15575
Szczegóły |
Tytuł |
15575 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15575 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15575 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15575 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maja Lidia Kossakowska
�arna niebios
�Wiedzcie, �e nad ka�dym �d�b�em trawy stoi anio� i nakazuje mu �Ro�nij!�
Umiera�. Wiedzia� o tym. Z ka�d� chwil� stawa� si� coraz s�abszy.
Suka, pomy�la�. Wynaj�a �wietnych skrytob�jc�w. Nigdy by nie przypuszcza�, �e
cios zatrutym no�em padnie z r�k ma�ej �ebraczki, szarpi�cej go za p�aszcz. Przetr�ci� jej
kark, ale co z tego? Czu� jak trucizna pali mu wn�trzno�ci, szumi gor�czk� w g�owie. Nogi
odmawia�y pos�usze�stwa, a �wiat rozmazywa� si� przed oczami i przekr�ca� pod dziwnym
k�tem.
- Och, Suka! - j�kn��. Powoli opad� na kolana. Palce poszorowa�y po nier�wnych
ceg�ach muru, ale nie znalaz�y �adnego oparcia. Z rozpacz� zda� sobie spraw�, �e nie doniesie
wiadomo�ci.
- Panie, b�agam, pom� mi! - szepn�� i zapad� w ciemno��.
Zamkn�a oczy. Dzi�ki temu nie musia�a patrze� na bia�y sufit i seledynowe �ciany, na
ma��, steryln� salk�, do kt�rej ogranicza� si� teraz jej horyzont.
Pod powiekami zapiek�y j� �zy. Wci�� jeszcze potrafi�a p�aka�. To oznacza�o, �e szok
nie min�� do ko�ca. Nadal czu�a rozgoryczenie, z�o�� i bezradno��, ale to, co by�o naprawd�
straszne, jeszcze do niej nie dotar�o. Czai�o si� na razie w k�tach pokoju, w cieniu za
drzwiami, czekaj�c i dysz�c jak wielkie, oszala�e zwierz�. Czasami czu�a jego oddech na
twarzy i wtedy rodzi�a si� w niej ochota do krzyku, a raczej wycia, o tak, wycia, kt�re
pozwoli�oby dopu�ci� do siebie prawd�, zrozumie� j� i nie zwariowa�. Milcza�a jednak,
zaciskaj�c z�by, rozpaczliwie broni�c si� przed faktami. I ci�gle przecie� potrafi�a p�aka�.
Nie potrafi�a jednak przewr�ci� si� na drugi bok, ani poruszy� nogami. Nie tak dawno,
kilka tygodni, czy mo�e dni temu, mog�a jeszcze swobodnie porusza� nogami. Nie tak dawno,
kilka tygodni, czy mo�e dni temu, mog�a jeszcze swobodnie rusza� r�kami, ale ju� nie teraz.
A przecie� lekarze, wszyscy ci profesorowie i specjali�ci o uspokajaj�cych, budz�cych
zaufanie g�osach zapewniali j�, �e z czasem b�dzie lepiej. Pada�y same fachowe okre�lenia, a
ona wci�� nie umia�a poj�� dlaczego ma cieszy� si� z szansy, �e reszt� �ycia sp�dzi na w�zku
inwalidzkim. Nadal jest nadzieja, �e nie b�dzie pani do sko�czenia �wiata le�e� w ��ku, jak
wielka, bezw�adna lalka. Przesadzimy pani� na �liczny, chromowany fotelik na k�kach,
dzi�ki kt�remu zmieni si� pani w co� w rodzaju samochodu na bateri�. To WSPANIALE,
prawda?
Najbole�niejszy by� dla niej spos�b, w jaki nagle si� zawali� jej prywatny �wiat. Jak
mo�na zosta� ca�kowicie sparali�owanym po wypadku w windzie? Przecie� to niedorzeczne!
Nigdy nie lubi�am wind, pomy�la�a. Trzeba by�o s�ucha� intuicji. Wybuchn�a
histerycznym chichotem, kt�ry przemieni� si� w szloch. G�os wewn�trzny, nakazuj�cy w�azi�
pieszo na trzydzieste si�dme pi�tro. O Bo�e!
Wtem us�ysza�a ciche skrzypni�cie i dziwny szmer. Otworzy�a oczy. Na metalowym
krze�le przy ��ku siedzia� nieznajomy m�czyzna. Nie spodziewa�a si� �adnych wizyt. Jej
rodzice zmarli kilka lat temu, a starsze o kilkana�cie lat rodze�stwo, siostra i brat, wpadali
cz�sto zaraz po wypadku, ale mieli przecie� w�asne rodziny, prac�... Przyjrza�a si�
nieznajomemu. Nie wygl�da� na lekarza, poza tym nie mia� kitla. Siedzia� swobodnie, z
nogami wyci�gni�tymi przed siebie i skrzy�owanymi w kostkach. By� wysoki, szczup�y i
kanciasty. Nosi� wytarte jeansy, podkoszulek i wy�wiechtan� marynark�. I jeszcze jedno.
Mia� lawendowe w�osy.
Zaskoczona, wstrzyma�a oddech. Musia� co� us�ysze� - poruszenie. skrzypni�cie
��ka, bo na poci�g�ej twarzy pojawi� si� szeroki, szczery u�miech. Wychyli� si� ku niej
podci�gaj�c d�ugie nogi pod krzes�o.
- Wierzysz? - spyta�.
- W co? - szepn�a zdezorientowana.
- No w Boga, anio�y, diab�y i takie tam... - zrobi� nieokre�lony ruch r�k�.
O Bo�e, j�kn�a w duchu. Jaki� trzepni�ty kaznodzieja! Ju� mia�a odwr�ci� na bo
g�ow� - jedyne, co mog�a zrobi�, �eby go zignorowa�, gdy jej wzrok spotka� si� z bezmiarem
turkusowej zieleni.
- Pyta�em czy wierzysz? - powt�rzy� uprzejmie.
Te oczy nie nale�� do cz�owieka! - pomy�la�a w panice. By�a w nich jaka�
hipnotyczna si�a i co� jeszcze, czego nie umia�a okre�li�. Szale�stwo?
Poczu�a l�k.
- Daj spok�j, Beryl. Chyba si� mnie nie boisz?
Z trudem prze�kn�a �lin�.
- To pomy�ka - szepn�a. - Ja nie nazywam si� Beryl.
- Oczywi�cie, �e tak! - wykrzykn�� oburzony, celuj�c w ni� d�ugim palcem. - Przecie�
widz�! To twoje prawdziwe imi�. Jeszcze go nie znasz. Ale jest �adne, co?
Nagle b�ysn�a jej w g�owie my�l.
- Pan jest psychiatr�...? � zacz�a.
- Nuriel - przerwa�. - Inaczej Burza Gradowa.
- Nie rozumiem, o czym pan m�wi...
- Tak si� nazywam. Mniejsza o to -. machn�� r�k�. - Pom� sobie, Beryl. Odpowiedz
mi, tylko szczerze, czy wierzysz w Boga?
- Czy to odpowiedni czas i miejsce na takie rozmowy?- zacz�a p�aczliwie.
Nie da� jej sko�czy�. Zielone oczy p�on�y.
- Pewnie, �e tak! No dalej, dziewczyno, przecie� to proste!
Przypomnia�a sobie wind�, wypadek, operacj�.
- Matko Boska, czy ja wiem! - j�kn�a.
U�miechn�� si�.
- W porz�dku. Matka Boska te� mo�e by�. Daj mi r�k�.
�achn�a si�.
- Niech pan ze mnie nie kpi! Jak niby mam to zrobi�?
- Zwyczajnie - powiedzia�.
Wsta�, podszed� do ��ka, wyci�gaj�c ku niej d�o�. Spojrza�a w pochylaj�c� si� na ni�
twarz. Turkusowe oczy pe�ne by�y ciep�a. Zobaczy�a w nich �obuzerski b�ysk, ale g��biej
chyba szczere wsp�czucie. Przesta�a si� ba�.
Nawet je�li mam uszkodzony m�zg i wariuj�, nawet je�li zasn�am, to pi�kny sen
pomy�la�a. Wyci�gn�a r�k� i dotkn�a jego d�oni. By�a ciep�a, silna, m�ska. Osun�� si� dwa
kroki od ��ka, poci�gaj�c j� za sob�. Spu�ci�a nogi na pod�og�, podnios�a si�. Poczu�a ch��d
posadzki. Poprowadzi� j� na �rodek pokoju i dopiero tam rozlu�ni� uchwyt.
- O m�j Bo�e! - wykrzykn�a. - �wi�ty Chryste, czy ja �ni�?!
- Oczywi�cie, �e nie - u�miechn�� si� znowu. - Ty chodzisz.
