5887

Szczegóły
Tytuł 5887
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5887 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5887 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5887 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marian Brandys Zm�czeni bohaterowie Cz. IV cyklu Koniec �wiata szwole�er�w Czytamy listy umar�ych jak bezradni bogowie, ale jednak bogowie, bo znamy p�niejsze daty... Wis�awa Szymborska Listy umar�ych I Dopiero pod koniec pierwszego tygodnia wojny genera� brygady Tomasz hrabia �ubie�ski zdecydowa� si� wys�a� list do �ony. Rzecz musia�a by� poprzedzona namys�em, bo warunki do wymiany korespondencji mi�dzy ma��onkami nie przedstawia�y si� najlepiej. Hrabia Tomasz - mianowany w�a�nie dow�dc� III dywizji jazdy armii powsta�czej - znajdowa� si� ju� w strefie dzia�a� bojowych, podczas gdy hrabina Konstancja - oddzielona od m�a "kongresow�" granic� - przebywa�a nadal na "ma�ej emigracji" u swojej wielkopolskiej szwagierki - pani referendarzowej Pauli z �ubie�skich Morawskiej w Luboni pod Lesznem. Pierwsz� wojenn� "posy�k�" do �ony sformu�owa� genera� pow�ci�gliwie i og�lnikowo, maj�c niew�tpliwie na wzgl�dzie zaostrzon� czujno�� pruskiej stra�y granicznej, kt�ra pilnie dba�a o to, by do Wielkiego Ksi�stwa Pozna�skiego nie przenika�y miazmaty warszawskiej "rewolucyi". "Okuniew, 11 lutego 1831 Kochana Kostuniu! Korzystam z okazyi..., a�eby te kilka s��w napisa�. Jeste�my ju� wci�gni�ci do walki we wszystkich punktach. To wygl�da na d�ug� kampani�. Oby�my mieli potrzebn� do niej wytrwa�o��. B�d� korzysta� z ka�dej sposobno�ci, a�eby do ciebie pisa�, nie daj�c ci oczywi�cie �adnych szczeg��w, kt�re maj� tylko znaczenie momentalne. Wo� (siedemnastoletni Wojciech Morawski, syn pani referendarzowej z Luboni, pe�ni� przy wuju obowi�zki adiutanta i sekretarza - M. B.) zdr�w, widzia� go tu jego stryj (genera� Morawski) w g��wnej kwaterze z wielk� przyjemno�ci�. Jeszcze nie jest obeznany z swoim rzemios�em, ale z jego gorliwo�ci� i pracowito�ci� pr�dko si� do niego w�o�y..." Przypadek sprawi�, �e swoj� pierwsz� korespondencj� wojenn� pisa� genera� w podwarszawskim pa�acu, kt�rego ka�dy k�t musia� mu przywodzi� na pami�� b�ogos�awione (zw�aszcza dla �ubie�skich) czasy pokoju. Maj�tek Okuniew by� w�asno�ci� jego m�odszego brata Jana i do wojny stanowi� jedno z owych ciep�ych, doskonale prosperuj�cych gniazd rodzinnych, kt�rych pomy�lny rozw�j cz�onkowie klanu "pobo�nych spekulator�w" sk�onni byli uto�samia� ze szcz�ciem ojczyzny. By� to ten sam Okuniew, gdzie genera� dyrektor odbywa� przed rokiem narady w sprawie za�o�enia Domu Handlowego "Bracia �ubie�scy i Sp�ka"; gdzie wielokrotnie podziwia� udoskonalane przez brata "serpentyny" do p�dzenia spirytusu; gdzie uczestniczy� w hucznych chrzcinach bratank�w i bratanic; gdzie za ka�dym kolejnym pobytem odkrywa�, ku swemu najg��bszemu zadowoleniu, coraz to nowe oznaki rosn�cej zamo�no�ci i si�y rodu hrabi�w �ubie�skich herbu Pomian. 11 lutego 1831 roku wszystko to nale�a�o ju� do przesz�o�ci. Do Okuniewa wtargn�a wojna, przynosz�c ze sob� zmiany, chaos i niepok�j. Gospodarny racjonalizator mazowieckiego gorzelnictwa, Jan hrabia �ubie�ski, powo�any na stanowisko generalnego intendenta wojsk lewego brzegu Wis�y, urz�dowa� w Warszawie w sztabie krewnego swej �ony, genera�a Stanis�awa Klickiego. Pani Jasiowa - jak nazywano w korespondencji rodzinnej okuniewsk� dziedziczk� - zajmowa�a si� w stolicy przygotowywaniem szarpi dla rannych �o�nierzy i organizowaniem went dobroczynnych na potrzeby wojskowego szpitalnictwa, kt�rym zarz�dza� jej szwagier eks-szwole�er ksi�dz Tadeusz �ubie�ski. Najstarszy syn pa�stwa na Okuniewie, dziewi�tnastoletni podporucznik Stanis�aw �ubie�ski �ciera� si� ju� z nieprzyjacielem jako dow�dca plutonu w 1. pu�ku strzelc�w konnych i adiutant dow�dcy 1 dywizji jazdy pu�kownika (p�niej genera�a) Antoniego Jankowskiego - r�wnie� dawnego szwole�era. Obszerny, tchn�cy do niedawna dostatnim �adem, pa�ac okuniewski zaj�ty by� od dw�ch dni przez ha�a�liw�, podenerwowan� "Kwater� Jeneraln�" - jedyn� chyba w historii wojen, kwater� g��wn� naczelnego wodza, w kt�rej trudno si� by�o zorientowa�, kto tym naczelnym wodzem w�a�ciwie jest. O �cian� od hrabiego Tomasza, pisz�cego list do hrabiny Konstancji, rozgrywa� si� pierwszy akt tragifarsy podw�jnego dow�dztwa wojsk powsta�czych - maj�cego tak fatalnie zaci��y� na losach rozpoczynaj�cej si� kampanii. W�a�nie w Okuniewie po raz pierwszy pojawi� si� w g��wnej kwaterze eks-dyktator powstania J�zef Ch�opicki. Upad�y "bo�ek opinii" by� w stroju cywilnym i wzbrania� si� przed przyj�ciem jakiejkolwiek oficjalnej funkcji wojskowej, ale w�dz naczelny, tyle� zacny co zupe�nie bezradny, ksi��� Micha� Radziwi�� oraz otaczaj�cy go sztabowcy uznali w nim natychmiast naczelnego wodza de facto. W praktyce nie by�o to jednak takie �atwe do przeprowadzenia. Ignacy Pr�dzy�ski, kt�ry przyjecha� do g��wnej kwatery okuniewskiej niemal r�wnocze�nie z genera�em �ubie�skim, wspomina w pami�tniku: "P�no w nocy przyje�d�am do Okuniewa. Szukam w pa�acu k�cika, gdziebym si� m�g� ulokowa� w pobli�u Wodza Naczelnego; wszystko zaj�te. - A tu? - pytam si�, wskazuj�c ostatnie drzwi. - Tu stoi genera� Ch�opicki! - odpowiedziano mi. Ch�opicki w g��wnej kwaterze! By� to dla mnie promie� �wiat�a. Zrozumia�em [...] �e skoro Ch�opicki si� w g��wnej kwaterze znajduje, on, nikt inny, dowodzi� wojskiem b�dzie; �e to rzecz nieuchronna, kt�ra sama si� zrobi� musi... Ale Ch�opicki, lubo obecny, nie chcia� si� do niczego wdawa�, i owszem gdy go o co zaczepia�em, zbywa� mnie temi s�owami: - Czeg� wasan chcesz ode mnie, masz przecie wodza naczelnego. - Dalej�e ja do Radziwi��a. Ale ten nic zgo�a nie rozumia�, o co chodzi, i zawsze si� tylko odwo�ywa� do genera�a Ch�opickiego, z kt�rym atoli ba� si� wdawa� osobi�cie w rozmow�". Najzdolniejszy sztabowiec polski, podpu�kownik Pr�dzy�ski, zabiegaj�cy w�wczas o zrealizowanie swoich plan�w operacyjnych, od kt�rych m�g� zale�e� dalszy bieg wojny, by� zrozpaczony i przera�ony paradoksaln� sytuacj� w naczelnym dow�dztwie. Genera� �ubie�ski