MacLeod Ian R. - Wieki swiatla

Szczegóły
Tytuł MacLeod Ian R. - Wieki swiatla
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

MacLeod Ian R. - Wieki swiatla PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd MacLeod Ian R. - Wieki swiatla pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. MacLeod Ian R. - Wieki swiatla Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

MacLeod Ian R. - Wieki swiatla Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

IAN R. MACLEOD WIEKI �WIAT�A Tytu� orygina�u: The Light Ages Wydawnictwo MAG 2006 ISBN 83-7480-023-2 Wydanie I Mojej wspania�ej c�rce Emily, kt�ra pomog�a mi na chwil� stan�� na szczycie Obrotowej Wie�y. CZʌ� I WIELKI MISTRZ CECHOWY Ca�y czas mam j� przed oczyma. W najubo�szych dzielnicach Londynu. Pod nowymi, �elaznymi mostami, po kt�rych mkn� tramwaje, a ni�ej, tam gdzie Tamiza przeczesuje palcami b�oto, p�yn� promy. Widz� j� tam, gdzie ko�cz� si� nawet najbardziej obskurne rudery Easterlies, kt�rych i tak nie znajdzie si� na �adnej mapie. Od nich, roj�cych si� od much i smoczowszy, latem cuchn�cych miejskimi �ciekami, zim� poszarza�ych od smogu i lodu, odwracaj� si� plecami nawet najbrudniejsze fabryki. W�a�nie tam, w�r�d ruder i wysypisk, wyobra�am sobie mojego odmie�ca. Mam j� przed oczyma, oddalaj�c si� ulicami od mojego eleganckiego domu w p�nocnym �r�dmie�ciu. Widz� j�, kiedy si� denerwuj�, kiedy nie mog� si� skupi�, kiedy tera�niejszo�� wydaje mi si� krucha i ulotna. Gdy mijam wysokie domy wok� Hyde. Gdy mijam eleganckie cechmistrzynie wyprowadzaj�ce psy, kt�re, na chudych n�kach, z nielotnymi skrzyde�kami, okryte gadzimi �uskami lub omszone t�czowym futerkiem, w og�le mi nie przypominaj� ps�w. Gdy przechodz� obok ogromnych sklep�w na Oxford Road, niesamowitych drzew Parku Westminsterskiego, w�r�d kt�rych jak papierowe ��dki dryfuj� dzieci�ce w�zki i parasolki, przez Cheapside, gdzie ulice zw�aj� si� i ciemniej�, podobnie jak kurczy si� i ciemnieje niebo nad nimi, w miar� zapadaj�cego zmroku okrywaj�c cieniem dachy i kominy. Clerkenwell i Houndsfleet. Whitechapel i Ashington. Tu pachnie gum� i psami, teraz ju� brzydkimi i pospolitymi. S�ycha� ich szczekanie. Nie mo�na tego jeszcze nazwa� dzielnic� ub�stwa i ha�by, cho� wida� spor� r�nic� w por�wnaniu z okolic�, w kt�rej zacz��em w�dr�wk�. W tej cz�ci Easterlies wci�� jednak mieszkaj� cechmistrzowie, a nie bezcechowi partacze. Maj� prac�, kt�r� zawdzi�czaj� swemu cechowi; maj� nale�ycie umeblowane domy. Wreszcie, gdy Cheapside ju� dawno zmieni�a si� w Doxy Street, daleko za p�tl� tramwajow� na Stepney, b�otniste ulice zaczynaj� falowa�, a domy stercz� wzd�u� nich jak szczerbate uz�bienie. Tu nie o�miela si� zamieszka� �aden cechowy rzemie�lnik. Zerkam na ludzi pospiesznie pod��aj�cych ulic�, w krajobrazie wygl�daj�cym, jakby d�onie olbrzyma �cisn�y go jak harmoni� � kobiety okutane brudnymi szalami, m�czy�ni owiani piwiarnianym odorem, dzieci blade, zwinne i nieuchwytnie gro�ne. Czy od tego zaczyna si� prawdziwa n�dza? Na moje d�ugie w�dr�wki chyba zawsze wybieram sobie pochmurne dni, p�ne popo�udnia, skwarne, martwe letnie wieczory czy zimowe niedziele. A przynajmniej kiedy tylko oddal� si� od jasnego �r�dmie�cia, dzie� w�a�nie taki si� staje. Kolejne warstwy londy�skiego dymu i mroku oddalaj� mnie od porz�dnych dzielnic. Wi�kszo�� cechmistrz�w zrezygnowa�aby ju� z dalszej w�dr�wki, nawet gdyby nag�y kaprys kaza� im doj�� a� tutaj. Patrz�c na twarze o nieokre�lonym wieku, zerkaj�ce z ukosa, podgl�daj�ce mnie przez szczeliny mi�dzy ceg�ami, czuj�, �e powinienem zacz�� si� ba�. Lecz jednak tu te� mieszkaj� ludzie; i sam tu �y�em, cho� by�o to w innym Wieku. Id� wi�c dalej, wzd�u� wysokich mur�w dok�w Tidesmeet, gdzie niegdy� przepracowa�em szcz�liwe lato. Tupot dzieci ucicha. Podobne gargulcom twarze ju� mnie nie obserwuj�. Kto� odziany tak jak ja � praktycznie i skromnie, w ciemny p�aszcz oraz wysokie buty, kt�rym niestraszne b�oto � jednak mimo woli bije w oczy bogactwem, kto� taki z pewno�ci� ma pieni�dze. Ale przecie� nie mia�by ich przy sobie, prawda? Wyobra�am sobie, �e co� takiego poszeptuj� mi�dzy sob� szare jak duchy dzieciaki w zau�kach. I to na pewno jest wielki mistrz cechowy. Konsekwencje, jakie spad�yby na nich ze strony bezlitosnej policji, sprawiaj�, �e morderstwo i rabunek wydaj� si� bez sensu. Nie mam ani laski z ukrytym ostrzem, ani pa�ki, �adnej widocznej broni, nawet parasola od deszczu, kt�rym grozi zaci�gni�te niebo, ale czy zaczai si� na mnie tam dalej, gdzie domy marszcz� brwi...? Kto wie, jakie tajemne cechowe zakl�cia mog� mie� w zanadrzu? Zatopiony w my�lach, zagubiony, cho� jednocze�nie pewien swego, pod��am cuchn�cymi ulicami, nienagabywany przez nikogo. M�g�bym dosta� si� na miejsce inaczej, omijaj�c peryferie Easterlies, jednak musz� przyzna�, �e mam wobec tej dzielnicy d�ug. Na Riverside, na wa�ach, wzd�u� kej czekaj� przewo�nicy, czekaj� ma�e promy, kt�re za dyskretn�, acz niema�� op�at� zabior� ci� tutaj. Ale ich �adunek to na og� pijani m�czy�ni, kt�rzy o p�nocy wytaczaj� si� z klub�w i dom�w cechowych, by odetchn�� ci�kim od dymu powietrzem, zapomnie� o domach, oczekuj�cych �onach, a nawet zamtuzach i domach sn�w, wybra� inny spos�b na zako�czenie dnia. Id� w d�, nad brzeg st�ch�ej Tamizy, gdzie cechmistrzowie w czarnych pelerynach i cylindrach targuj� si� i rzucaj� wyzwiskami, a� w ko�cu gramol� si� jak wstawione nietoperze na przeciekaj�ce pok�ady prom�w. Chyba wszystkie dzielnice n�dzy spowija ta atmosfera oczekiwania, ale tutaj szczeg�lnie si� to czuje, domy coraz bardziej marniej�, a� w pewnym nieokre�lonym momencie, przypominaj�cym nag�y zwrot akcji we �nie, w og�le przestaj� by� domami, staj� si� niechlujnymi szopami z kradzionej ceg�y, tektury i cementu. Przywodz� na my�l dekoracje do sztuki teatralnej, kt�rej prawdziwy sens, pomimo wszystko, nadal mi umyka. A ich mieszka�cy, nienale��cy do cechu i zwani przez nas partaczami, znajduj� si� w por�wnaniu ze mn� tak g��boko na dnie studni fortuny, �e a� mnie zaskakuje, kiedy s�ysz� echo ich g�os�w. M�wi� wprawdzie zd�awionym, ale nadal angielskim. W ten szary, mroczny i senny dzie� wzbudzam tu nieskrywane zainteresowanie. Najdziwniejsze, �e dzieciaki, teraz jeszcze m�odsze, z �agodnymi oczyma szczeniak�w w bielej�cych jak ko�� twarzach, podbiegaj� do