4013
Szczegóły |
Tytuł |
4013 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4013 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4013 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4013 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SZALONY DEMON
L. Sprague de Camp
Prze�o�y�:
STEFAN KASICKI
Isaacowi Asimovowi, kt�ry cho� zacz�� p�niej ode mnie, tym niemniej napisa� wi�cej ksi��ek.
Ego te olim assequar!
I Doktor Maldivius
Pierwszego dnia miesi�ca Kruka, w pi�tym roku panowania kr�la Toni� z Xylaru (wed�ug kalendarza no-varia�skiego) dowiedzia�em si�, �e zosta�em powo�any do odbycia rocznej s�u�by na Pierwszym Planie, jak che�pliwie nazywaj� go jego mieszka�cy. Nasz plan jest okre�lany przez nich jako dwunasty, gdy my uwa�amy, �e to nasz plan jest pierwszy, a ich dwunasty. Jednak ze wzgl�du na fakt, �e niniejsza historia jest opisem mej s�u�by na planie, kt�rego cz�ci� jest Novaria, zastosuj� si� do ich terminologii.
Natychmiast uda�em si� na dw�r burmistrza Ning. Znali�my si�, zanim jeszcze zosta� wybrany na to stanowisko. To znaczy jako demoni�ta ganiali�my wsp�lnie za dmuchawcami na bagnach Kshaku, mia�em wi�c nadziej�, �e uda mi si� uzyska� zwolnienie ze wzgl�du na star� przyja��.
Gdy stan��em przed burmistrzem, powiedzia�em:
� M�j drogi, kochany Hworze, ciesz� si�, �e ci� znowu widz�! Jak ci leci? Mam nadziej�, �e wszystko w porz�dku?
� Zdimie, synu Akhy � odezwa� si� do mnie surowo Hwor � powiniene� ju� wiedzie�, jak nale�y si� zwraca� do demona, kt�ry piastuje stanowisko burmistrza. Dbajmy o dobre maniery.
� Eee, oczywi�cie... � zaj�kn��em si�. � Prosz� o wybaczenie, panie burmistrzu. Mam nadziej�, �e mog� jednak prosi� o odroczenie powo�ania.
� Na jakiej podstawie? � zapyta� burmistrz swym najbardziej przykrym, oficjalnym tonem.
� Primo, na tej podstawie, �e moja ma��onka Yeth, c�rka Ptyga, w�a�nie z�o�y�a jaja i potrzebuje mnie w domu, bym jej pom�g� zajmowa� si� nimi. Secundo, maj�c filozoficzne i logistyczne wykszta�cenie nie nadaj� si� do swego rodzaju bezplanowego, pe�nego przyg�d �ycia, kt�re, jak mi opowiadano, oczekuje nas na Pierwszym Planie. Tertio, filozof Khrum, kt�rego jestem terminatorem, uda� si� na dwa tygodnie na ryby, zawierzywszy mej pieczy sw�j maj�tek, korespondencj� i uczni�w. I quarto, nasza rapusta ju� niemal dojrza�a i b�d� musia� j� zebra�.
� Pro�b� odrzucam. Primo, wy�l� pomocnika szeryfa, by pom�g� twej ma��once opiekowa� si� jajami i zebra� plony. Secundo, niezale�nie od wykszta�cenia filozoficznego, znasz dobrze histori� i biografi� Pierwszego Planu, wi�c jeste� lepiej przygotowany do tego by sobie poradzi� z wymogami tamtego �wiata, ni� wi�kszo�� wysy�anych do niego demon�w. Tertio, kilka wolnych dni nie zaszkodzi uczniom i korespondentom czcigodnego Khruma. I quarto, potrzebujemy kogokolwiek, a w�a�nie twoje imi� zosta�o wylosowane. Nasze powi�kszaj�ce si� spo�ecze�stwo i wzrastaj�cy standard �ycia wymagaj� coraz wi�cej �elaza, wi�c wzgl�dy osobiste musz� ust�pi� przed dobrem og�u. Zg�o� si� za trzy dni na seans wywo�ywania duch�w.
Trzy dni p�niej uk�si�em na po�egnanie Yeth i wr�ci�em na dw�r burmistrza. Hwor udzieli� mi na po�egnanie rady:
� Przeci�tny mieszkaniec Pierwszego Planu jest delikatn�, s�ab� istot�. Nie uzbrojony nie stanowi �adnego zagro�enia. Jednak ludy tego planu wymy�li�y ca�� gam� �mierciono�nych broni, za pomoc� kt�rych uprawiaj� barbarzy�sk� sztuk� wojny. Nie wystawiaj si� wi�c niepotrzebnie na ryzyko i nie sta� si� celem dla takiej broni. Cho� my, demony, �yjemy d�u�ej ni� ludzie z Pierwszego Planu i jeste�my od nich mocniejsi i bardziej odporni, to jednak nie ma pewno�ci, czy mamy dusz�, kt�ra po �mierci przenosi si� do innego wymiaru, tak jak dusze mieszka�c�w Pierwszego Planu.
� B�d� ostro�ny � odpar�em. � Khrum opowiada� mi, �e za�wiaty Pierwszego Planu s� wyj�tkowym miejscem, gdzie bogowie s� s�abymi duchami, magia jest praktycznie bezsilna, a wi�kszo�� prac wykonuj� maszyny. Zapewnia� te�, �e dla zachowania prawa symetrii w kosmosie powinny, zgodnie z logik�, istnie� r�wnie� za�wiaty zwi�zane w taki sam spos�b z naszym planem.
� Powiedzmy � przerwa� mi Hwor. � Wybacz, ale mam bardzo napi�ty rozk�ad dnia. Uwa�aj na siebie, b�d� wiernym s�ug� i przestrzegaj praw Pierwszego Planu.
� A jak mam post�pi�, gdy prawa te b�d� sprzeczne? Lub gdy m�j pan rozka�e mi pope�ni� czyn nielegalny?
� B�dziesz musia� sam sobie radzi�, najlepiej jak potrafisz. � Wskaza� palcem. � B�d� uprzejmy stan�� na pentagramie.
Wst�pi�em na �rodek rysunku, a technik zamkn�� kr�g kawa�kiem w�gla drzewnego. Czeka�em tam przez nast�pne p� godziny, zgodnie z tym co pokaza�a odmierzaj�ca czas �wieca.
Wreszcie linie pentagramu rozjarzy�y si� czerwieni�. Zrozumia�em, �e ten, kt�ry mnie zakontraktowa�, wymrucza� wreszcie zakl�cie. W tym te� momencie � siup! � dw�r burmistrza znikn��, a ja znalaz�em si� w podziemnej, grubo ciosanej komorze, na takim samym pentagramie, jak w mym w�asnym �wiecie. Wiedzia�em, �e stukilogramowa sztaba �elaza, kt�ra spoczywa�a przed chwil� na pentagramie zajmowanym teraz przeze mnie, znalaz�a si� na pentagramie na Dwunastym Planie. Przekl�ty brak �elaza zmusza nas do oddawania naszych obywateli na s�u�b� mieszka�com Pierwszego Planu.
Pomieszczenie by�o okr�g�e, mia�o oko�o sze�ciu metr�w �rednicy i trzy metry wysoko�ci. W jego �cianie znajdowa�o si� wej�cie do ciemnego tunelu. Powietrze by�o st�ch�e i wilgotne.
Komor� o�wietla�a para ozdobnych lamp mosi�nych. P�ki wok� �cian by�y zawalone ksi��kami. Umeblowanie stanowi�y krzes�a, sto�y i otomanka, wszystko zu�yte i sponiewierane. Sto�y by�y zarzucone miskami, kocio�kami do palenia ognia, wagami, mo�dzierzami i innymi instrumentami u�ywanymi przez czarownika. Na ma�ym stoliku le�a�a podstawka, na kt�rej spoczywa�a b��kitna kula wielko�ci ludzkiej pi�ci. Bez w�tpienia by� to magiczny kamie�, gdy� jarzy� si� migotliwym �wiat�em.
W pomieszczeniu znajdowa�o si� dw�ch ludzi. Starszy by� chudym, przygarbionym m�czyzn�, niemal tak wysokim jak ja, co na mieszka�ca Pierwszego Planu jest s�usznym wzrostem. Mia� krzaczaste w�sy, siwe w�osy i brwi, ubrany by� w po�atan� czarn� szat�.
