Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian

Szczegóły
Tytuł Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 WSTĘP Strona 4 POŁUDNIE I PÓŁNOC Jeśli dziś wymieniamy te dwa pojęcia geograficzne, przeważnie mamy na myśli przeciwieństwo między bogatą Północą i uboższym od niej Południem. U początków naszej cywilizacji było odwrotnie: przeciw zamożnemu Południu szli z północy wygłodniali barbarzyńcy. Wśród związanych z tym procesem dramatycznych wydarzeń ukształtowała się niegdyś, głównie w ciągu drugiego tysiąclecia i pierwszych wieków pierwszego tysiąclecia przed Chr., kultura grecka, będąca inauguracją naszych europejskich dziejów. Stare kultury Południa Przed nią istniały w krajach Południa starsze kultury. Była to kultura Egiptu oraz prastare tradycje wschodnie: w Azji Mniejszej, w Syrii, w Mezopotamii. W tych południowych strefach rozpowszechniło się już w poprzednich tysiącleciach rolnictwo, wielki przełom w dziejach ludzkości po epoce zbieractwa i pasterstwa. I zdążyła już nastąpić druga doniosła, też dokonana w ciągu długich wieków, metamorfoza, zwana dziś przez uczonych „rewolucją miejską”. Rolnicze wioski łączyły się w większe osiedla, a potem, w ciągu czwartego i trzeciego tysiąclecia przed Chr., w miasta. Na obszarach, jakie kiedyś w przyszłości miały się nazywać Europą, ten rodzaj kultury najwcześniej zaświtał na niektórych wyspach Morza Egejskiego i na Krecie. Za najstarsze europejskie miasto uchodzi gród ciągle jeszcze odkopywany w miejscowości Poliochni na wyspie Lemnos; genezą sięga on połowy trzeciego tysiąclecia. Można i dziś tam zobaczyć kamienne ławy, na których nasi przodkowie siadali przed ogniem, gdy w chłodnej porze zimowej wrócili wieczorem do świetlicy zziębnięci. W początkach drugiego tysiąclecia bliższa Afryce Kreta przewyższyła swoją kulturą mniejsze wyspy. Wyrosły pierwsze jej pałace, w Knossos, w Malii, w Fajstos i w innych miejscach. Istniejące na Krecie przynajmniej od 1900 r. przed Chr. pismo hieroglificzne zastąpił, może w XVIII wieku, system alfabetu sylabicznego, tzw. pismo linearne A, którego świadectwa posiadamy aż do XV wieku przed Chr. Dotychczas milczy ono wobec nas, gdyż pod jego znakami kryje Strona 5 się mowa nieznana, odmienna od greki, nie należąca do rodziny języków indoeuropejskich. Kreteńczycy, jak też pierwotni mieszkańcy wielu innych wysp we wschodnich regionach śródziemnomorskich i mieszkańcy dużej części dzisiejszej Grecji kontynentalnej byli, według wszelkiego prawdopodobieństwa, spokrewnieni z kręgiem tzw. ludów azjanickich, żyjących wówczas najliczniejszą rzeszą w Azji Mniejszej, i mówili podobnym do ich mowy językiem, dla nas ciągle tajemniczym, tak samo jak niezbadany jest język innego ludu wywodzącego się z Azji Mniejszej, italskich Etrusków. Kultura mykeńska Z języka pierwotnych mieszkańców Grecji przeniknie do greckiej mowy wiele nazw geograficznych, na przykład te, które są zakończone na -nthos, -ssos (jak Korynthos, Ilissos), oraz garść oderwanych słów, do których prawdopodobnie należy słowo oznaczające morze, thalassa. Kultura grecka bowiem miała się narodzić nad morzem, a w dużej mierze nawet na morzu, ale językowi przodkowie pragreckich przybyszów może nawet nie mieli własnego słowa na określenie owego wodnego przestworu. Chyba nie pomylimy się, mniemając, iż on sam był im niegdyś tak nie znany, jak nam do niedawna druga strona Księżyca. Należeli do wielkiej rodziny ludów indoeuropejskich. Na Północy, na obszarach rozległych stepów, byli koczującymi pasterzami, hodowcami koni i wojownikami. Do ziem, które w przyszłości będą greckie, nad Morze Śródziemne, pragreccy potomkowie owych pasterzy wchodzili szerszą ławą najprawdopodobniej ku końcowi trzeciego albo we wczesnej części drugiego tysiąclecia przed Chr.; hipotezy badaczy wahają się od r. 2100 do 1900. Najeźdźcy ujarzmiali żyjące tu ludy rolnicze, które późniejsza tradycja helleńska będzie nazywała Pelazgami. Osiedlając się i łącząc z ludnością podbitą, nadali piętno kształtującej się od początków XVI wieku kulturze, którą od głównego ówczesnego grodu na Peloponezie, Myken, nazywamy mykeńską. Co w niej pochodziło od Pelazgów, co od zdobywców, a co wreszcie miało genezę w oddziaływaniu kultury mieszkańców wysp Morza Egejskiego oraz ludu żyjącego na Krecie, to ciągle stanowi przedmiot wielu uczonych sporów. Zdobywcy bowiem, gdy od podbitych plemion nauczyli się żeglować, poczęli się wyprawiać na wyspy, a także na zamorskie wybrzeża. Zachodnia Azja i Egipt swą zamożnością, opartą na starych kulturach, bardziej ciągnęły ich ku sobie niż na przykład górskie ostępy obszarów, które będą kiedyś Macedonią czy Ilirią. Nabywali wielu kunsztów od południowych ludów, Syryjczyków i Egipcjan, najbardziej zaś od wspólnej kultury Krety i niektórych wysp Morza Egejskiego, nazywanej dziś przez nas, od imienia mitycznego Minosa, minojską. Podbijając albo łupiąc wybrzeża Azji Mniejszej, natykali się tam na potęgę Hetytów, również indoeuropejskich przybyszów, osiedlonych w głębi tego subkontynentu. Teksty hetyckie, ryte alfabetem klinowym na glinianych Strona 6 tabliczkach, nieraz wymieniają owych Ahhijawa, Achajów; to miano pierwotnych Greków dobrze