3030

Szczegóły
Tytuł 3030
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3030 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3030 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3030 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRZEJ DRZEWI�SKI ZABAWA W STRZELANEGO CZ�OWIEKIEM JESTEM... �wiat�o w tym pomieszczeniu mia�o za za danie tylko rozja�nia� ciemno�ci. �aden z m�czyzn nie widzia� dok�adnie twarzy drugiego. - S�dz�, �e ta karta personalna b�dzie odpowiada� pa�skim wymaganiom - rzek� ni�szy, wyci�gaj�c ze schowka bia�� tekturk�. Tamten nie odezwa� si� ani s�owem, tylko stan�� pod lamp�. - Tomasz Jonge: wiek (28 lat), wzrost (182 cm), waga (75 kg), stan cywilny (kawaler), inteligencja (120 ren), wykszta�cenie (wy�sze politechniczne, in�. budowlany), zami�owania (kibic sportowy, tenis, literatura), polityka (brak czynnego zaanga�owania, tendencje lewicuj�ce), s�u�ba wojskowa (kurs p�roczny w oddzia�ach desantowych, zwolniony po stwierdzeniu astmy), �ycie intymne (nieregularne, brak sta�ej partnerki)... Cz�owiek jeszcze chwil� studiowa� kart�, by w ko�cu krzywi�c twarz w namiastce u�miechu, rzec: - Zgoda! Mniejszy z ukontentowania a� zatar� r�ce, co nie przeszkodzi�o mu naturalnie pochwyci� zgrabnie zwitka banknot�w Gdy drzwi zamkn�y si� za wychodz�cym, pocz�� liczy� papierki. By� czwartek i jak co tydzie� wraca�em do domu dobrze po godzinie dziesi�tej. Zamkn��em drzwi wyj�ciowe automatycznie szukaj�c wy��cznika. By� tam gdzie zawsze, ale mimo kilkakrotnego naciskania, �wiat�o nie zapali�o si�. Wzruszy�em ramionami, t�umi�c atawistyczny l�k przed ciemno�ci�. Id�c ju� na g�r� zastanawia�em si�, czy w bocznych korytarzach m�g�by si� kto� czai�. Mieszkam na czwartym pi�trze i, bior�c pod uwag� brak windy, mia�em troch� czasu na rozmy�lania. Przyznaj�, �e lubi� si� emocjonowa� wytworami w�asnej wyobra�ni i b�d�c na trzecim pi�trze mia�em okazj� upewni� si�, jak daleko �ycie wyprzedza nawet naj�mielsze oczekiwania. Przekona� mnie o tym dwumetrowy facet, kt�ry z zadziwiaj�c� wpraw� wynurzy� si� z cienia i chwyci� mnie w p�. Zrobi� to tak sprytnie, �e r�ce mia�em unieruchomione na wysoko�ci �okcia. Jego obezw�adniaj�cy u�cisk, jak i fakt, �e uprzednio nawet jednym d�wi�kiem nie zdradzi� swojej obecno�ci, wskazywa� na dobrego fachowca. A ja? No c�, zrobi�em jedyn� rzecz, jak� mog�em zrobi�. Z ca�ej si�y nadepn��em tam, gdzie spodziewa�em si� znale�� jego stop�. J�k upewni� mnie, �e si� nie pomyli�em. Niestety - nie drgn�� ani o cal, tak �e zacz��em pow�tpiewa� w to, co wypisuj� w samouczkach technik obronnych. Dalsze moje rozmy�lania przerwa� bufor lokomotywy, kt�ra wyjecha�a z ciemnego korytarza. Trafi� dok�adnie w miejsce, kt�re zyska�o nazw� splotu s�onecznego. Gdy otwiera�em usta do bezd�wi�cznego krzyku, lokomotywa, kt�ra okaza�a si� drugim dwumetrowym facetem przycisn�a mi do twarzy tampon z zimn� ciecz�. Mo�na mi wierzy� b�d� nie, ale mimo i� wiedzia�em, �e nie powinienem teraz oddycha�, uczyni�em to. Rzeczywi�cie, zgodnie z opisami, plamy, kt�re ujrza�em przed omdleniem, by�y okr�g�e i czerwone. Pierwsz� my�l�, kt�ra si� pojawi�a, by�o stwierdzenie, �e jest mi mi�kko i niewygodnie. To chwilowe rozkojarzenie zaraz ust�pi�o miejsca md�o�ciom i odr�twieniu. Dopiero po chwili zorientowa�em si�, �e le�� w ciemno�ciach, maj�c oczy ju� otwarte. Przejecha�em kilkakrotnie d�oni� po pod�odze, wyr�czaj�c w zamiataniu dozorc�, zanim pewniej mog�em si� oprze� na r�kach. Chwil� si� zastanowi�em i wyci�gaj�c wnioski si�gn��em do kieszeni. Wnioski okaza�y si� s�uszne, gdy� kiesze� by�a pusta. Nie wiedzia�em, czy �mia� si�, czy p�aka�. Bandziory zrobi�y tak pi�kny napad, a musia�y si� zadowoli� n�dzn� dwudziestk�, gdy� prawie wszystkie wolne pieni�dze wp�aci�em rano do banku. Chocia�, znaj�c swojego pecha, wcale bym si� nie zdziwi�, je�liby bank r�wnie� okradziono. Snuj�c takie nieweso�e my�li, wsta�em i lekko zgi�ty podku�tyka�em pi�tro wy�ej. Na klatce schodowej ca�y czas wr�cz dzwoni�a cisza nie przerywana, o dziwo, �adnymi g�osami mieszka�c�w, �e nie wspomn� o wiecznie rycz�cych telewizorach. Klucze, kt�re zawsze nosz� w lewej kieszeni spodni, znalaz�em w prawej kieszeni marynarki. Nie zastanawiaj�c si� nad tym otworzy�em zamek drzwi. �wiat�o w przedpokoju doda�o mi otuchy. Zamkn��em drzwi i opieraj�c si� o �eberka kaloryfera, spojrza�em na zegarek. Najwyra�niej mia�em na dzisiaj przewidzian� du�� dawk� emocji, gdy� by�o na nim kwadrans po czwartej. Zanim wykr�ci�em numer "zegarynki", zd��y�em sobie pogratulowa� faktu posiadania taniego czasomierza, kt�ry nie wzbudzi� po��dania w bandziorach. M�wi�ca z ta�my pa nienka, m�g�bym przysi�c, �e mia�a zaspany g�os, gdy duka�a: czwarta dwadzie�cia, czwarta dwadzie�cia... Zastanawiaj�c si�, przysiad�em na krze�le. Wygl�da�o, �e ponad pi�� godzin le�a�em nieprzytomny na klatce, a nikt z lokator�w nie zwr�ci� na mnie uwagi, By�o to o tyle dziwne, �e niezauwa�enie mnie przez kogo�, kto przechodzi� korytarzem by�o fizyczn� niemo�liwo�ci�, gdy� stanowi�em wypuk�o�� stanowczo przewy�szaj�c� wysoko�� przeci�tnego stopnia schod�w. Poza tym, znaj�c wi�kszo�� s�siad�w, m�g�bym zar�czy�, �e ka�dy z nich, najpierw wszelkimi dost�pnymi �rodkami, nie wy��czaj�c syreny stra�ackiej i kastaniet�w raczej przywo�a�by na klatk� reszt� wsp�mieszka�c�w ni� udzieli� mi pomocy. Chocia�, mo�e troch� przesadzam, gdy� s�dz�, �e po p� godzinie przygl�dania si� mojej osobie, kto� z widz�w wezwa�by jednak pogotowie i policj�. Po przeanalizowaniu tej my�li stwierdzi�em, �e najrozs�dniejsz� rzecz�, jak� zrobi� b�dzie p�j�cie spa�. �ciel�c tapczan upewni�em si�, �e z mieszkania nic nie zgin�o. A mog�o, gdy� klucze w ubraniu by�y przek�adane przez tych osobnik�w. - Mo�e nie chcia�o im si� wchodzi� wy�ej - pomy�la�em w chwili, gdy zasypia�em. Nast�pne dwa dni min�y spokojnie. Nawet nie z�o�y�em meldunku w komisariacie, wychodz�c z za�o�enia, �e co najwy�ej dadz� mi do ogl�dania z setk� zakazanych fizjonomii. Ja za� o moich napastnikach wiedzia�em tylko tyle, �e s� p�ci m�skiej. Naturalnie, je�li prawdziwe jest za�o�enie, �e dwumetrowe kobiety nie czaj� si� po klatkach schodowych. Dzie� trzeci by� niedziel�. Chyba na przek�r cotygodniowemu lenistwu, jakie nachodzi�o