7331

Szczegóły
Tytuł 7331
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7331 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7331 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7331 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Richard North Patterson Oczy Dziecka Prze�o�y� Jan Pyka Dla Freda Hilla i Sonny�ego Mehty KOSZMAR 16 pa�dziernika Na twarzy Ricarda Ariasa malowa�y si� strach i niedowierzanie. - Je�li masz pope�ni� samob�jstwo, musisz zostawi� list po�egnalny - powt�rzy� cicho intruz. Richie ani na chwil� nie odrywa� oczu od lufy rewolweru. Wyj�ta z wilgotnego i ciemnego schowka bro� nie by�a u�ywana od lat i intruz zastanawia� si�, czy wypali. Ale Richie Arias nie wiedzia� o tym. Siedz�c przy swoim biurku, zacz�� szuka� po omacku pi�ra. Jego ruchy by�y powolne, jak ruchy cz�owieka z trudem posuwaj�cego si� pod wod�. Wbiwszy wzrok w rewolwer, zdawa� si� nie widzie� ton�cego w mroku salonu: podniszczonej kanapy i fotela, taniego stolika do kawy, komputera na biurku, automatycznej sekretarki, kt�rej u�ywa� do zbywania natr�tnych wierzycieli, i wyblak�ych plakat�w. Chromowana stoj�ca lampa rzuca�a na jego sk�r� blade �wiat�o. Mia� poci�g�� twarz i czarne oczy, kt�rych spojrzenie, gdy odpowiada�o to jego potrzebom, szybko zmienia�o si� z �agodnego w pe�ne gniewu, ale kt�re nie straci�y jeszcze pe�nego skupienia, prawie rozgor�czkowanego wyrazu charakterystycznego dla zdolnych student�w pij�cych zbyt du�o kawy i cierpi�cych na chroniczny brak snu. Z jednego nozdrza zacz�� mu ciec w�ski strumyczek krwi. - Ja nigdy nie pisz� odr�cznie. - Skin�� g�ow� w stron� komputera. - Wszyscy wiedz�, �e u�ywam tego. - Samob�jstwo to co� innego. - W g�osie intruza s�ycha� by�o napi�cie. - To musi by� tw�j charakter pisma. Twarz Richiego �ci�gn�a si�. Powoli uni�s� pi�ro, trzymaj�c je niepewnie. - Ko�cz� moje �ycie, poniewa� u�wiadomi�em sobie, kim jestem - us�ysza�. Chwila wahania, instynktowna ch�� stawienia oporu. Potem jednak jego pi�ro zacz�o sun�� po papierze. Pisa� niezdarnie, jak dziecko, przerywaj�c w �rodku rozchybotanych liter. Przyciska� stal�wk� mocniej przy jednych, l�ej przy innych, tak �e w ko�cu by�y wr�cz nieczytelne. - A jestem cz�owiekiem samolubnym i �a�osnym - ci�gn�� g�os. Richie przerwa�. Jego oczy wype�ni�y uraza i z�o��. - Pisz to! - rozkaza� intruz. Wycieraj�c krew spod nosa, Richie spojrza� na kartk�. Up�yn�a chwila, zanim poruszy� r�k�, a gdy ju� to zrobi�, na jego palcach pozosta�a czerwona plama. Napisanie s�owa ��a�osny� zaj�o mu szczeg�lnie du�o czasu. - Moj� specjalno�ci� s� wymuszenia. Kieruj�c si� chciwo�ci�, wykorzystywa�em bezwstydnie �on� i dziecko, gdy� sam jestem niczym. Richie zaczerwieni� si� z gniewu. Zatrzyma� si�, patrz�c na s�owa, kt�re ju� napisa�. Jego d�o� zastyg�a w bezruchu. Napastnik zawaha� si�, nagle niezdecydowany. A potem na p�ce na ksi��ki obok Richiego zobaczy� fotografi�. Mierz�c ca�y czas w swoj� ofiar�, zdj�� j� z p�ki i postawi� starannie na biurku. Br�zowe oczy ciemnow�osej dziewczyny spojrza�y z powag� na Richiego Ariasa. Intruz u�wiadomi� sobie, �e by�o to o wiele lepsze od listu po�egnalnego: ostatnia demonstracja taniego sentymentalizmu idealnie pasowa�a do Richiego. By�a niczym �wi�tynia dla jego samob�jstwa. Kiedy Richie odwr�ci� si� od fotografii, jego twarz zdradza�a, �e zrozumia� reszt�. - Widzisz, ja wiem, kim jeste� - podj�� cicho intruz. Richie instynktownie zerwa� si� z fotela i odsun�� od niego. - Poczekaj! - krzykn��. - Nikt nie pope�nia samob�jstwa na odleg�o��! Ich spojrzenia spotka�y si�. Napastnik milcza�. - Mo�esz po prostu wyj��. - G�os Richiego brzmia� piskliwie i przymilnie. - Nikomu nic nie powiem. Zapomnimy o wszystkim, dobrze? Nagle fingowanie samob�jstwa przesta�o mie� jakiekolwiek znaczenie. - Tylko ty - powiedzia� cicho intruz - m�g�by� pomy�le�, �e ot tak zapomn� o wszystkim. Tylko ty. Richie znowu spojrza� szybko na rewolwer. Tamten wolno ruszy� w jego stron�. P�tora metra, metr. Napi�cie widoczne na twarzy Richiego zdradza�o strach oraz gor�czkowe poszukiwania wyj�cia z tej matni. Cofa� si� w stron� stolika do kawy, najwyra�niej zupe�nie zapomniawszy o jego istnieniu. Szukaj�c drogi ucieczki, spojrza� w kierunku korytarza prowadz�cego do sypialni. - Je�li mnie teraz zastrzelisz, to b�dzie morderstwo - powiedzia�, dziwi�c si�, �e s�owa przechodz� mu przez gard�o. Intruz zatrzyma� si� i uni�s� rewolwer. Wyraz oczu Richiego uleg� zmianie. W tej chwili - na przek�r swym najg��bszym instynktom - zdawa� si� akceptowa� fakt, �e jeden cz�owiek mo�e prawdziwie kocha� drugiego. - Zrezygnuj� z niej - wyszepta�. W milcz�cej odpowiedzi napastnik pokr�ci� g�ow�. Richie odwr�ci� si� i rzuci� do panicznej ucieczki. Rewolwer szarpn�� si� w g�r� ju� po pierwszym jego kroku. Richie, zmierzaj�c w stron� zbawczego korytarza, uderzy� nog� w stolik do kawy. Cisz� panuj�c� w pokoju przerwa� nag�y krzyk b�lu. Kilka nast�pnych sekund by�o jak film ogl�dany klatka po klatce. Wymachuj�cy r�kami Richie zgina si� wp�. Leci do przodu, jakby skaka� do wody, a jego g�owa chybocze si� niczym g�owa szmacianej lalki. Skro� uderza w r�g stolika. Kolejny d�wi�k to przyprawiaj�ce o md�o�ci trza�niecie. A potem Ricardo Arias toczy si� w bok, pada z g�uchym odg�osem na dywan i nieruchomieje w kr�gu �wiat�a rzucanym przez lamp�. Napastnik, kt�rego r�ka wyra�nie dr�a�a, ukl�k� obok le��cego m�czyzny. Na skroni Richiego wida� by�o g��bokie, czerwone rozci�cie. Z nosa ciek�a mu krew. Fluorescencyjny zegarek na jego r�ce wskazywa� dwudziest� drug� trzydzie�ci sze��. Powoli, niemal delikatnie intruz otworzy� luf� rewolweru usta Richiego. Nie trzeba by�o ich mocno rozchyla�. Kiedy lufa w�lizn�a si� do gard�a, usta ofiary zamkn�y si� w odruchu wymiotnym. S�ycha� by�o tylko jego p�ytki oddech i szum klimatyzatora. Intruz zamkn�� oczy, wzi�� g��boki wdech i nacisn�� spust. Metaliczny trzask. Dopiero po chwili napastnik zmusi� si�, by spojrze� na twarz le��cego i zrozumia�, �e stary rewolwer nie wypali�. Richie zamruga�, odzyskuj�c z wolna przytomno��. Patrz�c, jak przygryza czarny