Drugi cz�owiek by� niskim, silnym, �niadym i czarnow�osym ch�opakiem w wieku oko�o pi�tnastu lat, nosz�cym kamizelk� i po�czochy, trzymaj�cym jakie� przybory czarownika. Nozdrzami wyczu�em wrog� sobie wibracj� ze strony ch�opca, cho� w owym czasie nie zna�em jeszcze mieszka�c�w Pierwszego Planu dostatecznie dobrze, by umie� interpretowa� ich emocje. Jednak ze sposobu, w jaki m�odzik wzdraga� si� na m�j widok, wywnioskowa�em, �e strach mia� w nich znaczny udzia�.
� Kim jeste�? � zapyta� starszy po novaria�sku.
� Ja... Zdim, syn Akhy � odpowiedzia�em powoli. Cho� uczy�em si� tego j�zyka w szkole, nigdy jeszcze nie rozmawia�em z rodowitym Novaria�czykiem. Bieg�o�� uzyskiwa�em wi�c powoli. � Wy... kto?
� Zw� mnie doktorem Maldiviusem, jestem za� wr�bit� � przedstawi� si� m�czyzna. � A to jest Grax z Chemnis, m�j ucze�. � Wskaza� na ch�opca.
� Z�bacz! � powiedzia� Grax.
� Bacz na swe maniery! � upomnia� go surowo Maldivius. � To, �e Zdim zosta� oddany do terminu, nie daje ci �adnego prawa, by si� nad nim zn�ca�.
� Co... to... z�bacz? � zapyta�em.
� Ryba, kt�ra �yje w... eee... rzekach i jeziorach na tym planie � wyja�ni� Maldivius. � Para wici na twej g�rnej wardze przypomina mu w�sy tej ryby. No c�, zobowi�za�e� si� s�u�y� mi przez rok. Czy to jest jasne?
� Tak jest.
� Tak jest, panie!
Z irytacji moje wici a� si� skr�ca�y, lecz c�, ten cz�owiek mia� mnie w r�ku. Cho� m�g�bym go rozerwa� na p�, nieodpowiednie zachowanie sprawi�oby mi k�opoty po powrocie do mego w�asnego planu. A poza tym, zanim zostaniemy poddani procedurze przesy�ania, jeste�my uczeni, �e nie nale�y si� dziwi� niczemu, co robi� mieszka�cy Pierwszego Planu. Odpowiedzia�em wi�c:
� Tak jest, panie.
Dla kogo�, kto nigdy nie widzia� Pierwszoplanowca, s� oni odpychaj�cy. Zamiast okrycia z pi�knych, szarob��kitnych �usek, po�yskuj�cych metalicznym blaskiem, maj� mi�kk�, niemal nag� sk�r� w r�nych odcieniach r�u, ��ci lub br�zu. Niegdysiejsi mieszka�cy tropik�w do ch�odniejszego klimatu zaadaptowali si� przykrywaj�c cia�o tkanin�. Ich wewn�trzne ciep�o w po��czeniu z izolacj� osi�gni�t� dzi�ki przedmiotom zwanym �odzie��" pozwala im wytrzyma� temperatur�, w kt�rej demon zamarz�by na sopel lodu.
Ich oczy maj� okr�g�e �renice o bardzo ma�ej zdolno�ci akomodacji do �wiat�a; dlatego te� w nocy s� niemal �lepi. Maj� �mieszne ma�e, kr�g�e uszy. Ich twarze s� zapadni�te, pysk i k�y niemal zanik�y. Nie maj� ogon�w, a palce r�k i n�g s� zako�czone p�askimi, szcz�tkowymi pazurami, kt�re zw� �paznokciami".
Z drugiej strony, cho� ich wygl�d i zachowanie cz�sto wydaj� si� dziwaczne, to jednak cechuje ich wyj�tkowy spryt i pomys�owo��. S� te� niesko�czenie p�odni w wymy�laniu wiarygodnych powod�w, by czyni� to, na co maj� ochot�. Zdumia�o mnie, gdy si� dowiedzia�em, �e u�ywaj� takich wyra�e�, jak �szata�sko m�dry" i �diabelsko sprytny". �Szata�ski" i �diabelski" s� obel�ywymi terminami, kt�rych u�ywaj� w stosunku do nas, demon�w, tak jakby�my mieli wi�cej ni� oni tej perwersyjnej pomys�owo�ci!
� Gdzie... jestem? � zapyta�em Maldiviusa.
� W podziemnym labiryncie pod ruinami �wi�tyni Psaan, niedaleko miasta, kt�re nazywa si� Chemnis.
� Gdzie to jest?
� Chemnis znajduje si� w Republice Ir, kt�ra jest jednym z Dwunastu Narod�w Novarii, a le�y u uj�cia naszej g��wnej rzeki, Kyamos. Miasto Ir jest odleg�e o oko�o czterdzie�ci kilometr�w od Kyamos. Odbudowa�em ten labirynt, a g��wn� komor� zamieni�em na pracowni�.
� Czego chcesz ode mnie?
� Twoim g��wnym obowi�zkiem b�dzie pilnowanie tej izby w czasie mej nieobecno�ci. Moje ksi�gi i przybory magiczne, a szczeg�lnie ten przedmiot, s� bardzo cenne.
� Co to takiego, panie?
� Hm. To Szafir Sybilli�ski, najwy�szej jako�ci kryszta� do wr�enia. Masz go bacznie pilnowa� i biada ci, je�li przez nieuwag� str�cisz go z podstawki i rozbijesz!
� Czy nie powinienem wi�c odsun�� go na bok, gdzie nie b�dzie zawadza�? � zapyta�em.
Ch�opak zmarszczy� twarz, w jego oczach b�ysn�a wrogo��; ludzkie istoty maj� bardzo ruchliwe, ekspresyjne twarze, je�li tylko umie si� z nich czyta�.
� Chwileczk� � powiedzia�. � Nie ufam temu kochanemu Z�baczowi. � Przesun�� stolik i obr�ci� si� do mnie. � A teraz, panie Z�baczu, nast�pna sprawa. B�dziesz nam gotowa� i sprz�ta�, ha, ha!
� Ja mam gotowa� i sprz�ta�? � zdziwi�em si�. � To praca dla kobiety! Nale�a�o wywo�a� demonic�!
� Cha! Cha! � M�odzik za�mia� si� szyderczo. � Gotowa�em i sprz�ta�em przez trzy lata, r�cz� wi�c, �e ta zmiana nie przyniesie ci �adnej ujmy.
Odwr�ci�em si� do Maldiviusa; to on by� przecie� moim panem. Ale czarownik powiedzia� jedynie:
� Grax ma racj�. W miar� opanowywania przez niego arkan�w magii chc�, by po�wi�ca� coraz wi�cej czasu na asystowanie mi. Dlatego nie mo�e si� zajmowa� obowi�zkami domowymi.
� Dobrze � odrzek�em. � B�d� si� stara� pana zadowoli�. Powiedzia� pan jednak, �e to miejsce le�y blisko miasta. Dlaczego nie wynaj�� do tych cel�w jakiej� kobiety stamt�d? Je�li jest ono podobne do miast z mego planu, powinny w nim by� kobiety bez pracy...
� Nie k��� si�, demonie! Masz wykonywa� moje rozkazy dos�ownie i dok�adnie, bez dyskusji. Odpowiem ci jednak na pytanie. Po pierwsze, wiadomo�� o tobie przerazi�aby mieszczan.
� O mnie? Ale� panie, u siebie w domu jestem uwa�any za naj�agodniejszego i najbardziej potulnego z demon�w, spokojnego studenta filozofii...
� A po drugie, musia�bym powiedzie� tej kobiecie, jak wchodzi� i wychodzi� z labiryntu. Z oczywistych powod�w nie �ycz� sobie, by informacje te by�y znane ca�emu �wiatu. Hm... Pora, by� zacz�� wype�nia� swe obowi�zki. Twoim pierwszym zadaniem b�dzie przygotowanie dzisiejszej kolacji.
� Na bog�w Ning! Jak mam to zrobi�, panie? Czy powinienem uda� si� na zewn�trz, by upolowa� jakiego� dzikiego zwierza?
� Nie, w �adnym wypadku, m�j dobry Zdimie. Grax poka�e ci kuchni� i udzieli wskaz�wek. Je�li zaraz zaczniesz, to jeszcze przed zachodem s�o�ca powiniene� zd��y� przygotowa� smakowity posi�ek.
� Ale�, panie! W czasie wyprawy my�liwskiej potrafi� upiec na obozowym ognisku dzikiego w�a, lecz nigdy w �yciu nie gotowa�em prawdziwego obiadu.
� Wi�c naucz si�, s�ugo � powiedzia� Maldivius.
