Binchy Maeve - Jej największa miłość
Szczegóły |
Tytuł |
Binchy Maeve - Jej największa miłość |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Binchy Maeve - Jej największa miłość PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Binchy Maeve - Jej największa miłość PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Binchy Maeve - Jej największa miłość - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Maeve Binchy
.
NAJWIĘKSZA MIŁOŚĆ
Przełożyła Teresa Sośnicka
ró szyńsUi i S-ko.
Tytuł oryginału SCARLET FEATHER
Copyright © Maeve Binchy 2000 Ali rights reserved
Mojemu najdroższemu Gordonowi z miłością
Sylwester
programie radiowym zadawano słuchaczom pytania, w jaki sposób
Strona 2
najchętniej spędziliby sylwestra. Odpowiedzi były łatwe do przewidzenia.
Ci, którzy zostawali w domu i nie mieli żadnych planów, mieli ochotę
pójść na bal, a ci, którzy byli straszliwie zapracowani i zabiegani, pragnęli
położyć się do łóżka z filiżanką herbaty i zasnąć, zanim rozpocznie się
noworoczna zabawa.
Cathy Scarlet z ponurym uśmiechem zapakowała kolejne tace z jedzeniem
do furgonetki. Chyba nie było nikogo w całej Irlandii, kto chciałby spędzić
ten wieczór na obsługiwaniu przyjęcia u swojej teściowej. Nakarmienie
gości Hannah w Oaklands było dla niej prawdziwą karą. Dlaczego zatem
zgodziła się to zrobić? W pewnym sensie była to świetna okazja, aby
zdobyć wprawę. Przyjęcie dawało również doskonałą możliwość
nawiązania kontaktów z potencjalnymi klientami. Jock i Hannah
Mitchellowie znali wielu ludzi, którzy mogli sobie pozwolić na wynajęcie
firmy kateringowej. Główną jednak pobudką Cathy była chęć pokazania
Hannah Mi-tchell, że potrafi urządzić wytworne przyjęcie. I
udowodnienia, że ona, Cathy Scarlet, która poślubiła jedynego syna
państwa Mi-tchellów, Neila - córka biednej Lizzie Scarlet, służącej z
Oaklands - jest w stanie zarządzać własną firmą i chodzić z wysoko
podniesioną głową, jak każda inna osoba z ich towarzystwa.
Neil Mitchell słuchał tego programu, jadąc samochodem, i ogromnie się
zirytował. Gdyby w tym momencie spojrzał na nie-
Dń aeve 'Bincfiy
go kierowca innego pojazdu, dostrzegłby grymas na jego przystojnej
twarzy o ostrych rysach. Neil wydawał się ludziom znajomy, ponieważ
widywali go w telewizji, chociaż nie był aktorem. Bardzo często
występował w różnych audycjach; odgarniał włosy z oczu i przemawiał z
Strona 3
pasją, zaangażowaniem i z troską, z uporem broniąc uciśnionych. Miał
jasne i płonące blaskiem oczy bojownika walczącego o świętą sprawę. Nic
zatem dziwnego, że jęki i utyskiwania w programie radiowym
wyprowadziły go z równowagi. Ludzie, którzy mieli wszystko: dom,
pracę, rodzinę, telefonowali do rozgłośni, by ponarzekać na stresy
codziennego życia. Byli prawdziwymi szczęściarzami, i tylko własny
egoizm nie pozwalał im tego dostrzec. W przeciwieństwie do
Nigeryjczyka, z którym Neil miał właśnie się spotkać. Ten człowiek dałby
wszystko, żeby mieć takie problemy jak ci głupcy z programu radiowego.
Na skutek nieudolności gryzipiórków w biurach i bałaganu w urzędach
jego dokumenty nie były w porządku i w ciągu najbliższych czterdziestu
ośmiu godzin groziło mu wydalenie z Irlandii. Neil, członek grupy
prawników powołanej do obrony uchodźców, został zaproszony na
zebranie, aby ustalić dalszą strategię postępowania. Spotkanie mogło
przeciągnąć się nawet do kilku godzin. Matka prosiła Neila, żeby się nie
spóźnił do Oaklands; uprzedziła go, że to ważne przyjęcie.
- Mam nadzieję, że biedna Cathy zdoła właściwie wywiązać się z zadania -
powiedziała.
- Jeśli ci zależy, aby goście dostali coś do zjedzenia, lepiej nie nazywaj jej
biedną Cathy, bo jeszcze to usłyszy - odrzekł ze śmiechem.
Idiotyczny był ten uporczywy brak porozumienia pomiędzy jego matką a
żoną. Obaj z ojcem starali się do tego nie mieszać. Nie ulegało
wątpliwości, że Cathy wygra, więc po co to wszystko?
Tom Feather raz jeszcze przejrzał w gazecie rubrykę dotyczącą
nieruchomości. Na jego twarzy malował się wyraz zaintrygowania.