na razie jeszcze nie odczuwa� jej ujemnych skutk�w. Zderzy si� z nimi dopiero w dwa tygodnie p�niej, na polu bitwy grochowskiej. I to tak niefortunnie, �e wyjdzie z tego zderzenia z trwa�� plam� w biografii. Po uzyskaniu w Okuniewie rozkazu ustalaj�cego organizacj� i sk�ad osobowy 3. dywizji jazdy,* (* Rozkazem naczelnego wodza z 10 lutego 1831 roku, wydanym w Okuniewie, sk�ad dywizji genera�a �ubie�skiego zosta� okre�lony nast�puj�co: brygada 1, pod dow�dztwem pu�kownika Kami�skiego, z�o�ona z 4. pu�ku strzelc�w konnych i 5. pu�ku u�an�w fundacji Zamoyskich; brygada 2, pod dow�dztwem pu�kownika Ziemi�ckiego, z�o�ona z 2. pu�ku u�an�w i dywizjonu karabinier�w [dawnych �andarm�w]; brygada 3, pod dow�dztwem pu�kownika Ch�apowskiego, z�o�ona z 3. pu�ku u�an�w i pu�ku jazdy krakowskiej, bateria 4. lekkokonna pu�kownika Chorzewskiego. P�niej sk�ad ten uleg� jeszcze parokrotnym zmianom.) genera� wyruszy� w dalsz� drog� w kierunku Siedlec. Jeszcze tego samego dnia wieczorem, na biwaku polowym we wsi Koby�ka, rozpocz�� pisanie tradycyjnego sprawozdania dla Guzowa, gdzie czeka� niecierpliwie na wiadomo�ci z frontu s�dziwy patriarcha rodu �ubie�skich hrabia Feliks Walezjusz, nazywany przez znajomych "panem ministrem". Pisz�c do Guzowa pan Tomasz nie musia� ju� by� tak ostro�ny, jak w li�cie do Luboni, nie szcz�dzi� wi�c "panu ministrowi" r�wnie� i szczeg��w o "znaczeniu momentalnym". "Drogi Ojcze! Kroki nieprzyjacielskie ze wszech stron rozpocz�te. Rzucone zosta�y liczne kolumny kawaleryji, kt�re w r�nych miejscach przesz�y nasz� granic� i zbli�y�y si� szybkim marszem a� do naszych forpoczt�w ze wszystkich stron, jak by chcia�y nas wyzywa�, �eby�my si� za niemi uganiali, a przez to podawszy zanadto w praw� stron�, odkryli Warszaw� od strony Pu�tuska, kt�r�dy zdaje si�, �e g��wna przemaszeruje armia. Szcz�ciem spostrzegli si� dow�dcy naszej armii, i� posuni�t� nadto by�a ku prawej stronie, i wzi�li si� do skoncentrowania jej w celu trzymania jej w pogotowiu do rzucenia si� w stron�, gdzie przyjd� masy nieprzyjacielskie, nie zwa�aj�c na kolumny odr�bne kawaleryi. Ten to ruch teraz wykonywamy. Je�eli albowiem jest przeznaczone, �eby�my w tej walce pora�eni zostali, trzeba przynajmniej z honorem zako�czy�, je�eli za� B�g pozwoli zwyci�stwa, trzeba by� w pogotowiu, a�eby mo�na z niego skorzysta�. Z wielkim dzisiaj dowiedzia�em si� ukontentowaniem, �e Henryk (�ubie�ski) prawie jest wolny, zapewne p�jdzie do armii... jak istotnie w tera�niejszym momencie, po tym wszystkim, jak si� w opinii po�o�y�, najlepiej zrobi. Moja komenda jeszcze nie jest zebrana, dopiero si� oko�o 14-go zbierze [...] W tym momencie jestem tylko z 4-tym pu�kiem Strzelc�w konnych. Inne pu�ki mojej dywizyi s� jedne na Pradze, w Wieliszewie, a reszta ko�o Siedlec. Pu�k Krakus�w oddany pod moj� komend�, mo�e to ten, w kt�rym jest Kazio (bratanek genera�a - syn nie �yj�cego ju� by�ego kapitana szwole�er�w Franciszka �ubie�skiego - M. B.) bardzo by mi to by�o mi�o. Je�eliby Drogi Ojciec chcia� pisa� do mnie, to prosz� pisa� pod kopert� jenera�a Morawskiego, Jenera�a S�u�bowego przy Naczelnym Wodzu Wojska Polskiego w Kwaterze Jeneralnej. Ksi�dz Tadeusz najlepiej list prze�le przez komissy� Wojny, gdzie zasiada... Mie� b�d� przy sobie pe�no Wielkopolan�w jako Adjutant�w... Wosio zawsze weso�y i got�w do wszystkiego". Mo�liwe, �e dow�dca 3. dywizji jazdy - znu�ony pracowitymi zabiegami w "Kwaterze Jeneralnej" i d�ugim ko�ysaniem si� w siodle - zasn�� nad tym swoim sprawozdaniem, bo uko�czy� je dopiero nast�pnego ranka. Druga cz�� listu jest bardziej prywatna i pokazuje wojn� - dos�ownie - od kuchni. "12 lutego rano Mam ze sob� trzy konie wierzchowe dla siebie, dwa dla mojej s�u�by, bryczk� zaprz�gni�t� ko�mi Ksi�cia Tadeusza z kucharzem i prowizyami. Kampania ta du�o b�dzie mnie kosztowa�, bo mam znaczny sztab na moim stole. Jest siedmiu oficer�w, tak �e co dzie� trzeba gotowa� obiad przynajmniej na 10 os�b, a przytem �niadanie i herbat� wiecz�r tak�e u mnie jadaj�. Wszystko jest dro�sze jak w Warszawie, bo ka�dy chce si� od�apa� na tych co p�ac� - za tych, co nie p�ac�..." Po drobiazgowych rozwa�aniach kuchenno-finansowych - nieoczekiwany przeskok w sfer� ducha: "By�em do dnia dzisiaj w ko�ciele, jeszcze by�o prawie ciemno. Pi�kny du�y ko�ci� z wynios�em sklepieniem, zmrok w nim panuj�cy, okoliczno�ci chwili, wszystko to do serca przemawia�o. Przytem absolutna w nim panowa�a cisza, bo nikogo nie by�o opr�cz jednego �o�nierza przy konfesjonale. Nabo�e�stwo, z jakim si� potem komunikowa�, do g��bi mnie wzruszy�o..." Tre�� tego porannego przypisu doskonale charakteryzuje autora listu. Tomasz �ubie�ski zawsze gustowa� w ukazywaniu historii od jej prywatno-ekonomicznej podszewki; zawsze - skrupulatnie a� do �mieszno�ci - rachowa� si� z ka�dym wydawanym groszem; zawsze najg��bszych i najszczerszych wzrusze� doznawa� we wn�trzach ko�cio��w. Wystarczy przypomnie� jego listy z roku 1816 z nie ko�cz�cymi si� wyrzekaniami na wyg�rowane ceny w uzdrowiskach niemieckich i czeskich, czy te� jego samotne wizyty w ko�ci�kach hiszpa�skich na trasie wiod�cej do Somosierry i Madrytu. Somosierra!... Madryt!... Ile� to wody up�yn�o w Wi�le od tamtych legendarnych czas�w. Dawny szef pierwszego szwadronu szwole�er�w zbli�a si� ju� do pi��dziesi�tki. Swobod� ruch�w utrudniaj� mu stare rany i odmro�enia, wyniesione z kampanii napoleo�skich; przy zmianach pogody bol� go ko�ci, a "reumatyzmy w g�owie" zaciemniaj� mu jasno�� umys�u; nogi urodzonego kawalerzysty, w dzieci�stwie wykrzywione od zbyt wczesnej jazdy konnej, dr�twiej� mu teraz w strzemionach po paru godzinach marszowego k�usa. Nade wszystko jednak dolega mu utrata m�odzie�czej beztroski tamtych lat, brakuje mu jasnych zdecydowanych rozkaz�w genialnego wodza w szarym p�aszczu i dwuro�nym kapeluszu - wodza, kt�rego nie potrafi zast�pi� �aden z "polskich Napoleon�w", dr�czy go poczucie bezsensowno�ci w�asnej sytuacji. Dow�dca trzeciej dywizji jazdy powsta�czej, jako przedstawiciel najbardziej uprzywilejowanej warstwy obalonego porz�dku, nie mo�e sobie wiele obiecywa� po