3935
Szczegóły |
Tytuł |
3935 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3935 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3935 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3935 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zofia Kuc�wna
Zdarzenia potoczne
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Kiedy prawnuczka Tomasza Zana, Helena, przysz�a do swego ojca na narad�, czy ma
przyj�� o�wiadczyny Kazimierza Stankiewicza, przystojnego, kulturalnego, pracowitego, dobrze
je�d��cego na koniu obywatela z pi�knym dworkiem � wnuk Promienistego akceptuj�c
wyb�r c�rki na zako�czenie rozmowy powiedzia�:
� Pami�taj, �e ma��e�stwo to ostatni etap przed �mierci�.
Pozwol� sobie odnotowa�, �e dnia 19 czerwca 1989 r. decyzj� S�du Wojew�dzkiego w
Warszawie �ostatni� etap mojego �ycia zosta� zamieniony na �przedostatni�. Ku nieuniknionej,
wszystkim nam s�dzonej �mierci pod��am sama, w pojedynk�.
Mimo zmienionych walor�w i zw�onych perspektyw kolory mego �ycia s� nadal intensywne
i wcale nie monotonne. Zdaj� sobie spraw�, �e nadejdzie moment, i� zaczn� pe�zn�� i
wygasa�. Wtedy zamkn� sw�j kajet, zakr�c� pi�ro wieczne i przestan� upomina� si� o ludzk�
pami��.
Nie pretenduj� do bycia pisark�. Do Zwi�zku Literat�w nie zapisz� si� i do ZAIKS-u te�.
Dlaczego wi�c to robi�?
Pytanie takie mo�na zada� ka�demu cz�owiekowi, kt�ry robi co� jeszcze poza swoim zawodem
wyuczonym. Dlaczego in�ynier bierze udzia� w regatach wio�larskich? Lekarz komponuje
piosenki? Architekt wyst�puje w kabarecie? Polonista gra w uczelnianym teatrze?
Krawcowa �piewa w ch�rze ko�cielnym? Bo lubi? Tak, ale nie tylko. Ka�da tw�rczo�� jest
wyrzuceniem jakiej� energii. Jest szukaniem sposobu na roz�adowanie jej, danie jej upustu.
Jest potrzeb� potwierdzenia si�. Z�agodzeniem t�sknot, marze� niezrealizowanych. Pr�no�ci�
te�. Elementem hazardu, bo niesie ryzyko. Wiele razy staje si� ratunkiem w rozpaczy. W
cierpieniu. W chorobie. Bywa b�ogos�awie�stwem, kiedy zaw�d wyuczony przestaje przynosi�
zadowolenie.
I okazuje si�, �e krawcowa wyje�d�a ze swoim ch�rem na tournee do Australii i jako solistka
odnosi sukcesy. Lekarz komponuje tak �adne melodie, �e najlepsi tek�ciarze zamawiaj�
u niego muzyk�. Architekt obdarzony przez natur� si�� komiczn� wywo�uje �miech, a in�ynier
od statyki zdobywa pierwsze miejsce w regatach.
Szanuj� takich ludzi i ich �niezawodow�� tw�rczo��. Podoba mi si� ich walka o ciekawe,
nieoportunistyczne �ycie. Wi�cej. Bior� z nich przyk�ad. Wiele razy s� mi podpor� i kierunkowskazem.
Nie robi� nikomu i niczemu krzywdy. �wiat jest tak du�y i jego potrzeby tak
ogromne i r�norodne, �e i TW�RCZO�� i tw�rczo�� nie k��c�c si� ze sob� maj� prawo
istnie�.
Moja poprzednia ksi��ka �Zatrzyma� czas� by�a autoterapi�, konieczno�ci� odnalezienia
si�, szukaniem ratunku w samej sobie i odci�ciem si� od siebie takiej, jakiej nie akceptowa�am.
Dzi�, �yj�c w zgodzie z sam� sob� i moimi wyobra�eniami jakie powinny by� relacje ja�wiat,
odczuwam rozkosz w budowaniu w�asnej to�samo�ci i wype�nianiu jej warto�ciami
r�wnoleg�ymi do tych, kt�re wynios�am z domu, szko�y, harcerstwa, ko�cio�a, kontakt�w z
lud�mi.
Nie znaczy to wcale, �e nie sprawdzam i nie konfrontuj�, kim jestem w istocie. Ale czyni�
to spokojnie, w skupieniu, niepoganiana nieustannym po�piechem i judzeniem nie wiadomo
ku czemu.
5
Moja autoedukacja trwa nadal i wreszcie zbli�aj�c si� ku ko�cowi nabieram zaufania do
siebie i w�asnego �ycia, mimo rozczarowa� i zawod�w, kt�re na mnie spad�y. A mo�e w�a�nie
dzi�ki nim?
Samotno�� nie jest mi�� ani dobr� rzecz�, czasem ka�e �y� na marginesie, ale wiem ju�, �e
tylko ode mnie zale�y, aby uczyni� z niej warto�� dodatni�.
Niekt�rzy uwa�aj�, �e pisanie dziennik�w lub pami�tnik�w jest czynno�ci� bezwstydn�,
bo r�wna si� wystawianiu siebie i swoich intymnych my�li w futryn� sklepow�.
Zawodowi pisarze w artystycznych konfabulacjach w gruncie rzeczy zawsze pisz� o sobie
zdradzaj�c si� w nich niemi�osiernie. Dzi� w epoce osza�amiaj�co szybkich przemian nie wystarcza
konfrontacja wizji wymy�lonej z rzeczywisto�ci�. Jeste�my ciekawi cz�owieka konkretnego,
odartego z wszelkich fikcji i uog�lnie�, bez literackich upi�ksze� i deformacji. Jakby
rewolucja obyczajowa i tu da�a o sobie zna�. Nie ubieraj si� w pi�kne szaty literackich
mistyfikacji i nie sznuruj w fabularny gorset, ale obna� si� i poka� siebie przepuszczonego
przez filtr pami�ci lub powszedniego dnia. Przecie� wi�kszo�� pisze powie�ci eksploatuj�c to,
co zapisali w pami�tniku. Notuj� jak najwi�cej szczeg��w, dokonuj� obr�bki, dodaj� fabu��
wzi�t� z ulicy, z s�siedniego mieszkania, z s�siedniego �ycia i z tego rosn� tomy, sagi, powie�ci
rzeki. Kiedy Flauberta zapytano: Kto jest prototypem pani Bovary? � powiedzia�: Madame
Bovary, to ja!
Zawsze by�am wstrzemi�liwa w odkrywaniu swojego pami�tnika. Namawiana przez Romank�wn�
p�niej Kuncewiczow�, pisa�am, ale bez specjalnej wiary w warto�� tego pisania.
Zmieni�am do niego stosunek, bo zmieni�am si� wobec siebie. Z kontaktu antyegoistycznego
w egoistyczny, kt�rego nie mam zamiaru zwalcza�. Wydaj� si� sobie na tyle atrakcyjna, �e to
co my�l� i robi� mo�e zainteresowa� innych. Nie �eby o�wieci�, pouczy� lub odkry� co� nowego
� to akurat wydaje mi si� najmniej mo�liwe � ale �eby zaj�� czyj�� uwag� sob�. Narcystycznie
i egocentrycznie. Tego domaga si� m�j egoizm. Chc� istnie�.
Ulegam r�nym pokusom, na co dawniej nie by�oby mnie sta�. I to nie jest z ca�� pewno�ci�
sprawa odwagi, lecz � co ju� m�wi�am � powi�kszaj�cego si� wreszcie egoizmu.
Wyrywam si� z mrowiska ludzkiego, aby snu� oddzielny kokon w�asnej, bardzo osobistej
egzystencji, ale boj�c si� w nim zadusi� wystawiam go na widok publiczny, �eby nie zdechn��
bezimiennie. Mo�e to z�e i nieskromne. Nic nie poradz�. Tak jest.
Egzamin w Szkole moich drugoroczniak�w poszed� �adnie. M�wili poezj� mi�osn� renesansu
i baroku. Dla dziewcz�t narwa�am ogromne bukiety zi� i kiedy ca�a dziesi�tka wesz�a
na sal� egzaminacyjn� �piewaj�c Laur� i Filona, po sali rozszed� si� zapach nagrzanej s�o�cem
��ki. Czerwiec, s�o�ce za oknem, m�odo�� na scenie, mi�o�� w s�owach, wo� wi�dn�cej
zieleni. Rozkosz. Nie obchodzi�o mnie, czy to co zrobi�am, podoba si� komisji. Ja by�am zadowolona.
Du�o pracy. Egzaminy wst�pne. Teatr. ZASP. Krz�tanina wok� kawiarni �U Aktorek�.
Idzie niesporo.
W zimowej akcji �Arty�ci dla Rzeczpospolitej� maj�cej na celu zebranie jak najwi�kszej
ilo�ci pieni�dzy na Fundusz Mazowieckiego i SOS Kuronia, na Politechnice otworzy�y�my
kawiarni� �U Aktorek�.
