7532

Szczegóły
Tytuł 7532
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7532 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7532 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7532 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Karl Hans Strobl WYST�PNA MNISZKA (Die arge Nonn') Pewnej nocy nieoczekiwanie przebudzi�em si� z g��bokiego snu. Moj� pierwsz� reakcj� by�o zdziwienie, �e w og�le zbudzi�em si�; ca�y dzie� bowiem zaj�ty by�em przy rozbi�rce koszar jezuickich i wieczorem odczuwa�em wielkie zm�czenie. Obr�ci�em si� na drugi bok i pr�bowa�em zasn��. Lecz nagle us�ysza�em krzyk, kt�ry zupe�nie odegna� sen. To by� krzyk przera�enia. B�yskawicznie usiad�em na ��ku. Przede wszystkim usi�owa�em zebra� my�li. Jak bowiem cz�sto bywa w nocy, nie wiedzia�em, gdzie s� drzwi, a gdzie okno. Na koniec przypomnia�em sobie, i� mam zwyczaj sypia� wy��cznie g�ow� ku p�nocy, nogami za� na po�udnie. W ten spos�b ustali�em, �e drzwi znajduj� si� na prawo, okno natomiast jest po lewej stronie. W s�siednim ��ku moja �ona �ni�a spokojny sen dziecka. Chwil� nas�uchiwa�em uwa�nie, a� wreszcie po�o�y�em si� przekonuj�c sam siebie, �e to tylko by� sen. Lecz osobliwie silne i dzikie musia�o by� to marzenie, skoro z jego otch�ani wydobyty krzyk tak wyra�nie dotar� do mojej �wiadomo�ci. Min�y dwie godziny, zanim ponownie zasn��em. Podczas dnia niewiele mia�em czasu, aby rozmy�la� o nocnych prze�yciach, chocia� moja pami�� wci�� powraca�a do tego tematu. Wspina�em si� na pozosta�o�ci koszar jezuickich i nadzorowa�em rozbi�rk�. S�o�ce potwornie pali�o, a py� wzniecany podczas burzenia mur�w osiada� w p�ucach. Dok�adnie o jedenastej zjawi� si� jak zwykle dyrektor Archiwum Krajowego doktor Holzbock, aby zapyta� o post�p prac. Rozbi�rka starej budowli ogromnie go zajmowa�a, bowiem zabytek pochodzi� cz�ciowo jeszcze z czas�w za�o�enia miasta. Poniewa� bada� szczeg�lnie histori� kraju, obiecywa� sobie niema�o po tej szczeg�lnej sekcji s�dziwego cielska. Stali�my na wielkim dziedzi�cu patrz�c, jak robotnicy burz� pierwsz� kondygnacj� centralnego budynku. . � Jestem pewien � powiedzia� archiwista � �e natrafimy tu jeszcze na wiele ciekawych znalezisk, zanim dokopiemy si� do fundament�w. Na drobnych �wiadk�w przesz�o�ci oddzia�ywuje si�a grawitacji � pod��aj� w g��b ziemi. Nie zdaje pan sobie sprawy, jak dalece fascynuj� mnie stare budowle, zw�aszcza gdy maj� r�wnie bogat� histori� jak ten gmach. Najpierw mie�ci� si� tu karawanseraj, potem �e�ski klasztor, nast�pnie twierdza jezuit�w, na koniec koszary. Zbudowany na stosunkowo obszernym terenie starego miasta, opasanego wa�ami, by� z pewno�ci� �wiadkiem dramatycznych wydarze�, przechowa� cie� dawnego, burzliwego �ycia. Pok�ady z r�nych okres�w nawarstwi�y si�, to nieomal geologia historii. Przypuszczam, �e znajdziemy w tych wiekowych ruinach sporo interesuj�cych rzeczy � my�l� nie tylko o starych monetach i ukrytych pod tynkiem freskach, lecz tak�e o pami�tkach minionych przyg�d, niezwyk�ych los�w. Tak m�wi� fanatyczny archiwista, gdy na naszych oczach kilofy robotnik�w kruszy�y mocne mury. Na pi�trze ods�oni�to kru�ganki; w wyobra�ni widzia�em zast�py kupc�w, mniszek i jezuit�w. Ludzie ci znaczn� cz�� swojego �ycia sp�dzili pod ci�kimi �ukami szarych arkad. Podczas gdy doktor kontynuowa� p�yn�c� z g��bi duszy rapsodi�, postanowi�em, poddaj�c si� wielce romantycznemu nastrojowi, przyjrze� si� ruinie pewnej nocy. Chcia�em znale�� si� na kraw�dzi niepoznanego i zaprzyja�ni� si� z tajemniczymi duchami budowli. Tej nocy przebudzi�em si� dok�adnie tak, jak poprzedniej, i po chwili us�ysza�em przera�aj�cy krzyk. Tym razem spodziewa�em si� go, pr�bowa�em wi�c ustali�, sk�d dobiega. Ale w najwa�niejszym momencie opanowa� mnie przedziwny l�k; nie zdo�a te� okre�li�, czy krzyk pochodzi z wn�trza domu, czy te� z ulicy. Niebawem odnios�em wra�enie, �e jacy� ludzie przebiegaj� pod moim oknem. Do rana pogr��ony by�em w nerwowym p�nie; poszukiwa�em gor�czkowo wyja�nienia dla tajemniczego zjawiska. Kiedy przy �niadaniu opowiedzia�em o wszystkim �onie, z pocz�tku by�a rozbawiona. Potem jednak doda�a z niepokojem: � Mam wra�enie, �e odk�d rozpocz��e� prace w koszarach I jezuickich, jeste� bardziej nerwowy. We� mo�e urlop, niech zast�pi ci� kt�ry� z koleg�w. Jeste� przem�czony i powiniene� oszcz�dza� zdrowie. Nie chcia�em jednak nic o tym s�ysze�; grzebanie si� w ruinach tej starej budowli, tropienie rzeczy, o kt�rych wspomina� archiwista, zaj�o mnie bez reszty. Moja �ona osi�gn�a jedynie zapewnienie, �e zbudz� j�, je�li znowu co� zak��ci m�j sen. Tak�e tej nocy zbudzi�em si� nieoczekiwanie. Natychmiast, przera�ony, schwyci�em za rami� �on�; siedzieli�my w ��kach nas�uchuj�c. I zaraz rozleg� si� krzyk, przera�aj�cy, wyra�ny z ulicy. � S�uchaj... teraz, teraz... Moja �ona zapali�a lichtarz i spojrza�a na mnie. � Bo�e, jak ty wygl�dasz! Przecie� nic nie ma. Nic nie s�ysz�. By�em tak bardzo podniecony, �e krzykn��em na ni�: � Milcz... O, teraz... teraz biegn� ulic�! � Zadajesz mi b�l! � zawo�a�a �ona, �ciska�em bowiem jej rami�, jak bym chcia� dowie�� jej przemoc� mojej racji. � Nic nie s�ysza�a�? � Nic, zupe�nie nic! Opad�em na poduszki. Mokry od potu, utrudzony jak po niezwykle wyczerpuj�cej pracy, nie potrafi�em uspokoi� na dobre ju� przestraszonej �ony. Nad ranem, gdy nareszcie zasn�a, u�wiadomi�em sobie jasno, co powinienem czyni�, aby oddali� ob��d. Podczas dnia zachowywa�em si� ca�kowicie normalnie, by�em opanowany i zdo�a�em nawet przekona� �on�, �e si� uspokoi�em. W czasie kolacji pokpiwa�em nawet z nocnych majak�w i obieca�em, i� dzi� b�d� twardo spa� do rana i nie przywi�zywa� znaczenia do krzyku oraz tumultu na ulicy. Przyrzek�em nawet, �e po zako�czeniu szczeg�lnie pilnych rob�t wyst�pi� o d�u�szy urlop. Ale kiedy tylko us�ysza�em spokojny oddech pogr��onej we �nie �ony) wsta�em z ��ka i ubra�em si�. Nie chcia�em, aby opanowa�y mnie pozbawione sensu my�li, wzi��em wi�c Krytyk� praktycznego rozumu Kanta i pr�bowa�em zatopi� si� szeregach surowych i logicznych termin�w. Gdy jednak zbli�a�a si� p�noc, ogarn�� mnie niepok�j, musia�em przerwa� lektur�. Niemo�liwo�ci� by�o