� Ej, ty, idziemy! � zwr�ci� si� do mnie Grax, zapalaj�c ma�� lampk� od jednej z mosi�nych lamp.
Wprowadzi� mnie do tunelu. Droga wi�a si� i skr�ca�a to w jedn�, to w drug� stron�, mijali�my szereg skrzy�owa� i rozwidle�.
� Jak, na bog�w, znajdujesz w�a�ciw� drog�? � zapyta�em.
� Jach, na boch�w, snajtujesz w�a�ciwom droche? � powt�rzy�, przedrze�niaj�c m� wymow�. � Zapami�taj formu��. Gdy wychodzisz, to: prawo-lewo-prawo-lewo--lewo-prawo-prawo. Wchodz�c do labiryntu robisz wszystko na odwr�t: lewo-lewo-prawo-prawo-lewo--prawo-lewo. Poradzisz sobie?
Wymrucza�em formu��. Nast�pnie zapyta�em:
� Dlaczego doktor Maldivius umie�ci� kuchni� tak daleko od pracowni? Potrawy b�d� zimne, zanim kucharz postawi je na stole.
� G�upek! Gdyby�my gotowali wewn�trz labiryntu, by�by wype�niony dymem i wyziewami. B�dziesz po prostu musia� biec z tac�. Jeste�my na miejscu.
Stan�li�my przed wej�ciem do labiryntu, gdzie kr�ty korytarz si� prostowa�. Po obu stronach znajdowa�y si� drzwi prowadz�ce do jakich� pomieszcze�, a z odleg�ego ko�ca dochodzi�o �wiat�o dzienne.
By�y tam cztery pomieszczenia. Dwa zosta�y przeznaczone na sypialnie, trzeciego u�ywano do przechowywania rzeczy mieszka�c�w. W czwartym, obok wyj�cia, urz�dzono kuchni�. W jednej ze �cian wybito okno.
W oknie znajdowa�a si� �elazna rama z kasetonami, w kt�rych osadzono wiele ma�ych p�ytek ze szk�a o�owiowego. By�a teraz otwarta, co pozwala�o wyjrze� na zewn�trz. Pomieszczenie znajdowa�o si� w skalnej �cianie, a fale Oceanu Zachodniego uderza�y w g�azy u podn�a urwiska jakie� trzydzie�ci pi�� metr�w poni�ej. Biegn�ca �ukiem �ciana urwiska zapewnia�a dobry widok z okna na stromy stok. Na zewn�trz pada�o.
Podziemna rura kierowa�a do kuchni strumie� wody, kt�ra �cieka�a z g�ry do jednego z dw�ch drewnianych zbiornik�w. Grax rozpali� ogie� w palenisku i powyci�ga� jakie� szpikulce do ro�na, kot�y, patelnie, widelce i inne przybory kuchenne. Nast�pnie otworzy� skrzynie zawieraj�ce r�ne surowce i obja�ni� natur� ka�dego z nich, wymy�laj�c mi awansem za niezdarno�� i g�upot�.
Nauczy�em si� interpretowa� jego wibracje jako przejaw nienawi�ci. Nie mog�em jej zrozumie�, gdy� nie uczyni�em niczego, czym m�g�bym zas�u�y� na wrogo�� Graxa. Przypuszczam, �e by� zazdrosny o ka�dego, kto narusza� jego monopol na czas i uwag� Maldiviusa, pomimo �e by�em tu wbrew mej woli, by sp�aci� stukilowy blok �elaza, kt�ry otrzyma�o moje plemi�. Zazdro�ci�em tym, kt�rych by�o sta� na �elazo do zrobienia zwyk�ej kraty w oknie.
Przeszed�em przez wiele ci�kich pr�b w czasie s�u�by na Pierwszym Planie, lecz nigdy nie by�em bardziej rozdra�niony ni� wtedy, przy szykowaniu kolacji. Grax odklepa� instrukcje, nastawi� klepsydr�, by zmierzy� jak d�ugo zajmie mi gotowanie, i zostawi� mnie samego. Pr�bowa�em post�powa� zgodnie z jego wskaz�wkami, lecz ci�gle myli�em dane dotycz�ce czasu, odleg�o�ci od ognia i tak dalej.
Gdy wreszcie uzna�em, �e zapanowa�em nad wszystkim, uda�em si� z powrotem do pracowni, by spyta� o dalsze instrukcje. Z miejsca jednak skr�ci�em w z�� stron� i zgubi�em si� w labiryncie. Wreszcie uda�o mi si� wr�ci� do wej�cia. Z wysi�kiem odtworzy�em formu�� wchodzenia do labiryntu i tym razem dotar�em do pracowni bez pomy�ek.
� Gdzie jest nasza kolacja? � zapyta� Maldivius.
Obaj siedzieli na tych zdezelowanych krzes�ach i popijali z glinianych kubk�w nap�j zwany olikau, kt�ry importowano z Paaluy przez Ocean Zachodni.
� Mam kilka pyta�, panie... � I poprosi�em o wi�cej wyja�nie�. Gdy mag udzieli� mi ich, z powrotem odnalaz�em drog� do wej�cia.
Kuchnia by�a wype�niona dymem i sw�dem, gdy� podczas mej nieobecno�ci g��wne danie, szynka w plastrach, spali�o si� na czarny w�giel.
Pod��y�em jeszcze raz do pracowni.
� No? � warkn�� Maldivius. � Gdzie nasza kolacja? Opowiedzia�em, co si� przydarzy�o.
� Ty idioto! � wrzasn�� czarownik. � Na brod� Zevatasa, ze wszystkich g�upich, nieudolnych, niekompetentnych i niedo��nych diab��w, jakie kiedykolwiek widzia�em, ty jeste� najgorszy!
Porwa� r�d�k� i pogoni� za mn� wok� pomieszczenia, wal�c mnie po g�owie i plecach. Zwyk�ego patyka nawet bym nie poczu�, lecz uderzenie r�d�k� wywo�uje okropnie piek�cy, pal�cy b�l. Przy trzecim okr��eniu zacz��em odczuwa� z�o��. M�g�bym z �atwo�ci� rozszarpa� doktora Maldiviusa, kawa�ek po kawa�ku, lecz powstrzymywa�y mnie od tego warunki umowy i strach przed w�asnym rz�dem.
� A mo�e by�my odsprzedali kochanego Z�bacza, co, mistrzu? � zaproponowa� pan Grax. � Ode�lijmy go z powrotem na Dwunasty Plan i za��dajmy innego demona, kt�ry by mia� rozumu przynajmniej tyle co ropucha.
Doktor Maldivius sta� dysz�c, oparty o r�d�k�.
� Zabierz t� �a�osn� imitacj� demona do kuchni i zacznij od pocz�tku.
Grax poprowadzi� mnie raz jeszcze przez labirynt, szczerz�c z�by i �artuj�c sobie z niedostatk�w mego intelektu. (W�r�d ludzi powszechn� praktyk� jest czynienie mn�stwa uwag bez najmniejszego sensu. Nazywaj� je ��artami", a po nich ods�aniaj� z�by i wydaj� d�wi�ki: �Cha! Cha! Cha!" My�l�, �e sprawia im to przyjemno��.) Gdy wreszcie dotarli�my na miejsce, stwierdzi�em, �e ca�a woda z garnka z rzep� wygotowa�a si�, a rzepa przywar�a do dna, na wp� spalona.
Up�yn�y pe�ne trzy godziny, od chwili gdy po raz pierwszy pojawi�em si� w kuchni, zanim uda�o mi si� przyrz�dzi� zno�n� kolacj� dla pary swarliwych czarodziej�w. I znowu zgubi�em si� w labiryncie, w�druj�c do pracowni. Zanim znalaz�em swych konsument�w, posi�ek by� zimny. Na szcz�cie dla mnie obaj w tym czasie wypili tyle olikau, �e niczego nie zauwa�yli. Grax dosta� napadu chichotu. Gdy zapyta�em Maldiviusa, kiedy i co mog� zje��, jedynie wytrzeszczy� na mnie oczy i wybe�kota�:
� Co? H�? Kto?
Wr�ci�em wi�c do kuchni i przygotowa�em kolacj� dla siebie. Nie by�a wyj�tkowo smakowita, lecz g��d tak mi doskwiera�, �e uzna�em, i� ten posi�ek jest lepszy od wszystkiego, co jad�em do tej pory, a mo�e i od tego, co b�d� mia� sposobno�� zje�� w przysz�o�ci.