Roze�mia�a si� z rado�ci, a potem spojrza�a na niego, zmieszana i oszo�omiona.
Odgarn�� do ty�u fioletowe, d�ugie do ramion w�osy. To naturalny kolor, przesz�o jej przez
my�l. Oczu tak�e.
- Kim jeste�? - spyta�a.
- Ju� si� przedstawi�em - powiedzia�. - Nazywam si� Nuriel. Anio� Burzy Gradowej.
Ciesz� si�, �e ci� pozna�em. Jeste� �liczna, skarbie.
- Och - sapn�a speszona. To nie zabrzmia�o zbyt m�drze, ale nadmiar wra�e�
doprowadzi� j� niemal do os�upienia.
- Czemu si� tak dziwisz? - wyszczerzy� do niej z�by. - My�lisz, �e anio� to ju� nie
facet?
Rzeczywi�cie tak my�la�a. M�tne wyobra�enie o anio�ach, jakie wynios�a z dawno
zapomnianych lekcji religii, kol�d i �wi�tych obrazk�w obraca�y si� zawsze wok� spowitych
w bia�e szaty, bezp�ciowych, �agodnych stworze� o z�ocistych lokach. Nuriel niew�tpliwie nie
by� bezp�ciowy, ani �agodny.
Wpatrywa� si� w ni� niesamowitymi, turkusowymi oczami, w kt�rych l�ni�o co�
niepokoj�co zbli�onego do szale�stwa. Polubi�a go, spodoba� si� jej, by�a przekonana, �e nie
ma zamiaru wyrz�dzi� jej krzywdy, lecz mimo to musia�a spu�ci� wzrok. Widocznie �le j�
zrozumia�, bo wyra�nie spochmurnia� i powiedzia�:
- Nie chcia�em urazi� twoich uczu�, Beryl. Po prostu jestem szczery. Otworzy�a usta,
�eby zaprzeczy�, wyja�ni�, ale nie znalaz�a s��w. Mia�a pustk� w g�owie.
Wtem drzwi otworzy�y si� z trzaskiem. Do pokoju wpad� jaki� ubrany na ciemno
nieznajomy.
- Nuriel! - wrzasn�� ze zgroz�. - Co� ty narobi�?! Przestraszona, cofn�a si�, wpadaj�c
na anio�a. Podtrzyma� j� za �okie�. Poczu�a na ramieniu silne palce, kt�re rozlu�ni�y si�
niech�tnie.
- �wiadcz� dobre uczynki mi�osierdzia i wiary - powiedzia� Nuriel z cieniem drwiny w
g�osie.
Przyby�y zatrzyma� si� bezradnie po�rodku sali. By� nieco ni�szy od ogromnego
Nuriela i mia� nastroszon� czupryn� p�owych jak piasek w�os�w.
- O rany! - j�kn��. - Wskrzesi�e� j�?
Nuriel spojrza� na niego z politowaniem.
- No co ty. Tego nie umiem. To zastrze�ona dziedzina pa�ska.
- Chwa�a na wysoko�ciach chocia� za to - mrukn�� przybysz. - Ale� ty jeste� naprany!
Nuriel wzruszy� ramionami.
Nieznajomy odwr�ci� si� do dziewczyny, jakby dopiero teraz j� spostrzeg�.
- Przepraszam � powiedzia�. Mia� srebrne oczy, ale to nie zrobi�o ju� na niej
specjalnego wra�enia. - Wybacz, �e ci� zignorowa�em i nie okaza�em ci nale�ytego szacunku.
Nazywam si� Darkiel, s�u�� przy Bramie Po�udniowego Wiatru.
- Beryl -. przedstawi�a si� odruchowo. Nowe imi� sta�o si� nagle zupe�nie naturalne.
- Wybacz te wszystkie g�upoty i uchybienia, jakich dopu�ci� si� wzgl�dem ciebie m�j
przyjaciel - ci�gn��. - On... hm, nie czuje si� najlepiej.
- Nie ma mowy o �adnych g�upotach i uchybieniach - przerwa�a. - Powinnam mu
raczej podzi�kowa�. By�am tak przej�ta, �e zapomnia�am.
- Ca�a przyjemno�� po mojej stronie - Nuriel pos�a� jej kolejny promienny u�miech.
Nigdy nie spotka�a m�czyzny o tak zniewalaj�cym u�miechu.
Darkiel westchn��. Wygl�da� na zatroskanego.
- Co teraz zrobimy? - zwr�ci� si� do Nuriela.
- To zale�y od �yczenia damy. Masz mo�e znajomych po tej stronie, skarbie? Po jakiej
stronie? - speszy�a si� Beryl.
- Po naszej, to znaczy drugiej - wyja�ni� lawendowy anio�.
- On ma na my�li to, co wy nazywacie za�wiatami - powiedzia� ponuro Darkiel.
- Czy to znaczy, �e umar�am? - spyta�a spokojnie. Ku swemu zdziwieniu nie czu�a
strachu ani �alu.
- Problem w tym, �e nie jeste�my pewni - srebrne oczy spogl�da�y na ni� ze
zmieszaniem. - Prawd� m�wi�c nic na to nie wskazuje. Nuriel po prostu przeci�gn�� ci� na
nasz� stron�. Nie mam poj�cia w jaki spos�b to zrobi�. Ostatnio dziej� si� bardzo r�ne,
dziwne rzeczy. Pradawny porz�dek �wiata...
- Wywr�ci� si� do g�ry nogami - przerwa� Nuriel niezbyt weso�o. - I nikt nie rozumie
dlaczego. Mo�e Pan ma ju� wreszcie dosy�. Strze�cie si�, kochani, my�l�, �e koniec czas�w
nadchodzi!
- Zamkn��by� si� lepiej - powiedzia� ze znu�eniem Darkiel. - Jeszcze kto� us�yszy co
wygadujesz.
- No to co! - w g�osie wy�szego anio�a nagle zadrga�a nuta g��bokiej goryczy. -
Nikogo ju� nic nie obchodzi! Mog� powiedzie� cokolwiek. Mog� powiedzie�, �e Pan ma nas
wszystkich...
- Nuriel! � j�kn�� ze zgroz� Darkiel. Turkusowe oczy zab�ys�y.
- Ale nie powiem, poniewa� w to nie wierz�. Nie b�j si�, nie zamierzam buntowa� si�,
ani blu�ni�. � Na suchej twarzy pojawi� si� wilczy, ostry u�miech. Nuriel wpatrywa� si� w
poblad�ego przyjaciela. - Ukr�ci�bym �eb ka�demu, kto powiedzia�by co� takiego w mojej
obecno�ci, Darkielu.
On nie k�amie, pomy�la�a Beryl. Nuriel odwr�ci� si� do niej.
- I co? Wiesz, kogo chcesz odwiedzi�, dziewczyno?
- Tak - powiedzia�a �mia�o. - Chc� si� zobaczy� z rodzicami.
- Czy byli dobrymi lud�mi?
- Wspania�ymi - nagle poczu�a jak bardzo za nimi t�skni. - Byli wyj�tkowi. Cudowni.
Tak bym chcia�a ich znowu zobaczy�. Chocia� przez chwil�.
- W porz�dku - powiedzia�. - Znajdziemy ich.
- Zastan�w si�, co obiecujesz - wtr�ci� Darkiel. W jego g�osie dawa�o si� s�ysze�
pow�tpiewanie. - W ba�aganie, kt�ry powsta�...
- Zamilknij, wsteczna duszo! - Nunel uni�s� ostrzegawczo palec. - My�lisz
negatywnie.
- Raczej trze�wo - mrukn�� tamten z lekkim sarkazmem, ale na tyle cicho, �eby Nuriel
nie us�ysza�. Beryl stara�a si� nie okaza� jak bardzo zawiedziona jest obiekcjami Darkiela.
Spojrza�a na obu anio��w, zastanawiaj�c si� jakie nici zale�no�ci ich ��cz�. Darkiel zwraca�
si� do Nuriela bezpo�rednio, ale z cieniem dystansu czy mo�e szacunku, jak bardzo
zaprzyja�niony podw�adny. A Nuriel wydawa� si� promieniowa� pot�n�, w gruncie rzeczy
dobroczynn� energi�, chocia� zachowywa� si� jakby by� stukni�ty.
- Nie przejmuj si� - powiedzia� serdecznie, lekko �ciskaj�c jej r�k� - jestem pewien, �e
znajdziemy twoich bliskich. Darkiel grzeszy czarnowidztwem.
P�owow�osy anio� u�miechn�� si� kwa�no.
Beryl poczu�a, �e powinna powiedzie� co� znacz�cego.
- Dzi�kuj�, �e chcecie mi pom�c - stara�a si�, �eby jej s�owa brzmia�y jak skierowane
do obu anio��w. - Jestem gotowa.