metal, a potem, na po�y �wiadomy, odkrywa go w swoich ustach, intruz modli� si� w duchu, by rewolwer wystrzeli�. Zosta�y jeszcze cztery kule. Richie, do kt�rego dotar�a straszna prawda, otworzy� szeroko oczy. Uni�s� z wysi�kiem g�ow� i lekko j� obr�ci�. Otworzy� usta, w kt�rych tkwi�a lufa, i wykrztusi� jedno s�owo: - Pr�sz�... Dziecko zadr�a�o. By�o ciemno. Pr�buj�c uciec, zlana potem dziewczynka wyt�a�a wszystkie si�y, ale jej nogi nie chcia�y si� ruszy�, a z zaci�ni�tego gard�a nie wydobywa� si� krzyk. Le�a�a wi�c na boku z podci�gni�tymi do piersi kolanami i czeka�a. Stukanie do drzwi by�o coraz g�o�niejsze. Kiedy w ko�cu gwa�townie si� otworzy�y, wyrwana z koszmaru dziewczynka obudzi�a si� z bezg�o�nym krzykiem na ustach. Nie wiedzia�a, gdzie jest. Ale we �nie wyobra�a�a sobie, co wy�amie drzwi: rozw�cieczony pies z bia�ymi k�ami, czarn�, skudlon� sier�ci� i oczami, kt�re b�d� szuka�y jej w pokoju. Jaki� cie� przesun�� si� w jej stron�. Dziewczynka zadygota�a, st�umi�a krzyk i obj�a si� tak mocno, �e jej palce wbi�y si� g��boko w cia�o. A potem babcia odezwa�a si� cicho po hiszpa�sku i Elena Arias przesta�a dr�e�. - To by� tylko sen - powt�rzy�a kobieta i wzi�a ma�� w ramiona. - Teraz nic ci ju� nie grozi. Elena trzyma�a j� mocno i wtuliwszy twarz w szyj� babci, powstrzymywa�a �zy ulgi, kt�re nap�ywa�y jej do oczu. Wsz�dzie pozna�aby zapach babci Rosy, s�odk� wo� jej sk�ry i perfum - aromat ci�tych kwiat�w. Gdy kobieta delikatnie po�o�y�a jej g�ow� na poduszce, Elena zamkn�a oczy. Po chwili poczu�a, jak palce Rosy delikatnie dotykaj� jej czo�a: oczami wyobra�ni zobaczy�a kruczoczarne w�osy babci, jej szczup�� twarz, wci�� prawie tak pi�kn� jak twarz jej matki, Teresy, do kt�rej niegdy� nale�a� ten pok�j. A potem dotar�y do niej odg�osy Dolores Street: prowadzone po hiszpa�sku rozmowy na chodnikach, pisk opon samochod�w zatrzymuj�cych si� przy znaku stop. Ulice nie by�y ju� bezpieczne, a park Dolores, w kt�rym Elenie nie wolno si� by�o bawi�, wype�niali w nocy m�czy�ni sprzedaj�cy narkotyki. Okno, kt�re kiedy� jej matka mog�a szeroko otwiera�, przybito gwo�dziami do framugi. Ale tutaj, u boku jej babci, nie by�o czarnego psa. - Gdzie jest mamusia? - zapyta�a Elena. Tego wieczoru, nim ma�a posz�a spa�, babcia wyj�a z szafy stary globus i nakre�li�a palcem lini� z San Francisco, pokazuj�c Elenie tras�, kt�r� nazajutrz poleci jej matka. Mimo to Rosa powt�rzy�a teraz te s�owa, jakby to by�a ulubiona bajka dziewczynki. - Twoja mama jest jeszcze tutaj, w swoim domu. Jutro poleci do kraju, kt�ry si� nazywa W�ochy. Ale za dziesi�� dni wr�ci. A rano, kiedy wstaniesz, znowu poszukamy W�och na mapie. Elena milcza�a przez chwil�. - Ale tatusia z ni� nie ma, prawda? Mamusia leci z Chrisem. - Tak. - G�os babki brzmia� jeszcze spokojniej. - Mamusia leci z Chrisem. Elena otworzy�a oczy. Widoczna w s�abej po�wiacie nocnych �wiate� twarz kobiety by�a smutna i zm�czona. Odwr�ciwszy si� w stron� okna, Elena ws�uchiwa�a si� przez chwil� w dochodz�ce zza niego odg�osy. - Czy zobacz� jutro tatusia? - spyta�a z wahaniem. - Po tym, jak Chris i mamusia wylec�? Babka patrzy�a na dziewczynk�, wci�� dotykaj�c palcami jej czo�a. - Nie, Eleno. Nie jutro. Jutro by�o tak dalekie, �e Elena nie chcia�a o tym my�le�. Odwr�ci�a si� z powrotem do Rosy. - Prosz�, babciu, �pij ze mn�. Boj� si� by� sama. Widoczna w przy�mionym �wietle babka zacz�a kr�ci� g�ow�, ale zaraz przesta�a i spojrza�a Elenie w oczy. - Pami�tasz, o czym ci m�wi�am, babciu? O tym, �e si� boj�? Kobieta raz jeszcze spojrza�a jej w oczy. - Tak - odpowiedzia�a �agodnie. - Pami�tam. Obie nie powiedzia�y ju� ani s�owa. Babka powoli wsta�a, �ci�gn�a sukni� przez g�ow� i w samej tylko halce po�o�y�a si� obok Eleny. Wtulona w ramiona babki i ko�ysana ruchem jej piersi, kt�ry wyda� si� jej pe�n� mi�o�ci pieszczot�, Elena odpr�y�a si� i w ko�cu zasn�a. UCIECZKA 19 pa�dziernika - 24 pa�dziernika JEDEN Trzy dni p�niej, a siedem miesi�cy po tym, gdy kochali si� pierwszy raz, Teresa Peralta patrzy�a na Christophera Pageta wci�� zdziwiona, �e jest w Wenecji, i pe�na l�ku, �e czas, kt�ry maj� tylko dla siebie, zbli�a si� do ko�ca. Chris sta� na balkonie budynku, kt�ry by� niegdy� trzynastowiecznym pa�acem. Mia� na sobie tylko szorty, a popo�udniowe s�o�ce z�oci�o mu sk�r�. Terri, nie odrywaj�c s�uchawki od ucha, przygl�da�a mu si� z salonu ich apartamentu w hotelu Danieli. Na drugiej p�kuli aparat Richiego zadzwoni� jeszcze raz. S�uchaj�c sygna�u, Terri wyobrazi�a sobie, jak d�wi�k wype�nia jego ma�e mieszkanko. By� to jej trzeci telefon w ci�gu ostatniej godziny. Po dziesi�ciu sygna�ach powoli od�o�y�a s�uchawk�. W�a�nie wysz�a spod prysznica. By�a szczup��, ciemnow�os� kobiet� i ledwie si�ga�a Chrisowi do ramienia. Mia�a oliwkow� cer� oraz wyrazist� twarz, kt�ra jego zdaniem, o czym usi�owa� j� przekona�, by�a pi�kna: rze�biony nos, zbyt wydatny jak na jej gust; wysokie ko�ci policzkowe; delikatny podbr�dek. U�miech, kt�ry cz�sto si� na niej pojawia�, wymazywa� powag�, nie zmieniaj�c jednak czujnego z przyzwyczajenia wyrazu jej br�zowych, poznaczonych zielonymi plamkami oczu. Owin�wszy si� r�cznikiem, obserwowa�a w milczeniu Chrisa. Nie widzia� jej. Patrzy� na Canale Grand�, stoj�c w pozycji, kt�r� Terri tak dobrze zna�a: r�ce w kieszeniach, g�owa lekko przechylona, jakby obejmowa� co� wzrokiem. Podesz�a do niego bezszelestnie, chc�c si� przekona�, czemu przygl�da si� z tak� uwag�. W innych okoliczno�ciach widok oczarowa�by j�. Szerokie, kamienne nabrze�e pe�ne by�o ludzi przechadzaj�cych si� w�r�d stoisk z jedzeniem i pami�tkami oraz parasoli i wystawionych na zewn�trz, zas�anych bia�ymi obrusami sto��w restauracji. Przy obramowanym lampami gazowymi brzegu t�oczy�y si� gondole i �odzie z papierosami, kt�rych piloci gwarzyli z sob�, czekaj�c na okazj�. A za nimi - Canale Grand�. Po�yskuj�cy drobnymi falami lazurowy przestw�r ci�gn�� si� przez miasto z kamienia i marmuru. Szaro�� i zakurzony r� kontrastowa�y z wszechobecnym b��kitem wody i nieba. Po drugiej stronie kana�u, w odleg�o�ci mniej wi�cej o�miuset