Billington Rachel - Okazja do grzechu
Szczegóły |
Tytuł |
Billington Rachel - Okazja do grzechu |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Billington Rachel - Okazja do grzechu PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Billington Rachel - Okazja do grzechu PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Billington Rachel - Okazja do grzechu - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Rachel Billington
Okazja do grzechu
Tom
Całość w 5 tomach
Polski Związek Niewidomych
Zakład Wydawnictw i Nagrań
Warszawa 1991
Przełożyła Anna Mysłowska
Tłoczono w nakładzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9,
pap. kart. 140 g kl. III_Bą1,
Przedruk z Wydawnictwa
"Pax",
Warszawa 1989
Pisał R. Sitarczuk
Korekty dokonały
K. Markiewicz
Strona 2
i K. Kopińska
"- Miłość... - powtórzyła
powoli z głębi serca i nagle, w
tej właśnie chwili, kiedy
wreszcie odczepiła koronkę,
dodała: - Dlatego nie lubię tego
słowa, że dla mnie znaczy zbyt
wiele, znacznie więcej, niż pan
może sobie wyobrazić! I
popatrzyła na niego badawczo. -
Do widzenia!"
(Lew Tołstoj,
"Anna Karenina")
Kevinowi z wyrazem miłości
I
Laura wiedziała, że chwila nie
była stosowna na tak radosny
nastrój. Ale słońce świeciło,
jak gdyby to był maj, nie
marzec, a za oknem mknącego
pociągu ciągnął się kobierzec
dzikich krokusów. Cóż mogła
poradzić, że czuła się
szczęśliwa? Jechała przecież na
wieś. Chociaż była to podróż na
spotkanie z cierpieniem i
porażką.
Usiadła wygodnie w rogu
przedziału i zaczęła poważnie
zastanawiać się nad sytuacją.
Jechała na prośbę brata, który
chciał, żeby odwiodła od
opuszczenia domu jego żonę, od
dawna udręczoną ich małżeństwem.
Poczuła na twarzy ciepło
promieni słonecznych. Przymknęła
powieki. Natychmiast przed
oczyma pojawiła jej się wesoła
buzia wychodzącego do szkoły
synka, w chwili gdy na
Strona 3
pożegnanie machała mu ręką. Z
czułością pomyślała o jego
ciemnych oczach i niesfornej
gęstej czuprynie. Nie można
powstrzymać uśmiechu, kiedy się
myśli o Nicku. Musi go
zaprowadzić do fryzjera.
Poczuła wyrzuty sumienia.
Czyżby była całkiem pozbawiona
serca?
Podniosła powieki i usiadła
prosto z surowym wyrazem twarzy.
Biedna Katie. Po sześciu latach
małżeństwa czworo dzieci i mąż,
który nie rozumie, co oznacza
słowo wierność. To zadziwiające,
żeby brat i siostra mieli tak
odmienne postawy życiowe. Dla
niej wierność małżeńska nie
stanowiła najmniejszego
problemu. Przeciwnie, dawała
przyjemne poczucie
bezpieczeństwa. Możliwe nawet,
że poczytywała ją sobie za
zasługę.
Zmarszczyła brwi. Ogarnęło ją
nieprzyjemne uczucie
niezadowolenia z siebie.
Chwilami zdawała sobie sprawę,
że ma skłonność do megalomanii.
Nagle słońce znikło. Pociąg
wjechał w tunel i Laura zaczęła
się przyglądać odbiciu swojej
twarzy w szybie. Nie była
brzydka. Odkąd pamięta, była
zadowolona ze swego wyglądu,
nawet kiedy była małą pulchną
dziewczynką. Teraz mówiono o
niej, że jest piękna. Może to
nie jest takie istotne. Możliwe,
że człowiek potrafi z czasem
polubić własną brzydotę.
Wpatrywała się w swoje
odbicie. Włosy ciemne, wijące
Strona 4
się, takie jak Nicka. Nos
wąski, długi. Oczy niebieskie,
choć tego oczywiście nie było
widać w szybie. Cera jasna, choć
tego także nie można było
zobaczyć w oknie. Twarz okrągła,
zadziwiająco okrągła jak na
kobietę w jej wieku. Smukła,
długa podobnie jak nos szyja i
pełny jak policzki biust.
