H. Arendt - Prawda a polityka
Szczegóły |
Tytuł |
H. Arendt - Prawda a polityka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
H. Arendt - Prawda a polityka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie H. Arendt - Prawda a polityka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
H. Arendt - Prawda a polityka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
HANNAH AREN DT
przełożył JÓZEF SIERADZKI
I
Przedmiot n iniejszych r e fle k s ji je s t czym ś banalnym.B
Nikt nigdy nie wątpił, że p ra w d a i p o lit y k a n ie pozostają z
sobą w dobrych stosunkach, n ik t te ż, o ile m i wiadomo, niefl
zaliczał prawdom ówności do cn ó t p o lity c z n y c h . Kłamstwa■
zawsze uważano za niezbędn e i u p r a w n io n e narzędzia rze-fl
miosła nie tylko polityka c zy d e m a g o g a , a le i męża,stanu.■
Dlaczego tak jest? I ja k ie to m a k o n s e k w e n c je dla natury ■
i godności świata p olityk i, a ta k ż e d la n a tu ry i godności!
prawdy i prawdom ówności? C z y do is to ty p ra w d y naleiy
bezsilność, a do istoty w ła d z y k ła m liw o ś ć ? I ja k ą realno^
może posiadać prawda, je ż e li je s t b e z s iln a w dziedzinie
spraw publicznych, które b a r d z ie j o d in n y c h dziedzin ludz
kiego życia zapew niają realn ość is tn ie n ia lu d z io m narodzo
nym i śmiertelnym, to zn aczy is to to m w yposażonym w
wiedzę, że powstały z n ieb y tu i p o n ie d łu g im czasie znów
się w nim pogrążą? I w reszcie, c z y b e z s iln a p ra w d a nie za
sługuje na pogardę tak sam o ja k w ła d z a , k t ó r a n ie przywią
zuję wagi do praw dy? Są to k ło p o t liw e p y ta n ia , ale stano
wią one nieodzowną k o n s e k w e n c ję n a s z y c h o b ieg o w y ch pr*e‘
konań na ten temat.
Wiarygodność naszem u b a n a ło w i n a d a je to, co moin®
zawrzeć w starym p ow iedzen iu ła c iń s k im , Siat iustitia, Pere'
at mundus — czy powiinno stać s ię za d o ść sp ra w ied liw o ^ 1
Strona 2
leżeli zagrożone je s t is tn ie n ie św ia ta ? To, oczywiście, pyta
li ! L retoryczne; je d y n y m w ie lk im m yślicielem , który ośmie
li! się odrzucić z a w a r tą w n im w ątp liw ość i odpowiedzieć:
1'ak bo nie w a r to ż y ć n a ś w ie c ie całk ow icie odartym ze spra-
vyiedl'iwości, b y ł Im m a n u e l K a n t. Jednakże czy ta odpowiedź
I nie jest n ie d o rze c zn a ? C z y ż trosk a o życie nie stoi przed
wszystkim in n ym , p r z e d k a ż d ą cn o tą i każdą zasadą? Czyż
f nie jest czym ś o c z y w is ty m , ż e staną się one chimerami, je
żeli w n ie b e zp ie c ze ń s tw ie je s t św iat, jed yn e miejsce, w któ
rym mogą się p r z e ja w ia ć ? C z y X V I I stulecie nie miało peł-
I nej racji, k ie d y p r a w ie je d n o g ło ś n ie oświadczało, iż każda
I wspólnota m a o b o w ią z e k u zn a w a ć, że „pomyślność jej wła-
i dzy jest p ra w e m n a j w y ż s z y m ? " 1 W m iejsce sprawiedliwości
I I można b o w iem o c z y w iś c ie p o d s ta w ić każdą zasadę, która
* wykracza p oza sa m o is tn ie n ie , i je ż e li zastąpimy ją praw
dą— fia t v e rita s , p e r e a t m u n d u s — stare powiedzenie za
brzmi jeszcze b a r d z ie j w ia r y g o d n ie . Jeżeli rozumiemy działal-
i ność polityczną w k a te g o r ia c h c e ló w i środków, możemy
dojść do w n io sk u t y lk o p o z o r n ie paradoksalnego, a mianowi
cie, że k ła m stw o m o ż e r ó w n ie d ob rze posłużyć do stworze
nia lub z a g w a r a n to w a n ia w a ru n k ó w niezbędnych dla po*
szukiwania p r a w d y — co ju ż d a w n o zauw ażył Hobbes, któ
rego bezlitosna lo g ik a n ie z a w o d n ie doprowadza rozumowa
nie do takich s k ra jn o ś c i, iż je g o niedorzeczność staje się o-
czywista2. K ła m s tw a b o w ie m , sk o ro u żyw a się ich w zastęp-
[ stwie g w a łto w n ie js z y c h ś ro d k ó w , m ożna uważać za stosun-
I kowo n ieszk o d liw e n a rz ę d z ia w arsenale działań politycz-
I nych.
R ozp a tru ją c z a te m n a n o w o starą łacińską tezę do
strzeżemy z p e w n y m z d z iw ie n ie m , że spośród wszystkich
transcendentnych za sa d p o ś w ię c e n ie praw dy na rzecz dal
szego istnienia ś w ia ta m u si nastręczać największe trudnoś
ci. Bo choć m o ż e m y o d m ó w ić n a w e t postawienia pytania, czy
warto byłoby ż y ć w ś w ie c ie p ozb a w ion ym takich pojęć jak
sprawiedliwość c z y w o ln o ś ć , to, rzecz osobliwa, nie możemy
tak postąpić w o d n ie s ie n iu d o m a ją cej pozornie o wiele
mniej w sp óln ego z p o lit y k ą id ei, ja k ą jest prawda. Stawką
jest przetrw anie, t r w a n ie w istn ien iu (i n suo esse perseve-
rare) a żaden ś w ia t lu d z k i, m a ją c y istnieć dłużej niż krótki
okres życia ś m ie rte ln y c h , k tó r z y p o nim chodzą, nie mógłby
Przetrwać b ez lu d z i d ą żą c y c h do tego, co Herodot pierwszy
świadomie p o d ją ł, a m ia n o w ic ie leg ein ta eorita, do mówienia
Jffio, oo jest. N ie m o żn a s o b ie w y o b ra z ić żadnej trwałości, ża
dnego trw an ia w is tn ie n iu b ez lu d zi chcących zaświadczać
temu, co je s t i co u k a z u je się im , poniew aż jest. Historia
Strona 3
konfliktu między prawdą a polityką jest stara j
i nic by nie dało upraszczanie jej czy proste p o C S I sobie tego Platon, przekonany, że prawda matematjr-
Przez całą historię ludzkości ludzie dociekający pr| H| H1'8* 0twiera oczy umysłu na wszystkie prawdy. Przykład
głoszący ją uświadamiali sobie ryzyko związane z t y i^ i fSany przez Hobbesa razi nas jako stosunkowo nieszkodli-
ciem; póki nie zakłócali biegu spraw, otoczeni byli • skłonni jesteśmy zakładać, że umysł ludzki zawsze bę-
!fje mógł odtwarzać takie aksjornatyczne twierdzenia jak to,
nością, a taki, który zmuszał współobywateli do poważ?* f • trzy kąty trójkąta są równe dwu kątom kwadratu,” i do
traktowania, usiłując uwolnić ich od kłamstwa i z lJ ł l godzimy do wniosku, że „spalenie wszystkich ksiąg geome-
narażał życie: „Gdyby tylko m ogli chwycić coś w gaS I i p nie przyniosłoby radykalnego skutku. Na znacznie
zabić go, na pewno by go... zabili" — jak powiedział pi5j I większe niebezpieczeństwo narażone są twierdzenia nauko
w ostatnim zdaniu alegorii ja sk in i2*. Platońskiego konfli? we* gdyby historia przybrała inny obrót, cały nowożytny
tu między głoszącymi prawdę a obywatelami niemożna!!; I rozwój nauki od Galileusza do Einsteina mógłby nie nas
tłumaczyć cytowanym łacińskim powiedzeniem ani jakimi I tąpić. A niewątpliwie najbardziej narażone z tego rodzaju
późniejszymi teoriami, które otwarcie czy pośrednio usiT orawd byłyby te najbardziej zróżnicowane i zawsze wyją
wiedliwiają kłamstwo jako jedno z wykroczeń popełnianych! tkowe ciągi myślowe — ich dobitnym przykładem jest właś
dla przetrwania miasta. Opowieść Platona nie wymieni! i nie Platońska nauka o ideach — przy których pomocy lu*
żadnego wroga; wielu ludzi żyje spokojnie w jaskini wtó I dzie od niepamiętnych czasów usiłowali racjonalnie porzą
podobnych sobie, będąc tylko widzam i obrazów, nie zajmu. I dkować zjawiska pozostające poza granicami wiedzy ludz
jąc się żadnym działaniem, a zatem przez nikogo nie zj. kiej.
grożonych. Zbiorowość ta nie ma najmniejszego powodu do Epoka nowożytna, przekonana, źe prawda nie jest dana
poczytywania prawdy i głosicieli prawdy uważa za swoich ani odkryta, ale w ytworzona przez umysł ludzki, poczynając
najgorszych wirogów, a Platon nie wyjaśnia tego chorobli- od Leibniza zaliczyła prawdę matematyczną, naukową i fi
wego umiłowania kłamstwa i oszustwa. Gdybyśmy przed lozoficzną do wspólnego gatunku prawd racjonalnych w od
stawili mu jednego z jego następców w dziedzinie filozo różnieniu od prawdy rzeczowej. Skorzystam z tego rozróż
fii polityki, a mianowicie Hobbesa, który twierdził, że tyl nienia dla wygody, pom ijając jego prawomocność. Chcąc
ko „taką... prawdę, która nie przeciwstawia się niczyjej ko stwierdzić, jaką krzywdę może wyrządzić prawdzie władza
rzyści ani przyjemności, mile przyjm ują wszyscy ludzie”' polityczna, zastanawiamy się nad tymi sprawami z polity
— twierdzenie oczywiste, ale uważał je za tak doniotó cznego raczej a nie filozoficznego punktu widzenia i stąd
że -zakończył nim Lem iatana — Platon mógłby zgodzić sięi możemy sobie pozwolić na pominięcie pytania, czym jest
na motyw korzyści i przyjemności, ale nie na twierdzenie, prawda, i zadowolić się przyjęciem tego wyrazu w potocz
że istnieje jakaś prawda do przyjęcia dla wszystkich, To nym rozumieniu. I kiedy teraz weźmiemy pod uwagę praw
Hobbes, a nie Platon, pocieszał się, że istnieje prawda oboję dy rzeczowe, (...), natychmiast uświadomimy sobie, o ile
tna, zawierająca „rzeczy” , na jakich „ludziom nie zależy, bardziej są one zagrożone niż wszelkiego rodzaju racjonalne
na przykład prawda matematyczna, „nauka o liniach i i prawdy razem wzięte.
