13760

Szczegóły
Tytuł 13760
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13760 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13760 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13760 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WINDA WIDMO W przygotowaniu: w serii ukaza�y si�: W1INDA WIDMO W przygotowani""' EG MONT MUSKA B4L-.!.iUt-� - ��' brau III o. M.AS. Tytu� serii: A Series of Unfortunate Events Tytut orygina�u: The Ersatz Elevator Text Copyright � 2001 by Lemony Snicket Illustrations copyright � 2001 by Brett Hel�uist First Edition, 2001 HarperCollins Published by arrangement with HarperCollins Children's Books, a division of HarperCollins Publishers, Inc. � for thc Polish edition by Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2003 Dla Beatrycze Gdy Ci� pozna�em, moje �ycie si� zacz�o. Nied�ugo potem Twoje si� sko�czy�o. Redakcja: Hanna Baltyn Wydanie pierwsze, Warszawa 2003 Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., ul. Dzielna 60, 01-029 Warszawa ISBN: 83-237-1704-4 Opracowanie typograficzne i iamanie: SEPIA, Warszawa Druk: Edica SA, Pozna� .. > bram $.P'...I .i. K.LAS. toun-9i Nfc :.,, 'jytliMerii: ^ : Lt>ents * Tymi orygina�u: T?ie Ersatz Elevator Text copyright � 2001 by Lemony Snicket Illustrations copyright � 2001 by Brett Hel�uist First Edition, 2001 HarperCollins Published by arrangement with HarperCollins Childrerfs Books, a division of HarperCollins Publishers, Inc. � for the Polish edition by Egmont Polska Sp. z o.o., ""-��a 2003 Warszawa Redakcja: Hanna Baltyn Wydanie pierwsze, Warszawa 2003 "Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., ul. Dzielna 60, 01-029 Warszawa ISBN: 83-237-1704-4 Opracowanie typograficzne i �amanie: SEPIA, Warszawa Druk: Edica SA, Pozna� Dla Beatrycze Gdy Ci� pozna�em, moje �ycie si� za. Nied�ugo potem Twoje si� sko�czy�o cz�o. ROZDZIA� Pierwszy JXsi��ka, kt�r� w tej chwili trzymasz w obu r�kach - zak�adaj�c, �e rzeczywi�cie j� trzymacie i �e masz tylko dwie r�ce - jest jedn� z dw�ch na �wiecie ksi��ek wyja�niaj�cych r�nic� mi�dzy s�owem �zdenerwowany" a s�owem �zaniepokojony". T� drug� ksi��k� jest, oczywi�cie, s�ownik. Na twoim miejscu poczyta�bym sobie raczej s�ownik. Podobnie jak ta ksi��ka, s�ownik wyja�ni wam, �e s�owo �zdenerwowany" znaczy �niespokojny z jakiego� powodu" - cz�owiek mo�e, na przyk�ad, poczu� si� zdenerwowany, gdy podadz� mu na deser lody z suszonych �liwek, gdy� l�ka si�, �e smak lod�w b�dzie okropny - s�owo * 9 * * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * �zaniepokojony" natomiast znaczy �trawiony niepewno�ci� obrotu sprawy": cz�owiek, kt�remu na deser podano �ywego aligatora, m�g�by si� poczu� zaniepokojony pytaniem, czy to on sam zje deser, czy te� deser zje jego. Lecz s�ownik, w odr�nieniu od tej ksi��ki, omawia tak�e s�owa znacznie przyjemniejsze. W s�owniku znajdziecie, dla przyk�adu, s�owo �ba�ka", a tak�e s�owo �paw", s�owo �wakacje", oraz s�owa �egzekucja" �autora" �zosta�a" �odwo�ana", tworz�ce razem jak�e mi�e dla ucha zdanie. Gdyby�cie wi�c wybrali do czytania zamiast tej ksi��ki s�ownik, mogliby�cie opu�ci� s�owa �zdenerwowany" i �zaniepokojony" i poczyta� sobie o takich rzeczach, kt�re nie przeszkadzaj� cz�owiekowi spa� spokojnie ca�� noc ani nie je�� mu w�os�w na g�owie. Ale ta ksi��ka to nie s�ownik: je�li tu opu�cicie s�owa �zdenerwowany" i �zaniepokojony", pozbawicie si� lektury najciekawszych fragment�w naszej opowie�ci. W tej ksi��ce na pewno nie natkniecie si� na s�owa �ba�ka", �paw", czy 10 * * WINDA WIDMO* �wakacje", ani te�, na moje niestety nieszcz�cie, na wzmiank� o odwo�aniu egzekucji autora. Zamiast tego, o czym zawiadamiam was z przykro�ci�, natkniecie si� tu na s�owa ��al", �rozpacz" i �op�akany", jak r�wnie� na wyra�enia �ciemny korytarz", �Hrabia Olaf w przebraniu", oraz �sieroty Baudelaire znalaz�y si� w potrzasku", �e nie wspomn� o wielu innych przykrych okre�leniach, kt�re w tym miejscu nie przechodz� mi przez pi�ro. M�wi�c kr�tko, lektura s�ownika mog�aby was chwilami zdenerwowa�, gdy� martwiliby�cie si�, czy nie jest ona aby zbyt nudna, natomiast lektura tej ksi��ki z ca�� pewno�ci� was zaniepokoi, gdy� przez ca�y czas b�dzie wam dokucza�a niepewno�� dalszych kolei losu sierot Baudelaire; dlatego ja na waszym miejscu ju� w tej chwili wypu�ci�bym t� ksi��k� z obu, lub wi�cej, r�k i skuli�bym si� na kanapie ze s�ownikiem, poniewa� wszystkie przykre s�owa, kt�rych musz� u�y� dla opisania przedstawianych tu niefortunnych zdarze�, ju� niebawem uka�� si� waszych oczom. * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * - Wyobra�am sobie, jacy jeste�cie zdenerwowani - powiedzia� pan Poe. Pan Poe by� bankierem odpowiedzialnym za sprawy sierot Baudelaire od czasu �mierci ich rodzic�w w strasznym po�arze. Z przykro�ci� stwierdzam, �e jak dot�d niezbyt dobrze wywi�zywa� si� z tego zadania, a sieroty Baudelaire przekona�y si�, �e jedyna rzecz, na kt�rej w zwi�zku z panem Poe mog� polega�, to to, �e zawsze ma kaszel. Istotnie, ledwie sko�czy� zdanie, wyj�� z kieszeni bia�� chusteczk� i rozkaszla� si� w ni�. �nie�nobia�y kwadrat bawe�ny by� w tej chwili jedyn� rzecz� widoczn� dla sierot Baudelaire. Wioletka, Klaus i S�oneczko stali bowiem w towarzystwie pana Poe przed fasad� olbrzymiego budynku w Alei Ciemnej, w jednej z najmodniejszych dzielnic miasta. Chocia� Aleja Ciemna bieg�a bardzo blisko dawnego domu Baude-laire'�w, dzieci nigdy dot�d nie zapu�ci�y si� w jej okolice. Zawsze te� przypuszcza�y, �e s�owo �ciemna" w nazwie Alei Ciemnej to tylko imi� w�asne, i nic wi�cej, tak jak nazwa Bulwar Jerze- * 1 2 * * WINDA WIDMO * go Waszyngtona nie oznacza wcale, �e mieszka tam Jerzy Waszyngton, ani nazwa ulicy Sz�stej nie oznacza, �e ulica ta stanowi sz�st� cz�� jakiej� wi�kszej ca�o�ci. Tego jednak popo�udnia Baudelaire'owie zrozumieli, �e Aleja Ciemna to co� wi�cej ni� tylko nazwa. By�o to bardzo stosowne okre�lenie. Zamiast latarni ulicznych rozstawionych w regularnych odst�pach na chodnikach ros�y tu gigantyczne drzewa, jakich sieroty Baudelaire nigdy jeszcze nie widzia�y, a i teraz te� ich w�a�ciwie nie widzia�y. Z wysoka, z najwy�szych partii grubych, kolczastych pni, ga��zie zwisa�y niczym mokre pranie, rozpo�cieraj�c na wszystkie strony szerokie, p�askie li�cie, tworz�ce niski, li�ciasty strop nad g�owami dzieci. Strop