metr�w, niczym pomara�czowa sfera wyrasta�a wyspa San Giorgio Maggiore. Kopu�a z bia�ego marmuru, wielki gmach z kolumnami, Bizancjum stapiaj�ce si� z renesansem w chwili �agodnie zawieszonej gdzie� w czasie. Bryza ch�odz�ca sk�r� Terri nios�a lekki zapach morza. Nigdzie nie by�o samochod�w; wy��czywszy �odzie motorowe, widok, kt�ry roztacza� si� z obramowanego �elazn� por�cz� balkonu, niewiele r�ni� si� od tego sprzed pi�ciuset lat. - To jest wieczne - powiedzia� Chris, nie odwracaj�c si�. - Nie wiem dlaczego, ale ten widok dodaje mi otuchy. Patrz�c na to, zaczynam wierzy�, �e mimo wszystko przetrwamy, �e Richie nie zdo�a nas pokona�. Terri milcza�a przez chwil�. - Sk�d wiedzia�e�, �e tu jestem? - To dlatego, �e nie masz prawie nic na sobie. To m�j sz�sty zmys�. Terri u�miechn�a si�, a Chris odwr�ci� si� ku niej. Wygl�da� na dziesi�� lat m�odszego, ni� by� naprawd�: jego twarz tylko nieznacznie porysowa�y zmarszczki, jasne w�osy o lekkim odcieniu miedzi nie nosi�y nawet �ladu siwizny, a dzi�ki sparta�skiej dyscyplinie utrzymywa� umi�nione cia�o w dobrej kondycji. Wydatny, prosty nos nadawa� jego rysom wyraz si�y. Jednak�e najbardziej uderzy� Terri szokuj�cy b��kit jego oczu i troska o ni�, kt�r� w nich zobaczy�a. - Jego automatyczna sekretarka jest wy��czona - powiedzia�a. Chris zmru�y� oczy. - Mo�e wyszli na spacer. - Niemo�liwe. W Kalifornii jest teraz �sma rano. Richie odebra� Elen� od mojej matki wczoraj wieczorem. Przez ten tydzie� maj� prowadza� do przedszkola. - Nie�wiadomie zacz�a m�wi� szybciej. - Nie ma nas zaledwie dwa dni, a ja ju� nie mog� si� z ni� skontaktowa�. To cz�� gry, kt�r� prowadzi Richie... �Twoja mamusia nie kocha ci� tak jak ja�. Richie jest zbyt sprytny, by nie pozwoli� mi z ni� rozmawia�. Ale dop�ki nie odbierze telefonu, Elena nie b�dzie wiedzia�a, �e dzwoni�am. Chris przygl�da� si� uwa�nie jej twarzy. - To trudne - powiedzia� w ko�cu. - Ale postarajmy si� o nim nie my�le�, przynajmniej przez kilka dni. - U�miechn�� si� lekko. - W ko�cu jeste�my par� zakochanych, kt�rzy nigdy jeszcze nie byli sami w tak pi�knym miejscu. Powinni�my to jako� wykorzysta�. W jego g�osie, jak zwykle, ironia wsp�gra�a z powag�. Terri wiedzia�a ju�, �e by� to jeszcze jeden spos�b, kt�ry pozwala� mu ich chroni�: gdyby wyzna�, jak g��bokie s� jego uczucia, sta�by si� zbyt podatny na ciosy, a Chris nie chcia�, by inni czuli si� za niego odpowiedzialni. W tej sytuacji kupienie tych kilku dni wolno�ci to jedyne, co m�g� dla niej zrobi�. Poca�owa� j� w czo�o. - Do naszego przyjazdu do Portofino chcia�bym jak najmniej rozmawia� o tym bagnie, w kt�rym si� znale�li�my: my, Richie i nasze dzieci. Tam jest spokojnie, b�dziemy mieli wystarczaj�co du�o czasu. Nawet na to, by zdecydowa� o naszej przysz�o�ci - powiedzia� tym samym �agodnym g�osem. Terii bez s�owa uj�a jego r�ce. Zauwa�y�a, �e prawa d�o� Chrisa by�a wci�� spuchni�ta i posiniaczona. Tak samo jak przed dwoma dniami, kiedy przyjecha�, by zawie�� ich na lotnisko. - Terri? - W jego g�osie s�ycha� by�o wahanie i pytanie. Teresa Peralta unios�a g�ow� i napotka�a jego przenikliwe spojrzenie. Odsun�a si� powoli od niego, pozwalaj�c, by r�cznik opad� na pod�og�. - Kochaj si� ze mn�, Chris. Prosz�. Wyraz jego oczu uleg� zmianie. Poprowadzi�a go do ��ka i le��c tu� przy nim, spojrza�a mu w twarz. Zadr�a�a, gdy r�ka kochanka przesun�a si� wolno po jej kr�gos�upie. Zamkn�a oczy i w ostatniej chwili, nim ca�kowicie zatopi�a si� w Chrisie, pomy�la�a o tym dniu sprzed o�miu miesi�cy, w kt�rym jej �ycie - i �ycie Eleny - zmieni�o si� na zawsze. Zacz�o si� to - ca�kiem niespodziewanie - gdy pod koniec procesu Carelli Terri wybra�a si� z pi�cioletni� c�reczk� na spacer po pla�y. Brn�y w piasku, trzymaj�c si� za r�ce, w wodzie odbija� si� blask popo�udniowego s�o�ca, a szum fal by� g��boki i koj�cy. Wtedy by�a jeszcze tylko asystentk� Chrisa i wszystkie my�li po�wi�ca�a Elenie. Znalaz�y ma�� zatoczk� wyrze�bion� w zboczu klifu i os�oni�t� od wiatru. Terri wybieg�a wzrokiem w dal, ku mostowi Golden Gate, a Elena bawi�a si� u jej st�p - z pe�n� powagi koncentracj�, tak typow� dla dzieci, rozstawi�a lalki wok� plastikowych mebli. W pewnej chwili Terri zorientowa�a si�, �e byli to matka, ojciec i ma�a dziewczynka. Nagle zapragn�a pozna� my�li c�rki. Elena zacz�a m�wi� do plastikowych ludzi. - Ty siedzisz tutaj - powiedzia�a z naciskiem - a tatu� siedzi tam. - Do kogo m�wisz? - zapyta�a Terri. - Do ciebie. Siedzisz obok tatusia. - A gdzie ty usi�dziesz? - Tutaj - odpowiedzia�a triumfalnie Elena i posadzi�a dziewczynk� mi�dzy rodzicami. Dziecko porz�dkuj�ce �wiat doros�ych, pomy�la�a ze smutkiem Terri. By�a pewna, �e w �aden spos�b nie zdradzi�a si� przed Elen� ze swoimi ma��e�skimi problemami, kt�re coraz bardziej jej ci��y�y: k��tnie o pieni�dze i o to, �e Richie nie potrafi� znale�� pracy; nierealne przedsi�wzi�cia, kt�re finansowa� jej pieni�dzmi; sposoby, jakich u�ywa�, aby odizolowa� ich troje od reszty �wiata; subtelne manipulacje, kt�rych zawsze si� wypiera�, a kt�re mia�y zmniejszy� jej poczucie w�asnej warto�ci. Elena jednak musia�a co� intuicyjnie wyczuwa�; ca�� godzin� po�wi�ci�a tej zabawie w rodzin�. Terri rzadko widywa�a j� tak poch�oni�t�. - Lubisz si� w to bawi�? - zapyta�a w pewnej chwili. - Tak - odpowiedzia�a Elena, po czym oderwa�a wzrok od swojej wyimaginowanej rodziny i spojrza�a na Terri. - Dlaczego jeste� taka niedobra dla tatusia? W g�osie c�rki us�ysza�a po cz�ci pytanie, a po cz�ci oskar�enie; brzmia�a w nim jaka� niesamowita pewno��, jakby dziewczynka wypowiada�a niepodwa�aln� prawd�. Terri na chwil� odj�o mow�. Zachowaj neutralny ton, jakby� po prostu szuka�a informacji, powiedzia�a sobie. - W jaki spos�b jestem niedobra dla tatusia? - spyta�a. Elena nie odpowiedzia�a na pytanie, ale w jej g�osie brzmia�o g��bokie przekonanie: - Tatu� p�acze przez ciebie. - Widzia�a�, jak p�acze? Dziewczynka potrz�sn�a g�ow�. - Nie. Nie chce p�aka� przy mnie. Robi to, kiedy jest sam, po tym, jak ranisz jego uczucia. Terri poczu�a, �e sztywnieje. Zachowuj�c ca�kowity spok�j, zapyta�a: - To sk�d o tym