Stowarzyszenie Hipokratesa - PALMER MICHAEL
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Stowarzyszenie Hipokratesa - PALMER MICHAEL |
Rozszerzenie: |
Stowarzyszenie Hipokratesa - PALMER MICHAEL PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Stowarzyszenie Hipokratesa - PALMER MICHAEL pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Stowarzyszenie Hipokratesa - PALMER MICHAEL Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Stowarzyszenie Hipokratesa - PALMER MICHAEL Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
PALMER MICHAEL
Stowarzyszenie Hipokratesa
MICHAEL PALMER
(The society)Przelozyl Krzysztof Sokolowski
2
Ksiazke poswiecam siostrze,Susan Palmer Terry,
oraz wszystkim kobietom walczacym
z rakiem piersi
3
PodziekowaniaPrzygotowujac sie do napisania Stowarzyszenia Hipokratesa uzylem mojej listy dyskusyjnej i witryny sieciowej, by zorganizowac konkurs. Poprosilem czytelnikow, zeby opisali swe zarowno dobre, jak i zle doswiadczenia z prywatna sluzba zdrowia. Przyszlo bardzo wiele zgloszen. Czytelnik napotka w trakcie lektury wiele konkursowych opowiesci. Wyrazam wiec serdeczne podziekowania wszystkim, ktorzy zdecydowali sie mi pomoc, a szczegolnie finalistom: dr. Louisowi Borgenichtowi, Fay McEleney, Lisie Reagan, Vicki Kozlowski, Marcie Ficklin, dr. Jackowi Langleyowi, Johnowi Lynchowi, dr. Lamontowi Weide'owi, Bev Spellman, Judy Converse, dr. Markowi Dahlowi, Jill Adams, Laurie Peterson, Geoffreyowi Kentowi, Dinie Mason, Dougowi Ansellowi, Melissie Smith i Jodi VanMeter.
Czuje sie uprzywilejowany przez los, majac jako pisarz takich przyjaciol i ekspertow, jakich mam.
Jane Berkey, Don Cleary i Peggy Gordijn z Jane Rotrosen Agency sluzyli mi pomoca, gdy tylko ich potrzebowalem. Bili Massey i Andie Nicolay z Bantam opiekowali sie moja ksiazka od poczatku do konca jej pisania.
Susan Terry, Daniel Palmer, Robin Guilfoyle i Mimi Santini-Ritt to grupka moich wyjatkowych czytelnikow.
Porucznik Cole Cordray, Eve Oyer, funkcjonariusz Matthew MacDonald i dr Bud Waisbren pomagali mi w kwestiach technicznych.
Paul Fiore utrzymywal mnie w formie i pilnowal stosowania sie do zasad koniecznych przy pisaniu powiesci.
Bili Wilson i dr Bob Smith nauczyli mnie cierpliwosci. Pomogli mi tez napisac te piecset stron, strona po stronie.
Luke pozostanie dla mnie najwazniejszy i stale wspiera mnie we wszystkim, co robie.
4
PROLOG
Cztery miliony trzynascie tysiecy osiemset szescdziesiat cztery.Marcia Rising odrobine odchylila sie w krzesle, tylko tyle, by ani siedzacy po jej prawej stronie glowny ksiegowy Leonard Smith, ani siedzacy po lewej stronie pierwszy wiceprezes Dan Elder nie mogli zobaczyc, co zapisuje na kartce duzego bloku. Pisac mogla bez ryzyka, w koncu nawet powinna robic jakies notatki ze spotkania. Ona tu byla szefem. Usmiechnela sie w duchu i przed pierwsza cyfra, czworka, narysowala ozdobny symbol dolara. Tymczasem siedzacy po drugiej stronie szerokiego mahoniowego stolu wiceprezes Joe Levinson gadal, gadal i gadal. Podlegala mu kontrola wydatkow Eastern Quality Health i z tego tytulu ciazyla na nim najwieksza, jesli nie liczyc Marcii, odpowiedzialnosc za dobra sytuacje finansowa ich kasy chorych. Ale sluchanie go bylo mniej wiecej tak interesujace jak obserwowanie schnacej farby.
-... Malejace liczby ostatniego kwartalu potraktowalismy jako powazne ostrzezenie - mozna powiedziec strzal ostrzegawczy - ze musimy zdecydowanie zwiekszyc motywacje naszych pracownikow oraz lekarzy do ograniczania kosztow. Narzucone przez nas wewnetrzne wspolzawodnictwo okazalo sie pod tym wzgledem wyjatkowym sukcesem. Niemal natychmiast liczba odrzucanych bez rozpatrzenia roszczen zwiekszyla sie o dwadziescia jeden procent, o trzynascie zas liczba roszczen chirurgicznych zwiazanych przynajmniej z jednym innym roszczeniem. Spotkalismy sie z protestami lekarzy, ale ludzie Billa, odpowiadajacy za stosunki z nimi, poradzili z tym sobie doskonale...
Cztery miliony... trzynascie tysiecy... osiemset szescdziesiat cztery.
Marcia odrecznie wypisala poszczegolne cyfry i zaczela je ozdabiac. Razem skladaly sie na jej wynagrodzenie za ostatnie dwanascie miesiecy. Jesli doliczyc do tego niewykorzystane opcje gieldowe warte osiem milionow, nie bylo watpliwosci: nalezala do krajowej czolowki kobiet na kierowniczych stanowiskach. Gdyby glosno wymowila poszczegolne liczby, zabrzmialoby to pewnie bardzo melodyjnie. Jak walc. Wyobrazila sobie tysiac dziewieciuset pracownikow firmy, tanczacych walca na korytarzach.
Czte-ry-mi... lio-ny-trzy... nas-cie...
Byla bardziej niz zadowolona ze sposobu, w jaki najlepsi czlonkowie jej zarzadu zareagowali na ostatnie wahniecie dochodow. Jej filozofia wyznaczania jednej stawki skladek i zakresu ochrony ubezpieczeniowej dla firm zatrudniajacych mlodszych, zdrowszych pracownikow, a innej dla pracownikow starszych, podnoszacych prog ryzyka, okazala sie oczywiscie bezbledna.
-Jesli nie zachoruja, nie beda nas nic kosztowac - powtarzala raz za razem poslusznie potakujacym podwladnym.
Niech inna firma zajmie sie ubezpieczaniem tych, ktorym konczy sie czas albo ktorzy nie umieja o siebie zadbac. Kazdy dolar wydany na demograficzne badanie firmy (czarni czesciej cierpia na nadcisnienie, cukrzyce i choroby nerek, Azjaci sa smiesznymi hipochondrykami, wsrod Latynosow panuje alkoholizm, narkomania i choroby umyslowe, trzydziesci pare lat - w porzadku, czterdziesci pare lat - nie w porzadku) zwracal sie w postaci setek dolcow, ktorych Eastern Quality Health nie musiala wyplacac ze swej kasy.
Ty-sie-cy... o-siem-set... i szesc...
-... A wiec z mojego punktu widzenia firma pokonala grozny, lecz na szczescie krotkotrwaly sztorm - mowil dalej Levinson - ale na horyzoncie gromadza sie czarne chmury, zagrazajace calej naszej branzy. Jednak nasz statek nie zatonie, jesli bedziemy pamietali o podstawowym fakcie: naszym biznesem jest zdrowie... to znaczy zdrowie Eastern Quality Health.
