3030
Szczegóły |
Tytuł |
3030 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3030 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3030 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3030 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRZEJ DRZEWI�SKI
ZABAWA W STRZELANEGO
CZ�OWIEKIEM JESTEM...
�wiat�o w tym pomieszczeniu mia�o za za danie tylko rozja�nia� ciemno�ci. �aden
z m�czyzn nie widzia� dok�adnie twarzy drugiego.
- S�dz�, �e ta karta personalna b�dzie odpowiada� pa�skim wymaganiom - rzek�
ni�szy, wyci�gaj�c ze schowka bia�� tekturk�.
Tamten nie odezwa� si� ani s�owem, tylko stan�� pod lamp�.
- Tomasz Jonge: wiek (28 lat), wzrost (182 cm), waga (75 kg), stan cywilny
(kawaler), inteligencja (120 ren), wykszta�cenie (wy�sze politechniczne, in�.
budowlany), zami�owania (kibic sportowy, tenis, literatura), polityka (brak
czynnego zaanga�owania, tendencje lewicuj�ce), s�u�ba wojskowa (kurs p�roczny w
oddzia�ach desantowych, zwolniony po stwierdzeniu astmy), �ycie intymne
(nieregularne, brak sta�ej partnerki)...
Cz�owiek jeszcze chwil� studiowa� kart�, by w ko�cu krzywi�c twarz w namiastce
u�miechu, rzec:
- Zgoda!
Mniejszy z ukontentowania a� zatar� r�ce, co nie przeszkodzi�o mu naturalnie
pochwyci� zgrabnie zwitka banknot�w Gdy drzwi zamkn�y si� za wychodz�cym,
pocz�� liczy� papierki.
By� czwartek i jak co tydzie� wraca�em do domu dobrze po godzinie dziesi�tej.
Zamkn��em drzwi wyj�ciowe automatycznie szukaj�c wy��cznika. By� tam gdzie
zawsze, ale mimo kilkakrotnego naciskania, �wiat�o nie zapali�o si�. Wzruszy�em
ramionami, t�umi�c atawistyczny l�k przed ciemno�ci�. Id�c ju� na g�r�
zastanawia�em si�, czy w bocznych korytarzach m�g�by si� kto� czai�. Mieszkam na
czwartym pi�trze i, bior�c pod uwag� brak windy, mia�em troch� czasu na
rozmy�lania.
Przyznaj�, �e lubi� si� emocjonowa� wytworami w�asnej wyobra�ni i b�d�c na
trzecim pi�trze mia�em okazj� upewni� si�, jak daleko �ycie wyprzedza nawet
naj�mielsze oczekiwania. Przekona� mnie o tym dwumetrowy facet, kt�ry z
zadziwiaj�c� wpraw� wynurzy� si� z cienia i chwyci� mnie w p�. Zrobi� to tak
sprytnie, �e r�ce mia�em unieruchomione na wysoko�ci �okcia. Jego
obezw�adniaj�cy u�cisk, jak i fakt, �e uprzednio nawet jednym d�wi�kiem nie
zdradzi� swojej obecno�ci, wskazywa� na dobrego fachowca.
A ja? No c�, zrobi�em jedyn� rzecz, jak� mog�em zrobi�. Z ca�ej si�y nadepn��em
tam, gdzie spodziewa�em si� znale�� jego stop�. J�k upewni� mnie, �e si� nie
pomyli�em. Niestety - nie drgn�� ani o cal, tak �e zacz��em pow�tpiewa� w to, co
wypisuj� w samouczkach technik obronnych. Dalsze moje rozmy�lania przerwa� bufor
lokomotywy, kt�ra wyjecha�a z ciemnego korytarza. Trafi� dok�adnie w miejsce,
kt�re zyska�o nazw� splotu s�onecznego. Gdy otwiera�em usta do bezd�wi�cznego
krzyku, lokomotywa, kt�ra okaza�a si� drugim dwumetrowym facetem przycisn�a mi
do twarzy tampon z zimn� ciecz�. Mo�na mi wierzy� b�d� nie, ale mimo i�
wiedzia�em, �e nie powinienem teraz oddycha�, uczyni�em to. Rzeczywi�cie,
zgodnie z opisami, plamy, kt�re ujrza�em przed omdleniem, by�y okr�g�e i
czerwone.
Pierwsz� my�l�, kt�ra si� pojawi�a, by�o stwierdzenie, �e jest mi mi�kko i
niewygodnie. To chwilowe rozkojarzenie zaraz ust�pi�o miejsca md�o�ciom i
odr�twieniu. Dopiero po chwili zorientowa�em si�, �e le�� w ciemno�ciach, maj�c
oczy ju� otwarte. Przejecha�em kilkakrotnie d�oni� po pod�odze, wyr�czaj�c w
zamiataniu dozorc�, zanim pewniej mog�em si� oprze� na r�kach. Chwil� si�
zastanowi�em i wyci�gaj�c wnioski si�gn��em do kieszeni. Wnioski okaza�y si�
s�uszne, gdy� kiesze� by�a pusta. Nie wiedzia�em, czy �mia� si�, czy p�aka�.
Bandziory zrobi�y tak pi�kny napad, a musia�y si� zadowoli� n�dzn� dwudziestk�,
gdy� prawie wszystkie wolne pieni�dze wp�aci�em rano do banku. Chocia�, znaj�c
swojego pecha, wcale bym si� nie zdziwi�, je�liby bank r�wnie� okradziono.
Snuj�c takie nieweso�e my�li, wsta�em i lekko zgi�ty podku�tyka�em pi�tro wy�ej.
Na klatce schodowej ca�y czas wr�cz dzwoni�a cisza nie przerywana, o dziwo,
�adnymi g�osami mieszka�c�w, �e nie wspomn� o wiecznie rycz�cych telewizorach.
Klucze, kt�re zawsze nosz� w lewej kieszeni spodni, znalaz�em w prawej kieszeni
marynarki. Nie zastanawiaj�c si� nad tym otworzy�em zamek drzwi. �wiat�o w
przedpokoju doda�o mi otuchy. Zamkn��em drzwi i opieraj�c si� o �eberka
kaloryfera, spojrza�em na zegarek.
Najwyra�niej mia�em na dzisiaj przewidzian� du�� dawk� emocji, gdy� by�o na nim
kwadrans po czwartej. Zanim wykr�ci�em numer "zegarynki", zd��y�em sobie
pogratulowa� faktu posiadania taniego czasomierza, kt�ry nie wzbudzi� po��dania
w bandziorach. M�wi�ca z ta�my pa nienka, m�g�bym przysi�c, �e mia�a zaspany
g�os, gdy duka�a: czwarta dwadzie�cia, czwarta dwadzie�cia... Zastanawiaj�c si�,
przysiad�em na krze�le. Wygl�da�o, �e ponad pi�� godzin le�a�em nieprzytomny na
klatce, a nikt z lokator�w nie zwr�ci� na mnie uwagi, By�o to o tyle dziwne, �e
niezauwa�enie mnie przez kogo�, kto przechodzi� korytarzem by�o fizyczn�
niemo�liwo�ci�, gdy� stanowi�em wypuk�o�� stanowczo przewy�szaj�c� wysoko��
przeci�tnego stopnia schod�w. Poza tym, znaj�c wi�kszo�� s�siad�w, m�g�bym
zar�czy�, �e ka�dy z nich, najpierw wszelkimi dost�pnymi �rodkami, nie
wy��czaj�c syreny stra�ackiej i kastaniet�w raczej przywo�a�by na klatk� reszt�
wsp�mieszka�c�w ni� udzieli� mi pomocy. Chocia�, mo�e troch� przesadzam, gdy�
s�dz�, �e po p� godzinie przygl�dania si� mojej osobie, kto� z widz�w wezwa�by
jednak pogotowie i policj�. Po przeanalizowaniu tej my�li stwierdzi�em, �e
najrozs�dniejsz� rzecz�, jak� zrobi� b�dzie p�j�cie spa�. �ciel�c tapczan
upewni�em si�, �e z mieszkania nic nie zgin�o. A mog�o, gdy� klucze w ubraniu
by�y przek�adane przez tych osobnik�w.
- Mo�e nie chcia�o im si� wchodzi� wy�ej - pomy�la�em w chwili, gdy zasypia�em.
Nast�pne dwa dni min�y spokojnie. Nawet nie z�o�y�em meldunku w komisariacie,
wychodz�c z za�o�enia, �e co najwy�ej dadz� mi do ogl�dania z setk� zakazanych
fizjonomii. Ja za� o moich napastnikach wiedzia�em tylko tyle, �e s� p�ci
m�skiej. Naturalnie, je�li prawdziwe jest za�o�enie, �e dwumetrowe kobiety nie
czaj� si� po klatkach schodowych.
