Billington Rachel - Okazja do grzechu

Szczegóły
Tytuł Billington Rachel - Okazja do grzechu
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Billington Rachel - Okazja do grzechu PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Billington Rachel - Okazja do grzechu PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Billington Rachel - Okazja do grzechu - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Rachel Billington Okazja do grzechu Tom Całość w 5 tomach Polski Związek Niewidomych Zakład Wydawnictw i Nagrań Warszawa 1991 Przełożyła Anna Mysłowska Tłoczono w nakładzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9, pap. kart. 140 g kl. III_Bą1, Przedruk z Wydawnictwa "Pax", Warszawa 1989 Pisał R. Sitarczuk Korekty dokonały K. Markiewicz Strona 2 i K. Kopińska "- Miłość... - powtórzyła powoli z głębi serca i nagle, w tej właśnie chwili, kiedy wreszcie odczepiła koronkę, dodała: - Dlatego nie lubię tego słowa, że dla mnie znaczy zbyt wiele, znacznie więcej, niż pan może sobie wyobrazić! I popatrzyła na niego badawczo. - Do widzenia!" (Lew Tołstoj, "Anna Karenina") Kevinowi z wyrazem miłości I Laura wiedziała, że chwila nie była stosowna na tak radosny nastrój. Ale słońce świeciło, jak gdyby to był maj, nie marzec, a za oknem mknącego pociągu ciągnął się kobierzec dzikich krokusów. Cóż mogła poradzić, że czuła się szczęśliwa? Jechała przecież na wieś. Chociaż była to podróż na spotkanie z cierpieniem i porażką. Usiadła wygodnie w rogu przedziału i zaczęła poważnie zastanawiać się nad sytuacją. Jechała na prośbę brata, który chciał, żeby odwiodła od opuszczenia domu jego żonę, od dawna udręczoną ich małżeństwem. Poczuła na twarzy ciepło promieni słonecznych. Przymknęła powieki. Natychmiast przed oczyma pojawiła jej się wesoła buzia wychodzącego do szkoły synka, w chwili gdy na Strona 3 pożegnanie machała mu ręką. Z czułością pomyślała o jego ciemnych oczach i niesfornej gęstej czuprynie. Nie można powstrzymać uśmiechu, kiedy się myśli o Nicku. Musi go zaprowadzić do fryzjera. Poczuła wyrzuty sumienia. Czyżby była całkiem pozbawiona serca? Podniosła powieki i usiadła prosto z surowym wyrazem twarzy. Biedna Katie. Po sześciu latach małżeństwa czworo dzieci i mąż, który nie rozumie, co oznacza słowo wierność. To zadziwiające, żeby brat i siostra mieli tak odmienne postawy życiowe. Dla niej wierność małżeńska nie stanowiła najmniejszego problemu. Przeciwnie, dawała przyjemne poczucie bezpieczeństwa. Możliwe nawet, że poczytywała ją sobie za zasługę. Zmarszczyła brwi. Ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie niezadowolenia z siebie. Chwilami zdawała sobie sprawę, że ma skłonność do megalomanii. Nagle słońce znikło. Pociąg wjechał w tunel i Laura zaczęła się przyglądać odbiciu swojej twarzy w szybie. Nie była brzydka. Odkąd pamięta, była zadowolona ze swego wyglądu, nawet kiedy była małą pulchną dziewczynką. Teraz mówiono o niej, że jest piękna. Może to nie jest takie istotne. Możliwe, że człowiek potrafi z czasem polubić własną brzydotę. Wpatrywała się w swoje odbicie. Włosy ciemne, wijące Strona 4 się, takie jak Nicka. Nos wąski, długi. Oczy niebieskie, choć tego oczywiście nie było widać w szybie. Cera jasna, choć tego także nie można było zobaczyć w oknie. Twarz okrągła, zadziwiająco okrągła jak na kobietę w jej wieku. Smukła, długa podobnie jak nos szyja i pełny jak policzki biust. Cóż za długi tunel. Odsunęła się od okna. Postarzała się, przybrała na wadze. Naprawdę