7422

Szczegóły
Tytuł 7422
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7422 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7422 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7422 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jonathan Kellerman Selekcja 1 Niech �yje Hollywood! Wmurowane w chodnik mosi�ne gwiazdy l�ni�y znanymi nazwiskami ludzi kina, lecz prawdziwymi gwiazdami tej nocy byli handlarze narkotyk�w, specjali�ci od stosowania przemocy i pi�tnastoletni uciekinierzy z dom�w, kt�re z przybytk�w rodzinnych warto�ci zamieni�y si� w piek�o. Przygarnia�a ich wszystkich ca�odobowa kafejka �Go-Ji�. Sta�a przy p�nocnym kra�cu Hollywood Boulevard, na wsch�d od Vine, mi�dzy salonem tatua�u a barem dla trash- metalowc�w. O trzeciej nad ranem, kiedy m�ody Meksykanin zamiata� chodnik, przed �Go-Ji� zajecha� radiowozem Nolan Dahl. Meksykanin nie mia� wymaganych dokument�w, ale widok policjanta w najmniejszym stopniu nie zak��ci� rytmu jego pracy. Gliniarzom nie w g�owie byli imigranci. Z tego, co ch�opak zd��y� zaobserwowa� w ci�gu miesi�cznego pobytu w Los Angeles, tu nikogo nic nie obchodzi�o. Nolan Dahl zamkn�� czarno-bia�y radiow�z i wszed� do kafejki tak pewnie, jak m�g� to tylko zrobi� wa��cy ponad sto kilogram�w m�ody, umi�niony policjant wyposa�ony w pa�k�, pas, radiostacj�, latark� i dziewi�ciomilimetrowy pistolet w kaburze. W �rodku cuchn�o, a rozci�gni�ty mi�dzy oklejonymi pomara�czow� ta�m� boksami ciemnoczerwony chodnik g�sto pokryty by� plamami. Dahl znalaz� miejsce daleko w k�cie i usiad� tak, by widzie� Filipink� stoj�c� przy kasie. Boks obok zajmowa� dwudziestotrzyletni alfons z Compton o nazwisku Terrell Cochrane i jedna z jego podopiecznych, Germadine Batts, pulchna szesnastoletnia matka dw�jki dzieci pochodz�ca z Checkpoint w Oklahomie. Kwadrans wcze�niej oboje siedzieli w zaparkowanym na rogu bia�ym lexusie terrella, gdzie Germadine podwin�a nogawk� niebieskich cekinowanych leggins�w i wstrzykn�a sobie w ledwie widoczn� �y�� na kostce dzia�k� heroiny za pi�tna�cie dolar�w. Teraz mile oszo�omiona siedzia�a nad drugim wielkim kubkiem coli rozcie�czonej wod� z roztopionego lodu i bawi�a si� plastikow� s�omk�. Terrell zaaplikowa� sobie mieszank� heroiny i kokainy. Czu� si� doskonale, a wyczuciem r�wnowagi m�g�by konkurowa� z linoskoczkiem. Rozpar� si� wygodnie, dzioba� widelcem cheeseburgera i u�o�y� pi�� olimpijskich k�ek z kr��k�w cebuli. Ca�y czas stara� si� nie patrze� na wielkiego jasnow�osego policjanta. Nolan Dahl mia� gdzie� alfonsa i jego podopieczn�, podobnie jak pi�� innych �rzeczy�, kt�re krz�ta�y si� po jasno o�wietlonej sali. Z g�o�nik�w s�czy�a si� cicha, spokojna muzyka. Smuk�a, �liczna kelnerka o sk�rze koloru melasy przebieg�a mi�dzy stolikami i z u�miechem na ustach zatrzyma�a si� przy boksie Nolana. Nolan odwzajemni� u�miech, podzi�kowa� za menu i zam�wi� ciastko z kremem kokosowym i kaw�. - Pierwszy raz na nocnej s�u�bie? - zapyta�a kelnerka. Pi�� lat temu przyjecha�a do Stan�w z Etiopii i m�wi�a po angielsku wy�mienicie, z przyjemnym dla ucha akcentem. Nolan ponownie si� u�miechn�� i pokr�ci� g�ow�. Patrolowa� Hollywood noc� ju� od trzech miesi�cy, ale nigdy jeszcze nie zagl�da� do �Go-Ji�. Apetyt na s�odko�ci zaspokaja� w barze �Dunkin Donuts� przy Highland, poleconym mu przez Wesa Barkera. Gliniarze i p�czki. To ci dopiero ubaw. - Pierwszy raz pana tu widz�, oficerze... Dahl. - No c�, �ycie jest pe�ne niespodzianek - odpar�. Kelnerka roze�mia�a si�. - Hmm, no tak. Odesz�a w stron� lady ze s�odyczami, a Nolan patrzy� za ni� niebieskimi oczami. W ko�cu odwr�ci� wzrok i napotka� spojrzenie Terrella Cochrane�a. Obrzydliwa rzecz. Nolan Dahl mia� dwadzie�cia siedem lat i w du�ej mierze wychowa� si� na telewizji. Nim wst�pi� do policji, wyobra�a� sobie alfons�w jako go�ci w czerwonych garniturach z aksamitu i wielkich kapeluszach z pi�rami. Szybko nauczy� si�, �e wyobra�enia rozmijaj� si� z rzeczywisto�ci�. Rzeczywisto��. Zlustrowa� wzrokiem Terrella i dziwk�, najprawdopodobniej nieletni�. W tym miesi�cu alfons Cochrane ubiera� si� w niechlujne, za du�e koszule w krat� narzucone na czarne podkoszulki. Nad wygolonymi skroniami zwisa�y mu kr�tkie dredy. W zesz�ym miesi�cu gustowa� w czarnej sk�rze, a jeszcze wcze�niej stylizowa� si� na afryka�skiego ksi�cia. Spojrzenie gliniarza budzi�o wTerrellu niepok�j. Licz�c na to, �e policjant przygl�da si� komu� innemu, alfons obejrza� si� w stron� trzech transwestyt�w chichocz�cych i szepcz�cych nad talerzem frytek po drugiej stronie sali. Odwr�ci� si� z powrotem w stron� gliniarza. Ten u�miecha� si� do niego jako� dziwnie... prawie smutno. Co to, u licha, ma znaczy�? Terrell zaj�� si� swoim cheeseburgerem, ale poczu� si� troch� nieswojo. Etiopska kelnerka wr�ci�a z zam�wieniem Nolana i przygl�da�a si�, jak nabiera kawa�ek ciasta na widelczyk. - �wietne - powiedzia� Nolan po prze�kni�ciu pierwszego k�sa, cho� ciastko smakowa�o jak kiepsko przyrz�dzona pina-colada, a krem by� gumowaty. Ale Dahl mia� ogromne do�wiadczenie w prawieniu nieszczerych kulinarnych pochlebstw. W dzieci�stwie musia� je�� wstr�tne potrawy przygotowywane przez matk� i m�wi� wraz z Helen� i ojcem, �e s� wy�mienite. - Czy �yczy sobie pan jeszcze czego�, oficerze Dahl? - Na razie nie, dzi�kuj�. Nie macie dla mnie nic, pomy�la�. - Dobrze. W razie czego prosz� mnie zawo�a�. Nolan u�miechn�� si� i kelnerka odesz�a. Ten u�mieszek... cholerny zadowolony sukinsyn. Normalny gliniarz nie ma si� z czego cieszy�, chyba �e przed chwil� za�atwi� jakiego� Murzyna i nikt go przy tym nie nagrywa� na wideo, rozmy�la� Terrell. Nolan zjad� jeszcze kawa�ek ciastka i u�miechn�� si� do Terrella. Wreszcie wzruszy� ramionami. Alfons zerkn�� na Germadine, kt�ra prawie odp�yn�a nad swoj� col�. Spojrzenie to oznacza�o: �Jeszcze par� minut, dziwko, i wracasz na ulic�. Policjant zjad� ciastko do ko�ca, dopi� kaw� i wod� mineraln�, a kelnerka ju� sta�a przy nim gotowa dola� mu kawy. Suka. Jemu i Germadine przynios�a zam�wione jedzenie, po czym zacz�a traktowa� ich jak powietrze. Terrell podni�s� cheeseburgera do