7300

Szczegóły
Tytuł 7300
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7300 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7300 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7300 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

C.S. LEWIS OPOWIE�CI Z NARNII TOM 7 OSTATNIA BITWA Siostrzeniec Czarodzieja Lew, Czarownica i stara szafa Ko� i jego ch�opiec Ksi��� Kaspian Podr� �W�drowca do �witu" Srebrne krzes�o Ostatnia bitwa C.S. LEWIS OSTATNIA BITWA Ilustrowa�a Pauline Baynes Prze�o�y� Andrzej Polkowski Media Rodzina of Pozna� Tytu� orygina�u THE LAST BATTLE Ok�adk� projektowa� Jacek Pietrzy�ski Copyright � CS Lewis Pte Ltd 1956 Copyright � 1998 for the Polish edition by Media Rodzina of Pozna� Copyright � 1998 for the Polish translation by Andrzej Polkowski ISBN 83-85594-72-8 Przek�ad poprawiony Media Rodzina of Pozna�, ul. Pasieka 24, 61-657 Pozna� tel. 820-34-75, fax 820- 34-11 Sk�ad, �amanie i diapozytywy perfekt s.c, Pozna�, ul. Grodziska 11 Druk: ABEDIK. - Pozna� Rozdzia� 1 NAD KOT�EM DALEKO NA ZACHODZIE, za Latarnianym Pustkowiem, opodal Wielkiego Wodospadu, �y� u schy�ku dziej�w Narnii pewien szympans. By� tak stary, �e nikt ju� nie pami�ta�, kiedy po raz pierwszy pojawi� si� w tych okolicach. Trudno wyobrazi� sobie ma�p� sprytniejsz�, brzydsz� i bardziej pomarszczon�. Mieszka� w drewnianym, wymoszczonym li��mi domku, zawieszonym w rozwidleniu wielkiego drzewa. Nazywano go Kr�taczem. W tej cz�ci puszczy rzadko spotyka si� m�wi�ce zwierz�ta, ludzi czy kar�y, lecz Kr�tacz mia� s�siada i przyjaciela � os�a zwanego �amig��wkiem. W ka�dym razie obaj utrzymywali, �e s� przyjaci�mi, cho� wiele wskazywa�o raczej na to, i� �amig��wek wcale nie jest przyjacielem Kr�tacza, tylko jego s�ug�. To osio� wykonywa� ka�d� ci�sz� prac�. Kiedy szli razem nad rzek�, Kr�tacz nape�nia� wod� wielkie sk�rzane buk�aki, ale to �amig��wek d�wiga� je z powrotem. Kiedy potrzebowali czego� z miasta, to �amig��wek w�drowa� w d� rzeki z pustymi koszami na grzbiecie i wraca� z koszami pe�nymi i ci�kimi. Natomiast Kr�tacz zjada� wszystkie najlepsze smako�yki, co uzasadnia� w ten spos�b: �Jak dobrze wiesz, �amig��wku, nie mog� je�� trawy i ostu jak ty, wi�c chyba rozumiesz, �e musz� to sobie czym� wynagrodzi�". A osio� zawsze odpowiada�: �Ale� oczywi�cie, Kr�taczu, oczywi�cie. Doskonale to rozumiem". �amig��wek nigdy si� nie �ali�, poniewa� wiedzia�, �e Kr�tacz jest od niego o wiele m�drzejszy; i tak ju� nadzwyczaj mi�o z jego strony, �e przyja�ni si� z os�em. Kiedy �amig��wek pr�bowa� wyrazi� swoje zdanie na jaki� temat, Kr�tacz zawsze mu przerywa�: �Pos�uchaj, �amig��wku, wiem lepiej od ciebie, co trzeba zrobi�. Wiesz przecie�, �e nie jeste� m�dry". A osio� odpowiada�: �Tak, tak, Kr�taczu, masz �wi�t� racj�. Nie jestem zbyt m�dry". Potem wzdycha� i robi� to, co mu szympans powiedzia�. Pewnego wiosennego ranka przechadzali si� obaj nad brzegiem Kot�a. Kot�em nazywano wielki staw po�o�ony u st�p g�r na zachodnich kresach Narnii. Z g�r, z hukiem podobnym do nigdy nie przemijaj�cego grzmotu burzy, spada� do Kot�a Wielki Wodospad, a z drugiej strony wyp�ywa�a Wielka Rzeka biegn�ca przez ca�� Narni�. Wodospad sprawia�, �e woda w Kotle wci�� wirowa�a, pieni�a si� i bulgota�a, jakby j� kto� gotowa�, i st�d w�a�nie pochodzi�a jego nazwa. A najbardziej woda kipia�a wczesn� wiosn�, gdy w dalekich g�rach poza Narni�, na Zachodnim Odludziu, tam gdzie rzeka bierze sw�j pocz�tek, topnia�y �niegi. Kiedy tak przygl�dali si� w�ciek�ym igraszkom wody w Kotle, Kr�tacz wskaza� na co� ciemnym, nie ow�osionym palcem i powiedzia�: � Patrz! Co to jest? � Co jest co? � zapyta� �amig��wek. � To co� ��tego, co w�a�nie spad�o z wodospadu. O! Znowu si� pokaza�o. Unosi si� na powierzchni wody. Musimy zobaczy�, co to jest. � Musimy? � zapyta� �amig��wek. � Ale� oczywi�cie � odrzek� Kr�tacz. � To mo�e by� co� bardzo po�ytecznego. B�d� dzielnym os�em, �amig��wku, wskocz do Kot�a i wy��w to, �eby�my mogli zobaczy�, co to jest. � Wskoczy� do Kot�a? � zapyta� osio�, strzyg�c d�ugimi uszami. � A mo�e znasz jaki� inny spos�b, aby to wyci�gn��? � zdziwi� si� szympans. � Ale... ale... czy nie lepiej, �eby� ty to zrobi�? Bo, widzisz, to ty chcesz si� dowiedzie�, co to jest. Ja wcale nie jestem tego ciekaw. No, i masz r�ce. Je�li chodzi o �apanie r�nych rzeczy, jeste� tak dobry jak cz�owiek albo karze�. Ja mam tylko kopyta. � No wiesz, �amig��wku, nie s�dzi�em, �e mo�e ci co� takiego wpa�� do g�owy. Naprawd�, nigdy bym si� tego po tobie nie spodziewa�. � O co ci chodzi, co ja takiego znowu powiedzia�em? � zapyta� osio� pokornym tonem, widz�c, �e Kr�tacz poczu� si� naprawd� bardzo ura�ony. � Ja tylko m�wi�em, �e... � �ebym to ja wskoczy� do wody � przerwa� mu szympans. � Tak jakby� nie wiedzia�, jak de- likatne p�uca maj� wszystkie ma�py i jak �atwo si� zazi�biaj�! Dobrze. Zrobi� to. I tak ju� przemarz�em na tym okropnym wietrze. Ale zrobi� to. Prawdopodobnie umr�. Dopiero wtedy b�dziesz mnie �a�owa�. � Szympans m�wi� tak, jakby za chwil� mia� si� rozp�aka�. � Och, nie, nie! B�agam ci�, nieee! � zarycza� �amig��wek. � Wcale nie mia�em tego na my�li, naprawd�, uwierz mi. Przecie� wiesz, jaki jestem g�upi, wiesz, �e nie potrafi� my�le� o dwu rzeczach naraz. Zupe�nie zapomnia�em o twoich s�abych p�ucach. Ale� oczywi�cie, �e tam wskocz�. Nie wolno ci nawet o tym my�le�. Przyrzeknij mi, Kr�taczu, �e tego nie zrobisz! Wi�c szympans przyrzek�, a osio� powl�k� si�, stukaj�c kopytami po skalistej kraw�dzi Kot�a, aby znale�� jakie� miejsce, w kt�rym da�oby si� do niego ostro�nie wej��. Woda by�a z pewno�ci� lodowata, ale o wiele bardziej przera�a�o go to, �e pieni�a si� i bulgota�a jak w prawdziwym kotle. Zatrzyma� si�, dygoc�c z zimna i ze strachu. Up�yn�a ca�a minuta i wci�� nie m�g� si� odwa�y�, gdy us�ysza� za sob� g�os Kr�tacza: � Mo�e jednak ja powinienem to zrobi�, �amig��wku? Kiedy osio� to us�ysza�, odpowiedzia� szybko: � Nie, nie! Przecie� mi przyrzek�e�. Ju� wchodz�! � I skoczy�. Najpierw wielka masa spienionej wody o�lepi�a go i wdar�a mu si� do pyska. Potem przykry�a go