znamy z poematów Homera. Pewnie już wtedy pożądliwie patrzeli oni także na Kretę, ale można wątpić, czy rychło zdołali się dobić do jej wrót. Wprawdzie w początkach XVII wieku przed Chr., jak to wyśledzili archeologowie, pałace w Knossos i w Fajstos runęły w gruzy, ale przyczyną tego było najprawdopodobniej trzęsienie ziemi. Nie można oczywiście wykluczyć domysłu, że po tropach katastrofy tektonicznej wdarli się też jacyś napastnicy. Pewnie jednak prędko zmuszono ich, by poszli sobie precz. Kreta podźwignęła się z ruin. Pałac knossyjski stał się jeszcze piękniejszy, niż był przedtem. Jego ówczesną nową formę do pewnego stopnia dziś znamy, bo w latach 1900–1905 właśnie tę warstwę odkopał Arthur Evans, rekonstruując ją zresztą w sposób urągający nieraz ścisłości naukowej. Potęga Krety Wieki XVII–XVI przed Chr. były porą rozkwitu kultury kreteńskiej. Na wybrzeżach, zwłaszcza wokół pałaców przepełnionych dziełami sztuki, nie tylko w Knossos, lecz i w innych miejscach wyspy, roiły się schludne domki rzemieślników. Wyrastały liczne wille wiejskie. Kreteńczycy byli wielkimi żeglarzami, ich wyspa była niewątpliwie potęgą handlową. Evans odkopany przez siebie pałac w Knossos połączył ze wspomnieniem sławnego w greckich mitach, a wymienionego także przez Tukidydesa, króla Krety, Minosa, którego imię może jest przekształconym w greckiej wymowie kreteńskim mianem całej, mającej niegdyś siedzibę w Knossos, dynastii. „Jak słyszymy – pisze Tukidydes (Wojna peloponeska, 1, 4) – pierwszy miał flotę Minos. Panował on nad przeważającą częścią morza zwanego dziś Helleńskim, a rządził też Cykladami. Większość ich pierwszy skolonizował, wypędziwszy Karów, a władcami ustanowiwszy swoich synów. Trzebił też oczywiście piratów na morzu, aby dochody pewniej do niego płynęły”. Można jednak podejrzewać, że wielki historyk w tym miejscu myli się. Taką władzę nad morzem sprawowali prawdopodobnie nie Kreteńczycy, lecz – w późniejszym okresie – pojętni ich uczniowie w żeglarstwie, Achajowie, gdy wreszcie utworzyli swoje wojownicze imperium, może będące federacją księstw. Zanim to się stało, przedgrecka Kreta miała przed sobą jeszcze okres własnych dziejów, zresztą dramatycznych. Archeologowie stwierdzają zniszczenia w Knossos i w innych miejscach wyspy około r. 1500 przed Chr. Okoliczności są dla nas znowu niejasne. Może spowodowało te szkody trzęsienie ziemi towarzyszące erupcji wulkanicznej na dosyć bliskiej (niewiele ponad 100 km na północ) wyspie Terze (dziś Thira, Santoryn). Po pewnym czasie, jak się zdaje, Tera jeszcze groźniej wybuchła: rozpadła się w kawały, znaczną jej część pochłonęło morze; kto wie, czy ta katastrofa nie jest jednym ze źródeł starych opowieści o zatopionej Atlantydzie, jakie, według świadectwa zapisanego w Timajosie Strona 7 Platona (24e i n.), mędrzec Solon (w tysiąc lat po owym kataklizmie) słyszał od Egipcjan. Dla śledzonych przez nas dziejów ważniejsze jest jednak to, że jeszcze większa dewastacja, jaką na Krecie przetrwało tylko Knossos, została spowodowana najprawdopodobniej wzbitą na morzu podczas tamtej eksplozji gigantyczną falą, która druzgotała kreteńskie grody. Obnażone zaś wybrzeża stanęły, jak się zdaje, otworem dla najazdu zza morza. Achajowie wobec Krety Jeżeli był najazd, to chyba achajski. Na czym opiera się ten domysł? W pałacu knossyjskim przechowały się, oprócz tabliczek pokrytych wspomnianym już pismem linearnym A, tak samo utrwalone dokumenty w przemienionym alfabecie, w tzw. piśmie linearnym B, które wobec nas przestało milczeć. W r. 1952 Michael Ventris i John Chadwick zdołali je odcyfrować: z tabliczek przemówił do nas pierwotny język grecki, starszy o kilkaset lat od najdawniejszych znanych nam przedtem inskrypcji. Okazało się, że pismo to było alfabetem sylabicznym dostosowanym do mowy greckiej, zresztą bardzo ułomnie. To jednak, że przemówiło (ze znalezionych w Knossos tabliczek, z których najstarsze uczeni datują, nie bez wahania jednak, na okolice r. 1400 przed Chr.) po grecku, utwierdziło badaczy w żywionym przez nich już przedtem mniemaniu, iż Knossos opanowali Achajowie. Czy był to podbój? Czy raczej sojusz, może oparty na małżeństwie dynastycznym? Tego nie wiemy. Możemy się jednak domyślać, że właśnie w Knossos dokonano dzieła adaptacji kreteńskiego pisma sylabicznego do mowy greckiej. Było to potrzebne do celów bardzo praktycznych. Treść zapisów knossyjskich dotyczy często inwentaryzacji dobytku. Późniejsze tabliczki, pokryte tym samym pismem linearnym B, a będące nieraz dokumentami dzierżawienia gruntu albo wykazami ofiar składanych bóstwom, znaleziono w zamkach achajskich na Peloponezie, zwłaszcza w zbudowanym w XIII wieku przed Chr. zamku w Pylos w Mesenii oraz w datowanych na ten sam wiek domach wokół zamku w Mykenach. Pomników kultury mykeńskiej znamy niemało. Jak bowiem Arthur Evans miał być u świtu naszego stulecia odkrywcą minojskiej Krety, tak wcześniejszy eksplorator, Heinrich Schliemann, od dzieciństwa wielbiący eposy Homera, w drugiej połowie XIX wieku dał początek wydobywaniu z ziemi świata mykeńskiego, który dziś roztacza się przed nami rozległą panoramą. Najświetniej rozkwitał w wiekach XIV–XIII. Również on nie