Robert Jordan - Koło Czasu 15 - Dech zimy
Szczegóły |
Tytuł |
Robert Jordan - Koło Czasu 15 - Dech zimy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Robert Jordan - Koło Czasu 15 - Dech zimy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Robert Jordan - Koło Czasu 15 - Dech zimy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Robert Jordan - Koło Czasu 15 - Dech zimy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Jordan Robert
DECH ZIMY
Winter’s Heart
Przełożyli Katarzyna i Jan Karłowscy
Wydanie oryginalne: 2000
Wydanie polskie: 2003
Strona 2
Osłabną pieczęcie dozorujące noc, a w najgłębszym tchnieniu
zimy zrodzi się Dech Zimy, wśród zawodzeń, płaczu i zgrzytania
zębami, bowiem przemierzać będzie świat na rumaku czarnym,
którego imię brzmi – Śmierć.
z Cyklu Karaethońskiego: Proroctwa Smoka
Jak zawsze dla Harriet
Strona 3
PROLOG
ŚNIEG
Płomienie trzech lamp migotały, światła dawały jednak aż nadto, by mrok nie znalazł
dostępu do maleńkiego pomieszczenia o surowych białych ścianach i takimż suficie – w
środku siedziała Seaine, uparcie wbijając wzrok w ciężkie drewniane drzwi. Odruch
całkowicie nielogiczny, z czego doskonale zdawała sobie sprawę, wręcz głupi, jeśli
mierzyć go wymogami stosowanymi wobec Zasiadającej w imieniu Białych. Splot
saidara, sięgający poza załom futryny, przynosił jej przypadkowe szmery odległych
kroków w labiryncie korytarzy, szmery, które cichły nieomal natychmiast po tym, jak
zwróciły jej uwagę. Prosta sztuczka, podchwycona od przyjaciółki w dawno minionych
czasach nowicjatu, teraz jakże przydatna – otrzyma ostrzeżenie znacznie wcześniej, niż
zobaczy nadchodzącego. W każdym razie i tak nieliczni tylko schodzili poniżej drugiego
poziomu piwnic.
Splot podchwycił odległe popiskiwanie szczurów. Światłości! Ciekawe, kiedy
właściwie zalęgły się w Tar Valon, w samej Wieży? Czy któreś szpiegowały dla
Czarnego? Zdenerwowana zwilżyła językiem wargi. W tej kwestii logika na nic nie mogła
się przydać. Taka jest prawda. Nawet jeśli jest ona nielogiczna. Poczuła, jak w gardle
nabrzmiewa jej szaleńczy śmiech. Z wysiłkiem udało jej się uniknąć wybuchu histerii.
Trzeba myśleć o czymś innym, nie o szczurach. O czymś innym... Za jej plecami
zduszony pisk wypełnił przestrzeń pomieszczenia, po chwili ścichł, przechodząc w ciche
pojękiwanie. Za wszelką cenę próbowała nie słuchać. Trzeba się skoncentrować!
Ona i jej towarzyszki dotarły do tego pomieszczenia poniekąd powodowane
podejrzeniami, że przewodzące Ajah spotykają się tu w sekrecie. Na własne oczy widziała
przelotnie, jak Ferane Neheran szeptała w odosobnionym kącie biblioteki z Jesse Bilal,
która zajmowała wśród Brązowych bardzo poczesną pozycję, nawet jeśli nie całkiem na
szczycie. W przypadku zaś Suany Dragand z Żółtych, wydawało jej się, że stoi na jeszcze
pewniejszym gruncie. Przynajmniej tak myślała. Dlaczego jednak Ferane prowadzała się z
Suaną po zamkniętych częściach Wieży, obie odziane w proste płaszcze? Zasiadające w
Strona 4
imieniu wszystkich Ajah wciąż ze sobą otwarcie rozmawiały, nawet rozmowy toczyły się
w zimnej atmosferze. Pozostałe miały podobne doświadczenia; rzecz jasna, żadna nie
miała zamiaru wymieniać żadnych imion z własnych Ajah, oprócz dwóch, które
wspominały o Ferane. Naprawdę niełatwa zagadka. W obecnych czasach Wieża stanowiła
istne bagno, Ajah czekały tylko, by wzajem rzucić się sobie do gardeł, a mimo to
najważniejsze spośród nich spotykały się potajemnie po kątach. Żadna kobieta spoza
danych Ajah nie miała pojęcia, kim są przywódczynie, najwyraźniej jednak one same
doskonale się znały. O cóż też może im chodzić? Co to jest? Nieszczęśliwie składało się,
że żadną miarą nie mogła wprost zapytać Ferane; nawet gdyby tamta znana była z
tolerancji dla takiego zachowania, Seaine przenigdy by się nie ośmieliła. Przynajmniej nie
teraz.
Niezależnie jak bardzo próbowała się skoncentrować, myśli nie chciały krążyć wokół
pytania. Zdawała sobie sprawę, że siedzi tępo wpatrzona w drzwi, zamartwiając się
zagadkami, których rozwiązać nie potrafi, właściwie chyba tylko po to, by uniknąć
nieustannego oglądania się przez ramię. W stronę źródła tych zdławionych jęków i
pociągłych posapywań.
Jakby sama myśl o tych nieprzyjemnych odgłosach stanowiła wewnętrzny nakaz,
obejrzała się za siebie na swe towarzyszki, z każdym calem obrotu głowy jej oddech
stawał się coraz bardziej nierówny. Gdzieś tam, wysoko, gęsty śnieg sypał się na Tar
Valon, jednak pomieszczenie wydawało się jakby cokolwiek przegrzane. Wreszcie
zmusiła się, by spojrzeć!
Saerin w obrzeżonym brązowymi frędzlami szalu, stała na szeroko rozstawionych
nogach, muskając palcami rękojeść zakrzywionego altarańskiego sztyletu, wepchniętego
za pasek. Od lodowatego gniewu jej oliwkowa cera jeszcze pociemniała, na jej tle jasną
linią odznaczała się biegnąca wzdłuż szczęki blizna. Na pierwszy rzut oka Pevara
wydawała się znacznie spokojniejsza, wszakże jedną dłonią ściskała kurczowo fałdy
haftowanych czerwienią spódnic, drugą zaś gładki biały pręt Różdżki Przysiąg, niczym
długą na stopę maczugę, w każdej chwili gotową do użycia. Rzeczywiście mogła być do
tego zdolna – Pevara była znacznie twardsza, niźli mogłoby to sugerować jej pulchne
oblicze, a w swym postępowaniu kierowała się wolą tak żelazną,że w porównaniu z nią
Saerin można by nieomal wziąć za trzpiotkę.
Po drugiej stronie Krzesła Pokuty maleńka Yukiri stała z dłońmi wtulonymi pod
pachy, długie srebrzystoszare frędzle jej szala trzęsły się miarowo, poruszane
niepowstrzymanymi drżeniami ciała. Nie przestając oblizywać warg, Yukiri wciąż rzucała
Strona 5
lękliwe spojrzenia na stojącą obok niej kobietę. Doesine, z wyglądu bardziej
przypominająca urodziwego chłopca niźli Żółtą siostrę o ustalonej reputacji, niczym nie
zdradzała, co myśli o ich poczynaniach. Choć w istocie to ona manipulowała splotami,
ciągnącymi się ku Krzesłu, ona też wbijała spojrzenie w ter’angreal, skoncentrowana tak
głęboko, że kropelki potu lśniły na jej bladym czole. Wszystkie obecne w pomieszczeniu
były Zasiadającymi Komnaty, włączywszy w to wysoką kobietę wijącą się na Krześle.