Levinson sklonil sie zadowolony z wybuchu smiechu w reakcji na nieoczekiwany zart i oklaskow. Usiadl. Porzadek dzienny zostal wyczerpany, spotkanie praktycznie sie skonczylo. Marcia wstala i przemowila do czlonkow zarzadu, zadajac, by dzielili sie z nia swymi problemami i pomyslami, gdy tylko sie pojawia, i nigdy nie tracili z oczu celow Eastern Quality Health, ktora nie
5
chce byc najwieksza prywatna ubezpieczalnia zdrowotna, lecz raczej najlepiej zarzadzana. Nastepnie podeszla do drzwi apartamentu i zegnala wychodzacych, kazdemu podajac dlon. Wreszcie usiadla za biurkiem i z przyjemnoscia zapatrzyla sie na podwojna fontanne zdobiaca szesciohektarowy teren siedziby EQH przy drodze 128, niespelna trzydziesci kilometrow na polnocny zachod od Bostonu. Zachodzace slonce skrylo sie za linie drzew, nadszedl cichy, piekny, bezchmurny wieczor. W porzadnie oznaczonych drucianych tackach stojacych na blacie biurka kryla sie praca: Zajmie jakies trzy godziny, a potem mozna isc do domu. Nieczesto sie zdarzaloby z budynku EQH ktos wychodzil po niej.Marcia strzasnela niemal niewidoczny okruszek z rekawa zakietu od Armaniego i zaczela prace od przejrzenia raportu zespolu prawnikow, zajmujacych sie jedna z kilku spraw wytoczonych firmie. Dotyczyla ona sporu o to, czy ten szczegolny ubezpieczony mial prawo do pokrycia kosztow przeszczepu szpiku kostnego. EQH nadal oczywiscie twierdzila, ze nie, skadze, mimo iz chora zmarla szesc miesiecy temu, co odebralo sens sprawie. Niestety, denerwujaco uparty maz, niezdolny do zaakceptowania rzeczywistosci, nie dopuszczal do zamkniecia sprawy. Marcia podyktowala nader ostrozna w sformulowaniach notatke do prawnikow, nakazujaca zawarcie porozumienia na poziomie piecdziesieciu tysiecy dolarow bez przyznania sie do winy. Albo to, albo nic.
Kiedy siegala po kolejny zestaw raportow, za oknem jej gabinetu na drugim pietrze zapadal juz zmierzch. Dopiero o dziewiatej zgarnela dokumenty do eleganckiej teczki, ktora dostala w prezencie od meza, uporzadkowala biurko, poprawila spodnice i udala sie do windy. Na poziom drugi parkingu, przeznaczony dla zarzadu, mozna bylo dostac sie wylacznie winda i to wylacznie korzystajac ze specjalnej karty. Marcia otulila sie plaszczem, gdy wyszla na chlodna, marcowa noc. Wiedziala, jakim samochodem jezdzi kazdy z czlonkow zarzadu. Bardzo starala sie ich przekonywac, by wybierali samochody swiadczace o sukcesie, jaki odniesli, a tym samym o sukcesie EQH. Oprocz jej mercedesa SL500 silver arrow, wersja cabrio na parkingu staly jeszcze dwa wozy: infmiti dyrektorki dzialu wykorzystania srodkow Sarah Brett i lexus szefa wydzialu kontaktow z lekarzami Billa Donoho. Zapisala sobie w pamieci, ze powinna wynagrodzic ich pracowitosc.
Podchodzila do samochodu, kiedy wyczula raczej, niz uslyszala, ze na parkingu jest ktos oprocz niej. Odwrocila sie dopiero wtedy, gdy uslyszala kroki. Z cienia wyszedl mezczyzna otulony w plaszcz, z kapeluszem naciagnietym nisko na czolo. Zblizal sie do niej, trzymajac rece w kieszeniach.
Skad on sie tu wzial, do diabla? - pomyslala gniewnie. No, Joe O'Donnell spieprzyl sprawe po raz ostatni! Jesli nie mozna wierzyc szefowi ochrony, to komu mozna? Jutro z samego rana Joe przechodzi do historii. Tym razem nie uratuje go ani placz, ani piecioro dzieci.
Marcia poczula przyspieszone bicie serca, ale uspokoila sie niemal natychmiast. Ocenila sytuacje blyskawicznie i racjonalnie; analityczny umysl byl przeciez jej znakiem firmowym. Nad drzwiami korytarza prowadzacego do windy znajdowala sie kamera bezpieczenstwa, wiec byc moze ktorys z dwoch straznikow dostrzeze obcego. Prywatna sluzba zdrowia to biznes nader kontrowersyjny i czesto dochodzi do niekontrolowanego wybuchu emocji. Czlonkom zarzadow kas chorych zalecano zaopatrzenie sie w legalna, zarejestrowana bron. Jej pistolet lezal zamkniety w skrytce mercedesa, wiec jesli zblizaja sie klopoty, nic jej nie pomoze. Nie ma mowy. Nie zdazy. Wytezyla wzrok. Moze uda sie jej spojrzec temu mezczyznie prosto w oczy?
Pieprzony O'Donnell!
Intruz zatrzymal sie niespelna trzy metry od niej. Marcia miala juz pewnosc, ze nie jest to nikt zwiazany z EQH.
-Kim pan jest? - spytala. - Jak pan sie tu dostal?
-Pani Rising, mam dla pani prezent.
Kobieta! Marcia znow poczula przyspieszone bicie serca.
-Kim pani jest? - spytala. Glos sie jej lamal.
6
Kobieta, szczupla, o drobnej twarzy, z oczami nadal przyslonietymi rondem kapelusza, wyciagnela lewa reke, w ktorej trzymala koperte. Byla tak zimna, spokojna i opanowana, ze serce Marcii zamarlo z przerazenia. Patrzyla na koperte; ze zdumieniem stwierdzila, ze teraz to ona trzyma ja w dloni.-Pospiesz sie - powiedziala niecierpliwie kobieta. - Otworz ja.
Marcia otworzyla koperte drzacymi rekami. Wyjela z niej dwie karty powierzchni moze dwudziestu centymetrow kwadratowych. Na jednej, chyba czyms w rodzaju markera, wypisano duza drukowana litere "R", na drugiej podobna "T".
-Co to jest? O co tu wlasciwie chodzi?
Probowala cofnac sie do samochodu, nogi sie pod nia uginaly. Koperte i karty sciskala w dloni, nawet nie zdajac sobie z tego sprawy.
A tymczasem kobieta powolnym, pewnym ruchem wyciagnela z kieszeni pistolet. Jego lufa konczyla sie czyms jako zywo przypominajacym gumowy sutek.
-Boze, nie! - krzyknela Marcia. - Nie, prosze... mam pieniadze, mnostwo pieniedzy! Dostaniesz wszystko, czego zechcesz!
-Nie bedziesz cierpiec, jak powinnas - powiedziala kobieta. Z odleglosci niespelna poltora metra trafila ja prosto w piers.
Marcia padala na wznak, gdy drugi strzal trafil ja w krtan. Kobieta wlozyla pistolet do kieszeni plaszcza. Kiedy odwracala sie ku drzwiom, wyszeptala:
-Spij mocno.
7
Rozdzial 1-Wykonczony!
-Zalatwiony!
-Zmordowany!
-Wypalony!
-Oooo, to bylo dobre!
-Bylo. Czyja kolej?
-Doktora Camerona.
-Nie ma mowy, mala. Nie ja. Wlasnie padlem na nos.
-No to czas na doktora Granta.
Ze swego miejsca po przeciwnej stronie stolu operacyjnego Will Grant spojrzal na swoj zespol: trzy pielegniarki i anestezjologa.
-Jestescie pewni? - spytal.
-Owszem. Padlo na pana - powiedziala pielegniarka operacyjna, instrumentariuszka.
-Jakos nic nie przychodzi mi do glowy.
-Niech lepiej przyjdzie i to szybko, maly - powiedzial Cameron z akcentem rownie silnym jak przed pietnastu laty, kiedy przybyl do Stanow ze szkockich gor. - Mary, daj mi gabke, z laski swojej. Dzieki. No wiec, Will, ty wymysliles haslo na dzisiaj. Byloby swinstwem, gdybys przegral stawke i musial stawiac piwo tym wszystkim szemranym typkom.
Will chcial odpowiedziec, lecz nagle ziewnal tak szeroko, ze az przekrzywila sie jego papierowa maska chirurgiczna.