Cóż za długi tunel. Odsunęła
się od okna. Postarzała się,
przybrała na wadze. Naprawdę nie
miała być z czego dumna.
Usiadła wygodniej i zaczęła
się przyglądać paznokciom. W
świetle jarzeniowych lamp
przedziału wydawały się
zielonkawe. Nicki rósł i tylko
patrzeć, jak zacznie żyć własnym
życiem. Pracowała zawodowo, bo
było jej z tym dobrze. Podobnie
traktowała małżeństwo. Stukot
kół zmienił się i pociąg wypadł
z tunelu na roziskrzone słońce.
W jednej chwili ogarnął ją
poprzedni nastrój beztroskiego
szczęścia. Było jej dobrze. Nie
miała sobie nic do zarzucenia.
Dom zostawiła zadbany i
zorganizowany. W bawialni stały
anemony. Na kuchni spokojnie
dogotowywała się kolacja Milesa,
Maria, gosposia, gotowa była
dogadzać Nickowi od chwili
powrotu ze szkoły średniej.
Wreszcie jej własna praca
starannie uporządkowana,
wszystko pospinane spinaczami
bądź ułożone w kartotekach.
Wszędzie porządek, wszędzie
spinacze i kartoteki.
Pociąg zaczął zwalniać. Stoki
wzgórz i pola zastąpiły
Strona 5
pastwiska i ogrody. Z rzadka
rozrzucone domy stopniowo stały
się tarasowato zabudowanym
prowincjonalnym miasteczkiem. W
jego centrum, na niewielkim
wzniesieniu górował nad domami
i ulicami okazały kościół. Lśnił
i złocił się w słońcu. Harmonia
całości robiła na Laurze
ogromnie przyjemne wrażenie.
Uśmiechnęła się porozumiewawczo
do pięknego widoku.
Pociąg wtoczył się na stację.
Znowu był osłonięty od słońca,
choć tym razem tylko częściowo
znajdował się w cieniu. Nad
torem przerzucony był pomost.
Wagon Laury stanął naprzeciw
tego wiaduktu. Po stopniach
schodziła starsza pani i młodszy
od niej mężczyzna. W jednej ręce
niósł walizkę, drugą
podtrzymywał za ramię swoją
towarzyszkę. W przeciwieństwie
do większości osób, które na
widok czekającego pociągu
przyspieszały kroku, oni szli
spokojnie. Byli parą zwracającą
na siebie uwagę, oboje słusznego
wzrost, postawni i pewni siebie.
Matka i syn.
Byli teraz bliżej, na peronie,
światło przesączające się przez
szpary wiaty kładło się
prążkowanym deseniem na twarzy
mężczyzny. Cerę miał ogorzałą,
szeroko rozstawione kości
policzkowe, wydatny nos, duże
oczy, niskie czoło i
szczeciniaste, krótko przycięte
jasne włosy. Był to ten typ
bardzo męskiej twarzy, który
nigdy Laury nie pociągał.
Otworzywszy drzwi wagonu o
Strona 6
kilka metrów od przedziału Laury
wstawił walizkę do środka.
Rozległ się gwizdek i zawiadowca
machnął chorągiewką. Powinni się
szybko żegnać. Matka nadstawiła
twarz do pocałunku.
Syn pochyliwszy sią ujął ją za
ramiona i zdecydowanym ruchem
pocałował w jeden policzek, a
potem w drugi. Laura potrafiła
sobie wyobrazić, jakim uśmiechem
zareagowała matka na ten objaw
synowskiej serdeczności.
Drzwi zamknęły się z
trzaskiem. Jak ona sobie poradzi
z walizką? Może syn nie był
jednak nazbyt czuły. Może to
przez niego przyszła na pociąg
tak późno, a teraz została w
kłopotliwej sytuacji. Pociąg
powoli zaczynał się oddalać.
Wyprostowana sylwetka młodego
mężczyzny na peronie zmniejszała
się coraz bardziej. Miał na
sobie krótką narciarską kurtkę.
