5919
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5919 |
Rozszerzenie: |
5919 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5919 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5919 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5919 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Sergiusz Piasecki
ZAPISKI OFICERA ARMII CZERWONEJ
Sergiusz Piasecki (1901-1964) juz w okresie dwudziestolecia nalezal do bardzo popularnych pisarzy. Okres 1939-1944 spedzil na Kresach, a od 1946 znalazl
sie na emigracji - poczatkowo we Wloszech, nastepnie w Anglii. Przebywajac na emigracji rowniez pisal, jednak poniewaz nalezal do przeciwnikow PRL-u jego
powiesci mogly sie ukazywac tylko w oficynach emigracyjnych, a od lat osiemdziesiatych rowniez w drugim obiegu w kraju.
Ksi��ki:
ADAM I EWA
KOCHANEK WIELKIEJ NIEDZWIEDZICY
ZYWOT CZLOWIEKA ROZBROJONEGO
SPOJRZE JA W OKNO...
NIKT NIE DA NAM ZBAWIENIA...
JABLUSZKO
ZAPISKI OFICERA ARMII CZERWONEJ
22 wrze�nia, 1939 roku. Vilnius.
Towarzyszowi I.W. Stalinowi
Noc by�a czarna jak sumienie faszysty, jak, zamiary polskiego pana, jak polityka angielskiego ministra. Lecz nie ma si�y na �wiecie, kt�ra by powstrzyma�a �o�nierzy niezwyci�onej Armii Czerwonej, id�cych dumnie i rado�nie wyzwala� z bur�uazyjnego jarzma swych braci: ch�op�w i robotnik�w ca�ego �wiata.
Zaskoczyli�my nieprzyjaciela ca�kowicie. Ja szed�em pierwszy z pistoletem w pogotowiu. Za mn� bojcy. Na granicy nie spotkali�my nikogo. Przyszli�my ku polskiej stra�nicy. Otoczyli�my j� wzorowo i idziemy do �rodka. Drog� zast�pi� nam jaki� zezwierzecony �o�nierz faszystowski. Przystawi�em mu pistolet do piersi, a bojcy- bagnety.
� R�ce do g�ry, pacho�ku!
Rozbroili�my go i szorujemy do �rodka. Prawie wszyscy tam spali. Nikt nie stawia� oporu. Zabrali�my bro� ze stojak�w i wy��czyli telefon. Spyta�em jednego z �o�nierzy:
� Gdzie wasz dow�dca?
� Ten � wskaza� palcem.
Patrz� ja: zupe�nie chudy pan. Mo�e nawet z robotnik�w wygrzeba� si�, swych braci sprzedaj�c. Tacy s� najgorsi. Pytam ja go:
� Ty tu dow�dca?
� Ja � powiada. � O co chodzi?
Z�o�� mnie porwa�a, ale nie mia�em czasu porz�dnie z nim rozprawi� si�. Tylko powiedzia�em:
� Sko�czy�o si� twoje panowanie i koniec waszej pa�skiej Polsce! Napili�cie si� du�o ludzkiej krwi! Teraz trzeba b�dzie i swoj� wyrzyga�!
Nale�a�oby si�, wed�ug sprawiedliwo�ci, i jego, i tych wszystkich otumanionych pacho�k�w kapitalistycznych powystrzela�, chocia� ku� szkoda na takie
bur�ujskie �cierwo. Ale rozkaz mieli�my jasny: �Je�c�w odsy�a� na ty�y". Wi�c zostawili�my eskort� i poszli dalej. Nasze or�y z NKWD tam � nimi rozprawi� si�. A nam szkoda czasu. Mamy do wykonania wa�ne bojowe zadanie.
Poszli�my dalej wprost drog�. Kierunek na Mo�odeczno. Cicho... Nigdzie ani �wiat�a, ani cz�owieka. Zdziwi�o mnie to nawet. Tyle czyta�em o przebieg�o�ci polskich pan�w. A tymczasem my�my ich przechytrzyli. Jak �nieg na g�ow� im spadli�my.
Ech, �eby moja Dunia zobaczy�a, jak dumnie i �mia�o kroczy�em na czele ca�ej Armii Czerwonej, jako obro�ca proletariatu i jego wybawiciel! Ale pewnie spa�a i nie �ni�o si� jej nawet, �e ja, Miszka Zubow, sta�em si� tamtej nocy bohaterem Zwi�zku Radzieckiego. Nie wiedzia�a tego, �e aby ona mog�a spokojnie, rado�nie i w dobrobycie �y� i pracowa�, ja szed�em w krwaw� paszcz� bur�uazyjnego zwierza. Lecz jestem z tego tylko dumny. Rozumiem, �e przynios�em do Polski, dla moich uciemi�onych przez pan�w braci i si�str, �wiat�o nieznanej im wolno�ci i nasz� wielk�, jedyn� na �wiecie, prawdziw�, sowieck� kultur�. W�a�nie o to chodzi, o kultur�, psiakrew! Niech si� przekonaj�, �e bez pan�w i kapitalist�w stan� si� wolnymi, szcz�liwymi lud�mi i budowniczymi wsp�lnej, socjalistycznej ojczyzny proletariatu. Niech odetchn� wolno�ci�! Niech zobacz� nasze, osi�gni�cia! Niech zrozumiej�, �e tylko Rosja, wielka MATKA lud�w uciemi�onych, mo�e wybawi� ludzko�� od g�odu, niewoli i wyzysku! Tak.
Dopiero po siedmiu kilometrach od granicy spotka� nas zwierz�cy op�r krwawych kapitalist�w. Zapewne kto� ze stra�nicy polskiej zdo�a� uciec, wykorzystuj�c ciemno��, i powiadomi� bur�uazj�, �e idzie niezwyci�ona armia proletariatu. Kto� krzykn�� do nas co� w sobaczym polskim j�zyku. Nie zrozumia�em co, tylko odpowiedzia�em g�o�no i gro�nie, a� echo posz�o lasem:
� Poddaj si�, faszysto, bo zniszczymy!
Przed nami zadudni�o tylko. Wi�c my po krzakach, po rowach, jak wojskowa taktyka nakazuje � os�ony szuka�. Potem podci�gn�li�my maszynki i dawaj sypa� po nich seriami. Tylko las j�cza�. Ze dwie godziny tak bili�my z kulomiot�w. Nikt nie odezwa� si�. Ale zawsze trzeba ostro�nie. Wr�g chytry, mo�e zaczai� si� i czeka.
Tymczasem rozwidni�o si�. Patrzymy, na drodze przed nami na�adowany sianem w�z stoi, a przy nim zabity ko� le�y. Wi�cej nikogo... Wtedy ruszyli�my ostro�nie naprz�d, aby w zasadzk� nie trafi�. Ale wszystko sko�czy�o si� szcz�liwie. Widocznie wr�g zrozumia� z jak� pot�g� ma do czynienia i haniebnie uciek�.
Takim to sposobem ja, m�odszy lejtnant niezwyci�onej Armii Czerwonej, wkroczy�em na czele mego plutonu do bur�uazyjnej Polski. A sta�o si� to noc� 17 wrze�nia 1939 roku. Hura! hura! hura!
Zapiski te zaczynam w mie�cie Vilniusie. Pisz� je na chwa�� naszej pot�nej Armii Czerwonej i � przede wszystkim � jej WIELKIEGO wodza, towarzysza Stalina. Jemu te�, naturalnie, zadedykowa�em je. Rozumiem dobrze, �e pi�ro moje jest bezsilne, gdy chce opisa� wielkiego naszego wodza i moj� mi�o�� dla
niego. Na to trzeba pi�ra Puszkina lub Majakowskiego. Ja za� mog� tylko dok�adnie zanotowa� to, co widz� i s�ysz� w tych wielkich, historycznych dniach, kt�re wyzwoli�y kilka uci�nionych narod�w z kapitalistycznej niewoli.
Gdy my�l� o naszym wielkim WODZU i NAUCZYCIELU, to czuj�, �e do oczu mi nap�ywaj� �zy. Kim by ja by� bez niego? Carskim niewolnikiem, gn�bionym i eksploatowanym nieludzko. A teraz ja, kt�rego ojciec by� zwyk�ym robotnikiem, jestem oficerem. Mam zaszczyt nale�e� do komsomo�u. Uko�czy�em dziesi�ciolatk�. Umiem czyta� i pisa� prawie bez omy�ek. Potrafi� te� rozmawia� telefonicznie. Znam poligramot�. Jem codziennie prawdziwy chleb. Chodz� w butach ze sk�ry. Jestem cz�owiekiem o�wieconym i kulturalnym. Poza tym, korzystam z najwi�kszych wolno�ci, jakie mo�e mie� cz�owiek na ziemi. Wolno mi nawet nazywa� GO � naszego wodza � towarzyszem. Pomy�lcie sobie tylko uczciwie: ja mam prawo swobodnie i wsz�dzie nazywa� GO towarzyszem! Towarzysz Stalin! TOWARZYSZ STALIN!... Ot� to jest moj� najwi�ksz� dum� i rado�ci�!... Czy mo�e obywatel pa�stwa kapitalistycznego nazwa� swego prezydenta lub kr�la towarzyszem? Nigdy! Chyba tylko inny krwio�erczy prezydent, albo zezwierz�cony kr�l. A ja... Czuj�, �e �zy rado�ci i dumy nap�ywaj� mi do oczu... Musz� przerwa� pisanie i zapali�, bo nie wytrzymam nadmiaru szcz�cia i serce mi p�knie.