Dzie� trzeci by� niedziel�. Chyba na przek�r cotygodniowemu lenistwu, jakie
nachodzi�o mnie w ten dzie�, postanowi�em zrobi� w domu ma�e porz�dki. Po
stwierdzeniu, �e pastowanie pod�ogi i odkurzanie ksi��ek napawaj� mnie szczer�
niech�ci�, postanowi�em naprawi� oberwany kilka dni temu karnisz. Ze �rubokr�tem
w z�bach wdrapa�em si� na parapet Kiedy przykr�ci�em �rub� i mia�em zamiar
przypi�� zas�on� do oberwanej "�abki", przypomnia�em sobie, mam nietypowy
parapet. Stolarz, kt�ry go montowa� musia� przepada� za secesj�, gdy� deska po
bokach mia�a zaokr�glone i uci�te ko�ce. Nic wi�c dziwnego, �e na jednym z nich
obsun�a si� moja stopa. Jako �e pok�j nie przejawia� anomalii grawitacyjnej,
zupe�nie prawid�owo zwali�em si� na pod�og�. Pr�bowa�em jeszcze chwyci� si�
klamki, ale zaskoczony uczyni�em to r�k�, w kt�rej dzier�y�em �rubokr�t. Pod�oga
nie okaza�a si� tak solidn�, na jak� wygl�da�a, gdy� kilka klepek wyskoczy�o z
parkietu pod moim ci�arem...
Kln�c na czym �wiat stoi, rozmasowywa�em sobie st�uczony bok i nie tylko.
Mimochodem zdziwi�em si�, �e s�siedzi z do�u nie reaguj� na rumor, kt�rego by�em
sprawc�. Co prawda istnia�a mo�liwo��, �e w czasie upadku urwa� si� im �yrandol
i pogrzeba� ca�� rodzin�, ale mia�em nadziej�, �e si� myl�. Wymy�laj�c podobne
niedorzeczno�ci, obserwowa�em z poziomu pod�ogi co�, co dynda�o na prawej ramie
okiennej Zapominaj�c o st�uczeniach wsta�em, aby si� temu przyjrze� z bliska.
By�a to �rubka, a konkretniej jej fragment wisz�cy na dw�ch cienkich drucikach.
Rzut oka wzd�u� framugi wyja�ni� wszystko. Spadaj�c ze �rubokr�tem w r�ce
przejecha�em nim po drewnie, �wiadczy�a o ty d�uga, bia�a rysa i wyrwa�em
�rubk�.
Ogl�da�em jednak zbyt du�o film�w sensacyjnych, aby w�tpi� w jej
przeznaczenie. Nie mia�em jednak poj�cia, kto m�g�by za�o�y� moim mieszkaniu
aparatur� pods�uchow� - bo i po co? Aby rozwia� w�tpliwo�ci wyj��em szafki
c��ki i obci��em ow� �rubk�. Z racji zawodu mia�em pod r�k� troch� narz�dzi i
bez specjalnych trudno�ci zdj��em imitacj� �ebka. Kry� on ma�� spiralk� i co�,
co przypomina�o mikroskopijn� puszeczk�, jednym s�owem mikrofon. Chwil�
medytowa�em nad tym, ale nic konstruktywnego nie przychodzi�o mi do g�owy.
Zreszt� kto wie, mo�e bym co� wymy�li�, gdybym nie us�ysza� niecierpliwego
dzwonka u drzwi. Odruchowo przykry�em narz�dzia serwet�.
Czytaj�c swojego czasu najprzer�niejsze poradniki samoobrony doszed�em do
przekonania �e najbardziej zaskakuj�cym ciosem jest tzw. "prosty". W
przeciwie�stwie od uderzenia sierpowego nie powoduje on nawet minimalnej utraty
r�wnowagi bij�cego i pozwala na b�yskawiczne cofni�cie zadaj�cej cios d�oni.
Jednocze�nie szybko�� wyprowadzenia ciosu utrudnia znacznym stopniu jak�kolwiek
zas�on�. Takie w�a�nie uderzenie zada� mi w podbr�dek facet, kt�rego ujrza�em po
otwarciu drzwi. Tylko dla formalno�ci dodam, �e mia� on dwa metry wzrostu.
Nast�pn� rzecz�, jak� zrobi�em, to zdziwi�em si�, sk�d w drzwiach pojawi� si�
m�j w�asny tapczan. Dopiero po chwili u�wiadomi�em sobie, �e to nie tapczan, ale
mnie w�a�nie przeniesiono do pokoju. Le�a�em z g�ow� wci�ni�t� mi�dzy oparcie a
por�cz i jak ka�dy, kto dosta� po buzi, mia�em chwilowe uczucie b�ogo�ci.
Sko�czy�o si� ono na tyle wcze�nie, aby us�ysze� g�os jednego z go�ci
- Sprawa jasna. Nasz ciekawski znalaz� to czego nie powinien.
Faceci stali przy stole, ogl�daj�c roz�o�one na serwecie akcesoria. Przygl�da�em
si� im spod przymru�onych powiek, maj�c nadziej�, �e to tylko ma�e
nieporozumienie towarzyskie. Wydawa�o mi si�, �e je�eli b�d� grzeczny, to p�jd�
sobie. Lecz spotka� mnie zaw�d i po raz pierwszy w �yciu przekona�em si�, �e
ciotka Leonia mia�a racj�, twierdz�c, �e wod� w wazonie z kwiatami nale�y
zmienia� co najmniej raz dziennie. Za� ta, kt�r� mi wylano na g�ow� mia�a ju�
tydzie� i bukiet zapach�w z wyra�n� dominacj� smrodu. Z si�� godn�
pozazdroszczenia zosta�em nast�pnie szarpni�ty za w�osy. Jako �e by�em do nich
szczeg�lnie przywi�zany, chc�c nie chc�c, przyj��em pozycj� siedz�c�. Zdziwi�em
si� jeszcze, �e wcale nie czuj� strachu w tej nierealnej sytuacji. To co si�
dzia�o, sprawia�o na mnie wra�enie filmu sensacyjnego, w kt�rego fabu��
przypadkiem si� zapl�ta�em.
- Jak zdr�weczko? - zaszemra� ciep�o blondyn.
- Wspaniale - odpar�em troch� be�kotliwie. - Czy m�g�bym wiedzie� czemu
zawdzi�czam wizyt�?
- Dziubek - st�kn�� �w, wbijaj�c mi sw�j palec pod brod� - regu�y gry s� takie:
my pytamy, a ty odpowiadasz. A jak nie, to ci urw� �eb wraz z p�ucami.
Rozumiesz? - dla zaakcentowania wbi� mi paznokie� jeszcze na dwa centymetry.
- �wietny dowcip - wyj�cza�em, czuj�c jak mnie nachodzi czarny humor. -
Przypomnij mi go p�niej, bo teraz trudno mi si� �mia�.
Blondyn zarechota� i manifestuj�c swoje uczucia wbi� paznokie� jeszcze g��biej.
- Zostaw go - dobieg�o gdzie� z boku. - Nie mo�emy go nawet troch� uszkodzi�.
By�bym przysi�g�, �e ujrza�em w oczach blondyna roz�alenie, ale pos�usznie
pu�ci� moj� g�ow�. Drugi facet by� r�wnie ros�y, jedynie nos szpeci�o mu typowe
dla bokser�w efektowne sp�aszczenie. Moj� uwag� zwr�ci� fakt, �e ca�y czas bawi�
si� dwiema pa�kami lekko zgrubia�ymi na ko�cach. By�y po��czone kr�tkim,
wytartym rzemieniem. Z literatury wiedzia�em, �e jedno uderzenie nunchaku, gdy�
tak� nazw� to nosi�o, mo�e praktycznie pozbawi� ofiar� g�owy. O takim drobiazgu,
�e �w przyrz�dzik �wietnie �amie r�ce b�d� nogi, nawet nie wspomnia�em.
- Panie Jonge - s�ysz�c to spojrza�em wy�ej na twarz boksera - to co teraz
robimy nie jest nasz� spraw�, gdy� mamy swoich pracodawc�w. Chocia�bym chcia�,
nie mog� panu powiedzie�, jaki jest cel naszej roboty. Mamy pana st�d zabra� i
zawie�� w nam znane miejsce. Co b�dzie dalej, to ju� nie nasza sprawa. Kazano
nam przekaza�, �e je�li nie b�dzie pan stawia� oporu, to nic si� panu nie
stanie. Rozumie pan? - mia� g�os genialnie pasuj�cy do twarzy, twardy i
beznami�tny.
Znacz�co odwr�ci�em g�ow� w kierunku blondyna.
- To si� nie powt�rzy - powiedzia� bokser z naciskiem. - Za� teraz b�dziemy
czeka�. Aha... my wiemy, �e mia� pan p�roczny kurs w "beretach" i radz� na to
nie liczy�.
Wzruszy�em ramionami. Musz� przyzna�, �e ten ton troch� mnie uspokoi�. Na tyle
�e przesta�em si� ba�, i� zat�uk� mnie tu, na miejscu. Mog�em nadal zachowywa�
stoicki spok�j. Tak wi�c, nie sprzeciwia�em si�, gdy za�o�ono mi plaster na usta
i kajdanki na nogi. Zrobiono to tak sprytnie, �e zrozumia�em i� w najbli�szym
czasie wszelka pr�ba ucieczki, b�d� alarmu jest bezcelowa. Pozosta�o mi tylko
obserwowa�, jak kretyn blondyn przewraca moje ksi��ki i czasopisma naukowe,
szukaj�c pornografii. Chyba troch� si� zaczerwieni�em, gdy znalaz� je w dolnej
szufladzie biurka i z min� znawcy pocz�� studiowa� pisemka.