mnie i proponuj� mi... pieni�dze. Naprawd� widz� pieni�dze w wyci�gni�tych w�t�ych paluszkach. Mn�stwo po�yskuj�cych pens�wek, �wier�pens�wek i funt�w. � Pan we�mie, prosz� pana. Pens w zamian za pensa... � Porz�dnie zrobione, najlepsze czary... � dodaje nieco starsza wsp�lniczka, dziewczynka o w�osach tak przerzedzonych przez parchy, �e prze�wieca mi�dzy nimi go�a sk�ra. Wyci�ga ku mnie w swych go��bich �apkach co�, co wygl�da jak gar�� diament�w. � Wytrzymaj� ca�y Wiek. Wytrzymaj� do ko�ca �ycia... Kiedy wyczuwaj� moje wahanie, zbiera si� ich wi�cej; wo� zgnilizny si� wzmaga. B�yskaj�c bia�kami, unosz� na mnie wzrok. Ubrane s� w strz�py starych zas�on, plandek z barek, work�w, a tak�e w poszarza�e falbany ze starych koszul, przypominaj�ce k��by brudnej morskiej piany. Gro�b� zasadzki, gro�b� no�a mog� znie��, ale taka prosta propozycja... Oczywi�cie monety zaraz bledn�. Staj� si� lekkie, rzadkie, ziarniste, gdy tylko wezm� kt�r�� w d�o�, by si� jej przyjrze�. Dzieci przygl�daj� si� temu bez s�owa skargi. Ciekawe, kto si� jeszcze �apie na t� sztuczk�. Czy nocni go�cie s� a� tak pijani, a mo�e a� tak zdesperowani? Ale i sam ulegam. Wybieram dziecko, kt�re by�o na tyle bystre, by stworzy� co� bardziej warto�ciowego z wygl�du � ani pieni�dze, ani kamienie, lecz pomi�te �wiadectwa cechowe, obligacje i weksle. Chwytam papiery, w dotyku przypominaj�ce zimow� mg��, zgniatam je w pi�ci, a w zamian rzucam wszystkie znalezione w kieszeni monety. Ruszam dalej, ciskaj�c jeszcze troch� monet za siebie. W tej okolicy Tamiza w og�le nie przypomina rzeki, kt�r� znam. Brzeg jest p�aski, a woda l�ni, op�ywaj�c zdewastowane nabrze�e. Je�li si� zastanowi�, jest dziwnie czysta, a jednocze�nie czarna � i z wygl�du twarda � jak polerowany gagat. Promy, dalekie drobne kszta�ty na cynowym tle wieczornego nieba, nie odwa�aj� si� zapu�ci� w tutejsze pr�dy. Nale�� do innego �wiata, razem z l�ni�cymi dziwo�arem wzg�rzami Kra�ca �wiata. Dzieciaki ju� gdzie� znikn�y. Zbli�am si� teraz do upstrzonego �mieciami przesmyku odleg�ego od wszystkiego opr�cz rzeki. Otaczaj� mnie inne d�wi�ki, a mewy ko�uj� i wznosz� si� w dziwnej ciszy. Tutaj, jak powiedzia�aby nigdy niezapisana historia, zakotwiczone mi�dzy wysypiskami a odp�ywami �ciek�w, ocienione kuku�czym bluszczem strzelaj� w niebo ruiny niedoko�czonego mostu kolejowego, kt�ry w poprzednim Wieku usi�owa� przedosta� si� przez rzek� do Ropewalk Reach. Most wci�� unosi si� nad zwa�ami miejskich �mieci niczym przekrzywiona korona. Urywa si� w miejscu, gdzie drugie prz�s�o kotwiczy w rzece, wymachuj�c belkami jak ton�cy owad. Id� w cieniu �eber mostu, wspinam si� na betonowe piramidy i pe�ne cechowych znak�w, mosi�ne zielonkawe tuleje. Tu widnieje tarcza herbowa budowniczego, pordzewia�a i obro�ni�ta ma��ami, cho� wci�� leciutko �arz�ca si� eterow� wol� sprawcz�. R�kawica nurka. K�ko od bloczka. I wszelkie �miecie, jakie nanios�a rzeka: puszki, zel�wki but�w, w�gorze lin i prezerwatyw, pstrokate mozaiki z kafli i rur. Wchodz� w g�r� po �uku prz�s�a, uwa�aj�c, by nie zahaczy� p�aszczem o �adn� z kolumn. Pode mn� pojawiaj� si� k��bki mg�y ledwie widoczne nad bystr� czarn� wod�. Wij� si� pomi�dzy fundamentami, przypominaj� r�ce, nogi, twarze. Sam most zdaje si� rosn��, belki i d�wigary wiruj� wok� mnie. Ju� tu kiedy� by�em, wiem co nieco o tym, jak chroni� si� odmie�cy. Cho� serce mi wali, a d�onie si� �lizgaj�, nie przystaj�; i wkr�tce po raz kolejny gramol� si� na pomost ograniczony jedynie wod�, ziemi� i moj� rozpaczliw� potrzeb�. Niemal na moim poziomie, blisko miejsca, gdzie balustrada mostu raptownie si� urywa, do prz�s�a przyczepiona jest pl�tanina martwego metalu, szk�a i wyrzuconego przez rzek� drewna. Dalej le�y ca�y Londyn: �ycie, promy, pi�kne drzewa i eleganckie budowle. Wspinam si� na platform� i przykucni�ty przeciskam si� drucian� klatk� galeryjki, w kt�r� kto� powtyka� od�amki szk�a i porcelany. �eby ozdobi� albo �eby grozi�. Je�li zwa�y�, gdzie si� znalaz�em, powietrze jest tu zadziwiaj�co �wie�e. Pachnie przede wszystkim rdz�. Odmieniec, kt�ry zwie si� Niana, mieszka w cieniach na ko�cu tego tunelu i zdaje si� zawsze na mnie czeka� w swoim przypominaj�cym tipi lokum. Wstrz�sa si�, kiedy podchodz�, i przyzywa mnie r�k� wyci�gni�t� spomi�dzy zwoj�w z�achmanionej sukni �lubnej. � Mistrz... � Widzi mnie w �wietle miski z kradzionym dziwoblaskiem. Przysiada w najdalszym, najciemniejszym k�cie. � W ko�cu postanowi� pan przyj��... Jej g�os, cho� brzmi tylko w mojej g�owie, jest nijaki, bezbarwny, pozbawiony intonacji. Przedzieram si� przez warstwy wilgotnych kurtyn, niezr�cznie u�wiadamiaj�c sobie, jakich cud�w tworzenia trzeba by�o dokona�, by uwi� sobie to wci�ni�te mi�dzy umieraj�ce belki gniazdo. Przekrzywione deski, o kt�re si� opieram, �api�c oddech, by�y pewnie niegdy� palet� pod �adunek, przytroczon� do ko�ysz�cego si� pok�adu parowca z M�rz Borealnych. A �ciana naprzeciwko, usiana punkcikami �wiat�a wpadaj�cego przez tysi�ce otwor�w po nitach, z pewno�ci� stanowi�a cz�� jakiej� wielkiej maszyny. Z eterycznym blaskiem miesza si� blade �wiat�o dzienne, wpadaj�ce przez zm�tnia�e oko starego iluminatora, poprzez pl�tanin� szklanych rur, kt�rych zastosowanie � przecie� wci�� ledwie lizn��em prawdziwych cechowych tajemnic � jest dla mnie ca�kiem niewiadome. Pr�buj� wyobrazi� sobie, co si� dzieje na wysypiskach, ilekro� ziemiostwory wyrzuc� jaki� cenny eksponat, jakie walki tocz� k��tliwe mewy, nerwowe smoczowszy, podskakuj�ce dzieciaki. I wszystko to o z�amany trzonek, worek wygotowanych ko�ci, urwany kawa� �elaza, stare, pogruchotane lampy... Wzruszam ramionami i u�miecham si� do Niany, jak zawsze rozdarty mi�dzy zdumieniem, ciekawo�ci� a lito�ci�. Obok niej le�y d�uga poducha z wy�a��cym w�osiem. Podzwaniam zas�onk� z wisz�cych na sznurkach zakr�tek od butelek i sadowi� si� na ko�cu, kt�ry wygl�da na solidniejszy. Stalowa pod�oga zakrzywia si�, wisz�c dziesi�� metr�w nad g�adk� wod�. Ludzie mojego stanu nie powinni siada� w taki spos�b. Jednak ciesz� si�, �e zn�w tu jestem. Czy cz�sto spotykam odmie�c�w, czy rzadko, zawsze mam to dojmuj�ce uczucie, �e zaraz odkryje si� przede mn� jaki� nadzwyczajny, dawno zapomniany sekret. Teraz Niana wstaje, stopy ma jak zawsze bose i brudne. Przechadza si� po tej norze, na p� dziecko, na