ca�kowicie na kilka sekund, a gdy za moment wynurzy� si� ju� w innym, odleg�ym miejscu, od razu porwa� go wir i poni�s�, obracaj�c woko�o, coraz szybciej i szybciej, a� do samego wodospadu. Spadaj�ca z wysoka woda wt�oczy�a go pod powierzchni� tak g��boko, i� zdawa�o mu si�, �e ju� d�u�ej nie wytrzyma bez oddechu. A kiedy wynurzy� g�ow� i znalaz� si� wreszcie niedaleko owej ��tej rzeczy, kt�r� mia� wy�owi� � ta dosta�a si� pod wodospad i znikn�a pod wod�. Gdy znowu j� zobaczy�, p�ywa�a dalej ni� przedtem. W ko�cu, �miertelnie wyczerpany, pot�uczony i odr�twia�y z zimna, z�apa� j� z�bami i powoli dop�yn�� do brzegu. Wygramoli� si� z trudem, nios�c to co� w pysku i potykaj�c si� o to kopytami, bo by�o ci�kie, zimne i ob�lizg�e, jak nasi�kni�ty wod� dy- wanik sprzed kominka. Rzuci� to przed Kr�taczem i sta�, ociekaj�c wod�, dygoc�c z zimna i pr�buj�c z�apa� oddech. Ale szympans nawet na niego nie spojrza� i nie zapyta�, jak si� czuje. Kr��y� wok� tego czego�, ca�kowicie poch�oni�ty rozwijaniem tego, macaniem i obw�chiwaniem. W ko�cu w oczach pojawi� mu si� jaki� niedobry b�ysk i powiedzia�: � To jest sk�ra lwa. � Eu... ou... au... och, naprawd�? � wysapa� �amig��wek. � I zastanawiam si�... zastanawiam... zastanawiam � m�wi� Kr�tacz do siebie, bo rzeczywi�cie my�la� nad czym� bardzo intensywnie. � A ja zastanawiam si�, kto zabi� tego biednego lwa � rzek� �amig��wek. � Trzeba to pochowa�. Musimy urz�dzi� pogrzeb. � Och, nie przejmuj si� tak, przecie� to nie by� m�wi�cy lew � powiedzia� Kr�tacz. � Za Wo- dospadem, na Zachodnim Odludziu, nie ma m�wi�cych zwierz�t. Ta sk�ra musia�a nale�e� do jakiego� niemego, dzikiego lwa. (Nawiasem m�wi�c, szympans mia� racj�. Kilka miesi�cy temu pewien my�liwy � cz�owiek � za- bi� i odar� ze sk�ry lwa w dalekich ost�pach Zachodniego Odludzia. Ale to wydarzenie nie jest cz�ci� naszej opowie�ci.) � Ale pomy�l, Kr�taczu � odezwa� si� �amig��wek � nawet je�li ta sk�ra nale�a�a jedynie do niemego, dzikiego lwa, to czy nie powinni�my jednak sprawi� jej przyzwoitego pogrzebu? Chodzi mi o to, �e wszystkie lwy s�... s� troch�... no, uroczyste... Chyba rozumiesz, co mam na my�li. Ze wzgl�du na... wiesz kogo. Rozumiesz? � Nie dr�cz swojej biednej �epetyny jakimi� pomys�ami, �amig��wku. Wiesz dobrze, �e my�lenie nie jest twoj� najsilniejsz� stron�. Zrobimy ci z tej sk�ry bardzo przyzwoity p�aszcz na zim�. � Oj, to chyba nie jest dobry pomys� � skrzywi� si� osio�. �To by wygl�da�o... to znaczy, inne zwierz�ta mog�yby pomy�le�... Chc� powiedzie�, �e nie czu�bym si�... � O czym ty w�a�ciwie m�wisz? � zapyta� Kr�tacz, drapi�c si� z do�u do g�ry, jak to zwykle robi� ma�py. � My�l�, �e by�oby brakiem szacunku wobec Wielkiego Lwa, samego Aslana, gdyby taki osio� jak ja chodzi� sobie w lwiej sk�rze � powiedzia� �amig��wek z nies�ychan� jak na niego stanowczo�ci�. � Tylko bardzo ci� prosz�, nie zaczynaj si� upiera� � rzek� Kr�tacz. � Co taki osio� jak ty mo�e wiedzie� o tego rodzaju sprawach? Wiesz przecie�, �e my�lenie nie jest twoj� specjalno�ci�, �amig��wku, wi�c pozw�l mi my�le� za siebie. Dlaczego nie traktujesz mnie tak jak ja ciebie? JA nie uwa�am, �e potrafi� wszystko. Wiem, �e w pewnych sprawach jeste� ode mnie lepszy. W�a�nie dlatego pozwoli�em ci wskoczy� do Kot�a: wiedzia�em, �e zrobisz to lepiej ni� ja. Teraz moja kolej. Akurat nadarza si� co�, co ja mog� zrobi�, a czego ty nie potrafisz. Czy mnie nigdy nie b�dzie wolno czego� zrobi�? Naprawd�, b�d� troch� bardziej sprawiedliwy. I nie upieraj si�. � No, je�li tak to ujmujesz... � Powiem ci co�. Dobrze by by�o, gdyby� pobieg� �wawym truchtem w d� rzeki, do Targobrodu, i zobaczy�, czy nie maj� tam pomara�czy lub banan�w. � Jestem taki zm�czony, Kr�taczu � poskar�y� si� osio�. � Tak, ale jeste� te� przemoczony i przemarzni�ty. Musisz si� rozgrza�. Ostry trucht dobrze ci zro- bi. A pr�cz tego dzisiaj w Targobrodzie jest jarmark. No i oczywi�cie �amig��wek poszed�. Gdy tylko Kr�tacz zosta� sam, ruszy� pow��cz�c ko�czynami � czasem na dwu, a czasem na czterech nogach � do swojego drzewa. Skacz�c z ga��zi na ga���, a przy tym robi�c miny i skrzecz�c co� do siebie, dotar� do swego domku. W�lizn�� si� do �rodka i znalaz� ig��, nici i wielkie no�yce, by� bowiem m�drym szympansem i kar�y nauczy�y go szycia. Wzi�� do ust k��bek nici (grubych, bardziej przypominaj�cych sznurek), tak �e policzki wyd�y mu si�, jakby ssa� ogromny cukierek toffi. Ig�� wetkn�� mi�dzy wargi, a no�yce chwyci� lew� r�k�. Potem zszed� z drzewa i pow��cz�c nogami, pobieg� do lwiej sk�ry. Ukucn�� przy niej i od razu zabra� si� do roboty. Szybko zorientowa� si�, �e ca�a sk�ra jest dla �amig��wka za d�uga, natomiast szyja � za kr�tka. Wyci�� wi�c spory kawa� sk�ry i uszy� z niej wysoki ko�nierz na d�ug� szyj� os�a. Potem odci�� �eb i wstawi� ko�nierz pomi�dzy �eb i ramiona. Po obu stronach rozci�cia sk�ry umocowa� sznurek, tak by j� mo�na by�o zwi�zywa� na piersiach i brzuchu. Za ka�dym razem, gdy przelatywa� jaki� ptak, Kr�tacz przestawa� szy� i spogl�da� niespokojnie w g�r�, poniewa� nie chcia�, by ktokolwiek widzia�, co robi. Ale �aden z dostrze�onych ptak�w nie nale�a� do m�wi�cych ptak�w, wi�c szympans nie musia� si� l�ka�. �amig��wek wr�ci� p�nym popo�udniem. Nie bieg� truchtem, lecz � zwyczajem os��w � cz�apa� spokojnie brzegiem rzeki. � Nie by�o �adnych pomara�czy � powiedzia� � ani �adnych banan�w. Jestem okropnie zm�czony. � I po�o�y� si�. � Chod� tu i przymierz sw�j nowy p�aszcz z lwiej sk�ry � rzek� Kr�tacz. � Och, daj mi spok�j z t� star� sk�r� � j�kn�� osio�. � Przymierz� j� jutro rano. Jestem za bardzo zm�czony. � Jeste� przede wszystkim bardzo niemi�y, �amig��wku. Je�li TY jeste� zm�czony, to co JA mam powiedzie�? Gdy ty za�ywa�e� cudownego, od�wie�aj�cego spaceru wzd�u� rzeki, ja harowa�em ci�ko przez ca�y dzie�, aby ci uszy� p�aszcz. Palce tak mi zesztywnia�y, �e ledwo trzymam no�yce. A ty nawet nie podzi�kujesz... nawet nie spojrzysz na ten p�aszcz... i w og�le nie obchodzi ci�... i... i... � M�j kochany Kr�taczu! � zawo�a� �amig��wek, zrywaj�c si� na cztery nogi. � Tak mi przy- kro. Zachowa�em