23 wrze�nia, 1939 roku. Vilnius.
Jestem obecnie w Vilniusie. Skierowano nas tu z Mo�odeczna. Przyjechali�my poci�giem, bo nasi tanki�ci wyprzedzili piechot� i pierwsi zaj�li miasto. Lecz uwa�am, �e nieprzyjaciela zwyci�yli�my w�a�nie my � piechota ze mn� na czele, bo pierwsi przekroczyli�my granic� i nap�dzili takiego strachu panom, �e tylko pi�tami b�ysn�li.
Batalion nasz stoi w koszarach przy ulicy Wilkomierskiej. Nam, oficerom, Komendantura da�a pozwolenie na zamieszkanie prywatnie w pobli�u koszar. Ja si� ulokowa�em przy ulicy Kalwaryjskiej w domu numer cztery. Przyszed�em tam wczoraj rano z �orderem" z Komendantury i pytam o prezesa Domkomu. A mnie powiedzieli, �e �adnego domowego komitetu u nich nie ma i nie by�o. Splun��em ja:
� Te� porz�dki! Jak�e�cie tu �yli? Powiadaj�:
� Normalnie. A sprawy meldunkowe za�atwia� dozorca domu.
Poszed�em ja do dozorcy. Pokazali mi jego suteren�. Schodz� ja w d� i tak sobie my�l�: �Nareszcie zobacz� chocia� jednego eksploatowanego proletariusza". Ale gdzie tam! Widz� ja w du�ym pokoju siedzi t�usty, pi�knie ubrany pan. Ja tylko na nogi jego spojrza�em i od razu zobaczy�em: buty z cholewami! A on nic. Siedzi i kaw� pije. Na stole prawdziwy chleb le�y i cukier w ba�ce stoi. Nawet
kie�bas� na talerzu zauwa�y�em. Wielka mnie z�o�� ogarn�a, �e taki kapitalista dozorc� udaje. Ale nic nie powiedzia�em, tylko tak sobie pomy�la�em: �Przyjdzie i na ciebie czas! Sko�czy si� twoje kie�basiane �ycie i o butach te� zapomnisz!" Tymczasem m�wi�:
� Dzie� dobry!
� Dzie� dobry! � powiedzia� i na krzes�o r�k� pokaza�. � Siadajcie � doda�.
Usiad�em ja i jemu �order" z Komendantury na stole k�ad�.
� To � m�wi� � dotyczy mieszkania dla mnie w tym domu. Wzi�� on papierek do r�ki. Okulary na nos wsadzi�. Popatrzy� na papier i tak, i owak. A potem gada:
� Ja po rosyjsku m�wi� umiem, ale liter waszych nie znam. Sami mnie przeczytajcie, co tam stoi.
Przeczyta�em ja jemu. A on powiada;
� Mieszka� wolnych mam a� trzy. Pi�� pokoj�w i kuchnia. To jedno. A dwa s� po trzy pokoje z kuchni�. Bierzcie kt�re chcecie.
Ale ja jemu m�wi�, �e mnie tylko jeden pok�j potrzebny. Lecz chcia�bym u uczciwych ludzi zamieszka�, �eby nie okradli. A za pok�j b�dzie p�aci� Komendantura wed�ug �normy".
On zastanowi� si� i m�wi:
� Chyba najlepiej wam b�dzie u nauczycielek. Kobiety spokojne, na emeryturze. Chc� wyda� dwa pokoje, ale mo�ecie wzi�� jeden.
To mi si� podoba�o. Zawsze kobiety s� mniej niebezpieczne. Mo�e nie napadn� niespodzianie, nie zar�n�. Musz� by� troch� kulturalniejszym elementem.
Poszli�my razem do nauczycielek. Wszystkie by�y w domu. Jedna z nich dobrze po rosyjsku m�wi.
� Ch�tnie � powiada � was na mieszkanie wezm�. Dla nas za drogie. A tak to nam komorne obni��.
� A gdzie gospodarz? � pytam. � Pewnie z innymi kapitalistami uciek�.
� Tu gospodarza nie ma. Dom magistracki. By� rz�dca, ale powo�ali go do wojska. Na niemiecki front poszed�. A komorne zawsze wp�acamy do magistrackiej kasy.
Pokazuj� mnie one swoje pokoje. Nigdy w �yciu ja takiej rozkoszy nie widzia�em. Po prostu rozpusta! Dywany nawet na pod�odze le��. I kwiaty r�ne. I �ywy ptaszek, podobny do wr�bla, ale ��ty ca�kiem, w klatce po�wistuje. I rozmaite tam, sto�y, stoliki, p�ki, p�eczki, szafy, szafeczki, krzes�a, fotele... Takie tam rzeczy s�, �e czort wie jak je i nazwa�! Ale nic. Udaj�, �e to wszystko wcale mnie nie dziwi i �e nie rozumiem tego, i� do kapitalistycznej jaskini eksploatator�w ludu pracuj�cego trafi�em. W samo gniazdo bur�ujskich �mij.
Okaza�o si�, �e te trzy baby w trzech pokojach mieszka�y! Nauczycielki!!!... Ale nic, sowiecka w�adza je rozszyfruje. I �dozorc�" tego tak samo. Niech zaczekaj� troszk�. Dla wszystkich znajdzie si� odpowiednie miejsce.
Um�wi�em sie ja z �nauczycielkami", �e wieczorem wprowadz� si�. Odda�y mi naro�ny pok�j z balkonem. Zapyta�y, czy du�o mam rzeczy? Ale rzek�em im: �Jakie oficer bojowy mo�e mie� rzeczy? Nic nie mam. To przecie� wojna". Powiedzia�y, �e dadz� mi po�ciel. Zgodzi�em si� na to, ale pomy�la�em sobie: na jakiego czorta to mi jest potrzebne?
Po�egnali�my si� bardzo spokojnie i kulturalnie, i poszed�em ja miasto ogl�da�. Id� ja ulicami i widz�, �e w prawdziw� bur�ujsk� jaskini� trafi�em. Publika na ulicach ubrana jak na bal. Ka�dy w sk�rzanych trzewikach, a niekiedy to nawet i w butach. Krawaty i ko�nierzyki te� u wielu zauwa�y�em. I prawie wszyscy s� w kapeluszach. Ot paso�yty!... A najdziwniejsze to s� kobiety. W�osy ka�da ma uczesane jak aktorka filmowa. Na nogach cienkie po�czochy, pewnie w Pary�u kupowane, g�adkie, br�zowe. Sukienki lekkie, kolorowe... jak kwiaty. W �yciu swoim takich nie widzia�em. Pi�knie bur�ujskie �cierwo poubierane. Ja tak sobie id� i tak sobie my�l�: �Chyba tu z ca�ej Polski kapitali�ci z �onami i c�rkami zjechali si�? Takie bogactwa!"
Troch� mnie nawet strasznie zrobi�o si�. Tyle tych krwiopijc�w dooko�a szwenda si�! Ale widz�, �e i naszych ch�opak�w jest sporo. Chodz� ulicami i te� fason trzymaj�. Ka�dy naperfumowany tak, �e z daleka czu�. Niech bur�uje przekonaj� si�, jaka u nas kultura! Szkoda, �e i ja nie naperfumowa�em si�. Nie by�o czasu. Innym razem.
W jednym miejscu patrz� ja � piekarnia. W oknie sklepu chleb i bu�ki zauwa�y�em. Nawet ciastka by�y. Nigdy w �yciu czego� takiego nie widzia�em. My�l� sobie, albo to jest bur�ujsk� propaganda, albo specjalny sklep polskiego �Inturistu". Stan��em ja przy oknie i obserwuj�. Ludzie wchodz�, kupuj�, wychodz�. A ja tylko staram si� zauwa�y�, czy specjalne stachanowskie �bony" maj� czy zwyk�e kartki? Ale trudno by�o to zrozumie�. My�l� ja sobie: �Spr�buj� i ja. A nu� sprzedadz�?" Wchodz� ja do �rodka, odkaszln��em i m�wi�, niby spokojnie:
� Prosz� mi odwa�y� p� kilograma chleba. Panienka, �adna taka i cycata, pyta:
� Jakiego?
Ja palcem pokaza�em na najbielszy... jak bu�ka. I nic. Odwa�y�a, nawet w papierek zawin�a i podaje mnie.
� Prosz� pana � powiedzia�a.