Talene wręcz spływała potem, jej złote włosy zwisały w strąkach, lniana koszula
przylgnęła do ciała. Resztę jej zwiniętych w kłąb rzeczy cisnęły w kąt pomieszczenia.
Przymknięte powieki niepowstrzymanie drgały, z ust dobywał się nie milknący nawet na
moment potok zdławionych pojękiwań i płaczliwych, na poły artykułowanych błagań.
Seaine mdliło na widok tamtej, jednak nie potrafiła oderwać od niej oczu. Talene była jej
przyjaciółką. Kiedyś.
Mimo miana jakie nosił, ter’angreal w niczym nie przypominał krzesła, był to po
prostu wielki, prostopadłościenny blok marmurowej szarości. Nikt nie wiedział, z czego
tak naprawdę został wykonany, jednak tworzywo było twarde niczym stal, wyjątek
stanowił lekko pochylony wierzch. Posągowa figura Zielonej siostry zapadła się nieco w
jego powierzchnię, która zawsze, niezależnie jak tamta się wierciła, jakimś sposobem
przybierała kształt dopasowany do jej sylwetki. Sploty Doesine zagłębiały się w jedyną
szczelinę, jaką można było znaleźć w całym Krześle – umieszczony na jednej ze ścian
kwadratowy otwór wielkości dłoni, otoczony maleńkimi, nierówno rozmieszczonymi
wgłębieniami. Schwytanych w Tar Valon przestępców przyprowadzano właśnie tutaj,
fundując im doświadczenie Krzesła Pokuty, dzięki któremu przeżywali pieczołowicie
dobrane konsekwencje własnych zbrodni. Uwolnieni, nieodmiennie opuszczali wyspę.
Dzięki temu w samym Tar Valon akty naruszenia prawa zdarzały się niezmiernie rzadko.
Czując lekkość w głowie, zastanawiała się, czy czyniony zeń użytek miał cokolwiek
wspólnego z celem, dla którego stworzono Krzesło w Wieku Legend.
– Co ona widzi? – wyszeptała wbrew sobie. Talene z pewnością nie tylko widzi, dla
niej jest to przeżycie nieodróżnialne od realności. Dzięki Światłości, że nie miała żadnego
Strażnika; w przypadku Zielonej była to rzecz nieomal niesłychana. Twierdziła, że
Zasiadającej Komnaty do niczego nie będzie potrzebny. Wszelako teraz, jak się nad tym
zastanowić, fakt ten można było tłumaczyć zupełnie inaczej.
– Dręczy ją cała banda cholernych trolloków – ochrypłym głosem stwierdziła
Doesine. W jej głosie pobrzmiewały ślady rodzimego cairhieniańskiego akcentu, co
rzadko jej się przydarzało, chybaże w stanie silnego zdenerwowania. – Kiedy skończą...
Strona 6
Będzie się mogła zapoznać z widokiem kociołka trolloków i obserwującego ją
Myrddraala. Musi wiedzieć, że tym razem czeka ją jeden lub drugi los. Niech sczeznę,
jeśli się nie załamie... – Doesine zirytowanym ruchem otarła krople potu z czoła i
wciągnęła nierówny oddech. – Przestańcie zaglądać mi przez ramię. Minęło już wiele
czasu, odkąd ostatni raz to robiłam.
– Trzy razy już przez to przechodziła – mruknęła Yukiri. – Najtwardszych osiłków,
nawet jeśli wszystko inne zniosą, własne poczucie winy łamie za drugim razem. A jeśli
jednak jest niewinna? Światłości, to jest jak podkradanie owiec na oczach pasterza! –
Mimo iż wyraźnie się trzęsła, jakimś sposobem wciąż sprawiała iście królewskie
wrażenie, dopiero gdy otwierała usta, jej słowa jednoznacznie zdradzały tę, którą
naprawdę była, czyli prostą wiejską kobietę Popatrzyła wściekle po pozostałych, ale w jej
oczach można było wyczytać wątpliwości. – Prawo zabrania sadzania inicjowanych na
Krześle. Wszystkie zostaniemy pozbawione pozycji! I prawdopodobnie nie skończy się na
tym, że nie będziemy miały prawa zasiadać w Komnacie, ale jeszcze relegują nas z
Wieży! A żebyśmy się zbyt łatwo nie wykręciły, wcześniej pewnie nas wychłoszczą!
Niech sczeznę, jeśli się pomyliłyśmy, wszystkie nas mogą ujarzmić!
Seaine zadrżała. Tego ostatniego z pewnością unikną, jeśli potwierdzą się ich
podejrzenia. Nie, żadne podejrzenia – pewność przecież. Niemożliwe, by miały się mylić!
Ale nawet jeśli miały rację względem wszystkich pozostałych kwestii, obawy Yukiri i tak
mogły się spełnić. Prawo Wieży rzadko ustępowało przed jakąkolwiek koniecznością czy
odwołaniem do rzekomego nadrzędnego dobra. Jeśli jednak miały rację, to, co osiągną, z
pewnością warte będzie każdej ceny. Błagam, Światłości, spraw, abyśmy miały rację!
– Jesteście ślepe i głuche? – Warknęła Pevara, wymachując przed nosem Yukiri Laską
Przysiąg. – Nie zgodziła się, by powtórzyć rotę Przysięgi wzbraniającej kłamstw, a po
tym, co jej już zrobiłyśmy, w grę musi wchodzić coś więcej niż tylko głupia duma
Zielonych Ajah. Kiedy odgradzałam ją tarczą, próbowała pchnąć mnie nożem! Na tym
polega niewinność? Na tym? Przecież nie miała żadnych podstaw oczekiwać od nas nic
innego, jak tylko dalszego strzępienia języków. Skąd miałaby wiedzieć, o co nam
naprawdę chodzi?
– Wielkie dzięki – wtrąciła oschle Saerin – za stwierdzenie oczywistości. A skoro jest
już i tak za późno, żeby się wycofać, Yukiri, równie dobrze możemy ciągnąć to dalej. A
na twoim miejscu, Pevara, nie darłabym się tak na jedną z czterech tylko kobiet w całej
Wieży, którym możesz z pewnością zaufać.
Strona 7
Yukiri zarumieniła się i poprawiła szal, Pevara wyglądała zaś na odrobinę
zaambarasowaną. Odrobinę. Wszystkie były Zasiadającymi, jednak Saerin najwyraźniej
zaczęła przewodzić wśród nich. Seaine nie do końca wiedziała, jak powinna na to
zareagować. Jeszcze kilka godzin temu ona oraz Pevara były dwoma przyjaciółkami,
pochłoniętymi niebezpieczną misją i wszystkie decyzje podejmowały razem – teraz
dorobiły się wspólniczek. Z wdzięcznością powitałaby ich więcej. Jednak nie znajdowały
się w Komnacie i nie bardzo mogły w tej sprawie odwoływać się do prerogatyw
Zasiadających. Mimo to utrwalone w Wieży hierarchie dawały już o sobie znać, wszystkie
te subtelne, ale wszak nie zawsze, niuanse piastowanej pozycji, dyktujące, która której ma
okazywać szacunek. Po prawdzie to Saerin zarówno nowicjuszką jak Przyjętą była
dwukrotnie dłużej niż większość z zebranych, jednak czterdzieści lat, przez które
Zasiadała w Komnacie, dłużej z kolei niźli którakolwiek z obecnych Zasiadających, miało
ogromne znaczenia. Seaine powinna uważać się za szczęśliwą, gdyby Saerin zechciała
zapytać ją o zdanie, cóż dopiero o radę, zanim poweźmie decyzję. Głupie, jednak
świadomość tego faktu uwierała niczym cierń w stopie.