-Wyglada na to, ze powinienem wybrac jakies inne slowo niz "wyczerpany" - rzekl, kiedy smiech nieco ucichl. Obrocil glowe, by pielegniarka asystentka mogla poprawic mu maske. - Ale tylko ono przyszlo mi do glowy.
-Trudno uznac to za niespodzianke - odparl Cameron. - Powinnismy uznac "doktor Will Grant" za prawna norme, poniewaz ty, maly, definiujesz okreslenie "wyczerpany". Kiedy dowiedzialem sie, ze masz dzis zastepstwo, nie wierzylem wlasnym uszom!
-Cztery dni alimentow.
-Co?
-Kazdy dodatkowy nocny dyzur, ktory zawdzieczam wam, kolezanki i koledzy, przeklada sie na cztery dni splaconych alimentow, a nawet wiecej, jesli ktos trafi do mnie na stol.
-A prawie zawsze trafia. No coz, mozemy chyba konczyc. Sir Willu, moj zaufany asystencie, czy widzisz jakis powod, dla ktorego nie mielibysmy wzniesc mieczy i zaszyc tego szczesliwego palanta?
-Zoladek wladca czlowieka - powiedzial Willi. - Zrobiles naprawde swietna robote, wycinajac tego raka, Gordon.
-Zapomniales dodac "jak zawsze".
-Jak zawsze. A co z wyczerpaniem?
-Debbie juz to przechodzila - rzekla pielegniarka. - Trzymam reke na pulsie.
Zmeczony, zdyszany, schlastany, skolatany, wybiegany, zmordowany, wyczerpany, pod gorke, pod wiatr, jak pies, na smierc, padniety, jak neptek, rozklapciany, sztywny, za sztywny, by sie ruszyc, oslabiony, slaby, slaby jak dziecko, przeprany, wyzety, mam dosc...
Ale wszystko sie konczy, gdy dr C. zalozy ostatnia klamre.
Will probowal rozluznic miesnie szyi, po trzyipolgodzinnej operacji mial wrazenie, ze ktos nasaczyl je klejem. Bez wielkiej przesady mogl powiedziec, ze po raz ostatni nie byl z tego czy innego powodu koszmarnie zmeczony osiemnascie lat temu, kiedy w wieku dwudziestu trzech lat rozpoczal studia w szkole medycznej. Nauka, staz, obowiazkowa praktyka chirurgiczna, specjalizacja w chirurgii naczyniowej... po prostu musial sie zastanowic, czy gdyby wiedzial o
8
dyzurach przy telefonie, niekonczacych sie godzinach spedzanych na Sali operacyjnej, porannych wezwaniach do naglych przypadkow, godzinach przyjec, obowiazku stalego poglebiania wiedzy, spotkaniach zespolu, rodzacych sie jak grzyby po deszczu oskarzeniach o bledy w sztuce, chciwych adwokatach goniacych karetki na sygnale, malejacych wyplatach z kas chorych, a wreszcie rozwodzie i dodatkowych dyzurach, dzieki ktorym wiazalo sie jakos koniec z koncem, ponownie wybralby ten los. Odpowiedz brzmiala oczywiscie "tak"... nie dotyczyla tylko tej hecy z kasami chorych.-To juz ostatnia klamra, maly - oznajmil Cameron, dramatycznym gestem spinajac ciecie.
-Nie dam rady! - wykrztusil Will w ostatniej chwili. Na sali operacyjnej numer trzy zapanowala cisza jak makiem zasial. Przerwal ja Cameron.
-Dobra, wygrales, Will. Jesli udowodnisz, ze okreslenie to nie dotyczy twego zycia seksualnego.
Fredrickston Surgical Associates bylo grupa czteroosobowa, majaca swa siedzibe w gmachu Szkoly Sztuk Medycznych, przecznice od Szpitala Ogolnego Fredrickston, doskonale wyposazonego centrum urazowego, polozonego piecdziesiat kilometrow na poludniowy zachod od Bostonu. Czterech chirurgow przyjmowalo zgloszenia na zasadzie rotacji z trzema innymi, choc co siedem dni Will przyjmowal jeden lub nawet dwa nocne dyzury poza kolejka. Dzis, we wtorek, zakonczyl badania pacjentow w gabinecie, po czym wyszedl na chlodne, szare popoludnie i skierowal sie do szpitala. Wraz z Jamesem Katzem i Susan Hollister mieli dokonac obchodu poza chirurgicznym oddzialem intensywnej opieki medycznej. Dobiegajacy siedemdziesiatki Katz byl najstarszy wsrod lekarzy, a pewnie w ogole personelu calego szpitala. Byl sztywny zarowno w zachowaniu, jak i w mowie; Will nigdy nie slyszalby ktos wspominal, ze stary lekarz opowiadal dowcip. A jednak Katza kochano i szanowano za godnosc, zrecznosc w sali operacyjnej oraz zdolnosci, jakie przejawial podczas uczenia praktykantow i innych lekarzy.
-Przeciez wlasnie skonczyles dyzur, Will - powiedzial zdziwiony.
-Mialem dyzur dwie noce temu, bardzo spokojny. Steve Schwaitzberg wolal zostac w domu, koledzy z klasy jednego z jego dzieciakow zamierzaja sie bawic cala noc.
-A potem wezmie dyzur za ciebie? - drazyl Katz. Byc moze chodzilo o liberalne zainteresowania i polityczne sklonnosci, byc moze o stroje rownie swobodne jak zachowanie w obecnosci pacjentow, byc moze o rozpad malzenstwa, ale tak czy inaczej Will wyczuwal, ze od pewnego czasu jest najmniej lubiany z trzech ulubionych asystentow starego. Mimo to stosunki miedzy nimi pozostawaly poprawne, choc napiecie pojawialo sie nieuchronnie, gdy tylko na swiatlo dzienne wyplywal temat dodatkowych dyzurow.
-Najprawdopodobniej tak, wezmie za mnie dyzur - odparl Will swiadom, podobnie jak jego mentor, ze mocno naciaga prawde.
-Wtorek to dzien twoich spotkan z blizniakami? - spytala Susan.
Susan byla rownie konserwatywna i wstrzemiezliwa, jak Gordon Cameron otwarty i wybuchowy, praktykowala dwa lata dluzej niz Will. Byla bardzo kompetentnym chirurgiem, a poza tym szczupla dziewczyna w typie ladnej bibliotekarki. Jesli wierzyc plotkom, do tej pory nie wyszla za maz. Przez kilka lat spotykala sie z pewnym biznesmenem, przynajmniej sama tak twierdzila; Will nigdy nie spotkal faceta i Gordon tez nie. Od czasu do czasu Cameron osmielal sie nawet sugerowac, ze biznesmen Susan byl plci niekoniecznie meskiej. Tak czy inaczej dziewczyna, ktora zanim Will sie rozwiodl, traktowala go z daleko posunieta rezerwa, zmienila sie nagle w prawdziwa przyjaciolke, troszczaca sie o jego zdrowie, dzieci, a nawet zycie towarzyskie. Po rozwodzie poszedl nawet na randke z jej wspollokatorka z Wellesley College, co bylo rzecza wyjatkowa. Chocby przez rok bral lekcje aktorstwa, nie bylby mniej soba niz tej nocy.
-Nie jestem jeszcze gotowy - oznajmil Susan po nudnej, meczacej kolacji. - Nie mielismy ze soba nic wspolnego. Przynajmniej ona byla czlowiekiem.
9
-Owszem, mam dzieci - powiedzial teraz - ale dzis wieczorem rozdajemy zupy biedakom, wiec moge przejac dyzur, poki nie przyjdzie czas, by odwiezc je do domu. A jesli chodzi o Open Hearth - dodal jeszcze, chcac rozpaczliwie pogrzebac temat nadmiernej liczby dyzurow - caly czas szukamy ochotnikow do pomocy.-Kiedy zrezygnuje z czlonkostwa w radzie orkiestry symfonicznej, zapewne bede cie trzymal za slowo - powiedzial Katz calkiem szczerze.