Położył się w poprzek małej kozetki. Nie było na niej dość miejsca dla
Strona 4
jego długich nóg oraz potężnej sylwetki, chyba że przewiesił nogi przez
oparcie. Dopiero gdy przystawił sobie krzesło, aby oprzeć na nim stopy,
było mu względnie wygodnie. Przyrzekł sobie, że pewnego dnia
zamieszka w jakimś przestronnym mieszkaniu, gdzie się zmieści
wystarczająco duża dla niego kanapa. Dobrze było mieć potężną sylwetkę
rugbisty, ale nie wtedy, gdy trzeba usiąść i przestudiować rubrykę z
lokalami na sprzedaż. Strzepnął gazetę. Nagle zobaczył ogłoszenie,
którego wcześniej nie dostrzegł. Budy-
Jej największa miłość
nek z pomieszczeniem, w którym można było wydzielić kuchnię dla
potrzeb firmy kateringowej. On i Cathy Scarlet od pierwszego roku w
szkole kateringowej chcieli wspólnie prowadzić najlepszą w Dublinie
firmę tego rodzaju. Pragnęli serwować klientom w ich własnych domach
wyborne dania za rozsądną cenę. Oboje ciężko na to pracowali i teraz,
kiedy nawiązali kontakty i mieli widoki na uzyskanie koniecznych
środków finansowych, potrzebowali już tylko pomieszczenia, które
stałoby się ich bazą działania. Niewielki dom Cathy i Neila w Waterview,
choć bardzo elegancki, nie wchodził w rachubę z powodu ograniczonej
kubatury, a apartament w Sto-nefield, gdzie Tom mieszkał razem z
Marcellą, był jeszcze mniejszy. Coś musieli znaleźć, i to szybko. Tom
jednym uchem słuchał radia. Na co naprawdę miałby ochotę tego
wieczoru? Chciałby znaleźć dla nich lokum, które doskonale nadawałoby
się na siedzibę firmy, a potem najchętniej zostałby w domu razem z
Marcellą. Siedzieliby razem przed kominkiem, głaskałby ją po włosach i
rozmawiał z nią o przyszłości. Było to jednak dzisiaj niemożliwe.
Marcellą Malone pracowała w salonie piękności w pasażu handlowym
Strona 5
Haywards. Prawdopodobnie była najpiękniejszą manikiu-rzystką, jaką
kiedykolwiek widziały jej klientki. Wysoka i wiotka, miała owalną twarz o
oliwkowej cerze - marzenie wszystkich nastolatek. A spokojny i
wyważony sposób bycia Marcelli sprawiał, że pomimo jej niezwykłej
urody lgnęły do niej mniej urodziwe i tęższe niż ona kobiety; jak gdyby w
jej obecności miały nadzieję, że spłynie na nie część powabu dziewczyny.
Poza tym Marcellą zawsze sprawiała wrażenie, że jest bardzo
zainteresowana tym, co miały jej do powiedzenia.
W salonie było włączone radio i kobiety podjęły temat poruszony w
programie. Były nim żywo zainteresowane i zgodnie uważały, że w starym
roku nie osiągnęły tego, na co liczyły. Marcellą się nie odzywała.
Pochyliła swoją piękną twarz nad paznokciami klientki, które poddawała
zabiegom pielęgnacyjnym, i myślała o tym, jak wielką jest szczęściarą.
Miała wszystko, czego pragnęła. A przede wszystkim Toma Feathera -
najprzystojniejszego i najbardziej kochanego mężczyznę, o jakim każda
dziewczyna mogła marzyć. Co więcej, została ostatnio sfotografowana na
dwóch różnych imprezach i udało się jej zawrzeć bardzo dobre
znajomości. Jedną z owych okazji była promocja dzianin, drugą zaś pokaz
mody, podczas którego amatorki prezentowały ubrania, a dochód z ich
sprzedaży miał zasilić fundusz charytatywny. Nadchodzący rok
zapowiadał się więc dla Marcelli bardzo obiecująco. Miała znakomite
10
Jńaeve Hincfiy
portfolio, a Ricky, fotograf, który był jego autorem, wydawał niebawem
przyjęcie dla wytwornego towarzystwa. Zostało na nie zaproszonych wielu
przedstawicieli mediów, a także ona z Tomem. Liczyła na to, że jeśli
Strona 6
sprawy ułożą się pomyślnie, zdobędzie własnego agenta oraz przyzwoity
kontrakt na modelowanie. I za rok o tej porze nie będzie już pracowała
jako manikiurzystka w pasażu handlowym Haywards.