p� starucha, nuc�c pod nosem i grzebi�c w starych skrzynkach po herbacie. Wyjmuje figur� szachow�, bia�ego go�ca wyrze�bionego z po��k�ej ko�ci s�oniowej i unosi go do ust. � Niana, co robisz, kiedy nikogo tu nie ma? Jej chichot �widruje jak pisk owada. � Ile razy wy ludzie musicie zada� to pytanie? � A� dostaniemy odpowied�. � A jak� chce pan dosta�? Prosz� powiedzie�, to ja takiej udziel�. � To nieprawdopodobne � mrucz� � �e jeste�my sob� nawzajem zafascynowani... � Co w�a�ciwie nas fascynuje, mistrzu? � Bawe�na sukni �lubnej chrz�ci jak piasek, kiedy Niana przysuwa si� do mnie. � Chc� to zrozumie�. Co chcia�by pan wiedzie�? Mog� spe�ni� ka�de pana �yczenie � dodaje kokieteryjnie. Jej twarz to rzucony przez szk�o cie� twarzy. Oczy ma czarniejsze ni� u ptaka. � To chyba nie jest k�opotliwa propozycja? � I oczywi�cie niczego mi nie obiecasz? � Naturalnie. Obietnice s� zbyt stanowcze. Zna pan zasady. Wzdycham. Chcia�bym, �eby mnie tak nie traktowa�a, chcia�bym poczu� na sk�rze jej oddech, a nie ow� pustk�. Wyczuwa moje spi�cie, mo�e nawet jest tym ura�ona. Wstaje i oddala si� ode mnie. Jej rozwarte nozdrza ziej� ciemno�ci�, jak m�wi� kap�ani. � Masz co� dla mnie? � Niewykluczone, panie. Zale�y, co pan jest got�w mi da�. � Niana, ostatnio mi m�wi�a�... � Prosz� wysili� wyobra�ni�, panie. Jest pan cz�owiekiem bogatym. Co zwykle pan rzuca na szal�? Trudne pytanie. Zapewne pot�g� mego cechu. Oraz si�� mej woli, umiej�tno�ci cia�a i umys�u, kt�re dzi�ki niej naby�em. A mo�e chodzi jej o co� bardziej subtelnego. Wp�ywy, kt�re musz� mie�, skoro osi�gn��em tak� rang�. My�l� o letnich bankietach i zimowych zgromadzeniach wok� sto��w z polerowanego cedru kamiennego, w wy�o�onych drewnem salach; dyskretny szmer g�os�w, brz�k kryszta��w, pot�ne przyp�ywy i odp�ywy w�adzy, pieni�dzy, gdy czyje� zaufanie idzie o lepsze z czyj�� zdrad�. � Prosz�, panie. Na pewno to co�, co si� u pana najbardziej rzuca w oczy. Co�, co przyci�ga do pana ludzi... � ...Chyba nie chodzi o moje spojrzenie... � Wi�c mo�e poudawajmy przez chwil� zwyk�ych ludzi i dokonajmy tej wymiany? � ci�gnie, wchodz�c mi w s�owo. � Mistrzu, niech mi pan da troch� pieni�dzy. Powstrzymuj� si� od �ci�gni�cia brwi. Niana jest jak dziecko. Dam jej pieni�dze, a ona udekoruje nimi t� nor�, kupi za nie eter i b�dzie pokpiwa� ze mnie tak jak teraz... � Prosz� zapomnie� o swoich uprzedzeniach � odpowiada, prawie nie poruszaj�c ustami. � My naprawd� nie jeste�my trollami. A ju� na pewno nie potworami. Wierc� si� na poduszce, grzebi� po kieszeniach, aby pokaza� jej, �e s� puste. Wymacuj� jednak co� ch�odnego. Przypominam sobie, wyjmuj�, patrz�, jak rozkwita na mej d�oni lekkie niby mg�a. Tandetnie wyczarowany weksel, kt�ry dosta�em od tej biednej dziewczynki. S�owa i piecz�cie iskrz� si� i bledn�. � Widzi pan? Wyrywa mi z r�ki papier i staje si� bezcielesna jak wiatr, cho� powietrze ani drgnie. Potem odp�ywa, przytykaj�c go do nosa, jakby to rzeczywi�cie by� kwiat, wci�gaj�c powietrze, jak robi� to chyba ka�dy, wcze�niej czy p�niej, pr�buj�c sprawdzi�, czy rzeczywi�cie istnieje zapach bogactwa, w�adzy, aromat pieni�dzy. Zapach, kt�ry w istocie sk�ada si� z potu, dymu, ot�piaj�cego alkoholu i niczego wi�cej. Ten sam nie�wie�y od�r, kt�rym cuchn� ubrania po balu, cho�by w najelegantszym z dom�w. Niana wch�ania wszystko, co pozosta�o z nikn�cej materii dokumentu. Zaczyna si� �ciemnia�, popo�udnie nasyca si� mrokiem, Niana te�. Charakterystyczny dziwoblask bij�cy z mosi�nej misy z eterem wzmaga si� w odpowiedzi, Niana za� p�ynnie przesuwa si� mi�dzy wisz�cymi puszkami, butelkami i zas�onami. Obawiam si� jednak, �e to wci�� jaki� odgrywany przede mn� �art. Przez nieskromne rozdarcia i dziury w przedwiecznej �lubnej sukni widz� ziej�c� czarn� pustk�. Boj� si�, �e ka�e mi czeka� bez ko�ca. � Wiem, panie, �e mi�dzy nami zieje przepa��, pustka. Ale prosz� pomy�le� o swoim dzisiejszym spacerze przez Easterlies. Niewa�ne, czy p�jdzie si� w dobr�, czy z�� stron�, do wymarzonego miejsca nigdy nie jest zbyt daleko. Kto wie, gdzie tak naprawd� ko�czy si� ta granica albo gdzie zaczyna? Pan jednak zauwa�y� zwyk�ych ludzi. Panu podobni cz�sto �wiadomie ich ignoruj�. Partacze z Easterlies. Wie pan jak ot�piali mog� si� sta�, mimo �e cia�o w og�le im si� nie zmienia... � Jej chichot d�wi�czy mi w czaszce. � Gdyby tylko pan m�g� si� zobaczy�, w tej mrocznej pelerynie, w ciemnych butach, z dziurami zamiast oczu, obwis�� szcz�k�, z nocnym zapachem staro�ci i �mierci, kt�ry trzyma si� pana nawet teraz... Przez m�tny iluminator ju� prawie nie wpada �wiat�o. Ca�kiem jakbym tu by� sam, je�li nie liczy� jej szeptu jak szmer morza. Nawet stara suknia �lubna zla�a si� z cieniami. Niana, ob�oczek mg�y, zagl�da do skrzynki po herbacie. Kiedy wyci�ga z niej grzechocz�ce oszczepy ze starych karniszy, k��by szmat i wi�r�w, staram si� zapanowa� nad podnieceniem, kt�re zawsze ogarnia mnie w takich momentach. � Gdzie� tu by�o, na pewno... � mruczy prozaicznie. Bezwiednie wzdycham. Dziwne, ale w tej chwili chc� st�d uciec, p�dzi� ulicami do mego eleganckiego domu na Linden Avenue, z powrotem do roli wielkiego mistrza cechowego. To uczucie pozostaje st�umione, w ko�cu ca�kiem zanika, gdy Niana podp�ywa ku mnie, l�ni, zmienia si�, jest wszystkimi stworzeniami naraz, dziwami, kt�re strach sobie wyobrazi�, u�miecha si� coraz szerzej. Lepiej zosta� tutaj � czeka�, a� dokona si� wymiana. � Powiedz, Niano, nie t�skni ci si� za... � Zapachem �wie�ej trawy na wiosn�, panie. Dotykiem klejnot�w z lodu na Bo�e Narodzenie. �ukami po�yskuj�cymi jak brosze. Chmurami bez ko�ca zmieniaj�cymi ubrania. Biegiem z g�rki, kiedy za�miewasz si� i nie mo�esz przesta�. A ja zadowalam si� moj� miseczk� gwiazd. I ciesz� si�, �e tu przychodzicie � pan i panu podobni, nawet je�li wasze drobne pro�by, wasze �yczenia budz� we mnie lito��. Dlaczego wy, cechowi, po wszystkim co musicie przej��, chcecie jeszcze by� nawiedzani przez trolle, odmie�c�w, p�rzeczywiste wied�my, wampiry, syreny stare jak Matuzalem? � To nie tak. Ja nie chc�... � A czego pan chce, mistrzu? � Wiedzie�... � Obdarzy�am ju� pana, kiedy wzi�am, co pan mi proponowa�. Zrobi�am wszystko, o co pan prosi�. Teraz pana kolej. Aby wzi��, co mam, musi pan r�wnie� co� da�. Ot� to � typowe, �miechu warte targi z odmie�cem. Jestem na