powstaniu, "wszcz�tym przez sto sze��dziesi�t dzieci" - nawet w razie jego zwyci�stwa. W zwyci�stwo zreszt� nie wierzy, a na konflikt zbrojny z cesarstwem zapatruje si� jak najbardziej pesymistycznie, bo nie zatar�y mu si� jeszcze w pami�ci straszliwe obrazy kl�ski 1812 roku. Pedantycznym wyliczaniem racji �ywno�ciowych przy swoim sztabowym stole i innymi tego rodzaju drobnymi sprawami genera�-dyrektor zdaje si� broni� przed napieraj�cym na niego zewsz�d chaosem "wojennej awantury", w kt�r� wpl�tano go wbrew jego woli. Ka�dy dzie� rozpoczyna od �arliwej modlitwy, aby dane mu by�o z honorem zako�czy� sw�j udzia� w ostatniej wojnie szwole�er�w. Ostatnia wojna szwole�er�w! Nie jest to literacka przeno�nia, sztucznie wykoncypowana na u�ytek niniejszej opowie�ci. To okre�lenie narzuca�o mi si� nieustannie przy ka�dorazowym przegl�daniu materia��w �r�d�owych z roku 1831. Masowy i znacz�cy udzia� dawnych oficer�w "Gwardyi Polsko-Cesarskiej" w kampanii powsta�czej jest fenomenem, kt�ry uchodzi� dot�d uwagi badaczy. Z dochowanych papier�w komisji rz�dowej wojny wynika, �e a� czternastu genera��w, dowodz�cych w roku 1831, mia�o za sob� m�odo�� sp�dzon� w korpusie szwole�er�w.* (* Dzi�ki pomocy pana doktora Mieczys�awa Chojnackiego uda�o mi si� ustali�, �e z pu�ku szwole�er�w, poza genera�em Wincentym Krasi�skim, wyszli nast�puj�cy genera�owie uczestnicz�cy w wojnie 1831 roku: 1) Tomasz �ubie�ski, 2) Henryk Ignacy Kamie�ski, 3) J�zef Za�uski, 4) Wincenty Szeptycki, 5) Antoni Jankowski, 6) Ambro�y Skar�y�ski, 7) Ludwik Pac, 8) J�zef Kamie�ski, 9) Wincenty Dobiecki, 10) Adam Jaraczewski, 11) Dezydery Ch�apowski, 12) Jan Konopka, 13) Pawe� Jerzmanowski, 14) Stanis�aw W�sowicz.) Mn�stwo weteran�w tej s�ynnej formacji odnajduje si� tak�e na stanowiskach pu�kownik�w i podpu�kownik�w wojsk powsta�czych. Postarzali, schorowani, zm�czeni bohaterowie legendy napoleo�skiej - przewa�nie ju� od kilkunastu lat ca�kowicie oderwani od wojskowego rzemios�a - na pierwsz� wie�� o wojnie dosiedli koni, aby z kr�lewskich wojewod�w i kasztelan�w, z cesarskich szambelan�w i fligiel-adiutant�w, z dyrektor�w bank�w i przemys�owc�w, z racjonalizator�w rolnictwa i kolekcjoner�w narodowych pami�tek - przeobrazi� si� w dow�dc�w powsta�czych pu�k�w, brygad, dywizji czy nawet samodzielnych korpus�w. Bo wszyscy oni - niezale�nie od indywidualnego stosunku do "powstania dzieciuch�w" i do "wojny przeciwko w�asnemu kr�lowi" - zachowali w sobie, odziedziczony po pokoleniach rycerskich przodk�w i umacniany od najm�odszych lat odruch warunkowy, nakazuj�cy im stawa� konno i zbrojno na pierwsze wici wojenne, wzywaj�ce do obrony zagro�onej ojczyzny. Z dokument�w wojskowych sprzed p�tora wieku, z po��k�ych list�w, przechowywanych z pietyzmem w rodzinnych archiwach - wy�aniaj� si� znajome postacie popularnych oficer�w historycznego regimentu, kt�rym wypad�o uczestniczy� w "ostatniej wojnie szwole�er�w". Oto g�o�ny pu�kownik Andrzej Niegolewski, przybywaj�cy na sw�j ostatni b�j z rodzinnego Niegolewa w Wielkim Ksi�stwie Pozna�skim. 30 listopada 1808 roku podporucznik Niegolewski, najm�odszy oficer w 3. szwadronie I Regimentu Lekkokonnego Polskiego szar�owa� na Somosierr�. Z ca�ej obsady oficerskiej szar�uj�cego szwadronu tylko jemu jednemu uda�o si� dotrze� a� do "czwartego pi�tra" ziej�cego ogniem w�wozu. Dopiero tam - podziurawiony jedenastoma ranami od kul i bagnet�w, przywalony zabitym koniem - leg� p�ywy u st�p ostatniej z hiszpa�skich baterii. Kiedy nadbieg�y posi�ki i wyci�gni�to go spod konia, powiedzia� do pochylaj�cego si� nad nim marsza�ka Bessieresa: "Umieram, mo�ci ksi���, oto dzia�a, kt�re zdoby�em, niech pan powie o tym cesarzowi!". Nie umar� jednak. Wkr�tce potem Napoleon przypi�� mu w�asnor�cznie Krzy� Legii Honorowej. By�a to pierwsza Legia w pu�ku szwole�er�w. Po upadku "bohatera wieku" Niegolewski powr�ci� do stworzonego przez kongres wiede�ski Wielkiego Ksi�stwa Pozna�skiego. Osiad� w swoim Niegolewie, po�wi�caj�c si� ca�kowicie pracy na roli oraz upami�tnianiu na r�ne sposoby chwa�y szwole�erskiej przesz�o�ci. Wkr�tce zas�yn�� jako wzorowy gospodarz i stra�nik narodowych tradycji. Z kr�lewsko-pruskim rz�dem od pierwszej chwili szed� na udry. Przejawia�o si� to w upartej walce o utrzymanie polsko�ci we wszystkich dziedzinach �ycia Wielkiego Ksi�stwa Pozna�skiego. Na pisma urz�dowe w j�zyku niemieckim dziedzic z Niegolewa z zasady nie odpowiada� b�d� w og�le ich nie przyjmowa�. Za konsekwentny op�r przeciwko zakusom germanizacyjnym poci�gni�to go w ko�cu do odpowiedzialno�ci s�dowej.15 lutego 1830 roku s�d ziemski pierwszej instancji skaza� go wyrokiem zaocznym "z powodu upierania si� przy u�yciu j�zyka polskiego w rozprawie". Odwo�a� si� od tego wyroku (naturalnie po polsku) do najwy�szego s�du apelacyjnego w Poznaniu, a po odrzuceniu apelacji - do kr�lewskiego ministra sprawiedliwo�ci. Prawowanie si� z berli�skim ministerstwem przerwa� mu wybuch powstania w Kr�lestwie. Przekrad� si� przez granic� razem z dwoma ziemianami wielkopolskimi: by�ym pu�kownikiem Ludwikiem Szczanieckim i Edwardem Potworowskim. 7 grudnia 1830 roku przybyli do Warszawy i za��dali, aby dyktator Ch�opicki udzieli� im "pos�uchania partykularnego" (na osobno�ci) jako reprezentantom Polak�w z Pozna�skiego. Ch�opicki potraktowa� przybysz�w zgodnie ze sw� polityk� nierozszerzania "ruchawki" poza granice Kr�lestwa. "8 grudnia - opowiada w pami�tniku pu�kownik Szczaniecki - przypuszczeni zostali�my do pos�uchania, lecz publicznego, na kt�rym nas dyktator przyj��... temi wyrazy: >>Mam do czynienia z jednym cesarzem i nie wiem jeszcze, jak z nim zako�cz�. Z innymi mymi s�siadami chc� w pokoju �y�. Wzgl�dem Ksi�stwa Pozna�skiego tak� zachowa�em polityk�, jak Francya wzgl�dem Belg�w.<< Na to odrzek�em: >>Jenerale! Belgijczyki nie s� Francuzami, a nam tej krzywdy nie wyrz�dzisz, aby� nas za Polak�w nie uwa�a�!