Nuriel obrzuci� dziewczyn� uwa�nym spojrzeniem i k�ciki jego ust drgn�y.
- Nie chc� si� wtr�ca�, skarbie, ale mo�e lepiej ubierz si� w co� stosowniejszego. W
nocnej koszuli zmarzniesz, nie wspominaj�c, �e b�dziesz wygl�da� cokolwiek dziwacznie.
Beryl roze�mia�a si� mimo woli, bo przysz�o jej nagle do g�owy, �e ma przecie�
najbardziej anielski str�j z nich wszystkich. Ubieraj�c si�, spr�bowa�a wyobrazi� sobie
Nuriela spowitego w d�ug� do ziemi, bia�� szat�, co rozbawi�o j� jeszcze bardziej.
Wzrok Arioka badawczo prze�lizgiwa� si� po sylwetce najpi�kniejszej istoty, jak�
kiedykolwiek stworzono. Lilith w niedba�ej pozie spoczywa�a w ��ku, pojadaj�c
kandyzowane owoce. Matowy blask pe�ga� po jej z�ocistej sk�rze, a czarne sploty w�os�w
okala�y g�ow� niby zadziwiaj�ca burzowa chmura. Matka demon�w, pomy�la�. Co za ironia!
Ona nie wygl�da jak matka. Raczej jak skarby tego �wiata.
- Jak to mo�liwe, �e co� dzieje si� za twoimi plecami, m�j pi�kny? � odezwa�a si�.
Mia�a g��boki, s�odki glos, zmatowia�y leciutk� chrypk�. - Pozwalasz si� wykorzystywa�. Oni
s� w zmowie. Razjel, Michael, Asmodeusz, Azazel, Uriel i Beliel te�! Nie widzisz, co si�
dzieje? Dogadali si�. Wiesz jakie to mo�e by� niebezpieczne? Chc� narzuci� swoj� w�adz�
wszystkim w G��bi i kr�lestwie. Arioku, to pucz! Zdrada! Przecie� nie pozwolisz, �eby
grupka opierzonych ch�ystk�w dyrygowa�a tob�, prawdziwym ksi�ciem Otch�ani! Dlaczego
ignorujesz wie�ci moich informator�w? Dlaczego mnie nie pos�uchasz?
Pos�ucha�bym, nawet gdyby� kaza�a mi skoczy� do Jeziora P�omieni, pomy�la�, ale
nie odezwa� si�. Lilith zmru�y�a przepi�kne, okrutne oczy.
- Chodzi mi tylko o twoje dobro. O nasze dobro, ukochany. Jestem przera�ona. Sp�jrz,
ca�a dr��. Lampka i jego �wita zawsze mieli szalone aspiracje, a teraz, a teraz wyra�nie
sprzymierzyli si� z tym karierowiczem Gabrielem i jego band�! Na G��bi�, co za ha�ba! Chc�
si� podzieli� w�adz�. Zrobi� z nas niewolnik�w! Nie! Zabij� nas. Nie pozwol� nam �y�.
Jeste�my dla nich zbyt wielkim zagro�eniem. Zg�adz� nas podst�pnie, jestem pewna.
Szczeg�lnie tobie grozi niebezpiecze�stwo. Lampka wie, jaki jeste� popularny. Nienawidzi
ci�. Zazdro�ci. B�agam, Arioku, dzia�aj! P�ki nie jest za p�no. Ca�a Otch�a� p�jdzie za tob�!
- Oh, Lilith - szepn��. - Nie wiesz, co robisz. Chcesz wywo�a� wojn�? Nie mamy
dowod�w.
- Zdob�d� je! Spotkaj si� chocia� z Sarielem! Prosz�! Nie lekcewa� moich s��w. Zr�b
to dla mnie. Spotkaj si� z Sarielem. Czeka w um�wionym miejscu. On te� jest zaniepokojony
tym, co knuj� Lampka i Gabriel. Ukochany, ja b�agam! Zanim b�dzie za p�no!
W g��bi duszy Ariok wiedzia�, �e jest oszukiwany i wykorzystywany, ale jakie to
mia�o znaczenie? Lilith przes�ania�a wszystko. W jej obecno�ci gas�y gwiazdy, a s�o�ce
stawa�o si� zardzewia�� blaszk�.
- Dobrze - powiedzia�. - Spotkam si� z Sarielem.
U�miech Lilith by� tak cudowny, �e niemal sprawia� mu b�l.
- Wiedzia�am, najdro�szy! By�am pewna, �e post�pisz rozs�dnie!
Ariok zrozumia�, �e w�a�nie zgodzi� si� na cos r�wnoznacznego ze skokiem w Jezioro
P�omieni, ale dziwnym trafem wcale nie potrafi� si� tym przej��.
Nuci�a niskim, melodyjnym g�osem piosenk� bez s��w. Z rado�ci. O tak, mia�a
powody do zadowolenia. Ariok nareszcie wyszed�. Wcale nie by�o �atwo go przekona�.
Zachowawczy dure�! Odnajdzie Sariela, lecz wtedy czeka go ciekawa niespodzianka,
podw�jna, przy odrobinie szcz�cia. U�miechn�a si� z�o�liwie. Jak dot�d wszystko sz�o
zgodnie z planem. �wietnie.
Zmy�a z siebie olejek, pachnid�o i makija�. Posypa�a w�osy popio�em. Ubrudzi�a
twarz. Nie, stanowczo nie ma zamiaru jej kaleczy�. Co za du�o, to za g�upio. Narzuci�a na
siebie surow�, bur� szat�. W�o�y�a rzemienne sanda�y. Wypr�bowa�a w zwierciadle min�
pe�n� skruchy i �alu. W g��bokich, czarnych oczach pojawi� si� wyraz smutku i zagubienia.
Przejrza�a si� jeszcze raz i a� zachichota�a z uciechy. Wspaniale! Naci�gn�a na g�ow� kaptur
i wysz�a.
Beryl czu�a si� oszo�omiona. Stali na rogu dw�ch wielkich, dobrze jej znajomych ulic
w samym centrum. Budynki, sklepy, samochody wygl�da�y dok�adnie tak samo, jak zawsze,
zmienili si� tytko przechodnie. �ci�lej m�wi�c, niekt�rzy przechodnie. W ulicznym t�umie,
przemieszane z lud�mi, �pieszy�y gdzie� najdziwniejsze postaci, anio�y o wielobarwnych
w�osach, pokraczne gnomy, wychud�e rozczochrane strzygi, demony o t�pych pyskach i
blade, wielkookie upiory. Ma�e chochliki o z�o�liwych twarzyczkach ciska�y w siebie
�mieciami z koszy, penetrowa�y torebki po s�odyczach i chciwie zaci�ga�y si� wyrzuconymi
niedopa�kami.
Nuriel przysiad� na parapecie wystawowego okna magazynu z eleganck� odzie�� dla
pa�. Wygl�da� marnie. Poblad�a twarz wydawa�a si� �cf4gni�ta grymasem wielkiego
zm�czenia, a intensywna ziele� oczu przygas�a. Darkiel spogl�da� na przyjaciela z
niepokojem. Nuriel pochyli� si�, przesun�� d�oni� po twarzy. Beryl napotka�a jego wzrok.
Wtedy nabra�a przekonania, �e anio� jest powa�nie chory. Ju� jaki� czas temu zauwa�y�a, �e
�le si� czuje. Jego ruchy sta�y si� nerwowe, porusza� si� tak, jakby wa�czy� z oporem
powietrza, wyra�nie traci� si�y. Wyrzuca�a sobie, �e post�pi�a brzydko i samolubnie nie
zwracaj�c na to uwagi. Od wielu godzin b��kali si� po mie�cie odwiedzaj�c miejsca, z
kt�rymi byli kiedy� zwi�zani jej rodzice. Zaliczyli dawny dom Beryl, pracowni�
architektoniczn� ojca, ulubione budynki, kt�re zaprojektowa�, kt�re lubili razem z matk�,
sklepy, gdzie robili zakupi, teatr i kina, w kt�rych bywali, park gdzie czasem chodzili na
spacery, a nawet mieszkanie jej brata. Nigdzie nie znale�li �adnego �ladu, �adnej �nici, po
kt�rej mo�na p�j�� dalej�, jak si� wyrazi� Nuriel. W ko�cu dotarli na cmentarz. Mi�dzy
grobami snu�o si� kilka wyl�knionych na ich widok dusz. Dwie przysz�y sprawdzi�, czy
bliscy dbaj� o miejsca ich spoczynku. Darkiel wskaza� jakiemu� zagubionemu ch�opakowi
kt�r�dy powinien i��, �eby trafi� z powrotem do Pierwszego Nieba.