Byłoby cudownie, gdyby Tom mógł pojechać razem z nią do Oaklands. W
kuchni, która budziła tak wiele złych wspomnień, Scarlet miałaby jego
moralne wsparcie, towarzystwo i o połowę mniej pracy. Musiał jednak iść
na jakieś przyjęcie z Marcellą, co było w pełni zrozumiałe, tym bardziej że
chciał pomóc Marcelli w zrobieniu kariery modelki. Narzeczona Toma
była tak piękna, że na jej widok ludzie zatrzymywali się, nie mogąc
oderwać od niej oczu. Wysoka i szczupła, miała uśmiech, który zdołałby
rozproszyć nawet mroki nocy. Nic dziwnego, że chciała zostać modelką.
Zdumiewające wydawało się tylko to, że jeszcze nie dostrzegł jej nikt
liczący się w tym kręgu. Neil obiecał pomóc Cathy. Wynajęli także
Waltera, kuzyna Neila, aby pełnił obowiązki barmana. Cathy wybrała
proste dania, unikając zbyt wyszukanych potraw i razem z Tomem
przygotowywali przyjęcie przez całe przedpołudnie.
- To nie w porządku, że ty to wszystko robisz - zauważyła Cathy,
zwracając się do Toma. - Przecież wiesz, że nie otrzymamy za to zapłaty.
- Traktuję to jako rodzaj inwestycji... Możemy nawiązać znakomite
kontakty - odrzekł dobrodusznie.
- Mam nadzieję, że nie przywieźliśmy tu niczego, co mogłoby
komukolwiek zaszkodzić, prawda? - spytała błagalnym tonem.
Już widziała oczami wyobraźni krążących po domu gości Han-nah, jak
trzymają się za brzuchy i jęcząc, narzekają na okropne jedzenie, którym
się zatruli. Tom oświadczył, że Cathy głupieje z godziny na godzinę i że
chyba był szalony, wybierając na partnerkę w interesach osobę tak
Strona 7
niezrównoważoną psychicznie. Powiedział także, że nikt nie pożyczy im
pieniędzy, kiedy ludzie odkryją, że opanowana na pozór Cathy Scarlet jest
jednym kłębkiem nerwów.
- Poradzę sobie z innymi klientami - uspokoiła go Cathy. - Moje obawy
budzi tylko przyjęcie u Hannah.
- Zostaw sobie sporą rezerwę czasową, pojedź tam wcześniej, dla poprawy
nastroju nastaw wibrującą muzykę w furgonetce na cały regulator i
zadzwoń do mnie jutro.
- Jeśli dożyję jutra. Bawcie się dobrze dzisiejszego wieczora.
Jej największa miłość
11
- Wybieramy się na jedno z tych hałaśliwych przyjęć, jakie Ri-cky zwykle
urządza w swoim studio - wyjaśnił.
- Szczęśliwego Nowego Roku. Przekaż ode mnie życzenia Mar-celli.
- O tej porze za rok... czy wyobrażasz to sobie?
- Tak, będziemy świętować wielki sukces - odpowiedziała Cathy.
Wydawała się znacznie pogodniejsza, niż czuła się w rzeczywistości.
Tak zwykli zachowywać się wobec siebie. Kiedy jedno z nich było
przygnębione, albo dręczyły je wątpliwości, drugie tryskało optymizmem i
okazywało przesadną wesołość. Furgonetka została zapakowana. Neila nie
było w domu - musiał pojechać na jakieś spotkanie. Cathy pomyślała z
dumą, że jej mąż nie przypomina typowego prawnika; nie miał ustalonych
godzin urzędowania, nie pobierał też astronomicznych honorariów za
udzielane przez siebie porady. Jeśli ktoś znalazł się w kłopotach, Neil
zaraz się przy nim zjawiał. Po prostu już taki był. I za to Cathy go kochała.
Znali się od czasów dzieciństwa, ale prawie się nie widywali przez te
Strona 8
wszystkie lata, kiedy matka Cathy pracowała w Oaklands. Neil mieszkał w
szkolnym internacie, w czasie studiów również rzadko bywał w domu, a
kiedy został adwokatem, wyprowadził się do własnego mieszkania. Ślepy
traf sprawił, że Cathy spotkała go ponownie w Grecji. Gdyby zatrzymał
się w innej willi, albo gdyby ona tamtego miesiąca pracowała na innej
wyspie, nie mieliby okazji nawzajem się poznać ani zakochać w sobie. I
czyż Hannah Mi-tchell nie byłaby dzisiejszego wieczora szczęśliwszą
kobietą? Cathy przywołała się do porządku i odsunęła od siebie tego
rodzaju myśli. Wciąż było zbyt wcześnie na wyjazd do Oaklands. Hannah
zrobiłaby tylko mnóstwo zamieszania i próbowałaby wszystko przerobić
według własnego widzimisię. Cathy postanowiła odwiedzić rodziców.
Wiedziała, że ta wizyta ją uspokoi.