<< Na koniec, po �ywszej dyskusji o�wiadczy� dyktator, i� jak rz�d pruski b�dzie ��da�, ka�e nas wyda�, co wszystkich niezmiernie oburzy�o i z najwi�kszym nieukontentowaniem opu�cili�my sal�, nape�nion� osobami wszelkiego stanu..." Nie chc�c by� wydany Prusakom przez warszawskiego dyktatora, Niegolewski sam powr�ci� w Pozna�skie. Ale nie na d�ugo. W pocz�tkach roku 1831, tu� po wybuchu wojny, znowu pojawi� si� w Warszawie. Tym razem przyj�to go inaczej.10 lutego otrzyma� od naczelnego wodza ksi�cia Radziwi��a nominacj� na pu�kownika (wojny napoleo�skie zako�czy� w stopniu szefa szwadronu) oraz przydzia� do "Kwatery Jeneralnej". W miesi�c p�niej dzi�ki wstawiennictwu pu�kownika Dezyderego Ch�apowskiego, krajana z Wielkopolski i dawnego kolegi pu�kowego, powierzono mu komend� pu�ku jazdy sandomierskiej, kt�ry to pu�k przed wyruszeniem w pole musia� sam ca�kowicie przeorganizowa� i wyszkoli�. W ofensywie wiosennej bra� ju� udzia� na czele swoich sandomierzan. Mocno sfatygowany, ale szcz�liwy pisa� do �ony z obozu pod Ka�uszynem: "Na brzuchu wyci�gni�ty le��cy pisa� musz� [...] pod dachem jeszcze nie by�em [...] Z tem wszystkiem jestem bardzo zdr�w, zdrowszy jak kiedykolwiek [...] Prawda, i� wczoraj by�em tak zm�czony, �e ju� nie mog�em dalej i uskoczy�, 48 godzin z konia nie zsiad�em, mieli�my wypraw� ku Siedlcom, byli�my, nieprzyjaciela zaalarmowali�my, koni�my nam�czyli, piechot� zm�czyli i wr�cili�my si� [...] Ju� nie raz my si� bili, �o�nierze nasi id� naprz�d jakby do ta�ca, bij� si� i narzekaj� jedynie, �e im nieprzyjaciel dotrzyma� nie chce..." Ale jedena�cie ran spod Somosierry nie pozwoli�o o sobie zapomnie�. Ju� w czerwcu Niegolewski musia� z�o�y� dow�dztwo pu�ku i znowu powr�ci� do spokojniejszej pracy w G��wnej Kwaterze. W sierpniu "jeneralny sztab-lekarz" wystawi� mu �wiadectwo, �e "chorym jest od trzech miesi�cy na reumatyzm lataj�cy (arthrithis vaga), kt�ra to choroba ci�g�ego i regularnego wymagaj�c leczenia, nie dozwala mu oddalania si� z Warszawy, a tembardziej przedsi�brania podr�y". 11 sierpnia 1831 roku w�dz naczelny genera� Jan Skrzynecki, w uznaniu zas�ug bojowych chorego pu�kownika, przes�a� mu Z�oty Krzy� Wojskowy. Dok�adnie w dwa tygodnie p�niej dano mu dymisj� "dla s�abo�ci zdrowia". W albumie ikonografii napoleo�skiej, wydanym przez Ernesta �uni�skiego, mo�na odnale�� kilka podobizn Niegolewskiego z heroicznej epoki szwole�erskiej. Orygina�y niekt�rych z tych rycin pokazywa� mi w swoim warszawskim mieszkaniu pan profesor Andrzej Niegolewski - prawnuk w linii prostej bohatera Somosierry. Profesor Niegolewski ma jeszcze poza tym w swoich zbiorach rodzinnych du�y olejny portret pradziada, malowany z natury ju� po powstaniu listopadowym. Wprost trudno uwierzy�, �e portret przedstawia tego samego cz�owieka, co wcze�niejsza zaledwie o dwadzie�cia lat ikonografia napoleo�ska. Z ciemnego zniszczonego p��tna spogl�da przedwcze�nie postarza�y, zm�czony m�czyzna, jak gdyby przebrany w maskaradowy kostium historyczny. Mundur dow�dcy jazdy sandomierskiej ��czy w sobie elementy szwole�ersko-napoleo�skie z elementami powsta�czo-ko�ciuszkowskimi. Hippisowska fryzura Niegolewskiego (najprawdopodobniej peruka), przyci�ta na piastowsk� "polk�", niepokoj�co odbija sw� zadzierzysto�ci� od osowia�ego spojrzenia, pofa�dowanego oblicza i obwis�ych w�s�w schorowanego wojaka. Jest w tym obrazie ukazana z ca�ym okrucie�stwem �a�osna prawda, �e do utraconego czasu nie ma ju� powrotu, �e b�d�c starszym o lat dwadzie�cia, nie mo�na jeszcze raz prze�y� m�odzie�czej epopei. Sp�kany ze staro�ci rodzinny portret m�wi wi�cej o "ostatniej wojnie szwole�er�w" ni� da�oby si� wyrazi� s�owami. Ale wypadek pu�kownika Niegolewskiego ods�ania tylko jeden aspekt zjawiska, by tak rzec - fizyczny. Niegolewski nie mia� na sumieniu antypatriotycznych grzech�w z czas�w kongresowych, z drugiej strony - jako przybysz z Pozna�skiego, nie piastuj�cy w Kr�lestwie �adnych wojskowo-dworskich urz�d�w - uczestnicz�c w kampanii powsta�czej, nie dopuszcza� si� zbrodni podniesienia broni przeciwko "swojemu prawowitemu monarsze". Dzi�ki temu udzia� Niegolewskiego w "ostatniej wojnie szwole�er�w" by� wolny od dodatkowych komplikacji natury etyczno-politycznej. Inaczej rzecz si� mia�a na przyk�ad z jego dawnym koleg� pu�kowym - genera�em J�zefem Za�uskim. J�zef Za�uski przetrwa� w historii i legendzie szwole�erskiej przede wszystkim jako... literat. Jego to dzie�em by� tryumfalny Marsz pu�ku gwardii z roku 1807, zaczynaj�cy si� od s��w: Zaja�nia� dzie� po��dany Znak marszu tr�ba wyda�a Niech �yje cesarz kochany Niech go wielbi ziemia ca�a... On w roku 1808 w rymowanych kupletach �piewu �o�nierskiego dla gwardyi Napoleona... utrwali� dla potomno�ci ciekawe szczeg�y formowania si� pu�ku szwole�er�w. On wreszcie, ju� jako starzec siedemdziesi�cioletni, przej�� w swe r�ce ster burzliwej batalii prasowej kombatant�w na temat bitwy pod Somosierr� - i ostatecznie skodyfikowa� prawd� i legend� szwole�ersk� w swoich barwnych Wspomnieniach o Pu�ku Lekkokonnym Polskim Gwardyi Napoleona, kt�re z kolei sta�y si� podstawowym �r�d�em historycznym dla autor�w popularnych powie�ci napoleo�skich: Wac�awa G�siorowskiego, Walerego Przyborowskiego i wielu innych. Mo�na wi�c �mia�o uzna�, �e w�a�nie J�zef Za�uski najbardziej przyczyni� si� do tego, �e szwole�erowie napoleo�scy zaj�li tak poczesne miejsce w wyobra�ni paru pokole� czytaj�cych Polak�w. Ale pisanie historii a �ywe w niej uczestnictwo - to dwie zupe�nie r�ne sprawy. W latach 1815-1830 zas�u�ony hagiograf "Gwardyi Polsko-Cesarskiej" sprzeniewierzy� si� wychwalanej przez siebie przesz�o�ci i do�� daleko odszed� od patriotyczno-niepodleg�o�ciowej tradycji szwole�erskiej. Po powrocie z wojny i oswojeniu si� z now� rzeczywisto�ci� polityczn� autor marsza pu�kowego, wype�nionego uwielbieniem dla Napoleona, r�wnie szybko jak genera� Wincenty Krasi�ski "przestawi� si�" na uwielbianie cesarza Aleksandra i z impetem przyst�pi� do robienia dworskiej kariery. By�a mu ona zreszt� przeznaczona nieomal od kolebki. Urodzony i wychowany na zamku rodzinnym w Ojcowie pod Krakowem, jeszcze w dzieci�stwie - podobnie jak wielu innych potomk�w magnaterii galicyjskiej - wys�any zosta� na dw�r wiede�ski i przez par� lat s�u�y� jako pa� cesarzowi rzymsko-niemieckiemu Franciszkowi II.