si� okropnie. Oczywi�cie, bardzo chc� przymierzy� ten p�aszcz. Ach, jak on wspaniale wygl�da! Mo�e od razu go przymierz�? B�agam ci�, pozw�l mi! � No wi�c sta� spokojnie � powiedzia� szympans. Sk�ra by�a dla niego troch� za ci�ka, ale w ko�cu, ci�gn�c, pchaj�c, dysz�c i sapi�c, uda�o mu si� na�o�y� j� na os�a. Zawi�za� mu j� pod brzuchem i na piersiach, przymocowa� lwie �apy do o�lich n�g i lwi ogon do o�lego ogona. Z otwartej paszczy lwa wystawa� du�y kawa� szarego, o�lego pyska, a zw�aszcza jego d�ugi nos. Nikt, kto cho� raz widzia� prawdziwego lwa, nie da�by si� nabra� na t� maskarad�. Ale gdyby spojrza� teraz na �amig��wka kto�, kto nigdy lwa nie widzia�, m�g�by go wzi�� za lwa, je�liby tylko nie podchodzi� za blisko i gdyby nie by�o za jasno, i gdyby �amig��wek nie r�a� rozpaczliwie po o�lemu i nie stuka� kopytami. � Wygl�dasz wspaniale, wspaniale � rzek� szympans. � Gdyby ci� teraz kto� zobaczy�, pomy�la�by, �e to sam Aslan, Wielki Lew. � To by by�o straszne � powiedzia� �amig��wek. � Wcale nie. Ka�dy by robi� to, co by� mu kaza�. � Ale ja wcale nie chc� nikomu rozkazywa�! � Pomy�l tylko, ile dobrego m�g�by� zrobi�! � zapali� si� Kr�tacz. � Nie b�j si�, ja ci b�d� dora- dza�. B�d� ci wymy�la� rozs�dne zarz�dzenia. I ka�dy b�dzie musia� je wykona�, nawet sam kr�l. Mogliby�my w ten spos�b uporz�dkowa� wszystko w ca�ej Narnii. � A czy teraz wszystko nie jest w porz�dku? � zapyta� �amig��wek. � Co?! � krzykn�� Kr�tacz. � Wszystko w porz�dku? A gdzie s� pomara�cze i banany? � No wiesz, chyba nie ma zbyt wiele takich stworze�... prawd� m�wi�c, chyba nie ma nikogo pr�cz ciebie, kto by chcia� mie� pomara�cze i banany. � A cukier? Mo�e jest go za wiele? � zapyta� Kr�tacz. � No... tak... Na pewno �wiat by�by przyjemniejszy, gdyby by�o wi�cej cukru. � Wi�c za�atwione � rzek� szympans. � Ty b�dziesz udawa�, �e jeste� Aslanem, a ja ci b�d� m�wi�, co masz powiedzie�. � Nie, nie, nie! � zarycza� �amig��wek. � Nie m�w takich okropnych rzeczy! To by by�o bardzo z�e, Kr�taczu. Mo�e nie jestem zbyt m�dry, ale tego jestem zupe�nie pewny. A co b�dzie, gdy zjawi si� prawdziwy Aslan? � My�l�, �e b�dzie bardzo zadowolony � rzek� Kr�tacz. � Bardzo mo�liwe, �e to on podrzuci� nam t� lwi� sk�r� w�a�nie po to, aby�my wszystko uporz�dkowali. A w og�le, to wiesz dobrze, �e si� nie zjawi. Nie w tych czasach. W tym momencie tu� nad ich g�owami hukn�� przera�aj�cy grom. Ziemia zatrz�s�a si� i obaj upadli. � A widzisz! � wysapa� �amig��wek, gdy tylko odzyskali oddech. � To by� znak, ostrze�enie. Wiedzia�em, �e rozmawiamy o czym� okropnie niegodziwym. Natychmiast zdejmij ze mnie t� przekl�t� sk�r�! � Mylisz si� � powiedzia� spokojnie szympans (kt�rego umys� pracowa� nies�ychanie szybko). � To zupe�nie inny znak. W�a�nie chcia�em powiedzie�, �e je�li prawdziwy Aslan, jak go nazywasz, chce, aby�my uporz�dkowali wszystko w Narnii, pos�uguj�c si� t� sk�r�, to z pewno�ci� da nam znak w postaci gromu i trz�sienia ziemi. W�a�nie mia�em to na ko�cu j�zyka, tylko �e znak nadszed�, zanim zdo�a�em to wypowiedzie�. Teraz MUSISZ to zrobi�, �amig��wku. I bardzo ci� prosz�, przesta�my ju� na ten temat dyskutowa�. Wiesz przecie�, �e nie rozumiesz tych spraw. Co osio� mo�e wiedzie� o znakach? Rozdzia� 2 LEKKOMY�LNO�� KR�LA Oko�o trzech tygodni p�niej ostatni z kr�l�w Narnii siedzia� pod wielkim d�bem rosn�cym obok jego domku my�liwskiego, w kt�rym cz�sto zatrzymywa� si� na jakie� dziesi�� dni, ciesz�c si� pi�kn�, wiosenn� pogod�. By�a to w�a�ciwie niska, pokryta strzech� chata, zbudowana na wschodnich kra�cach Latarnianego Pustkowia, nieco powy�ej po��czenia dw�ch rzek. Kr�l lubi� takie proste i beztroskie �ycie, z dala od spraw pa�stwowych i ca�ej dworskiej pompy Ker-Paravelu, kr�lewskiej stolicy. Nazywa� si� Tirian i mia� nieco ponad dwadzie�cia lat. W ramionach by� mocny i szeroki, mi�nie mia� twarde, lecz broda zaledwie mu si� sypa�a. Mia� niebieskie oczy i �mia��, szczer� twarz. Tego wiosennego ranka towarzyszy� mu tylko jego najlepszy przyjaciel, jednoro�ec Klejnot. Kochali si� jak bracia i obaj wielokrotnie ratowali sobie �ycie na polach bitew. Szlachetne zwierz� sta�o tu� przy fotelu kr�la, wdzi�cznie wygi�wszy szyj�, poleruj�c sobie b��kitny r�g o kremowobia�y bok. � Nie mog� dzisiaj i�� na polowanie lub wzi�� si� do jakiej� roboty � rzek� kr�l. � Nie potrafi� my�le� o niczym innym, jak tylko o tej cudownej nowinie. My�lisz, �e jeszcze dzisiaj dowiemy si� czego� wi�cej? � To z pewno�ci� najwspanialsza nowina, jak� us�yszano w tym kraju za �ycia naszego, naszych ojc�w i dziad�w, panie � odpowiedzia� Klejnot. � Je�eli jest prawdziwa. � Jak mog�aby by� nieprawdziwa? � zdziwi� si� kr�l. � Ju� ponad tydzie� temu przylecia�y do nas pierwsze ptaki, oznajmiaj�c, �e Aslan jest w�r�d nas, �e Aslan znowu przyby� do Narnii! A potem przybieg�y wiewi�rki. Same go nie widzia�y, ale nie mia�y najmniejszej w�tpliwo�ci, �e jest w puszczy. P�niej zjawi� si� jele�. M�wi�, �e widzia� go na w�asne oczy, z daleka, w �wietle ksi�yca, na Latarnianym Pustkowiu. Potem przyby� ten ciemny cz�owiek z brod�, kupiec kalorme�ski. Wiesz, �e Kalorme�czycy nie przejmuj� si� Aslanem tak jak my, ale ten cz�owiek m�wi� o jego pojawieniu si� w Narnii jak o rzeczy zupe�nie pewnej. A tej nocy przyszed� b�br; on te� widzia� Aslana. � Zaprawd�, wierz� w to wszystko, panie m�j � rzek� Klejnot. � Je�eli wyra�am pewne pow�t- piewanie, to tylko dlatego, �e moja rado�� jest zbyt wielka. To prawie za pi�kne, aby by�o prawdziwe. � Tak � kr�l westchn��, jakby go przeszy� dreszcz szcz�cia.