pustym mo�cie, ponad bystr� rzek�, a Niana rysuje w powietrzu symbole, kt�rych nie zna �aden cechmistrz. Rozlewaj� si� wok� mnie srebrem. Zakwitaj� letni� burz�. Czuj�, jak stalowa budowla napr�a si� i ro�nie, ruina mostu wraca do �ycia, kt�rego nie dane jej by�o zazna� przez upadek poprzedniego Wieku, nabiera kszta�tu i olbrzymieje nad wod�. Ca�e miasto si� przeobra�a, wysypiska �mieci znikaj�. Dochodzi do tego napawaj�cy dreszczem pomruk zbli�aj�cej si� maszyny. �oskocze nad belkami i d�wigarami, sypi�c dym i iskry. Niana przysiada przede mn�; g��bokie otwory jej oczu widz� tu� przed twarz�. Mruga raz, drugi. U�miecha si�. � Wi�c prosz� mi powiedzie�, mistrzu... � Jej palce wij� si� wok� mnie jak dym. � Jak to by�o, �e sta� si� pan cz�owiekiem... CZʌ� II ROBERT BORROWS 1 To by�o najwi�ksze rozczarowanie mojego �ycia. W dojrza�ym wieku o�miu lat, w mro�ny, jak zawsze, pa�dziernikowy pi�tek, zabrano mi wszystkie marzenia. Sta�em potem u st�p schod�w Miejskiej Szko�y, i patrzy�em na koleg�w z klasy wymieniaj�cych piskliwe szczekni�cia ulgi i weso�o�ci po�r�d dymu i mg�y. Dla nas wszystkich by� to dzie� szczeg�lny, Dzie� Pr�by. Na dow�d tego wszyscy mieli�my na nadgarstkach Znak, stygmat, wzd�ty krwawi�cy p�cherz jak po przypaleniu papierosem. Parowy ci�gnik zagwizda� i potoczy� si�, turkocz�c po bruku ci�kimi ko�ami. Twarz paromistrza przypomina�a czarn� mask�. Przej�te matki przepycha�y si� przez t�um, wykrzykuj�c imiona swoich potomk�w. �Widzisz, nie m�wi�am, �e nie ma si� czego ba�?�. Mojej matki jednak tu nie by�o. Cieszy�em si�, �e nie przysz�a, unikn��em ca�owania w czo�o, czyszczenia twarzy po�linionym palcem, emocjonowania si� czym�, co przecie�, jak nam w k�ko powtarzano, by�o zwyk�e, normalne, powszednie. Inne matki zaraz wda�y si� w plotki albo pobieg�y z powrotem do prania, dzieci za� zbi�y si� we wrogie gromadki, przypominaj�c sobie cechy i patron�w swoich ojc�w. Wymieniono spojrzenia, kuksa�ce, pchni�to tego i owego. Wiedzia�em, �e zaraz sam si� w to wmieszam, wi�c odwr�ci�em si� i wszed�em na ha�d� ziemi przed szko��, sk�d mia�bym dobry widok na cmentarz i dolin�, gdyby tylko nie przes�ania�a ich mg�a. Podwin��em lewy r�kaw. By�a tutaj. Blizna, kt�r� mia� ka�dy, kto osi�ga� m�j wiek, wci�� �wie�e wspomnienie b�lu. Blizna, kt�ra zostawa�a na ca�e �ycie, stanowi�c niezmazywalny dow�d pe�nego cz�owiecze�stwa. Znak Starszych, je�li wierzy� ojcu Francisowi, by� najwy�szym boskim b�ogos�awie�stwem. Pier�cienie zaczerwienionej sk�ry wok� niego wci�� l�ni�y drobniutkimi kryszta�kami maszynowego lodu. Oczywi�cie, nigdy si� w pe�ni nie zagoi. I o to chodzi. Zawsze pozostanie leciutko l�ni�cy strup, kt�ry mo�na, dla swego rodzaju pocieszenia, maca� i bada� w ciemno�ci. Cieszy�em si� na przyjazd trollowego, mimo �e zwiastowa� cierpienie. Najpierw rozesz�y si� plotki, �e przyb�dzie. P�niej pojawili si� policjanci � ich listy nazwisk w sk�rzanych notesach, tupot bucior�w w zau�kach, �omot pa�ek o drzwi. To... i plotki. Kalekie dzieci ukrywane w lochach i na strychach; sze��dziesi�cioletni lub starsi pasterze z Brownheath, kt�rzy w jaki� spos�b unikn�li tego przez ca�e �ycie. Oraz trolle, odmie�cy � tak wielu, �e mo�na by spodziewa� si� kilku na ka�dym rogu ulicy, a nie tylko na obrze�ach marze� sennych. Te opowie�ci pojawia�y si� z tak� sam� regularno�ci� co pan trollowy, ale wtedy jeszcze tego nie wiedzia�em. Nazywa� si� zwyczajnie, Tatlow, do tego by� zaledwie zwyk�ym mistrzem Cechu Zbieraczy. Aby zarobi� w sw�j dziwny spos�b na �ycie, musia� zje�dzi� ca�e Brownheath z torb� podr�n� i ma�� mahoniow� skrzyneczk� z narz�dziami, b�yskaj�c przepustk� ka�dego wieczoru w innym zaje�dzie. Nast�pnego ranka budzi� go turkot woz�w, przesuwa� palcem po pracowicie spisanej li�cie spraw na dany dzie�, a� w ko�cu, jak sobie wyobra�a�em, zatrzymywa� kr�tki, gruby paluch nad moim nazwiskiem: Robert Borrows... � Wejd�, ch�opcze. Co si� tak gapisz? I zamknij te cholerne drzwi... Pos�ucha�em, wszed�em do gabinetu dyrektora. � I czemu si� tak trz�siesz? Chyba nie jest zimno? W kominku trzaska� ogie�. Czu�em jego ciep�o na policzku. � Nazwisko, ch�opcze? Adres...? Oczywi�cie musia� ju� je zna�. Wierzy�em w m�dro�� cech�w. � No? � Ro... Robert Borrows � wyj�ka�em. � Brickyard Row trzy. � Borrows... Brickyard Row. Przyjd� na t� stron� biurka, dobrze? Zrobi�em, co kaza� trollowy. Zauwa�y�em, �e spodnie mia� wy�wiecone, pogniecione, wypchane na kolanach. Jego twarz te� by�a b�yszcz�ca, pomarszczona, znoszona. � Kalectwa? Osobliwe zachowania? Czy wiadomo ci, by� ty lub ktokolwiek z twojej rodziny by� kiedykolwiek nara�ony na kontakt z surowym eterem? Jakie� naro�le, znamiona? Mia�em na ciele kilka ma�ych kropek i pieprzyk�w, o kt�rych ch�tnie bym mu powiedzia�, lecz mistrz Tatlow odczytywa� list� z wy�wiechtanej kartki i ju� przeszed� do nast�pnego punktu. Otar� nos. � No, ch�opcze, podwi� r�kaw. Moje palce zacz�y zmaga� si� niezdarnie z guzikiem prawego mankietu, a� powstrzyma�o mnie westchnienie trollowego. Czerwieni�c si� jak burak, podwin��em lewy r�kaw. Nadgarstek by� chudy i blady jak obdarta z kory ga��zka. Mistrz Tatlow odpi�� pokryw� zszarganej sk�rzanej torby, wyci�gn�� ma�y s�oik i zwitek waty. Kiedy j� zwil�a�, powietrze wype�ni� intensywny, ostry zapach. Zdziwi�em si�, kiedy poda� mi watk�. � Potrzyj tym nadgarstek. Smaruj�c r�k�, poczu�em ogarniaj�cy mnie zimny powiew przeznaczenia. Tego si� spodziewa�em. Ale nie bola�a, nawet sk�ra si� nie zaczerwieni�a. Ukaza� si� jeszcze bielszy skrawek sk�ry, z b��kitnymi �y�kami. Mistrz Tatlow pozosta� niewzruszony. � Wyrzu� to do kosza. � Czy to...? �le mnie zrozumia� i u�miechn�� si� sztucznie. � Pewnie s�ysza�e� od koleg�w, �e Pr�ba boli. Nie wierz w takie rzeczy. To musi przej�� ka�dy. Nawet ja... � Wyci�gn�� z tej samej sk�rzanej torby nast�pny pojemniczek, mniejszy. Przez chwil� wydawa� si� pusty, ale zaraz nape�ni� go srebrny blask. Poczu�em dziwne d�wi�czenie w uszach, ucisk za oczami. Teraz s�oiczek ju� mocno �wieci� charakterystycznym eterycznym dziwo�wiat�em, jaskrawym w p�mroku, rzucaj�cym cienie w �wietle. Gdy mistrz Tatlow rozk�ada� urz�dzenie b�d�ce skrzy�owaniem bransolety i ko�skiej uzdy, a potem wsun�� mi je na r�k�, zapad�a taka cisza, �e wyra�niej ni� kiedykolwiek s�ysza�em dudnienie eterowych maszyn Bracebridge � szum, bum, szum, bum... Pojemniczek z eterem, kielich, mia� gwint, kt�ry ��czy� si� z mosi�n� wypustk� sk�rzanej opaski na moim przegubie. Mistrz Tatlow mocno przytrzyma� mnie za rami�. � No, ch�opcze, wiesz, co masz powiedzie�? Przez ostatnie dwa pracokresy nic innego nie �wiczyli�my. � Pan m�j B�g Najstarszy w swej Mocy przyzna� mi B�ogos�awie�stwo, za kt�re dzi�kuj� Mu ca�ym sercem i kt�re czci� b�d� i u�wi�ca� swym trudem. Uroczy�cie przyrzekam szacunek dla wszystkich cech�w, a zw�aszcza dla w�asnego cechu, cechu mojego ojca, jego ojca i wszystkich jego przodk�w. Nie b�d� m�wi� z�ego �wiadectwa przeciwko mistrzom, u kt�rych pobieram nauki. Nie b�d� handlowa� z demonami, odmie�cami, skrzatami ani wied�mami. B�d� chwali� Boga Najstarszego i wszystkie Jego dzie�a. B�d� �wi�ci� Jego imi� w ka�d� niedziel�... i... i b�d�... i przyjmuj� to znami� jako znak b�ogos�awie�stwa p�yn�cego z niesko�czonej Bo�ej mi�o�ci oraz jako stygmat mojej ludzkiej duszy. Mistrz Tatlow, wci�� trzymaj�c mnie za rami�, pokr�ci� kielichem. Przez chwil� nie dzia�o si� nic. Ale jego uwaga by�a tak skupiona na mnie, �e a� zatchn��em si� ze zdumienia. Jakby przebija� mnie lodowaty gw�d�. P�dzi� ku moim ustom krwawym, bolesnym ostrzem, szum, bum... A potem wszystko si� uspokoi�o i zn�w sta�em przed biurkiem, twarz� w twarz z mistrzem Tatlowem, kt�ry b�yskawicznie szcz�kn�� zaciskami i zabra� z mojej r�ki narz�dzie tortur. � No widzisz � mrukn�� � wcale nie by�o tak �le, prawda? Teraz jeste� taki sam jak my wszyscy. Got�w wst�pi� do cechu ojca. Wyszed�em ze szko�y i ruszy�em przez zimn�, szybko g�stniej�c� jesienn� mg��, zatrzymuj�c si� tylko, by zerkn�� na spatynowany pomnik Joshui Washstaffe�a, Wielkiego Mistrza z Painswick, kt�ry, tak samo jak we wszystkich angielskich miastach, przedstawiony by� w niezdecydowanej pozie, w p� gestu. Nie, nie wini�em go za odkrycie eteru. Je�li nie on, zrobi�by to kto� inny, prawda? � my�la�em sobie. A je�li eteru nikt by nie odkry�, to jaki by�by �wiat? Podobno nawet Francuzi z ogonami i kozioocy ludzie z Kitaju te� maj� swoje zakl�cia i swoje cechy. Mg�a wok� mnie zawirowa�a, przeobra�aj�c ludzi w duchy, a drzewa i domy w wizje krain, kt�rych nigdy nie odwiedz�. Kiedy dotar�em na Brickyard Row, do domu, kopniakiem otworzy�em kuchenne drzwi i wpad�em do kuchni, robi�c �lady na pod�odze. � A, jeste�... � Matka nas�czon� octem szmatk� polerowa�a garnki. � Zastanawia�am si�, co to za rumor. Opad�em na tr�jno�ny zydel ko�o pieca i �ci�gn��em buty. Nagle poczu�em z�o�� na ni�: �e nie przysz�a przed szko��, �eby martwi� si� o mnie. � No i...? Poka�! Wyci�gn��em r�k�. P�niej na pewno b�d� j� jeszcze pokazywa� ojcu i Beth. Rana w por�wnaniu z tymi, kt�re miewa�em na kolanach i �okciach by�a niewielka, a jednak matka ogl�da�a j� dziwnie d�ugo. Wcze�niej ca�y czas m�wi�a, �e to wiele ha�asu o nic, a teraz naprawd� by�a zainteresowana. W p�mroku naszej ciemnej kuchni eter wci�� si� �arzy�. Wreszcie matka wyprostowa�a si�, opar�a d�o�mi o zimn� p�yt� pieca i wyda�a przeci�g�e, zaskakuj�ce sapni�cie, jak wynurzaj�cy si� p�ywak. � Wiesz, to wa�ny krok. Teraz jeste� jak my wszyscy. � Kto my? � pisn��em. Matka zn�w si� nade mn� pochyli�a. Po�o�y�a mi na kolanach ciep�e, poczernia�e d�onie, a� w ko�cu unios�em na ni� wzrok. U�miechn�a si� do mnie tajemniczo. � Robercie, powiniene� by� zadowolony, a nie rozczarowany. To dow�d, �e... � �e co?! Krzycza�em i by�em bliski p�aczu. Normalnie dosta�bym natychmiast klapsa i siedzia� przez d�ug� godzin� na g�rze, zastanawiaj�c si� nad swoim zachowaniem, ale dzi� matka zdawa�a si� rozumie�, �e to co� powa�niejszego i � mimo pozor�w � nie tak ca�kiem bezsensownego. � Pr�ba to cz�� naszej to�samo�ci, w Anglii, w Bracebridge. Pokazuje, �e nadajesz si� na cechowego, tak jak tw�j ojciec. On jest cechowy, ja jestem pani� cechow�. To pokazuje, �e... � Ju� powoli odwraca�a ode mnie wzrok. Przy�miony blask ognia za moimi plecami rysowa� w jej t�cz�wkach dwie czerwone iskierki. � Pokazuje, �e... � Cofn�a si� troch� i otar�a k�cik ust wierzchem d�oni, bo palce mia�a brudne od �niedzi. � �e dorastasz. � A te wszystkie historie, kt�re mi opowiada�a�? � To historie na letnie wieczory. Wyjrzyj przez okno, idzie zima. * A potem przysz�a niedziela i ojciec Francis sta� przed wej�ciem do ko�cio�a �wi�tego Wilfreda, witaj�c si� z parafianami i rozdaj�c nam, ob�linionym dzieciakom, bia�e szarfy. St�oczeni w przednich �awkach, poszturchiwali�my si� �okciami i ogl�dali�my nawzajem swoje �wie�e rany. Przed nami sta�a, niechlujnie wyrzezana z marmuru przez miejscowego rzemie�lnika, figura Boga Najstarszego, najwi�kszego mistrza w�r�d cechmistrz�w. Spogl�da�a w d� na nas. Gdy zacz�y si� �piewy, gapi�em si� na z�ocone sklepienie i sceny przedstawione na witra�ach. Znudzony Jerzy niech�tnie zabija� smoka. Inni �wi�ci cierpieli potworne tortury w imi� swoich cech�w. Ojciec Francis musia� wyg�asza� to kazanie w ka�dy Dzie� Pr�by, a jego monotonny g�os p�yn�� nad �awkami, dobrze znany jak ko�ysanka. I wtedy zacz�� nas przywo�ywa� do o�tarza. Gdy przysz�a na mnie kolej, przecisn��em si� wzd�u� �awki, cudem nie zahaczy�em szarf� o kraw�d� o�tarza, ale kiedy po raz pierwszy trzyma�em w d�oniach kielich z hymnicznym winem, a ojciec recytowa� niebia�skie obietnice, my�lami by�em daleko. Czu�em na sobie wzrok wszystkich wiernych i dr�enie ziemi pod stopami. Widzia�em smugi, kt�re usta innych dzieciak�w zostawi�y na srebrnym brzegu kielicha. Zastanawia�em si�, co by si� sta�o, gdybym to wyplu�. Jednak wzdrygn��em si� i prze�kn��em cierpki czerwony p�yn. I by�o dok�adnie tak, jak wszyscy zawsze powtarzali: ujrza�em niebo, gdzie istnieje tylko jeden wielki cech i nie trzeba pracowa�, gdzie poci�gi z czystego srebra p�dz� przez niesko�czone �any zb�, a w�r�d chmur �egluj� uskrzydlone statki. Zdawa�em sobie spraw�, jak �atwo uzale�ni� si� od chodzenia do ko�cio�a, ale nawet do�wiadczaj�c tych wizji, wiedzia�em, �e je wywo�uje domieszka eteru w winie. 