Zapewne opalił się jeżdżąc w
słońcu na nartach.
Kobieta weszła głębiej do
wagonu, a Laura sięgnęła po
książkę.
- Czy to miejsce jest zajęte?
- Bardzo przepraszam. - Laura
zabrała swój płaszcz i kobieta
usiadła naprzeciw niej. Ubrana
była w płaszcz z tweedu, gęsto
przeplatanego różową i
bladofioletową nicią. Taki sam
lekko fioletowy odcień miały jej
siwe włosy. Granatowe pantofle,
w ręku identycznego koloru
torebka. Laura uznała, że był to
strój zbyt elegancki jak na
podróż z jednego
prowincjonalnego miasteczka do
Strona 7
drugiego.
- Kazałam sobie uszyć ten
płaszcz w Irlandii.
- Przepraszam. Byłam zbyt
bezceremonialna? - Laura czuła,
że oblewa się rumieńcem.
- Wybieram zwykle skromniejszy
płaszcz na takie małe okazje,
ale działa to na mnie ogromnie
przygnębiająco.
- Ja też mam jedną suknię, w
której zawsze czuję się
szczęśliwa - powiedziała Laura z
entuzjazmem, który miał być
poniekąd zadośćuczynieniem za
jej krytyczne myśli.
- Stroje są źródłem wielkiej
radości - oświadczyła kobieta z
całą powagą.
- Mój mąż twierdzi, że szukam
tylko tego, co mi sprawia
przyjemność.
- Mężowie zawsze wygłaszają
tego rodzaju uwagi - uśmiechnęła
się kobieta. - Co prawda nie
powinnam sobie rościć pretensji
do zbytniej wiedzy na ten temat.
Od dwudziestu lat jestem wdową.
Laura pomyślała o młodym
mężczyźnie. O pocałunku.
- Mężczyzna, który mnie
odprowadzał, to mój syn. Mój
jedyny syn.
Zdolność nieznajomej do
czytania w jej myślach wprawiła
Laurę w zakłopotanie. Miała
ponadto uczucie, że jest coś
dziwnego w otwartości, z jaką
obie z sobą rozmawiają.
Mimo to wyznała: - Ja także
mam tylko jednego syna.
- OO.
- Ma siedem lat. Jest, jest...
niezwykle udany! - Czuła
przebiegający po jej twarzy
uśmiech szczęśliwej
właścicielki, wiedziała, że może
się wydać śmieszna. Nie
próbowała go jednak powstrzymać,
wyczuwając, że matka jedynaka
Strona 8
musi ją rozumieć.
Na twarzy nieznajomej nie było
uśmiechu.
- Jestem bardzo dumna z
Martina, ale daleko mu do
doskonałości. Nie jest dobrze
być w za bliskich stosunkach z
synem. Wytwarza się wtedy
nastrój zbyt poufały, odarty z
szacunku.
Laurze zrobiło się gorąco z
zażenowania. Zdała sobie
sprawę, jak zimna i oschła była
ta kobieta. Jej głos miał jakąś
odpychającą ostrość, której
poprzednio nie zauważyła.
Zmyliła ją ta rozmowa o
płaszczu. Sięgnęła po książkę
zdobywając się jednocześnie na
uprzejmy uśmiech. - Tak, sądzę,
że tak jest, w istocie. Pani ma
więcej doświadczenia.
Nieznajoma odwzajemniła
uśmiech, biorąc ze stolika
"Daili Telegraph", który tam
uprzednio położyła. Obie panie
zaczęły czytać.
Słońce świeciło nadal, choć
jasne chmury zaczynały już
zasnuwać błękit nieba. Ale
radosny nastrój Laury
ulotnił się bezpowrotnie.
Oczy utkwione w książce nic nie
widziały. Myślała o chaosie i
histerii, jakie ją czekają lada
chwila. Chciałaby przekonać
Johna, że powinien przyrzec
zmianę w swym postępowaniu, a
Katie, że nie powinna opuszczać
domu. Będzie to jednak
wyczerpujące i przykre.