mnie w ten dzie�, postanowi�em zrobi� w domu ma�e porz�dki. Po stwierdzeniu, �e pastowanie pod�ogi i odkurzanie ksi��ek napawaj� mnie szczer� niech�ci�, postanowi�em naprawi� oberwany kilka dni temu karnisz. Ze �rubokr�tem w z�bach wdrapa�em si� na parapet Kiedy przykr�ci�em �rub� i mia�em zamiar przypi�� zas�on� do oberwanej "�abki", przypomnia�em sobie, mam nietypowy parapet. Stolarz, kt�ry go montowa� musia� przepada� za secesj�, gdy� deska po bokach mia�a zaokr�glone i uci�te ko�ce. Nic wi�c dziwnego, �e na jednym z nich obsun�a si� moja stopa. Jako �e pok�j nie przejawia� anomalii grawitacyjnej, zupe�nie prawid�owo zwali�em si� na pod�og�. Pr�bowa�em jeszcze chwyci� si� klamki, ale zaskoczony uczyni�em to r�k�, w kt�rej dzier�y�em �rubokr�t. Pod�oga nie okaza�a si� tak solidn�, na jak� wygl�da�a, gdy� kilka klepek wyskoczy�o z parkietu pod moim ci�arem... Kln�c na czym �wiat stoi, rozmasowywa�em sobie st�uczony bok i nie tylko. Mimochodem zdziwi�em si�, �e s�siedzi z do�u nie reaguj� na rumor, kt�rego by�em sprawc�. Co prawda istnia�a mo�liwo��, �e w czasie upadku urwa� si� im �yrandol i pogrzeba� ca�� rodzin�, ale mia�em nadziej�, �e si� myl�. Wymy�laj�c podobne niedorzeczno�ci, obserwowa�em z poziomu pod�ogi co�, co dynda�o na prawej ramie okiennej Zapominaj�c o st�uczeniach wsta�em, aby si� temu przyjrze� z bliska. By�a to �rubka, a konkretniej jej fragment wisz�cy na dw�ch cienkich drucikach. Rzut oka wzd�u� framugi wyja�ni� wszystko. Spadaj�c ze �rubokr�tem w r�ce przejecha�em nim po drewnie, �wiadczy�a o ty d�uga, bia�a rysa i wyrwa�em �rubk�. Ogl�da�em jednak zbyt du�o film�w sensacyjnych, aby w�tpi� w jej przeznaczenie. Nie mia�em jednak poj�cia, kto m�g�by za�o�y� moim mieszkaniu aparatur� pods�uchow� - bo i po co? Aby rozwia� w�tpliwo�ci wyj��em szafki c��ki i obci��em ow� �rubk�. Z racji zawodu mia�em pod r�k� troch� narz�dzi i bez specjalnych trudno�ci zdj��em imitacj� �ebka. Kry� on ma�� spiralk� i co�, co przypomina�o mikroskopijn� puszeczk�, jednym s�owem mikrofon. Chwil� medytowa�em nad tym, ale nic konstruktywnego nie przychodzi�o mi do g�owy. Zreszt� kto wie, mo�e bym co� wymy�li�, gdybym nie us�ysza� niecierpliwego dzwonka u drzwi. Odruchowo przykry�em narz�dzia serwet�. Czytaj�c swojego czasu najprzer�niejsze poradniki samoobrony doszed�em do przekonania �e najbardziej zaskakuj�cym ciosem jest tzw. "prosty". W przeciwie�stwie od uderzenia sierpowego nie powoduje on nawet minimalnej utraty r�wnowagi bij�cego i pozwala na b�yskawiczne cofni�cie zadaj�cej cios d�oni. Jednocze�nie szybko�� wyprowadzenia ciosu utrudnia znacznym stopniu jak�kolwiek zas�on�. Takie w�a�nie uderzenie zada� mi w podbr�dek facet, kt�rego ujrza�em po otwarciu drzwi. Tylko dla formalno�ci dodam, �e mia� on dwa metry wzrostu. Nast�pn� rzecz�, jak� zrobi�em, to zdziwi�em si�, sk�d w drzwiach pojawi� si� m�j w�asny tapczan. Dopiero po chwili u�wiadomi�em sobie, �e to nie tapczan, ale mnie w�a�nie przeniesiono do pokoju. Le�a�em z g�ow� wci�ni�t� mi�dzy oparcie a por�cz i jak ka�dy, kto dosta� po buzi, mia�em chwilowe uczucie b�ogo�ci. Sko�czy�o si� ono na tyle wcze�nie, aby us�ysze� g�os jednego z go�ci - Sprawa jasna. Nasz ciekawski znalaz� to czego nie powinien. Faceci stali przy stole, ogl�daj�c roz�o�one na serwecie akcesoria. Przygl�da�em si� im spod przymru�onych powiek, maj�c nadziej�, �e to tylko ma�e nieporozumienie towarzyskie. Wydawa�o mi si�, �e je�eli b�d� grzeczny, to p�jd� sobie. Lecz spotka� mnie zaw�d i po raz pierwszy w �yciu przekona�em si�, �e ciotka Leonia mia�a racj�, twierdz�c, �e wod� w wazonie z kwiatami nale�y zmienia� co najmniej raz dziennie. Za� ta, kt�r� mi wylano na g�ow� mia�a ju� tydzie� i bukiet zapach�w z wyra�n� dominacj� smrodu. Z si�� godn� pozazdroszczenia zosta�em nast�pnie szarpni�ty za w�osy. Jako �e by�em do nich szczeg�lnie przywi�zany, chc�c nie chc�c, przyj��em pozycj� siedz�c�. Zdziwi�em si� jeszcze, �e wcale nie czuj� strachu w tej nierealnej sytuacji. To co si� dzia�o, sprawia�o na mnie wra�enie filmu sensacyjnego, w kt�rego fabu�� przypadkiem si� zapl�ta�em. - Jak zdr�weczko? - zaszemra� ciep�o blondyn. - Wspaniale - odpar�em troch� be�kotliwie. - Czy m�g�bym wiedzie� czemu zawdzi�czam wizyt�? - Dziubek - st�kn�� �w, wbijaj�c mi sw�j palec pod brod� - regu�y gry s� takie: my pytamy, a ty odpowiadasz. A jak nie, to ci urw� �eb wraz z p�ucami. Rozumiesz? - dla zaakcentowania wbi� mi paznokie� jeszcze na dwa centymetry. - �wietny dowcip - wyj�cza�em, czuj�c jak mnie nachodzi czarny humor. - Przypomnij mi go p�niej, bo teraz trudno mi si� �mia�. Blondyn zarechota� i manifestuj�c swoje uczucia wbi� paznokie� jeszcze g��biej. - Zostaw go - dobieg�o gdzie� z boku. - Nie mo�emy go nawet troch� uszkodzi�. By�bym przysi�g�, �e ujrza�em w oczach blondyna roz�alenie, ale pos�usznie pu�ci� moj� g�ow�. Drugi facet by� r�wnie ros�y, jedynie nos szpeci�o mu typowe dla bokser�w efektowne sp�aszczenie. Moj� uwag� zwr�ci� fakt, �e ca�y czas bawi� si� dwiema pa�kami lekko zgrubia�ymi na ko�cach. By�y po��czone kr�tkim, wytartym rzemieniem. Z literatury wiedzia�em, �e jedno uderzenie nunchaku, gdy� tak� nazw� to nosi�o, mo�e praktycznie pozbawi� ofiar� g�owy. O takim drobiazgu, �e �w przyrz�dzik �wietnie �amie r�ce b�d� nogi, nawet nie wspomnia�em. - Panie Jonge - s�ysz�c to spojrza�em wy�ej na twarz boksera - to co teraz robimy nie jest nasz� spraw�, gdy� mamy swoich pracodawc�w. Chocia�bym chcia�, nie mog� panu powiedzie�, jaki jest cel naszej roboty. Mamy pana st�d zabra� i zawie�� w nam znane miejsce. Co b�dzie dalej, to ju� nie nasza sprawa. Kazano nam przekaza�, �e je�li nie b�dzie pan stawia� oporu, to nic si� panu nie stanie. Rozumie pan? - mia� g�os genialnie pasuj�cy do twarzy, twardy i beznami�tny. Znacz�co odwr�ci�em g�ow� w kierunku blondyna. - To si� nie powt�rzy - powiedzia� bokser z naciskiem. - Za� teraz b�dziemy czeka�. Aha... my wiemy, �e mia� pan p�roczny kurs w "beretach" i radz� na to nie liczy�. Wzruszy�em ramionami. Musz� przyzna�, �e ten ton troch� mnie uspokoi�. Na tyle �e przesta�em si� ba�, i� zat�uk� mnie tu, na miejscu. Mog�em nadal zachowywa� stoicki spok�j. Tak wi�c, nie sprzeciwia�em si�, gdy za�o�ono mi plaster na usta i kajdanki