uniknął pożarów. Ich łuna ogarnęła wiele zamków na przełomie XIII i XII wieku przed Chr. Właśnie w pożogach ma też przyczynę przetrwanie pokrytych pismem linearnym B tabliczek w Knossos, w Pylos i w zgliszczach domów wokół zamku w Mykenach (ten ostał się o sto niemal lat dłużej): glina tak stwardniała w ogniu, że możemy ją i dziś wziąć w ręce. Również tym razem nie wiemy na pewno, kto wzniecił pożary i co było Strona 8 główną przyczyną ówczesnego załamania się potęgi achajskiej. Była to pora nie tylko greckiej niedoli, lecz olbrzymiej klęski, jaka zwaliła się na całą wschodnią część świata śródziemnomorskiego, katastrofy, jak sądzi niejeden dzisiejszy historyk, straszniejszej od tego, co miało się stać o półtora tysiąca lat później: upadek cesarstwa rzymskiego nie był tak głęboką ruiną, jaką wcześniej był kres epoki brązu. W Azji Mniejszej rozpada się wówczas imperium Hetytów. W wielu krajach Bliskiego Wschodu kultura miejska przestaje się rozwijać, a nawet nędznieje. Ubożeje także Egipt pod rządami dwudziestej dynastii faraonów, i to pomimo wysiłków wielkiego Ramzesa III (w pierwszej połowie XII wieku przed Chr.). Wschodni obszar śródziemnomorski jakby cofnął się o wiele wieków. Wielka katastrofa Czy klęskę spowodowała nowa seria wstrząsów tektonicznych? A może przyczyną był dopust niezwykle długiego okresu suszy i wyłoniony z niego srogi głód, który przywodziłby ludy do rozpaczy i do buntów? Albo owa słynna w dotychczasowych hipotezach, tajemnicza i tylko przypuszczalnie tropiona przez badaczy w inskrypcjach faraonicznych, inwazja „ludów morskich”? Czy raczej jakieś wielkie migracje plemienne, z którymi w krajach greckich może łączyły się rewolty poddanych zwrócone przeciwko władztwom achajskim? Kto jednak wie, czy nie należałoby się domyślać przede wszystkim krótkich najazdów łupieżczych (może nawet inwazja „ludów morskich” jest ich ogólnym określeniem?), nagłego pojawiania się zbrojnych band, które rozbijały mury grodów, uwoziły złoto, cenne wytwory rzemiosła, kobiety i dzieci, a za sobą zostawiały zgliszcza? Możliwość takich napadów każe nam też domniemywać się, iż organizacja społeczna w owej strefie świata wówczas się rozprzęgała. Jeśli zaś toczyły się zażarte walki, warto również zapytać, jakie przemiany w technice wojennej rozstrzygały o ich wyniku. Dawniejszą teorię, że główną rolę odegrały miecze żelazne roztrzaskujące oręż spiżowy, a zwłaszcza że owo żelazo rozbłysnęło najpierw w rękach najeźdźców doryckich, wielu uczonych dziś podważa. Prawdą jest jednak, i coraz wyraźniej wyłania się to z obecnych badań, iż właśnie przełom epoki brązu i epoki żelaza, zbiegający się z porą owej katastrofy wschodniej części obszaru śródziemnomorskiego, był czasem wielkiej przemiany nie tylko w rodzaju uzbrojenia, lecz i w samej technice toczenia bitwy: znamienne dla wieków brązu walki rydwanów, wobec których piechota pełniła rolę tylko pomocniczą, ustępują miejsca starciom bardziej (w pewnym sensie) „demokratycznym”, zmaganiu się pieszych i konnych zastępów. „Ciemne wieki” Przedstawiani niegdyś w łunie grozy Dorowie, których rolę w upadku świata mykeńskiego dziś się dosyć powszechnie pomniejsza, to były nowe, kolejne ławice Strona 9 greckich ludów, płynące z Północy w tamtej dramatycznej epoce, plemiona mówiące nieco inną niż Achajowie formą helleńskiego języka. Wchodziły do ówczesnej Grecji, której ludność składała się z greckich plemion już tu osiadłych i ze zmieszanych z nimi dawniejszych mieszkańców tych krajów, czyli z „Achajów” i „Pelazgów”. Trudno wątpić, że Dorowie byli wówczas takimi barbarzyńcami, jakimi o kilka wieków wcześniej byli Achajowie. Chyba jednak nie Dorowie zburzyli cywilizację mykeńską. Lecz, jak się zdaje, dobili ją, zadali jej ostatnie ciosy. Prawdopodobnie około r. 1120 przed Chr. rzucili w proch twierdze, tak długo się broniące, Myken i Tirynsu. Być może jednak nie zawsze wchodzili do Grecji jako napastnicy. Poszukają zresztą kiedyś usprawiedliwienia swojej władzy nad Peloponezem w mitach o „powrocie Heraklidów”. W Tesalii i w przeważającej części Peloponezu umocnili się jako rządząca mniejszość. Lecz Arkadia, na środku owego półwyspu, pozostała niezależna od nich, spośród zaś wszystkich grodów kultury mykeńskiej najmężniej Ateny, znędzniałe, ale nie ujarzmione, oparły się wszelkim najazdom: Ateńczycy w przyszłości będą to z dumą podkreślali, że są w swoim kraju autochtonami. Tymczasem Dorowie kształtowali własne państwa, z których najtwardszym i najściślej zorganizowanym będzie Sparta. Gdy nauczyli się żeglować, sięgnęli i oni po niektóre wyspy na Morzu Egejskim i po Kretę; w czasach historycznych ta oświecona dawną chwałą wyspa będzie głównie dorycka, aczkolwiek w niższej warstwie społecznej długo tu przetrwają „Eteokreteńczycy”, „Prawdziwi Kreteńczycy”, być może przechowujący jakieś elementy przedgreckiego, azjanickiego języka. Z tych obszarów, gdzie Dorowie stawali się warstwą rządzącą, wcześniejsi osiedleńcy, jeśli nie chcieli poddać się ich rozkazom, uciekali. Płynęli ku innym brzegom, zwłaszcza na wyspy u zachodnich wybrzeży Azji Mniejszej i na same te wybrzeża, których znaczna część będzie w przyszłości nazywana Jonią. Postojem w