nie miała być z czego dumna. Usiadła wygodniej i zaczęła się przyglądać paznokciom. W świetle jarzeniowych lamp przedziału wydawały się zielonkawe. Nicki rósł i tylko patrzeć, jak zacznie żyć własnym życiem. Pracowała zawodowo, bo było jej z tym dobrze. Podobnie traktowała małżeństwo. Stukot kół zmienił się i pociąg wypadł z tunelu na roziskrzone słońce. W jednej chwili ogarnął ją poprzedni nastrój beztroskiego szczęścia. Było jej dobrze. Nie miała sobie nic do zarzucenia. Dom zostawiła zadbany i zorganizowany. W bawialni stały anemony. Na kuchni spokojnie dogotowywała się kolacja Milesa, Maria, gosposia, gotowa była dogadzać Nickowi od chwili powrotu ze szkoły średniej. Wreszcie jej własna praca starannie uporządkowana, wszystko pospinane spinaczami bądź ułożone w kartotekach. Wszędzie porządek, wszędzie spinacze i kartoteki. Pociąg zaczął zwalniać. Stoki wzgórz i pola zastąpiły Strona 5 pastwiska i ogrody. Z rzadka rozrzucone domy stopniowo stały się tarasowato zabudowanym prowincjonalnym miasteczkiem. W jego centrum, na niewielkim wzniesieniu górował nad domami i ulicami okazały kościół. Lśnił i złocił się w słońcu. Harmonia całości robiła na Laurze ogromnie przyjemne wrażenie. Uśmiechnęła się porozumiewawczo do pięknego widoku. Pociąg wtoczył się na stację. Znowu był osłonięty od słońca, choć tym razem tylko częściowo znajdował się w cieniu. Nad torem przerzucony był pomost. Wagon Laury stanął naprzeciw tego wiaduktu. Po stopniach schodziła starsza pani i młodszy od niej mężczyzna. W jednej ręce niósł walizkę, drugą podtrzymywał za ramię swoją towarzyszkę. W przeciwieństwie do większości osób, które na widok czekającego pociągu przyspieszały kroku, oni szli spokojnie. Byli parą zwracającą na siebie uwagę, oboje słusznego wzrost, postawni i pewni siebie. Matka i syn. Byli teraz bliżej, na peronie, światło przesączające się przez szpary wiaty kładło się prążkowanym deseniem na twarzy mężczyzny. Cerę miał ogorzałą, szeroko rozstawione kości policzkowe, wydatny nos, duże oczy, niskie czoło i szczeciniaste, krótko przycięte jasne włosy. Był to ten typ bardzo męskiej twarzy, który nigdy Laury nie pociągał. Otworzywszy drzwi wagonu o Strona 6 kilka metrów od przedziału Laury wstawił walizkę do środka. Rozległ się gwizdek i zawiadowca machnął chorągiewką. Powinni się szybko żegnać. Matka nadstawiła twarz do pocałunku. Syn pochyliwszy sią ujął ją za ramiona i zdecydowanym ruchem pocałował w jeden policzek, a potem w drugi. Laura potrafiła sobie wyobrazić, jakim uśmiechem zareagowała matka na ten objaw synowskiej serdeczności. Drzwi zamknęły się z trzaskiem. Jak ona sobie poradzi z walizką? Może syn nie był jednak nazbyt czuły. Może to przez niego przyszła na pociąg tak późno, a teraz została w kłopotliwej sytuacji. Pociąg powoli zaczynał się oddalać. Wyprostowana sylwetka młodego mężczyzny na peronie zmniejszała się coraz bardziej. Miał na sobie krótką narciarską kurtkę. Zapewne opalił się jeżdżąc w słońcu na nartach. Kobieta weszła głębiej do wagonu, a Laura sięgnęła po książkę. - Czy to miejsce jest zajęte? - Bardzo przepraszam. - Laura zabrała swój płaszcz i kobieta usiadła naprzeciw niej. Ubrana była w płaszcz z tweedu, gęsto przeplatanego różową i bladofioletową nicią. Taki sam lekko fioletowy odcień miały jej siwe włosy. Granatowe pantofle, w ręku identycznego koloru torebka. Laura uznała, że był to strój zbyt elegancki jak na podróż z jednego prowincjonalnego miasteczka do Strona 7 