W ci�gu kolejnych dni moje umiej�tno�ci kucharskie poprawi�y si�, cho� nie s�dz�, bym mia� si� kiedykolwiek ubiega� o stanowisko szefa kuchni w pa�acu wielkiego lorda Pierwszego Planu. Pewnego dnia, gdy Grax biega� za�atwiaj�c jakie� sprawy, Maldivius wezwa� mnie do pracowni.
� Nazajutrz wybieram si� na mule do Ir � powiedzia�. � Spodziewam si� wr�ci� za dwa lub trzy dni. Wi�kszo�� tego czasu b�dziesz sam. Chc�, by� ca�y czas pozostawa� w pracowni na stra�y, wyposa�ony w najbardziej niezb�dne rzeczy. Przyno� tutaj swoje posi�ki. Spa� mo�esz na otomance.
� Panie, czy pan Grax nie b�dzie mi dotrzymywa� towarzystwa?
� Nie wiem, co rozumiesz przez �dotrzymywanie towarzystwa", gdy� nie umkn�o mej uwadze, �e tego, co czujecie do siebie, w �aden spos�b nie mo�na nazwa� mi�o�ci�. A poza tym wiem z do�wiadczenia, �e gdybym nawet rozkaza� Graxowi zosta�, to wy�lizgnie si� do Chemnis, jak tylko straci mnie z oczu. Z tego w�a�nie powodu zawar�em umow� na twoje us�ugi.
� Panie, dlaczego on tak post�puje?
� Ma dziewczyn� w mie�cie, kt�r� odwiedza w celach... eee... cudzo�o�enia. Powtarza�em mu wiele razy, �e je�li chce si� osi�gn�� wy�sze stopnie wtajemniczenia w naszej profesji, trzeba zrezygnowa� z cielesnych uciech. Lecz on nie zwraca na nic uwagi. Jak wi�kszo�� m�odzik�w s�dzi, �e ka�dy, kto go przewy�sza wiekiem, z pewno�ci� cierpi na uwi�d starczy.
� A czy ty, panie, zachowywa�e� w jego wieku wstrzemi�liwo��, kt�rej wymagasz od niego?
� Zamilknij i nie mieszaj si� w nie swoje sprawy, bezczelny �ajdaku. No c�... Zbli� si�. Zostaniesz na stra�y i b�dziesz pilnowa� mego maj�tku, a zw�aszcza Szafiru Sybilli�skiego. Je�li za� ktokolwiek wejdzie do pracowni przed moim powrotem, masz go natychmiast po�re�.
� Czy jeste� pewien, panie? My�la�em...
� Nie wzi��em ci� po to, by� my�la�, lecz po to, by� wykonywa� rozkazy! S�uchaj ich, staraj si� je zrozumie� i b�d� mi pos�uszny! Pierwsza osoba, kt�ra wejdzie do pracowni przed moim powrotem, ma by� �ywcem zjedzona! �adnych wyj�tk�w! Nikt nie b�dzie m�g� twierdzi�, �e nie zosta� ostrze�ony. Grax zrobi� przecie� napis �UWAGA, DEMON" i wywiesi� go nad wej�ciem. Zrozumia�e�?
Westchn��em.
� Tak jest, panie. Czy wolno mi zapyta�, co jest powodem wyjazdu?
Maldivius zachichota�.
� Mam szans� �ob�owi�" si�, jak mawiaj� ludzie z gminu. W moim szafirze dostrzeg�em, �e do Ir zbli�a si� zag�ada. Jedynie ja wiem o tym, wi�c w zamian za informacj� powinno mi si� uda� wycisn�� ze sk�pych syndyk�w odpowiedni� zap�at�.
� Panie, wydaje mi si�, �e jako obywatel Ir ostrze�enie w�asnego pa�stwa powiniene� uwa�a� za sw�j obywatelski obowi�zek bez wzgl�du na nagrod�...
� I ty �miesz mi m�wi� o moich obowi�zkach? �
Maldivius porwa� r�d�k�, jakby chcia� mnie uderzy�, lecz opanowa� si�. � Kt�rego� dnia wyja�ni� ci to. Teraz niech ci wystarczy, �e powiem, i� nie czuj� szczeg�lnej lojalno�ci do miasta, kt�rego s�dziowie z�upili mnie, kt�rego bogacze mn� gardz�, gdzie moi koledzy spiskuj� przeciwko mnie, a mali ch�opcy biegaj� za mn�, na�miewaj�c si� i rzucaj�c kamieniami. Gdybym post�pi� zgodnie ze swymi pragnieniami, po prostu pozwoli�bym, by ten kataklizm ich poch�on��. Lecz zaprzepa�ci� sposobno�� zdobycia zysku na rzecz pustej satysfakcji z rewan�u? Nie, to by by�o przejawem m�odzie�czej g�upoty. Ale dosy� gadania, nie zapomnij rozkaz�w!
II Syndyk Jimmon
Wyszed�em za czarownikiem na g�r�, schodami przy �cianie urwiska. Wok� nas le�a�y ruiny �wi�tyni Psaana, novaryjskiego boga m�rz. Kikuty marmurowych kolumn sta�y w szeregach, jak oddzia� �o�nierzy zamienionych w kamie� przez czarownika, a ich samotne g�owice i od�amki spoczywa�y na pop�kanej i pofa�dowanej nawierzchni marmurowego dziedzi�ca. W szczelinach ros�a trawa, krzaki, a nawet kilka drzew, kt�re pochyla�y si� nad p�ytami chodnika. Niegdy�, jak mi powiedzia� Maldivius, ruin by�o znacznie wi�cej, lecz ju� od stuleci miejsce to s�u�y�o Chemnitom za kamienio�omy.
Gdy siod�a�em mu�a i przywi�zywa�em worek podr�ny doktora do tylnego ��ku siod�a, Maldivius powt�rzy� instrukcje, po czym si� oddali�.
Doktor Maldivius dobrze zna� swego ucznia. Gdy wr�bita znikn�� mi z oczu, zacz��em schodzi� po schodach. Musia�em si� jednak zatrzyma�, by da� przej�cie panu Graxowi, ubranemu w wyj�ciowy kubrak i buty. M�odzik wyszczerzy� z�by w u�miechu.
� Dobra, Z�baczysko � odezwa� si� do mnie. � Wybieram si� do miasta. My�l�, �e ch�tnie by� si� zabawi�, tak jak ja mam zamiar! � Tu zrobi� charakterystyczny ruch biodrami, by pokaza�, o co mu chodzi.
� Przyznaj�, �e brak mi �ony � odpowiedzia�em � lecz...
� Czy to ma znaczy�, �e demony maj� �ony, tak jak ludzie?
� Oczywi�cie. A co ty my�la�e�?
� S�dzi�em, �e gdy chcecie mie� potomstwo, to dzielicie si� na p�, a ka�da po��wka staje si� nowym demonem. Maldivius opowiada� mi, �e tak robi� jakie� wodne �yj�tka. I sp�kujecie z �onami, tak jak my?
� Tak jest, cho� nie przez ca�y rok, jak, mam wra�enie, robi� mieszka�cy Pierwszego Planu.
� To co, mo�e by� poszed� ze mn� do Chemnis? Znam pewn� kobitk�...
� Rozkazy mi nie pozwalaj�. Poza tym w�tpi�, by cielesne po��czenie ze mn� sprawi�o przyjemno�� ludzkiej kobiecie.
� Dlaczego? Nieodpowiednie rozmiary?
� Nie, k�uj�ce w�sy na moim cz�onku.
� Ty masz go rzeczywi�cie?
� Oczywi�cie, wewn�trz.
� A co s�dz� o tych w�sach wasze kobiety? My�l�, �e powinienem nazywa� je demonicami.
� Uwa�aj�, �e s� bardzo pobudzaj�ce. Lecz teraz musz� zaj�� sw�j posterunek w g��wnej komorze.
� C�, g�upku, nie za�nij i nie pozw�l, by j� jaki� z�odziej opr�ni�! Jestem pewny, �e paru ch�opak�w z Chemnis nie mia�oby nic przeciwko temu, by sobie dorobi� jakim� w�amaniem. Wr�c� jutro.
Poszed� d�ugimi krokami po zakurzonym trakcie, kt�rym wyprawi� si� Maldivius. Wr�ci�em do pracowni. Przez kilka ostatnich dni by�em zbyt zaj�ty, by spokojnie strawi� posi�ki i czu�em si� troch� wzd�ty. Z rado�ci� wi�c skorzysta�em z szansy, by zapa�� w niezb�dn� mi, a sp�nion� poobiedni� drzemk�. Trwa�a ona do nast�pnego dnia, jak oceni�em na podstawie wskaza� ma�ego zegara wodnego stoj�cego na jednym ze sto��w Maldiviusa.