ten ca�kowicie blokowa� �wiat�o dzienne, wi�c chocia� zegary w mie�cie wskazywa�y dopiero wczesne popo�udnie, na ulicy by�o ciemno jak p�nym wieczorem - mo�e tylko ciut bardziej zielonkawo. Trudno to uzna� za najmilsze powitanie dla tr�jki sierot, zmierzaj�cych w�a�nie do swego nowego domu. * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * Chocia� Klaus, �rodkowy z rodze�stwa Baude-laire'�w, mia� dopiero dwana�cie lat, przeczyta� ju� tyle ksi��ek, �e do�� cz�sto zdarza�o mu si� u�y� s�owa w rodzaju �towarzysze", co pospolicie t�umaczy si� jako �przyjaciele". Klaus mia� na my�li trojaczki Bagienne, kt�re Baudelaire'owie poznali w szkole z internatem. Duncan Bagienny by� reporterem, kt�ry wszystkie u�yteczne informacje zapisywa� w swoim notesie. Izadora Bagienna by�a poetk�, kt�ra w swoim notesie zapisywa�a w�asne wiersze. Trzeci z trojaczk�w, Quigley, zgin�� w po�arze, zanim sieroty Baudelaire mia�y okazj� go pozna�. Jednak Wioletka, Klaus i S�oneczko nie w�tpili, �e Quigley okaza�by si� r�wnie dobrym koleg�, jak jego brat i siostra. Bagienni, podobnie jak Baudelaire'owie, byli sierotami. Rodzic�w stracili w tym samym po�arze, kt�ry poch�on�� ich brata, i, podobnie jak Baudelaire'owie, odziedziczyli w spadku olbrzymi maj�tek, w postaci s�ynnych szafir�w Bagiennych, klejnot�w niezmiernie rzadkich i warto�ciowych. Niestety, w przeciwie�stwie do Baudelaire'�w, Bagienni nie * i6 * * WINDA WIDMO * zdo�ali wymkn�� si� Hrabiemu Olafowi. Ledwie poznali straszny sekret zwi�zany z Olafem, Hrabia Olaf porwa� ich, a Baudelaire'owie od tego czasu tak bardzo si� martwili, �e prawie nie sypiali. Ilekro� bowiem zamkn�li powieki, w oczach stawa� im czarny samoch�d, kt�ry wywi�z� Bagiennych w nieznane, a w uszach -d�wi�cza� ostatni krzyk Duncana, zdradzaj�cego przyjacio�om ma�y fragment sekretu Olafa: �WZS!". Tylko to zd��y� wykrzycze� Duncan, zanim auto pomkn�o w dal, wi�c teraz Baudelaire'owie noc w noc przewracali si� w ��kach z boku na bok, zamartwiaj�c si� losem przyjaci� i dociekaj�c, co te� u licha mo�e oznacza� skr�t WZS. - O Bagiennych te� nie musicie si� martwi� -rzek� konfidencjonalnie pan Poe. - Przynajmniej ju� nied�ugo. Nie wiem, czy mieli�cie okazj� czyta� biuletyn wewn�trzny Mecenatu Mno�enia Mamony, ale mam dla was znakomite wiadomo�ci o waszych przyjacio�ach. - Gawu? - zaciekawi�o si� S�oneczko. S�oneczko by�o najm�odsz� z sierot Baudelaire, a tak�e * i 7 * * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * * WINDA WIDMO * zdecydowanie najmniejsz�. W�a�ciwie niewiele wi�ksz� od kie�basy salami. Rozmiar mia�o wi�c jak najbardziej stosowny do wieku, ale od wszystkich znanych mi niemowl�t r�ni�o si� tym, �e posiada�o cztery du�e i ostre z�by. Mimo tak dojrza�ego uz�bienia S�oneczko przemawia�o w spos�b dla wi�kszo�ci ludzi ma�o zrozumia�y. Na przyk�ad m�wi�c �Gawu", dawa�o do zrozumienia co� w tym rodzaju: �Czy Bagiennych odnaleziono i uratowano?" - co Wioletka natychmiast tak w�a�nie przet�umaczy�a panu Poe. - Du�o lepiej! - rozentuzjazmowa� si� pan Poe. - Dosta�em awans. Jestem teraz Wiceprezesem Banku do spraw Opieki nad Sierotami. A to oznacza, �e zajmuj� si� nie tylko waszymi sprawami, lecz r�wnie� sprawami Bagiennych. Obiecuj� wam, �e uczyni� prawie wszystko, co w mojej mocy, aby odnale�� Bagiennych i przywr�ci� im bezpieczn� wolno��, albo nie nazywam si�... -tu pan Poe przerwa� monolog, aby ponownie wykaszle� si� w chusteczk�, a Baudelaire'owie grzecznie poczekali, a� sko�czy - ...Poe. Tylko was tu zostawi� i zaraz gnam helikopterem na trzytygodniowy rekonesans na szczyt g�ry, gdzie by� mo�e po raz ostatni widziano Bagiennych. Przez ten czas niezmiernie trudno b�dzie si� ze mn� skontaktowa�, poniewa� w helikopterze nie ma telefonu, ale zadzwoni� do was sam, gdy tylko wr�c� z waszymi m�odymi przyjaci�mi ze szkolnej �awy. Czy widzicie, jaki jest numer tego domu? Nie jestem pewien, czy dotarli�my pod w�a�ciwy adres. - Chyba 667 - powiedzia� Klaus, wyt�aj�c wzrok w mizernym zielonkawym �wietle. - W takim razie to tutaj - stwierdzi� pan Poe. -Pa�stwo Szpetni mieszkaj� w apartamencie na najwy�szym pi�trze domu numer 667 w Alei Ciemnej. Zdaje mi si�, �e drzwi s� tutaj. - Nie, tutaj! - zabrzmia� z ciemno�ci cienki, skrzekliwy g�os. Baudelaire'owie podskoczyli ze zdziwienia, a odwr�ciwszy si�, ujrzeli osobnika w kapeluszu z szerokim rondem i o wiele za lu�nym p�aszczu. R�kawy p�aszcza zakrywa�y mu ca�e r�ce, a rondo * i 8 * * i g * * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * kapelusza zacienia�o wi�ksz� cz�� jego twarzy. Nic dziwnego, i� uszed� dot�d uwadze dzieci, tak trudno by�o go dostrzec w ciemno�ci. - Wi�kszo�� naszych go�ci ma k�opoty ze znalezieniem drzwi - ci�gn�� osobnik. - Dlatego naj�to mnie, portiera. - Ca�e szcz�cie - powiedzia� pan Poe. - Moje nazwisko - Poe, jestem um�wiony z pa�stwem Szpetnymi, mam im podrzuci� nowe dzieci. - A, owszem - odpar� portier. - Wspominali, �e pan ma przyj��. Prosz� wej��. Portier otworzy� drzwi budynku i zaprosi� go�ci do pomieszczenia r�wnie ciemnego jak ulica. Zamiast lamp pali�o si� tam tylko par� �wiec rozstawionych na pod�odze, wi�c dzieci nie umia�yby powiedzie�, czy stoj� w wielkim hallu, czy w ma�ym przedsionku. - Ale� tu ciemno - zauwa�y� pan Poe. - Czemu nie powie pan w�a�cicielom, �eby zainstalowali porz�dne o�wietlenie halogenowe? - Nie wolno - odpar� portier. - Ostatnio ciemno�� jest w modzie. % 20 * * WINDA WIDMO * - W czym? - zdziwi�a si� Wioletka. - W modzie - powt�rzy� portier. - Lokatorzy naszego domu sami decyduj� o tym, co jest w modzie, czyli co jest odpowiednie i w dobrym gu�cie, a co wysz�o z mody. To si� stale zmienia. Jeszcze par� tygodni temu ciemno�� nie by�a w modzie, za to w modzie by�o �wiat�o; trzeba wam by�o wtedy widzie� nasz� ulic�. Ludzie musieli nosi� przeciws�oneczne okulary, �eby nie o�lepn��. - Ciemno�� jest w modzie, tak? - upewni� si� pan Poe. - Musz� koniecznie powiedzie� o tym �onie. A tymczasem, czy m�g�by nas pan poinformowa�, gdzie jest winda? Pa�stwo Szpetni mieszkaj� w apartamencie na samej g�rze, a ja nie mam ochoty drapa� si� na najwy�sze pi�tro. - Obawiam si�, �e nie ma pan innego wyj�cia -powiedzia� portier. - Tam s� drzwi do windy, ale winda nie nadaje si� do u�ytku. - Popsuta? - zainteresowa�a si� Wioletka. - Ja mam dryg do urz�dze� mechanicznych, bardzo ch�tnie