7609
Szczegóły |
Tytuł |
7609 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7609 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7609 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7609 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DAVID & LEIGH EDDINGS
Odkupienie Althalusa
Prze�o�y�a Anna Ba�kowska
Siostrom Lori i Linette, Kt�re tak bardzo uprzyjemni�y nam �ycie.
Dzi�kujemy, dzi�kujemy, dzi�kujemy, dzi�kujemy!!!
PROLOG
Ot� przed Pocz�tkiem nie istnia� Czas i wszystko by�o Chaosem i Ciemno�ci�. Ale Deiwos, b�g Nieba, obudzi� si� i wraz z jego przebudzeniem rozpocz�� si� Czas jako taki. A kiedy Deiwos wejrza� na Chaos i Ciemno��, wielka t�sknota wype�ni�a mu serce. Wsta� wi�c, aby stworzy� wszystko, co jest stworzone, a w trakcie owego tworzenia w pr�ni� jego brata, demona Daevy, wtargn�o �wiat�o. Po pewnym czasie jednak Deiwos zm�czy� si� swymi dzie�ami i wyszuka� sobie miejsce na odpoczynek. Na granicy �wiat�a i Ciemno�ci oraz stref Czasu i Bezczasu utworzy� z jednej my�li wysok� wie��. Nast�pnie ow� straszliw� granic� zaznaczy� lini� ognia, aby przestrzec wszystkich ludzi przed otch�ani� Daevy. I leg� Deiwos na swej wie�y, i pogr��y� si� w studiowaniu Ksi�gi. A Czas kontynuowa� sw�j miarowy marsz.
W�wczas demon Daeva rozsierdzi� si� srodze na Deiwosa za pogwa�cenie granic swojej mrocznej dziedziny. W duszy jego zrodzi�a si� wieczna nienawi�� do brata, gdy� �wiat�o sprawia�o Daevie b�l, a miarowy post�p Czasu by� dla� �r�d�em straszliwej udr�ki. Wycofa� si� wi�c Daeva na sw�j zimny tron w g�uchej i ciemnej pr�ni, gdzie nie rozchodzi si� echo. Tam te� zaprzysi�g� zemst� swemu bratu, �wiat�u oraz Czasowi.
A ich siostra obserwowa�a to wszystko, ale nie powiedzia�a ani s�owa.
Z ksi�gi "Niebo i otch�a�. Mitologia staro�ytnego Medyo"
W obronie Althalusa nale�a�oby zaznaczy�, �e kiedy podejmowa� si� on kradzie�y Ksi�gi, znajdowa� si� w fatalnej sytuacji finansowej, a przy tym by� nie�le wstawiony. Gdyby nie te okoliczno�ci, zada�by mo�e wi�cej pyta� na temat Domu na Ko�cu �wiata, a ju� na pewno na temat w�a�ciciela Ksi�gi.
Ukrywanie prawdziwej natury Althalusa by�oby czyst� g�upot�, gdy� jego wady zd��y�y ju� obrosn�� legend�. Jak powszechnie wiadomo, jest to z�odziej, �garz, sporadyczny morderca oraz obrzydliwy bufon, wyzuty z cho�by krztyny honoru. Co wi�cej - pije na um�r, ob�era si� bez umiaru i nie stroni od pa�, kt�re prowadz� si� gorzej, ni� powinny.
Trzeba jednak przyzna�, �e �w �otr spod ciemnej gwiazdy potrafi by� wyj�tkowo ujmuj�cy, b�yskotliwy i dowcipny. W pewnych kr�gach m�wi si� wr�cz, �e gdyby Althalus si� upar�, swymi �artami nawet drzewa i g�ry doprowadzi�by do serdecznego �miechu.
Zwinnymi palcami potrafi wszak�e porusza� jeszcze szybciej, ni� sypa� anegdotkami, tote� cz�ek rozwa�ny zawsze trzyma sakiewk� w gar�ci, kiedy �mieje si� z �art�w tego bystrego z�odzieja.
Althalus - odk�d pami�ta - zawsze trudni� si� kradzie��. Nigdy nie pozna� swego ojca, imi� matki zdarza mu si� przekr�ca�, a dorasta� w�r�d z�odziei na surowych przygranicznych terenach. Dzi�ki swemu poczuciu humoru szybko zdoby� popularno�� w �rodowisku m�czyzn, kt�rzy zarabiaj� na �ycie, przejmuj�c prawa w�asno�ci do cennych przedmiot�w. On sam wykorzystywa� jako �r�d�o utrzymania �arty i anegdotki, gdy� wdzi�czni za nie z�odzieje nie tylko go karmili, ale tak�e �wiczyli w swym rzemio�le.
Mia� do�� rozumu, by szybko si� zorientowa� w ograniczeniach ka�dego ze swoich mentor�w. Wielcy, pot�nie zbudowani m�czy�ni brali, co si� im podoba�o, wy��cznie przy u�yciu si�y, natomiast drobniejsi kradli po cichu, tak by nikt ich nie zauwa�y�. Wchodz�c w wiek m�ski, Althalus wiedzia�, �e nigdy nie b�dzie olbrzymem. Najwyra�niej nie odziedziczy� po przodkach du�ej masy cia�a. Poj�� te�, �e gdy stanie si� ca�kowicie doros�y, nie b�dzie m�g� ju� wkr�ca� si� chy�kiem przez ma�e otwory do miejsc, gdzie trzymano interesuj�ce go przedmioty. B�dzie m�czyzn� �redniej budowy, ale nigdy - poprzysi�g� to sobie - nie zostanie miernot�. Zauwa�y�, �e bystry rozum jest znacznie wa�niejszy od takich przymiot�w jak pot�na postura czy mysia zwinno��, tote� postanowi� wybra� w�a�nie drog� rozumu.
W g�rach i lasach, ci�gn�cych si� wzd�u� zewn�trznej granicy cywilizowanego �wiata, od pocz�tku cieszy� si� pewnym rozg�osem. Inni z�odzieje podziwiali go za spryt. Jak uj�� to pewien bywalec z�odziejskiej ober�y w Hule: "Przysi�g�bym, �e ten ma�y Althalus potrafi�by nam�wi� pszczo�y, by przynosi�y mu mi�d, a ptaki, by sk�ada�y mu jajka wprost na talerz przy �niadaniu. Zapami�tajcie, bracia, moje s�owa: ten ch�opak daleko zajdzie".
I rzeczywi�cie Althalus daleko zaszed�. Z natury nie lubi� osiad�ego �ycia, za to jego b�ogos�awie�stwem (a mo�e przekle�stwem) by�a niewyczerpana ciekawo�� tego, co kryje si� po drugiej stronie ka�dej g�ry czy rzeki, jakie napotka� na swej drodze. Ciekawo�� ta nie dotyczy�a jednak tylko kwestii geograficznych, gdy� Althalusa interesowa�o tak�e to, co ludzie osiadli trzymaj� w domach i co nosz� w sakiewkach. Te dwie bli�niacze ciekawo�ci utrzymywa�y go w nieustannym ruchu, tym bardziej �e instynktownie wiedzia�, kiedy powinien opu�ci� miejsce, w kt�rym przebywa�.
Dlatego to w�a�nie zwiedzi� i prerie Plakandu, i okr�g�e wzg�rza Ansu, i g�ry Kagwheru, a tak�e Arum i Kweron, zapuszczaj�c si� niekiedy a� do Regwos i po�udniowego Nekwerosu, na przek�r wszelkim historiom o potworno�ciach, jakie czyhaj� w g�rach po drugiej stronie granicy.
Tym, co jeszcze bardziej r�ni�o Althalusa od innych z�odziei, by�o jego zadziwiaj�ce szcz�cie. Wygrywa� w ko�ci za ka�dym razem, gdy tylko wzi�� je do r�ki, i bez wzgl�du na to, do jakiej ziemi go zanios�o, nieodmiennie sprzyja�a mu fortuna. Jakie� przypadkowe spotkanie czy rozmowa niemal zawsze doprowadza�y go prosto do najlepiej prosperuj�cego i najmniej podejrzliwego cz�owieka w danym �rodowisku, a potem tak si� sk�ada�o, �e ka�dy, nawet przypadkowo wybrany trop nastr�cza� okazj�, kt�rej pr�no wygl�dali inni z�odzieje. W gruncie rzeczy Althalus s�yn�� bardziej ze swego szcz�cia ni� rozumu czy zdolno�ci.