na nogi. Zrobiono to tak sprytnie, �e zrozumia�em i� w najbli�szym czasie wszelka pr�ba ucieczki, b�d� alarmu jest bezcelowa. Pozosta�o mi tylko obserwowa�, jak kretyn blondyn przewraca moje ksi��ki i czasopisma naukowe, szukaj�c pornografii. Chyba troch� si� zaczerwieni�em, gdy znalaz� je w dolnej szufladzie biurka i z min� znawcy pocz�� studiowa� pisemka. Zmierzch zapad� wtedy, kiedy jeszcze chwila, a zacz��bym wy� mimo plastra na twarzy. Siedzia�em z nimi ju� sze�� godzin i ani razu nie dali mi cho� cienia nadziei na ucieczk�. Prowadz�c mnie do toalety dok�adnie sprawdzili pomieszczenie. Zagl�dali nawet do muszli. Jedyn� atrakcj�, jak� mi pozostawili, by�y akrobatyczne ewolucje, jakie wykonywa� nunchaku bokser. Gdy min�a godzina dziewi�ta, wywnioskowa�em, �e rych�o opuszcz� mieszkanie. Blondyn �ci�gn�� mi z ust plaster. Uda�em, �e nie zauwa�am, i� robi to nadzwyczaj wolno. Gdy rozpi�� kajdanki, odezwa� si� bokser: - Min�a dziewi�ta, wi�c idziemy. Prosz� zachowywa� si� spokojnie i jak m�wi�em, nic wtedy panu si� nie stanie. Blondyn �cisn�� mnie tak, �e ju� mog�em sobie pogratulowa� jutrzejszych siniak�w. Po zgaszeniu �wiat�a, bokser zatrzyma� nas przy drzwiach. - Je�eli spotkamy kogokolwiek i pan jakim� s�owem czy gestem zwr�ci jego uwag�, to zar�czam, �e b�d� zmuszony zabi� tamtego cz�owieka. Je�li ma pan zamiar szafowa� czyim� �yciem, to prosz� si� awanturowa�. Chocia� r�cz�, �e i tak doprowadzimy pana na miejsce. Dzisiejszego dnia jeszcze �aden z nich nie chwali� si� pistoletem, ale rura, kt�ra d�gn�a mnie w nos, wynagrodzi�a wszystkie rozczarowania. Pos�usznie obr�ci�em si� i wyszed�em na korytarz. Stara�em si� skuli� w sobie i co chwil� rzuca�em trwo�liwe spojrzenie. Zgodnie z oczekiwaniami pocz�tkowy ucisk na bicepsie lekko zel�a�. Gdy min�li�my drugie pi�tro, odetchn��em z ulg�. Wiecznie uchylonego okna na pode�cie nadal nikt nie naprawi�. By�a wi�c szansa, �e moje ca�odzienne rozmy�lania nie p�jd� na marne. Dochodz�c do okna lekko zwolni�em. - Och... zapomnia�em szkie�, - m�j g�os musia� przypomina� j�k Niobe. Zatrzymali�my si�. - Co si� sta�o? - spyta� bokser, rozgl�daj�c si� czujnie. - Nie wzi��em moich szkie� kontaktowych i �le widz� - szepn��em. - To mi b�dzie przeszkadza�. - Wcze�niej nie m�g� pan sobie przypomnie�? - Zapomnia�em - odpar�em rozbrajaj�co. Musia� uwierzy�, gdy� spyta� �agodniej: - Gdzie pan je ma? - w biurku. Pierwsza szuflada od g�ry, po lewej stronie, w g��bi. - Dobra - rzuci�, a potem jeszcze doda� blondynowi - pilnuj go! Ryzyko by�o niedu�e, gdy� w biurku rzeczywi�cie mia�em szk�a kontaktowe i okulary, kt�re zostawi�a jedna z dziewczyn. Pierwotnie chcia�em m�wi� o okularach, ale brak wg��bie� na nosie m�g� mnie zdradzi�. Gdy bokser znikn�� za zakr�tem schod�w, odwr�ci�em si� w stron� blondyna. Ci�gle trzymaj�c moje rami�, opar� si� drug� r�k� o framug�. Patrz�c na jego g�b� zro- zumia�em co mia� na my�li jeden z moich ulubionych autor�w opisuj�c antypatycznego typa. - Co! Mo�e chcemy nawia�? - spyta� z nadziej� w g�osie. S�ysz�c stuk otwieranych u g�ry drzwi, u�miechn��em si� szeroko. - Jak najbardziej. W�a�nie teraz. - Ci inteligenci zawsze maj� fajne gadki - zarechota� kontent. Zdziwi�em si� jakim cudem do tej pory nie zauwa�y�em, �e jego palce opieraj� si� o szczelin� ramy okiennej, tu� przy zawiasach. Jeszcze ciekawszy by� fakt, �e on to r�wnie� odkry�, ale moment p�niej od mnie. Woln� r�k� z ca�ej si�y szarpn��em do siebie okno, przy trzaskuj�� mu ko�ce palc�w. Jego ryk zag�uszy� stukot but�w o parapet. Ju� spadaj�c zd��y�em dostrzec krew, kt�ra trysn�a spod paznokci na szyb�. Mimo �e by�o ciemno, dok�adnie wiedzia�em na czym wyl�duj�. Tydzie� temu solidnie zruga�em dozorc�, �e jeszcze nie uprz�tn�� tej ha�dy piasku przy �cianie naszego domu. Teraz, gdy zary�em si� w nim po kolana, got�w by�em dozorc� nazywa� dobroczy�c�. Powalony si�� upadku przeturla�em si� na bok i prawie na czworakach przebieg�em do k�py krzak�w rosn�cych przy p�ocie. Gdy spojrza�em za siebie, ujrza�em dwie ciemne sylwetki na tle okna, z kt�rego salwowa�em si� ucieczk�. Moment i okno by�o puste. Pogo� ruszy�a. Element zaskoczenia zosta� wykorzystany, teraz liczy�a si� tylko szybko�� i szcz�cie. - Bo�e! Jak najszybciej na policj�, bo ja mam ju� do�� tej przygody - pomy�la�em, przyk�adaj�c twarz do pr�t�w p�otu. Ulica by�a cicha. Odbi�em si� i przewin��em nad ogrodzeniem. Obok nast�pnego bloku sta� w�z bez w��czonych �wiate� postojowych. To mog�o sugerowa�, �e facet, kt�rego sylwetk� wi-dzia�em przez tyln� szyb�, zatrzyma� si� tylko na chwil�. Podbieg�em kilka krok�w, i niby przypadkiem schyli�em si� do buta, aby zobaczy� jego twarz. Spojrza� oboj�tnie i dalej �mi� papierosa. Z ty�u jeszcze nikogo nie by�o wida�. Drzwiczki otworzy�em mo�e odrobin� za gwa�townie, Facet obr�ci� zaintrygowany g�ow�. - Czy m�g�by mnie pan zawie�� na policj�? - stara�em si� uspokoi� oddech. - Prosz� si� nie obawia�, a dla mnie to bardzo wa�ne. Wyszczerzy� z�by. - Ale� naturalnie - m�wi�c przekr�ci� kluczyk.- Prosz� siada�. Wi�kszo�� woz�w ameryka�skich ma automatyczn� skrzynk� bieg�w, ale zdarzaj� si� wyjatki. Przy automacie wystarczy tylko przesun�� r�czk� i ju� si� jedzie. Za� przy wozach europejskich trzeba zdrowo si� namacha� dr��kiem. Dlatego, obr�cony do ty�u, nie zwraca�em uwagi na osobliwe gmeranie faceta gdzie� przy pod�odze wozu. A szkoda. Mo�e w innym wypadku nie da�bym sobie wepchn�� w pachwin� lufy czego� diabelnie du�ego. - Prosz� si� nie rusza� - gdy m�wi�, z ty�u s�ycha� by�o odg�os szybkich krok�w. - Ju� do�� narobi� pan k�opot�w. Za nami trzasn�y drzwiczki. - Ten skurwys... - g�os boksera, jak�e teraz �ywy, nagle umilk�. - Sam pan przyszed�. To �adnie, bardzo �adnie - jego zdolno�ci do zmiany usposobienia by�y i�cie kameleonowe. Odr�twia�y siedzia�em nie odwracaj�c nawet g�owy. Kompletne fiasko! Dopiero teraz u�wiadomi�em sobie groz� mego po�o�enia i zacz��em si� ba�. Blondyn przywo�any gwizdem, j�cz�c wgramoli� si� na tylne siedzenie. - Ty skurwielu - j�cza� li��c zgniecione palce - ja ci jeszcze poka��. - Zamknij si�, Kent - uci�� bezosobowo bokser. - Jeste� idiot� i masz za swoje. J�czenie zag�uszy� silnik. Ruszyli�my. - Gdzie strzykawka? - spyta� kierowcy bokser. Gdy mu