Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian
Szczegóły |
Tytuł |
Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Mit-olo-gia Gr-ek-ow i Rz-ym-ian - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
WSTĘP
Strona 4
POŁUDNIE I PÓŁNOC
Jeśli dziś wymieniamy te dwa pojęcia geograficzne, przeważnie mamy na
myśli przeciwieństwo między bogatą Północą i uboższym od niej Południem.
U początków naszej cywilizacji było odwrotnie: przeciw zamożnemu Południu szli
z północy wygłodniali barbarzyńcy. Wśród związanych z tym procesem
dramatycznych wydarzeń ukształtowała się niegdyś, głównie w ciągu drugiego
tysiąclecia i pierwszych wieków pierwszego tysiąclecia przed Chr., kultura grecka,
będąca inauguracją naszych europejskich dziejów.
Stare kultury Południa
Przed nią istniały w krajach Południa starsze kultury. Była to kultura Egiptu
oraz prastare tradycje wschodnie: w Azji Mniejszej, w Syrii, w Mezopotamii.
W tych południowych strefach rozpowszechniło się już w poprzednich
tysiącleciach rolnictwo, wielki przełom w dziejach ludzkości po epoce zbieractwa
i pasterstwa. I zdążyła już nastąpić druga doniosła, też dokonana w ciągu długich
wieków, metamorfoza, zwana dziś przez uczonych „rewolucją miejską”. Rolnicze
wioski łączyły się w większe osiedla, a potem, w ciągu czwartego i trzeciego
tysiąclecia przed Chr., w miasta. Na obszarach, jakie kiedyś w przyszłości miały
się nazywać Europą, ten rodzaj kultury najwcześniej zaświtał na niektórych
wyspach Morza Egejskiego i na Krecie. Za najstarsze europejskie miasto uchodzi
gród ciągle jeszcze odkopywany w miejscowości Poliochni na wyspie Lemnos;
genezą sięga on połowy trzeciego tysiąclecia. Można i dziś tam zobaczyć kamienne
ławy, na których nasi przodkowie siadali przed ogniem, gdy w chłodnej porze
zimowej wrócili wieczorem do świetlicy zziębnięci.
W początkach drugiego tysiąclecia bliższa Afryce Kreta przewyższyła swoją
kulturą mniejsze wyspy. Wyrosły pierwsze jej pałace, w Knossos, w Malii,
w Fajstos i w innych miejscach. Istniejące na Krecie przynajmniej od 1900 r. przed
Chr. pismo hieroglificzne zastąpił, może w XVIII wieku, system alfabetu
sylabicznego, tzw. pismo linearne A, którego świadectwa posiadamy aż do XV
wieku przed Chr. Dotychczas milczy ono wobec nas, gdyż pod jego znakami kryje
Strona 5
się mowa nieznana, odmienna od greki, nie należąca do rodziny języków
indoeuropejskich. Kreteńczycy, jak też pierwotni mieszkańcy wielu innych wysp
we wschodnich regionach śródziemnomorskich i mieszkańcy dużej części
dzisiejszej Grecji kontynentalnej byli, według wszelkiego prawdopodobieństwa,
spokrewnieni z kręgiem tzw. ludów azjanickich, żyjących wówczas najliczniejszą
rzeszą w Azji Mniejszej, i mówili podobnym do ich mowy językiem, dla nas ciągle
tajemniczym, tak samo jak niezbadany jest język innego ludu wywodzącego się
z Azji Mniejszej, italskich Etrusków.
Kultura mykeńska
Z języka pierwotnych mieszkańców Grecji przeniknie do greckiej mowy
wiele nazw geograficznych, na przykład te, które są zakończone na -nthos, -ssos
(jak Korynthos, Ilissos), oraz garść oderwanych słów, do których prawdopodobnie
należy słowo oznaczające morze, thalassa. Kultura grecka bowiem miała się
narodzić nad morzem, a w dużej mierze nawet na morzu, ale językowi przodkowie
pragreckich przybyszów może nawet nie mieli własnego słowa na określenie
owego wodnego przestworu. Chyba nie pomylimy się, mniemając, iż on sam był
im niegdyś tak nie znany, jak nam do niedawna druga strona Księżyca. Należeli do
wielkiej rodziny ludów indoeuropejskich. Na Północy, na obszarach rozległych
stepów, byli koczującymi pasterzami, hodowcami koni i wojownikami. Do ziem,
które w przyszłości będą greckie, nad Morze Śródziemne, pragreccy potomkowie
owych pasterzy wchodzili szerszą ławą najprawdopodobniej ku końcowi trzeciego
albo we wczesnej części drugiego tysiąclecia przed Chr.; hipotezy badaczy wahają
się od r. 2100 do 1900. Najeźdźcy ujarzmiali żyjące tu ludy rolnicze, które
późniejsza tradycja helleńska będzie nazywała Pelazgami. Osiedlając się i łącząc
z ludnością podbitą, nadali piętno kształtującej się od początków XVI wieku
kulturze, którą od głównego ówczesnego grodu na Peloponezie, Myken, nazywamy
mykeńską. Co w niej pochodziło od Pelazgów, co od zdobywców, a co wreszcie
miało genezę w oddziaływaniu kultury mieszkańców wysp Morza Egejskiego oraz
ludu żyjącego na Krecie, to ciągle stanowi przedmiot wielu uczonych sporów.
Zdobywcy bowiem, gdy od podbitych plemion nauczyli się żeglować,
poczęli się wyprawiać na wyspy, a także na zamorskie wybrzeża. Zachodnia Azja
i Egipt swą zamożnością, opartą na starych kulturach, bardziej ciągnęły ich ku
sobie niż na przykład górskie ostępy obszarów, które będą kiedyś Macedonią czy
Ilirią. Nabywali wielu kunsztów od południowych ludów, Syryjczyków i Egipcjan,
najbardziej zaś od wspólnej kultury Krety i niektórych wysp Morza Egejskiego,
nazywanej dziś przez nas, od imienia mitycznego Minosa, minojską.
Podbijając albo łupiąc wybrzeża Azji Mniejszej, natykali się tam na potęgę
Hetytów, również indoeuropejskich przybyszów, osiedlonych w głębi tego
subkontynentu. Teksty hetyckie, ryte alfabetem klinowym na glinianych
Strona 6
tabliczkach, nieraz wymieniają owych Ahhijawa, Achajów; to miano pierwotnych
Greków dobrze znamy z poematów Homera. Pewnie już wtedy pożądliwie patrzeli
oni także na Kretę, ale można wątpić, czy rychło zdołali się dobić do jej wrót.