Maurice i Elizabeth Scarletowie, których wszyscy znali jako Muttiego i
Lizzie, mieszkali w samym centrum Dublina, na biegnącej półkolem St
Jarlath's Crescent, nazwanej tak na cześć irlandzkiego świętego. Stały tu
stare, piętrowe kamieniczki. Kiedyś była to uliczka zamieszkana przez
robotników, których co rano budziły fabryczne syreny. Przed każdym z
domów znajdował się mały, długi zaledwie na trzy metry, ogródek, dlatego
ich właściciele sadzili rośliny okazale prezentujące się na tak małej
powierzchni, traktując to jako wyzwanie.
W jednym z tych domostw urodziła się matka Cathy, a jej ojciec
zamieszkał tam po ślubie. Chociaż St Jarlath's Crescent dzieliło od
Jej największa miłość
11
- Wybieramy się na jedno z tych hałaśliwych przyjęć, jakie Ri-cky zwykle
urządza w swoim studio - wyjaśnił.
Strona 9
- Szczęśliwego Nowego Roku. Przekaż ode mnie życzenia Mar-celli.
- O tej porze za rok... czy wyobrażasz to sobie?
- Tak, będziemy świętować wielki sukces - odpowiedziała Cathy.
Wydawała się znacznie pogodniejsza, niż czuła się w rzeczywistości.
Tak zwykli zachowywać się wobec siebie. Kiedy jedno z nich było
przygnębione, albo dręczyły je wątpliwości, drugie tryskało optymizmem i
okazywało przesadną wesołość. Furgonetka została zapakowana. Neila nie
było w domu - musiał pojechać na jakieś spotkanie. Cathy pomyślała z
dumą, że jej mąż nie przypomina typowego prawnika; nie miał ustalonych
godzin urzędowania, nie pobierał też astronomicznych honorariów za
udzielane przez siebie porady. Jeśli ktoś znalazł się w kłopotach, Neil
zaraz się przy nim zjawiał. Po prostu już taki był. I za to Cathy go kochała.
Znali się od czasów dzieciństwa, ale prawie się nie widywali przez te
wszystkie lata, kiedy matka Cathy pracowała w Oaklands. Neil mieszkał w
szkolnym internacie, w czasie studiów również rzadko bywał w domu, a
kiedy został adwokatem, wyprowadził się do własnego mieszkania. Ślepy
traf sprawił, że Cathy spotkała go ponownie w Grecji. Gdyby zatrzymał
się w innej willi, albo gdyby ona tamtego miesiąca pracowała na innej
wyspie, nie mieliby okazji nawzajem się poznać ani zakochać w sobie. I
czyż Hannah Mi-tchell nie byłaby dzisiejszego wieczora szczęśliwszą
kobietą? Cathy przywołała się do porządku i odsunęła od siebie tego
rodzaju myśli. Wciąż było zbyt wcześnie na wyjazd do Oaklands. Hannah
zrobiłaby tylko mnóstwo zamieszania i próbowałaby wszystko przerobić
według własnego widzimisię. Cathy postanowiła odwiedzić rodziców.
Wiedziała, że ta wizyta ją Uspokoi.
Maurice i Elizabeth Scarletowie, których wszyscy znali jako Muttiego i
Strona 10
Lizzie, mieszkali w samym centrum Dublina, na biegnącej półkolem St
Jarlath's Crescent, nazwanej tak na cześć irlandzkiego świętego. Stały tu
stare, piętrowe kamieniczki. Kiedyś była to uliczka zamieszkana przez
robotników, których co rano budziły fabryczne syreny. Przed każdym z
domów znajdował się mały, długi zaledwie na trzy metry, ogródek, dlatego
ich właściciele sadzili rośliny okazale prezentujące się na tak małej
powierzchni, traktując to jako wyzwanie.
W jednym z tych domostw urodziła się matka Cathy, a jej ojciec
zamieszkał tam po ślubie. Chociaż St Jarlath's Crescent dzieliło od
12
Maeve rBincHy
domu Cathy i Neila zaledwie dwadzieścia minut jazdy samochodem, to od
wytwornego świata w Oaklands uliczkę dzieliły tysiące, a może nawet
miliony kilometrów.
Rodzice byli zachwyceni, gdy Cathy niespodziewanie zatrzymała przed
domkiem swoją białą furgonetkę. Chciała wiedzieć, gdzie zamierzają
spędzić sylwestra. Wybierali się do pobliskiego pubu, gdzie mieli również
przyjść współpracownicy Muttiego. Mężczyźni, których ojciec Cathy
zwykł nazywać swoimi współpracownikami, byli klientami punktu
bukmacherskiego Sandy'go Keane'a i Muttie tam się z nimi spotykał.
Wszyscy bardzo poważnie traktowali zawierane transakcje i Cathy
wiedziała, że nie powinna żartować z prowadzonych u Sandy'ego
interesów.
- Dostaniecie jakieś jedzenie? - spytała.
- O północy podadzą kurczaka. - Muttie Scarlet wydawał się zadowolony z
hojności właścicieli pubu.
Strona 11
Cathy przyjrzała się uważnie rodzicom.