sprawdz�, co si� sta�o. * 2 1 * * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� � - To bardzo mi�a i nieoczekiwana propozycja -rzek� portier. - Ale winda nie jest popsuta. Po prostu wysz�a z mody. Lokatorzy naszego domu doszli do wniosku, �e windy wysz�y z mody, i wy��czyli urz�dzenie. Za to schody s� w modzie, wi�c na szcz�cie mo�na si� jeszcze jako� dosta� na g�r�. Wska�� pa�stwu drog�. Portier ruszy� przodem przez hali i doprowadzi� rodze�stwo Baudelaire'�w do st�p bardzo wysokich i bardzo kr�tych drewnianych schod�w, z r�wnie kr�t� metalow� balustrad�. Dzieci zauwa�y�y, �e na schodach co par� stopni rozstawiono �wiece, tak �e ca�a klatka schodowa przypomina�a niebotyczn� spiral� migocz�cych p�omyk�w, kt�ra blad�a i blad�a ku g�rze, a� w ko�cu nie by�o wida� nic a nic. - Nigdy czego� podobnego nie widzia�em - powiedzia� Klaus. - To przypomina raczej jaskini� ni� klatk� schodow� - zauwa�y�a Wioletka. - Pinse! - stwierdzi�o S�oneczko, komunikuj�c co� w sensie: �Albo przestrze� kosmiczn�". * 2 2 * * WINDA WIDMO* - Zanosi si� na d�u�sz� wspinaczk� - zas�pi� si� pan Poe, po czym zwr�ci� si� do portiera: -Ile jest pi�ter do samej g�ry? Portier wzruszy� ramionami. - Nie pami�tam dok�adnie - mrukn��. - Zdaje si�, �e czterdzie�ci osiem, albo osiemdziesi�t cztery... No, nie pami�tam. - Nie wiedzia�em, �e buduje si� takie wysokie gmachy - powiedzia� Klaus. - Czy czterdzie�ci osiem, czy osiemdziesi�t cztery, wszystko jedno - o�wiadczy� zdecydowanie pan Poe. - Nie mam czasu, drogie dzieci, drapa� si� z wami na sam� g�r�. Sp�ni� si� na helikopter. Id�cie same i przeka�cie pa�stwu Szpetnym moje pozdrowienia. - Mamy i�� sami? - speszy�a si� Wioletka. - Cieszcie si�, �e nie musicie taszczy� swoich rzeczy - powiedzia� pan Poe. - Pani Szpetna powiedzia�a mi, �e nie musicie przynosi� niczego ze swoich starych ubra�. Przypuszczam, �e w ten spos�b chcia�a oszcz�dzi� wam fatygi wnoszenia walizek po tylu schodach. * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * - Nie wejdzie pan z nami? - spyta� Klaus. - Nie mog�, po prostu nie mam czasu - rzek� pan Poe. - Szkoda gada�. Baudelaire'owie popatrzyli po sobie. Wiedzieli, tak jak i wy na pewno wiecie, �e zazwyczaj nie ma powodu ba� si� ciemno�ci, ale s� takie rzeczy, kt�rych cz�owiek nawet si� za bardzo nie boi, a i tak nie lubi do nich podchodzi� zbyt blisko. Sieroty Baudelaire denerwowa�y si� troszeczk�, �e maj� wej�� ciemnymi schodami na sam� g�r� bez towarzystwa osoby doros�ej. - Je�li boicie si� ciemno�ci - powiedzia� pan Poe - mog� op�ni� poszukiwania Bagiennych i zaprowadzi� was do nowych opiekun�w. - Nie, nie - zapewni� go pospiesznie Klaus. -My nie boimy si� ciemno�ci, a odnalezienie Bagiennych jest teraz spraw� najpilniejsz�. - Obog - doda�o z pow�tpiewaniem S�oneczko. - Spr�buj wspina� si� na czworakach, jak d�ugo si� da - poradzi�a siostrzyczce Wioletka -a potem poniesiemy ci� na zmian� z Klausem. Do widzenia, panie Poe. * 2 4 * * WINDA WIDMO * - Do widzenia, dzieci - powiedzia� pan Poe. -Gdyby�cie mia�y jakiekolwiek problemy, pami�tajcie, �e mo�ecie zawsze skontaktowa� si� ze mn� lub moimi wsp�lnikami w Mecenacie Mno�enia Mamony, to znaczy, kiedy tylko wr�c� z wyprawy helikopterem. - Te schody maj� jedn� zalet� - za�artowa� portier, odprowadzaj�c pana Poe do drzwi. -Mo�na si� po nich pi�� tylko coraz wy�ej. Sieroty Baudelaire jeszcze przez chwil� s�ysza�y jego chichot, gdy portier razem z panem Poe znikn�� w ciemno�ci, a one wspi�y si� na pierwszych par� schod�w. Jestem pewien, �e znacie wyra�enie �pi�� si� coraz wy�ej"; nie ma ono nic wsp�lnego z wchodzeniem po schodach, oznacza tylko, �e w przysz�o�ci b�dzie nam si� wiod�o coraz lepiej. Sieroty Baudelaire zrozumia�y �art portiera, lecz by�y nazbyt zaniepokojone, aby si� roze�mia�. Niepokoi�a je my�l o Hrabim Olafie, kt�ry w ka�dej chwili m�g� trafi� na ich �lad. Niepokoi�a je my�l o trojaczkach Bagiennych, kt�rych mog�y ju� nigdy wi�cej nie * 2 5 * � SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * zobaczy�. A teraz na dodatek, pokonuj�c stopie� po stopniu o�wietlone �wieczkami schody, dzieci niepokoi�y si� my�l� o nowych opiekunach. Pr�bowa�y wyobrazi� sobie, co to za ludzie, kt�rzy lubi� mieszka� na ciemnej ulicy, w ciemnym domu na samym szczycie czterdziestoo�mio-albo osiemdziesi�cioczteropi�trowej ciemnej klatki schodowej. Trudno im by�o uwierzy�, �e w przysz�o�ci b�dzie im si� wiod�o coraz lepiej, je�li zamieszkaj� w takim ponurym i s�abo o�wietlonym otoczeniu. Chocia� z pewno�ci� czeka�a je d�uga i stroma wspinaczka, sieroty Baudelaire ruszy�y pod g�r� w ciemno�� zaniepokojone, czy aby na pewno zaczynaj� pi�� si� coraz wy�ej. L ^ >� ROZDZIA� Drugi A .by uzmys�owi� sobie lepiej, jak czu�y si� sieroty Baudelaire, podejmuj�c �mudn� wspinaczk� po schodach do znajduj�cego si� na samej g�rze apartamentu pa�stwa Szpetnych, polecam wam na czas tego rozdzia�u zamkn�� oczy, gdy� �wiat�o �wieczek porozstawianych na stopniach schod�w by�o tak nik�e, �e dzieciom przez ca�y czas zdawa�o si�, i� id� z zamkni�tymi oczami, chocia� w rzeczywisto�ci mia�y oczy otwarte szeroko jak nigdy. Na ka�dym zakr�cie schod�w napotyka�y drzwi wiod�ce do apartamentu mieszcz�cego si� * 2 7* � SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * na danym pi�trze, a tak�e rozsuwane drzwi do windy. Spoza rozsuwanych drzwi nie by�o s�ycha� nic, poniewa� winda by�a wy��czona, za to zza drzwi apartament�w dobiega�y odg�osy �ycia lokator�w poszczeg�lnych mieszka� budynku. Na si�dmym pi�trze dzieci us�ysza�y �miech dw�ch pan�w z opowiedzianego przed chwil� dowcipu. Na dziewi�tym pi�trze us�ysza�y, jak jaka� pani z dziwnym akcentem m�wi: �Wi�c niech jedz� ciastka!". - Ciekawe, co b�dzie s�ycha� zza drzwi apartamentu na samej g�rze - zastanowi�a si� g�o�no Wioletka - kiedy my tam zamieszkamy. - Mam nadziej�, �e szelest odwracanych przeze mnie kartek ksi��ki - powiedzia� Klaus. -Mo�e u pa�stwa Szpetnych znajdzie si� co� ciekawego do czytania. - Albo zgrzyt klucza francuskiego w moich r�kach - powiedzia�a Wioletka. - Mam nadziej�, �e pa�stwo Szpetni dysponuj� jakimi� narz�dziami i zechc� mi ich u�yczy� do konstrukcji wynalazk�w. * WINDA WIDMO * - Krife! - powiedzia�o S�oneczko, przeczoigu-j�c si� ostro�nie obok kolejnej �wieczki ustawionej na stopniu. Wioletka spojrza�a z g�ry na siostrzyczk� i u�miechn�a si�. - Z