poddawa� si� d�u�ej �elaznemu przymusowi ksi��ki. Odci�ga�o mnie co� silniejszego. Wsta�em i wyszed�em przed dom. Cia�em moim wstrz�sa�y dreszcze, a zatem nadchodzi�a straszliwa pora. Ukryty w zag��bieniu bramy, czeka�em: musia�em zebra� ca�� swoj� odwag�, lecz zdecydowa�em si� sko�czy� z koszmarem i ostatecznie ustali� przyczyny nocnych niepokoj�w. Dwadzie�cia krok�w od mojego posterunku pali�a si� latarnia o�wietlaj�ca chodnik przed domem. Jaki� m�odzian, kt�ry najwyra�niej nadu�y� trunk�w, przeszed� po drugiej stronie ulicy i zatrzyma� si� przed domem naprzeciwko, aby po kilku nieudanych pr�bach otworzy� bram�. S�ysza�em odg�os jego krok�w w sieni i na pierwszych stopniach. Potem zn�w zapad�a cisza. I nagle cisz� t� przeci�� p�omie� krzyku. Nieomal osun��em si� w g��boki cie� niszy i pochwyci�em si� klamki; w d�oni uczu�em wyra�nie ch��d metalu. Nieprzytomny ze strachu, rozpaczliwie pragn��em si� ukry�. Lecz cho� uprzednio nie zamyka�em wr�t, teraz nie mog�em otworzy� bramy. S�ysza�em ju� na ulicy pospieszne kroki wielu ludzi... co� przemkn�o tu� obok mnie. Nie zdo�a�em rozpozna�, czy by� to cie� tylko, czy �ywy cz�owiek. Przez moment zjawisko owo wydawa�o si� pozbawione wszelkiego ci�aru, cho� zarazem pozostawi�o wra�enie istoty cielesnej: by�a to posta� niewiasty, kt�ra w szalonym biegu pokonywa�a ulic�, niewiasty w d�ugiej, zwiewnej szacie, podwini�tej, aby nie zawadza�a w biegu. Za ni� w odleg�o�ci niewielu krok�w, pod��a�a gromada m�czyzn w osobliwych strojach, nie pochodz�cych z obecnych czas�w. Tak�e w ich wypadku odnios�em identyczne wra�enie: przypominali cienie, lecz wyczuwa�o si� ich materialno��. Nie wiem, jakie zamroczenie umys�u ogarn�o mnie i zmusi�o, aby pobiec za nimi. Mo�e pokrewne by�o szale�stwu podczas bitwy, kt�re przezwyci�a strach i rzuca �o�nierzy w nieprzyjacielski ogie�. Nigdy jeszcze nie bieg�em tak jak w�wczas: w�a�ciwie to nie by� bieg, ale jakby raczej unoszenie si� w powietrzu tu� nad ziemi�, dziwaczny lot znany ze sn�w. Dobrze widzia�em polowanie przed sob� � przodem ucieka�a kobieta, za ni� pogo� m�czyzn. Wydawa�o mi si�, �e biegn� tak do�� d�ugo, lecz mimo to nie czu�em si� utrudzony. Nagle kobieta gdzie� przepad�a, widzia�em jeszcze, jak �cigaj�cy j� kr��� bez�adnie doko�a, potem za� wszystko rozp�yn�o si� niczym nocne cienie w zorzy poranka. Ku swemu zdumieniu odkry�em, �e stoj� przed ogrodzeniem otaczaj�cym ruiny klasztoru jezuit�w. Na furtce umieszczona by�a tablica z napisem: "Niepowo�anym wst�p na plac zabroniony!" Szarpn��em bramk� i wbieg�em na teren rob�t. Dozorca sta� wsparty na belce obok wej�cia i pozdrowi� mnie, cho� zaskoczy�em go niew�tpliwie raptownym wtargni�ciem. Najwidoczniej dumny, �e mimo niezapowiedzianej wizyty zasta�em go na posterunku, wyprostowa� si� i chcia� z�o�y� sprawozdanie. Nie pozwoli�em mu jednak doj�� do s�owa. � Widzieli�cie mo�e t� kobiet�? W�a�nie teraz... taka w szarej, d�ugiej szacie, zebranej razem. Wbieg�a tu! � Nie widzia�em, panie in�ynierze, nic a nic nie widzia�em. � Ale, do diab�a, przecie� nie mog�a rozp�yn�� si� w powietrzu. Pewnie spali�cie z otwartymi oczyma? Dozorca by� bardzo ura�ony moim podejrzeniem i z naciskiem podkre�la�, �e wcale nie spa�, a wszak�e nic nie spostrzeg�. Sam wi�c podj��em poszukiwania. Kr��y�em wko�o, sprawdza�em wszystkie zakamarki dziedzi�ca, nie pomin��em �adnej izby lub izdebki. Nad poszarpanymi resztkami �cian niczym sklepienie zawis�a s�abo rozja�niona odblaskami miasta noc. Wspina�em si� wytrwale � na niebezpieczne rumowiska, w ka�dej chwili gro��ce zawaleniem, aby zajrze� we wszystkie k�ty. Potem zbiega�em na d� na p� odkrytymi. galeriami; �wiat�o latarni o�ywia�o tajemnicze cienie na sczernia�ych malowid�ach. Ko�ci�, dawniej otoczony s�siaduj�cymi z nim gmachami tak, i� jedynie dach i wie�a wznosi�y si� ponad szary mur, teraz by� w znacznej cz�ci os�oni�ty i mie�ci� w sobie wiele kryj�wek. Lecz tu tak�e nic nie znalaz�em i z ci�k� g�ow�, na mi�kkich kolanach wr�ci�em do domu. Ci�gle pr�bowa�em uporz�dkowa� to, czego by�em �wiadkiem, i rozpozna� sens zjawiska, lecz moje wysi�ki by�y p�onne. � Dzisiaj, mam nadziej�, nic nie s�ysza�e�? � zapyta�a �ona. � Nie, twardo spa�em � sk�ama�em i ukry�em g�ow� w miednicy, aby �ona nie wykry�a na mojej twarzy �lad�w nocnej wyprawy. Tego samego dnia dokonali�my podczas prac odkrycia, kt�re wprawi�o archiwist� w najwy�szy zachwyt. Podczas rozbi�rki pi�knego starego portalu, odznaczaj�cego si� spor� warto�ci� artystyczn�, nale�a�o zachowa� szczeg�ln� ostro�no��, zabytek bowiem mia� by� ustawiony w innym miejscu. Dwa pilastry bogato ozdobione ro�linnymi motywami spina� zgrabny �uk bramy wjazdowej. Powy�ej ustawiono pos�gi w siedemnastowiecznym stylu. Przedstawia�y �wi�tych, kt�rzy dzier�yli przed sob� w�asne atrybuty niczym hieroglify nieznanego losu. Gdy pr�bowano unie�� �wi�tego Jakuba z coko�u, g�owa spad�a z szyi i potoczy�a si� par� krok�w a� do st�p rumowiska. W nasadzie g�owy zobaczyli�my okr�g�y, cylindryczny otw�r, jak gdyby tkwi�a tam niegdy� �elazna sztaba rdzenia, a gdy zdj�to korpus, wysz�o na jaw, �e wg��bienie ma przed�u�enie tak�e w tu�owiu figury. W pierwszej chwili zarzuca�em robotnikom nieuwag�, lecz doktor Holzbock, kt�ry podni�s� g�ow� pos�gu i bada� j� uwa�nie, przerwa� mi: � Ludzie nie s� winni, drogi przyjacielu. To nie jest nowe uszkodzenie, powsta�o dawno temu. Pos�g przedzielono najwyra�niej celowo i wcale bym si� nie dziwi�.. W tej chwili zbli�y� si� do mnie jeden z robotnik�w i poda� ma�y zw�j brudnego papieru. . � To by�o w tej dziurze � powiedzia� � Mo�e co� tam napisano... Archiwista spojrza� �ywo i wyj�� mi zw�j z r�k. Nader ostro�nie pr�bowa� rozwin�� rolk�, a� wreszcie zdo�a� rozpostrze� papier na rysownicy w moim baraku. Rogi zwoju przytwierdzi� pinezkami. By� to kawa�ek mocnego, dawnego papieru, u�ywanego w przesz�o�ci do sporz�dzania donios�ych akt. Na pr�no chcia�em odnale�� sens w pl�taninie czerwonych i czarnych linii. Z pewno�ci� wchodzi� w gr� jaki� plan, lecz cho� skupi�em si� i wyt�y�em ca�� swoj� wiedz� architekta, aby poj�� jego tre��, na nic to si� zda�o, a� wreszcie