Ojciec był małym, korpulentnym mężczyzną o sterczących we wszystkie
strony kosmykach na głowie i o wiecznie uśmiechniętej twarzy. Miał
pięćdziesiąt lat i Cathy nigdy nie słyszała, żeby gdzieś kiedyś pracował.
Podobno kręgosłup miał w kiepskim stanie. Nie tak kiepskim jednak,
ażeby ból uniemożliwiał Muttiemu codzienne wyprawy do Sandy'go
Keane'a w celu obstawienia pewniaka podczas gonitwy o trzeciej
piętnaście, w zbyt marnym jednak, ażeby dotknięty tą dolegliwością mógł
myśleć o podjęciu pracy zarobkowej.
Lizzie Scarlet wyglądała tak, jak zwykle - niska, szczupła i krzepka. Na jej
włosach widać było świeżą trwałą, którą robiła cztery razy do roku w
zakładzie fryzjerskim kuzynki.
„To jest tak regularne, jak trwała biednej Lizzie" - powiedziała kiedyś
Hannah Mitchell, a Cathy wpadła wtedy w furię. To, że Hannah Mitchell,
która co tydzień zamawiała wizytę w drogim zakładzie fryzjerskim w
pasażu Haywards, gdy Lizzie w tym czasie szorowała na czworakach
podłogi w Oaklands, ośmieliła się kpić sobie z fryzury jej matki,
przekroczyło jej wytrzymałość nerwową. Jednakże o również tym nie było
sensu teraz rozmyślać.
- Cieszysz się na dzisiejszy wieczór, mamo? - spytała tylko.
- Och, tak. Ma być też konkurs z nagrodami - odrzekła Lizzie i Cathy
poczuła współczucie dla swych tak mało wymagających rodziców, których
łatwo można było zadowolić.
Dzisiaj o północy w Oaklands matka Neila, z ustami zaciśniętymi w
wąską, twardą linię, będzie doszukiwała się mankamentów we wszystkim,
co przygotowała jej synowa.
Strona 12
Jej największa miłość
13
- Czy już wszyscy telefonowali z Chicago? - spytała.
Cathy, najmłodsza z pięciorga rodzeństwa, była jedynym dzieckiem
Muttiego i Lizzie, które pozostało w Dublinie. Jej dwaj bracia i dwie
siostry wyemigrowali z kraju.
- Wszyscy co do jednego - oświadczyła z dumą mama. - Nasze potomstwo
jest dla nas prawdziwym błogosławieństwem.
Cathy wiedziała, że wszyscy czworo przysyłają matce również pieniądze,
ponieważ otrzymywała zaadresowane do Lizzie koperty, które woleli
kierować do siostry niż do domu rodziców. Nie było sensu doprowadzać
do szaleństwa Muttiego pokusą, jaką stanowiły amerykańskie dolary -
pewni zwycięzcy wyścigów tylko czekali w punkcie zakładów Sandy'ego
Keane'a, żeby je błyskawicznie pożreć.
- Wolałabym być dzisiaj razem z wami - wyznała szczerze Cathy. -
Zamiast tego będę rozczarowywać Hannah Mitchell każdym
przygotowanym przez siebie daniem.
- Sama tego chciałaś - zauważył Muttie.
- Proszę, bądź dla niej uprzejma, Cathy. Pracując tak długo w Oacklands,
przekonałam się, że lepiej ustępować jej we wszystkim.
- To prawda, mamo. Zawsze we wszystkim jej ustępowałaś -przyznała
ponuro Cathy.
- Mam nadzieję, że dzisiejszego wieczora nie zaczniesz robić jej
wymówek?
- Nie, mamo, możesz być o to spokojna. Podjęłam się określonego
zadania, więc nawet gdyby miało mnie to zabić, wywiążę się z mojego
Strona 13
obowiązku z uśmiechem na ustach.
- Żałuję, że Tom Feather nie może tam z tobą pojechać. On przywołałby
cię do porządku - powiedziała Lizzie.
- Neil będzie nade mną czuwał. - Cathy pocałowała rodziców na
pożegnanie i przez całą drogę do Oaklands ćwiczyła uśmiech.
Teraz, kiedy nie było Lizzie, którą mogłaby terroryzować, Hannah
Mitchell zatrudniała firmę do sprzątania. Dwa razy w tygodniu do domu
wpadały cztery kobiety, które nie przyjmowały od nikogo żadnych
nonsensownych uwag. Odkurzały, czyściły i prasowały, korzystając z
przywiezionych w furgonetce własnych urządzeń.
Za pracę w sylwestra brały półtorej stawki. Hannah zaprotestowała
przeciwko temu.
- Jak sobie pani życzy, pani Mitchell - skwitowały wesołym tonem jej
zastrzeżenia, dobrze wiedząc, że mnóstwo ludzi z zadowo-
14
Maeve Tiincfry
leniem przyjmie propozycję wysprzątania swojego domu w tym
szczególnym dniu i Hannah pośpiesznie skapitulowała.