gurach”, które „nie krzyżują się z ambicją, korzyścią ctf Poza tym, skoro fakty i wydarzenia, nieodmienny
pożądliwością człowieka. Nie wątpię bowiem, że gdyby rw* rezultat wspólnego życia i działania ludzi, tworzą właściwą
czą sprzeczną z uprawnieniem jakiegoś człowieka do wlaw treść rzeczywistości politycznej, najbardziej obchodzi nas tu
albo z interesem ludzi, którzy posiadają władzę, było to,# oczywiście prawda rzeczowa. Władza, aby posłużyć się języ-
trzy kąty trójkąta są równe dwom kątom kwadratu, to te Kieni Hobbesa, kiedy sprzeciwia* sie racjonalnej prawdzie,
ta byłaby, jeżeli nie podawana w wątpliwość, to Przec!,e wykracza niejako poza własną dziedzinę, natomiast walczy
usunięta przez spalenie wszystkich ksiąg geometrii o własnym terenie, kiedy fałszuje lub przekręca fakty.
człowiek zainteresowany mógłby tego dokonać” 8. S*anse przetrwania przez prawdę rzeczową napaści ze
Istnieje z pewnością zasadnicza różnica między®8 Jtrony władzy są doprawdy bardzo nikłe; zawsze narażona
matycznym twierdzeniem Hobbesa a prawdziwą lest na wyeliminowanie ze świata nie tylko na jakiś czas,
stępowania ludzkiego, którą Platoński filozof mial PrJ. »ie nawet na zawsze. Fakty i wydarzenia są rzeczami nie-
wieźć ze twojej podróży do nieba idei, chociaż nie Kończenie bardziej kruchymi od najbardziej nawet spe-
158 159
Strona 4
kylatywnych twierdzeń. odkryć 2 te ja l d e w y t tt a i* . 1 I klantótwa zaczęto uważać za poważne wykroczenie.
diki umyśl; %7 ilępują w nieustanni) 1sieg«. j^j^ajeżnie od tego konflikt między prawdą a polity-
eie spraw ludzkich, w których pnsef ie nlf ma n]c (J**- I m wynik8 historycznie z dwu skrajnie przeciwstawnych
1 x^ 0 od niewątpliwie względnej 8t rat loosobów życia, życiaM filozofe,
tuozota, jak
|a« je rozumiał najpierw
siu. Skoro raz zostaną stracone, za* *wyiBek
* « * * umnh,
* £ £ g^enides a potem Platon, i życia cla obywatela; filozof jest
nie przywróci. Może nie byłoby wi« nr*eciwstawiony nieustannie zmienia się opiniom ©by*
h “ am "* t<>. fei, F L^ia na sprawy ludzkie, które same w sobie pozostają
kiedyś odtworzyć matematykę Eo
wrględnoiici Einsteina — nie mówią I w stanie ciągłej płynności. Dopiero z prawdy o rzeczach
- gdyby. nfe pozwolono przekazać ich i^mnoici, aie | ^ si&tttry swojej wiecznotrwałych można wyprowadzić zasa-
szanse te są nieskończenie większe nożiiwold odfem I df mające ustabilizować sprawy ludzkie. Dlatego przeci-
kiedyś na nowo. ważnego faktu zap© anego albo, igjk.. wi^istwem prawdy jest tylko opinia, którą utożsamiano ze
. dziej prawdopodobne, *l!*|**©waorg©« I Rdzeniem, To w łaśnie pogardliwe traktowanie opinii na-
...ido konfliktowi oitrość, .polityczną;' opinia, bowiem, a nie
" jtiwda, aale&y do. nieodzownych ;wa::f nt»Mw wszelkiej; \v?a*
^y. „Opinia publiczna nakłada ograniczenia na każde rzą-
i f (Madł«on) i nawet najbardziej autokratyczny władca ani
Chociaż I tyran nigdy nie zdobyłby władzy, nie mówiąc o utrzymaniu
p a l w a ż n ie f* # r p ^ f i t e c i i t i a g M ia d a *
Kftiki miedz* prawdą a potftffsi ($• J|| t»* pomocy ludzi o podobnych poglądach. Ha tej samej
aatkit każdy, kto przypisuje sobie, iż posiadł absolutną
kfkryiy I opisane w (MtnlaMtaNMIwdn prawdę w dziedzinie spraw ludzkich, prawdę# która nie
prawdy racjoi twlerdienNi facjtasai*
nie orawdzfw* |nauce błąd lub niewiedza* a w Wo* I ayia&ta poparcia ze strony opinii, godzi w samą podstawę
a@HI złudzeni [nla Itotinyiitf*# fsłsteritswfc,';, pwia I polityki f wszelkiego rządu. Tę przeciwstawność
kłamstwa odg a i| ^ prawda a opinią rozwinął szerzej Platon {szczególnie
tylko w d«fedif$tJe iwi#fdig§ ffa»-
mlennyrn i nlec*» dti witym, ie w # t*
a Oorgmmm), jako przeciwstawnolć komunikowaniem po*
p ro io irl miedzy praw dą a
(kma «diałog", który stanowi formę wypowiedzi odpowied*
ciasna i a l e , o d 1*1 w # M t o t , nikt n a ^ id a o M w| dla prawdy filozoficznej, I poprzez „retorykę1*, z której
nigdy e wierzył, i rsiiilrofran** kłamstwo,, Jakie unaRf iwneoi demagodzy, lak byśmy dzisiaj powiedzieli, przeko*
dii*ia| .M it' by# *1 <Rd|flum
•mu. bnmnia -pfiaclwfei płua^taft' ©' *. U^|o początkowego konfliktu można jeszcze zna*
.idiocirta głóSiaCZ pf I naraia a u lfolM bevo» § 0
otorem . g r a d i ' apalwfe dWtel* n&iaiiilaci %$#iw ifitam* ST * • wraMmydt stadiach m y nowożytnej, choć nie wl-
pt fM* przedmiotem .n iwmArA* fia ta ** tiMwiiiHi# « c ieft w iwtacle, w którym żyjemy. Na przykład u Hobha»
a nla klamra E M r fw tfśm a mkNtar »** y j Ntfa czytamy o dwu ..zdolnościach o różnym charakte-
klamatwrm., i« oznaczy „twtwtodmrm a r tr r**‘‘ jsotidnym rozumowania** i „potężnej wymowie**, m m
mi^peewmr, lest. rseet >4derw««i oplem -ślę na zasadach prawdy, druga na
flfftwflt oraz n* uczuciach i interesach ludzie które są
C !T » «wi«raao»f niewlad*** * * * * 3 »nlenne** * P rz e s s ło sto lat później, w wieku Ośwle-
paw kli^pgiw t C y dlatego • * «le mimo kespeat -as?*
msMfcm- oęmmMwtemm ptóMtaMP • **$*< ilady te prawie całkiem zanfltlr, a kiedy odfe?| daw-
or^watneip klamer.. który próbufe % m r ę n m m tóe pnse*unął. W Jrfttea«Haeh filozofłi prsad«
2 w^ wfs# Czy mole mlato ** *n§ wspólne*,, « » »#*■ wspaniale zdanie Lessinga: Sog« t o a t <JM»
faktem, ie s wy taftami sm*N|mw$u' jftMtf*' * j^h rk H t et&nki, und dkt WahrhtU stłbtt **łt Gott etnpfóh* '■
mmmw^ fjftąji »*> Miewała ktaimtwa |eko ^-.w,’ V.’, '.-■■$■ ■ t * ł « « h k * i i , mówt, co mu rt» wr»m « pn .w lgw«. •
ą rm M m l Pootero wraz # rozwalam m ^ . .
^ w w»fwftyro /|ww**lawki' * ■ « « % » ... . *|g>» 7s .. cdamU* nw l®*1 « **“ *• ^ * “ * * # " 2 "
ó**, kt^ref paalep »u*#f opterać ale na |^aw eAM fm W:. «nu4tr id tiieiwtf, flOK^ał. tylko ooitaa«i
d e ralfcawtief ra»t«!oo*cł 1 ntaaawodnolri oe»* i- a a w & n & s s fs *
% lii i
Strona 5
. , r08zczeń do rządów — chyba ze ktoś poważnie po*
że nie znamy c a ł e j prawdy. Nawet gdy brak akcentu I umie nowożytne ideologie jako filozofie, co nie jest la-
dości w poglądzie, że dla ludzi żyjących w zbiorowości ni*
sKoro ich zwolennicy otwarcie uważają je za broń po-
zgłębione bogactwo mowy ludzkiej jest nieskończenie i
tSzna i uznają całą sprawę prawdy i prawdziwości za nie-
żniejsze i donioślejsze niż jakakolwiek Jedna Prawda tń
totna Myśląc w kategoriach tradycyjnych można na tej
i tak założenie, iż rozum ludzki jest kruchy, przyjęto’ od
odstawie dojść do wniosku, że stary spór został w koń-
X V III wieku bez skargi czy badania, świadomość taką m0.
żemy wykryć w monumentalnej Krytyce czystego rozumu rozstrzygnięty, a zwłaszcza zanikała jego pierwotna
Kanta, gdzie rozum doprowadzono do uznania własnych orzyczyna — konflikt prawdy racjonalnej z opinią.