Przy grobie rodzic�w Beryl by�o cicho i pusto. Nuriel pstrykni�ciem palc�w zapali�
dawno wygas�y znicz, nakre�li� na �cie�ce kilka dziwnych znak�w, zetkn�� d�onie czubkami
palc�w na kszta�t daszka i uni�s� na wysoko�� oczu.
- Zawo�aj ich - poleci�.
Jej g�os zabrzmia� jako� w�t�o i s�abo. P�omyk zamigota� i sykn��. Beryl czeka�a w
napi�ciu. Niepewno�� miesza�a si� z podekscytowaniem..
Prosz�, przyjd�cie - zawo�a�a w my�lach. Zn�w poczu�a dojmuj�c� t�sknot� za
najbli�szymi. W ciszy dawa� si� s�ysze� tylko szelest li�ci i mamrotanie dusz, speszonych
obecno�ci� anio��w.
Nuriel, zawiedziony i zniech�cony, opu�ci� r�ce.
- Nie us�yszeli nas - powiedzia�. - Nawet nie uda�o mi si� ich zobaczy�.
- Spr�buj jeszcze raz - zaproponowa� Darkiel.
Fioletowow�osy anio� potrz�sn�� g�ow�.
- To na nic. Je�li nie przyszli do �wiat�a na grobie, musz� by� bardzo daleko.
Beryl z ca�ej si�y usi�owa�a nie wygl�da� na rozczarowan�.
- Mo�e gdyby spyta� Adriela... - b�kn�� niepewnie Darkiel.
- Zapomnij - mrukn�� Nuriel. - On jest tak zaj�ty, �e chyba nie wie, jak si� nazywa.
Nie ma szansy, �eby pami�ta� dok�d zabra� tych, kt�rych przeprowadzi� na drug� stron�.
- Je�li nic nie da si� zrobi�, to mo�e zrezygnujemy - szepn�a Beryl z wzrokiem
wbitym w kamyki na �cie�ce. Zmrozi�a j� my�l, �e obaj anio�owie odejd�, zostawiaj�c j�
sam� w tym dziwacznym wymiarze, kt�rego prawide� nie rozumia�a. I co teraz zrobi, nie
b�d�c ani martw�, ani �yw�?
Ma wr�ci� do szpitala, czy raczej do w�asnego mieszkania, albo b��ka� si� po mie�cie
niby jaki� kloszard-widmo? Zadr�a�a z l�ku.
- Daj spok�j dziewczyno! - �achn�� si� ura�ony Nuriel. - Nawet o tym nie my�l!
Da�em s�owo, �e ich odnajd�, wi�c przesta� si� ba�! Ja dotrzymuj� obietnic. Jak mo�esz
uwa�a�, �e p�jd� sobie, zostawiaj�c ci� sam�? Musia�bym by� ostatni� �wini�! Ja ci� w to
wpakowa�em i ja si� tob� opiekuj�. Jestem tutaj, �eby �wiadczy� dobre uczynki. Mog�aby� si�
zdoby� na odrobin� zaufania.
- Ja... ju� ci ufam - powiedzia�a.
Nuriel spojrza� jej uwa�nie w oczy, zdobywaj�c si� na u�miech.
- To w porz�dku.
- No wi�c co robimy? - odezwa� si� milcz�cy dot�d Darkiel.
- Poszukamy najbli�szej bramy i zabierzemy si� do roboty w Kr�lestwie -
zdecydowa� Nuriel. - Chod�cie, moi drodzy. Tutaj ju� nic nie zwojujemy.
Najbli�sza brama, wiod�ca z Ziemi do Kr�lestwa okaza�a si� nadspodziewanie daleko.
Nuriel tak wyra�nie opada� z si�, �e musieli przystan��. Darkiel i Beryl spogl�dali na siebie
bezradnie, a Nuriel nie rusza� si� z parapetu. Nagle wysoko, jakby z samego nieba, odezwa�
si� przeci�g�y, wibruj�cy ton. Sp�yn�� na miasto, ostry i pot�ny, niby cie� drapie�nego ptaka.
Beryl zatka�a uszy d�o�mi, a Darkiel gwa�townie poderwa� g�ow�. D�wi�k zaskoczy�
wszystkich mieszka�c�w drugiego wymiaru. Anio�owie, demony i strzygi zamarli, wpatruj�c
si� w niebo. Szalona pie�� trwa�a, za pierwszym tonem pop�yn�y nast�pne. Nie s�yszeli ich
tylko ludzie, pod��aj�cy naprz�d z oboj�tnymi twarzami.
Nuriel wyci�gn�� r�k� i wskaza� na dach szklanego wie�owca po drugiej stronie ulicy.
Sta� tam ogromny, ubrany w fiolety anio�, kt�ry raz po raz d�� w d�ug�, z�ocist� fanfar�.
- To Izrafael - powiedzia� Darkiel, os�aniaj�c d�oni� oczy, �eby lepiej widzie�. - Jest
szalony.
Pot�na posta� balansowa�a na samej kraw�dzi dachu, nie przerywaj�c gry. Beryl
poczu�a ciarki, przebiegaj�ce po plecach. Melodia mia�a w sobie co� zniewalaj�cego i
destruktywnego zarazem.
- Dlaczego to robi? - zapyta�a wstrz��ni�ta. Darkiel wzruszy� ramionami.
- Cholera go wie. Jest stukni�ty. To archanio� - doda�, jakby to wszystko wyja�nia�o.
Muzyka urwa�a si� nagle. Archanio� rozpostar� ramiona i za�mia� si�. Na d�wi�k jego
�miechu obaj anio�owie i dziewczyna wzdrygn�li si�. Izrafael jednym, p�ynnym ruchem odbi�
si� od kraw�dzi dachu i skoczy� w d�. Niemal dawa� si� s�ysze� furkot z�o�onych lotek. W
ostatniej chwili, prawie nad sam� jezdni�, kilkoma pr�dkimi ruchami skrzyde� poderwa� si� w
g�r�. W locie przy�o�y� tr�b� do ust, wydobywaj�c d�ugi, przenikliwy skowyt, a potem
znikn�� pomi�dzy chmurami.
- Fanfary Izrafaela og�osz� koniec czas�w - odezwa� si� Nuriel. - My�licie, �e �wiczy?
- Czy ty musisz ze wszystkiego kpi�? - westchn�� Darkiel.
- Rzecz w tym, �e wcale nie kpi� - ponuro. odpowiedzia� zapytany.
Wtem zza rogu wybieg�a �liczna srebrno-zielona chimera. Zatrzyma�a si� przed
Nurielem. Na szyi mia�a obr�k� z dzwoneczkiem. Anio� wyci�gn�� r�k�, �eby j� pog�aska�.
Wyda�a brzydki, przeci�g�y syk, szczerz�c podw�jny rz�d ostrych k��w. Beryl cofn�a si�
instynktownie.
- To tylko kokieteria - odezwa� si� mi�kki g�os za plecami ca�ej tr�jki. Zaskoczeni,
drgn�li. D�inn w zielonej szacie i turbanie uk�oni� si� grzecznie. Nie spostrzegli sk�d si�
wzi��. Mia� pi�kn�, smag�� twarz i z�ote paznokcie. Przysun�� si� do Nuriela. Porusza� si�
cicho jak kot.
- Jeste� w potrzebie, przyjacielu? - spyta�.
Nuriel ods�oni� w u�miechu z�by, ale jego oczy pozosta�y zimne niby listopadowe
morze.
- To zale�y od oferty - powiedzia�.
Darkiel j�kn�� i przewr�ci� oczami. Beryl nie mog�a si� po�apa� o co chodzi, lecz
czu�a rosn�ce napi�cie. D�inn jej si� nie podoba�. Pachnia� ci�kimi, odurzaj�cymi
perfumami. Z�ote paznokcie mia�y ko�ce ostre jak pazury.
- Bia�a Lilia czy P�ynne Srebro? - zapyta�.
- Gwiazda Blasku - powiedzia� Nuriel. - Najczystsza. Masz?
�renice d�inna rozszerzy�y si� ledwo dostrzegalnie.
- Jeste� �wietlistym?
- A ty biografem? Masz czy nie?
- Oczywi�cie, go��bku. Ale to kosztowne upodobanie.
Nuriel roze�mia� si�. Jego twarz zrobi�a si� ostra, wyraz ust stwardnia�.
- My�lisz, �e �atwo mnie or�n��? Obra�asz mnie.
- Staram si� pom�c. Naparstek czy fiolka?
- Najpierw poka�! - za��da� stanowczo anio�. D�inn rozchyli� po�y p�aszcza.
- Na lito�� Pa�sk� - sykn�� Darkiel. - Chyba nie tutaj!
- Masz racj�, skrzydlaty - d�inn skin�� g�ow�. Okr�ci� si� szczelnie opo�cz� i z
wdzi�kiem odwr�ci�. - Spotkamy si� cztery przecznice dalej, na ty�ach chi�skiej restauracji.