W kiermaszu wzi�y udzia� wszystkie �rodowiska tw�rcze. Politechnika zamieni�a si� w
wielki festyn. Sprzedawano ksi��ki, obrazy, p�yty, wideokasety, ta�my z nagraniami, cegie�ki,
znaczki � specjalnie zrobione dla akcji miniaturowe z�ot�wki � jednym s�owem wszystko, co
mogli wymy�li� i zrobi� arty�ci. Kot�owa�o si� w Politechnice jak w tyglu, nikogo nie zabra-
6
k�o. Frekwencja by�a nadzwyczajna, kawiarnia mia�a powodzenie jak przys�owiowa panna na
wydaniu. Nic dziwnego skoro kelnerowa�y w niej najpopularniejsze aktorki Warszawy.
W zwi�zku ze zmianami, jakimi zacz�a nas straszy� nowo wybuch�a wolno��, boj�c si�
nadci�gaj�cego bezrobocia, podczas babskiego sejmiku skrzykni�tego w ZASP-ie, Ola Dmochowska,
Alina Janowska i ja podj�y�my si� za�o�enia Fundacji, w ramach kt�rej obok Impresariatu
Zagranicznego i Agencji Pracy, powo�amy do �ycia kawiarni�. Rzecz dobra i dla
Fundacji, i dla bezrobotnych kole�anek.
Wyb�r pad� na �Wilanowsk��. Wiedzia�y�my, �e ZASP wyst�pi� do Urz�du Miasta o wykupienie
ca�ego kompleksu zrujnowanych kamienic przy Placu Trzech Krzy�y i �e ma to ju�
prawie za�atwione. Biuro architektoniczne zrobi�o nawet projekt modernizacji.
Nie maj�c grosza przy duszy, zacz�y�my szuka� sponsor�w. Znalaz�y�my. Powsta� komitet
za�o�ycielski: Andrzej �apicki, Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi, Janusz Warmi�ski,
Gra�yna Zaczykowa. Od strony prawnej Gra�yna Samuelowicz.
Pisa�y�my regulaminy, statuty, czort wie co. Wszystko w panicznym strachu, �e nie podo�amy,
ale zapa� i ogie� Oli dopingowa�.
Fundacja zosta�a zarejestrowana. Sprawy posz�y bardzo daleko. Jak powiedzia�a Ola, wlaz�y�my
na najwy�sz� trampolin�. Czym to si� sko�czy, nie wiem. Wiem tylko, �e umieram ze
strachu, pami�taj�c o skokach z najwy�szych trampolin nie zawsze szcz�liwych. Pakuj� si�
jednak w t� awantur� jak �ma w p�on�cy ogie�. Jestem osob� nieumiej�c� �y� zgie�kiem kawiarnianym
lub w zamkni�tym domu, wy��cznie dla siebie. Teatru i Szko�y okaza�o si� za
ma�o, musz� wi�c co� robi�, dzia�a�, wype�nia� czas, �ycie czyni� po�ytecznym. To s�
wszystko substytuty, dzia�ania zast�pcze, wiele razy w�tpliwe. A mimo to � postanowi�am �
tak b�d� robi�, by nie wpa�� w bierno�� i apati�.
Lubi� budowa�, urz�dza�, stroi�. Ch�tnie w��czy�am si� w tworzenie Fundacji dla kawiarni,
kt�ra interesowa�a mnie najbardziej i wydawa�a mi si� mo�liwa do zrealizowania. Nie
znaj�c si� na reszcie nie anga�owa�am si�.
Dosta�y�my przyrzeczenie lokalu od Prezesa ZASP-u i od w�adz �przydzia��. Czu�y�my si�
ju� prawowitymi w�a�cicielkami.
Od tygodnia sprawy zacz�y si� komplikowa�. Wszelkie przydzia�y zarz�dzeniem w�adz
miejskich zosta�y uniewa�nione. Do burmistrza naszej gminy pana Rutkiewicza nie mo�emy
si� dosta�. I cho� zosta� zaproszony na uroczysto�� inauguruj�c� Fundacj� i by� pe�en przyjaznych
uczu� � raptem sta� si� g�r� lodow� niemo�liw� do zdobycia.
Nie zra�aj�c si�, pracujemy nadal. Ola, Alina, Kazio Kaczor przy Fundacji, ja wok� kawiarni.
Z architektem, panem Gierasymiukiem, zrobili�my projekt, kosztorys, prowadzimy
rozmowy z wykonawc�. Ola jest po s�owie z pani� ajentk�, kt�ra ma zorganizowa� kawiarni�
�od kuchni�. Dostawc�w ugada�y�my. Wszystko jest dobrze zorganizowane i nawet z g�ow�.
Nie mo�emy tylko wej�� z robot�, poniewa� WSS �Spo�em� nie wypuszcza kawiarni z r�k,
zas�aniaj�c si�, i s�usznie, decyzj� w�adz.
By� mo�e zosta� pope�niony jaki� b��d, ale jaki i przez kogo, naprawd� nie wiemy. Z plotek
wynika, �e na ca�y naro�nik obejmuj�cy domy przy Alejach, Placu Trzech Krzy�y i Mokotowskiej
zg�osi� si� bogatszy kontrahent ni� nasz ZASP.
Ko�czy si� czerwiec. Wyje�d�amy do Zamo�cia z teatrem. Zaraz po przyje�dzie pobieg�am
do rynku. Wilgo� z�ar�a mury, tynki odpadaj� jak �le po�o�ona szminka ze starej twarzy.
Pa�ac w rozpaczliwym stanie, mimo �e lokatorem jest S�d Wojew�dzki.
Przyje�d�a�am tutaj w pi��dziesi�tym si�dmym i pi��dziesi�tym �smym roku z teatrem
lubelskim. Gra�am na scenie Domu Kultury �Nor� Ibsena i Anulk� z �Porwania Sabinek�.
Ju� wtedy Zamo�� wygl�da� jak biedne, zaniedbane, niekochane, bo obce klasowo dziecko,
ale jeszcze czarowa� resztkami swojej pi�kno�ci. W drugiej po�owie lat siedemdziesi�tych po
7
raz drugi odwiedzi�am miasto i zobaczy�am ju� ruin�, kt�r� histerycznie pr�bowano ratowa�.
Do dzi� zosta�y �lady tej akcji. Metod� parawanow� odnowiono ratusz i rynek � reszta nadal
krzyczy o pomoc.
Mieszkamy w brzydkim, nowym hotelu �Renesans�. Robi wra�enie robotniczego. WC i
�azienka wsp�lne na korytarzu dla ca�ego pi�tra. Jako uprzywilejowana otrzyma�am apartament
sk�adaj�cy si� z dw�ch pokoik�w, obitych tandetn� boazeri�, z kolorowym rozstrojonym
telewizorem i wyj�tkowo ubog� �azienk�. Przygn�biona pierwszymi wra�eniami zjad�am
kolacj� przywiezion� z Warszawy i po�o�y�am si� spa�.
R�owy s�oneczny poranek. Przez szeroko rozwarte okna dolatuj� odg�osy budz�cego si�
prowincjonalnego miasteczka. Szuranie i stukanie po nier�wnych p�ytach chodnik�w, pokrzykuj�
dzieci, kobiety opowiadaj�, co jest na targu, a czego nie ma, poszczekuje pies.
Arbuzowy zapach stoj�cego powietrza zapowiadaj�cego upa�, przejrzyste jak u L�gera
�wiat�o, bezceremonialne ha�asy � wszystko to daje z�udzenie, �e jestem we W�oszech. A
jednak podda�am si� urokowi miasta mimo jego wczorajszego niechlujstwa.
Po wczesnym �niadaniu, kt�re zrobi�y�my u mnie w pokoju, wysz�y�my z Majk� na miasto.
Nakupowa�y�my na targowisku pomidor�w, og�rk�w, truskawek i wi�ni, bu�ek, ser�w i
mas�a. Ob�adowane dosz�y�my do roz�o�onych kramik�w z ciuchami. Handluj� g��wnie Rosjanie
i Rumuni. Majka kupi�a r�ow� jedwabn� bluzk�, ja targowa�am ruski czajnik z gwizdkiem.
Powa��sa�y�my si� po parku i zmachane jak nieboskie stworzenia wr�ci�y�my do hotelu.
Rozgospodarowa�y�my si� ca�kiem rozs�dnie i za�o�y�y�my dom.
Przypomnia�y mi si� jako �ywo czasy, gdy pracowa�am w objazdowych teatrach, kiedy
mia�am dwadzie�cia par� lat. To wtedy nauczy�am si� robi� z ka�dego przypadkowego hotelowego
lokum DOM. Lubi�am zawsze mie� cho�by pozorn� stabilizacj�.