– Trolloki wloką ją do kotła – powiedziała znienacka Doesine nieswoim głosem.
Zdławiony jęk wydarł się z zaciśniętych ust Talene, drżała niczym struna. – Nie... nie
mam pojęcia, czy sama byłabym w stanie... czy potrafiłabym się, do cholery, zmusić...
– Obudź ją – rozkazała Saerin, ledwie tylko zerknąwszy wcześniej na nie, by
sprawdzić, co myślą. – Przestań się przejmować, Yukiri, bądź gotowa.
Szara siostra obrzuciła ją dumnym, wściekłym spojrzeniem, ale kiedy Doesine
rozpuściła swój splot, a trzepoczące powieki Talene odsłoniły błękit oczu, poświata
saidara natychmiast otoczyła Yukiri i ta bez jednego słowa splotła tarczę wokół
spoczywającej na Krześle kobiety. Saerin była wśród nich najważniejsza, wszystkie to
rozumiały i koniec na tym. Bardzo ostry cierń.
Tarcza prawie nie była konieczna. Z twarzą wykrzywioną w maskę ostatecznej grozy,
Talene trzęsła się i dyszała, jakby właśnie przebiegła z najwyższą prędkością dziesięć mil.
Wciąż leżała wtulona w miękką powierzchnię, jednak teraz, gdy Doesine przestała
przenosić, ona już nie dostosowywała się do jej kształtu. Przez chwilę Talene wpatrywała
się w sufit, potem zacisnęła wytrzeszczone oczy, jednak te zaraz otworzyły się na powrót.
Jakiekolwiek wspomnienia kryły się za zamkniętymi powiekami, najwyraźniej nie chciała
znowu mieć z nimi do czynienia.
Pevara dała dwa kroki w stronę Krzesła, a potem szturchnęła oszalałą kobietę końcem
Różdżki Przysiąg.
Strona 8
– Wyrzeknij się wszelkich przysiąg, które cię wiążą, a potem powtórz Trzy Przysięgi,
Talene – oznajmiła ochryple. Talene szarpnęła się na widok Różdżki, niczym w obliczu
jadowitego węża, a widząc, że Saerin pochyliła się nad nią, próbowała jej uniknąć.
– Następnym razem, Talene, czeka cię kocioł. Albo czułe zabiegi Myrddraala. –
Twarz Saerin pozostawała nieprzenikniona, jednak wrażenie rozwiewał ton jej głosu. – I
nie obudzisz się w porę. A jeśli i to się na nic nie zda, będzie kolejny raz i następny, ile
będzie trzeba, choćbyśmy miały zostać w tych podziemiach do lata. – Doesine już
otworzyła usta, by zaprotestować, zanim się zorientowała, co robi i wykrzywiła je w
grymas. Ona jedna spośród nich wiedziała, jak operować Krzesłem, jednak jej pozycja w
grupie była równie nieznacząca co Seaine.
Talene wciąż wbijała spojrzenie w Saerin. Jej wielkie oczy zaszły łzami, zaczęła
szlochać, targnęły nią przemożne, gwałtowne i rozpaczliwe łkania. Na oślep wyciągnęła
rękę, macając, póki Pevara nie wcisnęła jej Różdżki Przysiąg w dłoń. Pevara objęła
następnie Źródło i przeniosła w Różdżkę cienki strumień Ducha. Talene tak mocno
ściskała gruby na nadgarstek pręt, że aż jej pobielały kłykcie, poza tym jednak leżała
zupełnie nieruchomo, wciąż łkając.
Saerin wyprostowała się.
– Obawiam się, że nadszedł czas, by znowu położyć ją spać, Doesine.
Strumienie łez ze zdwojoną siłą trysnęły z oczu Talene, zdołała jakoś jednak
wymamrotać:
– Wyrzekam się... wszystkich... wiążących mnie... przysiąg. – Ostatnie słowo przeszło
w skowyt.
Seaine aż podskoczyła, potem z wysiłkiem przełknęła ślinę. Z własnego
doświadczenia znała ból towarzyszący wyrzeczeniu się choćby pojedynczej przysięgi,
czasami wyobrażała sobie nawet mękę sytuacji, w której byłoby ich więcej niż jedna, ale
teraz miała prawdę przed oczami. Talene wyła, póki starczyło jej tchu w piersiach, potem
nabrała powietrza, ale tylko po to, by zacząć od nowa. I tak to trwało, póki Seaine nie
zaczęła na poły poważnie obawiać się, że zaraz zbiegną tu z całej Wieży. Smukłym ciałem
Zielonej siostry targały konwulsje, bezładnie wymachiwała rękoma i nogami, na koniec
zaś wyprężyła się niemożliwie – aż tylko głową i stopami dotykała powierzchni kamienia
– i trwała tak całkowicie zesztywniała, wciąż trzęsąc się niepowstrzymanie.
Spazm minął równie gwałtownie, jak przedtem ją porwał, Talene zaś osunęła się
niczym szmaciana lalka i leżała bezwładnie, łkając niczym zagubione dziecko. Różdżka
Przysiąg wysunęła się z jej omdlałej dłoni i potoczyła po pochyłej szarej powierzchni.
Strona 9
Yukiri wymamrotała pod nosem coś, co brzmiało niczym żarliwa modlitwa. Doesine nie
przestawała szeptać:
– Światłości! Światłości! – i wciąż od nowa: – Światłości! Światłości!
Pevara podniosła Różdżkę, a potem znów zacisnęła wokół niej palce Talene.
Przyjaciółka Seaine nie okazywała nawet odrobiny litości, nie w takiej sprawie przecież.
– Teraz złóż Trzy Przysięgi – syknęła.
Przez moment wyglądało, że Talene może się zbuntować, powoli jednak powtórzyła
słowa, które czyniły z nich wszystkich Aes Sedai i stanowiły gwarancję ich jedności. Nie
mówić ani słowa, które nie jest prawdą. Nie tworzyć broni, której jeden człowiek mógłby
użyć do zadania śmierci drugiemu. Nigdy nie używać Jedynej Mocy w charakterze broni,
chyba że w obronie własnego życia, życia Strażnika albo innej siostry. Skończyła i dalej
tylko płakała w milczeniu, wciąż drżąc. Być może chodziło o efekt, jaki wywierały
Przysięgi, wiążące duszę. Zaraz po złożeniu potrafiły wstrząsnąć kobietą. Może.
Potem Pevara poinformowała tamtą, jakiej jeszcze przysięgi od niej wymagają. Talene
drgnęła, jednak posłusznie powtórzyła za nią, całkowicie wyzutym z nadziei głosem.
– Przysięgam absolutne posłuszeństwo waszej zgromadzonej tu piątce. –
Równocześnie tępo patrzyła przed siebie, a łzy spływały powoli po jej policzkach.
– Powiedz mi więc prawdę – rozkazała Saerin. – Jesteś Czarną Ajah?
– Jestem. – Słowo to zazgrzytało, jakby dobywało się z zardzewiałego gardła.
Prostota wyznania poraziła Seaine w sposób, którego nigdy by nie oczekiwała. Mimo
wszystko wybrała się na polowania na Czarne Ajah i w przeciwieństwie do większości
sióstr była przekonana o ich istnieniu. Podniosła rękę przeciwko innej siostrze –
Zasiadającej Komnaty – a potem pomogła pędzić skrępowaną strumieniami Powietrza
Talene przez opustoszałe katakumby, złamała co najmniej kilkanaście praw Wieży,
popełniła poważne zbrodnie, wszystko po to, by usłyszeć wyznanie, którego treść nie
budziła wątpliwości, jeszcze zanim padło pytanie. No i dobrze, usłyszała. Czarne Ajah
istniały naprawdę. Patrzyła na Czarną siostrę, na Sprzymierzeńca Ciemności noszącego
szal. I poprzednia wiara okazała się tylko bladym cieniem rzeczywistości. Skamieniała,
czuła, jak zaciska szczęki, powstrzymując szczękanie zębów. Próbowała zapanować nad
sobą, myśleć racjonalnie. Ale oto senne koszmary ożyły, by nawiedzać korytarze Wieży.