drugiego. - Kazałam sobie uszyć ten płaszcz w Irlandii. - Przepraszam. Byłam zbyt bezceremonialna? - Laura czuła, że oblewa się rumieńcem. - Wybieram zwykle skromniejszy płaszcz na takie małe okazje, ale działa to na mnie ogromnie przygnębiająco. - Ja też mam jedną suknię, w której zawsze czuję się szczęśliwa - powiedziała Laura z entuzjazmem, który miał być poniekąd zadośćuczynieniem za jej krytyczne myśli. - Stroje są źródłem wielkiej radości - oświadczyła kobieta z całą powagą. - Mój mąż twierdzi, że szukam tylko tego, co mi sprawia przyjemność. - Mężowie zawsze wygłaszają tego rodzaju uwagi - uśmiechnęła się kobieta. - Co prawda nie powinnam sobie rościć pretensji do zbytniej wiedzy na ten temat. Od dwudziestu lat jestem wdową. Laura pomyślała o młodym mężczyźnie. O pocałunku. - Mężczyzna, który mnie odprowadzał, to mój syn. Mój jedyny syn. Zdolność nieznajomej do czytania w jej myślach wprawiła Laurę w zakłopotanie. Miała ponadto uczucie, że jest coś dziwnego w otwartości, z jaką obie z sobą rozmawiają. Mimo to wyznała: - Ja także mam tylko jednego syna. - OO. - Ma siedem lat. Jest, jest... niezwykle udany! - Czuła przebiegający po jej twarzy uśmiech szczęśliwej właścicielki, wiedziała, że może się wydać śmieszna. Nie próbowała go jednak powstrzymać, wyczuwając, że matka jedynaka Strona 8 musi ją rozumieć. Na twarzy nieznajomej nie było uśmiechu. - Jestem bardzo dumna z Martina, ale daleko mu do doskonałości. Nie jest dobrze być w za bliskich stosunkach z synem. Wytwarza się wtedy nastrój zbyt poufały, odarty z szacunku. Laurze zrobiło się gorąco z zażenowania. Zdała sobie sprawę, jak zimna i oschła była ta kobieta. Jej głos miał jakąś odpychającą ostrość, której poprzednio nie zauważyła. Zmyliła ją ta rozmowa o płaszczu. Sięgnęła po książkę zdobywając się jednocześnie na uprzejmy uśmiech. - Tak, sądzę, że tak jest, w istocie. Pani ma więcej doświadczenia. Nieznajoma odwzajemniła uśmiech, biorąc ze stolika "Daili Telegraph", który tam uprzednio położyła. Obie panie zaczęły czytać. Słońce świeciło nadal, choć jasne chmury zaczynały już zasnuwać błękit nieba. Ale radosny nastrój Laury ulotnił się bezpowrotnie. Oczy utkwione w książce nic nie widziały. Myślała o chaosie i histerii, jakie ją czekają lada chwila. Chciałaby przekonać Johna, że powinien przyrzec zmianę w swym postępowaniu, a Katie, że nie powinna opuszczać domu. Będzie to jednak wyczerpujące i przykre. Pociąg zwalniał przed kolejną stacją. Ostatnią przed tą, na której wysiada. Stał tylko przez Strona 9 chwilę, po czym znowu ruszył dalej, tym razem dokładnie na zachód, prosto w łunę pozostawioną przez zachodzące słońce. Laura nie zauważyła, kiedy zaszło, połykane stopniowo przez pasmo wzgórz. Wkrótce zapadnie mrok. Już teraz w wagonie było na tyle ciemno, że światło lamp jaśniało pełnym blaskiem. Laura wsunęła książkę do torby i wstała, żeby włożyć płaszcz. Pociąg stopniowo pustoszał, była w nim teraz może czwarta część pierwotnej liczby podróżnych. Przeszła na drugą stronę wagonu i wyjrzała przez okno. Wjeżdżali na stację Newton Abbot, gdzie stał już John ze znękanym wyrazem twarzy i krążącą wókół niego dwójką starszych dzieci. - Jest, przyjechała! Tam! Tam! Nie tam! Och, tatusiu! - Johnny! - zawołała Laura ze swego okna. Biedny Johnny. Nie było dziś śladu jego zwykłej witalności. Nawet włosy jak gdyby przerzedziły mu się na czubku głowy. - Och! - Maddy, najstarsza córeczka, starając się sięgnąć do drzwi Laury, upadła na peron. - Uradowali