Zmierzch zapad� wtedy, kiedy jeszcze chwila, a zacz��bym wy� mimo plastra na
twarzy. Siedzia�em z nimi ju� sze�� godzin i ani razu nie dali mi cho� cienia
nadziei na ucieczk�. Prowadz�c mnie do toalety dok�adnie sprawdzili
pomieszczenie. Zagl�dali nawet do muszli. Jedyn� atrakcj�, jak� mi pozostawili,
by�y akrobatyczne ewolucje, jakie wykonywa� nunchaku bokser. Gdy min�a godzina
dziewi�ta, wywnioskowa�em, �e rych�o opuszcz� mieszkanie. Blondyn �ci�gn�� mi z
ust plaster. Uda�em, �e nie zauwa�am, i� robi to nadzwyczaj wolno. Gdy rozpi��
kajdanki, odezwa� si� bokser:
- Min�a dziewi�ta, wi�c idziemy. Prosz� zachowywa� si� spokojnie i jak m�wi�em,
nic wtedy panu si� nie stanie.
Blondyn �cisn�� mnie tak, �e ju� mog�em sobie pogratulowa� jutrzejszych
siniak�w. Po zgaszeniu �wiat�a, bokser zatrzyma� nas przy drzwiach.
- Je�eli spotkamy kogokolwiek i pan jakim� s�owem czy gestem zwr�ci jego uwag�,
to zar�czam, �e b�d� zmuszony zabi� tamtego cz�owieka. Je�li ma pan zamiar
szafowa� czyim� �yciem, to prosz� si� awanturowa�. Chocia� r�cz�, �e i tak
doprowadzimy pana na miejsce.
Dzisiejszego dnia jeszcze �aden z nich nie chwali� si� pistoletem, ale rura,
kt�ra d�gn�a mnie w nos, wynagrodzi�a wszystkie rozczarowania. Pos�usznie
obr�ci�em si� i wyszed�em na korytarz. Stara�em si� skuli� w sobie i co chwil�
rzuca�em trwo�liwe spojrzenie. Zgodnie z oczekiwaniami pocz�tkowy ucisk na
bicepsie lekko zel�a�. Gdy min�li�my drugie pi�tro, odetchn��em z ulg�. Wiecznie
uchylonego okna na pode�cie nadal nikt nie naprawi�. By�a wi�c szansa, �e moje
ca�odzienne rozmy�lania nie p�jd� na marne. Dochodz�c do okna lekko zwolni�em.
- Och... zapomnia�em szkie�, - m�j g�os musia� przypomina� j�k Niobe.
Zatrzymali�my si�.
- Co si� sta�o? - spyta� bokser, rozgl�daj�c si� czujnie.
- Nie wzi��em moich szkie� kontaktowych i �le widz� - szepn��em. - To mi b�dzie
przeszkadza�.
- Wcze�niej nie m�g� pan sobie przypomnie�?
- Zapomnia�em - odpar�em rozbrajaj�co.
Musia� uwierzy�, gdy� spyta� �agodniej:
- Gdzie pan je ma?
- w biurku. Pierwsza szuflada od g�ry, po lewej stronie, w g��bi.
- Dobra - rzuci�, a potem jeszcze doda� blondynowi - pilnuj go!
Ryzyko by�o niedu�e, gdy� w biurku rzeczywi�cie mia�em szk�a kontaktowe i
okulary, kt�re zostawi�a jedna z dziewczyn. Pierwotnie chcia�em m�wi� o
okularach, ale brak wg��bie� na nosie m�g� mnie zdradzi�. Gdy bokser znikn�� za
zakr�tem schod�w, odwr�ci�em si� w stron� blondyna. Ci�gle trzymaj�c moje rami�,
opar� si� drug� r�k� o framug�. Patrz�c na jego g�b� zro-
zumia�em co mia� na my�li jeden z moich ulubionych autor�w opisuj�c
antypatycznego typa.
- Co! Mo�e chcemy nawia�? - spyta� z nadziej� w g�osie.
S�ysz�c stuk otwieranych u g�ry drzwi, u�miechn��em si� szeroko.
- Jak najbardziej. W�a�nie teraz.
- Ci inteligenci zawsze maj� fajne gadki - zarechota� kontent.
Zdziwi�em si� jakim cudem do tej pory nie zauwa�y�em, �e jego palce opieraj� si�
o szczelin� ramy okiennej, tu� przy zawiasach. Jeszcze ciekawszy by� fakt, �e on
to r�wnie� odkry�, ale moment p�niej od mnie. Woln� r�k� z ca�ej si�y
szarpn��em do siebie okno, przy trzaskuj�� mu ko�ce palc�w. Jego ryk zag�uszy�
stukot but�w o parapet. Ju� spadaj�c zd��y�em dostrzec krew, kt�ra trysn�a spod
paznokci na szyb�. Mimo �e by�o ciemno, dok�adnie wiedzia�em na czym wyl�duj�.
Tydzie� temu solidnie zruga�em dozorc�, �e jeszcze nie uprz�tn�� tej ha�dy
piasku przy �cianie naszego domu. Teraz, gdy zary�em si� w nim po kolana, got�w
by�em dozorc� nazywa� dobroczy�c�. Powalony si�� upadku przeturla�em si� na bok
i prawie na czworakach przebieg�em do k�py krzak�w rosn�cych przy p�ocie. Gdy
spojrza�em za siebie, ujrza�em dwie ciemne sylwetki na tle okna, z kt�rego
salwowa�em si� ucieczk�. Moment i okno by�o puste. Pogo� ruszy�a. Element
zaskoczenia zosta� wykorzystany, teraz liczy�a si� tylko szybko�� i szcz�cie.
- Bo�e! Jak najszybciej na policj�, bo ja mam ju� do�� tej przygody -
pomy�la�em, przyk�adaj�c twarz do pr�t�w p�otu.
Ulica by�a cicha. Odbi�em si� i przewin��em nad ogrodzeniem. Obok nast�pnego
bloku sta� w�z bez w��czonych �wiate� postojowych. To mog�o sugerowa�, �e facet,
kt�rego sylwetk� wi-dzia�em przez tyln� szyb�, zatrzyma� si� tylko na chwil�.
Podbieg�em kilka krok�w, i niby przypadkiem schyli�em si� do buta, aby zobaczy�
jego twarz. Spojrza� oboj�tnie i dalej �mi� papierosa. Z ty�u jeszcze nikogo nie
by�o wida�. Drzwiczki otworzy�em mo�e odrobin� za gwa�townie, Facet obr�ci�
zaintrygowany g�ow�.
- Czy m�g�by mnie pan zawie�� na policj�? - stara�em si� uspokoi� oddech. -
Prosz� si� nie obawia�, a dla mnie to bardzo wa�ne.
Wyszczerzy� z�by.
- Ale� naturalnie - m�wi�c przekr�ci� kluczyk.- Prosz� siada�.
Wi�kszo�� woz�w ameryka�skich ma automatyczn� skrzynk� bieg�w, ale zdarzaj� si�
wyjatki.
Przy automacie wystarczy tylko przesun�� r�czk� i ju� si� jedzie. Za� przy
wozach europejskich trzeba zdrowo si� namacha� dr��kiem. Dlatego, obr�cony do
ty�u, nie zwraca�em uwagi na osobliwe gmeranie faceta gdzie� przy pod�odze wozu.
A szkoda. Mo�e w innym wypadku nie da�bym sobie wepchn�� w pachwin� lufy czego�
diabelnie du�ego.
- Prosz� si� nie rusza� - gdy m�wi�, z ty�u s�ycha� by�o odg�os szybkich krok�w.
- Ju� do�� narobi� pan k�opot�w.
Za nami trzasn�y drzwiczki.
- Ten skurwys... - g�os boksera, jak�e teraz �ywy, nagle umilk�.
- Sam pan przyszed�. To �adnie, bardzo �adnie - jego zdolno�ci do zmiany
usposobienia by�y i�cie kameleonowe.
Odr�twia�y siedzia�em nie odwracaj�c nawet g�owy. Kompletne fiasko! Dopiero
teraz u�wiadomi�em sobie groz� mego po�o�enia i zacz��em si� ba�. Blondyn
przywo�any gwizdem, j�cz�c wgramoli� si� na tylne siedzenie.
- Ty skurwielu - j�cza� li��c zgniecione palce - ja ci jeszcze poka��.
- Zamknij si�, Kent - uci�� bezosobowo bokser. - Jeste� idiot� i masz za swoje.
J�czenie zag�uszy� silnik. Ruszyli�my.
- Gdzie strzykawka? - spyta� kierowcy bokser.
Gdy mu j� podawa�, po�o�y�em dr��c� r�k� na klamce.
- Je�li b�dziesz chcia� mi wbi�, to wyskocz� w biegu - krzykn��em, ale s�dz�c z
reakcji boksera mog�em sobie oszcz�dzi� energii.