skapitulowa�em. Ale doktor Holzbock podj�� si� rozszyfrowania dokumentu i poprosi�, abym pozwoli� mu zabra� zagadkowy zw�j. Powr�ci� jeszcze przed zako�czeniem pracy, ju� z daleka machaj�c mi r�k�. Z powag� po�o�y� d�o� na moim ramieniu i poprzez boczn� furtk� powi�d� mnie do ko�cio�a, gdzie nikt nie m�g� nam przeszkodzi�. Na cudownym niebie wieczornym po szmaragdowych i purpurowo� czerwonych g��binach �eglowa�y okr�ty barwy fio�k�w, o bia�ych �aglach, wprost na spotkanie nadchodz�cej nocy. Refleksy zachodu ofiarowa�y samotnej �wi�tyni nieco swojego przepychu. Wysokie barokowe lichtarze srebrne, pomi�dzy kt�rymi stali�my, otula�a delikatna r�owa mgie�ka; �wi�ta Agnieszka w przeciwnej nawie jakby wyzwoli�a si� ze smutku twarz jej nabra�a natomiast od �ywych odblask�w szczeg�lnej zmys�owo�ci. Pos�gi �wi�tych, ambona, anio�ki poni�ej empor, wszystko zosta�o odmienione. Wyzwolone z nudy dnia ornamenty cieszy�y si� z bliskiej ju� nocy, gdy do woli b�d� mog�y �y� w�asnym �yciem, o kt�rym nic nie wiemy. Archiwista wyci�gn�� z kieszeni tajemniczy plan. � Musia�em wszystko przemy�le� � zacz�� � nim jasno u�wiadomi�em sobie, �e w obecnej formie plan pozbawiony jest sensu, lub raczej ukrywa swoje znaczenie. Gdy patrzymy na gmatwanin� linii, czujemy jedynie, �e to m�g�by by� jaki� plan, nie potrafimy jednak przejrze�, co oznacza. Sam papier oraz tu i �wdzie wyrysowane litery pozwalaj� z wielkim prawdopodobie�stwem za�o�y�, �e zw�j pochodzi z siedemnastego stulecia, dok�adnie z pierwszej jego po�owy, za to z okresu, gdy mie�ci� si� tu �e�ski klasztor. Ot� znam star� kronik�, w kt�rej do�� cz�sto wyst�puj� niezbyt pochlebne wzmianki na temat mniszek. Wie pan, w tych czasach niejeden klasztor podejrzewano o najdziwniejsze historie. Zatem tak�e moja kronika mo�e wiele powiedzie� o naszym klasztorze, s� to jednak rzeczy niezbyt buduj�ce. Je�li nasze za�o�enia s� prawdziwe, �e zw�j ten jest jakim� planem, bez w�tpienia skrywa on tajemnic� gmachu i celowo jest zaszyfrowany, aby nie by� zrozumia�y dla niewtajemniczonych. Tak�e inne rozwa�ania przemawiaj� za moj� hipotez�. Portal, kt�rego rozbi�rk� dzi� pan zacz��, znajdowa� si� przy jednym z wewn�trznych trakt�w? � Tak jest. Zdobi wjazdow� bram� skrzyd�a ��cz�cego ci�g p�nocny z po�udniowym, dok�adnie fronton usytuowany naprzeciwko tak zwanego dziedzi�ca �wi�tej Tr�jcy. � Dobrze, zatem musia� pan z pewno�ci� zauwa�y�, �e szczyt portalu znajduje si� na wysoko�ci drugiej kondygnacji, tak, �e figury, to jest g�owy pos�g�w, s� �atwo dost�pne z okien pi�tra. � Naturalnie. Mo�emy si� o tym natychmiast przekona�. � Od��my to, w tym wypadku mam pewno��. G�owy niekt�rych figur, w tym tak�e �wi�tego Jakuba, mo�na z �atwo�ci� zdejmowa� wychyliwszy si� z okna drugiej kondygnacji. W pomys�owo wykonanym wg��bieniu mo�na by�o bezpiecznie ukry� k�opotliwy dokument. � Pan wi�c uwa�a?... � Czy� nie od razu zauwa�y�em, �e jest to dawne uszkodzenie? C�, by�em g��boko przekonany, �e pod siatk� bezw�adnych kresek naszego planu kryje si� jaka� tajemnica. Lecz jak j� rozwik�a�? Musia�em dobrze wszystko rozwa�y�, zanim zdecydowa�em si� na u�ycie jakiego� odczynnika, musia�em bowiem liczy� si� z tym, �e mog� zniszczy� cenny dokument. Jako badacz archiwari�w niejednokrotnie mog�em podziwia� rozmaite tajne mikstury �redniowiecza, po�r�d kt�rych atrament sympatyczny zajmuje wybitn� pozycj�. Najprostszy taki atrament powoduje, �e po wyschni�ciu inkaustu tekst znika zupe�nie i wyst�puje dopiero pod wp�ywem ciep�a. Oczywi�cie w naszym wypadku nie mog�o by� mowy o tego typu atramencie, poniewa� plan i tak by� ju� ca�y pokre�lony. Ale mog�a zachodzi� odwrotna ewentualno��: nic nieznacz�ca pl�tanina kresek zniknie podczas ogrzewania papieru i pozostan� jedynie te linie, kt�re zawieraj� sens. T� pr�b� uczyni� mog�em bez nara�ania naszego skarbu. No wi�c, kochany przyjacielu, dokona�em do�wiadczenia i osi�gn��em znakomity wynik. Chce pan to zobaczy�? Doktor Holzbock wydoby� latark� kieszonkow� i skierowa� jej �wiat�o na plan, a potem przy�o�y� dokument do �ar�weczki. Czekali�my milcz�c po�r�d zapadaj�cego mroku, kt�rego powag� m�ci�o jedynie nie�mia�e l�nienie latarki. Po paru minutach odnios�em wra�enie, �e niekt�re linie blakn�, a� wreszcie znikn�y doszcz�tnie i pozosta�o tylko kilka wyra�nych kresek. � To autentyczny plan w rzucie poziomym � powiedzia�em. � Pana zadaniem jest odczytanie go. Natychmiast zorientowa�em si� w czym rzecz. � Tu mamy dziedziniec �wi�tej Tr�jcy, tu jest kru�ganek, tu zaznaczono ko�ci�, a z zakrystii wychodzi... Co to jest? Tym liniom nie odpowiada �aden budynek, to musi by�... tak, to z pewno�ci� podziemne przej�cie wiod�ce poza mury klasztorne. Archiwista nie posiada� si� z rado�ci, jego podejrzenia potwierdzi�y si�. Ja tak�e dzieli�em jego podekscytowanie; mia�em przeczucie, �e to odkrycie wi��e si� jako� z moimi nocnymi prze�yciami. Ju� mia�em obwie�ci� o tym archiwi�cie, lecz jaki� niewyt�umaczalny impuls powstrzyma� mnie. Zawsze unika�em rozprawiania o sprawach dopiero b�d�cych w toku, obawia�em si� bowiem negatywnego dzia�ania zb�dnych s��w. S�owo jest znacznie pot�niejsze, ni� s�dzi o tym nasz tak zwany racjonalny umys�, s�owo wp�ywa na przysz�o�� w tajemniczy i niezaprzeczalny spos�b. Doktor Holzbock musia� co� zauwa�y�, poniewa� zapyta� nieomal troskliwie: � Co panu jest? Wygl�da pan tak dziwnie... Ale ja poci�gn��em go, nie udzielaj�c �adnych wyja�nie�, do zakrystii. Tu rozpocz��em badanie mur�w, kieruj�c si� zawartymi w planie wskaz�wkami. Ustali�em, �e w miejscu, gdzie powinien znajdowa� si� pocz�tek podziemnego korytarza, ustawiono przy �cianie ogromn� szaf�. By�a to jedna z tych monstrualnych szaf, mieszcz�cych niegdy� ca�e stosy ornat�w i kosztowno�ci, egzemplarz b�d�cy rezultatem starej solidnej roboty stolarskiej. Potw�r ci�ki jak ska�a, bogato rze�biony, olbrzym si�gaj�cy od pod�ogi do sufitu. Archiwista okre�li�, i� szafa pochodzi z szesnastego wieku. Byli�my przekonani, �e wej�cie znajduje si� za szaf�, jednak dobrze zdawali�my sobie spraw� z faktu, �e nie zdo�amy ruszy� tego potwora bez rozpracowania sekretnego mechanizmu. � Starczy na