Wprawdzie w początkach XVII wieku przed Chr., jak to wyśledzili archeologowie,
pałace w Knossos i w Fajstos runęły w gruzy, ale przyczyną tego było
najprawdopodobniej trzęsienie ziemi. Nie można oczywiście wykluczyć domysłu,
że po tropach katastrofy tektonicznej wdarli się też jacyś napastnicy. Pewnie jednak
prędko zmuszono ich, by poszli sobie precz. Kreta podźwignęła się z ruin. Pałac
knossyjski stał się jeszcze piękniejszy, niż był przedtem. Jego ówczesną nową
formę do pewnego stopnia dziś znamy, bo w latach 1900–1905 właśnie tę warstwę
odkopał Arthur Evans, rekonstruując ją zresztą w sposób urągający nieraz ścisłości
naukowej.
Potęga Krety
Wieki XVII–XVI przed Chr. były porą rozkwitu kultury kreteńskiej. Na
wybrzeżach, zwłaszcza wokół pałaców przepełnionych dziełami sztuki, nie tylko
w Knossos, lecz i w innych miejscach wyspy, roiły się schludne domki
rzemieślników. Wyrastały liczne wille wiejskie. Kreteńczycy byli wielkimi
żeglarzami, ich wyspa była niewątpliwie potęgą handlową. Evans odkopany przez
siebie pałac w Knossos połączył ze wspomnieniem sławnego w greckich mitach,
a wymienionego także przez Tukidydesa, króla Krety, Minosa, którego imię może
jest przekształconym w greckiej wymowie kreteńskim mianem całej, mającej
niegdyś siedzibę w Knossos, dynastii. „Jak słyszymy – pisze Tukidydes (Wojna
peloponeska, 1, 4) – pierwszy miał flotę Minos. Panował on nad przeważającą
częścią morza zwanego dziś Helleńskim, a rządził też Cykladami. Większość ich
pierwszy skolonizował, wypędziwszy Karów, a władcami ustanowiwszy swoich
synów. Trzebił też oczywiście piratów na morzu, aby dochody pewniej do niego
płynęły”. Można jednak podejrzewać, że wielki historyk w tym miejscu myli się.
Taką władzę nad morzem sprawowali prawdopodobnie nie Kreteńczycy, lecz –
w późniejszym okresie – pojętni ich uczniowie w żeglarstwie, Achajowie, gdy
wreszcie utworzyli swoje wojownicze imperium, może będące federacją księstw.
Zanim to się stało, przedgrecka Kreta miała przed sobą jeszcze okres
własnych dziejów, zresztą dramatycznych. Archeologowie stwierdzają zniszczenia
w Knossos i w innych miejscach wyspy około r. 1500 przed Chr. Okoliczności są
dla nas znowu niejasne. Może spowodowało te szkody trzęsienie ziemi
towarzyszące erupcji wulkanicznej na dosyć bliskiej (niewiele ponad 100 km na
północ) wyspie Terze (dziś Thira, Santoryn). Po pewnym czasie, jak się zdaje, Tera
jeszcze groźniej wybuchła: rozpadła się w kawały, znaczną jej część pochłonęło
morze; kto wie, czy ta katastrofa nie jest jednym ze źródeł starych opowieści
o zatopionej Atlantydzie, jakie, według świadectwa zapisanego w Timajosie
Strona 7
Platona (24e i n.), mędrzec Solon (w tysiąc lat po owym kataklizmie) słyszał od
Egipcjan. Dla śledzonych przez nas dziejów ważniejsze jest jednak to, że jeszcze
większa dewastacja, jaką na Krecie przetrwało tylko Knossos, została
spowodowana najprawdopodobniej wzbitą na morzu podczas tamtej eksplozji
gigantyczną falą, która druzgotała kreteńskie grody. Obnażone zaś wybrzeża
stanęły, jak się zdaje, otworem dla najazdu zza morza.
Achajowie wobec Krety
Jeżeli był najazd, to chyba achajski. Na czym opiera się ten domysł?
W pałacu knossyjskim przechowały się, oprócz tabliczek pokrytych wspomnianym
już pismem linearnym A, tak samo utrwalone dokumenty w przemienionym
alfabecie, w tzw. piśmie linearnym B, które wobec nas przestało milczeć. W r.
1952 Michael Ventris i John Chadwick zdołali je odcyfrować: z tabliczek
przemówił do nas pierwotny język grecki, starszy o kilkaset lat od najdawniejszych
znanych nam przedtem inskrypcji. Okazało się, że pismo to było alfabetem
sylabicznym dostosowanym do mowy greckiej, zresztą bardzo ułomnie.
To jednak, że przemówiło (ze znalezionych w Knossos tabliczek, z których
najstarsze uczeni datują, nie bez wahania jednak, na okolice r. 1400 przed Chr.) po
grecku, utwierdziło badaczy w żywionym przez nich już przedtem mniemaniu, iż
Knossos opanowali Achajowie. Czy był to podbój? Czy raczej sojusz, może oparty
na małżeństwie dynastycznym? Tego nie wiemy. Możemy się jednak domyślać, że
właśnie w Knossos dokonano dzieła adaptacji kreteńskiego pisma sylabicznego do
mowy greckiej. Było to potrzebne do celów bardzo praktycznych. Treść zapisów
knossyjskich dotyczy często inwentaryzacji dobytku.
Późniejsze tabliczki, pokryte tym samym pismem linearnym B, a będące
nieraz dokumentami dzierżawienia gruntu albo wykazami ofiar składanych
bóstwom, znaleziono w zamkach achajskich na Peloponezie, zwłaszcza
w zbudowanym w XIII wieku przed Chr. zamku w Pylos w Mesenii oraz
w datowanych na ten sam wiek domach wokół zamku w Mykenach. Pomników
kultury mykeńskiej znamy niemało. Jak bowiem Arthur Evans miał być u świtu
naszego stulecia odkrywcą minojskiej Krety, tak wcześniejszy eksplorator,
Heinrich Schliemann, od dzieciństwa wielbiący eposy Homera, w drugiej połowie
XIX wieku dał początek wydobywaniu z ziemi świata mykeńskiego, który dziś
roztacza się przed nami rozległą panoramą. Najświetniej rozkwitał w wiekach
XIV–XIII. Również on nie uniknął pożarów. Ich łuna ogarnęła wiele zamków na
przełomie XIII i XII wieku przed Chr. Właśnie w pożogach ma też przyczynę
przetrwanie pokrytych pismem linearnym B tabliczek w Knossos, w Pylos
i w zgliszczach domów wokół zamku w Mykenach (ten ostał się o sto niemal lat
dłużej): glina tak stwardniała w ogniu, że możemy ją i dziś wziąć w ręce.