ust i patrzy�, jak kelnerka m�wi co� do policjanta. Ten u�miecha� si� tylko i kr�ci� g�ow�. Suka da�a gliniarzowi rachunek, a gdy zap�aci�, ona zacz�a rozp�ywa� si� w u�miechach. Dwadzie�cia dolar�w napiwku - oto pow�d. Cholerni gliniarze zawsze dawali sute napiwki, ale �eby a� tyle? Te wszystkie u�miechy... pewnie co� �wi�tuje. Policjant spojrza� w pust� fili�ank�. Nagle spod stolika Dahla co� si� wynurzy�o. Policyjny pistolet. Nolan zn�w u�miecha� si� do Terrella. Pokazywa� mu sw�j pistolet! Policjant wyprostowa� r�k�. Terrell poczu�, jak wszystko przewraca mu si� w �o��dku, i da� nura pod st�. Nie zd��y� nawet przyci�gn�� w d� g�owy Germadine, cho� akurat ten gest mia� dobrze prze�wiczony. Pozostali go�cie zauwa�yli, jak Terrell kryje si� pod stolikiem. Transwestyci, pijany kierowca ci�ar�wki siedz�cy za nimi i bezz�bny sklerotyczny dziewi��dziesi�ciolatek w pierwszym boksie - wszyscy rzucili si� pod stoliki. Tylko kelnerka z Etiopii rozmawiaj�ca z filipi�sk� kasjerk� sta�a zbyt przera�ona, �eby si� poruszy�, i patrzy�a na policjanta. Nolan Dahl skin�� g�ow� w jej stron�. U�miechn�� si�. Smutny u�miech, ciekawe, co go gryzie? - pomy�la�a. Nolan przymkn�� oczy, jakby si� modli�. Kiedy je otworzy�, wsun�� do ust luf� broni o kalibrze dziewi�ciu milimetr�w i ss�c j� jak dziecko, utkwi� wzrok w twarzy �licznej kelnerki. Wci�� nie by�a w stanie si� poruszy�. Zauwa�y� jej przera�enie i stara� si� �agodnym spojrzeniem da� do zrozumienia, �e tak jest dobrze, �e to jedyne wyj�cie. Pi�kny czarny obraz na sam koniec. Bo�e, jak w tej norze �mierdzi. Poci�gn�� za spust. 2 Helena Dahl opowiedzia�a mi wszystko tak, jak czu�a to pogr��ona w �a�obie rodzina. Reszty dowiedzia�em si� z raport�w i od Mila. Sprawa samob�jstwa m�odego policjanta zaj�a w gazecie raptem pi�� centymetr�w w jednej szpalcie, bez �adnego przelotu. Jednak niecodzienno�� tego wydarzenia gdzie� we mnie utkwi�a i kiedy po kilku tygodniach Milo poprosi�, bym przyj�� Helen�, od razu wiedzia�em o kogo chodzi. - Ach, to o ni� chodzi. Wiecie ju�, dlaczego to zrobi�? - Nie. Prawdopodobnie ona w�a�nie o tym b�dzie chcia�a porozmawia�. Rick kaza� ci przekaza�, �eby� si� nie czu� zobowi�zany, Alex. To taka p�prywatna pro�ba. Ona jest piel�gniark� w szpitalu Cedars. Pracowa�a z nim na OIOM-ie i teraz nie chce, �eby maglowali j� tamci psychiatrzy. Ale to �adna bliska przyjaci�ka. - Czy wydzia� prowadzi� w�asne dochodzenie? - Pewnie tak. - O niczym nie s�ysza�e�? - O takich sprawach nie m�wi si� g�o�no, a ja nie nale�� do paczki wtajemniczonych. Facet by� spokojny, zamkni�ty w sobie, czyta� ksi��ki. - Ksi��ki - powt�rzy�em. - No to chyba mamy motyw. Milo wybuchn�� �miechem. - Introspekcja jest wed�ug ciebie bardziej zab�jcza ni� magnum? Ja r�wnie� si� roze�mia�em. Zacz��em si� jednak zastanawia� nad tym, co powiedzia� Milo. Helena Dahl zadzwoni�a do mnie jeszcze tego samego wieczoru. Um�wi�em si� z ni� na wizyt� nast�pnego dnia rano w moim domowym gabinecie. Zjawi�a si� punktualnie. Wysoka przystojna kobieta oko�o trzydziestki o bardzo kr�tkich blond w�osach i silnych ramionach uwydatniaj�cych si� w granatowej bluzce bez r�kaw�w. D� bluzki wpu�ci�a w spodnie, a na go�e stopy w�o�y�a tenis�wki. Twarz mia�a owaln�, r�wnomiernie pokryt� opalenizn�, na kt�rej tle odznacza�y si� jasnoniebieskie oczy i wyj�tkowo szerokie usta. Nie nosi�a bi�uterii. Nie zauwa�y�em te� �lubnej obr�czki. U�cisn�a mi mocno r�k�, pr�bowa�a si� u�miechn��. Podzi�kowa�a za to, �e j� przyj��em, i w ko�cu ruszy�a za mn�. Nowy dom budowa�em z my�l� o prowadzeniu prywatnej praktyki. Pacjent�w wprowadzam bocznymi drzwiami, potem idziemy przez japo�ski ogr�d z oczkiem wodnym, przy kt�rym zwykle przystaj� na chwil�, by popatrze� albo przynajmniej wyrazi� o nim swoje zdanie. Helena Dahl milcza�a. W gabinecie usiad�a wyprostowana, r�ce po�o�y�a na kolanach. Zajmuj� si� g��wnie dzie�mi, kt�re dosta�y si� w tryby s�dowej machiny, wi�c cz�� gabinetu urz�dzona jest jak pok�j do zabaw. Helena nawet nie spojrza�a na zabawki. - Robi� to po raz pierwszy w �yciu - odezwa�a si� cichym, niskim, pewnym siebie g�osem. Jako piel�gniarka z OIOM-u na pewno umia�a si� nim doskonale pos�ugiwa�. - Nawet po rozwodzie z nikim nie rozmawia�am - doda�a. - Naprawd� nie wiem, czego mog� oczekiwa�. - Mo�e tego, �e uda si� pani to wszystko zrozumie� - zasugerowa�em delikatnie. - S�dzi pan, �e to mo�liwe? - By� mo�e b�dzie pani mog�a wi�cej si� dowiedzie�. Cz�� pyta� na zawsze pozostaje bez odpowiedzi. - Przynajmniej stawia pan spraw� uczciwie. Zaczniemy od razu? - Je�li jest pani gotowa... - Tego nie wiem, ale po co marnowa� czas? To... zna pan z grubsza ca�� spraw�? Skin��em g�ow�. - To si� sta�o niespodziewanie, doktorze Delaware. On by� takim... Nagle wybuchn�a p�aczem. I wyrzuci�a z siebie wszystko. - Nolan by� m�dry - m�wi�a - naprawd� m�dry, b�yskotliwy. Wszystkiego mo�na si� by�o spodziewa�, ale nie tego, �e wst�pi do policji - oczywi�cie nie chc� obra�a� znajomego Ricka, lecz policjant jako� nie kojarzy si� z obrazem intelektualisty, prawda? Milo mia� magisterium z literatury. - A wi�c Nolan by� intelektualist�? - spyta�em. - Z ca�� pewno�ci�. - Jakie mia� wykszta�cenie? - Dwa lata studi�w. Uniwersytet stanowy w Northridge. Wydzia� psychologii. - Ale go nie sko�czy�. - Mia� k�opoty... z doprowadzaniem spraw do ko�ca. Mo�e to by� bunt... nasi rodzice przyk�adali du�� wag� do wykszta�cenia. Mo�e po prostu uczelnia mu si� znudzi�a. Nie wiem. Jestem od niego o trzy lata starsza. Kiedy rzuci� szko��, ja ju� pracowa�am. Nikt si� nie spodziewa�, �e zostanie policjantem. Mo�e sta� si� skrajnym konserwatyst�, prawo i porz�dek i takie tam rzeczy... To w�a�ciwie jedyne wyja�nienie, jakie mi si� nasuwa. Jednak mimo wszystko... Musi pan te� wiedzie�, �e Nolan zawsze lubi�... obrzydlistwa. - Obrzydlistwa? - Strachy, mroczne rzeczy. Jako dziecko uwielbia� horrory, takie naprawd� straszne, najstraszniejsze. W ostatniej klasie liceum przeszed� przez faz� fascynacji muzyk� heavy metalow�. Zapu�ci� d�ugie w�osy, uszy przek�u� w pi�ciu miejscach. Rodzice byli przekonani, �e zadaje si� z