dzi� � oznajmi� doktor Holzbock. Nalega�, abym i ja uda� si� do domu, cho� pocz�tkowo zamierza�em sp�dzi� noc w zakrystii, jakby na stra�y jakiego� skarbu. Odkryty plan oraz perspektywy zwi�zane z zagadkowym przej�ciem poch�ania�y mnie do tego stopnia, �e moja �ona zwr�ci�a uwag� na nadzwyczajny m�j nastr�j. Nalega�a d�ugo, wi�c w ko�cu przyobieca�em jej, �e zwr�c� si� o wcze�niejszy urlop. Cho� postanowi�em, i� bez wzgl�du na ha�asy sp�dz� t� noc we w�asnym ��ku, osobliwe uczucie, l�k pomieszany z ciekawo�ci�, spowodowa�o, �e wsta�em i rozpocz��em o szczeg�lnej godzinie uliczn� wart�. Ledwie wybi�a dwunasta, us�ysza�em przera�aj�cy krzyk. Odg�osy pogoni przybli�y�y si�, wkr�tce t�um postaci przebieg� obok, zupe�nie jak poprzedniej nocy. Tym razem widzia�em dok�adnie pow��czyst� szat� mniszki, rozchylon� nieco na piersiach uciekaj�cej, jakby narzucon� w po�piechu. Przez kr�tk� chwil� obr�ci�a twarz w moj� stron�, blad�, pi�kn� twarz o czarnych oczach promieniuj�cych fascynuj�cym blaskiem. Znowu jaki� impuls nakaza� mi tropi� ten po�cig, kt�ry wkr�tce jak uprzednio znik� w pobli�u otaczaj�cego plac rob�t p�otu. Lecz wydawa�o mi si�, �e uciekinierka pchn�a furtk� i wbieg�a na dziedziniec. � Tym razem tak�e nic nie widzieli�cie? � najecha�em na dozorc�. Cofn�� si� przede mn� z l�kiem zaklinaj�c, �e niczego szczeg�lnego nie dostrzeg�. � Ale jestem pewny, �e tu wbieg�a. Musieli�cie j� zobaczy�! Kiedy dozorca nadal utrzymywa�, �e nie widzia� przebiegaj�cej kobiety, ani w og�le nikogo, odsun��em go i rozpocz��em poszukiwania. Nie u�wiadamiaj�c sobie wcale przyczyny mojego zapa�u do gruntownych poszukiwa�, wspina�em si� na sterty gruzu, przeczesywa�em za�omy ca�ych jeszcze �cian i chyba sto razy wydawa�o mi si� przy tym, �e w cieniu majaczy sylwetka kobiety w d�ugiej sukni mnisiej. Raz nawet gwa�townie ogl�dn��em si�, mia�em bowiem wra�enie, �e skrada si� za mn� i jest tak blisko, �e s�ysz� jej oddech. Otworzy�em, drzwi do ko�cio�a, powodowany niejasnym przeczuciem zabra�em ze sob� klucz i ukry�em w kieszeni. Nie pomy�la�em przy tym, �e uciekinierka nie mog�a przecie� szuka� schronienia w zamkni�tej �wi�tyni. Gdy przekona�em si�, �e ko�ci� jest pusty, przeszed�em do zakrystii i wydoby�em plan. Jasnozielone �wiat�o ksi�yca malowniczo o�wietla�o star� szaf�; jej ornamenty wygl�da�y niby wykute z br�zu. Wspania�e rze�by wychyla�y si� nieoczekiwanie z br�zowoz�ocistego p�mroku, dowcipne putta jakby nabra�y �ycia w promieniach satelity. Obraz zawieszony nad szaf�, na kt�ry w ci�gu dnia nie zwr�ci�em wcale uwagi, teraz wprost rzuca� si� w oczy. Stary, poczernia�y od dymu kadzide� i osmolony p�omieniami �wiec przedstawia� prawdopodobnie �wi�t� � twarz jej wyra�nie odcina�a si� od t�a, nagle wydobyta z pomroki minionych wiek�w. A mo�e i nie by�a to �wi�ta? Mo�e malowid�o przedstawia�o kobiet�, kt�ra kiedy� mieszka�a w tych murach? Portret wydawa� si� znacznie bardziej cz�owieczy i �ywy ni� �wi�ty obraz, a w zielonkawej �unie ksi�yca odnosi�em wra�enie, �e ju� t� twarz widzia�em. Ciemne, miotaj�ce p�omienie oczy pali�y mnie. Zadr�a�em, ogarni�ty niepoj�tym l�kiem. I nagle przeszy�a mnie zatrwa�aj�ca my�l. Cz�sto odnosi si� wra�enie, �e co�, co niespodziewanie przychodzi do g�owy, wcale nie zrodzi�o si� w naszym umy�le, lecz jest czym� obcym, przes�anym z zewn�trz. By�o to nader silne doznanie, zdawa�o mi si�, �e wypowiedzia� je kto� stoj�cy tu� obok, pr�buj�cy mnie ostrzec... ostrzec cichym, kobiecym g�osem. Tak w�a�nie, ostrzec... bowiem ta cudza my�l zawiera�a przestrog�. Tak, jakby kto� szepta� mi, abym porzuci� zamiar odkrycia zaznaczonego na planie podziemnego przej�cia. Pragn��em uwolni� si� od tego uczucia, t�umaczy�em sobie, �e wynik�o to z powodu nadzwyczajnej ciszy panuj�cej w zakrystii, g��bokiego milczenia na wskro� przesyconego kadzidlanym dymem. W starych murach zakrystii, najpewniej wzruszonych podczas przeprowadzanych rob�t burzeniowych, co� bez ustanku szele�ci�o, szura�o. Szmer �w zdawa� si� przesyca� ksi�ycow� po�wiat�, jakby �wiat�o sk�ada�o si� z drobin srebrnego py�u przesypuj�cego si� w klepsydrze czasu. Im wi�cej poch�ania�y mnie te obserwacje, tym natr�tnie powraca�o ostrze�enie. Przestroga dotyczy�a zaniechania poszukiwania przej�cia; niepos�usze�stwo zdawa�o si� grozi� niepoj�t� katastrof�. Raz po raz nieomal na si�� pr�bowa�em skoncentrowa� uwag� na szczeg�lnej grze ksi�ycowych �wiate�, lecz ta my�l z zewn�trz osacza�a mnie coraz bardziej, natr�tna, natarczywa. W pewnym momencie odnios�em wra�enie, �e kto� po�o�y� d�o� na moim ramieniu i do ucha szepcze mi s�owa ostrze�enia. Zaraz potem wyra�nie uczu�em, jak pr�buje zaw�adn�� mn� obca wola. M�j wzrok spotka� si� ze spojrzeniem ciemnych, p�on�cych oczu portretu nad szaf�... . I w�wczas nagle uzmys�owi�em sobie, �e przedtem, gdy mija� mnie po�cig, widzia�em ju� ten wzrok, oczy uciekaj�cej zakonnicy. Nie jestem raczej tch�rzem, lecz teraz przerazi�em si� tak bardzo, �e straci�em przytomno�� umys�u. Nie krzycza�em, nie ucieka�em, uczyni�em natomiast co�, co by�o o wiele gorsze: wolno, nie odrywaj�c wzroku od �renic kobiety na obrazie, cofa�em si� krok po kroku, jakbym usi�owa� ostro�no�ci� oddali� nieznane mi niebezpiecze�stwo. Przy tym �ciska�em w d�oni klucz od ko�cio�a, zapewne pod�wiadomie uwa�aj�c go za bro� przeciwko nocnemu wrogowi. Na koniec znalaz�em si� w ko�ciele i zatrzasn��em drzwi do zakrystii. Echo odbi�o si� pod ukrytym w mroku wysokim sklepieniem. Obrazy i pos�gi jakby pozamienia�y si� miejscami; wpatrywa�y si� we mnie kpi�co. Pr�dko wybieg�em z ko�cio�a. Nie spa�em przez reszt� nocy. Zdrzemn��em si� troch� nad ranem, lecz zaraz obudzi�em si�. Pragn��em jak najwcze�niej podj�� prace w zakrystii. Pomimo nocnych pogr�ek by�em zdecydowany odkry� sekretne przej�cie. M�j l�k traci� swoj� moc w �wietle dnia i nie m�g� mnie powstrzyma�. Kiedy zjawi�em si� na terenie rob�t, archiwista ju� czeka� na mnie, podobnie jak ja niecierpliwy. Zawo�a�em paru zr�cznych robotnik�w i pouczy�em ich, w jaki spos�b maj� przyst�pi� do odsuwania ogromnej szafy. Obraz, na kt�ry rzuci�em spojrzenie nie pozbawione obaw, teraz wydawa� si� ca�kiem