Podnios�em si� i w�a�nie nape�nia�em wod� zbiornik zegara, gdy us�ysza�em stuk obcas�w w labiryncie. Pomy�la�em, �e mo�e to by� Grax, jednak r�wnie dobrze m�g� wchodzi� w gr� jaki� nieproszony go��.
Wtedy przypomnia�o mi si�, jak bardzo doktor Maldivius nalega�, bym po�ar� pierwszego cz�owieka, kt�ry wejdzie do pracowni przed jego powrotem. Powiedzia�, �e nie wolno mi robi� �adnych wyj�tk�w, a przecie� musia�em wykonywa� jego rozkazy dos�ownie i bez oci�gania. Gdy pr�bowa�em za� ustali�, czy nie chce zrobi� wyj�tku dla pana Graxa, kaza� mi si� zamkn��. Uzna�em, �e dla jakich� tajemniczych powod�w �yczy� sobie, bym potraktowa� Graxa jak ka�dego innego intruza.
W tej chwili w�a�nie Grax stan�� w wej�ciu, trzymaj�c na ramieniu worek kupionych we wsi wiktua��w.
� Cze��, g�upku! � krzykn��. � Biedne Z�baczysko, nie masz nic lepszego do roboty, jak siedzie� w pracowni i udawa� pos�g jakiego� poga�skiego bo�ka? Hej, co ty robisz?
Grax, m�wi�c, wchodzi� w g��b pracowni. Zd��y� wyda� zaledwie jeden kr�tki okrzyk, gdy skoczy�em na m�odzika, rozdar�em go na strz�py i zjad�em. Musz� przyzna�, �e by� znacznie bardziej strawny jako posi�ek ni� jako �ywy wsp�towarzysz.
Zaniepokoi�o mnie jednak par� spraw. Po pierwsze, kr�tka utarczka spowodowa�a nie�ad w pokoju. St� zosta� wywr�cony, a wszystko wok� by�o zbryzgane posok�. Obawiaj�c si�, �e Maldivius wych�oszcze mnie za niestaranne dogl�danie domu, rzuci�em si� do sprz�tania z wiadrem, �cierk�, i miot��. W ci�gu godziny usun��em niemal wszystkie �lady ca�ej awantury. Wi�ksze ko�ci po �wi�tej pami�ci Graxie poutyka�em estetycznie na pustej p�ce. Kropla krwi upad�a na spoczywaj�cy na p�ce tom Materialnej i duchowej doskona�o�ci w dziesi�ciu �atwych lekcjach, napisany przez Yoltipera z Kortoli, i sp�yn�a mi�dzy kartki, znacz�c kilka z nich wielkim, czerwonym kleksem.
Gdy tak pracowa�em, napad�a mnie inna my�l. Na Planie Dwunastym od czas�w Wonka Reformatora po�eranie �ywcem wsp�towarzyszy by�o surowo zabronione. Uwa�a�em, �e Plan Pierwszy powinien mie� podobne prawa, chocia� nie mia�em sposobno�ci, by zapozna� si� z rozlicznymi systemami prawnymi tego �wiata. Nastr�j poprawi�a mi jednak my�l, �e dzia�a�em na wyra�ny rozkaz Maldiviusa, on wi�c ponosi� za wszystko odpowiedzialno��.
* * *
Doktor Maldivius wr�ci� wieczorem nast�pnego dnia. Od razu zapyta�:
� Gdzie jest Grax?
� Wykonuj�c twe rozkazy, panie, by�em zmuszony po�re� go.
� Co?
� Tak jest, panie. � I wyja�ni�em okoliczno�ci.
� Imbecyl! � wykrzykn�� czarownik, zmierzaj�c w mym kierunku ze sw� r�d�k�. � Dupek! G�upiec! Osio�! T�pak! Dure�! Oferma! C� uczyni�em bogom, �e zes�ali mi takiego mato�a jak ty?
Kln�c, ch�osta� mnie i wali� przez ca�y czas. Wreszcie uda�o mi si� wyrwa� z pracowni, lecz szybko zab��dzi�em w labiryncie. Dzi�ki temu Maldivius osaczy� mnie w ko�cu �lepego korytarza i wymierza� kar� do chwili, a� si� zm�czy�.
� Czy chodzi ci o to, panie � w ko�cu mog�em si� odezwa� � �e nie chcia�e�, bym po�ar� tego m�odziana?
� Oczywi�cie, �e tak! Ka�dy idiota by zrozumia�! � Znowu mnie uderzy�.
__ Ale, panie, zleci�e� mi wyra�nie... � Spokojnie
wyja�ni�em mu logik� ca�ej sytuacji.
Maldivius odgarn�� swe w�osy z twarzy i przejecha� r�kawem po czole.
__ A niech ci�, chyba powinienem by� to przewidzie�. Wracajmy do pracowni.
Tam poleci� mi:
� Pozbieraj te ko�ci, zwi�� i wrzu� do morza.
� Wybacz mi, panie. Pr�bowa�em zrobi� wszystko, by ci� zadowoli�. Ale, jak m�wimy w Ning, nikt nie jest doskona�y. Czy z powodu znikni�cia Graxa mo�esz popa�� w jakie� prawne tarapaty?
� Ma�o prawdopodobne. By� sierot� bez �adnych krewnych, dlatego chcia� zosta� mym uczniem. Je�li jednak kto� by ci� zapyta�, odpowiedz, �e spad� z urwiska i zosta� porwany przez mieszka�c�w wodnych g��bin. A teraz pomy�lmy o porz�dnej kolacji, gdy� oczekuj� jutro znakomitego go�cia.
� Kogo, panie?
� Jego Ekscelencji Jimmona, naczelnego syndyka miasta Ir. Z�o�y�em syndykom pewn� ofert�, lecz oni j� wy�miali i uwa�aj�, �e jedna dziesi�ta podanej przeze mnie ceny b�dzie w�a�ciw� zap�at�. Jimmon zaproponowa� jednak, �e wpadnie do mnie, by raz jeszcze przedyskutowa� ca�� spraw�. Zapowiada si� d�ugi targ.
� Czy jeste� pewny, panie, �e przewidywane przez ciebie nieszcz�cie nie spadnie na kraj w czasie, gdy ty b�dziesz si� targowa� z syndykami? Jak m�wimy na moim planie, wi�cej warta ryba na patyku ni� dwie w strumyku.
� Nie, nie. Ca�y czas obserwuj� zbli�aj�ce si� niebezpiecze�stwo za pomoc� szafiru. Mamy mn�stwo czasu.
� A czy mog� zapyta�, co to za niebezpiecze�stwo?
� Oczywi�cie, �e mo�esz, cha, cha, lecz nic ci nie powiem. Wiem bardzo dobrze, �e lepiej nie wypuszcza� ptaszka z klatki, rozpowiadaj�c o tym, co tylko ja wiem. A teraz bierz si� do pracy.
Jego Ekscelencja Syndyk Jimmon by� t�ustym, �ysym m�czyzn�. Przyniesiono go w lektyce, kt�ra zosta�a u nas na noc, natomiast jego s�u��cy poszli nocowa� do Chemnis. Robi�em wszystko co w mej mocy, by wypa�� jak najlepiej, w roli doskona�ego s�u��cego. Zgodnie z poleceniem, w czasie kolacji sta�em za krzes�em go�cia, got�w uprzedza� ka�de jego �yczenie.
Podczas jedzenia Jimmon i Maldivius targowali si� co do ceny za ujawnienie kl�ski gro��cej Ir, w przerwach plotkuj�c o r�nych wydarzeniach. W kt�rym� momencie Jimmon zauwa�y�:
� Je�li kto� nie powstrzyma tej bezczelnej kobiety, na r�g Thio, ona w ko�cu znajdzie si� w Radzie Syndyk�w.
� I co z tego? � zapyta� Maldivius. � Wasz rz�d jest oparty na bogactwie, a madame Roska jest bogata. Dlaczego wiec przeszkadza panu, �e mo�e ona zaj�� miejsce w�r�d was?
� Nigdy jeszcze kobieta nie by�a syndykiem. To by�by precedens. Co wi�cej, wszyscy wiedz�, jaka z niej g�upia kobieta.
� Hm. Wydaje mi si�, �e jednak nie tak bardzo, je�li umia�a pomno�y� sw�j maj�tek.