-Ja tez! - W glosie Susan zabrzmialo podniecenie.
-Nie wiedzialem, ze jestes w radzie orkiestry, Suze - zdziwil sie Will.
-Mam nadzieje, ze niedlugo dostapie tego zaszczytu.
-W porzadku, prosze panstwa - przerwal im Katz - zalatwmy sprawe raz a dobrze. Wiesz, Will, to dobrze, ze lubisz swoja prace, bo z pewnoscia masz jej cholernie duzo.
Jim Katz mial w szpitalu siedmiu pacjentow, Will i Susan po troje na glowe, a Gordon Cameron, ktory zdazyl juz wrocic do domu, dwoje, w tym jednego, nad ktorym wraz z Willem pracowali wczesniej. Trojka chirurgow, w sklad ktorej wchodzil Steve Schwaitzberg, opiekowala sie kolejna piatka. Schwaitzberg wypisal swa trojke przed lunchem, pozostala dwojka miala wypisac sie telefonicznie. W sumie dwudziestu pacjentow, calkiem sporo jak na wspolczesne standardy. Restrykcje ubezpieczeniowe doprowadzily do tego, ze wiekszosc z nich przeszla badania przedoperacyjne jako pacjenci dochodzacy, a na stol trafiali, nim zdazyli zobaczyc sale, na ktorych mieli lezec, i poznali majace sie nimi opiekowac pielegniarki. Zaraz po zakonczeniu zabiegu przygotowywano ich do wypisania. Tabele stworzone przez kasy chorych i przemysl ubezpieczeniowy wskazywaly wyraznie, ze taka praktyka znacznie redukuje koszty, nie powodujac statystycznie istotnego wzrostu powiklan pooperacyjnych. Will z doswiadczenia wlasnego oraz kolegow wiedzial, ze wielu pacjentow z radoscia zaprzeczyloby tym statystykom.
Susan nalegalaby pierwsza zbadac grupe Katza. Sam Katz nigdy nie skarzyl sie na natlok zajec i na malejace z wiekiem mozliwosci fizyczne, ale trzej mlodsi czlonkowie grupy widzieli, jak ze zmeczenia traci orientacje i gubi sie na sali operacyjnej, wiec chronili go w kazdy mozliwy sposob. I wszystko bylo dobrze... az do ostatniego pacjenta, szescdziesieciotrzyletniego cukrzyka, ktoremu Katz usunal pecherzyk zolciowy.
-A wiec, panie Garfield... - Katz przyjrzal sie czterem malym nacieciom na brzuchu pacjenta. Bylo to jego dzielo. Skinal glowa z aprobata. - ...Zona przyjedzie zabrac pana ze szpitala?
-Przed chwila dzwonila z parkingu. Nie ma sie o co martwic - powiedzial Garfield.
-Swietnie, znakomicie. Pielegniarki daly panu instrukcje przy wypisie? Tak? To dobrze.
Willowi nie podobalo sie to, co slyszal i widzial. Stuart Garfield robil wszystko, by nic nie ujawnic i byc moze nawet nie zdawal sobie z tego sprawy, ale oddychal szybko i ciezko. Susan niemal niewidocznie skinela glowa; ona tez to zauwazyla. Kasy chorych ustalily, ze po laparoskopowym usunieciu pecherzyka zolciowego pacjent ma przebywac w szpitalu tylko jedna noc, a jeszcze lepiej, zeby nawet nie zostawal na noc. Katz nie uznalby cukrzyca pacjenta byla czynnikiem dajacym mu prawo do dluzszego pobytu i na ogol nie bywala, ale w tym przypadku... poszerzenie zyl na szyi i lekkie zasinienie warg stanowily subtelne oznaki nadciagajacych klopotow.
Will nonszalancko przeslizgnal sie do lozka pacjenta. Przylozyl sluchawke do plecow mezczyzny, u podstawy pluc. Wyraznie uslyszal charakterystyczne trzeszczenie, dowod na to, ze plyn wypelnia pecherzyki plucne. Stuart Garfield mial pierwsze objawy niewydolnosci serca; stan bardzo powazny u kazdego pacjenta, a juz szczegolnie u cukrzyka, ktory bez ostrzezenia, zapewne gdy z zona bedzie wjezdzal na autostrade, mogl doznac pelnego obrzeku pluc, przerazajacego i groznego dla zycia.
Will skinal na Katza. Wyszli na korytarz. Nie istnial taktowny sposob przedstawienia tej diagnozy, a z czlowiekiem tak uczciwym i honorowym jak Katz nie wolno bylo nawet probowac. - Jim, on ma zastoinowa niewydolnosc krazenia - szepnal Will. - Rozszerzone zyly szyjne, obustronne rzezenia na podstawach, sinice.
10
Katz jakby oklapl. Podszedl do lozka, przylozyl sluchawke do plecow pacjenta, wrocil na korytarz.-Wiedzialem, ze nie powinienem wypisywac go tak szybko - powiedzial, potrzasajac glowa z niedowierzaniem.
-Sluchaj, nie oskarzaj sie. Przeciez obchody zalatwiamy wspolnie, jako zespol. Wlasnie dlatego, ze zawsze cos moze wyskoczyc. Przyjazne wsparcie kas chorych powoduje, ze nacisk wywierany jest przez caly czas na nas wszystkich. Mowia nam, ze chirurg wypisuje pacjenta po usunieciu pecherzyka zolciowego srednio dzien po operacji, a nawet w dniu operacji. Doskonale wiesz, ze jesli przetrzymasz go dodatkowy dzien czy dwa, spadniesz na sam dol listy HMO. Oni tego nie ignoruja.
-Mimo wszystko... - Katz westchnal ciezko -... dziekuje. Uratowales mnie. - Wrocil do lozka pacjenta. - Panie Garfield, zaczekamy na panska zone, dobrze? A potem bedziemy musieli porozmawiac.
-Nigdy nie widzialam go tak ponurego - powiedziala Susan, kiedy szli zobaczyc pierwszego pacjenta.
Jako jedyna kobieta Susan dzielnie odgrywala role opiekunki grupy. Pilnowalaby Gordon nie schudl, Will spal od czasu do czasu oraz oczywiscie spotkal dziewczyne zycia, a Jim Katz zrezygnowal przynajmniej z czesci obowiazkow.
-My w mniejszym lub wiekszym stopniu dorastalismy z systemem platnej opieki medycznej - powiedzial Will - a Jim musi sie do niego przyzwyczajac. Ciagle z zalem wspomina czasy, kiedy po prostu rozpoznawalo sie chirurgiczny problem, cielo pacjenta i dbalo o niego, poki nie byl gotow do wypisu.
-Ach, stare dobre czasy przed medycyna "jeden rozmiar dla wszystkich". Mama wlasnie wojuje z ubezpieczycielem. Ma olbrzymie, bolace wlokniaki z krwawieniem z pochwy, jej ginekolog chce przeprowadzic histerektomie.
-Dla mnie to ma sens.
-Dla mnie tez, ale rzeczoznawcy z jej ubezpieczalni twierdza, ze histerektomia nie jest konieczna. Co wiecej, ten wspanialy wyrok wydano na podstawie... rozmowy telefonicznej. Nikt z kasy nawet na nia nie spojrzal ani jej nie zbadal. Ale decyzja podjeto.
Will stanal sztywno wyprostowany i powiedzial z ciezkim brytyjskim akcentem:
-Nie jestem lekarzem, ale praktyka telefoniczna swietnie mi wychodzi.
-No wlasnie. Wiec mama czuje bol przy kazdym kroku, a jej lekarz domowy twierdzi, ze przez wlokniaki nie wyczuje nowotworu, gdyby ten sie pojawil.
-O Boze! Nadal jest w Idaho?