Po pewnym czasie nauczy� si� na swym szcz�ciu polega�. Fortuna zdawa�a si� go wr�cz kocha�, tote� i on darzy� j� bezwarunkowym zaufaniem. Uwierzy� nawet skrycie, �e w g��bokiej ciszy umys�u s�yszy czasem jej g�os. Leciutkie drgnienie, kt�re m�wi�o mu, �e pora si� wynosi� - i to szybko - z danego towarzystwa, uwa�a� za milcz�c� przestrog�, i� na horyzoncie pojawi�o si� jakie� zagro�enie.
Kombinacja rozumu, zdolno�ci i szcz�cia zapewnia�a mu sukcesy, ale gdy sytuacja tego wymaga�a, potrafi� biega� r�czo niczym jele�.
Zawodowy z�odziej, je�li chce jada� regularnie, musi sp�dza� mn�stwo czasu w gospodach, s�uchaj�c, o czym ludzie gadaj�, gdy� informacja jest podstaw� jego sztuki. Okradanie biednych nie daje wielkiego zysku. Althalus lubi� wychyli� kielich dobrego miodu tak samo jak inni, ale rzadko dopuszcza�, by napitek wzi�� nad nim g�r�. Zawiany facet pope�nia b��dy, a z�odziej, kt�ry pope�nia b��dy, na og� nie �yje zbyt d�ugo. Althalus znakomicie potrafi� wybra� w ka�dej ober�y tego jednego go�cia, kt�ry m�g� by� w posiadaniu u�ytecznej informacji, po czym za pomoc� �art�w i szczodrych pocz�stunk�w nak�ania� go do wyjawienia sekretu. Stawianie trunk�w gadatliwym opojom nale�a�o do swego rodzaju inwestycji. Althalus zawsze pilnowa�, by opr�ni� sw�j kielich jednocze�nie z przygodnym kompanem, ale z jakiego� powodu wi�kszo�� miodu z�odzieja l�dowa�a nie w jego brzuchu, tylko na pod�odze.
Przenosi� si� z miejsca na miejsce, sypa� dowcipami, stawia� ludziom mi�d - i tak przez kilka dni. Potem, kiedy ju� namierzy� miejscowych bogaczy, sk�ada� im oko�o p�nocy wizyt�, a rankiem by� ju� o par� mil dalej, w drodze do innej przygranicznej osady.
Interesowa�y go g��wnie lokalne plotki, ale w gospodach opowiadano sobie tak�e inne historie - na przyk�ad o miastach na r�wninach Equero, Treborea i Perquaine, cywilizowanych ziemiach le��cych na po�udniu. S�ucha� tego z g��bokim sceptycyzmem. Przecie� nikt nie jest na tyle g�upi, by brukowa� z�otem ulice swego rodzinnego miasta, a fontanny tryskaj�ce diamentami mog� by� �adne, ale w gruncie rzeczy nie s�u�� �adnemu konkretnemu celowi.
Historie te jednak zawsze porusza�y jego wyobra�ni�, tote� obieca� sobie, �e kiedy�, kiedy� wybierze si� do owych miast, by obejrze� je sobie na w�asne oczy.
W przygranicznych osadach domy wznoszono przewa�nie z bali, ale miasta na po�udniu by�y pono� zbudowane z kamienia. Ju� to samo mog�o stanowi� dobry pow�d do wyprawy, lecz Althalus w zasadzie nie interesowa� si� architektur�, tote� ci�gle odk�ada� decyzj�.
A jednak ostatecznie zmieni� zdanie. Przyczyni�a si� do tego �mieszna historyjka o upadku Imperium Deika�skiego zas�yszana w kagwherskiej ober�y. G��wnym powodem upadku okaza� si� tak kolosalny b��d, �e Althalusowi wyda�o si� niemo�liwe, by kto� przy zdrowych zmys�ach m�g� go pope�ni� cho�by raz, a c� dopiero trzy razy.
- Niech wypadn� mi wszystkie z�by, je�li ��� - zapewni� go rozm�wca. - Mieszka�cy Deiki s� tak strasznie zarozumiali, �e kiedy dotar�a do nich wie�� o odkryciu z�ota w Kagwherze, uznali to za b��d boga. Przecie� tak naprawd� musia� przeznaczy� je dla nich i przez zwyk�� pomy�k� dar nie trafi� do Deiki, gdzie wystarczy�oby si� po niego schyli�. Poczuli si� nawet nieco ura�eni, ale byli na tyle sprytni, �e nie nawymy�lali bogu, tylko wys�ali wojsko w g�ry Kagwheru, by nas, g�upich dzikus�w, nie dopu�ci� do z�ota, kt�re b�g im zes�a�. No i kiedy wojsko tu dotar�o i zacz�o przys�uchiwa� si� opowie�ciom, ile to niby z�ota znajduje si� w okolicy, �o�nierze jak jeden m�� uznali, �e �ycie w armii przesta�o im odpowiada�, i rozbiegli si� po okolicy, by kopa� na w�asn� r�k�.
- Co za szybki spos�b na utrat� armii! - za�mia� si� Althalus.
- Fakt, nie ma szybszego - zgodzi� si� rozm�wca. - Ale to jeszcze nie koniec. Senat, kt�ry manipuluje rz�dem Deiki, poczu� si� tak zawiedziony, �e natychmiast wys�a� w po�cig drug� armi�, by wymierzy�a tej pierwszej kar� za lekcewa�enie obowi�zk�w.
- Nie m�wisz chyba powa�nie! - wykrzykn�� Althalus.
- Ale� tak! To w�a�nie zrobili. No i �o�nierze z tej drugiej armii, nie chc�c okaza� si� g�upszymi od tamtych, odwiesili swe miecze i mundury, po czym tak�e ruszyli na poszukiwanie z�ota.
Althalus rykn�� �miechem.
- To najlepsza historia, jak� kiedykolwiek s�ysza�em!
- Dalej jest jeszcze ciekawiej. Senat imperium po prostu nie m�g� uwierzy�, �e dwie armie do tego stopnia zlekcewa�y�y swe obowi�zki. W ko�cu �o�nierze bior� ca�ego miedziaka za ka�dy dzie� s�u�by, prawda? Senatorowie poty wyg�aszali do siebie mowy, a� im m�zgi zasn�y, i wtedy w�a�nie pu�cili wodze g�upoty zupe�nie, gdy� zdecydowali si� wys�a� trzeci� armi�, �eby sprawdzi�a, co si� sta�o z poprzednimi.
- On to m�wi na serio? - spyta� Althalus drugiego bywalca ober�y.
- Tak mniej wi�cej to wygl�da�o, cudzoziemcze. Mog� przysi�c, bo sam by�em sier�antem w tej drugiej armii. Pa�stwo-miasto Deika sprawowa�o dot�d rz�dy nad ca�ym cywilizowanym �wiatem, ale odk�d wys�ali trzy armie w g�ry Kagwheru, nie starczy�o im oddzia��w wojska nawet do patrolowania w�asnych ulic, a c� dopiero innych krain. Nasz senat nadal wydaje prawa, kt�re maj� obowi�zywa� w innych krainach, ale nikt ich ju� nie s�ucha. Do senator�w jako� to nie dociera, wi�c og�aszaj� coraz to nowe prawa podatkowe i inne, a ludzie spokojnie je ignoruj�. Nasze prze�wietne imperium obr�ci�o si� w naj�wietniejszy dowcip.
- Mo�e zbyt d�ugo zwleka�em z wycieczk� do cywilizowanego �wiata - mrukn�� Althalus. - Skoro mieszka�cy Deiki s� a� tak g�upi, cz�owiek mojej profesji po prostu musi z�o�y� im wizyt�.
- Ach tak? - zainteresowa� si� by�y �o�nierz. - Wolno� wiedzie�, jaka to profesja?
- Jestem z�odziejem. A dla naprawd� dobrego z�odzieja miasto pe�ne g�upich bogaczy to miejsce najbardziej upragnione po raju.
- A wi�c wszystkiego najlepszego, przyjacielu! Nigdy nie przepada�em za senatorami, kt�rzy nie maj� nic lepszego do roboty, jak obmy�la� nowe sposoby zadania mi �mierci. Ale mimo wszystko radz� uwa�a�. Senatorzy kupuj� miejsca w tym boskim gremium, a to oznacza, �e s� bogaci. Bogaci senatorzy ustanawiaj� prawa chroni�ce bogaczy, a nie zwyk�ych ludzi. Je�li ci� w Deice z�api� na kradzie�y, marny tw�j los.
- Nigdy jeszcze nie da�em si� z�apa�, sier�ancie - zapewni� go Althalus. - Jestem bowiem najlepszym z�odziejem na �wiecie, a na dodatek najwi�kszym szcz�ciarzem. Je�li cho�by po�owa tego, co tu s�ysza�em, jest prawd�, Imperium Deika�skiemu fortuna ostatnio nie sprzyja, a dla mnie jest coraz �askawsza. Gdyby za� przypadkiem kto� chcia� si� za�o�y� o wynik mojej wizyty, mo�esz �mia�o na mnie stawia�, bo w takiej sytuacji po prostu nie mog� przegra�.