Z całą pewnością świat nie był już taki jak kiedyś. Pomimo to pani
Mitchell uważała, że podjęła słuszną decyzję. Dom bardzo dobrze się
prezentował i nie musiała przy tym nawet kiwnąć palcem. Tylko czy
Cathy, która miała tak wielkie mniemanie o sobie, potrafi przygotować dla
gości jadalne potrawy? Niebawem przybędzie tą swoją ogromną białą
furgonetką w opłakanym stanie. Nawet kobiety, który przyjeżdżały dwa
razy w tygodniu sprzątać dom, miały znacznie przyzwoitszy środek
lokomocji. Wejdzie do kuchni i będzie się po niej miotać, zirytowana i
Strona 14
urażona. Córka biednej Lizzie szarogęsiła się w tym domu, jak gdyby była
jego właścicielką! Prawdopodobnie pewnego dnia musi to nastąpić. Ale
jeszcze nie teraz, powiedziała sobie w myślach Hannah, mocno zaciskając
usta.
Mąż Hannah Mitchell, Jock, wracając z biura do domu, wstąpił na drinka.
Uznał, że zanim stanie twarzą w twarz z żoną, dobrze zrobi mu łyk
alkoholu. Przed każdym przyjęciem denerwowała się i była spięta, lecz
wiedział, że tym razem jej obawy będą wielokrotnie spotęgowane - tak
ogromnym niesmakiem napawała ją myśl o tym, że firma kateringowa
żony Neila, Cathy, ma obsługiwać przyjęcie dzisiejszego wieczora.
Hannah nie chciała uznać faktu, że młodzi są ze sobą szczęśliwi, dobrze
dobrani i, pomimo jej usilnych zabiegów i planów, nie myślą o rozstaniu.
Cathy na zawsze miała pozostać córką biednej Lizzy i nikczemną
awanturnicą, która uwiodła ich syna w Grecji. Uważała, że dziewczyna
rozmyślnie zaszła w ciążę, żeby go usidlić, i była ogromnie zaskoczona,
kiedy się okazało, że powodem małżeństwa nie była nieplanowana ciąża.
Jock Mitchell w zamyśleniu wysączył słodową whisky, żałując, że poza
wszystkimi innymi problemami musi się martwić jeszcze jedną sprawą.
Dzisiejsza rozmowa z bratankiem mocno wytrąciła go z równowagi.
Walter, próżniak i leń, najstarszy syn brata Jocka, Kennetha, wyznał, że w
rodzinnym domu niezbyt dobrze się dzieje. A mówiąc dokładnie, jest nie
tylko niezbyt dobrze, ale wręcz fatalnie. Walter powiedział, że ojciec
pojechał do Anglii tuż przed świętami Bożego Narodzenia i od tamtej pory
nie dał znaku życia, a matka, która nigdy nie miała zbyt mocnego
charakteru, chcąc uciec od kłopotów, zaczęła pić. Problem stanowiły
młodsze dzieci -dziewięcioletnie bliźniaki, Simon i Maud. Co się z nimi
Strona 15
stanie? Walter wzruszył ramionami; naprawdę nie miał pojęcia.
Utrzymywał, że jakoś sobie radzą. Jock Mitchell ponownie westchnął.
Jej największa miłość
15
Kiedy Cathy podjechała do Oaklands, usłyszała, że dzwoni jej telefon
komórkowy. Wyjęła go i odebrała.
- Kochanie, nie zdążę przyjechać na czas, aby pomóc ci w rozładowaniu
furgonetki.
- Nic nie szkodzi, Neil. Przewidywałam, że zebranie może się trochę
przedłużyć.
- Sprawa jest bardziej skomplikowana, niż sądziliśmy. Posłuchaj, poproś
mojego ojca, żeby ci pomógł w noszeniu tych skrzynek. Nie szarp się z
nimi sama tylko po to, aby udowodnić mojej matce, jaka jesteś cudowna.
- Och, przecież ona doskonale o tym wie - jęknęła Cathy.
- Niebawem powinien się zjawić Walter.
- Jeśli będę czekać na Waltera, żeby mi pomógł w rozładowaniu
samochodu i nakryciu stołów, minie połowa przyjęcia, a my jeszcze nie
będziemy gotowi... Przestań się denerwować, Neil, i wracaj do swoich
zajęć.
Cathy pocieszała się, że do końca starego roku zostało około sześciu
godzin i jeszcze tylko przez ten czas musi być miła dla Han-nah.
Rozważała najgorsze scenariusze. Przypuśćmy, że nikomu nie będą
smakowały przygotowane dania; ta ewentualność nie wchodziła jednak w
rachubę, ponieważ jej kuchnia była wyśmienita. A co, jeśli zabraknie
jedzenia? - ale i o to nie musiała się martwić, bo żywności w furgonetce
wystarczyłoby na nakarmienie połowy Dublina.