* (* Po pogromie pod Austerlitz i utworzeniu przez Napoleona Zwi�zku Re�skiego, cesarz rzymsko-niemiecki Franciszek II przeobrazi� si� w cesarza austriackiego Franciszka I.) Lata m�odzie�cze sp�dzone w gwardii napoleo�skiej, niezale�nie od ich tre�ci ideowo-militarnych, r�wnie� mog�y si� liczy� za s�u�b� dworsk�. By� wi�c J�zef Za�uski znakomicie przygotowany do s�u�enia tak�e i nast�pnym cesarzom. Dodatkowy wp�yw na jego ukierunkowanie wywiera�a sytuacja rodzinna. Drugim m�em jego matki by� genera� Josif Igelstr"m, os�awiony dow�dca wojsk rosyjskich w Polsce podczas insurekcji ko�ciuszkowskiej - ten sam Igelstr"m, kt�rego szewc Kili�ski, jak g�osi znany wiersz Or-Ota, "wzi�� na klajster, go�dzikami przybi�". W roku 1815 emerytowany dostojnik carski do�ywa� ju� swoich lat w wo�y�skich posiad�o�ciach �ony, ale w Petersburgu rozporz�dza� jeszcze wystarczaj�cymi wp�ywami, aby m�c odpowiednio podeprze� karier� polskiego pasierba. 10 listopada 1815 roku J�zef Thabasz z Za�uskiego hrabia Za�uski, zatwierdzony w stopniu podpu�kownika gwardii kr�lewsko-polskiej, otrzyma� (chyba jako pierwszy z by�ych gwardzist�w napoleo�skich) nominacj� na adiutanta przybocznego (fligiel-adiutanta) cesarza Aleksandra I. Nied�ugo potem awansowa� do stopnia pu�kownika gwardii. Wszystkie te wyr�nienia tym bardziej rzuca�y si� w oczy, �e nast�powa�y w okresie szczeg�lnego nat�enia niech�ci nowych w�adz do napoleo�czyk�w i masowego wycofywania si� dawnych szwole�er�w z czynnej s�u�by wojskowej. W pierwszych latach Kr�lestwa Kongresowego Za�uski przebywa� przewa�nie w Petersburgu przy boku swego suwerena. Do Warszawy zagl�da� rzadko, nie chc�c si� nara�a� na szykany ze strony wielkiego ksi�cia Konstantego (tymi szykanami cesarzewicza b�dzie si� p�niej rehabilitowa� przed s�dem opinii publicznej, ale w pozostawionej Autobiografii szczerze wyzna, �e Konstanty nie lubi� go przede wszystkim dlatego; �e - podobnie jak w innych fligiel-adiutantach cesarskich - wietrzy� w nim rewizora nas�anego z Petersburga). Wojskowo-dworskim awansom Za�uskiego towarzyszy�y korzystne nabytki materialne. �ona Zofia hrabina Przerembska wnios�a mu w posagu intratne dobra w Galicji, po �mierci Igelstr"ma odziedziczy� dwa maj�tki w prowincjach zachodnich cesarstwa rosyjskiego. Spadek po ojczymie zwi�za� go jeszcze mocniej z tronem petersburskim. Tron potrafi� to przywi�zanie doceni� i odpowiednio je wynagrodzi�. Zasadniczy prze�om w karierze poety szwole�er�w rozpocz�� si� w roku 1823 w zwi�zku z b�ahymi w swej istocie zaj�ciami studenckimi w Krakowie, kt�re komisarz cesarski Nowosilcow usi�owa� rozdmucha� w wielk� afer� polityczn�, aby pod tym pretekstem zagarn�� kontrol� nad ca�ym szkolnictwem w "niepodleg�ej" Rzeczypospolitej Krakowskiej.* (* Zgodnie z postanowieniami kongresu wiede�skiego Krak�w wraz z okr�giem na lewym brzegu Wis�y uznany zosta� za "miasto wolne, niepodleg�e i �ci�le neutralne" pod opiek� trzech mocarstw: Rosji, Austrii i Prus. Potocznie nazywano ten tw�r kongresowy Rzecz�pospolit� Krakowsk�.) W wyniku zabieg�w "pana senatora" na dworze petersburskim zdecydowano, i� kierownictwo Uniwersytetu Jagiello�skiego powinno si� znale�� w r�kach cz�owieka "energicznego i pewnego". Zdaniem Nowosilcowa na poskromiciela m�odzie�y galicyjskiej najlepiej nadawa� si� zaufany fligiel-adiutant cesarski J�zef hrabia Za�uski, kt�ry przez urodzenie i ma��e�stwo zwi�zany by� z ziemi� krakowsk�, a dzi�ki swej reputacji literata i intelektualisty �mia�o m�g� pretendowa� do wysokich godno�ci kulturalnych. Jakkolwiek senat krakowski chcia� widzie� na fotelu rektorskim zwi�zanego ju� od lat z Akademi� Jagiello�sk� profesora Jana �niadeckiego - �yczenie najpot�niejszego z trzech dwor�w "opieku�czych" musia�o by� uszanowane. W wyborach na rektora najstarszej i naj�wietniejszej uczelni polskiej szwole�erski rymopis pobi� na g�ow� �wiatowej s�awy uczonego i pedagoga. Ale to by� dopiero wst�p do wywy�szenia, jakie cesarz-kr�l przeznaczy� swemu fligiel-adiutantowi. Zgodnie z planem Nowosilcowa system szkolnictwa krakowskiego uleg� przeorganizowaniu na podobie�stwo "kuratorii" istniej�cej na Litwie. W wyniku tej reformy nowy rektor Uniwersytetu Jagiello�skiego ciesz�cy si� zaufaniem Petersburga, przej�� mia� zwierzchnictwo nad wszystkimi instytucjami naukowymi Rzeczypospolitej Krakowskiej, jako kurator z ramienia trzech mocarstw opieku�czych: Rosji, Austrii i Prus - a wi�c dygnitarz sui generis mi�dzynarodowy. Ze wzgl�du na do�� d�ugie uzgadnianie mi�dzy trzema dworami statutu kuratorii krakowskiej oraz p�niejsze wydarzenia polityczne, zwi�zane ze �mierci� cesarza Aleksandra I, uroczysta "installacya" nowego kuratora odby�a si� dopiero w pa�dzierniku 1826 roku. Dekret nominacyjny Za�uskiego g�osi�, i� trzy potencje powo�a�y go na stanowisko w uznaniu "zas�ug, talent�w, zdolno�ci i pewnych intencyi". Pomimo mi�dzynarodowych pozor�w urz�du kuratorskiego, rzeczywistym i bezpo�rednim dyspozytorem i nadzorc� krakowskim poczyna� Za�uskiego sta� si� od tej chwili senator Nowosilcow. I znowu wypada przypomnie�, �e wszystko to dzia�o si� w czasie, kiedy w Warszawie pod nadzorem tego� Nowosilcowa toczy�o si� brutalne �ledztwo przeciwko dzia�aczom niepodleg�o�ciowym z Towarzystwa Patriotycznego, a kuzyn nowego kuratora krakowskiego, Roman hrabia Za�uski de la Riviere (m�� czaruj�cej pani Amelii) wi�ziony by� w klasztorze Karmelit�w jako zbrodniarz stanu. Wst�puj�c na drog� kariery cywilnej, literat szwole�er�w nie zrezygnowa� z kariery wojskowej. Przed wyjazdem do Krakowa wyprosi� by� sobie u cesarza-kr�la Miko�aja I, aby pozwoli� mu zatrzyma� godno�� fligiel-adiutanta. Nie chodzi�o tylko o honorowy tytu�. W nieca�e dwa lata p�niej, po wybuchu wojny rosyjsko-tureckiej Za�uski wzi�� urlop z kuratorii krakowskiej i zg�osi� si� na ochotnika do s�u�by adiutanckiej przy boku imperatora, kt�ry znajdowa� si� w�wczas w g��wnej kwaterze armii Dybicza, walcz�cej z Turkami na ziemi bu�garskiej. Wojaczka szwole�era kuratora trwa�a prawie rok. Pocz�tkowo wi�d� �ycie dworskie w g��wnej kwaterze cara, potem dowodzi� w pierwszej linii. Szczeg�lnych laur�w ta kampania mu nie przynios�a, ale