Moim pierwszym teatrem w �yciu by� Teatr M�odego Widza w Krakowie.
�adnie usytuowany na rogu ulic Karmelickiej i Krupniczej, prowadzony przez pani� Mari�
Billi�ank�, nie by� obiektem marze� absolwent�w Szko�y Aktorskiej. Przy Teatrze Starym i
S�owackiego ot! taki sobie teatrzyk. Bez tradycji, bez gwiazd w zespole, z obowi�zkowym
objazdem po ca�ym Podkarpaciu i s�u�eniem g��wnie dzieciom i m�odzie�y. Nic wi�c dziwnego,
�e studenci marz�cy o Hamletach omijali ten teatr z daleka. Dopiero kiedy zawiod�y
dwie rywalizuj�ce ze sob� sceny z Jagiello�skiej i z Placu �w. Ducha, pokornieli i kierowali
kroki na Krupnicz�.
Zesp� sk�ada� si� g��wnie z aktor�w z�o�liwie nazywanych �odrzutami� i amator�w przez
pani� Mari� anga�owanych do bajek, p�niej po kilku latach zdaj�cych egzaminy eksternistyczne.
Teatr nie cieszy� si� dobr� opini�. Mia� sw�j z�oty okres na pocz�tku lat pi��dziesi�tych i
na ten jego dobry czas trafi� kilkunastoletni Romek Pola�ski graj�cy g��wn� rol� w �Samotnym
bia�ym �aglu�. Sta� si� gwiazd� i na niego chodzi�y szko�y prowadzone parami przez
nauczycieli. Zna� go ca�y szkolny Krak�w.
Wtedy kiedy ja si� anga�owa�am, teatr prze�ywa� kryzys, mimo obecno�ci w nim Iwo
Galla, �wietnego scenografa, re�ysera i pedagoga, wywodz�cego si� z pi�knych tradycji Redutowych.
R�wnie� i wk�ad re�yserski Wilama Horzycy niewiele pom�g� tej scenie. Panowie
jako �prze�ytki bur�uazyjnego formalizmu� zostali przez socrealizm zakwestionowani i zdj�ci
z dyrekcji teatr�w, kt�re prowadzili. Gall z Teatru Wojska Polskiego w �odzi, Horzyca z
teatr�w: Narodowego, toru�skiego, pozna�skiego. Obydwaj znale�li schronienie w ma�o
atrakcyjnym teatrzyku dla m�odzie�y. A mo�e zes�ano ich tam? Tego ju� nie wiem.
Mimo tych ��ywych legend� teatru polskiego, recenzenci krakowscy nie przychodzili do
naszego teatru na premiery, a je�li zaszczycili swoj� obecno�ci�, to okropnie grymasili. �e
�za lekka strawa�. �e �nie trzeba wysila� intelektu�. �e �publiczno�� prymitywna i ma�o
wymagaj�ca, drobnomieszcza�ska, kupiecka, robotnicza...�
8
A ja ten Teatr do dzi� najbardziej kocham. Kiedy my�l� o nim, ogarnia mnie ciep�e wzruszenie.
Nie tylko dlatego, �e by� moim pierwszym w �yciu, ale g��wnie z powodu atmosfery, jaka
w nim panowa�a.
Atmosfer� t� robili ludzie solidarnie sprzeciwiaj�cy si� towarzyskiej i artystycznej pogardzie
id�cej z zewn�trz. Przez to, �e odmawiano im sensu w ich pracy, tym bardziej szukali i
dobijali si� do racji swego istnienia. Przekornie budowali form� na przetrwanie. T� form�
by�a w spos�b naturalny w podr�ach wypracowana familiarno��.
W�druj�c od miasta do miasta, od sceny do sceny �yli w szczeg�lnym nastroju rodzinnego
ciep�a i za�y�o�ci. Nawet konflikty, kt�rych nigdy w tym zawodzie nie brak, wygl�da�y inaczej.
Bardziej rodzinnie. Do�wiadczy�am tego.
Nie by�am osob� pokorn� i �atw�. Narwana i �atwo awanturuj�ca si�, mimo to otoczona
by�am wyrozumia�� serdeczno�ci� i przyja�ni�.
Raz, kiedy przesoli�am i zachowa�am si� na pr�bie wobec starszej kole�anki nietaktownie,
pani Zosia Mys�akowska � ta od Osterwy � wzi�a mnie do swojej garderoby, da�a mi lekcj�
dobrego zachowania i kaza�a mi napisa� sto razy �szanuj starszego jak siebie samego�. Nic j�
nie obchodzi�o moje, �e to �dla dobra sztuki�. Powiedzia�a mi wprost, �e jestem arogancka i
�le wychowana. Napisa�am sto razy �szanuj starszego jak siebie samego�, przeprosi�am starsz�
kole�ank�, ale z pani� Zosi� nadal toczy�am wojn� o swoj� racj�. Uwa�a�am, �e czasem
dobrze jest si� pok��ci�, �eby temperatura pr�by sta�a si� gor�tsza i bardziej aktywna. To si�
potem przenosi na spektakl i nie jest z�em taki dynamiczny podk�ad. Ale pani Zosia by�a nieprzejednana.
Merytorycznie by�a sk�onna si� przychyli�, ale form�, a przede wszystkim m�j
wiek nazwa�a �niedopuszczalno�ci��.
Do dzi� denerwuje mnie i odbiera ch�� pracy taka poprawno�� na pr�bach, taki ch�odny
racjonalizm lub ciep�a wytworno��, takie pilnowanie, �eby nie wyj�� �z nerw�, takie nadmierne
przestrzeganie manier. Ja lubi� pracowa� �na nerwie�, w ogniu, w zapami�taniu, na
du�ym diapazonie. Nie znosz� nadmiernego gadania, �umawiania si�, opowiadania jak tu
b�d� gra�a, a jak tam. Lubi� konkret. Nie opowiadaj, tylko zagraj. �le, dobrze, ale zagraj. I to
mi si� od tamtych czas�w nie zmieni�o, cho� w innych sprawach w aktorstwie tak.
Ja lubi� teatr grany, nie pokazywany.
Mi�dzy scen� a widowni� musi przebiega� pr�d. Podczas pr�b mi�dzy re�yserem a aktorami,
na spektaklach mi�dzy aktorami a widzami. W pierwszym przypadku prowokatorem
powinien by� re�yser, w drugim � aktorzy.
Je�li tak nie jest, scena przypomina mi pole egzekucyjne. Niestety, par� razy sta�am na takim
polu i sam� siebie rozstrzeliwa�am przez dziesi�tki wieczor�w. Dla norm. Brr.
Dzi� ju� to wiem, mam �wiadomo�� swoich potrzeb, gust�w, nawet konieczno�ci.
Wtedy kiedy zaczyna�am, pos�ugiwa�am si� jedynie intuicj�. Szuka�am sposobu na prze�amanie
cz�sto pojawiaj�cej si� w zespole inercji, wynik�ej z zani�onych ambicji. Urodzona w
maju, bykiem atakowa�am, �eby bodaj dla siebie wywalczy� optymalne warunki do zrealizowania
w�asnych wyobra�e� o teatrze. Przebaczano mi.
Cho� by�a to wspania�a praca, bywa�a te� ci�ka. A bior�c pod uwag� nie najlepszy stan
naszego transportu � r�wnie� i niebezpieczna. To w tym w�a�nie teatrze, dziesi�� lat p�niej,
w 1966 r., podczas wyjazdu z �Plac�wk��, dosz�o do wypadku, w kt�rym zgin�o kilkunastu
moich koleg�w. W jakim� sensie byli �o�nierzami na plac�wce. Walczyli o zwyk�e uczucia
ludzkie, o u�miech dzieci, o wra�liwo�� na s�owo polskie, o wiar� w si�� sztuki, o miejsce tej
sztuki na mapie prowincjonalnej Polski.
Ile zawdzi�czam temu teatrowi, nie wiem. To s� rzeczy nie do zwa�enia, wyliczenia ani
odmierzenia.
Cz�sto tam wracam my�lami.
Zima, �nieg, mr�z. Zakutani w ko�uchy i koce dane nam przez dyrekcj�, telepiemy si� nieogrzewanym
autobusem z demobilu przez zasypane zamieciami drogi. W naszych baga�ach
9
wieziemy maszynki spirytusowe, kochery, czajniczki, patelenki pod jajecznic�, kubki, sztu�ce,
troch� jedzenia na pocz�tek.
Najmilszym tematem rozm�w jest jedzenie. O polityce raczej si� nie rozmawia. Ludzie
boj� si�. Stalina wprawdzie diabli ju� wzi�li, ale UB po nim pozosta�o i stara si� nadal jak
mo�e. Wi�c przepisy kulinarne. Pan Maria�ski, starej daty aktor, opowiada jak parzy herbat�.