tym nie powinno by� problemu, S�oneczko. Na og� wsz�dzie umiesz znale�� sobie co� do gryzienia. Jak tylko b�dziesz chcia�a, powiedz nam, to ci� poniesiemy. - Ja ju� ch�tnie da�bym si� ponie�� na r�kach -oznajmi� Klaus, opieraj�c si� mocniej na por�czy. - Zm�czy�em si�. - Ja te� - przyzna�a Wioletka. - Mo�na by pomy�le�, �e po tylu biegach w k�ko, do kt�rych zmusi� nas Hrabia Olaf przebrany za nauczyciela wuefu, schody nie powinny by� dla nas m�cz�ce, ale jest inaczej. A w�a�ciwie, to na kt�rym jeste�my pi�trze? - Nie mam poj�cia - rzek� Klaus. - Drzwi nie s� ponumerowane, a ja straci�em rachub�. - W ka�dym razie nie jest mo�liwe, aby�my przegapili apartament na samej gorzej - stwierdzi�a *2�* # 2 g * * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * na danym pi�trze, a tak�e rozsuwane drzwi do windy. Spoza rozsuwanych drzwi nie by�o s�ycha� nic, poniewa� winda by�a wy��czona, za to zza drzwi apartament�w dobiega�y odg�osy �ycia lokator�w poszczeg�lnych mieszka� budynku. Na si�dmym pi�trze dzieci us�ysza�y �miech dw�ch pan�w z opowiedzianego przed chwil� dowcipu. Na dziewi�tym pi�trze us�ysza�y, jak jaka� pani z dziwnym akcentem m�wi: �Wi�c niech jedz� ciastka!". - Ciekawe, co b�dzie s�ycha� zza drzwi apartamentu na samej g�rze - zastanowi�a si� g�o�no Wioletka - kiedy my tam zamieszkamy. - Mam nadziej�, �e szelest odwracanych przeze mnie kartek ksi��ki - powiedzia� Klaus. -Mo�e u pa�stwa Szpetnych znajdzie si� co� ciekawego do czytania. - Albo zgrzyt klucza francuskiego w moich r�kach - powiedzia�a Wioletka. - Mam nadziej�, �e pa�stwo Szpetni dysponuj� jakimi� narz�dziami i zechc� mi ich u�yczy� do konstrukcji wynalazk�w. * WINDA WIDMO * - Krife! - powiedzia�o S�oneczko, przeczo�gu-j�c si� ostro�nie obok kolejnej �wieczki ustawionej na stopniu. Wioletka spojrza�a z g�ry na siostrzyczk� i u�miechn�a si�. - Z tym nie powinno by� problemu, S�oneczko. Na og� wsz�dzie umiesz znale�� sobie co� do gryzienia. Jak tylko b�dziesz chcia�a, powiedz nam, to ci� poniesiemy. - Ja ju� ch�tnie da�bym si� ponie�� na r�kach -oznajmi� Klaus, opieraj�c si� mocniej na por�czy. - Zm�czy�em si�. - Ja te� - przyzna�a Wioletka. - Mo�na by pomy�le�, �e po tylu biegach w k�ko, do kt�rych zmusi� nas Hrabia Olaf przebrany za nauczyciela wuefu, schody nie powinny by� dla nas m�cz�ce, ale jest inaczej. A w�a�ciwie, to na kt�rym jeste�my pi�trze? - Nie mam poj�cia - rzek� Klaus. - Drzwi nie s� ponumerowane, a ja straci�em rachub�. - W ka�dym razie nie jest mo�liwe, aby�my przegapili apartament na samej gorzej - stwierdzi�a * 2 g * * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * * WINDA WIDMO * Wioletka. - Na pewno mie�ci si� na samej g�rze, wi�c musimy i��, a� tam dojdziemy. - Gdyby� tak mog�a wynale�� urz�dzenie, kt�re wci�gn�oby nas na sam� g�r�! -westchn�� Klaus. Wioletka u�miechn�a si�, chocia� jej brat i siostrzyczka nie mogli dostrzec tego po ciemku. - Takie urz�dzenie wynaleziono ju� do�� dawno temu - odpar�a. - Nazywa si� winda. Ale windy wysz�y z mody, zapomnia�e�? Klaus te� si� u�miechn�� i doda�: - Za to zbola�e nogi s� w modzie. - Pami�tasz - spyta�a Wioletka - jak nasi rodzice uczestniczyli w Szesnastym Dorocznym Biegatonie i tak ich rozbola�y nogi, �e tatu� po powrocie do domu szykowa� obiad w kuchni, siedz�c na pod�odze zamiast na stoj�co? - Jasne, �e pami�tam - odpar� Klaus. - Jedli�my wtedy tylko sa�atk�, bo ani mama, ani tata nie mogli wsta�, �eby zapali� gaz na kuchence. - Posi�ek w stylu Ciotki J�zefiny - zauwa�y�a Wio�etka, wspominaj�c jedn� z poprzednich opie- kunek Baudelaire'�w. - Ciotka J�zefina nigdy nie u�ywa�a kuchenki, bo ba�a si�, �e gaz wybuchnie. - Pomres - doda�o ze smutkiem S�oneczko, komunikuj�c co� w sensie: �A w ko�cu okaza�o si�, �e kuchenka to najmniejszy z problem�w Ciotki J�zefiny". - To prawda - przyzna�a cicho Wioletka. W tej samej chwili us�yszeli zza drzwi mieszkania kichni�cie. - Ciekawe, jacy b�d� ci Szpetni - zamy�li� si� Klaus. - Na pewno s� bogaci, skoro mieszkaj� w Alei Ciemnej - powiedzia�a Wioletka. - Akrofil - doda�o S�oneczko, komunikuj�c: �I na pewno nie maj� l�ku wysoko�ci". Klaus z u�miechem spojrza� z g�ry na siostrzyczk�. - S�dz�c po g�osie, zm�czy�a� si�, S�oneczko. Wioletka i ja poniesiemy ci� teraz na zmian�. B�dziemy si� zmienia� co trzy pi�tra. Wioletka kiwn�a g�ow� na znak, �e akceptuje plan Klausa, po czym g�o�no doda�a: �Tak", gdy� * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * * WINDA WIDMO * przypomnia�o jej si�, �e kiwni�cia g�ow� nie wida� w ciemno�ci. Kontynuowali wspinaczk� i wyznam wam z przykro�ci�, �e dwoje starszych Baudelaire'�w musia�o zmienia� si� przy d�wiganiu S�oneczka jeszcze wiele, wiele razy. Gdyby Baudelaire'owie wspinali si� na schody normalnej wysoko�ci, m�g�bym teraz napisa�: �Pi�li si� coraz wy�ej i wy�ej", lecz w naszej sytuacji bardziej stosowne wydaje si� zdanie: �Pi�li si� coraz wy�ej i wy�ej i wy�ej i wy�ej", przy czym �i wy�ej" powinno si� powtarza� przez czterdzie�ci osiem, albo osiemdziesi�t cztery strony, bo schody by�y tak niewiarygodnie wysokie. Od czasu do czasu dzieci mija�y niewyra�ne jak cienie postacie schodz�ce po schodach, ale by�y tak zm�czone, �e nawet nie mia�y si�y m�wi� �dzie� dobry", a potem �dobry wiecz�r" innym lokatorom Alei Ciemnej 667. Zg�odnia�y. Wszystko je bola�o. A widok identycznych �wieczek, schod�w i drzwi by� niezmiernie nu��cy. Wreszcie, ko�o kolejnej �wieczki i kolejnych drzwi, sieroty Baudelaire poczu�y, �e ju� chyba > 3 2 * d�u�ej nie wytrzymaj� - ale oto, pi�� pi�ter wy�ej, schody nagle sko�czy�y si� i dzieci wkroczy�y wprost do ma�ego pomieszczenia z ostatni� �wieczk� ustawion� po�rodku dywanu. W blasku �wieczki ujrza�y drzwi wiod�ce do ich nowego domu, a naprzeciwko nich - rozsuwane drzwi dw�ch wind i przyciski ze strza�kami do ich przywo�ywania. - Pomy�le� tylko - zauwa�y�a zasapana po wspinaczce Wioletka - �e gdyby windy by�y w modzie, dotarliby�my tu w par� chwil. - Mo�e moda na windy nied�ugo powr�ci -doda� Klaus. - Mam tak� nadziej�. To musz� by� drzwi do mieszkania Szpetnych. Zapukajmy. Zapukali, a drzwi niemal natychmiast rozwar�y si� z rozmachem, ods�aniaj�c wysokiego pana w garniturze w pod�u�ne cienkie pr��ki. Taki materia� nazywa si� fachowo �tenis" i garnitury z niego nosz� najcz�ciej gwiazdy filmowe oraz gangsterzy. - W�a�nie mi si� zdawa�o, �e