Któraś westchnęła ciężko i Seaine zrozumiała, że oto nie tylko jej świat wywrócił się
do góry nogami. Yukiri otrząsnęła się, potem skupiła spojrzenie na Talene, jakby
zdecydowana samą siłą woli utrzymywać tarczę, gdyby zaszła taka potrzeba. Doesine
Strona 10
oblizywała usta, niepewnie wygładzając fałdy ciemnozłotej sukni. Tylko z zachowania
Saerin i Pevary nic nie można było odczytać.
– A więc tak. – cicho oznajmiła Saerin. Być może “słabo” byłoby lepszym słowem. –
A więc to tak. Czarna Ajah. – Wzięła głęboki oddech i nieco już bardziej zdecydowanie
ciągnęła dalej: – To już nie będzie potrzebne, Yukiri. Talene, nie wolno ci próbować
ucieczki ani w żaden inny sposób się opierać. Nie masz prawa nawet dotknąć Źródła bez
pozwolenia którejś z nas. Chociaż przypuszczam, że kiedy już cię przekażemy dalej, inna
siostra przejmie nasze brzemię. Yukiri? – Oddzielająca Talene tarcza zniknęła, jednak
Yukiri wciąż otaczała poświata, jakby nie potrafiła uwierzyć w efekt Różdżki.
Pevara zmarszczyła brwi.
– Zanim przekażemy ją Elaidzie, Saerin, chcę się dowiedzieć tyle, ile tylko się da.
Imiona, miejsca, wszystko. Wszystko co na wie! – Sprzymierzeńcy Ciemności
wymordowali całą rodzinę Pevary. Seaine była pewna, że tamta chętnie zgodziłaby się
nawet na relegację z Wieży, byle tylko móc osobiście ścigać Czarne siostry.
Z gardła spoczywającej wciąż na Krześle Talene wydobył się odgłos pośredni między
gorzkim śmiechem a szlochem.
– Jeżeli to zrobicie, to wszystkie jesteśmy martwe. Martwe! Elaida jest Czarną Ajah!
– To niemożliwe! – wybuchła Seaine. – Od niej osobiście otrzymałam rozkazy.
– Nie może być inaczej – na poły wyszeptała Doesine. – Talene złożyła powtórnie
przysięgi, a przecież wymieniła ją z imienia! – Yukiri zapalczywie pokiwała głową.
– Zacznijcie ruszać głową – warknęła Pevara, kręcąc własną z niesmakiem. – Równie
dobrze jak ja wiecie, że jeśli wierzycie w jakieś kłamstwo, możecie je spokojnie
wypowiedzieć, Przysięga potraktuje je jako prawdę.
– I taka właśnie jest prawda – zdecydowanie upierała się Saerin. – Jakie masz
dowody, Talene? Czy spotkałaś Elaidę na jednym z waszych... spotkań? – Tak mocno
ściskała rękojeść noża, że aż jej kłykcie pobielały. Saerin bardziej od innych musiała się
natrudzić nad zdobyciem szala, nad prawem do pozostania w Wieży. Dla niej Wieża była
czymś więcej niż domem, ważniejsza była od samego życia. Jeśli Talene udzieli
niewłaściwej odpowiedzi, Elaida może nie dożyć procesu.
– One nie urządzają żadnych spotkań – ponuro wymamrotała Talene. – Wyjąwszy
tylko Najwyższą Radę, jak sądzę. Ale nie może być inaczej. Znają treść każdego raportu,
jaki otrzymuje Elaida, każde słowo wypowiedziane w jej obecności. Wiedzą o każdej
decyzji, jaką podejmuje, zanim zostanie ona podana do publicznej wiadomości. Na całe
dni z góry, niekiedy tygodnie. Jakim sposobem wiedzą, jeśli nie od niej? – Usiadła z
Strona 11
wysiłkiem i spróbowała przyjrzeć się każdej z najwyższą uwagą. Ale ostateczny efekt
wyglądał, jakby jej oczy rozbiegły się ze strachu. – Musimy uciekać, musimy gdzieś się
schować. Pomogę wam... powiem wam wszystko, co wiem!... ale jeśli tu zostaniemy,
zabiją nas!
Dziwne – pomyślała Seaine – jak szybko w ustach Talene wcześniejsze wspólniczki
zmieniły się w “one” i jak zdecydowanie od razu próbowała się utożsamiać z tu obecnymi.
Nie. W ten sposób unikała tylko prawdziwego problemu, a uniki tego rodzaju były
bezrozumne. Czy Elaida naprawdę powierzyła jej misję wyśledzenia Czarnych Ajah? Ani
razu nie wspomniała tej nazwy. Czy mogło jej chodzić o coś innego? Elaida natychmiast
wpadała we wściekłość, gdy tylko któraś wspomniała przy niej o Czarnych Ajah. Ale z
drugiej strony, większość sióstr zachowywała się w ten sposób, jednak mimo to...
– Elaida już zdołała dowieść swej głupoty – powiedziała Saerin – i nieraz żałowałam,
że udzieliłam jej poparcia, jednak nie uwierzę, że jest Czarną, przynajmniej na podstawie
wyłącznie takich dowodów. – Pevara skinęła krótko głową, zaciskając usta. Jako
Czerwona z pewnością będzie oczekiwać znacznie poważniejszych świadectw.
– Może i masz rację, Saerin – zauważyła Yukiri – ale nie możemy przetrzymywać tu
Talene w nieskończoność. Zielone wkrótce zaczną się o nią dopytywać. Nie wspominając
już o... o Czarnych. Lepiej zaraz postanówmy co zrobić, w przeciwnym razie może się
okazać, że znalazłyśmy się na dnie głębokiej studni, a z nieba tymczasem spadł deszcz. –
Talene obdarzyła Saerin słabym uśmiechem, który zapewne miał być przymilny. Zniknął
jednak natychmiast w obliczu zmarszczonych brwi Brązowej Siostry.
– Nie ośmielimy się powiadomić Elaidy, póki nie będziemy w stanie zmiażdżyć
Czarnych jednym ciosem – oznajmiła na koniec Saerin. – Nie kłóć się, Pevara, to ma sens.
– Pevara uniosła dłonie, na jej obliczu zagościł wyraz uporu, ale nic nie powiedziała. –
Jeżeli Talene ma rację – ciągnęła dalej Saerin – Czarne wiedzą o misji Seaine albo
dowiedzą się wkrótce, dlatego musimy przede wszystkim zadbać o jej bezpieczeństwo.
Nie będzie to łatwe, ponieważ jest nas tylko pięć. Nie możemy żadnej zaufać, póki nie
zdobędziemy absolutnej pewności! Przynajmniej mamy Talene, a któż wie, co ona nam
powie, nim ostatecznie wszystko z niej wyciśniemy? – Talene spróbowała przybrać taki
wyraz twarzy, jakby nade wszystko pragnęła aby z niej wszystko wyciśnięto, jednak
żadna nie zwracała na nią uwagi. Seaine zaschło w gardle.
– Być może nie jesteśmy tak zupełnie same – niechętnie powiedziała Pevara. – Seaine,
powiedz im o twoich malutkich knowaniach z Zerah i jej przyjaciółkami.
– Knowaniach? – zapytała Saerin. – Kim jest Zerah? Seaine? Seaine!