� Stawiam czajnik na maszynce, a na czajniku czajniczek. Wylewam z niego wod�. Dzi�bek
zatykam koreczkiem. Czajniczek stawiam na czajniku. Sypi� do wilgotnego czajniczka
herbat�. Trzy �y�eczki. Szybko zakrywam pokrywk�. Czekam par� minut, �eby herbata troch�
nap�cznia�a. Teraz zestawiam czajniczek i herbat� zalewam wrz�tkiem do po�owy. Szybko
nakrywam pokrywk�, �eby nie wypu�ci� aromatu. Kiedy sobie tak postoi, dolewam wrz�tku i
jeszcze czekam oko�o trzech do pi�ciu minut. Teraz wlewam j� sobie do szklanki. Do szklanki,
prosz� pa�stwa, bo herbata smakuje tylko ze szk�a.
Pan Maria�ski opowiada d�ugo i szczeg�owo. Ale jak ko�czy to wszyscy ju� strasznie
chcemy tej jego herbaty.
Podczas jednego z objazd�w Ola Czerny odkry�a nam cud herbaty w torebkach na sznurku.
Siostra Oli, s�awna pianistka Halina Czerny-Stefa�ska, dopiero co wr�ci�a z wielkiego
triumfalnego tournee po Ameryce i jako sensacj� przywioz�a herbat� ekspresow�.
Nam wszystkim oczy wysz�y z orbit. Byli�my wstrz��ni�ci prostot� wynalazku. Nasze
metalowe zaparzaczki w kszta�cie dziurkowanego jajka wyda�y si� prostackie i zacofane. Raczyli�my
si� ameryka�sk� herbat� jak nie wiem jakim przysmakiem.
Tylko pan Maria�ski nie wyrazi� zachwytu. Zdecydowanie skrytykowa� i smak herbaty, i
brak jakiegokolwiek zapachu, nazwa� j� �pomyjkami� i poszed� do swojego pokoju na samotnie
parzon� herbat� w czajniczku z zatkanym dzi�bkiem, jak Pan B�g przykaza� i poprzednie
pokolenia.
Bardzo cz�sto, kiedy �piesz� si�, dla zaoszcz�dzenia czasu �api� �ekspresiaka� i wrzucam
do fili�anki, wspomina mi si� tamten wiecz�r w�r�d mi�ych koleg�w, z kt�rymi dzieli�am
moje pierwsze sukcesy i trudy teatralnego �ycia na byle jakich prowincjonalnych scenach.
Kr�tki przystanek, bezpieczny i ciep�y, przy wsp�lnym posi�ku i gor�cej herbacie podczas
mojej blisko czterdziestoletniej ju� pracy.
Nie lubili�my wyjazd�w kr�tkich, jednodniowych.
Rano pr�ba w teatrze w Krakowie, po pr�bie od razu autobus, wieczorem spektakl, w nocy
powr�t, rano zn�w o 10.00 pr�ba.
Pewnego razu maszyni�ci po ustawieniu dekoracji i przygotowaniu sceny odmeldowali si�
u kierownika objazdu na kolacj�.
Pogoda by�a pieska, deszcz ze �niegiem, o trzeciej ju� zapad� by� zmrok, ponuro, smutno,
haniebnie.
Zesztywnia�ymi palcami nak�adali�my na twarze stwardnia�e od zimna szminki. Poowijani
w pledy grzali�my nogi przy maszynce elektrycznej, na kt�rej szumia� imbryk. Siorbali�my ze
szklanek herbat� mi�osiernie podan� przez kochan� garderobian�, kt�r� nazywali�my Ciotk�.
To Ciotka ma�� biurow� klitk� Domu Kultury przedzieli�a prze�cierad�em na dwie po�owy,
tworz�c osobne pomieszczenia dla pa� i pan�w. To Ciotka maj�c na uwadze z�� pogod� i
zimn� wyg�dk� na dworze ustawi�a po obydwu stronach prze�cierad�a dwa wiaderka i pouczy�a:
� �eby nie by�o s�ycha� ciurkania, gwizdajcie! � To Ciotka ze zrzutki zrobionej po przyje�dzie
kupi�a chleba, mas�a, w�dzonych pikling�w i podczas gdy arty�ci oddawali si� wielkiej
sztuce, ona robi�a kanapki, �eby �dzieci� przed nocn� jazd� co� na �ruszt wrzuci�y�.
Dzieci zagra�y nawet ca�kiem nie�le, bo co tu du�o m�wi�, kiedy aktor zobaczy, �e ca�a
�frekwencja� przysz�a, to jakby nie wiem jak warunki nie sprzyja�y, wyci�nie z siebie wszystko
co ma najlepszego.
Posz�y brawa. Kurtyniarz te� mia� co robi�, ci�gn�� �szmat� par�na�cie razy.
10
Ale maszynist�w nie by�o. Gdzie� si� zawieruszyli. Wszystko ju� popakowane, kanapki
zjedzone, tylko te przekl�te dekoracje nie zwini�te.
Przyszli, ale lekko zawiani. Wychodz�c z za�o�enia, �e ch�opcy wyj�tkowo pod�e dzi�
mieli �ycie przy taszczeniu dekoracji na deszczu, nikt z nas nie o�mieli� si� reklamowa� ich
sp�nienia. Zwijali si� szybko, �aduj�c ci�ar�wk� przy lampkach elektrycznych.
No, jednym s�owem wyjechali�my z ogromnym op�nieniem. W zimnym autobusie pozawijali�my
si� w co tam kto mia� i niemrawo pogaduj�c pr�bowali�my spa�.
A� tu naraz jak nas nie zarzuci. Co jest? Guma!!!
Nie powiem za nic na �wiecie, jakie s�owa posypa�y si� na los, na pech, na ma� nie wiadomo
czyj�, na skaranie boskie i na wszystkie najgorsze choroby �wiata.
Trzeba wysiada�. Nasz kierowca � wspania�y facet, podobno od Andersa � b�dzie zmienia�
ko�o.
Okaza�o si�, �e w pobli�u jest cegielnia. Pod komend� Ciotki poszli�my przez grz�skie,
rozciapciane pola. Nawet niedaleko. Piece dopala�y si�, �agodne pomara�czowe �wiat�o
m�y�o jak przez sito, sucha, ciep�a, ceglana pod�oga zaprasza�a do odpoczynku. Troch� dusi�o
czadem.
Roz�o�yli�my si� pod �cianami i zapadli�my w sen.
Obudzi�o mnie okropne tarmoszenie i krzyki. Jak przez wat� s�ysza�am ludzkie g�osy,
chcia�am otworzy� oczy, ale nie mog�am, i tylko straszny b�l g�owy, a mo�e ca�ego cia�a, nie
umia�am zidentyfikowa�, straszny �upi�cy b�l rozsadza� mnie. Gdzie� p�yn�, w czym� ciep�ym
i dusznym i nagle uderzenie zimnem i wilgoci�. Otworzy�am oczy. Kto� mnie niesie,
stawia przy �cianie. Ko�o mnie kogo� nast�pnego i nast�pnego. Wreszcie rozumiem s�owa.
� Na Boga Ojca! Ludzie! Potruli�cie si� czadem!
S�owa powtarzaj� si� a� do znudzenia. Zacz�am rzyga�. Inni te�. Kierowca od Andersa
zbiera� nas w gromadk� i pogania� do autobusu.
Przemoczeni, obolali, pijani od czadu dojechali�my do Krakowa wczesnym ciemnym rankiem,
gdy pierwsi robotnicy wsiadali do pustych jeszcze tramwaj�w.
Tym razem ranna pr�ba upiek�a si� nam.
Albo objazd wzd�u� trasy Krak�w�Zakopane. Cudny wrzesie�. Wszyscy wypocz�ci po
udanych urlopach, pe�ni dobrych nadziei na nowy sezon, na role, na granie.
W My�lenicach przystanek i k�piel na jazie. Taplanie si�, �miech, karesy. A potem le�enie
na s�o�cu i obsychanie.
Usiad�am obok naszej inspicjentki, pani Haliny Zalewskiej. S�o�ce, pami�tam, �wieci�o
nam w oczy i troch� o�lepia�o. Zakry�y�my wi�c twarze du�ymi li��mi �opianu i tak odgrodzone
od reszty uton�y�my w rozmowie. Lubi�y�my si�. Kiedy przysz�am do teatru, od razu
zwr�ci�y�my na siebie uwag�. Nie wygl�da�a na inspicjentk�, raczej na oryginaln�, o bardzo
wyszukanej stylizacji sekretark� lub scenografk�. Szczup�a, wysoka, elegancka, przedwojenna.
Szybko dowiedzia�am si�, �e to jest c�rka tego Zalewskiego, s�ynnego cukiernika ze Lwowa
� taki Blikle lwowski � co to ciastka eksportowa� nawet za granic�, sama te� s�ynna fotografka
Parnasu aktorskiego w Warszawie, przed wojn� piekielnie zamo�na, modna, ekscentryczna.
