Przyjaciółki powiastki dla małych dzieci

Szczegóły
Tytuł Przyjaciółki powiastki dla małych dzieci
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Przyjaciółki powiastki dla małych dzieci PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Przyjaciółki powiastki dla małych dzieci PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Przyjaciółki powiastki dla małych dzieci - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 A. Domańska POWIASTKI DLA MAŁYCH DZIECI z 3 3 r y c in a m i W y d a w n i c t w o M. A R C T A w W a r sz a w ie Strona 2 Strona 3 Strona 4 Strona 5 PRZYJACIÓŁKI Strona 6 D R U K A R N IA M. A R CTA W W A R S Z A W IE , O R D Y N A C K A 3. Strona 7 PRZYJ1CIÓM0 POWIASTKI D L / MAŁYCH DZIECI podług M arty G ieset NA PISA ŁA A ntonina Domańska. WARSZAWA NAKŁADEM I DRUKIEM M ARCTA 1904 Strona 8 DRUKARNIA M. ARCTA W W A R SZA W IE, ORDYNACKA 3. Strona 9 PRZYJACIÓŁKI POW IASTKI DLA MAŁYCH DZIECI p o d łu g M a rty G ieset N A PISA ŁA A ntonina Domańska. WARSZAWA NAKŁADEM I D RUKIEM M. ARCTA 1904 Strona 10 Biblioteka Narodowa Warszawa 30001001851197 i# i /[osBOJieno IJe m yp o io . BapmaBa, 7 <t>eBpajra 1903 ro ^a . I /I ’1 M <$0 b Mi Strona 11 I. Pierw sze spotkanie. Ap ’' M sześcioletnia córeczka doktora, osia , k tó ry p rzed tyg odn iem sprow adził się do ładnego domu z ogródkiem, w y b ie ­ gła zobaczyć, co się tam dzieje na g rząd ­ kach. Fijołki p rzek w itły już w ogródku, zato n arcyzy, krokusy, żonkile i stokrotki, za­ częły w y s u w a ć główki swoje z pod ziemi ogrzanej słońcem, jak z pod ciemnej koł­ derki. T ulipany zaś zaw stydzone, że je inne kw iatki ubiegły, ro ztw ierały śpiesznie swe pączki i chełpiły się ślicznemi jaskra- wem i sukienkami. Zosia spojrzała na duży tu lip an p ąso­ w y w żółte paski i zatrzy m ała się. Strona 12 — Oho, ładniejszy byłeś wczoraj, mój ko chany,—rzekła do kw iatka, schylając się, żeby lepiej usłyszał.— Dziś opuściłeś liście aż do ziemi, jak ja k a pani, co w ogoniastej sukni na bal idzie i w y k rz y w iłe ś główkę na bok; cóż to za grym asy? Cóż to za miny? W cale a wcale mi się nie podobasz! — Zosiu! Z o siu n iu !— zaw ołał ktoś bli­ ziutko—Zosieńko! — Co to? Czyżby tulipan? A ch nie... gdzieżby tu lip a n y mówiły! Takie niemądre, n a w e t p ach nąć nie umieją. — Zoooosiu! — zawołało coś z n o w u ,— czy ty nie słyszysz?.. W reszcie Zosia podniosła oczy w górę, patrzy , a tu po drugiej stronie żyw opłotu, w ogródku sąsiadów, stoi n a ław ce dziew ­ czynka, trzy m ając się gałęzi bzu. — M am usia powiedziała, że tu m iesz­ ka pan doktór z pan ią doktorow ą i m aleń­ ką Zosią. Czyś to ty ta „m aleńka Z osia”? Takbym się chciała z tobą bawió. Je s te m młodsza od ciebie (tak m am a powiedziała), ale pew no jeszcze urosnę; chodź do mnie, Zosiu! Zosia urw a ła zg ry m aszony tulipan i podbiegła do płotu. Strona 13 — Pow ąchajno go, ale porządnie; w p a ­ kuj cały nosek. Ale, ale, a jak ty się n a­ zywasz? — Rózia,— odpowiedziała dziew czynka, zanurzając nosek w kielich kw iatu. — Ale m am usia w oła na mnie „Różyczko!” — Chi, chi, chi...— zaśm iała się Zosia.