� To przerasta wszelkie moje marzenia. � Pos�uchaj! � powiedzia� Klejnot, przechylaj�c g�ow� i wystawiaj�c uszy. � Co to takiego? � zapyta� kr�l. � To t�tent kopyt, panie. Galopuj�cy ko�. Bardzo ci�ki ko�. To na pewno jeden z centaur�w. Sp�jrz, ju� go wida�. Wielki, z�otobrody centaur, z ludzkim potem na czole i ko�skim potem na bokach, podbieg� do kr�la, zatrzyma� si� w miejscu i pochyli� g�ow� w uk�onie. � Witaj, kr�lu! � zawo�a� g��bokim, byczym g�osem. � Hej! � krzykn�� kr�l i zaklaska�, rzucaj�c spojrzenie ku drzwiom my�liwskiej chaty. � Czara wina dla szlachetnego centaura! Witaj, Runwidzie! Odsapnij troch� i powiedz nam, z czym przybywasz. Z chaty wypad� giermek z wielk� drewnian� czar�, pokryt� niezwyk�ym ornamentem. Wr�czy� j� centaurowi, a ten podni�s� j� i rzek�: � Pij� najpierw za Aslana i prawd�, a potem za wasz� kr�lewsk� mo��. Wypi� wino (starczy�oby dla sze�ciu zdrowych m�czyzn) nie odrywaj�c ust od czary i odda� j� paziowi. � A teraz, Runwidzie � rzek� kr�l � powiedz mi, czy masz jakie� nowe wie�ci o Aslanie? Centaur spowa�nia� i zmarszczy� brwi. � Kr�lu � rzek� � wiesz, jak d�ugo ju� �yj�, badaj�c gwiazdy. My, centaury, �yjemy d�u�ej ni� wy, ludzie, d�u�ej nawet ni� wy, jednoro�ce. Nigdy, w ca�ym moim �yciu, nie widzia�em wypisanych na niebie tak strasznych rzeczy jak od pocz�tku tego roku. Gwiazdy nie m�wi� ani o przyj�ciu Aslana, ani o pokoju, ani o rado�ci. Wiem do�� o gwiazdach, aby mie� pewno��, �e jeszcze nie by�o tak gro�nych koniunkcji planet w ci�gu ostatnich pi�ciuset lat. W�a�nie zamie- rza�em przyj�� i ostrzec wasz� kr�lewsk� mo��, �e nad Narni� zawis�o jakie� wielkie nieszcz�cie, gdy tej nocy dosz�y mnie wie�ci o powrocie Aslana. Panie, nie wierz tym pog�oskom. To niemo�liwe. Gwiazdy nigdy nie k�ami� � k�ami� tylko ludzie i zwierz�ta. Gdyby Aslan mia� naprawd� przyby�, wszystkie naj�askawsze gwiazdy spotka�yby si� na jego cze��. To wszystko k�amstwa. � K�amstwa! � zawo�a� kr�l z gniewem. � Czy jest takie stworzenie w Narnii albo i na ca�ym �wiecie, kt�re o�mieli�oby si� k�ama� w takiej sprawie? � I bezwiednie po�o�y� d�o� na r�koje�ci miecza. � Tego nie wiem, panie m�j i kr�lu � rzek� Runwid. � Wiem jednak, �e na ziemi s� k�amcy, natomiast nie ma ich w�r�d gwiazd. � Zastanawiam si� � powiedzia� Klejnot � czy Aslan nie m�g�by przyby�, mimo i� gwiazdy tego nie zapowiadaj�. On nie jest niewolnikiem gwiazd: jest ich stw�rc�. Czy� wszystkie pradawne opowie�ci nie m�wi�, �e on nie jest oswojonym lwem? � Dobrze powiedziane, dobrze powiedziane, Klejnocie! � zawo�a� kr�l. � To s� w�a�nie te s�owa: Aslan to nieoswojony lew. Powtarzaj� si� we wszystkich opowie�ciach. Runwid podni�s� r�k� i wychyli� si� do przodu, chc�c powiedzie� co� wa�nego, gdy nagle wszyscy trzej odwr�cili g�owy na d�wi�k zawodz�cego g�osu, kt�ry szybko si� do nich przybli�a�. Na zachodzie las by� tak g�sty, �e wci�� nie widzieli, kto tak wo�a, cho� mogli ju� rozr�ni� s�owa. � Biada! Biada! Biada! � zawodzi� g�os. � Biada moim braciom i siostrom! Biada �wi�tym drzewom! Pustosz� lasy! Wychodz� na nas z siekierami! Wyr�buj� nas! Wielkie drzewa padaj�, padaj�, padaj�! Jeszcze nie przebrzmia�o ostatnie s�owo, gdy zobaczyli, kto tak lamentuje. Z lasu wysz�a posta� tak wysoka, �e jej g�owa si�ga�a g�owy centaura. Przypomina�a kobiet�, lecz mia�a w sobie r�wnie� co� drzewiastego. Bardzo trudno wyja�ni� to komu�, kto nigdy nie widzia� driady, ale nikt, kto widzia� jedn� z nich cho� raz, nie m�g�by si� pomyli�: mia�a co� specjalnego w barwach, w glosie, we w�osach. Kr�l Tirian, jednoro�ec i centaur od razu poznali nimf� buku. � Sprawiedliwo�ci, kr�lu! � zawo�a�a. � Sta� w naszej obronie! Ratuj sw�j lud! Wyr�buj� nas w ca�ym Latarnianym Pustkowiu. Ju� czterdzie�ci wielkich pni moich braci i si�str spoczywa na ziemi. � Co m�wisz, pani? Wyr�buj� Latarniane Pustkowie? Morduj� m�wi�ce drzewa? � zawo�a� kr�l wielkim g�osem, zrywaj�c si� na nogi i dobywaj�c miecza. � Jak �mi�?! I kto si� o�mieli�? Na grzyw� Aslana... � A-a-a-a-a-a-ach! � cia�o driady wzdrygn�o si� raz, drugi, trzeci, czwarty, jakby w nie godzi�y powtarzaj�ce si� ciosy. A potem upad�a, jakby jej kto� podci�� obie nogi. Przez chwil� widzieli j� le��c� martw� na trawie, a potem znik�a. Zrozumieli, co si� sta�o. Gdzie�, wiele mil st�d, w�a�nie �ci�to jej drzewo. Przez jaki� czas, z wielkiego b�lu i gniewu, kr�l nie m�g� doby� z siebie g�osu. Potem powiedzia�: � Chod�my, przyjaciele. Musimy uda� si� w g�r� rzeki i odnale�� nikczemnik�w, kt�rzy to uczynili. Id�my tam tak szybko, jak potrafimy. �aden z nich nie mo�e uj�� z �yciem. � Z najwi�ksz� ochot�, panie! � rzek� Klejnot. Lecz Runwid zn�w zmarszczy� czo�o. � Panie, b�d� rozwa�ny w swym s�usznym gniewie. Dziej� si� dziwne rzeczy. Je�li w g�rze rzeki s� jacy� uzbrojeni buntownicy, nas trzech nie wystarczy, aby im stawi� czo�o. Gdyby� zechcia� zaczeka�, a�... � Nie b�d� czeka� nawet jednej dziesi�tej cz�ci sekundy! � zagrzmia� kr�l. � Ja i Klejnot natychmiast wyruszymy w g�r� rzeki, ale ty p�d� co tchu do Ker-Paravelu. Oto m�j pier�cie�. Zbierz mi dwudziestu ludzi pod broni�, samych dobrych je�d�c�w. Zbierz dwudziestk� m�wi�cych ps�w, z dziesi�ciu kar��w, samych dobrych �ucznik�w, ze dwa leopardy i olbrzyma G�azonoga. Poprowad� ich za je�d�cami tak szybko, jak to mo�liwe. � Z najwi�ksz� ochot�, panie! � odpowiedzia� Runwid i od razu pogalopowa� dolin� na wsch�d. Kr�l ruszy� w drog� wielkimi krokami, mamrocz�c co� do siebie i co chwila zaciskaj�c pi�ci. Klejnot kroczy� obok niego, milcz�c, tak �e ich pospiesznej w�dr�wce towarzyszy�o tylko lekkie podzwanianie z�otego �a�cucha na szyi jednoro�ca i odg�os dwu st�p i czterech kopyt. Szybko dotarli do rzeki i po zaro�ni�tej traw� drodze skierowali si� w g�r� jej biegu, maj�c wod� po lewej stronie, a puszcz� po prawej. Wkr�tce znale�li si� w okolicy, gdzie teren stawa� si� bardziej nier�wny, a g�sty b�r podchodzi� a� do samej wody. St�d droga wiod�a wzd�u� po�udniowego brzegu i musieli si� przeprawi� przez rzek�. Woda si�ga�a Tirianowi do ramion, ale Klejnot (kt�ry jako czworon�g pewniej trzyma� si� piaszczystego gruntu) os�ania� go przed pr�dem swoim cia�em. Obj�wszy go jedn� r�k� za szyj�, kr�l zdo�a� szcz�liwie przeby� wartk� rzek�. Wci�� przepe�nia� go taki gniew, �e nie zwraca� uwagi na zimno wiosennych w�d, nie zapomnia� jednak o pieczo�owitym wytarciu miecza ko�nierzem p�aszcza � jedyn� such� cz�ci� stroju po wyj�ciu na drugi brzeg. W�drowali teraz na zach�d, maj�c rzek� po prawej r�ce, a Latarniane Pustkowie przed sob�. Nie uszli nawet mili, gdy obaj jednocze�nie stan�li i przem�wili. Kr�l powiedzia�: �Co to