Chociaż to dziwne, tak jednak nie jest, starcie bo
ograniczeń, a także słyszymy ją w słowach Madisona, który
wiem między prawdą rzeczową a polityką, które dziś do
niejeden raz zwracał uwagę, że „umysł ludzki, podobnie Jak
sam człowiek, jest nieśmiały I ostrożny W pojedynkę, a na konuje się na tak wielką skalę na naszych oczach, ma przy
bywa mocy i Wiary w siebie proporcjonalnie do rozmiarów najmniej pod pewnym względem podobne cechy. Jeśli nig
zbiorowości, z którą się łączy” *. Takie rozwiązania w więk- ! dy dotychczas nie tolerowano tak rozbieżnych zapatrywań
w kwestiach religijnych i filozoficznych, to prawdę rzeczo
szym stopniu niż idee o prawie jednostki do autoekspresji,
odegrały decydującą rolę w bardziej czy mniej zwycięskiej I wą, jeżeli przypadkiem przeciwstawia się korzyści czy przy
walce o wolność dla słowa mówionego i pisanego 7. jemności jakiejś grupy, przyjmuje się dziś z większą wrogo
. Dla naszych rozważań kwestia rozmiarów zbiorowoś ścią niż kiedykolwiek przedtem. Oczywiście, zawsze istniały
ci wspomniana przez Madisona ma szczególne znaczenie. tajemnice państwowe, każdy rząd musiał ukrywać pewne
Przesunięcie nacisku z prawdy racjonalnej na opinię stano informacje, zatajać je przed obywatelami i każdy, kto uja
wi przesunięcie nacisku z człowieka, w liczbie pojedynczej I wniał prawdziwe tajemnice, zawsze był uważany za zdrajcę.
na człowieka w liczbie mnogiej a zatem z dziedziny, gdzie |Nie o to mi tu chodzi. Fakty, o których mówię, są publicznie
liczy się tylko „solidne rozumowanie” pojedynczego umysłu, [znane, a jednocześnie ta sama zbiorowość, która je zna,
na rzeczywistość, gdzie „siła poglądów polega na odwoły może skutecznie i często spontanicznię zakazać ich publicz
waniu się jednostki do „zbiorowości, która jej zdaniem ży nego omawiania i traktować je tak, jak gdyby były tym,
wi takie same poglądy” — zresztą zbiorowość ta nie musi ■czym nie są, a mianowicie tajemnicami. To, że ich głosze
składać się tylko ze współczesnych. Madison nadal odróżnia nie może się okazać tak niebezpieczne, jak na przykład gło-
życie w liczbie mnogiej, które jest życiem obywatela, od ży izenie ateizmu czy jakiejś innej herezji w dawniejszych
cia filozofa, który „powinien ignorować” takie względy; wiekach, wydaje się dziwnym zjawiskiem, a ma tym większe
jednakże to odróżnienie nie ma praktycznych konsekwen- i Ozenie, że występuje również w krajach rządzonych de
. cji, bowiem „jest tak samo mało prawdopodobne powstanie spotycznie przez rządy ideologiczne8. Jeszcze bardziej nie
plemienia filozofów jak dynastii królów — filozofów wyma pokojące jest to, że choć nieprzyjemne prawdy faktualne
rzonych przez Platona” . Możemy przy okazji zauważyć, że toleruje się w wolnych krajach, często są one świadomie lub
samo pojęcie „plemienia filozofów” byłoby wewnętrznie J nieświadomie przekształcane w opinię — jak gdyby fakt
sprzeczne dla Platona, którego cała filozofia polityczna, łącz- I Poparcia Hitlera przez Niemców czy załamania się Francji
nie z jej wyraźnymi cechami despotycznymi, wywodzi sie [ Pod naporem armii niemieckich w roku 1940, albo polityki
z przekonania, że w zbiorowości nie można ani uzyskać Watykanu w czasie drugiej wojny światowej nie były spra
prawdy, ani też jej przekazać. wy przeszłości historycznej, a tylko kwestią opinii. Jeżeli
W świecie, w którym żyjemy zanikły ostatnie ślady «iue prawdy faktualne dotyczą spraw o bezpośredniej wa-
tej starożytnej sprzeczności między prawdą filozofa a opi Politycznej, chodzi tu o coś więcej niż, może nieuniknio-
niami panującymi na rynku. Ani prawda rellgii objawionej "e>napięcie między dwoma sposobami życia w ramach wspól-
— myśliciele polityczni X V II wieku jeszcze odnosili się r®Ji wspólnie uznawanej rzeczywistości. Chodzi tu miano-
niej Jako do głównej przeszkody — ani prawda filozofa „*Cle o samą tę wspólną i rzeczową rzeczywistość, a to sta-
— człowiek odkrywa Ją w samotności — nie zakłóca Już I ?J§ problem polityczny najwyższej wagi. A skoro prawda
toku spraw świata. Co do pierwszej, rozdział Kościoła, od | IgUalna, chociaż jest o wiele mniej podatna na dyskusję
państwa zapewnił nam spokój, a druga Już dawno zrezygno- i 00 Prawdy filozoficznej i w sposób tak oczywisty leży w za-
162 ' 163
Strona 6
sięgu każdego, podlega takiem u samemu losowi, kiedy
dzie się na rynku, to znaczy, odpiera się ją nie kłamstW
i rozmyślnym fałszerstwem, lecz z pomocą opinii, to 5
warto podjąć dawny i rzekom o przestarzały spór prS
z opinią. ;%
Dla głoszącego prawdę skłonność do przekształcaj
jej w opinię, do zacierania lin ii granicznej między ^ 3
a arugą, jest bowiem nie m niej niepokojąca od dawnego kło-
potu, tak plastycznie przedstawionego w alegorii jaskini
W niej filozof, po powrocie z samotnej podróży do niebał
odwiecznych idei, próbuje przekazać sw oją prawdę zbioro-B
wości, osiągając to, że jego prawda zanika w różnorodności
poglądów, które dla niego są złudzeniami, i zostaje sprowa
dzona na niepewną płaszczyznę, opinii, tak że teraz, będąc
z powrotem w jaskim, widzi, ja k sama prawda występujeH
pod porzebraniem dokei m oi, „w y d a je m i się” , tej samej I
aok&a, z jaką miał nadzieję na zawsze się rozstać. Jednaki
relacjonujący prawdę rzeczową jest w znacznie gorszej
sytuacji. Nie powraca z żadnej podróży z rejonów wykra
czających poza świat spraw ludzkich i nie może się pocie-
szae myślą, że jest obcokrajowcem na tym świecie. Nie ma-1
my również prawa pocieszać się, że jego prawda, jeżeli to I
jest prawda, pochodzi nie z tego świata. Jeżeli nie zostają i
aprobowane jego proste, rzeczowe oznajmienia — prawual
widziana i dozowana oczami ciała, a nie oczami duszy —
powstaje podejrzenie, że może w naturze rzeczywistości po-1
litycznej leży negacja lub zniekształcenie wszelkiego roazaju I
prawdy tak, jak gdyby ludzie nie m ogli sobie poradzić z jej
nieustępliwym, jaskrawym, nieprzejednanym uporem. Gdy- |
by tak było, sprawa przedstawiałaby się jeszcze bardziej bez
nadziejnie niż sądził Platon, jego prawda bowiem, odkry*
wana i uświadamiana w samotności, z definicji przekracza
rzeczywistość zbiorowości, świat spraw ludzkich. Można
zrozumieć, że filozof w swojej samotności ulega pokusie sto
sowania swojej prawdy jako normy narzucanej sprawom
ludzkim, to znaczy utożsamiania transcendencji zawartej w
filozofii z zupełnie innym rodzajem „transcendencji”
za jej sprawą kryteria i miary oddzielone są od wielości
przedmiotów, które mają m ierzyć; można też równie dobrze
zrozumieć, że zbiorowość będzie się opierać tym normom,
wyprowadzone są bowiem z dziedziny obcej światu spraw
ludzkich i tylko omyłką można uzasadnić ich stosowanie.
Prawda filozoficzna, kiedy wchodzi na rynek, zmienia swo
ją naturę i staje się opinią, dokonuje się bowiem prawdziwa
metabańa eis allo genos, przejście nie tylko od jednego ro
164
Strona 7
dzaju rozumowania do drugiego, ale też od jednego sposobu
ludzkiego istnienia do innego.
Natomiast praw da rzeczowa ma zawsze związek z in-
nyfni ludźmi, dotyczy wydarzeń i okoliczności, w które jest
zam ieszanych w ielu ludzi, zostaje ustalona przez świadków
i zależy od zeznań, istnieje tylko w tym stopniu, w jakim
się o niej mówi, naw et gdy aotyczy sfery prywatności, jest
polityczna z natury. Fakty i opinie, chociaż muszą być od
dzielone, nie są sobie przeciwstawne. Należą do tej samej
rzeczywistości. Fakty karm ią opinie, a opinie, pobudzone
rozmaitymi zainteresowaniam i i namiętnościami, mogą się
bardzo różnić, a jednak b-yc uprawmone, dopóki szanują
prawdę faktualną. W olność przekonań jest kpiną, jeżeli nie
zapewnia się rzeczow ej inform acji i nie omawia się samych
faktów. Inaczej m ówiąc, prawda faktualna karmi myślenie
polityczne ,tak samo, jak praw da racjonalna żyw i dociekanie
filozoficzne.
A le czy fak ty w ogóle istnieją niezależnie od opinii
i interpretacji? Czyż pokolenia historyków i filozofów nie
dowiodły niemożności ustalenia faktów bez interpretacji,
skoro najpierw trzeba je w yłow ić z chaosu zwykłych zda
rzeń (a zasadami wyboru z pewnością nie są dane rzeczo
we) i uformować w relację, o której dopiero z pewnej per
spektywy możn$ będzie powiedzieć, że nie ma nic wspól
nego z początkowym zdarzeniem? Niew ątpliw ie te i inne
liczne dylematy zawarte w naukach historycznych są czymś
realnym, nie stanowią jednak argumentu przeciwko istnie
niu materii rzeczywistości, ani nie mogą też uzasadniać za
cierania granicy oddzielającej fakt od opinii i interpreta
cji, ani usprawiedliwiać historyka dowolnie manipulujące
go faktami. N aw et jeśli się zgodzimy, że każde pokolenie
ma prawo do napisania własnej wersji historii, to tylko
przyznajemy, że ma prawo do przedstawiania faktów zgo
dnie z własnym punktem widzenia, ale nie do naruszania
samej m aterii rzeczywistości. Podam tu przykład, żeby nie
rozwijać dalej itego -tematu: podobno na krótko przed śmier
cią Clemenceau, w latach dwudziestych, przedstawiciel R e
publiki W eim arskiej wciągnął go w dyskusję na temat
odpowiedzialności za wybuch pierwszej wojny światowej.