tułaczce były dla wielu emigrantów Ateny, ciągle niepodległe; już wtedy zaczyna się wielka rola tego miasta w dziejach Grecji i świata, błyska nawet ich geniusz w dziedzinie sztuki: w Atenach najczęściej znajdujemy od XI wieku przed Chr. ceramikę tzw. „protogeometryczną”, będącą zapowiedzią zdobnictwa wielkich, wspaniałych kraterów „geometrycznych”. Powstaną te kratery w IX wieku, w nowym świcie kultury, gdy będą się również kształtowały przesłanki wielkiej poezji. Na razie w greckich krajach kłębią się, niejasne dla nas, zmagania. Są to „ciemne wieki”, XII–X; nazwa ta znaczy przede wszystkim to, iż mało o nich wiemy. Najprawdopodobniej zaginęła też wtedy w Grecji sztuka pisma. Ale i tego nie jesteśmy pewni. Strona 10 Strona 11 PO DWÓCH STRONACH „CIEMNYCH WIEKÓW” Przyjrzyjmy się jeszcze przez chwilę panoramie świata mykeńskiego. Homeryckim mianem Achajów symbolicznie określamy wszystkie plemiona greckie uczestniczące w pierwszej wielkiej wędrówce na Południe, jaka się zaczęła około przełomu trzeciego i drugiego tysiąclecia przed Chr. Podziwiali oni przez kilka wieków kulturę podbijanych Pelazgów, ciągle zbyt mało nam znaną, a także wyższą kulturę niektórych wysp na Morzu Egejskim, zwłaszcza Krety minojskiej z jej pałacami. Była szczególna przyczyna, dla której patrzeli na nie z tak wielką admiracją. Można przypuszczać, że ci potomkowie koczowników przez pierwsze wieki pobytu w nowych siedzibach mieszkali nadal w namiotach i szałasach. Wcześniej budowali groby niż zamki. W głównym ośrodku potęgi mykeńskiej, w samych Mykenach, archeologowie odkopali wspaniały krąg grobów szybowych z XVII i XVI wieku przed Chr., a nie znaleźli śladów zamku z owego czasu. Zamki, których ruiny znamy, jak Tiryns, Pylos i najświetniejsze Mykeny z monumentalną Bramą Lwów, zbudowano w późniejszych wiekach epoki mykeńskiej. Szałasy i pałace Wyglądały też one bardzo odmiennie od pałaców kreteńskich. Minojski pałac w Knossos na Krecie prowadzi nas z przedsionka do przedsionka, z komnaty do komnaty, jakby zaiste był labiryntem. Freski budzą w nas dziś nieufność, bo wiemy, jak bardzo malarze przywiezieni przez Arthura Evansa zrekonstruowali je. Ale jakieś wzory w tym, co wydobyto z ziemi, jednak mieli. Pałac świeci czerwienią, żółtością i błękitem. Kwitną w nim kwiaty, igrają delfiny. Wiele fresków odjęto od ścian i przeniesiono do innych sal pałacu albo do muzeum w Iraklionie. Można zobaczyć, jak niebieska małpa idzie sobie po skałach, młodzieniec wykonuje ćwiczenie jakby akrobatyczne na grzbiecie byka, inny młodzieniec schyla się po kwiat szafranu, a jakiś smukły książę kroczy przez łan lilii. Kobiety, być może tylko kapłanki, ubrane są w długie, głęboko wydekoltowane suknie. Mężczyzn widzi się przeważnie w krótkich spódniczkach Strona 12 na biodrach. W pałacowych magazynach tłoczą się olbrzymie beczki gliniane, jakie Grecy będą nazywali pithoi. W środku budowli otwiera się ku niebu wielki dziedziniec, a blisko niego jest „sala tronowa”, gdzie przed wymalowanymi na ścianie żółtymi na czerwonym tle liliami i klęczącymi gryfami ktoś dostojny (sam Minos?) zasiadał na alabastrowym tronie, którego oparcie naśladuje kształt węźlastego pnia drzewa. Domyślamy się, iż minojscy Kreteńczycy, zarówno książęta z pałaców, jak i mieszkańcy schludnych domków miejskich i willi wiejskich (także odkopanych przez archeologów, następców Evansa), czule wpatrywali się w przyrodę. Świadczą o tym malowidła, rzeźby, sarkofagi, gdzie mocno jest uwydatniony kult drzew, zwierząt, gór oraz kult zmarłych. Niedostatecznie znamy kreteńską religię, ale zabytki minojskie zdają się wskazywać, że na czele panteonu stała wielka bogini. Być może, jej wizerunkiem jest figurka z kości słoniowej, pomalowana, „bogini z wężami” z Knossos (1600–1550 przed Chr.): z obnażonymi piersiami, w sukni do ziemi, trzyma ona w wyciągniętych rękach dwa wijące się węże; na głowie jej siedzi kot. Zapewne małżonkiem bogini był bóg czczony pod postacią byka; dobrze nam znane stylizowane rogi kamienne są jego emblematem. Oboje symbolizowali niepojęte, groźne i błogosławione życie przyrody, zwłaszcza jej tajemniczą moc płodności. Mykeńczycy zaś, gdy wreszcie zaczęli wznosić swoje zamki, budowali je inaczej. Trzon mykeńskiego pałacu to tzw. megaron, czyli duża sala z ogniskiem pośrodku, będąca jakby powiększonym i skonstruowanym z głazów szałasem; w Odysei będziemy przez wiele godzin przebywali w megaronie dworu na Itace. W późnych wiekach mykeńskich zamki Achajów, a wcześniej ich groby, kryły w sobie przepych sztuki odmiennej w pewnej mierze, własnej, ale gorejącej nie mniejszym blaskiem niż skarby pałaców kreteńskich. W XIX wieku Heinrich Schliemann najpierw zaczął z pomocą opłacanych przez siebie pracowników rozkopywać, z Odyseją w ręku, Itakę w poszukiwaniu domostwa Odyseusza, następnie zaś pożeglował na wschód, aby wreszcie szukać wymarzonej Troi z Iliady. Wiedziano, że był to niegdyś gród ludu azjanickiego, wznoszący się na którymś ze wzgórz pośród równiny roztaczającej się w północno-zachodnim rogu Azji Mniejszej. Schliemann wybrał wzgórze Hisarlik, co po turecku znaczy „Zamek”, położone, zgodnie z opisem Homerowym, blisko Morza Egejskiego; w