wiesz? - M�wi mi o tym. - W g�osie Eleny zabrzmia�o co� na kszta�t dumy. - Kiedy jeste�my sami i otula mnie w nocy do snu, rozmawiamy o naszych uczuciach. Terri rozpozna�a t� nut� w g�osie c�rki: fa�szyw� m�dro�� dziecka, kt�remu pochlebia�o zaufanie okazywane przez przebieg�ego doros�ego. - Tatu� nie powinien m�wi� ci takich rzeczy - stwierdzi�a bez zastanowienia. - Powinien - odpar�a prawie ze z�o�ci� Elena. - Tatu� m�wi, �e jestem ju� wystarczaj�co du�a, �eby to rozumie�. Terri zrozumia�a, �e pope�ni�a b��d. To nie mog�o - nie powinno - rozstrzyga� si� mi�dzy ni� a Elen�. U�wiadomi�a sobie te� jednak, �e nie mo�e doprowadzi� do konfrontacji z Richiem teraz, kiedy ta rozmowa jest jeszcze wyra�na w pami�ci c�rki: dziecko mog�oby dostrzec zwi�zek mi�dzy przyczyn� i skutkiem. - Mog� si� z tob� pobawi�? - zapyta�a. Nastr�j Eleny szybko si� zmieni�. - Dobrze - powiedzia�a i u�miechn�a si� do matki. Przez nast�pne p� godziny Terri zmusza�a si�, by pami�ta�, �e przysz�a pobawi� si� z c�rk�. Bawi�y si� wi�c, rozmawiaj�c o wszystkim i o niczym, a� bryza wyra�nie sta�a si� ch�odna. Kiedy jecha�y do domu, Terri tylko cz�ciowo s�ucha�a tego, co m�wi�a Elena. My�li kr���ce w jej umy�le by�y tak zimne jak morski wiatr. Richie by� w kuchni. Na widok Eleny b�ysn�� ol�niewaj�cym u�miechem i pochyli� ciemn�, k�dzierzaw� g�ow� ku g�owie dziewczynki. - Jak si� ma moje kochanie? Jego g�os ocieka� przesadn� s�odycz�. By� mo�e wp�yn�� na to jej nastr�j, ale co� w jego brzmieniu sprawi�o, �e Terri jeszcze bardziej si� zdenerwowa�a. - Mo�esz odnie�� swoje zabawki? - zapyta�a nagle i odprowadzi�a c�rk� wzrokiem, kiedy ta pobieg�a korytarzem do swojego pokoju. Jest niezwykle pos�uszna, pomy�la�a i zacz�a si� zastanawia�, czy Elena pod�wiadomie nie pr�buje w ten spos�b sprawi�, by rodzice byli zadowoleni i szcz�liwi. - Jak min�� tw�j dzie�? - zapyta� Richie. - W s�dzie wszystko w porz�dku? - W porz�dku. - G�os Terri by� zimny. - A tw�j? A mo�e sp�dzi�e� go, p�acz�c? Richie wygl�da� na zaskoczonego, po chwili spr�bowa� przywo�a� na usta po�owiczny u�miech. Kiedy jednak popatrzy� na Terri, ten wymuszony grymas zgas�. - Najzabawniejsze jest to - ci�gn�a - �e ty nigdy nie p�aczesz. Czasem czu�abym si� lepiej, gdyby� to robi�. Jednak najg��bsze uczucie, na jakie mo�esz si� zdoby�, to u�alanie si� nad sob�, i to tylko po to, �eby mn� manipulowa�. Oczywi�cie Elena jeszcze tego nie widzi. Przez okno wpada�y ostatnie promienie gasn�cego s�o�ca. Zapada� zmierzch; patrz�c na Richiego, Terri czu�a zamykaj�c� si� wok� nich ciemno��. - Przesta� mnie zniewa�a� - powiedzia� w ko�cu. - Wiesz przecie�, �e ludzie w r�ny spos�b wyra�aj� swoje uczucia. - Co m�wi�e� Elenie? Richie wyprostowa� swoje �ylaste cia�o. Terri dostrzeg�a w jego l�ni�cych, czarnych oczach lekki b�ysk satysfakcji. - Po prostu jestem rodzicem - odpar� ch�odno. - Chc�, �eby Lainie zna�a r�nic� mi�dzy prawdziw� mi�o�ci� a zauroczeniem. Terri pomy�la�a, �e w tym, jak wykorzystuje pi�cioletnie dziecko do swoich cel�w, jest co� przera�aj�cego. - Aha. A czym jest prawdziwa mi�o��? Nie jestem pewna, czy bym j� rozpozna�a. - Pozw�l, �e ci wyt�umacz�. - Po chwili przerwy Richie podj�� w�tek, m�wi�c z przesadn� cierpliwo�ci�: - Prawdziwa mi�o�� jest wtedy, kiedy ludzie zobowi�zuj� si� dba� o rodzin� i dotrzymuj� s�owa nawet wtedy, gdy nastaj� z�e czasy. To przeciwie�stwo tego, co ��czy ci� z Christopherem Pagetem, powierzchownego zauroczenia, kt�remu brakuje tre�ci... - Mo�e zatem jestem zbyt p�ytka, by na ciebie zas�ugiwa�. - Terri przerwa�a; to, co czu�a, by�o zbyt g��bokie, �eby odwo�ywa� si� do sarkazmu. - Nie rozumiesz tego? Lubi� pracowa� z Chrisem. Kropka. On nie ma z nami nic wsp�lnego i nigdy nie mia�. A mnie nigdy nie obchodzi�o, czy zostaniesz najwi�kszym przedsi�biorc� na �wiecie. To by�o twoje marzenie. Ja tylko chcia�am, �eby�my prowadzili normalne �ycie. Pokr�ci� g�ow�. - Nic ci� nie zadowoli. Tak jest i teraz. Chcesz, �ebym by� ojcem dla Lainie, a potem narzekasz, kiedy to robi�. Nigdy nie mog� wygra�. - Ty zawsze wygrywasz, Richie - odpar�a cicho. - Ale tym razem ci na to nie pozwol�. - Poczu�a sucho�� w gardle. - Nie pozwol�, �eby Elena reszt� �ycia po�wi�ci�a sprawom swojego ojca. Richie po�o�y� d�onie na blacie kuchennym. - Lainie nie jest taka jak ty i nigdy nie b�dzie mnie widzia�a takim, jakim ty mnie widzisz. Ona ma wyobra�ni�, tak jak ja. Porozumiewamy si� poziomach, kt�rych ty nie rozumiesz. - W jego g�osie pobrzmiewa�a �wiadomo�� w�asnego znaczenia. - Powinna� wznie�� si� ponad swoj� zazdro�� i zrozumie�, jaki dobry jestem dla naszej c�rki. Terri nie potrafi�a nic odpowiedzie�. Mog�a tylko my�le� o prawdzie, kt�ra ostatecznie do niej dotar�a: o jego g��bokim prze�wiadczeniu co do w�asnej nieomylno�ci, o jego nieuleczalnym egocentryzmie. Zawsze b�dzie postrzega� Elen� przez pryzmat swoich pragnie� i je�li jednym z nich b�dzie wykorzystanie jej do uzyskania kontroli nad Terri, uczyni to bez wahania, g��boko przekonany, �e robi to dla dobra c�rki. Ta my�l, u�wiadomi�a sobie Terri, by�a chyba najbardziej przera�aj�ca ze wszystkich. Richie nie by� tylko wyrachowany: w jakim� niezg��bionym zakamarku umys�u rzeczywi�cie wierzy�, �e szcz�cie Eleny jest pochodn� jego szcz�cia. - Opuszczam ci� - powiedzia�a. Richie zesztywnia�. Milcz�c, patrzyli na siebie w p�mroku. - Nie mo�esz tego zrobi� - odpar� w ko�cu. Uspokoi� g�os i doda�: - Nie mo�esz tego zrobi� bez wizyt w poradni ma��e�skiej. Um�wi� nas. Po sze�ciu miesi�cach zobaczymy, na czym stoimy. Up�yn�a chwila, zanim w pe�ni zaakceptowa�a to, co powiedzia�a, i druga, kt�r� wykorzysta�a, by powiedzie� mu to, o czym by�a najg��biej przekonana. - Masz problem, kt�rego nie da si� rozwi�za� w poradni. Ja zreszt� tak�e. Richie sprawia� wra�enie zranionego. - C� mo�e by� takie z�e, �e nie mogliby�my tego naprawi�? Jego g�os brzmia� teraz �a�o�nie i przez chwil� Terri pragn�a go jako� pocieszy�. Ale by�o ju� za p�no. - Nie potrafisz zrozumie�, �e inni ludzie mog� �y� niezale�nie od ciebie - powiedzia�a spokojnie. - Dotyczy to zw�aszcza Eleny. Nie mog� tego