satanistami albo z jeszcze gorsz� sekt�. - A zadawa� si�? - Kto to mo�e wiedzie�. Wie pan, jacy s� rodzice. - Starali si� wybi� mu to z g�owy? - Nie, to nie by�o w ich stylu. Po prostu przeszli nad tym do porz�dku dziennego. - Tolerancyjni? - Raczej nieasertywni. Nolan zawsze robi� to, na co mia� ochot�... - urwa�a w p� s�owa. - Gdzie si� wychowali�cie? - zapyta�em. - W Valley, w Woodland Hills. Ojciec by� in�ynierem u Lockheeda. Zmar� pi�� lat temu. Matka by�a opiekunk� spo�eczn�, ale nigdy nie pracowa�a. Ona te� ju� nie �yje. Dosta�a wylewu rok po �mierci taty. Chorowa�a na nadci�nienie, lecz nigdy si� nie leczy�a. Sko�czy�a dopiero sze��dziesi�t lat. Cho� z drugiej strony, mo�e mia�a szcz�cie - przynajmniej nie wie, co zrobi� Nolan. Zacisn�a r�ce w pi�ci. - Ma pani jeszcze jak�� rodzin�? - zapyta�em. - Nie, zostali�my sami, Nolan i ja. On si� nie o�eni�, a ja si� rozwiod�am. Nie mam dzieci. M�j by�y m�� jest lekarzem. - U�miechn�a si�. - Mo�na si� tego by�o spodziewa�, prawda? Gary jest pulmonologiem i w gruncie rzeczy przyzwoitym facetem. Postanowi� jednak zosta� rolnikiem i przeni�s� si� do Karoliny P�nocnej. - A pani nie chcia�a by� �on� rolnika? - Nie za bardzo. Zreszt�, mo�e nawet bym chcia�a, ale Gary nie prosi�, �ebym z nim wyjecha�a. - Wbi�a wzrok w pod�og�. - A wi�c znosi pani to wszystko samotnie - stwierdzi�em. - Ano tak. O czym to ja... a, o tych satanistycznych bzdurach. Nic wielkiego si� nie sta�o. Ten etap w jego �yciu nie trwa� d�ugo i p�niej wszystko wr�ci�o do normy: Nolan zacz�� si� interesowa� szko��, sportem, dziewczynami i swoim samochodem. - Czy wci�� lubi� te mroczne rzeczy? - Chyba nie... w�a�ciwie nie wiem, dlaczego panu o tym powiedzia�am. A co pan s�dzi o sposobie, w jaki Nolan to zrobi�? - Chodzi pani o wykorzystanie s�u�bowej broni? Skrzywi�a si�. - Nie, �e zrobi� to publicznie, na oczach tych wszystkich ludzi. Tak jakby chcia� powiedzie� ca�emu �wiatu, �e ma go gdzie�. - Mo�e w�a�nie o to mu chodzi�o. - Mnie si� to wydaje strasznie teatralne - powiedzia�a, jakby mnie nie s�ysza�a. - Czy pani brat lubi� sztuczki aktorskie? - Trudno powiedzie�. By� bardzo przystojny, postawny, robi� wra�enie - jeden z tych facet�w, kt�rych nie spos�b nie zauwa�y�, gdy wchodz� do pokoju. Czy to wykorzystywa�? Mo�e troch�, kiedy by� jeszcze ma�y. Ale jako doros�y? Prawda jest taka, doktorze Delaware, �e straci�am kontakt z Nolanem. Nigdy nie byli�my sobie bliscy. A teraz... Kolejne �zy. - Jako dziecko uwielbia� by� w centrum zainteresowania, cho� bywa�y te� chwile, �e nie chcia� mie� z nikim do czynienia. Zaszywa� si� w k�t. - Miewa� zmienne nastroje? - To u nas rodzinne. - Potar�a kolana r�kami i spojrza�a gdzie� ponad moim ramieniem. - Kiedy byli�my w podstaw�wce, tata przechodzi� terapi� wstrz�sow� z powodu depresji. Nie powiedziano nam, co si� dzieje, tylko tyle, �e idzie na kilka dni do szpitala. Dopiero po jego �mierci mama nam wszystko opowiedzia�a. - Ile razy go leczono? - Nie wiem, trzy, mo�e cztery. Kiedy wraca� do domu, wygl�da� jak po praniu m�zgu, mia� k�opoty z pami�ci�, zupe�nie jak pacjenci z urazami g�owy. M�wi�, �e terapia elektrowstrz�sowa dzia�a teraz lepiej, ale jestem pewna, �e to w�a�nie zniszczy�o jego m�zg. W �rednim wieku zacz�� gasn��, przeszed� na wcze�niejsz� emerytur�, siedzia�, czyta� i s�ucha� Mozarta. - Musia� by� naprawd� mocno przygn�biony, skoro zaaplikowano mu terapi� elektrowstrz�sowa - zauwa�y�em. - Zapewne tak, lecz ja tego nie zauwa�y�am. By� cichy, s�odki, nie�mia�y. - Jak wygl�da�y jego stosunki z Nolanem? - Trudno m�wi� o jakichkolwiek stosunkach. Wprawdzie Nolan by� niezwykle inteligentny, ale poci�ga�y go raczej typowe m�skie rozrywki: sport, surfing, samochody. Tata wypoczywa� inaczej... - u�miechn�a si� - czytaj�c i s�uchaj�c Mozarta. - K��cili si�? - Tata nigdy si� z nikim nie k��ci�. - Jak Nolan zareagowa� na �mier� ojca? - Na pogrzebie p�aka�. Potem przez jaki� czas oboje pr�bowali�my pociesza� mam�. Wreszcie Nolan zn�w si� oddali�. Przygryz�a doln� warg�. - Nie chcia�am, �eby Nolanowi wyprawili uroczysty policyjny pogrzeb z salwami honorowymi i podobnymi g�upstwami. Nikt z wydzia�u sienie sprzeciwia�. Tak jakby si� cieszyli, �e nie b�d� musieli si� tym zajmowa�. Kaza�am cia�o podda� kremacji. Zostawi� testament, w kt�rym wszystko zapisa� mnie, r�wnie� rzeczy po mamie i tacie. Z ca�ej rodziny tylko ja prze�y�am. Za du�y b�l. Wycofa�em si�. - Jaka by�a pani matka? - Bardziej otwarta ni� tata. Nie miewa�a humor�w, zawsze pogodna, pe�na optymizmu. Prawdopodobnie dlatego dosta�a wylewu, bo wszystko dusi�a w sobie. - Helena zn�w potar�a kolano. - Nie chc�, �eby pan pomy�la�, �e byli�my rodzin� dziwak�w. Wcale nie. Nolan by� normalnym ch�opakiem. Chodzi� na prywatki, ugania� si� za dziewcz�tami. By� tylko inteligentniejszy od innych. Dostawa� same pi�tki, cho� wcale nie przyk�ada� si� do nauki. - Co robi� po tym, jak przerwa� studia? - Kr�ci� si� to tu, to tam, kilka razy zmienia� prac�. Nagle ni z tego, ni z owego zadzwoni� do mnie i obwie�ci�, �e w�a�nie uko�czy� akademi� policyjn�. A nie odzywa� si� od �mierci mamy. - Kiedy to by�o? - Mniej wi�cej p�tora roku temu. Powiedzia�, �e akademia to dla niego kaszka z mleczkiem. Zda� z najlepszym wynikiem w grupie. Zadzwoni�, �eby mi o tym powiedzie�, tak na wszelki wypadek. �ebym nie zdziwi�a si�, gdybym go kiedy� zobaczy�a w radiowozie. - Czy od razu skierowano go do Hollywood? - Nie. Najpierw do zachodniego Los Angeles. Dlatego pomy�la�, �e mog�abym go spotka� w pobli�u Cedars. M�g� na przyk�ad trafi� do izby przyj�� z podejrzanym albo ofiar�. To, co opisywa�a Helena Dahl, nie przypomina�o wi�z�w rodzinnych, lecz raczej grup� dobranych przypadkowo ludzi. B�l na twarzy Heleny kaza� mi si� nieco zmitygowa�. - Gdzie pracowa�, zanim wst�pi� do policji? - Na budowach, w warsztatach samochodowych, na kutrze rybackim �owi�cym w pobli�u Santa Barbara. To akurat pami�tam, bo mama pokazywa�a mi kiedy� ryb�, kt�r� dla niej przywi�z�. Halibuta. Mama uwielbia�a w�dzone ryby, a Nolan kaza� go uw�dzi� specjalnie dla niej. - Jakie by�y jego zwi�zki z kobietami? - W