kto� podchodzi do drzwi - odezwa� si� ten pan, z u�miechem tak *33* * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * przypomnia�o jej si�, �e kiwni�cia g�ow� nie wida� w ciemno�ci. Kontynuowali wspinaczk� i wyznam wam z przykro�ci�, �e dwoje starszych Baudelaire'�w musia�o zmienia� si� przy d�wiganiu S�oneczka jeszcze wiele, wiele razy. Gdyby Baudelaire'owie wspinali si� na schody normalnej wysoko�ci, m�g�bym teraz napisa�: �Pi�li si� coraz wy�ej i wy�ej", lecz w naszej sytuacji bardziej stosowne wydaje si� zdanie: �Pi�li si� coraz wy�ej i wy�ej i wy�ej i wy�ej", przy czym �i wy�ej" powinno si� powtarza� przez czterdzie�ci osiem, albo osiemdziesi�t cztery strony, bo schody by�y tak niewiarygodnie wysokie. Od czasu do czasu dzieci mija�y niewyra�ne jak cienie postacie schodz�ce po schodach, ale by�y tak zm�czone, �e nawet nie mia�y si�y m�wi� �dzie� dobry", a potem �dobry wiecz�r" innym lokatorom Alei Ciemnej 667. Zg�odnia�y. Wszystko je bola�o. A widok identycznych �wieczek, schod�w i drzwi by� niezmiernie nu��cy. Wreszcie, ko�o kolejnej �wieczki i kolejnych drzwi, sieroty Baudelaire poczu�y, �e ju� chyba 3 2 * * WINDA WIDMO * d�u�ej nie wytrzymaj� - ale oto, pi�� pi�ter wy�ej, schody nagle sko�czy�y si� i dzieci wkroczy�y wprost do ma�ego pomieszczenia z ostatni� �wieczk� ustawion� po�rodku dywanu. W blasku �wieczki ujrza�y drzwi wiod�ce do ich nowego domu, a naprzeciwko nich - rozsuwane drzwi dw�ch wind i przyciski ze strza�kami do ich przywo�ywania. - Pomy�le� tylko - zauwa�y�a zasapana po wspinaczce Wioletka - �e gdyby windy by�y w modzie, dotarliby�my tu w par� chwil. - Mo�e moda na windy nied�ugo powr�ci -doda� Klaus. - Mam tak� nadziej�. To musz� by� drzwi do mieszkania Szpetnych. Zapukajmy. Zapukali, a drzwi niemal natychmiast rozwar�y si� z rozmachem, ods�aniaj�c wysokiego pana w garniturze w pod�u�ne cienkie pr��ki. Taki materia� nazywa si� fachowo �tenis" i garnitury z niego nosz� najcz�ciej gwiazdy filmowe oraz gangsterzy. - W�a�nie mi si� zdawa�o, �e kto� podchodzi do drzwi - odezwa� si� ten pan, z u�miechem tak *33* * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * szerokim, �e dzieci zobaczy�y go nawet w p�mroku pokoju. - Prosz�, prosz� do �rodka. Nazywam si� Jeremi Szpetny. Jestem niezmiernie szcz�liwy, �e u nas zamieszkacie. - Bardzo mi mi�o, panie Szpetny - wysapa�a wci�� jeszcze zdyszana Wioletka, po czym wraz z rodze�stwem wkroczy�a do przedpokoju, niemal tak samo ciemnego jak klatka schodowa. - Ja jestem Wioletka Baudelaire, to m�j brat Klaus, a to moja siostra S�oneczko. - Biedactwo, chyba si� troch� zasapa�a� - u�ali� si� nad ni� pan Szpetny. - Na szcz�cie znam na to dwa sposoby. Po pierwsze: przesta� tytu�owa� mnie panem Szpetnym i m�w mi po prostu Jeremi. Ja tak�e b�d� m�wi� do was po imieniu, w ten spos�b zaoszcz�dzimy tchu. Po drugie: zaraz przygotuj� wam pyszne zimne martini. Chod�cie ze mn�. - Martini? - upewni� si� Klaus. - Czy to nie jest przypadkiem nap�j alkoholowy? - Na og� tak - przyzna� Jeremi. - Ale chwilowo martini alkoholowe wysz�y z mody. Teraz -34* * WINDA WIDMO * pija si� martini akwatyczne. Martini akwatycz-ne to po prostu zimna woda, podana w fiku�-nym kieliszku z oliwk�, a wi�c nap�j jak najbardziej dozwolony zar�wno dla dzieci, jak i dla doros�ych. - Nigdy nie pr�bowa�am akwatycznego martini - powiedzia�a Wioletka - wi�c ch�tnie skosztuj�. - Och! - ucieszy� si� Jeremi. - Widz�, �e jeste� amatork� przyg�d. Lubi� takie osoby. Twoja matka te� by�a amatork� przyg�d. Przyja�nili�my si�, twoja matka i ja, dawno temu. Odbyli�my razem wypraw� wysokog�rsk� na Szczyt Grozy - o rany, to musia�o by� ze dwadzie�cia lat temu. Szczyt Grozy s�yn�� z zamieszkuj�cych go dzikich stworze�, ale twoja mama nie ba�a si� nic a nic. A� tu nagle, jak grom z jasnego nieba, nadlecia�... - Jeremi, kto to kr�ci� si� pod drzwiami? - zawo�a� kto� z s�siedniego pomieszczenia, a zaraz potem do pokoju wesz�a wysoka, chuda pani, tak�e ubrana w pr��kowany garnitur. Jej d�ugie *35* * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * paznokcie by�y tak mocno wylakierowane, �e b�yszcza�y nawet w p�mroku. - To mali Baudelaire'owie, oczywi�cie - odpar� Jeremi. - Przecie� nie mieli przyj�� dzisiaj! - krzykn�a pani. - Oczywi�cie, �e dzisiaj - odpar� Jeremi. -Czeka�em na ten dzie� od bardzo dawnajJAusi-cie wiedzie� - rzek�, odwracaj�c si� od chudej pani do dzieci - �e ja chcia�em was adoptowa� ju� od momentu, gdy us�ysza�em o po�arze. Niestety, w�wczas by�o to niemo�liwe. - Sieroty jeszcze nie by�y w modzie - wyja�ni�a pani. - A teraz s�. - Moja �ona - rzek�jeremi - jest bardzo czu�a na punkcie tego, co jest w modzie, a co wysz�o z mody. Mnie to specjalnie nie obchodzi, ale Esmeralda ma inne podej�cie do tych spraw. To ona g��wnie nalega�a na wy��czenie windy. Esmeraldo, w�a�nie zamierza�em przyrz�dzi� dzieciom akwatyczne martini. Napijesz si� z nami? 6 * * WINDA WIDMO * - Bardzo ch�tnie! - krzykn�a Esmeralda. -Akwatyczne martini jest w modzie! - Szybkim krokiem podesz�a do dzieci i zlustrowa�a je od st�p do g��w. - Jestem Esmeralda Gigi Genowefa Szpetna, sz�sta najwa�niejsza doradczyni finansowa w mie�cie - zakomunikowa�a z bardzo wa�n� min�. - Chocia� jestem nieprawdopodobnie bogata, pozwalam, aby�cie nazywali mnie Esmeralda. Waszych imion naucz� si� p�niej. Bardzo si� ciesz�, �e przyjechali�cie, bo sieroty s� w modzie. Kiedy moi znajomi dowiedz� si�, �e mam trzy prawdziwe, �ywe sieroty, pochoruj� si� z zazdro�ci. Prawda, Jeremi? - Mam nadziej�, �e nie - odpar� Jeremi, prowadz�c dzieci d�ugim, mrocznym korytarzem do wielkiego, mrocznego pokoju, pe�nego fiku�nych poduszek, krzese� i stolik�w. W najdalszej �cianie widnia� rz�d okien ze szczelnie pozasuwany-mi �aluzjami, aby nie dosta� si� do �rodka ani jeden promyk �wiat�a. - Nie lubi� dowiadywa� si�, �e kto� jest chory. No, siadajcie, dzieci, a potem opowiemy wam co nieco o waszym nowym domu. * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * paznokcie by�y tak mocno wylakierowane, �e b�yszcza�y nawet w p�mroku. - To mali Baudelaire'owie, oczywi�cie - odpar� Jeremi. - Przecie� nie mieli przyj�� dzisiaj! - krzykn�a pani. - Oczywi�cie, �e dzisiaj - odpar� Jeremi. -Czeka�em na ten dzie� od bardzo dawna! Musicie wiedzie� - rzek�, odwracaj�c si� od chudej pani do dzieci - �e ja chcia�em was adoptowa�\ ju� od momentu, gdy