j� podawa�, po�o�y�em dr��c� r�k� na klamce. - Je�li b�dziesz chcia� mi wbi�, to wyskocz� w biegu - krzykn��em, ale s�dz�c z reakcji boksera mog�em sobie oszcz�dzi� energii. - Drzwi s� zablokowane, a poza tym zd��� ci� og�uszy� i dopiero wtedy wstrzykn� �rodek - jak�e wspaniale rzeczowy by� ten g�os. Poda�em rami�. Z zadziwiaj�c� wpraw� wbi� ig�� wprost w arteri�. Blondyn z ty�u zd��y� jeszcze bluzn��. Jednym z najdurniejszych przes�d�w jest ten, �e ka�dy sen wywo�any narkotykiem, jest pe�en majacze�. Bzdura! �rodek, kt�ry mi zaaplikowano sprawi�, �e omdlenie przysz�o b�yskawicznie, abym potem r�wnie szybko odzyska�em �wiadomo��. Le�a�em na czym� w rodzaju kozetki. By�a twarda jak suchary dietetyczne. Kolor, kt�ry dominowa� po otwarciu oczu by� biel�. Pomieszczenie za� wygl�da�o na wn�trze szpitala czy jakiej� innej instytucji zajmuj�cej si� chwalebn� czynno�ci� przed�u�ania b�d� skracania �ycia ludzkiego. Rozejrza�em si� wok� i nie zauwa�y�em czyjejkolwiek obecno�ci. Mru��c oczy od jasnego �wiat�a unios�em si� na �okciu. Faktycznie, mia�em racj�, �e poza mn� nikogo tu nie ma. Dowcip by� w tym, �e mnie by�o dw�ch. Zbyt dobrze zna�em swoj� twarz, aby w�tpi�, �e cz�owiek le��cy obok na le�ance jest mn�. Ostro�nie opu�ci�em nogi na pod�og�, co przypomnia�o mi, �e patrz�c na drzwi nie nale�y wchodzi� w stoj�cy na pod�odze nocnik. Uwolni�em si� od tego naczynia i rozprostowuj�c ko�ci stwierdzi�em, �e jestem w dobrej kondycji. Oszo�omienie min�o bez �ladu, a narkotyk, dzia�aj�c ubocznie, wyzwoli� mnie z uczucia l�ku. Zn�w by�em got�w dokonywa� bohaterskich czyn�w, a moje prze�ycia ponownie zacz�y wydawa� si� tylko scenami z filmu, w kt�rym akurat gram g��wn� rol�. Strzyg�c uszami zrobi�em krok do mojego sobowt�ra. �y�! Upewni� mnie o tym �askocz�cy ucho oddech. Zmierzy�em puls. Zgodnie z przewidywaniami by� zwolniony. Gwoli �cis�o�ci dodam, �e obydwaj byli�my ubrani w identyczne, p��cienne pid�amy. Szmer, kt�ry dobieg� z korytarza wywo�a� reakcj�, b�d�c� podstaw� do nadania mi przydomka faceta najszybciej k�ad�cego si� na le�ance. Wesz�y dwie osoby. Kiedy stan�y przy drzwiach, zmru�y�em oczy do maksimum. M�czyzna by� �redniego wzrostu. Jego nonszalancki spos�b noszenia broni wskazywa� na nowicjusza. Dziewczyna by�a niska, szczup�a i ca�y czas szczypa�a faceta w rami�. - Masz ich - powiedzia� ten z triumfem godnym Wilhelma Zdobywcy. Dziewczyna na moment przesta�a go szczypa� i przyjrza�a si� naszym twarzom z bliska. Gdy pochyli�a si� nad moj�, stwierdzi�em, �e jej j�zyk jest irytuj�cy. - Kt�ry z nich jest robotem? - chcia�a wiedzie�. S�ysz�c to, o ma�o nie spad�em na pod�og�. - M�wi�em ci, durna kobieto... - zacz�� facet, ale przerwa� pokwikuj�c, gdy� dziewczyna ponownie go uszczypn�a. - M�wi�em ci, �e to nie jest robot, tylko samoprogramuj�ce si� urz�dzenie z praktycznie nieograniczon� mo�liwo�ci� adaptacji - s�dz�c z tonacji, sam nie wiedzia�, co m�wi�, jednak palcem wyra�nie wskazywa� na mego sobowt�ra. W napi�ciu ch�on��em jego s�owa. - Jajog�owi zbudowali to urz�dzenie i aby si� przekona� ile jest warte, postanowili jako program da� mu pami�� i cechy osobowe przeci�tnego osobnika. - Ja ci dam przeci�tnego, kanalio - pomy�la�em w duchu. Facet nie mia� okazji tego s�ysze�, wi�c kontynuowa�: - Potem zbudowali imitacj� cz�owieka i zamiast m�zgu wepchali mu to urz�dzenie. Twierdzili, �e je�li zamieni� cz�owieka na robota, to ten nie b�dzie mia� nawet "zielonego poj�cia", �e jest automatem, gdy� b�dzie mia� pami�� tego cz�owieka. Fajny numer. No nie?! Dziewczyna uszczypn�a go ponownie, tym razem w ucho. - Nast�pnie chcieli obserwowa� tego robota i patrze�, czy b�dzie si� zachowywa� normalnie. To jest tak samo, jak dot�d zachowywa� si� cz�owiek, kt�rego mia� udawa�. Gdyby tak by�o, to mogliby twierdzi�, ze skonstruowali idealnego robota, kt�ry dor�wna� swemu tw�rcy. Goryle z do�u m�wi�y mi, �e w mieszkaniu tego go�cia zamontowano ca�� aparatur� pods�uchow�. Najpierw za jej pomoc� mogli dok�adnie sprawdzi�, jak zachowuje si� prawdziwy facet, a p�niej upewni� si�, czy robot robi to samo. - A jak chcieli ich zamieni�? - g�os dziewczyny by� irytuj�co piskliwy. - Czy to takie trudne? - facet najwyra�niej by� wszechwiedz�cy. - Dadz� temu prawdziwemu w �eb, b�d� go u�pi� i przywioz� do kliniki. Jajog�owi na podstawie jego pami�ci zaprogramuj� robota i podsun� go na miejsce cz�owieka. Przecie� nikt, nawet sam robot si� nie kapnie, �e jest robotem. Potem, gdy wszystko b�dzie w porz�dku, wezm� robota, a faceta wypuszcz�. Dadz� mu co� w �ap� za milczenie a zreszt� i tak nikt mu nie uwierzy, gdy� jajog�owi, Jak twierdz�, s� w fazie eksperymentalnej i na razie nie chc� nic publikowa�. Dziewczyna najwyra�niej mia�a do�� gadania, gdy� mla�ni�cie przerwa�o oracj� faceta. Nietrudno si� domy�li�, �e ten poca�unek nie nosi� nawet pozor�w nie�mia�o�ci. Ja za� ca�y czas musia�em udawa� mumi� Tutenchamona. - Chod�, odprowadz� ci� do schod�w - rzek� lekko zasapany facet. - Tylko pami�taj! Nikomu ani s�owa - zd��y� doda� przed kolejnym mla�ni�ciem. W ko�cu wyszed� z wisz�c� u ramienia dziewczyn�. Zeskoczy�em na pod�og�. - Wspania�a robota - pomy�la�em, g�adz�c sobowt�ra po ciep�ym policzku, ale ,nie by�o czasu na zachwyty. - Ja wam poka��, sukinsyny, babra� si� w mojej g�owie - szepta�em szukaj�c czego� ci�kiego. Facet musia� zn�w czule si� �egna�, gdy� zd��y�em wzi�� z biurka przycisk do papier�w i wdrapa� si� na swoje �o�e. Le��c, opu�ci�em obydwie nogi, aby sprawia�y wra�enie, �e same zsun�y si� z le�anki. Zaszokowany now� wiadomo�ci� nie analizowa�em jej. Mia�em jeden zamiar: uciec i odszuka� mojego przyjaciela dziennikarza, z kt�rym co� wymy�limy na tych spryciarzy. Facet wszed� do pokoju, dalej bawi�c si� broni�. Zgodnie z oczekiwaniami, widok moich zwisaj�cych n�g pobudzi� go do dzia�ania. Podszed� i zastanawiaj�c si� chwil�, co zrobi� z pistoletem,, po�o�y� go na ceracie. Gdy z�apa� mnie w kostkach, ukryty dot�d w d�oni przycisk zatoczy� �uk i wyr�n�� typa nad uchem. S�dz�, �e nawet pos�uguj�c si� workiem z piaskiem, nie osi�gn��bym lepszego efektu. Faceta zdmuchn�o! Nads�uchiwa�em ale ci, kt�rzy wpakowali mnie w t� histori� jeszcze nie nadchodzili. �ci�gn��em z nieszcz�nika spodnie i koszul�, mimo �e by�y troch� za