Ja a� zdr�twia�em: panem mnie nazwa�a! Nie rozezna�a si�. Chyba tylko dlatego i chleb mi sprzeda�a. A mo�e �lepawa troch�. Pytam:
� Wiele p�ac�? M�wi:
� Dziesi�� groszy.
Da�em jej rubla, a ona mi ca�� kup� pa�skich, kapitalistycznych pieni�dzy reszty wyda�a. I o �adne �bony", kwity czy �ordery" nie pyta�a nawet.
Wyszed�em ja ze sklepu. Chleb ciep�y, bia�y, a� pachnie. Chcia�em od razu zje��, ale spostrzeg�em, �e na ulicy nikt nie je, tylko nasze ch�opaki chodz� i pestki
s�onecznikowe gryz�. Wsadzi�em ja chleb do kieszeni. Szkoda � my�l� � �e kilograma nie poprosi�em. Mo�e by sprzeda�a. A sam licz�: to� wychodzi, �e za naszego rubla m�g�bym pi�� kilo chleba kupi�! S�odko �y�o si� bur�ujom, w tej dawnej Polsce, na krzywdzie roboczego narodu!
Id� ja dalej i widz� � zn�w piekarnia. Ludzie wchodz�, wychodz�, ka�dy co� tam kupuje. Wi�c i ja si� wzi��em na odwag� i jazda do �rodka. Tym razem ju� o kilo chleba poprosi�em. Palcem te� na bia�y pokaza�em. I nic: odwa�yli, wzi�li dwadzie�cia groszy i chleb mi podali. Szkoda � my�l� � �e dw�ch kilogram�w nie poprosi�em. Mo�e by te� sprzedali? Ale kto wie? Lecz troch� dalej zn�w piekarni� dostrzeg�em. Wi�c szoruj� ja do �rodka i m�wi�... jakby ca�kiem nawet spokojnie i oboj�tnie:
� Poprosz� o dwa kilogramy bia�ego chleba.
A kapitalista, kt�ry chleb sprzedawa� (nawet ko�nierzyka i krawata nie zdj��, �eby klasowe pochodzenie ukry�) spyta�:
� Mo�e ca�y bochenek we�miecie? Trzy kilo wa�y.
� Dawaj! � powiedzia�em.
Zap�aci�em ja 60 groszy, zabra�em chleb i wychodz� na ulic�. Id� ja i tak sobie rachuj�: to� ja za dziewi��dziesi�t groszy, to znaczy mniej jak za rubla, kupi�em cztery i p� kilograma chleba i nawet w kolejce nie sta�em. Nie mog� ja tego zrozumie�. Nie inaczej: kapitalistyczna propaganda. T� spraw� b�d� ja musia� wyja�ni�.
Poniewa� niewygodnie by�o mi z chlebem po mie�cie �azi�, poszed�em ja do koszar. Tam ruch wielki. Ch�opak�w pe�no. Niekt�rzy z miasta poprzychodzili i cuda o g�upocie polskich pan�w opowiadaj�. Okaza�o si�, �e tu nie tylko chleba, ale i s�oniny, i kie�basy mo�na kupi� ile kto chce. Niekt�rzy m�wi�, �e tu zawsze tak by�o. Nie mog� ja w to uwierzy�. Rzecz jasna, �e je�li sprzedawa� ile kto chce, to kilku wykupi wszystko, inni za� b�d� z g�odu zdycha�.
Wieczorem wprowadzi�em si� ja do swego pokoju. Nauczycielka (ta co po rosyjsku m�wi) drzwi mnie otworzy�a i pok�j pokaza�a.
� Mo�ecie by� pewni, �e tu czysto � powiedzia�a. � A my� si� mo�na w �azience.
Zaprowadzi�a mnie do pokoju obok kuchni. Tam jest pi�kna umywalka i du�a wanna. Popatrzy�em ja na to wszystko i tak sobie pomy�la�em: �Zabi� by ciebie trzeba na miejscu za to wszystko! Ilu� naszych braci, ch�op�w i robotnik�w, z g�odu pozdycha�o, aby� ty, paso�ytko, mog�a w takiej wannie rozkoszowa� si�!" Lecz nie powiedzia�em jej tego. A ona trajkocze, krany kr�ci i pokazuje mnie, jak to dzia�a. To ja jej wtedy powiedzia�em:
� W porz�dku. Karabin maszynowy wi�cej ma chytro�ci i to dajemy sobie rad�. A wasza wanna to g�upstwo!
Poszed�em ja do swego, pokoju i ogl�dam wszystko. Ale chodzi� by�o niewygodnie, bo dywany przeszkadzaj�. Wyszed�em ja na balkon. A tam pe�no kwiat�w w donicach. Patrz� ja na miasto. Wiecz�r si� zrobi�. S�ysz� nasi bojcy �Katiusz�" �piewaj�. To i ja za nimi podci�gn��em. A potem jak za�wista�em, to tak mi smutno zrobi�o si�. I Duniaszka si� przypomnia�a. Jaka by�a taka by�a, ale
zawsze baba i swoj� przyjemno�� z ni� mia�em. Postanowi�em, �e list do niej napisz�. Poszed�em ja do pokoju, �wiat�o zapali�em i do mojej sympatii takie oto pismo wyszykowa�em:
23 wrze�nia, 1939 roku. Miasto Yilnius.
�Najukocha�sza Duniaszka!
Pisz� do ciebie ten list z samego centrum polskiej, bur�uazyjnej jaskini. Pot�nym ciosem naszej �elaznej, czerwonej pi�ci zmia�d�yli�my polskich, faszystowsko-kapitalistycznych genera��w i wyzwolili�my z ucisku bur�uazyjnego, j�cz�cy w szponach tyran�w polski, robotniczo-wlo�cia�ski nar�d i wszystkie inne narodowo�ci, nielito�ciwie gn�bione i eksploatowane przez krwio�erczych pan�w.
Ja poszed�em na czele calej Armii Czerwonej i bi�em faszyst�w i ich pacho�k�w dop�ki nie uciekli w pop�ochu. Mieszkam ja w pi�knym domu, kt�rego w�a�ci-ciel-kapitalista uciek�. Tutejsze bur�ujki naznosily mi kwiat�w i zas�a�y ca�y pok�j dywanami. A to wszystko ze strachu. Codziennie p�ywam w wannie. Wanna to s� du�e niecki, zrobione z �elaza, do kt�rych nalewa si� wody i ca�y cz�owiek, nawet z nogami, mo�e w nich si� zmie�ci�.
Mo�esz by� dumna ze swego Miszki, kt�ry, hardo krocz�c pod sztandarem Lenina-Stalina, zmi�t� na wieki, zwierz�cy op�r polskich zaborc�w i wyzwoli� wszystkie, j�cz�ce w kajdanach, narody.
Pisa� do mnie mo�esz na Vilnius, bo pewnie przez jaki� czas tu jeszcze b�dziemy. Dok�adny m�j adres jest na kopercie.
�ciskam mocno twoj� d�o� i ��cz� komsomolskie pozdrowienie.
Lejtnant bohaterskiej Armii Czerwonej,
Michail Zubow".
Sko�czy�em ja list, zdj��em buty, �eby za dywan nie czepia� si�, i spaceruj� sobie. �Trzech tankist�w" nagwizduj�. A� tu s�ysz�, kto� do drzwi puka.
� Wej�� � powiedzia�em.
C)o pokoju wesz�a dziewczynka lat dziesi�ciu. Sprytna taka. Wida� od razu: bur�ujskie nasienie. Oczy po k�tach lataj�. Pewnie na przeszpiegi j� przys�ali, �eby zobaczy�a, co ja robi�.
� Mamusia � powiada � na herbat� was prosi.
My�l� ja sobie: i��, nie i��? Ale poszed�em. By�em ciekaw zobaczy�, jak
bur�ujki herbat� pij�. Ot� przychodz� ja do ich sto�owego pokoju. Widz�, bia�y
. obrus na stole le�y, a na nim pe�no r�nych drogocennych naczy�. Ser na talerzu
po�o�ony, mleko w dzbanku, w�dlina jaka�, cukier w cukiernicy. Tylko chleba
by�o ma�o. Wi�c ja powiedzia�em: �Zaczekajcie chwileczk�". I wyszed�em.
11
Wr�ci�em do swego pokoju i my�l�: �Czy kilo chleba wzi��, czy ca�y bochenek?" Ale mo�e du�o ze�r�? I mnie te� je�� si� zachcia�o. Wzi��em ja du�y bochenek, przynios�em do nich i po�o�y�em na stole. �To � powiedzia�em � do wsp�lnego u�ytku".
� Ale na co to? � m�wi jedna. � Chleba u nas du�o, tylko nie krajamy wszystkiego, �eby nie sech�.
� Nic � powiedzia�em. � Prosz� si� nie kr�powa� i je�� ile tylko kt�ra chce. Mnie sta� na to, �eby i dwa takie bochenki kupi�!