us�ysza�em o po�arze. Niestety, w�wczas by�o to niemo�liwe. - Sieroty jeszcze nie by�y w modzie - wyja�ni�a pani. - A teraz s�. - Moja �ona - rzek�jeremi - jest bardzo czu�a na punkcie tego, co jest w modzie, a co wysz�o z mody. Mnie to specjalnie nie obchodzi, ale Esmeralda ma inne podej�cie do tych spraw. To ona g��wnie nalega�a na wy��czenie windy. Esmeraldo, w�a�nie zamierza�em przyrz�dzi� dzieciom akwatyczne martini. Napijesz si� z nami? * WINDA WIDMO * - Bardzo ch�tnie! - krzykn�a Esmeralda. -Akwatyczne martini jest w modzie! - Szybkim krokiem podesz�a do dzieci i zlustrowa�a je od st�p do g��w. - Jestem Esmeralda Gigi Genowefa Szpetna, sz�sta najwa�niejsza doradczyni finansowa w mie�cie - zakomunikowa�a z bardzo wa�n� min�. - Chocia� jestem nieprawdopodobnie bogata, pozwalam, aby�cie nazywali mnie Esmeralda. Waszych imion naucz� si� p�niej. Bardzo si� ciesz�, �e przyjechali�cie, bo sieroty s� w modzie. Kiedy moi znajomi dowiedz� si�, �e mam trzy prawdziwe, �ywe sieroty, pochoruj� si� z zazdro�ci. Prawda, Jeremi? - Mam nadziej�, �e nie - odpar� Jeremi, prowadz�c dzieci d�ugim, mrocznym korytarzem do wielkiego, mrocznego pokoju, pe�nego fiku�nych poduszek, krzese� i stolik�w. W najdalszej �cianie widnia� rz�d okien ze szczelnie pozasuwany-mi �aluzjami, aby nie dosta� si� do �rodka ani jeden promyk �wiat�a. - Nie lubi� dowiadywa� si�, �e kto� jest chory. No, siadajcie, dzieci, a potem opowiemy wam co nieco o waszym nowym domu. *37* # SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * Baudelaire'owie zasiedli w trzech wielkich fotelach, wdzi�czni, �e mog� da� odpocz�� bol�cym nogom. Jeremi podszed� do jednego ze stolik�w, na kt�rym dzbanek wody s�siadowa� z miseczk� oliwek i zestawem fiku�nych kieliszk�w, i sprawnie przygotowa� dla ka�dego akwa- tyczne martini. - Prosz� uprzejmie - rzek�, wr�czaj�c fiku�ne kieliszki Esmeraldzie i dzieciom. - Zacznijmy od najwa�niejszego. Gdyby�cie si� kiedykolwiek zgubili, zapami�tajcie, �e wasz nowy adres brzmi: Aleja Ciemna 667, apartament na samej g�rze. - Och, nie opowiadaj im takich g�upstw! -rzek�a z pogard� Esmeralda, wachluj�c twarz d�oni� z d�ugimi pazurami, jakby fruwa� przed ni� uparty m�l. - S�uchajcie, dzieci, ja wam powiem, co jest teraz najwa�niejsze. Ciemno�� jest w modzie. �wiat�o wysz�o z mody. Schody s� w modzie. Windy wysz�y z mody. Garnitury w pr��ki s� w modzie. Te paskudne ubrania, kt�re wy macie na sobie, wysz�y z mody. *3' * WINDA WIDMO * - Esmeralda - wtr�ci� pospiesznie Jeremi -chcia�a tylko powiedzie�, �e pragniemy, aby�cie si� tu czuli jak u siebie w domu. Wioletka skosztowa�a akwatycznego martini. Nie zdziwi�o jej, �e p�yn smakuje jak czysta woda z lekkim posmakiem oliwki. Nie by�o to nadzwyczajne, ale przynajmniej gasi�o pragnienie wywo�ane wspinaczk� po schodach. - To bardzo mi�o z pa�stwa strony - odpar�a Wioletka. - Pan Poe opowiada� mi to i owo o waszych poprzednich opiekunach - powiedzia� Jeremi, ze smutkiem kr�c�c g�ow�. - Mam wyrzuty sumienia, �e musieli�cie znosi� tyle przykro�ci, gdy my przez ca�y czas mogli�my si� wami zajmowa�. - Nie by�o na to rady - rzek�a Esmeralda. -Gdy co� wychodzi z mody, to koniec, a sieroty w�a�nie wtedy wysz�y z mody. - S�ysza�em te� o tym ca�ym Hrabim Olafie -ci�gn�� Jeremi. - Poleci�em portierowi, aby nie wpuszcza� do budynku nikogo, kto cho�by * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * w najmniejszym stopniu przypomina tego pod�ego typka, wi�c powinni�cie by� tutaj bezpieczni. - To dla nas wielka ulga - przyzna� Klaus. - Ten straszny cz�owiek przebywa zreszt� podobno gdzie� w g�rach - powiedzia�a Esme-ralda. - Pami�tasz, Jeremi? Ten niegustownie ubrany bankier m�wi� nam, �e wybiera si� helikopterem na poszukiwanie bli�ni�t porwanych przez t� wstr�tn� kreatur�. - W�a�ciwie chodzi o trojaczki - sprostowa�a Wioletka. - Bagienni s� naszymi bliskimi przyjaci�mi. - Co� podobnego! - zdumia� si� Jeremi. -W takim razie musicie si� strasznie martwi�! - O ile znajd� ich szybko - powiedzia�a Esme-ralda - mo�emy i tamtych adoptowa�. Pi�� sierot! Stan� si� najmodniejsz� kobiet� w mie�cie! - Z ca�� pewno�ci� mamy do�� miejsca na pi�cioro - stwierdzi� Jeremi. - Nasz apartament, drogie dzieci, liczy siedemdziesi�t jeden pokoi, mo�ecie sobie wybra�, kt�re chcecie. Klausie, * 4 o m -* WINDA WIDMO* pan Poe wspomnia� co� o twoich zainteresowaniach wynalazczych, nie myl� si�? - Wynalazkami zajmuje si� moja siostra -sprostowa� Klaus. - Ja prowadz� raczej studia badawcze. - Wobec tego - rzek� Jeremi - mo�esz zaj�� pok�j s�siaduj�cy z bibliotek�, a Wioletce damy ten z d�ug� drewnian� skrzyni�, idealn� do przechowywania narz�dzi. S�oneczko ulokujemy w �rodkowym, mi�dzy wami. Co wy na to? Propozycja brzmia�a doprawdy wspaniale, lecz sieroty Baudelaire nie zd��y�y powiedzie� tego Jeremiemu, gdy� w tej w�a�nie chwili zadzwoni� telefon. - Ja odbior�! Ja odbior�! - krzykn�a Esmeral-da, p�dz�c przez ca�y pok�j do aparatu. - Rezydencja Szpetnych - oznajmi�a do s�uchawki, po czym zamilk�a, s�uchaj�c, co m�wi ten kto� z drugiej strony. - Tak, m�wi pani Szpetna. Tak. Tak. Tak? Och, dzi�kuj�, dzi�kuj�, dzi�kuj�! -Od�o�y�a s�uchawk� i odwr�ci�a si� do dzieci. -Zgadnijcie, czego si� dowiedzia�am. Fantastyczna * 4 i * t * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * wiadomo��, dotyczy w�a�nie tego, o czym m�wili�my przed chwil�! - Znale�li Bagiennych? - spyta� z nadziej� Klaus. - Kogo? - zdziwi�a si� Esmeralda. - A, ich. Nie, nie znale�li ich. Zg�upia�e�? Jeremi, dzieci, pos�uchajcie: ciemno�� wysz�a z mody! �wiat�o jest w modzie! - No c� - westchn�� Jeremi. - Nie wiem, czy to taka fantastyczna wiadomo��, ale przyjemnie b�dzie zobaczy� w domu troch� �wiat�a. Do dzie�a, Baudelaire'owie, pom�cie mi poods�a-nia� �aluzje, obejrzycie sobie widok z okna. St�d ca�kiem sporo wida�. - Id� pozapala� wszystkie lampy w apartamencie - oznajmi�a rozentuzjazmowana Esmeralda. - Szybko, zanim kto� zauwa�y, �e u nas w mieszkaniu jest jeszcze ciemno! Esmeralda wybieg�a z pokoju, a Jeremi spojrza� na dzieci, wzruszy� ramionami i skierowa� si� w stron� okien. BaudelaireWie poszli za nim i pomogli mu popodci�ga� ci�kie �aluzje, zas�a- * 42 m * WINDA WIDMO * niaj�ce okna. W jednej chwili ca�e wn�trze zala� potok s�o�ca, a� wszyscy zmru�yli oczy. Gdyby sieroty Baudelaire rozejrza�y si� w tej chwili po pokoju, nareszcie