To rzek�szy, opr�ni� kielich do dna, sk�oni� si� w pas wsp�biesiadnikom i dziarskim krokiem ruszy� ogl�da� na w�asne oczy cuda cywilizacji.
CZʌ� I
DOM NA KO�CU �WIATA
Rozdzia� 1
Z�odziej Althalus sp�dzi� dziesi�� dni w drodze do imperialnego miasta Deika. Ju� u podn�a g�r Kagwheru natrafi� na kamienio�om wapienia, gdzie wyn�dzniali niewolnicy ci�kimi pi�ami z br�zu ci�li w mozole bloczki budowlane. Althalus s�ysza� oczywi�cie o niewolnictwie, ale teraz dopiero zobaczy� po raz pierwszy prawdziwych niewolnik�w. Zmierzaj�c ku r�wninom Equero, szepn�� par� sugestywnych s��w fortunie; je�li naprawd� go kocha, to zrobi wszystko, by uchroni� swego podopiecznego od tak parszywego losu.
Miasto Deika le�a�o na po�udniowym ko�cu wielkiego jeziora w p�nocnym Equero i by�o jeszcze bardziej imponuj�ce, ni� g�osi�y opowie�ci. Otacza� je wysoki mur z blok�w wapienia, z takich samych wzniesiono wszystkie budynki.
Szerokie ulice Deiki by�y wybrukowane kamieniami, a gmachy publiczne pi�y si� pod samo niebo. Wszyscy znaczniejsi mieszka�cy nosili wspania�e lniane opo�cze. Prywatne domy rozpoznawa�o si� po pos�gu w�a�ciciela, przewa�nie tak pochlebnym, �e tylko przez czysty przypadek dawa�o si� go zidentyfikowa�.
Althalus mia� na sobie str�j stosowny na terenach przygranicznych, tote� kiedy podziwia� cuda miasta, przechodnie obrzucali go raz po raz pogardliwymi spojrzeniami. Wkr�tce mia� tego do��, wi�c wyszuka� inn� dzielnic�, gdzie ludzie nosili skromniejsz� odzie� i nie zachowywali si� tak wynio�le.
Wreszcie uda�o mu si� zlokalizowa� ryback� tawern� nad jeziorem. Zatrzyma� si� tam, by pos�ucha� rozm�w, gdy� wiedzia�, �e rybacki ludek uwielbia gada�. Usiad� sobie z kielichem kwa�nego wina, staraj�c si� nie rzuca� w oczy upapranym smo�� m�czyznom, kt�rym g�by si� nie zamyka�y.
- Nie przypominam sobie, bym ci� tu kiedy� widzia� - zwr�ci� si� do niego jeden z bywalc�w.
- Nie jestem tutejszy.
- Tak? A sk�d przybywasz?
- Z g�r. Przyszed�em popatrze� sobie na cywilizowany �wiat.
- No i co s�dzisz o naszym mie�cie?
- Robi wra�enie. Jestem niemal tak zachwycony, jak niekt�rzy wasi bogacze sob�.
Jaki� rybak za�mia� si� cynicznie.
- Widz�, �e przechodzi�e� przez forum.
- Je�li m�wisz o placu, gdzie stoj� te draczne budynki, to tak. Jak dla mnie, mo�esz je sobie zabra�.
- Nie podoba ci si� nasze bogactwo?
- Na pewno nie tak jak im. Ludzie tacy jak my powinni za wszelk� cen� unika� bogaczy. Wcze�niej czy p�niej zaczynamy k�u� ich w oczy.
- Jak to? - wtr�ci� si� inny rybak.
- C�... Faceci, co snuj� si� po forum w �miesznych szlafrokach, wci�� krzywo na mnie patrz�. A cz�owiek, kt�ry ci�gle krzywo patrzy, dostaje w ko�cu zeza.
Towarzystwo rykn�o �miechem i atmosfera w tawernie zaraz sta�a si� bardziej swobodna i przyjacielska. Althalus zr�cznie skierowa� rozmow� na drogi swemu sercu temat i ca�e popo�udnie up�yn�o na pogwarkach o zamo�nych mieszka�cach Deiki. Wieczorem Althalus m�g� ju� odnotowa� w pami�ci kilka imion. W ci�gu kolejnych dni zaw�a� sw� list�, by ostatecznie zdecydowa� si� na handlarza sol�, niejakiego Kweso. Uda� si� na targ, odwiedzi� wy�o�one marmurem publiczne �a�nie, wreszcie si�gn�� do sakiewki, by kupi� troch� ubra� bardziej dostosowanych do aktualnej deika�skiej mody. Z oczywistych powod�w kluczowym okre�leniem dla z�odzieja wybieraj�cego str�j do cel�w roboczych jest "nie daj�cy si� opisa�". Kilka nast�pnych dni i nocy Althalus sp�dzi� w dzielnicy bogaczy, obserwuj�c obwarowany murem dom kupca Kweso. Sam Kweso by� �ysym grubaskiem o r�owych policzkach i czym� w rodzaju �yczliwego u�miechu na twarzy. Althalusowi uda�o si� przy kilku okazjach podej�� na tyle blisko niego, aby us�ysze�, co m�wi. Zd��y� nawet polubi� owego t�u�cioszka, no, ale to si� w ko�cu zdarza. W gruncie rzeczy wilk tak�e czuje pewn� sympati� do jelenia.
Althalus dowiedzia� si� imienia jednego z najbli�szych s�siad�w Kwesa i pewnego ranka, przybrawszy stosown� urz�dow� min�, zapuka� do jego drzwi. Po chwili zjawi� si� s�u��cy.
- Tak? - zapyta�.
- Chcia�bym si� widzie� z panem Melgorem - powiedzia� uprzejmie Althalus. - Chodzi o interesy.
- Niestety, pomyli� pan adres. Melgor mieszka dwa domy dalej.
Althalus klepn�� si� w czo�o.
- Ale� jestem g�upi! Najmocniej przepraszam, �e przeszkodzi�em - kaja� si�, podczas gdy jego oczy pracowa�y na najwy�szych obrotach. Zatrzask nie nale�a� do skomplikowanych, a z korytarza w g��b domu prowadzi�o kilkoro drzwi. Althalus �ciszy� g�os: - Mam nadziej�, �e ten �omot nie obudzi� waszego pana.
S�u��cy u�miechn�� si� przelotnie.
- Nie s�dz�. Sypialnia pana znajduje si� na g�rze, w tylnej cz�ci domu. Zreszt� m�j pan zwykle o tej porze i tak jest ju� na nogach.
- Co za szcz�cie! - przed�u�a� rozmow� Althalus, nie daj�c oczom ani chwili spoczynku. - Powiadasz, �e pan Melgor mieszka dwa domy dalej?
- Tak jest. - S�u��cy wychyli� si� przez pr�g. - O, tam, to ten dom z niebieskimi drzwiami. Nie mo�na go nie zauwa�y�.
- Serdeczne dzi�ki, przyjacielu. Raz jeszcze przepraszam za naj�cie.
Althalus zawr�ci� na ulic�, u�miechaj�c si� od ucha do ucha. Szcz�cie nadal tuli�o go do piersi. Rzekoma pomy�ka dostarczy�a mu wi�cej informacji, ni� si� spodziewa�. Dzi�ki swemu szcz�ciu wyci�gn�� ze s�u��cego te wszystkie ciekawostki. Nadal by�o jeszcze bardzo wcze�nie, wi�c je�li Kweso zwyk� wstawa� o tej godzinie, zapewne wcze�nie si� k�adzie. O p�nocy powinien ju� spa� jak zabity. W starym ogrodzie wok� domu rosn� du�e drzewa i bujnie kwitn�ce krzewy, jest wi�c gdzie si� schroni�. Przedostanie si� do domu to drobnostka, a teraz Althalus ju� wiedzia�, gdzie jest sypialnia Kwesa. Pozostaje tylko w�lizgn�� si� do �rodka oko�o p�nocy, p�j�� prosto do sypialni i za pomoc� przytkni�tego do szyi no�a nam�wi� Kwesa do wsp�pracy. Ca�a sprawa nie powinna zaj�� wiele czasu.
Niestety, sta�o si� inaczej. Handlarz sol� wyra�nie pod poczciw� facjat� ukrywa� znacznie bystrzejszy umys�, ni�by si� zdawa�o. Nied�ugo po p�nocy sprytny z�odziej pokona� mur i przemkn�� si� przez ogr�d do domu. W �rodku panowa�a cisza, zak��cana tylko chrapaniem dobiegaj�cym z kwater s�u�by. Cicho jak cie� Althalus dotar� do podn�a schod�w i rozpocz�� w�dr�wk� na g�r�.