2 Urodzi�em si� jako Robert Borrows w Bracebridge, w hrabstwie Brownheath w zachodnim Yorkshire, pewnego p�nego sz�stkowego popo�udnia w siedemdziesi�tym si�dmym roku trzeciego Wieku Przemys�u, jako drugie dziecko i jedyny syn m�odszego mistrza w Ni�szym Cechu �lusarzy. Bracebridge by�o wtedy �redniej wielko�ci miastem nad rzek� Withy. Prosperowa�o na sw�j spos�b, dla podr�nych z ekspresowych dyli�ans�w, kt�re mija�y nasz� stacj� bez zatrzymywania, by�o zapewne nieodr�nialne od wielu innych przemys�owych miast p�nocnej Anglii. A jednak przynajmniej pod jednym wzgl�dem by�o niezwyk�e. Derbyshire mia�o kopalnie, Lancashire m�yny, Dudley fabryki, a Oxford profesor�w w powiewnych pelerynach, lecz w tym zak�tku Anglii naszym �yciem rz�dzi� eter. Ka�dego, kto przybywa� wtedy do Bracebridge, uderza�a jedna rzecz nie do przeoczenia: d�wi�k-nied�wi�k przenikaj�cy ca�e miasto. Przenika� wszystkich mieszka�c�w, stawa� si� rytmem naszego �ycia. Szum, bum, szum, bum... Odg�os eterowych maszyn. Ko�a wodne, kt�re nap�dza�y pierwsze eterowe maszyny na Rainharrow, ju� dawno sta�y bezczynne; t�oki i pier�cienie rdzewia�y, zlewnie by�y puste, okna maszynowni z powybijanymi szybami gapi�y si� na fabryki, kt�re zaj�y ich miejsce. Dolin� zawsze wype�nia� dym, ha�as i �una od piec�w. W budynkach firmy Mawdingly & Clawtson zarz�dcy kr�cili si� jak derwisze, sycza�y wielokr��ki, szcz�ka�y �a�cuchy. Z Pok�adu Maszynowego wbija�a si� w ziemi� pot�na pionowa o�, d�ugo�ci stu metr�w, nieskalana jak klejnot, cho� gruba jak maszt �aglowca i dziesi�� razy od niego ci�sza. Kr�c�c si�, przekazywa�a si�� nap�dow� na Pok�ad �rodkowy w dole, gdzie uszy i p�uca robotnik�w stale atakowa� basowy, szalony rytm potr�jnych ramion maszyn eterowych. I oni, i fabryka � a w ten czy inny spos�b ca�e Bracebridge � istnieli po to, by im s�u�y�. Rozchodz�c si� promieni�cie, trzy stalowo-granitowe t�oki z dudnieniem porusza�y si� wte i wewte � szum, bum, szum, bum... � ekstrahuj�c ze ska�y eter. Z t�okami ��czy�y si� cienkie jak paj�czyna nici maszynowego jedwabiu wynosz�ce substancj� na g�r�, gdzie energia rozprasza�a si� w m�tnej wodzie pierwszej z wielu kadzi studz�cych. Potem eter mieszano, filtrowano, na koniec gotowe fiolki pakowano do wy�o�onych o�owiem skrzy� i �adowano na powolne poci�gi jad�ce na wsch�d, zach�d i p�noc, a przede wszystkim na po�udnie. Tam eter zostanie u�yty na dziesi�� tysi�cy mo�liwych sposob�w, z kt�rych, co zawsze mnie uderza�o, w�a�ciwie nie korzysta�o samo Bracebridge. Oczywi�cie, m�wi�o si� wtedy, �e eter jest dla nas czym� naturalnym, ale w Bracebridge dla nas czym� naturalnym by�o to wydobywanie eteru � �oskot �elaza, wycie syren zmianowych, ci�ki tupot bucior�w, zgrzyt maszyn, sadza na susz�cym si� praniu, a ponad wszystko podziemne dudnienie maszyn. Ubija�o m�k� w spi�arni, przekrzywia�o kamienie posadzki w holu. P�ka�y od niego doniczki i wyszczerbia�a si� porcelana. Kurz uk�ada� si� w faliste wzory, a oka t�uszczu w �mietanie ta�czy�y t�czowymi wzorami. Porcelanowe pieski nad kominkiem potajemnie zamienia�y si� miejscami, a� w ko�cu spada�y na pod�og�. Szum, bum, szum, bum... Ten d�wi�k mieli�my we krwi. Nawet gdy opuszczali�my Bracebridge, on zabiera� si� z nami. * Dom, w kt�rym mieszka�em � trzeci z kolei wzd�u� Brickyard Row, tarasowo opadaj�cej w stron� przedmie��, poprzez g�ste brzozowe zagajniki, z wieloma innymi uliczkami nazwanymi Row, Back czy te� Way, pn�cymi si� na wzg�rze Coney Mound powy�ej � sta� przez wi�kszo�� trzeciego Wieku Przemys�u, zanim wprowadzili si� do niego moi rodzice. Bracebridge by�o wtedy na etapie gwa�townego rozrostu, a takie tarasowo ustawione domy, przedzielone podw�rkami, zau�kami i blaszanymi dachami zewn�trznych toalet, uwa�a�o si� za najwydajniejszy spos�b ulokowania robotnik�w niezb�dnych do obs�ugi nowych, podziemnych maszyn eterowych, kt�re w�a�nie budowano, �eby dosta� si� do g��bszych �y� eteru. Poza moja klitk� na g�rze by�y po dwa pokoje na parterze i na pi�trze i mn�stwo dziwnych zakamark�w, alk�w, kredens�w i powyginanych przewod�w kominowych. Najwa�niejsza by�a kuchnia, z kt�rej ciep�o, d�wi�ki i zapachy unosi�y si� na m�j stryszek. W niej z kolei najwa�niejszy by� czarny �elazny piec. Ponad nim wisia�y na og� szmaty, buty zwi�zane sznurowad�ami, p�ki sza�wii i ga��zek iwy, kawa�ki szynki i s�oniny, obwis�e p�cherze wodnych jab�ek, mokre p�aszcze i co tylko wymaga�o suszenia. Z drugiego, ciemniejszego k�ta niech�tnie popatrywa� d�bowy st� � rywal i pomniejsze b�stwo. Na pi�trze mieli�my sypialni� od frontu, gdzie spali rodzice, i pok�j od ty�u, zajmowany przez Beth, moj� starsz� siostr�. Ty� domu wychodzi� na p�noc, w�skie okienka dawa�y widok tylko na �ciany, �mietniki i zau�ki. Ja naprawd� mia�em szcz�cie, bo mog�em zaj�� pokoik na poddaszu od frontu. Moje w�asne, osobiste terytorium. Na Brickyard Row ludzie t�oczyli si� ciasno. �ciany by�y cienkie, a przez ceg�y przenika� dym, zapachy, g�osy. Gdzie� w oddali zawsze p�aka�o dziecko, gdzie indziej krzycza� m�czyzna albo szlocha�a kobieta. Moi rodzice � tak jak wielu innych ludzi mieszkaj�cych na stokach Coney Mound, w �ci�ni�tych dolnych warstwach wci�� g�ruj�cej nad Angli� niebotycznej hierarchii klasowej, powy�ej nieszcz�snych, bezcechowych partaczy, ale niewiele ponad to � przez lata zmagali si� z prac� i �yciem codziennym. Nad kominkiem we frontowym pokoju wisia�o stare zdj�cie zrobione w dniu ich �lubu. By�o tak zniszczone przez dym i wilgo�, �e wygl�da�o, jakby byli pod wod�. I rzeczywi�cie wydawali si� wstrzymywa� oddech, sztywno pozuj�c w cieniu brzozy obok ko�cio�a �wi�tego Wilfreda. Ale to by�o dawno, zanim urodzi�a si� Beth, zanim urodzi�em si� ja. Ojciec nie mia� wtedy w�s�w, a dziarsko uniesiony �okie� i spos�b, w jaki obejmowa� moj� matk�, sugerowa�, �e maj� przed sob� ciekawe �ycie. Matka nosi�a wianek ze �wietlik�w i pi�kn� koronkow� sukni� sp�ywaj�c� na traw� pienistymi falami. Bardzo pi�kna para, nawet dla moich dzieci�cych oczu oboje wygl�dali zbyt m�odo, by bra� �lub. Poznali si� w firmie Mawdingly & Clawtson, wielkiej kopalni eteru na Withybrook Road. Matka przenios�a si� tutaj z podupadaj�cej rodzinnej farmy w Brownheath, a ojciec wst�pi�, za przyk�adem swojego ojca, do Trzeciego Ni�szego Oddzia�u Ni�szego Cechu �lusarzy. Je�li wierzy� matce, ich �cie�ki skrzy�owa�y si� wiele razy, zanim w og�le si� zauwa�yli, a w bardziej marzycielskiej wersji ojca spojrzeli sobie w oczy poprzez st� w malarni, gdzie on przyszed� z jak�� spraw�, i natychmiast si� zakochali. Cho� brzmi to �miesznie, nadal wol� opowie�� ojca. Widz� matk� w�r�d wielu innych m�odych kobiet, w d�ugiej �le