� To, by� mo�e, dzi�ki czarom. M�wi si� o niej, �e para si� magi�. Hm... �wiat musi sta� na g�owie, je�li lekkomy�lny ptasi m�d�ek mo�e zgromadzi� taki maj�tek. Lecz pom�wmy o bardziej przyjemnych sprawach. Czy widzia� pan ju� w�drowny cyrk Bagarda? Przebywa� w Ir przez dwa tygodnie. Wydaje mi si�, �e Bagardo Wielki je�dzi teraz ze swym przedstawieniem po miasteczkach i wioskach. Rozrywka, jak� zapewnia, nie jest z�a. Lecz je�li zawita do Chemnis, prosz� uwa�a�, by was nie oskuba�. Jak wszyscy tego typu sztukmistrze, ma na podor�dziu mn�stwo r�nego rodzaju forteli i chwyt�w. � Maldivius odchrz�kn��: � Musia�by si� znacznie wcze�niej urodzi�, by mnie oskuba�, �adnej innej szansy nie ma. I niech Wasza Ekscelencja przestanie si� tak wierci�, m�j s�u��cy nie zrobi panu �adnej krzywdy. To prawdziwy wz�r absolutnego pos�usze�stwa.
� Czy nie mia�by pan w takim razie nic przeciwko temu, by stan�� za pa�skim krzes�em, zamiast za moim? Ma niepokoj�cy wygl�d, a od ci�g�ego kr�cenia g�ow� moja nieszcz�sna szyja zaczyna mi dr�twie�, gdy �ledz� jego ruchy.
Maldivius poleci� mi zmieni� miejsce. Zrobi�em, co kaza�, cho� nie mog�em zrozumie� obaw Jimmona. W domu uwa�a si� mnie za demona idealnie przeci�tnego, kt�rego w �aden spos�b nie mo�na uzna� za kogo� wyj�tkowego czy strasznego.
Nast�pnego dnia syndyk Jimmon oddali� si� w lektyce, kt�r� nios�o o�miu ros�ych tragarzy. Maldivius za� odezwa� si� do mnie:
� A teraz, Zdimie, zapami�taj sobie raz i na zawsze, �e pilnujesz pracowni nie po to, by zabija� ka�dego, komu zdarzy si� tam wej��, lecz by zapobiec kradzie�y. Masz wi�c po�era� z�odziei, nikogo wi�cej.
� Lecz, panie, jak mam rozpozna� z�odzieja?
� Po jego zachowaniu, durniu! Je�li b�dzie wida�, �e rozgl�da si� za czym�, co nale�y do mnie, by z tym uciec, zabij go. Lecz je�li b�dzie zwyk�ym klientem, kt�ry chce uzyska� horoskop, domokr��c� handluj�cym jakimi� drobiazgami czy wie�niakiem z Chemnis oferuj�cym worek swych produkt�w za pomoc w odnalezieniu zgubionej przez �on� bransolety, to posad� go uprzejmie i uwa�nie pilnuj do mego powrotu. Jednak dop�ki nie b�dzie pr�bowa� w oczywisty spos�b czego� zw�dzi�, nie r�b mu krzywdy! Czy zrozumia�e� mnie dobrze, ty zakuty �bie?
� Tak jest, panie.
Przez nast�pne dwa tygodnie niewiele si� przydarzy�o. W dalszym ci�gu gotowa�em i sprz�ta�em. Maldivius uda� si� raz do Chemnis, a raz do Ir; Jimmon z�o�y� nam jeszcze jedn� wizyt�. Obaj kontynuowali targi, dogaduj�c si� i ust�puj�c w swoich ��daniach w ��wim tempie. Uwa�a�em, �e przy tej szybko�ci prowadzenia pertraktacji zapowiadana zagl�da mog�aby nast�pi� ze trzy razy, nim oni doszliby wreszcie do porozumienia.
Je�li Maldivius nie by� zaj�ty czym� innym, to wpatrywa� si� w Szafir Sybilli�ski. ��da�, bym sta� za nim na stra�y, gdy by� w proroczym transie, wi�c szybko pozna�em procedur�. Modli� si�, w ma�ym kocio�ku pali� jak�� mieszanin� wonnych zi� i wdycha� ich dym, jak r�wnie� od�piewywa� zakl�cie w j�zyku mulva�skim, zaczynaj�ce si� od s��w:
Jyu zorme barh tigai tyuvu;
Jyu zorme barh tigai tyuvu;
Swoimi witkami by�em w stanie wyczu�, kiedy zakl�cie zaczyna�o dzia�a�.
Gdy opanowa�em ju� domowe zadania, stwierdzi�em, �e czas bardzo mi si� d�u�y. My, demony, jeste�my znacznie bardziej cierpliwe ni� nerwowi Pierwszoplanowcy; niemniej jednak stwierdzi�em, �e siedzenie godzinami w pracowni bez �adnego zaj�cia to co� wi�cej ni� zwyk�a nuda. Wreszcie zapyta�em:
� Panie, czy wolno mi wzi�� do czytania kt�r�� z twych ksi�g, gdy nie mam �adnego zaj�cia?
� Co? � zdziwi� si� Maldiyius. � Ty umiesz czyta� w j�zyku novaria�skim?
� Uczy�em si� go w szkole i...
� Czy chcesz powiedzie�, �e na tym waszym Dwunastym Planie macie r�wnie� szko�y?
� Oczywi�cie, panie. W jaki� inny spos�b mogliby�my wychowa� swe m�ode?
Maldivius trwa� w zdumieniu.
� Macie r�wnie� m�odzie�? Nigdy nie s�ysza�em o m�odych demonach.
� Jest to zrozumia�e, gdy� nie pozwalamy, by niedojrza�e osobniki z naszego rodzaju s�u�y�y na Pierwszym Planie. By�oby to dla nich zbyt ryzykowne. Zapewniam ci�, panie, �e wyl�gamy si�, dorastamy
i umieramy jak wszystkie inne istoty obdarzone czuciem. A wracaj�c do twoich ksi�g, panie, zauwa�y�em, �e masz leksykon, z kt�rego m�g�bym korzysta�, gdy napotkam nie znane mi s�owo. Dlatego usilnie prosz� o pozwolenie na korzystanie z niego.
� Hm, hm... Nie jest to z�y pomys�. Je�li staniesz si� dostatecznie wykszta�cony, b�dziesz m�g� mi czyta�, jak zwyk� czyni� nieszcz�sny Grax. W moim wieku musz� korzysta� z pomocy szk�a powi�kszaj�cego, co sprawia, �e czytanie jest m�cz�cym zaj�ciem. O jakiej ksi��ce my�la�e�?
� Chcia�bym zacz�� od tej, panie � powiedzia�em, wyci�gaj�c tom Materialna i duchowa doskona�o�� w dziesi�ciu �atwych lekcjach pi�ra Yoltipera. � S�dz�, �e powinienem doj�� do najwy�szej perfekcji, jak� mog� osi�gn��, by uzyska� satysfakcj� na tym nie znanym mi planie.
� Pozw�l mi rzuci� okiem! � powiedzia� Maldiyius, wyrywaj�c ksi��k� z mych pazur�w. Jego starcze oczy, wbrew temu co m�wi� wcale nie tak s�abe, zauwa�y�y plamy krwi na kilku stronach. � Pami�tka po biednym Graxie, co? Masz szcz�cie, szata�ski Zdimie, �e ksi�ga nie ma �adnego znaczenia dla magii. Dobrze, we� j�, mo�e zawarte w niej rady dadz� ci jak�� korzy��.
Tak wi�c, z pomoc� leksykonu Maldiviusa, zacz��em si� przekopywa� przez Yoltipera z Kortoli. Rozdzia� drugi by� po�wi�cony teorii od�ywiania, kt�r� stworzy� Yoltiper. By� on, jak si� okaza�o, wegetarianinem. Twierdzi�, �e tylko unikaj�c zwierz�cego mi�sa czytelnik mo�e osi�gn�� stan upragnionego, idealnego zdrowia i duchowego zestrojenia z kosmosem. Yoltiper mia� r�wnie� obiekcje moralne co do zarzynania na po�ywienie istot maj�cych czucie. Utrzymywa�, �e maj� dusze, nawet je�li tylko w stanie szcz�tkowym, i �e s� spokrewnione z istotami ludzkimi, pochodz�c w swym ewolucyjnym rozwoju od wsp�lnych przodk�w.
Argumenty moralne nie bardzo mnie obchodzi�y, gdy� by�em jedynie tymczasowym mieszka�cem tego planu. Chcia�em jednak jak najlepiej zaadaptowa� si� do warunk�w Pierwszego Planu, by m�j pobyt na nim by� jak najmniej bolesny. Przeszed�em wi�c z Maldiviusem na diet� wegetaria�sk�.
