5629
Szczegóły |
Tytuł |
5629 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5629 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5629 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5629 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ARTUR C. SZREJTER
plansza g�upc�w
Hod�a z plemienia Tuareg�w zatrzyma� zm�czonego wierzchowca. Os�aniaj�c oczy
d�oni�, jeszcze raz rozejrza� si� po okolicy. Nadal nic. Od dw�ch dni kr��y� tak
po pustkowiach pra�onych saharyjskim s�o�cem, szukaj�c wielb��da. Parszywe
bydl�, przestraszone burz� piaskow�, od��czy�o od stada.
Co chwila traci� trop na rumowiskach hamad - wsz�dzie spieczone ska�y, ta�cz�ce
w nagrzanym powietrzu. Modli� si�, liczy� m�g� ju� tylko na pomoc Allacha. W
rodowej oazie nie powitaj� go przychylnie, je�li powr�ci z pustymi r�kami. W
dodatku nigdy wcze�niej nie zapuszcza� si� tak daleko. Tutaj, w Sp�owia�ych
G�rach, od posuchy zdycha�y pono� nawet skorpiony. Starcy opowiadali, �e g�ry
nie by�y dobrym miejscem, a oni nie zwykli rzuca� s��w na pustynny wiatr.
Zm�czone s�o�ce zawis�o w ko�cu na zachodniej po�owie nieba, wi�c Tuareg
przystan�� na modlitw� aser. I wtedy Pan ulitowa� si� nad nim - Hod�a dostrzeg�
odcisk kopyta na samotnej �asze piasku. Uca�owa� �wi�t� ziemi�. To by� cud!
Dosiad� i pop�dzi� zm�czonego wierzchowca w stron� prze��czy, mign�� mu tam
grzbiet wielb��da.
- Jeste�! - krzykn��.
W tej samej chwili �cigane zwierz� znikn�o, jakby ziemia je poch�on�a. Rozleg�
si� kwik, wzbi� ob�ok py�u...
Z ka�asznikowem w r�ku zeskoczy� na ziemi�. Ostro�nie, jak podczas walk z
g�ralami, zbli�y� si� do skalnej rozpadliny, w kt�rej przepad� wielb��d
pochwycony przez piaskowe d�inny. Us�ysza� st�umione rz�enie zwierz�cia.
Dochodzi�o z ciemnej czelu�ci. Lodowaty l�k �ciska� krta� Hod�y, ale wiedzia�
on, �e jako Tuareg musi zej�� w d�. By� wojownikiem. Na szcz�cie, w mroku nie
czai�y si� d�inny o okrwawionych pyskach hien - le�a� tam jedynie ranny
wielb��d. Kwicza� przera�liwie, mia� z�amane dwie nogi. Nie wyjdzie z tego,
Hod�a musi go dobi�. Huk pojedynczego wystrza�u zaj�cza� kr�tkim echem mi�dzy
�cianami jaskini.
Na powierzchni zapada� ju� zmrok; z wyruszeniem do oazy postanowi� zaczeka� do
rana. Nocna jazda po bezdro�ach zdradliwych hamad przera�a�a bardziej od
legendarnych niebezpiecze�stw Sp�owia�ych G�r. Jednak to przejmuj�ce nocne zimno
okaza�o si� najgorszym wrogiem. Hod�a przytula� si� do boku wierzchowca, ale
niewiele to pomaga�o. W ko�cu, mimo �e ba� si� d�inn�w, wr�ci� do jaskini - tu
przynajmniej nie hula� wiatr. Zdj�� litham� os�aniaj�c� twarz i poci�gn�� dwa
rozgrzewaj�ce �yki hiszpa�skiego absyntu z przemytu. Pod ziemi� Allach nie
widzi.
Odchylaj�c g�ow� do kolejnego �yku, zauwa�y� �wietlny refleks ta�cz�cy na
stropie groty.
Butelka wypad�a mu z d�oni.
Zerwa� si� na nogi, prze�adowa� ka�asznikowa.
Szk�o roztrzaska�o si� o kamienie.
Obr�ci� si� trzy razy, mierz�c karabinem w ciemno��.
Dopiero wtedy poczu� ostry zapach alkoholu.
Dziwne, ale otrze�wi� go w�a�nie od�r w�dy. Uspokojony dostrzeg� od razu, sk�d
p�yn�a smuga �wiat�a. Powoli podszed� do male�kiego otworu w �cianie i
przytkn�� do niego oko. Niewiele by�o wida�. Ogarn�a go nie przystoj�ca
m�czy�nie ciekawo�� - musi przekona� si�, co jest po drugiej stronie. Wyzwanie
nadspodziewanie �atwe - �ciana z cegie� z mu�u zjedzonych przez czas kruszy�a
si� jak ciasto.
Mru�y� oczy, p�ki nie przyzwyczai�y si� do jasno�ci. Oszo�omiony domy�la� si�
ju�, gdzie jest. Powinien ucieka�, ale w ko�cu nie by� dzikusem - chodzi� kiedy�
do francuskiej szko�y w Rabacie. Nosi� te� w�oski zegarek, a w jego namiocie
gra�o niemieckie radio. Mimo to ba� si�. Tuaregowie s� dzielnymi, ale i
przes�dnymi wojownikami wiatru, dumnymi ze swych przodk�w i wierze�. I dlatego
poczu� przera�aj�c� pewno��, �e znalaz� si� w miejscu przekl�tym. W Grocie
Szepcz�cych.
Wbrew rozs�dkowi przekroczy� pr�g o�wietlonej jaskini.
- Witaj, witaj... - rozleg�y si� zewsz�d g�osy. Cofn�� si� o krok, jednak
przysz�o opami�tanie. Przecie� sko�czy� z wyr�nieniem cztery klasy Ecole
primaire Franco-Marocaine! Jest cz�owiekiem nowoczesnym.
Rozejrza� si�. Tysi�ce tajemniczych znak�w pokrywa�y �ciany, nisze i wg��bienia.
Szeregi czarnych i czerwonych symboli zajmowa�y woln� przestrze�, od ziemi po
sklepienie. Przypomina�y troch� tifinagh, stare pismo Tuareg�w, o kt�rym pami��
przechowywa�y m�dre niewiasty. Zdumiony zapomnia� o strachu, nawet stara� si�
odczyta� znaki. Nadaremnie, nie zosta� a� tak ucywilizowany.
Od groty odchodzi� stromo korytarz, z kt�rego bi� ch��d szczypi�cy w policzki.
Hod�a domy�la� si�, co mo�e by� na ko�cu przej�cia, st�umi� jednak strach
zwierz�cia pustyni. Dotyk karabinowej kolby dodawa� odwagi. Schodzi� d�ugo,
prosto w paszcz� zimna. Przewr�ci� si� trzy razy, nim spostrzeg�, �e idzie po
lodzie. Widzia� kiedy� l�d, ca�e czapy lodowe g�r Atlasu. Ale tutaj, w
Sp�owia�ych G�rach?
Chodnik ko�czy� si� nisz�, starannie wykut� w idealny p�okr�g. Z jej tylnej
�ciany wyrasta� j�zyk lodowego giganta, si�gaj�cy kra�ca korytarza. Oddech Hod�y
zamienia� si� w ob�oki pary. Sta� jak zamro�ony i patrzy� na kamienny o�tarz,
uwi�ziony w lodzie po�rodku groty.
Wystawa�o tylko jego zwie�czenie, gdzie przodkowie umie�cili najcenniejsze
skarby przywiezione ze starej ojczyzny.
G�owy Szepcz�cych.