szkole �redniej mia� kilka dziewczyn, ale co by�o potem - nie wiem... Czy nie b�dzie panu przeszkadza�, je�li zaczn� chodzi�? - Ale� sk�d�e. Wsta�a i zacz�a przemierza� pok�j ma�ymi energicznymi krokami. - Nolanowi wszystko przychodzi�o bez trudu. Mo�e po prostu wybra� naj�atwiejsze rozwi�zanie. Mo�e w�a�nie o to chodzi�o. Nie by� przygotowany na to, �e nie zawsze b�dzie mu sz�o jak po ma�le. - Czy orientuje si� pani, jakie konkretnie problemy mia� pani brat? - Nie, nie, o niczym nie wiem - po prostu wr�ci�am my�lami do szko�y. Pami�tam, �e zawsze �l�cza�am nad zadaniami z algebry, a wystarczy�o, �e Nolan wpad� do mojego pokoju, zerkn�� mi przez rami� do zeszytu i od razu podawa� rozwi�zanie r�wnania. By� ode mnie o trzy lata m�odszy - musia� mie� oko�o jedenastu lat - ale potrafi� b�yskawicznie rozwi�zywa� te zadania. Zatrzyma�a si� przed p�k� z ksi��kami. - Kiedy Rick Silverman poda� mi pa�skie nazwisko, opowiedzia� te� o znajomym z policji. Zacz�li�my rozmawia� na temat policji. Zdaniem Ricka to organizacja paramilitarna. Nolan nigdy nie lubi� kry� si� w drugim szeregu. Co si� sta�o, �e wybra� tak konformistyczne rozwi�zanie? - Mo�e zm�czy�a go ta ci�g�a obecno�� na pierwszym planie - zasugerowa�em. Sta�a tak przez chwil�, po czym zn�w usiad�a. - Mo�e robi� to wszystko dlatego, �e czuj� si� winna, i� nie przebywa�am z nim bli�ej. Ale nie sprawia� wra�enia cz�owieka, kt�ry potrzebuje blisko�ci. - Nawet gdyby�cie byli sobie bliscy, nie zdo�a�aby pani temu zapobiec. - A wi�c twierdzi pan, �e odwodzenie kogo� od samob�jczych my�li jest strat� czasu? - Pomoc jest zawsze wa�na. Wiele os�b, kt�re targn�y si� na w�asne �ycie, wi�cej ju� tego nie pr�bowa�o. Chyba �e kto� si� bardzo uprze, wtedy pr�dzej czy p�niej mu si� uda. - Nie wiem, czy Nolan by� a� tak zdesperowany. Nie zna�am go! Wybuchn�a g�o�nym szlochem. Kiedy si� uspokoi�a, poda�em jej chusteczk�. Chwyci�a j� i przy�o�y�a do oczu. - Nie wytrzymuj� tego. Nie wiem, czy uda mi si� d�u�ej to znosi�. Nie odezwa�em si�. Zerkaj�c w bok, powiedzia�a: - Jestem wykonawczyni� jego testamentu. Po �mierci mamy prawnik zajmuj�cy si� maj�tkiem rodzic�w poradzi� nam, by�my oboje spisali testamenty. - Roze�mia�a si�. - Maj�tek... Ten dom to kupka nieszcz�cia. Wynaj�li�my go i podzielili�my si� pieni�dzmi. Potem, po moim rozwodzie, spyta�am Nolana, czy mog� w nim zamieszka� w zamian za pokrycie po�owy czynszu. Nie chcia� przyj�� tych pieni�dzy. Nie potrzebowa� ich. Niczego nie potrzebowa�. Czy to by� znak ostrzegawczy? Nim zd��y�em odpowiedzie�, Helena Dahl zn�w wsta�a. - Ile czasu nam zosta�o? - Dwadzie�cia minut. - Nie pogniewa si� pan, je�li dzi� wyjd� wcze�niej? Zaparkowa�a br�zowego mustanga poza terenem posesji, na ulicy, kt�ra wi�a si� zygzakiem od Beverly Glen. Poranne powietrze by�o gor�ce i suche. Pobliskie sosny wydawa�y przeszywaj�cy na wskro�, orze�wiaj�cy zapach. - Dzi�kuj� - powiedzia�a otwieraj�c samoch�d. - Czy chce si� pani um�wi� na kolejn� wizyt�? Wsiad�a do auta i opu�ci�a szyb�. Samoch�d by� nienagannie czysty i pusty, je�li nie liczy� dw�ch bia�ych piel�gniarskich fartuch�w. - Mog� do pana zadzwoni�? Musz� sprawdzi� sw�j grafik dy�ur�w. W ten spos�b pacjenci dawali do zrozumienia: prosz� nie dzwoni�, sam si� odezw�. - Oczywi�cie. - Jeszcze raz dzi�kuj�, doktorze Delaware. B�dziemy w kontakcie. Odjecha�a, a ja wr�ci�em do domu, rozmy�laj�c o tej powierzchownej opowie�ci, jak� mnie uraczy�a. Nolan by� za bystry jak na gliniarza. Ale przecie� mn�stwo policjant�w mia�o g�ow� na karku. Reszta opisu - sportowiec, macho, dominuj�cy, zainteresowany mroczn� stron� �ycia - pasowa�a do stereotypu policjanta. Przez kilka lat b��ka� si� to tu, to tam, by osi��� na sta�e z zagwarantowan� przez w�adze miasta posad� i emerytur�. Prawicowe pogl�dy polityczne - szkoda, �e nie dowiedzia�em si� wi�cej na ten temat. Helena Dahl opisa�a te� cz�ciowo powa�ne zaburzenia emocjonalne w rodzinie. Policjant uwa�any przez koleg�w za �odmiennego�. To mog�o pog��bi� alienacj� wywo�an� sam� natur� pracy w policji. Wygl�da�o na to, �e �ycie Nolana by�o pe�ne alienacji. A zatem na razie �adnych niespodzianek, cho� siostra wygl�da�a - co zrozumia�e - na mocno zszokowan�. Do tej pory jednak nic nie wyja�nia�o, dlaczego Nolan w barze �Go-Ji� w�o�y� sobie do ust luf� pistoletu. I zapewne ju� tego nie wyja�ni�, bo s�dz�c po tym, jak si� po�egna�a, Helena Dahl wi�cej si� ze mn� nie spotka. W moim zawodzie trzeba si� pogodzi� z tym, �e wiele pyta� pozostaje bez odpowiedzi. 3 Dwa dni p�niej o �smej rano zadzwoni� do mnie Milo. - W�a�nie dosta�em kolejn� beznadziejn� spraw�, Alex. Nie jestem pewien, czy b�d� m�g� ci zap�aci�, ale poprzednio zarobili�my par� punkt�w, wi�c mo�e... Poprzednio chodzi�o o morderstwo profesora psychologii, kt�rego napadni�to i d�gni�to no�em kilka krok�w od jego domu w Westwood. Po kilku miesi�cach bezowocnego �ledztwa prze�o�eni Mila uznali, �e sprawy nie da si� rozwi�za� i przydzielili mu j� za kar�, gdy� jako jedyny policjant w Los Angeles manifestowa� swoje sk�onno�ci homoseksualne. Wsp�lnie z Milem poznali�my kilka sekret�w ofiary i zdo�ali�my rozwi�za� zagadk�. - No, nie wiem-odpowiedzia�em. - Dlaczego, u licha, mia�bym wy�wiadcza� ci przys�ug�? Roze�mia� si�. - Mo�e dlatego, �e jestem takim mi�ym facetem? Wyda�em z siebie odg�os przypominaj�cy brz�czyk w teleturnieju, kiedy uczestnik poda z�� odpowied�. - Spr�buj jeszcze raz. - Mo�e dlatego, �e jeste� psychiatr� i uwielbiasz, �eby wszyscy ci� lubili? - Nigdy w �yciu nie zg�aszaj si� do �Va Banque�! Co to za sprawa? W s�uchawce us�ysza�em westchnienie. - Dziecko, Alex. Pi�tna�cie lat. - Chryste. - Wiem co czujesz, ale to bardzo wa�na sprawa. Je�li masz cho� �dziebko czasu, by�bym ci wdzi�czny, gdyby� rzuci� na to okiem. - Jasne - odpar�em - mo�esz przyjecha� cho�by zaraz. Pojawi� si� z pud�em pe�nym akt pod pach�. Mia� na sobie turkusow� koszulk� polo, kt�ra uwydatnia�a jego brzuch, wygniecione br�zowe d�insy i pokiereszowane be�owe pionierki. Milo wa�y� oko�o stu dziesi�ciu kilogram�w, z czego wi�kszo�� umiejscowi�a si� mniej wi�cej w po�owie