„Co, pana zdaniem — zapytał — przyszli historycy po
wiedzą na temat tej kłopotliwej i spornej kwestii?" Na co
Clemenceau odparł: „Tego nie wiem. Wiem tylko z pewnoś
cią, że nie powiedzą, że to Belgia napadła na Niemcy". Cho
dzi nam tutaj o tego rodzaju drastycznie podstawkowe dane,
165
Strona 8
których niezniszczalność uznali n a w et n ajb ard ziej skrajni
i najbardziej wyrafinowani w y zn a w cy historyzm u.
Zaprawdę, trzeba będzie czegoś w ię c e j niż przejścio
wego kaprysu historyków, aby w ym a za ć z historii fakt, że
wieczorem 4 sierpnia 1914 roku odd ziały n iem ieck ie przekro
czyły granicę Belgii; będzie do tego p o trzeb n y m onopol wła
dzy nad całym cyw ilizow anym św iatem . Jednak taki mo
nopol nie jest wcale n iew yobrażalny i n ietru dn o wyobrazić
sobie, jaki los spotkałby praw dę rzeczow ą, g d y b y interesy
władzy, państwowej czy społecznej, m ia ły ostatnie słowo w
takich sprawach. A to z kolei nasuwa nam pon ow n ie podej
rzenie, że może w naturze rzeczyw istości polityczn ej leży
wojna z prawdą we wszystkich je j postaciach, a zatem pyta
nie, dlaczego upieranie się choćby ty lk o p rz y praw d zie fak-
tualnej odczuwane jest jako postawa an typolityczn a.
ni
Gdy stwierdziłam, że praw da faktu aln a w przeciwień
stwie do racjonalnej nie jest przeciw staw n a op in ii, w ypow ie
działam tylko połowę prawdy. W szystk ie p ra w d y, różne
rodzaje prawdy racjonalnej a także fa k tu a ln ej są przeciw
stawne opinii za sprawą sposobu d ow od zen ia sw o jej pra
womocności. Prawda niesie ze sobą p e w ie n elem en t przy
musu i częste skłonności despotyczne, tak n agm inne u za
wodowych głosicieli prawdy, należy przypisać n ie ty le wadom
ich charakteru, co napięciu ludzi regu larn ie pozostających w
zasięgu pewnego rodzaju przymusu.
Takie stwierdzenia, jak „ T r z y k ą ty tró jk ą ta rów nają
się dwu kątom kwadratu” , „Z iem ia porusza się w o k ó ł Słoń
ca” , „Lepiej cierpieć krzyw dę niż w yrzą d za ć k rz y w d ę ” , „W
sierpniu 1914 roku Niem cy napadły na B e lg ię ” , m ocno się
różnią sposobem, w jaki je uzyskujem y, ale skoro stw ier
dzenia te uzna się i wygłosi jako p raw d ziw e, m a ją to w spól
ne, że nie dotyczy ich porozumienie, dyskusja, opin ia czy
zgoda. W przekonaniu tych, k tórzy je aprobują, na takie
sądy nie wpływa to, ilu ludzi je podziela i czy w ogóle ktoś
je podziela, bezcelowe jest tu nakłanianie czy odw odzenie,
treść stwierdzenia bowiem nie ma charakteru p ersw azji, ma
charakter przymusu. Do wszystkich takich stw ierdzeń stosu
je się to, co Mercier de la Rivifere kiedyś p ow ied ział o p ra w
dach matematycznych: „Euclide eat u n v ćrita b le despote;
et les veritĆ8 góom itriąues quHI nous a transm ises sont
les lois vśritablement despotiąues” . (Euklides jest p ra w d zi-
166
Strona 9
1
wym despotą, a prawdy geom etryczne, które nam przeka
zał, są prawami praw dziw ie despotycznym i). W tym samym
tonie Grotius, kiedy chciał postaw ić' granice w ładzy absolu
tnego księcia tw ierdził sto lat wcześniej, że „nawet Bó«
nie może sprawić, aby dwa razy dw a nie rów nało się cztery”
Chodziło mu o nieodpartą siłę praw dy przeciwstawioną sile
władzy politycznej, a nie o ograniczenie Boskiej wszechmo
cy. Te dwa spostrzeżenia dowodzą, jak praw da przedstawia
się w czysto politycznej perspektywie, z punktu widzeń’*
władzy, a problem polega na tym, czy w ładza może i pow n-
na być kontrolowana nie tylko przez konstytucję i Kartę
Praw, czy przez pomnożenie władz, jak w systemie czeków
i bilansów, w którym le pou voir arrSte le pouvior, to zna
czy przez czynniki w ywodzące się z samego świata polityki
1 do niego należące, czy też przez coś, co w yw o d zi się z ze
wnątrz, ma swoje źródło poza św iatem p olityki i jest tak
samo niezależne od życzeń i żądań obyw ateli, jak wola naj
okrutniejszego despoty.
Z punktu widzenia polityki praw da ma charakter de
spotyczny. Jest zatem znienawidzona przez despotów, słu
sznie obawiających się konkurencji ze strony siły przymusu,
której nie mogą sobie podporządkować, a posiada nieco wąt
pliwą pozycję w oczach rządów opierających się na pow
szechnej zgodzie i brzydzących się przymusem. Fakty pozo
stają poza porozumieniem i zgodą, żadne dyskusje, żadna
wymiana opinii opartych o ścisłe inform acje nie przyczynią
się w najmniejszym stopniu do ich potwierdzenia. Z nie
przychylną opinią można dyskutować, odrzucać ją lub wcho
dzić z nią w kompromisy, ale nieprzyjem ne fakty posiada
ją irytujący upór, którego nie w zruszy nic poza prostymi
kłamstwami. Kłopot polega na tym, że prawda faktualna
tak jak każda inna prawda apodyktycznie domaga sie uzna
nia i uniemożliwia dyskusję, a dyskusja stanowi istotę ży
cia politycznego. Sposoby myślenia 1 porozumiewania sie,
które mają do czynienia z prawdą, m ają z politycznego pun
ktu widzenia niewątpliwie charakter despotyczny; nie biorą
bowiem pod uwagę zapatrywań innych ludzi, co jest zna
mieniem wszelkiego ściśle politycznego myślenia.
Myślenie polityczne ma charakter reprezentatywny.
Kształtuję moje zapatrywanie rozpatrując dane zagadnienie
z różnych punktów widzenia, uprzytomniając sobie stanowi
ska ludzi, których nie ma — to znaczy sama je reprezentuje.
Ten proces reprezentacji nie polega na ślepym przejm owa
niu rzeczywistych poglądów ludzi stojących w innym miej
scu, a zatem patrzących na świat z innego punktu widzenia;
168
Strona 10
oołega też na w c z u w a n iu się, na usiłow aniu bycia kimś
i m czy odczuw ania ja k ktoś in n y, ani na liczeniu głosów
•Przyłączaniu się do w ięk szo ści, a le na byciu i m yśleniu te-
io czego naprawdę s ię n ie m yśli. Im w ię c e j stanowisk innych
I fudzi zawrzemy w u m yśle ro zp a tru ją c jak ąś spraw ę i im le
niej możemy sobie w y o b ra z ić , ja k b yśm j\ czu li i m yśleli, gd y
byśmy byli na ich m iejscu , ty m w ięk sza będzie nasza zdoł-
[ dość do myślenia re p re z e n ta ty w n e g o i tym b ardziej w artoś
ciowe będą nasze ostateczn e w n iosk i, nasze opinie. (Ta
właśnie zdolność do „p o szerzo n ej u m ysłow ości” u m ożliw ia
ludziom sądzenie; o d k ry ł ją K a n t — w p ierw szej części
Krytyki władzy sądzenia; je d n a k że n ie zo rien to w a ł się w po
litycznych i m oraln ych k o n sek w en cja ch s w o je g o odkrycia.)
Sam proces tw o rze n ia o p in ii d eterm in u ją ci, w których
imieniu się m yśli i k tó rych się b ie rze pod uwagę, a jedynym
warunkiem tego ć w iczen ia w y o b ra źn i jest bezinteresowność,
zwolnienie się od osobistego interesu. Z atem naw et gdy
stronimy od to w a rzystw a , c zy jesteśm y ca łk ow icie odizolo
wani kształtując s w o ją op in ie, n ie jesteśm y p o prostu pozo
stawieni sobie w sam otności filo zo fic zn e g o m yślenia; pozo-
stajemy w tym ś w ie c ie w za jem n ych zależności, w nim
możemy stać się reprezen tan tam i w szystkich innych lu
dzi. Oczywiście, m o że m y tego nie robić i kształtow ać sw o je
opinie zgodnie z w ła sn ym ty lk o interesem czy interesem
8rupy, do k tórej n a le ży m y ; n ie ma dopraw d y bardziej p o w
szechnej postawy, n a w et wśród ludzi bardzo w y ra fin o w a
nych, niż ten ślepy u p ór p rzeja w ia ją cy się w braku w yob raź-
n-M w niem ożności sądzenia. Jednak samo istnienie opinii
podobnie jak sądu zależy-od stopnia jego bezstronności.