W tym w�a�nie momencie rozp�ta�o si� istne piek�o. Trzy psy mia�y rozmiary sporych cielak�w, a od ich basowego szczekania dom a� si� zatrz�s� w posadach.
Althalus b�yskawicznie zmieni� plany. �wie�e nocne powietrze na ulicy wyda�o mu si� nagle niezwykle poci�gaj�ce. Psy u podn�a schod�w nie zamierza�y jednak rezygnowa�. Ruszy�y w stron� intruza, obna�aj�c szokuj�co wielkie k�y.
Na g�rze rozleg�y si� krzyki i kto� zacz�� zapala� �wiece. Althalus czeka� w napi�ciu, p�ki psy omal go nie dopad�y. W�wczas z akrobatyczn� zr�czno�ci�, o kt�r� dot�d nawet siebie nie podejrzewa�, przeskoczy� przez zwierzaki, sturla� si� na sam d� i wybieg� na zewn�trz.
Kiedy p�dzi� przez ogr�d, �cigany przez psy, us�ysza� ko�o lewego ucha charakterystyczny �wist. Kto� z domu - albo rzekomy poczciwiec Kweso, albo jeden z jego prostodusznych s�u��cych - musia� by� nadzwyczaj zr�cznym �ucznikiem.
Gdy Althalus wdrapywa� si� na mur, psy gryz�y go ju� po nogach. Z ty�u sypa�y si� kolejne strza�y, trafiaj�c w kamienie, kt�rych odpryski wbija�y mu si� w twarz. Przeturla� si� na drug� stron� i opad� na ulic�. Ledwie dotkn�� nogami bruku, a ju� gna� przed siebie. Nie tak sobie to zaplanowa�. Po karko�omnym skoku na schodach zosta�y mu liczne zadrapania i siniaki, w dodatku przy forsowaniu muru skr�ci� nog�. Teraz musia� ku�tyka�, kln�c przy tym ile wlezie.
Nagle w domu Kwesa kto� otworzy� bramk� i psy wypad�y na ulic�.
Althalus poczu�, �e tego ju� za wiele. Uzna� przecie� sw� pora�k�, bior�c nogi za pas, ale Kwesa wyra�nie nie satysfakcjonowa�o samo zwyci�stwo - �akn�� jeszcze krwi.
Z�odziej d�ugo kluczy� po zau�kach, wspinaj�c si� od czasu do czasu na ogrodzenia, a� wreszcie uda�o mu si� zgubi� napastnik�w. Przew�drowa� potem przez ca�e miasto, jak najdalej od ekscytuj�cych wra�e�, i usadowi� si� na wygodnej �awce, by pomy�le�. Cywilizowani ludzie wcale nie okazali si� tacy �agodni, jak mo�na by s�dzi� z pozor�w, tote� uzna�, �e zobaczy� ju� w mie�cie Deika wszystko, na czym mu zale�a�o. Nadal jednak intrygowa�a go kwestia szcz�cia. Dlaczego nie ostrzeg�o go przed psami? Mo�e zasn�o? Ju� on sobie z nim pogada.
Kiedy tak siedzia� w ciemno�ciach obok tawerny w lepszej cz�ci miasta, by� naprawd� w parszywym nastroju i pewnie dlatego zachowa� si� do�� brutalnie wobec dw�ch dobrze ubranych go�ci, kt�rzy akurat wytoczyli si� na ulic�. Nam�wi� ich mianowicie do odbycia ma�ej drzemki, i to w bardzo stanowczy spos�b: zdzieli� ich w ty� g�owy ci�k� r�koje�ci� swego kr�tkiego miecza. Potem przetransferowa� na siebie prawo do ich sakiewek, kilku pier�cieni i niebrzydkiej bransolety, by wreszcie zostawi� ofiary w pobliskim rynsztoku, pogr��one w spokojnym �nie.
Napastowanie pijak�w na ulicy nie by�o wprawdzie w jego stylu, ale teraz potrzebowa� pieni�dzy na drog�. Ci dwaj napatoczyli si� jako pierwsi, poza tym wszystko posz�o zgodnie z rutyn� i wiele nie ryzykowa�. Postanowi� jednak unika� takich okazji, p�ki nie odb�dzie d�ugiej pogaw�dki ze swym szcz�ciem.
Po drodze ku bramom miasta zwa�y� w r�kach obie sakiewki. By�y do�� ci�kie i to go zach�ci�o do podj�cia kroku, jaki normalnie nie przeszed�by mu nawet przez my�l. Opu�ciwszy granice miasta, ku�tyka� a� do �witu. Wreszcie napotka� zamo�ne z wygl�du gospodarstwo, gdzie naby� - za pieni�dze - konia. By�o to wbrew wszelkim zasadom, ale przed rozmow� ze szcz�ciem wola� nie ryzykowa�.
Wsiad� na konia i nie ogl�daj�c si� za siebie ani razu, natychmiast odjecha� na zach�d. Im pr�dzej zostawi za sob� Equero i Imperium Deika�skie, tym lepiej. Po drodze t�uk�o mu si� po g�owie pytanie: Czy geografia mo�e mie� jaki� wp�yw na ludzkie szcz�cie? Ta wysoce nieprzyjemna my�l nie dawa�a mu spokoju. Jecha� pos�pnie zadumany.
Dwa dni p�niej dotar� do miasta Kanthon w Treborei. Zatrzyma� si� przed bramami, aby si� upewni�, czy os�awiona - i wyra�nie ci�gn�ca si� w niesko�czono�� - wojna mi�dzy Kanthonem a Osthosem nie przybra�a akurat na sile. Nie widz�c jednak na miejscu machin obl�niczych, zdecydowa� si� na wjazd.
Forum Kanthonu przypomina�o deika�skie, ale zamo�ni mieszka�cy, kt�rzy przychodzili tu pos�ucha� przem�wie�, nie obnosili si� z tak wynios�ymi minami, jak arystokraci Equero, tote� Althalus nie czu� si� bynajmniej ura�ony sam� ich obecno�ci� i raz nawet si� do nich przy��czy�. Mowy jednak�e dotyczy�y g��wnie oskar�e� pod adresem pa�stwa-miasta Osthos w po�udniowej Treborei albo narzeka� na podwy�ki podatk�w, s�owem - nic ciekawego.
Potem zacz�� przemierza� skromniejsze dzielnice w poszukiwaniu gospody. Zaledwie przekroczy� progi nieco zrujnowanego budynku, wiedzia�, �e jego szcz�cie zn�w zwy�kuje. Dw�ch go�ci k��ci�o si� akurat zawzi�cie o to, kto jest najbogatszym cz�owiekiem w Kanthonie.
- Omeso bije Weikora na g�ow�! - krzycza� jeden. - Ma tyle pieni�dzy, �e nawet nie potrafi ich zliczy�!
- Jasne, �e nie potrafi, kretynie! Omeso nie umie zliczy� dalej ni� do dziesi�ciu, chyba �e zdejmie buty. Ca�y sw�j maj�tek odziedziczy� po wuju, sam nigdy nie zarobi� nawet miedziaka. A Weikor przebija� si� w g�r� od samego dna, ju� on wie, jak si� zarabia pieni�dze, a nie tylko nadstawia �ap�, kiedy je przynosz� na tacy. Od Omesa pieni�dze uciekaj� tak szybko, jak tylko jest w stanie je wydawa�, ale do Weikora p�yn� nieprzerwanym strumieniem. Za dziesi�� lat Weikor b�dzie m�g� wykupi� sobie Omesa na w�asno��, cho� nigdy nie pojm�, czemu mia�oby mu na tym zale�e�.
Althalus zrobi� w ty� zwrot i wyszed�, nie zam�wiwszy nawet jednego kielicha. Us�ysza� dok�adnie to, czego potrzebowa�; najwyra�niej fortuna zn�w si� do� u�miechn�a. Kto wie, czy geografia rzeczywi�cie nie odegra�a tu jakiej� roli.
Przez kilka nast�pnych dni pilnie w�szy� po ca�ym Kanthonie, wypytuj�c o Omesa i Weikora. Ostatecznie na czo�o listy wysun�� si� Omeso, gdy� Weikor mia� reputacj� cz�owieka, kt�ry umie chroni� sw�j ci�ko zapracowany maj�tek. Althalus za� stanowczo nie mia� ochoty na kolejne spotkanie z rozjuszonymi brytanami.