historycznych już czasach starożytni zbudowali tu miasto o nazwie Ilium Novum. W latach 1870–1890, rozkopując Hisarlik, poszukiwacz odkrył aż dziewięć warstw osadniczych; dziś, dzięki następcom Schliemanna, wiemy, że było ich więcej niż dziewięć. Z grodem zdobywanym przez opisanych w Iliadzie Achajów, których przywiódł Agamemnon, nauka przeważnie utożsamia Troję VIIa; rozpadła się ona w wielkim pożarze, który datuje się może na połowę, może ku schyłkowi XIII wieku przed Chr. Był to niewątpliwie wrogi najazd: na Strona 13 ulicach i w domach znaleziono szkielety ludzi zamordowanych, w magazynach i domowych spiżarniach zgromadzone były zapasy żywności, co może świadczyć o tym, iż miasto broniło się przed szturmującym do jego murów nieprzyjacielem. Jesteśmy tu dosyć blisko tradycyjnej daty zburzenia Troi po dziesięcioletnim oblężeniu (Grecy umieszczali to wydarzenie w roku, który dla nas jest 1184 przed Chr.). Można jednak mniemać, że przyczyną wojny nie było uwiezienie przez Parysa pięknej żony Menelaosa, Heleny, jak w micie, lecz raczej na przykład to, że Trojanie, panując nad Hellespontem, zagradzali Achajom drogę morską na Kaukaz, skąd sprowadzano cynę, której domieszka przemienia w piecu hutniczym miękką miedź w twardszy spiż, była więc ona przed nastaniem żelaza ważnym surowcem wojennym. Można też zastanowić się nad tym, dlaczego wyprawa na Troję ma aż tak uprzywilejowane miejsce w greckiej tradycji. Czy była większa od innych wspólnych przedsięwzięć Achajów? Czy Trojanie byli szczególnie groźnymi przeciwnikami? Czy może raczej dlatego tak się utrwaliła w pamięci Greków, że była ostatnią wspólną ekspedycją wojowników żyjących w kulturze mykeńskiej, ostatnią przed schyłkiem ich potęgi? Z tym trzecim pytaniem wiąże się też zagadnienie najważniejsze: jaka więź łączyła władców poszczególnych zamków achajskich? Do jakiego stopnia potęga achajska była federacją księstw, jak zdaje się wynikać z Homerowego opisu? Może owi władcy, wanaktes (w późniejszej grece: anaktes), podlegali najmożniejszemu spośród siebie tylko w porze wojny, jak to było też w państwie Hetytów? W eposach Homera owym najmożniejszym, najwyższym władcą achajskim jest Agamemnon z Myken. Do tego też grodu zdołał się wedrzeć Heinrich Schliemann, wróciwszy z podróży trojańskiej. Przez tysiąclecia okrywało owe ruiny wzgórze w Argolidzie na Peloponezie, porosłe chaszczami. Miano zamczyska było już w starożytności tylko imieniem, trwało w głuchej, krążącej między ludźmi wieści, jak o tym opowiada w I wieku przed Chr. epigramat Alfejosa z Mityleny (Antologia Palatyńska, 9, 101): Rzadko gdzie się nam jawią bohaterów miasta, A co z nich trwa, to ledwie nad ziemię wyrasta. Takaś i ty, Mykeno. Że cię poznać mogę Idąc pustkowiem! Kozy mi wskazały drogę I rzecze starzec jakiś: „Tu jasny od złota Stał niegdyś gród, najtęższych Cyklopów robota”. Olśniony, wpatrywał się teraz eksplorator w wydobytą z mykeńskiego grobu złotą maskę, która mu się wydawała wizerunkiem Agamemnona; takimi maskami, ukazującymi nam wąsate oblicza wojowników, okrywano twarze zmarłych władców achajskich. Do Myken dodał jeszcze Schliemann odkrycia w Tirynsie. I tam, i w innych Strona 14 miejscach Grecji kontynentalnej, jak też na wyspach, prowadzi się i dziś badania, z których wyłania się coraz bogatszy obraz owej kultury Achajów. We wspaniałych salach widzi się na freskach kobiety ubrane na sposób kreteński i mężów orężnych, obarczonych wielkimi tarczami epoki brązu. Kunsztowne naszyjniki, bransolety, diademy iskrzą się złotem. Jego blask uświetniał życie władców achajskich zwłaszcza w późnym, najbogatszym okresie kultury mykeńskiej. Owi wanaktes rządzili zresztą obszarami rozmaitej rozległości, nieraz jedną tylko wysepką. O religii owych Achajów wiemy o wiele mniej, niż chcielibyśmy wiedzieć. Troska jednak o groby każe się nam domyślać ich wiary w życie po śmierci. Na mykeńskich tabliczkach pokrytych pismem linearnym B odczytano imiona niektórych bogów, jakich dobrze znamy z późniejszej religii: Zeus, Hera, Posejdon, Hermes, Atena, Artemida; Pajawon, czyli Pajan, co jest później obocznym mianem Apollina; Enyalios, co później oznacza Aresa. Zaskoczyło uczonych miano Dionizos, bez zachowanego kontekstu, wśród zapisów na tabliczkach z zamku w Pylos (z XIII wieku przed Chr.); uczeni zadają sobie pytanie, czy jest to tylko imię jakiegoś człowieka, czy też ów bóg zawitał z Tracji do Grecji o wiele wcześniej, niż się na ogół mniema. Nie zawsze potrafimy rozpoznać, którzy z owych bogów czuwali nad przodkami Greków już na ich rodzimych stepach i przywędrowali z nimi nad Morze Śródziemne, a którzy i skąd nawiedzili Achajów dopiero w krainach Południa. Miana zaś boskie, które najpowszechniej spotykamy w językach indoeuropejskich, łączą boskość z „niebem”, „jasnością dzienną”, czyli z tym, co wyraża zrekonstruowane przez badaczy praindoeuropejskie słowo dieus; dźwięczy tu greckie Zeus (dopełniacz: Dios), Dione; łacińskie Jupiter, Diana, Janus; sanskryckie Dyauspitar, staroislandzkie Tyr, a także łacińskie deus, któremu przyświadcza i dies, i nasz słowiański dzień. Wygląda na to, że pradawni koczownicy indoeuropejscy składali szczególny hołd bogu, czy może