Nie ma opin ii oczyw istej. W tych sprawach, inaczej
niż w sprawie p raw d y, nasze myślenie ma charakter p ra w
dziwie dyskursywny, przebiegając niejako z m iejsca ńa m ie j-
Sce' 2 jednej części św iata do innej przez w szystkie rodzaje
Przeciwstawnych poglądów , póki nie w zniesie się ponad
e wszystkie szczegółow e w zględy do jakiegoś bezstronnego
u°gólnienia. W porównaniu z tym procesem, w którym po-
8ląd szczegółowy zmuszony jest do ujawniania się i ukaza
na ze wszystkich stron, z każdej m ożliw ej perspektywy, aż
z?stanie na wskroś przeniknięty pełnym światłem ludzkie-
Pojmowania, w ypow iadanie prawdy cechuje specyficzna
^Przejrzystość. Praw da racjonalna oświeca ludzkie rozu
mienie, a prawda faktualna musi ożywiać opinie, ale te p ra w
dy, choć nie są nigdy niewyraźne, nie są rów nież p rzejrzy-
*te i w samej ich naturze leży sprzeciwianie się dalszemu
Wyjaśnianiu tak jak w naturze światła leży opieranie się
169
Strona 11
oświetlaniu. Poza tym nigdzie ta nieprzejrzystość nie jest
wyraźniejsza i bardziej denerw ująca n iż w w ypadku faktów
i prawdy faktualnej, bow iem fa k ty nie m a ją żadnej konie
cznej przyczyny, żeby być tym, czym są; zaw sze mogłyby
być czymś innym, a ta irytu jąca nieprzew idyw aln ość dosło
wnie nie ma granic. W łaśnie w sk u tek tej przpadkowości
przednowożytna filozofia nie chciała p ow a żn ie traktować
dziedziny spraw ludzkich przen ik n iętej faktualnością, ani
przyjąć, że można w ogóle odkryć jakąś doniosłą prawdę w
„melancholijnie przypadkowym ” biegu w yd a rzeń (Kant),
który tworzy tok spraw tego świata. R ó w n ie ż żadna z no
wożytnych filozofii historii nie m ogła n igd y się pogodzić z
krnąbrnym, nierozsądnym up.orem prostych fa k tó w ; filozo
fie te odwoływały się do w szelkiego rod za ju determinizmu,
od dialektycznej nieuchronności ducha św ia ta czy warunków
materialnych, do determinizmu rzekom o n iezm ien n ej i zna
nej natury ludzkiej, aby oczyścić je d y n y św iat, w którym
ludzie są naprawdę w olni, od ostatnich resztek tego pozor
nie dowolnego „mogło być in aczej", k tóre jest ceną wolności.
To prawda, że retrospektywnie, to znaczy w perspektywie
historycznej każdy ciąg w ydarzeń w yglą d a , ja k gdyby nie
mógł być inny, ale jest to optyczne czy ra czej egzystencjalne
złudzenie: nic nie m ogłoby się w yd arzyć, g d y b y rzeczywi
stość z definicji nie w yelim inow ała w szelkich m ożliw ości po
czątkowo zawartych w konkretnej sytuacji.
Inaczej mówiąc, prawda faktualna nie jest bardziej
oczywista od opinii i może dzięki tem u lu dzie posiadający
opinie względnie łatwo podają ją w w ą tp liw o ść tak jak ja
kąś opinię. Ponadto stan fak tyczn y ustala się na
podstawie zeznań naocznych św iad k ów — n otoryczn ie za
wodnych — dokumentacji, źródeł i zabytków , a wszystkie je
bez wyjątku można podejrzewać o falszyw ość. W wypadku
różnicy zdań można odwołać się do innych św iadków , ale
nie ma już trzeciej ani żadnej w yższej instancji, a ustalenie
dokonuje się zwykle głosem większości, tym sam ym więc
sposobem co roztrzyganie sporu pom iędzy o p in ia m i; stano
w i to postępowanie nader zawodne, skoro n ie m a powo
du, żeby większość świadków nie zeznaw ała fa łs zy w ie ; ra
czej przeciwnie, w pewnych sytuacjach pooczućie przynależ
ności do większości może nawet zachęcać do fa łszyw ego świa
dectwa. Inaczej mówiąc, skoro praw da faktualna naraża się
na wrogość posiadaczy opinii, jest przyn ajm n iej tak samo
albo jeszcze bardziej bezbronna niż racjonalna praw da filo
zoficzna.
Wspomniałam już, że pod pew nym i w zględ a m i głosi-
17° £
Strona 12
ciel prawdy fa k tu a ln ej jest w sytuacji gorszej niż Platoń-
ski filozof, że je g o p ra w d a n ie jest pochodzenia transcen
dentnego i nie m a n a w e t w zg lę d n ie transcendentnych cech
takich ideałów p o lityczn ych , ja k wolność, sprawiedliwość,
honor czy odw aga, k tó re m ogą pobudzać ludzkie działanie,
a potem w nim się p rzeja w ia ć. Zobaczym y teraz, że ten nie-
dostastek ma o w ie le p o w ażn iejsze konsekwencje niż m y
śleliśmy przedtem , a m ia n o w icie konsekwencje dotyczące
nie tylko osoby głoszącej praw dę, ale, co ważniejsze, szans
przetrwania je g o p raw d y. Pobudzanie ludzkiego działania
i przejawianie się w n im m oże nie sprostać konkurencji
nieodpartego św ia d ectw a p raw d y, ale może konkurować,
jak się przekonany, z siłą przekonującą zawartą w opinii.
Tezę Sokratesa, le p ie j znosić k rzyw d ę niż ją wyrządzać,
wzięłam za p rzyk ład stw ierd zen ia filozoficznego, które doty
czy ludzkiego postępow ania, a zatem ma ono konsekwencje
polityczne. K ie ro w a ła m się częściowo tym, że zdanie to
stało u początków zachodniej m yśli etycznej, a częściowo
tym, że, o ile w iem , pozostało ono jedyną tezą etyczną, któ
rą można bezp ośred n io w y w ieść ze specyficznie filozoficz
nego doświadczenia. (Im p e ra ty w kategoryczny Kanta, jedy
nego konkurenta w tej dziedzinie, można pozbawić jego
hebrajsko-chrześcijańskich składników ; dzięki nim sformu
łowany jest jak o im p eratyw , a nie jako zwykła teza. U jego
podłoża le ży zasada niesprzeczności — złodziej zaprzecza
samemu sobie, je ż e li chce zatrzymać skradziony przedmiot
jako sw oją własność — a ta zasada zawdzięcza swoją pra
womocność tej sam ej sytuacji m yślowej, którą pierwszy od
krył Sokrates.)
D ialogi Platońskie uprzytamniają nam ciągle na nowo,
jak paradoksalnie brzm i stwierdzenie Sokratesa, teza a nie
imperatyw, ja k ła tw o je odeprzeć na rynku, gdzie opinii
przeciwstawia się inną opinię — czy przecież nie jest oczy
wiste, że o w ie le lep iej czynić niesprawiedliwość niż ją zno
sić? — i tak trudno b y ło Sokratesowi stwierdzenie to udo
wodnić i przekonać 4o niego nie tylko przeciwników, ale
Przyjaciół i u czn iów .9 Wszystko, co można powiedzieć na
obronę tej tezy, znajdziem y w różnych dialogach Platona.
Główny dow ód polega na tym, że dla człowieka, k t ó r y
Jest j e d n y m , o w iele lepiej spierać się z całym świa
tem niż być w niezgodzie z sobą i zaprzeczać samemu so
bie;10 dowód ten jest przekonywający dla filozofa, którego
myślenie określa się jako milczący dialog z sobą samym,11
i którego istnienie zależy zatem od nieustannego prowadze
nia tej rozm owy, rozdzielenia na dwu jednego, bo mimo
171
Strona 13
wszystko j e s t jednym ; wszak podstawowa sprzeczne**
między dwoma rozmówcami, prow adzącym i dialog myślom
zniweczyłaby podstawowy w aru nek filozofowania, i J ’
czej mówiąc, skoro człowiek niesie ze sobą partnera i nial
dy nie może się od niego uwolnić, lep iej będzie, żeby nie
żył razem z mordercą czy kłamcą, albo też skoro myśl jest
milczącym dialogiem prowadzonym m iędzy mną a mną, mu- I
szę dbać o uczciwość tego partnera, gdyż w przeciwnym ra- I
zie na pewno stracę całkowicie zdolność myślenia.
Dla filozofa, czy raczej dla człow ieka jako istoty, my- I
ślącej ta etyczna teza o wyrządzaniu i znoszeniu krzyw* I
dy jest nie mniej obowiązująca niż praw da matematyczna, I
jednak do człowieka jako obywatela, jako istoty działają- I
cej, ząjętego bardziej światem i pożytkiem publicznym niż
własnym dobrym samopoczuciem — jak n a ‘ przykład swoją
„nieśmiertelną duszą” , której „zd row ie” powinno mieć pier
wszeństwo przed potrzebami zniszczalnego ciała — stwier
dzenie Sokratesa nie stosuje się w żadnym stopniu. Wielo
krotnie wskazywano zgubne konsekwencje szczerego prze
strzegania przez zbiorowość zaleceń etycznych przeznaczo
nych dla jednostki ludzkiej — czy to będą zalecenia Sokra
tesa, Platona czy Chrystusa. Na długo zanim Mąchiavelli
zalecał ochronę świata polityki przed nie złagodzonymi za
sadami wiary chrześcijańskiej -— odm aw iający sprzeciwia
nia się złu pozwalają niegodziwcom „robić tyle zła, ile ze*
chcą” — Arystoteles przestrzegał przed pozwalaniem filo
zofom na zabieranie głosu w sprawach politycznych, Lu- _
dziom, którzy ze względów zawodowych muszą być oboję
tni na to, „co jest dobre dla nich samych” , nie można wie
rzyć w sprawie dobra innych', a już najmniej w sprawie
„dobra ogólnego” , w sprawie przyziemnych interesów spo
łeczności la.
Skoro prawda filozoficzna dotyczy człowieka w jego
jednostkowości, jest apolityczna z natury. Jeżeli filozof mi
mo wszystko chciałby zwycięstwa swojej prawdy nad zapa
trywaniami zbiorowości, poniesie klęskę i może nawet w y
ciągnąć z niej wniosek, że prawda jest bezsilna — co jest
truizmem tak samo jałowym, jak ubolewania matematyka
nie mogącego rozwiązać kwadratury koła nad faktem, żę
koło nie jest kwadratem. Filozof może wówczas, jak Platon,
doznawać pokusy uzyskania posłuchu u jakiegoś tyrana o
skłonnościach filozoficznych i w — na szczęście bardzo nie
prawdopodobnym —■ wypadku powodzenia, może utworzy^
jedną z owych tyranii „prawdy” , które znamy głównie z róż
nego rodzaju utopii politycznych, a które są oczywiście, z
Strona 14
ktu widzenia polityczn ego takim samym despotyzmem
I 'k inne postacie tyranii. N atom iast w tylko trochę mniej
I Prawdopodobnym przypadku zw ycięstw a jego prawdy bez
S alu przemocy — ty lk o dlatego, że ludzie się na nią zgo-
I M — odniesie on pyrru sow e zw ycięstw o. Praw da bo
dem zapanowałaby nie dzięki temu, że jest nieodparta, lecz
j f dzięki zgodzie ludzi, ci zaś' m o glib y następnego dnia rozmy
li Slić się i zgodzić na coś in n ego; to, co było praw dą filozofi-
|| Czną, stałoby się tylk o opinią.