Strona 16
- Nie będzie żadnych problemów - powiedziała ńa głos, patrząc na
wysadzany drzewami podjazd przed domem, w którym urodził się Neil.
Była to arystokratyczna, stupięćdziesięcioletnia rezydencja w kształcie
czworoboku, z czterema sypialniami na piętrze i oknami wykuszowymi po
obu stronach ogromnych drzwi wejściowych. Ściany były porośnięte
bluszczem oraz pnączami winorośli, a przed budynkiem znajdował się
olbrzymi, wysypany żwirem plac w kształcie koła, który dzisiejszego
wieczora miał służyć za parking dla dwudziestu ekskluzywnych pojazdów.
Różnica między tą budowlą a domem przy St Jarlath's Crescent była
wprost niewyobrażalna.
Shona Burkę często zostawała do późna w swoim gabinecie, na piętrze
pasażu Haywards, gdzie mieściły się pomieszczenia dla kierowniczego
personelu firmy. Miała swój własny klucz i znała kod dostępu, co
umożliwiało jej korzystanie z biura o dowolnej porze. Wysłuchała
programu radiowego i zastanawiała się, czy rzeczywiście ma wybór co do
sposobu spędzenia sylwestra. Dawno temu,
16
Maeve Hincfry
w szczęśliwszych czasach, poszłaby na bal, ale od kilku lat już tego nie
robiła. Nie wiedziała, jakie plany mają jej bracia i siostry i czy zajrzą do
szpitala. Shona poszłaby tam z obowiązku, gdyby to miało jakiś sens. Ale i
tak nie zostałaby poznana, a jej obecność nie byłaby zauważona.
W tej sytuacji pozostawało przyjęcie u Ricky'ego w jego studiu. Wszyscy
go lubili. Ten miły, bezpośredni fotograf zaprosił do siebie mnóstwo ludzi.
Shona przewidywała, że będzie tam tłum szpane-rów oraz typów o
pustych głowach, którzy oddaliby życie za to, żeby zobaczyć swoje
Strona 17
nazwisko w kolumnie z plotkami... Uważała za mało prawdopodobną
możliwość spotkania tam miłości swojego życia. Albo przynajmniej
bratniej duszy, z którą mogłaby się związać na krótki czas. Pomimo to
postanowiła, że się wystroi i pójdzie, ponieważ nie widziała siebie jako
osoby, która będzie siedzieć samotnie w swoim mieszkaniu w Glenstar.
Pozostawało natarczywe pytanie: na co naprawdę miałaby ochotę
dzisiejszego wieczora? Trudno było na nie odpowiedzieć, gdyż wszystko
uległo zmianie. Dobre dni dawno minęły i nie potrafiła wyobrazić sobie,
że robi coś, co ją naprawdę uszczęśliwia. W tej sytuacji musiała zadowolić
się przyjęciem u Ricky'ego.
Marcella malowała sobie paznokcie u nóg. Miała nowe, wieczorowe
sandałki, które kupiła w sklepie z używaną odzieżą. Pokazała je z dumą
Tomowi. Była prawie nieużywane; pewnie kobieta, która je kupiła,
zorientowała się, że na nią nie pasują.
- Nowe musiały kosztować majątek - stwierdziła uradowana, uważnie je
oglądając.
- Jesteś szczęśliwa? - zapytał Tom.
- Bardzo, a ty?
- Och, ogromnie - odrzekł ze śmiechem.
Czy jego zapewnienie w pełni pokrywało się z prawdą? Wcale nie miał
ochoty iść na to przyjęcie. Uszczęśliwiał go jednak sam widok Marcelli.
Nie mógł uwierzyć, że tak piękna dziewczyna, która mogła mieć każdego,
kogo tylko zechciałaby, zadowala się właśnie nim. Tom nie zdawał sobie
sprawy z tego, że jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Sam wydawał się
sobie wielki i niezdarny. I szczerze wierzył w to, że wszystkie kierowane
w ich stronę pełne podziwu spojrzenia są adresowane wyłącznie do
Strona 18
Marcelli...
- Słyszałam w programie radiowym, że ludzie nigdy nie są szczęśliwi -
zaczęła.
- Wiem, ja również słuchałem tej audycji.
-1 pomyślałam o tym, jakimi jesteśmy szczęściarzami. Biedna
Jej największa miłość
17
Cathy i Neil nie mogą dzisiejszego wieczora robić tego, na co naprawdę
mają ochotę. - Marcella, w sandałkach na nogach, sięgnęła po
przewieszoną przez oparcie krzesła kusą czerwoną sukienkę.
- Tak. Cathy zapewne jest już w domy swojej teściowej i nakrywa stoły.
Mam nadzieję, że zdoła utrzymać nerwy na wodzy.