o�wietlonej sali, pracuj�c� nad drobnymi przeka�nikami, zanurzaj�c� p�dzle w miseczkach z eterem, w�osy wysoko upi�te, g�owa opuszczona. Wymalowuje linie i zwoje, kt�re nape�ni� wol� sprawcz� cechmistrza jakie� narz�dzie czy maszyn�. Dla ojca, wpadaj�cego tu wprost z ha�a�liwej odlewni po drugiej stronie placu, musia� to by� cienisty ogr�d. A matka by�a pod�wczas �adna, mo�e nawet pi�kna, z po�yskuj�cymi ciemnymi w�osami, �agodnymi niebieskimi oczyma, bia�� cer�, drobn�, zgrabn� figur� i ma�ymi, nerwowymi d�o�mi. Je�li pomin�� koneksje cechowe jej rodziny, prac� w malarni dosta�a zapewne dlatego, �e z wygl�du nadawa�a si� do takich precyzyjnych zada�; naprawd� jednak by�a niezr�czna, robi�a szybkie, gwa�towne ruchy, o kt�rych jej umys� zdawa� dowiadywa� si� dopiero po fakcie. W dzieci�stwie Beth i ja nauczyli�my si� trzyma� z daleka od jej ruchliwych �okci. Ale i tak musia�a b�yszcze�, w ka�dym sensie, po�r�d kapi�cych eterem zu�ytych p�dzli, gdy dzie� zmienia� si� w wiecz�r. I tak oto moi rodzice spotkali si�, zar�czyli w Noc �wi�toja�sk�, po czym mija�y pracokresy i lata. W moich najwcze�niejszych wspomnieniach oboje wci�� s� du�o za m�odzi, by by� rodzicami; i du�o za starzy, bo matka ma przygarbione plecy i siwe w�osy. Oboje znu�y�o Bracebridge i pot�ne ci�nienie angielskiej hierarchii cechowej. Ojciec mia� niesta�y charakter, sk�onny do gniewu i s�omianego zapa�u, do rozpoczynania nowych przedsi�wzi��, interes�w, kt�re zaraz porzuca� na rzecz czego� innego. Kiedy odkry�, �e sztywne, tajne struktury Ni�szego Cechu �lusarzy nie pozwol� mu na spe�nienie ambicji, zatraci� ow� energi� i inteligencj�, kt�re zapewne przyci�gn�y matk� do niego. Prawie ka�dego dnia po drodze do domu z fabryki zachodzi� do �Bacton Arms� na jednego szybkiego, kt�ry �atwo przeobra�a� si� w kilka du�ych piw, a w dziesi�tek, p�dziel� i dni �wi�teczne zatacza� si� po ulicy, z rumorem wpada� do domu i chwiejnie laz� na g�r�, ze �miechem kr���c wok� matki, le��cej w ��ku i staraj�cej si� nie zwraca� uwagi, �artuj�c o tym, co kt�ry� kolega powiedzia� albo zrobi�. W ko�cu traci� humor i wycofywa� si� na zydel przed piec, gdzie sp�dza� noc, gapi�c si� na �ar w palenisku i zion�c alkoholem. W powszednie wieczory, sposobi�c si� do ��ka, rozmawiali ze sob� skrzekni�ciami, chrz�kni�ciami, pomrukami, jak dwie pustu�ki nawo�uj�ce si� na bagnach � wszystkimi tymi zdaniami, kt�rych ma��e�stwa nigdy nie potrzebuj� ko�czy�. Ojciec wiesza� spodnie za szelki na oparciu krzes�a, ziewa�, przeci�ga� si� i drapa� przez podkoszulek po piersi, zanim wgramoli� si� do po�cieli. Widz� ich teraz. Lampa naftowa na komodzie, zabrana przez ojca z do�u, wci�� si� �arzy. Matka nie k�adzie si� od razu, jeszcze chodzi boso po domu, szarpie i targa w�osy wielk� srebrn� szczotk�, potem przegl�da si� w wyblak�ym lustrze i na moment zamiera, jakby zdziwiona, �e widzi siebie po drugiej stronie. Ojciec trzepie poduszk�, k�adzie si� i mruczy. Matka odk�ada szczotk� i zdejmuje z wieszaka koszul� nocn�, wk�ada j� na siebie, strzepuj�c szarymi falami, zanim spod spodu wyci�gnie bielizn�. Wreszcie gasi lamp� i gramoli si� do ��ka. I le�� tak, dwie sylwetki do po�owy przykryte ciemnymi kocami i brzemieniem kolejnego pracowitego dnia, oni, kt�rzy kiedy� trzymali si� za r�ce, wiosn� chodzili na spacery, ze �miechem chowali si� pod estrad� przed deszczem. Zapad�a cisza, na Brickyard Row zm�czone rodziny �pi� w komplecie, bezpieczne w swych ��kach, gdy gwiazdy o�wietlaj� dachy, a od strony podw�rza wschodzi ksi�yc w nowiu. Nie zaszczeka pies. Podw�rza s� puste. Ostatni poci�g dawno odjecha�. G�sta, a� sycz�ca cisza opada �nie�nymi falami. A potem, gdy ojciec westchnie, chrz�knie i zacznie chrapa�, s�yszalny staje si� g��bszy d�wi�k. Matka le�y na wznak, nieruchomo, l�ni�cymi w ciemno�ci oczyma wpatruj�c si� w sufit. Palcem lewej r�ki pociera blizn� we wn�trzu prawej d�oni, w rytm tego niesko�czonego dudnienia, przed kt�rym nie ma ucieczki. Szum, bum, szum, bum... 3 Przypuszczam, �e zawsze by�em troch� inni ni� wszyscy � albo wm�wi�em to sobie. Marzy�em. Si�ga�em wzrokiem ponad dachy, liczy�em gwiazdy, buja�em w ob�okach. Sp�jrzcie tylko na mnie: ma�y Robert Borrows w�druje z matk� przez Rainharrow w jeden z tych nielicznych dni roboczych, kiedy nie by�o nic pilniejszego do zrobienia. Wspinam si� na pokopalniane rumowiska, by przysi��� na samej g�rze, rwa� listki i pohukiwa� jak sowa, podczas gdy ona zbiera polne kwiatki. Siedz�c z plecami opartymi o jeden z ustawionych w ko�o g�az�w, kt�re umie�cili w tym miejscu ludzie podobni i niepodobni mnie, g�az�w pokrytych teraz warstw� sadzy i popstrzonych napisami, widz� rozpo�cieraj�ce si� pode mn� prawie ca�e Brownheath, wznosz�ce si� i opadaj�ce szaro�ciami i zieleniami, z miasteczkami i lasami wyrastaj�cymi tu i tam jak w�osy na ciele, a� po szczyty g�r Pennine. W pogodne letnie dni jest tu ciep�o. W dole, o wiele bli�ej, widz� matk�. W czarnym p�aszczu i czepku pochyla si� po�r�d je�yn. Wreszcie co� znajduje i wo�a mnie. Z�a�� na d� i razem przygl�damy si� jakiej� male�kiej ro�lince, kt�ra wychyn�a z szarej w�glowej gleby. Schylamy si�, wyrywamy j� i zawijamy w strz�p gazety, zapewniaj�c si� nawzajem, �e w domu b�dzie jej lepiej ni� tutaj. Nazywamy j� miejscowym mianem, kt�rego nie zaaprobowa�by �aden cechowy znawca ob�o�ony �aci�skimi ksi�gami. Dla nas jednak wystarcza. Rdest, bylica, �wietlik, wrotycz � te nazwy w ustach mojej matki brzmi� jak muzyka. Zabieramy wi�c ro�link� do domu, wk�adamy do doniczki i co rano ustawiamy w najs�oneczniejszym miejscu na parapecie, a wieczorem zabieramy z powrotem, by nie skrzywdzi�y jej przymrozki. Matka ugniata ziemi� palcami, podlewa j� i szepcze listkom zach�caj�ce s�owa. A potem, pewnego ranka, budz�c si�, opr�cz smrodu dymu, wilgoci i ludzi, czuj� s�aby, cho� wyra�ny, nieznany zapach. Schodz�, potykaj�c si�, po schodach i widz�, �e matka puszy si� z dumy przed male�kim kwiatuszkiem, pod kt�rego ci�arem ugina si� �ody�ka. Jego kolor jest czysty jak farby w pude�ku, takich barw nie ma w Bracebridge chyba nic. Kwiaty nigdy nie przetrwa�y d�ugo, ale te poranki sp�dzone na zerkaniu co chwila na barwne p�atki, na wdychaniu aromatu, od kt�rego a� bola�o za oczami jak od bieli pierwszego �niegu, te poranki by�y naprawd� niezwyk�e. Raz czy dwa razy pomyli�a