opu�ci� szeregi w stopniu genera�a brygady. W nied�ugi czas potem: w maju 1829 roku warszawianie mieli mo�no�� podziwiania go w generalskim mundurze, kiedy towarzyszy� Miko�ajowi jako adiutant na uroczysto�ciach koronacyjnych. Po koronacji powr�ci� do Krakowa i po�wi�ci� si� na dobre obowi�zkom kuratorskim. W Krakowie nie by� J�zef Za�uski postaci� popularn�, gdy� nie bacz�c na jego napoleo�sk� przesz�o��, uwa�ano go powszechnie za carskiego agenta. Jego twarda r�ka oraz zmiany, jakie przeprowadza� w kadrach pedagogicznych, r�wnie� nie przysparza�y mu przyjaci�. Profesorowie przez niego usuwani - ludzie przewa�nie ma�o warci - ch�tnie go oskar�ali o ograniczanie swob�d obywatelskich b�d� wr�cz o dzia�alno�� antynarodow�. Jednak�e obiektywni badacze jego pracy kuratorskiej oceniaj� j� na og� pozytywnie. By� dla m�odzie�y zwierzchnikiem surowym, lecz sprawiedliwym. Dba� o wysoki poziom nauczania i unowocze�nianie jego metod. Usuwa� ze stanowisk profesor�w nieudolnych b�d� zniedo��nia�ych wskutek podesz�ego wieku, a na ich miejsce stara� si� �ci�gn�� powa�nych naukowc�w o nie kwestionowanym autorytecie moralnym (inna rzecz, �e nie zawsze mu si� to udawa�o). W jednym tylko wypadku kurator krakowski poddawa� si� ca�kowicie zaleceniom Nowosilcowa, a nawet te zalecenia wyprzedza�: kiedy chodzi�o o tropienie najb�ahszych cho�by zwi�zk�w tajnych w�r�d m�odzie�y. Uwa�a� je za szkodliw� dziecinad� i t�pi� bez lito�ci. Taki by� przebieg kariery dawnego barda szwole�er�w a� do wybuchu powstania. Dalszy rozw�j wydarze� zdawa� si� by� �atwy do przewidzenia. Dla faworyta obalonego porz�dku zachowaniem najbardziej naturalnym by�oby trzymanie si� jak najdalej od warszawskiej "rewolucyi", a wi�c niewychylanie nosa ze "�ci�le neutralnej" Rzeczypospolitej Krakowskiej b�d� dla wi�kszego bezpiecze�stwa - zaszycie si� na krytyczny okres w kt�rym� ze swoich galicyjskich maj�tk�w. Sta�o si� jednak inaczej. Albo "kurator z ramienia trzech potencji" rzeczywi�cie nie poczuwa� si� w swoim sumieniu do �adnych win wobec wsp�ziomk�w, albo atawistyczny odruch warunkowy, o kt�rym wspomnia�em wy�ej, okaza� si� silniejszy od instynktu samozachowawczego; do��, �e ju� w pierwszych dniach grudnia 1830 roku J�zef Za�uski - tak samo jak Andrzej Niegolewski i wielu innych dawnych koleg�w pu�kowych - siad� na konia i ruszy� do zbuntowanej Warszawy. Do przy�pieszenia jego wyjazdu przyczyni�y si� doniesienia w prasie krakowskiej, wymieniaj�ce w sk�adzie w�adz powsta�czych trzech wybitnych napoleo�czyk�w: Ch�opickiego, Paca i �ubie�skiego. "Wyobrazi�em sobie - wspomina w pami�tniku eks-szwole�er - �e te trzy nazwiska, b�d�ce zabytkami s�u�by francuskiej [...] musia�y by� istotnemi spr�ynami powstania". Jecha� wi�c do powsta�czej stolicy w nastroju jak najlepszym, niemal jak na dalszy ci�g wojen napoleo�skich. W kt�rym� z przydro�nych zajazd�w jaki� szeregowy wiarus, r�wnie jak on zd��aj�cy do powstania, powita� go optymistyczn� aluzj� do nazwiska dyktatora: "Panie! dobrze si� co� zaczyna, bo ch�op stoi na czele!" - "Pokrzepiony t� otuch�" (s�owa Za�uskiego) niedawny fligiel-adiutant Miko�aja wysma�y� na poczekaniu wiersz aprobuj�cy powsta�cz� dyktatur� i opublikowa� go drukiem w prasie kieleckiej: Zgoda, porz�dek, niech �yje! Na nich ca�o�� narodowa, Sto tysi�cy r�k niech bije, Jedna niech prowadzi g�owa... Po przyje�dzie do stolicy i pierwszej rozmowie z Ch�opickim zapa� Za�uskiego nieco przygas�. Krakowski kurator z�o�y� wodzowi powstania ofert� wsp�pracy rzeczow� i dla sprawy powsta�czej nader korzystn�. "O�wiadczy�em - pisze w pami�tniku - �e jako dawny wojskowy po�pieszy�em z Krakowa, z kt�rego jako z miejsca neutralnego mog� r�nego rodzaju us�ugi oddawa� krajowi... jako to: nie tylko najkorzystniejsze zwi�zki utrzymywa� z zagranic� w materyalnych potrzebach wojny, ale i �e osobi�cie ofiaruj� si� do posy�ek tajemnych, do gabinet�w zagranicznych kt�rychkolwiek... Na to Ch�opicki obdarzy� mnie odpowiedzi�, kt�ra w jednej chwili rozczarowa�a mnie z poj�cia, jakie sobie robi�em o dyktatorze. - Ja - odpowiedzia� mi Ch�opicki - nie zaczepiam jeszcze innych Dwor�w, p�ki nie odbior� odpowiedzi z Petersburga". Rzecz charakterystyczna, �e magnata Za�uskiego w odpowiedzi Ch�opickiego zdawa�o si� najbardziej gniewa� nie samo odrzucenie propozycji, lecz owo "kr�lewskie ja", u�yte zamiast "obywatelskiego my". Zagra�y tu najwyra�niej r�nice klasowe. Krakowski karmazyn, kt�ry jeszcze w Kielcach wychwala� dyktatur�, blednie z obrazy, gdy powsta�czy dyktator - zwyk�y w gruncie rzeczy szlachciura - o�miela� si� wobec niego, pana z pan�w, "u�y� z arrogancy� wyrazu Ja!... i kt� to? przed kim? - pieni si� w pami�tniku. - Ch�opicki przede mn�..." Zra�ony do "polskiego Cezara", pocz�� si� Za�uski rozgl�da� za "polskim Scypionem". Prosi� znajomych, aby go zetkn�li z Piotrem Wysockim. Ale i z tego niewiele wysz�o: "Znalaz�em oficera instruktora musztry karabinowej, i nic wi�cej". "Tak wi�c po jednogodzinnym pobycie w Warszawie - konkluduje rozczarowany - po�egna� si� musia�em z ideami rzymskiemi Dyktatora i Scypiona, a zasta�em chaos... lecz alea iacta est, los pad�, Miko�aj wyzwany, pojedynek na �mier�, cofa� si� nie wolno... Niech si� dzieje wola Bo�a!..." Starania Za�uskiego o dostanie si� do s�u�by czynnej pocz�tkowo spe�z�y na niczym wobec nieprzejednanej niech�ci dyktatora do przybysz�w zza kongresowych kordon�w. "Prosz� Ch�opickiego o danie mi posady wojskowej, odpowiada: - nie mog�, p�ki si� nie uwolnisz od Twojej posady w Krakowie. - Przynosz� mu uwolnienie*, (*J. Za�uski zrzek� si� urz�du kuratora w pi�mie z 1 stycznia 1831 roku, przes�anym senatowi krakowskiemu.) na to mi rzecze: jak ja pomaszeruj�, p�jdziesz ze mn�!" Ale dyktatura wkr�tce upad�a i nowy w�dz naczelny Radziwi�� okaza� si� dla Za�uskiego �askawszy: by�ego fligiel-adiutanta zdetronizowanego kr�la przyj�to do armii powsta�czej w nale�nym mu stopniu genera�a brygady. Otrzyma� od razu odpowiedzialn� funkcj� szefa sztabu w korpusie �ymirskiego, kt�ry to korpus tak zasadnicz� rol� mia� wkr�tce odegra� w bojach o Warszaw�. P�niej, kiedy naczelne dow�dztwo