Skoro jednak praw da filozoficzn a niesie ze sobą ele-
![ ment przymusu, m oże w pew nych okolicznościach skusić
f polityka, tak jak siła o p in ii kusi filozofa. Zatem w Dekla-
j racji Niepodległości Jefferson uznał niektóre „p raw dy za
oczywiste” , chciał bow iem postaw ić zasadniczą zgodę mię-
dzy ludźmi R ew olu cji poza dyskusją i argum entacją; po-
hf winny One wyrażać, ja k tw ierd zen ia matematyczne, „prze-
h^konania ludzi, które n ie zależą od ich w łasnej w oli, lecz
I jt mimowolnie kierują się św iadectw em dostępnym umysło-
| wi”.1S. Jednak m ów iąc, „ U w a ż a m y te praw dy za oczyw i-
I ste”, nieświadomie przyznaw ał, że oświadczenie „W szyscy lu-
I ; dzie są stworzeni ró w n i” , n ie jest oczyw iste, ale w ym aga
I? = porozumienia i jggody, i że równość, jeżeli jest równością
|i polityczną, stanowi opinię, a nie „p raw d ę” . Istnieją oczy-
j wiście -oświadczenia filozoficzn e lub religijn e analogiczne
I do takiej opinii —: ja k to, że wszyscy ludzie są równi przed
I Bogiem czy Wobec śm ierci, czy wskutek tego, że należa do
i tego samego gatunku anim al rationale; ale żadne z nich
I I nie miało nigdy żadnych konsekwencji politycznych czy pra-
I tycznych, bow iem czynnik zrównujący — Bóg, śmierć
i P7-a natura — w ykracza poza świat, na którym rozgryw ają
Li sie stosunki m iędzyludzkie i pozostaje poza nim. „P ra w -
K |r dy” takie nie są m iedzy ludźmi, ale ponad nimi. a nic
I Ponadludzkiego nie leży u podstaw nowożytnej czy dawnej,
I M szczególnie greckiej zgody na równość. To, że wszyscy
I ;/ludzie są stworzeni równym i, nie jest ani oczywiste ani nie
II może bvć udowodnione. Opowiadamy się za tą opinia, bo
wiem wolność jest m ożliwa tylko miedzy równym i; jesteś
my przekonani, że radości i dobrodzieistwa jakie wyśw^ad-
towarzystwo wolnych, należy przedkładać nad wątDliwe
Ii ^yjemności sprawowania przewagi. Takie upodobanie ma
I niewątpliwie najwyższą wage polityczną i nie ma wielu
I rłPrzv które by ludzi tak głęboko różniły jak ten wybór.
1 Chciałoby sie powiedzieć, że od niego zależy ich wartość
I ’ako ludzi, a z pewnością wartość stosunków z nimi. P rzy
I P i wszystkim są to sprawy opinii a nie prawdy — co Jef-
Strona 15
„nie realności naszych pojęć wymaga zawsze danych
ferson, wprawdzie mimo woli. musiał przyznać. Ich t>rs •znych... Jeżeli są to czyste pojęcia intelektualne [jak
mocność zależy od swobodnego porozumienia i zg0(jy |9i naoe: trójkąta], dane naoczne noszą nazwę schematów” ,
chodzi się do nich drogą dyskusji, myślenia reprezentato# p°- iak idealny trójkąt, postrzegany tylko oczyma umysłu,
nego, a przekazywane są drogą przekonywania i tak/dnak niezbędny do rozpoznania wszystkich rzeczywiś
wazji. c i trójkątów; jeżeli jednak pojęcia te mają charakter
Teza Sokratesa, że lepiej cierpieć krzywdę niż wy. W . ,_4#%r to odnoszą się do postępowania, a „dane naoczne
oraktyczny,
rządzać krzywdę, nie jest opinią, brzmi jak prawda I choć noszą nazwę przykładów” 1#. A w przeciwieństwie do sche-
można wątpić, czy miała kiedyś jakiekolwiek bezpośred- |[flatów, które nasz umysł tw orzy w e własnym zakresie śro
nie konsekwencje polityczne, to je j w p ływ jako zalecenia dkami wyobraźni, przykłady te wywodzą się z historii i po
etycznego na praktyczne postępowanie jest niezaprzeczal- i ezji, przez którą zupełnie odmienne „pole wyobraźni otwie
ny; tylko przykazania religijne, bezwzględnie obowiązujące f ra się do naszego użytku'* (Jefferson).
wspólnotę wyznawców, mogą przypisywać sobie szerszą afero-! Takie przekształcenie oświadczenia teoretycznego lub
batę. Czy nie stoi to w wyraźnej sprzeczności z ogólnie I spekulatywnego w prawdę przykładową, do czego jest zdol
uznaną bezsilnością prawdy filozoficznej? A skoro wiemv na tylko filozofia moralna, stanowi niewątpliwie krańcowe
z dialogów Platońskich, jak nieprzekonujące było oświad
doświadczenie dla filozofa; stwarzając przykład i „przeko
czenie Sokratesa zarówno dla przyjaciół jak i dla wrogćiw.
nując” Zbiorowość zaczął on działać w jedyny dostępny dla
kiedy usiłował je udowodnić, musimy zapytać samych sie
mego sposób; ale dzisiaj, kiedy prawie żadnego stwierdzenia
bie. jak mogły one uzyskać tak wysoki stopień uorawomo-
filozoficznego, choćby najśmielszego, nie bierze się na tyle
cnienia. Oczywiście, był to rezultat trochę niezwykłego spo poważnie, by życie filozofa znalazło się w niebezpieczeńs
sobu przekonywania; Sokrates postanowił poświecić swoje
twie, znikła nawet ta rzadka sposobność politycznego u-
życie za te prawdę, dać przykład, nie wtedy, kiedy stana?
prawomocnienia prawdy filozoficznej. Jednakże ważnym
przed ateńskim trybunałem, ale kiedy odmówił wymkniecie
jest to, że w ogóle taka możliwość otwiera się przed wypo
się karze śmierci. A takie nauczanie drogą przykładu jest |
wiadającym racjonalną prawdę, nie istnieje ona bowiem w
doprawdy jedynym sposobem „przekonywania” , do jakiego
żadnym wypadku dla głoszącego prawdę rzeczową, który pod
nadaie się nie zniekształcana i nie wynaturzona prawd* fi
lozoficzna; na tej samej zasadzie prawda filozoficzna może tym, jak i pod wielom a innymi względami znajduje się w
stać sie prawda „praktyczną” i nie naruszając reguły świę 0 wiele gorszej sytuacji. Stwierdzenia rzeczowe nie tylko
l lj zawierają zasad, według których ludzie mogliby działać
ta polityki może pobudzać do działania tylko wtedy, kiedy
1w ten sposób głosić je światu: sama ich treść nie pozwala
uda sie ją ukazać w postaci przykładu. Jest to jedyny spo
tego rodzaju dowód. Gdyby głosiciel prawdy faktualnej
sób udowodnienia zasady etycznej. Zatem aby poprzeć do chciał zaryzykować życie dla poparcia określonego faktu,
wodami na przykład pojęcie odwagi, możemy podać przy
co zresztą jest mało prawdopodobne, popełniłby pewnego
kład Achillesa, czy też. abv potwierdzić pojecie dobroci, rodzaju pomyłkę; swoim czynem dowiódłby jedynie odwagi
skłonni jesteśmy myśleć o Jezusie z Nazaretu czy o święty*11
c.?y może uporu, lecz nie prawdziwości tego, co chciał po
Franciszku; przykłady te uczą lub przekonują zachęcaiaf siedzieć, ąni własnej prawdomówności. Bo dlaczegóż by
do naśladownictwa, kiedy zatem chcemy spełnić akt o^wa*
«amca nie miał się upierać przy swoich kłamstwach z w iel
gi lub dobroci, dzieje sie tak, jak gdybyśmy naśladowali ko ka odwagą, zwłaszcza w sferze polityki, w której mógłby
goś innego —■ dokonywali imitatio Christi czy czego* w ?o pobudzać patriotyzm czy innego rodzaju uprawniona k g
tym rodzaju. Często spostrzegano, że ,.żywe norzućie obo
wiązków synowskich łatwiej wywołać w u.mvśle syna cT3 Mność grupowa?