G�owy m�drc�w od wielu setek lat przepowiadaj�ce Tuaregom dni chwa�y i dni
kl�ski. G�owy m�drc�w, rz�dz�ce pot�nym ludem, kiedy jeszcze mieszka� na �rodku
wielkiej wody i p�ywa� na drewnianych wielb��dach. G�owy poga�skich czarownik�w,
zwyci�onych dopiero przez �wi�tych marabut�w, silnych b�ogos�awie�stwem
Allacha.
Hod�a poczu�, jak strach trzymany na uwi�zi zrywa si� do galopu... Pomarszczone
g�owy o w�osach pozlepianych w str�ki wygl�da�y groteskowo, ale tylko dure�
wa�y�by si� za�mia� w sanktuarium, naj�wi�tszym spo�r�d tych, jakie znali jego
przodkowie.
Powieki jednego z nawiedzonych moc� Szejtana gospodarzy unios�y si� powoli.
Spojrzenie niebieskich oczu wwierci�o si� w Tuarega. R�ce Hod�y zacz�y dr�e� od
�ciskania karabinu, a przez plecy przebieg� przejmuj�cy dreszcz...
- Z czym przychodzisz, synu? - usta Szepcz�cego poruszy�y si� sztywno jak u
drewnianej lalki. - Czy masz dar?
Chcia� krzycze�, lecz przez wyschni�te gard�o przedar� si� jedynie g�uchy
skrzek. Straci� czucie w nogach, upad�. Panowa� tylko nad r�kami. Zacisn�� palec
na spu�cie.
G�owy Szepcz�cych rozpryskiwa�y si� z suchym plaskiem, niczym wydr��one skorupy
owoc�w, do kt�rych strzela� w dzieci�stwie. Od�amki odbija�y si� od jego
ubrania. �wit zasta� go siedz�cego w siodle. Robi�o si� coraz cieplej.
Z wiecznego snu wyrwa�o go wezwanie. To samo, co zawsze: znowu mia�a si�
rozpocz�� rozgrywka. Przebudzenie, jak zwykle, by�o koszmarem. Drgawki i omamy
wzrokowe trwa�y wieki. Zn�w p�on�o miasto, zapada� si� strop �wi�tyni... Nie
ustawa� strach, �e tysi�ce cegie� rozgniot� go o posadzk�. Patrzy� na w�asne
r�ce - pod wp�ywem �aru roztapia�y si�, z czubk�w palc�w skapywa�y z�ote
krople...
Le�a� ci�ko oddychaj�c. Uwi�ziony by� w tej ciasnej klitce... Nie pami�ta� od
kiedy... Nie pami�ta� przez kogo. Ani za co.
Usiad� przy o�miok�tnym stole o blacie podzielonym na setki z�otych i srebrnych
p�l, z wydzielonymi na �rodku czerwonymi Schodami Nagrody. Starannie wybra�
pozycje wyj�ciowe. Ustawienie pion�w i figur trwa�o d�ugo, ale nie spieszy� si�,
nie by�o do czego.
Pierwszy ruch wykona� figur� Przyn�ta. Oczywi�cie, z�ot�. Chwil� rozkoszowa� si�
celno�ci� posuni�cia, ale i rozpocz�ciem gry, po czym obszed� st� i przesun��
jeden z mniej znacz�cych srebrnych pion�w - Pr�b� Ducha.
To by�o standardowe otwarcie, prawdziwa rozgrywka dojrzeje p�niej, jednak ju�
teraz sp�yn�o na niego b�ogos�awie�stwo zapomnienia. Znowu nie wiedzia�, po co
gra. Mo�e dla zwyk�ej przyjemno�ci?
Hugo Waldeck niewiele si� spodziewa� po wyprawie. Doniesienia terenowe okazywa�y
si� najcz�ciej niewypa�ami. Dawno si� z tym pogodzi�, taki ju� los
prowincjonalnego archeologa.
Rzadko ucz�szczany szlak prowadzi� do zaniedbanej oazy, nie rokuj�cej odkrycia
na miar� Luksoru. Po�r�d namiot�w czekali Tuaregowie w s�ynnych niebieskich
szatach. Dumnie spogl�dali znad litham�w b��kitnymi oczami, chyba specjalnie
ofiarowanymi im przez Boga, �eby pasowa�y do ubra�. Przywita� si� zgodnie z
pustynnym obyczajem, jak radzi� przed laty europejski konsul w Casablance. Nie
wysz�o najlepiej, mimo to docenili jego gest i na znak przyja�ni podali w
kubkach koszmarnie cuchn�cy nap�j. Cho� paskudztwo przebija�o nawet ohydne
niemieckie sznapsy, nie wypada�o odm�wi�. Niepewnie spojrza� na t�umacza, ale
ten wzruszy� ramionami i wychyli� zawarto�� jednym haustem.
Gospodarze przemawiali d�ugo i uroczy�cie, a t�umacz, jak przysta�o na wyg�, nic
nie przek�ada�. W ko�cu mrukn��:
- Teraz poprowadz� nas do szejka.
"Wreszcie" - westchn�� Hugo, przybyli przecie� na jego pro�b�: przyw�dcy rodu
Regibat�w, Hod�y Zina Laribi.
Gospodarz le�a� na pos�aniu z poduszek, zajmuj�cym po�ow� najwi�kszego z
namiot�w. Od razu by�o wida�, �e umiera. Musia� mie� z dziewi��dziesi�t lat; w
warunkach, w jakich mieszka�, zakrawa�o to na cud. Cho� po prawdzie, archeolog
s�ysza�, �e Tuaregowie do p�nego wieku zachowywali ko�skie zdrowie.
W dodatku, o dziwo, umieraj�cy matuzalem zna� francuski. Waldeck ucieszy� si�,
mia� wra�enie, �e t�umacz niezbyt przyk�ada� si� do pracy. Z uprzejmym
zainteresowaniem wys�ucha� wi�c wyznania Hod�y, cho� nie potraktowa� go
powa�nie. Starzec niejeden raz musia� przecie� ogl�da� z�udne mira�e pustyni. A
i fakt, �e pos�a� po Hugo do dalekiej misji archeologicznej w Fezie, nie by�
niczym normalnym. Przynajmniej jak na Tuarega.
Tote� tylko jednym uchem s�ucha� szeptu przes�dnego koczownika o tajemniczej
Grocie Szepcz�cych, o g�owach, do kt�rych strzela�. Unosz�cy si� w upale smr�d
amoniaku by� nie do zniesienia. Wed�ug Hod�y do groty przybywali w swoistych
pielgrzymkach odlegli przodkowie Tuareg�w. Dzi�ki po�rednictwu tajemniczych
Jednookich - kogo� w rodzaju samookaleczaj�cych si� kap�an�w czy ofiarnik�w -
korzystali z m�dro�ci i rad Szepcz�cych G��w. Stare opowie�ci Regibat�w
twierdzi�y, �e grot� wykuli pierwsi Tuaregowie, przybyli z dalekiej P�nocy, z
twierdz na �rodku morza. Oni te� przywie�li Szepcz�ce G�owy, s�u��ce ich
potomkom a� do nadej�cia czasu wyznawc�w Allacha.
