic, co da�oby si� jednoznacznie zidentyfikowa�, po prostu tam jest za du�y
ruch.
Nie mog� ci te� przysi�c, �e od razu sprawdzili ka�dy centymetr kwadratowy
parku, bo na
pocz�tku nie uznano tego za morderstwo, tylko za zagini�cie jednego z dzieci.
Opr�cz
jednostki specjalnej, nauczycieli i stra�nik�w z parku na miejscu zjawi� si� te�
ojciec
dziewczynki z ca�ym zast�pem pracownik�w konsulatu i ba�agan zrobi� si� jeszcze
wi�kszy.
- A co z ogl�dzinami miejsca zbrodni?
- Nie znaleziono niczego, je�li nie liczy� kilku s�omek, kt�re wed�ug facet�w z
laboratorium pochodz� z miot�y. Zdaje si�, �e ten sukinsyn pozamiata� ca�y teren
wok� niej.
- Czy�cioszek - stwierdzi�em. - Typ obsesyjny. To dlatego tak dok�adnie u�o�y�
cia�o.
Zmusi�em si�, by spojrze� jeszcze raz na zdj�cia, i wyobrazi�em sobie pochylon�
nad
dziewczynk� twarz okrutnego monstrum. Ale to nie tak. Zawsze okazywa�o si�, �e
sprawc�
jest cz�owiek, a nie potw�r.
Uk�adanie. Manipulacja.
Zamiatanie.
- Uduszenie i uk�adanie zw�ok niemal zawsze maj� t�o seksualne - powiedzia�em. -
Na
pewno nie zauwa�ono �lad�w gwa�tu?
- Nie. By�a dziewic�. Zreszt� wiesz, jak gwa�ciciele zazwyczaj uk�adaj� cia�o:
rozsuwaj� nogi, �eby by�o wida� genitalia. A tu odwrotnie, Alex. Kiedy pierwszy
raz
spojrza�em na te zdj�cia, mia�em wra�enie, �e to nie dziewczynka, lecz lalka.
- Zabawa lalkami - odezwa�em si� niskim, szorstkim g�osem.
- Przepraszam, �e zawracam ci tym g�ow� - usprawiedliwia� si� Milo.
- Jak bardzo op�niona w rozwoju by�a ta dziewczynka?
- Zgodnie z tym, co pisz� w aktach, �nieco op�niona�.
- Porwana po cichu i zaci�gni�ta ponad kilometr dalej. Ile wa�y�a?
- Trzydzie�ci pi�� kilo.
- A wi�c mamy do czynienia z kim� silnym - stwierdzi�em. - Brali�cie pod uwag�
mo�liwo��, �e po prostu zboczy�a ze �cie�ki i mia�a pecha?
- Mi�dzy innymi. Jest te� druga teoria, �e facet z jakiego� powodu wybra�
w�a�nie j�.
To, �e niczego nie s�yszano, da si� �atwo wyja�ni� - wystarczy, �e zakry� jej
usta d�oni� i
odci�gn�� z dala od dzieciak�w. Ale je�li rzeczywi�cie to zrobi�, dzia�a� bardzo
delikatnie -
nigdzie nie znale�li�my �adnych �lad�w palc�w, �adnych siniak�w.
- A zatem nie ma dowod�w, �e si� broni�a?
Milo pokr�ci� g�ow�.
- Czy by�a tylko g�ucha, czy g�uchoniema?
- M�wi�a, lecz niewyra�nie, a jej j�zykiem ojczystym by� hebrajski.
- Ale krzycze� mog�a?
- Tak mi si� wydaje. - Milo dopi� mleko i �cisn�� kartonik.
- Obserwowa�, a� wypatrzy� ofiar� - m�wi�em. - Osaczy� stado i wybra� najs�absz�
sztuk�. Ile dzieci by�o w grupie?
- Czterdzie�ci dwoje. Plus czw�rka nauczycieli i dwie osoby do pomocy. Cz��
dzieci
porusza si� na w�zkach i wymaga szczeg�lnej opieki. Mi�dzy innymi dlatego te
dzieci, kt�re
mog�y biega�, mia�y du�o swobody.
- Nie do wiary, tylu ludzi i nikt niczego nie zauwa�y�?
Milo zn�w pokr�ci� g�ow� i wskaza� akta.
- Z ka�dym rozmawiano po dwa, trzy razy. Nauczyciele, kierowca autobusu,
dzieciaki
- o ile tylko mog�y m�wi�.