Popatrzy�y one po sobie. Widocznie zadziwiaj�ca by�a moja hojno��. Herbaty mnie nala�y... No, nic, rozmawiamy. Ta, co rosyjskim dobrze w�ada (Maria Aleksandrowna si� nazywa), cz�stuje mnie: �Prosz� sera! Prosz� w�dliny! A czemu mas�a na chleb nie smarujecie?"
� Gdzie mas�o? � spyta�em.
Podsun�a ona mnie taki specjalny spodek z przykrywk�, a w nim co� ��tego jak wosk. Wi�c ja powiedzia�em:
� A, tak to i jest mas�o! Mnie mama opowiada�a, �e kiedy� u nich te� z mleka mas�o robili.
Zacz��em ja to ich mas�o na chleb smarowa�. Ale niewygodnie. Wa�kuje si� tylko. To trzeba by �y�k� je�� a nie smarowa�. Wtedy ja sobie kawa�ek w�dliny wzi��em. Ale cienko bur�ujki nakraja�y. Wida�, �e sk�pe s�.
No, nic. Rozmawiamy. Pytam ja je, jak kt�ra si� nazywa? Wi�c Maria Aleksandrowna na jedn� pokazuje i m�wi: �Pani Zofia". A druga okaza�a si� pani� Stefani�.
� A jak ma�a si� nazywa? � spyta�em.
� Andzia.
� Czemu nie pani Andzia?
� Bo dzieci u nas si� wo�a tylko po imieniu. Gdy doro�nie, to b�dzie panna Andzia.
�Naturalnie � pomy�la�em � dopiero j� musz� na faszystk� i wroga ludu pracuj�cego wyuczy�. Te� dobr� gadzin� by z niej zrobili, je�liby nie nasza radziecka w�adza przysz�a! Teraz sko�cz� si� te pa�skie sztuczki!"
No, nic. Siedzimy sobie i rozmawiamy do�� kulturalnie, to o pogodzie, to o urodzaju. Widz�, �e i ja ich sobaczy j�zyk troch� rozumiem. A czego nie zrozumiem, to mi zaraz Maria Aleksandrowna t�umaczy. I wszystko by�oby dobrze, ale jedna z nich (ta starsza, pani Zofia), m�wi do mnie �amanym rosyjskim j�zykiem:
� Panie lejtnancie, czy d�ugo b�dziecie u nas w Wilnie?
Bardzo mi to pytanie nie podoba�o si�. Od razu zrozumia�em, �e chcia�a sprytnym sposobem, od czerwonego oficera, strategicznych zamiar�w wy�szego dow�dztwa dowiedzie� si�. Aleja w lot j� rozgryz�em. Znamy si� na faszystowskich wybiegach! Wi�c odpowiedzia�em bardzo grzecznie i spokojnie, chocia�, w�a�ciwie, w mord� z miejsca bi� nale�a�o si�:
� Ile nam b�dzie chcia�o si�, tyle tu i b�dziemy. A ona zn�w:
� Panie lejtnancie, czy podoba si� panu nasze Wilno?
Zgrzytn��em ja z�bami. Kpi, cholera, ze mnie, czerwonego oficera i uczciwego bolszewika. Drugi raz ju� mnie �panem" nazwa�a. Ale zacisn��em ja pod sto�em pi�ci i staram si� wytrzyma�.
� Po pierwsze � powiadam � nie Wilno, lecz Vilnius. Ot co. Po drugie: nie wasze, ale nasze. Po trzecie: nie podoba mi si� wcale, bo �adnej kultury nie ma. Nawet na dworcu woszebijki nie zauwa�y�em. C� to za �ycie! C� to za higiena! C� to za kultura!
Tu wtr�ci�a si� Maria Aleksandrowna i m�wi tak czysto po rosyjsku... bardzo to jest podejrzane i trzeba b�dzie o tym do NKWD zameldowa�. Wi�c powiada:
� Woszebijek u nas istotnie nie ma. Ale to dlatego, �e wszy nie mamy. Wi�c po co woszebijki!
Same wy wszy jeste�cie � pomy�la�em i powiadam:
� Woszebijki s� potrzebne jako urz�dzenia sanitarne i higieniczne. Myszy te� mo�e nie by�, a ot, kot�w u was wsz�dzie mn�stwo. Ot co.
A tamta pierwsza (pani Zofia) zn�w do mnie zwraca si� i widz� ja, morda chytra, chytra, chytra!
� Panie lejtnancie...
Aleja tym razem doko�czy� jej nie da�em. Rzuci�em n� na st� i rykn��em:
� Stul pysk, stara ma�po! �aden ja ci pan nie jestem, lecz obro�ca proletariatu! Jestem od tego w�a�nie, �eby tak� zaraz� faszystowsk� jak ty niszczy�! Rozumiesz?! A jak nie rozumiesz, to ja ci zaraz to r�cznie wyt�umacz�!
Jak machn� ja pi�ci� w st�, tak szklanki po nim i zaskaka�y. Dziewczynka p�aka� zacz�a. A Maria Aleksandrowna b�aga mnie i omal te� nie p�acze.
� Michaile Niko�ajewiczu � powiada. � Nie gniewajcie si�. U nas do ka�dego m�wi si� pan. Nawet do �ebraka. To tak samo jak we Francji �monsieur", albo w Anglii �mister".
Ale ja nie da�em si� u�agodzi� takim chamkom.
� Zaczekajcie troch� � powiedzia�em. � Zrobimy porz�dek i z panami, i z musjami, i z mistrami! Na wszystkich czas przyjdzie i dla ka�dego odpowiednie miejsce si� znajdzie! A mnie, uczciwemu cz�owiekowi, w waszym pa�skim towarzystwie siedzie� i herbat� spija� nie wypada! Do widzenia!
Wsta�em ja. Naturalnie: splun��em. I dumnie wyszed�em. Nawet chleba swego ze sto�u nie zabra�em. Niech udusz� si� nim pod�e faszystki!
Poszed�em ja spa�. ��ko, widz�, wysoko nas�ane. Ko�dra du�a, lekka, mi�kka, w bia�� pow�ok� wsuni�ta. A na pow�oce tej r�ne tam kwiatki, listki i motylki powyszywane. Dwie poduszki s�... te� w pow�oczkach z kwiatami. No i prze�cierad�o. A wszystko to takie bia�e, jakby bia�� farb� pomalowane. Ja nawet palec po�lini�em i spr�bowa�em, czy ma�e?
Wlaz�em ja w to ich ��ko i ca�y w nim uton��em. Tylko nos na wierzchu. Kr�ci�em si� ja, kr�ci�em i nic, sen nie bierze. Nie dla mnie, porz�dnego bolszewika, takie bur�ujskie wynalazki! Jak oni w takim czym� z babami �pi�?...
Wylaz�em ja z ��ka, poduszk� pod'�cian� po�o�y�em, ko�dr� owin��em si� i w dwa momenty usn��em.
Rano wstaj�. Widz� � s�o�ce �wieci. Pi�knie.
Wyszed�em ja na balkon. Du�y kawa� miasta wida� i rzeka te� p�ynie... Westchn��em ja: cudnie!... Niebo b��kitne, b��kitne, b��kitne... Ot, my�l� ja sobie, uszy�bym ja z takiego b��kitu dla siebie koszul�, a dla Duni sp�dnic�.
8 pa�dziernika, 1939 roku. vilnius.
Wczoraj otrzyma�em ja miesi�czn� pensj�: 700 rubli. Prowiant te� wydali na ca�y tydzie� naprz�d: chleb, krupa, cukier, ryba, s�onina, herbata i paczka tytoniu. Ot � pomy�la�em ja sobie � �eby robotnicy pa�stw kapitalistycznych zobaczyli, jak dba Zwi�zek Radziecki o swego obro�c�! Chleb, co prawda, by� sple�nia�y; ryb� troch� czu�, ale jeszcze je�� mo�na; krupy potar�y si� na m�k� i jakby st�ch�y; s�onina, naturalnie, zje�cza�a � pewnie dalekiego transportu nie wytrzymuje; po�ow� tytoniu jaki� dra� z paczki wyci�gn�� i trocin dosypa�; cukier mokry � dla wagi. Ale to niewa�ne. Wa�na jest troska o nas i pami��. Ot� to w�a�nie.
A 700 rubli bardzo mi si� przyda�o. Okaza�o si�, �e tu mo�na za te pieni�dze mn�stwo r�nych dobrych rzeczy kupi�. Ale trzeba spieszy�, p�ki bur�uje nie opami�tali si� i nie pochowali. Nasze w�adze taki kurs ustanowi�y: l rubel jest r�wny l z�otemu... Za 700 rubli co by ja u nas kupi�? Nawet na lepsze buty nie wystarczy�oby. A tu, para trzewik�w 20 rubli, kilo cukru l rubel. I wszystkiego ile chcesz. Nawet w kolejce sta� nie trzeba. Dobrze �y�o si� tu bur�ujom na krzywdzie proletariatu. Ale teraz i my po�yjemy rozkosznie zawdzi�czaj�c w�adzy radzieckiej. Ja ju� trzy dni tylko kie�bas� jem. A na bia�y chleb to i patrze� nie chc�, jedynie bu�ki r�ne wcinam.