� Wspania�a idea, Zdimie � orzek�. � Kiedy� sam r�wnie� pryktykowa�em tak� diet�, lecz Grax tak si� upiera� przy mi�sie, �e mu ust�pi�em. Skorzystajmy z przepis�w Yoltipera. Zmniejszy to r�wnie� nasze wydatki.
Tak wi�c przestali�my z Maldiyiusem kupowa� mi�so w Chemnis, a kontentowali�my si� chlebem i zielenin�. Kt�rego� dnia Maldivius rzek�:
� Zdimie, Szafir Sybilli�ski m�wi mi, �e cyrk Bagarda pojawi si� w Chemnis. Pojad� tam, by obejrze� przedstawienie, a przy sposobno�ci rozejrz� si� dyskretnie, czy nie znalaz�by si� jaki� nast�pca mego ostatniego ucznia. Ty zostaniesz tutaj.
� Bardzo chcia�bym obejrze� takie przedstawienie, panie. Przesiedzia�em w tych ruinach, nie wychylaj�c nosa, ju� miesi�c.
� Co? Ty mia�by� p�j�� do Chemnis? Niech mnie bogowie maj� w opiece! Mia�em ju� dostatecznie du�o problem�w z utrzymaniem w�a�ciwych stosunk�w z lud�mi z miasta, by teraz straszy� ich twoim widokiem.
Nie mog�em nic na to poradzi�, wi�c osiod�a�em mu�a, popatrzy�em za mym panem, a� zgin�� mi z oczu, i wr�ci�em do pracowni.
Po paru godzinach jaki� d�wi�k oderwa� mnie od czytania. Wydawa�o mi si�, �e dochodzi z g�ry. Chocia� mosi�ne lampy nie o�wietla�y zbyt mocno sklepienia, to jednak z �atwo�ci� dostrzeg�em, �e w tynku pojawi�a si� wielka, prostok�tna dziura. Nie mam poj�cia, jak nieproszony go�� zdo�a� unie�� taki kawa� tynku, nie �ami�c go ani nie niepokoj�c mnie wcze�niej. Sztuczki w�amywaczy z Pierwszego Planu s� nazbyt wymy�lne dla szczerego, prostolinijnego umys�u uczciwego demona.
Zamar�em na krze�le, bacznie obserwuj�c sytuacj�. Demony maj� t� przewag� nad istotami ludzkimi, �e s� zdolne do pozostawania w prawdziwym bezruchu. Pierwszoplanowiec, nawet je�li usi�uje by� nieruchomy, zawsze si� troch� wierci i niepokoi. Je�li nawet nic wi�cej go nie zdradza, to wystarczy sam fakt, �e kilka razy na minut� musi zaczerpn�� powietrza. R�wnie� to, �e mo�emy wed�ug swej woli zmienia� kolor cia�a, powoduje, i� Pierwszoplanowcy przeceniaj� nasz� moc � wierz� na przyk�ad, �e potrafimy na �yczenie znikn��.
W otworze pojawi�a si� lina. Niski m�czyzna w czarnym, ciasno dopasowanym stroju spu�ci� si� po niej do �rodka. Przez szcz�liwy przypadek by� zwr�cony do mnie ty�em, gdy znalaz� si� na ziemi. Rozejrza� si� szybko wok�, lecz nie zauwa�y� mnie, siedz�cego spokojnie na krze�le, wtopionego w otoczenie i nawet nie oddychaj�cego. Jak przera�ona mysz, bezd�wi�cznie st�paj�c w swych mi�kkich butach przemkn�� do stolika, na kt�rym spoczywa� Szafir Sybilli�ski.
W tej samej chwili zerwa�em si� z krzes�a i znalaz�em za plecami w�amywacza. �w za� porwa� kamie� i zawr�ci� na pi�cie. Przez sekund� czy dwie stali�my twarz� w twarz, on ze szlachetnym kamieniem w d�oni, ja z obna�onymi k�ami, got�w rozszarpa� go na strz�py i po�re�.
Lecz wtedy przypomnia�em sobie, jak usilnie Yoltiper zaleca� przestrzeganie wegetarianizmu, a tak�e rozkaz Maldiviusa, by diet� kszta�towa� zgodnie z radami Voltipera. W tym stanie rzeczy by�o oczywiste, �e nie mog� po�re� z�odzieja. Z drugiej strony, m�j pan rozkaza� mi ca�kiem wyra�nie, �e mam zje�� ka�dego, kogo uznam za bandyt�.
Usi�uj�c wykonywa� owe wykluczaj�ce si� wzajemnie rozkazy poczu�em, �e jestem absolutnie sparali�owany, zupe�nie jakby mnie wsadzono do lodu i g��boko zamro�ono. Cho� by�em pe�en najlepszych intencji, to jednak mog�em jedynie sta� jak wypchana bestia w muzeum. Z�odziej natomiast przemkn�� obok mnie i wypad� z pomieszczenia, wyci�gaj�c z torby pe�n� �wietlik�w rurk�, by o�wietli� sobie drog�.
Po kilku minutach rozpatrywania ca�ej tej sprawy z najwy�sz� powag� rozwi�za�em problem, jakie by�oby �yczenie Maldiviusa, gdyby wiedzia� o wszystkich okoliczno�ciach. Oczywi�cie, powinienem schwyta� z�odzieja, odebra� mu szafir i przytrzyma� do powrotu czarownika. My�l�, �e by�o to bardzo m�dre rozwi�zanie. Oczywi�cie, Pierwszoplanowcy s� znacznie bystrzejsi od nas, demon�w, wi�c oczekiwanie, �e b�dziemy r�wnie pomys�owi jak oni, by�oby nieuczciwe...
Niestety, w�a�ciwe rozwi�zanie znalaz�em za p�no. Wybieg�em z labiryntu i pogna�em schodami w g�r� urwiska. Do tego czasu jednak wszelki �lad po panu Z�odzieju zgin��. Nie by�em w stanie us�ysze� nawet odg�osu jego krok�w. Pokr�ci�em si� troch�, pr�buj�c schwyta� �lad zapachu po nim, lecz bez skutku. Kamie� przepad� na dobre.
* * *
Gdy doktor Maldivius wr�ci� i us�ysza� nowin�, nawet mnie nie uderzy�. Usiad�, zakry� twarz r�koma i zap�aka�. Wreszcie przetar� oczy i spojrza� do g�ry m�wi�c:
� Zdimie, widz�, �e ��danie od ciebie, by� radzi� sobie w nieprzewidzianych sytuacjach, jest jak... eee... jak zach�canie konia do grania na skrzypcach. C�, nawet je�li mia�bym si� zrujnowa�, nie mog� trwa� w g�upocie, korzystaj�c z twych partackich us�ug.
� Czy mam rozumie�, panie, �e zostan� odes�any z powrotem na m�j plan? � zapyta�em skwapliwie.
� Na pewno nie! Jedyne, co mog� zrobi�, by powetowa� sobie strat�, to odsprzeda� kontrakt. I mam ju� kupca.
� Co pan rozumie przez odsprzedanie kontraktu?
� Je�li przeczyta�by� umow� mi�dzy rz�dem Ning a Si�ami Post�pu, bo tak my, novaria�scy czarownicy, nazywamy towarzystwo, w kt�rym jeste�my zrzeszeni, to wiedzia�by�, �e umowa mi�dzy uczniem i mistrzem mo�e zosta� przeniesiona na kogo� innego. Gdzie� tu mam jej egzemplarz. � Zacz�� szpera� w kuferku.
� Panie, ja si� nie zgadzam! � wykrzykn��em. � Przecie� to jest niewolnictwo!
Maldiyius wyprostowa� si�, trzymaj�c w r�ku jaki� zw�j, kt�ry rozwin�� i ustawi� tak, by pada�o na niego �wiat�o lampy.
� Widzisz, co tu napisano? I tutaj? Je�li nie odpowiadaj� ci warunki, zg�o� to swemu burmistrzowi pod koniec terminowania. Jak ten z�odziej wygl�da�?
Opisa�em cz�owieka, wspominaj�c o takich szczeg�ach jak ma�a blizna na prawym policzku. �aden Pierwszoplanowiec nie dostrzeg�by jej przy tak marnym o�wietleniu, jakie dawa�a wtedy lampa.
� To m�g� by� Farimes z Hendau � stwierdzi� Maldivius. � S�ysza�em o nim ju� dawno, gdy mieszka�em w Ir. Dobrze, osiod�aj P�czek R�y. Pojad� do Chemnis jeszcze w nocy.
