7233

Szczegóły
Tytuł 7233
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7233 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7233 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7233 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ryszard Kapu�ci�ski Ko�yma, mg�a i mg�a Cztery dni czeka�em na lotnisku w Jakucku, �eby m�j samolot odlecia� do Magadanu. Na Ko�ymie szala�y burze �nie�ne, wszystko tam podobno zawia�o, zasypa�o, i z tego powodu wstrzymano zaplanowane loty. Tak wygl�da podr�owanie po Syberii. Wi�kszo�� lotnisk jest �le o�wietlona, maszyny, kt�re tam lataj�, s� stare i cz�sto si� psuj�, czasem trzeba r�wnie� czeka� gdzie� hen, na kra�cach kontynentu, �eby dowie�li do samolot�w paliwo. Ca�y czas, b�d�c w podr�y, cz�owiek �yje w napi�ciu, w nerwach, w l�ku, �e przez te nieoczekiwane postoje, i zw�oki straci jakie� po��czenie, jak�� rezerwacj� i wtedy dramat, nieszcz�cie, katastrofa, bo tu nie wolno grymasi�, zamienia� bilet�w, wybiera� innych termin�w i tras, mo�na natomiast ugrz�zn�� na ca�e tygodnie na przypadkowym, nieznanym i zawsze zat�oczonym lotnisku, bez szansy, �eby wydosta� si� szybko (wszystkie bilety s� na miesi�ce naprz�d wyprzedane), co w�wczas z sob� zrobi�, gdzie mieszka�, z czego �y�? W takiej w�a�nie sytuacji jestem teraz w Jakucku. Wr�ci� do miasta te� nie mog�, bo a nu� na Ko�ymie burza nagle ucichnie? Je�eli burza ucichnie, samolot natychmiast odleci, musimy wi�c trzyma� si� go r�kami i nogami, bo je�li ucieknie, je�li odfrunie - jeste�my straceni. Pozostaje wi�c siedzie� i czeka�. Oczywi�cie, okropna to bezczynno�� i niezno�na nuda tak siedzie� bez ruchu, w stanie my�lowego odr�twienia, nic w�a�ciwie nie robi�c, ale z drugiej strony czy� nie w ten bierny i apatyczny spos�b sp�dzaj� czas miliony i miliony ludzi na kuli ziemskiej? I to od lat, od stuleci? Niezale�nie od religii, od kultur i ras? Wystarczy, �e w Ameryce Po�udniowej udamy si� w Andy albo przejdziemy zakurzonymi uliczkami Piury czy pop�yniemy rzek� Orinoko - wsz�dzie napotkamy biedne, gliniane wioski, osady i miasteczka, i zobaczymy, jak wielu ludzi siedzi na przyzbach dom�w, na kamieniach i �awkach, siedzi bez ruchu, nic w�a�ciwie nie robi�c. Jed�my z Ameryki Po�udniowej do Afryki, odwied�my samotne oazy na Saharze i ci�gn�ce si� wzd�u� Zatoki Gwinejskiej wioski czarnych rybak�w, odwied�my tajemniczych Pigmej�w w d�ungli Konga, ma�� mie�cin� Mwenzo w Zambii, urodziwe plemi� Dinka w Sudanie - wsz�dzie zobaczymy, �e ludzie siedz�, czasem odezw� si� jakim� s�owem, wieczorem ogrzej� si� przy ognisku, ale w�a�ciwie nie robi� nic, tylko bezczynnie i nieruchomo siedz�, b�d�c poza tym (mo�emy przypuszcza�) w stanie my�lowego odr�twienia. A czy w Azji jest inaczej? Czy jad�c drog� z Karaczi do Lahore albo z Bombaju do Madrasu lub z D�akarty do Malangu - nie uderzy nas, �e tysi�ce, ba, miliony Pakista�czyk�w, Hindus�w, Indonezyjczyk�w i innych Azjat�w siedz� bezczynnie, bez ruchu, i przygl�daj� si� nie wiadomo czemu? Le�my na Filipiny i na Samoa, odwied�my niezmierzone obszary Yukonu i egzotyczn� Jamajk� - wsz�dzie, wsz�dzie ten sam widok ludzi siedz�cych bez ruchu, ca�ymi godzinami, na starych krzes�ach, na kawa�kach desek, na plastikowych skrzynkach, w cieniu topoli i mangowc�w, opartych o �ciany slums�w, o p�oty i framugi okien, niezale�nie od pory dnia i roku, od tego, czy �wieci s�o�ce, czy pada deszcz, ludzi osowia�ych i nijakich, jakby w stanie chronicznej drzemki, w�a�ciwie nic nie robi�cych, tkwi�cych tak bez potrzeby i celu, a tak�e (mo�na przyj��) pogr��onych w my�lowym odr�twieniu. A tu, wok� mnie, na lotnisku w Jakucku? Czy� nie to samo? T�um ludzi siedz�cy bez s�owa, bez ruchu, oci�a�y t�um, kt�ry nie drgnie, kt�ry, mam wra�enie, nawet nie oddycha. Przesta�my wi�c denerwowa� si� i miota�, przesta�my zam�cza� stewardesy pytaniami, na kt�re i tak nie maj� odpowiedzi, i wzorem naszych braci i si�str z sennej wioski San Juan pod Valdivi�, z przygniecionych upa�em osad na pustyni Gobi i z za�mieconych przedmie�� Szirazu - usi�d�my bez ruchu, patrz�c wszystko jedno gdzie i zapadaj�c si� z ka�d� godzin� g��biej i g��biej w stan my�lowego odr�twienia. Po czterech dniach burza na Ko�ymie cichnie, za�ywna stewardesa biega po sali, budzi �pi�cych, wo�a dono�nie: Magadan! Komu w Magadan? Pospiesznie, nerwowo zbieramy swoje torby, worki, paczki, kuferki i okr�caj�c si� szalami, zapinaj�c ko�uchy i wciskaj�c uszanki na g�owy - bez�adnie p�dzimy do samolotu, kt�ry zaraz ko�uje na pas startowy. Lecimy. Obok mnie siedzi kobieta - leci odwiedzi� syna, kt�ry na Ko�ymie s�u�y w wojsku. Jest zmartwiona jego listami, wynika z nich, �e �le znosi diedowszczyn�. Czy s�ysza�em o diedowszczynie? Tak, s�ysza�em. To system zn�cania si� podoficer�w i starszych rocznik�w �o�nierzy nad rekrutami. Jeden ze z�o�liwych nowotwor�w tocz�cych Armi� Czerwon�. Spo�ecze�stwo sowieckie sprowadzone do rozmiar�w plutonu czy kompanii i ubrane w mundur. Istota tego spo�ecze�stwa: zn�canie si� silnego nad s�abszym. Rekrut jest s�abszy, wi�c starsi rang� czy sta�em w armii robi� z niego swojego niewolnika, pariasa, czy�cibuta, spluwaczk�. Rekrut musi si� wkupi� w now�, zdzicza�� spo�eczno��, musi utraci� osobowo�� i godno��. W tym celu rekruta maltretuj�, gn�bi�, �ami�, niszcz�. Bij� go i katuj�. Czasem nie wytrzymuje pastwienia si� i szczucia, okrucie�stwa i terroru, pr�buje ucieka� albo pope�nia samob�jstwo. Rekrut, kt�ry przem�czy si� i przetrwa bezlitosny karcer diedowszczyny, b�dzie �y� tylko jedn� my�l� - odku� si�, zem�ci�, wzi�� odwet za swoje upokorzenia, za to, �e tarzali go w b�ocie i w kale, �e musia� w�cha� onuce kaprali, �e kopali go buciorami w twarz. Ale na kim wczorajszy rekrut we�mie