- Drzwi s� zablokowane, a poza tym zd��� ci� og�uszy� i dopiero wtedy wstrzykn�
�rodek - jak�e wspaniale rzeczowy by� ten g�os.
Poda�em rami�. Z zadziwiaj�c� wpraw� wbi� ig�� wprost w arteri�. Blondyn z ty�u
zd��y� jeszcze bluzn��.
Jednym z najdurniejszych przes�d�w jest ten, �e ka�dy sen wywo�any narkotykiem,
jest pe�en majacze�. Bzdura! �rodek, kt�ry mi zaaplikowano sprawi�, �e omdlenie
przysz�o b�yskawicznie, abym potem r�wnie szybko odzyska�em �wiadomo��. Le�a�em
na czym� w rodzaju kozetki. By�a twarda jak suchary dietetyczne. Kolor, kt�ry
dominowa� po otwarciu oczu by� biel�. Pomieszczenie za� wygl�da�o na wn�trze
szpitala czy jakiej� innej instytucji zajmuj�cej si� chwalebn� czynno�ci�
przed�u�ania b�d� skracania �ycia ludzkiego. Rozejrza�em si� wok� i nie
zauwa�y�em czyjejkolwiek obecno�ci. Mru��c oczy od jasnego �wiat�a unios�em si�
na �okciu. Faktycznie, mia�em racj�, �e poza mn� nikogo tu nie ma. Dowcip by� w
tym, �e mnie by�o dw�ch. Zbyt dobrze zna�em swoj� twarz, aby w�tpi�, �e cz�owiek
le��cy obok na le�ance jest mn�. Ostro�nie opu�ci�em nogi na pod�og�, co
przypomnia�o mi, �e patrz�c na drzwi nie nale�y wchodzi� w stoj�cy na pod�odze
nocnik. Uwolni�em si� od tego naczynia i rozprostowuj�c ko�ci stwierdzi�em, �e
jestem w dobrej kondycji. Oszo�omienie min�o bez �ladu, a narkotyk, dzia�aj�c
ubocznie, wyzwoli� mnie z uczucia l�ku. Zn�w by�em got�w dokonywa� bohaterskich
czyn�w, a moje prze�ycia ponownie zacz�y wydawa� si� tylko scenami z filmu, w
kt�rym akurat gram g��wn� rol�.
Strzyg�c uszami zrobi�em krok do mojego sobowt�ra. �y�! Upewni� mnie o tym
�askocz�cy ucho oddech. Zmierzy�em puls. Zgodnie z przewidywaniami by�
zwolniony. Gwoli �cis�o�ci dodam, �e obydwaj byli�my ubrani w identyczne,
p��cienne pid�amy. Szmer, kt�ry dobieg� z korytarza wywo�a� reakcj�, b�d�c�
podstaw� do nadania mi przydomka faceta najszybciej k�ad�cego si� na le�ance.
Wesz�y dwie osoby. Kiedy stan�y przy drzwiach, zmru�y�em oczy do maksimum.
M�czyzna by� �redniego wzrostu. Jego nonszalancki spos�b noszenia broni
wskazywa� na nowicjusza. Dziewczyna by�a niska, szczup�a i ca�y czas szczypa�a
faceta w rami�.
- Masz ich - powiedzia� ten z triumfem godnym Wilhelma Zdobywcy.
Dziewczyna na moment przesta�a go szczypa� i przyjrza�a si� naszym twarzom z
bliska. Gdy pochyli�a si� nad moj�, stwierdzi�em, �e jej j�zyk jest irytuj�cy.
- Kt�ry z nich jest robotem? - chcia�a wiedzie�.
S�ysz�c to, o ma�o nie spad�em na pod�og�.
- M�wi�em ci, durna kobieto... - zacz�� facet, ale przerwa� pokwikuj�c, gdy�
dziewczyna ponownie go uszczypn�a. - M�wi�em ci, �e to nie jest robot, tylko
samoprogramuj�ce si� urz�dzenie z praktycznie nieograniczon� mo�liwo�ci�
adaptacji - s�dz�c z tonacji, sam nie wiedzia�, co m�wi�, jednak palcem wyra�nie
wskazywa� na mego sobowt�ra.
W napi�ciu ch�on��em jego s�owa.
- Jajog�owi zbudowali to urz�dzenie i aby si� przekona� ile jest warte,
postanowili jako program da� mu pami�� i cechy osobowe przeci�tnego osobnika.
- Ja ci dam przeci�tnego, kanalio - pomy�la�em w duchu.
Facet nie mia� okazji tego s�ysze�, wi�c kontynuowa�:
- Potem zbudowali imitacj� cz�owieka i zamiast m�zgu wepchali mu to urz�dzenie.
Twierdzili, �e je�li zamieni� cz�owieka na robota, to ten nie b�dzie mia� nawet
"zielonego poj�cia", �e jest automatem, gdy� b�dzie mia� pami�� tego cz�owieka.
Fajny numer. No nie?!
Dziewczyna uszczypn�a go ponownie, tym razem w ucho.
- Nast�pnie chcieli obserwowa� tego robota i patrze�, czy b�dzie si� zachowywa�
normalnie. To jest tak samo, jak dot�d zachowywa� si� cz�owiek, kt�rego mia�
udawa�. Gdyby tak by�o, to mogliby twierdzi�, ze skonstruowali idealnego robota,
kt�ry dor�wna� swemu tw�rcy. Goryle z do�u m�wi�y mi, �e w mieszkaniu tego
go�cia zamontowano ca�� aparatur� pods�uchow�. Najpierw za jej pomoc� mogli
dok�adnie sprawdzi�, jak zachowuje si� prawdziwy facet, a p�niej upewni� si�,
czy robot robi to samo.
- A jak chcieli ich zamieni�? - g�os dziewczyny by� irytuj�co piskliwy.
- Czy to takie trudne? - facet najwyra�niej by� wszechwiedz�cy. - Dadz� temu
prawdziwemu w �eb, b�d� go u�pi� i przywioz� do kliniki. Jajog�owi na podstawie
jego pami�ci zaprogramuj� robota i podsun� go na miejsce cz�owieka. Przecie�
nikt, nawet sam robot si� nie kapnie, �e jest robotem. Potem, gdy wszystko
b�dzie w porz�dku, wezm� robota, a faceta wypuszcz�. Dadz� mu co� w �ap� za
milczenie a zreszt� i tak nikt mu nie uwierzy, gdy� jajog�owi, Jak twierdz�, s�
w fazie eksperymentalnej i na razie nie chc� nic publikowa�.
Dziewczyna najwyra�niej mia�a do�� gadania, gdy� mla�ni�cie przerwa�o oracj�
faceta. Nietrudno si� domy�li�, �e ten poca�unek nie nosi� nawet pozor�w
nie�mia�o�ci. Ja za� ca�y czas musia�em udawa� mumi� Tutenchamona.
- Chod�, odprowadz� ci� do schod�w - rzek� lekko zasapany facet. - Tylko
pami�taj! Nikomu ani s�owa - zd��y� doda� przed kolejnym mla�ni�ciem.
W ko�cu wyszed� z wisz�c� u ramienia dziewczyn�. Zeskoczy�em na pod�og�.
- Wspania�a robota - pomy�la�em, g�adz�c sobowt�ra po ciep�ym policzku, ale ,nie
by�o czasu na zachwyty.
- Ja wam poka��, sukinsyny, babra� si� w mojej g�owie - szepta�em szukaj�c
czego� ci�kiego.
Facet musia� zn�w czule si� �egna�, gdy� zd��y�em wzi�� z biurka przycisk do
papier�w i wdrapa� si� na swoje �o�e. Le��c, opu�ci�em obydwie nogi, aby
sprawia�y wra�enie, �e same zsun�y si� z le�anki. Zaszokowany now� wiadomo�ci�
nie analizowa�em jej. Mia�em jeden zamiar: uciec i odszuka� mojego przyjaciela
dziennikarza, z kt�rym co� wymy�limy na tych spryciarzy.
Facet wszed� do pokoju, dalej bawi�c si� broni�. Zgodnie z oczekiwaniami, widok
moich zwisaj�cych n�g pobudzi� go do dzia�ania. Podszed� i zastanawiaj�c si�
chwil�, co zrobi� z pistoletem,, po�o�y� go na ceracie. Gdy z�apa� mnie w
kostkach, ukryty dot�d w d�oni przycisk zatoczy� �uk i wyr�n�� typa nad uchem.