- No cóż, będzie musiała. Jest w pracy. A od profesjonalisty wszyscy
oczekują poskromienia własnych emocji. Wszyscy musimy nad sobą
panować w trakcie wykonywania naszych zajęć - powiedziała Marcella,
która w swoim życiu pochylała się nad niezliczonymi władczymi dłońmi i
czekała na przyjście owego promiennego dnia, kiedy będzie paradować
jako modelka po wybiegu.
- Neil również tam się zjawi, a także ten jego kuzyn, huncwot, więc
powinna dać sobie radę. - W głosie Toma nadal brzmiało powątpiewanie.
Marcella włożyła swoją czerwoną kreację. Była to krótka i obcisła
sukienka, która mocno przylegała do ciała i nie pozostawiała miejsca
wyobraźni.
- Marcella, czy ty naprawdę zamierzasz w tym iść na przyjęcie?
- Nie podobam ci się? - Jej twarz w jednej chwili się zachmurzyła.
- Oczywiście, że mi się podobasz. Wyglądasz prześlicznie. Wolałbym
Strona 19
jednak, żebyś tę sukienkę nosiła tutaj, tylko dla nas, a nie żeby każdy cię w
niej oglądał.
- Ależ, Tom, przecież to wieczorowa kreacja - załkała, przygnębiona.
Natychmiast wziął się w garść.
- Oczywiście, masz rację. Jestem pewien, że zrobisz dzisiaj furorę.
- O co ci więc chodziło...
- O nic. Jesteś tak zachwycająca, że nie chciałbym się tobą dzielić z
innymi mężczyznami, jedynie to miałem na myśli... Nie zwracaj uwagi na
moje słowa. Naprawdę nie zamierzałem tego powiedzieć.
- Sądziłam, że będziesz ze mnie dumny.
- Nigdy się nie dowiesz, jak bardzo jestem - zapewnił ją. Była piękna.
Chyba postradał zmysły, żeby nagle zareagować w ten sposób.
Hannah Mitchell stała koło drzwi, ubrana w swoją granatową wełnianą
suknię. Miała mocno spryskaną lakierem fryzurę po sylwestrowej wizycie
w salonie Haywardsa. Zawsze wyglądała, jak gdyby właśnie wybierała się
na lunch z przyjaciółkami. Cathy nie widziała jej nigdy w fartuchu ani
nawet w gorszej spódnicy. Ale po
2. Jej największa miłość
18
Jvtaeve
co ktoś, kto nigdy nie wykonywał żadnych prac domowych, miałby
chodzić w tego rodzaju rzeczach?
Hannah patrzyła, jak Cathy wnosi kolejne pudła i skrzynki, stojąc jej na
drodze, przeszkadzając i blokując przejście. Nie zaoferowała synowej
pomocy. Zamiast tego wyraziła wątpliwość, czy skrzynki nie porysują
tapet i zastanawiała się, gdzie Cathy ma zaparkować furgonetkę, żeby nie
Strona 20
stała pod domem, kiedy przyjadą goście. Cathy z ponurą miną wchodziła i
wychodziła z kuchni w Oaklands. Włączyła piekarniki, powiesiła na
oparciach krzeseł ścierki, schowała do zamrażarki pojemnik z lodem i
zaczęła układać jedzenie. Bezcelowe było proszenie Hannah Mitchell,
ażeby zostawiła ją samą i poszła na górę odpocząć. Wiedziała, że teściowa
aż do chwili przybycia gości będzie tkwiła w kuchni, podekscytowana i
irytująca.
- Czy pan Mitchell wróci niebawem do domu? - Cathy pomyślała, że może
poprosi teścia o rozpakowanie kieliszków.
- Doprawdy nie wiem, Cathy. Nie mam zwyczaju wypytywać pana
Mitchella o godzinę jego powrotu do domu.
Cathy poczuła, że robi się czerwona z wściekłości. Jak ta kobieta śmiała
zwracać się do niej w tak napastliwy i protekcjonalny sposób? Wiedziała
jednak, że pozostanie odosobniona w swoim poczuciu urazy. Neil
wzruszyłby tylko ramionami, gdyby mu o tym powiedziała. A jej własna
matka zaczęłaby ją błagać, żeby już nigdy więcej nie denerwowała pani
Mitchell. Nawet ciotka Geral-dine, na której zwykle Cathy mogła polegać,
a także liczyć na jej zachętę i wsparcie, powie: „Do diabła z nią". To
dowodziło jedynie, że Hannah Mitchell jest nikim i nie warto się nią
przejmować. Cathy zaczęła zdzierać folię z przygotowanych przez siebie
półmisków.
- Czy to ryba? Wiesz, że nie wszyscy ją jadają? - Hannah miała teraz
bardzo zatroskaną minę.
- Wiem o tym, pani Mitchell, i dlatego będą mieli wybór.
- Mogą o tym nie wiedzieć.
- Sądzę, że będą wiedzieli. Osobiście ich o tym poinformuję.