Strona 12
Seaine wzdrygnęła się.
– Co? Ach. Pevara i ja odkryłyśmy małe gniazdo buntowniczek, tu, w Wieży –
zaczęła, nabierając oddechu. – Dziesięć sióstr wysłanych, by siać niezgodę. – Saerin już
zadba o jej bezpieczeństwo, nieprawdaż? I nawet nie trzeba jej będzie szczególnie prosić.
Sama była Zasiadającą Komnaty, była Aes Sedai od niemalże stu i pięćdziesięciu lat.
Jakie prawo miała Saerin albo którakolwiek inna, żeby...? – Pevara i ja zaczęłyśmy się już
zajmować tą sprawą. Udało nam się już wyłowić jedną z nich, Zerah Dacan, która złożyła
tę samą dodatkową przysięgę co Talene, kazałyśmy jej też niepostrzeżenie po południu
sprowadzić Bernaile Gelbarn do moich apartamentów. – Światłości, każda siostra poza
tym pomieszczeniem może być Czarną. Każda.– Potem wykorzystamy te dwie, każąc im
sprowadzić następną, póki wszystkie nie złożą przysięgi posłuszeństwa. Oczywiście,
zadamy im to same pytanie, które zadałyśmy Zerah, to samo, które usłyszała Talene. –
Czarne Ajah mogły już znać jej imię, mogły już wiedzieć, że została wysłana na ich
poszukiwanie. W jaki sposób Saerin miała zadbać o jej bezpieczeństwo? – Te, które
udzielą nieprawidłowej odpowiedzi, zostaną poddane przesłuchaniu, a te, które udzielą
odpowiedzi właściwej, mogą częściowo spłacić swój dług, pokutując za zdradę i ścigając
Czarne pod naszym kierownictwem. – Światłości, jak?
Kiedy już skończyła, pozostałe wdały się w długą dyskusję na ten temat, z czego
wynikało zapewne tylko tyle, że Saerin nie bardzo wiedziała, jaką ma podjąć decyzję.
Yukiri upierała się, by Zerah i jej towarzyszki natychmiast postawić przed obliczem
prawa – jakby można było to zrobić, nie ujawniając równocześnie tego, co osiągnęły z
Talene. Pevara była za wykorzystaniem buntowniczek, chociaż bez wielkiego przekonania
– w końcu niezgoda, jaką tamte siały, sprowadzała się do obrzydliwych plotek na temat
Czerwonych Ajah i fałszywych Smoków. Doesine posuwała się prawie do tego, by
zaproponować porwanie każdej siostry w Wieży, zmuszenie jej do złożenia dodatkowej
przysięgi, jednak pozostałe litościwie nie zwracały na nią uwagi.
Seaine nie brała udziału w dyskusji. Jednak sposób, w jaki zareagowała na
przerażającą sytuację, był jej zdaniem jedynie właściwy. Potruchtała do najbliższego kąta
pomieszczenia, gdzie głośno zwymiotowała.
Elayne ze wszystkich sił starała się nie zgrzytać zębami. Na zewnątrz kolejna zamieć
waliła się na Caemlyn, zasnuwając mrokiem południowe niebo, aż trzeba było zapalić
wszystkie lampy pod wykładanymi boazerią ścianami salonu. W podmuchach wiatru
grzechotały szyby wysokich, sklepionych łukami okien. Ognie błyskawic lśniły w
Strona 13
czystym szkle, a głuchy łomot grzmotu przetaczał się nad głowami. Burza śnieżna,
najgorsza pogoda, jaką może przynieść zima, najbardziej gwałtowna. Ściśle rzecz biorąc,
w pomieszczeniu nie było zimno, ale... choć przysunęła rozpostarte dłonie do bierwion
trzaskających na szerokim marmurowym kominku, wciąż jednak czuła mroźne tchnienie
przenikające przez dywany pokrywające płyty posadzki – nie pomagały nawet najgrubsze
jedwabne pantofle. Szeroki kołnierz z czarnego lisa i takież mankiety przy jej czerwono-
białym stroju były śliczne, jednak podejrzewała, że nie dają więcej ciepła niż perły
zdobiące rękawy. Nawet w sytuacji gdy zimno nie przenikało w głąb ciała, trudno było o
nim zapomnieć.
Gdzie też podziewała się Nynaeve? Albo Vandene? Jej myśli kłębiły się jak burza za
oknami.
“Powinny już tu być! Światłości! Ja tu za wszelką cenę próbuję obejść się bez snu, a
one dobrze się bawią!”.
Nie, to było naprawdę nie w porządku. Ledwie kilka dni temu ogłosiła oficjalnie swe
roszczenia wobec Tronu Lwa, toteż uważała, że wszystko inne powinno chwilowo zejść
na dalszy plan. Nynaeve i Vandene miały jednak najwyraźniej inne zdanie na ten temat,
inne zobowiązania, jak same by to zapewne ujęły. Nynaeve aż po szyję siedziała w
knowaniach z Reanne i Kółkiem Dziewiarskim, dotyczących tego, jak wydostać kobiety
Rodziny z terenów zajętych przez Seanchan, zanim tamci odkryją je i założą im obroże.
Rodzina świetnie dawała sobie radę z unikaniem cudzego wzroku, jednak Seanchanie
przecież nie zlekceważą ich jako zwykłych dzikusek, co zazwyczaj czyniły Aes Sedai.
Vandene z pewnością wciąż była wstrząśnięta śmiercią siostry, ledwie jadła i prawie nie
sposób było oczekiwać po niej skutecznej rady. Z tym niejedzeniem była to prawda, nadto
jednak całkowicie pochłaniały ją poszukiwania zabójcy. Rzekomo błąkając się po
korytarzach w nieutulonej żałobie, w istocie potajemnie poszukiwała Sprzymierzeńca
Ciemności. Trzy dni wcześniej na samą myśl o tym Elayne by zadrżała, teraz było to tylko
jedno z niebezpieczeństw pośród wielu. Grożące w bardziej bezpośredni sposób niż wiele
innych, prawda, ale nie odnosiło się to do wszystkich.
Tamte realizowały ważną misję, na którą zgodę wyraziła i której sprzyjała Egwene,
ona jednak wciąż pragnęła, by się pospieszyły, jakkolwiek to egoistycznie nie wyglądało.
Vandene miała za sobą bogactwo dobrej rady, przewagę długoletniego doświadczenia i
nauk, Nynaeve zaś okres potyczek rady z Kołem Kobiet pozostawił bystre oko dla
praktycznych spraw codziennej polityki, niezależnie jak bardzo sama temu przeczyła.
Strona 14
“Niech sczeznę, stoją przede setki problemów, niektóre tutaj od razu w Pałacu, i
naprawdę ich potrzebuję!”.
Gdyby wszystko mogło się dziać po jej myśli, Nynaeve al’Meara byłaby doradczynią
z ramienia Aes Sedai przy boku następnej królowej Andora. Potrzebowała wszelkiej
pomocy, jaką tylko mogła zdobyć– od każdego, komu tylko mogła zaufać.
Potarła twarz dłońmi, a potem odwróciła się od buzującego kominka. Przed nim
łukiem stało trzynaście wysokich foteli, rzeźbionych prosto, ale zręczną dłonią.
Paradoksalnie, zaszczytne miejsce przeznaczone dla królowej na czas audiencji
znajdowało się najdalej od ciepła buchającego z kominka. Tak to już było. Natychmiast
poczuła na plecach żar ognia, z przodu natomiast liznął ją chłodny powiew. Na zewnątrz
sypał śnieg, łomotały grzmoty i jarzyły się błyskawice. Miała wrażenie, jakby w jej
głowie toczyły się podobne zmagania. Spokój. Władczyni tyleż potrzebuje spokoju, co
każda Aes Sedai.