- Jak cz�sto odbywaj� si� wycieczki do tego parku?
- Raz do roku, od pi�ciu lat.
- Czy wycieczk� uzgodniono z w�adzami parku?
Skin�� g�ow�.
- Wiele szk� tam przyje�d�a.
- A wi�c kto�, kto zna ten park, m�g� wiedzie�, �e przyjad� tam dzieci
niepe�nosprawne. �atwe ofiary.
- Gorobich i Ramos, ci dwaj, kt�rzy rozpocz�li t� spraw�, przes�uchali ca�y
personel
szko�y i parku, nie wy��czaj�c te� by�ych pracownik�w. Jedyny zapis w aktach
policyjnych,
na jaki natrafili, pochodzi� sprzed lat i dotyczy� dw�ch ogrodnik�w, kt�rych
zatrzymano
kiedy� za jazd� po pijanemu. Na ten dzie� mieli jednak alibi.
- Wygl�da na to, �e ch�opcy przy�o�yli si� do pracy.
- Obaj byli bardzo kompetentni, a fakt, �e zamordowano dziecko, i to dziecko
dyplomaty, nada� sprawie szczeg�lnej wagi. Ale nie znale�li dos�ownie nic i w
zesz�ym
tygodniu oddelegowano ich do pracy przy sprawach kradzie�y samochod�w. Naciski z
g�ry.
- Zamienili dw�ch detektyw�w na jednego? - zapyta�em. - Nie przecz�, �e jeste�
dobry, ale...
- Tak, tak, ja te� ich o to zapyta�em. Porucznik tylko wzruszy� ramionami i
powiedzia�: �Co, Sturgis, chcecie powiedzie�, �e nie jeste�cie geniuszem?�
Jedyne
wyja�nienie, jakie mi przychodzi do g�owy, to takie, �e Izraelczycy uznali, �e
udzielili nam
ju� wszelkiej mo�liwej pomocy i chc�, �eby�my sami dalej nad tym g��wkowali,
lecz bez
rozg�osu, �eby nie dowiedzieli si� o tym arabscy terrory�ci i nie zacz�li
porywa� innych
dzieciak�w z konsulatu. A dlaczego w�a�nie ja? - Wzruszy� ramionami. - Mo�e
s�yszeli o
rozwi�zaniu sprawy Devane�a.
- A zatem masz wszystko za�atwi� szybko i po cichu - stwierdzi�em. - Sytuacja
nie do
pozazdroszczenia.
- Ta sprawa ju� na pierwszy rzut oka wygl�da beznadziejnie, Alex. Z tego co
wiem,
kto� po prostu chce mnie wygry�� z wydzia�u. Porucznik mia� g�b� u�miechni�t� od
ucha do
ucha, kiedy mi powierza� to zadanie. - Milo postuka� palcami w pude�ko.
Wzi��em do r�ki drug� teczk�. Strona po stronie spisane przes�uchania cz�onk�w
rodziny, nauczycieli. Mn�stwo nu��cej policyjnej paplaniny. Trzeba nie lada
hartu ducha,
�eby si� przez to przedrze�, ale brak tu rewelacji. Od�o�y�em teczk�.
- No i co? - zapyta� Milo. - Co� jeszcze?
- Wszystko planuje z g�ry, podkrada si�. By� mo�e lubi przebywa� na �wie�ym
powietrzu. Silny. Niewykluczone, �e ju� molestowa� dzieci. Podgl�dacz albo
ekshibicjonista.
Do�� inteligentny, by zaczai� si� i zaczeka� na w�a�ciwy moment do ataku. By�
mo�e
pedantyczny tak�e w �yciu codziennym. Nie zgwa�ci� jej, wi�c zapewne wystarczy�o
mu
samo podniecenie wywo�ane pogoni�. Osaczenie i porwanie.
Wybra� najs�absz� sztuk� ze stada...
- Je�li przyjmiemy, �e wybra� Irit specjalnie, to dlaczego w�a�nie j�?
Przebywa�o tam
mn�stwo innych dzieci, wi�c dlaczego upatrzy� sobie w�a�nie j�?
- Dobre pytanie.
- Nie s�dzisz, �e ma to zwi�zek ze stanowiskiem jej ojca?
- Ojciec twierdzi, �e nie, a ja z kolei s�dz�, �e gdyby to by�a sprawa
polityczna,
Izraelczycy sami by si� ni� zaj�li.