się pani widokiem. - Starsza pani podeszła, stając za jej plecami. - Powinny być w łóżku. - Laura rzuciła okiem za siebie, po czym znowu obserwowała, jak jej mała bratanica podnosi się z płaczem, wyraźnie zmęczona. W tej chwili kobieta za plecami była znowu tylko nieznajomą. Strona 10 Pociąg zatrzymał się. Wyskoczyła tak samo zadowolona, że go opuszcza, jak przed godziną, że do niego wsiada. John objął ją ramionami. - Chwała Bogu, jesteś! Maddy, już uspokojona, i jej młodsza siostrzyczka Honour podskakiwały uwieszone u jej ręki, Laura oswobodziła się z tych uścisków. - Czy nie zechciałbyś wziąć walizki tej...? - Waliza nieznajomej była ciężka. - Bardzo panu dziękuję. Kiedy starsza pani znalazła się na peronie, dziewczynki zdążyły się już trochę uspokoić. - O, widzę bagażowego, nie chcę pani dłużej przeszkadzać. - Nieznajoma uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę. - Może się jeszcze kiedyś spotkamy. - Może. - Laura szybko wymieniła uścisk dłoni. Za ich plecami pociąg już ruszył. - Czy mogę cię trzymać za rękę, ciociu Lauro? John, jedną ręką objąwszy Laurę za ramiona, w drugiej niósł jej podróżną torbę. Dziewczynki walczyły o dostęp do jej dłoni. Wolnym krokiem posuwali się wzdłuż peronu. Laurze przyszło na myśl, że jakkolwiek źle postąpiłby John, nie może to mieć wpływu na jej uczucia dla niego. Na próby usprawiedliwiania go. Bliższa ciału koszula niż sukmana. Czy Katie musiała mieć aż tyle dzieci? I to w tak krótkim czasie. Z pewnością niezbyt Strona 11 zabawne być młodym mężczyzną i mieć żonę, która jest wiecznie zajęta i nie można się z nią nigdzie ruszyć. Odkąd pamiętam, Katie zawsze była w ciąży, od poślubnej nocy, ciągle albo karmiła piersią, albo była w ciąży. Biedny John! Uśmiechnęła się do niego. Patrzyła w twarz podobną do jej własnej, na ciemne wijące się włosy, rumianą cerę, niebieskie oczy, pełne policzki. Miła, pogodna twarz - naturalnie w zwykłych warunkach. - Najlepiej będzie, jak ci od razu powiem najgorsze. - Zażenowany odwrócił wzrok od jej uważnych, przyjaznych oczu. - Nie może być aż tak źle. Tak czy inaczej ciągle jeszcze jesteś w domu. - Tylko dlatego, że beze mnie nie dałaby sobie rady. Zastępuję niańką. - A tamta idiotka już odeszła? - To właśnie przez nią ten cały kłopot. - Co masz na myśli? - Paskudne podejrzenie kazało Laurze znowu spojrzeć mu prosto w oczy. Dostrzegła na niej jeszcze większe poczucie winy. - Och, nie, Johnny! Tylko nie ona! Nie możesz być taki... taki głupi! Kiedy podchodzili do domu, wszędzie panowały ciemności. Zgaszone światła nad drzwiami wejściowymi, to samo w kuchni, gdzie nawet firanki nie były zaciągnięte. Normalnie o tej porze Katie krzątałaby się Strona 12 tutaj, z niemowlęciem na biodrze podgrzewałaby mleko dla jednego dziecka, nalewała kaszkę dla drugiego, przygotowywała kolację czy sortowała czystą bieliznę. Gdzieś w głębi domu ślamazarnie robiłaby coś ostatnio przyjęta do pomocy dziewczyna. Laura przypomniała sobie Hildę, królową tych apatycznych pomocnic. - Jakież to pospolite! Z dziewczyną do pomocy! Maddy i Honour mrugając stały oślepione nagle zapalonym światłem. - Widzę, że Katie schodziła na dół. - John przygnębionym wzrokiem lustrował elektryczną kuchnię "Aga" i rondelek z odrobiną mleka. - Wzięła mleko dla Tobiego. Nie zawracała sobie nawet głowy umyciem garnuszka. - Już nie karmi go piersią? - Twierdzi, że po tych wiadomościach straciła pokarm. Nie znaczy to, że się do mnie odzywa. Ale z wyrazu jej oczu doskonale