— Podbiegnij do naszej furtki, cos ci pokażę. Rózia zeskoczyła z ław eczki i przez o tw a rtą furtkę w eszła do ogrodka. — Chodź ze m ną do naszego dom u,— Strona 14 _ 8 — rzekła Zosia. W zięła Rózię za rączkę i za­ prow adziła do pokoju m am y, p rzed lustro. — P atrzajno, jaki m asz nosek brązowy! Ł a d n y , praw da? — P raw d a, a czem on się ta k um a­ lował? — To tulipan ta k cię pocałował, że aż znad na nosku. Siniały się obie i skakały przed lustrem , robiąc minki do ta m ty c h dziew czynek po drugiej stronie szyby. D aw ały im buzi, aż się plam a na zw ierciadle zrobiła, no bo ja k ­ że inaczej, kiedy na śniadanie był chleb z masłem. — Ale teraz m uszę już pójśd do mamy, bo nie będzie wiedziała, gdzie ja się po­ działam. — A przyjdziesz ju tro do mnie, ale za­ raz raniutko? — Przyjdę. P ow ied ziaw szy to, dziew czynka pobie­ gła do domu. N azajutrz rano, ledwie Rózia zmówiła paciorek, rzekła do mamy: — P e w n o m am a w ychodzi do miasta, praw da? Strona 15 — 9 — — Nie, dziecinko; dziś m am dużo do roboty w domu. — Taaak? Ale ja, to koniecznie muszę w yjść. A wie m am a gdzie? Proszę zgadnąć. — Oj nie zgadnę; niech R óżyczka mi powie. — No to powiem. Idę na w iz y tę do Zosi. Zosia pow iedziała „zaraz ra n iu tk o .” Mnie się zdaje, że to już daw no je s t „zaraz ran iu tk o .” Mleczko mi proszę schow ać, to sobie w ieczorem w ypiję. Albo wie m am a ^ co? Dać mi do garnuszka, zaniosę do Zosi. A wie m am a coś jeszcze? Zosia będzie mo­ ją przyjaciółką; w idziała m am a kiedy p rz y ­ jaciółkę? — W idziałam , dudku. Ale mleczko w y ­ pijesz w domu i dopiero pozwolę ci pójść do Zosi. — Takie gorące! N iech m am usia d m u­ cha... ach! kiedyż ono w ystygnie! — Nie śpiesz się, pij pow olutku i tak w tej chwili jeszcze nie pójdziesz. — Aż w jakiej chwili? — Aż będzie sam a dziesiąta. — A kiedy będzie sam a dziesiąta? — Gdy w sk azó w k a dojdzie do tego znaczku; widzisz? tu w górze. Strona 16 Mama pokazała Rózi palcem godzinę i w y szła z kluczam i do spiżarni. D ziew ­ czynka została sama. — K ochana w skazów ko—rzekła Rózia, podnosząc oczy na zegar; — jeżeli możesz, to się pośpiesz, bardzo cię proszę! Bo to widzisz, czekać, to okropnie nudno, a jesz ­ cze się coś stanie, że gotow am być nie­ grzeczna, m am a się rozgniew a i nie po­ zwoli pójść do Zosi, a toby było straszne nieszczęście... ale znowu, moja pani ska- zówko, nie leć za prędko, bo m uszę p ier­ wej ustroić laleczkę. Bez Bińci przecie nie pójdę.— Chodź córeczko, ale trze b a się ładnie ubrać, pójdziem y do cioci Zosi. Pam iętaj, żebyś była grzeczna, posłuszna, nie doka­ zyw ała, boby cię ciocia Zosia nie kochała. Ona m a kilka córeczek i pew no w szy stk ie są bardzo grzeczne. Słuchajno B iń c iu ... m iałam ci coś powiedzieć i zapom niałam . — Ach! kiedyż będzie ta dziesiąta! Aha, przypom niałam sobie: wiesz, Zosia będzie moją przyjaciółką; dopraw dy, sam a mi to wczoraj powiedziała. A przyjacigłka, to coś lepszego niż zabawki, niż słodkie rze­ czy... o tak, tak, n a w e t niż czekoladki z so­ kiem. Nie w iem czy wolno psuć cudze za- Strona 17 — 11 bawki, gdy się je s t n a p rz y k ład u jakiej drugiej dziewczynki? Pew no, że nie wolno; pamiętaj, Bińciu, żebyś nic nie zepsuła! 