si� i wr�cili�my do domu z kuku�czakiem. W Bracebridge pe�no by�o takich chwast�w, tak jak pe�no by�o smoczowszy w fabrykach i wielkoszczur�w w norach na brzegu rzeki, gdzie sta�y stare barki. Nawet dzieciaki wiedzia�y, �e trzeba dok�adnie obejrze� krzaki, nim zacznie si� zbiera� maliny czy je�yny, mog�y bowiem sprowadzi� nocne koszmary. I nie wk�ada� n�g w czarno ubarwione pokrzywy wykwitaj�ce wzd�u� �cie�ek nad z�o�ami eteru, bo powodowa�y wysypk�, kt�ra nie goi�a si� i krwawi�a przez ca�e pracokresy. Nasi ojcowie wiedzieli te�, �e trzeba wyrywa� p�dy krwiobluszczu wyrastaj�cego ze �ciek�w, matki za� nigdy nie zbiera�y grzyb�w rosn�cych na nadrzecznych ��kach. Lecz �atwo si� by�o pomyli�. Ga��zka prostych ��tych kwiat�w, przypominaj�cych du�e jaskry, pachn�cych s�odko i �mietankowo, czy wyrastaj�ca spomi�dzy paproci niewielka naparstnica, cho� ju� by� koniec lata, gnij�cym odorem mog�a przenikn�� ca�y dom, jak zepsuta kapusta, a wyziewami zniszczy� najlepszy wazon lub popali�, jak kwas, p�k� nad kominkiem. Ale i tak wszystkie starania, owijanie w gazety, otwieranie okien, znoszenie narzeka� ojca, by�y warte �wieczki, owego poczucia niespodzianki, odkrywania czego� nowego, kiedy matka wo�a�a na mnie z podn�a ha�dy, rozdzielaj�c �odygi traw i ujmuj�c w palce doskona�y kwiat. Wtedy tyle rzeczy by�o dla mnie tajemnic�. Szko�a Miejska nie nauczy�a mnie niczego poza czytaniem i pisaniem, co i tak ju� pokaza�a mi matka, a cechowi, jak m�j ojciec, zachowywali swe trudy i sekrety fachu dla siebie i swych kufli z piwem. Mawdingly & Clawtson � to by�a nazwa, d�wi�k, wra�enie i instytucja. Naszym przeznaczeniem by�a fabryka. Eter by� naszym bogiem. Ca�kiem jakby�my wszyscy pr�bowali odwr�ci� wzrok od czego� istotnego i po�o�y� si� z g�ow� na dudni�cej ziemi, usypiaj�c na ca�e �ycie, pe�ne nieko�cz�cego si� trudu i rozczarowania. Od czasu do czasu ryzykowa�em kontakt z kuku�czymi pokrzywami i zerka�em przez p�ot na odstojniki, w kt�rych eter katalizowa� si� i wi�za� ze zwyk�� materi�, g�stniej�c a� do czerni w s�oneczne letnie dni, natomiast w zimowe �wiec�c �un� ku g�rze, jakby odwr�ci� si� fundament nieba. Niekiedy, czy to z nud�w, czy z potrzeby ucieczki, schowawszy si� w kredensie pod schodami, grzeba�em w szmatach, kt�re trzyma�a tam matka. By�y to stare ubrania robocze ojca. Jeszcze lawendowo pachnia�y past� do polerowania. W niekt�rych, przyczepione do szw�w, l�ni�y cz�steczki py�u eterowego, jak �lady kre�lone na niebie przez male�kie rakiety. A ka�dej jesieni, jak w zegarku, zaraz po wizycie trollowego, nauczyciele wyjmowali skrzynk�, stawiali j� na katedrze i wywo�ywali � b�d� wyci�gali z �awki � kt�rego� ucznia, aby m�g� (bo niemal niezmiennie by� to ch�opiec) do�wiadczy� prawdziwej pot�gi eteru. � Kto odkry� eter, ch�opcze? � Wielki Mistrz z Painswick, Joshua Wagstaffe, prosz� pana. � Kiedy? � Na pocz�tku pierwszego Wieku Przemys�u, prosz� pana. W roku 1678 wed�ug dawnego �wi�tego kalendarza. To jeszcze by�o �atwe. Drewniana skrzynka, stara, odrapana, mia�a zamek ze stalowego skobla na spr�ynie, niedawno wymienianego; blokowa�a go przechodz�ca z przodu przez otw�r grawerowana zasuwa, tak�e na spr�ynie. Grawerunek, cho� miniaturowy, kojarzy� si� z cechami, z tajemnic�, z prac� i z prawdziwym �wiatem doros�ych. Nie by�y to ani litery, ani rysunki, cho� ich kszta�ty przywodzi�y na my�l wij�cych si� tancerzy. Podobne hieroglify widywa�o si� na tabliczkach maszyn, belkach most�w, a nawet, byle jak odbite, na ceg�ach wielu dom�w. Symbole by�y r�ne w ka�dym cechu, lecz ja zawsze odnosi�em wra�enie, �e stanowi� jeden niesko�czony tekst, kt�ry pewnego dnia b�d� umia� odczyta�. Tu, w klasie, owe ta�cz�ce linie m�wi�y nam, �e zasuwa jest nas�czona moc� eteru. Kiedy j� wytwarzano pod wysokim sklepieniem fabryki w jakim� p�nocnym mie�cie, do gor�cego metalu wprowadzono male�kie drobiny tej substancji. Potem, dzi�ki cechowym sekretom, metal zosta� obrobiony, wykuty i odlany w kszta�t, kt�ry widzieli�my przed sob�. Na�o�ono na zasuw� ochronne zakl�cie, podobnie jak na skobel i przytrzymuj�c� go spr�yn�, a potem ca�o�� zapakowano w pud�a, kartony i wys�ano w �wiat. Jeden egzemplarz wyl�dowa� na biurku mistrza Hinktona w klasie C w Szkole Miejskiej w Bracebridge. Dr�twiej�c, wierc�c si� i ziewaj�c w niezmiennym szkolnym zaduchu, wszyscy oczywi�cie my�leli�my, �e doskonale wiemy, co to jest eter. Byli�my w ko�cu synami i c�rkami cechowych i mieszkali�my w Bracebridge, w cieniu Rainharrow, gdzie tyle tego si� wydobywa�o. Przez �awki czuli�my g�uche, bolesne dudnienie maszyn. Ale eter jest niepodobny do innych pierwiastk�w i nie dotycz� go prawa fizyki. Jest niewa�ki i bardzo trudny do okie�znania. W postaci oczyszczonej roz�wietla dziwoblaskiem ciemno��, ale w jasnym �wietle rzuca cie�. Co najdziwniejsze i jednocze�nie najwa�niejsze dla wszystkich ga��zi przemys�u i byt�w ludzkich, kt�re pomaga utrzyma�, eter reaguje na ludzk� wol�. Cechowy, po wielu latach terminowania, mo�e za jego pomoc� kontrolowa� procesy przemys�owe w swym fachu. Wielkie maszyny parowe nap�dzaj�ce angielskie fabryki, przewo��ce produkty m�yn�w i kopalni, bez eteru by stan�y albo eksplodowa�y od wewn�trznego ci�nienia. Bez eteru zamilk�yby przetykaj�ce pola i lasy �wiec�ce dziwo�arem telegrafy przekazuj�ce komunikaty, kt�re telegrafi�ci prze�piewuj� sobie nawzajem z umys�u do umys�u. Bez eteru zawali�yby si� ekstrawaganckie budowle wielkich miast i mosty spinaj�ce brzegi rzek. Lecz za jego pomoc� mo�na by�o wszystko zrobi� szybciej, taniej, z gorszych materia��w i � trzeba to przyzna� � cz�sto mniej starannie, ni� wymagaj� prawa natury. Kot�y, kt�re inaczej by wybuch�y, t�oki, kt�re by si� zatar�y, budynki, belki, �o�yska, kt�re by pop�ka�y i si� rozpad�y, rodz� si� w powietrzu z nap�dzanych eterem b�bli cechowych zakl��. Dzi�ki eterowi Anglia si� bogaci, cechy rozkwitaj�, wyj� zmianowe syreny, kominy pluj� dymem, bogacze �yj� w niewyobra�alnie wyuzdanym luksusie, a reszta nas pracuje, k��ci si� i walczy o okruchy, kt�re osta�y. Nawet inne kraje, z�apawszy si� we w�asne dziwo�arowe macki eteru i �miechu warte mity o odkryciu go przez innego wielkiego mistrza ni� angielski, dymem i stukiem m�ot�w spe�niaj� marzenia o cechowym przemy�le, a dzikie ziemi

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!