odwet? Komu b�dzie zabiera� paczki z domu, komu odbije nerki? Oczywi�cie - s�abszemu od siebie, a wi�c - nowemu rekrutowi. Ten tradycyjny ju�, zwyczajowy sadyzm ma dzi� nowe po�ywki, bo w armii rozgorza�y konflikty etniczne i religijne: Uzbek zabija Tad�yka, pluton prawos�awnych (Rosjanie) �ciera si� z plutonem muzu�man�w (Tatarzy), szamanista (Mordwin) wbija n� w plecy atei�cie (Niemcowi). Strwo�one, przera�one matki zacz�y si� organizowa� w r�ne zwi�zki i stowarzyszenia, aby zmusi� w�adze do walki z diedowszczyn�. Mo�na je spotka� na r�nych demonstracjach i pochodach, jak id� nios�c przed sob� dwie fotografie: na jednej m�ody ch�opiec, zdj�cie zostawione matce na pami�tk�, kiedy szed� do wojska, na drugiej ta sama twarz, ta sama g�owa - ju� w trumnie. Je�eli matka jest w miar� zamo�na, te zdj�cia s� oprawione w ramki, za szk�em. Ale widzi si� te� kobiety biedne, kt�re nios� liche, wystrz�pione fotografie. Deszcz i �nieg zmywa ju� i zaciera rysy m�odej twarzy. Je�eli, przechodz�c, zatrzymacie si� na chwil�, kobieta podzi�kuje wam za ten gest. S�siadka z samolotu m�wi mi o udr�kach swojego syna-rekruta szeptem, na ucho: zdradza przecie� tajemnice wielkiej armii. Nie wiem, czy czyta�a studium Michaj�owskiego o Dostojewskim. Stary, wielki tekst napisany w 1882 roku. Michaj�owski by� rosyjskim eseist�, my�licielem. Odrzuca� Dostojewskiego, nazywa� go "okrutnym talentem", ale jednocze�nie podziwia� jego przenikliwo��, jego geniusz. Michaj�owski pisze, �e Dostojewski odkry� w cz�owieku cech� straszn� niepotrzebne okrucie�stwo. �e w cz�owieku jest sk�onno�� do zadawania innym cierpienia - bez przyczyny i bez celu. Cz�owiek zadr�cza drugiego bez �adnego powodu, tylko dlatego, �e dr�czenie daje mu rozkosz, do kt�rej nigdy g�o�no si� nie przyzna. Cecha ta (niepotrzebne okrucie�stwo), po��czona z w�adz� i pych�, stworzy�a najokrutniejsze tyranie �wiata. Odkrycia tego, podkre�la Michaj�owski, dokona� Dostojewski, kt�ry w opowiadaniu "Wie� Stiepa�czykowo i jej mieszka�cy" opisa� ma��, prowincjonaln� kreatur�- Fom� Opiskina, dr�czyciela, potwora, tyrana. "Dajcie Fomie Opiskinowi w�adz� Iwana Gro�nego lub Nerona, pisze Michaj�owski, a nie ust�pi im w niczym i zadziwi �wiat swoimi zbrodniami". Ponad p� wieku przed umocnieniem si� Stalina na Kremlu i przed doj�ciem Hitlera do w�adzy Dostojewski z prorocz� intuicj� dostrzeg� w postaci Fomy Opiskina protoplast� obu tych tyran�w. Foma, pastwi�c si� nad swoimi ofiarami, zaspokaja potrzeb� zn�cania si�, dr�czenia, sprawiania b�lu. Foma to cz�owiek niepraktyczny ("jest mu potrzebne to, co niepotrzebne"), zadaj�c innym cierpienia nie osi�ga nic - nie mo�na wi�c rozpatrywa� go w �adnych kategoriach racjonalnych, pragmatycznych. Nie my�li o tym, �e zn�canie si� nad lud�mi nie ma celu i do niczego nie prowadzi - wa�ny jest sam proces zn�cania si�, samo tyranizowanie, uprawianie okrucie�stwa dla okrucie�stwa. Istotna dla oprawcy jest tu sama czynno�� m�czenia innych, samo sadystyczne dzia�anie, samo bycie okrutnym. Foma "bez �adnej przyczyny bije zupe�nie niewinnego cz�owieka". To sprawia mu rozkosz i daje poczucie w�adzy absolutnej. W tej czystej, nieskalanej bezinteresowno�ci zadawania cierpienia, okre�lonej przez Michaj�owskiego jako "niepotrzebne okrucie�stwo", widzi on wielkie psychologiczne odkrycie Dostojewskiego. Ale dlaczego, zastanawia si� Michaj�owski, ludzie typu Fomy Opiskina znajdowali dla siebie taki podatny grunt w Rosji? Bo, odpowiada, "g��wn� cech� Rosjanina, utrwalon� w narodzie rosyjskim - jest bezustanne d��enie do cierpienia". Tak, to musia� by� Rosjanin, �eby opisa� posta� Fomy, �eby odkry� jego mroczn� dusz�, kt�r� przepe�nia "nieposkromiona, samoistna z�o��", �eby pokaza� nam jego straszne, niepoj�te Podziemie. Pod skrzyd�ami samolotu przesuwa si� bia�a, nieruchoma p�aszczyzna, gdzieniegdzie poznaczona ciemnymi plamami las�w, przestrze� monotonna i pusta, pag�rki �agodne, w kszta�cie p�askich, przysadzistych kopc�w - nic, na czym mo�na by zatrzyma� oko, nic, co by przyci�gn�o uwag�. To Ko�yma. W Magadanie z lotniska do miasta jest ponad 50 kilometr�w, na szcz�cie z�apa�em taks�wk�, poobijan�, rdzewiej�c� wo�g�. Jecha�em z dusz� na ramieniu, gdy� nie mia�em do miasta przepustki, ba�em si�, �e mnie zawr�c� z drogi, a od tak dawna my�la�em o tym, �eby tu przyjecha�, zobaczy� to najstraszniejsze, obok O�wi�cimia, miejsce na �wiecie. Jechali�my o�nie�on� szos�, mi�dzy wzg�rzami, czasem mijaj�c rzadkie sosnowe zagajniki. Z jednego z tych zagajnik�w wysz�o nagle dw�ch m�odych ludzi w ciemnych okularach, w eleganckich, zachodnich p�aszczach z podniesionymi ko�nierzami. Typy jak ze sztampowego, kryminalnego filmu. Zatrzymali nas i pytaj�, czy we�miemy ich do miasta. Kierowca spojrza� na mnie, ale by�em zdania, �e nie ma si� nad czym zastanawia� i trzeba ich wzi��. Okaza�o si�, �e zes�a� ich dobry anio�, bo dziesi�� kilometr�w dalej by� punkt kontrolny i musieli�my stan��. Widz�c z daleka milicjant�w zdj��em i schowa�em okulary. Tutaj nosz� szk�a w ��tej lub br�zowej plastikowej oprawie, a moja oprawa jest metalowa, lekka, od razu zwraca uwag�, �e inna, nie st�d, i kiedy chc� si� zgubi� - chowam okulary. W mojej bawe�nianej tie�ogrejce i reniferowej uszance wygl�da�em jak kto� z Omska czy z Tomska. W istocie, milicjanci od razu zainteresowali si� tymi w ciemnych okularach, zacz�a si� k��tnia, awantura, szamotanina, wywlekanie ich z samochodu. S�owem, zatrzymali tych m�odych, a nam kazali jecha�. Kaukaska mafia, okre�li� tych zatrzymanych kierowca taks�wki. S�owo "mafia" robi teraz b�yskawiczn� karier�. Coraz cz�ciej zast�puje ono s�owo "nar�d". Tam, gdzie �y�o kiedy� "w zgodzie i braterstwie" sto narod�w, teraz pojawi�o si� sto mafii. Narody