Pociąg zwalniał przed kolejną
stacją. Ostatnią przed tą, na
której wysiada. Stał tylko przez
Strona 9
chwilę, po czym znowu ruszył
dalej, tym razem dokładnie na
zachód, prosto w łunę
pozostawioną przez zachodzące
słońce. Laura nie zauważyła,
kiedy zaszło, połykane stopniowo
przez pasmo wzgórz. Wkrótce
zapadnie mrok. Już teraz w
wagonie było na tyle ciemno, że
światło lamp jaśniało pełnym
blaskiem.
Laura wsunęła książkę do torby
i wstała, żeby włożyć płaszcz.
Pociąg stopniowo pustoszał, była
w nim teraz może czwarta część
pierwotnej liczby podróżnych.
Przeszła na drugą stronę wagonu
i wyjrzała przez okno.
Wjeżdżali na stację Newton
Abbot, gdzie stał już John ze
znękanym wyrazem twarzy i krążącą
wókół niego dwójką starszych
dzieci.
- Jest, przyjechała! Tam! Tam!
Nie tam! Och, tatusiu!
- Johnny! - zawołała Laura ze
swego okna. Biedny Johnny. Nie
było dziś śladu jego zwykłej
witalności. Nawet włosy jak
gdyby przerzedziły mu się na
czubku głowy.
- Och! - Maddy, najstarsza
córeczka, starając się sięgnąć
do drzwi Laury, upadła na peron.
- Uradowali się pani widokiem.
- Starsza pani podeszła, stając
za jej plecami.
- Powinny być w łóżku. - Laura
rzuciła okiem za siebie, po czym
znowu obserwowała, jak jej mała
bratanica podnosi się z płaczem,
wyraźnie zmęczona. W tej chwili
kobieta za plecami była znowu
tylko nieznajomą.
Strona 10
Pociąg zatrzymał się.
Wyskoczyła tak samo
zadowolona, że go opuszcza, jak
przed godziną, że do niego
wsiada.
John objął ją ramionami. -
Chwała Bogu, jesteś!
Maddy, już uspokojona, i jej
młodsza siostrzyczka Honour
podskakiwały uwieszone u jej
ręki, Laura oswobodziła się z
tych uścisków.
- Czy nie zechciałbyś wziąć
walizki tej...? - Waliza
nieznajomej była ciężka.
- Bardzo panu dziękuję.
Kiedy starsza pani znalazła
się na peronie, dziewczynki
zdążyły się już trochę uspokoić.
- O, widzę bagażowego, nie
chcę pani dłużej przeszkadzać. -
Nieznajoma uśmiechnęła się i
wyciągnęła rękę. - Może się
jeszcze kiedyś spotkamy.
- Może. - Laura szybko
wymieniła uścisk dłoni. Za ich
plecami pociąg już ruszył.
- Czy mogę cię trzymać za
rękę, ciociu Lauro?
John, jedną ręką objąwszy
Laurę za ramiona, w drugiej
niósł jej podróżną torbę.
Dziewczynki walczyły o dostęp do
jej dłoni. Wolnym krokiem
posuwali się wzdłuż peronu.
Laurze przyszło na myśl, że
jakkolwiek źle postąpiłby John,
nie może to mieć wpływu na jej
uczucia dla niego. Na próby
usprawiedliwiania go. Bliższa
ciału koszula niż sukmana. Czy
Katie musiała mieć aż tyle
dzieci? I to w tak krótkim
czasie. Z pewnością niezbyt
Strona 11
zabawne być młodym mężczyzną i
mieć żonę, która jest wiecznie
zajęta i nie można się z nią
nigdzie ruszyć. Odkąd pamiętam,
Katie zawsze była w ciąży, od
poślubnej nocy, ciągle albo
karmiła piersią, albo była w
ciąży.
Biedny John! Uśmiechnęła się
do niego. Patrzyła w twarz
podobną do jej własnej, na
ciemne wijące się włosy, rumianą
cerę, niebieskie oczy, pełne
policzki. Miła, pogodna twarz -
naturalnie w zwykłych warunkach.
- Najlepiej będzie, jak ci od
razu powiem najgorsze. -
Zażenowany odwrócił wzrok od
jej uważnych, przyjaznych oczu.