Zn�w odstawi� numer z pomylonym adresem, co da�o mu okazj� przyjrze� si� bli�ej zatrzaskowi frontowych drzwi Omesa. �ledz�c sw� ofiar� przez par� kolejnych wieczor�w, wykry�, �e Omeso z regu�y wraca do domu dopiero o �wicie, i to w stanie takiego upojenia, i� nie zauwa�y�by nawet po�aru. S�u��cy znali oczywi�cie zwyczaje chlebodawcy, wi�c tak�e sp�dzali ca�e noce na mie�cie, a zatem o zachodzie s�o�ca dom niemal zawsze �wieci� pustkami.
Althalus prawie natychmiast zobaczy� co�, co wyda�o mu si� zgo�a niewiarygodne. Ot� dom Omesa, imponuj�cy z zewn�trz, w �rodku mia� stare, po�amane krzes�a o sp�owia�ych obiciach i sto�y, kt�rych wstydziliby si� nawet n�dzarze. Draperie przypomina�y szmaty, dywany by�y poprzecierane, a najlepsze �wieczniki wykonane z za�niedzia�ego mosi�dzu. Ca�e wyposa�enie domu krzycza�o g�o�niej ni� s�owa, �e nie mieszka tu �aden bogacz. Omeso najwyra�niej przepu�ci� ju� ca�y spadek.
Z�odziej jednak nie ustawa� w wysi�kach i dopiero po skrupulatnym przeszukaniu wszystkich pokoj�w ostatecznie da� za wygran�, opuszczaj�c z obrzydzeniem dom, w kt�rym nie by�o ani jednego przedmiotu wartego kradzie�y.
Nadal mia� pieni�dze w sakiewce, wi�c w��czy� si� po Kanthonie jeszcze przez kilka dni i wtedy, przez czysty przypadek, trafi� do ober�y odwiedzanej przez rzemie�lnik�w. Jak zwykle na nizinach, nie podawano tam miodu i Althalus musia� si� zn�w zadowoli� kwa�nym winem. Rozejrza� si� uwa�nie. Rzemie�lnikom nie brak na og� okazji do odwiedzin w bogatych domach, wi�c po chwili uzna�, �e warto zabra� g�os:
- Mo�e kt�ry� z pan�w zechce mnie o�wieci�. Pewnego dnia wpad�em w interesach do domu niejakiego Omesa. Wszyscy w mie�cie opowiadali, jaki to z niego bogacz, ale po przekroczeniu progu nie mog�em uwierzy� w�asnym oczom. Zobaczy�em tam krzes�a o zaledwie trzech nogach i sto�y tak rozchwiane, �e mo�na by je rozwali� jednym uderzeniem pi�ci.
- To najnowsza kantho�ska moda, przyjacielu - wyja�ni� poplamiony glin� garncarz. - Nie spos�b ju� sprzeda� jednego porz�dnego garnka, dzbana czy g�siorka, bo ka�dy chce tylko wyszczerbionych albo z obt�uczonymi uchami.
- Je�li ci� to tak dziwi, zajrzyj do mojego warsztatu - odezwa� si� stolarz. - Mia�em tam ca�y stos po�amanych mebli, ale odk�d wprowadzili nowe podatki, nie mog� sprzeda� nic nowego, a ludzie s� gotowi zap�aci� ka�d� cen� za stare rupiecie.
- Nic nie rozumiem - wyzna� Althalus.
- Nie ma w tym nic skomplikowanego, cudzoziemcze - rzek� piekarz. - Nasz stary aryo opiera� swe rz�dy na podatku od chleba. Ka�dy, kto jad�, pomaga� pa�stwu. Ale w zesz�ym roku aryo zmar�, a tron obj�� jego syn, m�odzieniec gruntownie wykszta�cony. Nauczyciele - sami filozofowie o dziwnych pogl�dach - wm�wili mu, �e podatek od zysku jest sprawiedliwszy od tamtego, bo biedni ludzie kupuj� g��wnie chleb, natomiast bogacze maj� wyg�rowane zyski.
- A co maj� do tego stare graty?
- Te graty, przyjacielu, s� tylko na pokaz - wyja�ni� pochlapany zapraw� murarz. - Nasi bogacze pr�buj� w ten spos�b przekona� poborc�w podatkowych, �e nie posiadaj� �adnego maj�tku. Poborcy oczywi�cie w to nie wierz� i urz�dzaj� im w domach niespodziewane rewizje. Je�li jaki� kantho�ski bogacz oka�e si� na tyle g�upi, by mie� cho�by jeden elegancki mebel, poborcy natychmiast zarz�dzaj� w jego domu zrywanie pod��g.
- Zrywanie pod��g? Po co?
- Bo to ulubione miejsce na chowanie pieni�dzy. Ludzie, uwa�asz, upatruj� sobie w posadzce par� kamieni, wykopuj� pod nimi dziur� i wyk�adaj� j� ceg�ami. Potem zamurowuj� tam wszystkie pieni�dze, kt�rych niby nie maj�. Ale robi� to tak nieudolnie, �e ka�dy dure� zauwa�y �lady, gdy tylko wejdzie do pokoju. Co do mnie, to zbijam teraz wi�cej kasy, ucz�c ludzi miesza� zapraw�, ni� wznosz�c mury. Dopiero co sam musia�em zrobi� sobie tak� skrytk�, bo tyle ju� uciu�a�em.
- Czemu wasi bogacze robi� to sami? Nie mog� naj�� sobie fachowc�w?
- Ale� najmowali, przynajmniej na pocz�tku, ale poborcy okazali si� cwa�si. Zacz�li rozdawa� nagrody ka�demu, kto wska�e �wie�o zamurowane miejsce. - Tu murarz za�mia� si� cynicznie. - W ko�cu to co� w rodzaju patriotycznego obowi�zku, a i nagroda jest warta zachodu. Teraz wszyscy kantho�scy bogacze s� murarzami amatorami, ale tak si� dziwnie sk�ada, �e ani jeden z moich uczni�w nie ma imienia, po kt�rym m�g�bym go rozpozna�. Wszyscy nosz� imiona zwi�zane z przyzwoitymi zawodami. Chyba si� boj�, �e gdyby podali mi prawdziwe, m�g�bym ich wyda� poborcom.
Althalus d�ugo obraca� w my�lach te strz�pki informacji. Prawo podatkowe filozoficznie nastawionego arya Kanthonu w wi�kszym lub mniejszym stopniu szkodzi�o jego interesom. Je�li kto� jest na tyle sprytny, by ukry� pieni�dze przed poborc� podatkowym i jego doskonale wyposa�on� ekip� do demolowania pod��g, to jak� szans� mo�e mie� uczciwy z�odziej? Dosta� si� do domu bogacza to pestka, ale perspektywa chodzenia w�r�d tych paskudnych grat�w, kiedy w dodatku si� wie o maj�tku ukrytym zaledwie tu� pod stopami, mo�e przyprawi� o zimny dreszcz. Co gorsza, budynki bogaczy stoj� tak blisko siebie, �e jeden krzyk obudzi ca�� okolic�. Potajemna kradzie� si� nie powiedzie, podobnie jak gro�ba u�ycia si�y. �wiadomo��, �e bogactwo jest tak blisko, a jednocze�nie tak daleko, nie dawa�a Althalusowi spokoju. Uzna�, �e lepiej b�dzie natychmiast ucieka�, zanim pokusa we�mie nad nim g�r� i zmusi do pozostania. Kanthon okaza� si� jeszcze gorszy od Deiki.
Althalus wyjecha� nast�pnego ranka, w wyj�tkowo kiepskim nastroju kontynuuj�c w�dr�wk� na zach�d poprzez �yzne pola Treborei ku Perquaine. Owszem, cywilizowany �wiat posiada d�br bez liku, ale ci, kt�rzy dzi�ki w�asnej chytro�ci je zgromadzili, potrafi� r�wnie chytrze dba� o ich ochron�. Althalus zaczyna� ju� t�skni� za pograniczem. Szkoda, �e w og�le kiedykolwiek us�ysza� s�owo "cywilizacja".
Przeprawi� si� przez rzek� do Perquaine, legendarnej nizinnej krainy, gdzie - jak powiadano - ziemia jest tak �yzna, �e nawet nie wymaga uprawy. Tutejsi gospodarze musz� jedynie wyj�� wiosn� w pole w swych od�wi�tnych ubraniach i powiedzie�: "Pszenic� prosz�!" albo: "J�czmie�, je�li �aska!", a potem wr�ci� do ciep�ych ��ek. Althalus wprawdzie uwa�a� te pog�oski za mocno przesadzone, ale w ko�cu nie zna� si� na gospodarstwie, wi�c mo�e tkwi�o w nich jakie� ziarenko prawdy.