0 — Ale tęzeba zobaczyć, co w s k a z ó w k a - p o ­ rabia. Aj Boże!., gdyby się Zosia nasunie doczekała i poszła sobie z domu, to b y śm y Strona 18 dopiero płakały! P ra w d a Bińciu? Ej, t y zega­ rze kochany, jak m ożna tik ta k robić ta k po- wolusieńku? Ty nigdy nie zdążysz na dzie­ siątą. Bińciu, uw ażaj, co ci powiem. P r z y ­ w itasz się grzecznie z ciocią Zosią, gdy cię o co z ap y ta, odpowiesz w yraźnie, a palca do buzi nie w ty k a ć , pamiętaj! F a rtu sz k a w p alcach nie zwijać, sukienki nie p op la­ mić. Aha... a kto to się dziś nie m ył je s z ­ cze? Bardzo ładnie, a, a... nie spodziew a­ łam się, że moja córeczka boi się wody. Ja k ż e to m am usia śpiew ała, kiedy płakałam p rz y myciu... ale to już bardzo dawno, kie­ dy byłam jeszcze m aleńka. Aha: B iałe rączki — czysta buzia, Jaka śliczna moja Rózia. — Oj t y w skazów ko, ty! Tak się powoli posuwasz! N ieznośny zegar! Mogłaby go m am a posłać do n a p ra w y , pew no p opsuty, a ja m uszę czekać. Dajno główkę córusiu, niech cię uczeszę. Taka rozczo ch ran a p rze ­ cie nie pójdziesz... dzieci cioci Zosi śm ia­ łyby się z ciebie. K otki nie m ają grzebie­ ni, a czeszą się ta k ładnie łapkam i i m yją języczkam i. A kw iatki, to się m yją rosą; ta k m am a mówiła. — K to je osusza? — p y ta Bińcia. Strona 19 — A ch t y niemądra! przecież słońce. W sta je raniutko i zabiera z k w ia tk ó w rosę; bo słońce kocha kw iatki. — B rz y d k a je s te ś moja pani w sk az ó w ­ ko! Ooby ci szkodziło pogalopow ać trochę? Gdyby mnie kto ta k prosił, by łab y m lepsza od ciebie. Gdzie Bińcia m a sukienkę? P o d stołem. Aa... bardzo pięknie! któż to taki nieporządny? A pfe! no i widzisz! falbanka znow u oberw ana; cóż t y sobie m yślisz bę­ bnie jeden, że m am a Rózia nie m a nic lep­ szego do roboty, tylk o po całych dniach tw oje rzeczy napraw iać? W idzicie ją! Nie kocha m am a Bińci. — To szczęście, że lalka nie wie o tern, że ja n a w e t igły nie umiem nawlec... ach bo to ta k trudno! — Go powie ciocia Zosia, gdy takiego ob erw u sa zobaczy? — Żebym się m am usi nie bała, zaraz- bym poleciała do ogrodu i hop! przez płot. Najlepiej zrobię, gdy tam do w ieczora zo­ stanę. A obiad? g łu p stw o obiad. Giekawam, czyby człowiek um arł z głodu, gdyby je­ den dzień obiadu nie jadł? — A przecie! t y niedobra, je s te ś n a re sz ­ cie n a dziesiątej! M yślałam, że nigdy nie Strona 20 _ 14 — zaleziesz. Prędko, prędko, Bińciu, zbierajm y się, ktoś drzw i otwiera... Mamusiu... już je s t dziesiąta! Idziemy? — Idziemy, m am a cię odprowadzi, ale pam iętaj, bardzo grzecznie się spraw iać. Masz tu dw a jabłuszka, jedno dla ciebie, drugie dla Zosi. Mama stan ęła we drzw iach i p a trz y ła za Różyczką, gdy ta biegła do drugiego do­ mu. Ozy sobie też poradzi? D ziew czynka z atrzy m ała się przed zam kniętą bramą. — Zosiu!.. Może w y szła z m am ą do m iasta? A może pojechała na wieś ze swoim tatusiem ? A może leży chora?— Zoosiu! N ikt się nie odzywa. Oj, Bińciu, Bińciu... jakie m y niemądre! Nie widzisz dzwonka? N a w e t sznurek w isi p rz y w ią ­ zany do rączki, to pew no dla tego, żeby mniejsi ludzie mogli do niego dostać. Dziń-dziń... jakoś cichutko. Je sz cz e raz: Dziń-dziń-dziń... N areszcie drzw i się otw ierają, w y c h o ­ dzi Małgosia i bierze Rózię za rączkę: — Pójdź m aleńki gościu; Zosia czeka na ciebie.