High life. Ona zaprasza�a aktor�w na seanse fotograficzne, a nie oni j�. Obok Dorysa
najlepsza portrecistka. Fotografowa�a Ordonk�, Przyby�ko-Potock�, Smosarsk�, Gorczy�sk�,
Junosz�, W�grzyna. Kogo nie! �As� zamawia� u niej fotosy. Zadziera�a troch� nosa, ale by�a
naprawd� �wietna. Kocha�a si� w Mieczys�awie Cybulskim.
Ona sama opowiedzia�a mi o swojej ostatniej rozmowie telefonicznej w 1939 roku z Eugeniuszem
Bodo, przerwanej alarmem i bombardowaniem.
� �Postaram si� do ciebie jutro dotrze�... do dzi� s�ysz� te s�owa. I nie dotar�, i nic nie
wiem co si� z nim sta�o. � Zako�czy�a patrz�c intensywnie w przestrze�, jakby chcia�a zobaczy�
tamten zrujnowany �wiat i tamtych ludzi.
11
A teraz siedzia�y�my sobie i ona odpowiada�a na moje pytanie. Zapyta�am j�, dlaczego nie
wraca do swego zawodu? Dlaczego siedzi w tym teatrzyku, kt�ry tak do niej nie pasuje?
U�o�y�a sobie na g�owie �opian jak koron�, ramionami obj�a kolana i taka po kr�lewsku
wyprostowana i wynios�a, powiedzia�a:
� Bo zmieni� si� ca�y �wiat, a razem z nim i aktorzy si� zmienili. To s� ju� zupe�nie inne
twarze. Musia�abym si� ich na nowo uczy�. A poza tym nie mam pieni�dzy na sprz�t.
Koledzy zbierali si� do dalszej drogi. Nawo�ywali si�, rzucali w siebie kamykami.
� Ja ich lubi� i szanuj� za trudn� prac� i tak� nie docenion�. Ale to ju� inna klasa. Ani lepsza,
ani gorsza. Po prostu inna. A tobie lepiej b�dzie zabiera� si� z tego teatru, moje dziecko.
Utoniesz w nim jak te kamyki.
Rzuci�a ich par� i strzeli�o w g�r� srebrzystymi pi�ropuszami wody, a potem wida� by�o
jeszcze ko�a rozchodz�ce si� coraz dalej, coraz szerzej i ju�!... nic si� zn�w nie dzia�o.
� Zanim tak si� stanie, zabieraj si�.
To by� cudny ciep�y wrzesie� 1956. Pa�dziernik prze�y�am bardzo emocjonalnie i intensywnie.
Na jesieni 1957 wyjecha�am do Lublina odmawiaj�c pani Billi�ance g��wnej roli w �Pami�tniku
Anny Frank�. W Lublinie zagra�am Ibsenowsk� Nor�, dzi�ki kt�rej w 1958 zosta�am
przez Iren� Babel zaanga�owana do Teatru Powszechnego w Warszawie.
Z pani� Halin� nigdy si� nie spotka�am mimo cz�stych wizyt w Krakowie. Jako� nie sk�ada�o
si�.
Od tamtych zdarze� min�o r�wne 35 lat, a ja zn�w w drodze z teatrem.
Pierwszego lipca zacz�am dwumiesi�czny urlop.
Krak�w. Wizyty u Rodzic�w s� szczeg�lnym powodem do robienia rachunk�w sumienia.
W ciszy rodzinnego domu dokonuj� nieustannych penetracji siebie i relacji ja-�wiat.
Miejsca, w kt�rych toczy�o si� moje �ycie, dzisiaj s� miejscami, gdzie szukam potwierdzenia
siebie i moich �yciowych dokona�. Sk�d wysz�am, dok�d dosz�am.
Wsz�dzie znajduj� up�yw czasu i nieuchronne zachody s�o�ca. Mama u�miechni�ta i pogodna
wprawdzie, ale chyl�ca si� i powtarzaj�ca za Iwaszkiewiczem: ��wiat ode mnie odchodzi�.
Ojciec zacz�� od niedawna kaprysi� i narzeka�. Wszystko �le. Janka Garycka jak
dawniej �agodna, pe�na niepokoju na temat podwy�ki czynszu, czy podo�a. Piotrek Skrzynecki
czynny i w humorze, ale pojawi�a si� nutka zgry�liwo�ci. Siostra Hortensja z bol�cymi
kolanami i r�kami, dawniej przychylna ka�dej pogaw�dce, dzi� niech�tnie wychodzi ze swojej
celi do klasztornego ogr�dka. W Przegorza�ach zlikwidowano prom i nie mo�na przeprawi�
si� do Ty�ca. Ulica Komorowskiego zaros�a drzewami, zrobi�a si� ciasna i ciemna. Sta�a
si� dla mnie nieznan� ulic�, bo dawnych moich znajomych na niej ju� nie ma. Rudawa i Wis�a
tocz� swoje zatrute wody i na ich brzegach nikt nie pla�uje. Cmentarz Salwatorski, cho�
pi�kny i bujny w ziele�, zat�oczony ju� i ciasny. Coraz wi�cej przybywa na nim znanych mi
nazwisk, a ubywa z ulic Krakowa, wi�c ch�tniej kieruj� swoje spacery w g�r� na Salwator,
ni� w d� do Rynku. M�j m�odzie�czy �wiat starzeje si�, a ja razem z nim. Przez trzy dni dom
�y� tematami, kt�re przywioz�am z Warszawy. Teraz �ycie zamar�o. Kr�cimy si� wok� sto�u
z jedzeniem, dolegliwo�ci i wspomnie�. Pozosta�o zn�w czekanie na wieczorne k�adzenie si�
do snu. Umieramy do nast�pnego dnia, by zn�w podj�� niech�tnie trud bytu bardzo starych
ludzi. Czasem niecierpliwi� si� i zaraz robi mi si� wstyd za moj� bezwzgl�dno�� cz�owieka
aktywnego i czynnego. I jest mi coraz smutniej i smutniej. I wiem, �e w chwili odjazdu b�d�
Ich kocha�a i mi�owa�a, i t�skni�a do Nich i p�aka�a za Nimi ponad wszelkie poj�cie.
12
Warszawa. D�uga i dobra rozmowa z moj� pani� Janin�. Naiwno�� prostych ludzi jest o
wiele szlachetniejsza ni� ludzi z wy�szym cenzusem. To, co m�wi im ksi�dz z ambony,
przyjmuj� z otwarto�ci� ma�ego dziecka, kt�re musi mie� przewodnika, aby nie zgin��. Nasza
naiwno�� w przeciwie�stwie do tamtej podlega bardziej lub mniej spekulacjom my�lowym.
Sw�j d�ugi wyw�d o �yciowych komplikacjach zako�czy�a zdaniem:
� Kogo Pan B�g kocha, temu krzy�yki daje, a kto cierpliwie znosi, ten szcz�liwym si�
staje.
Spojrza�a na mnie wyp�owia�ymi oczami z takim przekonaniem, �e mimo woli podda�am
si� urokowi jej ch�opskiej wiary i ci�ar, kt�ry nosz� w sercu od wyjazdu z Krakowa jakby
zel�a�.
Ta starsza ode mnie, bardziej do�wiadczona kobieta ma absolutn� racj�. Nie szarpa� si�,
nie buntowa�, nie sprzeciwia� losowi � jest postaw� s�uszn� i racjonaln�.
Kr�tkie, kategoryczne �B�g tak chce� zwalnia cz�owieka od odpowiedzialno�ci za w�asne
nawet cierpienie. �B�d� wola Twoja� w Ojczenaszu znaczy �twoja�, a nie �moja� i nie ma co
si� z Bogiem wadzi� lub dzia�a� przeciwko Niemu.
Obrazy J�zefa Czapskiego w Kordegardzie i jego zwierzenie: �Moim pierwszym marzeniem
w malarstwie by�o, �eby malarsko wyrazi� b�l i groz� �ycia. Ko�cz�c moje �ycie mog�
stwierdzi�, �e ca�e moje �ycie malarskie by�o pora�k�, bo w�a�nie tego nurtu najg��bszego
wyrazi� nie potrafi�em�.
Wi�c nie �miech i rado�� s� najwy�szymi warto�ciami, lecz b�l i cierpienie? St�d, im bli�ej
jeste�my ko�ca � tym smutniejsze musi by� nasze �ycie, by dokona�o si� wszystko, co
cz�owiekowi zosta�o wyznaczone do poznania? Od j�drnej aktywno�ci po zwiotcza�� rezygnacj�,
b�l przemijania, zatracania wszystkich walor�w, kt�rymi b�yszcza� i urzeka�? Konieczne
jest poznanie tajemnicy ka�dej, aby sta� si� pe�nym cz�owiekiem? I na co to komu?