przeci�tnym portretem, pokrytym grub� warstw� py�u; majaczy�a na nim tylko niewyra�na blada plama � twarz �wi�tej. By� wyzuty ca�kowicie ze wszelkiej niesamowito�ci i w�a�nie zamierza�em spyta� archiwist�, co o nim s�dzi, kiedy doktor Holzbock zwr�ci� si� do mnie. � Prosz� pos�ucha� � rzek�. � Pi�kne historie musia�y mie� miejsce w tym klasztorze mniszek. Wczoraj p�nym wieczorem zn�w zaj��em si� studiowaniem kroniki i my�l�, �e to podziemne przej�cie opowie nam niejedn� ciekaw� rzecz. Chyba ju� napomyka�em, co kronikarz pisze na temat klasztoru. Wczoraj raz jeszcze przeczyta�em to dok�adnie, s�dzi�em bowiem, �e trafi� na co�, co pomo�e w naszych domys�ach. Strach zakonnic przed znies�awieniem klasztoru ust�pi� miejsca dzikiemu rozpasaniu. Zupe�nie otwarcie oddawano si� tu najskrajniejszej rozpu�cie i jak wynika z kroniki, nieraz ca�� noc zgorszeni okoliczni mieszka�cy s�yszeli stuk kielich�w i wyuzdane �miechy. To by� musia� z pewno�ci� jaki� sza�, zbiorowy ob��d, kt�ry ogarn�� klasztor i popycha� zakonnice do coraz bardziej wyrafinowanych zabaw. Cz�sto zacni mieszczanie widzieli jasno o�wietlony ko�ci�, a z dobiegaj�cego stamt�d ha�asu domy�lali si�, �e i w domu bo�ym wyprawiano wyst�pne orgie, w kt�rych uczestniczyli nawet �ci�gni�ci z miasta duchowni. Pocz�tkowo przemykali si� do klasztoru ukradkiem, pod os�on� ciemno�ci, ale potem przybywali ca�kiem jawnie w bia�y dzie�. Widziano cz�sto m�czyzn o twarzach obrz�k�ych wychodz�cych z klasztoru, za� po dziedzi�cu i ogrodzie chodzi�y zataczaj�ce si� mniszki. Oburzeni gorsz�cymi ekscesami mieszczanie zawiadomili biskupa. Przyjecha�, aby na miejscu zbada� spraw�, ale zasta� jedynie gromad� bogobojnych zakonnic, kt�re wiod�y �ywot pokorny, wype�niony kontemplacjami, jak oblubienicom Chrystusa przystoi. Obserwacje biskupa potwierdzili miejscy duszpasterze. Ob�udnych donosicieli postawiono przed s�dem, kt�ry uginaj�c si� pod autorytetem biskupa na�o�y� na nich surowe kary. Po odje�dzie eminencji na nowo rozpocz�y si� orgie, nikt jednak ju� nie wa�y� si� powiadamia� w�adz ko�cielnych w obawie przed kar�. Spo�r�d wszystkich mniszek najbardziej wyuzdan� by�a siostra Agata. Niebawem przesta�y j� zadawala� klasztorne orgie. To musia�a by� bardzo dziwna kobieta, opanowana przez potworn� szata�sk� ��dz�, nienasycona niby drapie�na bestia; wiod�a wszystkich do zguby. Kronika opowiada, i� tajemnym przej�ciem wymyka�a si� z klasztoru i grasowa�a po mie�cie. Sp�dza�a noce w lupanarach, w ober�ach na przedmie�ciu, po�r�d zgrai obwiesi�w, szuler�w i pijak�w. A przecie� by�a szlachetnie urodzona, wywodzi�a si� z jednej z najzacniejszych rodzin w kraju. Przez wszystkie pokolenia, skrz�tnie ukrywane wyst�pki rodu objawi�y si� w niej w spos�b najskrajniejszy. Kiedy spodoba� jej si� jaki� m�odzian, zarzuca�a na niego sid�a i ju� nie wypuszcza�a zdobyczy ze szpon�w. Rozpustna, zdzicza�a jak bachantka, porywa�a go na dno. Wkr�tce by�a ju� znana w ca�ym mie�cie, nazywana upiorem, zmor�. Nosi�a miano "wyst�pnej mniszki". Zdarzy�o si�, �e do miasta przyw�drowa�a francuska choroba. Agata zarazi�a si�, jednak nie zmieni�a dotychczasowego �ycia. Jak poprzednio ta�czy�a po szynkach, obcowa�a z m�tami i jak wampir napada�a m�odych ludzi na ulicy... Lecz c� to panu? � przerwa� doktor Holzbock. � Wygl�da pan na chorego. Zaprzeczy�em, poprosi�em go jednak, aby na moment przerwa� opowie��, chcia�em bowiem skontrolowa� post�p rob�t w zakrystii. Wok� pot�nej szafy zerwano deski pod�ogi, odbity zosta� tynk, lecz nie zdo�ano nawet poruszy� mebla. � Zdaje si� � powiedzia� majster � jakby wbudowano j� w �cian�. Z pewno�ci� tak by�o, ale najwidoczniej wpuszczono szaf� w mur ju� w�wczas, gdy wznoszono zakrysti�. Zatem nasz plan by� oszustwem albo... Spojrzeli�my po sobie i archiwista wyrzek� na g�os moj� my�l: � Przej�cie prowadzi przez szaf�. By�em bardzo wzburzony, nerwy mia�em napi�te do granic mo�liwo�ci i w�cieka�a mnie nieoczekiwana przeszkoda. � Jak jednak ustalimy, gdzie znajduje si� wej�cie do korytarza? Musieliby�my zdewastowa� mebel, a tego nie mamy prawa uczyni�, szafa nale�y do ko�cielnego inwentarza. Co robi�? � archiwista by� podniecony nieomal tak samo jak ja. Podczas gdy doktor Holzbock poszukiwa� rozwi�zania, ja uwa�nie bada�em szaf�, naciska�em wystaj�ce ornamenty, wyci�ga�em szuflady, o ile nie by�y zamkni�te, por�wnywa�em wymiary poszczeg�lnych element�w, z nadziej� na znalezienie ukrytych drzwi. � Szkoda pa�skich wysi�k�w � powiedzia� archiwista. � Ta szafa strzeg�a swojej tajemnicy przez stulecia, wi�c nam te� nie wyjawi jej natychmiast. Trzeba powertowa� ksi�gi archiwalne, mo�e... Nie s�ucha�em go dalej; kiedy mierzy�em wzrokiem wysoko�� szafy, spojrzenie moje musn�o zawieszony nad nim portret. I naraz ogarn�o mnie przeczucie, �e w�a�nie ten obraz kryje klucz do zagadki. Ku zdziwieniu archiwisty kaza�em przystawi� do szafy drabin� i po chwili znalaz�em si� tu� przed obrazem. W takiej bliskiej odleg�o�ci poblad�ej twarzy, oko w oko z ni�, powr�ci�a nagle nocna groza. Opanowa�em si� jednak i pocz��em bada� portret. Spoza grubej warstwy brudu uda�o mi si� dostrzec jedynie niekt�re szczeg�y: namalowana posta� mia�a na sobie jakby habit, ale g�owy nie os�ania� kaptur lub komet, twarz wydawa�a si� obramowana w�osami. Dziwne to by�y w�osy, osobliwie zmierzwione, przypominaj�ce w�a na wyobra�eniach Meduzy. Kiepski stan malowid�a uniemo�liwia� w�a�ciw� ocen�. Na szyi kobieta mia�a jaki� wisior. Nie by� to krzy�, zwyczajny u mniszki, ale raczej broszka, po prostu ozdoba. Podobny by� do wpisanej w pi�ciok�t linii. Wydawa�o mi si�, �e ju� widzia�em ten sam ornament wyrze�biony na szafie, lili� na tle sze�ciok�ta, rombu lub pentagonu, jak tutaj. � Doktorze! � zawo�a�em schodz�c z drabiny. � Chyba znalaz�em rozwi�zanie zagadki! � Wpad� pan na trop dzi�ki temu obrazowi? � Tak my�l�, lilia w pi�ciok�cie jest kluczem. Szukajmy zatem. Cho� by�em absolutnie pewien, �e widzia�em ju� wcze�niej ten motyw, nie od razu zdo�a�em go odnale��. Fragmenty szafy nieoczekiwanie rozstapia�y si� w oczach niby we mgle; na pr�no walczy�em z ogarniaj�cym mnie znu�eniem, kt�rego przyczyny