takiego?", a Klejnot: �Popatrz!" � To tratwa � rzek� kr�l Tirian. Rzeczywi�cie. Po rzece szybko p�yn�a tratwa z po�ow� tuzina wspania�ych pni, najwyra�niej �wie�o �ci�tych i odartych z kory. Na przedzie siedzia� szczur wodny z d�ug� tyczk� do sterowania tratw�. � Hej! Wodny szczurze! Co ty tam robisz? � zawo�a� kr�l. � Sp�awiam te drzewa do Kalormenu, panie! � odpowiedzia� szczur, przyk�adaj�c r�k� do ucha tak, jak gdyby mia� na g�owie kapelusz. � Do Kalormenu! � zagrzmia� Tirian. � Co to znaczy? Kto wyda� rozkaz, by �cina� drzewa? O tej porze roku pr�d by� tak silny, �e tratwa min�a ju� kr�la i jednoro�ca. Szczur wodny obejrza� si� jednak i krzykn��: � To rozkaz Lwa, panie, samego Aslana! Doda� co� jeszcze, ale tego ju� nie zrozumieli. Kr�l i Klejnot spojrzeli po sobie. Jeszcze przed �adn� bitw� nie czuli takiego niepokoju jak w tej chwili. � Aslan � powiedzia� w ko�cu Tirian cichym g�osem. � Aslan. Czy to mo�liwe? Czy Aslan m�g�by rozkaza� wyr�bywa� las i mordowa� driady? � Chyba �e driady zrobi�y co� straszliwie z�ego... � mrukn�� Klejnot. � Ale sprzedawa� drewno Kalorme�czykom? Czy to mo�liwe? � Nie wiem � odpar� jednoro�ec zrezygnowany. � On nie jest oswojonym lwem. � No c� � powiedzia� kr�l po chwili � musimy i�� i stawi� czo�o tej przygodzie. � Tylko to nam pozosta�o, panie � zgodzi� si� jednoro�ec. �aden z nich nie zdawa� sobie w tym momencie sprawy z lekkomy�lno�ci, jak� okazywali, id�c tylko we dw�ch. Niestety, wiele z�a mia�o wynikn�� z tego braku roztropno�ci. Nagle kr�l obj�� ramieniem szyj� przyjaciela i pochyli� g�ow�. � Klejnocie � powiedzia� cicho � co nas czeka? Straszne my�li przychodz� mi do g�owy. Zapra- wd�, by�oby lepiej, gdyby�my wczoraj umarli. � Tak � rzek� Klejnot. � �yjemy za d�ugo. Nie ma rzeczy gorszej od tego, co nam si� przydarzy�o. Stali tak przez chwil�, po czym ruszyli w dalsz� drog�. Teren przed nimi podnosi� si� i na d�ugo, zanim co� zobaczyli, us�yszeli pos�pne hak-hak-hak siekier r�bi�cych drzewa. Kiedy dotarli na szczyt wzniesienia, roztoczy� si� przed nimi widok na Latarniane Pustkowie. A kiedy kr�l ogarn�� je spojrzeniem, jego twarz zrobi�a si� bia�a jak papier. Przez sam �rodek prastarej puszczy � tej puszczy, w kt�rej niegdy� ros�y z�ote i srebrne drzewa, gdzie pewne dzieci� z naszego �wiata zasadzi�o kiedy� Drzewo Opieki � otwiera�a si� szeroka droga: ohydny, przypominaj�cy �wie�� blizn� szlak zniszczenia, pe�en b�otnistych bruzd znacz�cych drog�, kt�r� ci�gni�to wyr�bane drzewa do Wielkiej Rzeki. Mn�stwo os�b uwija�o si� przy robocie, strzela�y bicze, r�a�y �a�o�nie konie, ci�gn�ce zbyt ci�kie dla nich pnie. Kr�la i jednoro�ca uderzy�o przede wszystkim to, �e ponad po�ow� pracuj�cych stanowili ludzie, a nie m�wi�ce zwierz�ta. A poza tym � ci ludzie nie mieli jasnych w�os�w jak wszyscy Narnijczycy: byli to ciemnosk�rzy, brodaci m�czy�ni z Kalormenu, wielkiego i znanego z okrucie�stwa kraju le��cego daleko na po�udniu � za Archenlandi� i za pustyni�. Widok jednego czy dw�ch Kalorme�czyk�w � kupca lub pos�a � nie by� w owych czasach w Narnii czym� niezwyk�ym, poniewa� oba pa�stwa �y�y w�wczas ze sob� w zgodzie. Tirian nie m�g� jednak poj��, dlaczego jest ich a� tylu i dlaczego wycinaj� narnijsk� puszcz�. Uchwyci� mocno r�koje�� miecza i odwin�� lew� po�� p�aszcza. Szybkim krokiem zeszli ku wyr�bowi. Dw�ch Kalorme�czyk�w uwija�o si� przy koniu zaprz�onym do olbrzymiej k�ody. W�a�nie w tym momencie, gdy zbli�y� si� do nich kr�l, k�oda utkn�a w grz�skim gruncie. � Dalej, synu leniwca! Ci�gnij, ty gnu�na �winio! � wrzeszczeli Kalorme�czycy, strzelaj�c z bat�w. Ko� napiera� do przodu z ca�ej si�y; oczy nabieg�y mu krwi�, a boki pokry�a piana. � Ci�gnij, ty leniwy bydlaku! � zawo�a� jeden z ciemnosk�rych m�czyzn i z rozmachem uderzy� zwierz� batem. I wtedy sta�o si� co� naprawd� okropnego. A� do tego momentu Tirian by� przekonany, �e konie u�ywane przez Kalorme�czyk�w przy wyr�bie s� ich w�asnymi ko�mi, niemymi, ot�pia�ymi zwierz�tami, jak konie w naszym �wiecie. I chocia� sk�ra mu cierp�a na widok bezmy�lnego dr�czenia przeci��onego zwierz�cia, w tej chwili my�la� przede wszystkim o tym, �e gin� m�wi�ce drzewa. Nawet mu na my�l nie przysz�o, by ktokolwiek �mia� zaprz�c jednego z narnijskich m�wi�cych koni, a tym bardziej uderzy� go batem. Ale gdy okrutny cios spad�, ko� zar�a� dziko i zawo�a�, prawie wyj�c z b�lu: � G�upcze i tyranie! Czy nie widzisz, �e robi� wszystko, na co mnie sta�? Kiedy Tirian zrozumia�, �e ko� jest jednym z jego umi�owanych poddanych, opanowa�a go taka w�ciek�o��, �e nie wiedzia� ju�, co czyni. Miecz kr�la uni�s� si� w g�r�, r�g jednoro�ca pochyli� si� w d�. Uderzyli jednocze�nie. W nast�pnej chwili obaj Kalorme�czycy le�eli martwi: jeden bez g�owy, drugi z dziur� w piersiach. Rozdzia� 3 MA�PA W PE�NI CHWA�Y PANIE KONIU! PANIE KONIU! � zawo�a� Tirian, gdy tylko przeci�� uprz��. � Jak to si� sta�o, �e ci cudzoziemcy ci� zniewolili? Czy Narnia zosta�a zaatakowana? Czy by�a jaka� bitwa? � Nie, panie � odpar� ko�, dysz�c ci�ko. � Aslan powr�ci�. To wszystko dzieje si� z jego pole- cenia. Aslan rozkaza�... � Strze�my si�, panie! � powiedzia� Klejnot. Tirian spojrza� i zobaczy�, �e ze wszystkich stron p�dz� ku nim Kalorme�czycy, a wraz z nimi troch� m�wi�cych zwierz�t. Dwaj m�czy�ni zgin�li nie zd��ywszy wyda� okrzyku, tak �e reszta zorientowa�a si� w sytuacji dopiero po chwili. Ale teraz wiedzieli ju� dobrze, co si� sta�o. Wi�kszo�� wymachiwa�a krzywymi szablami. � Szybko! Na m�j grzbiet � powiedzia� Klejnot. Kr�l wskoczy� na grzbiet swego przyjaciela, kt�ry zwr�ci� w miejscu i ruszy� galopem. Gdy tylko stracili z oczu pogo�, jednoro�ec zmieni� kilka razy kierunek, przeby� jaki� strumie� i zawo�a�, nie zwalniaj�c biegu: � Dok�d, panie? Do Ker-Paravelu? � Zatrzymaj si�, przyjacielu � rzek� kr�l. Ze�lizn�� si� z bia�ego grzbietu jednoro�ca i stan�� przed nim. � Klejnocie � rzek� � uczynili�my rzecz straszn�. � Zostali�my brutalnie sprowokowani � odpowiedzia� Klejnot. � Ale tak skoczy� na nich, nie spodziewaj�cych si� niczego... bez ostrze�enia... gdy nie mieli broni w r�ku... tfu! Jeste�my