S�dz�, �e nawet pos�uguj�c si� workiem z piaskiem, nie osi�gn��bym lepszego
efektu. Faceta zdmuchn�o! Nads�uchiwa�em ale ci, kt�rzy wpakowali mnie w t�
histori� jeszcze nie nadchodzili. �ci�gn��em z nieszcz�nika spodnie i koszul�,
mimo �e by�y troch� za ma�e. Jednak zawijaj�c kuse r�kawy mia�em pewno��, �e
teraz nie rzucam si� zbytnio w oczy. Zostawi�em za sob� pok�j wraz z sobowt�rem
i par� ow�osionych �ydek, wystaj�cych spod le�anki. Korytarz by� s�abo
o�wietlony, ale mnie to w zupe�no�ci wystarcza�o. Cicho, na koniuszkach palc�w
przebieg�em w jego drugi koniec i wyjrza�em przez okno. Oko�o pi�tnastu metr�w
dziel�cych od betonowego podjazdu odebra�o ch�� na powt�rzenie poprzedniego
numeru. Min��em g��wne schody i po kilku metrach natrafi�em na zapasowe. Jak
dot�d szcz�cie mi dopisywa�o, gdy� nie natkn��em si� na �ywego ducha. Zbieg�em
pi�� pi�ter w tempie godnym pozazdroszczenia. Na dole by�y jakie� pomieszczenia
gospodarcze. Zagubi�em si� w nich i kl��em w duchu, gdy� lada moment mogli
odkry� moj� ucieczk�. Mia�em co prawda zaufanie do plastra, kt�rym zakneblowa�em
typa, ale pami�ta�em jeszcze z kursu, �e wi�zy z pid�amy mo�na rozwi�za� ju� po
kilku minutach szamotania.
Nagle za jednym z zakr�t�w natkn��em si� na drzwi wyj�ciowe. Zape�nia�o je dw�ch
osobnik�w nios�cych w koszu stert� brudnej bielizny. Otwarty ty� furgonetki
wyja�nia� spraw�. Kucn��em za tekturowym pud�em, dzi�kuj�c w duchu mamie, �e nie
urodzi�a mnie wy�szym. Gdy typy wr�ci�y z pustym koszem, wykorzystuj�c ich
znikni�cie w bocznych drzwiach, cichutko podbieg�em do furgonetki i
b�yskawicznie przysypa�em si� bielizna. W sam� por�, gdy� k�ad�c na twarzy
ostatni� pow�oczk�, mia�em okazj� zobaczy�, jak powracaj� z kolejnym koszem.
Kilka nast�pnych porcji brud�w starannie ukry�o mnie przed niepo��danym
wzrokiem.
Ratuj�c si� przed uduszeniem, r�ce musia�em bez przerwy trzyma� z�o�one nad
twarz�. I niech kto� powie, �e do smrodu mo�na si� po kilku minutach
przyzwyczai�. Od�r przepoconych szmat by� makabryczny i tylko �wiadomo��, �e
je�li zwymiotuj�, to automatycznie udusz� si�, ratowa�a mnie od torsji. Po
chwili drzwi z ty�u trzasn�y i samoch�d ruszy�. Furgonetka tak trz�s�a, �e
zacz��em j� podejrzewa� o kwadratowe k�ka. Tylko opatrzno�ci mog� zawdzi�cza�
fakt, �e si� nie odkry�em, gdy� po kilkunastu sekundach samoch�d z jazgotem
zahamowa�. Ja za� stara�em si� nawet nie my�le�, gdy� szelest moich my�li m�g�
zdradzi� mnie przed blondynem, kt�rego g�osu z pewno�ci� nie mog�em pomyli� z
�adnym innym.
- ... na pewno nie ma tu nikogo? - us�ysza�em zaraz po �oskocie otwieranych
drzwi.
- Ale� na pewno - t�umaczy� si� zniecierpliwiony typ. - Sami uk�adali�my te
�achy.
- Wy to nazywacie uk�adaniem - parskn�� blondyn gmeraj�c w po�cieli.
Mimo i� by�em wi�cej ni� pewien, �e robi to tylko jedn� r�k�, to do spotkania z
ni� nie mia�em najmniejszej ochoty. S�dz�c po s�owach blondyna musiano odkry�
ucieczk�, gdy� on dok�adnie wiedzia� czego szuka. Znaj�c za� mentalno�� tych
typ�w, by�bym przysi�g�, �e jest got�w odj�� sobie p� �ycia za przyjemno��
wybicia mi z�b�w. W takiej sytuacji zawsze mo�na powiedzie�, �e ofiara stawia�a
op�r.
- Panie! Na �sm� musimy by� w pralni, bo p�niej b�dzie cholerna kolejka - typ
znacz�co b�bni� palcami po dachu wozu. - A do miasta kawa�ek drogi.
W�a�nie w tej chwili blondyn pocz�� penetrowa� m�j k�t. Pogoniony s�owami pu�ci�
szmaty i zatrzasn�� drzwi nie wiedz�c, �e to, co ostatnie trzyma�, by�o moj�
nogawk�. Jeszcze moment duszenia si� i w�z ruszy�. Bez wzgl�du na wszystko
odrzuci�em po�ciel. Niech jeszcze gdzie� przeczytam, �e temperatura ludzkiego
cia�a wynosi 36,6 stopnia Celsjusza. Ciesz�c si� wzgl�dn� swobod�, jecha�em tak
kilka minut. Po chwili przysz�o mi do g�owy, �e gdyby typy po otwarciu
furgonetki ujrza�y m�j rozanielony pysk, to mog�yby si� zdenerwowa�. Kawa�ek,
kt�ry mieli do miasta, m�g� oznacza� r�wnie dobrze kwadrans, jak i godzin�
jazdy. Kucn��em i upewniwszy si�. �e samoch�d jedzie r�wno, otworzy�em
drzwiczki. W�os a� mi si� zje�y� na g�owie, na widok umykaj�cego spod k�
asfaltu. Jednak w perspektywie drogi, ograniczonej wysokopiennym lasem, nic nie
jecha�o. W blasku poranka pobocze sprawia�o w miar� zach�caj�ce wra�enie, je�li
przy szybko�ci siedemdziesi�ciu kilometr�w na godzin� cokolwiek mo�e wygl�da�
zach�caj�co.
Wiatr wyrywaj�c mi drzwi przyspieszy� decyzj�. Odepchn��em ich lewe skrzyd�o i
skoczy�em w bok, staraj�c si� chroni� r�kami g�ow�. Na moment przed uderzeniem
wyci�gn�lem je jednak odruchowo przed siebie. �omot, co� trzasn�o mi w d�oni i
cisza. Cisza i spok�j lasu o poranku. Furgonetka powiewaj�c drzwiczkami, nikn�a
w oddali. Spojrza�em na r�k�. Co� z palcami by�o nie w porz�dku, ale b�l nie by�
na tyle silny, abym mia� zareagowa�. Og�upia�y upadkiem wsta�em i pok�usowa�em w
las; byle dalej od szosy. Pierwsze uderzenie upewni�o mnie o fa�szywo�ci
przys�owia, �e im dalej w las, tym wi�cej drzew. By�o ich wsz�dzie tyle samo, to
znaczy za du�o. Sko�owany uderzeniami, pl�ta�em si� w krzakach, a niskie ga��zie
ci�y mnie po twarzy. Niestety, wyci�gni�te r�ce by�y tylko prowizoryczn�.
os�on�. R�wnie� wychodzi�y na jaw wszystkie moje zaleg�o�ci biegowe, co
obwieszcza�em �wiatu g�o�nym sapaniem. Ga��zie zewsz�d smaga�y po ciele, a
drzewa podk�ada�y ca�e chmary korzeni. Mimo tego, do�� szybko porusza�em si�
naprz�d.
Nagle bez �adnego ostrze�enia las si� sko�czy� przechodz�c w w�ski pasek trawy i
asfalt. Inna szosa, a kilkana�cie metr�w dalej stacja benzynowa. W�a�nie gaszono
jej neon. Pochyli�em si� dysz�c. Gdy puls spad� do normalnego, zacz��em
wytrzepywa� z ubrania i w�os�w tysi�ce ma�ych igie�ek. Przy okazji w tylnej
kieszeni spodni znalaz�em setk�. Ucieszony poca�owa�em prezydenta w czo�o.
Przyjrza�em si� jeszcze sobie chc�c sprawdzi�, czy wygl�dam na go�cia, kt�remu
na drodze zepsu� si� samoch�d. Nie mia�em zamiaru opowiada� pracownikom stacji o
moich prze�yciach.
Chyba odruch sprawi�, �e podnios�em uszkodzon� przy upadku r�k� do oczu.
Okre�lenie, �e dosta�em m�otkiem po g�owie, by�o w tej chwili zbyt delikatne. To
by� du�y kafar, Kt�ry zwali� mi si� na ni�, niszcz�c ca�y m�j �wiat.
- Pomyli� si�! - za�mia�em si� spazmatycznie, opadaj�c na traw�. - Ten idiota
nas pomyli�!
Ma�y palec mia�em p�kni�ty na wysoko�ci pierwszego zgi�cia. Nie z�amany, ale
w�a�nie p�kni�ty. Ze szczeliny wystawa�y plastykowe nici, za� dalej za nimi
metalicznie pob�yskiwa�a ko��. Wok� niej kilka kropel zasch�o na kolor
czerwony. Zbyt czerwony jak na krew.
- Jestem robotem - wymamrota�em, kiwaj�c si� w kucki. - Jestem robotem...
Godzin� p�niej z�apa�em na stacji faceta, kt�ry zgodzi� si� podwie�� mnie
kawa�ek. Pojechali�my w drug� stron� ni� moje miasto, a ja ci�gle si�
zastanawia�em, czy mo�na mnie wy��czy�. Uszkodzon� d�o� �ciska�em w kieszeni.