Również tym razem nie wiemy na pewno, kto wzniecił pożary i co było
Strona 8
główną przyczyną ówczesnego załamania się potęgi achajskiej. Była to pora nie
tylko greckiej niedoli, lecz olbrzymiej klęski, jaka zwaliła się na całą wschodnią
część świata śródziemnomorskiego, katastrofy, jak sądzi niejeden dzisiejszy
historyk, straszniejszej od tego, co miało się stać o półtora tysiąca lat później:
upadek cesarstwa rzymskiego nie był tak głęboką ruiną, jaką wcześniej był kres
epoki brązu. W Azji Mniejszej rozpada się wówczas imperium Hetytów. W wielu
krajach Bliskiego Wschodu kultura miejska przestaje się rozwijać, a nawet
nędznieje. Ubożeje także Egipt pod rządami dwudziestej dynastii faraonów, i to
pomimo wysiłków wielkiego Ramzesa III (w pierwszej połowie XII wieku przed
Chr.). Wschodni obszar śródziemnomorski jakby cofnął się o wiele wieków.
Wielka katastrofa
Czy klęskę spowodowała nowa seria wstrząsów tektonicznych? A może
przyczyną był dopust niezwykle długiego okresu suszy i wyłoniony z niego srogi
głód, który przywodziłby ludy do rozpaczy i do buntów? Albo owa słynna
w dotychczasowych hipotezach, tajemnicza i tylko przypuszczalnie tropiona przez
badaczy w inskrypcjach faraonicznych, inwazja „ludów morskich”? Czy raczej
jakieś wielkie migracje plemienne, z którymi w krajach greckich może łączyły się
rewolty poddanych zwrócone przeciwko władztwom achajskim? Kto jednak wie,
czy nie należałoby się domyślać przede wszystkim krótkich najazdów łupieżczych
(może nawet inwazja „ludów morskich” jest ich ogólnym określeniem?), nagłego
pojawiania się zbrojnych band, które rozbijały mury grodów, uwoziły złoto, cenne
wytwory rzemiosła, kobiety i dzieci, a za sobą zostawiały zgliszcza?
Możliwość takich napadów każe nam też domniemywać się, iż organizacja
społeczna w owej strefie świata wówczas się rozprzęgała. Jeśli zaś toczyły się
zażarte walki, warto również zapytać, jakie przemiany w technice wojennej
rozstrzygały o ich wyniku. Dawniejszą teorię, że główną rolę odegrały miecze
żelazne roztrzaskujące oręż spiżowy, a zwłaszcza że owo żelazo rozbłysnęło
najpierw w rękach najeźdźców doryckich, wielu uczonych dziś podważa. Prawdą
jest jednak, i coraz wyraźniej wyłania się to z obecnych badań, iż właśnie przełom
epoki brązu i epoki żelaza, zbiegający się z porą owej katastrofy wschodniej części
obszaru śródziemnomorskiego, był czasem wielkiej przemiany nie tylko w rodzaju
uzbrojenia, lecz i w samej technice toczenia bitwy: znamienne dla wieków brązu
walki rydwanów, wobec których piechota pełniła rolę tylko pomocniczą, ustępują
miejsca starciom bardziej (w pewnym sensie) „demokratycznym”, zmaganiu się
pieszych i konnych zastępów.
„Ciemne wieki”
Przedstawiani niegdyś w łunie grozy Dorowie, których rolę w upadku świata
mykeńskiego dziś się dosyć powszechnie pomniejsza, to były nowe, kolejne ławice
Strona 9
greckich ludów, płynące z Północy w tamtej dramatycznej epoce, plemiona
mówiące nieco inną niż Achajowie formą helleńskiego języka. Wchodziły do
ówczesnej Grecji, której ludność składała się z greckich plemion już tu osiadłych
i ze zmieszanych z nimi dawniejszych mieszkańców tych krajów, czyli
z „Achajów” i „Pelazgów”. Trudno wątpić, że Dorowie byli wówczas takimi
barbarzyńcami, jakimi o kilka wieków wcześniej byli Achajowie. Chyba jednak nie
Dorowie zburzyli cywilizację mykeńską. Lecz, jak się zdaje, dobili ją, zadali jej
ostatnie ciosy. Prawdopodobnie około r. 1120 przed Chr. rzucili w proch twierdze,
tak długo się broniące, Myken i Tirynsu. Być może jednak nie zawsze wchodzili do
Grecji jako napastnicy. Poszukają zresztą kiedyś usprawiedliwienia swojej władzy
nad Peloponezem w mitach o „powrocie Heraklidów”.
W Tesalii i w przeważającej części Peloponezu umocnili się jako rządząca
mniejszość. Lecz Arkadia, na środku owego półwyspu, pozostała niezależna od
nich, spośród zaś wszystkich grodów kultury mykeńskiej najmężniej Ateny,
znędzniałe, ale nie ujarzmione, oparły się wszelkim najazdom: Ateńczycy
w przyszłości będą to z dumą podkreślali, że są w swoim kraju autochtonami.
Tymczasem Dorowie kształtowali własne państwa, z których najtwardszym
i najściślej zorganizowanym będzie Sparta. Gdy nauczyli się żeglować, sięgnęli
i oni po niektóre wyspy na Morzu Egejskim i po Kretę; w czasach historycznych ta
oświecona dawną chwałą wyspa będzie głównie dorycka, aczkolwiek w niższej
warstwie społecznej długo tu przetrwają „Eteokreteńczycy”, „Prawdziwi
Kreteńczycy”, być może przechowujący jakieś elementy przedgreckiego,
azjanickiego języka.