Nast�pne dwa dni Waldeck z heroizmem t�uk� si� na grzbiecie z�o�liwego
wielb��da. Jako pracownik Pogotowia Archeologicznego P�nocnego Maghrebu musia�
sprawdzi� ka�de doniesienie, nawet niewiarygodne. W ko�cu by� archeologiem, tyle
�e miernym. Uschni�t� ga��zi� rodu wielkiego odkrywcy i awanturnika, hrabiego
Fryderyka von Waldecka, dziadka nowoczesnej prehistorii. Hrabia ten rozliczne
peregrynacje rozpocz�� u boku Napoleona w Egipcie, potem zje�dzi� pustynie i
wilgotne lasy Afryki, podziwia� staro�ytne zabytki Indii, a� wyl�dowa� w
d�unglach Ameryki. To dzi�ki narysowanym przez niego albumom Europa pozna�a
per�� budownictwa Maj�w - miasto Palenque. Opowiada� te�, �e widzia� poro�ni�te
d�ungl� pa�ace i zagubione monumentalne �wi�tynie, kt�rych... dot�d nie
odnaleziono. Nikt nie wiedzia�, ile w jego s�owach tkwi�o prawdy, a ile
m�nchhausenowskich konfabulacji. Ale to ju� historia... Dzie� dzisiejszy
Waldeck�w wygl�da� inaczej. Sko�czy�y si� czasy romantycznych wypraw i wielkich
odkry�. Romantyka przepada�a, gdy ty�ek zaczyna� bole� od siod�a, a w g�bie
tkwi�o wi�cej piachu ni� �liny. Jak teraz.
W ko�cu znale�li rozpadlin�, o kt�rej m�wi� Hod�a. Tuareski przewodnik nie
chcia� si� do niej zbli�y�, a �e i t�umacz si� wzbrania�, archeolog w ko�cu
pozwoli� mu zosta� na miejscu - cywilizowani Berberowie z miast pozostawali
r�wnie przes�dni, co ich kuzyni z pusty�.
Wzruszy� ramionami. Sam sobie poradzi. Uzbrojony w kask, lin� i siln� latark�,
wszed� do jaskini.
- Sk�d tu �wiat�o? - szepn�� zdumiony.
Nie min�a godzina, a pojawi� si� na powierzchni. T�umi�c podniecenie, spokojnie
otrzepa� ubranie z py�u. Na pytaj�ce spojrzenie t�umacza machn�� lekcewa��co
r�k� i da� znak do powrotu. W oazie poczu� ulg�, kiedy si� okaza�o, �e stary
Hod�a zd��y� wyzion�� ducha. Tuaregowie nie pytali o Grot� Szepcz�cych,
szykowali pogrzeb. Wydawali si� nawet zadowoleni, �e go�cie zatrzymaj� si� tylko
na jedn� noc.
W Casablance przes�a� Waldeck sieci� do swojego banku pro�b� o spor� po�yczk�.
Kiedy nadesz�a odpowied� pozytywna, zawiadomi� Hiszpa�sk� Misj� Archeologiczn� w
Fezie o rezygnacji ze stanowiska. Nie musia� d�ugo czeka� na rozwi�zanie umowy.
Troch� go to nawet zez�o�ci�o. Zdaje si�, �e ten g�upek, szef, nie mia� zamiaru
namawia� go do przemy�lenia decyzji...
Wieczorem, po kilku godzinach sp�dzonych na gor�czkowych planowaniach w
towarzystwie Jasia W�drowniczka, ponownie zasiad� do komputera. Sprawdzi�, do
kt�rego miasta dotar�a robi�ca furor� wystawa archeologiczna, krety�sko
zatytu�owana przez spec�w od reklamy "Lodowy ksi��� Stonehenge". Szukaj�c
danych, przypadkowo wszed� na stron� pewnego sycylijskiego naci�gacza, kt�ry
chwali� si�, �e w transie potrafi rozmawia� we wszystkich j�zykach �wiata, nawet
staro�ytnych. Waldeck u�miechn�� si� pob�a�liwie i opu�ci� stron�
superlingwisty.
Alkohol szumia� mu w g�owie. Sprawia�, �e wszystkie plany wydawa�y si� �atwe. I
takie genialne... Nala� sobie nast�pn� szklaneczk�.
- I co pan o tym s�dzi?
Sprowadzony z Tunisu Abdul al-Bereri, specjalista od staro�ytnych alfabet�w
saharyjskich, nie odpowiedzia� od razu. Zszokowany, bezskutecznie pr�bowa�
jednym spojrzeniem obj�� bezlik napis�w pokrywaj�cych jaskini�. Ostro�nie
dotkn�� �ciany, jakby si� upewnia�, �e to nie kolorowe marzenie.
- Dlaczego pan tego nie zg�osi�? - wyj�cza�. - Chyba jestem w raju lingwist�w!
- Zg�osimy to za dwa tygodnie, po powrocie. Najpierw dowiemy si� czego�
bli�szego o tym alfabecie. Potrafi pan go odczyta�?
Abdul podrapa� si� po g�owie.
- Mo�e. Te znaki wygl�daj� na pierwotn� form� tuareskiego tifinagh! Sensacja...
B�dziemy s�awni!
Hugo u�miechn�� si�, ju� schwyta� Araba w sid�a s�awy. Pora wycisn�� z niego
wszystko, co wie.
Trzeciego wieczoru archeolog zyska� pewno��, �e trafi� g��wn� wygran�. Warto
by�o czeka� tyle lat... Gdyby jeszcze te przekl�te muchy przesta�y uwa�a� go za
chodz�ce �cierwo. Abdul pracowa� jak oszala�y, na przemian r�cznie kopiuj�c
tekst, to zn�w go odczytuj�c. Waldeck utrwala� znaki na ta�mie filmowej i
zdj�ciach. Wolny czas sp�dza� na obserwowaniu Araba i paleniu papieros�w. Ju� w
Casablance wr�ci� do na�ogu. Po prostu lubi� tyto�. Papierosy i Ja� sta�y si�
nieod��cznymi towarzyszami wieczor�w, ciekawszymi i wierniejszymi od
poch�oni�tego prac� Abdula. I dobrze, do Abdula nie powinien si� przyzwyczaja�.
Po tygodniu Arab przeczyta� Hugonowi t�umaczenie, a w�a�ciwie szkic po�owy
tekstu. Wielu szczeg��w nie by� pewien, ale og�lne znaczenie zdo�a� uchwyci�.
Przekaz opowiada� najpierw o w�dr�wce przodk�w Tuareg�w z P�nocy, z wysp, na
pustyni�. Dopiero p�niej mowa by�a o czym�, na co Waldeck czeka�. Staro�ytni
opisali obrz�d, kt�rego �wi�ta si�a nadawa�a uci�tym g�owom moc wiecznego �ycia
i przekazywania rad czerpanych z za�wiat�w.
Oczywi�cie, Abdul traktowa� ten fragment jako ciekawostk� etnologiczn�, ale
Waldeck wiedzia� swoje. Uwierzy� w opowie�� starego Hod�y po tym, jak jaskinia
okaza�a si� wype�niona "magicznym" �wiat�em, a w ni�szej grocie znalaz�
po�upane, zamarzni�te fragmenty czaszek i sk�ry. To jeszcze nie �wiadczy�o o
prawdziwo�ci regibackiej legendy, wi�c pobra� dwie pr�bki. Badania laboratorium
toleda�skiego uniwersytetu by�y jednoznaczne - pr�bki liczy�y 3300 lat, z
tolerancj� stu lat w obie strony. Wtedy Hugo uwierzy�. I u�o�y� plan, kt�rego
nie powstydzi�by si� sam Fryderyk von Waldeck - wszak hrabia twierdzi�, i�
niejednokrotnie widzia� efekty dzia�ania magii, a nawet sam z niej korzysta�.
- Przet�umaczy�em. To koniec! - triumfalnie stwierdzi� Abdul po dw�ch tygodniach
i trzech dniach, niczym dzieciak czekaj�cy na pochwa��.
"Tak, koniec..." - pomy�la� archeolog. I te� si� u�miechn��.
- Wszystko pan spisa� i przet�umaczy�?