Powiedzmy, za trzy oddechy Salomona.
Gwizdn�� na chimer�, kt�ra wp�dzi�a w�a�nie jakiego� kln�cego i wygra�aj�cego
pi�ciami chochlika do studzienki kanalizacyjnej, a potem znikn�� za w�g�em.
- Przep�oszy�e� go - warkn�� oskar�ycielsko Nuriel.
- Chyba ci odwali�o do reszty! - wrzasn�� Darkiel z furi�. - Co ty wyrabiasz?
Widzia�e� tamt� anielic� pod sklepem? Zauwa�y�e�, jak si� gapi�a? Oczywi�cie, �e nie! Ale ja
widzia�em! Nie masz nawet resztek instynktu zachowawczego. Nie jeste� podrz�dnym
demonem, Nuriel Kto� mo�e ci� rozpozna�, nie rozumiesz? Rzecz jasna nie masz zamiaru
tam i��?
- Rzecz jasna, �e mam. Zreszt� nikt ci nie ka�e i�� ze mn�. Ja ci� nie trzymam. Co ty
my�lisz? �e mnie to bawi?
- W porz�dku - mrukn�� Darkiel z rezygnacj�. - Po prostu nie chc�, �eby� si� tak
g�upio podk�ada�.
Beryl przenosi�a wzrok z jednego anio�a na drugiego. Pomy�la�a, �e nie mo�e przecie�
chodzi� o to, co w�a�nie przysz�o jej do g�owy.
Nuriel pochyli� si� ku niej. Jego twarz zn�w nabra�a wyrazu znu�enia, sk�ra by�a
niepokoj�co szara.
- Nic si� nie przejmuj, skarbie - powiedzia�. - Nic si� nie sta�o.
- Kiedy min� te trzy oddechy Salomona? - spyta�a.
- Za jakie� dwadzie�cia minut.
Spr�bowa�a si� u�miechn��.
- Chyba musia� by� katatonikiem.
- Mia� s�aw� niez�ego maga. Lewitowa�, rozkazywa� d�innom i takie tam..
- Rozkazywa� te� anio�om, niezbyt dobrze na tym wychodzi�y - wtr�ci� cierpko
Darkiel.
K�ciki ust Nuriela drgn�y.
- Tylko anio�om niskich ch�r�w - powiedzia� ch�odno.
Darkiel wyd�� wargi.
- Touche�!
- Poza tym rozcina� dzieci mieczem i przelewa� z pustego w pr�ne, dok�adnie jak my
teraz - rzek�a ostro Beryl, kt�r� zacz�a irytowa� ich sprzeczka.
- �wi�ta racja, moja pi�kna - przyzna� Nuriel.
- Chcesz si� spotka� z tym d�innem? - spyta�a.
Skin�� g�ow�.
- No to idziemy.
- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - mrukn�� nie bez sarkazmu.
Darkiel wycelowa� w niego palec.
- Ostrzega�em ci�, pami�taj!
Lawendow�osy anio� wzruszy� ramionami i wsta� z parapetu.
Na zapleczu chi�skiej knajpy by�o brudno i pachnia�o przypalonym olejem. D�inn
czeka� na nich w jednym z w�skich zau�k�w. Jego chimera buszowa�a w �mietniku, w�r�d
kartonowych pude�. Co pewien czas dawa� si� stamt�d s�ysze� pisk duszonego szczura.
- Masz Gwiazd�? - spyta� Nuriel.
D�inn przytakn��.
- Poka�!
W smag�ej d�oni b�ysn�a male�ka flaszeczka z r�ni�tego kryszta�u, wype�niona
bezbarwnym, fosforyzuj�cym p�ynem. Anio� wyci�gn�� r�k�. Flakonik b�yskawicznie znikn��
w r�kawie zielonej szaty.
- Najpierw forsa! - warkn�� d�inn.
Nuriel potrz�sn�� g�ow�.
- Nie zap�ac�, zanim nie spr�buj�. Za kogo ty mnie masz?
D�inn obrzuci� go z�ym spojrzeniem, ale ponownie wyci�gn�� buteleczk� i odkr�ci�
korek. Pochyli� j� ostro�nie, wypuszczaj�c male�k� kropelk� na kciuk anio�a. Nuriel
pow�cha� p�yn, a nast�pnie poliza� palec. Poczu� znajomy, gorzkawy smak.
- Najczystsza - zapewni� go d�inn.
- Mo�e by� - powiedzia�. - Ile?
- Sze�� szekli - rzuci� sprzedawca.
Nunel u�miechn�� si� drwi�co.
- Daj� dwa i ani grosza wi�cej.
- Rozum ci� opu�ci�, skrzydlaty?! Powiedzia�e� dwa szekle?!
- Zamiast si� wydziera�, sp�jrz jakie - Nuriel niedba�ym ruchem si�gn�� do kieszeni
spodni. W jego d�oni pojawi�y si� dwa metalowe kr��ki, pokryte na wp� zatartymi znakami i
paj�czyn� ornamentu.
D�inn rozdziawi� usta. �ypn�� chciwie na pieni�dze, wysuwaj�c b�yskawicznie zdobn�
z�otymi paznokciami r�k�. Pi�kn� twarz wykrzywi� grymas po��dania.
- Nie tak szybko! - sykn�� Nuriel. - Dawaj flakon!
Buteleczka znalaz�a si� natychmiast w d�oni anio�a, a monety znik�y w fa�dach
zielonej szaty.
- Oby� ujrza� siedem rajskich bram i dziewi�� ogrod�w rozkoszy - wymamrota� d�inn,
zginaj�c si� w pok�onie i po�piesznie znikaj�c w zau�ku.
- O to si� nie martw - mrukn�� Nuriel. Spojrza� na przyjaci�. Beryl mia�a niepewn�,
zmieszan� min�, a Darkiel wygl�da� ponuro.
- Za Kr�lestwo i wszystkich skrzydlatych - powiedzia�, unosz�c fiolk� jakby spe�nia�
toast. Z kieszeni marynarki wyci�gn�� misternie rze�biony no�yk i wbi� ostrze g��boko w
przedrami�. K�tem oka zauwa�y�, �e dziewczyna wzdrygn�a si�. Schowa� no�yk, przechyli�
flaszeczk� i wyla� trzy krople na skaleczenie.
Ju� w momencie, gdy upuszcza� pierwsz�, poczu�, �e co� nie jest w porz�dku.
Pal�cy b�l w jednej chwili obj�� ca�� r�k�, a Nuriel odni�s� wra�enie, �e zderzy� si� z
rozp�dzonym Rydwanem. Potem �wiat wykona� kilka gwa�townych fiko�k�w, a bruk uderzy�
go w twarz. Wok� zrobi�o si� ciemno. Jak przez mgl� s�ysza� st�umione g�osy i krzyki.
Darkiel przyskoczy� do le��cego przyjaciela.
- Cholerny sukinsyn! - j�kn��. - Sprzeda� mu jakie� pieprzone, czarnomagiczne
�wi�stwo! Musia� podmieni� fiolki! Przecie� m�g� go zabi�!
Beryl ukl�k�a obok p�owego anio�a.
- Bo�e, co si� sta�o? � szepn�a w pop�ochu.
Darkiel obr�ci� ku niej wykrzywion� przestrachem i z�o�ci� twarz.
- Za�adowa� sobie podr�b�, ot co! A przecie� mu m�wi�em!
Chwyci� nieprzytomnego przyjaciela pod ramiona, pr�buj�c pod�wign�� go do pozycji
siedz�cej. Dziewczyna pospieszy�a z pomoc�. Oparli go o �cian� najbli�szego budynku,
mi�dzy pojemnikami na �mieci. G�owa anio�a opad�a na prawe rami�, lawendowa czupryna
zakry�a twarz.
- Nuriel! - Darkiel odgarn�� fioletowe w�osy. - Nuriel, s�yszysz mnie?
- Acha - szepn��, odrobin� rozchylaj�c powieki.
- Wiesz, co to by�o? Co� ty wzi��, na pierze Metatrona?!
- Nie wiem - powiedzia� z trudem. - Jest... czarne... jak cholera.
- No i doigra�e� si�! - j�kn�� Darkiel. - Wiedzia�em, �e to jakie� �wi�stwo rodem z
G��bi. Czarna magia! M�g� ci� szlag trafi�! Kupowa� na ulicy! Przecie� to trzeba by�
kretynem! Nie znasz jakich� bezpiecznych, pewnych �r�de�? No pi�knie, tylko sp�jrz na
siebie! Le�ysz na�pany w �mietniku! Anio� z twoj� pozycj�! Nuriel, ty si� powiniene� leczy�!
- Pieprzysz jak stara ciotka - szepn�� Nuriel i zemdla�.