znikn�y, przestaly istnie�. Na ich miejsce pojawi�y si� trzy wielkie macie - mafia ruska, mafia kaukaska i mafia azjatycka. Te wielkie mafie dziel� si� na niesko�czon� liczb� mniejszych mafii. S� wi�c mafie czecze�skie i gruzi�skie, tatarskie i uzbeckie, czelabi�skie i odeskie. Te mniejsze macie dziel� si� na jeszcze mniejsze, te z kolei na zupe�nie ma�e. Ma�e, ale gro�ne, uzbrojone w pistolety i no�e. S� wi�c mafie operuj�ce w skali kraju, w skali republiki, w skali miasta, dzielnicy, jednej ulicy, ba- jednego podw�rka. Geografia maili jest bardzo skomplikowana, ale kto do jakiej mafii nale�y inni mafioso dok�adnie wiedz�, od tego rozeznania zale�y przecie� ich �ycie. Wszystkie mafie maj� dwie cechy: a) ich cz�onkowie nie pracuj�, a dobrze �yj�, b) ci�gle za�atwiaj� porachunki. Kradnie, przemyca albo za�atwia porachunki - tak wygl�da codzienne �ycie cz�onka mafii. Ta obsesja mafii: natr�tne my�lenie w mafijnych kategoriach - nie jest tak zupe�nie wzi�ta z powietrza, ma ona swoje g��bokie, tragiczne korzenie. Wielki kataklizm ko�ca lat dwudziestych: wojna �wiatowa, pa�dziernik 1917, potem wojna domowa i masowy g��d - pozbawi�y w Rosji miliony dzieci ich rodzic�w i domu. Te miliony sierot, miliony bezprizornych, kr��y�y drogami kraju, po wsiach i miastach, szukaj�c jedzenia i dachu nad g�ow� (to r�nica jednak by� g�odnym i bezdomnym w Afryce i w Rosji, w Rosji bez ciep�ego k�ta zamarza si� na �mier�). Wielu z tych bezprizornych �y�o z kradzie�y i rabunku. Z czasem cz�� z nich wcielono do NKWD, gdzie stali si� instrumentem stalinowskich represji, a cz�� przemieni�a si� w zawodowych z�odziei - ci p�niej byli w �agrach praw� r�k� nadzorc�w z NKWD i terroryzowali wi�ni�w politycznych. Skala tej patologii jest wa�na: i w jednym, i w drugim wypadku by�y to, na przestrzeni lat, miliony ludzi. Dziadkami wielu dzisiejszych mafioso w Rosji s� owi bezdomni i cz�sto bezimienni bezprizorni. Oderwanie si� od swojej przesz�o�ci nie by�o �atwe, a czasem wr�cz niemo�liwe. Kto raz popad� w konflikt z w�adz�, ten sw�j konfliktowy status przekazywa� synowi i wnukowi. To jest w�a�nie specyfika postsowieckiego spo�ecze�stwa w by�ym ZSRR - �e istniej� tam nie jednostki, nie elementy przest�pcze, ale ca�a, posiadaj�ca rodow�d i tradycj� inn� ni� reszta spo�ecze�stwa, kryminalna warstwa ludzi. Ka�dy kolejny kryzys - druga wojna �wiatowa, powojenne czystki, korupcja epoki Bre�niewa, rozpad ZSRR - uzupe�nia� i zwi�ksza� szeregi tej warstwy. O mafiach w Imperium mo�na by d�ugo. Temat intryguj�cy, je�eli kto� si� tym pasjonuje. Maniakalne, uporczywe widzenie �wiata jako wielkiej, totalnej struktury mafijnej (Kto pr�buje od��czy� si� od Gruzji? Mafia abchaska. Kto atakuje Ormian? Mafia azerbejd�a�ska, itd.) ma dwa dodatkowe �r�d�a. Pierwszym jest upowszechniana latami przez stalinizm spiskowa teoria dziej�w (za wszystkim, co si� dzieje niedobrego, stoj� spiski, organizacje, mafie), a drugim jest tradycja, praktyka i klimat og�lnej tajemniczo�ci, charakteryzuj�ce �ycie polityczne i spo�eczne w tym pa�stwie (Kto by� u w�adzy? Mafia Gorbaczowa. Kto b�dzie rz�dzi� na Kremlu za kilka lat? Jaka� inna mafia!). W mie�cie nikt mnie ju� o nic nie pyta�. Mimo �e recepcjonistka hotelu "Magadan" by�a surowa i patrzy�a na mnie (nie wiem dlaczego) z nagan�, da�a mi widny i ciep�y pok�j numer 256. Z okna widzia�em o�nie�on� ulic� i przystanek autobusowy, a dalej mur, za kt�rym by�o stare wi�zienie. Do Magadanu mo�na przyjecha� jak ci trzej Japo�czycy z firmy tekstylnej w Sapporo, kt�rych spotykam w hotelu. Nie wiedz�, gdzie s�. Handluj�, k�aniaj� si�, uprzejmi, czy�ci, wydajni. Chc� sprzeda� swoje tekstylia-to jest to, co ich tutaj sprowadza. Ale mo�na tak�e przyjecha� z zupe�nie innym ni� eleganckie tkaniny baga�em - to znaczy z baga�em wiedzy o miejscu, w kt�rym w�a�nie rozmawiam z Japo�czykami. Rzecz w tym, �e stoimy na ludzkich ko�ciach. I gdyby nawet pod wp�ywem tej �wiadomo�ci odskoczy� na krok albo nawet odbiec na kilkaset metr�w, niczego to nie zmieni: wsz�dzie cmentarz i cmentarz. Magadan jest stolic� p�nocno-wschodniego obszaru Syberii, nazwanego Ko�ym� od p�yn�cej tu rzeki - Ko�ymy. Ziemia wielkich mroz�w, wiecznej zmarzliny, ciemno�ci - pusty, ja�owy, prawie bezludny teren, dawniej odwiedzany tylko przez ma�e plemiona koczownicze - Czukcz�w, Ewenk�w, Jakut�w. Ko�yma wzbudzi�a zainteresowanie Moskwy dopiero w naszym stuleciu, kiedy rozesz�a si� wie��, �e jest tam z�oto. Jesieni� 1929 roku nad Zatok� Nogajewa (Morze Ochockie, stanowi�ce cz�� Pacyfiku) zbudowano tu pierwsz� baz�-osad�. Taki by� pocz�tek Magadanu. W tym czasie mo�na tu by�o dosta� si� tylko morzem z W�adywostoku lub Nachodki, p�yn�c na p�noc 8-10 dni. 11 listopada 1931 KC WKP(b) podejmuje uchwa�� o utworzeniu na Ko�ymie trustu wydobycia z�ota, srebra i innych metali - Dalstroj. W trzy miesi�ce p�niej do Zatoki Nogajewa wp�ywa statek "Sachalin", na kt�rym przybywa pierwszy dyrektor Dalstroju - �otewski komunista, genera� GPU, Edward Berzin. Berzin ma w�wczas 38 lat. B�dzie �y� jeszcze pi�� lat. Od przyjazdu Berzina liczy si� pocz�tek gehenny, kt�ra pod nazw� Ko�ymy przejdzie, razem z O�wi�cimiem, Treblink�, Hiroszim� i Workut�, do historii najwi�kszych koszmar�w XX wieku. W potocznym j�zyku rosyjskim nazwa Ko�ymy przemieni�a si� w przedziwny spos�b w s�owo-pocieszenie. A mianowicie, kiedy jest naprawd� �le, okropnie, strasznie, Rosjanin pociesza Rosjanina: Nie rozpaczaj, na Ko�ymie by�o gorzej! Na mro�nej pustyni Ko�ymy potrzeba jednak ludzi do pracy. Dlatego, jednocze�nie z Dalstrojem, Moskwa powo�uje tam do �ycia zarz�d P�nocno- Wschodnich Oboz�w Pracy Poprawczej (USWIT�ag). USWIT�ag spe�nia� t� sam� rol� wobec Dalstroju, co ob�z koncentracyjny