12446

Szczegóły
Tytuł 12446
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12446 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12446 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12446 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ryszard Tober Historia, kt�r� pies opowiedzia� ostu. Schronisko to znajdowa�o si� na obrze�ach miasta. Nie nale�a�o mo�e do najwi�kszych, nie mniej jednak by�o jedynym w okolicy. Dojecha� tam samochodem by�o trudno, gdy� od strony ulicy by�o niewidoczne, a samego dojazdu trzeba by�o szuka� w bardzo g�sto poro�ni�tej krzakami ��cianie� zieleni po prawej stronie. Raz w tygodniu wyje�d�a� stamt�d samoch�d z okratowanymi oknami, w kt�rym siedzia�o dw�ch m�czyzn, ubranych w bladozielone kombinezony. Samoch�d wraca� po kilku godzinach wype�niony zwierz�tami, kt�re b��kaj�c si� samotnie po mie�cie, by�y wy�apywane przez m�czyzn w zielonych kombinezonach. Potem zamykano je w osobnych klatkach. Niewielkich tak, aby mog�y zrobi� tylko kilka krok�w ewentualnie pospacerowa� sobie w k�ko, gdyby potrzebowa�y ruchu. Ale czym mo�e by� taka klatka dla zwierz�cia, kt�re jest przyzwyczajone do wolno�ci i wolnej przestrzeni? Pewnego razu samoch�d powr�ci� z cotygodniowej wyprawy z miasta. W schronisku rozleg�o si� szczekanie ps�w. Ujada�y ju� na sam widok samochodu. Wiedzia�y, �e znowu przywieziono now� �dostaw�. Pracownicy wypakowali niewielkie klatki, w kt�rych transportowano zwierz�ta, a nast�pnie zwierz�ta zosta�y przeniesione do nowych �dom�w�. Jednym ze zwierz�t by� stary pies. Trudno by�o by zakwalifikowa� go do jakiejkolwiek rasy. By� to prawdopodobnie mieszaniec owczarka niemieckiego z wy��em. Jako jedyny zachowywa� si� spokojnie. By� stary, co wida� by�o po nim, i totalnie zrezygnowany. Sprawia� wra�enie jakby widzia� ju� na �wiecie bardzo wiele i nic nie by�o by w stanie go zaskoczy�. A mo�e po prostu nie chcia�o mu si� nawet �y� i by�o mu oboj�tne, co z nim zrobi�. Zosta� umieszczony w klatce s�siaduj�cej z ogrodzeniem schroniska tam, gdzie nie by�o w og�le �adnych �lokator�w� w s�siedztwie. Tu� za �ciank� jego nowego mieszkania r�s� oset. Przez ca�e dnie pies le�a� przy tej w�a�nie �cianie i smutnym wzrokiem patrzy� na ro�lin�. Wygl�da�o to tak jak gdyby rozmawiali ze sob�, tego jednak nikt nie m�g� stwierdzi�. Oset ko�ysa� si� leniwie na wietrze i nachyla� si� w kierunku klatki z psem. On r�wnie� by� ju� stary. R�s� tam ju� �adnych par� lat. Polubi� swojego nowego s�siada. Tak wi�c kwit�a przyja�� pomi�dzy psem i ostem. Pewnego dnia pies zacz�� z nim rozmawia�. Nie mogli si� co prawda porozumie� w �adnym j�zyku. Pies m�wi� po psiemu, a oset odpowiada� mu delikatnym szumem swoich kolc�w na wietrze, jednak uzna�, �e je�li si� przed kim� wygada, ul�y mu na duszy. By�a to opowie�� smutna, a opowiada�a o ca�ym swoim �yciu do momentu, kiedy znalaz� si� w schronisku. �Wiem, �e mnie s�yszysz. Rozumiem, �e nie mo�esz mi odpowiedzie�, a mo�e mo�esz tylko ja ciebie nie rozumiem. Kiedy by�em ma�y pewien cz�owiek przyni�s� mnie do swojego domu. Nie pami�tam niestety moich rodzic�w. Cz�owiek ten mia� �on� i syna, kt�ry by� jedynakiem. Nie wiem, czemu nie mieli wi�cej dzieci. By� mo�e zbyt byli zapatrzeni w swojego potomka, kt�ry wydawa� by si� mog�o by� dla nich ca�ym ich �yciem. Spe�niali wszystkie jego zachcianki. Zawsze dostawa� to czego chcia�. Ja by�em jedn� z jego zachcianek. Chcia� mie� psa, wi�c jego ojciec wystara� si� o psa. Pami�tam jak si� z nim bawi�em pi�k�, a potem, kiedy