- C�rka dyplomaty - powiedzia�em. - Czy przesz�a w zwi�zku z tym jakie�
specjalne
szkolenie? Czy by�a w jaki� szczeg�lny spos�b bezbronna z powodu swej
niesprawno�ci?
- Gorobich m�wi�, �e pyta� o to ojca, ale facet go sp�awi�, upieraj�c si�, �e
Irit sta�a si�
przypadkow� ofiar�, �e Los Angeles jest pe�ne niebezpiecznych psychopat�w i nikt
tu nie jest
bezpieczny.
- A poniewa� jest wa�n� osobisto�ci�, nikt na niego naciska�.
- To raz, a po drugie Gorobich i Ramos przyznali mu racj�. Nic nie wskazywa�o na
to,
by dziewczynka w jakikolwiek spos�b sprowokowa�a to, co si� sta�o. Po prostu
jaki�
por�baniec zaczai� si� na ni�, porwa� j�, a potem posprz�ta�. Tak jak
powiedzia�e� - bawi� si�.
Dla niego to by�a jaka� pieprzona gra. O Bo�e, nie znosz�, kiedy spotyka to
dzieci.
Wsta� i przeszed� kilka krok�w, otworzy� lod�wk�, zajrza� do �rodka i zamkn��
drzwiczki. Potem wyjrza� przez okno w kuchni.
- Rozmawia�e� ju� z rodzicami? - zapyta�em.
- Dzi� poprosi�em o spotkanie i czekam na wyznaczenie terminu.
- Trzy miesi�ce bez �adnych post�p�w - rzek�em. - Do tej pory �al m�g� si� ju�
zmieni� w gniew. Teraz mo�e by� jeszcze trudniej do nich dotrze�.
- Tak - odpar� Milo. - Tym zajm� si� p�niej. Ale drzewa nie s� tak wra�liwe,
wi�c
mo�e rzucimy okiem na miejsce zbrodni?
4
Dojazd zaj�� nam nieca�e p� godziny. Nale�a�o skr�ci� z Bulwaru Zachodz�cego
S�o�ca w prawo i w Brentwood min�� skrzy�owanie z Pacific Palisades. �adnych
znak�w.
Czasami ludzie, kt�rzy kochaj� natur�, uwa�aj�, �e inni nie powinni zak��ca� jej
harmonii.
Typowa szeroka przedmiejska ulica obudowana po obu stronach drewnianymi
domkami �rednich rozmiar�w zmieni�a si� w jednopasmow� zw�aj�c� si� coraz
bardziej
drog� poro�ni�t� po obu stronach krzewami. W tym miejscu szkolny autobus na
pewno
ociera� si� o ga��zie.
Metalowa brama wjazdowa do parku pomalowana by�a na kolor daj�cy si�
umiejscowi� gdzie� mi�dzy musztardowym a ��tym. Zamkni�to j� tylko na skobel,
nie na
k��dk�. Natkn�li�my si� na pierwszy znak - pomara�czow� tablic� postawion� przez
w�adze
miasta z informacj�, w jakich godzinach park jest czynny. Do otwarcia zosta�a
jeszcze
godzina. Wysiad�em, odemkn��em skobel i wr�ci�em do nie oznakowanego wozu
policyjnego, kt�rym przyjechali�my. Wjechali�my do parku po asfaltowej drodze
g�sto
obro�ni�tej ro �linno�ci�. Dalej asfalt zmieni� si� w ubit� ziemi�, a krzewy w
sosny, cedry,
cyprysy i sykomory. Drzewa ros�y tak blisko siebie, �e tworzy�y grube zielone
�ciany,
przechodz�ce niemal w czer�. Trudno by�o wr�cz dostrzec ga��zie i li�cie. Tu
m�g� si� ukry�
ktokolwiek lub cokolwiek.
Droga ko�czy�a si� na eliptycznej polanie. Wyblak�e bia�e linie wyznacza�y
dziesi��
miejsc do parkowania. Stan�li�my na jednym z nich. Za parkingiem ci�gn�� si�
trzymetrowej
szeroko�ci pas suchego, przyci�tego trawnika, na kt�rym sta�y trzy ko�lawe sto�y
piknikowe,
kosiarka do trawy i kilka wypchanych i zawi�zanych czarnych work�w ze skoszon�
traw�.
Za trawnikiem zn�w zaczyna� si� las.