– To muszą być najemnicy – powiedziała, nie do końca umiejąc stłumić nutę żalu w
głosie. Zbrojni z posiadłości zaczną przybywać nie później jak za miesiąc... kiedy już
dowiedzą się, że ocalała... ale może zejść do wiosny, zanim pojawią się w znaczącej
liczbie, natomiast ludzie, których werbowała Birgitte, będą wymagać przynajmniej
jeszcze dodatkowego pół roku, zanim nauczą się równocześnie dosiadać konia i robić
mieczem. – Oraz Myśliwi Polujący na Róg, jeśli któryś zechce zaciągnąć się i złożyć
przysięgę. – Wielu spośród jednych i drugich pogoda uwięziła w Caemlyn. Zbyt wielu,
powiadali niektórzy, mając na myśli hulanki, bójki, zaczepiane kobiety, które nie chciały
mieć z tamtymi nic do czynienia. Przynajmniej w ten sposób będzie z nich jakiś pożytek,
a kłopoty rozwieją się jak dym. Żałowała, że jeszcze nie do końca pewna była słuszności
tego rozwiązania. – Wyjdzie to drogo, jednak skarb jakoś będzie musiał pokryć
dodatkowe wydatki. – Minie jeszcze trochę czasu, zanim w szkatule pokaże się dno.
Wkrótce zresztą powinny zacząć napływać dochody z jej posiadłości.
Dziw nad dziwy, stojące przed nią kobiety miały na ten temat podobne zdanie.
Dyelin jednak zareagowała zirytowanym mruknięciem. Wielka, okrągła, srebrna
brosza ozdobiona Sową i Dębem rodu Taravin spinała wysoki karczek jej ciemnozielonej
sukni, stanowiąc jedyny detal biżuterii. Świadectwo dumy z własnego Domu, być może
zbyt daleko posuniętej; niemniej faktem pozostawało, że Głowa Domu Taravin miała
prawo w równym stopniu być dumna z samej siebie. Siwizna przetykała jej złote włosy, a
delikatne linie otaczały kąciki oczu, twarz jednak zdradzała tylko siłę, spojrzenie było
Strona 15
nieugięte i ostre. Umysł miała niczym brzytwa. Albo może raczej miecz. Oto kobieta,
która wyrażała się całkowicie bezpośrednio, która nigdy nie skrywała swego zdania.
– Najemnicy znają się na swej robocie – oznajmiła, jakby tym samym ucinała całą
dyskusję – ale trudno nad nimi zapanować, Elayne. Kiedy potrzebne jest muśnięcie
piórka, oni wolą uderzyć młotem, a kiedy chcesz młota, zapewne znajdą się akurat w
zupełnie innym miejscu, gdzie będzie można bez przeszkód plądrować. Lojalni pozostają
wyłącznie wobec złota i tylko tak długo, póki złota wystarcza. Jeśli wcześniej nie zdradzą
w imię większej zapłaty. Pewna jestem, że tym razem lady Birgitte zgodzi się ze mną.
Birgitte słuchała tego, stojąc z rękoma splecionymi na piersiach i z szeroko
rozstawionymi obcasami butów. Jak zawsze skrzywiła się, słysząc swój nowy tytuł.
Elayne nadała jej prawa ziemskie, gdy tylko dotarły do Caemlyn, gdzie mogły zostać
uwierzytelnione. Prywatnie jednak nie przestała na to sarkać, na to, jak również na inne
zmiany w życiu. Jej spodnie w barwach błękitu nieba skrojone były identycznie jak te,
które zazwyczaj nosiła – w kostkach luźne i zebrane – jednak krótki czerwony kaftan
zdobił obecnie biały kołnierz, jak też białe mankiety obrzeżone złotem. Była obecnie lady
Birgitte Trahelion i równocześnie dowódcą Gwardii Królewskiej w randze Generała-
Kapitana, a sarkać i narzekać mogła sobie do woli, póki czyniła to prywatnie.
– Zaiste – warknęła mimowolnie, obrzucając Dyelin spojrzeniem pełnym nie do końca
skrywanej wściekłości. W więzi zobowiązań ze swoim Strażnikiem Elayne wyczuwała to
samo, co nękało ją od rana. Frustrację, rozdrażnienie, zdecydowanie. Niektóre z tych
uczuć mogły zresztą pochodzić od niej samej. Od czasu połączenia więzią w zaskakujący
niekiedy sposób zmieniały się w swe zwierciadlane odbicia, emocjonalnie, ale nie tylko.
Jej okres przesunął się o ponad tydzień, dopasowując do cyklu tamtej!
Jednak najwyraźniej niechęć, jaką Birgitte przepełniała myśl o możliwej alternatywie,
dorównywała jej niechęci zgody na cudzą propozycje.
– Przeklęci Myśliwi nie są wcale lepsi, Elayne – mruknęła. – Złożyli Przysięgę
Myśliwego, bowiem spodziewali się znaleźć przygodę i miejsce w historii. Nie marzy im
się osiąść na stałe, co dodatkowo wymagałoby przestrzegania prawa. Połowa z nich to
butni hipokryci, zadzierający swe przeklęte nosy; reszta zaś bynajmniej nie kontentuje się
koniecznym ryzykiem, przeciwnie, sami szukają niebezpiecznych sytuacji. A wystarczy
jedna plotka o Rogu Valere, a możesz uważać się za szczęśliwą, jeśli na trzech bodaj
jeden ci zostanie.
Dyelin uśmiechnęła się nieznacznie, jakby uznała, że odniosła drobne zwycięstwo.
Ogień i woda nie były bardziej od siebie różne niż te dwie kobiety – każda potrafiła
Strona 16
znakomicie układać sobie stosunki nieomal ze wszystkimi innymi, niemniej z jakiegoś
względu między sobą gotowe były kłócić się nawet o barwę węgla. I tak też się działo.
– Poza tym i Myśliwi, i najemnicy są nieomal co do jednego obcy. Nie bardzo będzie
to w smak zarówno szlachcie, jak ludowi. Naprawdę nie bardzo. A przecież ostatnią
rzeczą, jakiej ci potrzeba, jest bunt.– Błyskawica na krótko rozjarzyła szybki okna,
szczególnie głośny zaś łoskot grzmotu podkreślił jej słowa. Na przestrzeni tysiąca lat
siedem królowych Andoru utraciło tron w wyniku otwartej rebelii, a te dwie spośród nich,
którym udało się ujść z życiem, prawdopodobnie żałowały, że nie stało się inaczej.
Elayne stłumiła westchnienie. Na jednym z małych inkrustowanych stolików pod
ścianą stała ciężka taca ze srebrnej plecionki, na niej zaś pucharki i wysoki dzban
grzanego, zaprawianego korzeniami wina. W chwili obecnej letniego korzennego wina.
Przeniosła odrobinę Ognia i natychmiast z otworu dzbana uniosła się smużka pary.
Podgrzane korzenie nabierały nieznacznie gorzkiego smaku, jednak ciepło kutego w
srebrze pucharka warte było przymknięcia na to oczu. Z wysiłkiem oparła się pokusie
ogrzania powietrza w pomieszczeniu i uwolniła Źródło, tak czy siak ciepło trwałoby tylko
dotąd, póki utrzymywałaby sploty. Za każdym razem, gdy obejmowała saidara, musiała
zwalczać w sobie niechęć do jego uwolnienia – do pewnego stopnia przynajmniej –
jednak ostatnimi czasy stawała się ona coraz bardzie namiętna. Każda siostra musiała
zmagać się z tym niebezpiecznym pragnieniem. Gestem zachęciła tamte, aby również
sobie nalały.