- Tak, cho� w wielu miejscach mog� by� b��dy albo nie�cis�o�ci. Jednak za kilka
miesi�cy wszystkie wyeliminuj�. B�dziemy mieli czysty tekst...
Umilk�. Ze zdziwieniem dotkn�� d�oni� �eber. Mi�dzy palcami przecieka�a krew.
Waldeck zada� drugi cios, tym razem w szyj� i zakl��, gdy czerwony strumie�
bluzn�� mu na r�kaw koszuli. Jednak to zrobi�. Planowa� morderstwo od pocz�tku,
ale do ko�ca nie wierzy�, �e si� na nie zdob�dzie. Posz�o zdumiewaj�co �atwo.
Sze�� uderze� serca p�niej rzyga� jak chory kot. Czu� si� gorzej ni� �le. Ledwo
zdo�a� obetrze� usta dr��cymi r�kami.
Staraj�c si� nie patrze� na st�a�� w zdumieniu twarz Abdula, zaci�gn�� zw�oki
do komnaty o�tarzowej i rzuci� przy j�zorze lodowca. Potem pobieg� po dwie
ostatnie butelki whisky. Poci�gn�� kilka �yk�w, reszt� wyla� na trupa. Dopiero
smr�d p�on�cego cia�a wyp�dzi� go z lodowej sali.
Rankiem dosiad� wielb��da. Drugiego, ob�adowanego setkami plansz i rysunk�w,
wi�d� na postronku. Zaczyna� si� przyzwyczaja� do p�pijanego chodu tych okr�t�w
pustyni. A w Casablance czeka� prysznic, drink i ocean... W takim towarzystwie
szybko przyzwyczai si� do zabijania... czasu.
Poplamion� krwi� koszul� zakopa� w czasie wieczornego postoju i od razu poczu�
ulg�. Ukrycie dowodu zbrodni czyni�o go niewinnym nie tylko w oczach ludzi, ale
i wobec w�asnego sumienia.
Figura �elazo zachowa�a si� znakomicie - wygra�a wszystko, co mog�a, jednym
szybkim, agresywnym ruchem.
Z czu�o�ci� ogarn�� wzrokiem figury i piony z�otych. Promieniowa�y odbitym
blaskiem, ale w miar�, jak str�ca�y coraz wi�cej srebrnych, zaczyna�y mieni� si�
w�asnym �wiat�em. Jednak jeszcze daleko do tego, by nabra�y si� po d�ugim �nie.
Teraz ruszy� srebrnym Zniech�ceniem. By�o to bardzo niebezpieczne dla z�otych
posuni�cie. Ale przecie� w�a�nie na tym polega�a gra, w tym tkwi� jej urok!
Gdyby zacz�� oszukiwa�, zwyci�stwo nie przynios�oby mu satysfakcji. Ani - przede
wszystkim - korzy�ci.
Wydawa�o si�, �e w wiede�skim Naturhistorisches Museum zarw� si� pod�ogi pod
ci�arem zwiedzaj�cych, a drogocenne zabytki z Halstatt legn� w pryzmie �miecia
z wyposa�eniem kantorka str�a nocnego. Ale za Habsburg�w wznosi�o si� solidne
budynki, z powodzeniem wytrzymuj�ce nap�r t�um�w godnych nowego tysi�clecia.
Waldeck cierpliwie czeka� w kilometrowej kolejce do szklanej klatki lodowego
ksi�cia. M�g� wprawdzie wykorzysta� legitymacj� bran�ow�, jednak nie chcia�, by
zarejestrowano go w spisie archeolog�w odwiedzaj�cych wystaw�. Sta� si�
ostro�ny, bo stawka by�a wysoka. Nie m�g� sobie pozwoli� na niezr�czny krok.
Przygl�da� si� nieszcz�nikowi, kt�ry cztery i p� tysi�ca lat temu zgin�� na
pirenejskim lodowcu. Zamkn�a si� nad nim przezroczysta czasza, aby ods�oni�
oczom pary grubych, ameryka�skich turystek. �wiatowa sensacja - cz�owiek z
lodowca, znakomicie zachowany, a wraz z nim bro�, narz�dzia i ozdoby. Paciorki,
wisiorki i naszywki ze z�ota, miedzi, kryszta�u g�rskiego i bursztynu - tak
liczne, �e brukowce okrzykn�y nieszcz�nika "ksi�ciem".
- Ale gdzie Pireneje, a gdzie Stonehenge? - spyta� Kjorsten, zdejmuj�c okulary w
z�otych oprawkach.
Hugo wzruszy� ramionami.
- No c�, po prostu ma�o udana, oczywi�cie, tylko merytorycznie, zabawa w
skojarzenia. Za to skuteczna reklamowo. Ksi��� �y� w czasach megalit�w, a
najs�ynniejszym zabytkiem megalitycznym jest Stonehenge. Gdyby zapowiadano, �e
ten tutaj to przyg�up z pirenejskiej wiochy, pies z kulaw� nog� nie przywl�k�by
si� na wystaw�.
- Od kiedy archeolodzy zatrudniaj� spec�w od reklamy? - roze�mia� si� Kjorsten.
- Od zawsze, tylko kiedy� za ma�o im p�acili.
M�czyzna nadal u�miecha� si�.
- Ja te� nie jestem tani. A ta robota widzi mi si� r�wnie trudna, co skok na
Wawelski Skarbiec.
- Wawelski Skarbiec?
- To w Grupie �rodkowoeuropejskiej. W zesz�ym roku zamontowano tam
zabezpieczenia najnowszej generacji.
- To jaki� bank?
- Nie bank, tylko skarbiec koronny kr�l�w Polski - z niesmakiem odpowiedzia�
Kjorsten. - Jako archeolog powiniene� o tym wiedzie�.
Waldeck z trudem ukry� zak�opotanie.
- Specjalizowa�em si� w pradziejach P�nocnej Afryki - wyja�ni�.
Wysoki blondyn pokiwa� g�ow� bez przekonania. Uwa�niej przygl�da� si� szklanej
klatce ni� samemu ksi�ciu, ale czyni� to dyskretnie. Zauwa�y�, �e r�wnie du��
przeszkod� jak zabezpieczenia niedrewniane b�dzie system klimatyzacyjny
utrzymuj�cy wewn�trz gabloty warunki zbli�one do tych, jakie panowa�y w lodowcu.
- Nigdy nie przypuszcza�em, �e mog� dosta� r�wnie dziwaczne zlecenie -
powiedzia�.
- Ile czasu ci to zajmie?
- Powinny starczy� trzy tygodnie.
Hugo zap�aci� za gazet� i przejrza� stron� tytu�ow�. Za�mia� si� jak z dobrego
dowcipu, po czym wyrzuci� dziennik do pierwszego napotkanego kosza. Zapali�
papierosa i nuc�c weso�o, skierowa� si� do hotelu.
Po minucie gazeta znalaz�a si� w r�kach kloszarda ci�gn�cego w�zek pe�en papieru
i dykty. Staruszek przeliterowa� tytu� na pierwszej stronie: NAJBARDZIEJ
ZDUMIEWAJ�CA KRADZIE� STULECIA! LODOWY KSI��� STRACI� G�OW�!
Trzy dni! Ca�e trzy dni �piewa� inkantacje, pali� wonne drewienka, odprawia�
szama�skie ta�ce, potrz�sa� glinianymi ko�atkami, uderza� w b�benek obci�gni�ty
sk�r� karaku�owego p�odu...