jego sylwetki mierz�cej metr osiemdziesi�t wzrostu. W�osy mia� niedawno przystrzy�one w charakterystycznym dla niego stylu (cho� m�wienie o jakimkolwiek stylu u Mila by�o po prostu przest�pstwem) - kr�tkie z bok�w i z ty�u, potargane na czubku z baczkami si�gaj�cymi p�atk�w uszu. Siwizna powoli wygrywa�a zmagania z czerni�, tak �e baczki Mila zrobi�y si� prawie ca�kiem bia�e. Milo jest ode mnie starszy o dziewi�� miesi�cy i czasami, kiedy patrz� na niego, mam �wiadomo�� up�ywaj�cego czasu. Postawi� pud�o na stole w kuchni. Dziobata twarz przybra�a kredowobia�y odcie�, a oczy pozbawione by�y b�ysku. Jedna albo nawet kilka nie przespanych nocy. Patrz�c na lod�wk�, zmarszczy� brwi. - No co, mam to powiedzie� na g�os? - Co� do jedzenia czy do picia? - zapyta�em. - I jedno, i drugie. W ko�cu ty jeste� lekarzem. - Wyci�gn�� si� i usiad� ci�ko, a� us�ysza�em skrzypni�cie krzes�a. Zrobi�em mu kanapk� z zimnym rostbefem i poda�em ze szklank� mleka. Szybko zjad� i wypi�, po czym g�o�no wypu�ci� powietrze. Pud�o a� kipia�o od papier�w. - Widz�, �e masz sporo danych - zauwa�y�em. - Nie myl ilo�ci z jako�ci�. - Odsun�� talerz i zacz�� wyjmowa� z pud�a oprawione teczki i przewi�zane gumk� pliki dokument�w, po czym uk�ada� je r�wno na stole. - Ofiar� jest dziewczynka, Irit Carmeli. Mia�a pi�tna�cie lat, by�a nieco op�niona w rozwoju. Trzyna�cie tygodni temu podczas szkolnej wycieczki w g�ry Santa Monica kto� j� porwa� i zabi�. Dzieciaki wybra�y si� do jakiego� rezerwatu nale��cego do miasta. Szko�a co roku organizuje tam wycieczki, �eby pokaza� dzieciom troch� pi�kna. - Wszystkie dzieci s� op�nione? - Ka�de ma jaki� problem. To szko�a specjalna. Przetar� r�k� twarz, jakgdyby chcia� si� umy� bez wody. - Historia wygl�da mniej wi�cej tak: dzieciaki zawieziono wynaj�tym autobusem i wysadzono przy wej�ciu do rezerwatu. Potem przew�drowa�y pieszo nieca�y kilometr w g��b parku. Prawie od razu robi si� tam g�sto od drzew i chaszczy, ale dla pocz�tkuj�cych s� wyra�nie oznaczone �cie�ki. Dzieciaki biega�y mniej wi�cej przez godzin�, co� przegryz�y, zrobi�y w lesie kupk� i siusiu, po czym wr�ci�y do autobusu. W sumie min�y prawie dwie godziny. Zwo�ano zbi�rk� i okaza�o si�, �e nie ma Irit. Zacz�to jej szuka�, lecz nie znaleziono. Kto� zadzwoni� na komend� w Westside. Stamt�d wys�ano kilka radiowoz�w z policjantami, ale i oni nie trafili na �lad dziewczynki. Zadzwonili po oddzia� specjalny. P� godziny czekali na psy, drugie p� godziny up�yn�o, zanim psy wyw�szy�y cia�o. Zw�oki le�a�y ponad kilometr dalej w sosnowym zagajniku. Nie znaleziono �adnych �lad�w przemocy, �adnych pr�g od uduszenia, �adnych krwiak�w pod sk�r�, �adnej opuchlizny ani �ladu krwi. Gdyby nie pozycja, w jakiej le�a�y zw�oki, pewnie uznano by, �e dziecko dosta�o jakiego� ataku albo co� w tym rodzaju. - Ta pozycja mia�a zwi�zek z seksem? - Nie. Za chwil� poka�� ci, o co chodzi. Koroner znalaz� obra�enia mi�ni gnykowych, mostkowo-gnykowych i krtaniowych. Brak �lad�w gwa�tu. - Uduszenie - powiedzia�em. - Ale dlaczego nie wyst�pi�y �lady zewn�trzne? - Koroner m�wi�, �e co� takiego jest mo�liwe, kiedy si�a duszenia zostanie roz�o�ona na jak najwi�kszej powierzchni. Wystarczy u�y� czego� mi�kkiego, jak zwini�ty r�cznik czy rami� w ubraniu. Fachowcy nazywaj� to �agodnym uduszeniem. Skrzywi� si�, wzi�� teczk� le��c� na wierzchu i otworzy� na stronach ze zdj�ciami przymocowanymi plastikowymi kawa�kami ta�my. Cz�� z nich przedstawia�a las w miejscu zbrodni. Na pozosta�ych wida� by�o chud� dziewczynk� z jasnymi w�osami. Nosi�a bia�� koszulk� z kr�tkimi r�kawami, wyko�czon� koronkow� lam�wk� wok� ko�nierzyka i r�kaw�w, niebieskie d�insy, bia�e skarpetki i r�owe buty z plastiku. By�a bardzo chuda. R�ce i nogi mia�a cienkie jak patyki. Wyra�nie odznacza�y si� �okcie, jakby w�a�nie powi�ksza�y si� dzi�ki nag�emu zastrzykowi hormonu wzrostu w okresie dojrzewania. Na oko mog�a mie� dwana�cie, a nie pi�tna�cie lat. Le�a�a na plecach na tle br�zowej ziemi z r�kami u�o�onymi wzd�u� tu�owia i stopami �ci�gni�tymi razem. Jak na upadek wygl�da�o to zbyt symetrycznie. Jak gdyby kto� j� u�o�y�. Wpatrywa�em si� w zbli�enie twarzy. Oczy zamkni�te, usta lekko rozwarte, d�ugie, kr�cone ciemnoblond w�osy rozsypane na ziemi. Zn�w kto� to u�o�y�. Sprawca sienie spieszy�... bawi� si�. Wr�ci�em do uj�cia ca�ego cia�a. R�ce u�o�one wzd�u� ud, otwarte d�onie zwr�cone wewn�trzn� stron� do g�ry, jakby pyta�a - dlaczego? Ponure szarooliwkowe cienie uk�adaj�ce si� na bladej twarzy niczym poci�gni�cia p�dzla. �wiat�o przebijaj�ce si� przez korony drzew. Poczu�em ucisk w klatce piersiowej i zacz��em zamyka� teczk�, kiedy moj� uwag� przyku� ma�y, r�owy przedmiot ko�o prawego ucha dziewczynki. - Co to? - Aparat s�uchowy. By�a tak�e g�ucha. Cz�ciowo na jedno ucho i ca�kowicie na drugie. - Chryste. - Od�o�y�em teczk�. - Irit Carmeli. Czy to w�oskie nazwisko? - Izraelskie. Jej ojciec jest wielk� szych� w izraelskim konsulacie. I dlatego niezbyt dobrze wygl�da, �e przez trzy miesi�ce policja nie potrafi�a wpa�� na �aden trop. - Trzy miesi�ce - powt�rzy�em. - Nie przypominam sobie, �ebym czyta� o tym w prasie. - Nie pisali o tym w prasie. Zas�ona dyplomatyczna. - Wygl�da na to, �e sprawa jest z gatunku beznadziejnych. - Mo�na wpa�� w depresj� ju� na sam� my�l, �e przydziel� ci co� takiego. Masz jakie� przeczucia? - Sprawca si� nie spieszy� - zacz��em. - To znaczy, �e najprawdopodobniej porwa� j� wkr�tce po przyje�dzie. Kiedy widziano j� po raz ostatni? - Tego nikt nie jest pewien. Gdy dzieciaki wypuszczono z autobusu, zacz�y biega� po ca�ym lesie i zrobi� si� ogromny harmider. Zreszt� po to zorganizowano t� wycieczk�. Szko�a ju� wcze�niej przywozi�a dzieci w to miejsce i uznano, �e mog� tam bezpiecznie pohasa�. - Jak morderca m�g� dotrze� niepostrze�enie? - Pewnie skorzysta� z kt�rej� z bocznych dr�g. Pe�no ich tam. Dochodz� do lasu z trzech stron: od Valley, od Santa Monica i od Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca. Miejsce, gdzie biega�y dzieci, jest oddzielone od najbli�szej drogi pasem g�stego lasu. �eby na nie trafi�, trzeba dobrze