bogom, nieba. Można też bezpiecznie uznać, że właśnie z natchnienia Achajów, wędrowców, którzy przyszli nad Morze Śródziemne, w dużej mierze wywodzi się grecki kult niebian, bogów olimpijskich. Co powiedzieć z kolei o zdarzeniach długiej epoki mykeńskiej? Niektóre z nich są ciągle przy nas, żyjemy nimi. Oglądamy je przeważnie tylko w zwierciadle mitów, ale oglądamy je stale. Coraz jawniejsze bowiem staje się dla badaczy, że greckie mity heroiczne, opowieści o bohaterach, te, którymi się karmimy, w dużej mierze dotyczą właśnie zdarzeń z owej epoki zamków o „cyklopowych” murach. Oczywiście, przechowuje się w heroicznej mitologii także wiele tradycji wcześniejszych. Ale zdaje się, że greckie wspomnienie czasu mykeńskiego, właśnie ono, rzuciło na tę mitologię ów osobliwy czar, który do dziś nas urzeka. Wspomnienie, to znaczy: zdarzenia mykeńskie oglądane są z drugiego Strona 15 brzegu, z drugiej strony przepaści „ciemnych wieków”. Oglądane zwłaszcza wtedy, gdy z chaosu stuleci XII–X, napełnionych wędrówkami i walkami, o których zbyt mało wiemy, wyłania się w wiekach IX i VIII przed Chr. nowa geografia plemion i nad krajami greckimi wschodzi coraz jaśniejsza zorza nowej kultury. Przeszłość mykeńska jest dla tych nowych ludzi daleka, daleka, jakby leżała za wąwozami cienistymi i głuchymi borami. Wszystko było wówczas inne. W eposach Homera nieraz czytamy o wielkiej różnicy między nowymi czasami a epoką heroiczną. Oto jak bohater achajski Diomedes, syn Tydeusa, poczynał sobie w walce pod Troją (Iliada, 5, 302–304): … Chwycił Tydyda wtedy Ogromny kamień – nad podziw to było! – którego by nawet Dwóch nie podniosło dziś mężów, a on sam lekko nim cisnął… Krążyły też wśród ludzi tego czasu przedmioty z owej zapadłej przeszłości, o której można byłoby powiedzieć, jak Helena w Iliadzie (3, 179–180) mówi o swym minionym życiu w domu rodzinnym albo Penelopa w Odysei (19, 314–315) o małżeństwie z Odyseuszem, bohaterem od tak dawna nieobecnym: „jeśli to kiedykolwiek było”. Te puchary, kołczany, diademy siały blask; jak muszle, gadały one niejasno o wielkich jak morze dziejach, które dla plemion greckich rozrzuconych po różnych krajach były wspólnym, łączącym je z sobą i krzepiącym dziedzictwem, wspomnieniem złotym i jeszcze złoconym w nostalgicznej medytacji. Zwłaszcza ludzie z licznych kolonii na zachodnim wybrzeżu Azji Mniejszej i na pobliskich wyspach, z owych miast jońskich, które obok Aten przodowały w ówczesnej kulturze, wędrowali w pielgrzymkach ku wybranym miejscom, gdzie w porze świąt oddawano hołd bogom i sławiono dawnych herosów. Czy podczas uroczystości recytowano także pieśni epickie o bogach i bohaterach? Strona 16 POEZJA JAKO PIASTUNKA MITÓW Jest to zagadnienie, nad którym trzeba się uważnie pochylić. Mity przeniknęły do nas poprzez literaturę antyczną, zwłaszcza poprzez grecką poezję. Kiedy wniknęły one w tę poezję? Od jakiego czasu ogarnęła je ona i piastowała? Kiedy się w ogóle zaczęły najdawniejsze, nie znane nam, przedhomerowe dzieje poezji greckiej? Poezja jak dawna? Jak już mówiliśmy, Achajowie przez wieki XIV i XIII przed Chr., jeśli nie dłużej, posługiwali się pismem linearnym B do celów praktycznych, zwłaszcza inwentaryzacyjnych. Może stosowano je też do korespondencji między poszczególnymi władcami mykeńskimi, na co mogłaby wskazywać niemal tożsamość znaków owego pisma na tabliczkach z różnych zamków. A może nieraz używano go i do celów literackich? Domysły archeologów w tej trudnej kwestii zależą od przypadkowo i wyrywkowo zdobywanych przez nich świadectw. Ten sam trawiący jasne od złota zamki achajskie pożar historyczny, w którym glina tabliczek bezpiecznie stwardniała, mógł do szczętu pochłonąć inne inskrypcje ówczesne, jeśli je powierzono bardziej bezbronnym wobec ognia i czasu materiom, papirusowi na przykład. Kto wie, czy i w epoce mykeńskiej, i w późniejszych „ciemnych wiekach” nie pokrywano pismem linearnym B jakichś kart, których nigdy nie odnajdziemy. Może zapisywano na nich także ową nie znaną nam mykeńską poezję? Nie możemy wsłuchać się w nią. A jednak o tym, że istniała, zdaje się dawać świadectwo jakiś bóg wyobrażony z formingą, lirą epicką, w dłoniach, który się ku nam wychyla z poszarpanego przez czas fresku w Pylos: siedzi on na skale, jak w Homerowym obrazie epoki bohaterskiej Achilles będzie siedział na krześle w szałasie, gdy w niedoli poszuka zapomnienia w pieśni epickiej. Do obrażonego bohatera przybywają wówczas wysłańcy spośród Achajów (Iliada, 9, 185–191). Gdy doszli do szałasów i do naw Myrmidonów, Zastali go, jak cieszył serce rozgłośną formingą, Strona 17 Kunsztownie zdobioną, przy której była srebrna podstawka. Wybrał ją sobie z łupów, gdy zdobył gród Eetiona. Nią się wtedy pocieszał, sławiąc czyny mężów. A przed nim tylko jeden siedział Patroklos, milczący, Czekał, aż Ajakosa potomek przestanie śpiewać. Poezja mykeńska? Jeśli naprawdę recytowano w zamkach i wojennych szałasach mykeńskich pieśni epickie o „czynach mężów”, nasze pragnienie pochwycenia choćby ich echa może czerpać niejaką nadzieję z tropów i domysłów. Jednym z tropów jest zapisana klinowym alfabetem przez ludy Mezopotamii i przez Hetytów i przechowana