Nim sprawdzi� efekt swoich magicznych stara�, poszed� do kuchni i wypi� szklank�
herbaty. Zirytowa� si�, gdy �y�ka wpad�a mu w szeroki r�kaw obrz�dowej szaty
pokrytej namalowanymi znakami tifinagh. Musi by� bardzo zm�czony kilkudniowymi
wyczynami godnymi czubka, skoro wkurzaj� go takie b�ahostki.
Opad� na krzes�o i skry� twarz w d�oniach. Bo�e, co ja robi�?! Kompletnie
zwariowa�em! Powinien powiedzie� stop. I to dawno... jeszcze nim zabi� Abdula.
Nie, nie czu� wyrzut�w sumienia, tylko strach, �e kto� mo�e si� dowiedzie�, co
wydarzy�o si� w jaskini.
Na pewno nic z tych niby-czar�w nie wyjdzie.
Podszed� do wielkiej zamra�arki, kt�r� ustawi� na �rodku salonu. Otworzy�
drzwiczki.
Na p�ce tkwi�a g�owa lodowego ksi�cia. Martwa, zimna. I absolutnie nic nie
szepcz�ca. Na matowych policzkach szkli�y si� lodowe gwiazdki.
Archeolog czu�, jak napi�cie ust�puje miejsca zm�czeniu i zniech�ceniu. Obrz�d
si� nie uda�, nie m�g� si� uda�, bo magia nie istnieje. By� g�upi, �e uwierzy� w
mrzonki. M�g� w nie wierzy� hrabia Fryderyk, ale nie cz�owiek ery lot�w
kosmicznych...
Jeszcze raz spojrza� na zamro�on� g�ow�. I wrzasn��.
Wpatrywa�y si� w niego zimne, niebieskie oczy. Pomarszczone usta poruszy�y si�
powoli.
Waldeck zamar�, by ws�ucha� si� w zdania wypowiadane przez ksi�cia, ale zaraz
zakl�� jak szewc. Tyle wysi�ku, a nie rozumia� ani s�owa z barbarzy�skiego
j�zyka!
Kopniakiem zamkn�� zamra�ark�.
Wtedy przysz�o opami�tanie. Przecie� uda�o si�! Dokona� tego - zakl�cia Tuareg�w
okaza�y si� skuteczne tak�e w epoce lot�w kosmicznych.
Wysoki blondyn podni�s� telefon.
- Kjorsten? - rozleg�o si� w s�uchawce.
- A kto pyta?
- Za�o�� si�, �e mnie poznajesz. Mam zamiar zafundowa� ci kr�tki pobyt na
s�onecznej Sycylii...
- Wola�bym d�u�szy...
- Po robocie mo�esz tam sobie zosta� cho�by do �mierci. Za w�asne pieni�dze.
- A o kogo chodzi tym razem.
- O jednego che�pliwego sycylijskiego internaut�.
Ponowne odprawienie obrz�du nie sprawi�o ju� Waldeckowi trudno�ci. Nie w�tpi�
te�, �e si� uda.
Wypicie herbaty przed otworzeniem zamra�arki nabra�o dla niego cech rytua�u. Nie
by� przes�dny, ale czu�, �e w ten spos�b "zaklepuje" sobie sukces. W ko�cu
jeszcze niedawno nie wierzy� w czary, wi�c mo�e nadesz�a pora uwierzy� i w si��
przes�d�w.
No i zaklepa�.
- Zobaczymy, sycylijski naci�gaczu, czy rzeczywi�cie potrafisz m�wi� we
wszystkich j�zykach �wiata - mrukn�� Hugo.
G�owa Sycylijczyka powita�a go s�owami:
- Co pragniesz wiedzie�? Czy masz dar?
Zamkn�� drzwiczki i opar� si� o nie plecami. Zachichota� nerwowo. Teraz mia� ju�
dwie zamro�one g�owy. Ot� to, zamro�one... Przodkowie Tuareg�w, cho� w�adali
magi� wystarczaj�co pot�n�, by przywraca� do �ycia g�owy zmar�ych, nie znali
czaru na ich przechowywanie. Potrzebowali g�upiego lodu...
On za� mia� zamra�ark�. A w niej dwie uci�te, gadaj�ce g�owy. Znowu zachichota�.
Niepotrzebnie zamyka� drzwiczki. Staro�ytne napisy twierdzi�y, �e g�owy mo�na
by�o budzi� i pyta� raz na trzy miesi�ce ksi�ycowe. Musia� zatem poczeka�, cho�
czasu ani pieni�dzy nie mia� w nadmiarze.
W sklepieniu rzeczywi�cie zia�a dziura. Dok�adniej - otw�r czworok�tny,
starannie wykuty. Wygl�da� tak, jak m�wi� opis. Wpadaj�ce przez niego blade
�wiat�o dnia istotnie pada�o tylko na wschodni� �cian� grobowca.
Waldeck przejecha� d�oni� po kamiennej p�ycie. Spod palc�w osypa� si� szary
proszek, �lad po ple�ni, kt�ra zdech�a z g�odu na niego�cinnej skale par�
tysi�cy lat temu. Pod spodem dojrza� kolory - resztki barwnik�w! Oczyszcza�
kamie� delikatnymi ruchami, cho� by� tak przej�ty, �e najch�tniej zdrapa�by
nalot paznokciami.
Powoli ods�ania� si� zarys rysunku ludzkiej g�owy, wok� rozk�ada�y si�
nieczytelne jak na razie symbole. Sam w to jeszcze nie wierzy� - znalaz�
pozosta�o�ci polichromii pokrywaj�cej wielk� p�askorze�b�. Zajmowa�a ca�� �cian�
grobowca. Dok�adnie tak, jak w opowie�ci.
- Bingo - szepn��.
Wyszed� z kurhanu korytarzem, wy�o�onym kamiennymi p�ytami, z kt�rych ka�da
wa�y�a tony. Megalityczna per�a, nawet je�li bra� pod uwag� naszpikowany
podobnymi klejnotami P�wysep Pirenejski. W trzewiach tego grobowca i najwy�szy
koszykarz �wiata czu�by si� jak ubogi krewny mr�wki. Po to w�a�nie wznie�li go
bezimienni barbarzy�cy - u st�p tronu Wielkiej Bogini cz�owiek powinien czu� si�
ziarnkiem piasku startym na py�.
Na zewn�trz odetchn�� mro�nym powietrzem. Troch� si� uspokoi�, mimo to nadal
rozgl�da� si� jak �cigany zwierz - prze�ladowany chorobliwym l�kiem, �e kto�
mo�e mu ukra�� zdobycz. Sprz�tn�� sprzed nosa JEGO odkrycie.
Bo mia� wreszcie SWOJE odkrycie! �eb Karbagi Gzula Engiego, uwi�zionego w lodzie
ksi�cia, a w�a�ciwie naczelnika kilku wiosek, m�wi� prawd�. I, na szcz�cie
wskazany przez Karbag� kurhan zachowa� si� w znakomitym stanie. Nie zosta�
spl�drowany przez staro�ytnych rabusi�w ani wsp�czesnych zaopatrzeniowc�w
nadlema�skich dom�w aukcyjnych. Chroni�o go przed zach�annym ludzkim wzrokiem
po�o�enie w niedost�pnym rejonie skalnych turni, gdzie nawet owce nie mia�yby co
je��.
Pochowano w nim w�adc� po��czonych plemion, kt�ry panowa�, wedle s��w Karbagi,
od g�r a� do morza - zapewne od Pirenej�w po Zatok� Biskajsk�. Monumentalny gr�b
wznoszono siedem lat. Najzdolniejsi ze �wi�tych artyst�w ozdobili wn�trze
p�askorze�bami i malunkami. W�a�nie ze wzgl�du na nie archeolog zdecydowa� si�
sprawdzi� akurat ten kurhan. Nigdy dot�d nie natrafiono na budowl� megalityczn�
z zachowanymi, cho�by fragmentarycznie, naturalnymi kolorami polichromii! Nawet
na Malcie, skarbnicy pradawnych �wi�ty�, pr�no by ich szuka�.