-I nie ma zamiaru sie przeniesc.
-A ty nigdy nie chcialas wrocic do domu? I tam praktykowac?
-Skad bym wiedziala, ze zyje, gdybym na ulicy nie widziala swego odbicia w oknach wystawowych? - W ciemnych oczach Susan pojawily sie iskierki smiechu. - A poza tym co ja mam wspolnego z Demi Moore i wszystkimi tymi slawnymi transplantami z Hollywood?
-Powinnas poruszyc sprawe na zebraniu stowarzyszenia w czwartek wieczorem.
-No... tylko jeszcze nie zdecydowalam, czy bede w nim uczestniczyla. Will, rozumiem, dlaczego tak entuzjastycznie traktujesz Stowarzyszenie Hipokratesa, naprawde to doceniam, ale minal rok, chodzilam na zebrania co tydzien i jakos to na mnie nie wplynelo. Nie podoba mi sie postepowanie i zasady kas chorych i to, jak wtracaja sie w nasza praktyke, ale nie jestem tak... taka bojowa jak wy. Mimo problemow mamy. Znasz mnie. Traktuje rzeczywistosc z rezerwa... nie, nie jestem niesmiala, choc ludzie tak mnie na ogol osadzaja, ale tez nie lubie sie wychylac. Wybacz, ze to mowie, ale moim zdaniem jestescie fanatykami.
Will rozesmial sie serdecznie.
-Hej, sluchaj, nie posuwalbym sie tak daleko. Moze wystarczy "zaangazowani"?
Generated by Foxit PDF Creator (C) Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
11
-Jesli poprawi ci to samopoczucie...-Sluchaj, Suze, im wiecej ludzi pojawi sie na naszych spotkaniach, tym lepiej. Sa nam potrzebni. Ostatnim razem przyszla setka lekarzy! Setka! Nawet gazety nas zauwazyly.
-Will, jestem czlonkiem dwoch komitetow szpitalnych i kilku koscielnych. Pracownicy recepcji silowni nie wiedza, kim jestem. Obawiam sie, ze moj chlopak takze zapomina, jak wygladam.
-Rozumiem. Po prostu rob, co w twojej mocy. A ja opowiem o twojej matce.
-Masz pozwolenie.
-Wielkie firmy skradly serce medycyny, Susan. Trzeba je powstrzymac.
-Badz ostrozny. Nie draznij ich. Nie bedziesz pierwszym lekarzem, po ktorym przejechali walcem.
-Niech sprobuja. - Will usmiechnal sie.
Generated by Foxit PDF Creator (C) Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
12
Rozdzial 2Ashford jest osiedlem sypialnia, polozonym niemal dokladnie w polowie drogi miedzy Fredrickston a Worcester. Po wlaczeniu pagera i telefonu komorkowego Will odmeldowal sie w sali wypadkow naglych oraz u dyzurujacych chirurgow, wsiadl do samochodu i ruszyl przed siebie. Ruch przed wieczorem nie byl duzy. Wiedzial, ze nie jest jedynym na swiecie rozwiedzionym ojcem, jadacym do domu, ktory kiedys byl jego, by za pozwoleniem zabrac dzieci na kolacje, ale wiedza ta nie lagodzila przekonania, ze to dziwaczna sytuacja... zwlaszcza gdy drzwi otwieral mu Mark Mueller, niegdys przyjaciel i doradca finansowy rodziny, a od przeszlo roku kochanek Maxine.
-Czesc, co slychac? - przywital go Mark. Nauczyl sie juz nie wyciagac reki na powitanie.
Byl podobnego wzrostu i budowy jak Will. Mial geste, krecone wlosy, co za kazdym razem przypominalo Willowi o niewielkiej jeszcze, ale stale rosnacej lysince nad czolem. Maxine wyjasnila bylemu mezowi, ze z Markiem bardzo sie kochaja, ale nie moga sie pobrac, bo za duzo by stracili. Miala na mysli glownie alimenty.
Will wszedl do przedpokoju, ktory kiedys byl jego przedpokojem.
-Dzieci gotowe?
-Danny konczy odrabiac lekcje. Jessica, tak.
Will usmiechnal sie. Czy na swiecie jest druga para blizniakow tak niepodobnych do siebie, a przez to tym bardziej kochanych? Jess zawsze gotowa na czas, Danny na ostatnia chwile, jesli w ogole; Jess porzadna, nawet pedantyczna, Danny wieczny balaganiarz: Jess powazna, wrecz przesadnie serio, Danny wrazliwy i obdarzony wybujala wyobraznia, Jess celujaca w sportach, Danny juz slynny z wystepow w lokalnym teatrze amatorskim. Niech cie diabli, Max!
-Hej, tato, powiedz, kto cie kocha?
Jess, ubrana w dzinsy i obszerna bluze, wybiegla zza rogu i rzucila sie na tate, bezblednie celujac w zoladek.
-A kto ciebie kocha, mala? Wszystko w porzadku?
-Jasne. Tammy odeslali do domu za plucie papierowymi kulkami. Cody Block powiedzial, ze mnie lubi. Dostalam szostke za prace domowa o Maroku. Jedziemy do Hearth, do ciebie czy do restauracji?
-Do Hearth.
-Swietnie!
-Dannyyy...!
Dziesieciolatek nie mial prawa zaatakowac tak silnym i tak prawidlowym futbolowym rzutem od tylu. Will i Jess omal sie nie przewrocili.
-Open Hearth, tak tatusiu? - wydyszal Danny.
-W kazdej chwili.
-Hm, hm - przerwal im Mark. Wydawal sie zazenowany. - Max chce, zebys przywiozl dzieci przed dziewiata.
Oczy Willa zablysly. Jego usmiech mowil bardzo wiele.
-A wiec dziewiata, Mark. Jest na silowni?
-Nie, w biurze. Powinna niedlugo wrocic.
-Do zobaczenia o dziewiatej. No, panowie, idziemy.
-Ile razy ci mowilem, ze nie jestem panem!
-Swietnie! Panie, idziemy!
-Tatoooo...!
Will, dwaj jego przyjaciele z grupy i pewien psychiatra stworzyli Open Hearth, gdy Will byl na drugim roku szkoly medycznej. Mieli pomysl na przetrwanie dwoch ciezkich lat, wypelnionych
Generated by Foxit PDF Creator (C) Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
13
zajeciami z biologii, chemii i fizyki, przez zaangazowanie sie w problemy prawdziwych, zywych ludzi. Ich pomysl niemal natychmiast podchwycili inni studenci, a potem wydzial medycyny jako instytucja, dzieki czemu okazal sie on wielkim sukcesem. Dynamiczny mlody szef, majacy wizje tego, co chce osiagnac, wraz z poswiecajaca wszystko dla projektu rada pilnowaliby handlarze, szkoly, koscioly oraz mieszkancy Fredrickston i sasiednich osiedli rozumieli, o co chodzi, i doceniali ich prace. Dzis, po szesnastu latach, zdarzalo sie, ze nie przyjmowano do pomocy nowych wolontariuszy, choc nie odmowiono posilku nikomu z tysiecy potrzebujacych, ktorzy z niej korzystali. Rekord wydanych posilkow wynosil trzysta dziesiec, ale gospodarka coraz bardziej podupadala, wiec najpewniej wkrotce mial byc pobity.Niezaleznie od tego, jak trudno przychodzilo mu znalezc chwile wolnego czasu, Will tylko wyjatkowo nie uczestniczyl w zebraniach rady, ktore odbywaly sie w kazdy pierwszy i trzeci wtorek miesiaca.
Prymitywny, dwupietrowy budynek z desek szalunkowych stal na rogu ulic w najgorszej, najbiedniejszej czesci miasta. Maxine probowala dowiesc, ze ta czesc miasta jest zbyt niebezpieczna, by jezdzily tam dzieci, ale w tej kwestii, w odroznieniu od wiekszosci innych, Willowi udalo sie postawic na swoim.