córki przez czytanie Króla Leara niż przez wszystkie such**
nodręczniki etyki i teologii, jakie kiedykolwiek napisano” 14,
i że ..nie można nigdy przecież tyle zdziałać pnnrzez oróJn*
przepisy, czy to otrzymane od kapłanów lub filozofów. ozV
też zaczerpniete z samego siebie, ile poprzez przykłady ^no
ty lub świątobliwości” **, a to dlatego, że, jak wyjaśnia Kant,
Strona 16
ndowy głosiciel prawdy, który odkrył szczęśliwą z b ie -
C° Z* miedzy prawdą a interesem. Natomiast kłamca nie
Znamieniem prawdy rzeczowej jest to, że jej prz 1 buje żadnych takich wątpliwych kompromisów, a b y
wieństwem nie jest ani błąd, ani złudzenie, ani opinia? p0fwić się na scenie politycznej; ma tę wielką przewagę,
wiążące się przecież z osobistą prawdomównością, fecz ro ; P° zawsze jest niejako w środku. Jest aktorem z natury,
myślne fałszerstwo lub kłamstwo. Oczywiście, pomyłka MJ Mi to, czego nie ma, bowiem chce, aby rzeczy były inne
możliwa a nawet nagminna w odniesieniu do prawdy S H są, to znaczy chce zmienić świat. Korzysta z niezaprze-
czowej, w czym ta nie różni się w najmniejszym stopniu od "zalnego pokrewieństwa naszej zdolności działania, zmie
prawdy naukowej czy racjonalnej. A le chodzi o to, ii w niania rzeczywistości z tą naszą tajemniczą umiejętnością,
odniesieniu do faktów istnieje jeszcze jedna możliwość poza która umożliwia nam mówienie, że słońce świeci, kiedy jest
czystą omyłką, a ta możliwość, rozmyślne fałszerstwo, już osia pogoda. Gdyby nasze zachowanie było tak uwarunko
nie należy do tego gatunku zdań, które zgodnie z prawdą wane, jak chcieliby tego niektórzy filozofowie, nigdy nie
czy błędnie zamierzają powiedzieć tylko, że coś jest, albo moglibyśmy pokonać tego małego cudu. Inaczej mówiąc, na
jakim wydaje mi się owo coś, które jest. Stwierdzenie fak- sza zdolność do kłamstw — ale niekoniecznie nasza zdol
tualne,—■' Niemcy napadły na Belgię w sierpniu 1914 roku ność do mówienia prawdy — należy do nielicznych oczywi
— zyskuje konsekwencje polityczne tylko przez umieszcze stych, dających si§ udowodnić zjawisk, które potwierdzają
nie w kontekście interpretacyjnym. Jednakże przeciwstawne wolność człowieka. To, że w ogóle możemy zmienić warunki,
stwierdzenie, które Clemenceau, jeszcze nieświadomy sztuki w jakich żyjemy, polega na naszej względnej zależności od
pisania historii na nowo, uważał za niedorzeczne, nie wyma nich i ta właśnie swoboda jest nadużywana i wypaczana
ga kontekstu zmiany przeszłości i jako takie stanowi formę przez krętactwo. Jeżeli zawodowego historyka w sposób pra
d z i a ł a n i a . To samo odnosi się do wypadku, kiedy kłam wie nieodparty kusi, by wpaść w pułapkę konieczności i za
ca, nie mający dość władzy dla utrwalenia swoich kłamstw, negować przez to swobodę działania, to niemal równie nie
nie upiera się przy świętej prawdzie swego stwierdzenia odpartą pokusą zawodowego polityka jest przecenianie mo
ale udaje, że jest to jego „opinia”, do której rości sobie żliwości tej swobody i usprawiedliwianie przez to kłamli
konstytucyjne prawo. Postępują tak często ugrupowania wego negowania czy wypaczania faktów.
wywrotowe; może to wywołać znaczne zamieszanie wśród Jeżeli chodzi o działanie, to zorganizowane kłamstwo
niedojrzałej politycznie publiczności. Zacieranie linii grani stanowi zjawisko marginalne, ale kłopot polega na tym, że
cznej między prawdą faktualną a opinią należy do licznych j jego przeciwieństwo, samo mówienie prawdy, nie prowadzi
postaci, jakie może przybrać kłamstwo, a wszystkie one sta- j do żadnego działania. W normalnych warunkach skłania ono
nowią postać działania. nawet do aprobowania istniejącego stanu rzeczy17. Praw
Kłamca jest człowiekiem czynu, natomiast głosiciel I domówność nigdy nie należała do cnót politycznych, bowiem
prawdy, czy to racjonalnej czy faktualnej, z całą pewnością | zaprawdę niewiele przyczyniała się do takiej zmiany świa-
nim nie jest. Jeżeli głosiciel prawdy faktualnej chce odegrać j j warunków, jaka należy do najbardziej uprawnionych
rolę polityczną, to znaczy chce posłużyć się perswazji, działań politycznych. Dopiero wtedy, kiedy zbiorowość wplą-
najczęściej będzie dość rozwlekle wyjaśniał, dlaczego jego cze się w kłamstwo zorganizowane, a nie tylko w odnie
właśnie prawda najlepiej służy interesom jakiejś grupy- sieniu do spraw szczegółowych, prawdomówność nie popie
I tak jak filozof odniesie pyrrusowe zwycięstwo, kiedy rana zniekształcającymi siłami władzy i interesu, może stać
jego prawda stanie się opinią panującą, tak głosiciel praw czynnikiem politycznym pierwszego rzędu. Kiedy każ-
dy faktualnej, kiedy wejdzie w świat polityki i utożsami I I kłamie o wszystkim, co jest ważne, głosiciel prawdy,
się z jakimś cząstkowym interesem i powstawaniem wła choćby nieświadomie, zaczyna działać, angażuje się w spra
dzy, ryzykując utratę jedynej właściwości, która mogła ny polityczne; bowiem jeżeli przetrwa, co jest mało praw
sprawić, by jego prawdy brzmiały prawdopodobnie, a mia dopodobne, zaczyna zmieniać świat.
nowicie swojej osobistej prawdomówności gwarantowanej I ‘ Jednakże w ó w c z a s zn ajdzie się wkrótce w k ło p o tli
przez bezstronność, uczciwość i niezależność. Mało która wej Sytuacji. W s p o m n ia ła m ju ż o nieprzewidywalnym cha
postać polityczna może budzić tyle uzasadnionych podejrzeń I rakterze faktów, które zaw sze mogłyby wyglądać inaczej,
Strona 17
a zatem same w sobie nie mają śladu oczywistości czy
rygodności. Skoro kłamca może swobodnie kształtować
swoje, „fakty” , aż sią dostosuje do korzyści i przyjemności I
ęzy choćby do oczekiwań słuchaczy, istnieje znaczne praw
dopodobieństwo, że będzie dysponował większą siłą per- I
swazjivniż głosiciel prawdy. Zwykle będzie miał prawdopo-1
dóbięftstwo po swojej stronie; jego relacja będzie brzmiała I
niejako bardziej logicznie, ponieważ litościwie zanikł ele-
ment nieprzewidywalności, stanowiący główną cechę wszy- I
stkich wydarzeń. Nie tylko prawda racjonalni, jak mówił I
Hegel, stawia na głowie zdrowy rozsądek;,’; całkiem często I
rzeczywistość obraża solidność rozumowania zdroworozsą- I
dkowego nie mniej niż zagraża korzyści i przyjemności.:
Musimy teraz zwrócić uwagę na stosunkowo nowe ■
zjawisko masowej manipulacji faktami i opiniami, przeja-
wiające się w pisaniu na nowo historii, w tworzeniu wi- I
zerunku polityka i w bieżącej polityce rządów. Tradycyj- I
ne kłamstwo polityczne, tak znamienne dla historii dyplo- I
macji i polityki państwowej, dotyczyło zwykle albo rzeczy- I
wistych tajemnic, danych, które nigdy nie zostały ujawnię- 1
ne, albo zamierzeń, które żadną miarą nie mają tego stopnia
realności co dokonane fakty. Podobnie jak wszystko, co dzie- I
je się w naszym wnętrzu, zamierzenia stanowią tylko mozli- |
wość, i to, co było zamierzone jako kłamstwo, może zaw
sze okazać się w końcu prawdą. Natomiast współczesne
kłamstwa skutecznie radzą sobie' z rzeczami, które nie są
tajemnicą. Zna je właściwie każdy.
Przejawia się to najwyraźniej w przypadku pisania
historii współczesnej w obecności ludzi, którzy byli j®3
świadkami, ale widoczne jest również we wszelkiego rodzaju
„tworzeniu wizerunków” polityków, kiedy znów każdy zna
ny i ustalony fakt można zanegować lub pominąć, jeżeli/ma
zaszkodzić wizerunkowi; „wizerunek” bowiem w przeci
wieństwie do staroświeckiego portretu ma nie schlebiać Rze
czywistości, lecz podawać jej rozwinięty substytut. A sub
stytut ten, dzięki współczesnym technikom i środkom prze
kazu, o wiele bardziej wbija się w pamięć niż oryginał. I
w końcu napotykamy wielce poważanych mężów stanu, któ
rzy, jak de Gaułle czy Adenauer, mogą opierać swoją polity
kę na tak oczywistych przeciwieństwach faktów, jak to, źe
Francja należy do zwycięzców ostatniej wojny, a zatem
jest jednym z wielkich mocarstw, czy że większość Niem
ców była w opozycji do Hitlera18. Wszystkie te kłamstwa,
niezależnie od woli ich autorów, kryją w sobie pierwias
tek przemocy; zorganizowane kłamstwo zawsze zamierza
178
Strona 18
I rtfozczyć wszystko to, czemu postanawia zaprzeczyć, cho
ciaż tylko rządy totalitarne świadomie traktowały kłamstwo
I lako pierwszy krok do morderstwa (...) Niewątpliwie łatwiej
f Wymazać postać publiczną z historii, kiedy jednocześnie
i można go wymazać ze świata żywych. Inaczej mówiąc, róż-
I njca między kłamstwem tradycyjnym a nowoczesnym spro-
| wadza się najczęściej do różnicy między ukrywaniem a ni
szczeniem.
Ponadto kłamstwo tradycyjne dotyczyło tylko spraw
r szczegółowych i nigdy nie miało wprowadzać w błąd dosło
wnie każdego, było skierowane przeciwko nieprzyjacielowi
| i tylko- nieprzyjaciela miało oszukać. Te diwa ograniczenia,
do tego stopnia zmnjejfczały krzywdę wyrządzoną prawdzie,
i że z dystansu może się ona wydawać nieznaczna. Skoro fak
ty zawsze występują w kontekście, to szczegółowe kłams
two — to znaczy fałszerstwo, które nie zmierzało do zmiany
całego kontekstu — robiło niejako dziurę w tkaninie fak
tów. Jak wie każdy historyk, kłamstwo można wykryć, do
strzegając niekonsekwencje," dziury czy szwy w załatanych
miejscach. Póki tkanina jako całość jest nietknięta, kłam
stwo w końcu wyjdzie1na jaw, jak gdyby sanno z siebie. Dru
gie ograniczenie dotyczy ludzi'zajmujących się wprowadza
niem w błąd. Należą oni zrwykle do ścisłego kręgu polity
ków i dyplomatów, (którzy znają i mogą przechować praw
dę. (Nie są narażeni na to, że padną ofiarą własnego fałszer
stwa, mogą tylko wprowadzić w błąd innych bez oszukiwa-
i pa siebie. Obu tych łagodzących okoliczności starej sztuki
oszustwa niewątpliwie brak w manipulacji faktami, jaką
•potykamy dzisiaj.