Czarownik zostawi� mnie w niezbyt przyjemnym nastroju. Jestem cierpliwym demonem, zdecydowanie bardziej ni� te porywcze, twardog�owe istoty ludzkie, lecz nie mog�em si� pozby� wra�enia, �e doktor Maldivius jest wobec mnie niesprawiedliwy. Dwa razy z rz�du ca�� win� za nasze k�opoty zwali� na mnie, a przecie� to on pope�ni� b��d, wydaj�c mi niejednoznaczne i wzajemnie wykluczaj�ce si� rozkazy.
Kusi�o mnie, by skorzysta� z zakl�cia pozwalaj�cego zamkn�� moje sprawy tutaj i polecie� z powrotem na Plan Dwunasty, gdzie m�g�bym przed�o�y� swoje �ale burmistrzowi. Uczymy si� go, zanim opu�cimy nasz plan, by�my mogli powr�ci� do domu w razie zagra�aj�cego nam �miertelnego niebezpiecze�stwa. Fakt, �e demon mo�e znikn�� w momencie, gdy istoty ludzkie chc� go zabi�, sprawia, i� Pierwszoplanowcy przeceniaj� nasz� moc.
Zakl�cie jest jednak d�ugie i skomplikowane. Pr�buj�c odtworzy� je w my�li stwierdzi�em, �e nie pami�tam kilku linijek. Zosta�em wi�c uwi�ziony na Pierwszym Planie. By� mo�e nie by�o to takie z�e, gdy� m�g�bym zosta� skazany za bezzasadne u�ycie zakl�cia i odes�any z powrotem na Plan Pierwszy, by ods�u�y� tam wyrok paru lat. A taki los by�by naprawd� straszny.
Nast�pnego ranka Maldiyius wr�ci� w towarzystwie jakiego� cz�owieka. Siedz�cy na �adnym srokaczu m�czyzna by� ubrany w barwnym, zbytkownym stylu, podczas gdy m�j mistrz nosi� ponure, po�atane i zaniedbane szaty. By� m�czyzn� w �rednim wieku, mia� szczup�e nogi, natomiast szerokie ramiona. Goli� si�, lecz wygl�da�o na to, �e walka z bujnym, g�stym i a� wpadaj�cym w fiolet czarnym zarostem jest bez cienia szansy. U jego uszu buja�y si� z�ote kolczyki.
� To � powiedzia� Maldiyius � jest tw�j nowy pan, Bagardo Wielki. Panie Bagardo, prosz� pozna� demona Zdima.
Bagardo obejrza� mnie od st�p do g�owy.
� Wydaje si�, �e niczego mu nie brak, cho� trudno oceni� nieznany gatunek. Dobrze, doktorze, je�li da mi pan umow�, podpisz� j�.
I w ten spos�b sta�em si� s�ug� przypisanym Bagardowi Wielkiemu, w�a�cicielowi w�drownej trupy.
III
Bagardo Wielki
Chod� ze mn� � powiedzia� Bagardo. Gdy pod��y�em jego �ladem, ci�gn��: � Jak nale�y poprawnie wymawia� twoje imi�? � Za-dim, czy tak?
� Nie. Zdim � odpar�em. � Jedna sylaba. Zdim, syn Akha, je�li chce pan by� bardzo oficjalny.
Bagardo dla wprawy powt�rzy� moje imi� kilka razy. Zapyta�em:
� Jakie b�d� mia� obowi�zki?
� Przede wszystkim straszy� gawied�.
� Nie rozumiem, panie.
� Gawied�, prostaczkowie, publiczka. Tak my, ludzie cyrku, nazywamy widz�w, kt�rzy przychodz� si� gapi�.
(Bagardo zawsze swoj� firm� nazywa� �cyrkiem", chocia� inni m�wili o niej �trupa". Jak zrozumia�em, r�nica polega na tym, �e cyrk musi mie� co najmniej jednego s�onia, gdy tymczasem Bagardo nie mia� �adnego.)
� Zostaniesz umieszczony w ruchomej klatce i b�dzie si� ciebie przedstawia�o jako strasznego demona z Dwunastego Planu � ludo�erc�. Nie b�dzie to wcale k�amstwem, jak mi powiedzia� Maldivius.
� Panie, to prawda, lecz wype�nia�em jedynie rozkaz...
� Niewa�ne. Postaram si� by� bardziej precyzyjny, wydaj�c ci rozkazy.
Doszli�my do miejsca, gdzie �cie�ka ze �wi�tyni ��czy�a si� z drog� miedzy Chemnis i Ir. Sta�a tu podobna do wozu wielka, zbudowana z �elaznych pr�t�w klatka na ko�ach. Do wozu zaprz�gni�ta by�a para pas�cych si� zwierz�t podobnych do mu�a Maldiviusa, je�li nie liczy� pokrywaj�cych je wyra�nych, czarno-bia�ych pas�w. Na miejscu wo�nicy rozsiad�a si� przykucni�ta, o niskim czole i z cofni�t� brod� istota, kt�rej nie okrywa�o nic poza g�stym futrem. Wygl�da�a jak cz�owiek, a jednocze�nie zupe�nie nieludzko.
� Wszystko w porz�dku? � zapyta� Bagardo.
� Wszystko gra, szefie � odpowiedzia�o stworzenie g��bokim, chrapliwym g�osem. � Kto to?
� Nowy cz�onek naszej trupy, zwany Zdimem Demonem � przedstawi� mnie Bagardo. � Zdimie, poznaj Ungaha z Komilakhu. Jest istot�, kt�r� my nazywamy cz�owiekiem-ma�p�.
� Grabula, kolego niewolnik � powiedzia� Ungah, wyci�gaj�c przed siebie ow�osion� �ap�.
� Grabula? � powt�rzy�em, spogl�daj�c pytaj�co na Bagardo. � O co mu chodzi?
Bagardo wyja�ni�:
� Ujmij jego praw� d�o� w swoj� i delikatnie u�ci�nij, jednocze�nie poruszaj�c ni� w g�r� i d�. Nie podrap go tylko.
Zrobi�em, jak powiedzia�, m�wi�c:
� Bardzo mi mi�o, panie Ungah, pozna� pana. Nie jestem jednak niewolnikiem, lecz wynaj�tym s�u��cym.
� Sze�ciarz! Ja musz� s�u�y� panu Bagardo asz do �mierci.
� Sam wiesz, �e jesz lepiej, ni� m�g�by� sobie zamarzy� w d�ungli Komilakhu. � Wtr�ci� si� Bagardo.
� Tak jest, panie, ale pokarm to nie wszystko.
� Czego jeszcze ci potrzeba? Nie b�dziemy si� tu jednak spiera� ca�y dzie�!
Bagardo otworzy� drzwi do klatki.
� Wchod� do �rodka � poleci� mi.
Drzwi zamkn�y si� z trzaskiem. Usiad�em na du�ej drewnianej skrzyni w ko�cu klatki. Bagardo zaj�� miejsce na siedzeniu wo�nicy obok Ungaha, kt�ry cmokn�� i strzeli� lejcami. W�z potoczy� si� na zach�d.
Droga wi�a si� zygzakami po d�ugim stoku w d�, do doliny rzeki Kyamos, kt�ra p�ynie od Metouro przez Ir do morza. Po godzinie podr�y w zasi�gu naszego wzroku znalaz�o si� Chemnis, roz�o�one nad uj�ciem rzeki. Wed�ug standard�w Pierwszego Planu Chemnis to miasto niewielkie, lecz bardzo o�ywione, gdy� jest g��wnym portem republiki Ir. Ponad dachami widzia�em maszty i reje statk�w.
Roz�o�one pod miastem skupisko namiot�w z barwnymi proporcami stanowi�o trup� Bagardo. Gdy podjechali�my bli�ej, dostrzeg�em kilkunastu m�czyzn zaj�tych zwijaniem namiot�w i �adowaniem ich na wozy, do kt�rych inni zaprz�gali konie. Gwar i krzyki mo�na by�o s�ysze� ju� z daleka.
Gdy m�j klatkow�z dotar� do miejsca postoju, Bagardo zeskoczy� z �awki.
� Idioci! Nieroby! Wredne, leniwe p�g��wki! � wykrzykiwa�. � Ju� dawno powinni�cie by� gotowi do wyjazdu! Czy nie umiecie zrobi� niczego, je�li nie stoj� j nad wami? Ungah, ty go�odupa ma�po, przesta� si� bezczelnie u�miecha�! Z�a� i bierz si� do roboty! Wypu�� Zdima, potrzebna ka�da para r�k.
Cz�owiek-ma�pa pos�usznie zszed� z koz�a i otworzy� drzwiczki. Gdy wydosta�em si� z klatki, niekt�r