O�wi�cim-Brzezinka wobec IG Farben - dostarcza� niewolnik�w. Pocz�tek Magadanu to jednocze�nie pocz�tek wielkiego terroru epoki Stalina. Miliony ludzi dostaj� si� do wi�zie�. Na Ukrainie dziesi�� milion�w ch�op�w ginie z g�odu. Ale nie wszyscy jeszcze umarli. Niezliczone t�umy "ku�ak�w" i innych "wrog�w ludu" mo�na by wys�a� na Ko�ym�, ale w�skim gard�em jest transport. Jedna tylko linia kolejowa prowadzi do W�adywostoku, kilka tylko statk�w kursuje st�d do portu w Magadanie. T� w�a�nie drog�, nieustannie przez 25 lat, trwa przew�z �ywych szkielet�w ludzkich z ca�ego Imperium do Magadanu. �ywych, a tak�e ju� martwych. War�am Sza�amow opowiada o statku "Kim", kt�ry wi�z� w �adowniach trzy tysi�ce wi�ni�w. Kiedy zbuntowali si�, konwojenci zalali �adownie wod�. By� czterdziestostopniowy mr�z. Do Magadanu dowieziono zamarzni�te bry�y. Inny statek, wioz�cy tysi�ce zes�a�c�w, ugrz�z� w lodach Arktyki. Dop�yn�� do portu po roku nikt z wi�zionych ju� nie �y�. Oto statek "D�urma", kt�ry wiezie skazane kobiety, dop�yn�� do Magadanu. Wiele z tych kobiet z g�odu i wycie�czenia ju� umiera. Takich ludzi, ju� w stanie powolnej agonii, nazywa si� w j�zyku �agr�w dochodiagami. "Dochodiag�w wynoszono po kolei na noszach. Wynoszono i uk�adano na brzegu rz�dami, z pewno�ci� dla u�atwienia sprawozdawczo�ci, �eby unikn�� ba�aganu przy wystawianiu akt�w zgonu. Le�a�y�my na kamieniach i ogl�da�y�my si� za naszym etapem, kt�ry wl�k� si� do miasta na m�ki wsp�lnej �a�ni i dezynfekcji" (Eugenia Ginzburg - "Stroma �ciana"). Do transportu dostawali si� ludzie ju� wycie�czeni miesi�cami wi�zienia, �ledztwa, g�odu i bicia. Teraz nast�powa�y tygodnie m�ki w zat�oczonych, bydl�cych wagonach, w brudzie, w ob��dzie pragnienia (bo nie dawano im pi�). Nie wiedzieli, dok�d jad� i co ich czeka na ko�cu podr�y. Kto prze�y� t� gehenn�, by� w Magadanie p�dzony do wielkiego �agru etapowego. Tu odbywa� si� targ niewolnik�w. Komendanci �agr�w, rozmieszczonych przy kopalniach, przychodzili i wybierali dla siebie najbardziej jeszcze sprawnych fizycznie wi�ni�w. Kto z komendant�w sta� wy�ej w hierarchii w�adzy - wybiera� sobie silniejszych skaza�c�w. �agr�w albo - jak nazywaj� je r�wnie� - arktycznych oboz�w �mierci (Conquest) by�o w Magadanie i na Ko�ymie sto sze��dziesi�t. W ci�gu lat skaza�cy zmieniali si�, ale w ka�dym momencie przebywa�o w tych obozach oko�o p� miliona ludzi. Z nich - jedna trzecia umiera�a na miejscu, inni, po odbyciu lat katorgi, wyje�d�ali jako fizyczne kaleki lub osoby o trwa�ych urazach psychicznych. Kto prze�y� Magadan i Ko�ym�, nigdy ju� nie by� tym, kim by� kiedy�. �agier by� sadystycznie i zarazem precyzyjnie pomy�lan� struktur�, maj�c� na celu zniszczenie i zag�ad� cz�owieka w taki spos�b, aby przed �mierci� dozna� on najwi�kszych upokorze�, cierpie� i m�czarni. By�a to kolczasta sie� zniszczenia, z kt�rej, raz dostawszy si� w ni�, cz�owiek cz�sto nie m�g� si� ju� wypl�ta�. Sk�ada�a si� ona z nast�puj�cych element�w: zimno - odziany w n�dzne i cienkie �achmany skazaniec ci�gle cierpia� z zimna, zamarza�; g��d - zimno to odczuwa� tym dotkliwiej, �e by� bez przerwy zwierz�co, obsesyjnie g�odny, maj�c jako wy�ywienie kawa�ek chleba i wod�; kator�nicza praca - g�odny i zmarzni�ty musia� ci�ko, kator�niczo, ponad si�y pracowa�, kopi�c i wo��c taczkami ziemi�, t�uk�c kamienie, �cinaj�c las; brak snu - zmarzni�temu, g�odnemu, um�czonemu prac� i najcz�ciej choremu - odbierano sen. M�g� spa� kr�tko, w lodowatym baraku, na deskach, w �achmanach, w kt�rych pracowa�; brud - nie wolno mu by�o my� si�, zreszt� nie by�o kiedy i gdzie, by� pokryty skorup� lepkiego brudu i potu, �mierdzia�, cuchn�� nie do zniesienia; robactwo - ca�y czas �ar�o go robactwo. W �achmanach gnie�dzi�y si� wszy, prycze w barakach oblepia�y pluskwy, latem zam�cza�y go roje komar�w i strasznych syberyjskich muszek, atakuj�cych ca�ymi chmurami; sadyzm NKWD - nieustannie pastwili si� nad nim konwojenci i stra�nicy - doz�r NKWD. Krzyczeli, bili pi�ciami w twarz, kopali, szczuli psami i z b�ahego powodu - rozstrzeliwali; terror krymina1ist�w - wi�ni�w politycznych terroryzowali, okradali i zn�cali si� nad nimi - kryminali�ci. Do nich nale�a�a faktyczna w�adza ni�szego szczebla; poczucie krzywdy - psychiczn� tortur� by�o znosi� poczucie najg��bszej krzywdy. Ci wszyscy wi�niowie polityczni byli najzupe�niej niewinni, nie zrobili nic z�ego; t�sknota i strach - wszystkich m�czy�a t�sknota do najbli�szych, do domu (wyroki si�ga�y 25 lat), zupe�ne odci�cie od �wiata, niewiadome, coraz straszniejsze jutro, strach, �e ka�dego dnia nast�pi �mier�. "To straszne zobaczy� �agier - pisa� War�am Sza�amow, kt�ry sp�dzi� w �agrach dwadzie�cia lat, z tego wi�kszo�� na Ko�ymie. - �aden cz�owiek na �wiecie nie powinien zna� �agr�w. W �agrowym do�wiadczeniu wszystko jest negatywne - co do jednej minuty. Cz�owiek staje si� jedynie gorszy. I nie mo�e by� inaczej. W �agrze jest wiele tego, o czym cz�owiek nie powinien wiedzie�. Ale ujrze� dno �ycia - to nie jest najstraszniejsze. Najstraszniejsze jest to, gdy owo dno staje si� w�asno�ci� cz�owieka, gdy miara jego moralno�ci zapo�yczona jest z �agrowego do�wiadczenia, kiedy zastosowanie w �yciu znajduje moralno�� kryminalist�w. Gdy rozum cz�owieka stara si� nie tylko usprawiedliwi� owe �agrowe uczucia, ale te� im s�u�y�". I dalej: "�agier by� dla cz�owieka wielk� pr�b� charakteru, zwyk�ej ludzkiej moralno�ci, i dziewi��dziesi�t dziewi�� procent ludzi nie wytrzymywa�o tej pr�by. Wraz z tymi, co nie wytrzymywali, umierali ci, co zdo�ali wytrzyma�, staraj�c si� by� lepszymi ni� wszyscy, twardszymi dla samych siebie...". (War�am Sza�amow - "Opowiadania ko�ymskie") 1 grudnia 1937 Berzin zostaje odwo�any do Moskwy. Stalin