przynajmniej we fragmentach epika Bliskiego Wschodu z owych czasów. Wspaniałym jej dziełem jest poemat o Gilgameszu, kształtujący się przez wieki w kulturze sumeryjskiej i akadyjskiej, a tłumaczony też na język hurycki i hetycki. Szczególnie zaś zająć nas mogą panegiryki hetyckie z XIV i XIII wieku, sławiące mężnych Hatusilów i Mursilisów, królów owego ludu, z którym Achajowie wśród pól i gór Azji Mniejszej często się spotykali, i w walkach, i w przymierzach; badacze tych tekstów odnajdują w nich epickie epitety i porównania, które można zestawić z elementami późniejszego stylu Homera. Epika mykeńska, która najprawdopodobniej istniała, ta przez uczonych tak żarliwie szukana w studni przeszłości poezja, mogła być podobna do poezji ludów sąsiednich, bliższych i dalszych. Nie można wykluczyć, że tradycja takiej poezji epickiej w mowie greckiej przetrwała od epoki mykeńskiej poprzez „ciemne wieki” aż do Homera. O tym bowiem, że dojrzałość artystyczna Iliady i Odysei, niezrównana świetność ich kompozycji i stylu, wyrasta z długiej tradycji poprzedzającej te arcydzieła, chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Na to zaś, że owo zakorzenienie w przeszłości sięga kilku stuleci, przynajmniej „ciemnych wieków”, a może aż wieków mykeńskich, wskazują szczególne cechy Homerowego języka i stylu. W Iliadzie i Odysei obcujemy z taką postacią języka greckiego, jaką nikt nigdy w codziennym życiu nie mówił. Jest to język sztuczny, jak sanskryt w Indiach, bliski mowie sakralnej przez swą tradycyjność i hieratyczność. Jest to oddzielony od mowy potocznej język poetycki, mowa odświętna. Trudno wątpić, że ukształtował się w pracy trwającej przez wieki. Od razu tu powiemy, że owo kształtowanie i przechowywanie da się w różny sposób wyobrazić: może pieśni epickie zapisywano, a może były układane i przekazywane tylko ustnie. Na zasadę przekazywania ustnego mogłaby wskazywać tzw. formularność Homerowego stylu, polegająca na tym, że jest w nim wiele gotowych formuł, określających rozmaite znamienne zjawiska i zdarzenia, choćby takie jak zapadanie nocy, budzenie się świtu, zbrojenie się do Strona 18 walki, spożywanie wieczerzy, wypływanie na morze. Uczeni już dawno zauważyli, że podobna formularność cechuje serbskie poematy anonimowe o walce przeciw Turkom na Kosowym Polu (1389 r.), słowiańskie pieśni epickie, o których wiadomo, że były przekazywane ustnie: w początkach XIX wieku Vuk Stefanović Karadžić spisał je z ust gęślarzy. Pieśniarze przed Homerem Pytanie więc o piśmienność czy niepiśmienność owej przez wieki trwającej greckiej pracy poetyckiej jest nadal otwarte. Łatwiej jest nam odpowiedzieć na inne pytanie: czyjej pracy? Z pewnością pieśniarzy, zwanych po grecku aoidoi, którzy musieli istnieć i w okresie, w którym powstały eposy Homerowe, i w ciągu iluś wieków poprzednich. Recytowali pieśni epickie, ale też je improwizowali. W Odysei jawią się nam dwaj tacy aojdowie: Femios na dworze w Itace (1, 153–154, 336 i n.) i ociemniały Demodokos u Feaków (8, 62 i n., 261 i n.). Warto zwrócić uwagę na to, że Demodokos wygłasza utwory epickie zarówno na uczcie w pałacu (Odyseja, 8, 71–75): Wszyscy wyciągnęli ręce ku strawie na stołach, Kiedy zaś odegnali pragnienie jadła i picia, Muza natchnęła pieśniarza, by sławił czyny mężów, Opiewając zdarzenie, co nieba sięgnęło rozgłosem: Spór Odyseusza z Achillesem, synem Peleusa – jak i dla całego ludu na rynku, gdy król każe przynieść pieśniarzowi formingę i gdy keryks (herold) biegnie po nią (Odyseja, 8, 254–257): „Niechże ktoś prędko pójdzie i dla Demodoka przyniesie Dźwięczną formingę, która leży gdzieś w naszym domu”. Tak rzekł Alkinoos podobny bogom. Podniósł się herold, By wydrążoną formingę przynieść z pałacu króla. Przedstawieni w Odysei aojdowie najprawdopodobniej mieli poprzedników w głębokiej przeszłości. Prawie narzuca się nam taka hipoteza, gdy we właściwy sposób pojmujemy wielowarstwowość czasową języka Homera. Dzisiejsi uczeni nieraz potrafią nawet rozróżniać poszczególne warstwy w skarbcu Homeryckich epitetów i wyrażeń: im starsze formy językowe znajdujemy w jakiejś frazie, tym bardziej uzasadnione staje się przypuszczenie, że wyrażenie to jest strzępem wspólnego dobytku epiki greckiej z pradawnego czasu. Może właśnie ze złotej epoki mykeńskiej, której głos w taki oto sposób skrycie do nas przemawia? Te starsze elementy przeważył w greckiej mowie epickiej czynnik joński, gdy właśnie w Jonii, na wybrzeżach Azji Mniejszej i na wyspach, przejęto owo wielkie dziedzictwo w okresie rozkwitającej tu twórczości po epoce „ciemnych wieków”: jest prawdopodobne, że podczas uroczystych zgromadzeń wszechjońskich recytowano poematy o bohaterach, jak w późniejszych wiekach Strona 19 będzie się recytować eposy Homerowe w Atenach z okazji święta Panatenajów. Najprawdopodobniej w Jonii właśnie, jak to się kiedyś powie o Platonie, bogowie „dali ludziom” Homera, który podjął dziedzictwo składające się z dwóch elementów: mitycznego wspomnienia dziejów oraz tradycyjnego języka epickiego. Podjął to dziedzictwo i uczynił z niego poezję bezmiernie wielką. Kiedy to się stało? Czas Homera Trudno przypuścić, by Iliada i Odyseja powstały przed IX