teraz, w prze�omowym momencie, nie umia�em wyja�ni�. Czu�em si� troch� jak cz�owiek, kt�ry stopniowo zamarza. Lecz doktor Holzbock zawo�a� akurat: � Oto lilia wpisana w pentagon! Co teraz? Ca�a moja energia powr�ci�a, jak gdyby nast�pi� prze�om. Mia�em wra�enie, �e znalaz�em si� ju� w w�adzy czego� nieodwracalnego; nie mog�o by� ju� w�tpliwo�ci, jaki obr�t we�mie ta sprawa. Bada�em lili�, wok� stali robotnicy i przygl�dali si� z zaciekawieniem. Pod dotkni�ciem mojej d�oni drewno odrobin� ust�pi�o, nacisn��em wi�c z ca�ej si�y � z czelu�ci starej szafy dobieg� przeci�g�y j�k i z g�ry na d� przeci�a j� cienka szczelina. Naparli�my ramionami, ale zardzewia�e, przez wieki nie u�ywane zawiasy poddawa�y si� z wielkimi oporami. Zmuszeni byli�my otwiera� drzwi stopniowo, raz po raz napieraj�c na nie; w ten spos�b by�o do�� czasu na podziwianie zmy�lnego mechanizmu. Front szafy sk�ada� si� jakby z poszczeg�lnych cz�on�w, kiedy jednak naciska�em lili�, te, na poz�r, osobne cz�ci po��czy�y si� tworz�c drzwi. W miar� ich otwierania szuflady rozsuwa�y si� na prawo i na lewo i oto stan�li�my przed tyln� cz�ci� szafy. Tu ju� bez wysi�ku odnalaz�em guzik, kt�ry spowodowa� otwarcie drugich drzwi. Za nimi znale�li�my mroczny szyb podziemnego korytarza. Chcia�em tam wbiec, ale archiwista przytrzyma� mnie. � Powoli, najpierw trzeba przekona� si�, czy jest tam odpowiednie powietrze. Wsun�li�my do korytarza �wiec� umocowan� na kiju. P�omie� by� jasny i wielki, parafina �cieka�a grubymi kroplami w ciemno��. Weszli�my do wn�trza. Par� stopni w d�, potem prosto, potem zn�w troch� w d� , i nast�pnie zn�w prosto przed siebie. � My�l�, �e jeste�my w sekretnym przej�ciu "wyst�pnej mniszki" � szepn�� archiwista. On jedynie przypuszcza�, ja za� me mia�em �adnych w�tpliwo�ci. Chocia� powietrze by�o tu odpowiednie, nie czu�em si� najlepiej. � �wi�ta Rodzino! � zawo�a� nagle robotnik id�cy przodem z zapalon� �wiec�. Zatrzyma� si� w miejscu. Tutaj �ciany odbieg�y w mrok, korytarz ko�czy� si� czym� w rodzaju krypty. Po�rodku ustawiono na podp�rkach cztery drewniane trumny. Ca�kiem proste, g�adkie trumny; kszta�t ich wskazywa�, �e pochodz� sprzed kilku stuleci. Archiwista uni�s� wieko najbli�szej: spoczywa�a w niej mniszka o twarzy zasuszonej niczym u mumii, r�ce mia�a skrzy�owane na piersi. Habit zetla�, gdzieniegdzie poprzez strz�py prze�wieca�o opieraj�ce si� rozk�adowi cia�o. Podnie�li�my wieka pozosta�ych trumien. W ostatniej le�a�a Agata, "wyst�pna mniszka". Rozpozna�em j� natychmiast, to by�a kobieta, kt�ra mija�a m�j dom �cigana przez zgraj� rozw�cieczonych m�czyzn, to by�a kobieta z portretu z zakrystii. Stoj�cy przy mnie archiwista powiedzia�: � Wie pan, �e po�r�d tych zw�ok powinna by� tak�e siostra Agata, "wyst�pna mniszka"? � Wiem, to tamta. Poznaj� j�. Niech pan zwr�ci uwag�, przetrwa�a o wiele lepiej ni� pozosta�e. Wida� tamte to prawdziwe trupy, ale ona... Doktor Holzbock schwyci� moj� r�k� i rzek�: � Powinni�my jak najpr�dzej opu�ci� ten korytarz. Powietrze tu wydaje si� niezbyt bezpieczne. Naprz�d! Niewiele dalej mogli�my si� posun��. Zatrzymali�my si� po trzydziestu krokach. Cz�� stropu run�a i zasypa�a korytarz. Wed�ug mnie znajdowali�my si� pod ulic�; stwierdzi�em, �e strop musia� run�� niedawno, zapewne na skutek wstrz�s�w wywo�anych przez wozy ci�arowe usuwaj�ce gruz z placu rob�t. Poniewa� istnia�o niebezpiecze�stwo zawalenia si� pozosta�ego stropu, nakaza�em niezw�ocznie przebi� tunel od strony ulicy, zbada� wszystko dok�adnie i zabezpieczy� to miejsce. Potem wr�cili�my do krypty. Gdy przechodzili�my obok trumien upewni�em si�, �e moje przypuszczenia by�y trafne. Agata rzeczywi�cie wygl�da�a inaczej ni� pozosta�e mniszki; nieomal tak, jakby by�a �ywa. Sk�ra jej by�a j�drna, delikatnie zabarwiona, czo�o g�adkie i l�ni�ce: By�a wci�� pi�kna i w �wietle �wiecy odnios�em wra�enie, �e mru�y powieki �ledz�c ukradkiem nasze ruchy. Kiedy wr�cili�my do zakrystii, musia�em usi���. Brakowa�o mi tchu, kolana ugi�y si� pode mn�. � Musz� panu wyja�ni�, dlaczego s�dz�, �e jedna z tamtych mumii to siostra Agata � przem�wi� archiwista. � Moja kronika wyja�nia to opisuj�c dalsze losy klasztoru. Zaraza, kt�rej kap�ank� by�a Agata, rozszerza�a si� dalej, a� wreszcie mieszczanie, nie mog�c tego d�u�ej tolerowa�, postanowili rozprawi� si� z mniszk�. Czatowano na ni�, chc�c j� zabi�. Lecz gro�ba ta sta�a si� jakby ostrog� dla jej awanturniczych upodoba�. Szala�a bardziej nawet ni� uprzednio i, rzecz znamienna, zawsze mia�a niema�o obro�c�w w�r�d m�odzian�w, kt�rzy kochali j�, cho� wiedzieli, �e ich zarazi�a. Ju� wspomnia�em, �e ta kobieta wywiera�a niesamowity wp�yw. Potrafi�a sp�ta� wszystkich pod murami klasztoru swoj� moc�. Ale pewnego dnia uzbrojona gromada pojawi�a si� pod murami klasztoru i za��da�a wydania siostry Agaty. Ludzie grozili, �e w razie odmowy zdob�d� i spal� klasztor. Przeorysza musia�a pom�wi� z mieszczanami. Obieca�a, �e Agata zostanie ukarana i poprosi�a o trzy dni czasu. Poniekt�rzy rozs�dniejsi przekonali pozosta�ych buntownik�w i przystano na t� propozycj�. Gdy po up�ywie trzech dni ludzie ponownie zebrali si� pod murami klasztoru, przeorysza oznajmi�a, �e siostra Agata niespodziewanie zachorowa�a i zmar�a. Kronika milczy, czy jaki� przypadek przyszed� przeoryszy z pomoc�, czy te� dla uspokojenia wzburzonych mieszczan dokonano zbrodni. W �wczesnych czasach obie rzeczy by�y r�wnie prawdopodobne. Ale mimo to spok�j nie zapanowa�. Chocia� trumn� spuszczono do ziemi, na nagrobku za� umieszczono imi� "wyst�pnej mniszki", rozpowszechniono pog�oski, �e Agata �yje. Zdarza�o si� cz�sto, �e ludzie nie chcieli uwierzy� w �mier� osoby albo wyj�tkowo kochanej, albo wyj�tkowo znienawidzonej, a tak w�a�nie by�o z siostr� Agat�. Inni natomiast, sk�onni nawet uwierzy� w jej �mier�, uwa�ali �e splugawiono ziemi� cmentarn� grzebi�c 'cia�o wszetecznicy obok szacownych i bogobojnych mieszczan. Wraz z niedowiarkami domagali si� otwarcia grobu. Moja kronika wspomina o wielkim wzburzeniu, kt�re wynik�o, gdy okaza�o si�, �e gr�b jest pusty. Mieszczanie nadci�gn�li pod mury klasztoru. Pokazano im z okna zw�oki mniszki. Posypa�y