Dzi� rano wst�pi�em ja do zegarmistrza. Blisko mnie mieszka. W oknie u niego du�y zegar jest, wi�c zawsze, gdy chcia�em wiedzie� kt�ra jest godzina, na d� schodzi�em popatrze�. W bardzo wygodnym punkcie mieszkanie otrzyma�em i dlatego ceni�em je nadzwyczajnie. Ot� wst�puj� ja do zegarmistrza i pytam, czy nie ma czasem zegarka na sprzeda?.
� Jaki chcecie? � spyta� on mnie.
� Najlepszy jaki mo�e by�. Wiele by taki kosztowa�?
� Mam ja � powiada � doskona�y zegarek s�ynnej firmy �Omega". Ale cena du�a. Nie wiem, czy kupicie.
� Ile?
� 120 rubli.
� Poka�.
Rzeczywi�cie zegarek pi�kny, ale czy dobry czort go wie. Mo�e chce oszuka� pacho�ek imperialistyczny. Wtedy ja jemu powiadam dorzecznie:
� Twoja �Omega" bardzo mi podejrzan� wydaje si�. Ot, �eby� mia� �Kirowski" zegarek, to bym ch�tnie kupi�. To nasza sowiecka firma i oszustwa �adnego nie mo�e by�.
A on zaraz szufladk� u stolika otworzy� i �Kirowski" zegarek wyj��. U naszego dow�dcy pu�ku widzia�em taki. Wszyscy oficerowie zegarka mu zazdro�cili. A on go otrzyma� od rz�du, jako �praktyczn� nagrod�" za wyr�niaj�c� si� s�u�b�.
� Sprzedajesz? � pytam.
� Naturalnie. Z tego �yj�.
� Wiele kosztuje?
� 30 rubli.
� A czy dobry?
� Zupe�nie dobry. Gwarancj� na rok ode mnie otrzymasz.
� Ale czemu taka r�nica: bur�ujska �Omega" 120 rubli, a nasz sowiecki zegarek 30 rubli.
� Taka ju� � powiedzia� on � i r�nica. Trudno mi wam to wyt�umaczy�.
Pomy�la�em ja sobie: co tu robi�? R�nica w cenie wielka. Ale �Kirowski" zegarek jest kieszonkowy. Na r�k�, �eby ludzie widzieli, podziwiali i zazdro�cili, nie w�o�ysz. A w kieszeni nosi� te� niezbyt wygodnie. Du�y dra� i ci�ki. No i na �a�cuszku musia�bym go uwi�za�, aby kt�ry� z koleg�w nie skrad�. Pomy�la�em ja sobie: �Ech, by�o nie by�o, kupi� �Omeg�". U nas w Zwi�zku pewnie z 50 razy tyle otrzymam, je�li zechc� sprzeda�. No i kupi�em. W�o�y�em ja go na r�k� i poszed�em na spacer. R�kaw wysoko w g�r� podci�gn��em, �eby ludzie widzieli, i� jestem przy zegarku. Przyjemne takie samopoczucie. Chc� wiedzie�, kt�ra godzina, tylko r�k� w g�r� podnios�, spojrz� i ju� wiem. Tak samo zapyta kto� o godzin�, to mu zaraz odpowiem: �Prosz� bardzo, trzecia dziesi��. Dok�adny czas. Mo�ecie by� pewni, bo zegarek m�j najlepszej �wiatowej firmy. �Omega� si� nazywa". Tak, przyjemnie bardzo. A wszystko to zawdzi�czam ja naszej radzieckiej w�adzy i WIELKIEMU Stalinowi.
Kupi�em ja jeszcze kilogram kie�basy i szoruj� do domu. My�l� sobie: trzeba do dozorcy wst�pi�. Niewyra�ny on jaki�. Te jego buty z cholewami najwi�cej podejrzane s�. Jednakowo� proletariacki obowi�zek spe�nia teraz. A buty mo�e on i w uczciwy spos�b zdoby�. M�g�, na przyk�ad, gdzie� jakiego� kapitalist� przycisn��, gard�o mu poder�n�� i buty z n�g �ci�gn��. Wi�c id� ja do sutereny i pukam.
� Prosz� � pos�ysza�em.
Wchodz� ja. Ca�a rodzina za sto�em siedzi i obiad �r�. Sma�one mi�so pachnie.
� Dzie� dobry! � powiadam. � Przepraszam, �e przeszkadzam. � Nie... Prosz� siada� � powiadaj�.
Usiad�em ja i patrz�. S�odko dranie �yj�! Wszyscy czysto ubrani, dobrze obuci, mi�so �r�, herbat� z cukrem pij� i to ich ma-as-�o na stole zauwa�y�em. A robotnicy i ch�opi pewnie z g�odu zdychaj�! Ale nie m�wi� im tego, tylko powiadam:
� Zegarek ja dzisiaj kupi�em. Najlepszej �wiatowej firmy. �Omega" si� nazywa.
R�k� pokazuj�. Dozorca okulary w�o�y� i popatrzy�.
� Tak � powiedzia�. � Istotnie �Omega". Ja te� mia�em kiedy� �Omeg�" na r�k�. Ale niewygodnie mnie by�o przy robocie. To w�giel z piwnicy nosz�, to drzewo r�bi�. Mo�na �atwo uszkodzi�. To ja sobie kieszonkow� �Cym�" kupi�em, a �Omeg�" starszemu synowi odda�em. Do szko�y chodzi�. Te� musia� czas wiedzie�... Wiele zap�acili�cie?
� 120 rubli.
� Cena odpowiednia. A zegarek niczego sobie, dobry.
Posiedzia�em ja u nich troch� i poszed�em. Nie wypada mnie, bolszewikowi, z bur�ujami zadawa� si�. Ca�a rodzina przy zegarkach. A jeszcze jeden, du�y, na �cianie wisi. A drugi, okr�g�y z dzwonkami, w k�cie na stoliku stoi. Dozorca!...
9 pa�dziernika, 1939 roku. Vilnius.
Wstaj� ja dzi� rano i pierwsza rzecz na zegarek patrz�. A on drug� pokazuje. Co za czort? � my�l�. Pos�ucha�em ja: nie chodzi. Potrz�s�em go, te� nic � nie funkcjonuje. Ot i or�n�� mnie bur�ujski zegarmistrz! Trzeba by�o �Kirowski" kupi�. Bardzo ja zdenerwowa�em si� i nawet na kie�bas� apetyt straci�em. Tylko ubra�em si� jak najpr�dzej, pistolet za�adowa�em i od razu do zegarmistrza wal�. Przychodz� i, nie witaj�c si�, z miejsca mu powiadam:
� C� to za kpiny? Za tak� hec� ja mam prawo tobie zaraz w �eb paln��! Gwarancj� dawa�e� mi na rok, a zegarek na drugi dzie� zepsu� si�.
� Mo�e uderzyli�cie go, albo spad�?
� Jestem oficer i kulturalny obywatel Zwi�zku Radzieckiego. Wiem, �e zegarka na ziemi� nie rzuca si�. Tylko ty mnie zepsuty zegarek sprzeda�e�. Ale to ci �atwo nie ujdzie!
� Prosz� mi pokaza� zegarek � powiedzia� zegarmistrz.
Da�em ja mu �Omeg�". On szkie�ko w oko wsadzi�, zegarek otworzy� i patrzy. Potem u�miechn�� si� jadowicie i zegarek zamkn��. P�niej g��wk� przy zegarku palcami uchwyci� i zaczai j� kr�ci�. Potem pos�ucha� i podaje mi �Omeg�".
� Zegarek � powiada � jest w porz�dku, tylko trzeba raz dziennie go nakr�ca�, bo mechanizm jest poruszany spr�yn�.
Ale ja to ju� i sam zmiarkowa�em. Lecz �eby dra� si� nie cieszy�, �e niby taki m�dry jest, to ja jemu powiedzia�em:
� U nas w Zwi�zku Radzieckim, lepsze zegarki nakr�ca si� elektryczno�ci�.
I z zachowaniem mojej komsomolskiej godno�ci dumnie wyszed�em. Nawet nie po�egna�em si�. Niech nosa do g�ry nie zadziera!
Dzisiaj list od Duniaszki otrzyma�em. Zdziwi�em sie ja bardzo; jeszcze trzech tygodni nie min�o jak ja list do niej napisa�em, a ju� odpowied� mam! Dobrze pracuje nasza radziecka poczta. Mo�emy by� wzorem dla ca�ego �wiata. I koperta nie uszkodzona. Widocznie cenzura listem moim nawet nie zainteresowa�a si�... Ale potem okaza�o si�, �e list ten przez okazj� otrzyma�em. Kolejarz znajomy do Vilniusa jecha�, wi�c Duniaszka mu list da�a. A on wprost tu przyni�s�. Szkoda, �e nie zasta� mnie w domu. Ale mo�e to i lepiej. Zawsze bezpieczniej z obcym cz�owiekiem nie gada�. Bardzo mi list Duni spodoba� si�, wi�c przepisuj� go dos�ownie:
�Kochany m�j Miszeczka!