mordercami, Klejnocie. Pozbawi�em si� honoru na zawsze. Klejnot spu�ci� g�ow�. On te� odczuwa� g��boki wstyd. � I w dodatku � powiedzia� kr�l � ten ko� m�wi�, �e to z rozkazu Aslana. Szczur m�wi� to samo. Wszyscy twierdz�, �e Aslan powr�ci�. A je�li to prawda? � Ale�, panie m�j, jak Aslan m�g�by rozkaza� co� tak okropnego? � On nie jest OSWOJONYM lwem. Sk�d mo�emy wiedzie�, co jest wed�ug niego s�uszne, a co nie? My, mordercy. Klejnocie, m�j przyjacielu, ja wracam. Z�o�� sw�j miecz, oddam si� w r�ce tych Kalorme�czyk�w i poprosz�, aby mnie zaprowadzili przed oblicze Aslana. Niech od razu wymierzy mi sprawiedliwo��. � A wi�c p�jdziesz na spotkanie �mierci � rzek� ze smutkiem jednoro�ec. � Czy s�dzisz, �e dbam o to, je�li taki b�dzie wyrok Aslana? Przecie� taka �mier� nie ma �adnego znaczenia. Czy� nie lepiej umrze� ni� czu� straszliwy l�k, �e oto Aslan powr�ci�, lecz wcale nie jest podobny do Aslana, w kt�rego wierzyli�my i za kt�rym tak d�ugo t�sknili�my? To tak, jakby pewnego dnia wzesz�o s�o�ce i okaza�o si� s�o�cem czarnym. � Tak � powiedzia� cicho Klejnot. � Albo jakby si� chcia�o napi� wody, a ona okaza�a si� sucha. Masz racj�, panie. To ju� koniec. P�jd�my tam i oddajmy si� w ich r�ce. � Nie ma potrzeby, by�my szli obaj. � Je�eli naprawd� ��czy nas mi�o�� � rzek� jednoro�ec � to pozw�l mi i�� z tob�. Je�li zginiesz, a Aslan nie oka�e si� Aslanem, c� warte b�dzie moje �ycie? Zawr�cili i poszli rami� przy ramieniu, roni�c gorzkie �zy. Gdy tylko pojawili si� na skraju wyr�bu, Kalorme�czycy zawyli dziko i rzucili si� na nich z broni� w r�kach. Ale kr�l wyci�gn�� ku nim r�koje�� swego miecza i rzek�: � Ja, kt�ry by�em kr�lem Narnii, a teraz jestem tylko zha�bionym rycerzem, oddaj� si� pod s�d Aslana. Zaprowad�cie mnie do niego. � I ja poddaj� si� r�wnie� � doda� Klejnot. Pos�pni m�czy�ni otoczyli ich zwartym t�umem. Cuchn�li czosnkiem i cebul�, a bia�ka ich oczu po�yskiwa�y gro�nie w br�zowych twarzach. Za�o�yli jednoro�cowi sznur na szyj�, a kr�lowi odebrali miecz i zwi�zali r�ce na plecach. Jeden z nich, w he�mie zamiast turbanu, sprawiaj�cy wra�enie dow�dcy, zerwa� z g�owy Tiriana z�oty diadem i pospiesznie ukry� w swoich szatach. Poprowadzili wi�ni�w na ogo�ocone z drzew wzg�rze. A oto, co tam ujrzeli. W �rodku wyr�bu, na szczycie wzg�rza, sta�a niewielka, przypominaj�ca stajni� chatka ze s�omianym dachem i z zamkni�tymi drzwiami. Przed chat� na trawie siedzia�a ma�pa. Tirian i Klejnot, kt�rzy spodziewali si� zobaczy� Aslana i nie s�yszeli jeszcze o ma�pie, zdumieli si� na jej widok. Ma�p� by�, oczywi�cie, Kr�tacz we w�asnej osobie, tyle �e wygl�da� teraz dziesi�� razy brzydziej ni� w�wczas, gdy mieszka� nad Kot�em, bo ubrano go w szkar�atny surdut, niezbyt do- pasowany, jako �e szyty na kar�a. Na nogach mia� ozdobione drogimi kamieniami pantofle, nie le��ce zbyt dobrze, bo � jak wiecie � stopy ma�py bardziej przypominaj� r�ce. Na g�owie tkwi�o mu co� w rodzaju korony z papieru. Obok pi�trzy� si� stos orzech�w, z kt�rego co jaki� czas bra� do ust jeden, rozgryza� z trzaskiem i wypluwa� �upiny gdzie popadnie. W dodatku raz po raz zadziera� po�y szkar�atnego surduta, �eby si� podrapa�. Przed szympansem sta�a spora grupa m�wi�cych zwierz�t, na ka�dej twarzy malowa� si� strach i oszo�omienie. Kiedy ujrzano, kim s� je�cy, rozleg�y si� piski i skowyty. � O wielki Kr�taczu, Rzeczniku Aslana � powiedzia� dow�dca Kalorme�czyk�w � przyprowadzili�my ci je�c�w. Dzi�ki naszej zr�czno�ci i odwadze, a tak�e z woli wielkiego Tasza, wzi�li�my �ywcem tych morderc�w. � Dajcie mi miecz tego cz�owieka � rzek� Kr�tacz. Podali mu wi�c miecz kr�la wraz z pochw� i pasem, a szympans zawiesi� go sobie na szyi, co sprawi�o, �e wygl�da� jeszcze g�upiej ni� przedtem. � P�niej postanowimy, co z nimi zrobi� � powiedzia�, wypluwaj�c �upin� w stron� wi�ni�w. � Mam teraz co innego na g�owie. Oni mog� poczeka�. A wy wszyscy s�uchajcie mnie. Najpierw chc� powiedzie� co� na temat orzech�w. Gdzie si� podzia� w�dz wiewi�rek? � Tu jestem, panie � odezwa�a si� czerwona wiewi�rka, wyst�puj�c z t�umu i sk�adaj�c nerwowy uk�on. � Ach, wi�c to ty, tak? � Szympans rzuci� na ni� nieprzyjemne spojrzenie. � A wi�c s�uchaj uwa�nie. Chc�... to znaczy Aslan chce... wi�cej orzech�w. To, co mi przyniesiono, zakrawa na kpin�. Musicie przynie�� wi�cej, rozumiesz? Dwa razy tyle. Maj� tu le�e� przed jutrzejszym zachodem s�o�ca i �eby mi nie by�o w�r�d nich ma�ych i pustych. W gromadzie wiewi�rek rozleg� si� pomruk przera�enia. W�dz zebra� ca�� sw� odwag� i powiedzia�: � Czy mo�emy us�ysze� to polecenie z ust samego Aslana? Gdyby zechcia� nas przyj��... � Ale nie zechce � uci�� Kr�tacz. � Oka�e wam wielk� �ask�, cho� i tak wi�kszo�� z was wcale na to nie zas�uguje, i wyjdzie na kilka minut wieczorem. Wtedy wszyscy go zobaczycie. Nie b�dzie jednak �adnego t�oczenia si� wok� niego i m�czenia waszymi przyziemnymi sprawami. Je�li kto� chce co� mu powiedzie�, mo�e to uczyni� za moim po�rednictwem. Ja zdecyduj�, czy sprawa zas�uguje na to, by zaprz�ta� jego uwag�. A tymczasem lepiej b�dzie, je�li wszystkie wiewi�rki natychmiast p�jd� po orzechy. I radz� wam, �eby le�a�y tu do jutrzejszego wieczora, bo, daj� s�owo, gorzko tego po�a�ujecie. Biedne wiewi�rki rozbiega�y si� w pop�ochu, jakby je goni� pies. Nowy rozkaz by� dla nich ci�kim ciosem. Zjad�y ju� prawie wszystkie orzechy, jakie zdo�a�y zebra� na zim�, a z tego, co im pozosta�o, da�y szympansowi o wiele wi�cej, ni� mog�y, by prze�y� do lata. Wtem z t�umu rozleg� si� g��boki, niski g�os nale��cy do w�ochatego dzika z wielkimi k�ami: � Ale DLACZEGO nie mo�emy zwyczajnie zobaczy� Aslana i porozmawia� z nim? Kiedy pojawia� si� w Narnii za dawnych czas�w, ka�dy m�g� z nim m�wi� twarz� w twarz. � Nie wierzcie w to � odpar� szympans. � A nawet je�li kiedy� tak by�o, to teraz czasy s� inne. Aslan m�wi, �e okazywa� wam zbyt wiele �agodno�ci i �e zamierza to zmieni�. Tym razem chce was troch� okrzesa�. Tym razem nauczy was wreszcie, �e nie jest oswojonym lwem! T�um zwierz�t wybuchn�� d�ugimi zawodzeniami, piskami i skomleniami, a potem