wiem, co myśli. Zawsze uważałem, że ma piękne oczy. Chyba właśnie dla tych oczu się z nią ożeniłem. A teraz są dla mnie torturą. Smutne, wielkie czarne oczy! Laura westchnęła. - Będzie lepiej, jak położę dzieciaki do łóżka, zanim się całkiem rozbudzą. - I tak ci o tym opowie. Nic jej nie powstrzyma. Usłyszysz całą litanię moich nowych grzechów, poczynając od sposobu, w jaki jem przy stole. - A kończąc na tym, jak uwodzisz służące. Idąc na górę tylnymi schodami i co chwila popychając usypiające na stojąco Strona 13 dziewczynki, Laura usłyszała na dole otwieranie kredensu. John naleje sobie teraz dużą whisky. Sama nie miałaby nic przeciwko szklaneczce czegoś mocniejszego. Ale nie pora na to. Łazienka, ubikacja, łóżko. Rozbierając różowe, gładkie ciałka i wciągając piżamy na rączki i nóżki, Laura znów pomyślała o Nicku. Wszystkie dzieci są piękne, kiedy leżą w łóżeczkach. Odgarnęła z czółek długie włosy bratanic i pomyślała, że należy im się mycie. Zapewne myła je ostatnio Hilda, zanim jeszcze ujawniła szczęśliwą nowinę. Prawdopodobnie sama wygadała się z tą wiadomością. A może Katie się domyśliła? Sypialnia Katie znajdowała się w drugim końcu domu. Laura nie doszła jeszcze do drzwi, kiedy usłyszała płacz dziecka. Zapukała. - Kto tam? - głos Katie był ochrypły od łez. - To ja, Laura. - Ach, Laura! - Drzwi się otworzyły i Laura poczuła się ze wszystkich stron osaczona przez krzyk niemowlęcia w ramionach szlochającej matki. - Tak bardzo chciałam, żebyś przyjechała. Nie potrafię ci opowiedzieć, jakie to wszystko okropne. Johnny jest potworem, bydlakiem. W tym domu - miał ją tutaj! Przekradał się chyłkiem tym korytarzem. Tuż obok drzwi pokoiku Maddy i Honour. Każdej chwili któraś z dziewczynek mogła się obudzić i natknąć na nich. Przerażające, kiedy sobie człowiek to Strona 14 wyobrazi. Teraz już koniec. Koniec. Do tej pory mu wybaczałam. Wiesz, że przebaczałam. Sama mnie do tego namawiałaś. Kiedy byłam w zaawansowanej ciąży. Ale tu, w tym domu... Przy dzieciach! W końcu własne łzy i płacz dziecka nie pozwoliły jej dalej mówić. Laura objęła ją wpół i zaprowadziła do łóżka. - Kochanie, usiądź tutaj. Usiądź, a Tobiego daj mnie. Już nakarmiony? Laura czuła, że przede wszystkim trzeba uspokoić dziecko, ale jej pytanie wołało w Katie nowy atak płaczu. - Nie chce tknąć butelki. Próbuję bez przerwy. Po prostu nie chce. Wypluwa smoczek. Płacze, bo jest głodny. Nie ssie od wczoraj. To wszystko jest takie okropne! Cii... kochanie, uspokój się. - Gdzie jest butelka? - Nie wiem. Pod łóżkiem. Może gdzie indziej. Nie znoszę samego widoku tej butelki. Miałam zamiar karmić go sama do czasu, kiedy zacznie pić z kubeczka, tak jak to robiłam ze wszystkimi dziećmi, ale po tym, co się stało, straciłam pokarm. Och... och... - Jesteś pewna? - Czego pewna? - Katie spojrzała na Laurę. Po jej mokrej od łez twarzy przemknął leciutki błysk nadziei. - Wyglądasz, jakbyś tę bluzkę miała rozsadzić. - Są prawdziwą torturą. Jak kamienie. Nie mogę zasnąć, kiedy Strona 15 są takie twarde. - Więc dlaczego nie próbujesz go karmić? Spróbuj jeszcze raz. Połóż się do łóżka, a ja ci go podam. - Sądzisz, że mogę mieć pokarm? - Twarz Katie rozjaśniła się. - Jestem tego pewna. - Cóż, właściwie mogę spróbować. Katie obróciła się, żeby wejść do łóżka, i dopiero wtedy Laura spostrzegła w nim trzecią dziewczynkę, Harriet, pogrążoną w głębokim śnie. - Dotrzymuje mi towarzystwa. Katie ułożyła sią wygodnie i rozpięła bluzkę. Wyciągnęła ręce po dziecko. I