uzna�, �e ten oprawca post�powa� jednak zbyt �agodnie, kaza� go aresztowa� i rozstrzela�. Na jego miejsce, tego� samego 1 grudnia, dop�ywa do Magadanu statek "Miko�aj Je�ow", kt�ry przywozi dw�ch nowych w�adc�w Ko�ymy - dyrektora Dalstroju pu�kownika Karpa Paw�owa (zastrzeli� si� w 1956 r.) i jego zast�pc�, szefa ko�ymskich oboz�w �mierci - pu�kownika Stiepana Garanina. Garanin ma 39 lat. B�dzie jeszcze �y� jeden rok. Garanin to czarna legenda Ko�ymy. "Iwanie Ku�miczu, czy pami�tacie Garanina? Czy pami�tam? Dobre sobie. Przecie� widzia�em go z bliska, tak jak ciebie teraz ogl�dam. Obchodzi� kolumn� wi�ni�w. I by� nie sam, ze �wit�. Zanim si� zjawi�, przekazywano przez telefon: mo�e tu zajecha�, �eby osobi�cie przeprowadzi� inspekcj� �agru. By� jeszcze w Magadanie, kiedy my�my ju� stali na baczno��. Wszystko wyczyszczone, wymalowane, posypane ��tym piaskiem. Komenda ciska si� we wszystkie strony, nie mog�c opanowa� nerw�w. Nagle szept: jad�, jad�. Brama �agru otwarta szeroko. A on wje�d�a w ni� swoj� kolumn� - kilka samochod�w osobowych, kilka ci�ar�wek z ochron� osobist�. Wysiada z pierwszego wozu, a �wita b�yskawicznie ustawia si� po bokach. Wszyscy z mauzerami, w p�ko�uszkach. On sam w nied�wiedzim futrze. Mina gro�na. Wzrok pijany i ci�ki jak o��w. Komendant naszego �agru, major, podbiega do niego i sk�ada meldunek dr��cym g�osem: "Towarzyszu komendancie USWIT�agu NKWD. Wydzielony podob�z �agru do przegl�du". "Czy s� tu wi�niowie, kt�rzy wymiguj� si� od pracy?". "S�" z l�kiem odpowiada major. I wychodzi z szeregu ze dwunastu ludzi. "Ach tak, nie chcecie pracowa�, kurwa wasza ma�?". I ju� ma w r�ku pistolet. Bach! Bach! Bach! Po�o�y� wszystkich. Kto si� poruszy�, tego dobi�a �wita. "A s� tu rekordzi�ci, tacy, co przekraczaj� norm�? Przodownicy pracy?". "S�, towarzyszu naczelniku USWIT�agu NKWD". Radosny, weso�y szereg przodownik�w. Oni nie maj� si� czego l�ka�. Garanin podchodzi do nich ze swoj� �wit�, ci�gle jeszcze trzymaj�c w r�ce mauzer z pustym magazynkiem. Nie odwracaj�c si�, podaje go do ty�u swojej �wicie. Dostaje od nich nowy, za�adowany pistolet, kt�ry chowa do drewnianej kabury, ale r�ki nie spuszcza z kolby. "A wi�c przodownicy pracy? Przekraczacie normy?". "Tak" - odpowiadaj�. A on znowu ich pyta: "Wrogowie ludu przekraczaj� normy? Hm... Wy, przekl�ci wrogowie ludu! Takich trzeba likwidowa�...". I znowu: Bach! Bach! Bach! I znowu z dziesi�ciu ludzi le�y w ka�u�y krwi. A on jakby powesela�, oczy zrobi�y mu si� spokojniejsze. Nasyci� si� krwi�. Komendant �agru prowadzi drogich, szanownych go�ci do sto��wki na przygotowan� uczt�. I cieszy si�, �e sam unikn�� kuli. Kiedy Garanin mia� ochot�, strzela� i do komendant�w �agr�w. Straszna to by�a samowola, kiedy naczelnikiem by� Garanin. Ludzie padali jak muchy" (Anatolij �ygulin - "Czarne kamienie"). Garanin rozstrzeliwa� kilku, kilkunastu, a czasem kilkudziesi�ciu ludzi dziennie. Morduj�c, �mia� si� albo �piewa� weso�e czastuszki. Beria kaza� go rozstrzela� nagle i nie wiadomo dlaczego, niby japo�skiego szpiega. A mo�na przecie� s�dzi�, �e ten t�gi, ros�y osi�ek, syn bia�oruskiego ch�opa, kowal z zawodu, p�analfabeta, nie wiedzia� nawet, �e istnieje taki kraj - Japonia. Przyje�d�aj�c do Magadanu, mia�em ze sob� numery trzech telefon�w. Zadzwoni�em. Pierwszy telefon - m�ody, m�ski g�os odpowiedzia�, �e ta kobieta ju� nie �yje. Drugi - cisza, nikt nie podnosi� s�uchawki. Wykr�ci�em trzeci numer: 23344. Odezwa� si� niski, pogodny g�os. Przedstawi�em si� i us�ysza�em odpowied� tak �yczliw�, nawet - radosn�, jakby tamten, po drugiej stronie linii (nie zna�em go osobi�cie), czeka� latami na moj� wizyt�. Um�wili�my si� na spotkanie. Spr�buje po�yczy� gdzie� w�z terenowy, aby�my mogli troch� poje�dzi�, co� zobaczy�. Rano przyjecha� zielony gazik. Kierowc� by�a kobieta, kt�ra powiedzia�a, �e ma 47 lat. Dziwne, ale nie zapami�ta�em jej imienia (mo�e nie poda�a go w og�le), tylko ten wiek. 47 lat wygl�da�a na masywn�, krzepk� niewiast�, w kt�rej wszystko by�o wysuni�te do przodu, wypuk�e, wyba�uszone, przede wszystkim - oczy i piersi. Mia�a pot�ne, silne ramiona i nie mog�em wyobrazi� sobie rozmiar�w m�czyzny, przy kt�rym poczu�aby si� nie�mia�ym, s�abym male�stwem. Nic (a my�l� r�wnie�, �e nikt) nie mog�oby si� jej oprze�. Ko�o kierowcy siedzia� m�j wczorajszy rozm�wca - Albert Mi�tachutdinow, pisarz, kt�ry sp�dzi� na Ko�ymie ca�e doros�e �ycie - ponad 30 lat - zajmuj�c si� tu pisaniem, a tak�e geografi� tej cz�ci Syberii. (Poniewa� na Ko�ym� mo�na by�o kiedy� dosta� si� tylko od strony morza, utar�o si� m�wi� o niej jak o wyspie, co jeszcze bardziej podkre�la�o izolacj� tego miejsca od reszty �wiata. Kto wyje�d�a� z Ko�ymy, m�wi�: jad� na kontynent.) Pojechali!, powiedzia�a pytaj�c-rozkazuj�c 47 lat. Ledwie ruszyli�my, zacz�a zachwyca� si� Rumunami. Mo�odcy Rumyni!, wo�a�a. Obci�li Ceausescu g�ow�! (Cho� by�o to ju� dawno, nadal robi�o to na niej wra�enie.) Kiedy obetniemy g�owy tym, co siedz� na Kremlu? Od razu - obci�� g�owy. Pomy�la�em: jestem na Ko�ymie, tu si� m�wi takim j�zykiem. By�em przera�ony nie tyle jej s�owami, ile faktem, �e trzymaj�c kierownic� jedn� r�k�, drug� pokazywa�a, jak nale�y obcina� g�owy, a jechali�my ulic� o tak strasznych dziurach, wybojach i rozpadliskach, �e czu�em si� jak astronauta w komorze pr�niowej - jecha�em nie wiedz�c, gdzie mam g�ow�, gdzie nogi, to w�z stawa� sztorcem, jakby startuj�c w niebo, to lecia� w bezdenn� przepa��. Ale 47 lat nie przejmowa�a si� drog�, mia�a wa�niejszy problem. Ach, jak oni nas duraczyli!, m�wi�a z w�ciek�o�ci�. Jak oni nas duraczyli! Jej impet, jej furia, wszystkie dzia�a jej nienawi�ci by�y wymierzone w Kreml. Tam byli ci, kt�rzy przez 47 lat robili z niej