Poszed�em za Milem przez trawnik do dw�ch znak�w umieszczonych jeden nad
drugim. Tu zaczyna�a si� �cie�ka, prowadz�ca mi�dzy drzewa. G�rny znak g�osi�:
SZLAK
TURYSTYCZNY. NIE ZBACZA� ZE �CIE�KI. I strza�ka skierowana w lewo. Ni�ej, pod
niezbyt przezroczystym plastikiem kry�a si� tabliczka, na kt�rej wymalowano
piktogramy
li�ci, jag�d, �o��dzi, wiewi�rek, zaj�cy, s�jek, w�y. Pod rysunkiem
grzechotnika znajdowa�o
si� ostrze�enie, �e podczas d�ugich upalnych dni w�e wype�zaj� na �owy.
Zacz�li�my schodzi� �cie�k� w d�. Spadek by� lekki, a szlak miejscami
poprowadzono tarasami. Wkr�tce od g��wnego szlaku zacz�y odchodzi� inne
�cie�ki,
bardziej strome, w�sze. Drzewa wok� ros�y tak g�sto, �e s�o�ce tylko
gdzieniegdzie
przebija�o si� przez ich korony.
Szli�my szybko, w milczeniu. Da�em upust wyobra�ni, snu�em r�ne teorie, a jeden
rzut oka na twarz Mila powiedzia� mi, �e on robi� to samo. Dziesi�� minut
p�niej m�j
towarzysz zszed� ze �cie�ki i zag��bi� si� mi�dzy drzewa. Wo� sosen by�a tu
znacznie
silniejsza - sprawia�a wra�enie niemal sztucznej, niczym od�wie�acz powietrza.
Pod naszymi
stopami pojawi�o si� igliwie i szyszki.
Szli�my d�ugo, a� w ko�cu Milo zatrzyma� si� na ma�ej, niczym nie wyr�niaj�cej
si�
polance.
W�a�ciwie trudno to by�o nawet nazwa� polank�, po prostu nieco wi�cej
przestrzeni
mi�dzy pniami ogromnych starych sosen pooranymi zmarszczkami szarej kory. Pnie
wznosi�y
si� dooko�a niczym greckie kolumny. To miejsce wydawa�o si� odgrodzone, jak
pok�j w
�rodku lasu.
Albo krypta.
Kto� w ten spos�b wyobra�a� sobie grobowiec... Powiedzia�em to g�o�no, lecz Milo
nie odpowiedzia�.
Rozejrza�em si� dooko�a, nas�uchiwa�em. Z oddali dochodzi� �piew ptak�w. W
powietrzu brz�cza�y owady. Wok� nie by�o wida� niczego poza drzewami. �adnych
�cie�ek.
Zapyta�em o to Mila.
Wskaza� palcem za siebie.
- Las ko�czy si� oko�o trzystu metr�w w tamt� stron�, cho� st�d tego nie wida�.
Wychodzi na otwarte pole, za kt�rym przebiega droga, dalej s� g�ry i zn�w drogi.
Cz�� z
nich w ko�cu dochodzi do autostrad, ale wi�kszo�� prowadzi donik�d. Wczoraj
przez ca�y
dzie� w��czy�em si� po okolicy - samo chodem i pieszo. Spotka�em tylko wiewi�rki
i dwa
wielkie jastrz�bie. Kr��y�y w g�rze, wi�c zatrzyma�em si�, �eby sprawdzi�, czy w
okolicy nie
ma przypadkiem jakich� innych zw�ok. Niczego nie znalaz�em, �adnych innych
drapie�nik�w.
Popatrzy�em w kierunku, kt�ry wskaza� Milo. �adnego prze�witu, najmniejszej
cho�by nadziei na wyj�cie.
- Co si� sta�o ze zw�okami? - zapyta�em.
- Pochowano j� w Izraelu. Rodzina wyjecha�a, posiedzieli tam oko�o tygodnia i
wr�cili.
- �ydowskie obrz�dy pogrzebowe trwaj� tydzie�.
Milo uni�s� brwi.
- Pracowa�em na wydziale onkologicznym - wyja�ni�em.
Milo obszed� polank�. Wygl�da� pot�nie w tej ciemnej studni mi�dzy drzewami.
- Odosobnione miejsce - odezwa�em si�. - Tylko nieco ponad kilometr od autobusu,
ale odosobnione. To musia� by� kto�, kto naprawd� dobrze zna t� okolic�.