buzią, i rączkami Toby gwałtownie szukał piesi, wreszcie przywarł do niej mocno. W jednej chwili rozkrzyczana kruszynka istnego nieszczęścia przemieniła się w miękki kłębuszek zadowolenia. Katie westchnęła głęboko. - Jak ja uwielbiam niemowlęta. Laura przyniosła krzesło, żeby usiąść przy łóżku. Cisza była teraz tak samo dojmująca, jak przedtem hałas. Katie znowu zaczęła ładnie wyglądać, długie kasztanowate włosy wiły się spływając po nagich ramionach, z brązowych oczu, dla których Johnny ją poślubił, biło ciepło i miłość. Oby tylko stosunki w ich małżeństwie udało się doprowadzić do ładu równie łatwo, jak to poszło z Tobym. Laura znowu zaczęła myśleć serdeczniej o Johnie. Trudno Strona 16 sobie wyobrazić osobę bardziej wyobcowaną z kręgu bliskich niż młoda matka. Powinna skłonić Katie, by spojrzała na Johna jak na jeszcze jedno dziecko, także domagające się od niej miłości. Ale cóż, Katie sama była taka młoda, widziała w Johnie mężczyznę dojrzałego i życiowo wyrobionego. Poważała go. Chciała patrzeć na niego jak na męża - a nie matkować mu. - Gdyby cię Johnny mógł widzieć w tej chwili, jeszcze raz zakochałby się w tobie bez pamięci. - Nic nie mów o tym łajdaku! On nie ma pojęcia, co to jest miłość. Nigdy nie miał. I nigdy nie będzie miał. Miłość to dla niego tylko seks. Jeżeli chodzi o mnie, to może mieć tego seksu, ile mu się podoba i z kim mu się podoba, byle nie zbliżał się do mnie i do moich dzieci. Laura uznała, że Katie czuje się znacznie lepiej. Jej oskarżycielska tyrada nie przeszkodziła maleństwu w miarowym ssaniu. Gdyby nabrała przeświadczenia o swojej przewadze w małżeństwie, szanse na przebaczenie Johnowi znacznie by się zwiększyły. - Nie chciałabyś mi opowiedzieć, co się stało? - To bardzo proste. Hilda miała dzień wolny, więc pojechała do Londynu, a kiedy wróciła, zapytałam ją, czy miło spędziła czas. Na co ona wybuchnęła płaczem i wyznała mi, że czuje się bardzo nieszczęśliwa, gdyż między nią a Strona 17 panem Bowles wydarzyło się coś okropnego. A przecież ona go nie kocha, mnie i dzieci kocha znacznie bardziej od niego, w ogóle nie rozumie, jak to się stało, no i jest bardzo nieszczęśliwa. W tym momencie Katie zaczęła znowu tracić panowanie nad sobą. Nie chcąc sią z tym zdradzić, przełożyła dziecko do drugiej piersi. Czynność ta uspokoiła ją na tyle, że mogła ciągnąć swoją opowieść. - Z początku nie zrozumiałam, o co chodzi. Myślałam, że urządził jej awanturę i teraz ona chce odejść. Ostatecznie przepracowała cztery miesiące, jak na mnie, to rekord. Wtedy ona powiedziała jaśniej, co się stało - nie będę ci tego powtarzała, bo nie mogę znieść nawet samej myśli o tym - jednak wciąż jej nie wierzyłam. Powiedziałam, żeby włączyła pralkę czy coś w tym rodzaju, a swoje chore urojenia zachowała dla siebie. Ale potem oczywiście nie mogłam wytrzymać, żeby nie zadzwonić do Johna. Opowiedziałam o tym w formie żartobliwej. Już w pierwszej chwili, kiedy się odezwał, wiedziałam. Wiedziałam, że to jest prawda. Wtedy zeszłam na dół i nad tymi brudnymi pieluchami sklęłam i zwymyślałam ją od ostatnich. Przynajmniej miała dość wstydu, żeby się natychmiast spakować i ulotnić... Wiedziałam, że Johnny przyjedzie najszybciej, jak będzie mógł. Zostawiłam mu więc Strona 18 w kuchni na stole karteczkę, że ma odebrać ze szkoły i zająć się dziewczynkami. Poza tym, że dwoje młodszych dzieci zatrzymuję przy sobie i nie chcę go więcej widzieć ani z nim rozmawiać, że zadzwonię do mojego adwokata, niech rano wnosi