Z tych obszarów, gdzie Dorowie stawali się warstwą rządzącą, wcześniejsi
osiedleńcy, jeśli nie chcieli poddać się ich rozkazom, uciekali. Płynęli ku innym
brzegom, zwłaszcza na wyspy u zachodnich wybrzeży Azji Mniejszej i na same te
wybrzeża, których znaczna część będzie w przyszłości nazywana Jonią. Postojem
w tułaczce były dla wielu emigrantów Ateny, ciągle niepodległe; już wtedy
zaczyna się wielka rola tego miasta w dziejach Grecji i świata, błyska nawet ich
geniusz w dziedzinie sztuki: w Atenach najczęściej znajdujemy od XI wieku przed
Chr. ceramikę tzw. „protogeometryczną”, będącą zapowiedzią zdobnictwa
wielkich, wspaniałych kraterów „geometrycznych”. Powstaną te kratery w IX
wieku, w nowym świcie kultury, gdy będą się również kształtowały przesłanki
wielkiej poezji. Na razie w greckich krajach kłębią się, niejasne dla nas, zmagania.
Są to „ciemne wieki”, XII–X; nazwa ta znaczy przede wszystkim to, iż mało o nich
wiemy. Najprawdopodobniej zaginęła też wtedy w Grecji sztuka pisma. Ale i tego
nie jesteśmy pewni.
Strona 10
Strona 11
PO DWÓCH STRONACH „CIEMNYCH WIEKÓW”
Przyjrzyjmy się jeszcze przez chwilę panoramie świata mykeńskiego.
Homeryckim mianem Achajów symbolicznie określamy wszystkie plemiona
greckie uczestniczące w pierwszej wielkiej wędrówce na Południe, jaka się zaczęła
około przełomu trzeciego i drugiego tysiąclecia przed Chr. Podziwiali oni przez
kilka wieków kulturę podbijanych Pelazgów, ciągle zbyt mało nam znaną, a także
wyższą kulturę niektórych wysp na Morzu Egejskim, zwłaszcza Krety minojskiej
z jej pałacami. Była szczególna przyczyna, dla której patrzeli na nie z tak wielką
admiracją. Można przypuszczać, że ci potomkowie koczowników przez pierwsze
wieki pobytu w nowych siedzibach mieszkali nadal w namiotach i szałasach.
Wcześniej budowali groby niż zamki. W głównym ośrodku potęgi mykeńskiej,
w samych Mykenach, archeologowie odkopali wspaniały krąg grobów szybowych
z XVII i XVI wieku przed Chr., a nie znaleźli śladów zamku z owego czasu.
Zamki, których ruiny znamy, jak Tiryns, Pylos i najświetniejsze Mykeny
z monumentalną Bramą Lwów, zbudowano w późniejszych wiekach epoki
mykeńskiej.
Szałasy i pałace
Wyglądały też one bardzo odmiennie od pałaców kreteńskich.
Minojski pałac w Knossos na Krecie prowadzi nas z przedsionka do
przedsionka, z komnaty do komnaty, jakby zaiste był labiryntem. Freski budzą
w nas dziś nieufność, bo wiemy, jak bardzo malarze przywiezieni przez Arthura
Evansa zrekonstruowali je. Ale jakieś wzory w tym, co wydobyto z ziemi, jednak
mieli. Pałac świeci czerwienią, żółtością i błękitem. Kwitną w nim kwiaty, igrają
delfiny. Wiele fresków odjęto od ścian i przeniesiono do innych sal pałacu albo do
muzeum w Iraklionie. Można zobaczyć, jak niebieska małpa idzie sobie po skałach,
młodzieniec wykonuje ćwiczenie jakby akrobatyczne na grzbiecie byka, inny
młodzieniec schyla się po kwiat szafranu, a jakiś smukły książę kroczy przez łan
lilii. Kobiety, być może tylko kapłanki, ubrane są w długie, głęboko
wydekoltowane suknie. Mężczyzn widzi się przeważnie w krótkich spódniczkach
Strona 12
na biodrach.
W pałacowych magazynach tłoczą się olbrzymie beczki gliniane, jakie Grecy
będą nazywali pithoi. W środku budowli otwiera się ku niebu wielki dziedziniec,
a blisko niego jest „sala tronowa”, gdzie przed wymalowanymi na ścianie żółtymi
na czerwonym tle liliami i klęczącymi gryfami ktoś dostojny (sam Minos?) zasiadał
na alabastrowym tronie, którego oparcie naśladuje kształt węźlastego pnia drzewa.
Domyślamy się, iż minojscy Kreteńczycy, zarówno książęta z pałaców, jak
i mieszkańcy schludnych domków miejskich i willi wiejskich (także odkopanych
przez archeologów, następców Evansa), czule wpatrywali się w przyrodę.
Świadczą o tym malowidła, rzeźby, sarkofagi, gdzie mocno jest uwydatniony kult
drzew, zwierząt, gór oraz kult zmarłych. Niedostatecznie znamy kreteńską religię,
ale zabytki minojskie zdają się wskazywać, że na czele panteonu stała wielka
bogini. Być może, jej wizerunkiem jest figurka z kości słoniowej, pomalowana,
„bogini z wężami” z Knossos (1600–1550 przed Chr.): z obnażonymi piersiami,
w sukni do ziemi, trzyma ona w wyciągniętych rękach dwa wijące się węże; na
głowie jej siedzi kot. Zapewne małżonkiem bogini był bóg czczony pod postacią
byka; dobrze nam znane stylizowane rogi kamienne są jego emblematem. Oboje
symbolizowali niepojęte, groźne i błogosławione życie przyrody, zwłaszcza jej
tajemniczą moc płodności.
Mykeńczycy zaś, gdy wreszcie zaczęli wznosić swoje zamki, budowali je
inaczej. Trzon mykeńskiego pałacu to tzw. megaron, czyli duża sala z ogniskiem
pośrodku, będąca jakby powiększonym i skonstruowanym z głazów szałasem;
w Odysei będziemy przez wiele godzin przebywali w megaronie dworu na Itace.
W późnych wiekach mykeńskich zamki Achajów, a wcześniej ich groby, kryły
w sobie przepych sztuki odmiennej w pewnej mierze, własnej, ale gorejącej nie
mniejszym blaskiem niż skarby pałaców kreteńskich.