- K�opot w tym, �e to spostrze�enie wcale nie zaw�a nam listy podejrzanych. To
miejsce og�lnodost�pne. Wci�� pe�no tu turyst�w.
- Szkoda, �e tamtego dnia nie by�o w pobli�u nikogo.
Milo przystan��.
- Co masz na my�li?
- Spraw� wyciszono. Sk�d ewentualny �wiadek mia� wiedzie�, �e powinien si�
zg�osi�?
Milo zamy�li� si�.
- Musz� porozmawia� z rodzicami. Cho� teraz pewnie i tak jest ju� za p�no.
- Mo�e uda ci si� nak�oni� ich do p�j�cia na kompromis, Milo. Powiadom o
morderstwie, nie wymieniaj�c nazwiska Irit. Co prawda musz� si� z tob� zgodzi�,
�e po tak
d�ugim czasie trudno liczy� na jaki� sukces.
Kopn�� mocno w drzewo, pomamrota� i zn�w zacz�� chodzi�, rozgl�daj�c si� na
wszystkie strony.
- Co� jeszcze? - zapyta�.
Pokr�ci�em g�ow� i wr�cili�my na parking.
Tym razem kosiarka ju� pracowa�a. �niady m�czyzna w kombinezonie koloru khaki i
kasku je�dzi� w t� i z powrotem po trawniku. Na chwil� odwr�ci� si� w nasz�
stron�, po czym
wr�ci� do koszenia. Twarz os�ania� mu brzeg kasku.
- I co, strata czasu? - zapyta� Milo uruchamiaj�c silnik policyjnego wozu i
cofaj�c go z
parkingu.
- Nigdy nie wiadomo.
- B�dziesz mia� czas, �eby poczyta� akta?
My�l�c o twarzy Irit Carmeli, odpar�em:
- Mn�stwo czasu.
5
Obserwator
Nie zwr�cili na niego uwagi, by� tego pewien.
Po odje�dzie nie oznakowanego samochodu policyjnego odczeka� dwadzie�cia minut,
zsiad� z kosiarki, zawi�za� ostatni czarny worek, wsiad� z powrotem na kosiark�
i ruszy� w
stron� wyj�cia z parku. Zatrzyma� si� w pewnej odleg�o�ci od ��tej bramy i
zepchn��
kosiark� na pobocze. Pracownicy parku nigdy jej nie szukali. Swobodnie
interpretowany
regulamin.
Bardzo swobodnie. Na nieszcz�cie dziewczynki.
Ta kosiarka to doskona�e znalezisko. Dobry dodatek do kombinezonu.
Jak zwykle kombinezon okazywa� si� bardzo przydatny: robotnik pracuj�cy na
zlecenie jakiej� oficjalnej instytucji nie rzuca si� w oczy.
Samoch�d - szar� toyot� cressid� na fa�szywych numerach - zaparkowa� trzy
przecznice dalej. W schowku w desce rozdzielczej le�a�a legitymacja inwalidzka,
a w pude�ku
pod siedzeniem kierowcy - p�automatyczny pistolet kalibru dziewi�� milimetr�w.
M�czyzna by� szczup�y i lekki. Szed� szybko. Trzy metry od samochodu wy��czy�
alarm za pomoc� pilota, rozejrza� si� wok�, po czym b�yskawicznie wsiad� do
toyoty i
pop�dzi� w stron� Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca. Kiedy ju� tam dotar�, skr�ci� na
wsch�d.
W tym samym kierunku, w kt�rym pojechali ci dwaj.
Detektyw i psycholog, a �aden z nich nawet na niego nie spojrza�.
Detektyw by� t�gawy, o masywnych r�kach i nogach, obwis�ych ramionach. Wygl�da�
jak byk. Mia� workowat�, kostropat� twarz byka - nie, nosoro�ca.
Nosoro�ec w depresji. Ju� wygl�da� na zniech�conego.
Jak pogodzi� taki pesymizm z jego reputacj�? A mo�e wszystko si� zgadza�o. Facet
by� zawodowcem, musia� wi�c wiedzie�, �e istnieje bardzo nik�a szansa na
poznanie prawdy.
Czy b�dzie przez to rozs�dny?
Psycholog by� zupe�nie inny. Czujny a� do przesady, oczy lustruj�ce wszystko
dooko�a.
Skupiony.
Szybszy i mniejszy od detektywa - mniej wi�cej metr siedemdziesi�t pi�� wzrostu.