pozew rozwodowy. Wszystko to się działo wczoraj, w sobotę, więc adwokata nie było w domu, dzisiaj jest niedziela, ale jutro będzie to pierwsza rzecz, jaką zrobię. No i widzisz, koniec małżeństwa, po sześciu latach bez dwóch dni - we wtorek jest rocznica naszego ślubu, dzieci przygotowywały piękną laurkę - czwórka dzieci. Mężczyźni to zwierzęta. Samolubne, bezmyślne, zepsute zwierzęta! Skończyła z nutą tryumfu w głosie. Laura zastanowiła się, czy odpowiada jej pogląd, że mężczyźni to bestie. Odsunęła od siebie te myśli, uznając je za jałowe. - Ale jak sobie dasz radę sama? - Co? Zaskoczona mina Katie uświadomiła Laurze, że wyobraźnia jej bratowej nie wyszła poza sam gest zerwania małżeństwa. Będzie lepiej nie poruszać dalej tego tematu. Zmieniła taktykę. - A jak się tłumaczył John? - Wiem, co zaszło. Przespał się z moją służącą. To chyba wystarczy? Nie chcę o tym nic więcej słyszeć. Nie muszę wiedzieć więcej. - Mówiłaś przedtem, że kochali się ze sobą tutaj, w tym domu. Tuż obok dziewczynek. Skąd o tym wiesz? - Mogę to sobie chyba łatwo wyobrazić. - Energicznym ruchem wyprostowała się na łóżku, Strona 19 jednocześnie bardzo delikatnie odejmując dziecko od piersi. - Dlaczego mnie urządzasz takie przesłuchanie? Nie jestem tu stroną winną. - Przepraszam cię. - Laura wyciągnęła ręce do rozkosznie przeciągającego się, sytego malucha. - Czy mam go potrzymać, żebyś się mogła doprowadzić do porządku? - Tak, dziękuję. Jeszcze mu się nie odbiło. Położywszy dziecko pełnym brzuszkiem na swojej dłoni, Laura zaryzykowała jeszcze jedną próbę: - Pytam cię, bo chciałam zwrócić ci uwagą na fakt, czy rozważyłaś możliwość, że był to przypadek odosobniony? Wtedy w Londynie, kiedy Johnny był sam w tamtym mieszkaniu. - Naprawdę myślała jednak o tym, żeby ustalić, czy była to wersja Johna, czy istotnie tak się zdarzyło. - Odosobniony przypadek! A czy to nie wystarczy? - Ale chociaż w głosie Katie brzmiała zawziętość, nie uszło uwagi Laury, że opadła na poduszkę jak gdyby zrezygnowana lub co najmniej bardzo wyczerpana. Ostatecznie zdarzało się to już przedtem. Wtedy się z tym godziła. Laura podniosła się. - Może trochę poleżysz? Umyj się, włóż nocną koszulę, a ja przyniosę ci do łóżka kolację. - A Toby? Trzeba go przebrać, przedtem umyć... - Katie poderwała się zaniepokojona. Strona 20 - Dobrze. Dobrze. Nie ukradnę ci go. Katie uśmiechnęła się. Po raz pierwszy szczerze się uśmiechnęła, po czym z powrotem opadła na poduszki. - Lauro! Jesteś wspaniała. Trzymając w ramionach niemowlę, Laura ruszyła w kierunku drzwi. - Pomimo że masz okropnego brata! - Katie uśmiechnęła się znowu. Laura także miała uśmiech na twarzy. Zamknęła za sobą drzwi zmęczona, ale z uczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Teraz do Johna, aplikując mu wyważoną dawkę perswazji, żeby okazał skruchę i umocnił swoje zasady. Może da się złapać w pułapkę na widok swego syna i dziedzica. Toby jest taki słodki. Laura dotknęła małego noska dostając w nagrodę szeroki uśmiech bezzębnych usteczek. Raz jeszcze pobiegła myślami do własnego synka, otulonego i spokojnie śpiącego w swoim łóżeczku. Pomyślała, że nie ma dla niej nic droższego na świecie nad szczęście jej syna. II Laura zamierzała zatrzymać się u Katie dzień czy dwa. Lubiła być u siebie, we własnym domu. Ale we środę ciągle jeszcze była na wsi. John odjechał do Londynu jak zwykle w poniedziałek wczesnym rankiem. Dystans między małżonkami zacznie się teraz zmniejszać. Wyjazd Laury uzależniony był