- Nie może być aż tak źle. Tak
czy inaczej ciągle jeszcze
jesteś w domu.
- Tylko dlatego, że beze mnie
nie dałaby sobie rady. Zastępuję
niańką.
- A tamta idiotka już odeszła?
- To właśnie przez nią ten
cały kłopot.
- Co masz na myśli? - Paskudne
podejrzenie kazało Laurze znowu
spojrzeć mu prosto w oczy.
Dostrzegła na niej jeszcze
większe poczucie winy.
- Och, nie, Johnny! Tylko nie
ona! Nie możesz być taki... taki
głupi!
Kiedy podchodzili do domu,
wszędzie panowały ciemności.
Zgaszone światła nad drzwiami
wejściowymi, to samo w kuchni,
gdzie nawet firanki nie były
zaciągnięte. Normalnie o tej
porze Katie krzątałaby się
Strona 12
tutaj, z niemowlęciem na biodrze
podgrzewałaby mleko dla jednego
dziecka, nalewała kaszkę dla
drugiego, przygotowywała
kolację czy sortowała czystą
bieliznę. Gdzieś w głębi domu
ślamazarnie robiłaby coś
ostatnio przyjęta do pomocy
dziewczyna.
Laura przypomniała sobie
Hildę, królową tych apatycznych
pomocnic.
- Jakież to pospolite! Z
dziewczyną do pomocy!
Maddy i Honour mrugając stały
oślepione nagle zapalonym
światłem.
- Widzę, że Katie schodziła na
dół. - John przygnębionym
wzrokiem lustrował elektryczną
kuchnię "Aga" i rondelek z
odrobiną mleka. - Wzięła mleko
dla Tobiego. Nie zawracała sobie
nawet głowy umyciem garnuszka.
- Już nie karmi go piersią?
- Twierdzi, że po tych
wiadomościach straciła pokarm.
Nie znaczy to, że się do mnie
odzywa. Ale z wyrazu jej oczu
doskonale wiem, co myśli. Zawsze
uważałem, że ma piękne oczy.
Chyba właśnie dla tych oczu się
z nią ożeniłem. A teraz są dla
mnie torturą. Smutne, wielkie
czarne oczy!
Laura westchnęła. - Będzie
lepiej, jak położę dzieciaki do
łóżka, zanim się całkiem
rozbudzą.
- I tak ci o tym opowie. Nic
jej nie powstrzyma. Usłyszysz
całą litanię moich nowych
grzechów, poczynając od sposobu,
w jaki jem przy stole.
- A kończąc na tym, jak
uwodzisz służące.
Idąc na górę tylnymi schodami
i co chwila popychając
usypiające na stojąco
Strona 13
dziewczynki, Laura usłyszała na
dole otwieranie kredensu. John
naleje sobie teraz dużą whisky.
Sama nie miałaby nic przeciwko
szklaneczce czegoś mocniejszego.
Ale nie pora na to.
Łazienka, ubikacja, łóżko.
Rozbierając różowe, gładkie
ciałka i wciągając piżamy na
rączki i nóżki, Laura znów
pomyślała o Nicku. Wszystkie
dzieci są piękne, kiedy leżą w
łóżeczkach. Odgarnęła z czółek
długie włosy bratanic i
pomyślała, że należy im się
mycie. Zapewne myła je ostatnio
Hilda, zanim jeszcze ujawniła
szczęśliwą nowinę.
Prawdopodobnie sama wygadała się
z tą wiadomością. A może Katie
się domyśliła?
Sypialnia Katie znajdowała się
w drugim końcu domu. Laura nie
doszła jeszcze do drzwi, kiedy
usłyszała płacz dziecka.
Zapukała.
- Kto tam? - głos Katie był
ochrypły od łez.
- To ja, Laura.