zna� teren, co znaczy, �e to �cierwo go zna�o. Przylaz� na piechot� albo przyjecha� samochodem. Je�li samochodem, to zaparkowa� daleko, bo na najbli�szych okolicznych drogach nie znaleziono nic, �adnych �lad�w. - Parkuje, przedziera si� mi�dzy drzewami, znajduje miejsce, sk�d widzi dzieciaki, i obserwuje - m�wi�em. - Znale�li jakie� �lady na dalszych drogach? - Nic, co da�oby si� jednoznacznie zidentyfikowa�, po prostu tam jest za du�y ruch. Nie mog� ci te� przysi�c, �e od razu sprawdzili ka�dy centymetr kwadratowy parku, bo na pocz�tku nie uznano tego za morderstwo, tylko za zagini�cie jednego z dzieci. Opr�cz jednostki specjalnej, nauczycieli i stra�nik�w z parku na miejscu zjawi� si� te� ojciec dziewczynki z ca�ym zast�pem pracownik�w konsulatu i ba�agan zrobi� si� jeszcze wi�kszy. - A co z ogl�dzinami miejsca zbrodni? - Nie znaleziono niczego, je�li nie liczy� kilku s�omek, kt�re wed�ug facet�w z laboratorium pochodz� z miot�y. Zdaje si�, �e ten sukinsyn pozamiata� ca�y teren wok� niej. - Czy�cioszek - stwierdzi�em. - Typ obsesyjny. To dlatego tak dok�adnie u�o�y� cia�o. Zmusi�em si�, by spojrze� jeszcze raz na zdj�cia, i wyobrazi�em sobie pochylon� nad dziewczynk� twarz okrutnego monstrum. Ale to nie tak. Zawsze okazywa�o si�, �e sprawc� jest cz�owiek, a nie potw�r. Uk�adanie. Manipulacja. Zamiatanie. - Uduszenie i uk�adanie zw�ok niemal zawsze maj� t�o seksualne - powiedzia�em. - Na pewno nie zauwa�ono �lad�w gwa�tu? - Nie. By�a dziewic�. Zreszt� wiesz, jak gwa�ciciele zazwyczaj uk�adaj� cia�o: rozsuwaj� nogi, �eby by�o wida� genitalia. A tu odwrotnie, Alex. Kiedy pierwszy raz spojrza�em na te zdj�cia, mia�em wra�enie, �e to nie dziewczynka, lecz lalka. - Zabawa lalkami - odezwa�em si� niskim, szorstkim g�osem. - Przepraszam, �e zawracam ci tym g�ow� - usprawiedliwia� si� Milo. - Jak bardzo op�niona w rozwoju by�a ta dziewczynka? - Zgodnie z tym, co pisz� w aktach, �nieco op�niona�. - Porwana po cichu i zaci�gni�ta ponad kilometr dalej. Ile wa�y�a? - Trzydzie�ci pi�� kilo. - A wi�c mamy do czynienia z kim� silnym - stwierdzi�em. - Brali�cie pod uwag� mo�liwo��, �e po prostu zboczy�a ze �cie�ki i mia�a pecha? - Mi�dzy innymi. Jest te� druga teoria, �e facet z jakiego� powodu wybra� w�a�nie j�. To, �e niczego nie s�yszano, da si� �atwo wyja�ni� - wystarczy, �e zakry� jej usta d�oni� i odci�gn�� z dala od dzieciak�w. Ale je�li rzeczywi�cie to zrobi�, dzia�a� bardzo delikatnie - nigdzie nie znale�li�my �adnych �lad�w palc�w, �adnych siniak�w. - A zatem nie ma dowod�w, �e si� broni�a? Milo pokr�ci� g�ow�. - Czy by�a tylko g�ucha, czy g�uchoniema? - M�wi�a, lecz niewyra�nie, a jej j�zykiem ojczystym by� hebrajski. - Ale krzycze� mog�a? - Tak mi si� wydaje. - Milo dopi� mleko i �cisn�� kartonik. - Obserwowa�, a� wypatrzy� ofiar� - m�wi�em. - Osaczy� stado i wybra� najs�absz� sztuk�. Ile dzieci by�o w grupie? - Czterdzie�ci dwoje. Plus czw�rka nauczycieli i dwie osoby do pomocy. Cz�� dzieci porusza si� na w�zkach i wymaga szczeg�lnej opieki. Mi�dzy innymi dlatego te dzieci, kt�re mog�y biega�, mia�y du�o swobody. - Nie do wiary, tylu ludzi i nikt niczego nie zauwa�y�? Milo zn�w pokr�ci� g�ow� i wskaza� akta. - Z ka�dym rozmawiano po dwa, trzy razy. Nauczyciele, kierowca autobusu, dzieciaki - o ile tylko mog�y m�wi�. - Jak cz�sto odbywaj� si� wycieczki do tego parku? - Raz do roku, od pi�ciu lat. - Czy wycieczk� uzgodniono z w�adzami parku? Skin�� g�ow�. - Wiele szk� tam przyje�d�a. - A wi�c kto�, kto zna ten park, m�g� wiedzie�, �e przyjad� tam dzieci niepe�nosprawne. �atwe ofiary. - Gorobich i Ramos, ci dwaj, kt�rzy rozpocz�li t� spraw�, przes�uchali ca�y personel szko�y i parku, nie wy��czaj�c te� by�ych pracownik�w. Jedyny zapis w aktach policyjnych, na jaki natrafili, pochodzi� sprzed lat i dotyczy� dw�ch ogrodnik�w, kt�rych zatrzymano kiedy� za jazd� po pijanemu. Na ten dzie� mieli jednak alibi. - Wygl�da na to, �e ch�opcy przy�o�yli si� do pracy. - Obaj byli bardzo kompetentni, a fakt, �e zamordowano dziecko, i to dziecko dyplomaty, nada� sprawie szczeg�lnej wagi. Ale nie znale�li dos�ownie nic i w zesz�ym tygodniu oddelegowano ich do pracy przy sprawach kradzie�y samochod�w. Naciski z g�ry. - Zamienili dw�ch detektyw�w na jednego? - zapyta�em. - Nie przecz�, �e jeste� dobry, ale... - Tak, tak, ja te� ich o to zapyta�em. Porucznik tylko wzruszy� ramionami i powiedzia�: �Co, Sturgis, chcecie powiedzie�, �e nie jeste�cie geniuszem?� Jedyne wyja�nienie, jakie mi przychodzi do g�owy, to takie, �e Izraelczycy uznali, �e udzielili nam ju� wszelkiej mo�liwej pomocy i chc�, �eby�my sami dalej nad tym g��wkowali, lecz bez rozg�osu, �eby nie dowiedzieli si� o tym arabscy terrory�ci i nie zacz�li porywa� innych dzieciak�w z konsulatu. A dlaczego w�a�nie ja? - Wzruszy� ramionami. - Mo�e s�yszeli o rozwi�zaniu sprawy Devane�a. - A zatem masz wszystko za�atwi� szybko i po cichu - stwierdzi�em. - Sytuacja nie do pozazdroszczenia. - Ta sprawa ju� na pierwszy rzut oka wygl�da beznadziejnie, Alex. Z tego co wiem, kto� po prostu chce mnie wygry�� z wydzia�u. Porucznik mia� g�b� u�miechni�t� od ucha do ucha, kiedy mi powierza� to zadanie. - Milo postuka� palcami w pude�ko. Wzi��em do r�ki drug� teczk�. Strona po stronie spisane przes�uchania cz�onk�w rodziny, nauczycieli. Mn�stwo nu��cej policyjnej paplaniny. Trzeba nie lada hartu ducha, �eby si� przez to przedrze�, ale brak tu rewelacji. Od�o�y�em teczk�. - No i co? - zapyta� Milo. - Co� jeszcze? - Wszystko planuje z g�ry, podkrada si�. By� mo�e lubi przebywa� na �wie�ym powietrzu. Silny. Niewykluczone, �e ju� molestowa� dzieci. Podgl�dacz albo ekshibicjonista. Do�� inteligentny, by zaczai� si� i zaczeka� na w�a�ciwy moment do ataku. By� mo�e pedantyczny tak�e w �yciu codziennym. Nie zgwa�ci� jej, wi�c zapewne wystarczy�o mu samo podniecenie wywo�ane pogoni�. Osaczenie i porwanie. Wybra� najs�absz� sztuk� ze stada... - Je�li przyjmiemy, �e wybra� Irit specjalnie, to dlaczego w�a�nie j�? Przebywa�o tam mn�stwo innych dzieci, wi�c dlaczego upatrzy� sobie w�a�nie j�? - Dobre pytanie. - Nie s�dzisz, �e ma to zwi�zek