Jaka z tego korzy�� dla niego samego i innych ludzi? Czy nie lepiej i pi�kniej umrze� podczas
radosnego �miechu z r�k� nios�c� do ust s�odkie ciastko?
Jak �y�, co z sob� robi�, aby staro�� uczyni� pozytywnym cho� dokuczliwym czasem?
Uczyni� z niego godn� point�? Nie dopu�ci� do degradacji? I czy jest to w og�le mo�liwe?
S�dz� � �e udaje si� tylko wybranym.
Kazimierz. I zn�w tu jestem. Wr�ci�am jak do swego domu. Przyj�� mnie serdecznie i utuli�
jak w�asne gniazdo, mimo �e ci co je uwili s� ju� tylko w naszych pami�ciach.
Le�� na tapczanie w kuchni, zegar tyka, lod�wka brz�czy, za oknami szumi� drzewa, czasem
gor�cy wiatr po�piesznie zab��kany poli�e moj� twarz i umyka w �wiat mi�dzy w�wozy.
Pok�j utopi� si� w ��tym �wietle lampki. �my, ciche upiory letnich wieczor�w, kr��� jak
duchy. Cisza obj�a dom. Wr�ci�am do niego po latach nieobecno�ci, on wr�ci� do mnie. Obj�li�my
si� ramionami, spletli�my nasze nogi w gor�cym u�cisku jak powracaj�cy do siebie
st�sknieni kochankowie. Jest nie zmieniony, jest tylko cichszy, ubo�szy, postarza�y i osamotniony.
Przez to jeszcze bardziej kochany, bardziej po��dany.
Rano p�ywanie, �niadanie przy stole ozdobionym bukietem polnych kwiat�w, le�enie na
s�o�cu za gara�em jak przed laty, po obiedzie zej�cie w�wozem do rynku po owoce i lody.
Wizyta u pani �aszanowskiej mi�o zwyczajna. Nie wychodzi ju� z domu, siedzi przy stole w
kuchni i mruga bezrz�symi powiekami bezradnie i l�kliwie. Pan �aszanowski jak zawsze zaj�ty
produkcj� miodu i wyg�aszaniem s��nistych monolog�w. Wiecz�r z Tadeuszem Roguskim,
�Wielkim Stra�nikiem�. �yje tu sam, t�skni�c za wszystkim, co odesz�o, tylko w po-
13
koju pani Marii zmienia kwiaty przy Jej fotografii i od czasu do czasu zagl�da do czternastego
rozdzia�u �Fantom�w�, kt�ry jest o nim. Jego czas gdzie� si� zatrzyma�, tylko nikt i on sam
te� prawdopodobnie nie bardzo wie gdzie. Na jakim przystanu lub zakr�cie �ycia.
Ch�odno i deszczowo. Na termometrze plus pi�tna�cie stopni. Mimo to wsta�am o �smej
rano i posz�am na basen. Id�c dr�k� ko�o domu wita�am trawki, listki babki, mi�ty, koz�ka i
stara�am si�, �eby ta droga trwa�a jak najd�u�ej, tak bardzo podoba�a mi si� murawa otulaj�ca
dom. Po zanurzeniu si� w wodzie zamarz�am, ale szybki rytm ramion i n�g spowodowa� fal�
takiego ukropu, �e w miar� p�ywania rozkosz obcowania z wod� ros�a i wr�ci�am do domu
zadowolona i pe�na wigoru. Towarzystwo moje zaspane, z kogutami odgniecionych w�os�w
na g�owie, przedstawia�o widok �a�osny i godny politowania, ale wkr�tce moje poczucie wy�szo�ci
zgas�o, gdy po chwilowym, wr�cz doskona�ym samopoczuciu zacz�o mn� trz��� z
zimna do tego stopnia, �e musia�am na siebie ponak�ada� dziesi�tki szmat, chustek, we�nianych
skarpetek i koc�w, �eby zje�� spokojnie �niadanie bez konieczno�ci k�adzenia si� pod
ciep�� ko�dr�. Natomiast moi pe�ni �ycia zabrali si� do sprz�tania, podlewania kwiat�w, pisania
list�w, poniewa� oczywi�cie zn�w zejdziemy w d� dla za�atwienia kilkunastu spraw, o
kt�rych w ferworze dobrego humoru zapomnieli�my wczoraj.
Siedz� na du�ym tarasie. Przede mn� �ciana zieleni stoj�cej nad w�wozem. Przy grobli jarz�bina
z przyssanymi jak pijawki jemio�ami � pe�na czerwonych owoc�w. Na grz�dzie kolorowe
malwy �agodne i swojskie. Krzew r�owej r�y zagl�da przez murek na taras. Kaprifolium
pnie si� po rynnie i pachnie tak mocno, �e t�umi zapachy wszystkich innych kwiat�w.
Rudbekia wyros�a co najmniej na dwa metry, jest silna, elastyczna, o du�ych, pi�knych, poszarpanych
li�ciach. R�e faraonki, krwiste do szale�stwa, kokietuj� ogromnymi kwiatami.
Po trawnikach pe�zaj� nasturcje, a rumianki wygl�daj� w tym ogrodzie jak bia�e ko�nierzyki
przy szkolnym mundurku.
Pada deszcz. El�bieta krz�ta si�. Kuba nudzi.
El�bieta przeczyta�a mi wiersz napisany tutaj o �wicie wczorajszego dnia. �adny.
Czekaj�c na Kub�, kt�ry poszed� z kumplami do kina i na, przez niego odwlekaj�c� si�,
kolacj� � przepisuj� my�l Seneki � odkrywcz�, lecz niezgodn� z prawd�.
�Krzywda ma na celu wyrz�dzi� komu� z�o. M�dro�� natomiast nie pozostawia miejsca na
z�o, jedynym bowiem z�em dla niej jest ha�ba, kt�ra nie mo�e wkroczy� tam, gdzie przebywa
ju� cnota i uczciwo��.�
Cz�owiek, �eby m�g� przej�� przez �ycie jako� mo�liwie i nie da� si� innym poharata�,
musi ci�gle podpiera� si� i pociesza� r�nymi m�drymi aforyzmami daj�cymi mu mo�liwo��
prze�ycia ka�dego spotkanego �wi�stwa i �cierstwa. Po przeczytaniu m�dro�ci podnosi pokrzepiony
g�ow�, bo uto�samia si� z lepsz� cz�ci� zdania. A to wszystko nieprawda. Jest
odarty ze sk�ry i krwawi, a przyjemne �ycie ma ten, co krzywdzi, �yje z ha�b� za pan brat,
cnot� i uczciwo�� maj�c w g��bokiej pogardzie.
Je�li dzi� tak my�l�, to wcale nie znaczy, �e jutro nie zmieni� zdania i nie b�d� przeczy�a
sobie pe�na ufno�ci i dobrej woli wobec Seneki.
14
Zebra�a si� grupka spacerowicz�w z ksi��kami w r�ku, pe�na ciekawo�ci i admiracji dla
Kuncewiczowej. Rozsiedli si� na �awce pod jarz�bin� i na ogrodowym murku. Nie wiedz�c,
�e s�, wysz�am z domu trzymaj�c w r�ku du�e no�yce, aby zrobi� porz�dek z fikusem, kt�rego
nagi szkielet od wielu tygodni straszy na tarasie. Po popo�udniowej k�pieli by�am zawini�ta
we frotowy szlafrok, gruba jak foka i nieelegancka. Zaczepili mnie prosz�c o informacje.
� Kiedy b�dzie otwarte muzeum i udost�pnione zwiedzaj�cym?
� Gdzie ros�a wierzba, o kt�rej pisze Kuncewiczowa w �Listach do Jerzego�?
� Czy to prawda, �e kaza�a si� pochowa� w tym ogrodzie?
Odpowiada�am cierpliwie, tak jak dawniej czyni�a to pani Maria, cho� czu�am si� w moim
grubym szlafroku skr�powana.
Patrzyli z podziwem na pi�kny dom, z sympati� na mnie, spe�niaj�c� w tym domu rol� gospodyni.
Odeszli pe�ni �alu, bo nie mogli przekroczy� progu i zaspokoi� swojej ciekawo�ci na
temat ludzi, kt�rzy �wiadomie przez wiele lat wili swoj� legend�.
Ch�tnie pokaza�abym im wszystkie cuda tego domostwa, ale boj� si� Tadzia Roguskiego,
kt�ry robi wra�enie, �e nie cierpi ka�dego, kto si� o�miela podej�� do wymy�lonego przez
niego sanktuarium.
El�bieta robi szyde�kiem, Kuba zbiera do butelki mr�wki, Tadeusz majstruje przy oknach,
ja siedz� schowana w cieniu pergoli i wpatruj� si� w brzoz� p�acz�c�, szeroko roz�o�on� jak
parasol. Zn�w kto� podchodzi do tarasu.
� Przepraszam bardzo. Czy to jest dom pani Marii Kuncewiczowej?