Poca�owa�em Betty w ucho, unikaj�c jej z�b�w. Wariatka ta mia�a du�� frajd�, gdy
gryz�a mnie w nos.
- Zaczekaj tu grzecznie. Ja zaraz wr�c� i p�jdziemy do domciu - powiedzia�em,
lubie�nie mru��c oko.
Roze�mia�a si� gard�owo i ci�gle �ypi�c na mnie filuternie uda�a, �e zag��bia
si� w lekturze. Poszed�em do budki, pobrz�kuj�c bilonem. Rozmowy mi�dzymiastowe
zawsze zmuszaj� do noszenia z�omu. R�ka, kt�r� podnios�em s�uchawk� mia�a ma�y
palec owini�ty plastrem. Numer zna�em na pami��.
- S�ucham. Instytut Parksona - g�os by� odleg�y, lecz czysto brzmi�cy.
- Prosz� z doktorem Parksonem - z trudem wypowiedzia�em nazwisko.
- Przykro mi, ale jest nieobecny - rzuci�a panienka jeden ze slogan�w z
"Poradnika sekretarki".
- Ja wiem, �e on jest i �e oczekuje na m�j telefon. Je�li praca pani si� podoba
i nie ma pani zamiaru jej zmienia�, to prosz� powiedzie� doktorowi, �e dzwoni
jego Tomasz Jonge; podkre�lam: jego Tomasz Jonge - dopiero teraz dopu�ci�em
panienk� do g�osu.
- Dobrze. Postaram si� - rzuci�a nast�pny slogan.
Reakcja by�a natychmiastowa.
- Mi�o mi, �e pan zadzwoni� - dobieg� st�umiony g�os. M�g�bym zar�czy�, �e jego
w�a�ciciel akurat wyciera spocone czo�o.
- Pan wie, �e ja wiem... - zacz��em,
- Tak panie Tomaszu. Ciesz� si�, �e w�a�nie na mnie pan trafi�, a nie na
kt�rego� ze wsp�lnik�w.
Czu�em, �e jest bardzo zm�czony.
- Wi�c nie b�dzie mi pan ubli�a� od zbuntowanych robot�w? - by�em lekko
zdziwiony.
- Robot�w? Sk�d�e, przecie� pan nie jest robotem tylko cz�owiekiem. Domy�lam
si�, �e
tej nocy, gdy pan od nas uciek�, s�ysza� pan rozmow� Kamila i jego dziewczyny.
- Kamil? - zacz��em, ale kojarzenie zadzia�a�o. - To ten co mnie pilnowa�?
- Tak.
- S�ysza�em.
- Tak s�dzi�em. To dobrze, �e nie musz� wszystkiego t�umaczy�. Wiemy obydwaj, �e
ca�y pa�ski uk�ad nerwowy jest wiern� kopi� systemu cz�owieka. Czy to naprawd�
takie wa�ne, czy tworzy go bia�ko, czy pewien zwi�zek chemiczny?
- Dziwi� si�, �e pan to m�wi - wtr�ci�em.
- Hmm - westchn�� ze smutkiem - wi�kszo�� pieni�dzy, jakie mieli�my posz�a,
prosz� wybaczy�, na skonstruowanie pa�skiego cia�a. Nie mo�emy bez pana
prowadzi� dalszych bada�, a na powt�rny eksperyment nie mamy pieni�dzy. Za�
jedyny dow�d naszego sukcesu uciek�, czuj�c si� cz�owiekiem. Nie myl� si� chyba?
- Nie - patrzy�em zamy�lony jak monety, jedna za drug� wpadaj� w otw�r.
- Ale nie �a�uj� tego, w przeciwie�stwie do moich wsp�lnik�w. Ponad wszelk�
w�tpliwo�� udowodni�em, �e potrafi� stworzy� istot� rozumn�. Aha... Pan zdaje
sobie spraw�, �e poza uk�adem nerwowym, ca�a reszta pa�skiego cia�a dzia�a na
innej ni� u cz�owieka zasadzie.
- Tak. Zauwa�y�em, �e mog� si� oby� bez jedzenia i wody. S�dz�, �e moje cia�o
jest doskona�� imitacj� organizmu ludzkiego, to znaczy je�li nie poddam si�
prze�wietleniu b�d� innym szczeg�owym badaniom, to nikomu nie przyjdzie do
g�owy, �e jestem inny ni� wszyscy.
- Tak, i prosz� pami�ta�, �e bateria b�d�ca �r�d�em pa�skiej energii, ma ze
wszystkiego najmniejszy okres gwarancji. Tylko trzydzie�ci lat.
- Trzydzie�ci lat - powt�rzy�em jak echo i g�o�no si� za�mia�em.
- Czy co� si� sta�o? - spyta� zaniepokojony.
- Nie, wszystko w porz�dku. W�a�nie si� dowiedzia�em, ile b�d� �y� - m�wi�c,
przygl�da�em si� siedz�cej na �awce Betty, kt�ra w�a�nie pokaza�a mi j�zyk.
- Zazdroszcz� panu tego, �e przez trzydzie�ci lat b�dzie pan praktycznie
nie�miertelny. I tego, �e nie b�dzie si� pan starze� - us�ysza�em jego smutny
g�os. - Ale nic... Jak organizm? Dobrze funkcjonuje?
- Wspaniale - odpar�em, wrzucaj�c ostatni� porcj� monet.
- S�dz�, �e nie ma sensu, abym zag��bia� pana w tajniki jego dzia�ania - spyta�.
- Nie! Po co? - odpar�em, my�l�c ju� o czym� innym. - Mog� panu powiedzie�, �e
jako m�czyzn� r�wnie �wietnie mnie pan skonstruowa�. Moja dziewczyna nie mo�e
si� nachwali�.
�miech po drugiej stronie s�uchawki by� lekko za�enowany.
- Wydaje mi si�, �e lepiej b�dzie, je�li nie b�dziesz do mnie dzwoni� -
mimowolnie przeszed� na "ty".
- S�usznie - potwierdzi�em. - Chyba twoi wsp�lnicy mieliby inne zamiary co do
mojej osoby?
- Tak, Tomaszu. Powiem ci na zako�czenie, �e tw�j bli�niak w rozumie �yje dobrze
i nie ma poj�cia o ca�ej historii.
- Ciesz� si�! Monety mi si� sko�czy�y, wi�c do widzenia, panie doktorze.
- Do widzenia - i szybko doda� - pami�taj, �e ja nie chcia�em takiej formy
eksperymentu.
- Wiem, Do widzenia - zako�czy�em ciep�o.
- Do widzenia!
Obydwie s�uchawki jednocze�nie stukn�y o wide�ki. Wyszed�em z budki Po b��kicie
nieba snu�o si� kilka ma�ych ob�oczk�w, zapowiadaj�c kolejny gor�cy wiecz�r.
Chyba �e przyjdzie wiatr od morza, nios�c wilgotne i ch�odne powietrze. �miej�c
si� schwyta�em nadbiegaj�c� Betty w obj�cia.
OCALENIE
Pierwsza godzina po zachodzie slo�ca
Jan w��czy� telewizor. Ukaza�a si� przypudrowana twarz spikera. Tego samego co
zawsze, Jak wida� uznali, �e to lepiej wp�ynie na nasz� psychik�, pomy�la�.
Spiker chrz�kn�� i starannie dobieraj�c s�owa, zacz�� m�wi�.
- "Nadajemy teraz ostatni komunikat o wyprawie ratunkowej majora Bilca.
Niestety, zako�czy�a si� ona fiaskiem".
Jan poczu� jak w tym momencie czterem miliardom ludzi serce podchodzi do gard�a.