W XIX wieku Heinrich Schliemann najpierw zaczął z pomocą opłacanych
przez siebie pracowników rozkopywać, z Odyseją w ręku, Itakę w poszukiwaniu
domostwa Odyseusza, następnie zaś pożeglował na wschód, aby wreszcie szukać
wymarzonej Troi z Iliady. Wiedziano, że był to niegdyś gród ludu azjanickiego,
wznoszący się na którymś ze wzgórz pośród równiny roztaczającej się
w północno-zachodnim rogu Azji Mniejszej. Schliemann wybrał wzgórze Hisarlik,
co po turecku znaczy „Zamek”, położone, zgodnie z opisem Homerowym, blisko
Morza Egejskiego; w historycznych już czasach starożytni zbudowali tu miasto
o nazwie Ilium Novum. W latach 1870–1890, rozkopując Hisarlik, poszukiwacz
odkrył aż dziewięć warstw osadniczych; dziś, dzięki następcom Schliemanna,
wiemy, że było ich więcej niż dziewięć. Z grodem zdobywanym przez opisanych
w Iliadzie Achajów, których przywiódł Agamemnon, nauka przeważnie utożsamia
Troję VIIa; rozpadła się ona w wielkim pożarze, który datuje się może na połowę,
może ku schyłkowi XIII wieku przed Chr. Był to niewątpliwie wrogi najazd: na
Strona 13
ulicach i w domach znaleziono szkielety ludzi zamordowanych, w magazynach
i domowych spiżarniach zgromadzone były zapasy żywności, co może świadczyć
o tym, iż miasto broniło się przed szturmującym do jego murów nieprzyjacielem.
Jesteśmy tu dosyć blisko tradycyjnej daty zburzenia Troi po dziesięcioletnim
oblężeniu (Grecy umieszczali to wydarzenie w roku, który dla nas jest 1184 przed
Chr.). Można jednak mniemać, że przyczyną wojny nie było uwiezienie przez
Parysa pięknej żony Menelaosa, Heleny, jak w micie, lecz raczej na przykład to, że
Trojanie, panując nad Hellespontem, zagradzali Achajom drogę morską na Kaukaz,
skąd sprowadzano cynę, której domieszka przemienia w piecu hutniczym miękką
miedź w twardszy spiż, była więc ona przed nastaniem żelaza ważnym surowcem
wojennym. Można też zastanowić się nad tym, dlaczego wyprawa na Troję ma aż
tak uprzywilejowane miejsce w greckiej tradycji. Czy była większa od innych
wspólnych przedsięwzięć Achajów? Czy Trojanie byli szczególnie groźnymi
przeciwnikami? Czy może raczej dlatego tak się utrwaliła w pamięci Greków, że
była ostatnią wspólną ekspedycją wojowników żyjących w kulturze mykeńskiej,
ostatnią przed schyłkiem ich potęgi?
Z tym trzecim pytaniem wiąże się też zagadnienie najważniejsze: jaka więź
łączyła władców poszczególnych zamków achajskich? Do jakiego stopnia potęga
achajska była federacją księstw, jak zdaje się wynikać z Homerowego opisu? Może
owi władcy, wanaktes (w późniejszej grece: anaktes), podlegali najmożniejszemu
spośród siebie tylko w porze wojny, jak to było też w państwie Hetytów?
W eposach Homera owym najmożniejszym, najwyższym władcą achajskim jest
Agamemnon z Myken.
Do tego też grodu zdołał się wedrzeć Heinrich Schliemann, wróciwszy
z podróży trojańskiej. Przez tysiąclecia okrywało owe ruiny wzgórze w Argolidzie
na Peloponezie, porosłe chaszczami. Miano zamczyska było już w starożytności
tylko imieniem, trwało w głuchej, krążącej między ludźmi wieści, jak o tym
opowiada w I wieku przed Chr. epigramat Alfejosa z Mityleny (Antologia
Palatyńska, 9, 101):
Rzadko gdzie się nam jawią bohaterów miasta,
A co z nich trwa, to ledwie nad ziemię wyrasta.
Takaś i ty, Mykeno. Że cię poznać mogę
Idąc pustkowiem! Kozy mi wskazały drogę
I rzecze starzec jakiś: „Tu jasny od złota
Stał niegdyś gród, najtęższych Cyklopów robota”.
Olśniony, wpatrywał się teraz eksplorator w wydobytą z mykeńskiego grobu
złotą maskę, która mu się wydawała wizerunkiem Agamemnona; takimi maskami,
ukazującymi nam wąsate oblicza wojowników, okrywano twarze zmarłych
władców achajskich.
Do Myken dodał jeszcze Schliemann odkrycia w Tirynsie. I tam, i w innych
Strona 14
miejscach Grecji kontynentalnej, jak też na wyspach, prowadzi się i dziś badania,
z których wyłania się coraz bogatszy obraz owej kultury Achajów. We wspaniałych
salach widzi się na freskach kobiety ubrane na sposób kreteński i mężów orężnych,
obarczonych wielkimi tarczami epoki brązu. Kunsztowne naszyjniki, bransolety,
diademy iskrzą się złotem. Jego blask uświetniał życie władców achajskich
zwłaszcza w późnym, najbogatszym okresie kultury mykeńskiej. Owi wanaktes
rządzili zresztą obszarami rozmaitej rozległości, nieraz jedną tylko wysepką.
O religii owych Achajów wiemy o wiele mniej, niż chcielibyśmy wiedzieć.
Troska jednak o groby każe się nam domyślać ich wiary w życie po śmierci.
Na mykeńskich tabliczkach pokrytych pismem linearnym B odczytano
imiona niektórych bogów, jakich dobrze znamy z późniejszej religii: Zeus, Hera,
Posejdon, Hermes, Atena, Artemida; Pajawon, czyli Pajan, co jest później
obocznym mianem Apollina; Enyalios, co później oznacza Aresa. Zaskoczyło
uczonych miano Dionizos, bez zachowanego kontekstu, wśród zapisów na
tabliczkach z zamku w Pylos (z XIII wieku przed Chr.); uczeni zadają sobie
pytanie, czy jest to tylko imię jakiegoś człowieka, czy też ów bóg zawitał z Tracji
do Grecji o wiele wcześniej, niż się na ogół mniema. Nie zawsze potrafimy
rozpoznać, którzy z owych bogów czuwali nad przodkami Greków już na ich
rodzimych stepach i przywędrowali z nimi nad Morze Śródziemne, a którzy i skąd
nawiedzili Achajów dopiero w krainach Południa.
Miana zaś boskie, które najpowszechniej spotykamy w językach
indoeuropejskich, łączą boskość z „niebem”, „jasnością dzienną”, czyli z tym, co
wyraża zrekonstruowane przez badaczy praindoeuropejskie słowo dieus; dźwięczy
tu greckie Zeus (dopełniacz: Dios), Dione; łacińskie Jupiter, Diana, Janus;
sanskryckie Dyauspitar, staroislandzkie Tyr, a także łacińskie deus, któremu
przyświadcza i dies, i nasz słowiański dzień. Wygląda na to, że pradawni
koczownicy indoeuropejscy składali szczególny hołd bogu, czy może bogom,
nieba. Można też bezpiecznie uznać, że właśnie z natchnienia Achajów,
wędrowców, którzy przyszli nad Morze Śródziemne, w dużej mierze wywodzi się
grecki kult niebian, bogów olimpijskich.