zmieni� i nie b�d� z tym walczy�. - Mo�esz mi pom�c, Ter. Na tym w�a�nie polega ma��e�stwo. Ramiona mu opad�y. Wygl�da tak samotnie, pomy�la�a Terri, ale potem przypomnia�a sobie Elen�. - Nie - odpar�a. - Tylko ty sam mo�esz sobie pom�c. Dla nas jest ju� za p�no, a ja musz� my�le� o Elenie. Podni�s� g�os. - Gdyby� my�la�a o Elenie, zadba�aby�, �eby mia�a pe�n� rodzin�. Terri poczu�a ucisk w piersiach. - To wszystko, czego zawsze chcia�am, Richie... mie� rodzin�. Ale jest r�nica mi�dzy �pe�n�� a �zdrow�� rodzin�. Nie jeste�my dobrzy dla Eleny. W kuchni by�o ju� zupe�nie ciemno. Richie przysun�� si� bli�ej. - Nie ty b�dziesz m�wi�, co jest dobre. To zale�y od s�dziego, a on pos�ucha mnie. Terri poj�a nagle, �e Richie by� przygotowany na t� sytuacj�, �e prawdopodobnie przygotowywa� si� do tego od miesi�cy. - A co mu powiesz? - zdo�a�a zapyta�. - Powiem, �e by�em opieku�czym ojcem, podczas gdy ty pracowa�a� do p�na ka�dego dnia z m�czyzn�, kt�ry by� mo�e jest twoim kochankiem. �e chc� mie� Elen�. - Przerwa�. U�miechem, kt�ry pojawi� si� na jego twarzy, zdawa� si� gratulowa� sobie sprytu. - I �e nie b�d� m�g� w�a�ciwie si� ni� opiekowa� bez sze��dziesi�ciu procent twoich dochod�w. - To szale�stwo. W jego glosie pojawi�y si� triumfalne nuty. - Takie jest prawo, Ter. Sprawdzi�em to. A nawet je�li tobie przyznaj� opiek�, czy my�lisz, �e �atwo jest znale�� m�czyzn�, kt�ry b�dzie chcia� wychowywa� cudze dziecko? B�dziesz samotna. - Zmieni� ton na przymilny. - Powinna� ju� wiedzie�, Terri, jak bardzo mnie potrzebujesz. Pr�bowa�a zapanowa� nad g�osem. - Nie kocham ci� - powiedzia�a. - Nie s�dz�, by� by� dobrym ojcem dla Eleny. Nie s�dz�, �e nasza �rodzina� jest dobra dla Eleny. Wi�c je�li b�d� musia�a by� sama, b�d�. I je�li b�d� musia�a walczy� z tob� o Elen�, zrobi� to. - Przegrasz. - Kolejne s�owa wypowiedzia� jeszcze ciszej. - Ale nie martw si�, Ter. Co dwa tygodnie pozwol� ci widywa� si� z moj� c�rk�. Teraz czu�a to ju� wyra�nie: sw�j strach przed Richiem, kt�ry wi�za� ich mocniej ni� mi�o��. Richie nie mo�e pozwoli� jej odej��, a wi�c nie pozwoli jej zabra� Eleny. Jaki� obcy cz�owiek zdecyduje, czy Terri mo�e wychowywa� swoj� c�rk� i podejmuj�c t� decyzj�, wytyczy kierunek, w kt�rym potoczy si� �ycie Eleny. Richie b�dzie pe�en s�odyczy i ob�udnie przymilny. W jaki spos�b Terri zdo�a wyt�umaczy� s�dziemu, jak naprawd� mia�y si� rzeczy? Ju� na sam� my�l o tym poczu�a ogarniaj�ce j� zm�czenie. Zmusi�a si�, by m�wi� powoli i zdecydowanie. - Zabieram Elen� i jad� z ni� do mojej matki. Musimy ustali�, co jej powiemy. Richie podszed� jeszcze bli�ej. - Nie powiemy jej niczego - warkn�� tak, jakby odgryza� ka�de s�owo. - Powinni�my. I powinni�my zrobi� to razem. Sta� nad ni�. W mroku panuj�cym w kuchni ledwie widzia�a jego twarz. - Nie powiemy jej niczego - powt�rzy�. - A ty nigdzie nie pojedziesz. G�os dr�a� mu z gniewu, takiego nigdy jeszcze u niego nie s�ysza�a. Kiedy spr�bowa�a go omin��, zrobi� krok wraz z ni�, zast�puj�c jej drog�. Poczu�a, �e jej g�os si� �amie. - Prosz�, nie pogarszaj sytuacji. - Ty nie rozumiesz, Ter. Nie pozwol� ci tego zrobi�. Serce Terri bi�o jak szalone. Po�o�y�a r�k� na jego ramieniu, pr�buj�c przej�� obok niego. - Ty suko! - rzuci� z w�ciek�o�ci�. Uchyli�a si�, gdy podni�s� r�k� w ciemno�ci. - Ni e... - zdo�a�a wykrztusi�. - Nadal chcesz mnie opu�ci�, Ter? - O ile nie pokr�ci g�ow�, uniesiona r�ka mo�e j� uderzy�. - A mo�e jeste� gotowa porozmawia�? R�ka unios�a si� jeszcze wy�ej. Terri odwr�ci�a si�, poszuka�a po omacku kontaktu i w��czy�a �wiat�o. Richie sta� p� metra od niej z podniesion� r�k�, mru��c oczy. Terri ci�ko oddycha�a. - Zr�b to, Richie. Zr�b to dwa razy. Tak �eby s�d rodzinny nie mia� w�tpliwo�ci. Szkar�atny rumieniec powlek� jego twarz. Ale nie ruszy� r�k�. Terri spojrza�a mu w oczy. - M�wi�am sobie, �e przynajmniej nie jeste� brutalny. Nie tak, jak m�j ojciec wobec mojej matki. - Umilk�a, aby z�apa� oddech. - Teraz ju� wiem dlaczego. Jeszcze zanim ciebie spotka�am, nauczono mnie ust�powa�. Zaczerwieniony Richie milcza�, patrz�c na ni�. Terri nie wiedzia�a, sk�d bra�y si� s�owa p�yn�ce z jej ust. - Ale nigdy wi�cej - us�ysza�a sw�j g�os. - Niezale�nie od tego, czy mnie uderzysz czy nie, odchodz�. Ale je�li to zrobisz, zadbam, by by� to ostatni raz, gdy kogokolwiek uderzy�e�. Wpatrywa� si� w ni� jeszcze przez chwil�, po czym grymas gniewu na jego twarzy zmieni� si� co� innego: uczucie zak�opotania, obna�enia. Opu�ci� r�k�. Nie pozw�l, �eby zobaczy� tw�j strach, upomnia�a si� Terri. Wiedzia�a, �e to nie koniec; z Richiem sprawy nigdy si� nie ko�czy�y, dop�ki nie wygra�. W tej chwili chcia�a tylko zabra� z sob� Elen�. Wyprostowa�a si�. - Znajd� jakie� wyja�nienie dla Eleny - powiedzia�a, a potem min�a go i nie spogl�daj�c za siebie, posz�a po c�rk�. DWA Dwa dni po opuszczeniu Richiego Terri, zm�czona z niewyspania i pe�na obaw o siebie oraz Elen�, znalaz�a si� na progu domu Chrisa. Nie wiedzia�, co zrobi�a. Terri naprawd� wierzy�a w to, co powiedzia�a Richiemu: �e Chris nie mia� nic wsp�lnego z ich ma��e�skimi k�opotami. Zbyt mocno si� r�nili, by mog�o by� inaczej; nawet jego dom - przestronny, dwupi�trowy edwardia�ski budynek w Pacific Heights, zamo�nej dzielnicy San Francisco - przypomnia� o tym wszystkim, co sprawia�o, �e ich drogi nie by�y takie same. Chris sta� si� s�awny szesna�cie lat wcze�niej, w dwudziestym dziewi�tym roku �ycia, za spraw� udzia�u w ujawnieniu skandalu Lasko, afery korupcyjnej, w kt�r� wpl�tany by� prezydent; Terri mia�a teraz ledwie dwadzie�cia dziewi�� lat i jej kariera dopiero si� rozpoczyna�a. Przodkowie Chrisa zbudowali lini� kolejow�, on sam za� zosta� wychowany w przekonaniu, �e �wiat le�y u jego st�p, i w dobrobycie, kt�rego ona nie mog�a sobie nawet wyobrazi�. Jego jedyn� �on� by�a s�awna balerina, kobieta pe�na wdzi�ku i elegancji. Terri pochodzi�a z rodziny emigrant�w z Ameryki Po�udniowej, college i studia prawnicze uko�czy�a dzi�ki stypendiom i wci�� jeszcze nie mia�a poczucia pe�nego bezpiecze�stwa. By�a c�rk� mechanika samochodowego, kt�ry zbyt wiele pi� i maltretowa� jej