Bardzo jeste�my z ciebie dumni, �e tak dzielnie spe�niasz sw�j bolszewicki obowi�zek i gromisz bandy polskich, faszystowskich genera��w. Niech nie zn�caj� si�, bandyci, nadroboczym klasem i nie morduj �proletariatu. Ja bym do ciebie, m�j bohaterze kochany, na skrzyd�ach jak jask�ka polecia�a i im by te pa�skie, t�uste brzuchy widiami do gnoju pru�a.
Tylko pewnie tobie, biedaku m�j, tam g�odno? Wiem dobrze z ksi��ek i gazet, �e w Polsce zawsze by� wielki g��d, taki, �e ludzie ko�ski naw�z, kor� z drzew i ziemi� jedli. Tylko kapitali�ci tam ob�erali si� do woli chlebem i s�onin�. Poza tym widzia�am ja na dworcu eszelon towarowych wagon�w, a na ka�dym wagonie by� plakat du�y: �CHLEB DLA G�ODUJ�CEJ POLSKI". Pos�a�abym ci, m�j mile�ki, suchar�w, ale od dw�ch miesi�cy sama chleba nie jadlam. Ale mog� ci pos�a� suszonych jag�d. Du�o w tym roku ich by�o. Poza tym mog� doda� troch� kartofli. Ty napisz otwarcie. Je�li trzeba, to ja zaraz ci wy�l�.
A tak w og�le u nas wszystko w porz�dku, tylko aresztowali i wysiali do lagru s�siada naszego, W�sy la Morgalowa, za to, �e szerzy� angielsk�, imperiaistyczn� propagand�. Powiedzia�, podlec, po pijanemu, �e nied�ugo Zwi�zek Radziecki b�dzie �y� w przyja�ni z Niemcami i �e b�dzie z nimi wojna. Chocia� to nasz daleki krewny, ale wcale go nie �a�ujemy. Niech takich g�upich rzeczy nie gada. Posy�am ci uk�ony od ca�ej rodziny.
Kochaj�ca ciebie na wieki,
D unia".
Szkoda mi troch� Morga�owa, bo, wiadomo, ca�a jego rodzina b�dzie za t� zbrodni� odpowiada� te�. I co mu si� sta�o? Chyba gazet nie czyta, albo radia nie s�ucha. Przecie� codziennie pisz� i m�wi�, �e towarzysz Stalin i kanclerz Hitler to s� dwaj najwi�ksi przyjaciele, Anglia za� jest jaskini� eksploatator�w i pod�egaczy wojennych. Niech tylko Hitler uporz�dkuje Polsk�, to zabierze si� do tej przekl�tej faszystowskiej Anglii, a towarzysz Stalin, naturalnie, dopomo�e mu. Jaka� mo�e by� wojna mi�dzy Zwi�zkiem Radzieckim a bratnim narodem niemieckim?! To nawet pomy�le� nie da si�, a on, dure�, gada takie g�upstwa. Gdyby po trze�wemu to mi powiedzia�, to bym sam go w mord� zajecha�!... Wiem, �e agentem angielskim to on chyba i nie jest, ale po pijanemu nie umie trzyma� j�zyka za z�bami. Naucz� go w �agrze rozumu! Tak mu i trzeba!
15 pa�dziernika, 1939 roku. Vilnius.
Wczoraj zauwa�y�em ja w mie�cie i nasze sowieckie sklepy. A jak�e, od razu dwa otworzyli. Niech bur�uje nie my�l�, �e tylko u nich handel kwitnie! Wst�pi�em do jednego z nich. Pi�knie tam, portrety Stalina, Lenina i r�ne takie proletariackie has�a wisz�. Nasze sowieckie panienki targuj�. Ksi��ki sprzedaj�. To znaczy: kultur� szerz�. Porozmawia�em ja z nimi przyjemnie. Jedna nawet mi si� podoba�a, wi�c spyta�em jej, czy mog�aby do mnie na noc przyj�� przespa� si�. Ale powiedzia�a, �e bardzo �a�uje, ale wszystkie najbli�sze noce ma zaj�te. Szkoda. Ale trudno, kobiet naszych ma�o, ch�opak�w za� du�o, wi�c nie nad��aj�... Kupi�em ja broszur�: WIELKI W�DZ WIELKIEGO NARODU NIEMIECKIEGO i poszed�em. W drugim sklepie zauwa�y�em ja, we wszystkich oknach, du�e portrety towarzysza Stalina. Pi�knie bardzo to wygl�da. Wst�pi�em ja do �rodka i o cen� zapyta�em.
� Bez ram � powiadaj� � trzy ruble. Z ramami, pod szk�em, 25 rubli.
My�l� ja sobie: �Trzeba kupi�. Mo�e czasem kto� do mnie wst�pi, to od razu zobaczy, �e kulturalny cz�owiek mieszka". Spyta�em ja te� o portret Hitlera. Warto by ich, kochanych towarzyszy, razem powiesi�. Bo przecie� wielcy s� przyjaciele i wodzowie socjalistycznych narod�w. Ale powiedziano mi, �e jeszcze nie nades�ali. Kazali dowiadywa� si�.
Poszed�em ja do domu. Portret Stalina nios� tak, �eby ka�dy widzia�. Niech, bur�uazja dygocze przed obliczem naszego WIELKIEGO wodza. Przychodz� ja do domu i tak sobie my�l�: �Gdzie by GO, kochanego OJCA powiesi�?" Widz� w k�cie, w najlepszym, mo�na powiedzie�, miejscu, jaka� madama wisi. A jak�e, w z�otej sukience i w koronie na g�owie. Ehe, my�l� ja sobie, to� to ich bur�ujski �wi�ty obraz. Dopiero teraz domy�li�em si�. Wo�am ja Mari� Aleksandrown� i z oburzeniem wielkim pokazuj� na obraz:
� Prosz� mi to natychmiast st�d zabra�! Jestem kulturalnym cz�owiekiem i nie chc� czego� podobnego w pokoju trzyma�! Lampka niech zostanie, bo jest w czerwonym, proletariackim kolorze. Ale waszej propagandy faszystowskiej i zabobon�w mnie nie trzeba!
Zabra�a ona sw�j obraz i wynios�a, a ja zaraz na jego miejscu naszego kochanego WODZA i NAUCZYCIELA powiesi�em. Wieczorem zapali�em ja przed portretem lampk�. Pi�knie wysz�o. Czerwone �wiat�o pe�za po portrecie naszego czerwonego wodza proletariatu, a ja sobie siedz� w mi�kkim fotelu i czytam biografi� Hitlera. Bardzo ucieszy�em si�, gdy dowiedzia�em si�, �e on by� kiedy� malarzem pokojowym. To znaczy te� proletariackiego pochodzenia jest � jak i nasz kochany towarzysz Stalin. A dalej dowiedzia�em si�, �e i on tak�e u siebie w Germanii socjalizm wprowadzi�... Tak, �ycie jest pi�kne! Jak ten, kochany, malarz Hitler i nasz OJCIEC Stalin razem wymaluj� �wiat na czerwono, to� to b�dzie cudnie!
W pa�dzierniku, 1939 roku. Vilniu�.
Dzi� ch�opaki nam�wili mnie p�j�� do fotografa. Znale�li tu takiego, co dobrze m�wi po rosyjsku i wy�mienicie fotografuje w spos�b bohaterski. A przecie� warto mie� pami�tk� z bojowych dni. I Duniaszce tak samo pos�a� mo�na. Niech zobaczy jak wygl�da waleczny oficer sowiecki. No i bratu po�l� te�, �eby wiedzia�, i� wielk� obecnie figur� jestem.
No i poszli�my. Kapitan Jegorow prowadzi. Ka�dy z nas na ca�� ulic� wspaniale perfumami pachnie. Wszyscy przechodnie ogl�daj� si� i podziwiaj� nas. Ja sam, dzisiaj rano, wyla�em na g�ow� sobie �wier� flaszki najlepszych na �wiecie perfum sowieckiej produkcji. �Stalinowski Oddech" nazywaj� si� i pachn� najmniej na pi�� metr�w. S�ysz� ja, lejtnant Dubin krzyczy:
� Ch�opaki, patrzcie! Przecie� im odpoczywa� wolno!
Stan�li�my i patrzymy. Artel robotnik�w ulic� reperuje. Wylewali j� asfaltem. Wida� od razu, �e proletariusze. Jedni w kombinezonach, inni w bluzach. Ale istotnie pracuj� powoli. Jeden siedzi na taczce. Inny pali. Trzeci papierosa kr�ci. A niekt�rzy pracuj� sobie powoli. I rzeczywi�cie nikt ich nie pop�dza, ani batem lub kijem nie bije, jak to nam wiadomo, zwyczajnie si� dzieje we wszystkich pa�stwach kapitalistycznych. Przecie� wiemy dok�adnie, jak bur�uje katuj� swych robotnik�w, aby wi�ksze normy pracy z nich wydoby�.