Co powiedzieć z kolei o zdarzeniach długiej epoki mykeńskiej? Niektóre
z nich są ciągle przy nas, żyjemy nimi. Oglądamy je przeważnie tylko
w zwierciadle mitów, ale oglądamy je stale. Coraz jawniejsze bowiem staje się dla
badaczy, że greckie mity heroiczne, opowieści o bohaterach, te, którymi się
karmimy, w dużej mierze dotyczą właśnie zdarzeń z owej epoki zamków
o „cyklopowych” murach. Oczywiście, przechowuje się w heroicznej mitologii
także wiele tradycji wcześniejszych. Ale zdaje się, że greckie wspomnienie czasu
mykeńskiego, właśnie ono, rzuciło na tę mitologię ów osobliwy czar, który do dziś
nas urzeka.
Wspomnienie, to znaczy: zdarzenia mykeńskie oglądane są z drugiego
Strona 15
brzegu, z drugiej strony przepaści „ciemnych wieków”. Oglądane zwłaszcza wtedy,
gdy z chaosu stuleci XII–X, napełnionych wędrówkami i walkami, o których zbyt
mało wiemy, wyłania się w wiekach IX i VIII przed Chr. nowa geografia plemion
i nad krajami greckimi wschodzi coraz jaśniejsza zorza nowej kultury. Przeszłość
mykeńska jest dla tych nowych ludzi daleka, daleka, jakby leżała za wąwozami
cienistymi i głuchymi borami. Wszystko było wówczas inne. W eposach Homera
nieraz czytamy o wielkiej różnicy między nowymi czasami a epoką heroiczną. Oto
jak bohater achajski Diomedes, syn Tydeusa, poczynał sobie w walce pod Troją
(Iliada, 5, 302–304):
… Chwycił Tydyda wtedy
Ogromny kamień – nad podziw to było! – którego by nawet
Dwóch nie podniosło dziś mężów, a on sam lekko nim cisnął…
Krążyły też wśród ludzi tego czasu przedmioty z owej zapadłej przeszłości,
o której można byłoby powiedzieć, jak Helena w Iliadzie (3, 179–180) mówi
o swym minionym życiu w domu rodzinnym albo Penelopa w Odysei (19,
314–315) o małżeństwie z Odyseuszem, bohaterem od tak dawna nieobecnym:
„jeśli to kiedykolwiek było”.
Te puchary, kołczany, diademy siały blask; jak muszle, gadały one niejasno
o wielkich jak morze dziejach, które dla plemion greckich rozrzuconych po
różnych krajach były wspólnym, łączącym je z sobą i krzepiącym dziedzictwem,
wspomnieniem złotym i jeszcze złoconym w nostalgicznej medytacji. Zwłaszcza
ludzie z licznych kolonii na zachodnim wybrzeżu Azji Mniejszej i na pobliskich
wyspach, z owych miast jońskich, które obok Aten przodowały w ówczesnej
kulturze, wędrowali w pielgrzymkach ku wybranym miejscom, gdzie w porze świąt
oddawano hołd bogom i sławiono dawnych herosów. Czy podczas uroczystości
recytowano także pieśni epickie o bogach i bohaterach?
Strona 16
POEZJA JAKO PIASTUNKA MITÓW
Jest to zagadnienie, nad którym trzeba się uważnie pochylić. Mity
przeniknęły do nas poprzez literaturę antyczną, zwłaszcza poprzez grecką poezję.
Kiedy wniknęły one w tę poezję? Od jakiego czasu ogarnęła je ona i piastowała?
Kiedy się w ogóle zaczęły najdawniejsze, nie znane nam, przedhomerowe dzieje
poezji greckiej?
Poezja jak dawna?
Jak już mówiliśmy, Achajowie przez wieki XIV i XIII przed Chr., jeśli nie
dłużej, posługiwali się pismem linearnym B do celów praktycznych, zwłaszcza
inwentaryzacyjnych. Może stosowano je też do korespondencji między
poszczególnymi władcami mykeńskimi, na co mogłaby wskazywać niemal
tożsamość znaków owego pisma na tabliczkach z różnych zamków. A może nieraz
używano go i do celów literackich? Domysły archeologów w tej trudnej kwestii
zależą od przypadkowo i wyrywkowo zdobywanych przez nich świadectw. Ten
sam trawiący jasne od złota zamki achajskie pożar historyczny, w którym glina
tabliczek bezpiecznie stwardniała, mógł do szczętu pochłonąć inne inskrypcje
ówczesne, jeśli je powierzono bardziej bezbronnym wobec ognia i czasu materiom,
papirusowi na przykład. Kto wie, czy i w epoce mykeńskiej, i w późniejszych
„ciemnych wiekach” nie pokrywano pismem linearnym B jakichś kart, których
nigdy nie odnajdziemy. Może zapisywano na nich także ową nie znaną nam
mykeńską poezję?
Nie możemy wsłuchać się w nią. A jednak o tym, że istniała, zdaje się dawać
świadectwo jakiś bóg wyobrażony z formingą, lirą epicką, w dłoniach, który się ku
nam wychyla z poszarpanego przez czas fresku w Pylos: siedzi on na skale, jak
w Homerowym obrazie epoki bohaterskiej Achilles będzie siedział na krześle
w szałasie, gdy w niedoli poszuka zapomnienia w pieśni epickiej. Do obrażonego
bohatera przybywają wówczas wysłańcy spośród Achajów (Iliada, 9, 185–191).
Gdy doszli do szałasów i do naw Myrmidonów,
Zastali go, jak cieszył serce rozgłośną formingą,
Strona 17
Kunsztownie zdobioną, przy której była srebrna podstawka.
Wybrał ją sobie z łupów, gdy zdobył gród Eetiona.
Nią się wtedy pocieszał, sławiąc czyny mężów.
A przed nim tylko jeden siedział Patroklos, milczący,
Czekał, aż Ajakosa potomek przestanie śpiewać.
Poezja mykeńska?