Jednak i fragmenty wystarcz�, by po �wiatku prehistoryk�w rozszed� si� huczek.
Rzuci si� stado s�p�w z najznamienitszych uniwersytet�w, by opracowa� je
fizycznie, chemicznie, archeologicznie, stylistycznie. A dla niego, dla odkrywcy
- wyjazdy, zaproszenia, odczyty...
I nast�pne, jeszcze wspanialsze znaleziska! Wzni�s� piersi�wk� ku niebu. Zdrowie
Hod�y Zina Laribi!
Pomy�le�, �e gdyby nie przypadek i szalona opowie�� umieraj�cego starca, do dzi�
sprawdza�by dziesi�tki nic nie znacz�cych doniesie� z maroka�skiej g�uszy. A�
sko�czy�by na g�odowej emeryturze... Kiedy� nawiedza�y go takie wizje. Wiedzia�
ju�, �e si� nie spe�ni�.
Po dw�ch tygodniach wr�ci� do kurhanu ze sprz�tem i robotnikami. Poniewa� by�
archeologiem, w dodatku z wieloletnim sta�em w renomowanej instytucji, miejscowy
konserwator zabytk�w nie robi� trudno�ci z wystawieniem koncesji na wykopaliska.
"No, malutki - pomy�la� Hugo staj�c u podn�a kurhanu. - Nie zawied� mnie". Na
sprz�t i op�acenie ludzi wyda� reszt� got�wki z po�yczki bankowej. Ale teraz
pieni�dze same si� znajd�, �ci�gnie je waga odkrycia. Tak� mia� nadziej�. A
wieczorami, podczas rozm�w z W�drowniczkiem, zyskiwa� nawet pewno��.
- Witaj, czego pragniesz? Czy masz dar?
Waldeck nie mia� poj�cia, o co chodzi z tym darem, dlatego ignorowa� natarczywe
pytanie.
Indagowa� g�owy przeczesuj�c jednocze�nie pok�j w poszukiwaniu pods�uchu. By�
przekonany, �e kto� go �ledzi, chce wydrze� tajemnic�, odebra� przysz�� s�aw�,
zniszczy� karier�! Nawet w toalecie mia� wra�enie, �e jest podgl�dany.
Nie znalaz� pluskwy, wi�c sprawdzi� rolety w oknach. Zas�oni�te. Potem zamyka� i
otwiera� zamki u drzwi, dla pewno�ci, �e nikt ich nie sforsuje. Nie widzia� we
w�asnym zachowaniu niczego dziwnego. Co innego lekarz - przynudza� o
zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych! M�drala i konowa�, Waldeck wi�cej do niego
nie poszed�. Jeszcze raz obejrza� zamki i dopiero wtedy wr�ci� do przerwanej
rozmowy z g�owami.
Pojedynek srebrnego Szale�stwa z Pych� zako�czy� si� wspania�ym zwyci�stwem
z�otych. W efekcie samotny gracz m�g� zastawi� pionami swych ulubie�c�w kilka
czerwonych p�l Schod�w Nagrody. Po�owa sukcesu.
Jednak co� go irytowa�o. Zajmowa� pola, zbija� wrogie piony i figury, ale nie
potrafi� przeprowadzi� operacji okr��enia srebrnych. Przecie� je�li ich nie
wyt�ucze do nogi, nie rozegra nast�pnej partii! I nigdy nie zostanie obudzony ze
snu, nie zasi�dzie przy Stole Marze�. Planszy G�upc�w, jak kiedy� - kiedy, nie
pami�ta� - j� nazywano.
Zdecydowa� si� na ryzykowny ruch - z�oty pion Zysk nie by� wprawdzie silny, ale
przy w�a�ciwym ustawieniu m�g� wiele zdzia�a�. W tej cz�ci partii przesta�o si�
liczy� pi�kno posuni�� - musia� teraz zbija� wroga, �eby z�oci nabierali mocy,
�eby �wiecili w�asnym blaskiem.
�eby �wiecili tak mocno, jak niegdy� on sam... Dlaczego wci�� prze�ladowa�o go
wra�enie, �e gdy wali� si� mu si� na g�ow� strop �wi�tyni, by� pos�giem?
Dziwaczna my�l.
B�ysk jupiter�w, oklaski, sale nabite lud�mi pragn�cymi go zobaczy� i wys�ucha�,
pieni�dze nap�ywaj�ce z dziesi�tek fundacji i instytucji badawczych,
podpisywanie czek�w i um�w, zam�wienia naukowych opracowa� znalezisk...
Nie s�dzi�, �e s�awa potrafi tak m�czy�... Cho� mo�e s�owo "s�awa" by�o
nieadekwatne. Znano Waldecka jedynie w gronie archeologicznym, i to mu na razie
wystarcza�o. Wprawdzie kilka razy pokaza� si� w telewizji, lecz g�upota
wi�kszo�ci dziennikarzy zniech�ca�a go do medi�w.
Po dalszych dw�ch latach fascynuj�cych odkry� zacz�to o nim m�wi� jako o
najwi�kszym szcz�ciarzu w dziejach archeologii. Drugim Schliemannie. Kto�
raczy� przypomnie�, �e jest potomkiem Fryderyka von Waldecka - nie tylko
prekursora majologii, ale i najd�u�ej �yj�cego archeologa. Praszczur Hugona w
pe�nym zdrowiu doci�gn�� do 110 lat, �ycie zako�czy� nie w ��ku, a pod ko�ami
paryskiej doro�ki, gdy zagapi� si� na zgrabn� pann�. Hugo u�mia� si� z artyku�u
opowiadaj�cego, �e przyjaciele hrabiego, Majowie, porwali jego cia�o z grobu,
uwie�li do Ameryki i tajemnymi praktykami sprawili, by nigdy si� nie roz�o�y�o.
Pono� te� d�ugie �ycie von Waldecka mia�o by� efektem czar�w dziewcz�t z
Palenque, gustuj�cych w towarzystwie awanturnika. W�r�d Maj�w nadal mieli
mieszka� jego potomkowie z nieprawego �o�a... "S�u�ka Hiper�wiadomo�ci", pismo
dla pa� o aspiracjach ezoterycznych, wyprowadzi�o tez�, �e Hugo to nowe
wcielenie starego hrabiego, wci�� niesytego odkry� i s�awy.
Po Kurhanie Malowide�, jak przyj�o si� nazywa� pierwsz� stacj� w drodze
Waldecka do s�awy, przysz�a pora na rozleg�e hypogeum - podziemny, wykuty w
skale labirynt, s�u��cy w czasach Karbagi jako �wi�te centrum wr�biarskie. Mer
pobliskiego Gavarnie, kt�rego hotel i restauracja zarabia�y na turystach
ci�gn�cych do hypogeum, nada� archeologowi honorowe obywatelstwo miasteczka.
Potem by�a najstarsza i, niestety, prawie ca�kowicie zniszczona twierdza
megalityczna P�wyspu Iberyjskiego, kt�rej w�adcy panowali nad znajduj�cymi si�
w g��bi l�du kopalniami miedzi i z�ota. Dla dziennikarzy najwa�niejszy okaza�
si� nie stan zabytk�w, a odnalezienie w podziemiach fortu
kilkunastokilogramowego skarbu z�otych i srebrnych naczy�, ozd�b a nawet
przygotowanych zawczasu dla jakiego� kr�la masek po�miertnych. Biedak,
zniszczyli mu twierdz�, nim zdo�a� spokojnie umrze� i zosta� pochowany, jak
przysta�o na w�adc�.