-W porzadku - powiedzial, zatrzymujac czteroletni samochod na malym parkingu. - Oboje wiecie, jak powinniscie sie zachowywac.
-Ja rozdaje deser! - krzyknal Danny, biegnac ku kuchennemu wejsciu.
-Teraz moja kolej! - zaprotestowala Jess.
Will przystanal i obejrzal budynek - co czynil niemal zawsze, gdy tu przyjezdzal - myslac o tym wszystkim, co zdarzylo sie od uruchomienia kuchni. Na poczatku wynajeli parter od kosciola episkopalnego, placac tyle co nic. Dzis Open Hearth Kitchen, zwolniona od podatku firma uzytecznosci publicznej, byla juz wlascicielka calego budynku. Wiara, wytrwalosc, odwaga... mijaly lata, a Open Hearth tyle dla niego znaczyla. Swoja aktywnosc ograniczyl juz tylko do udzialu w zebraniach rady nadzorczej i dwoch dni w miesiacu, kiedy osobiscie obslugiwal potrzebujacych. Reszte energii poswiecil pracy w Stowarzyszeniu Hipokratesa i idealistycznej misji wyrwania medycyny z lap prywatnych kas chorych i firm ubezpieczeniowych.
Wiara... wytrwalosc... odwaga.
Kiedy Will wszedl do kuchni, dzieciaki juz ciezko pracowaly, nie przestajac przy tym gadac jak najete. Usmiechnal sie na mysl o tym, z jaka latwoscia zaakceptowaly grupe i jak szczerze i serdecznie przyjela je grupa. Tego wieczoru na miejscu bylo pieciu pracownikow i szesnastu wolontariuszy. Nie bylo na swiecie armii, ktorej zolnierze sluzyliby z wieksza skutecznoscia i zaangazowaniem.
-Hej Will co u ciebie?
-Po staremu, po staremu, Beano. A u ciebie?
-Nie mam sie co uskarzac. Masz naprawde fajne dzieciaki. Dwie minuty i juz zalapaly, co trzeba zrobic. A jak pracuja!
Beane, przeszlo czterdziestoletni, od pieciu lat pelnil funkcje dyrektora Hearth. Rozszerzal program firmy, wprowadzil usluge "Meals on Wheel" i doradztwo dla bezrobotnych szukajacych pracy. Uslyszawszy rzucona przez Willa uwage, wzial tez na swe barki obowiazek dopilnowania, by nikt nie zwracal sie do niego "doktorze". Wielu ludzi zdawalo sobie sprawe, ze jest lekarzem, ale nie widzial powodu, by wiedzieli o tym wszyscy. Za nic w swiecie nie chcial utracic przyjemnosci podawania jedzenia tym, ktorzy go potrzebuja, i wprowadzania dzieci w swiat odlegly o lata swietlne od porzadnego, zamoznego, ocienionego zielonymi drzewami Ashford.
-Beano, wyglada to swietnie.
-Jasne. Bogu dzieki za te wszystkie koscioly i synagogi.
-A tak. Za to powinnismy Mu podziekowac.
Beane nie od razu zrozumial zart, ale juz po chwili jego czarna jak heban twarz zmarszczyla sie w szerokim usmiechu.
Generated by Foxit PDF Creator (C) Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
14
-Dobrze powiedziane - przyznal. - Musialem mocno pomyslec, zeby zrozumiec, o co ci chodzi. Wybacz, ze to mowie, Will, ale podejrzewam, ze za ciezko pracujesz.-Do diabla, nic z tych rzeczy. Wedlug moich standardow jestem wyjatkowo wypoczety. Spotkajmy sie jutro rano. Dopiero rano beda wygladal tak, jakbym pracowal za ciezko. To, co widzisz teraz, to prawdziwy swiezy Grant.
-Swiezy Grant - powtorzyl Beane. - Brzmi jak cos, co powinnismy podawac w naszej kuchni.
O wpol do szostej po poludniu otwarto drzwi Open Hearth. W kolejce stalo co najmniej piecdziesiat osob, w tym spora czesc z malymi dziecmi. Wiekszosc z korzystajacych z kuchni ludzi miala dach nad glowa, ale powoli przestawalo byc ich stac na jedzenie i ogrzewanie. Blizniaki zdolaly sie wreszcie dogadac i pracowaly teraz ramie w ramie, zgodnie i sprawnie wydajac deser. Will, ktory zdazyl juz nalozyc fartuch, chodzil teraz pomiedzy stolami z pojemnikiem zawierajacym srodek czystosci w jednej rece, a scierka w drugiej, rozmawiajac z jedzacymi i sprzatajac po nich, kiedy wyszli. Zatrzymal sie przy stole, przy ktorym siedzial siwy, wyjatkowo zaniedbany mezczyzna, jedzacy powoli gulasz wolowy z ryzem.
-Jak sie masz - spytal.
-Nie skarze sie - odpowiedzial mezczyzna.
-Jestem Will.
-John. John Cooper.
-Nigdy przedtem cie nie widzialem.
-Bo jestem tu po raz pierwszy.
-No to pojawiles sie we wlasciwej chwili. Gulasz wolowy to chyba najlepsze nasze danie.
-Rzeczywiscie, bardzo smaczny.
-Sluchaj, John, normalnie unikam reklamy, ale fakt pozostaje faktem. Jestem lekarzem. Pracuje w szpitalu. Jesli przekraczam granice powstrzymaj mnie, ale martwia mnie te guzy na twojej szyi.
Cooper nawet nie pofatygowal sie, by ich dotknac.
-Co ci sie nie podoba? - spytal.
Guzy, czyli obrzekniete wezly chlonne, oznaczaly klopoty. Szybka diagnostyka roznicowa przeprowadzona przez Willa uwzgledniala kilka rodzajow raka, a takze skrofuly, czyli forme gruzlicy.
-Badal cie lekarz?
-Nie stac mnie na lekarza.
-Masz ubezpieczenie ogolne? W ogole jakies ubezpieczenie?
Cooper potrzasnal glowa.
-Zglos sie do mnie i daj mi zbadac te guzy, dobrze? Nie zaplacisz ani centa.
-Moze.
-Obiecuje, ze dobrze sie toba zajme.
-To bardzo milo z twojej strony.
Will na ogol nadazal z czyszczeniem stolow, ale teraz zorientowal sie, ze ma powazne opoznienie w pracy. Bedzie musial mocno sie przylozyc, zeby nadazyc za tlumem klientow.
-Posluchaj, John - powiedzial jeszcze. - Przysle tu Bena Beane'a, zeby z toba pogadal. Ben tu rzadzi. Pomoze ci wypelnic formularze ubezpieczenia stanowego, dobrze?
-Masz na mysli dobroczynnosc?
-Mam na mysli ubezpieczenie. Takie, jakie powinien miec kazdy obywatel tego kraju. Nie lubie szufladkowac rzeczy, ale jedno ci powiem: ubezpieczenie to nie dobroczynnosc. Poczekaj tu. Znajde Bena. Wyjasni ci wszystko i da moj adres. W porzadku?
-Chyba tak.
Generated by Foxit PDF Creator (C) Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
15
Will poszedl poszukac Bena. Po drodze wytarl dwa stoly. Wiekszosc klientow Open Hearth Kitchen szanowala to miejsce i pilnowalaby zostawic je w takim stanie, w jakim je zastala. Wiekszosc, ale nie wszyscy.-Beano, potrzebuje twojej pomocy z nowym klientem.
-Tym, z ktorym rozmawiales?
-Powinien do mnie wpasc. Ma na szyi duze guzy. Daj mu moj adres, dobrze? I niech twoi ludzie wprowadza go na kreta sciezke prowadzaca do ubezpieczenia ogolnego, zebysmy mogli mu zrobic pare badan.