matk�, Ros� - jedyn� osob�, dla kt�rej, czasem to czu�a, naprawd� co� znaczy�a. Stoj�c przed drzwiami Chrisa, Terri zastanawia�a si�, dlaczego to Christopher Paget, a nie Rosa Peralta by� osob�, do kt�rej postanowi�a si� zwr�ci�. Przez pierwsze sze�� miesi�cy, kt�re dla niego przepracowa�a, nie przysz�oby jej to do g�owy. By�o w nim co�, co wydawa�o si� jej nieznane i niepoznawalne: Terri nie wiedzia�a wtedy nawet, �e tak jak dla niej Elena, centralnym punktem, wok� kt�rego toczy�o si� �ycie Chrisa, by� jego pi�tnastoletni syn Carlo. A potem dziennikarka telewizyjna Mary Carelli, matka Carla i dawna kochanka Chrisa, zosta�a oskar�ona o zamordowanie najpopularniejszego pisarza Ameryki. Chris i Terri prowadzili jej obron�. Fakt, �e Carelli by�a z ca�� pewno�ci� k�amczuch�, a prawdopodobnie r�wnie� morderczyni�, by�by dla Chrisa bardzo trudny, nawet gdyby nie wywo�a� napi�cia mi�dzy nim a Carlem. Ch�opak chcia� wierzy� w takie rzeczy o matce, kt�re, jak Chris dobrze wiedzia�, nie mog�y by� prawdziwe. Jednak�e dzi�ki tyglowi rozprawy Obywatele przeciwko Carelli Terri zobaczy�a Chrisa takiego, jaki by� naprawd�. Kiedy ostatecznie zaufa� jej w kwestii obrony, a p�niej ods�oni� przed ni� strony swego �ycia, kt�rych nikt nie zna�, Terri zrozumia�a, �e jego twarz - ironiczna i pe�na rezerwy - skrywa�a uczucia, kt�re, jak wyczuwa�a, budzi�y w nim l�k. Jednak w�a�nie to odkrycie, u�wiadomi�a sobie, sprawi�o, �e czu�a si� przy nim bezpiecznie. Opowiedzia�a Chrisowi o rzeczach tak dla niej bolesnych, �e nigdy ich jeszcze nikomu nie zdradzi�a. S�ucha�, nie os�dzaj�c, i zadawa� pytania, a� stan w�asnych uczu� stawa� si� dla niej wyra�niejszy. W jaki� g��boki, intuicyjny spos�b, kt�rego nigdy nie stara�a si� okre�li� s�owami, Teresa Peralta wiedzia�a, �e Christopher Paget pomaga� jej odkry� siebie sam�. Za to w�a�nie i za to, kim Chris by�, nienawidzi� go Ricardo Arias. To nie jest w porz�dku, powiedzia�a sobie Terri. Przecie� to oczywiste, �e ma prawo mie� przyjaciela. Zw�aszcza teraz. Wyprostowa�a si�, po czym zapuka�a do drzwi Chrisa. Kiedy je otworzy�, wygl�da� tak, jakby jej widok nim wstrz�sn��. By�o to dla niego tak nietypowe, �e Terri poczu�a, jak ogarnia j� za�enowanie. Wtedy u�miechn�� si�, jakby chcia� w ten spos�b ukry� swoje zaskoczenie. - Sprawa Carelli jest ju� zako�czona - powiedzia� lekkim tonem. - Mo�esz i�� do domu. Wyspa� si�. Terri zawaha�a si�, nagle zmieszana. - Jako� nie mog� sobie znale�� zaj�cia. - Czasem tak si� dzieje po procesie. - Przerwa� i przyjrza� si� jej uwa�niej. - W�a�nie szed�em na taras. Masz ochot� si� do mnie przy��czy�? Prosz�, pomy�la�a Terri. Ale powiedzia�a tylko: - Mo�e na chwil�. Wprowadzi� j� na taras. Poranne s�o�ce by�o o�lepiaj�co jasne. Zatok� znaczy�y c�tki kilku �agl�wek; na pierwszym planie po�yskiwa�y bia�e i r�owe stiuki pobliskich dom�w. Terri zbli�y�a si� do por�czy, po�o�y�a na niej d�onie i zapatrzy�a si� na wod�. Jej w�osy falowa�y, poruszane przez lekk� bryz�. Chris podszed� do niej. Sta� tam jaki� czas, obserwuj�c j�. W ko�cu obr�ci� si� i spojrza� na ni� uwa�nie swoimi niebieskimi oczami. - Wszystko w porz�dku? - zapyta�. Nie potrafi�a zdoby� si� na to, by spojrze� mu prosto w twarz. - Tak i nie - odpar�a w ko�cu. Chcia� o co� zapyta�, ale powstrzyma� si�. - Odesz�am od Richiego - powiedzia�a cicho. Chris wydawa� si� nienaturalnie spokojny. Terri chcia�a zapyta�, co si� sta�o, ale w tej samej chwili, gdy dostrzeg�a u niego zrozumienie, uprzytomni�a sobie co�, co sprawi�o, �e poczu�a, i� pali j� twarz. Nie przysz�a po jego pomoc lub rad�. Przysz�a, poniewa� by�a w nim zakochana. - Och, Terri... - powiedzia� p�g�osem. Naraz Terri poczu�a si� samotna. - Czy to w porz�dku? To, �e tu jestem? Pokr�ci� g�ow�, ale tak, jakby odpowiada� sobie na jakie� pytanie. Upokorzona Terri nie mog�a oderwa� od niego wzroku. - Mam czterdzie�ci pi�� lat - powiedzia� w ko�cu - i nastoletniego syna. Ty masz dwadzie�cia dziewi��. Dopiero co odesz�a� od m�a. I pracujesz dla mnie. - Umilk�. Wygl�da� na tak niezdecydowanego, �e Terri widok ten wyda� si� wr�cz bolesny. - Ka�dy adwokat w Ameryce powie ci, �e zwi�zek ze mn� to z�y pomys� i �e trzeba tylko czasu, by� to dostrzeg�a. Terri by�a pewna, �e Chris stara si� znale�� jakie� wyj�cie, tak by nie sprawi� jej przykro�ci. - Ale co czujesz? - zapyta�a �a�o�nie. Widzia�a, jak szuka s��w. Najwyra�niej nie potrafi� ich jednak znale��. Po chwili spyta� cicho: - Chcia�aby�, �ebym �y� w cieniu Richiego? Zaskoczona, podda�a si� ciep�emu uczuciu, kt�re nagle j� ogarn�o. Zawaha�a si�, pe�na obawy, �e mo�e �le go zrozumia�a. A potem Christopher Paget u�miechn�� si� do niej. - Prosz� - zdo�a�a wykrztusi�. - Tak szybko, jak to tylko mo�liwe. Zda�a sobie spraw�, �e jej usta rozchylaj� si� w szerokim u�miechu. On o co� jeszcze zapyta�, ona da�a mu odpowied�. Co konkretnie sobie powiedzieli, usz�o jej uwagi. Kiedy Chris wyci�gn�� r�ce, jej serce bi�o tak mocno, �e czu�a sw�j puls. Jego wargi by�y ciep�e. Wyda�o si� jej, �e lata samotno�ci zmieni�y si� w ogromn� potrzeb�, �e g��boko w niej co� si� poruszy�o. Zamkn�a oczy i wtuli�a twarz w jego szyj�, rozdarta mi�dzy my�lami o Richiem i Elenie a nag�ym po��daniem, jakie w niej obudzi� Chris, po��daniem, kt�re rozpali�o si� w niej mimo zm�czenia. Przywar�a do niego. Nagle Chris cofn�� si�, ci�ko oddychaj�c. - Powinienem mie� wi�cej rozumu. - W jego g�osie s�ycha� by�o napi�cie.