– Obie znacie sytuację – zwróciła się do nich. – Jedynie głupiec widziałby w niej coś
innego, niźli śmiertelną groźbę, a żadna z was głupia nie jest. – Z gwardii został tylko
szkielet, garstka możliwych do zaakceptowania ludzi i co najmniej dwakroć tyle osiłków
oraz zbirów bardziej na miejscu w roli wykidajłów wyrzucających z tawern pijanych
klientów, czy wręcz nawet samych wyrzucanych. A ponieważ Saldaeanie wycofali już
swe oddziały, Aielowie zaś byli w trakcie, zbrodnia pieniła się jak zielsko na wiosnę.
Można by pomyśleć, że śnieżyca nieco stłumi jej zasięg, a jednak każdy dzień przynosił
rabunki, podpalenia i jeszcze gorsze rzeczy. Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. –
Jak tak dalej pójdzie, za kilka tygodni możemy spodziewać się zamieszek. Może nawet
wcześniej. Jeśli zobaczą, że nie potrafię utrzymać porządku w samym Caemlyn, ludzie
zwrócą się przeciwko mnie. – Skoro nie potrafi zadbać o porządek w stolicy, równie
dobrze mogła oficjalnie oznajmić światu, że nie nadaje się na władczynię. – Nie podoba
mi się to, ale ponieważ nie można, wobec tego niech się stanie. – Obie otworzyły usta,
gotowe dalej się kłócić, nie dała im jednak szansy. Jej głos stwardniał. – Stanie się.
Strona 17
Długi do talii warkocz Birgitte zakołysał się, kiedy ta pokręciła głową, jednak poprzez
więź czuła sączące się już uczucie niechętnej zgody. Tamta miała zdecydowanie osobliwe
poglądy na temat natury więzi między Aes Sedai i jej Strażnikiem, nauczyła się jednak
pojmować, kiedy lepiej nie wywierać na Elayne dalszych nacisków. Przynajmniej
nauczyła się do pewnego stopnia. Wciąż pozostawała kwestia posiadłości ziemskich i
tytułu. Dowodzenia Gwardią. I inne drobne sprawy.
Dyelin nieznacznie skłoniła głowę, być może nawet ugięła kolana, niby był to ukłon,
jej oblicze jednak pozostało niczym kamień. Nie należało zapominać, że wielu spośród
tych, którym nie w smak była Elayne Trakand na Tronie Lwa, w jej miejsce chętnie by na
nim powitali Dyelin Taravin. I choć od tamtej nie zaznała nic prócz pomocy, wciąż
przecież ich sojusz był młody, w głębi umysłu Elayne nie milkł zaś szept natarczywego
głosu. Może Dyelin zwyczajnie czekała, aż jej się paskudnie podwinie noga, by wkroczyć
i “uratować” Andor? Ktoś w odpowiednim stopniu dumny i odpowiednio diaboliczny
mógłby spróbować takiej strategii i mógł nawet odnieść sukces.
Elayne uniosła dłoń, by rozmasować skronie, zamiast tego jednak tylko poprawiła
włosy. Tyle podejrzeń, tak mało zaufania. Gra Domów szerzyła się w Andorze już
wówczas, gdy wyjeżdżała do Tar Valon. Miesiące spędzone wśród Aes Sedai
zaowocowały nie tylko umiejętnością władania Mocą. Dla większości sióstr Daes
Dae’mar była chlebem powszednim. Wdzięczność należała się również Thomowi za jego
nauki. Bez zdobytej u tamtych wiedzy z pewnością nie przetrwałaby gorących chwil, jakie
dzieliły ją od powrotu do miasta. Niech Światłość sprawi, by Thom był bezpieczny, aby
on i Mat, i pozostali uciekli przed Seanchanami i teraz zdążali bezpiecznie do Caemlyn.
Każdego dnia od opuszczenia Ebou Dar modliła się o ich bezpieczeństwo, obecnie jednak
czasu starczało tylko na naprawdę krótką modlitwę.
Zajęła miejsce na fotelu pośrodku łuku siedzisk, na fotelu przeznaczonemu królowej, i
próbowała też jak królowa wyglądać – wyprostowana, wolna dłoń spoczywa swobodnie
na rzeźbionej poręczy.“Sam wygląd królowej nie wystarczy – często mawiała jej matka –
jednak bystry umysł, orientacja w sytuacji, a nawet dzielne serce nie przydadzą się na nic,
jeśli ludzie nie będą w tobie widzieli królowej”. Birgitte przyglądała jej się uważnie,
nieomal podejrzliwie. Czasami więź była naprawdę tylko źródłem uciążliwości! Dyelin
uniosła pucharek z winem do ust.
Elayne wciągnęła głęboki oddech. Próbowała naświetlić problem pod każdym
możliwym kątem, jaki przyszedł jej do głowy i nie wymyśliła nic innego.
Strona 18
– Birgitte, na wiosnę chcę, by moja Gwardia potrafiła sprostać wszystkiemu, co
dziesięć Domów może wyprowadzić w pole. – Najprawdopodobniej zadanie niemożliwe
do wykonania, nawet jednak wysiłki na drodze do jego realizacji równały się zatrzymaniu
tych najemników, którzy już się zaciągnęli, jak i znalezieniu następnych, a ostatecznie
pobór objąć miał wszystkich, którzy wykazywali choćby ślad ochoty. Światłości, co za
paskudna gmatwanina!
Dyelin zakrztusiła się, oczy wyszły jej z orbit, struga ciemnego wina wytrysnęła z ust.
Wciąż zapluwając się, wydobyła z rękawa obrzeżoną koronką chusteczkę i otarła
podbródek.
Fala paniki napłynęła przez więź od Birgitte.
– Och, Elayne, niech sczeznę, nie możesz oczekiwać...! Jestem łuczniczką, nie
generałem! I nikim więcej nigdy nie byłam, nie rozumiesz tego jeszcze? Po prostu robiłam
to, co trzeba było zrobić, do czego zmuszały mnie okoliczności! W każdym razie i tak już
nie jestem nią, jestem po prostu sobą i...! – Urwała w porę, zdając sobie sprawę, że mówi
zbyt dużo. Nie pierwszy raz. Pod zaciekawionym spojrzeniem Dyelin jej twarz oblekł
szkarłat.
Ustaliły wszystko tak, że Birgitte rzekomo jest z Kandoru, gdzie kobiety nosiły stroje
podobne jej ubraniu, jednak Dyelin najwyraźniej nie dała wiary wyjaśnieniom. A za
każdym razem, gdy Birgitte się przejęzyczyła, coraz bliżej była ujawnienia swojego
sekretu. Elayne rzuciła jej spojrzenie, obiecujące późniejszą rozmowę.
Nie wyobrażała sobie, by policzki Birgitte mogły poczerwienieć jeszcze bardziej.
Wszystkie wrażenia obecne w więzi stłumiło poczucie wstydu, tak przemożne, że zalało
również Elayne; teraz z kolei ona pokraśniała. Pospiesznie przybrała surowy wyraz
twarzy, mając nadzieję, że szkarłatne policzki mogą świadczyć o czymś innym niźli o
dramatycznym pragnieniu skulenia się w fotelu w obliczu upokorzenia Birgitte. Ten
zwierciadlany efekt potrafił być czymś znacznie więcej niż prostą uciążliwością!
Dyelin jednak szybko zapomniała o Birgitte. Wsunęła chusteczkę z powrotem na
miejsce, ostrożnie odstawiła pucharek na tacę, a potem położyła dłonie na biodrach. Jej
twarz pociemniała niby oblicze burzy.