ma�e. Jednak zawijaj�c kuse r�kawy mia�em pewno��, �e teraz nie rzucam si� zbytnio w oczy. Zostawi�em za sob� pok�j wraz z sobowt�rem i par� ow�osionych �ydek, wystaj�cych spod le�anki. Korytarz by� s�abo o�wietlony, ale mnie to w zupe�no�ci wystarcza�o. Cicho, na koniuszkach palc�w przebieg�em w jego drugi koniec i wyjrza�em przez okno. Oko�o pi�tnastu metr�w dziel�cych od betonowego podjazdu odebra�o ch�� na powt�rzenie poprzedniego numeru. Min��em g��wne schody i po kilku metrach natrafi�em na zapasowe. Jak dot�d szcz�cie mi dopisywa�o, gdy� nie natkn��em si� na �ywego ducha. Zbieg�em pi�� pi�ter w tempie godnym pozazdroszczenia. Na dole by�y jakie� pomieszczenia gospodarcze. Zagubi�em si� w nich i kl��em w duchu, gdy� lada moment mogli odkry� moj� ucieczk�. Mia�em co prawda zaufanie do plastra, kt�rym zakneblowa�em typa, ale pami�ta�em jeszcze z kursu, �e wi�zy z pid�amy mo�na rozwi�za� ju� po kilku minutach szamotania. Nagle za jednym z zakr�t�w natkn��em si� na drzwi wyj�ciowe. Zape�nia�o je dw�ch osobnik�w nios�cych w koszu stert� brudnej bielizny. Otwarty ty� furgonetki wyja�nia� spraw�. Kucn��em za tekturowym pud�em, dzi�kuj�c w duchu mamie, �e nie urodzi�a mnie wy�szym. Gdy typy wr�ci�y z pustym koszem, wykorzystuj�c ich znikni�cie w bocznych drzwiach, cichutko podbieg�em do furgonetki i b�yskawicznie przysypa�em si� bielizna. W sam� por�, gdy� k�ad�c na twarzy ostatni� pow�oczk�, mia�em okazj� zobaczy�, jak powracaj� z kolejnym koszem. Kilka nast�pnych porcji brud�w starannie ukry�o mnie przed niepo��danym wzrokiem. Ratuj�c si� przed uduszeniem, r�ce musia�em bez przerwy trzyma� z�o�one nad twarz�. I niech kto� powie, �e do smrodu mo�na si� po kilku minutach przyzwyczai�. Od�r przepoconych szmat by� makabryczny i tylko �wiadomo��, �e je�li zwymiotuj�, to automatycznie udusz� si�, ratowa�a mnie od torsji. Po chwili drzwi z ty�u trzasn�y i samoch�d ruszy�. Furgonetka tak trz�s�a, �e zacz��em j� podejrzewa� o kwadratowe k�ka. Tylko opatrzno�ci mog� zawdzi�cza� fakt, �e si� nie odkry�em, gdy� po kilkunastu sekundach samoch�d z jazgotem zahamowa�. Ja za� stara�em si� nawet nie my�le�, gdy� szelest moich my�li m�g� zdradzi� mnie przed blondynem, kt�rego g�osu z pewno�ci� nie mog�em pomyli� z �adnym innym. - ... na pewno nie ma tu nikogo? - us�ysza�em zaraz po �oskocie otwieranych drzwi. - Ale� na pewno - t�umaczy� si� zniecierpliwiony typ. - Sami uk�adali�my te �achy. - Wy to nazywacie uk�adaniem - parskn�� blondyn gmeraj�c w po�cieli. Mimo i� by�em wi�cej ni� pewien, �e robi to tylko jedn� r�k�, to do spotkania z ni� nie mia�em najmniejszej ochoty. S�dz�c po s�owach blondyna musiano odkry� ucieczk�, gdy� on dok�adnie wiedzia� czego szuka. Znaj�c za� mentalno�� tych typ�w, by�bym przysi�g�, �e jest got�w odj�� sobie p� �ycia za przyjemno�� wybicia mi z�b�w. W takiej sytuacji zawsze mo�na powiedzie�, �e ofiara stawia�a op�r. - Panie! Na �sm� musimy by� w pralni, bo p�niej b�dzie cholerna kolejka - typ znacz�co b�bni� palcami po dachu wozu. - A do miasta kawa�ek drogi. W�a�nie w tej chwili blondyn pocz�� penetrowa� m�j k�t. Pogoniony s�owami pu�ci� szmaty i zatrzasn�� drzwi nie wiedz�c, �e to, co ostatnie trzyma�, by�o moj� nogawk�. Jeszcze moment duszenia si� i w�z ruszy�. Bez wzgl�du na wszystko odrzuci�em po�ciel. Niech jeszcze gdzie� przeczytam, �e temperatura ludzkiego cia�a wynosi 36,6 stopnia Celsjusza. Ciesz�c si� wzgl�dn� swobod�, jecha�em tak kilka minut. Po chwili przysz�o mi do g�owy, �e gdyby typy po otwarciu furgonetki ujrza�y m�j rozanielony pysk, to mog�yby si� zdenerwowa�. Kawa�ek, kt�ry mieli do miasta, m�g� oznacza� r�wnie dobrze kwadrans, jak i godzin� jazdy. Kucn��em i upewniwszy si�. �e samoch�d jedzie r�wno, otworzy�em drzwiczki. W�os a� mi si� zje�y� na g�owie, na widok umykaj�cego spod k� asfaltu. Jednak w perspektywie drogi, ograniczonej wysokopiennym lasem, nic nie jecha�o. W blasku poranka pobocze sprawia�o w miar� zach�caj�ce wra�enie, je�li przy szybko�ci siedemdziesi�ciu kilometr�w na godzin� cokolwiek mo�e wygl�da� zach�caj�co. Wiatr wyrywaj�c mi drzwi przyspieszy� decyzj�. Odepchn��em ich lewe skrzyd�o i skoczy�em w bok, staraj�c si� chroni� r�kami g�ow�. Na moment przed uderzeniem wyci�gn�lem je jednak odruchowo przed siebie. �omot, co� trzasn�o mi w d�oni i cisza. Cisza i spok�j lasu o poranku. Furgonetka powiewaj�c drzwiczkami, nikn�a w oddali. Spojrza�em na r�k�. Co� z palcami by�o nie w porz�dku, ale b�l nie by� na tyle silny, abym mia� zareagowa�. Og�upia�y upadkiem wsta�em i pok�usowa�em w las; byle dalej od szosy. Pierwsze uderzenie upewni�o mnie o fa�szywo�ci przys�owia, �e im dalej w las, tym wi�cej drzew. By�o ich wsz�dzie tyle samo, to znaczy za du�o. Sko�owany uderzeniami, pl�ta�em si� w krzakach, a niskie ga��zie ci�y mnie po twarzy. Niestety, wyci�gni�te r�ce by�y tylko prowizoryczn�. os�on�. R�wnie� wychodzi�y na jaw wszystkie moje zaleg�o�ci biegowe, co obwieszcza�em �wiatu g�o�nym sapaniem. Ga��zie zewsz�d smaga�y po ciele, a drzewa podk�ada�y ca�e chmary korzeni. Mimo tego, do�� szybko porusza�em si� naprz�d. Nagle bez �adnego ostrze�enia las si� sko�czy� przechodz�c w w�ski pasek trawy i asfalt. Inna szosa, a kilkana�cie metr�w dalej stacja benzynowa. W�a�nie gaszono jej neon. Pochyli�em si� dysz�c. Gdy puls spad� do normalnego, zacz��em wytrzepywa� z ubrania i w�os�w tysi�ce ma�ych igie�ek. Przy okazji w tylnej kieszeni spodni znalaz�em setk�. Ucieszony poca�owa�em prezydenta w czo�o. Przyjrza�em si� jeszcze sobie chc�c sprawdzi�, czy wygl�dam na go�cia, kt�remu na drodze zepsu� si� samoch�d. Nie mia�em zamiaru opowiada� pracownikom stacji o moich prze�yciach. Chyba odruch sprawi�, �e podnios�em uszkodzon� przy upadku r�k� do oczu. Okre�lenie, �e dosta�em m�otkiem po g�owie, by�o w tej chwili zbyt delikatne. To by� du�y kafar, Kt�ry zwali� mi si� na ni�, niszcz�c ca�y m�j �wiat. - Pomyli� si�! - za�mia�em si� spazmatycznie, opadaj�c na traw�. - Ten idiota nas pomyli�! Ma�y palec mia�em p�kni�ty na wysoko�ci pierwszego zgi�cia. Nie z�amany, ale w�a�nie p�kni�ty. Ze szczeliny wystawa�y plastykowe nici, za� dalej za nimi metalicznie pob�yskiwa�a ko��. Wok� niej kilka kropel zasch�o na kolor czerwony. Zbyt czerwony jak na