- Jeste� wyczerpana, zdenerwowana... uciekasz przed Richiem... Zawiesi� g�os. Kiedy spojrza�a na niego, w jego oczach dostrzeg�a to samo pragnienie. - Nie traktuj mnie protekcjonalnie, Chris. Potrz�sn�� g�ow�, jakby zn�w chcia� m�c jasno oceni� sytuacj�. Terri odsun�a si� od niego i patrz�c na zatok�, pr�bowa�a zebra� my�li. - Wyt�umacz mi wi�c, dlaczego od niego odchodzisz - powiedzia� �agodnie zza jej plec�w. - Chcia�bym to zrozumie�, przynajmniej w pewnym stopniu. Jak przyjaciel. Ironia w jego g�osie z�agodzi�a b�l Terri. Po chwili zacz�a m�wi�, a wtedy p�k�a tama powstrzymuj�ca fal� jej uczu�. Opowiedzia�a mu o wszystkim. Chris opar� si� o por�cz obok niej i s�ucha� z uwag�, staraj�c si� jej nie dotyka�. Kiedy jednak Terri opisa�a wiecz�r, gdy opu�ci�a Richiego, musn�� d�oni� jej policzek. - Czy kiedykolwiek ci� uderzy�? - zapyta�. Pokr�ci�a g�ow�. - Do przedwczoraj nawet nie by� tego bliski. Mo�e tego nie potrzebowa�. Zawsze jako� potrafi� sprawi�, �e si� go ba�am. Chris przygl�da� si� jej przez chwil�. - Wci�� si� go boisz, prawda? Terri stwierdzi�a, �e trudno jest jej g�o�no m�wi� o swoich l�kach. - To tak, jakby instynktownie wyczuwa� s�abo�ci innych ludzi - powiedzia�a w ko�cu. - Ale oni nie s� dla niego prawdziwi. A zatem nic, co im czyni, nie ma znaczenia. Dotyczy to tak�e mnie. - Niezale�nie od wszystkiego, Terri, jestem twoim przyjacielem. Mog� ci� reprezentowa� lub po�yczy� ci pieni�dze. Terri odwr�ci�a si� ku niemu, nagle wystraszona z powod�w, kt�rych nie mog�a uj�� w s�owa. - Nie dlatego przysz�am tutaj. Nie chc�, by� mia� z nim do czynienia. - Dlaczego? Richie jest dla mnie kim� zupe�nie innym ni� dla ciebie. Nic mi nie mo�e zrobi�. Terri pokr�ci�a g�ow�. - Nie chc�, �eby sta� si� cz�ci� twojego �ycia. Wystarczaj�co z�e jest to, �e stanowi cz�� mojego. - W jej g�osie zabrzmia�o zdecydowanie. - Cokolwiek czuj� do ciebie, nie ma to nic wsp�lnego z Richiem i nie mo�e mie� nic wsp�lnego z Elen�. To problem, z kt�rym musz� poradzi� sobie sama. Widzia�a, jak si� jej przygl�da i postanawia nie spiera�. W k�ciku jego ust pojawi� si� u�miech. - W takim razie jedyne, co powinienem zrobi�, to kocha� si� z tob�. Zanim zmienisz zdanie. Terri poczu�a, jak jej napi�cie opada. - Nie obawiaj si� - powiedzia�a, zdobywszy si� na wspania�omy�lny ton. - Kiedy� mo�e dam ci kolejn� szans�. Je�li zdo�asz uwierzy�, �e rano b�d� ci� darzy�a szacunkiem. Jego u�miech, ch�opi�cy i zaskakuj�cy, by� jak dar. Podesz�a do niego. Tym razem obejmowa� j� delikatnie przez, zdawa�o si� jej, wiele minut. - Zm�czona? - wyszepta�. - Wyczerpana. - Terri u�wiadomi�a sobie, �e nigdy jeszcze trafniej nie odda�a swojego stanu. Poprowadzi� j� ku wy�cie�anej, wyblak�ej od s�o�ca kanapie. Wyci�gn�a si� na niej, po�o�ywszy nogi na jego kolanach. Kiedy zamkn�a oczy, blisko�� Chrisa sprawi�a, �e jej cia�o ogarn�o uczucie ciep�a. - Cokolwiek czujesz - powiedzia� - ciesz� si�, �e przysz�a�. Terri u�miechn�a si�, nie otwieraj�c oczu. To co czu�a, by�o zbyt g��bokie, �eby pr�bowa� to wyja�ni�: pod pewnym wzgl�dem, my�la�a leniwie, czu�a to samo co wtedy, gdy w dzieci�stwie matka obejmowa�a j� w nocy, pocieszaj�c i by� mo�e sama szukaj�c otuchy po atakach w�ciek�o�ci m�a. My�li Terri b��dzi�y swobodnie, ko�ysane lekk� bryz�, kt�ra ch�odzi�a jej ogrzewan� przez s�o�ce sk�r�. A potem, po raz pierwszy od czasu gdy opu�ci�a Richiego, Teresa Peralta zasn�a. TRZY Wychodz�c godzin� p�niej z domu Chrisa, Terri u�miecha�a si� do siebie do chwili, gdy zobaczy�a po drugiej stronie ulicy sa - moch�d Richiego. Wychyli� si� przez okno pasa�era, jakby czeka�, by j� gdzie� podwie��. Wygl�da� niemal zwyczajnie, jego oczy by�y jednak dziwnie mroczne, co, jak wiedzia�a, oznacza�o niebezpiecze�stwo. - Cze��, Ter. - G�os mia� przyjazny, brzmia�o w nim zaciekawienie. - Jak tam sprawy? Sz�a odr�twia�a w stron� samochodu. - Co tutaj robisz? - Czeka�em, a� z tob� sko�czy. - Jego ton by� wci�� gaw�dziarski. - To by� czysty zbieg okoliczno�ci. Gdybym nie postanowi� wpa�� do Rosy, �eby z tob� porozmawia�, nie zobaczy�bym, �e wychodzisz. Jego wygl�d zdradza�, �e by�o to k�amstwo. By� nieogolony; domy�li�a si�, �e od wczesnych godzin rannych czeka� w samochodzie przed domem jej matki, maj�c nadziej�, �e Terri p�jdzie do Chrisa. - Rozumiem, �e jeste� zak�opotana - powiedzia� mi�ym tonem i wr�czy� jej plik papier�w. Formularz pozwu rozwodowego. Nag��wek na ok�adce g�osi�: Ricardo Arias przeciwko Teresie Peralcie. Z dziwn� bezstronno�ci� prawnika przegl�daj�cego dokumenty Terri zacz�a sprawdza� podstawowe dane zawarte w pozwie: data zawarcia ma��e�stwa; imi� Eleny i data jej urodzenia; punkt opisuj�cy jedyny osobisty maj�tek Terri - jej ubezpieczenie emerytalne - i wniosek Richiego o przyznanie mu jego po�owy; znacznie d�u�sza lista d�ug�w Richiego, za kt�re zgodnie z prawem Terri tak�e ponosi�a odpowiedzialno��; kwota jej zarobk�w i przewidywanych wydatk�w Richiego; wysoko�� ��danych przez niego aliment�w. A na samym dole podpis m�wi�cy, �e Ricardo Arias, adwokat, b�dzie reprezentowa� sam siebie. - �le wygl�dasz, Ter. - Jego g�os by� jedwabisty. - O co chodzi? Odwr�ci�a si� w jego stron�. - Reprezentujesz sam siebie? - Nie sta� mnie na lepszego adwokata. - Terri dostrzeg�a w jego oczach b�ysk satysfakcji. - Chyba �e poprosz� s�d, �eby� mi jakiego� op�aci�a. Wiesz, �e mog� to zrobi�. Na formularzu jest nawet odpowiednia rubryka. Terri wpatrywa�a si� w niego. Wydawa�o si� jej, �e ca�y jej �wiat zaw�zi� si� do tego m�czyzny przed ni�, jej m�a, i dokument�w, kt�re trzyma�a w r�ce. - Co z Elen�? - zapyta�a cicho. W k�ciku ust Richiego pojawi� si� leciutki u�miech. Powiedzia� Terri, zgodnie zreszt� ze swoj� intencj�, �e odgrywa swoj� rol� zgodnie z jego oczekiwaniami. - Czytaj dalej - rzuci�. - Maj� rubryki naprawd� na ka�d� okazj�. Obok linijki �Piecza nad dzieckiem� Richie zaznaczy� pozycj� �Pow�d�. Sam. - Oczywi�cie nie zdo�am jej utrzyma� bez pieni�dzy - doda� i wr�czy� Terri jeszcze jeden formularz. By�a to pro�ba, �eby na utrzymanie dziecka �o�y�a pozwana, Teresa Peralta. Cz�� jej zarobk�w w kancelarii Christophera Pageta mia�a by� przekazywana bezpo�rednio Ricardowi Ariasowi. - Czy tw�j przyjaciel Chris osobi�cie podpisuje czeki? - zapyta�. - Ju� nied�ugo mog� potrzebowa� pierwszego z nich. Ile godzin, pomy�la�a Terri, sp�dzi�, przygotowuj�c to. Planuj�c kolejno��, w jakiej b�dzie jej wr�cza� te papiery. Powtarzaj�c to, co powie, kiedy b�dzie je czyta�a. Wypisuj�c by� mo�e swoje kwestie na komputerze i u�miechaj�c si� do siebie za ka�dym razem, gdy zmienia� jakie� s�owo. - Ta ma�a scenka, kt�r� odegra�e�, wymaga dopracowania - powiedzia�a. - Prawd� m�wi�c, widzia�am lepsze. - To nie jest gra, Terri. Zmusi�a� mnie do tego. - W jego g�osie pojawi�y si� twarde