– Gwardia zawsze była trzonem armii Andoru, Elayne, ale to... Na litość Światłości,
to jest czyste szaleństwo! Wszystkich obrócisz przeciwko sobie, od rzeki Erinin do Gór
Mgły!
Elayne za wszelką cenę starała się zachować spokój. Jeśli popełniła błąd, Andor może
stać się drugim Cairhien, kolejną nabrzmiałą od krwi ziemią, gdzie rządzi chaos. Ona
Strona 19
sama oczywiście zginie, co i tak nie będzie ceną dostatecznie wysoką, by nawet we
własnych oczach zrekompensować koszty, jakie poniesie kraj. Jednak nie do pomyślenia
było, że nie spróbuje, w każdym razie rezultat ostateczny okaże się dla Andoru identyczny
jak całkowita jej porażka. Chłodna, opanowana, spokojna jak grób. Królowa nie ma prawa
okazywać lęku, jeśli nawet przeraźliwie się boi. Zwłaszcza w takiej sytuacji. Matka
zawsze mówiła, by tłumaczyć się najmniej, jak to tylko możliwe; im więcej próbuje się
wyjaśnić tym większej ilości kolejnych wyjaśnień potrzeba, póki wreszcie na nic innego
nie starcza już czasu. Natomiast Gareth Bryne twierdził, że kiedy to tylko możliwe, należy
wszystko wyjaśnić, ludzie sprawiali się lepiej, jeżeli wiedzieli nie tylko co, ale również
dlaczego. Dzisiaj postąpi wedle rady Bryne’a. Do wielu zwycięstw już poprowadził.
– Mam przeciwko sobie troje jawnych pretendentów. – I być może jednego, który nie
zadeklarował swych roszczeń. Zmusiła się by wytrzymać spojrzenie Dyelin. Nie było w
tym złości, po prostu dwie kobiety patrzące sobie w oczy. Niewykluczone jednak, że
Dyelin zobaczyła w jej wzroku coś innego, bowiem zacisnęła szczęki, a jej twarz
pokraśniała. Skoro tak, proszę bardzo. – Arymillą jako taką można się nie przejmować,
ale Nasin opowiedział się za nią w imieniu Domu Caeren, a niezależnie czy traktować to
jako wyraz jego umysłowego zdrowia, oznacza, że przez to samo jej roszczenia nabierają
mocy. Naean i Elenia znajdują się w więzieniu, jednak ich zbrojni nie. Ludzie Naean
mogą wahać się i kłócić, dopóki nie znajdą przywódcy, jednak Jarid jest Głową Sarand i
nie zrezygnuje z okazji zaspokojenia ambicji swej żony. Domy Baryn i Anshar flirtują z
jednym i drugim stronnictwem, najlepsze na co mogę mieć nadzieje, to tyle, że jeden
pójdzie z Sarand, a drugi z Arawn. Dziewiętnaście Domów w Andorze jest na tyle silnych,
by narzucić pomniejszym Domom sposób postępowania. Sześć opowiedziało się
przeciwko mnie, dwa mam za sobą.– Sześć jak dotąd, i niech Światłość sprawi, aby
rzeczywiście miała te dwa! Nie wspomniała o trzech wielkich Domach, które praktycznie
rzecz biorąc, opowiedziały się za Dyelin, przynajmniej Egwene udało się na jakiś czas
zatrzymać ich wojska w Murandy.
Skinieniem dłoni wskazała krzesło obok, a Dyelin zajęła miejsce, pieczołowicie
wygładzając spódnice. Na jej twarzy nie szalała już wcześniejsza burza. Badawczo
przyglądała się Elayne, nie dając jednak najmniejszej wskazówki odnośnie ewentualnych
pytań lub wniosków.
– Zdaję sobie z tego równie dobrze sprawę co ty, Elayne, jednak Luan i Ellorien
ostatecznie przekażą ci wpływy swych Domów, jestem pewna, że Abelle nie postąpi
inaczej. – Zaczęła głosem ostrożnym, jednak w miarę mówienia przebijało w nim coraz
Strona 20
więcej emocji. – Inne Domy też dostrzegą racjonalność takiego postępowania.
Przynajmniej jeśli nie wystraszysz ich tak, że nie będą w stanie racjonalnie myśleć.
Światłości, Elayne, to nie jest Sukcesja. Przecież przedstawicielka Domu Trakand
przejmuje tron po kobiecie z Domu Trakand, a nie po jakimś innym Domu. Nawet
Sukcesja zresztą rzadko rodziła otwarte walki! Jeśli z Gwardii zrobisz armię, ryzykujesz
utratę wszystkiego.
Elayne odrzuciła głowę do tyłu, w jej śmiechu jednak nie było rozbawienia. Pasował
natomiast znakomicie do łoskotu grzmotów.
– Zaryzykowałam wszystko w dniu, w którym wróciłam do domu, Dyelin. Powiadasz,
że Norwelyn i Traemane opowiedzą się po mojej stronie, i Pendar także? Świetnie, wobec
tego będę miała pięć za sobą, a przeciw sobie sześć. Nie wydaje mi się, aby inne domy
“dostrzegły racjonalność takiego postępowania”, jak to zechciałaś ująć. Jeśli któryś z nich
ruszy się, zanim będzie jasne jak południowe słońce, że Różana Korona jest moja, to po
to, by wystąpić przeciwko mnie, nie zaś opowiedzieć za mną. – Przy odrobinie szczęścia
wszyscy ci lordowie i lady powstrzymają się od sprzymierzenia z poplecznikami Gaebrila,
ale w tej sprawie wolała nie ufać samemu szczęściu. Nie była przecież Matem
Cauthonem. Światłości, większość ludzi była przekonana, że Rand zabił jej matkę, a
nieliczni tylko wierzyli, że “lord Gaebril” był jednym z Przeklętych. Naprawa
wszystkiego, co Rahvin zniszczył w Andorze, może zabrać całe życiem, nawet jeśli
żyłoby się tak długo, jak Kobiety Rodziny! Niektóre Domy powstrzymają się z
udzieleniem jej poparcia ze względu na gwałty, jakich Gaebril dopuszczał się w imieniu
Morgase, a inne dlatego, że Rand oznajmił, iż ma zamiar “ofiarować” jej tron.. Kochała
tego mężczyznę w każdym calu, ale żeby sczezł, nie musiał posuwać się do tego! Nawet
jeśli był to jedyny sposób na powstrzymanie Dyelin. Najnędzniejszy dzierżawca Andory
postawi kosę na sztorc, żeby usunąć marionetkę z Tronu Lwa! – Na ile się da, przede
wszystkim nie chcę dopuścić, by Andoranin zabijał Andoranina, Dyelin, ale Sukcesja czy
nie Sukcesja, Jarid jest gotowy do wojny, Elenia przebywa w zamknięciu. Naean też jest
gotowa walczyć. – Najlepiej sprowadzić te kobiety do Caemlyn najszybciej jak to tylko
możliwe, w Aringill mają zbyt wiele sposobności przemycenia tajnych wieści i rozkazów.
– Arymilla jest jednak już gotowa, mając za sobą ludzi Nasina. Dla nich to jest Sukcesja a
jedyny sposób, w jaki można ich powstrzymać przed otwartą wojną, to zgromadzić tyle
sił, żeby nie ośmielili się zaatakować. Jeżeli do wiosny Birgitte uda się zbudować
Gwardię w sile armii, to bardzo dobrze, ponieważ jeżeli w tym czasie nie będziemy miały
armii, ta właśnie okaże się potrzebna. A jeśli tego ci za mało, pomyśl o Seanchanach. Oni