� Tak, to ten dom � odpowiada uprzejmie El�bieta, a ludzie patrz� na ni� z podziwem, bo
jest osob� z kr�gu tajemnicy tego miejsca.
I tak jest codziennie. Przychodz�, pytaj�, odchodz� zawiedzeni, �e drzwi si� nie otworzy�y.
Kupi�am r�e i posz�am do Niej na cmentarz. Sz�am samiute�ka w mi�ym nastroju, kt�ry
przyni�s� mi ranny sen. Zbudzi�am si� z uczuciem takiego �wi�ta i takiej wa�no�ci, �e starczy�o
mi tego na ca�y dzie�. Nie cierpi�, kiedy opowiadaj� mi sny i sama nie cierpi� opowiada�
moich. Sen, to jest co� absolutnie w�asnego i odkrywanie sennego �wiata, kt�ry jest najcz�ciej
odbiciem naszej wyobra�ni, pragnie� lub niespe�nionych marze�, uwa�am za nieskromne
i bezwstydne. Ale dzisiejszy by� tak �liczny, �e zapragn�am go jednak komu� opowiedzie�,
albowiem wyda� si� zapowiedzi� mojej mimo wszystko powracaj�cej wiary w
ludzk� dobro� i uczciwo��.
Sz�am wi�c kamienist� dr�k� do grobu mojej Starej Przyjaci�ki. Rozmawia�am z ni� jak
dawniej, gdy�my drog� t� odbywa�y razem podpieraj�c si� wzajemnie, szepcz�c swoje tajemnice,
aby nawet umarli ich nie dos�yszeli.
Wracaj�c wst�pi�am na modlitw� do Sanktuarium �w. Anny u franciszkan�w i tu spotka�am
Ojca Gwardiana Szczepana. Przywita� mnie ha�asuj�c serdecznie i od s�owa do s�owa
um�wili�my si� na jutro na czwart�. Przyjdzie do Kuncewicz�wki po�egna� si� z domem, bo
wyje�d�a do W�oc�awka i to na d�ugo. Mo�e ju� nigdy tutaj nie wr�ci.
M�cz� si�, bo s�owa s� tak nieporadne, niedaj�ce si� ujarzmi� i wyrazi� tego, co w tej
chwili si� dzieje! �e wiatr nie porusza li��mi drzew, �e gor�ca cisza obj�a kwiaty, drzewa, �e
z kuchni od Dziennikarzy dolatuje stukot no�y o deseczki siekaj�cych koperki i pietruszki do
niedzielnego roso�u, �e �Wielki Stra�nik� chodzi po trawniku niech�tny i nierozmowny, lecz
starannie obrywaj�cy zeschni�te listki nasturcji i zdejmuj�cy mszyce z r�, �e ciesz� okna
15
szeroko otwarte, �e wisz� w nich nasze mokre kostiumy k�pielowe i kolorowe r�czniki, �e
�ciany domu do dzi� p�acz� z�ot� �ywic�, �e ciemna ziele� moreli omdlewa od skwaru, �e ten
niedzielny dzie� jest tak cudownie realny, jak prawdziwy jest b�l po szczypni�ciu si� w r�k�
dla sprawdzenia, czy przypadkiem nie �ni� tego szcz�cia.
Moje szcz�cie nie jest bana�em, ale jego opis tak. A poniewa� �al, aby przepad�o niech
zostanie wpisane w te kartki tak jak wesz�o w moje �ycie. Zwyczajnie i cicho.
Ojciec Gwardian klasztoru Franciszkan�w, Szczepan Antoni Pawlik, ros�y, du�y m�czyzna,
wdrapa� si� do nas na g�r� d�wigaj�c w prezencie dla ka�dego �wi�te ksi��ki z dedykacjami.
W r�owej koszuli z kr�tkimi r�kawami, w za obszernych spodniach na szelkach, wygl�da�
zupe�nie cywilnie. Wszed� zamaszy�cie do kuchni i ��daj�c czego� zimnego do picia,
rozsiad� si� po gospodarsku przy stole. Co raz zaznaczaj�c, �e ma ma�o czasu przesiedzia� z
nami blisko trzy godziny.
W przysz�ym roku, podczas swojego pobytu w Polsce, Jan Pawe� II odwiedzi W�oc�awek i
nasz franciszkanin ju� si� na t� okoliczno�� szykuje, cho� smutna b�dzie wizyta, bo po�wi�cona
Ksi�dzu Popie�uszce. Kazimierza �a�uje, ale tylko troch�. Trzeba patrze� do przodu, nie
do ty�u, bo inaczej �ycie mija�oby na p�aczu.
Ojciec Szczepan mimo zakonnego habitu pozosta� m�czyzn�, nie zmieni� si� w �wi�tobliwego
klech� � u�ywa s��w dosadnych i zdarza mu si� powiedzie� �cholera�, ale tak dziwnie
roluje sp�g�oski, �e ta �cholera� nie brzmi jak �cholera�, ale �chlra� i jest bardzo �mieszna.
Nadto opowiada ch�tnie do�� niewinne dowcipy, lubi ludzi, zachwyca si� przyrod� i wierzy,
�e pi�kno wiosny nie straci swojego uroku, nawet je�li w�r�d kwiat�w wychyli si�
grzech, a pozdrawia wiernych s�owami �Pok�j i Dobro�. Czasem w ferworze dobrego humoru
m�wi �cze��, zamaszy�cie przy tym salutuj�c. Nazwa�am go po cichu dla siebie �franciszkanin-
zakapior�. Takie zakapiory potrafi� swoimi du�ymi, mocnymi r�kami podnie�� ka�dego z
nas wysoko ku Bogu.
Wycieczka do Janowca. Spacer po ruinach zamku, wizyta w pi�knie odbudowanym dworze,
spacer po brzegu stromej skarpy � to zwyk�y rytua� wizyty w Janowcu. Robi�c t� pielgrzymk�
mijali�my si� ci�gle z czteroosobow� rodzin�. Raz oni nas wyprzedzali, raz my ich.
El�bieta sz�a jak zawsze milcz�ca, jakby nieobecna, notuj�ca w pami�ci sobie tylko wiadome
szczeg�y, Kuba �lepy na pi�kno�� miejsca, albo wali� kamieniami o ziemi�, albo podbija�
patykiem patyki, marudz�c przy tym niemi�osiernie.
Kiedy�my wyszli z du�ej k�py berberys�w, na ��ce pe�nej kwitn�cych kwiat�w zobaczyli�my
siedz�c� czteroosobow� rodzin�. Znad wysokich traw wychyla�y si� ich g�owy. Ma�y
ch�opiec, mo�e pi�cioletni, wsta�, podbieg� do mnie i wr�czaj�c mi bukiet polnych kwiat�w
powiedzia�:
� Prosz� to przyj�� od Pawe�ka.
Wzi�am z jego r�k kwiaty wzruszona i pochlebiona, obj�am ch�opca i chcia�am przytuli�
serdecznie. Nawyk�y widocznie do pieszczot poda� swoje drobne usta. By�y ciep�e i s�odkie
jak landrynkowy cukierek. Dzi�kowa�am jemu i jego rodzinie za�enowana i speszona tym
bardzo intymnym dotykiem.
� My wszyscy pani� bardzo kochamy � m�wili.
Nie umia�am przysi��� i zacz�� byle jak� rozm�wk�, poniewa� to spotkanie mia�o dla
mnie znaczenie kardynalne. Nie chcia�am rozmazywa� symboliki tego zdarzenia konwencjonalnymi
s�owami. Pragn�am, aby by�o takie ledwo realne, jakby ze snu dobrego.
Kuba przygl�da� si� scenie ze sceptycyzmem.
� Czy oni cioci� znaj�?
16
� Nie.
� To dlaczego m�wi�, �e kochaj�?
� Za moje role, kt�re widzieli.
� I tylko dlatego?
� Tylko dlatego.
� Jestem zazdrosny � i r�bn�� kamieniem o ziemi�.
Obj�am go i przygarn�am do siebie, bo jedynym moim pragnieniem by�o w tej chwili,
aby w swojej ch�opi�cej pami�ci zachowa� i t� swoj� o mnie zazdro��, i spacer, kt�ry odbyli�my
w upalne popo�udnie, i dom, w kt�rym wsp�lnie mieszkamy, osob� �Wielkiego Stra�nika�,
czuwaj�cego nad nim, krzew r�owej r�y zagl�daj�cej na taras, wierzb�, na kt�rej warkoczach
hu�ta� si� wrzeszcz�c � ca�e nasze wsp�lne trzytygodniowe dusz obcowanie, kt�re
mo�e sta� si� w przysz�o�ci dla doros�ego m�czyzny poetyckim kamykiem w mozaice beztroskiego
dzieci�stwa.