Rzeczywi�cie zagadka by�a wielka. Ale zaraz kapitan Jegorow nam t� spraw� dok�adnie wyt�umaczy�:
� To, rozumiecie, s� ju� wolni robotnicy. W�adza sowiecka ich wyzwoli�a i pozwala na razie pracowa� powoli, �eby nabrali si� do przysz�ej stachanowskiej pracy na korzy�� Zwi�zku Radzieckiego.
Zrozumieli�my t� spraw� i poszli dalej. Zawsze m�dry cz�owiek potrafi wszystko m�drze wyt�umaczy�.
Ot� przychodzimy do fotografa. By�o nas pi�ciu. Fotograf pokaza� nam r�ne zdj�cia, �eby wybrali�my sobie pozy. Potem lejtnant Dubin pierwszy usiad� w fotelu. Dali�my jemu wszystkie nasze medale. Razem by�o ich dwana�cie. No i zegarki, dla uwidocznienia ich na zdj�ciu, po�yczyli. Okaza�o si�, �e ju� wszyscy zegarki posiadamy, zawdzi�czaj�c w�adzy radzieckiej. A kapitan Jegorow nawet dwa sobie zdoby�.
Pi�knie!
Za dwa dni zdj�cia ja zabra�em. Trudno by�o uwierzy� w�asnym oczom. Medali pe�n� pier�. Z lewej kieszeni gimna�ciorki �a�cuszek od zegarka wida� wyra�nie. Z kieszonki u spodni tak samo dewizka wisi zachwycaj�co. A na r�kach po dwa zegarki... Kaza�em ja fotografowi jeszcze tuzin tych portret�w mi wykona�. Wa�na b�dzie to pami�tka i dokument historyczny wielkiej wagi.
A przed tym mia�em ja cholerny k�opot z tamt� przekl�t�, bur�uazyjn� wann�. Pomy�la�em sobie tak: �Przed p�j�ciem do fotografa trzeba wyk�pa� si�, aby lepiej wyj�� na zdj�ciu, bo z braku czasu i ch�ci ja ze dwa miesi�ce w �a�ni nie
by�em". Akurat nauczycielka, Maria Aleksandrowna, powiedzia�a mi rano, �e jest gor�ca woda, wi�c mo�e chc� skorzysta� ze sposobno�ci. Co� ona za cz�sto mi t� k�piel przypomina! Prawie ka�dego tygodnia. A mo�e zauwa�y�a, �e troch� ��ywego srebra" mam? Ale rzecz wiadoma, woszebijek nie ma, wi�c i wesz musi by�. Chocia�, prawd� powiedziawszy, na to i woszebijki nie pomagaj�. Ona, wesz, r�wnie� sw�j rozum i spryt ma. Wie jak si� chroni�. Ale jest to drobiazg ma�o znacz�cy.
No, przychodz� ja do tej ich wanny. Rozebra�em si� i kocio� pomaca�em, gor�cy jak czort! Wi�c kran otwieram. A stamt�d jak lunie wrz�tek! Ani mi w g�owie do takiego czego� le��. Sk�ry by na mnie nie zosta�o. Zakr�ci�em ja, kran. Wrz�tek do cholery spu�ci�em z wanny. Potem drugi kran zauwa�y�em. Otwieram go, a stamt�d zupe�nie zimna woda wali. Te�, cz�owieku, nie wleziesz, bo choroby dostaniesz. Zakr�ci�em ja kran, do wanny naplu�em, w�osy zimn� wod� namoczy�em, �eby wiedzia�y, zarazy, �e k�pa�em si�. A tamta �mija bur�ujska, Maria Aleksandrowna, jak przez ich pok�j na korytarz przechodzi�em, zapyta�a:
� Przyjemna k�piel by�a?
� Bardzo � powiedzia�em. � �ebym du�o wolnego czasu mia�, to nawet co miesi�c korzysta�bym. My w Zwi�zku Radzieckim te� higien� uwielbiamy nadzwyczajnie.
A swoj� drog� ciekawe, jak te babcie tak� gor�c� wod� wytrzymuj�, bo chyba w zimnej nie k�pi� si�? Przypuszczam, �e od dzieci�stwa s� przyzwyczajone we wrz�tku pluska� si�! Te� przyjemno��!
Wr�ci�em ja do pokoju z�y jak czort i my�l� sobie tak: trzeba list do Duniaszki napisa�, �eby naprawd� cebuli i kartofli mnie nie wysy�a�a. �miechu by ze mnie ch�opaki narobili. Wi�c zaraz taki list do niej wys�a�em:
Pa�dziernik, 1939 roku. Vilnius.
,,Mi�a Duniaszko!
List tw�j bardzo pr�dko otrzyma�em i za uk�ony ca�ej twej rodzinie jestem wdzi�czny. Co si� tyczy posy�ki dla mnie, to bardzo ci dzi�kuj�, ale prosz� �adnej mi �ywno�ci nie wysy�a�, bo mam tu wszystko czego tylko zapragn�. W�a�nie nadesz�y tamte eszelony, co ty jeden z nich na stacji widzia�a� z plakatami: CHLEB DLA G�ODUJ�CEJ POLSKI. Wi�c mam teraz i chleb, i do chleba. Wdzi�czny jestem bezgranicznie w�adzy radzieckiej i naszemu kochanemu wodzowi, towarzyszowi Stalinowi, za trosk� o nas, bohater�w niezwyci�onej Armii Czerwonej. Bur�uazja tu a� z�bami zgrzyta ze z�o�ci, widz�c jak zajadamy si� r�nymi kie�basami i inn� s�onin�.
Posy�am ci moj� fotografi�, �eby� wiedzia�a jak teraz wygl�da waleczny bohater i obro�ca Zwi�zku Radzieckiego, dzie� i noc nieustannie stoj�cy na stra�y
naszej �wi�tej Rosji i ca�ego proletariatu. Zegarki te, co widzisz u mnie na r�kach, s� prawdziwe, i dewizki, kt�re wisz� z kieszonek, te� s� przy zegarkach. Tak, �e mo�na powiedzie�, fason trzymam nale�ycie.
Co si� tyczy Morgalowa, to za to, �e m�wi� i� b�dzie wojna z Niemcami, nale�a�o si� nie tylko go � faszystowskiego psa � do lagru wysia�, lecz i sk�r� z niego � imperialistycznego pacho�ka � zedrze�. Ja niedawno czyta�em ksi��k� o wielkim niemieckim wodzu i najlepszym przyjacielu naszego kochanego OJCA Stalina, Adolfie Hitlerze. On jest te� proletariuszem i buduje socjalistyczn� ojczyzn� dla swego narodu tak samo i tak� sam�, jak i nasz WIELKI Stalin. I nigdy nie mo�e by� wojny mi�dzy dwoma bratnimi narodami. To jest jasne dla ka�dego normalnego cz�owieka. A s�uchy o wojnie puszczaj� polscy panowie i agenci imperialist�w angielskich. Ale z nimi wszystkimi wkr�tce my, razem z towarzyszem TOWARZYSZA Stalina, Adolfem Hitlerem, rozprawimy si�.
Posy�am niskie uk�ony dla calej twej rodziny i dla ciebie, Duniaszko. Ja dumnie stoj� pod wysoko wznios�ym sztandarem Lenina-STALINA i bohatersko wytrzymuj� w�ciek�y nap�r krwawych pacho�k�w bur�uazyjnych.
Tw�j do grobowej deski,
Miszka Zubow"
Tak, list mi ten do Duniaszki uda� si� niczego sobie. Wida� z niego i twardo�� bolszewick�, i uczciw� postaw� socjalistyczn�, i wierno�� niez�omn� dla partii komunistycznej oraz jej przewodnika i nauczyciela, WIELKIEGO towarzysza Stalina. Wi�c mog� wys�a� go spokojnie.
Pa�dziernik, 1939 roku. Vilnius.
Pisz� te s�owa z wielk� rado�ci�, socjalistyczn� dum�, poczuciem dobrze spe�nionego obowi�zku bolszewickiego. Jestem dumny ze swej spostrzegawczo�ci, przytomno�ci umys�u i odwagi. A wszystkie te przymioty zawdzi�czam naszej wielkiej rosyjskiej kulturze, kt�ra mnie � tak, jak to si� �piewa w �Internacjonale" � z niczego zrobi�a wszystkim i (naturalnie � a nawet przede wszystkim) naszemu WIELKIEMU, genialnemu WODZOWI Stalinowi. Cz�sto my�l� sobie tak: �Ile stuleci ludzko�� musia�a czeka�, aby przyszed� na �wiat ON, jej ZBAWICIEL, towarzysz Stalin! I a� strach pomy�le�, co by si� sta�o ze �wiatem, gdyby JEGO nie by�o!"