Jeśli naprawdę recytowano w zamkach i wojennych szałasach mykeńskich
pieśni epickie o „czynach mężów”, nasze pragnienie pochwycenia choćby ich echa
może czerpać niejaką nadzieję z tropów i domysłów. Jednym z tropów jest
zapisana klinowym alfabetem przez ludy Mezopotamii i przez Hetytów
i przechowana przynajmniej we fragmentach epika Bliskiego Wschodu z owych
czasów. Wspaniałym jej dziełem jest poemat o Gilgameszu, kształtujący się przez
wieki w kulturze sumeryjskiej i akadyjskiej, a tłumaczony też na język hurycki
i hetycki. Szczególnie zaś zająć nas mogą panegiryki hetyckie z XIV i XIII wieku,
sławiące mężnych Hatusilów i Mursilisów, królów owego ludu, z którym
Achajowie wśród pól i gór Azji Mniejszej często się spotykali, i w walkach,
i w przymierzach; badacze tych tekstów odnajdują w nich epickie epitety
i porównania, które można zestawić z elementami późniejszego stylu Homera.
Epika mykeńska, która najprawdopodobniej istniała, ta przez uczonych tak żarliwie
szukana w studni przeszłości poezja, mogła być podobna do poezji ludów
sąsiednich, bliższych i dalszych.
Nie można wykluczyć, że tradycja takiej poezji epickiej w mowie greckiej
przetrwała od epoki mykeńskiej poprzez „ciemne wieki” aż do Homera. O tym
bowiem, że dojrzałość artystyczna Iliady i Odysei, niezrównana świetność ich
kompozycji i stylu, wyrasta z długiej tradycji poprzedzającej te arcydzieła, chyba
nikogo nie trzeba przekonywać. Na to zaś, że owo zakorzenienie w przeszłości
sięga kilku stuleci, przynajmniej „ciemnych wieków”, a może aż wieków
mykeńskich, wskazują szczególne cechy Homerowego języka i stylu. W Iliadzie
i Odysei obcujemy z taką postacią języka greckiego, jaką nikt nigdy w codziennym
życiu nie mówił.
Jest to język sztuczny, jak sanskryt w Indiach, bliski mowie sakralnej przez
swą tradycyjność i hieratyczność. Jest to oddzielony od mowy potocznej język
poetycki, mowa odświętna. Trudno wątpić, że ukształtował się w pracy trwającej
przez wieki. Od razu tu powiemy, że owo kształtowanie i przechowywanie da się
w różny sposób wyobrazić: może pieśni epickie zapisywano, a może były układane
i przekazywane tylko ustnie. Na zasadę przekazywania ustnego mogłaby
wskazywać tzw. formularność Homerowego stylu, polegająca na tym, że jest
w nim wiele gotowych formuł, określających rozmaite znamienne zjawiska
i zdarzenia, choćby takie jak zapadanie nocy, budzenie się świtu, zbrojenie się do
Strona 18
walki, spożywanie wieczerzy, wypływanie na morze. Uczeni już dawno zauważyli,
że podobna formularność cechuje serbskie poematy anonimowe o walce przeciw
Turkom na Kosowym Polu (1389 r.), słowiańskie pieśni epickie, o których
wiadomo, że były przekazywane ustnie: w początkach XIX wieku Vuk Stefanović
Karadžić spisał je z ust gęślarzy.
Pieśniarze przed Homerem
Pytanie więc o piśmienność czy niepiśmienność owej przez wieki trwającej
greckiej pracy poetyckiej jest nadal otwarte. Łatwiej jest nam odpowiedzieć na inne
pytanie: czyjej pracy? Z pewnością pieśniarzy, zwanych po grecku aoidoi, którzy
musieli istnieć i w okresie, w którym powstały eposy Homerowe, i w ciągu iluś
wieków poprzednich. Recytowali pieśni epickie, ale też je improwizowali.
W Odysei jawią się nam dwaj tacy aojdowie: Femios na dworze w Itace (1,
153–154, 336 i n.) i ociemniały Demodokos u Feaków (8, 62 i n., 261 i n.). Warto
zwrócić uwagę na to, że Demodokos wygłasza utwory epickie zarówno na uczcie
w pałacu (Odyseja, 8, 71–75):
Wszyscy wyciągnęli ręce ku strawie na stołach,
Kiedy zaś odegnali pragnienie jadła i picia,
Muza natchnęła pieśniarza, by sławił czyny mężów,
Opiewając zdarzenie, co nieba sięgnęło rozgłosem:
Spór Odyseusza z Achillesem, synem Peleusa –
jak i dla całego ludu na rynku, gdy król każe przynieść pieśniarzowi
formingę i gdy keryks (herold) biegnie po nią (Odyseja, 8, 254–257):
„Niechże ktoś prędko pójdzie i dla Demodoka przyniesie
Dźwięczną formingę, która leży gdzieś w naszym domu”.
Tak rzekł Alkinoos podobny bogom. Podniósł się herold,
By wydrążoną formingę przynieść z pałacu króla.
Przedstawieni w Odysei aojdowie najprawdopodobniej mieli poprzedników
w głębokiej przeszłości. Prawie narzuca się nam taka hipoteza, gdy we właściwy
sposób pojmujemy wielowarstwowość czasową języka Homera. Dzisiejsi uczeni
nieraz potrafią nawet rozróżniać poszczególne warstwy w skarbcu Homeryckich
epitetów i wyrażeń: im starsze formy językowe znajdujemy w jakiejś frazie, tym
bardziej uzasadnione staje się przypuszczenie, że wyrażenie to jest strzępem
wspólnego dobytku epiki greckiej z pradawnego czasu. Może właśnie ze złotej
epoki mykeńskiej, której głos w taki oto sposób skrycie do nas przemawia?
Te starsze elementy przeważył w greckiej mowie epickiej czynnik joński,
gdy właśnie w Jonii, na wybrzeżach Azji Mniejszej i na wyspach, przejęto owo
wielkie dziedzictwo w okresie rozkwitającej tu twórczości po epoce „ciemnych
wieków”: jest prawdopodobne, że podczas uroczystych zgromadzeń
wszechjońskich recytowano poematy o bohaterach, jak w późniejszych wiekach
Strona 19
będzie się recytować eposy Homerowe w Atenach z okazji święta Panatenajów.
Najprawdopodobniej w Jonii właśnie, jak to się kiedyś powie o Platonie, bogowie
„dali ludziom” Homera, który podjął dziedzictwo składające się z dwóch
elementów: mitycznego wspomnienia dziejów oraz tradycyjnego języka epickiego.
Podjął to dziedzictwo i uczynił z niego poezję bezmiernie wielką. Kiedy to się
stało?