idiotk�, g�osz�c jakie� niestworzone rzeczy, w kt�re kazali jej wierzy�. Ale my ich dostaniemy! - upaja�a si� swoj� o�lepiaj�c�, gniewn� wizj�. Dojechali�my do Zatoki Nogajewa i zatrzymali�my si� nad wod�, ko�o porzuconych, rdzewiej�cych kutr�w. Jest to miejsce-symbol, miejsce- dokument, o takim ci�arze, jak brama do obozu w O�wi�cimiu czy rampa kolejowa w Treblince. Ta zatoka, brama i rampa s� to trzy r�ne scenografie tej samej sceny: zej�cia do piekie�. Spo�r�d milion�w ludzi, kt�rych wyrzucono na ten kamienisty, zasypany �wirem brzeg, na kt�rym teraz stoimy, trzy miliony nie wr�ci�y ju� nigdy. Zatoka wygl�da jak wielkie jezioro o spokojnej, szarobrunatnej powierzchni. Wej�cie do niej, z Morza Ochockiego, kt�re oddziela j� od Japonii, jest tak w�skie, �e, jak m�wi�, nawet w okresie sztorm�w nie ma tu wielkiej fali. Ze wszystkich stron wida� ciemnoszare, niemal czarne wzg�rza o �agodnych zboczach, nagie, bez �ladu zieleni, jakby dawno porzucone ha�dy w�gla lub �u�lu. �wiat ponury, monotonny, martwy. Bez drzew, bez ptak�w. Nie wida� �adnego ruchu, nie s�ycha� �adnych odg�os�w, Chmury niskie, pe�zaj�ce ziemi�, zawsze jakby ci�gn�y w naszym kierunku, na nas. To otoczenie prowokuje do skrajnych zachowa�, mo�na tu wpa�� w sza�, w ob��d albo w najbardziej przygniataj�c�depresj�; najtrudniej ocali� normalno�� i wiar�, �e natura mo�e by� �yczliwa, �e nie chce nas si� pozby�. W takim miejscu jak Ko�yma przyroda brata si� z oprawc�, pomaga mu w niszczeniu bezbronnej i niewinnej ofiary, wys�uguje si� zbrodniarzom, p�aszczy si� przed nimi, podsuwaj�c im coraz to nowe narz�dzia tortur trzaskaj�cy mr�z, lodowate wichry, pi�trowe �niegi, ogromne, nie daj�ce si� przej�� zimne pustynie. Wi�c do tej zatoki dop�ywa�y statki wioz�ce w swoich lukach st�oczonych, p�ywych z g�odu i duchoty wi�ni�w. Ci, kt�rzy jeszcze poruszali si�, schodzili trapami na brzeg. Wtedy w�a�nie po raz pierwszy widzieli zatok�. Pierwsze wra�enie odnotowane w dziesi�tkach wspomnie�: st�d si� ju� nie wr�ci. Formowano ich w kolumny. Zaczyna�o si� liczenie wi�ni�w. Wielu stra�nik�w by�o w�a�ciwie analfabetami, dodawanie wi�kszych liczb sprawia�o im ogromne trudno�ci. Apel trwa� godzinami. P�nadzy zes�a�cy stali nieruchomo, ch�ostani wichur�, w �nie�ycy. Wreszcie rozlega�o si� rutynowe ostrze�enie konwojent�w: Krok w lewo lub krok w prawo uwa�a si� za pr�b� ucieczki - strzelamy bez uprzedzenia! Formu�a ta by�a identyczna na ca�ym obszarze ZSRR. Dwustumilionowy nar�d musia� kroczy� zwart� kolumn� w nakazanym kierunku. Ka�de odchylenie w lewo lub w prawo oznacza�o �mier�. Znad zatoki p�dzono ich teraz g��wn� ulic� Magadanu, przy kt�rej stoi dzi� m�j hotel. By�a to pierwsza ulica w mie�cie. Zbudowa� j� Berzin i da� jej swoje nazwisko - szefowie NKWD dawali swoje nazwiska miastom, placom, fabrykom, szko�om, z wolna (czy nawet - szybko) powstawa� prawdziwy NKWD-land. W 1935 roku Berzin otworzy� w Magadanie Park Kultury, daj�c mu nazwisko swojego prze�o�onego, szefa NKWD -Jagody. W trzy lata p�niej i Berzin, i Jagoda zostali rozstrzelani. Ulic� Berzina nazwano ulic� Stalina, a Park Jagody dosta� imi� nowego szefa NKWD - Je�owa. W rok p�niej rozstrzelano Je�owa i park dosta� imi� Stalina. W 1956 roku ulic� Stalina zamieniono na Marksa, a park Stalina nazwano parkiem Lenina. Na jak d�ugo - nie wiadomo. Rada miejska wpad�a jednak na dobry pomys� i nadaje ulicom nazwy apolityczne. Jest wi�c Gazetnaja, Pocztowaja, Gara�naja, Nabiere�naja. Przecie� gazety, poczta, gara�e i nabrze�a b�d� zawsze. Um�czone kolumny, po przej�ciu ulic� Berzina-Stalina, znika�y w bramach �agr�w tranzytowych, kt�rych w mie�cie i najbli�szej okolicy istnia�o kilka. W Magadanie by�o do niedawna zaledwie par� murowanych budynk�w i ca�e miasto, sk�adaj�ce si� z licznych drewnianych domk�w, nad kt�rymi wznosi�y si� wie�yczki stra�nicze, wygl�da�o jak wielki, rozrzucony na wzg�rzach �agier, zim� zasypany �niegiem, latem ton�cy w b�ocie. Po kilku dniach wi�zienne kolumny sz�y dalej, pop�dzane krzykiem konwojent�w, kolbami, ujadaniem ps�w. Najwa�niejsze by�o doj�� na miejsce, bo kto os�ab� i pada� - by� dobijany. Kolumny posuwa�y si� w g��b Ko�ymy, do wyznaczonych im oboz�w i prymitywnych, �opatami i kilofami dr��onych kopal� z�ota, platyny, srebra, o�owiu, uranu. Rusza�y z Magadanu czasem codziennie, czasem co tydzie�, przez dziesi�tki lat, jedna za drug�, setna za setn�, tysi�czna za tysi�czn�, id�c do miejsc przeznaczenia jedyn� tu drog� - P�nocn� - i kolejno znikaj�c w wiecznie panuj�cej, g�stej i zimnej mgle. Albercie, spyta�em, czy mo�emy zobaczy� stare �agry? Znad zatoki pojechali�my w g�r�, szlakiem wi�ni�w - do miasta. 47 lat przeklina�a miejscow� biurokracj�. Ot� Magadan i stan Alaska nawi�za�y wsp�prac�. Zaproszono na dwa tygodnie grup� dzieci ameryka�skich. Ka�de dziecko mia�o mieszka� z jak�� rosyjsk� rodzin�. W mie�cie dosz�o do wojny, bo ka�dy chcia� mie� takie dziecko u siebie. Oczywi�cie, nie sz�o tylko o ma�ego Amerykanina, cho� ludzie s� tu nad wyraz szczodrzy. Rzecz w tym, �e komu przyznano takiego zamorskiego go�cia, tam natychmiast odbywa� si� remont kamienicy, malowanie �cian, wkr�canie �ar�wek na klatkach schodowych, wstawianie szyb w oknach, zamiatanie podw�rza, reperowanie kanalizacji, naprawa kran�w, wymiana zlew�w i wanien, oliwienie zamk�w i zawias�w w drzwiach. W�a�nie kto� z bloku, w kt�rym mieszka�a 47 lat, stara� si� o ma�ego Jankesa, ale, jak powiedzia�a nam w�r�d krzyk�w, �miechu i przekle�stw, da� za ma�� �ap�wk�. Wi�c klatka schodowa jest nadal ciemna i nie ma ciep�ej wody. W og�le �yje si� ci�ko. Mieszkaniec Magadanu K. I. Iwanienko skar�y si� w li�cie do swojej gazety: "Kilka dni temu w czasopi�mie "Krestianka" przeczyta�em sw�j