przesz�o do Skrzyneckiego, zwi�zanego z Za�uskim osobist� przyja�ni�, szwole�erski poeta otrzymywa� funkcje coraz wa�niejsze i coraz bardziej poufne, by w ko�cu stan�� na czele ca�ej s�u�by wywiadowczej wojsk powsta�czych. Fakt, �e niedawnemu m�owi zaufania cesarza Miko�aja powierzono jedno z najodpowiedzialniejszych i najdyskretniejszych zada� w wojnie, prowadzonej przeciwko temu� cesarzowi Miko�ajowi - ju� sam przez si� by� dosy� szokuj�cy. Ale jeszcze dziwniejsze by�o to, i� wojskowej karierze Za�uskiego zupe�nie nie przeszkadza�o, �e r�wnocze�nie "w linii cywilnej" (jak wtedy m�wiono) toczy�o si� przeciwko niemu post�powanie �ledcze, dyskwalifikuj�ce go ca�kowicie jako polskiego patriot�. Powsta�czy Komitet Rozpoznawczy, wy�oniony dla zbadania archiw�w policyjnych obalonego rz�du, natkn�� si� od razu na korespondencj� s�u�bow� kuratora krakowskiego z Nowosilcowem i Ro�nieckim, na raporty ze wzmiankami o tropieniu tajnych zwi�zk�w w�r�d m�odzie�y krakowskiej, na skargi i donosy usuni�tych pracownik�w uniwersyteckich. Ju� samo istnienie takich dokument�w wystarcza�o do sformu�owania najostrzejszych oskar�e�. W atmosferze nienawi�ci do obalonego aparatu ucisku i wys�uguj�cych mu si� "wolontariusz�w pod�o�ci" (wyra�enie J. U. Niemcewicza) nie by�o czasu na g��bsz� i bardziej obiektywn� analiz� krakowskiej dzia�alno�ci Za�uskiego. W wyniku po�piesznego �ledztwa Komitet Rozpoznawczy ju� 23 lutego 1831 roku - a wi�c na dwa dni przed batali� grochowsk� - nakaza� wpisanie genera�a brygady J�zefa hrabiego Za�uskiego, by�ego fligiel-adiutanta cesarskiego, i kuratora krakowskiego, na list� os�b "niezdolnych do piastowania urz�d�w cywilnych i wojskowych" w niepodleg�ym pa�stwie polskim. Ale naczelnym w�adzom wojskowym, w kt�rych prym wiedli osobi�ci przyjaciele i koledzy Za�uskiego, nie �ni�o si� nawet podporz�dkowa� werdyktowi powsta�czego trybuna�u. Przez wiele miesi�cy kr��y�y pisma urz�dowe mi�dzy Komitetem Rozpoznawczym a Rz�dem Narodowym i naczelnym wodzem. Komitet rozpoznawczy stanowczo domaga� si� wyci�gni�cia pe�nych konsekwencji wobec by�ego kuratora i fligiel-adiutanta za jego post�powanie, "sprzeczne ze sposobem my�lenia w dzisiejszych okoliczno�ciach". Naczelne dow�dztwo r�wnie stanowczo broni�o Za�uskiego, powo�uj�c si� na jego zas�ugi wojskowe po�o�one dla sprawy powsta�czej. Chwiejny Rz�d Narodowy, w zale�no�ci od zmieniaj�cych si� koniunktur politycznych, przechyla� si� to na jedn�, to na drug� stron�. Tymczasem oficjalnie i prawomocnie zdyskwalifikowany genera� kierowa� w dalszym ci�gu s�u�b� wywiadowcz� armii powsta�czej i gospodarowa� w najlepsze powa�nymi funduszami, przeznaczonymi na zakup broni za granic�, czyli spe�nia� te zadania, kt�re zleca si� zazwyczaj ludziom najbardziej zaufanym i najwszechstronniej wypr�bowanym w wierno�ci dla sprawy narodowej. Osobliwa "sprawa Za�uskiego", b�d�ca jednym z najdziwniejszych epizod�w "ostatniej wojny szwole�er�w", ci�gn�a si� przez ca�e powstanie i do ko�ca nie zosta�a ostatecznie rozstrzygni�ta. Zwi�zana z ni� dokumentacja, dochowana cz�ciowo do naszych czas�w, jest lektur� nadzwyczaj pouczaj�c� i usposabia do g��bszych refleksji. Przede wszystkim dlatego, �e na podstawie owych starych zapis�w �ledczych mo�na sobie, przy odrobinie wyobra�ni, doskonale odtworzy� dwie g��wne postacie tego powsta�czego "procesu monstre": dw�ch nosicieli sprzecznych racji, w �aden spos�b nie daj�cych si� ze sob� pogodzi�. Oto by�y szwole�er genera� J�zef hrabia Za�uski - w jednej osobie rektor Uniwersytetu Jagiello�skiego, kurator trzech potencji, protegowany Nowosilcowa i szef s�u�by wywiadowczej armii powsta�czej. Wsp�tw�rca legendy szwole�er�w chyba naprawd� nie poczuwa� si� do �adnych win wobec narodu. W swoim mniemaniu by� tak samo dobrym Polakiem w�wczas, kiedy na rozkaz Napoleona zdobywa� Hiszpani�, jak potem, kiedy w Petersburgu pe�ni� s�u�b� dworsk� przy cesarzu Aleksandrze, i jeszcze p�niej - gdy jako ochotnik-kondotier bi� si� z Turkami u boku cesarza Miko�aja czy z polecenia senatora Nowosilcowa strzeg� prawomy�lno�ci m�odzie�y krakowskiej. �arliwie, z przekonaniem broni� si� przed zarzutami powsta�czego Komitetu Rozpoznawczego. Absurdem by�o wed�ug Za�uskiego pos�dzanie go o "spos�b my�lenia nie odpowiadaj�cy dzisiejszym okoliczno�ciom". Jeszcze w sierpniu 1831 roku kiedy ju� nikt nie wierzy� w zwyci�stwo powstania i wielu dawnych koleg�w Za�uskiego pod rozmaitymi pretekstami wymyka�o si� chy�kiem z gin�cego Kr�lestwa - on sam, wezwany do Krakowa na pogrzeb ojca, pojecha� tam wprawdzie, ale nie po to, �eby szuka� bezpiecznego schronienia, lecz �eby sprowadzi� do obl�onej Warszawy swoje akta kuratorskie i - uzbroiwszy si� w odpowiednie dokumenty - dalej walczy� z zarzutami Komitetu Rozpoznawczego, dowodz�c, �e chocia� pos�usznie s�u�y� po kolei a� czterem obcym cesarzom, to zawsze dzia�a� w najlepszej wierze i nigdy nie przestawa� by� dobrym patriot� polskim. "Najwy�szy Rz�dzie - pisa� w swojej p�omiennej obronie. - Cz�owiek, kt�ry od lat dziecinnych nie mia� innej nami�tno�ci pr�cz mi�o�ci Ojczyzny, kt�ry si� us�udze krajowej w spos�b nader przykry i trudny, ale trafny po�wi�ci�, z zaniedbaniem zupe�nie w�asnych interes�w, kt�ry po wybuchu powstania w Warszawie natychmiast stawi� si� w stolicy, nie ogl�daj�c si� na to, co b�dzie i co kto zrobi, ale jako ten, co do podobnego zdarzenia by� przygotowany, kt�ry mog�c jecha� za granic�, wola� narazi� si� na prze�ladowanie swoich nieprzyjaci�, na kule nieprzyjaci� Ojczyzny, a dwa maj�tki, jeden na Litwie, drugi na Wo�yniu podda� pod sekwestr, kt�ry wychowa� m�odszego brata w uczuciach, co go dzi� na czele powstania na Litwie postawi�y*, (* M�odszy brat genera�a, Karol hrabia Za�uski zosta� wybrany naczelnikiem powstania na Litwie, nie maj�c zreszt� do tego stanowiska [co stwierdza z ubolewaniem Wac�aw Tokarz] �adnych kwalifikacji.) cz�owieka takiego Komitet �ledczy pot�pia... Albo� to cz�owiek ma spos�b my�lenia dobry lub z�y, wedle okoliczno�ci? Najja�niejszy Rz�dzie! Ja si� broni� okoliczno�ciami nie my�l� ani nie chc� chor�giewki wiatrowi nastawia�, ani pozosta� koloru