porz�dnie o�wietlonym, zobaczy�yby, jak fiku�ne jest ca�e jego urz�dzenie. Poduszki haftowane by�y srebrn� nitk�. Wszystkie krzes�a pomalowane by�y na z�oto. A stoliki wykonano z drewna najcenniejszych drzew �wiata. Ale sieroty Baudelaire nie patrzy�y w tej chwili na pok�j, jakkolwiek by� on luksusowy. Wygl�da�y przez okno na le��ce w dole miasto. - Imponuj�cy widok, co? - spyta� Jeremi, a dzieci pokiwa�y g�owami w odpowiedzi. Zdawa�o im si�, �e patrz� na miniaturowe miasteczko, zbudowane z pude�ek od zapa�ek, kt�re s� domami, i zak�adek do ksi��ek zamiast ulic. Widzia�y maciupe�kie kolorowe klocki, kt�re by�y w istocie samochodami i pojazdami, je�d��cymi po zak�adkach do ksi��ek i przystaj�cymi przed pude�kami od zapa�ek, w kt�rych mieszkaj� i pracuj� ma�e kropeczki, czyli ludzie. BaudelaireWie zobaczyli okolic�, w kt�rej sami mieszkali kiedy� *43* � SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * z rodzicami, oraz dzielnice, gdzie mieszkali ich koledzy, a w bladoniebieskiej smudze, daleko, daleko, poznali nadmorsk� pla��, gdzie otrzymali swego czasu straszn� wiadomo��, kt�ra zapocz�tkowa�a wszystkie ich nieszcz�cia. - Wiedzia�em, �e wam si� spodoba - powiedzia� Jeremi. - Apartament na samej g�rze jest bardzo kosztowny, ale warto si� wykosztowa� na taki widok jak ten. Sp�jrzcie tam: te okr�g�e pude�eczka to fabryki soku pomara�czowego. A ten fioletowawy domek ko�o parku to moja ulubiona restauracja. Och, sp�jrzcie teraz prosto w d�: �cinaj� w�a�nie te okropne drzewa, kt�re zaciemnia�y nasz� ulic�. - Oczywi�cie, �e �cinaj� - powiedzia�a Esme-ralda, wchodz�c szybkim krokiem do pokoju i gasz�c po drodze resztki �wiec ustawionych na gzymsie nad kominkiem. - Od dzi� w modzie jest �wiat�o dzienne, tak samo jak akwatyczne martini, garnitury w pr��ki i sieroty. Wioletka, Klaus i S�oneczko spojrzeli w d� i stwierdzili, �e Jeremi mia� racj�. Dziwaczne * WINDA WIDMO * drzewa, kt�re blokowa�y dost�p �wiat�a do Alei Ciemnej, drzewa, kt�re z wysoko�ci apartamentu wygl�da�y jak papierowe wycinanki, by�y w�a�nie usuwane przez kropeczki - ogrodnik�w. Ale chocia� z powodu tych drzew na ulicy by�o przedtem tak ponuro, dzieci pomy�la�y, �e szkoda wycina� �ywe drzewa, po kt�rych pozostaj� tylko go�e pniaki, z wysoko�ci okna apartamentu przypominaj�ce pinezki. Tr�jka dzieci spojrza�a po sobie, a potem zn�w w d�, w Alej� Ciemn�. Drzewa wysz�y z mody, wi�c ogrodnicy pozbywali si� ich pospiesznie. Baudelaire'owie woleli nie my�le�, co b�dzie, je�li kt�rego� dnia tak�e sieroty wyjd� z mody. ROZDZIA� Trzeci vJ dyby�cie zobaczyli babk�, kt�ra siedzi nad roz�o�on� tali� kart i patrz�c w karty opowiada siedz�cej naprzeciwko osobie, co spotka t� osob� w przysz�o�ci, albo nie, mogliby�cie powiedzie� o tej sytuacji: �na dwoje babka wr�y�a". Wtedy jednak nie u�yliby�cie tego zwrotu w tym samym znaczeniu, w kt�rym ja go za chwil� u�yj�. Bo chocia� zwrot �na dwoje babka wr�y�a" odnosi si� czasami do babki, kt�ra patrz�c w karty przepowiada komu� przysz�o��, to jednak znacznie cz�ciej stosuje si� on do opisania sytuacji, * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * i WINDA WIDMO* kt�ra ma i dobre, i z�e strony. Na przyk�ad o planowanym popo�udniu w kinie mo�na by powiedzie� �na dwoje babka wr�y�a", gdyby wiadomo by�o, �e obejrzymy nasz ulubiony film, ale zamiast pop-cornu ka�� nam przy tym chrupa� �wir. Wycieczka do zoo odbywa�aby si� pod has�em �na dwoje babka wr�y�a", gdyby pogoda by�a pi�kna, ale wszystkie lwy-ludojady hasa�yby tego dnia na wolno�ci. A dla sierot Baudelaire nieustannym �na dwoje babka wr�y�a" okaza�o si� kilka pierwszych dni pobytu u Szpetnych, zw�aszcza �e to, co dobre, by�o naprawd� bardzo dobre, a to, co z�e - wprost okropne. Jedn� z najwi�kszych zalet mieszkania u Szpetnych by� dla Baudelaire'�w powr�t do miasta, w kt�rym si� urodzili i wychowali. Po �mierci rodzic�w i katastrofalnym epizodzie wychowawczym z Hrabi� Olafem tr�jk� dzieci wysy�ano w coraz to nowe dalekie strony, one za� coraz bole�niej t�skni�y za znanym otoczeniem rodzinnego miasta. Co rano, po wyj�ciu Esme-raldy do pracy, Jeremi zabiera� dzieci na wy- cieczki w ich ulubione miejsca. Wioletka z rado�ci� stwierdzi�a, �e jej ukochane eksponaty w Muzeum Wynalazku im. Verne'a nie zosta�y zamienione na inne, i �e mo�e jak dawniej podziwia� modele mechaniczne, kt�re obudzi�y w niej ducha wynalazcy, gdy mia�a zaledwie dwa latka. Klaus z rozkosz� zapu�ci� si� ponownie w labirynty Ksi�garni im. Achmatowej, dok�d dawniej ojciec zabiera� go tylko^v nagrod�, aby mu kupi� atlas lub kolejny tom encyklopedii. A S�oneczko z ch�ci� odwiedzi�o Szpital Po�o�niczy im. Pinkusa, w kt�rym przysz�o na �wiat, chocia� pami�ta�o to wydarzenie jak przez mg��. Jednak popo�udniami Baudelaire'owie wracali do domu w Alei Ciemnej 667 i tu si� zaczyna�o to, co odpowiada przykrej cz�ci powiedzonka �na dwoje babka wr�y�a". Po pierwsze, mieszkanie by�o zwyczajnie za wielkie. Opr�cz siedemdziesi�ciu jeden pokoi osobistych mia�o ono bli�ej nieokre�lon� liczb� sypialni, salon�w, jadalni, aneks�w kuchennych, spi�arni, bawialni, pa-kamer, �azienek, sal balowych i kuchni, a tak�e * 49 * '�'? ^^S^^BM^^^"^ * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * pokoi, kt�re zdawa�y si� nie pe�ni� �adnej okre�lonej funkcji. Apartament by� tak ogromny, �e sieroty Baudelaire cz�sto najzwyczajniej si� w nim gubi�y. Wioletka wychodzi�a na przyk�ad z pokoju umy� z�by, i przez godzin� nie mog�a trafi� z powrotem. Gdy Klaus przez roztargnienie zostawi� czasem okulary na kuchennym blacie, traci� ca�e popo�udnie na odszukanie w�a�ciwej kuchni. Albo S�oneczko: ju� znalaz�o sobie wygodny k�cik do siedzenia i gryzienia r�nych rzeczy, a nast�pnego dnia za nic nie mog�o tam trafi�. Cz�sto trudno im nawet by�o spotka� si� z Jeremim, z tej tylko prozaicznej przyczyny, �e nie mogli go znale�� w labiryncie fiku�nych pokoi swojego nowego domu - a Esmeraldy nie ogl�dali prawie nigdy. Wiedzieli, �e wychodzi rano do pracy i wraca wieczorami, ale nawet kiedy by�o wiadomo, �e jest gdzie� w mieszkaniu, dzieci rzadko mia�y okazj� ogl�da� cho�by z daleka sz�st� najwa�niejsz� doradczyni� finansow� w mie�cie. Wygl�da�o na to, �e albo ca�kiem zapomnia�a o nowych cz�onkach rodziny, albo po * 5 o * * WINDA WIDMO * prostu bardziej j� interesowa�o wylegiwanie si� na licznych kanapach apartamentu