Ot�: sta�em si� ja bohaterem ca�ego wile�skiego garnizonu. Nawet nie znaj�cy mnie oficerowie z innych pu�k�w przychodz�, aby chocia� tylko na mnie spojrze�. A major Pietuchow gdzie tylko mnie spotka, to zaraz �ciska r�k� i krzyczy:
� Dzi�kuj�, towarzyszu, za uratowanie mnie �ycia! Je�liby nie ty, to nasza �wi�ta ojczyzna straci�aby jeszcze jednego swego obro�c�!
Ale musz� opowiedzie� to wszystko kolejno. Dow�dca pu�ku wydelegowa� majora Pieluchowa i mnie do Starej Wilejki. Musieli�my obejrze� tam kwatery dla naszego pu�ku, kt�ry, prawdopodobnie, wkr�tce przeprowadzi si� tam. Na dworcu, jako oficerowie, zaj�li�my miejsca w mi�kkim wagonie. W tym�e przedziale jaki� brzuchaty kapitalista z �on� i c�rk�. C�reczka nawet niczego sobie, taka r�owa i bia�a jak lalka. Po�czochy na nogach u niej le�� jak przyklejone. Cholera wie jak te bur�ujki to robi�, bo podwi�zek przy kolanach nie zauwa�y�em, chocia� usilnie, w miar� mo�liwo�ci, zagl�da�em. Sukieneczka ef-ef! Wszystko prze�wieca. No i w�osy falami uczesane. Po prostu aktorka. A mo�e i by�a aktorka... Bardzo ja ni� zainteresowa�em si�. A i major Pietuchow, chocia� to stary ju� chrzan, na ni� wci�� zerka i co dwie minuty z kieszeni zegarek wyjmuje... niby popatrze�, kt�ra godzina. Kokietuje j�. Wi�c ja te� r�kaw do g�ry podci�gn��em, �eby �Omeg�" uwidoczni� nale�ycie. I zauwa�y�em, �e panienka na mnie cz�ciej spogl�da jak na majora. Wi�c ja do niej u�miecha� si� i pomrugiwa� zacz��em, oraz kolanem tr�ca� bardzo znacz�co. Ale major Pietuchow widocznie to dostrzeg�, bo nagle powiedzia� do mnie s�u�bowym g�osem:
� Towarzyszu lejtnancie,, prosz� przej�� do innego przedzia�u. Wiecie dobrze, �e m�odszym oficerom nie wolno spoufala� si� ze starszymi!
� S�ucham! � powiedzia�em i wyszed�em do przedzia�u po drugiej stronie korytarza. "
A tam jaka� starucha z dwojgiem dzieci jecha�a i silnie podejrzany typ, m�skiego rodzaju, w wysokich butach na nogach. Sami rozumiecie, kto mo�e posiada� buty z cholewami z prawdziwej sk�ry! Znamy si� na tym dobrze!... Ale nic. Jad� ja sobie i do tamtego przedzia�u, gdzie by�em poprzednio, zerkam. Widz� major Pietuchow na moje miejsce � naprzeciw tamtej bur�ujeczki � przesiad� si� i na ca�ego j� czaruje! To na zegarek popatrzy, to wspania�� niklow� papiero�nic�z kieszeni wyjmuje i papierosa zapala... No, nic, mo�e i ja kiedy� do majora dochrapi� si�. W�wczas te� potrafi� odpowiednio nosa zadziera�!
Troch� mi smutno by�o jecha� samemu, ale jako� czas lecia�. W pewnym momencie zauwa�y�em, �e major Pietuchow proponuje papierosa tamtej bur�uj-ce i co� do niej gada. Ale ona popatrzy�a na niego i nic nie m�wi�c w inny k�t przedzia�u przesiad�a. Ja bym za takie co� z miejsca w mord� bi�! Powinna by� dumna, �e oficer Armii Czerwonej raczy� na ni� uwag� zwr�ci�!... W tym momencie dostrzeg�em ja, �e jej ojciec � t�usty kapitalista � wsta� i zdj�� z siatki teczk�. Postawi� j� na kolanach i zacz�� klap� odpina�. A potem... widz� ja: hiena wyjmuje z teczki pocisk i ku majorowi zerka. Zapalnik u pocisku b�ysn��, a bur�uj go w ty� na siedzenie postawi� i klap� u teczki zapina. Mnie z pocz�tku zimno zrobi�o si�, a potem gor�co. Odpi��em ja futera� i pistolet do po�owy wyci�gn��em. Czekam, co b�dzie dalej? A bur�uj po stronach rozejrza� si� i r�k� w ty� po pocisk si�ga. Postawi� go mi�dzy kolana i zapalnikiem manipuluje. Zrozumia�em ja, �e nie ma ani chwili czasu do stracenia, bo nie tylko major
Pietuchow mo�e zgin��, lecz � je�li pocisk silny � i ja nie ocalej�. Wi�c drzwi z mego przedzia�u szarpn��em, na korytarz wyskoczy�em i bur�ujowi dwie kule mi�dzy oczy wlepi�em. Ani zipn��. Zacz�� na bok osuwa� si�. A ja pocisk ostro�nie chwyci�em i do majora krzycz�:
� Widzicie, towarzyszu, ten bur�ujski pies chcia� was zg�adzi� ze �wiata! Ca�e szcz�cie, �e ja to zauwa�y�em i w por� mu przeszkodzi�em!
Major Pietuchow zblad� i te� za pistolet chwyci� si�. Kazali�my bur�ujkom w k�cie przedzia�u usi���. Jedna z nich zaraz zemdla�a. A ja z mojego przedzia�u tamtego, pod�ego, faszyst� przychwyci�em i razem ich ulokowa�em. Na pewno wsp�lnikiem ich by�.
Na stacji w Mo�odecznie zosta�em ja w wagonie aresztowanych pilnowa�, a major Pietuchow przyprowadzi� milicjonier�w z posterunku kolejowego. Zabrano aresztowanych i trupa bur�uja. Pocisk za� ja sam osobi�cie i w�asnor�cznie na posterunek odnios�em � jako dow�d rzeczowy. Spisano kr�tki protok� dla NKWD i pojechali�my dalej.
Za trzy dni wr�cili�my do Vilniusa. Major Pietuchow opowiedzia� wszystkim obszernie jak zrobiono na niego zamach i jak ja jemu �ycie uratowa�em. Wszyscy m�wi�, �e powinienem za to pochwa�� i odznaczenie otrzyma�, a mo�e nawet i awans jednocze�nie.
W taki to spos�b uratowa�em ja �ycie mego prze�o�onego i zniszczy�em jeszcze jedn� faszystowsk� gadzin�. Tak, przyjemnie by� po�ytecznym cz�onkiem naszej wielkiej, socjalistycznej Rosji.
Pa�dziernik, 1939 roku. Vilnius.
Otrzyma�em wezwaniedo NKWD. Bardzo si� tym ucieszy�em. Zrozumia�em od razu, �e dotyczy to mego bohaterskiego zachowania si� w poci�gu. Teraz by�em ca�kowicie pewien, �e nagroda mnie nie minie.
Nazajutrz uda�em si� do NKWD. Wpisa�em si� do ksi��ki, zostawi�em w wartowni pistolet i skierowa�em si� na pierwsze pi�tro. Tam zapuka�em do pokoju numer 99.
Przyj�� mnie major, zast�pca naczelnika NKWD.
� Aha, to ty w�a�nie jeste� lejtnant Zubow!
� Tak jest. Jestem m�odszy lejtnant Michai� Zubow.
� Tamta historia w poci�gu do Mo�odeczna to by�a twoja robota? Dumnie wypi��em pier�, lecz skromnie powiedzia�em:
� Zrobi�em tylko to, co mi m�j komunistyczny obowi�zek nakazywa�! W tej chwili do drzwi zapukano. Major krzykn��:
� Wej��!
Do gabinetu wszed� jaki� dziwacznie ubrany bur�uj. Ca�y czarny, jakby w faszystowskim uniformie. A u do�u spodni nie by�o wida�, tylko niby w sp�dnicy.
�Co to za magik?" � my�l� ja sobie. A major pyta go:
� W jakiej sprawie?
Czarny pokaza� mu wezwanie. Okaza�o si�, �e jest to katolicki ksi�dz. Pierwszy raz w �yciu takie co� zobaczy�em. Du�o s�ysza�em i czyta�em o tych krwiopijcach kapitalistycznych, i tak samo w teatrach komsomolskich widzia�em na scenach jak zn�caj� si� nad proletariatem. Ale osobi�cie, dzi�ki Stalinowi, nigdy nie zetkn��em si�.
Major kaza� mi stan�� przy �cianie.
� Zaczekaj tam! Z tob� b�dzie specjalna rozmowa. Ja wpierw tego obywatela za�atwi�.
Potem zwr�ci� si� do Czarnego:
� Wi�c ty ksi�dz?
� Tak.
� A czym ty trudnisz si�?
� S�u�� Bogu.
� Bogu s�u�ysz?... Hm