niepewnego. Bia�ym lub czarnym raczcie mnie uzna�, Dostojni Panowie. W pierwszym wypadku mi�o mi b�dzie ostatek zdrowia po�wi�ci� Ojczy�nie, w drugim nie powinienem zajmowa� miejsca, jakie zajmuj�, ani �adnego... Dygnitarze wojskowi i rz�dowi, w�r�d kt�rych przewa�ali przyjaciele b�d� dawni koledzy Za�uskiego, przyjmowali jego pi�knie wy�o�one argumenty z najlepsz� wiar� i pe�nym zrozumieniem. Ale nie przemawia�y one do kieruj�cego �ledztwem prezesa Komitetu Rozpoznawczego - referendarza Komisji Rz�dowej Sprawiedliwo�ci Micha�a Hubego. W�a�nie on jest t� drug� stron� procesow�, kt�ra wy�ania si� ze starych akt, obok szwole�erskiego poety: okrutnie skrzywdzony, niesprawiedliwie poni�ony przez dawny rz�d carsko-kr�lewski, referendarz Hube! Micha� Hube, syn skromnego pisarza s�dowego, �wie�o uszlachcony mieszczanin (podobno pierwotne nazwisko rodziny brzmia�o Huba) swoj� urz�dnicz� solidno�ci� i g��bok� wiedz� prawnicz� dopracowa� si� w pierwszych latach Kr�lestwa wysokiej godno�ci referendarza Stanu, obejmuj�c dzi�ki swym kwalifikacjom wiod�c� rol� w rz�dowej komisji sprawiedliwo�ci. Ale w roku 1826 - nie wiadomo, czy z w�asnego pop�du, czy "napuszczony" przez wy�sze w�adze - mia� nieszcz�cie publicznie zaatakowa� jedno z posuni�� fiskalnych pot�nego ministra skarbu ksi�cia Ksawerego Druckiego-Lubeckiego (chodzi�o o tzw. "prawo kabaku", czyli monopolu spirytusowego). Trudno dzisiaj rozstrzygn�� z ca�� pewno�ci�, czy Hube w owym wypadku mia� merytoryczn� s�uszno��, czy te� jej nie mia�. Natomiast nie ulega w�tpliwo�ci, �e nies�uszna i brutalna by�a reakcja Lubeckiego. Ksi���-minister nie znosi� sprzeciw�w, a ponadto w wyst�pieniu Hubego dopatrywa� si� intrygi ukartowanej przez Nowosilcowa. Na nieszcz�snego referendarza zwali�y si� gromy jowiszowego gniewu. Nie zwa�aj�c na opini� publiczn�, ujmuj�c� si� za odwa�nym i zas�u�onym urz�dnikiem, pot�ny minister, przy u�yciu wszystkich swoich wp�yw�w, si�gaj�cych a� do Petersburga, doprowadzi� po d�ugiej walce do usuni�cia Hubego ze stanowiska i do unicestwienia jego latami wypracowanej kariery urz�dniczej. Wtedy to pewnie by�y referendarz Micha� Hube ca�� moc� swej obra�onej godno�ci obywatelskiej, ca�� moc� swojej skrzywdzonej niewinno�ci znienawidzi� rz�d cesarsko-kr�lewski i wszystkich ludzi z nim wsp�pracuj�cych. Po wybuchu powstania ofiara "nadu�yci�w zesz�ego rz�du" doczeka�a si� pe�nej rehabilitacji. Fala powsta�cza wynios�a pokrzywdzonego referendarza na stanowisko przewodnicz�cego Komitetu Rozpoznawczego, powo�anego do zbadania papier�w z tajnych kancelarii wielkiego ksi�cia Konstantego i Nowosilcowa. Na d�ugi czas nazwisko Hubego sta�o si� symbolem patriotycznego odwetu na zdrajcach, szpiclach i serwilistach. Micha� Hube osobi�cie nie nale�a� do �adnego ze stronnictw powsta�czych i nie mia� �ci�le okre�lonych pogl�d�w politycznych. By� w przesz�o�ci rzetelnym, sprawiedliwym urz�dnikiem i takim pozosta� w dniach "rewolucyi". Z r�wnie nieprzejednanym pedantycznym uporem domaga� si� kary za "antynarodowy spos�b my�lenia" feuda�a J�zefa Za�uskiego, co za m�odzie�cze za�amania powsta�czego trybuna Maurycego Mochnackiego. Zajad�y i niestrudzony w swoim pi�tnowaniu s�u�alc�w caratu, referendarz Micha� Hube nie zako�czy zleconych mu czynno�ci urz�dowych z upadkiem powstania. Z pomoc� swojego syna J�zefa wywiezie kompromituj�ce archiwa na emigracj�, og�osi je drukiem z odpowiednimi przypisami i jeszcze przez d�ugi czas przywo�ywa� nimi b�dzie do porz�dku ludzi o zbyt kr�tkiej pami�ci. Nie widzia�em nigdy �adnej podobizny Micha�a Hubego, nie wiem nawet, czy cz�owiek tak skromny jak on, a jednocze�nie tak poch�oni�ty prac� i zagrzebany w papierach, potrafi� si� w og�le zdoby� na pozowanie portrecistom. Ale wyimaginowany wizerunek jego twarzy, rozp�omienionej sprawiedliwym gniewem, czujnie napi�tej i zaci�tej w uporze, towarzyszy� mi nieustannie przy czytaniu oskar�e�, wysuwanych przeciwko szwole�erskiemu poecie. Wcale nie�atwo jest zdecydowa� si� na jednoznaczny os�d w skomplikowanej sprawie eks-szwole�era Za�uskiego. Badacze jego dzia�alno�ci na stanowisku szefa wywiadu powsta�czego zgodnie stwierdzili, �e spe�nia� funkcje dobrze, znacznie lepiej od swoich poprzednik�w i nast�pc�w. Z drugiej jednak strony trudno nie podziela� podejrzliwego niepokoju referendarza Hubego, kiedy �w spostrzega si� nagle, �e w trakcie kr��enia akt "sprawy Za�uskiego" mi�dzy Rz�dem Narodowym a "Jeneraln� Kwater�" naczelnego wodza w tajemniczy spos�b zapodzia�y si� gdzie� za��czone do sprawy dokumenty, najbardziej obci��aj�ce krakowskiego kuratora. Trudno te� pozostawa� oboj�tnym na b�agalne pisma Hubego do naczelnego wodza, genera�a Jana Skrzyneckiego, domagaj�ce si� rozpaczliwie, aby "akta oryginalne pana Nowosilcowa do Sekretaryatu Rz�du Narodowego niezw�ocznie odes�ane by�y". I trudno nie odczu� bezmiaru zm�czenia, bezradno�ci i rezygnacji przewodnicz�cego komitetu rozpoznawczego, kiedy na koniec - nie mog�c przezwyci�y� biernego oporu arystokratyczno-wojskowej kasty, broni�cej swego cz�onka i protegowanego - odsy�a ostatecznie w dniu 27 sierpnia 1831 roku rz�dowi narodowemu "ca�y operat sprawy Za�uskiego", do��czaj�c do niego such�, w�asnor�cznie napisan� notatk�: "Jak� decyzj� Rz�dowi w przedmiocie obecnym b�dzie si� podoba�o wyda�, o tej raczy Komitet przy zwrocie akt zawiadomi�". By�oby oczywi�cie niedopuszczalnym uproszczeniem sprowadza� "spraw� Za�uskiego" jedynie do osobistego konfliktu mi�dzy ofiar� a ulubie�cem obalonego re�imu. Ta sprawa przedstawia�a i symbolizowa�a konflikt og�lniejszy i g��bszy. �ciera�y si� w niej dwa sposoby my�lenia, dawny: feudalny - uznaj�cy za prawo najwy�sze wol� panuj�cego, oraz nowy: demokratyczny - wynosz�cy ponad wol� w�adcy nakaz patriotycznej opinii publicznej. Zabity przez powsta�c�w genera� Ignacy Blumer na kilka miesi�cy przed �mierci� pisa� w li�cie testamentowym do syna: "...pami�taj, �e� si� Polakiem urodzi�, kochaj wi�c twoj� ojczyzn� i twojego kr�la... nie szcz�d� krwi ani maj�tku dla obrony tej ziemi, na kt�rej si� urodzi�e�, nie gwa�� nigdy przysi�gi... uderzaj z dzielno�ci� na niep