ze stanowiskiem jej ojca? - Ojciec twierdzi, �e nie, a ja z kolei s�dz�, �e gdyby to by�a sprawa polityczna, Izraelczycy sami by si� ni� zaj�li. - C�rka dyplomaty - powiedzia�em. - Czy przesz�a w zwi�zku z tym jakie� specjalne szkolenie? Czy by�a w jaki� szczeg�lny spos�b bezbronna z powodu swej niesprawno�ci? - Gorobich m�wi�, �e pyta� o to ojca, ale facet go sp�awi�, upieraj�c si�, �e Irit sta�a si� przypadkow� ofiar�, �e Los Angeles jest pe�ne niebezpiecznych psychopat�w i nikt tu nie jest bezpieczny. - A poniewa� jest wa�n� osobisto�ci�, nikt na niego naciska�. - To raz, a po drugie Gorobich i Ramos przyznali mu racj�. Nic nie wskazywa�o na to, by dziewczynka w jakikolwiek spos�b sprowokowa�a to, co si� sta�o. Po prostu jaki� por�baniec zaczai� si� na ni�, porwa� j�, a potem posprz�ta�. Tak jak powiedzia�e� - bawi� si�. Dla niego to by�a jaka� pieprzona gra. O Bo�e, nie znosz�, kiedy spotyka to dzieci. Wsta� i przeszed� kilka krok�w, otworzy� lod�wk�, zajrza� do �rodka i zamkn�� drzwiczki. Potem wyjrza� przez okno w kuchni. - Rozmawia�e� ju� z rodzicami? - zapyta�em. - Dzi� poprosi�em o spotkanie i czekam na wyznaczenie terminu. - Trzy miesi�ce bez �adnych post�p�w - rzek�em. - Do tej pory �al m�g� si� ju� zmieni� w gniew. Teraz mo�e by� jeszcze trudniej do nich dotrze�. - Tak - odpar� Milo. - Tym zajm� si� p�niej. Ale drzewa nie s� tak wra�liwe, wi�c mo�e rzucimy okiem na miejsce zbrodni? 4 Dojazd zaj�� nam nieca�e p� godziny. Nale�a�o skr�ci� z Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca w prawo i w Brentwood min�� skrzy�owanie z Pacific Palisades. �adnych znak�w. Czasami ludzie, kt�rzy kochaj� natur�, uwa�aj�, �e inni nie powinni zak��ca� jej harmonii. Typowa szeroka przedmiejska ulica obudowana po obu stronach drewnianymi domkami �rednich rozmiar�w zmieni�a si� w jednopasmow� zw�aj�c� si� coraz bardziej drog� poro�ni�t� po obu stronach krzewami. W tym miejscu szkolny autobus na pewno ociera� si� o ga��zie. Metalowa brama wjazdowa do parku pomalowana by�a na kolor daj�cy si� umiejscowi� gdzie� mi�dzy musztardowym a ��tym. Zamkni�to j� tylko na skobel, nie na k��dk�. Natkn�li�my si� na pierwszy znak - pomara�czow� tablic� postawion� przez w�adze miasta z informacj�, w jakich godzinach park jest czynny. Do otwarcia zosta�a jeszcze godzina. Wysiad�em, odemkn��em skobel i wr�ci�em do nie oznakowanego wozu policyjnego, kt�rym przyjechali�my. Wjechali�my do parku po asfaltowej drodze g�sto obro�ni�tej ro �linno�ci�. Dalej asfalt zmieni� si� w ubit� ziemi�, a krzewy w sosny, cedry, cyprysy i sykomory. Drzewa ros�y tak blisko siebie, �e tworzy�y grube zielone �ciany, przechodz�ce niemal w czer�. Trudno by�o wr�cz dostrzec ga��zie i li�cie. Tu m�g� si� ukry� ktokolwiek lub cokolwiek. Droga ko�czy�a si� na eliptycznej polanie. Wyblak�e bia�e linie wyznacza�y dziesi�� miejsc do parkowania. Stan�li�my na jednym z nich. Za parkingiem ci�gn�� si� trzymetrowej szeroko�ci pas suchego, przyci�tego trawnika, na kt�rym sta�y trzy ko�lawe sto�y piknikowe, kosiarka do trawy i kilka wypchanych i zawi�zanych czarnych work�w ze skoszon� traw�. Za trawnikiem zn�w zaczyna� si� las. Poszed�em za Milem przez trawnik do dw�ch znak�w umieszczonych jeden nad drugim. Tu zaczyna�a si� �cie�ka, prowadz�ca mi�dzy drzewa. G�rny znak g�osi�: SZLAK TURYSTYCZNY. NIE ZBACZA� ZE �CIE�KI. I strza�ka skierowana w lewo. Ni�ej, pod niezbyt przezroczystym plastikiem kry�a si� tabliczka, na kt�rej wymalowano piktogramy li�ci, jag�d, �o��dzi, wiewi�rek, zaj�cy, s�jek, w�y. Pod rysunkiem grzechotnika znajdowa�o si� ostrze�enie, �e podczas d�ugich upalnych dni w�e wype�zaj� na �owy. Zacz�li�my schodzi� �cie�k� w d�. Spadek by� lekki, a szlak miejscami poprowadzono tarasami. Wkr�tce od g��wnego szlaku zacz�y odchodzi� inne �cie�ki, bardziej strome, w�sze. Drzewa wok� ros�y tak g�sto, �e s�o�ce tylko gdzieniegdzie przebija�o si� przez ich korony. Szli�my szybko, w milczeniu. Da�em upust wyobra�ni, snu�em r�ne teorie, a jeden rzut oka na twarz Mila powiedzia� mi, �e on robi� to samo. Dziesi�� minut p�niej m�j towarzysz zszed� ze �cie�ki i zag��bi� si� mi�dzy drzewa. Wo� sosen by�a tu znacznie silniejsza - sprawia�a wra�enie niemal sztucznej, niczym od�wie�acz powietrza. Pod naszymi stopami pojawi�o si� igliwie i szyszki. Szli�my d�ugo, a� w ko�cu Milo zatrzyma� si� na ma�ej, niczym nie wyr�niaj�cej si� polance. W�a�ciwie trudno to by�o nawet nazwa� polank�, po prostu nieco wi�cej przestrzeni mi�dzy pniami ogromnych starych sosen pooranymi zmarszczkami szarej kory. Pnie wznosi�y si� dooko�a niczym greckie kolumny. To miejsce wydawa�o si� odgrodzone, jak pok�j w �rodku lasu. Albo krypta. Kto� w ten spos�b wyobra�a� sobie grobowiec... Powiedzia�em to g�o�no, lecz Milo nie odpowiedzia�. Rozejrza�em si� dooko�a, nas�uchiwa�em. Z oddali dochodzi� �piew ptak�w. W powietrzu brz�cza�y owady. Wok� nie by�o wida� niczego poza drzewami. �adnych �cie�ek. Zapyta�em o to Mila. Wskaza� palcem za siebie. - Las ko�czy si� oko�o trzystu metr�w w tamt� stron�, cho� st�d tego nie wida�. Wychodzi na otwarte pole, za kt�rym przebiega droga, dalej s� g�ry i zn�w drogi. Cz�� z nich w ko�cu dochodzi do autostrad, ale wi�kszo�� prowadzi donik�d. Wczoraj przez ca�y dzie� w��czy�em si� po okolicy - samo chodem i pieszo. Spotka�em tylko wiewi�rki i dwa wielkie jastrz�bie. Kr��y�y w g�rze, wi�c zatrzyma�em si�, �eby sprawdzi�, czy w okolicy nie ma przypadkiem jakich� innych zw�ok. Niczego nie znalaz�em, �adnych innych drapie�nik�w. Popatrzy�em w kierunku, kt�ry wskaza� Milo. �adnego prze�witu, najmniejszej cho�by nadziei na wyj�cie. - Co si� sta�o ze zw�okami? - zapyta�em. - Pochowano j� w Izraelu. Rodzina wyjecha�a, posiedzieli tam oko�o tygodnia i wr�cili. - �ydowskie obrz�dy pogrzebowe trwaj� tydzie�. Milo uni�s� brwi. - Pracowa�em na wydziale onkologicznym - wyja�ni�em. Milo obszed� polank�. Wygl�da� pot�nie w tej ciemnej studni mi�dzy drzewami. - Odosobnione miejsce - odezwa�em si�. - Tylko nieco ponad kilometr od autobusu, ale odosobnione. To musia� by� kto�, kto naprawd� dobrze zna t� okolic�. - K�opot w