krew. - Jestem robotem - wymamrota�em, kiwaj�c si� w kucki. - Jestem robotem... Godzin� p�niej z�apa�em na stacji faceta, kt�ry zgodzi� si� podwie�� mnie kawa�ek. Pojechali�my w drug� stron� ni� moje miasto, a ja ci�gle si� zastanawia�em, czy mo�na mnie wy��czy�. Uszkodzon� d�o� �ciska�em w kieszeni. Poca�owa�em Betty w ucho, unikaj�c jej z�b�w. Wariatka ta mia�a du�� frajd�, gdy gryz�a mnie w nos. - Zaczekaj tu grzecznie. Ja zaraz wr�c� i p�jdziemy do domciu - powiedzia�em, lubie�nie mru��c oko. Roze�mia�a si� gard�owo i ci�gle �ypi�c na mnie filuternie uda�a, �e zag��bia si� w lekturze. Poszed�em do budki, pobrz�kuj�c bilonem. Rozmowy mi�dzymiastowe zawsze zmuszaj� do noszenia z�omu. R�ka, kt�r� podnios�em s�uchawk� mia�a ma�y palec owini�ty plastrem. Numer zna�em na pami��. - S�ucham. Instytut Parksona - g�os by� odleg�y, lecz czysto brzmi�cy. - Prosz� z doktorem Parksonem - z trudem wypowiedzia�em nazwisko. - Przykro mi, ale jest nieobecny - rzuci�a panienka jeden ze slogan�w z "Poradnika sekretarki". - Ja wiem, �e on jest i �e oczekuje na m�j telefon. Je�li praca pani si� podoba i nie ma pani zamiaru jej zmienia�, to prosz� powiedzie� doktorowi, �e dzwoni jego Tomasz Jonge; podkre�lam: jego Tomasz Jonge - dopiero teraz dopu�ci�em panienk� do g�osu. - Dobrze. Postaram si� - rzuci�a nast�pny slogan. Reakcja by�a natychmiastowa. - Mi�o mi, �e pan zadzwoni� - dobieg� st�umiony g�os. M�g�bym zar�czy�, �e jego w�a�ciciel akurat wyciera spocone czo�o. - Pan wie, �e ja wiem... - zacz��em, - Tak panie Tomaszu. Ciesz� si�, �e w�a�nie na mnie pan trafi�, a nie na kt�rego� ze wsp�lnik�w. Czu�em, �e jest bardzo zm�czony. - Wi�c nie b�dzie mi pan ubli�a� od zbuntowanych robot�w? - by�em lekko zdziwiony. - Robot�w? Sk�d�e, przecie� pan nie jest robotem tylko cz�owiekiem. Domy�lam si�, �e tej nocy, gdy pan od nas uciek�, s�ysza� pan rozmow� Kamila i jego dziewczyny. - Kamil? - zacz��em, ale kojarzenie zadzia�a�o. - To ten co mnie pilnowa�? - Tak. - S�ysza�em. - Tak s�dzi�em. To dobrze, �e nie musz� wszystkiego t�umaczy�. Wiemy obydwaj, �e ca�y pa�ski uk�ad nerwowy jest wiern� kopi� systemu cz�owieka. Czy to naprawd� takie wa�ne, czy tworzy go bia�ko, czy pewien zwi�zek chemiczny? - Dziwi� si�, �e pan to m�wi - wtr�ci�em. - Hmm - westchn�� ze smutkiem - wi�kszo�� pieni�dzy, jakie mieli�my posz�a, prosz� wybaczy�, na skonstruowanie pa�skiego cia�a. Nie mo�emy bez pana prowadzi� dalszych bada�, a na powt�rny eksperyment nie mamy pieni�dzy. Za� jedyny dow�d naszego sukcesu uciek�, czuj�c si� cz�owiekiem. Nie myl� si� chyba? - Nie - patrzy�em zamy�lony jak monety, jedna za drug� wpadaj� w otw�r. - Ale nie �a�uj� tego, w przeciwie�stwie do moich wsp�lnik�w. Ponad wszelk� w�tpliwo�� udowodni�em, �e potrafi� stworzy� istot� rozumn�. Aha... Pan zdaje sobie spraw�, �e poza uk�adem nerwowym, ca�a reszta pa�skiego cia�a dzia�a na innej ni� u cz�owieka zasadzie. - Tak. Zauwa�y�em, �e mog� si� oby� bez jedzenia i wody. S�dz�, �e moje cia�o jest doskona�� imitacj� organizmu ludzkiego, to znaczy je�li nie poddam si� prze�wietleniu b�d� innym szczeg�owym badaniom, to nikomu nie przyjdzie do g�owy, �e jestem inny ni� wszyscy. - Tak, i prosz� pami�ta�, �e bateria b�d�ca �r�d�em pa�skiej energii, ma ze wszystkiego najmniejszy okres gwarancji. Tylko trzydzie�ci lat. - Trzydzie�ci lat - powt�rzy�em jak echo i g�o�no si� za�mia�em. - Czy co� si� sta�o? - spyta� zaniepokojony. - Nie, wszystko w porz�dku. W�a�nie si� dowiedzia�em, ile b�d� �y� - m�wi�c, przygl�da�em si� siedz�cej na �awce Betty, kt�ra w�a�nie pokaza�a mi j�zyk. - Zazdroszcz� panu tego, �e przez trzydzie�ci lat b�dzie pan praktycznie nie�miertelny. I tego, �e nie b�dzie si� pan starze� - us�ysza�em jego smutny g�os. - Ale nic... Jak organizm? Dobrze funkcjonuje? - Wspaniale - odpar�em, wrzucaj�c ostatni� porcj� monet. - S�dz�, �e nie ma sensu, abym zag��bia� pana w tajniki jego dzia�ania - spyta�. - Nie! Po co? - odpar�em, my�l�c ju� o czym� innym. - Mog� panu powiedzie�, �e jako m�czyzn� r�wnie �wietnie mnie pan skonstruowa�. Moja dziewczyna nie mo�e si� nachwali�. �miech po drugiej stronie s�uchawki by� lekko za�enowany. - Wydaje mi si�, �e lepiej b�dzie, je�li nie b�dziesz do mnie dzwoni� - mimowolnie przeszed� na "ty". - S�usznie - potwierdzi�em. - Chyba twoi wsp�lnicy mieliby inne zamiary co do mojej osoby? - Tak, Tomaszu. Powiem ci na zako�czenie, �e tw�j bli�niak w rozumie �yje dobrze i nie ma poj�cia o ca�ej historii. - Ciesz� si�! Monety mi si� sko�czy�y, wi�c do widzenia, panie doktorze. - Do widzenia - i szybko doda� - pami�taj, �e ja nie chcia�em takiej formy eksperymentu. - Wiem, Do widzenia - zako�czy�em ciep�o. - Do widzenia! Obydwie s�uchawki jednocze�nie stukn�y o wide�ki. Wyszed�em z budki Po b��kicie nieba snu�o si� kilka ma�ych ob�oczk�w, zapowiadaj�c kolejny gor�cy wiecz�r. Chyba �e przyjdzie wiatr od morza, nios�c wilgotne i ch�odne powietrze. �miej�c si� schwyta�em nadbiegaj�c� Betty w obj�cia. OCALENIE Pierwsza godzina po zachodzie slo�ca Jan w��czy� telewizor. Ukaza�a si� przypudrowana twarz spikera. Tego samego co zawsze, Jak wida� uznali, �e to lepiej wp�ynie na nasz� psychik�, pomy�la�. Spiker chrz�kn�� i starannie dobieraj�c s�owa, zacz�� m�wi�. - "Nadajemy teraz ostatni komunikat o wyprawie ratunkowej majora Bilca. Niestety, zako�czy�a si� ona fiaskiem". Jan poczu� jak w tym momencie czterem miliardom ludzi serce podchodzi do gard�a. On je te� tam mia�. Spiker kontynuowa�: - "Ostatni komunikat informowa�, �e uda�o mu si� wej�� na orbit� parkingow� wok� "Apokalipsy". Potem jeszcze us�yszano strz�py meldunku, �e podchodzi do l�dowania. Od tego czasu min�o sze�� godzin i brak jest jakiejkolwiek ��czno�ci. Mimo utrudnionych przez s�o�ce obserwacji wyra�nie wida�, �e w ci�gu ostatnich godzin bolid nie zmieni� trajektorii lotu. Tak wi�c szans� na unikni�cie zderzenia w tej chwili s� prawie �adne. Nie mo�emy sobie pozwoli� na luksus z�udy! Po co mamy cierpie�? - Spiker wr�cz krzycza�. - Rz�d zaleca� u�ycie pigu�ek. Je�li do tej pory ich nie pobra�e�, id� i uczy� to natychmiast! Ul�ysz sobie i swoim bliskim w cierpieniach. Pami�tajcie, gdyby by� cho� cie� nadziei, trzymaliby�my si� do ko�ca. A tak? Ju� od tygodnia wiadomo, �e bolid uderzy