Na czym polega zatem znaczenie tych ograniczeń i
dlaczego mamy prawo nazwać je okolicznościami łagodzą
cymi? Dlaczego samooszustwo stało się niezastąpionym na
rzędziem w rzemiośle tworzenia wizerunku i dlaczego gorzej
jest i dla świata i dla samego kłamcy, jeżeli oszukuje siebie
własnymi kłamstwami, niż gdyby miał tylko oszukiwać inA
nych? Jakież lepsze (uzasadnienie moralne może przedstawić
kłamca niż to, że jego wstręt do kłamstwa jest tak wielki,
^ najpierw musi przekonać siebie, zanim będzie mógł okła
mywać innych? I wreszcie pytanie najbardziej niepokojące:
jeżeli nowoczesne k ła m stw a polityczne są tak wielkie, że
Smagają całkowitego przeorganizowania całej tkaniny fak
tów, stworzenia niejako innej rzeczywistości, do której pa
d a ł y b y bez szwu. pęknięcia czy rysy dokładnie tak jak
Pasują fakty osadzone w swoim pierwotnym i początko
wym kontekście, cóż przeszkadza, aby nowe historie, obra-
Strona 19
* przeciwieństwa fa k tó w stały się prawowitymi substy-
j Ł j n i rzeczyw istości i fa k tów ?
f ’ stara anegdota średniowieczna dowodzi, precyzyjnie
I zwięźle, jak trudno okłam yw ać innych nie okłamując sa-
Lego siebie. Jest to opow ieść o tym, co zdarzyło się pewnej
nocy w b ie ś c ie , na którego w ieży dyżurował całą dobę
Lariownik m a ją cy ostrzegać ludność o zbliżaniu się nie-
Iprzyjaciela. W a rto w n ik b ył kawalarzem i pewnego razu za-
Ialarmował miasto, żeb y trochę nastraszyć mieszkańców. Uda-
I j0 mu się zn akom icie; k ażdy popędził na mury — a na ko
niec i on sam pobiegł, żeby bronić miasta przed nie istnieją-
| cym nieprzyjacielem . Opow ieść ta wskazuje, do jakiego stop
nia nasze proste poczucie rzeczywistości zależy od wspólne
go życia z in n y m i ludźm i, i jakiej siły charakteru potrze
ba, aby trw ać p rz y czym ś, prawdzie czy kłamstwie, czego nie
uznaje nikt .‘inny.. In a czej mówiąc, im większe powodzenie
ma kłamca, tym b a rd ziej jest prawdopodobne, że padnie ofia
rą własnych w y m y s łó w . Z drugiej strony oszukany przez sa
mego siebie k a w a la rz, a dowodzi to, że jedzie na tym
jamym wozie, co jeg o ofiary, w ydaje się znacznie bardziej go
dny zaufania niż człow iek kłam iący z zimną krwią, który
z zewnątrz cieszy się ze swojego figla, Tylko samooszus-
two może stw o rzy ć podobieństwo do prawdy, a jedynym
przekonującym czynnikiem , który w dyskusji o faktach mo
że niekiedy p rze w a ży ć nad przyjemnością, lękiem i korzyś
cią, jest osobiste zaangażowanie.
O b ow iązu jąca dziś postawa moralna traktuje dość su
rowo kłam stw a w ygłaszan e z zimną krwią, natomiast często
bardzo w y ra fin o w a n ą sztukę samooszustwa traktuje się z>
większą tolera n cją i pobłażliwością. Do nielicznych przykła
dów w litera tu rze, ja k ie można przytoczyć przeciw tej aktu
alnej ocenie, jest słynna scena w monasterze na począ
tku Braci K aram azow , kiedy ojciec, niepoprawny kłamca, py
ta starca Zosim ę, „co ma czynić, aby dostąpić życia wie
cznego?” , na co ten odpowiada, „Najważniejsza rzecz, niech
Pan sam przed sobą nie kłam ie"18J Dostojewski nie podaje
wyjaśnienia, ani nie uzasadnia. Dowodzą: tezy: lepiej kła
mać innym n iż oszukiwać siebie samego, trzeby by wska
zać, że w yra ch ow a n y kłamca pozostaje świadomy różnicy
między p ra w d ą a kłamstwem i że prawda, którą tai przed
j 1 ^ ^ ^ . - • ____ iicimiAto 70 cttnofo
kłamcy ró w n ież
Strona 20
mał, ale nie jest kłamcą. Zarówno on, jak l świaf i ■* sprawę zewnętrzną w kwestię polityki wewnętrznej,
szukał, nie jest poza zbawieniem - aby międzynarodowy czy międzygrupowy wra-
zykiem starca Zosimy. yć sceną polityki krajowej. Samooszustwa popełniane
Taka całkowitość i potencjalna nieodwracalno^ i r nbu stronach w okresie zimnej wojny są zbyt liczne,
znane w dawnych czasach zagrożenia wynikające zp ^ Ł je wymieniać. Stanowią one właściwy przykład. Kon-
czesnego manipulowania faktami. Nawet w wolnym atywni krytycy demokracji masowej często przewidy-
gdzie rząd nie zmonopolizował władzy rozstrzygania i m jfttl zagrożenia, ^ ^ _ t a ^ f o r m a niesie dla spraw między-
kania o tym, co w rzeczywistości jest czy też nie 1 ;dowych — przemilczając oczywiście zagrożenia wywoła-
rozszerzyły ment^LT
olbrzymie organizacje interesów rozszerzyły mentalni! przez monarchie i oligarchie. Siła ich argumentacji po-
racji stanu pierwotnie ograniczoną do ćo kwestii
kwestii m i J S S Lhodzi
miedzvnJ?i chodzi stąd, że w warunkach , .pełnej
. demokracji
... oszustwo
dowych i przejawiającą się w skrajnych postaciach bit ! bezsamooszustwa jest praktycznie^ niemożliwe,
w sytuacji wyraźnego i bezpośredniego zagrożenia. Nak Vtzy obecnym systemie ogólnoświatowej komunikacji
miast propaganda państwowa na szczeblu rządowym nauczv między wielką ilością niezależnych państw, nie można sobie
ła się więcej niż tylko kilku sztuczek zaczerpniętych z prak. wyobrazić władzy tak wielkiej, aby jej „wizerunki” były
tyki handlowej i metod Madison Avenue. Wizerunki przv-i nienaruszalne. W takiej sytuacji nie można wizerunkom
wódców wykonane dla użytku wewnętrznego, w odróżnieniu! długowieczności; łatwo się rozpadają, nie tylko kiedy
od kłamstw wymierzonych przeciwko zagranicznemu przeci- °Pa^n^ z ,0C,ZV 1 rzeczywistość znów się ukaże światu,
wnikowi, mogą stać się rzeczywistością dla każdego, a prze- ale nawet wcześniej, kiedy drobne fakty nieustannie zakłó-
de wszystkim dla samych twórców wizerunków, którzy je-1 fH 1 dezorganizują propagandową wojnę między przećiw-
szcze w toku przygotowywania swoich „wytworów” wizerunkami. Nie jest to bynajmniej jedyny i
pochłonięci jedynie myślą o potencjalnej ilości ofiar. Inicja- I razie me najważniejszy sposób, w jaki rzeczy wi-
torzy kłamliwego wizerunku, inspirując ukrytych namawia- !*? .rze odwet na tych, którzy ośmielają się ją negować,
czy, niewątpliwie uważają ciągle, że chcą wprowadzić w Długowieczności tych wizerunków nie zwiększyłoby w znacz
błąd nieprzyjaciela na płaszczyźnie społecznej czy ogólno nym stopniu nawet powstanie rządu światowego czy jakaś
krajowej. Ale w rezultacie cała grupa ludzi albo cały naród mna współczesna odmiana Pax Romana. Najlepszym przy
może kształtować swoją orientację na podstawie sieci o- kładem są tu stosunkowo zamknięte systemy rządów totali-
szustw, którą przywódcy zamierzali oplątać swoich przeciw tarnych i dyktatur monopartyjnych, z natury rzeczy naj-
ników. ^rdziej skutecznie chroniących ideologie i wizerunki przed
To, co następuje później, jest już czymś samoczyn? oddziaływaniem rzeczywistości i prawdy1*. Ich utrapieniem
nym. Główny wysiłek grupy oszukanej i samych oszukują jest konieczność nieustannej zmiany kłamstw podawanych
cych zwraca się najczęściej w kierunku utrzymania w do jako substytut rzeczywistych wydarzeń; zmiana sytuacji
brym stanie wizerunku propagandowego, a wizerunkowi wymaga wymiany jednego podręcznika historii na drugi,
temu mniej zagrażają wrogowie i rzeczywiście sprzeczne z wymiany stronic w encyklopediach i podręcznikach, wymazy
nim dążenia niż ci, którym wewnątrz samej grupy udało wanie pewnych nazwisk i wpisywania innych, nieznanych
się uniknąć jego oddziaływania i którzy domagają się mó 11 mało znanych poprzednio. I chociaż ten wyraźny brak
wienia o faktach i zdarzeniach nie pasujących do wizerunku. trwałości nie pozwala się domyślać, jak mogłaby się przed
Historia najnowsza roi się od, przykładów, kiedy to głosicie stawiać prawda, stanowi jednak dowód, i to niesłychanie
li prawdy faktualnej uważa się za bardziej niebezpiecznych |||tty, kłamliwości wszystkich publicznych wypowiedzi do
a nawet bardziej nieprzyjaznych, od rzeczywistego przeci' tyczących świata rzeczywistego. Często spostrzegano, że naj
wnika. Tych argumentów przeciwko samooszustwu nie moż pewniejszym następstwem prania mózgów na dłuższą me-
na mieszać z zasadniczymi protestami „idealistów” — nie ry ^ jest cynizm szczególnego rodzaju, całkowita odmowa wia
zależnie od wartości tych protestów przeciwko kłamstwu * w prawdziwość czegokolwiek, choćby nie wiem jak uza
przeciwko odwiecznej sztuce wprowadzania w błąd nie sadnionego. Inaczej mówiąc, wynikiem konsekwentnego i
przyjaciela. Z punktu widzenia politycznego chodzi o to, Meczowej niepodstawiania
całkowitego kłamstw w Wejace prawdy
jest przyjmowanie kłamstwa za prawdę, a dy-
że nowoczesna sztuka samooszustwa skłonna jest przek-
182 4 183