Blady jak p��tno Darkiel spojrza� na Beryl. Dziewczyna wydawa�a si� zszokowana.
- Jest tu w pobli�u jaki� ko�ci�? - spyta�.
- Nie wiem, chyba nie - usta Beryl poruszy�y si� niemal bezg�o�nie.
- Musimy znale�� dla niego odtrutk�. Na pocz�tek wystarczy nawet woda �wi�cona.
Przypomnij sobie, dziewczyno!
- Jest jeden, ale dobry kawa�ek drogi st�d.
- W porz�dku, zaprowad� mnie.
- Chyba nie chcesz go tak zostawi�! - krzykn�a przera�ona.
-. Nie mam wyj�cia. Sam nie trafi�. Musisz zaprowadzi� mnie do ko�cio�a. Pospiesz
si�! Tutaj mu chyba nic nie grozi.
- No dobrze - zgodzi�a si� po chwili wahania. Zrobi�a kilka krok�w i zatrzyma�a si�,
ogl�daj�c na skulon� pod �cian� posta�. Darkiel poci�gn�� j� za r�k�.
- Nie mo�emy zostawi� go samego w tym stanie! � j�kn�a.
- Musimy - powiedzia� stanowczo. - Pospiesz si�, kochanie. On potrzebuje pomocy.
- Masz racj� - skin�a g�ow�. - Dostaniemy si� do g��wnej ulicy, a potem pierwsza w
lewo.
Pobiegli. Tym razem ju� si� nie obejrza�a.
Czu� si� fatalnie. Mia� zawroty g�owy i md�o�ci. Lewa r�ka zupe�nie zdr�twia�a, cho�
jednocze�nie bola�a jak wszyscy diabli. Ostro�nie podci�gn�� r�kaw.
Ranka od no�a napuch�a i rozj�trzy�a si�. M�czy�o go pragnienie. Obliza�
spierzchni�te wargi.
A to skurwysyn, pomy�la� o d�innie. Podmieni� flakoniki. Nawet nie mia� si�y go
skl��. Spr�bowa� wsta�, ale to zadanie okaza�o si� niewykonalne. Z wielkim trudem d�wign��
si� na czworaki, poczo�ga� si� w stron� najbli�szej uliczki, lawiruj�c mi�dzy pojemnikami na
�mieci. By�o mu strasznie niedobrze. Zn�w spr�bowa� wsta�, czepiaj�c si� wysokiego
blaszanego kosza, ale po�lizn�� si� na czym� i upad�, bole�nie przygniataj�c sobie r�k�. Dwa
pojemniki przewr�ci�y si� z brz�kiem, kt�ry odezwa� si� tysi�cznym echem w jego
udr�czonej g�owie. Nuriel zakl��. D�wign�� si� na kolana, a potem ostro�nie podni�s� si� z
kl�czek. Tym razem uda�o mu si� utrzyma� na nogach, cho� przed oczami zawirowa�y czarne
p�atki. Zrobi� kilka chwiejnych krok�w i zamar�. W otwieraj�cym si� przed nim wylocie
w�skiej uliczki le�a� w ka�u�y krwi pot�nie zbudowany anio�. Wydawa� si� martwy. Nuriel
zbli�y� si� powoli i przykl�kn�� przy le��cym, kt�rego twarz wykrzywia� grymas cierpienia.
Nuriel nie zna� go lub nie potrafi� rozpozna�. Pochyli� si� nisko, szukaj�c oznak �ycia. Wtem
pot�na d�o� wystrzeli�a do przodu, a �elazne palce zwar�y si� na jego nadgarstku. Nuriel
szarpn�� si�, ale za p�no. U�cisk na przegubie sta� si� jeszcze silniejszy. Poczu� pot�n� moc
promieniuj�c� od nieznajomego. Ogarnia�a go, utrudniaj�c oddech, sprawiaj�c b�l. To
archanio�! Pomy�la� ze zdumieniem. On umiera!
- Jeste�... �wietlistym - us�ysza� urywany, ochryp�y szept. - �pun... Ha�ba! Trudno...
s�uchaj. Znajd� Gabriela. Musisz. Natychmiast. Gabriela. Rozumiesz?
- Tak - szepn��. Pot�na moc archanio�a dodawa�a mu si�, rozja�nia�a umys�, niweluj�c
skutki za�ytej mikstury.
- Suka... Suka wie. Du�o, ale nie wszystko. Poszczu�a Srogiego Lwa... tak, poszczu�a
go. Chce, �eby�my si� wszyscy pozagryzali. On mnie nie zabi�... Suka zabi�a... Powt�rz. Suka
zabi�a pi�tego z szeregu! Powt�rz! -
- Rozumiem. Zabi�a pi�tego z szeregu.
- Tak - szept przeszed� w chrapliwy �wist. - Mamy, przeciek... Plan A zagro�ony. Suka
domy�la si�... Podw�jny przeciek! Dlatego umieram... rozumiesz? Powt�rz! - Potrz�sn��
Nurielem tak mocno, �e anio� niemal j�kn��. - Powt�rz!
- Plan A zagro�ony. Podw�jny przeciek - powiedzia� Nuriel. By� blady jak wapno i
dr�a�. Twarz umieraj�cego drga�a z wysi�ku.
- Powiedz Gabrielowi... jeden z naszych... Suka uwodzi... i zabija. Pi�ty z szeregu...
Suka... szczuje...
S�owa zamieni�y si� w be�kot. Z ust i nosa le��cego pop�yn�a krew. Pi�ty z szeregu
umar� z bolesnym przekonaniem, �e nie zd��y� przekaza� wiadomo�ci do ko�ca.
- Daleko jeszcze? � zapyta� zdyszany Darkiel.
- Kilka ulic - Beryl te� brak�o tchu.
Ko�ci�, kt�rego szukali okaza� si�, niestety, na g�ucho zamkni�ty. Teraz pr�bowali
znale�� w pobli�u inny. Po pewnym czasie musieli jednak zwolni� kroku.
- Jeste� pewien, �e nic mu nie b�dzie?
Srebrne oczy spojrza�y na Beryl powa�nie.
- Prze�y� spory wstrz�s, ale je�li nie zgin�� od razu, to wyjdzie �z tego.
- Nigdy nie przypuszcza�am, �e anio�y... - zawaha�a si�.
- �paj�? Jeszcze jak! Ostatnio to sta�o si� nagminne. Od kilku setek lat dzieje si� co�
niedobrego, Beryl. Tak jakby porz�dek �wiata stopniowo si� za�amywa�. Nie wiem, jak ci to
wyt�umaczy�, nie rozumiem dlaczego tak jest. Nikt nie rozumie, ale wszyscy czuj�. Kiedy�
przenika�a nas Jasno��, by�a zawsze blisko, dodawa�a si�, kierowa�a nami, leczy�a,
podtrzymywa�a na duchu. A teraz Ona... przygas�a. W�a�ciwie chyba zgas�a zupe�nie. Nie
mamy ju� kontaktu z Panem, Beryl. Nie potrafimy Go odnale��. Nie pytaj dlaczego. Nie mam
poj�cia. Niekt�rzy anio�owie po prostu czuj� ten brak, ale inni cierpi� bez Jasno�ci. Musz�
szuka� zast�pczych �rodk�w. Wi�kszo�� zwraca si� ku Kr�lowej, chocia� jej cudowne, pe�ne
mi�o�ci �wiat�o r�wnie� jest niedost�pne. Pozostaje moc zgromadzona w miejscach, kt�re
odwiedza�a na Ziemi, b�ogos�awione �r�d�a, przedmioty. To daje na jaki� czas namiastk�
Jasno�ci. Ale, jak si� okaza�o, uzale�nia. I oczywi�cie jest surowo zakazane. G�ra pot�pia
nawet zwykle nadu�ycie wody �wi�conej. Trudno si� dziwi�, prawda? Wyobra� sobie
b��kaj�ce si� po Ziemi i Kr�lestwie rzesze napranych anio��w. Najwi�ksz� kas� zbija na tym
G��bia. Podobno �ap� na handlu trzyma sam Asmodeusz. To bardzo prawdopodobne.
Zdarzaj� si� te� takie oszuka�cze kanalie, jak ten zielony d�inn. Po tylu latach brania Nuriel
m�g�by przesta� by� taki naiwny.
Beryl s�ucha�a uwa�nie. Darkiel spostrzeg�, �e jej twarz z ka�d� chwil� robi si� coraz
bardziej smutna.
- Czy Nuriel mo�e mie� z tego powodu k�opoty? - spyta�a ostro�nie.
Darkiel zastanowi� si� przez moment.
- Nuriel... On jest �wietlistym. To znaczy nale�y do dobrze urodzonych. Ma naprawd�
wysok� pozycj�, ale nigdy si� nie wywy�sza, nie tak jak reszta. �wietli�ci to w wi�kszo�ci
zadufani w sobie, bezduszni dranie. Nuriel jest inny, sama widzia�a�. Nie pasuje do nich.