-Chetnie bym to zrobil, ale gosc wlasnie wstal i wyszedl. Will podbiegl do drzwi. Po ulicy hulal nieprzyjemny, zimny wiatr. W strone Willa szlo kilku kolejnych klientow Open Hearth, ale Johna Coopera nie dostrzegl. Nie mogl nic zrobic, tylko zloscil sie na siebie za to, ze najprawdopodobniej wystraszyl czlowieka. Stal na schodach, ze smutkiem przygladajac sie ulicy, kiedy zadzwonil telefon komorkowy. Na wyswietlaczu pojawil sie numer sali przypadkow naglych.
-Cholera!
-Will, tu Lydia. - Lydia odbywala w szpitalu praktyke chirurgiczna. - Wlasnie dzwonilo pogotowie gdzies z alejki w srodmiesciu. Pracuje przy facecie, ktorego znalazly jakies dzieciaki. Mocno pobity. Czterdziesci pare lat, prawdopodobienstwo rabunku. Niezidentyfikowany, o cisnieniu krwi nie ma co mowic, podobno zmarzniety, ale upewniono mnie, ze zyje.
-Kiedy moze do nas dojechac?
-Za dziesiec minut.
A wiec nie warto szukac tej alejki, choc niewykluczone, ze byla gdzies blisko. Zreszta, w terenie sanitariusze i ratownicy byli lepsi i szybsi niz on.
-Bede - obiecal, czujac znajomy przyplyw adrenaliny i jasnosc umyslu, obecne zawsze, gdy pojawiala sie mozliwosc interwencji chirurgicznej. - Obsluga tomografu ma byc gotowa do zbadania glowy ofiary. Jesli na miejscu nie ma ludzi, wydzwon ich, dobrze? Duza kroplowka. Zalozcie cewnik, wezcie krew do zbadania, w tym na alkohol, leki i narkotyki, grupa, badanie krzyzowe, szesc jednostek i niech beda gotowi na wiecej. Zaraz po pobraniu krwi podaj mu glukoze. Nie czekaj na wyniki badan poziomu cukru. A tak przy okazji, zaalarmuj anestezjologie i sale operacyjna, byc moze beda mieli zajecie.
-Jasne.
-A, Lydio, na wypadek gdyby rzeczywiscie byl tak przemarzniety, jak twierdza ratownicy, niech pielegniarki przygotuja koce ocieplajace i podgrzeja troche roztworu mleczanu Ringera.
We wtorki, ktore byly jego dniami dyzuru w Hearth, wielokrotnie do niego dzwoniono, ale po raz pierwszy musial natychmiast wracac do szpitala i blyskawicznie przeprowadzic zabieg. Poszedl do budynku Open Hearth, znalazl dzieci i zaczal rozwazac rozne mozliwosci, zupelnie tak, jak to robil w FGH. Ale niewiele ich mial. Musial rozstac sie z duma, przelknac wstyd.
Zadzwonil do Maxine.
Lydia Goldman dostrzegla Willa i dzieci na podjezdzie i zadowolona wybiegla im na spotkanie. Stazystka z trzyletnim doswiadczeniem nigdy nie czula sie komfortowo przy naglych wypadkach. Will z radoscia przyjal otrzymana kilka tygodni temu informacje, ze przyjeto ja do jakiegos programu chirurgii kosmetycznej w Kansas.
-Mamy prawdziwy problem, doktorze Grant. Cieplota gleboka ciala niewiele ponad jedenascie stopni, cisnienie nieodczytywalne. Zamierzam wkluc sie w tetnice.
-Gleboki oddech - przerwal jej Will - tak... a teraz wolno wypuszczamy powietrze. Dzieciaki, to Lydia. Lydia, poznaj Dana i Jessice. Facet zyje?
-Zyje, ale...
-Jeszcze chwila, prosze. Jess, Dan, bardzo mi przykro, ze musialem skrocic nasze dzisiejsze spotkanie. Mama odbierze was stad, z poczekalni. Ja mam robote, musze pomoc Lydii z jej pacjentem.
-Mozemy popatrzec? - spytala Jess.
Generated by Foxit PDF Creator (C) Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
16
-Obrzydliwe. - Dan sie skrzywil.-Innym razem. Obiecuje. Spotkamy sie w sobote. Kocham was.
-Tatooo...
-Dobrze juz, dobrze. Wiem.
Will pocalowal dzieciaki w czolo, po czym poszedl za Lydia do sali przypadkow naglych. Nieprzytomny mezczyzna w srednim wieku zostal rozebrany i ulozony w wielkim kocu ogrzewajacym, dwie pielegniarki pilnowaly kroplowek i aparatury medycznej. Zostal ciezko pobity, slady byly widoczne na glowie, twarzy i piersi, swieze since widnialy nawet na brzuchu.
-Lydio, zlec przeswietlenie szyi. Tak na wszelki wypadek.
-Ojej, przepraszam, sama powinnam o tym pomyslec. Tak bardzo mi przykro. Dziewczyna, rezydentka o sporej wiedzy, ktorej jedyna wada byla nieumiejetnosc
zachowania spokoju w trudnych okolicznosciach, zaczerwienila sie, zawstydzona przeoczeniem. Will musial ja uspokoic.
-Lydio, pracujemy jako zespol wlasnie po to, by sie nawzajem uzupelniac i o niczym nie
zapominac, rozumiesz?
Samobiczowanie nie pomoze nam skupic sie na tym, co najwazniejsze.
-Noo... tak, masz racje. Zaraz wracam. Wybiegla zlecic wykonanie zdjec rentgenowskich.
-Wklucie tetnicze! - krzyknal za nia Will. Zdazyl juz podejsc do lozka i rozpoczac badanie pacjenta.
Nie widac zlaman konczyn... zrenice lekko rozszerzone, nie reaguja na swiatlo... mozliwe uszkodzenie prawego oczodolu... klatka piersiowa wydaje sie nietknieta, oddech ciezki i chrapliwy.
-Julie! - zawolal do jednej z pielegniarek - wezwij anestezjologow, bedziemy intubowac.
Brzuch nieco wzdety. Stlumienie przy wypukiwaniu... plyn? krew?
Przylozyl dlonie do bokow brzucha pacjenta i nacisnal lekko. Poczul, jak napinaja sie miesnie. Nawet w spiaczce ich nieznajomy zareagowal; delikatne dotkniecie wywolalo reakcje bolowa, ktorej sygnal dotarl do stlumionej swiadomosci.
-A wiec to tu - powiedzial jakby do siebie. - Zaloze sie o wszystko, co mam. Posluchajcie - podniosl glos. - Gdy tylko dostaniemy fotki kregoslupa szyjnego i tomografie glowy, jedziemy na sale operacyjna. Niech ich ktos uprzedzi. Lydio, bedziesz mi asystowala, przygotuj sie, jak tylko znajdziesz wolna chwile. Powiedz im, ze musimy otworzyc facetowi brzuch.
-Chcesz antybiotyki?
Will spojrzal na nia i dyskretnie pokazal jej zacisnieta piesc.
-Bardzo dobrze - przyznal. - Zamow, cokolwiek uznasz za przydatne.
-Julie, dwa gramy mefoxinu dozylnie, prosze - powiedziala Lydia.
W ciagu zaledwie kilku chwil przyniesiono antybiotyk o szerokim spektrum dzialania, a anestezjolodzy zalozyli do tchawicy pacjenta rurke intubacyjna. Will wprowadzil trzecie, kroplowke przez specjalna koncowke do zyly szyjnej wewnetrznej.
-Temperatura dwadziescia dwa stopnie - zameldowala pielegniarka. - Cisnienie krwi nadal
okolo dwudziestu.
Will zerknal na brzuch pacjenta, wyraznie bardziej wzdety niz podczas pierwszego badania.
-Natychmiast jedziemy na przeswietlenie - oznajmil. - Mamy coraz mniej czasu.