W przeciwie�stwie do reszty �wiata, Perquai�czycy czcili �e�skie b�stwo. Wi�kszo�ci ludzi - i to po obu stronach granicy - wydawa�o si� to g��boko nienaturalne, a jednak by�a w tym jaka� my�l. Ca�a kultura Perquaine opiera�a si� na uprawie rozleg�ych p�l i tutejsi mieszka�cy mieli absolutn� obsesj� na punkcie urodzajno�ci. W mie�cie Maghu najwi�kszym i najwspanialszym budynkiem by�a �wi�tynia Dwei, bogini p�odno�ci. Althalus zatrzyma� si� na chwil�, by zajrze� do �rodka, i widok gigantycznego pos�gu niemal zwali� go z n�g. Rze�biarz, kt�ry wykona� owo monstrum, musia� by� kompletnym wariatem albo dzia�a� w religijnej ekstazie. Althalus przyzna� jednak niech�tnie, �e tw�rca kierowa� si� czym� w rodzaju spaczonej logiki. P�odno�� to macierzy�stwo, a macierzy�stwo to karmienie piersi�. Figura wyra�nie sugerowa�a, i� bogini Dweia by�a w stanie wykarmi� setki dzieci naraz.
Kraina Perquaine zosta�a zasiedlona p�niej ni� Treborea czy Equero, a jej mieszka�cy wci�� jeszcze nie wyzbyli si� pewnej rubaszno�ci, dzi�ki kt�rej mieli wi�cej wsp�lnego z ludno�ci� pogranicza ni� z nad�tymi mieszczuchami ze wschodu. Gospody w zaniedbanych dzielnicach Maghu okaza�y si� bardziej ha�a�liwe ni� w podobnych miejscach Deiki czy Kanthonu, ale tym akurat Althalus si� nie przejmowa�. Kr��y� po mie�cie, p�ki nie znalaz� takiej, w kt�rej go�cie woleli gada�, ni� wszczyna� burdy. Zaszy� si� w k�cie i nadstawi� ucha.
- Z kasy Druigora pieni�dz a� si� wylewa - opowiada� jeden bywalec drugiemu. - Zatrzyma�em si� kiedy� przy jego biurze i widzia�em. Kasa by�a otwarta i tak pe�na, �e nie mogli docisn�� wieka.
- To ca�kiem zrozumia�e - odpar� jego towarzysz przy stole. - Druigor bardzo �rubuje ceny. Zawsze znajdzie spos�b, �eby utargowa� wi�cej od innych.
- S�ysza�em, �e przymierza si� do senatu - wtr�ci� jaki� chudzielec.
- Chyba rozum straci�! Przecie� si� nie nadaje, nie ma �adnego tytu�u.
Chudzielec wzruszy� ramionami.
- Kupi go sobie. Wsz�dzie a� roi si� od szlachetnie urodzonych, kt�rzy w sakiewkach nie maj� nic pr�cz tytu�u.
Potem rozmowa zesz�a na inne tematy, wi�c Althalus wsta� i chy�kiem opu�ci� lokal. Szed� jaki� czas w�sk� brukowan� uliczk�, p�ki nie napotka� znakomicie ubranego przechodnia.
- Przepraszam - zagadn�� go uprzejmie - szukam biura niejakiego Druigora. Przypadkiem nie wie pan, gdzie to jest?
- Wszyscy w Maghu wiedz�, gdzie jest przedsi�biorstwo Druigora.
- Jestem tu obcy.
- No tak, to wszystko wyja�nia. Druigor ma sw�j magazyn przy zachodniej bramie. Ka�dy w okolicy poka�e panu ten budynek.
Althalus podzi�kowa� i poszed� dalej.
Teren w pobli�u zachodniej bramy zdominowa�y podobne do kurnik�w magazyny. Us�u�ny przechodzie� wskaza� Althalusowi ten, kt�ry nale�a� do Druigora. Panowa� tam wielki ruch. Ludzie wchodzili i wychodzili frontowymi drzwiami, w pobli�u sta�y wozy z wypchanymi workami w oczekiwaniu na miejsce przy rampie �adunkowej. Althalus obserwowa� przez chwil�. Nieustanny strumie� wchodz�cych i wychodz�cych �wiadczy� o sporym ruchu w interesie, a to zawsze dobrze rokuje.
Althalus min�� budynek i wszed� do nast�pnego, znacznie spokojniejszego magazynu. Spocony tragarz ci�gn�� w�a�nie po pod�odze ci�kie worki i ustawia� je pod �cian�.
- Przepraszam - rzek� z�odziej. - Do kogo nale�y ten magazyn?
- Do Garwina, ale teraz go tu nie ma.
- Ach... Szkoda, �e go nie zasta�em. Przyjd� p�niej.
Althalus zawr�ci� do baraku Druigora i przy��czy� si� do oczekuj�cych na rozmow� z w�a�cicielem.
Kiedy nadesz�a jego kolej, znalaz� si� w obskurnym pokoju, gdzie przy stoliku siedzia� m�czyzna o twardym spojrzeniu.
- Tak? - zapyta�.
- Widz�, �e jest pan bardzo zaj�tym cz�owiekiem - zagai� Althalus, omiataj�c wzrokiem pomieszczenie.
- Owszem, wi�c prosz� do rzeczy.
Althalus zd��y� ju� dostrzec to, na czym mu zale�a�o. W k�cie pokoju sta�a p�kata spi�owa kasa ze skomplikowanym zatrzaskiem.
- Powiedziano mi, �e porz�dny z pana go��, panie Garwin - o�wiadczy� najbardziej przypochlebnym tonem, nadal bacznie rozgl�daj�c si� po wn�trzu.
- �le pan trafi�. Nazywam si� Druigor. Przedsi�biorstwo Garwina jest kilka dom�w dalej.
Althalus wyrzuci� obie r�ce w g�r�.
- Nie powinienem wierzy� temu pijakowi! Przecie� kiedy mi m�wi�, �e to tutaj, ledwie trzyma� si� na nogach. Chyba wr�c� i dam mu w pysk. Najmocniej przepraszam, panie Druigor, odp�ac� draniowi za nas obu.
- Chce si� pan widzie� z Garwinem w interesach? - spyta� zaciekawiony Druigor. - Mog� da� panu lepsze ceny niemal na wszystko.
- Bardzo mi przykro, ale tym razem mam zwi�zane r�ce. Ten idiota, m�j brat, poczyni� Garwinowi pewne obietnice i w �aden spos�b nie mog� si� z nich wykr�ci�. B�d� musia� po powrocie zamurowa� braciszkowi g�b�. A kiedy zn�w zawitam do Maghu, mo�emy odby� ma�� pogaw�dk�.
- B�d� na pana czeka�, panie...
- Kweso - rzuci� bez zastanowienia Althalus.
- Nie jest pan czasem krewnym tego handlarza soli z Deiki?
- To kuzyn mojego ojca, ale od lat z sob� nie rozmawiaj�. Takie tam rodzinne niesnaski. No c�, jest pan zaj�ty, panie Druigor, zatem pozwoli pan, �e p�jd� zamieni� par� s��w z owym pijakiem. Potem odszukam pana Garwina i dowiem si�, ile rodzinnych aktyw�w przeputa� m�j brat, ten p�g��wek.
- A wi�c do nast�pnego razu, tak?
- Mo�e pan na mnie liczy�, panie Druigor.
Althalus sk�oni� si� lekko i wyszed�.
By�o ju� dobrze po p�nocy, gdy sforsowa� drzwi od strony rampy za�adowczej. Przez pachn�cy zbo�em magazyn przemkn�� cichaczem do pokoju, w kt�rym uprzednio rozmawia� z Druigorem. Drzwi by�y zamkni�te na klucz, ale to nie stanowi�o przeszkody. Znalaz�szy si� w �rodku, szybko skrzesa� ognia i zapali� �wiec� na stoliku. Nast�pnie podda� starannym ogl�dzinom zatrzask od wieka kasy. Jak zwykle zaprojektowano go tak, by odstraszy� ewentualnych ciekawskich, ale Althalus, kt�ry zna� t� konstrukcj�, poradzi� sobie w kilka minut.
Kiedy si�ga� do �rodka, palce dr�a�y mu z niecierpliwo�ci.
Nie znalaz� tam jednak monet. Kasa wype�niona by�a po brzegi kawa�kami papieru. Althalus wyj�� gar�� i bacznie im si� przyjrza�. Na ka�dej kartce widnia� jaki� obrazek, ale z�odziej nie widzia� w nich �adnego sensu. Rzuci� je na pod�og� i wyci�gn�� nast�pny plik. Znowu te same obrazki!