horoskop, z kt�rego wynika�o, �e istnieje prawdopodobie�stwo, i� uda mi si� zakupi� co� drogiego, ale u�ytecznego. Tote� ustawi�em si� przed drzwiami sklepu "Melodia", nim jeszcze zosta� otwarty, z nadziej�, �e kupi� telewizor. Niestety, nie uda�o si�. Ale obok jest przecie� sklep z obuwiem, wi�c p�dz� kupi� buty. Niestety, i tu mi si� nie uda�o. Poszed�em do trzech kolejnych sklep�w warzywnych-nigdzie nie by�o kartofli. Zacz��em chodzi� od sklepu do sklepu, aby kupi� cokolwiek, nawet �eby ju� niekoniecznie by�o drogie i niekoniecznie potrzebne, ale nigdzie nic nie dosta�em. W ko�cu znalaz�em si� w sklepie nr 13, zwanym powszechnie "Trzy �winki". Sprzedawali piwo. C�, kiedy okaza�o si�, �e piwo sprzedaj� tylko w�wczas, je�eli kto� przyniesie sobie z domu kufel" ("Magadanskaja Prawda", 27 IV 1990). Nie musieli�my daleko jecha�. Puste �agry pozosta�y w starych dzielnicach, przy za�nie�onych ulicach bez chodnik�w i latar�. Cz�� z nich przemieniono w jakie� sk�ady i magazyny. Reszta niszczeje i rozsypuje si�. Stoj� jeszcze, widoczne to tu, to tam, wie�yczki wartownicze, krzywe, pochylone, butwiej�ce. W �niegu i b�ocie le�� rozbite bramy, p�oty i s�upy, bez drutu ju� - drut rozkradli. Wi�kszo�� barak�w zosta�a rozebrana na drewno, na opa�, kilka stoi jeszcze, ale s� puste, bez drzwi i okien. Wsz�dzie, w Workucie, w Norylsku, w Magadanie, uderza n�dza �agrowego �wiata, jego skrajna, �ebracza bieda, nieudolna, niedba�a prowizorka, niechlujstwo i prymitywizm. To �wiat sklecony z �at i �achman�w, pozbijany zardzewia�ymi gwo�dziami zwyk�ym toporem, powi�zany parcianym sznurem, �ci�gni�ty byle jakim drutem. �eby zatrze� �lad zbrodni, nic tu nie trzeba rozkuwa�, rozbiera�, wysadza� w powietrze. Po�owa archipelagu GU�AG ju� zaton�a w bagnach i w b�ocie. Po�ow� �agr�w na Syberii zar�s� las, a drogi do nich rozmy�y wiosenne wody. W miastach na miejscu wielu �agr�w stoj� ju� nowe dzielnice, fabryki, stadiony sportowe. Latem, je�eli kto� b�dzie jecha� przez Ko�ym� drog� P�nocn� - na Karamken, Strelk�, Bolszewik, a b�dzie wiedzia�, w kt�rym miejscu, zas�oni�te lasami i wzg�rzami, s� stare �agry, znajdzie tam stosy murszej�cych dr�g�w, kawa�ek �elaznej szyny, resztki gliny, z kt�rej zbudowana by�a kuchnia. W�tpliwe, �eby znalaz� jaki� przedmiot mog�cy mie� u�ytek nie b�dzie tam ani �y�ki, ani miski, kilofa ni �opaty, ceg�y ni deski, to wszystko zosta�o zabrane jeszcze przez wi�ni�w lub ich konwojent�w albo p�niej rozebrane przez miejscow� ludno��, bo ka�da z tych rzeczy ma tu swoj� cen�, swoj� warto��. Za kilka lat �wiat �agr�w zatrze za sob� ostatnie �lady. Albercie, spyta�em znowu, czy w Magadanie nie zosta�o nic z tamtych lat? �adnego materialnego �wiadectwa? Zamy�li� si�. W�a�ciwie nic, powiedzia� po chwili. Siedziba Dalstroju zosta�a zburzona. Koszary NKWD - zburzone. Wi�zienie �ledcze- zburzone. Wsz�dzie ju� stoj� nowe domy albo biegn� tamt�dy nowe ulice. Ale jest ci�gle jeden dom, ten zachowa� si�, bo stoi troch� na uboczu, schowany mi�dzy blokami dzielnicy mieszkaniowej. To dawny Dom Szkolenia Politycznego kadry NKWD ko�ymskich �agr�w. Wspinaj�c si� po olbrzymich zwa�ach �niegu, poszli�my do tego domu. Jest pi�trowy, stary i wydaje si� dzi� ma�y. W g��wnej sali kilkana�cie szkolnych uczennic, bladych i powa�nych, �wiczy�o w skupieniu figury baletowe. W tej w�a�nie sali odbywa�y si� odprawy morderc�w. Tu ustalano cz�stotliwo�� i rozmiary egzekucji. Tu przychodzili Garanin i Paw�ow, Nikiszow i Jegorow. Setki innych, kt�rych lufy nagan�w by�y jeszcze ciep�e. Na ich oczach, z ich pomoc�, a czasem z ich r�ki - zgin�y trzy miliony ludzi. Chodzili�my po pustym budynku. A tu?, zapyta�em Alberta, pokazuj�c jakie� drzwi. Za drzwiami by�a ubikacja oprawc�w. Mia�a wielko�� �redniego pokoju. �adnych muszli klozetowych. Tylko w betonowej, nier�wno po�o�onej pod�odze sze�� owalnych dziur. Szare, pe�ne brunatnych zaciek�w �ciany. Po�amany kran. To wszystko, co pozosta�o, Albercie? To wszystko, odpowiedzia�. Mam ze sob� dwie ksi��ki: War�ama Sza�amowa "Opowiadania ko�ymskie" i Aleksandra Weissberga-Cybulskiego "Wielk� czystk�". Pasjonuj�ce jest zestawienie tych autor�w, ich �wiatopogl�d�w i postaw. Por�wnanie to pozwala cho� troch� wnikn�� w my�lenie rosyjskie, w jego zagadk� i specyfik�. Obie ksi��ki s� opowie�ci�-dokumentem o tym samym do�wiadczeniu ofiary bolszewickiej represji, ale jak�e r�ne s� umys�y ich autor�w! Obaj nale�� do tego samego pokolenia (Weinsberg urodzony w 1901 r., Sza�amow - w 1907). Obaj zostaj� aresztowani w 1937 r. (Sza�amow, ju� po raz drugi, w Moskwie, Weissberg w Charkowie, gdzie pracuje jako in�ynier kontraktowy). Obaj zam�czani, torturowani, gn�bieni, upokarzani przez NKWD. Zupe�nie niewinni, czy�ci, uczciwi ludzie. Ale tu zaczynaj� si� r�nice. Pytanie jest nast�puj�ce: co b�dzie w nas przewa�a�, decydowa� o naszym stosunku do �ycia, do rzeczywisto�ci? Cywilizacja, tradycja, w kt�rej wyro�li�my, czy te� wiara, ideologia, kt�r� posiadamy i wyznajemy? Austriak Weissberg jest cz�owiekiem Zachodu, wychowanym w duchu kartezja�skiego racjonalizmu, w duchu my�li dociekliwej i krytycznej. Sza�amow jest Rosjaninem z krwi i ko�ci, nigdy z Rosji nie wyjecha�, z my�l� zachodni� styka� si� sporadycznie, wszystko jest w nim od pocz�tku do ko�ca rosyjskie. Jednocze�nie cz�owiek Zachodu - Weissberg jest gorliwym i przekonanym komunist�, a cz�owiek Rosji, dla kt�rego Moskwa jest "najbli�szym mu miastem �wiata" - Sza�amow, jest g��bokim antykomunist�. Jak ka�dy z nich odniesie si� teraz do swojej sytuacji ofiary barbarzy�skich represji, "niepotrzebnego okrucie�stwa", do ca�ego otaczaj�cego ich koszmarnego �wiata stalinowskich czystek, wi�zie�, �agr�w, egzekucji? Weissberg jest przekonany, �e