si� kamienie, kto� wystrzeli� do trupa. Kronika napomyka, �e w�r�d t�umu najwi�kszym gniewem pa�ali niedawni adoratorzy Agaty. Kiedy zakonnice przekona�y si�, �e nawet �mier� nie uchroni "wyst�pnej mniszki" przed zemst�, zw�oki ukryto w krypcie gdzie chowano mniszki, kt�re z r�nych powod�w zosta�y zg�adzone. T� krypt� dzisiaj odnale�li�my. Znajduje si� na drodze, kt�r� Agata wymyka�a si� na nocne hulanki. � Tak w�a�nie jest � przytakn��em. � A teraz prosz� mi wyjawi�, sk�d ma pan pewno��, �e znale�li�my "wyst�pn� mniszk�"? Nie zna� pan przecie� zako�czenia mojej historii. W jaki spos�b stwierdzi� pan, �e w�a�nie ta mumia nale�y do siostry Agaty? I co pana sk�oni�o, �eby w�a�nie na portrecie poszukiwa� znaku, kt�ry by dopom�g� w naszych poszukiwaniach? C� mog�em odpowiedzie� archiwi�cie? Mia�em mu stre�ci� moje nocne prze�ycia? Pr�bowa�em go naprowadzi� na w�a�ciwy trop. � Nie widzi pan podobie�stwa pomi�dzy portretem a tamt� mniszk� w krypcie? � Nie � powiedzia� doktor Holzbock wpatruj�c si� w malowid�o kt�re teraz, w jasnym s�o�cu przedpo�udnia by�o ca�kiem dobrze widoczne. � Cho� nale�a�oby si� przyjrze� z bliska... Przystawi� do szafy drabink�, wspi�� si� po niej, ale nie zdo�a� zdj�� obrazu ze �ciany. Nie chcia�em sam w tym uczestniczy�, przywo�a�em wi�c dw�ch robotnik�w, aby pomogli archiwi�cie. Odszed�em, nie potrafi�em si� bowiem uwolni� od natr�tnej my�li, �e portret powinien pozosta� na �cianie. Najwidoczniej nocne koszmary w�ada�y mn� tak�e w ci�gu dnia. Mia�em poczucie, �e wpl�ta�em si�, w nader dziwn� przygod�; ogarnia� mnie l�k, i� nie zdo�am si� z tego wypl�ta�. Jakby za�o�ono mi powr�z na szyj�. Stoj�c w pe�nym �wietle dnia na wrz�cym robot� placu podj��em niewzruszon� decyzj�: jutro zawiadomi� o swojej chorobie zwierzchnik�w i wyst�pi� o urlop. Tej nocy pragn��em wszak poprowadzi� dalej moje obserwacje; mia�em niezachwian� pewno��, �e nast�pi jakie� rozstrzygni�cie. Po kwadransie zjawi� si� archiwista w towarzystwie obu robotnik�w i o�wiadczy�, �e w �aden spos�b nie uda�o si� zdj�� obrazu ze �ciany. Aby tego dokona�, musieliby po�ama� ram� albo wyci�� p��tno. � Niech pan nie rozk�ada r�k � powiedzia�. � Ma pan tak� min�, jakby wiedzia� pan o tej ca�ej historii wi�cej, ni� m�wi� moje kroniki. B�dzie mi pan musia� co nieco wyjawi�, mam bowiem zamiar napisa� do Zapisk�w Towarzystwa Historycznego o naszym odkryciu. Potem odszed�, pozostawiaj�c wra�enie nader poczciwego badacza, pozbawionego jednak wszelkich romantycznych ci�got. Dzie� zdawa� si� nie mie� ko�ca. Szare godziny przesuwa�y si� niby ci�kie, leniwe cienie. Wieczorem �ona zauwa�y�a szczeg�lny stan mojego ducha i jedynie zapewnienie, �e ju� jutro przerw� prac�, zdo�a�o j� uspokoi�. Dochodzi�a jedenasta, a na jej stoliku nocnym wci�� jeszcze p�on�a �wieca. Dzisiaj akurat nie mog�a usn��, ja za� dr�a�em z obawy, i� w ten spos�b przekre�li moje plany. Wreszcie, oko�o dwunastej, pochyli�a si� nade mn�; udawa�em, �e �pi�, wi�c wzdychaj�c zgasi�a �wiec� i po kilku minutach zapad�a ju� na tyle mocny sen, i� nie s�ysza�a, jak po cichu wsta�em i opu�ci�em sypialni�. Kiedy wychodzi�em przed bram�, zegar na wie�y starego klasztornego ko�cio�a wybija� w�a�nie p�noc. Us�ysza�em krzyk, a potem tupot pogoni i obok mnie przebieg�a kobieta � to by�a Agata � obrzuci�a mnie niesamowitym p�on�cym wzrokiem, a potem ukazali si� jej prze�ladowcy. Ruszy�em za nimi. I znowu powt�rzy�o si� wra�enie dziwnej lekko�ci, to senne szybowanie w powietrzu w w�wozie starych kamienic. Tylko dwie rzeczy widzia�em dok�adnie: t�um postaci przed sob� i powy�ej nocne niebo, pokryte mn�stwem bia�ych ob�ok�w, niby wezbrana wiosn� rzeka z p�ywaj�c� kr�. Pomi�dzy chmurami od czasu do czasu pob�yskiwa� sierp ksi�yca, ��d� na czarnej g��binie firmamentu. Teraz pogo� znajdowa�a si� przy p�ocie okalaj�cym plac rob�t. Postacie przede mn� znik�y. Lecz nie poprzedzi�o tego niezdecydowane kr��enie w b��dnym kole, jak do tej pory. Po�cig zdawa� si� nagle poch�oni�ty przez ogromny lej. Mia�em wra�enie, �e fantomy k��bi�y si� i unosi�y niby s�up dymu, a potem poch�on�a je ziemia. Sta�em przed tunelem, przebitym w ci�gu dnia na moje polecenie. Wok� pi�trzy�a si� wybrana ziemia, kilka desek; dwie czerwone latarnie ostrzega�y przechodni�w. Deski zabezpieczaj�ce otw�r by�y teraz odsuni�te. Poprzez furtk� w parkanie wbieg�em na plac. Nie rozgl�daj�c si� ju� za dozorc� zapewne obchodz�cym przeciwn� stron� placu pomi�dzy rumowiskami dosta�em si� na obszerny dziedziniec. Nie wiem, co spowodowa�o, �e tam w�a�nie si� uda�em, by� to jaki� g�os wewn�trzny, kt�remu nie mog�em si� oprze�. Ledwo znalaz�em sobie kryj�wk� za filarem kru�ganka, gdy na dziedzi�cu zjawi� si� t�um postaci. To, co teraz ujrza�em, jest prawie niemo�liwe do opisania. By�o to jakby we �nie, a przecie� zupe�nie wyra�ne. Postacie nadchodzi�y od strony ko�cio�a, kt�ry widzia�em teraz przed sob� sk�pany w blasku ksi�yca. Nie potrafi� jednak okre�li�, czy wychodzi�y poprzez drzwi, czy te� wy�ania�y si� wprost z mur�w. Odnosi�em jedynie wra�enie, �e by�o ich tak wiele, i� nie mog�y wszystkie naraz przej�� przez bram� ko�cio�a. Najbardziej osobliwe by�o to, �e obserwowa�em je w ruchu, gestykuluj�ce, co� krzycz�ce, nawo�uj�ce si�, st�oczone, przeciskaj�ce do przodu, ale dobiega� mnie jedynie tupot n�g. Nie us�ysza�em �adnego okrzyku, ani jednego s�owa, a przecie� widzia�em dok�adne ruchy ich warg. Zdawa�o mi si�, �e jestem widzem rozgrywaj�cej si� na scenie akcji, kt�r� jednak obserwuj� spoza d�wi�koszczelnej tafli szk�a. Wra�enie to pot�gowa�y kostiumy aktor�w. Odziani byli w obszerne stroje mieszczan z szesnastego wieku, kilku nosi�o swobodniejsze ubiory �ak�w, paru natomiast powa�ne, uroczyste szaty rajc�w. Jest pewna granica strachu, kiedy cz�owiek przestaje ba� si� o siebie i jakby ch�onie wszystko wzrokiem, wy��czaj�c inne zmys�y. Osi�gn��em t� barier� i r�cz�, i� wszystko, czego by�em �wiadkiem, naprawd� si� zdarzy�o. Dziedziniec by� ca�kowicie wype�niony postaciami, kilka za� zbli�y�o si� na tyle do miejsca, gdzie sta�em, �e wyra�nie widzia�em ich st�a�e twarze. Po chwili podnieconego zamieszania uwaga