P�niej przysz�a pora na zalane morzem cmentarzysko tholos�w - kr�lewskich
grobowc�w. Tu wprawdzie z�ota nie znalaz�, ale dziennikarze przyzwyczaili si�
ci�gn�� za Hugo jak s�py za �atwym �upem. Karbaga zdawa� si� niewyczerpanym
�r�d�em informacji.
Hugo rozumia�, �e dobra passa nie mo�e trwa� wiecznie. W ko�cu wyczerpie si�
lista miejsc godnych uwagi, o kt�rych wie ksi���. Dlatego za trzy miesi�ce
wyci�gnie z niego co� konkretnego o od dawna zapowiadanej przez Karbag�
rewelacji, tajemnicy tajemnic. Odkryciu, kt�re unie�miertelni nazwisko rodu
Waldeck�w.
W ci�gu ostatnich lat Hugo sta� si� te� ca�kiem niez�ym znawc� tifinagh. Ale
dopiero niedawno u�wiadomi� sobie, po co tak usilnie stara� si� pozna� pismo
dawnych Tuareg�w - wci�� prze�ladowa�y go s�owa, wypowiedziane przez Abdula
przed �mierci�. �e jego przek�ad jest niedok�adny i raczej niepe�ny. Nadesz�a
pora sprawdzi�, co Abdul przeoczy�.
- Niech ci� szlag! - wrzasn�� rozw�cieczony, trzaskaj�c drzwiczkami
zamra�alnika.
I tym razem nie zdo�a� wyci�gn�� z ksi�cia wszystkiego. Karbaga oci�ga� si� z
wyja�nieniami, co dziwi�o i denerwowa�o Waldecka - bo, zgodnie z tekstem z
jaskini, powinien wyjawi� to, czego ��da� pytaj�cy!
- W miejscu tym wielki kr�l ukry� skarby. Skarby niezwyk�e, zza wielkiego morza,
z l�du, gdzie w gor�cych, mokrych od ci�g�ego deszczu lasach mieszkaj� koty
wi�ksze od wilk�w i w�e d�ugie na krok�w pi�tna�cie...
Zaczyna�o si� wspaniale, ale poza wst�pem, s�owa Karbagi nie nios�y �adnej
tre�ci! Jakby ksi��� droczy� si�, odwlekaj�c moment wyjawienia tajemnicy.
A mog�o chodzi� o skarby przywiezione z d�ungli Afryki albo Ameryki! Oba
przypuszczenia r�wnie fascynuj�ce, cho� Hugo wola� wierzy�, �e mowa o Ameryce.
Gdyby udowodni�, �e przed tysi�cleciami korzystano z po��czenia mi�dzy Starym a
Nowym �wiatem, wszed�by w poczet luminarzy nauki! Znanym nie tylko specjalistom
czy nawiedzonym czytelniczkom pism o pseudomagii. Musi przedtem zmusi� Karbag�
do wyjawienia miejsca, gdzie "�w wielki kr�l ukry� skarby". Nast�pne d�ugie trzy
miesi�ce.
Impreza kosztowa�a diabelnie du�o, ale sponsor�w Waldecka sta� by�o na wielkie
rzeczy. Wy�o�yli g�r� kasy, bo s�usznie w�szyli zyski. Zg�osi�o si� trzyna�cie
stacji telewizyjnych z Ameryki i Europy gotowych transmitowa� otwarcie wystawy.
- Wszystko gotowe, Manuel? - spyta� Hugo zwierzchnika india�skich robotnik�w.
- Si, senor, prawie ko�czymy.
Archeolog u�miechn�� si� ni to do nadzorcy, ni to do w�asnych my�li. Dobrze
zaplanowa� miejsce imprezy. Ruiny Dzibilchaltun, najwi�kszego i jednego z
najstarszych miast Maj�w. Ponad czterysta kamiennych budowli, wznoszonych i
przebudowywanych przez trzy tysi�ce lat. Metropolia, odkopana tylko w kilkunastu
procentach, rozrzucona na wielu dziesi�tkach kilometr�w kwadratowych, dawa�a
odpowiedni oddech i g��bi� panoramicznym kamerom. Widok b�dzie znakomity.
Kamienne �wi�tynie na tle drapie�nej, deszczowej selvy w oprawie soczystej,
rozbuchanej d�ungli. Cywilizacja wyrastaj�ca wprost z przyrody. Hugo u�miecha�
si� na my�l o pseudoliterackich komentarzach, jakie b�d� towarzyszy�
sprawozdaniom. R�d Waldeck�w po latach wraca� do krainy Maj�w, aby odda� cze��
ich kulturze - media uwielbia�y kicz.
W centrum miasta, na dw�ch g��wnych placach antycznej metropolii, robotnicy
ustawiali pomniejszone rekonstrukcje, najs�awniejszych megalitycznych budowli.
Stonehenge i St� Kupc�w dziwacznie wygl�da�y obok �wi�tyni Siedmiu Pos��k�w i
cenote Xlacah. �enuj�ca parada blichtru, obliczona nie na rozbudzenie w ludziach
zainteresowania archeologi�, lecz wy�udzenie pieni�dzy od naiwniak�w,
przyzwyczajonych do popkultury i jankeskiego stylu.
- Wspania�e, senor, prawda? - Manuel kr��y� za nim krok w krok.
Waldeck kiwn�� g�ow�. Ten drobny gest wystarczy� - Indianin osi�gn�� pe�ni�
szcz�cia. Pobieg� do swoich, zapewne przekaza�, �e szef jest zadowolony.
Istnia� dodatkowy pow�d, dla kt�rego Hugo nak�ania� inwestor�w do wsparcia
paranaukowej wystawy europejskich megalit�w akurat w Ameryce. Przygotowywa�
grunt do odkrycia, kt�rym udowodni kontakty transoceaniczne sprzed 4-5 tysi�cy
lat. Wtedy ani chybi ludzie okrzykn� organizatora wystawy w Dzibilchaltun
"prorokiem". A w ka�dym razie - "badaczem o genialnej intuicji". Zaczyna� ju�
wierzy� w te, niewypowiedziane jeszcze, s�owa. A skoro on wierzy, uwierz� i
inni. To kwestia czasu.
Wyb�r Dzibilchaltun te� nie by� przypadkowy - korzenie miasta mog�y si�ga�
czas�w, kiedy po oceanie p�ywa�y statki, przewo��ce ameryka�ski obsydian w
zamian za... Znowu si� zagalopowa�. Cho� kiedy b�dzie ju� trzyma� w gar�ci
konkrety, prawda mo�e si� okaza� bardziej fascynuj�ca od roje� o istnieniu
Atlantydy.
Po k�pieli zasiad� do lekkiej kolacji, zabra� si� te� za poprawianie ostatnich
akapit�w t�umaczenia Abdula. Im g��biej zanurza� si� w tekst, tym wi�cej
znajdowa� pomy�ek.
Gor�cy i wilgotny poranek zasta� Waldecka wci�� �l�cz�cego nad papierami. Komary
omal nie zjad�y go �ywcem. Juan, india�ski s�u��cy, w�a�nie wsta� z hamaka. Ze
zdumieniem patrzy� na pana.
- Senor... Tak nie mo�na! Nie spa� pan, a wieczorem wielu go�ci, wielkie �wi�to!
- Zamknij si� - burkn�� Hugo. - P�d� do pilota i ka� mu si� zbiera�. Lec� do
Meridy!