tym, �e to spostrze�enie wcale nie zaw�a nam listy podejrzanych. To miejsce og�lnodost�pne. Wci�� pe�no tu turyst�w. - Szkoda, �e tamtego dnia nie by�o w pobli�u nikogo. Milo przystan��. - Co masz na my�li? - Spraw� wyciszono. Sk�d ewentualny �wiadek mia� wiedzie�, �e powinien si� zg�osi�? Milo zamy�li� si�. - Musz� porozmawia� z rodzicami. Cho� teraz pewnie i tak jest ju� za p�no. - Mo�e uda ci si� nak�oni� ich do p�j�cia na kompromis, Milo. Powiadom o morderstwie, nie wymieniaj�c nazwiska Irit. Co prawda musz� si� z tob� zgodzi�, �e po tak d�ugim czasie trudno liczy� na jaki� sukces. Kopn�� mocno w drzewo, pomamrota� i zn�w zacz�� chodzi�, rozgl�daj�c si� na wszystkie strony. - Co� jeszcze? - zapyta�. Pokr�ci�em g�ow� i wr�cili�my na parking. Tym razem kosiarka ju� pracowa�a. �niady m�czyzna w kombinezonie koloru khaki i kasku je�dzi� w t� i z powrotem po trawniku. Na chwil� odwr�ci� si� w nasz� stron�, po czym wr�ci� do koszenia. Twarz os�ania� mu brzeg kasku. - I co, strata czasu? - zapyta� Milo uruchamiaj�c silnik policyjnego wozu i cofaj�c go z parkingu. - Nigdy nie wiadomo. - B�dziesz mia� czas, �eby poczyta� akta? My�l�c o twarzy Irit Carmeli, odpar�em: - Mn�stwo czasu. 5 Obserwator Nie zwr�cili na niego uwagi, by� tego pewien. Po odje�dzie nie oznakowanego samochodu policyjnego odczeka� dwadzie�cia minut, zsiad� z kosiarki, zawi�za� ostatni czarny worek, wsiad� z powrotem na kosiark� i ruszy� w stron� wyj�cia z parku. Zatrzyma� si� w pewnej odleg�o�ci od ��tej bramy i zepchn�� kosiark� na pobocze. Pracownicy parku nigdy jej nie szukali. Swobodnie interpretowany regulamin. Bardzo swobodnie. Na nieszcz�cie dziewczynki. Ta kosiarka to doskona�e znalezisko. Dobry dodatek do kombinezonu. Jak zwykle kombinezon okazywa� si� bardzo przydatny: robotnik pracuj�cy na zlecenie jakiej� oficjalnej instytucji nie rzuca si� w oczy. Samoch�d - szar� toyot� cressid� na fa�szywych numerach - zaparkowa� trzy przecznice dalej. W schowku w desce rozdzielczej le�a�a legitymacja inwalidzka, a w pude�ku pod siedzeniem kierowcy - p�automatyczny pistolet kalibru dziewi�� milimetr�w. M�czyzna by� szczup�y i lekki. Szed� szybko. Trzy metry od samochodu wy��czy� alarm za pomoc� pilota, rozejrza� si� wok�, po czym b�yskawicznie wsiad� do toyoty i pop�dzi� w stron� Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca. Kiedy ju� tam dotar�, skr�ci� na wsch�d. W tym samym kierunku, w kt�rym pojechali ci dwaj. Detektyw i psycholog, a �aden z nich nawet na niego nie spojrza�. Detektyw by� t�gawy, o masywnych r�kach i nogach, obwis�ych ramionach. Wygl�da� jak byk. Mia� workowat�, kostropat� twarz byka - nie, nosoro�ca. Nosoro�ec w depresji. Ju� wygl�da� na zniech�conego. Jak pogodzi� taki pesymizm z jego reputacj�? A mo�e wszystko si� zgadza�o. Facet by� zawodowcem, musia� wi�c wiedzie�, �e istnieje bardzo nik�a szansa na poznanie prawdy. Czy b�dzie przez to rozs�dny? Psycholog by� zupe�nie inny. Czujny a� do przesady, oczy lustruj�ce wszystko dooko�a. Skupiony. Szybszy i mniejszy od detektywa - mniej wi�cej metr siedemdziesi�t pi�� wzrostu. To i tak ponad siedem centymetr�w wi�cej ni� mierzy� �niady m�czyzna. Nie sta� w miejscu. Porusza� si� z pewn� gracj�. Jak kot. Wysiad� z samochodu, nim detektyw zd��y� wy��czy� silnik. Pe�en zapa�u, ��dny sukcesu? W przeciwie�stwie do detektywa psycholog dba� o siebie. By� dobrze zbudowany, mia� kr�cone ciemne w�osy. Nieco d�ugie, ale r�wno przyci�te. G�adka jasna sk�ra, kwadratowa szcz�ka. Blade szeroko otwarte oczy. Bardzo ruchliwe oczy. Je�li tak si� zachowywa� wobec pacjent�w, to jak udawa�o mu si� ich uspokoi�? A mo�e nie przyjmowa� zbyt wielu pacjent�w? Uwa�a� si� za detektywa. W niebieskiej sportowej kurtce, bia�ej koszuli, wyprasowanych spodniach koloru khaki wygl�da� jak jeden z tych profesork�w, kt�rzy pozowali na luz. Cz�sto luz okaza� si� fa�szywy. Udawali, �e wszyscy s� r�wni, ale wyra�nie dawali innym odczu� wy�szo�� wynikaj�c� z hierarchii i pozycji spo�ecznej. �niady m�czyzna zastanawia� si�, czy psycholog nale�a� w�a�nie do takich ludzi. Jad�c w stron� Brentwood, zn�w przypomnia� sobie szybki energiczny krok psychologa. By�o w nim mn�stwo energii. Do tej pory nikt nawet nie zbli�y� si� do wyja�nienia, co sta�o si� Irit. Psycholog natomiast par� do przodu - mo�e by� optymist�. Albo po prostu amatorem, zbyt naiwnym, by wiedzie�, co go czeka. 6 Milo podwi�z� mnie i wr�ci� na komend� policji w zachodnim Los Angeles. Kiedy wchodzi�em po frontowych schodach, dobieg�o mnie z podw�rza zawodzenie krajzegi Robin. Zawr�ci�em i poszed�em do jej pracowni w ogrodzie. Przy wej�ciu wylegiwa� si� Spike, nasz ma�y buldog francuski. Czarna kupka sier�ci i mi�ni wygl�da�a jak mata przed drzwiami. Spike przesta� chrapa� tylko na chwil�, by podnie�� g�ow� i spojrze�, kto idzie. Pog�aska�em go po karku i przeszed�em nad jego cielskiem. Podobnie jak dom, pracowni� w ogrodzie pokryto bia�� sztukateri�. By� to niewielki, kryty dach�wk� budynek z mn�stwem okien. Sta� w cieniu ga��zi sykomory. Czyste, przestronne wn�trze zalewa�y promienie s�o�ca wpadaj�cego uko�nie przez okna. W ca�ej pracowni poustawiano gitary w r�nych stadiach wyko�czenia. Powietrze przesi�kni�te by�o ostrym zapachem �ywicy ze �wie�o ci�tego drzewa. Robin przesuwa�a w�a�nie po stole krajzegi kawa� klonu. Poczeka�em, a� sko�czy i wy��czy maszyn�, i dopiero wtedy podszed�em. Kasztanowe loki Robin upi�a w kok. Fartuch mia�a ca�y w drzewnym pyle, koszulk� pod spodem mokr� od potu, podobnie jak twarz. Wytar�a r�ce i u�miechn�a si�. Obj��em j� ramieniem i poca�owa�em w policzek. Odwr�ci�a twarz i poda�a mi usta, po czym odsun�a si� i otar�a czo�o. - Dowiedzia�e� si� czego�? - Nie. - Opowiedzia�em jej o parku i o le�nej krypcie mi�dzy drzewami. Otworzy�a szeroko oczy i wzdrygn�a si�. - To brzmi jak koszmar. I co dalej? - Milo poprosi� mnie, �ebym przejrza� akta. - Ju� dawno nie anga�owa�e� si� w takie sprawy, Alex. - To prawda. Powinienem szybko zabra� si� do pracy. - Poca�owa�em j� w czo�o i wyszed�em. Patrzy�a, jak odchodz�. Po trzech godzinach ustali�em, co nast�puje: Zev Carmeli i jeg