Zgrywa twardziela, ale naprawd� to nadwra�liwiec o z�otym sercu. Dla niego to musi by�
szczeg�lnie trudne.
Spojrza� jej w oczy.
- Gdyby da� si� przy�apa�, mia�by przed sob� ci�kie przej�cia - powiedzia�.
- A ty? - odwa�y�a si� spyta�. - Te� bierzesz?
Potrz�sn�� g�ow�.
- Nie. Urodzi�em si� w Pierwszym Kr�gu, s�u�� tylko przy Bramie Po�udniowego
Wiatru, nigdy nie by�em wy�ej ni� w Czwartym Niebie. Jestem nikim. Na swoje szcz�cie nie
znajdowa�em si� nale�ycie blisko, �eby Jasno�� odcisn�a na mnie pi�tno.
- Darkiel - szepn�a - co powinno by� w tej buteleczce? U�miechn�� si� smutno.
- Woda z Lourdes - powiedzia�.
Skr�cili za r�g. Pierwszy zatrzyma� si� anio�, tak gwa�townie, �e Beryl niemal na
niego wpad�a. Spojrza�a w g��b uliczki i r�wnie� zamar�a.
Stoj�cy naprzeciw m�czyzna nie by� wysoki, przy Darkielu wydawa� si� wr�cz niski.
Ciemne, d�ugie w�osy nosi� zwi�zane na karku w w�ze�. Smag�� twarz zdobi�a hiszpa�ska
br�dka. Otacza�a go g�sta, mroczna energia. Kiedy si� odezwa�, jego g�os przywodzi� na my�l
echo w podziemnym korytarzu.
- Kto was tu przys�a�?
- Nikt - odpowiedzia� Darkiel, przesuwaj�c si� tak, �eby zas�oni� sob� dziewczyn�.
Nieznajomy ods�oni� w u�miechu bia�e, drapie�ne z�by.
- W takim razie lepiej by�o siedzie� w domu i. klepa� paciorki. Teraz nie wystarcz3
wam czasu nawet na to.
Szare oczy lustrowa�y ich oboj�tnie. On nas zabije, pomy�la�a Beryl. Czarnow�osy
wyci�gn�� zza pasa sztylet, l�ni�cy jak sopel lodu. Darkiel zacisn�� d�onie w pi�ci, szykuj�c
si� do desperackiego ataku.
Uciekaj - mia� w�a�nie szepn�� dziewczynie, gdy us�ysza� odg�os szybkich krok�w
Zza przeciwleg�ego w�gla wy�oni�y si� nag�e dwie postaci.
Nieznajomy obr�ci� gwa�townie, warkn�� jakie� przekle�stwo i rzuci� si� w najbli�sz�
przecznic�.
- Zatrzymaj go! - us�yszeli okrzyk.
W tej samej chwili min�� ich w biegu pot�ny, rudow�osy anio� w sk�rzanej kurtce i
ci�kich buciorach.
- Michael - szepn�� oszo�omiony Darkiel. Beryl przygl�da�a si� drugiemu wybawcy,
kt�ry podchodzi� do nich wolnym krokiem. Mial szczup�� sylwetk�, proste, l�ni�ce jak
antracyt w�osy, r�wno przyci�te na wysoko�ci szcz�ki. Nosi� czarny, sk�rzany p�aszcz,
w�skie spodnie w barwie czerwonego wina i buty na grubej podeszwie. Na szczup�ej, suchej
twarzy o nieco za jasnej cerze malowa� si� w�adczy wyraz. Zielone oczy zdawa�y si�
bezdenne. Pod wp�ywem wzroku przybysza Beryl poczu�a zawr�t g�owy.
- Prze�yli�cie paskudn� przygod� - powiedzia�. - Czy kt�rekolwiek z was wie kim by�
ten Mroczny?
Darkiel zgi�� si� w niezgrabnym uk�onie.
- Nie znam go, wasza Jasno��. Pyta� czy kto� nas tu przys�a�. Racz przyj�� wyrazy
wdzi�czno�ci za ocalenie.
- Nie zrobi�em niczego specjalnego. Michael przynajmniej kawa�ek sobie pobiegnie.
Id�cie w pokoju i nie zawracajcie sobie g�owy. By� mo�e b�d� musia� mu pom�c.
Odwr�ci� si�, �eby odej��, gdy Darkiel pad� nagle na kolana.
- Panie! - zawo�a� b�agalnie. Wys�uchaj mojej pro�by! Such� twarz wykrzywi� grymas
irytacji.
- Wsta�! Nie jeste�my w Kr�lestwie. Nie znosz� tych s�u�alczych ceremonia��w. Jak
si� nazywasz?
Darkiel. S�u�� przy Bramie Po�udniowego Wiatru.
- Wobec tego dlaczego ci� tam nie ma?
Darkiel zmiesza� si�.
- M�j przyjaciel� zapad� na zdrowiu. Mia� gwa�towny atak zatrucia czarn� magi�.
B�agam, pom� mi.
- Kupi� lew� dzia�k�? Co za przykro��. Nie rozumiem tylko, co ja mam z tym
wsp�lnego?
- To Nuriel, anio� Burzy Gradowej - powiedzia� cicho Darkiel.
- Nuriel? Mam dzisiaj wiecz�r niespodzianek. Dlaczego my�lisz, �e to co� zmienia?
Mo�e przynajmniej raz poniesie konsekwencje tego, co robi!
- Pom� mu - krzykn�a rozpaczliwie Beryl. - Prosz�! Kimkolwiek jeste�. W
zielonych oczach zab�ys�o zainteresowanie.
- Gabriel - przedstawi� si�. Dziewczyna mimowolnie otworzy�a ze zdziwienia usta.
Archanio� u�miechn�� si�.
- My�lisz, �e powinienem ratowa� mu ty�ek, zak�adaj�c, �e Michael sam sobie
poradzi? Mo�e i tak. �ebym nie zapomnia�, �e zajmuj� si� r�wnie� mi�osierdziem.
Zaprowad�cie mnie do niego.
Nie uszu nawet polowy drogi, gdy spostrzegli wysok�, kanciast� sylwetk� z fioletow�
plam� czupryny.
� Jak mi�o ci� widzie� na nogach! - cierpko powita� go Gabriel. - Sam si�
pozbiera�e�? Tym razem doigra�e� si�, Nuriel. Przyjmij do wiadomo�ci, �e jestem wkurzony!
Na �ci�gni�tej twarzy anio�a malowa�o si� napi�cie.
- Gabrielu, z ca�ym szacunkiem, to nie jest najlepszy moment, �eby mnie opieprza�!
- powiedzia�. - Pi�ty z szeregu nie �yje. By�em przy jego �mierci.
Gabriel drgn��. Sand! - pomy�la�. Pi�ty z siedmiu archanio��w, stoj�cych przed
Tronem Pa�skim. Michael mia� racj�. Zbyt p�no zacz�li�my go szuka�.
Spojrza� na Nuriela.
- M�w! - rzuci� pr�dko.
- Powiedzia�, �e suka poszczu�a Srogiego Lwa przeciwko nam. Domy�la si� prawdy.
To ona go zabi�a. Plan A zagro�ony. Jest przeciek. Podw�jny! Wspomnia� co� o jednym z
naszych, ale nie zd��y� sko�czy�. Majaczy�. Nic z tego nie rozumiem.
- To i lepiej dla ciebie - mrukn�� Gabriel. Przesun�� r�k� po twarzy. By� wstrz��ni�ty.
My�l idioto - nakaza� sobie. Srogi Lew? Ariok. No tak. Michael goni Arioka. Cholerna suka
Lilith zabi�a Sariela! Dlaczego? �eby�my nabrali przekonania, �e zrobi� to Ariok. Mieli�my
spotka� tu Arioka, a potem znale�� cia�o pi�tego z szeregu. Wszystko wskazywa�oby na to, �e
Ariok go zabi�. W takim razie Srogi Lew musia�by da� g�ow� pod top�r. Po jakiego diab�a
Lilith zale�y na �mierci Arioka? Knuje co�, to pewne. �wi�ta Jasno�ci! Jeszcze ten przeciek!
Kto� z Mrocznych pu�ci� farb�, to by�o w sumie do przewidzenia. A kto z naszych? Je�li
przeciek jest podw�jny� siedzimy na bombie. Sk�d ta Suka wie o planie A? My�l, my�l,
Gabrielu, bo inaczej Kr�lestwo runie Ci na g�ow�!
Podni�s� wzrok i napotka� trzy pe�ne napi�cia spojrzenia.
- Jeste� pewien, �e powt�rzy�e� wszystko? - zwr�ci� si� do Nuriela.