- Senor, a co z wystaw� i fiest�?!
Hugo nie us�ysza� pytania. My�la�, jaka� spotka go kara za to, �e nigdy nie
przynosi� dar�w.
W samolocie linii Merida-Meksyk-Madryt siedzia� niczym mumia, nie odpowiedzia�
nawet na pytanie, jakie chce trunki i czy zje obiad.
Przez ostatnie lata zachowywa� si� niczym napaleniec rzucaj�cy si� na rajcuj�c�
go babk� - dzia�a� zbyt pospiesznie. Powinien zacz�� od spokojnej gry wst�pnej,
od t�umaczenia i poprawiania tego, co spieprzy� Abdul. Mo�e wcze�niej
zrozumia�by, gdzie tkwi pu�apka.
Zatrzyma� przechodz�c� stewardes�.
- Czy ja wygl�dam na szale�ca? - spyta� nieswoim g�osem.
Wzruszy�a ramionami. Zreszt�, nie oczekiwa� odpowiedzi.
Dwie przecznice od domu kupi� gazet�. Na trzeciej stronie natrafi� na artykulik
"Brak pr�du cd.": "Nadal trwa szacowanie szk�d wyrz�dzonych przez wielogodzinn�
awari� w dostawie pr�du do dzielnic: Salamanca, Chamberi..."
Przyspieszy� kroku, pobieg�. Potr�ci� staruszk�, po czym skl�� j� na czym �wiat
stoi. Przy wej�ciu do willi na pilocie wystuka� kod dezaktywuj�cy alarm.
Szcz�liwie z�odzieje, kt�rzy buszowali po okolicy podczas awarii, nie zdo�ali
przebrn�� przez niezale�ne od centralnego systemu tradycyjne zamki i
zabezpieczenia.
Ale nie to by�o najwa�niejsze.
Zamra�arka!
Podchodz�c do niej, ju� wiedzia� - wyk�adzina w ca�ym pokoju by�a mokra - mimo
to wci�� si� �udzi�.
Z wn�trza buchn�� okropny fetor. Jego g�owy... umar�y. �ycie wyciek�o z nich
ponownie, tym razem definitywnie. Bakterie zrobi�y swoje z wcze�niej obumar��
tkank�, a cho� p�niej l�d zn�w sku� wn�trze zamra�arki, by�o za p�no.
Waldeck m�wi� do g�owy Sycylijczyka, zaklina� j� i obiecywa�, �e od dzi� nie
zabraknie jej dar�w, byle tylko przem�wi�a. Ale nie przem�wi�a.
Cisn�� �mierdz�cy czerep w k�t pomieszczenia i teraz ksi�cia zacz�� b�aga� o
lito��. Rozp�aka� si�, kiedy zrozumia�, �e to koniec.
- Wy sukinsyny - szlocha�. - Ten wasz dar! Tylko na nim wam zale�a�o, tak? Co,
my�leli�cie, �e dobrowolnie oddam wam w�asne oko, jak kiedy� Jednoocy? Jest XXI
wiek! Fanatycy gnie�d�� si� tylko na Uralu... A w og�le, po choler� wam moje
oko?! �ap�wkarze pieprzeni!
Zamilk�.
- Wiem - podj�� po chwili. - Ukarali�cie mnie! Ale czy musieli�cie przy tym
zniszczy� samych siebie?! To nielogiczne! To nieekonomiczne!
Naraz opanowa�a go inna my�l - przecie� zna rytua�, mo�e zamrozi� g�ow� kogo�
innego! Ale co to da? Co mog� wiedzie� o ukrytych skarbach i zabytkach Smithowie
czy Kowalscy? Nie interesowa�y go nowinki z dyskotek w Kuala Lumpur ani Irkucku.
Sk�d wzi�� g�ow� cz�owieka z dawnych wiek�w? Lodowy ksi��� by� wyj�tkiem, a
wysuszone egipskie mumie nie nadawa�y si�.
Dzibilchaltun. Rozpocz�a si� tam - bez jego udzia�u - wielka gala. Sztuczne
ognie strzelaj� w niebo, z ogromnych kopu� wyskakuj� zespo�y rockowe i gwiazdy
koszyk�wki, na ruchomych platformach przesuwaj� si� rekonstrukcje megalit�w.
Ruszaj� w tan na wp� nagie czirliderki, psy zaczynaj� �piewa�, a z nieba spada
deszcz r�nokolorowych p�atk�w z dwunastu milion�w kwiat�w.
Sponsorzy, u�miechaj�c si� do kamer, w duszy kln�, �e Hugo wsi�k�. Cyrk bez
g��wnej ma�py. A kiedy jeszcze wyjdzie na jaw, �e nie dojdzie do tak szumnie
zapowiadanego odkrycia stulecia... Ca�kowite bankructwo. Przegra�, i to bez
klasy. Hrabia von Waldeck przewraca si� w grobie.
Sm�tnie spogl�da� na spustoszenie, jakie poczyni� na planszy. Zn�w wygra�.
Srebrnym zosta�y tylko dwa Szcz�liwe Trafy, a to s�abe piony, bo kiepskie w
walce. W�a�ciwie, nie zapami�ta� ich z jakichkolwiek akcji. Nawet broni� si� nie
potrafi�y. Zap�dzi� je w Ostatni R�g. Stamt�d nie mo�na si� by�o wydosta�.
�wiadczy�a o tym sama nazwa.
Powinien by� spokojny, do pogromu zosta�y dwa, trzy ruchy. Ale nie by�. Dra�ni�o
go dziwne przeczucie, �e mo�e przegra�! �e z�oci na zawsze utrac� blask i nie
b�d� w stanie przetrwa� do nast�pnej rozgrywki. �e zostanie wtedy zupe�nie sam w
tej ciemnej norze. Przera�a�o go to bardziej ni� wizja wal�cej si� na g�ow�
�wi�tyni.
Jeden ze srebrnych pion�w Szcz�liwego Trafu nag�ym skokiem przesun�� si� o trzy
pola ku �rodkowi planszy, ku czerwonym Schodom.
Gracz zamar�. Ani figury, ani tym bardziej piony nie mog�y porusza� si� SAME.
Przynajmniej KIEDY� tak by�o.
KIEDY� by� chyba bogiem. Nie pami�ta� nawet tego.
�piesznie wraca� z paryskiego cmentarza Pere Lachaise.
Ciemn� noc� kaza� dw�m oprychom otworzy� krypt� hrabiego Fryderyka. By�a pusta.
Zahartowane w mrocznych �owach hieny cmentarne uciek�y w pop�ochu, gdy Hugo
ogarn�� atak �miechu.
Najbli�szy lot do Villahermosa z przesiadk� w Meksyku mia� za trzy godziny.
Z Villahermosa dwa kroki do Palenque. Musi tylko odszuka� cia�o pradziadka.
Czu�, �e dogada si� z hrabi� w p� s�owa. Bez dar�w. Mo�e spotka te� paru
krewnych.
W samolocie zastanowi� si� jeszcze raz, tym razem na zimno, cho� przy ciep�ym
posi�ku, do czego Szepcz�cym potrzebne by�y oczy. Znajdowa� tylko jedn�
odpowied� - do niczego im nie by�y potrzebne. Liczy� si� tylko sam fakt
OBDAROWANIA. R�wnie dobrze m�g� da� im kosmyk w�os�w czy obci�te paznokcie. Albo
ulubion� tali� kart.
Nie tkwi�a w tym ni krztyna NORMALNEJ logiki. Przynajmniej jak dla niego,
nowoczesnego cz�owieka.
listopad 1999, Warszawa