zebranych skupi�a si� na drzwiach ko�cio�a. Ukaza�a si� w nich gromada m�czyzn prowadz�cych kobiet�. Popychano j�, bito pi�ciami po twarzy i szarpano sznur, kt�ry mia�a za�o�ony na szyj�. Widzia�em, jak potrz�sa ramionami, niby pragn�c uwolni� si� od natr�tnego owada. Jaki� �ak przepchn�� si� do przodu, zapewne ciska� jej w twarz obelgi, a potem dwakro� uderzy� po g�owie p�azem rapiera. W�wczas kobieta unios�a swoje g�adkie bia�e czo�o i spojrza�a na niego czarnymi, p�omiennymi oczyma. To by�a siostra Agata, "wyst�pna mniszka". Bez przerwy obdarzaj�c j� razami oprawcy przyprowadzili mniszk� na �rodek dziedzi�ca, przed oblicze grupy zebranych tam rajc�w. Widzia�em jej wynios�� posta� opromienion� bladym, chybotliwym �wiat�em ksi�yca. Sta�a przed kilkoma m�czyznami, kt�rzy jakby ogniskowali w sobie ca�� nienawi�� t�umu. Bia�y kornet spad� z g�owy zakonnicy i wygl�da�a teraz dok�adnie tak, jak na portrecie w zakrystii. Jeden z rajc�w wyst�pi� naprz�d. T�um zewsz�d napiera�, a on z�ama� nad g�ow� mniszki bia�� pa�eczk� i cisn�� j� z wyrazem obrzydzenia pod nogi siostry Agaty. W�wczas mot�och cofn�� si�, na opustosza�ym placu pozosta�a jedynie kobieta, przed ni� za� szafot. Zapami�ta�em szczeg�y tej przera�aj�cej egzekucji. Z pniaka d�wign�� si� m�czyzna w czerwonym p�aszczu. Wyj�� l�ni�cy, szeroki miecz, zdj�� p�aszcz, potem rozpi�� szat� mniszki ods�aniaj�c bia�� szyj� i wspania�e ramiona. Rzuci� kobiet� na kolana. Chcia�em krzycze� z przera�enia, a przecie� by�em rad, �e nareszcie ciemne i gro�ne oczy nie wpijaj� we mnie swojego spojrzenia, do ostatniej bowiem chwili skierowane by�y w stron� filara, za kt�rym sta�em, jakby mnie wytropi�y. Teraz g�owa mniszki spoczywa�a na pniu, patrzy�em, jak miecz kata uni�s� si� w powietrze... trysn�a fontanna krwi. Ale nie opad�a na ziemi�, nie rozprysn�a si� kroplami w powietrzu, lecz przez chwil� jakby zamar�a, g�owa kobiety natomiast osun�a si� z szafotu i jakby skierowana ostatnim rozkazem straconej mniszki potoczy�a si� ku mnie. T�um pocz�� wiwatowa�, podrzuca� do g�ry kapelusze, zapanowa�a nieokie�zana rado��; widzia�em jej objawy, cho� nie s�ysza�em �adnego d�wi�ku. Potem ludzie rzucali si� na zw�oki, tratowali je, bili, szarpali, jakby ich pragnienie zemsty nie ca�kiem jeszcze wygas�o. G�owa zatoczy�a si� dalej, nigdzie nie zbaczaj�c, a� wreszcie zatrzyma�a si� przede mn�. Ciemne p�omienne oczy patrzy�y na mnie i wtedy us�ysza�em s�owa, pierwsze podczas ca�ej tej przera�aj�cej sceny, s�owa, kt�re wydoby�y si� z ust g�owy... � Popami�tasz ty jeszcze wyst�pn� mniszk�! Wtedy wszystko znik�o, t�um, g�owa, kat, pie� katowski, tylko szkar�atny sierp st�a�ej strugi krwi przez chwil� unosi� si� w zielonkawej po�wiacie ksi�yca. Nie dodam nic ponadto, opr�cz tego, �e nazajutrz znaleziono vi krypcie zw�oki Agaty w potwornym stanie. Trup zosta� straszliwie zmasakrowany, mia� wszystkie cz�onki z�amane, g�owa natomiast zosta�a oddzielona od tu�owia silnym ci�ciem. Podejrzewano, �e wchodzi w gr� przypadek dewiacji seksualnej, wszcz�to �ledztwo, przes�uchiwano mnie r�wnie�. Dochodzenie nie da�o �adnych rezultat�w, nie powiedzia�em bowiem nic o tym, czego �wiadkiem by�em tej nocy. Potworna zbrodnia odkryta rankiem 17 lipca 19.. roku wstrz�sn�a ca�ym miastem. Kiedy pracuj�ca u in�yniera Hansa Andersa s�u��ca po daremnym pukaniu do drzwi sypialni swych pa�stwa oko�o godziny dziesi�tej nacisn�a klamk�, przekona�a si�, �e drzwi nie s� zamkni�te na klucz. Wesz�a wi�c do �rodka. M�oda pani Anders le�a�a na ��ku w ka�u�y krwi. Pana in�yniera nie by�o. Dziewczyna uciek�a z krzykiem, zanosi�a si� p�aczem, a gdy wreszcie wydobyto z niej, co si� sta�o, student z trzeciego pi�tra, najrozs�dniejszy w gronie przera�onych lokator�w, pos�a� po karetk� pogotowia i policj�. Komisarz stwierdzi�, �e pope�niono morderstwo. M�oda kobieta nie �y�a ju� od wielu godzin. G�ow� odci�to od tu�owia zadaj�c cios o straszliwej sile. Poza tym wszystko w mieszkaniu by�o na swoim miejscu, jedynie obraz w sypialni zdj�to ze �ciany i zupe�nie zniszczono. Rama zosta�a potrzaskana na drzazgi, p��tno podarto w strz�py. �aden �lad nie wskazywa�, aby zbrodniarz dosta� si� do domu z zewn�trz, s�u��ca zezna�a, �e wczoraj wieczorem pa�stwo udali si� do sypialni jak zwykle. Kiedy zadano jej pytanie, czy w ostatnim okresie zauwa�y�a mo�e jakie� nieporozumienia pomi�dzy panem Andersem a jego �on�, po chwili zastanowienia odrzek�a, �e raczej niczego takiego nie spostrzeg�a, mo�e jedynie pa�stwo rozmawiali ze sob� coraz mniej, a u pani wyst�powa�y niekiedy nerwowe drgawki. Pomimo tego �wiadectwa nale�a�o za�o�y�, �e z niewyja�nionych przyczyn pan Anders zamordowa� �on� i uciek�. Obserwacje pozosta�ych lokator�w okaza�y si� zgodne z zeznaniem s�u��cej; trudno by�o sobie wyobrazi�, �eby pomi�dzy ma��onkami dosz�o do na tyle powa�nych zatarg�w, by ich fina�em sta�a si� tak potworna zbrodnia. Lekarz s�dowy by� zdania, i� brak rzucaj�cych si� w oczy objaw�w wcale nie musi dowodzi� zupe�nej harmonii w ma��e�stwie; w�a�nie u ludzi wysoce kulturalnych, jak Andersowie, konflikty przebiegaj� bezg�o�nie, nie wydostaj� si� na zewn�trz. Uzna� r�wnie� za s�uszne polecenie komisarza dotycz�ce natychmiastowego wszcz�cia poszukiwa� podejrzanego. Odnaleziono Hansa Andersa po po�udniu. na �awce w parku; siedzia� z go�� g�ow�, kapelusz i laska le�a�y obok, pali� papierosa. Bez opor�w poszed� z wachmistrzem o�wiadczaj�c, �e mia� w�a�nie zamiar uda� si� na policj� i wszystko wyja�ni�. U�miechni�ty, w pogodnym nastroju wszed� na posterunek i poprosi� o mo�liwo�� zeznania, dlaczego poder�n�� tej kobiecie gard�o. Komisarz by� zaskoczony. � Prosz� pana, wi�c przyznaje si� pan, �e zamordowa� swoj� �on�? Anders roze�mia� si�. � Moj� �on�? Nie! To, co nast�pnie zakomunikowa�, brzmia�o tak bardzo osobliwie, �e ani komisarz, ani tak�e s�dzia �ledczy, kt�ry przej�� spraw� jeszcze tego samego dnia, nie potrafili nic z tego poj��. Tylko tyle uda�o si� zrozumie�, �e wed�ug zezna� Andersa odr�ba� on kobiecie g�ow� pos�uguj�c si� tureckim kind�a�em z w�asnej kolekcji. Utrzymywa� przy tym, �e wcale nie by�a to jego �ona. Kiedy przekona� si�, �e s