- Ach, Laura! - Drzwi się
otworzyły i Laura poczuła się ze
wszystkich stron osaczona przez
krzyk niemowlęcia w ramionach
szlochającej matki. - Tak bardzo
chciałam, żebyś przyjechała. Nie
potrafię ci opowiedzieć, jakie
to wszystko okropne. Johnny jest
potworem, bydlakiem. W tym domu
- miał ją tutaj! Przekradał się
chyłkiem tym korytarzem. Tuż
obok drzwi pokoiku Maddy i
Honour. Każdej chwili któraś z
dziewczynek mogła się obudzić i
natknąć na nich. Przerażające,
kiedy sobie człowiek to
Strona 14
wyobrazi. Teraz już koniec.
Koniec. Do tej pory mu
wybaczałam. Wiesz, że
przebaczałam. Sama mnie do tego
namawiałaś. Kiedy byłam w
zaawansowanej ciąży. Ale tu, w
tym domu... Przy dzieciach!
W końcu własne łzy i płacz
dziecka nie pozwoliły jej dalej
mówić. Laura objęła ją wpół i
zaprowadziła do łóżka.
- Kochanie, usiądź tutaj.
Usiądź, a Tobiego daj mnie. Już
nakarmiony?
Laura czuła, że przede
wszystkim trzeba uspokoić
dziecko, ale jej pytanie wołało
w Katie nowy atak płaczu.
- Nie chce tknąć butelki.
Próbuję bez przerwy. Po prostu
nie chce. Wypluwa smoczek.
Płacze, bo jest głodny. Nie ssie
od wczoraj. To wszystko jest
takie okropne! Cii... kochanie,
uspokój się.
- Gdzie jest butelka?
- Nie wiem. Pod łóżkiem. Może
gdzie indziej. Nie znoszę samego
widoku tej butelki. Miałam
zamiar karmić go sama do czasu,
kiedy zacznie pić z kubeczka,
tak jak to robiłam ze wszystkimi
dziećmi, ale po tym, co się
stało, straciłam pokarm. Och...
och...
- Jesteś pewna?
- Czego pewna? - Katie
spojrzała na Laurę. Po jej
mokrej od łez twarzy przemknął
leciutki błysk nadziei.
- Wyglądasz, jakbyś tę bluzkę
miała rozsadzić.
- Są prawdziwą torturą. Jak
kamienie. Nie mogę zasnąć, kiedy
Strona 15
są takie twarde.
- Więc dlaczego nie próbujesz
go karmić? Spróbuj jeszcze raz.
Połóż się do łóżka, a ja ci go
podam.
- Sądzisz, że mogę mieć
pokarm? - Twarz Katie rozjaśniła
się.
- Jestem tego pewna.
- Cóż, właściwie mogę
spróbować.
Katie obróciła się, żeby wejść
do łóżka, i dopiero wtedy Laura
spostrzegła w nim trzecią
dziewczynkę, Harriet, pogrążoną
w głębokim śnie.
- Dotrzymuje mi towarzystwa.
Katie ułożyła sią wygodnie i
rozpięła bluzkę. Wyciągnęła ręce
po dziecko. I buzią, i rączkami
Toby gwałtownie szukał piesi,
wreszcie przywarł do niej mocno.
W jednej chwili rozkrzyczana
kruszynka istnego nieszczęścia
przemieniła się w miękki
kłębuszek zadowolenia. Katie
westchnęła głęboko.
- Jak ja uwielbiam niemowlęta.
Laura przyniosła krzesło, żeby
usiąść przy łóżku. Cisza była
teraz tak samo dojmująca, jak
przedtem hałas. Katie znowu
zaczęła ładnie wyglądać, długie
kasztanowate włosy wiły się
spływając po nagich ramionach, z
brązowych oczu, dla których
Johnny ją poślubił, biło ciepło
i miłość.
Oby tylko stosunki w ich
małżeństwie udało się
doprowadzić do ładu równie
łatwo, jak to poszło z Tobym.
Laura znowu zaczęła myśleć
serdeczniej o Johnie. Trudno
Strona 16
sobie wyobrazić osobę bardziej
wyobcowaną z kręgu bliskich niż
młoda matka. Powinna skłonić
Katie, by spojrzała na Johna jak
na jeszcze jedno dziecko, także
domagające się od niej miłości.
Ale cóż, Katie sama była taka
młoda, widziała w Johnie
mężczyznę dojrzałego i życiowo
wyrobionego. Poważała go.