by�em wi�kszy chodzi� ze mn� na spacery. Najbardziej lubi�em te jesienne, d�ugie wycieczki do parku, albo na ��k� za miastem, tu� ko�o lasu. Biega�em po suchych li�ciach w promieniach jesiennego s�o�ca. Ja te� go kocha�em i by� mo�e to w�a�nie ta mi�o�� mnie za�lepi�a do tego stopnia, �e nie zauwa�a�em rzeczy oczywistych dla innych. Ch�opak r�s� szybko, zm�nia� nawet nie zauwa�y�em, kiedy zacz��em si� starze�. Wtedy by� mo�e po raz pierwszy przejrza�em na oczy. M�j pan nie traktowa� mnie ju� tak jak kiedy� przesta� si� mn� interesowa�, ju� nie wyprowadza� mnie na spacery. Od czasu kiedy zacz�li przychodzi� do niego inni ch�opcy w jego wieku nie mia� ju� dla mnie czasu. Owszem dostawa�em je��, ale miska, w kt�rej dostawa�em jedzenie, nie by�a ju� myta, a ta, w kt�rej by�a woda po prostu sta�a sobie. A je�li ju� przypomnia� sobie, �e chce mi si� pi�, wlewa� mi jakiego� zat�ch�ego p�ynu, kt�ry kiedy� by� mo�e by� wod�. Wcze�niej spa�em tu� przy jego ��ku, ale i tam przesta� mnie wpuszcza�. Znalaz�em sobie miejsce na wycieraczce przy drzwiach. Ci�gle mia�em nadziej�, �e kiedy przyjdzie ze szko�y pog�aszcze mnie po �bie i wyprowadzi na spacer. Na pr�no. To by� jednak dopiero pocz�tek ci�kich dni, kt�re nadchodzi�y. Wraz z kolegami zacz�� znajdowa� jak�� dziwn� dla mnie przyjemno�� w zn�caniu si� nade mn�. Jego rodzice nie reagowali na to. Nadal byli zapatrzeni w swoj� �latoro�l�. Czasami, kiedy wraca� ze szko�y i �asi�em si� do niego, �eby chocia� troch� mnie pog�aska� kopa� mnie w bok, kiedy� z�ama� mi nawet �ebro i mia�em trudno�ci z poruszaniem si�. Zros�o si�, co prawda, ale jeszcze od czasu do czasu, kiedy biegn� i zm�cz� si� dokucza mi b�l. Pewnego razu wr�ci� do domu i jak co dzie� podszed�em z pokorn� min� do niego aby mnie pog�aska�. Zrobi� to. My�la�em, �e oszalej� ze szcz�cia. Potem zabra� mnie na spacer. Szed� wraz z kolegami. Rozmawiali o czym� szeptem, by�o to chyba co� weso�ego, bo co chwila wybuchali �miechem. Potem jednak zrozumia�em, o co im chodzi�o. Dowi�zali mi do ogona sznurek, a na jego drugim ko�cu, umie�cili kilka puszek. Kiedy si� ruszy�em us�ysza�em za sob� ha�as. Zacz��em biec. Ha�as mnie nie opuszcza�, ca�y czas mnie goni� i s�ysza�em jeszcze oddalaj�ce si� ode mnie salwy �miechu. Nie wiem jak d�ugo bieg�em. W ko�cu jednak zgubi�em gdzie� sznurek dowi�zany do mojego ogona, ale by�em wyczerpany. W ko�cu jestem ju� stary. Wiedzia�em, �e si� zgubi�em i nie znajd� drogi do domu. Po�o�y�em si� spa� pod najbli�szym drzewem. Musia�em odpocz��. Przez kilka dni b��ka�em si� po mie�cie g�odny i wyczerpany. Zagl�da�em do �mietnik�w, maj�c nadziej�, �e znajd� co� do jedzenia. W ko�cu kiedy by�em ju� skrajnie wyczerpany i nie mia�em nawet si�y usta� o w�asnych si�ach podesz�o do mnie dw�ch m�czyzn w zielonych kombinezonach. W�o�yli mnie do klatki i przywie�li tutaj. Nie jest to co prawda najprzyjemniejsze miejsce, ale zawsze to jaki� dom. Stary ju� jestem i nie wiem ile jeszcze po�yj�.� Tak wi�c rozmawia� sobie pies z ostem wyp�akuj�c swoje �ale. Co kilka dni pies przyci�ga� misk� z wod� w pobli�e miejsca, gdzie r�s� oset i �ap� zagarniaj�c wod� podlewa� go. Prze�yli tak kilka dni, tygodni, miesi�cy. Pory roku zmienia�y si�. Pewnego jesiennego poranka pies nie poruszy� si� ju�, nie przyci�gn�� te� miski z wod� i nie podla� ostu. Oset patrzy� na nieruchome cia�o, kt�re le�a�o w klatce. Potem przyszli ludzie w zielonych kombinezonach i zabrali je. Klatka znowu by�a pusta. Kilka dni p�niej oset usech�.