On je te� tam mia�. Spiker kontynuowa�:
- "Ostatni komunikat informowa�, �e uda�o mu si� wej�� na orbit�
parkingow� wok� "Apokalipsy". Potem jeszcze us�yszano strz�py meldunku, �e
podchodzi do l�dowania. Od tego czasu min�o sze�� godzin i brak jest
jakiejkolwiek ��czno�ci. Mimo utrudnionych przez s�o�ce obserwacji wyra�nie
wida�, �e w ci�gu ostatnich godzin bolid nie zmieni� trajektorii lotu. Tak wi�c
szans� na unikni�cie zderzenia w tej chwili s� prawie �adne. Nie mo�emy sobie
pozwoli� na luksus z�udy! Po co mamy cierpie�? - Spiker wr�cz krzycza�. - Rz�d
zaleca� u�ycie pigu�ek. Je�li do tej pory ich nie pobra�e�, id� i uczy� to
natychmiast! Ul�ysz sobie i swoim bliskim w cierpieniach. Pami�tajcie, gdyby by�
cho� cie� nadziei, trzymaliby�my si� do ko�ca. A tak? Ju� od tygodnia wiadomo,
�e bolid uderzy w okolice Morza P�nocnego. Pierwsza p�jdzie fala wodna: zaleje
ca�e Wyspy Brytyjskie, Francj�, Niemcy i Skandynawi�. Nast�pna b�dzie fala
uderzeniowa, wywo�ana przez eksplozj� bolidu. Eksplozj�, gdy� rozgrzany tarciem
bolid w zetkni�ciu z zimn� wod� oceanu na pewno eksploduje. Po tym w ca�ej
Europie nie b�dzie ju� nikogo �ywego. Ale to nie wszystko, gdy� jak obliczono,
tak du�e pchni�cie wytr�ci nasz glob z r�wnowagi. Ziemia obr�ci si� o du�y k�t w
kierunku dzia�ania si�y. Jak zapewne wi�kszo�� si� orientuje, kierunek osi
obrotu wzgl�dem uk�adu s�onecznego pozostaje w przestrzeni niezmienny, a wi�c
przesun� si� bieguny. Spowoduje to zmian� szeroko�ci geograficznych
poszczeg�lnych punkt�w na powierzchni naszego globu. Konsekwencj� tego b�dzie
katastrofalna zmiana klimatu. Jednak to nie wszystko, gdy� Ziemia jest elipsoid�
powsta�� w wyniku w�asnego ruchu obrotowego. Po przesuni�ciu si� "osi" Ziemi,
elipsoida przekrzywi si�. Naturalnie, za jaki� czas ruchy g�rotw�rcze przywr�c�
jej pierwotny kszta�t, ale masy wody, kt�re b�d� jeszcze w starej pozycji,
uderz� od razu. Zalej� powsta�� wzd�u� nowego r�wnika luk�, chc�c uformowa� si�
r�wnomiernie. A to b�dzie ju� nasz koniec! Prosz� wybaczy�, �e m�wi� troch�
niedok�adnie, ale to ju� by�o omawiane w publikatorach.
Spiker by� zdenerwowany. Co chwil� poprawia� sobie ko�nierzyk. Jego okulary
najwyra�niej by�y zapocone.
- "A wi�c jeszcze raz powtarzam, za�yjcie pigu�ki. Po nich odchodzi si� szybko,
bez cienia b�lu. Nie powtarzajmy historii mamut�w!" - doda� ni w pi��, ni w
dziewi��.
- Potem podni�s� r�k� do ust i co� szybko prze�kn��. Jana poderwa�o. Ale ju� po
chwili wiedzia�, �e tam za szklan� szybk� ten cz�owiek jest martwy. Ekran
powlek� si� szaro�ci�.
Druga godzina
Skrzypn�o krzes�o. Odwr�ci� si�, za nim siedzia�a Beata.
- S�ysza�a�, co m�wi�? - spyta�.
Skin�a potakuj�co. Po drgaj�cych k�cikach ust wida� by�o, �e ledwo wstrzymuje
si� od p�aczu.
- U nas b�dzie wtedy pi�ta rano? - spyta�a. Ba� si� tego pytania, ale musia� jej
odpowiedzie�.
- Tak jak obliczy�em, stanie to si� na par� minut przed �witem - odpowiedzia�
nerwowo przygryzaj�c warg�.
- A wi�c, to by� nasz ostatni dzie�? - rzuci�a, sam nie wiedzia� do kogo.
Milcza�. Podszed� do niej i wzi�� g�ow� w d�onie. Palce delikatnie przesuwa�y
si� po w�osach. Przytuli�a si� mocno; za mocno. Uni�s� jej g�ow�. �zy �cieka�y
po policzkach i gin�y gdzie� w za�amaniu brody.
- Nie p�acz male�ka - powiedzia� cicho - przecie� my tego nie zrobimy.
Um�wili�my si�. Prawda?
Skin�a g�ow� i pr�bowa�a si� u�miechn��. Schyli� si� i musn�� jej policzek, a
potem poca�owa�.
- Poczekaj, co� ci poka�� - powiedzia�, id�c w kierunku rega�u z ksi��kami.
Chwil� szuka�, a potem wyci�gn�� grube tomisko. Opieraj�c je na kolanie,
u�miechn�� si� porozumiewawczo. Ju� nie p�aka�a. W ko�cu najwidoczniej znalaz�
to co chcia�, gdy� za�o�y� miejsce palcem i usiad� obok. Patrzy�a z
wyczekiwaniem.
- Wyobra� sobie, �e to co nas spotyka, ju� kiedy� si� zdarzy�o - zacz�� tonem,
jakim opowiada si� bajki. - Znalaz�em taki fragment w "Dialogach" Platona.
Pos�uchaj, i sama oce�.
Skanduj�c, zacz�� czyta�: ... Pisma nasze m�wi�, jak wielk� niegdy� pa�stwo
wasze z�ama�o pot�g�... Sz�a z zewn�trz, z Morza Atlantyckiego. Wtedy to morze
tam by�o dost�pne dla okr�t�w. Bo mia�o wysp� przed wej�ciem, kt�re wy nazywacie
Slupami Heraklesa... Ci, kt�rzy wtedy podr�owali, mieli z niej przej�cie do
innych wysp. A z wysp by�a droga do calego l�du, le��cego naprzeciw, kt�ry
ogranicza tamto prawdziwe morze... Ot� na tej wyspie, na Atlantydzie,
wsta�o wielkie i podziwu godne mocarstwo pod rz�dami kr�l�w, w�adaj�ce nad ca��
wysp� i cz�ciami l�du sta�ego... p�niej przysz�y straszne trz�sienia ziemi i
potopy i nadszed� jeden dzie� i jedno noc okropna... wyspa Atlantyda tak samo
zanurzy�a si� pod powierzchni� morza i znikn�a... - sko�czy�.
- Wi�c jednak to nie wygubi�o ca�ej ludzko�ci? - spyta�a szeptem.
- A jak my�lisz? - odpowiedzia�, u�miechaj�c si�.
- To dobrze, to bardzo dobrze - m�wi�a - a wi�c mamy szans�. Mamy... Jak dobrze,
�e ty tu jeste�.
Przytulili si� do siebie i patrzyli na migoc�ce na niebie gwiazdy A on jej
opowiada� o Platonie Atlantydzie i ca�y czas my�la� o tym, �e nie maj� �adnej
szansy.
Trzecia godzina
Zegar wybi� p�noc. Jan patrzy� na drzwi, za kt�rymi znikn�a Beata. Posz�a do
kuchni, aby zrobi� herbat�. Wiedzia�, �e si� ba�a, ale jednocze�nie wyczuwa�, �e
go kocha. Tak jak on j�. Mi�o�� - dziwne uczucie. Przez nie postanowili by� ze
sob� do ko�ca. Ale jakiego? Nie chcia�, aby cierpia�a. Jeszcze raz spojrza�
odruchowo na kieszonk� koszuli. Wida� by�o w niej plastykowy ro�ek ma�ej
torebeczki. Torebeczki z bia��, krystaliczn� substancj�. Nie! Co za g�upie my�li
go nachodz�!
Za oknem rozleg� si� wrzask. Gwa�townie wsta�, przewracaj�c fotel wyjrza� na
d�. Na asfalcie wida� by�o ma�� rozrzucon� sylwetk�, podobn� do rozdeptanej
biedronki. Ten jak wida� wola� bardziej manifestacyjnie zako�czy� �ycie. Jeszcze
raz przejecha� wzrokiem w d� po elewacji - jedena�cie pi�ter. Rozejrza� si�,
prawie wszystkie okna by�y o�wietlone, a tam po prawej stronie, zza gmachu
poczty wida� by�e �un�.
- Kto to? - us�ysza�, gdy kto� nagle mu zakry� oczy d�o�mi.
Dla powagi chwil� si� zastanowi�.
- Ty - rzek�.
- Zgad�e� - powiedzia�a Beata daj�c mu pstryczka w nos - chod�, co� zjemy.
Na stole sta�a taca z kanapkami i dymi�ce fili�anki z herbat�. Mocn� herbat�,
tak� jaka oboje najbardziej lubili.
Czwarta godzina
My�la� d�ugo i ci�ko my�la�. Z zazdro�ci� patrzy� na Beat�. Spa�a z g�ow� na
jego kolanach. Jeden pantofel spad� jej i le�a� na dywanie. Cicho oddycha�a.
Lekko g�adzi� jej w�osy. Przeni�s� wzrok wy�ej. St� z niedojedzon� kolacj� w
ciemno�ciach nabra� monstrualnych kszta�t�w. Jego d�ugi cie�, od smugi �wiat�a z
okna, si�ga� a� do przeciwleg�ego k�ta pokoju. Cisza. Czy�by inni ju�...? Domy
nadal by�y o�wietlone. Oni jednak woleli siedzie� po ciemku. W k�cie sennie
bucza� telewizor. Nadal nic si� nie pojawia�o na ekranie. Czy�by nie mieli ju�
spiker�w? A mo�e uznali, �e wszystko si� dope�ni�o?
Popatrzy� na ni�. Nie m�g� pozwoli�, aby cierpia�a. Lecz jak on mo�e zrobi� jej
co� z�ego? Musi, bo j� kocha. Musi? Tak, dla jej dobra. Przysun�� szklank� z
Wod�. Z kieszonki ostro�nie, aby jej nie zbudzi�, wyj�� torebeczk� i wyci�gn��
szew. Proszek szybko si� rozpu�ci�. Podni�s� d�o� ze szklank� i popatrzy� pod
�wiat�o. Woda lekko falowa�a, szyderczo wyd�u�aj�c obraz Ksi�yca. A wi�c, tak
to wszystko si� sko�czy. Spr�y� si� w sobie i delikatnie postuka� j� w rami�.