Chciała patrzeć na niego jak na
męża - a nie matkować mu.
- Gdyby cię Johnny mógł
widzieć w tej chwili, jeszcze
raz zakochałby się w tobie bez
pamięci.
- Nic nie mów o tym łajdaku!
On nie ma pojęcia, co to jest
miłość. Nigdy nie miał. I nigdy
nie będzie miał. Miłość to dla
niego tylko seks. Jeżeli chodzi
o mnie, to może mieć tego seksu,
ile mu się podoba i z kim mu się
podoba, byle nie zbliżał się do
mnie i do moich dzieci.
Laura uznała, że Katie czuje
się znacznie lepiej. Jej
oskarżycielska tyrada nie
przeszkodziła maleństwu w
miarowym ssaniu. Gdyby nabrała
przeświadczenia o swojej
przewadze w małżeństwie, szanse
na przebaczenie Johnowi znacznie
by się zwiększyły.
- Nie chciałabyś mi
opowiedzieć, co się stało?
- To bardzo proste. Hilda
miała dzień wolny, więc
pojechała do Londynu, a kiedy
wróciła, zapytałam ją, czy miło
spędziła czas. Na co ona
wybuchnęła płaczem i wyznała mi,
że czuje się bardzo
nieszczęśliwa, gdyż między nią a
Strona 17
panem Bowles wydarzyło się coś
okropnego. A przecież ona go nie
kocha, mnie i dzieci kocha
znacznie bardziej od niego, w
ogóle nie rozumie, jak to się
stało, no i jest bardzo
nieszczęśliwa.
W tym momencie Katie zaczęła
znowu tracić panowanie nad sobą.
Nie chcąc sią z tym zdradzić,
przełożyła dziecko do drugiej
piersi. Czynność ta uspokoiła ją
na tyle, że mogła ciągnąć swoją
opowieść.
- Z początku nie zrozumiałam,
o co chodzi. Myślałam, że
urządził jej awanturę i teraz
ona chce odejść. Ostatecznie
przepracowała cztery miesiące,
jak na mnie, to rekord. Wtedy
ona powiedziała jaśniej, co się
stało - nie będę ci tego
powtarzała, bo nie mogę znieść
nawet samej myśli o tym - jednak
wciąż jej nie wierzyłam.
Powiedziałam, żeby włączyła
pralkę czy coś w tym rodzaju, a
swoje chore urojenia zachowała
dla siebie. Ale potem oczywiście
nie mogłam wytrzymać, żeby nie
zadzwonić do Johna.
Opowiedziałam o tym w formie
żartobliwej. Już w pierwszej
chwili, kiedy się odezwał,
wiedziałam. Wiedziałam, że to
jest prawda. Wtedy zeszłam na
dół i nad tymi brudnymi
pieluchami sklęłam i zwymyślałam
ją od ostatnich. Przynajmniej
miała dość wstydu, żeby się
natychmiast spakować i
ulotnić... Wiedziałam, że Johnny
przyjedzie najszybciej, jak
będzie mógł. Zostawiłam mu więc
Strona 18
w kuchni na stole karteczkę, że
ma odebrać ze szkoły i zająć się
dziewczynkami. Poza tym, że
dwoje młodszych dzieci
zatrzymuję przy sobie i nie chcę
go więcej widzieć ani z nim
rozmawiać, że zadzwonię do
mojego adwokata, niech rano
wnosi pozew rozwodowy. Wszystko
to się działo wczoraj, w sobotę,
więc adwokata nie było w domu,
dzisiaj jest niedziela, ale jutro
będzie to pierwsza rzecz, jaką
zrobię. No i widzisz, koniec
małżeństwa, po sześciu latach
bez dwóch dni - we wtorek jest
rocznica naszego ślubu, dzieci
przygotowywały piękną laurkę -
czwórka dzieci. Mężczyźni to
zwierzęta. Samolubne, bezmyślne,
zepsute zwierzęta!
Skończyła z nutą tryumfu w
głosie. Laura zastanowiła się,
czy odpowiada jej pogląd, że
mężczyźni to bestie. Odsunęła od
siebie te myśli, uznając je za
jałowe.