nuty. - Reaguj� po prostu na kryzys w �yciu mojej c�rki. Jeste� tak zaj�ta swoimi sprawami, �e nie masz czasu ani dla niej, ani dla mnie. Terri poczu�a, jak krew pulsuje jej w skroniach. - Mam czas, Richie. W�a�nie teraz. - W takim razie usi�d� tutaj i porozmawiaj ze mn�, Terri, jak kobieta, kt�r� zna�em. Jeste�my ma��e�stwem, pami�tasz? Powoli podesz�a do samochodu i usiad�a na miejscu dla pasa�era. Wn�trze starego wozu wyda�o jej si� gor�ce i duszne. Opar�a si� o drzwi. Po�o�y� jej r�k� na kolanie. - Wszystko w porz�dku, Ter. To naprawd� nie w porz�dku... gdy kto� taki jak on wykorzystuje kogo� takiego jak ty. Odwr�ci�a si� ku niemu, ostro�nie zdejmuj�c jego d�o� z kolana. - Czego chcesz, Richie? Na twarzy m�czyzny pojawi� si� rumieniec, oznaka gniewu i urazy. - Chc�, �eby� mi obci�gn�a, Ter. Jak za dawnych czas�w. Je�li jeszcze masz miejsce. - Uni�s� pytaj�co brwi. - A mo�e wypluwasz to, co on ci zostawia? Zbyt oszo�omiona, by si� odgry��, Terri zobaczy�a przez pryzmat wypaczonej wyobra�ni Richiego to, co zasz�o mi�dzy ni� a Chrisem. A potem powiedzia�a: - Ty nie potrzebujesz Eleny, Richie. Ty potrzebujesz pomocy. - Pomocy? - Widzia�a, jak celowo postanawia �le j� zrozumie�, po czym udaje bolesne zdziwienie. - Robi�a� te rzeczy z mi�o�ci do mnie, Terri. Jestem pewny, �e nawet tw�j nowy przyjaciel by to zrozumia�. - Nie mieszaj do tego Chrisa - powiedzia�a ch�odno. - On nie ma z nami nic wsp�lnego, a my mamy wystarczaj�co du�o w�asnych problem�w. Na jego ustach znowu pojawi� ten dziwny u�miech. - To ty go do tego nie mieszaj. Poniewa� tak d�ugo, jak si� z nim widujesz, to on ma decyduj�cy wp�yw na szcz�cie mojego dziecka i twoj� zdolno�� po�wi�cania mu nale�ytej uwagi w tym ograniczonym czasie, na kt�ry pozwalaj� twoja praca i zwi�zek z tym cz�owiekiem. Niekt�re z tych zda� brzmia�y tak, jakby by�y �ywcem wyj�te z kodeksu prawa rodzinnego. Jego umiej�tno�� przybierania najr�niejszych postaw zawsze dra�ni�a Terri: je�li Richie uzna�, �e ma by� czu�ym ojcem, potrafi� przeczyta� sze�� poradnik�w m�wi�cych o tym, jak si� zachowuj� czuli rodzice, po czym wykorzystywa� to, czego si� dowiedzia�, by odpowiednio ukszta�towa� sw� osobowo��. Tym jednak, co budzi�o jej l�k, by�ajego pozorna ust�pliwo��. - Zrywaj�c ze swoim przyjacielem - kontynuowa� spokojnie - zrobisz co�, co b�dzie najlepsze dla naszej c�rki i dla ciebie samej. To powinno by� oczywiste dla ka�dego. Chyba �e zaanga�owa�a� si� ju� za bardzo, by� mog�a to sama oceni�. Nagle nasza c�rka. To okre�lenie mia�o zar�wno kusi�, jak i ogranicza�. Podobnie jak �nasza rodzina�. Rodzina, do kt�rej Richie wytrwale d��y�, pracuj�c wolno nad odizolowaniem Terri od jej rodziny i przyjaci�, tak by w ko�cu nie mia�a nikogo opr�cz niego. - Dla mnie oczywiste jest to - odpar�a - �e Elena jest pi�cioletni� dziewczynk�, kt�ra potrzebuje matki. Prosz�, nie wykorzystuj jej jako pionka w naszej rozgrywce. - Ja jej nie wykorzystuj�, Terri. Jaja ratuj�. - Richie si�gn�� na tylne siedzenie i poda� jej kolejny dokument. - Przeczytaj to - powiedzia� z powag�. - Ka�dy specjalista od spraw opieki nad dzie�mi powiedzia�by ci, �e to by�oby dla Eleny najlepsze. Prawd� m�wi�c, rozmawia�em ju� z kilkoma z nich. Zaskoczy�o j� to. - W jaki spos�b mo�esz sobie na to pozwoli�? - Nie mog�. Przekazuj� rachunki s�dowi jako wydatki, kt�re masz pokry�. - Jego g�os przybra� ton niesamowitej �agodno�ci. - Jestem przekonany, �e zap�acisz je bez nakazu s�dowego. Nie mog� sobie wyobrazi�, by� powiedzia�a s�dziemu, �e sprzeciwiasz si� zasi�ganiu rad specjalist�w w sprawie naszej c�rki, gdy sama jeste� zbyt zaj�ta, by ich wys�ucha�. Znowu nasza c�rka. Terri pomy�la�a ze smutkiem, �e dop�ki Elena jest dzieckiem, ona sama jest przywi�zana do Richiego. To w�a�nie znaczy�y dla niego narodziny Eleny. Popatrzy�a na propozycj� ugody, kt�r� jej wr�czy�. - Co w tym jest? - zapyta�a. - Tylko to, co le�y w najlepszym interesie dziecka. - By�o to okre�lenie najcz�ciej powtarzane w s�dach rodzinnych. Richie wygl�da� na zadowolonego z tego, �e tak szybko je sobie przyswoi�. - Opieka na dzieckiem dla mnie. Czterdzie�ci procent twoich rocznych dochod�w na utrzymanie wsp�ma��onka i dziecka, �ebym m�g� sp�dza� czas w domu z Elen�. Dodatkowo, �eby nic nie przeszkadza�o mi sp�dza� z ni� czasu, przejmiesz nasze d�ugi. Dzi�ki temu nie b�d� zmuszony pracowa� poza domem. - To prawdziwe po�wi�cenie. Zwa�ywszy na to, jak bardzo lubisz pracowa�. - Terri stara�a si� zapanowa� nad gniewem. - Tak z ciekawo�ci, kiedy b�d� j� widywa�a? W wolnym czasie mi�dzy dwiema pracami, kt�re b�d� musia�a podj��, by zatrudni� ciebie jako opiekuna? - Co drugi weekend - odpar� g�osem cz�owieka, kt�ry jest zbyt rozs�dny, by da� si� wyprowadzi� z r�wnowagi. - A po spe�nieniu pewnych warunk�w, b�dziesz mog�a raz w tygodniu zje�� z Elen� kolacj�. W jego spokoju by�o co�, co pozbawia�o j� energii, si� do walki. - Jakich warunk�w? Richie ruchem g�owy wskaza� ugod�. - Zamieszkasz w promieniu trzech mil od naszego domu. W ten spos�b b�dziesz mog�a odwie�� j� w rozs�dnym czasie. - Ponownie po�o�y� jej r�k� na kolanie. - To korzystne tak�e dla ciebie, Ter. Je�li kt�rego� wieczoru co� sobie zaplanuj�, b�d� m�g� przywie�� Elen� do ciebie, zamiast �ci�ga� do niej opiekunk�. Zawsze ch�tnie p�jd� na takie nieformalne ust�pstwa, o ile nie b�dzie to mia�o wp�ywu na wysoko�� aliment�w. Sprawia� wra�enie zadowolonego z siebie, niemal szcz�liwego. Nagle zobaczy�a przysz�o�� jego oczami: gwarantowany doch�d, kt�ry zmusi j� do pracy tak ci�kiej, �e nigdy nie b�dzie mia�a si�, by stara� si� o przyznanie jej opieki; Terri mieszkaj�ca w pobli�u, zmuszona do tego potrzeb� widywania c�rki, kt�rej nie mo�e wychowywa�, i wdzi�czna za telefony Richiego, dzwoni�cego w ostatniej chwili, gdy tylko Elena b�dzie mu w czym� przeszkadza�. - Mog� ci nawet da� wi�cej czasu, ni� przewiduje ta ugoda - doda� spokojnie. - Ale jest jeszcze jeden warunek. - Przerwa�, by odpowiednio uwypukli� swoje s�owa. - Poza prac� nigdy ju� nie spotkasz si� z Christopherem Pagetem. Je�li to zbyt trudne, znajd� inn� posad�. Terri poczu�a,