P� dnia zesz�o na �mudnym cerowaniu mocno sfatygowanych dywan�w. Roz�o�y�am si�
przed domem na trawniku i �ciboli�am stare persy roz�a��ce si� jak wata. Na obiad posz�am
obola�a ze �cierpni�tym karkiem i �upaniem w krzy�u, tote� �eby zrobi� sobie przyjemno�� na
zako�czenie pracowitego przedpo�udnia pojechali�my po Mari� Kosi�sk� na ulic� Krakowsk�
i zrobili�my najazd na domostwo Jacka Sempoli�skiego i Wie�ka Juszczaka w M��mierzu.
Spacer nad Wis��, czarny bocian, �cigaj�ca si� z nim czapla, rzeka srebrem uwodz�ca, pyszny
widok zamku w Janowcu � wszystko to zako�czy�a wizyta u Ma�gosi Szejnert. Plotki, plotki,
plotki, du�o �miechu, kompot z mirabelek i pe�ni rozhukanej rado�ci wr�cili�my do siebie, do
domu. Zap�on�a lampa nad sto�em, zadymi�y fili�anki pe�ne gor�cej herbaty, zapachnia�y
kromki chleba z kie�bas�. Oczy si� klej�, g�owa opada, czekaj� sny.
Popo�udniowa kawa przynios�a nag�y przyp�yw energii i strawi�am j� na kilkugodzinnej
grze z Kub� w �s�owa�.
Rozsiedli�my si� w le�akach na tarasie i walczyli�my do upad�ego.
� KarteL.
� LizaK.
� KowaL.
� L�D.
� DoM.
� MaskA.
Jest byk. �e�skie wy��czone z gry. Fant.
Po dw�ch godzinach Kuba stan�� na �rodku tarasu kompletnie go�y. Ja pilnowa�am si� i
fanta nie straci�am. Sytuacja by�a do�� k�opotliwa, albowiem za��da�am, �eby przebieg� setk�
w 25 sekund. Odda�am mu wi�c awansem pepegi i setk� przebieg� w 20 sekund. Ale skakanie
przez skakank� skompromitowa�o go. Ta dziewczy�ska zabawa by�a dla niego niewykonalna.
Aby mu zaimponowa� pokaza�am jak to nale�y robi�, lecz fason trzyma�am z trudem, bo ani
wiek, ani tusza nie pomaga�y.
Poszed� ze mn� na basen, tak spoufalony, �e musia�am po trzykro� prosi�, �eby przyni�s�
mi trepy i r�cznik. Po czym bezczelnie wyst�pi� z propozycj�, aby go wrzuci� do basenu w
ubraniu ku pami�ci tegorocznych wakacji.
� Dla dobra literatury, ciociu, bo ty to przecie� wszystko opiszesz � spojrza� na mnie ironicznie.
Dosta� po uchu, a zdarzenie opisa�am. P�ny wiecz�r ju�. Siedz� na dole w saloniku,
przy stole, na kt�rym zawsze le�a�a ksi�ga pami�tkowa, a teraz jej nie ma. Jestem po k��tni z
17
�Wielkim Stra�nikiem� na temat �azienki, do kt�rej nie wchodzi�am, a on mi wpiera�, �e by�am
w niej i �e mu przestawi�am jak�� ��t�, plastikow� miednic�. Czepia� si� i czepia�, wi�c i
ja si� czepi�am jego.
� A gdzie si� podzia�a ksi�ga pami�tkowa, kt�ra tu zawsze le�a�a? Wszystko ju� pousuwali�cie
z tego domu, co wa�ne.
� A! Ksi�ga! Jest!
Zerwa� si�, otworzy� z klucza szaf�, wyj�� z niej rozlatuj�cy si� album i zacz�li�my go w
zgodzie i harmonii przegl�da� do p�nej nocy. Znalaz�am w nim i swoje wpisanie si� sprzed
wielu, wielu lat z wlepion� czterolistn� koniczyn�.
Deszcz sypie r�wno, prostopadle. Wodna prze�roczysta kotara zamazuje pejza� w teatraln�
nierzeczywisto��. Od tej zas�ony a� ciemno w pokoju.
Dzie� rozkosznie zapa�kany deszczem. K�adziemy si� do ��ek wczesnym wieczorem z
ksi��kami w r�kach i przytulno�ci� w duszach. Zasypianie pod ko�dr� pani Marii jest czu�o�ci�
i pieszczot� nieobecnej.
Koncert w Farze. Haendel i Bach na harfie, grani przez m�odziutk� Ann� Faber i wspania�y,
nami�tny, dynamiczny jaki� Hiszpan na organach, wykonany przez r�wnie� m�odziutk�
Magdalen� Czajk�. Jak ja lubi� zdolnych m�odych ludzi!
Ranna k�piel nie przynios�a oczekiwanej przyjemno�ci. Zmarz�am okrutnie i musia�am zapakowa�
si� w ciep�� po�ciel. Wsta�am p�niej, wi�c czeka�o mnie samotne �niadanie, kt�re
te� nie da�o zadowolenia. Siedz� przy stole posmutnia�a, nostalgiczna. Bez �adnego okre�lonego
powodu. Ot, sobotni smuteczek, mimo bladego s�o�ca przebijaj�cego si� przez chmury.
Czy�by zn�w chcia�o pada�, jak wczoraj p�nym wieczorem, gdy ksi��ka wypad�a mi z r�ki i
w szumie ulewy zasypia�am upojona deszczowym ha�asem, w ciep�ym brzuchu bezpiecznego
domu.
Marudz� dzi� i nie wiem, co z sob� zrobi�. Wyj��, uczy� si�, czyta�, zagrzeba� si� w swoje
notatki lub zgrzeszy� czym�?
��ta rudbekia przemieszana z pomara�czow� aksamitk�, stoj�ca na �rodku sto�u uwodzi
oczy, wi�c przygl�dam si� i podziwiam, byle odwlec decyzj� na robienie czego�. A mo�e
takie patrzenie i zachwycanie si� jest czynieniem czego�? Lecz do jakiego stopnia po�yteczne?
Je�li, to bardzo egoistyczne. M�j umys�owy sybarytyzm nie doprowadzi mnie dzisiaj do
niczego dobrego. Przewa�koni� ten dzie� jak nic. B�d� patrzy�a, wodzi�a oczami po koronach
drzew, po zbitych deszczem p�atkach r�, po ��kn�cych ju� listkach jarz�biny, po cudnie
zielonej grobli przewieszonej nad w�wozem, po bia�ej korze brz�z widocznych w ci�kim
masywie zieleni drzew otaczaj�cych dom.
B�d� wisia�a przechylona przez okno, a zegar z kuku�k� b�dzie wystukiwa� i wykukiwa�
mijaj�cy czas.
��ta rudbekio, rozstan� si� z tob� za cztery dni. Jeste� jak ma�e s�oneczka nios�ce �wiat�o,
ruch, �ycie. Bia�e trawki wetkni�te mi�dzy twoje p�atki ku ozdobie, zwisaj� z bukietu jak w�sy
polnego konika ch�tnego zawsze do ta�ca i zabawy. Wi�c ta�cz m�j weso�y bukieciku na
tym okr�g�ym, roz�o�ystym stole i ciesz moje oczy swoj� urod� pe�n� blasku. Nie mog�c tu
kocha� nikogo � kocham ciebie, pi�kny m�j i tylko m�j.
18
Wzi�y�my udzia� w high lifie artystycznym Kazimierza. Po odbyciu na cmentarzu po�egnania
pani Marii, zesz�y�my kamienist� drog� z najlepszym widokiem na dolin� Wis�y i
wst�pi�y�my do muzeum na wernisa� Krzysztofa Pruszkowskiego, fotogramisty. Wystaw�
otwiera� Franek Starowieyski, kt�ry pl�t� jak Piekarski na m�kach i przypuszczalnie, gdyby
nie by� to �ten Starowieyski� wygwizda�aby go i publiczno��, i jego przyjaciel fotogramista.
Jedno co wy�uska� mo�na by�o z tej gmatwaniny s��w to to, �e Krzysztof pochodzi z Kazimierza
i jest �wiatowej s�awy artyst�, na co otrzymali�my naj�wi�tsze Franiowe s�owo honoru.
Fotogramy �adne istotnie, ale zrobi�y na mnie wra�enie mechanicznej zabawy technicznej i
tu, w tym wakacyjnym braku jakiejkolwiek dyscypliny krytycznej, wol� seryjnie malowane
akwarelki, sprzedawane na rynku przez niezbyt utalentowanych student�w. Maj� jarmarczny
wdzi�k i krety�sko sztubacki sentymentalizm. Wisi mi to w Warszawie nad tapczanem i
przywodzi s�odkie my�li o wakacjach.
Wycieczka do Pu�aw do maj�tku Izabelli Czartoryskiej. Oprowadzi� nas mi�y pan dyrektor
nazwiskiem Czech. Zada� sobie ogromny trud i przeprowadzi� nas po pi��dziesi�ciohektarowym
gospodarstwie