ni� sp�dzanie czasu z sierotami. Jednak sierotom Baudelaire w gruncie rzeczy wcale nie przeszkadza�o, �e Esmeraldy tak cz�sto nie ma. Wola�y, i to znacznie bardziej, sp�dza� czas we tr�jk� albo z Jeremim ni� uczestniczy� w tasiemcowych dyskusjach o tym, co jest w modzie, a co wysz�o z mody. Prawd� m�wi�c, nawet w swoich pokojach dzieci nie mia�y zbyt ciekawego �ycia. Jeremi, tak jak obieca�, przydzieli� Wioletce pok�j wyposa�ony w wielk� drewnian� skrzyni�, rzeczywi�cie idealn� na narz�dzia, ale Wioletka w ca�ym mieszkaniu nie znalaz�a ani �ladu przybor�w do majsterkowania. Wyda�o jej si� dziwne, �e w tak wielkim apartamencie nie ma nawet g�upiego klucza francuskiego, ani g�upich obc�g�w, ale na jej pytanie Esmeralda odpowiedzia�a z wy�szo�ci�, �e narz�dzia wysz�y z mody. Klaus mia�, owszem, wolny wst�p do biblioteki Szpetnych, umieszczonej w s�siednim pokoju, obszernym i wygodnym, z setkami ksi��ek na rega�ach, lecz * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * rozczarowa� si� wielce, kiedy odkry�, �e wszystkie ksi��ki zawieraj� wy��cznie spisy tego, co by�o w modzie i co wysz�o z mody w poszczeg�lnych epokach historycznych. Klaus spr�bowa� nawet zainteresowa� si� t� problematyk�, jednak lektura nudnych ksi��ek w stylu: W roku 1812 buty wysz�y z mody albo Pstr�g: we Francji wyszed� z mody zniech�ci�a go do tego stopnia, �e wkr�tce prawie przesta� zagl�da� do biblioteki. Biednemu S�oneczku te� wiod�o si� jak po grudzie, czyli by�o mu nudno we w�asnym pokoju. Jeremi troskliwie zaopatrzy� pok�j S�oneczka w zabawki, lecz by�y to wy��cznie zabawki przeznaczone dla niemowl�t o s�abszym uz�bieniu -piszcz�ce zwierz�tka, pluszaki, mi�kkie pi�eczki i r�nokolorowe poduszki. Nic z tego nie nadawa�o si� do gryzienia. Jednak dni Baudelaire'�w up�ywa�y pod has�em �na dwoje babka wr�y�a" nie tylko z powodu przyt�aczaj�cych rozmiar�w apartamentu Szpetnych, i nie tylko z powodu rozczarowania skrzyni� na narz�dzia bez narz�dzi, bibliotek� * WINDA WIDMO * bez interesuj�cych ksi��ek, czy niegry�liwymi zabawkami. Baudelaire'owie tak naprawd� martwili si� g��wnie tym, �e trojaczki Bagienne prze�ywaj� w tym samym czasie rzeczy znacznie, znacznie gorsze. Z ka�dym dniem niepok�j 0 przyjaci� ci��y� sierotom Baude�aire jak coraz wi�kszy kamie�, kamie� tym ci�szy, �e Szpetni odm�wili im pomocy w staraniach o odnalezienie Bagiennych. - M�cz� mnie te ci�g�e dyskusje o waszych znajomych bli�niakach - o�wiadczy�a kt�rego� wieczoru Esmeralda, gdy Baudelaire'owie 1 Szpetni siedzieli popijaj�c akwatyczne martini w salonie, kt�rego dzieci nigdy przedtem nie widzia�y. - Rozumiem, �e si� o nich martwicie, ale to nudne gada� w k�ko o tym samym. - Nie chcieli�my ci� zanudza� - powiedzia�a Wioletka, nie dodaj�c, �e bardzo niegrzecznie jest m�wi� komu�, i� jego k�opoty nas nudz�. - Naturalnie - odezwa� si� Jeremi, wy�awiaj�c z fiku�nego kieliszka oliwk� i wrzucaj�c j� sobie do ust. Po czym zwr�ci� si� do �ony: - Dzieci * 5 2 � *53 * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * niepokoj� si�, Esmeraldo, co jest najzupe�niej zrozumiale. Wiem, �e pan Poe czyni co w jego mocy, ale mo�e i my mogliby�my zastanowi� si� wsp�lnie nad jakim� rozwi�zaniem problemu. - Ja nie mam czasu si� zastanawia� - odpar�a Esmeralda. - Zbli�a si� Wielka Aukcja Rzeczy Modnych, wi�c ca�� energi� musz� teraz skupi� na jej pomy�lnym przygotowaniu. - Aukcja Rzeczy Modnych? - zdziwi� si� Klaus. - Aukcja - wyja�ni� Jeremi - to rodzaj wyprzeda�y. Wszyscy gromadz� si� w wielkiej sali, gdzie prowadz�cy aukcj� demonstruje przedmioty wystawione na sprzeda�. Ka�dy, komu si� co� spodoba, wo�a g�o�no, ile sk�onny by�by zap�aci� za dany przedmiot. To si� nazywa licytacja. Kto� inny mo�e przelicytowa� tego pierwszego, a jeszcze kto� inny tego drugiego, a� ten, kto wywo�a najwy�sz� cen�, wygrywa aukcj� i kupuje po��dany artyku�. To wielce ekscytuj�ce. Wasza matka uwielbia�a aukcje! Pewnego razu, pami�tam... * WINDA WIDMO * - Zapomnia�e� o najwa�niejszym - przerwa�a mu Esmeralda. - Ca�a impreza nazywa si� Aukcja Rzeczy Modnych, poniewa� wystawiamy na niej tylko to, co jest w modzie. Aukcj� zawsze organizuj� ja, i zawsze jest to jedno z najbardziej bombowych wydarze� roku! - Bombo? - spyta�o S�oneczko. - W tym przypadku - wyja�ni� siostrzyczce Klaus - s�owo �bombowe" nie ma �adnego zwi�zku z bombardowaniem czegokolwiek. Znaczy tyle co �fantastyczne". - Bo jest fantastyczne! - podchwyci�a Esmeralda. - Aukcje organizujemy w Hali Veblena, na licytacj� wystawiamy same najmodniejsze rzeczy najwy�szej klasy, a ca�y doch�d przeznaczony jest na szlachetny cel. - Na jaki szlachetny cel? - spyta�a Wioletka. Ubawiona Esmeralda klasn�a w d�onie z d�ugimi pazurami. - Jak to na jaki? Wszystkie pieni�dze z aukcji, co do grosza, trafiaj� do mojej kieszeni! Czy to nie bombowe? * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZE� * * WINDA WIDMO * niepokoj� si�, Esmeraldo, co jest najzupe�niej zrozumia�e. Wiem, �e pan Poe czyni co w jego mocy, ale mo�e i my mogliby�my zastanowi� si� wsp�lnie nad jakim� rozwi�zaniem problemu. - Ja nie mam czasu si� zastanawia� - odparta Esmeralda. - Zbli�a si� Wielka Aukcja Rzeczy Modnych, wi�c ca�� energi� musz� teraz skupi� na jej pomy�lnym przygotowaniu. - Aukcja Rzeczy Modnych? - zdziwi� si� Klaus. - Aukcja - wyja�ni� Jeremi - to rodzaj wyprzeda�y. Wszyscy gromadz� si� w wielkiej sali, gdzie prowadz�cy aukcj� demonstruje przedmioty wystawione na sprzeda�. Ka�dy, komu si� co� spodoba, wo�a g�o�no, ile sk�onny by�by zap�aci� za dany przedmiot. To si� nazywa licytacja. Kto� inny mo�e przelicytowa� tego pierwszego, a jeszcze kto� inny tego drugiego, a� ten, kto wywo�a najwy�sz� cen�, wygrywa aukcj� i kupuje po��dany artyku�. To wielce ekscytuj�ce. Wasza matka uwielbia�a aukcje! Pewnego razu, pami�tam... - Zapomnia�e� o najwa�niejszym - przerwa�a mu Esmeralda. - Ca�a impreza nazywa si� Aukcja Rzeczy Modnych, poniewa� wystawiamy na niej tylko to, co jest w modzie. Aukcj� zawsze organizuj� ja, i zawsze jest to jedno z najbardziej bombowych wydarze� roku! - Bombo? - spyta�o S�oneczko. - W tym przypadku - wyja�ni� siostrzyczce Klaus - s�owo �bombowe" nie ma �adnego zwi�zku z bombardowaniem czegokolwiek. Znaczy tyle co �fantastyczne". - Bo jest fantastyczne! - podchwyci�a Esmeralda. - Aukcje organizujemy w Hali Veblena, na licytacj� w