Beata otworzy�a oczy.
- Masz wypij - powiedzia� - dobrze ci to zrobi.
- Co to jest? - wychrypia�a, mru��c oczy od �wiat�a Ksi�yca.
- Lemoniada - powiedzia� kr�tko, gdy� wiedzia�, �e przy nast�pnym s�owie nie
wytrzyma.
- Dobrze, jak chcesz - szepn�a, bior�c szklank�.
Unios�a si� na �okciu i opieraj�c g�ow� o jego rami� przechyli�a szklank� do
ust. Jan zamkn�� oczy. Dopiero, gdy us�ysza� stukot, rozwar� powieki. Tamci
mieli racj�, to dzia�a�o b�yskawicznie. Jej r�ka opad�a i hu�ta�a si� rytmicznie
nad pod�og�. Szklanka wypuszczona z rozwartych palc�w potoczy�a si� pod otwarte
drzwi balkonu. Jeszcze chwil� si� kiwa�a, aby potem znieruchomie�. Jan patrzy� w
skupieniu, jakby poza ni� ju� nic go nie interesowa�o.
Pi�ta godzina
Szklanka dalej le�a�a. Chocia� wydawa�o si�... ale nie, tylko mu si� zdawa�o.
Sz�sta godzina
Tak, by� pewien. Szklanka si� nie rusza. M�j Bo�e, ona le�y tak samo jak
przedtem. Szklanka...
Si�dma godzina i ostatnia
Odwr�ci� wzrok. Na dworze by� ju� dzie�. Powoli przesun�� g�ow� w kierunku
telewizora. Rozche�stany facet ju� od kilkunastu minut wykrzykiwa�: "Uratowani,
major Bile, ludzko��, �yjemy, bracia, "Apokalipsa" wysadzona w ostatniej chwili,
deszcz meteoryt�w, i jeszcze raz "ludzko��, uratowani..." Popielniczka trafi�a w
sam �rodek kineskopu. Obraz p�k� i po chwili wida� by�o tylko tl�ce si�
przewody.
Wsta� i powoli zacz�� i�� w stron� jasnego kwadratu na �cianie. Ostro�nie, aby
nie daj Bo�e si� zbudzi�a, ni�s� jej cia�o na r�kach. Jeszcze krok i wiatr owia�
rozpalone czo�o. Schyli� g�ow� i przytuli� do lodowatego policzka. Sk�r� mia�a
jak zawsze delikatn� i mi�kk�. S�ycha� by�o nieliczne krzyki i wiwaty. Gdzie�,
daleko w g�rze wisia� samotny ptak; wolny i niezale�ny.
On jak tamten te� lecia� i tylko kwadraty bruku by�y coraz bli�sze.
ZAPOMNIANY PRZEZ LUDZI
Przez opary snu dotar� do mego jaki� d�wi�k, kt�ry z ka�d� chwil� zdawa� si� by�
coraz gwa�towniejszy. Mia� zamiar go zignorowa� i spa� dalej, gdy nagle
u�wiadomi� sobie jego pochodzenie. By� to budzik. Otworzy� oczy i m�g�
stwierdzi�, �e si� nie omyli�. Jasny cyferblat szczerzy� wskaz�wki, sugeruj�c
godzin� si�dm�. Musia� wstawa�. Aby jak najszybciej wygoni� resztki snu,
energicznie odrzuci� ko�dr� i podbieg� do okna. Parkiet ch�odzi� rozgrzane
stopy. Na dworze na szcz�cie nie pada�o; powietrze by�o wilgotne i pachnia�o
lip�. Wychyli� si� dalej i m�g� dostrzec dwa kundle szale�czo biegn�ce wuk�
kub��w na �mieci. Za nim w pokoju trzasn�y drzwi. Uni�s� g�ow�, w dalszym ci�gu
przechylaj�c si� za parapet Ujrza� twarz matki; mia�a dziwny wyraz.
- Co pan tu robi? - us�ysza�. G�os by� na poz�r stanowczy, ale, znaj�c matk�,
wyczu� strach.
- Patrz� przez okno, prosz� pani - odpar�, w miar� beztroskim tonem.
-Prosz� odpowiedzie�! - krzykn�a histerycznie. Bo zawo�am policj�!
Wyprostowa� si� zdziwiony.
- O co ci chodzi, mamo? - m�wi�c to, zro-bil krok w jej stron�.
- Prosz� si� nie zbli�a�! Nie jestem �adn� pa�sk� mam�! - krzykn�a znowu. -
Jeszcze raz pytai�, kim pan jest?!
- Mamo, zwariowa�a�? - teraz i w jego g�osie zabrzmia�a histeria.
Kobieta zn�w podskoczy�a na d�wi�k s��w "mama", coraz bardziej czerwieniej�c na
twarzy.
- A wi�c nie chce pan powiedzie�, co robi tutaj o si�dmej rano i to w pid�amie!
- zawo�a�a zatrzaskuj�c drzwi.
Us�ysza� odg�os przekr�canego klucza w zamku. Przez moment, na tyle d�ugi, �e
zd��y�y umilkn�� kroki, sta� niezdecydowany po�rodku pokoju, aby p�niej
gwa�townie skoczy� do drzwi. Uderzy� w nie kilkakrotnie pi�ci�.
- Mamo, otw�rz! - wo�a�. - O co ci chodzi?
Zza drzwi odpowiedzia�y jakie� dalekie szmery i nic wi�cej. Otar� ku�ak ze
z�uszczonego lakieru, aby p�niej wolnym ruchem si�gn�� do kieszeni. Mi�kko��
materia�u uprzytomni�a mu fakt, �e jest w pid�amie. Usiad� na ��ku, zdj�� ze
stoliczka paczk� papieros�w i stukaj�c palcami w denko, ustami wyj�� jeden z
nich. W�a�nie mia� potrze� �epek zapa�ki, gdy us�ysza� odg�os krok�w z
korytarza. Odruchowo wsta�. W uchylonych drzwiach ukaza�a si� g�owa Scotta;
s�siada z g�ry, dobrodusznego ojca rodziny. Robert mimochodem zauwa�y� pod jego
nosem resztki piany po goleniu. Matka najwyra�niej zasta�a go przy porannej
toalecie.
- No... - zacz�� gro�nie Scott.
- Panie Scott - wszed� mu w s�owa Robert - dobrze, �e pan przyszed�. Nie wiem,
co si� dzi� dzieje z moj� mam�. Wygl�da jakby mnie nie poznawa�a. Mo�e pan
jej...
- Zamknij si� pan! - przerwa� Scott. - Sk�d tu si� wzi��e�? Tylko szybko, bo
jestem nerwowy! Wed�ug mnie to zwyk�y z�odziej, pani Holmitz - doda� zwracaj�c
si� do matki Roberta.
Ten sta� z wytrzeszczonymi oczyma i czu�, jak coraz bardziej robi mu si� gor�co.
- Czy�cie powariowali? - wyszepta�. - Przecie� ja mieszkam w tym domu od
urodzenia, ju� dwadzie�cia lat. A to jest moja matka, przecie� wiem, do cholery,
jak ona wygl�da. Pan te� mnie zna od urodzenia. Przesta�cie robi� g�upie kawa�y,
gdy� to wcale nie jest dowcipne.
Tamci wygl�dali, jakby patrzyli na gro�nego, lecz oryginalnego wariata.
- Zreszt�, co ja wygaduj�. Rozejrzyjcie si� po pokoju. Mo�e to was otrze�wi -
t�umaczy� nie daj�c za wygran�. - Czyje to s� rzeczy, jak nie moje? Te ksi��ki,
zdj�cia, koszule, skarpetki... - miota� si� po pokoju wyci�gaj�c coraz to nowe
przedmioty. - Wi�c powiedzcie mi, sk�d to si� tutaj wzi�o, co?
Umilk� maj�c nadziej�, �e us�yszy zaraz s�owa: "nie gniewaj si� synku, to tylko
�art". Niestety, us�ysza� co� zupe�nie przeciwnego.
- Nie wiern sk�d to si� wzi�o. S�dz�, �e pan to przyni�s� w nocy. Ten pok�j by�
zawsze... - tu jakby na moment si� zawaha�a, aby doko�czy� - pusty.
Kiedy to m�wi�a, jednocze�nie wycofywa�a si� za plecy Scotta.
- Niech pan tu zostanie i popilnuje tego cz�owieka - poprosi�a. - Ja wezw�
policj�.
- Oczywi�cie pani Holmitz - odpowiedzia� s�siad, pozersko opieraj�c si� o
futryn�.
Matka wysz�a, a sko�owany Robert usiad� na krze�le. Po g�owie zacz�a mu chodzi�
jedna my�l, jak uchroni� matk� od zak�adu dla psychicznie chorych, gdy przyjdzie
policja.
- R