trafi� do domu wariat�w, �e oficerowie �ledczy NKWD to ludzie ob��kani, �e Sowiety epoki Stalina to �wiat ob��du, paranoi, absurdu, To, co si� tu dzieje - pisze - "jest kompletnie bez sensu, s� to wybryki rozpasanego aparatu, ur�gaj�ce wszelkiej racjonalnej interpretacji". Albo: "Z�apa�em si� za g�ow�. Czy dosta�em si� do domu wariat�w?" Albo: "Wszystko jest przecie� najczystszym szale�stwem. Brak mi po prostu s��w na scharakteryzowanie tego". Rok 1937: "Nast�pi� wy�cig ob��du". Itd., itd. Przy czym ani na moment nie odst�puje w�wczas od swoich przekona�: "Jestem niemieckim komunist�, rzuca oficerowi �ledczemu, i przyby�em do tego kraju, by wzi�� udzia� w budowaniu socjalizmu. Jestem patriot� Zwi�zku Sowieckiego". Przekonany, �e jest w domu wariat�w, �e jest w upiornej krainie ob��du i surrealistycznej paranoi, Weissberg nie za�amuje si�, jego umys� zachodniego racjonalisty w najstraszniejszych warunkach zat�oczonych, brudnych i ociekaj�cych krwi� wi�zie� pracuje intensywnie - szuka racjonalnego, rozs�dnego wyt�umaczenia tego, co si� wok� niego dzieje. W ka�dej celi, do kt�rej go wrzucaj�, Weissberg pr�buje dyskutowa�, pyta�, chce wymienia� opinie. Ale jego rosyjscy wsp�towarzysze niedoli w�a�nie na Weissberga patrz� jak na wariata! Czego si� rzucasz?, m�wi�. Co tu pr�bujesz zwojowa�? Cierp i sied� cicho! Mi�dzy tymi dwiema postawami nie ma �adnej komunikacji, �adnego j�zyka. Dlatego nie wiem, czy Weissberg i Sza�amow mogliby si� porozumie�. Poniewa� dla Sza�amowa wszystko, co go otacza, jest cz�ci� �wiata natury. �agry nale�� do porz�dku natury, a nie do porz�dku ludzkiego. Czy cz�owiek mo�e buntowa� si� przeciw temu, �e nasta�y wielkie mrozy albo �e przysz�a straszna pow�d�? Je�eli przysz�a pow�d�, a kto� zacznie wygra�a� rzece, to powiedz�, �e jest ob��kany, �e uciek� z domu wariat�w. Je�eli przysz�a pow�d�, trzeba wej�� na najwy�sze drzewo i czeka� cierpliwie, a� woda opadnie. To jest racjonalno��, to jest jedyne rozs�dne dzia�anie. Je�eli cz�owiek trafi� do �agru, nie powinien buntowa� si�, bo za to go rozstrzelaj�, tylko tak �y�, �eby przetrwa�. Mo�e woda w rzece kiedy� opadnie, mo�e z �agru kiedy� wypuszcz�. Nic wi�cej zrobi� nie da si� i nawet nie trzeba. W "Opowiadaniach ko�ymskich" �wiat poza drutami �agru w�a�ciwie nie istnieje. Wiadomo�� o ko�cu drugiej wojny �wiatowej dociera tu z op�nieniem i nie wywo�uje wra�enia. Prawdziwym i jedynym �wiatem jest �agier. �agier to zborna i logiczna struktura. Dlaczego Weissberg dopatrywa� si� w tym wszystkim absurdu? Gdyby �agier by� absurdalny, rozlecia�by si� natychmiast. Tyle �e logika �agru jest logik� morderstwa, jest inn� racjonalno�ci� ni� ta, kt�rej poszukiwa� austriacki in�ynier-komunista. To umys� Sza�amowa jest racjonalny i logiczny, a umys� Weissberga zb��kany, zagubiony w abstrakcjach. "Ka�da ingerencja w to, co niesie los, w wol� bog�w, by�a czym�, co nie przystoi i sprzeczne jest z kodeksem post�powania w �agrze", wspomina Sza�amow. I w domy�le - kto s�dzi, �e mo�na zachowywa� si� inaczej, ten nigdy nie dotkn�� prawdziwego dna �ycia, nigdy nie przysz�o mu dogorywa� w "�wiecie bez bohater�w". T� r�nic� postaw Sza�amowa i Weissberga wobec �wiata represji, "innego �wiata" (I-Ierling-Grudzi�ski), do kt�rego zostali wtr�ceni, obja�nia mo�e najwi�kszy filozof rosyjski W�adimir So�owjow: "Przeciwstawno�� dwu kultur - wschodniej i zachodniej - zarysowa�a si� ostro ju� u zarania dziej�w ludzko�ci. Je�eli Wsch�d budowa� fundamenty swej kultury na bezwzgl�dnym podporz�dkowaniu cz�owieka sile wy�szej, nadprzyrodzono�ci, to na Zachodzie przeciwnie, cz�owiek pozostawiony by� inwencji w�asnej, pozwalaj�cej na szerok� tw�rczo�� samorodn�". Po ulicach Magadanu chodzi si� wysokimi korytarzami wykopanymi w �niegu. Jest w�sko, przy mijaniu trzeba przystawa�, przepuszcza� drug� osob�. Czasem zdarzy mi si� tak stan�� oko w oko z jakim� starszym m�czyzn�. Zawsze, zawsze przychodzi mi wtedy do g�owy pytanie: A wy kim byli�cie? Katem czy ofiar�? I dlaczego mnie to intryguje i porusza? Dlaczego nie potrafi� spojrze� na tego cz�owieka zwyczajnie, bez tej niezno�nej i natr�tnej ciekawo�ci? Gdybym jednak zdoby� si� na odwag� i zada� mu to pytanie, a on zachowa�by si� szczerze, m�g�bym us�ysze� odpowied�: Widzicie, macie przed sob� i kata, i ofiar�. W tym te� by�a cecha stalinizmu - �e w wielu wypadkach nie spos�b oddzieli� tych dw�ch r�l. Najpierw kto� bi� jako oficer �ledczy, potem siedzia� i by� bity, po wyroku wychodzi� i m�ci� si�, itd. By� to �wiat zamkni�tego kr�gu, z kt�rego istnia�o tylko jedno wyj�cie - �mier�. By�a to koszmarna gra, w kt�rej przegrali wszyscy. Zapu�ci�em si� daleko, nad zatok�. W tym miejscu nie by�o ju� s�ycha� miasta. Przede wszystkim nie by�o s�ycha� Ko�ymy. Gdzie� za wzg�rzem schodz�cym do zatoki, w ciszy i ciemno�ciach le�eli jej zmarli. W kt�rym� ze wspomnie� przeczyta�em, �e wieczna zmarzlina Ko�ymy tak konserwuje zw�oki, i� twarze pogrzebanych zachowuj� nawet sw�j wyraz. Twarze ludzi, kt�rzy zobaczyli to, czego, jak ostrzega� Sza�amow, cz�owiek nie powinien widzie�. Pomy�la�em o straszliwej bezu�yteczno�ci cierpienia. Mi�o�� zostawia swoje dzie�o - to nast�pne pokolenia przychodz�ce na �wiat, trwanie ludzko�ci. Ale cierpienie? Tak wielka cz�� ludzkiego prze�ycia, bolesna i najtrudniejsza, przechodzi i nie zostawia �ladu. Gdyby zebra� energi� cierpienia, jak� da�y tu z siebie miliony ludzi, i przemieni� j� w si�� tworzenia, mo�na by z naszej planety stworzy� kwitn�cy ogr�d. Ale co zosta�o? Zardzewia�e kad�uby statk�w, butwiej�ce wie�yczki stra�nicze, g��bokie do�y, z kt�rych kiedy� wydobywano jak�� rud�. Ponura, martwa pustka. Nigdzie nikogo, bo um�czone kolumny ju� przesz�y i znikn�y w wiecznej zimnej mgle.