wiekiem. Przedstawiony w nich obraz ludzkiego świata jest syntezą elementów epoki mykeńskiej (znanej poecie z tradycji mitycznej, jaką mu przekazali przodkowie, i z błąkających się wśród ludzi przedmiotów, jak groty pradawne czy sprzączki, które może nieraz z tęsknotą w rękach zaciskał) i czasu, w którym te poematy się zrodziły: na przykład wie poeta o tym, że w opiewanej przez niego epoce bohaterskiej posługiwano się spiżem, ale nieraz mu się wymykają wzmianki o żelazie, które wszędzie dokoła niego szczękało, sprawne i groźne. „Wszak mężów przyciąga żelazo” (Odyseja, 19, 13). Wiele składników uzbrojenia, w jakie wyposaża swoich wojowników, dobrze przystaje do tego, co oglądać można w odkopanych skarbcach mykeńskich; ale posługują się oni nieraz parą włóczni według obyczaju, jaki się rozpowszechnił dopiero w IX wieku przed Chr. Fenicjanie, miotający się po Morzu Egejskim w Odysei, przybłąkali się do poematu ze swoich wędrówek w IX dopiero, a zwłaszcza VIII wieku, kiedy na tym obszarze współzawodniczyli z Grekami w handlu. Chyba też nie narodziły się poematy Homerowe po VIII wieku, bo już w VII stuleciu przed Chr. biją w oczy promienie sławy tych eposów; sceny z Odysei jawią się wymalowane na greckich wazach, podczas gdy echa Homeryckich wersów słyszymy u Archilocha, Alkmana, Tyrtajosa, Kallinosa, a także u Hezjoda, którego chronologia jest sporna. Spośród dwóch wieków, IX i VIII, w których można by umieścić powstanie Iliady i Odysei, opinia starożytnego historyka Herodota, którego później tu zacytuję, wyznaczała im miejsce około r. 850, większość zaś uczonych dzisiejszych skłania się do stulecia VIII; obok innych argumentów mówią oni o bardzo prawdopodobnym związku Odysei, gdzie często się trafiają wzmianki o Sycylii, z grecką kolonizacją tej zachodniej wyspy w VIII wieku. Ten bowiem czas nowego rozkwitu – zwłaszcza w koloniach jońskich – kultury greckiej był zarazem początkiem pory nowych wędrówek za morze, tzw. „wielkiej kolonizacji”: w VIII wieku ku Sycylii i południowej Italii, w VII stuleciu ku wybrzeżom Morza Czarnego. Dodać trzeba, że w tej porze rozkwitu Grecy posiedli znakomity system pisma, którego już nie utracą, zupełnie odmienny i nieporównanie lepszy od mykeńskiego alfabetu sylabicznego. Nowe pismo, literowe, wywodzi się z alfabetu Strona 20 fenickiego; Grecy przejęli je od kupców, może na Cyprze, gdzie się szczególnie często z Fenicjanami spotykali, i dostosowali do języka greckiego, w którym ważną rolę odgrywają samogłoski, pomijane przez ortografię semicką; dla samogłosek musieli utworzyć nowe znaki. Nie ma zgody wśród uczonych co do daty wprowadzenia tego systemu pisma do helleńskiej kultury; hipotezą najbezpieczniejszą wydaje się umieszczanie owego ogromnego wydarzenia pomiędzy r. 850 a 750 przed Chr. Już w drugiej połowie VIII wieku pismo jest tak rozpowszechnione, że widujemy greckie inskrypcje nawet na naczyniach. Niezależnie więc od tego, czy po upadku kultury mykeńskiej znajomość pisma (linearnego B) w krajach greckich zaginęła, co wydaje się prawdopodobniejsze, czy też istniała, lecz zapisy były powierzane mniej trwałym niż glina materiom, możemy dosyć spokojnie stwierdzić, że przynajmniej w VIII wieku przed Chr. poeta grecki mógł już pracować z jakimś narzędziem pisarskim w ręku. Wyobrażając sobie Homera pochylonego nad kartami, nieco łatwiej moglibyśmy pojąć ukształtowanie przezeń wielkiej formy eposu i tak mistrzowskie panowanie nad nią. Od zagadek jednak osaczających postać tego pierwszego poety nie uwolnimy się chyba nigdy. Oto jeszcze jedna z nich, pytanie wynikające ze spostrzeżenia, iż stosunki społeczne w Odysei, z wyraźnie osłabioną na Itace władzą królewską i majaczejącą już rolą arystokratycznej oligarchii, wydają się odbiciem stanu trochę późniejszego od starego ładu Iliady: czy dwa poematy są dziełem tego samego autora, czy raczej dwóch różnych poetów, starszego i młodszego, co nieraz przypuszczano już w starożytności. Warto też zwrócić uwagę na tę niebłahą cechę, że poeta Odysei ze szczególnym zaciekawieniem wpatruje się w kobiety. Penelopa, Nausikaa, Kirke, Kalipso, Eurykleja – w jakimż innym utworze literatury światowej znajdziemy taką kolekcję tak rozmaitych postaci niewieścich? Ale trwają w naszej pamięci także postacie niewieście z Iliady, wprawdzie mniej liczne: Andromacha, Helena, Hekabe. Dwaj poeci czy jeden? A więc to był może ten sam autor? Napisał Iliadę w młodości, Odyseję w starości? Taka myśl już w czasach antycznych nawiedziła wielkiego krytyka greckiego, zwanego Longinosem, chyba z I wieku po Chr., autora eseju O wzniosłości; właśnie w jego oczach, jak powiada w dziewiątym rozdziale traktatu, pierwszy poemat był mocnym, dramatycznym wytworem młodzieńczego natchnienia, Odyseja zaś dziełem starości, które krytyk porównuje do słońca zachodzącego, nadal wielkiego, ale już bez tamtej, prężącej się w Iliadzie, siły; zamiast mocy są w drugim poemacie, jak Longinos mówi, opowieści, barwne i czarujące; myśli on tu zwłaszcza o przygodach na morzu, roztaczanych przez Odyseusza przed Feakami podczas uczty. A przed nami może stanąć, wywołany z naszej pamięci, inny poeta, Szekspir: u niego też, po wielkich tragediach, nastała