Anio� skin�� g�ow�.
- Tak. Nic wi�cej nie zd��y� powiedzie�.
- Chyba powinienem p�j�� w �lady Sariela - szepn�� Gabriel. - Mia�bym przynajmniej
spok�j. Darkiel! Natychmiast wracaj na posterunek przy Bramie. Nuriel! Zabierz dziewczyn�
i nie opuszczaj Terenu Kr�lestwa. Mo�esz mi by� potrzebny. Gdyby� co� sobie przypomnia�
albo zauwa�y�, bezzw�ocznie mi zamelduj.
Si�gn�� do kieszeni p�aszcza.
- Masz - poda� Nurielowi p�aski kryszta� z wyrytym wewn�trz okiem. - To Oko Dnia.
Dzi�ki niemu b�dziesz wiedzia� gdzie jestem. Chyba nie musz� wam m�wi�, �e nigdy mnie tu
nie widzieli�cie?
Wszyscy troje potrz�sn�li g�owami.
- Panowie, sytuacja jest powa�na - powiedzia� Gabriel. - Je�li macie jakie� pomys�y,
podzielcie si� �askawie z pozosta�ymi.
Zapad�o g�uche milczenie. Gabriel przesuwa� wzrok po twarzach zebranych.
Przy najdalszym ko�cu sto�u ustawionego w podkow� siedzia� Rafael, wierny,
wypr�bowany przyjaciel, archanio� uzdrowie� o kasztanowych, lekko faluj�cych w�osach i
oczach ciep�ych jak jesienne s�o�ce. Wydawa� si� zafrasowany. Mi�� nerwowo r�kaw
skromnej szaty. Spo�r�d zgromadzonych tylko on, Tammuz i Uriel ubierali si� zgodnie z
tradycj�. Rafael mia� szczery, �agodny charakter. Cz�sto zbyt �agodny, skonstatowa� Gabriel.
Obok siedzia� Fanuel, archanio� pokuty. Jego m�odzie�cza, ascetyczna twarz nie nosi�a
�lad�w surowo�ci. W orzechowych oczach widnia�o raczej uduchowienie. W�osy koloru
miodu nosi� kr�tko obci�te. Gabriel nie zna� go dobrze i z tej racji nie bardzo mu ufa�.
Archanio� zdawa� si� bardzo ma�o wiedzie� o regu�ach, rz�dz�cych Kr�lestwem, wobec czego
m�g� si� okaza� niebezpieczny. To idealista, pomy�la� Gabriel. Najch�tniej wykluczy�by go
ze spisku, ale Fanuel nale�a� do siedmiu archanio��w Tronu, wi�c by�oby to niewykonalne.
Miejsce Sariela sta�o puste. Ksi��� Zast�p�w, Michael, najserdeczniejszy przyjaciel
Gabriela, podpiera� brod� pot�n� pi�ci�. Jego �mia�a, przystojna twarz okolona bujnymi
k�dziorami w kolorze szafranu, by�a zas�piona. Spojrzenie niebieskich oczu na chwil�
zatrzyma�o si� na Gabrielu, usta skrzywi�y si� w grymasie irytacji. Widocznie Michael wci��
wyrzuca� sobie, �e nie zdo�a� dopa�� Arioka.
Obok Michaela siedzia� Uriel, najbardziej podobny do obiegowego wizerunku
archanio�a. Regent S�o�ca mia� sylwetk� atlety, z�ote loki, b��kitne oczy, i dumne
usposobienie. Gabriel musia� jednak przyzna�, �e Uriel jest bardzo odpowiedzialny i lojalny.
Chudy, kostyczny Razjel, Pan Tajemnic, Ksi��� Mag�w, swoim zwyczajem znalaz�
sobie miejsce nieco na uboczu. Ubiera� si� na b��kitno, a czarne, g�ste w�osy splata�,
podobnie jak Izrafael, w d�ugi si�gaj�cy ko�ca plec�w warkocz. Oczy Razjela mia�y lodowy
kolor akwamaryny. Gabriel bardzo go lubi� za nieprzeci�tn� inteligencj� i sarkastyczne
poczucie humoru. Razjel by� indywidualist�. Nie znosi� celebry, nie pragn�� w�adzy,
kolekcjonowa� cenne ksi�gi, zajmowa� si� magi� i literatur�.
Po drugiej stronie sto�u zgromadzili si� Mroczni. Wynios�y, opryskliwy Belzebub,
zwany W�adc� Much, kt�remu z�o�liwi przeciwnicy nadali przydomek �Lep�. Elegancki,
oboj�tny Azazel o fio�kowych w�osach i oczach, mi�o�nik polowa�, najlepszy skrytob�jca,
jaki si� kiedykolwiek narodzi�. Mocny, zwalisty Belial, najrozs�dniejszy z Mrocznych, kt�ry
miewa�, niestety, ataki sza�u, poprzedzane d�ugimi okresami depresji. W�osy koloni wi�ni
zwyczajem mo�nych z G��bi wi�za� na karku w w�ze�. Drobny, smuk�y, pi�kny i zepsuty
Asmodeusz, w�a�ciciel wszystkich dom�w gry i burdeli w Limbo, Przedpieklu i Otch�ani,
stuka� wypiel�gnowanym palcem w blat sto�u. W seledynowych, misternie zaplecionych
w�osach po�yskiwa�y drogie kamienie. Asmodeusz by� urodzonym intrygantem, kobieciarzem
i utracjuszem. Nigdy jednak nie pozwala� sobie na zb�dne ryzyko. Gabriel, chc�c nie chc�c,
musia� podziwia� jego talent do interes�w i zjadliwy j�zyk. Cieszy� si� w duchu, �e
upodobania Asmodeusza do luksusu i rozrywek przewy�szaj� jego ��dz� w�adzy.
Z ch�opi�c� niemal twarz� Asmodeusza kontrastowa� ostry, jastrz�bi profil
Mefistofelesa. To inteligentny taktyk, oceni� Gabriel, chocia� zbytnio poddaje si� emocjom.
Na rogu siedzia� Tammuz, g�upi, pr�ny, zadufany w sobie, lecz posiadaj�cy liczne grono
poplecznik�w. W ko�cu spojrzenie Gabriela zatrzyma�o si� na siedz�cym naprzeciw,
najpot�niejszym Mrocznym. Lucyfer, Nios�cy �wiat�o, pogardliwie nazywany przez
wrog�w Lampk�, mia� mocn� szcz�k�, kr�tko ostrzy�one, jasne jak piasek w�osy i oczy w
barwie granitu, pe�ne zimnego blasku. Ubiera� si� na czarno, starannie, ale bez zbytku.
Zmierzyli si� wzrokiem. Przystojna twarz Lucyfera by�a ponura i napi�ta.
- Je�li dobrze zrozumia�em - odezwa� si� - z tego, co zd��y� powiedzie� Sariel wynika,
�e jeden z was, miii Panowie �wietli�ci, jest, �e si� tak wyra��, Judaszem. Przy okazji,
kondolencje z powodu nag�ego zgonu pi�tego z szeregu. Musia�o mu by� ci�ko odchodzi�,
maj�c do przekazania tak� hiobow� wie��.
- Nie mamy pewno�ci, co mia� na my�li Sariel, wspominaj�c o jednym z NASZYCH.
lecz to, co dotyczy�o WAS nie budzi najmniejszych w�tpliwo�ci - przerwa� Gabriel z
naciskiem.
- Uwa�asz, �e przeciek powsta� z naszej strony? � warkn�� zaczepnie Belzebub.
- Wcale nie uwa�am. Ja wiem. Razjelu, zechciej przybli�y� panom gar�� fakt�w.
Zapad�o ponure milczenie. Wywiad Razjela uchodzi� zawsze za przynajmniej r�wnie
dobry, jak Azazela. Ksi��� Tajemnic za�o�y� nog� na nog� i odezwa� si� spokojnie:
- Umieraj�c, Sariel wspomnia� o podw�jnym przecieku oraz o zagro�eniu ze strony
Lilith i jej sprzymierze�c�w. Jasno i wyra�nie stwierdzi�, �e zgin�� na rozkaz Suki. Lilith
pr�bowa�a wrobi� Arioka w morderstwo Sariela i tym samym zmusi� nas do pozbycia si� go,
sugeruj�c, �e Srogi Lew wie co� o naszym.. hmm, sprzysi�eniu. Nie mamy pewno�ci
dlaczego Lilith zale�a�o na �mierci Arioka. Osobi�cie uwa�am, �e chcia�a spreparowa�
fa�szywy dow�d zdrady. obecnych tutaj Mrocznych, sugeruj�c ich potajemne konszachty z
jednym z najpot�niejszych Ksi���t otch�ani, wy��czonym z udzia�u w koalicji. Sariela
musia�a u