w okolice Morza P�nocnego. Pierwsza p�jdzie fala wodna: zaleje ca�e Wyspy Brytyjskie, Francj�, Niemcy i Skandynawi�. Nast�pna b�dzie fala uderzeniowa, wywo�ana przez eksplozj� bolidu. Eksplozj�, gdy� rozgrzany tarciem bolid w zetkni�ciu z zimn� wod� oceanu na pewno eksploduje. Po tym w ca�ej Europie nie b�dzie ju� nikogo �ywego. Ale to nie wszystko, gdy� jak obliczono, tak du�e pchni�cie wytr�ci nasz glob z r�wnowagi. Ziemia obr�ci si� o du�y k�t w kierunku dzia�ania si�y. Jak zapewne wi�kszo�� si� orientuje, kierunek osi obrotu wzgl�dem uk�adu s�onecznego pozostaje w przestrzeni niezmienny, a wi�c przesun� si� bieguny. Spowoduje to zmian� szeroko�ci geograficznych poszczeg�lnych punkt�w na powierzchni naszego globu. Konsekwencj� tego b�dzie katastrofalna zmiana klimatu. Jednak to nie wszystko, gdy� Ziemia jest elipsoid� powsta�� w wyniku w�asnego ruchu obrotowego. Po przesuni�ciu si� "osi" Ziemi, elipsoida przekrzywi si�. Naturalnie, za jaki� czas ruchy g�rotw�rcze przywr�c� jej pierwotny kszta�t, ale masy wody, kt�re b�d� jeszcze w starej pozycji, uderz� od razu. Zalej� powsta�� wzd�u� nowego r�wnika luk�, chc�c uformowa� si� r�wnomiernie. A to b�dzie ju� nasz koniec! Prosz� wybaczy�, �e m�wi� troch� niedok�adnie, ale to ju� by�o omawiane w publikatorach. Spiker by� zdenerwowany. Co chwil� poprawia� sobie ko�nierzyk. Jego okulary najwyra�niej by�y zapocone. - "A wi�c jeszcze raz powtarzam, za�yjcie pigu�ki. Po nich odchodzi si� szybko, bez cienia b�lu. Nie powtarzajmy historii mamut�w!" - doda� ni w pi��, ni w dziewi��. - Potem podni�s� r�k� do ust i co� szybko prze�kn��. Jana poderwa�o. Ale ju� po chwili wiedzia�, �e tam za szklan� szybk� ten cz�owiek jest martwy. Ekran powlek� si� szaro�ci�. Druga godzina Skrzypn�o krzes�o. Odwr�ci� si�, za nim siedzia�a Beata. - S�ysza�a�, co m�wi�? - spyta�. Skin�a potakuj�co. Po drgaj�cych k�cikach ust wida� by�o, �e ledwo wstrzymuje si� od p�aczu. - U nas b�dzie wtedy pi�ta rano? - spyta�a. Ba� si� tego pytania, ale musia� jej odpowiedzie�. - Tak jak obliczy�em, stanie to si� na par� minut przed �witem - odpowiedzia� nerwowo przygryzaj�c warg�. - A wi�c, to by� nasz ostatni dzie�? - rzuci�a, sam nie wiedzia� do kogo. Milcza�. Podszed� do niej i wzi�� g�ow� w d�onie. Palce delikatnie przesuwa�y si� po w�osach. Przytuli�a si� mocno; za mocno. Uni�s� jej g�ow�. �zy �cieka�y po policzkach i gin�y gdzie� w za�amaniu brody. - Nie p�acz male�ka - powiedzia� cicho - przecie� my tego nie zrobimy. Um�wili�my si�. Prawda? Skin�a g�ow� i pr�bowa�a si� u�miechn��. Schyli� si� i musn�� jej policzek, a potem poca�owa�. - Poczekaj, co� ci poka�� - powiedzia�, id�c w kierunku rega�u z ksi��kami. Chwil� szuka�, a potem wyci�gn�� grube tomisko. Opieraj�c je na kolanie, u�miechn�� si� porozumiewawczo. Ju� nie p�aka�a. W ko�cu najwidoczniej znalaz� to co chcia�, gdy� za�o�y� miejsce palcem i usiad� obok. Patrzy�a z wyczekiwaniem. - Wyobra� sobie, �e to co nas spotyka, ju� kiedy� si� zdarzy�o - zacz�� tonem, jakim opowiada si� bajki. - Znalaz�em taki fragment w "Dialogach" Platona. Pos�uchaj, i sama oce�. Skanduj�c, zacz�� czyta�: ... Pisma nasze m�wi�, jak wielk� niegdy� pa�stwo wasze z�ama�o pot�g�... Sz�a z zewn�trz, z Morza Atlantyckiego. Wtedy to morze tam by�o dost�pne dla okr�t�w. Bo mia�o wysp� przed wej�ciem, kt�re wy nazywacie Slupami Heraklesa... Ci, kt�rzy wtedy podr�owali, mieli z niej przej�cie do innych wysp. A z wysp by�a droga do calego l�du, le��cego naprzeciw, kt�ry ogranicza tamto prawdziwe morze... Ot� na tej wyspie, na Atlantydzie, wsta�o wielkie i podziwu godne mocarstwo pod rz�dami kr�l�w, w�adaj�ce nad ca�� wysp� i cz�ciami l�du sta�ego... p�niej przysz�y straszne trz�sienia ziemi i potopy i nadszed� jeden dzie� i jedno noc okropna... wyspa Atlantyda tak samo zanurzy�a si� pod powierzchni� morza i znikn�a... - sko�czy�. - Wi�c jednak to nie wygubi�o ca�ej ludzko�ci? - spyta�a szeptem. - A jak my�lisz? - odpowiedzia�, u�miechaj�c si�. - To dobrze, to bardzo dobrze - m�wi�a - a wi�c mamy szans�. Mamy... Jak dobrze, �e ty tu jeste�. Przytulili si� do siebie i patrzyli na migoc�ce na niebie gwiazdy A on jej opowiada� o Platonie Atlantydzie i ca�y czas my�la� o tym, �e nie maj� �adnej szansy. Trzecia godzina Zegar wybi� p�noc. Jan patrzy� na drzwi, za kt�rymi znikn�a Beata. Posz�a do kuchni, aby zrobi� herbat�. Wiedzia�, �e si� ba�a, ale jednocze�nie wyczuwa�, �e go kocha. Tak jak on j�. Mi�o�� - dziwne uczucie. Przez nie postanowili by� ze sob� do ko�ca. Ale jakiego? Nie chcia�, aby cierpia�a. Jeszcze raz spojrza� odruchowo na kieszonk� koszuli. Wida� by�o w niej plastykowy ro�ek ma�ej torebeczki. Torebeczki z bia��, krystaliczn� substancj�. Nie! Co za g�upie my�li go nachodz�! Za oknem rozleg� si� wrzask. Gwa�townie wsta�, przewracaj�c fotel wyjrza� na d�. Na asfalcie wida� by�o ma�� rozrzucon� sylwetk�, podobn� do rozdeptanej biedronki. Ten jak wida� wola� bardziej manifestacyjnie zako�czy� �ycie. Jeszcze raz przejecha� wzrokiem w d� po elewacji - jedena�cie pi�ter. Rozejrza� si�, prawie wszystkie okna by�y o�wietlone, a tam po prawej stronie, zza gmachu poczty wida� by�e �un�. - Kto to? - us�ysza�, gdy kto� nagle mu zakry� oczy d�o�mi. Dla powagi chwil� si� zastanowi�. - Ty - rzek�. - Zgad�e� - powiedzia�a Beata daj�c mu pstryczka w nos - chod�, co� zjemy. Na stole sta�a taca z kanapkami i dymi�ce fili�anki z herbat�. Mocn� herbat�, tak� jaka oboje najbardziej lubili. Czwarta godzina My�la� d�ugo i ci�ko my�la�. Z zazdro�ci� patrzy� na Beat�. Spa�a z g�ow� na jego kolanach. Jeden pantofel spad� jej i le�a� na dywanie. Cicho oddycha�a. Lekko g�adzi� jej w�osy. Przeni�s� wzrok wy�ej. St� z niedojedzon� kolacj� w ciemno�ciach nabra� monstrualnych kszta�t�w. Jego d�ugi cie�, od smugi �wiat�a z okna, si�ga� a� do przeciwleg�ego k�ta pokoju. Cisza. Czy�by inni ju�...? Domy nadal by�y o�wietlone. Oni jednak woleli siedzie� po ciemku. W k�cie sennie bucza� telewizor. Nadal nic si� nie pojawia�o na ekranie. Czy�by nie mieli ju� spiker�w? A mo�e uznali, �e wszystko si� dope�ni�o? Popatrzy� na ni�. Nie m�g� pozwoli�, aby cierpia�a. Lecz jak on mo�e zrobi� jej co� z�ego? Musi, bo j� kocha. Musi? Tak, dla jej dobra. Przysun�� szklank� z Wod�. Z kieszonki