Tak wlasnie powinna wygladac medycyna, pomyslal Will, szorujac dlonie szczotka nasycona heksachlorofenem. Pacjent w powaznych klopotach, chirurg i jego zespol gotowi pospieszyc mu na pomoc. Zadnych papierow do wypelnienia, zadnych dyskusji panelowych, na ktorych trzeba odsiedziec swoje.
Zalowal, ze sprawy z Maxine nie ulozyly sie inaczej i ze tak wiele z tak niewielkiej ilosci wolnego czasu, ktora pozostawiala mu praca, spedzal sam. Zalowal, ze tak rzadko widuje dzieci, ze nie ma czasu ani pieniedzy, by zabrac je na wymarzone wakacje. Bardzo chcial moc dluzej cwiczyc na silowni. Tylko jednej rzeczy nigdy nie chcial zmienic: napiecia towarzyszacego chwili, kiedy
Generated by Foxit PDF Creator (C) Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
17
lata nauki, cwiczen i zdobyte dzieki temu doswiadczenie pomagaly mu dzwigac ciazaca na chirurgu odpowiedzialnosc.Kolanem obrocil dzwignie w prawo, odcinajac doplyw wody. Nastepnie, z uniesionymi dlonmi skierowanymi ku sobie, wrocil do sali operacyjnej, wzial od pielegniarki recznik i wytarl dlonie. Wlozyl sterylny stroj chirurgiczny, pozwolil go sobie zawiazac, wsunal dlonie w rekawiczki numer siedem i pol.
Rozpoczynala sie bitwa.
Niezidentyfikowany mezczyzna lezal na stole, przykryty przescieradlem, z nagim brzuchem przetartym rdzawym srodkiem antyseptycznym. Will widzial - i sprawdzil - ze jego brzuch jest jeszcze bardziej wzdety. Tuz przed wejsciem na sale operacyjna dostal wynik badan na zawartosc alkoholu we krwi, byl negatywny. Tomografia czaszki nie wykazala uszkodzen, co sugerowalo silna infekcje lub masywny krwotok wewnetrzny do jamy brzusznej jako przyczyne glebokiego wstrzasu i utraty przytomnosci.
-Gotowy, Ramon? - spytal anestezjologa, wygladajacego zza zaslony - granicy miedzy jego boiskiem i boiskiem Willy'ego. Ramon skinal glowa. - Wszyscy gotowi? Lydia? Swietnie Jennifer, skalpel numer dziesiec, prosze,
Skrupulatnie, po kolei, Will przecial trzy z czterech warstw brzucha pacjenta.
-Ssanie! - krzyknal w momencie, gdy jego skalpel przecial ostatnia, czwarta, cienka blone otrzewnej. Z jamy brzusznej pod cisnieniem wylal sie straszliwie smierdzacy brazowy plyn. Dren ssaka nie mogl go odebrac, wiekszosc wylala sie na podloge. Will cofnal sie w ostatniej chwili, unikajac zniszczenia firmowego obuwia sali operacyjnej: sportowych butow Converse Chuck Taylor.
-Uuuu... - prychnela jedna z pielegniarek. - Dezodorant?
-Dlaczego nie? Przygotuj wiecej gabek i prosze, Jen, nie zapominaj o ssaniu.
Pielegniarka nasycila maske kazdej z obecnych osob dwoma kroplami dezodorantu. Will dokladnie przyjrzal sie narzadom wewnetrznym: jelitu grubemu i cienkiemu, nerkom, trzustce, watrobie, sledzionie, zoladkowi i pecherzykowi zolciowemu, choc zrodlo problemu bylo widoczne od razu. Tkanka wloknista, powstala wskutek przewleklego kamicznego zapalenia drog zolciowych, odciela doplyw krwi do jelita grubego, powodujac martwice trzy dziestocentymetrowego jego odcinka, masy kalowe zas wyplywaly do jamy brzusznej. Rezultatem byl wstrzas septyczny.
-Lydio? Co powinnismy zrobic?
Rezydentka spojrzala na niego zaczerwienionymi oczami. Will podejrzewal, ze w tej chwili wyobraza sobie slodkie zycie chirurga plastycznego, tresc jelitowa przeciw implantom silikonowym. I co tu ma wygrac?
-Wyizolowac martwy odcinek jelita, odseparowac go staplerem, opanowac krwawienie, przeplukac jame brzuszna, przemyc ja cieplym roztworem fizjologicznym, zajac sie pecherzykiem zolciowym.
-Tetnica, ktora powinnismy podwiazac przed wycieciem pecherzyka?
-Pecherzykowa.
-Doskonale. Postaraj sie ja znalezc. Jestes pewna, ze masz ochote zajmowac sie plastyka? - Will odczytal z jej spojrzenia, ze nie zauwazyla przekornego blysku w jego oczach. - Nie martw sie, nie musisz odpowiadac - dodal szybko.
Pomagal jej przy usunieciu pecherzyka zolciowego, po czym sam przeprowadzil usuniecie okreznicy i kolostomie. Jesli jakims cudem ich nieznajomy mialby przezyc operacje, kolostomie mozna w przyszlosci odwrocic. Biorac pod uwage powazne zakazenie bakteryjne, rane lepiej bylo zostawic otwarta pod opatrunkiem, niz zaszyc. Po operacji pozostanie duza blizna. Ale to tez mozna zalatwic pozniej. W tej chwili zycie toczylo boj ze smiercia, a smierc miala lepsze karty.
Generated by Foxit PDF Creator (C) Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
18
No, wreszcie koniec. Ryzykowna, pelna napiecia operacja, w razie bledu grozaca najpowazniejszymi konsekwencjami, zakonczyla sie szybko i bez najmniejszych problemow. Wszyscy obecni na sali operacyjnej numer trzy czuli sie ojcami tego triumfu.-Wspaniala robota, Will! - krzyknal anestezjolog, zdejmujac zaslone. - Zawsze mozesz wyciac mi martwicze jelito.
Lydia i pielegniarki dolaczyly do pochwalnego choru.
Pacjent nadal balansowal miedzy zyciem a smiercia. Nawet gdyby mial przezyc te kilka pooperacyjnych godzin, grozily mu liczne potencjalnie zabojcze komplikacje. Mimo to Will byl bezgranicznie szczesliwy. Musial podjac wiele decyzji, instynktownie lub po zastanowieniu, i wszystkie okazaly sie trafne.
Osobiscie dopilnowal przeniesienia pacjenta do sali pooperacyjnej. Przygladal sie z aprobata pielegniarkom, sprawnie podlaczajacym kroplowki i kable aparatury monitorujacej.
Maxine, godziny wyczerpujacej pracy, alimenty i dodatkowe oplaty, raz za razem skracany czas pobytu z blizniakami, naciski kasy chorych - wszystko to stracilo na znaczeniu. Wazne bylo, ze kolejna operacja sie powiodla, to w jakis sposob pomagalo mu radzic sobie z wszelkimi problemami.
Generated by Foxit PDF Creator (C) Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
19
Rozdzial 3O piatej rano Serenity Lane byla ciemna i cicha. Stojacy przed szerokim panoramicznym oknem, przy kuchennej ladzie Cyrill Davenport ostroznie przekroil slodka buleczke i nastawil opiekacz dokladnie na dwie i pol minuty. Davenporta cechowala przede wszystkim precyzja, mial obsesje na punkcie precyzji, wiedzial, ze tak czesto mowia o nim w firmie, ale wcale sie tym nie przejmowal. Byl prezesem i przewodniczacym rady nadzorczej Unity Comprehensive Health, a ci, co o nim plotkowali, nie byli. W ciemnosci za oknem niewiele widzial, ale nie mial problemu z przywolaniem przed oczy wlasnego podworka: przeszlo osiem tysiecy metrow kwadratowych trawnika, wypielegnowany ogrod, malownicze sciezki, wielkie glazy i co najmniej dziesiec gatunkow wielkich drzew. Niezle jak na kogos, kto musial wywalczyc stypendium, by w