To
i tak ponad siedem centymetr�w wi�cej ni� mierzy� �niady m�czyzna. Nie sta� w
miejscu.
Porusza� si� z pewn� gracj�. Jak kot.
Wysiad� z samochodu, nim detektyw zd��y� wy��czy� silnik.
Pe�en zapa�u, ��dny sukcesu?
W przeciwie�stwie do detektywa psycholog dba� o siebie. By� dobrze zbudowany,
mia� kr�cone ciemne w�osy. Nieco d�ugie, ale r�wno przyci�te. G�adka jasna
sk�ra,
kwadratowa szcz�ka. Blade szeroko otwarte oczy.
Bardzo ruchliwe oczy.
Je�li tak si� zachowywa� wobec pacjent�w, to jak udawa�o mu si� ich uspokoi�?
A mo�e nie przyjmowa� zbyt wielu pacjent�w?
Uwa�a� si� za detektywa.
W niebieskiej sportowej kurtce, bia�ej koszuli, wyprasowanych spodniach koloru
khaki wygl�da� jak jeden z tych profesork�w, kt�rzy pozowali na luz.
Cz�sto luz okaza� si� fa�szywy. Udawali, �e wszyscy s� r�wni, ale wyra�nie
dawali
innym odczu� wy�szo�� wynikaj�c� z hierarchii i pozycji spo�ecznej.
�niady m�czyzna zastanawia� si�, czy psycholog nale�a� w�a�nie do takich ludzi.
Jad�c w stron� Brentwood, zn�w przypomnia� sobie szybki energiczny krok
psychologa.
By�o w nim mn�stwo energii.
Do tej pory nikt nawet nie zbli�y� si� do wyja�nienia, co sta�o si� Irit.
Psycholog natomiast par� do przodu - mo�e by� optymist�.
Albo po prostu amatorem, zbyt naiwnym, by wiedzie�, co go czeka.
6
Milo podwi�z� mnie i wr�ci� na komend� policji w zachodnim Los Angeles. Kiedy
wchodzi�em po frontowych schodach, dobieg�o mnie z podw�rza zawodzenie krajzegi
Robin.
Zawr�ci�em i poszed�em do jej pracowni w ogrodzie. Przy wej�ciu wylegiwa� si�
Spike, nasz
ma�y buldog francuski. Czarna kupka sier�ci i mi�ni wygl�da�a jak mata przed
drzwiami.
Spike przesta� chrapa� tylko na chwil�, by podnie�� g�ow� i spojrze�, kto idzie.
Pog�aska�em
go po karku i przeszed�em nad jego cielskiem.
Podobnie jak dom, pracowni� w ogrodzie pokryto bia�� sztukateri�. By� to
niewielki,
kryty dach�wk� budynek z mn�stwem okien. Sta� w cieniu ga��zi sykomory. Czyste,
przestronne wn�trze zalewa�y promienie s�o�ca wpadaj�cego uko�nie przez okna. W
ca�ej
pracowni poustawiano gitary w r�nych stadiach wyko�czenia. Powietrze
przesi�kni�te by�o
ostrym zapachem �ywicy ze �wie�o ci�tego drzewa. Robin przesuwa�a w�a�nie po
stole
krajzegi kawa� klonu. Poczeka�em, a� sko�czy i wy��czy maszyn�, i dopiero wtedy
podszed�em. Kasztanowe loki Robin upi�a w kok. Fartuch mia�a ca�y w drzewnym
pyle,
koszulk� pod spodem mokr� od potu, podobnie jak twarz.
Wytar�a r�ce i u�miechn�a si�. Obj��em j� ramieniem i poca�owa�em w policzek.
Odwr�ci�a twarz i poda�a mi usta, po czym odsun�a si� i otar�a czo�o.
- Dowiedzia�e� si� czego�?
- Nie. - Opowiedzia�em jej o parku i o le�nej krypcie mi�dzy drzewami.
Otworzy�a szeroko oczy i wzdrygn�a si�.
- To brzmi jak koszmar. I co dalej?
- Milo poprosi� mnie, �ebym przejrza� akta.
- Ju� dawno nie anga�owa�e� si� w takie sprawy, Alex.
- To prawda. Powinienem szybko zabra� si� do pracy. - Poca�owa�em j� w czo�o i
wyszed�em.
Patrzy�a, jak odchodz�.
Po trzech godzinach ustali�em, co nast�puje:
Zev Carmeli i jeg