zaleg�a g��boka cisza, bardziej ponura od lament�w. � Jest jeszcze co�, co musicie sobie wbi� do g��w � ci�gn�� szympans. �Jak s�ysza�em, niekt�rzy z was m�wi�, �e jestem ma�p�. Ot� nie jestem �adn� ma�p�. Jestem cz�owiekiem. Je�li wygl�dam jak ma�pa, to tylko dlatego, �e jestem bardzo stary. �yj� ju� na tym �wiecie setki lat. I w�a�nie dlatego, �e jestem taki stary, jestem bardzo m�dry. A poniewa� jestem taki m�dry, Aslan chce rozmawia� tylko ze mn� i z nikim wi�cej. T�um g�upich zwierzak�w nie b�dzie zawraca� mu g�owy. Je�li zajdzie taka potrzeba, powie mi, co macie robi�, a ja wam to przeka��. A wtedy, radz� wam po dobroci, r�bcie to szybko, bo Aslan nie zamierza d�u�ej znosi� �adnych bzdur! G�uch� cisz� przerywa� tylko p�acz ma�ego borsuka i g�os jego matki pr�buj�cej go uspokoi�. � Na tym nie koniec. Jeszcze o jednej sprawie chc� wam powiedzie� kilka s��w � m�wi� dalej szympans, wsadzaj�c sobie nowy orzech do ust. � S�ysza�em, jak niekt�re konie m�wi�: pospieszmy si� i sko�czmy t� robot� przy wycinaniu drzew jak najszybciej, bo w�wczas znowu b�dziemy wolne. Ot� mo�ecie od razu wybi� to sobie z �b�w. I dotyczy to nie tylko koni. Ka�dy, kto jest zdolny do pracy, b�dzie pracowa� � teraz i w przysz�o�ci. Aslan uzgodni� to z kr�lem Kalormenu, Tisrokiem, jak nazywaj� go nasi ciemnosk�rzy przyjaciele. Wszystkie konie, byki i os�y zostan� pos�ane do Kalormenu, aby na siebie pracowa�, ci�gn�c i nosz�c na grzbiecie ci�ary, jak to robi� konie i im podobne zwierz�ta w innych krajach. A wszystkie zwierz�ta kopi�ce i ryj�ce, jak krety, kr�liki czy kar�y, p�jd� do pracy w kopalniach Tisroka. A... � Nie, nie � zaskowycza�y zwierz�ta. � To nie mo�e by� prawda. Aslan nigdy by nas nie sprzeda� w niewol� kr�lowi Kalormenu. � Co za bzdury! Przesta�cie wrzeszcze�! � zawo�a� szympans opryskliwie. � Kto tu m�wi o nie- woli? Wcale nie b�dziecie niewolnikami. Dostaniecie zap�at�, i to bardzo dobr�. Wasze zarobki b�d� wp�acane do skarbu Aslana, a on u�yje ich dla dobra wszystkich. Tu spojrza� wymownie, prawie puszczaj�c oko, na wodza Kalorme�czyk�w. Ten sk�oni� si� i przem�wi� w kwiecistym kalorme�skim stylu: � Wasza czcigodna przem�drza�o��, Rzeczniku Aslana! Tisrok, oby �y� wiecznie, ca�kowicie i jednomy�lnie popiera wasz� czcigodno�� w tym rozs�dnym planie. � No prosz�! Widzicie? � powiedzia� szympans z zadowoleniem. � Wszystko jest uzgodnione. I wszystko to dla waszego dobra. Dzi�ki pieni�dzom, jakie zarobicie, b�dziemy mogli uczyni� Narni� krajem naprawd� wartym tego, by w nim �y�. B�dziemy mieli mn�stwo pomara�czy i banan�w. B�dziemy mieli drogi, wielkie miasta, szko�y, urz�dy, baty, w�dzid�a, siod�a, klatki, psie budy, wi�zienia, och, b�dziemy mieli wszystko, czego dusza zapragnie. � Ale my wcale nie chcemy tego wszystkiego � odezwa� si� stary nied�wied�. � Chcemy by� wolni. I chcemy us�ysze� samego Aslana. � Nie zaczynaj zb�dnych dyskusji � uci�� szympans � bo to jest co�, czego nie znosz�. Jestem cz�owiekiem, a ty jeste� tylko t�ustym, g�upim nied�wiedziem. Co ty w og�le wiesz o wolno�ci? My�lisz, �e wolno�� to robienie tego, co ci si� podoba? Dowiedz si�, �e jeste� w b��dzie. To wcale nie jest prawdziwa wolno��. Prawdziwa wolno�� polega na tym, �e b�dziesz robi� to, co ja ci powiem. � H-n-n-h � chrz�kn�� nied�wied� i podrapa� si� po g�owie, poniewa� w �aden spos�b nie m�g� poj�� tego, co us�ysza�. � Prosz� o g�os! � zabecza�o nagle cienkim g�osem we�niste jagni�, tak m�ode, �e wszystkich zdumia�a jego �mia�o��. � Co tam znowu? � zapyta� szympans. � M�w, tylko szybko. � Prosz� mi darowa�, ale nie mog� zrozumie�. Co my mamy wsp�lnego z Kalorme�czykami? My nale�ymy do Aslana � oni do Tasza. M�wi�, �e Tasz ma cztery r�ce i g�ow� szakala. Na jego o�tarzu zabijaj� ludzi. Nie wierz�, �eby istnia� kto� taki jak Tasz, ale gdyby nawet istnia�, jak Aslan m�g�by by� jego przyjacielem? Wszystkie zwierz�ta odwr�ci�y g�owy i spojrza�y bacznie na szympansa, bo by�o to najlepsze z pyta�, jakie dotychczas zadano. Kr�tacz podskoczy� i splun�� w stron� jagni�cia. � G�upi, zarozumia�y brzd�cu! � wrzasn�� piskliwie. � Id� do mamy i napij si� mleka. Co ty mo�esz poj�� z takich spraw? Ale wy wszyscy � pos�uchajcie! Tasz to tylko inne imi� Aslana. Te wszystkie stare bajdy, �e niby to my mamy racj�, a Kalorme�czycy si� myl�, to najczystsza g�upota. Teraz wiemy ju� lepiej, jak si� to wszystko przedstawia. Kalorme�czycy u�ywaj� tylko innych s��w, ale i nam, i im chodzi o to samo. Tasz i Aslan to tylko dwa imiona � wiecie dobrze Kogo. Dlatego mi�dzy nimi a nami nigdy nie mo�e by� �adnej r�nicy zda�. Wbijcie sobie to do g��w, t�pe zwierzaki. Tasz jest Aslanem. Aslan jest Taszem. Wiecie, jak ponur� min� mo�e mie� czasem wasz pies. Pomy�lcie o tym, a potem wyobra�cie sobie twarze m�wi�cych zwierz�t: wszystkich tych uczciwych, pokornych, oszo�omionych ptak�w, nied�wiedzi, dzik�w, borsuk�w, kr�lik�w, kret�w i myszy. Wszystkie mia�y miny o wiele bardziej ponure ni� wasz pies. Wszystkie ogony opad�y, wszystkie w�sy zwiesza�y si� smutno. Gdyby�cie zobaczyli te twarze, p�k�oby wam serce z �alu. A w�r�d tego ponurego t�umu tylko jedno zwierz� wcale nie wygl�da�o na zmartwione. By� to rudy kot, wielki kocur w kwiecie wieku, siedz�cy w pierwszym rz�dzie z dumnie podniesion� g�ow�, z ogonem zwini�tym schludnie wok� �ap. Wpatrywa� si� uparcie w szympansa i wodza Kalorme�czyk�w, nie mrugn�wszy ani razu powiek�. � Prosz� mi wybaczy� � odezwa� si� teraz z wyszukan� uprzejmo�ci� � ale to mnie bardzo interesuje. Czy tw�j przyjaciel z Kalormenu my�li tak samo? � Nie ulega najmniejszej w�tpliwo�ci � rzek� Kalorme�czyk � �e ten o�wiecony szympans... to znaczy cz�owiek... ma ca�kowit� racj�. ASLAN to ni mniej, ni wi�cej, tylko to samo co TASZ. � A wi�c Aslan nie znaczy WI�CEJ ni� Tasz? � zapyta� kot z naciskiem. � W �adnej mierze � odpowiedzia� Kalorme�czyk, patrz�c kotu prosto w twarz. � Czy to ci wystarczy, Imbirze � zapyta� Kr�tacz. � Och, z pewno�ci� � odrzek� ch�odno kot. � Bardzo dzi�kuj� za odpowied�. Chcia�em si� tylko upewni�. My�l�, �e zaczynam wszystko rozumie�. A� do tej chwili kr�l