- Ale jak sobie dasz radę
sama?
- Co?
Zaskoczona mina Katie
uświadomiła Laurze, że
wyobraźnia jej bratowej nie
wyszła poza sam gest zerwania
małżeństwa. Będzie lepiej nie
poruszać dalej tego tematu.
Zmieniła taktykę.
- A jak się tłumaczył John?
- Wiem, co zaszło. Przespał
się z moją służącą. To chyba
wystarczy? Nie chcę o tym nic
więcej słyszeć. Nie muszę
wiedzieć więcej.
- Mówiłaś przedtem, że kochali
się ze sobą tutaj, w tym domu.
Tuż obok dziewczynek. Skąd o tym
wiesz?
- Mogę to sobie chyba łatwo
wyobrazić. - Energicznym ruchem
wyprostowała się na łóżku,
Strona 19
jednocześnie bardzo delikatnie
odejmując dziecko od piersi. -
Dlaczego mnie urządzasz takie
przesłuchanie? Nie jestem tu
stroną winną.
- Przepraszam cię. - Laura
wyciągnęła ręce do rozkosznie
przeciągającego się, sytego
malucha. - Czy mam go potrzymać,
żebyś się mogła doprowadzić do
porządku?
- Tak, dziękuję. Jeszcze mu
się nie odbiło.
Położywszy dziecko pełnym
brzuszkiem na swojej dłoni,
Laura zaryzykowała jeszcze jedną
próbę:
- Pytam cię, bo chciałam
zwrócić ci uwagą na fakt, czy
rozważyłaś możliwość, że był to
przypadek odosobniony? Wtedy w
Londynie, kiedy Johnny był sam w
tamtym mieszkaniu. - Naprawdę
myślała jednak o tym, żeby
ustalić, czy była to wersja
Johna, czy istotnie tak się
zdarzyło.
- Odosobniony przypadek! A czy
to nie wystarczy? - Ale chociaż
w głosie Katie brzmiała
zawziętość, nie uszło uwagi
Laury, że opadła na poduszkę jak
gdyby zrezygnowana lub co
najmniej bardzo wyczerpana.
Ostatecznie zdarzało się to już
przedtem. Wtedy się z tym
godziła.
Laura podniosła się.
- Może trochę poleżysz? Umyj
się, włóż nocną koszulę, a ja
przyniosę ci do łóżka kolację.
- A Toby? Trzeba go przebrać,
przedtem umyć... - Katie
poderwała się zaniepokojona.
Strona 20
- Dobrze. Dobrze. Nie ukradnę
ci go.
Katie uśmiechnęła się. Po raz
pierwszy szczerze się
uśmiechnęła, po czym z powrotem
opadła na poduszki. - Lauro!
Jesteś wspaniała.
Trzymając w ramionach niemowlę,
Laura ruszyła w kierunku drzwi.
- Pomimo że masz okropnego
brata! - Katie uśmiechnęła się
znowu. Laura także miała uśmiech
na twarzy. Zamknęła za sobą
drzwi zmęczona, ale z uczuciem
dobrze spełnionego obowiązku.
Teraz do Johna, aplikując mu
wyważoną dawkę perswazji, żeby
okazał skruchę i umocnił swoje
zasady. Może da się złapać w
pułapkę na widok swego syna i
dziedzica. Toby jest taki
słodki. Laura dotknęła małego
noska dostając w nagrodę szeroki
uśmiech bezzębnych usteczek.
Raz jeszcze pobiegła myślami
do własnego synka, otulonego i
spokojnie śpiącego w swoim
łóżeczku. Pomyślała, że nie ma
dla niej nic droższego na
świecie nad szczęście jej syna.
II
Laura zamierzała zatrzymać się
u Katie dzień czy dwa. Lubiła
być u siebie, we własnym domu.
Ale we środę ciągle jeszcze
była na wsi. John odjechał do
Londynu jak zwykle w
poniedziałek wczesnym rankiem.
Dystans między małżonkami
zacznie się teraz zmniejszać.
Wyjazd Laury uzależniony był