Rozpaczliwie szpera� w kasie, ale nie trafi� na nic, co przypomina�oby pieni�dze.
To w og�le nie mia�o sensu! Po co kto� przechowuje bezwarto�ciowe papierki?
Po kwadransie da� za wygran�. Przez chwil� mia� ochot� u�o�y� wszystkie papierki w stos i podpali�, ale natychmiast porzuci� t� my�l. Ogie� m�g�by si� rozprzestrzeni�, a p�on�cy magazyn zwr�ci na siebie uwag�. Althalus wymamrota� par� soczystych przekle�stw i wyszed�.
Przez jaki� czas zastanawia� si�, czy nie wr�ci� do tawerny, kt�r� odwiedzi� pierwszego dnia. Mo�e warto zamieni� par� s��w z tym wa�koniem, kt�ry tak b�yskotliwie opowiada� o zawarto�ci kasy Druigora? Po namy�le jednak zrezygnowa�. Ci�g�e pora�ki, jakie prze�ladowa�y go tego lata, pozbawi�y go resztek cierpliwo�ci, tote� nie m�g�by da� g�owy, czy b�dzie w stanie powstrzyma� si� od spuszczenia komu� �omotu. A w jego obecnym stanie ducha dosz�oby do tego, co pewne kr�gi nazywaj� morderstwem.
W kwa�nym humorze wr�ci� do gospody, w kt�rej trzyma� konia. Reszt� nocy przesiedzia� na ��ku, popatruj�c ze z�o�ci� na pojedynczy papierek z kasy Druigora. Ca�kiem niez�e te obrazki. Po co Druigor zamyka� je w kasie? Doczekawszy si� ranka, Althalus obudzi� w�a�ciciela i uregulowa� rachunek. Potem si�gn�� do kieszeni.
- Ach - rzek� - w�a�nie co� sobie przypomnia�em. Znalaz�em to na ulicy. Mo�e przypadkiem wie pan, co to mo�e znaczy�?
- Jasne, �e wiem - odpar� zagadni�ty. - To pieni�dze.
- Pieni�dze? Nic nie rozumiem. Pieni�dze robi si� ze z�ota albo srebra, czasem ostatecznie z miedzi czy mosi�dzu. A taki zwyk�y papier? Przecie� to nie mo�e by� nic warte!
- Je�li zaniesie to pan do skarbca przy senacie, wyp�ac� panu srebrn� monet�.
- Dlaczego?
- Jest na nim piecz�� senatu, dlatego jest wart tyle samo co prawdziwe srebro. Nigdy pan nie widzia� papierowych pieni�dzy?
Althalus wl�k� si� do stajni w poczuciu ca�kowitej kl�ski. To najgorsze lato w jego �yciu. Szcz�cie opu�ci�o go na dobre, najwyra�niej nie chce, by przebywa� w tych stronach. W nizinnych miastach znalaz� wprost niezmierzone bogactwa, ale chocia� dos�ownie wychodzi� ze sk�ry, wci�� mu si� wymyka�y z r�k. Wsiadaj�c na konia, poprawi� si� jednak w my�li - przecie� poprzedniej nocy mia� w r�ku wi�cej pieni�dzy, ni� kiedykolwiek jeszcze zobaczy, ale po prostu je zostawi�, bo nie wiedzia�, �e to s� pieni�dze.
Nie, zdecydowanie nie ma czego tu szuka�. Jego miejsce jest z powrotem na granicy. Tutaj sprawy zanadto si� pokomplikowa�y.
W sm�tnym nastroju skierowa� konia w stron� targu, �eby przehandlowa� cywilizowany str�j na taki, kt�ry bardziej pasuje do przygranicznych rejon�w.
Handlarz go oszuka�, ale tego nale�a�o si� spodziewa�. Tutaj biednemu z�odziejowi nic nie mog�o si� powie��.
Nie zdziwi�o go nawet, kiedy po wyj�ciu ze sklepu okaza�o si�, �e kto� ukrad� mu konia.
ROZDZIA� 2
Poczucie kl�ski sprawi�o, �e Althalus zachowa� si� do�� obcesowo wobec pierwszego cz�owieka, kt�ry nast�pnej nocy przechodzi� ko�o jego kryj�wki. Z�odziej wynurzy� si� z cienia, z�apa� od ty�u zaskoczonego przechodnia za tunik�, a potem r�bn�� z ca�ej si�y jego g�ow� o mur. Ofiara zwisa�a bezw�adnie Althalusowi w r�kach, co go jeszcze bardziej zdenerwowa�o, z niejasnych bowiem powod�w spodziewa� si� czego� w rodzaju walki. Wrzuci� nieprzytomnego cz�owieka do rynsztoka i szybko zwin�� mu sakiewk�. Potem - nie wiedz�c czemu - zawl�k� cia�o w ciemne miejsce i obrabowa� je z ca�ego ubrania.
W�druj�c przez mroczne ulice, doszed� do wniosku, �e post�pi� g�upio, chocia� do pewnego stopnia s�usznie, gdy� w ten spos�b wyrazi� sw� opini� o cywilizacji.
Szed� dalej, ale po pewnym czasie absurdalno�� ca�ego zdarzenia z jakiego� powodu poprawi�a mu humor. Poniewa� w�ze�ek z rzeczami zacz�� mu przeszkadza�, wyrzuci� go, nie sprawdziwszy nawet, czy co� na niego pasuje.
Na szcz�cie bramy miasta by�y otwarte, wi�c Althalus opu�ci� Maghu, nie zawracaj�c sobie g�owy cho�by jednym s�owem po�egnania. Dzi�ki pe�ni ksi�yca mia� doskona�� widoczno�� i ruszy� prosto na p�noc, z ka�dym krokiem czuj�c si� lepiej. Do �witu zrobi� kilka mil i wkr�tce na horyzoncie zamajaczy�y o�nie�one szczyty Arum po�yskuj�ce r�owo w �wietle wschodz�cego s�o�ca.
Z Maghu do podn�a g�r by� szmat drogi, lecz Althalus nie ustawa� w marszu. Chcia� czym pr�dzej zostawi� za sob� cywilizacj�. Ca�y pomys� wyprawy na niziny okaza� si� kompletnie poroniony, i to wcale nie dlatego, �e nie przyni�s� zysku; Althalus i tak przepuszcza� ka�dego miedziaka, jaki wpad� mu w r�ce. Tym, co bola�o go najwi�cej, by� kompletny rozbrat z w�asnym szcz�ciem. Bo tylko szcz�cie si� liczy, pieni�dze nic nie znacz�.
U schy�ku lata znalaz� si� wreszcie na pog�rzu i w pewne z�ociste popo�udnie zatrzyma� si� w obskurnej przydro�nej gospodzie, bynajmniej nie z powodu wielkiego pragnienia, tylko z potrzeby rozmowy z lud�mi, kt�rych m�g� zrozumie�.
- Nie uwierzy�by�, jaki z niego t�u�cioch - m�wi� nie�le wstawiony go�� do w�a�ciciela. - Jasne, �e sta� go na dobre �arcie, przecie� trzyma w swym skarbcu po�ow� bogactw Arum.
Z�odziej natychmiast nadstawi� uszu. Usadowi� si� blisko pijaka, w nadziei �e us�yszy wi�cej.
Szynkarz przyjrza� mu si� badawczo.
- Co zamawiasz, �askawco?
- Mi�d - rzek� Althalus, kt�ry od miesi�cy nie mia� w ustach ulubionego trunku, gdy� mieszka�cy nizin nie potrafili go syci�.
- Ju� si� robi - odpar� szynkarz, wracaj�c za brudny bar.
- Nie chcia�em wam przeszkadza� - zwr�ci� si� Althalus do zawianego go�cia.
- Bez urazy. W�a�nie opowiada�em Arekowi o pewnym bogatym wodzu klanu na p�nocy. Ma w swym forcie tyle monet, �e nie spos�b ich nawet zliczy�, bo takiej liczby jeszcze nie wynaleziono.
Go�� mia� czerwon� twarz i fioletowy nos zdeklarowanego pijaka, lecz Althalusa nie interesowa� w tej chwili kolor jego g�by, tylko tunika ze sk�ry wilka. Ten, kto j� szy�, z niewiadomych powod�w zostawi� uszy, kt�re zdobi�y teraz kaptur. Althalus uzna�, �e wygl�da to wprost przepi�knie.
- Jak ma na imi� �w w�dz, bo nie dos�ysza�em? - spyta�.
- Gosti Pasibrzuch. Prawdopodobnie dlatego, �e jedynym �wiczeniem, jakie praktykuje, jest poruszanie szcz�kami. Je bez przerwy, od rana do wieczora.
- M�wi�e�, zdaje si�, �e go na to sta�.