Czas Homera
Trudno przypuścić, by Iliada i Odyseja powstały przed IX wiekiem.
Przedstawiony w nich obraz ludzkiego świata jest syntezą elementów epoki
mykeńskiej (znanej poecie z tradycji mitycznej, jaką mu przekazali przodkowie,
i z błąkających się wśród ludzi przedmiotów, jak groty pradawne czy sprzączki,
które może nieraz z tęsknotą w rękach zaciskał) i czasu, w którym te poematy się
zrodziły: na przykład wie poeta o tym, że w opiewanej przez niego epoce
bohaterskiej posługiwano się spiżem, ale nieraz mu się wymykają wzmianki
o żelazie, które wszędzie dokoła niego szczękało, sprawne i groźne. „Wszak
mężów przyciąga żelazo” (Odyseja, 19, 13). Wiele składników uzbrojenia, w jakie
wyposaża swoich wojowników, dobrze przystaje do tego, co oglądać można
w odkopanych skarbcach mykeńskich; ale posługują się oni nieraz parą włóczni
według obyczaju, jaki się rozpowszechnił dopiero w IX wieku przed Chr.
Fenicjanie, miotający się po Morzu Egejskim w Odysei, przybłąkali się do poematu
ze swoich wędrówek w IX dopiero, a zwłaszcza VIII wieku, kiedy na tym obszarze
współzawodniczyli z Grekami w handlu.
Chyba też nie narodziły się poematy Homerowe po VIII wieku, bo już w VII
stuleciu przed Chr. biją w oczy promienie sławy tych eposów; sceny z Odysei jawią
się wymalowane na greckich wazach, podczas gdy echa Homeryckich wersów
słyszymy u Archilocha, Alkmana, Tyrtajosa, Kallinosa, a także u Hezjoda, którego
chronologia jest sporna. Spośród dwóch wieków, IX i VIII, w których można by
umieścić powstanie Iliady i Odysei, opinia starożytnego historyka Herodota,
którego później tu zacytuję, wyznaczała im miejsce około r. 850, większość zaś
uczonych dzisiejszych skłania się do stulecia VIII; obok innych argumentów
mówią oni o bardzo prawdopodobnym związku Odysei, gdzie często się trafiają
wzmianki o Sycylii, z grecką kolonizacją tej zachodniej wyspy w VIII wieku. Ten
bowiem czas nowego rozkwitu – zwłaszcza w koloniach jońskich – kultury
greckiej był zarazem początkiem pory nowych wędrówek za morze, tzw. „wielkiej
kolonizacji”: w VIII wieku ku Sycylii i południowej Italii, w VII stuleciu ku
wybrzeżom Morza Czarnego.
Dodać trzeba, że w tej porze rozkwitu Grecy posiedli znakomity system
pisma, którego już nie utracą, zupełnie odmienny i nieporównanie lepszy od
mykeńskiego alfabetu sylabicznego. Nowe pismo, literowe, wywodzi się z alfabetu
Strona 20
fenickiego; Grecy przejęli je od kupców, może na Cyprze, gdzie się szczególnie
często z Fenicjanami spotykali, i dostosowali do języka greckiego, w którym ważną
rolę odgrywają samogłoski, pomijane przez ortografię semicką; dla samogłosek
musieli utworzyć nowe znaki. Nie ma zgody wśród uczonych co do daty
wprowadzenia tego systemu pisma do helleńskiej kultury; hipotezą
najbezpieczniejszą wydaje się umieszczanie owego ogromnego wydarzenia
pomiędzy r. 850 a 750 przed Chr. Już w drugiej połowie VIII wieku pismo jest tak
rozpowszechnione, że widujemy greckie inskrypcje nawet na naczyniach.
Niezależnie więc od tego, czy po upadku kultury mykeńskiej znajomość
pisma (linearnego B) w krajach greckich zaginęła, co wydaje się
prawdopodobniejsze, czy też istniała, lecz zapisy były powierzane mniej trwałym
niż glina materiom, możemy dosyć spokojnie stwierdzić, że przynajmniej w VIII
wieku przed Chr. poeta grecki mógł już pracować z jakimś narzędziem pisarskim
w ręku. Wyobrażając sobie Homera pochylonego nad kartami, nieco łatwiej
moglibyśmy pojąć ukształtowanie przezeń wielkiej formy eposu i tak mistrzowskie
panowanie nad nią. Od zagadek jednak osaczających postać tego pierwszego poety
nie uwolnimy się chyba nigdy. Oto jeszcze jedna z nich, pytanie wynikające ze
spostrzeżenia, iż stosunki społeczne w Odysei, z wyraźnie osłabioną na Itace
władzą królewską i majaczejącą już rolą arystokratycznej oligarchii, wydają się
odbiciem stanu trochę późniejszego od starego ładu Iliady: czy dwa poematy są
dziełem tego samego autora, czy raczej dwóch różnych poetów, starszego
i młodszego, co nieraz przypuszczano już w starożytności. Warto też zwrócić
uwagę na tę niebłahą cechę, że poeta Odysei ze szczególnym zaciekawieniem
wpatruje się w kobiety. Penelopa, Nausikaa, Kirke, Kalipso, Eurykleja – w jakimż
innym utworze literatury światowej znajdziemy taką kolekcję tak rozmaitych
postaci niewieścich? Ale trwają w naszej pamięci także postacie niewieście
z Iliady, wprawdzie mniej liczne: Andromacha, Helena, Hekabe.
Dwaj poeci czy jeden?
A więc to był może ten sam autor? Napisał Iliadę w młodości, Odyseję
w starości? Taka myśl już w czasach antycznych nawiedziła wielkiego krytyka
greckiego, zwanego Longinosem, chyba z I wieku po Chr., autora eseju
O wzniosłości; właśnie w jego oczach, jak powiada w dziewiątym rozdziale
traktatu, pierwszy poemat był mocnym, dramatycznym wytworem młodzieńczego
natchnienia, Odyseja zaś dziełem starości, które krytyk porównuje do słońca
zachodzącego, nadal wielkiego, ale już bez tamtej, prężącej się w Iliadzie, siły;
zamiast mocy są w drugim poemacie, jak Longinos mówi, opowieści, barwne
i czarujące; myśli on tu zwłaszcza o przygodach na morzu, roztaczanych przez
Odyseusza przed Feakami podczas uczty. A przed nami może stanąć, wywołany
z naszej pamięci, inny poeta, Szekspir: u niego też, po wielkich tragediach, nastała