ostro�nie, aby jej nie zbudzi�, wyj�� torebeczk� i wyci�gn�� szew. Proszek szybko si� rozpu�ci�. Podni�s� d�o� ze szklank� i popatrzy� pod �wiat�o. Woda lekko falowa�a, szyderczo wyd�u�aj�c obraz Ksi�yca. A wi�c, tak to wszystko si� sko�czy. Spr�y� si� w sobie i delikatnie postuka� j� w rami�. Beata otworzy�a oczy. - Masz wypij - powiedzia� - dobrze ci to zrobi. - Co to jest? - wychrypia�a, mru��c oczy od �wiat�a Ksi�yca. - Lemoniada - powiedzia� kr�tko, gdy� wiedzia�, �e przy nast�pnym s�owie nie wytrzyma. - Dobrze, jak chcesz - szepn�a, bior�c szklank�. Unios�a si� na �okciu i opieraj�c g�ow� o jego rami� przechyli�a szklank� do ust. Jan zamkn�� oczy. Dopiero, gdy us�ysza� stukot, rozwar� powieki. Tamci mieli racj�, to dzia�a�o b�yskawicznie. Jej r�ka opad�a i hu�ta�a si� rytmicznie nad pod�og�. Szklanka wypuszczona z rozwartych palc�w potoczy�a si� pod otwarte drzwi balkonu. Jeszcze chwil� si� kiwa�a, aby potem znieruchomie�. Jan patrzy� w skupieniu, jakby poza ni� ju� nic go nie interesowa�o. Pi�ta godzina Szklanka dalej le�a�a. Chocia� wydawa�o si�... ale nie, tylko mu si� zdawa�o. Sz�sta godzina Tak, by� pewien. Szklanka si� nie rusza. M�j Bo�e, ona le�y tak samo jak przedtem. Szklanka... Si�dma godzina i ostatnia Odwr�ci� wzrok. Na dworze by� ju� dzie�. Powoli przesun�� g�ow� w kierunku telewizora. Rozche�stany facet ju� od kilkunastu minut wykrzykiwa�: "Uratowani, major Bile, ludzko��, �yjemy, bracia, "Apokalipsa" wysadzona w ostatniej chwili, deszcz meteoryt�w, i jeszcze raz "ludzko��, uratowani..." Popielniczka trafi�a w sam �rodek kineskopu. Obraz p�k� i po chwili wida� by�o tylko tl�ce si� przewody. Wsta� i powoli zacz�� i�� w stron� jasnego kwadratu na �cianie. Ostro�nie, aby nie daj Bo�e si� zbudzi�a, ni�s� jej cia�o na r�kach. Jeszcze krok i wiatr owia� rozpalone czo�o. Schyli� g�ow� i przytuli� do lodowatego policzka. Sk�r� mia�a jak zawsze delikatn� i mi�kk�. S�ycha� by�o nieliczne krzyki i wiwaty. Gdzie�, daleko w g�rze wisia� samotny ptak; wolny i niezale�ny. On jak tamten te� lecia� i tylko kwadraty bruku by�y coraz bli�sze. ZAPOMNIANY PRZEZ LUDZI Przez opary snu dotar� do mego jaki� d�wi�k, kt�ry z ka�d� chwil� zdawa� si� by� coraz gwa�towniejszy. Mia� zamiar go zignorowa� i spa� dalej, gdy nagle u�wiadomi� sobie jego pochodzenie. By� to budzik. Otworzy� oczy i m�g� stwierdzi�, �e si� nie omyli�. Jasny cyferblat szczerzy� wskaz�wki, sugeruj�c godzin� si�dm�. Musia� wstawa�. Aby jak najszybciej wygoni� resztki snu, energicznie odrzuci� ko�dr� i podbieg� do okna. Parkiet ch�odzi� rozgrzane stopy. Na dworze na szcz�cie nie pada�o; powietrze by�o wilgotne i pachnia�o lip�. Wychyli� si� dalej i m�g� dostrzec dwa kundle szale�czo biegn�ce wuk� kub��w na �mieci. Za nim w pokoju trzasn�y drzwi. Uni�s� g�ow�, w dalszym ci�gu przechylaj�c si� za parapet Ujrza� twarz matki; mia�a dziwny wyraz. - Co pan tu robi? - us�ysza�. G�os by� na poz�r stanowczy, ale, znaj�c matk�, wyczu� strach. - Patrz� przez okno, prosz� pani - odpar�, w miar� beztroskim tonem. -Prosz� odpowiedzie�! - krzykn�a histerycznie. Bo zawo�am policj�! Wyprostowa� si� zdziwiony. - O co ci chodzi, mamo? - m�wi�c to, zro-bil krok w jej stron�. - Prosz� si� nie zbli�a�! Nie jestem �adn� pa�sk� mam�! - krzykn�a znowu. - Jeszcze raz pytai�, kim pan jest?! - Mamo, zwariowa�a�? - teraz i w jego g�osie zabrzmia�a histeria. Kobieta zn�w podskoczy�a na d�wi�k s��w "mama", coraz bardziej czerwieniej�c na twarzy. - A wi�c nie chce pan powiedzie�, co robi tutaj o si�dmej rano i to w pid�amie! - zawo�a�a zatrzaskuj�c drzwi. Us�ysza� odg�os przekr�canego klucza w zamku. Przez moment, na tyle d�ugi, �e zd��y�y umilkn�� kroki, sta� niezdecydowany po�rodku pokoju, aby p�niej gwa�townie skoczy� do drzwi. Uderzy� w nie kilkakrotnie pi�ci�. - Mamo, otw�rz! - wo�a�. - O co ci chodzi? Zza drzwi odpowiedzia�y jakie� dalekie szmery i nic wi�cej. Otar� ku�ak ze z�uszczonego lakieru, aby p�niej wolnym ruchem si�gn�� do kieszeni. Mi�kko�� materia�u uprzytomni�a mu fakt, �e jest w pid�amie. Usiad� na ��ku, zdj�� ze stoliczka paczk� papieros�w i stukaj�c palcami w denko, ustami wyj�� jeden z nich. W�a�nie mia� potrze� �epek zapa�ki, gdy us�ysza� odg�os krok�w z korytarza. Odruchowo wsta�. W uchylonych drzwiach ukaza�a si� g�owa Scotta; s�siada z g�ry, dobrodusznego ojca rodziny. Robert mimochodem zauwa�y� pod jego nosem resztki piany po goleniu. Matka najwyra�niej zasta�a go przy porannej toalecie. - No... - zacz�� gro�nie Scott. - Panie Scott - wszed� mu w s�owa Robert - dobrze, �e pan przyszed�. Nie wiem, co si� dzi� dzieje z moj� mam�. Wygl�da jakby mnie nie poznawa�a. Mo�e pan jej... - Zamknij si� pan! - przerwa� Scott. - Sk�d tu si� wzi��e�? Tylko szybko, bo jestem nerwowy! Wed�ug mnie to zwyk�y z�odziej, pani Holmitz - doda� zwracaj�c si� do matki Roberta. Ten sta� z wytrzeszczonymi oczyma i czu�, jak coraz bardziej robi mu si� gor�co. - Czy�cie powariowali? - wyszepta�. - Przecie� ja mieszkam w tym domu od urodzenia, ju� dwadzie�cia lat. A to jest moja matka, przecie� wiem, do cholery, jak ona wygl�da. Pan te� mnie zna od urodzenia. Przesta�cie robi� g�upie kawa�y, gdy� to wcale nie jest dowcipne. Tamci wygl�dali, jakby patrzyli na gro�nego, lecz oryginalnego wariata. - Zreszt�, co ja wygaduj�. Rozejrzyjcie si� po pokoju. Mo�e to was otrze�wi - t�umaczy� nie daj�c za wygran�. - Czyje to s� rzeczy, jak nie moje? Te ksi��ki, zdj�cia, koszule, skarpetki... - miota� si� po pokoju wyci�gaj�c coraz to nowe przedmioty. - Wi�c powiedzcie mi, sk�d to si� tutaj wzi�o, co? Umilk� maj�c nadziej�, �e us�yszy zaraz s�owa: "nie gniewaj si� synku, to tylko �art". Niestety, us�ysza� co� zupe�nie przeciwnego. - Nie wiern sk�d to si� wzi�o. S�dz�, �e pan to przyni�s� w nocy. Ten pok�j by� zawsze... - tu jakby na moment si� zawaha�a, aby doko�czy� - pusty. Kiedy to m�wi�a, jednocze�nie wycofywa�a si� za plecy Scotta. - Niech pan tu zostanie i popilnuje tego cz�owieka - poprosi�a. - Ja wezw� policj�. - Oczywi�cie pani Holmitz - odpowiedzia� s�siad, pozersko opieraj�c si� o futryn�. Matka wysz�a, a sko�owany Robert usiad� na krze�le. Po g�owie zacz�a mu chodzi� jedna my�l, jak uchroni� matk� od zak�adu dla psychicznie chorych, gdy przyjdzie policja. - R