Pijak zacz�� rozwodzi� si� szeroko na temat maj�tku grubasa, Althalus za� udawa� wielkie zainteresowanie, pilnuj�c zarazem, by w kielichu rozm�wcy nie pokaza�o si� dno. Nim zasz�o s�o�ce, facet by� zalany w trupa, a przy krze�le Althalusa widnia�a spora ka�u�a miodu.
W gospodzie pojawili si� tymczasem inni go�cie i w miar� zapadania ciemno�ci robi�o si� coraz g�o�niej.
- Nie wiem, jak tam z tob�, przyjacielu - rzek� przymilnie Althalus - ale do mnie ca�y ten mi�d zaczyna ju� gada�. Mo�e by�my poszli rzuci� okiem na gwiazdy?
Pijak zamruga� m�tnymi oczkami.
- To do-dos-kona�y pomys� - wybe�kota�. - M�j mi�d podpowiada mi s�owo w s�owo to samo.
Ruszyli zgodnie do wyj�cia, przy czym Althalus musia� prowadzi� nowego znajomego pod rami�.
- Ostro�nie, przyjacielu... O, tu b�dzie w sam raz - m�wi�, wskazuj�c poblisk� k�p� sosen.
Pijak mrukn�� co� na znak zgody i s�aniaj�c si� na nogach, post�pi� kilka krok�w. Potem przystan��, dysz�c ci�ko, i opar� si� o drzewo. G�owa opad�a mu na piersi.
- Troch� mnie zamroczy�o - wymamrota�.
Althalus wyci�gn�� zza pasa kr�tki miecz i chwyci� go za ostrze.
- Przyjacielu...
Pijak podni�s� ku niemu twarz. Mia� g�upi� min� i m�tne oczy.
- H�?
Dosta� cios w czo�o ci�k� r�koje�ci� z br�zu. Odbi� si� od drzewa i pad� twarz� na ziemi�, inkasuj�c jeszcze jeden cios, tym razem w potylic�. Althalus ukl�k� i potrz�sn�� nim lekko, ale odpowiedzia�o mu tylko chrapanie.
- No, got�w - mrukn�� do siebie.
Od�o�y� miecz i zabra� si� do pracy. Zdj�� ofierze wilczur� i si�gn�� po sakiewk�. Nie by�a specjalnie ci�ka, za to buty prezentowa�y si� niezgorzej. Po d�ugiej pieszej w�dr�wce obuwie niemal mu si� rozpad�o, wi�c zmiana bardzo si� przyda�a. Wyci�gn�� te� pijakowi zza pasa prawie nowy sztylet, czyli w sumie afera okaza�a si� do�� op�acalna. Zawl�k� nieprzytomnego pijaka w ciemne miejsce, a sam w�o�y� now� tunik� i buty.
- I tyle z tych niezmierzonych bogactw - westchn��, przygl�daj�c si� z �alem swej ofierze. - C�, przyjdzie znowu kra�� �achy i buty... - Wzruszy� ramionami. - Ale skoro moje szcz�cie tak sobie �yczy, mog� si� i tym zadowoli�.
Machn�� r�k� chrapi�cemu pijakowi i odszed�, wprawdzie nie w euforii, ale przynajmniej w znacznie lepszym humorze ni� na nizinach.
Od razu ruszy� w dalsz� drog�, gdy� chcia� znale�� si� na ziemiach innego klanu, zanim poprzedni w�a�ciciel tuniki oprzytomnieje. Jeszcze przed po�udniem uzna�, �e mo�e ju� bezpiecznie zatrzyma� si� w wiejskiej ober�y, by uczci� ewidentn� odmian� losu. Tunika z wilczymi uszami nie dawa�a si� wprawdzie por�wna� z nierozpoznanym bogactwem w kasie Druigora, jednak by� to jaki� pocz�tek.
W�a�nie w tej ober�y us�ysza� po raz drugi o Gostim Pasibrzuchu.
- To i owo o nim ju� mi si� obi�o o uszy - o�wiadczy� zgromadzonym obibokom. - Ale wci�� nie mog� poj��, dlaczego przyw�dca klanu pozwala si� tak nazywa�.
- Bo go nie znasz - odpar� kto�. - To prawda, �e wi�kszo�� wodz�w mog�aby si� czu� ura�ona, ale Gosti jest bardzo dumny ze swego brzuszyska. Cz�sto sam g�o�no si� �mieje, �e przez ca�e lata nie widzi w�asnych st�p.
- Powiadaj�, �e jest bogaty - zagadn�� Althalus, kieruj�c rozmow� na najbardziej interesuj�cy dla siebie temat.
- O tak, to prawda - potwierdzi� inny go��.
- Czy�by jego klan trafi� na �y�� z�ota?
- Tak jakby. Kiedy wskutek niesnasek klanowych zgin�� jego ojciec, Gosti zosta� przyw�dc�, mimo �e wi�kszo�� cz�onk�w nie mia�a o nim zbyt wysokiego mniemania, g��wnie z powodu tej tuszy. Znam zreszt� jego kuzyna, niejakiego Galbaka, kt�ry ma postur� nied�wiedzia i jest gro�niejszy ni� w��. Gosti postanowi� wybudowa� most nad rzek�, uzna� bowiem, �e to u�atwi mu drog� na spotkania z innymi przyw�dcami klan�w. Most jest wprawdzie do�� kiepski i tak rozklekotany, �e strach nim przechodzi�, ale co z tego? Rzeki nie da si� pokona� w br�d, bo nurt jest tak bystry, �e nim si� obejrzysz, wyrzuci twego trupa p� mili dalej, a poniewa� nast�pne przeprawy oddalone s� o pi�� dni �mudnej drogi w ka�dym kierunku, ten rupie� jest wart tyle co �y�a z�ota. Strze�e go kuzyn Gostiego i zdziera za przej�cie jak za zbo�e. Nikt przy zdrowych zmys�ach nie odwa�y mu si� sprzeciwi� i w taki to spos�b Gosti �ci�ga do swego fortu pieni�dz z ca�ego Arum.
- Ciekawe - mrukn�� Althalus. - Baaardzo ciekawe.
Ka�dy teren wymaga odr�bnego podej�cia. Tutaj, w g�rach, standardowy plan ataku polega� na wkradaniu si� w �aski mo�nych i bogatych za pomoc� zabawnych historyjek i bezczelnych �art�w. Spos�b ten jednak na pewno by nie podzia�a� w zat�oczonych miastach na nizinach, gdzie �arty i �miech uznawano za sprzeczne z prawem.
Althalus wiedzia�, �e historyjki, jakie opowiadano sobie po gospodach, by�y z regu�y wyolbrzymione, ale te o bogactwie Gostiego sugerowa�y, �e grubas ma w swym forcie przynajmniej tyle pieni�dzy, by warto by�o podj�� trud podr�y. Na miejscu si� oka�e, co dalej.
Id�c wci�� na p�noc, ku wy�szym partiom g�r Arum, s�ysza� od czasu do czasu z ty�u co� w rodzaju skowytu. Nie potrafi� od razu okre�li�, jakie zwierz� robi tyle ha�asu, bo znajdowa�o si� dostatecznie daleko. Noc� jednak zdarza�o si�, �e g�os dobiega� z bli�szej odleg�o�ci, i Althalus czu� lekki niepok�j.
Kiedy dotar� do owego chwiejnego mostu, zatrzyma� go krzepki poborca myta. Niechlujnie odziany, na ramionach mia� wytatuowane znaki klanu Gostiego. Althalus omal si� nie zakrztusi�, kiedy us�ysza� cen� za przej�cie, ale potraktowa� to jak inwestycj� i zap�aci�.
- Fajny masz kubraczek, przyjacielu - zauwa�y� poborca, spogl�daj�c z pewn� zazdro�ci� na wilcz� tunik�.
- Dobrze chroni od zimna - odpar� Althalus niedbale.
- Gdzie�e� to zdoby�?
- W Hule. Przypadkiem spotka�em na drodze wilka. Ju� mia� mi skoczy� do gard�a i zrobi� sobie ze mnie kolacj�, ale widzisz, chocia� w zasadzie lubi� wilki, bo tak pi�knie �piewaj�, nie lubi� ich na tyle, by da� si� zje��. Zw�aszcza gdy mam stanowi� g��wne danie. Na szcz�cie mia�em przy sobie ko�ci, wi�c nam�wi�em wilka na partyjk�. W ko�cu to lepsze ni� tarzanie si� po ziemi i krwawa jatka. Ustalili�my stawk� i zacz�li�my gr�.
- Jaka to by�a stawka?
- To oczywiste: m�j trup przeciw jego sk�rze.
Poborca parskn