i Klejnot milczeli, czekaj�c, a� szympans sam ka�e im m�wi�, poniewa� uwa�ali, �e nie ma sensu mu przerywa�. Ale teraz, gdy Tirian spojrza� na nieszcz�liwe twarze swoich poddanych i zrozumia�, �e sk�onni s� ju� uwierzy� we wszystko, nawet w to, i� Aslan i Tasz to jedna osoba, nie m�g� d�u�ej wytrzyma�. � Ma�po! � zawo�a� wielkim g�osem. � K�amiesz! To wszystko przekl�te k�amstwa. K�amiesz jak Kalorme�czyk. K�amiesz jak ka�da ma�pa! Zamierza� m�wi� dalej i zapyta�, w jaki spos�b okrutny b�g Tasz, �ywi�cy si� krwi� swego ludu, mo�e by� t� sam� osob� co dobry Lew, kt�rego krew wybawi�a ca�� Narni�. Gdyby mu pozwolono m�wi�, panowanie szympansa sko�czy�oby si� jeszcze tego samego dnia, zwierz�ta dostrzeg�yby prawd� i powsta�y przeciw k�amcy. Ale zanim wypowiedzia� nast�pne s�owo, dw�ch Kalorme�czyk�w uderzy�o go pi�ciami w usta, a trzeci podci�� mu z ty�u nogi. Gdy upad�, Kr�tacz zaskrzecza� w�ciek�ym i przera�onym g�osem: � Zabra� go! Zabra� go! Zabierzcie go gdzie�, gdzie nie b�dzie m�g� s�ysze� nas, a my jego. Przywi��cie go do drzewa. Os�dz� go... to znaczy Aslan go os�dzi... w innym czasie. Rozdzia� 4 CO STA�O SI� TEJ NOCY KR�L, OSZO�OMIONY CIOSAMI i powaleniem na ziemi�, nie bardzo wiedzia�, co si� z nim dzieje. Odzyska� �wiadomo�� dopiero w�wczas, gdy Kalorme�czycy rozwi�zali mu r�ce, przycisn�li brutalnie plecami do pnia jesionu i owin�li mocno grubym sznurem. Sznur wpija� mu si� bole�nie w kostki u n�g, w kolana, pas i pier�, ale najbardziej przeszkadza�o mu w tej chwili co innego: niezno�nie sw�dz�ca stru�ka krwi z rozci�tej wargi. Tak ju� cz�sto bywa, �e najtrudniej znie�� drobne przykro�ci. Ze swojego miejsca wci�� widzia� stajni� na szczycie wzg�rza i siedz�cego przed ni� szympansa. S�ysza� nawet jego g�os i od czasu do czasu odpowiedzi z t�umu Narnijczyk�w, ale nie m�g� zrozumie� s��w. �Bardzo bym chcia� wiedzie�, co zrobili z Klejnotem", my�la� kr�l. W ko�cu w t�umie zapanowa�o og�lne poruszenie i po chwili wszyscy zacz�li si� rozchodzi� w r�nych kierunkach. Cz�� zwierz�t przesz�a obok przywi�zanego do drzewa Tiriana. Patrzy�y na niego z przera�eniem i wsp�czuciem, ale �adne nie odezwa�o si� ani s�owem. Wkr�tce wszyscy znikn�li i w lesie zapanowa�a cisza. A potem godzina za godzin� mija�y i Tirian poczu� najpierw okropne pragnienie, p�niej dotkliwy g��d, a gdy nadszed� zmierzch � dojmuj�cy ch��d. Rozbola�y go plecy. S�o�ce zasz�o i zapad� wiecz�r. Kiedy by�o ju� prawie zupe�nie ciemno, Tirian us�ysza� delikatny odg�os mi�kkich �apek i ujrza� zbli�aj�c� si� ku niemu grupk� ma�ych stworze�. Po lewej stronie kroczy�y trzy myszy, w �rodku kr�lik, po prawej dwa krety. Te ostatnie nios�y na plecach niewielkie worki, tak �e w pierwszej chwili kr�l nie m�g� si� zorientowa�, co to za stworzenia. Zwierz�ta otoczy�y kr�la, opar�y swoje ch�odne �apki na jego kolanach i z�o�y�y na nich sapi�ce, zwierz�ce poca�unki. (Mog�y bez trudu dosi�gn�� kolan kr�la, bo narnijskie m�wi�ce zwierz�ta s� wi�ksze od niemych zwierz�t tych samych gatunk�w w Anglii.) � Kr�lu, panie nasz! Mi�o�ciwy panie! � przem�wi�y cienkimi g�osikami. � Bardzo nam ciebie �al. Nie �miemy ci� rozwi�za�, bo Aslan bardzo by si� gniewa�. Ale przynios�y�my ci kolacj�. I natychmiast jedna mysz wspi�a si� zwinnie po ubraniu Tiriana, usadowi�a na sznurze, kt�ry oplata� jego pier�, i zmarszczy�a sw�j t�py nos tu� przed jego twarz�. Potem druga mysz wspi�a si� i zawis�a pod pierwsz�. Reszta zwierz�t zacz�a im podawa� r�ne rzeczy. � Najpierw si� napij, wasza kr�lewska mo��, a zobaczysz, �e odzyskasz apetyt � powiedzia�a pierwsza mysz i Tirian spostrzeg�, �e przystawiono mu do ust male�k� drewnian� czark�, nie wi�ksz� ni� skorupka od jajka, tak �e prawie nie poczu� smaku wina. Ale gdy j� opr�ni�, mysz przes�a�a czark� z powrotem na ziemi�, gdzie j� ponownie nape�niono i podano w g�r�. W ten spos�b po jakim� czasie zupe�nie nie�le zaspokoi� pragnienie, zw�aszcza �e zwykle lepiej si� to robi, gdy pije si� ma�ymi porcjami, ni� wypijaj�c wszystko duszkiem. � Tu jest troch� sera, najja�niejszy panie � powiedzia�a pierwsza mysz � ale nie za du�o, bo p�niej chcia�oby ci si� pi�. Po serze nakarmiono go owsianymi ciasteczkami ze �wie�ym mas�em, a na zako�czenie znowu podano mu troch� wina. � A teraz dajcie mi tu wody � powiedzia�a pierwsza mysz. � Umyj� kr�lowi twarz. Widz� na niej krew. Po chwili Tirian poczu� na twarzy ch�odn� g�bk�. Bardzo go to orze�wi�o. � Moi mali przyjaciele � rzek� � jak�e mam wam dzi�kowa� za to wszystko? � Wcale nie musisz dzi�kowa�, panie � odpowiedzia�y ciche g�osiki. � Przecie� nie mog�y�my post�pi� inaczej. MY nie chcemy �adnego innego kr�la. Jeste�my twoimi poddanymi. To tylko szympans i Kalorme�czycy nastaj� na twe �ycie i honor. Walczy�yby�my z nimi do ostatniej kropli krwi i pr�dzej da�yby�my si� posieka� na kawa�ki, ni� pozwoli�yby�my im ciebie zwi�za�. Ale nie mo�emy przecie� walczy� przeciw Aslanowi. � My�licie, �e to naprawd� Aslan? � zapyta� kr�l. � Ale� tak, oczywi�cie � odrzek� kr�lik. � Zesz�ej nocy wyszed� z szopy. Wszyscy go widzieli- �my. � Jak on wygl�da? � Jak straszny, wielki lew � odpowiedzia�a jedna z myszy. � I my�licie, �e to naprawd� Aslan zabija le�ne nimfy i sprzedaje was w niewol� kr�lowi Kalormenu? � Tak, to jest straszne � powiedzia�a druga mysz. � Lepiej by�oby umrze�, zanim to wszystko si� zacz�o. Ale nie ma co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Wszyscy m�wi�, �e to s� rozkazy Aslana. I widzieli�my go. Nie s�dzili�my, �e Aslan taki b�dzie. Przecie�... przecie� my tak za nim t�sknili�my! � Zdaje si�, �e tym razem wr�ci� bardzo rozgniewany � doda�a pierwsza mysz. � Musieli�my wszyscy zrobi� co� bardzo z�ego. Aslan na pewno przyszed�, �eby nas za to ukara�. Ale m�g�by nam chocia� powiedzie� za co! � Zdaje mi si�, �e to, co teraz robimy, te� mo�e by� z�e � odezwa� si� kr�lik. � Nic mnie to nie obchodzi � powiedzia� zapalczywie jeden z kret�w. � Zrobi�bym to jeszcze raz. � Cicho! B�d� ostro�ny! � uciszy�y go g�osy innych. � Bardzo nam, mi�o�ciwy panie, przykro, ale musimy ju� wraca�. Co by to by�o, gdyby nas tu przy�a