9414

Szczegóły
Tytuł 9414
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9414 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9414 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9414 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marcel Proust UWI�ZIONA T�um. Tadeusz �ele�ski-Boy ROZDZIA� PIERWSZY Wsp�lne �ycie z Albertyn� Od rana, z g�ow� jeszcze obr�con� do �ciany, zanim sprawdzi�em nad portierami w oknach odcie� smugi �wiat�a, wiedzia�em ju�, jaka jest pogoda. Powiedzia�y mi o tym pierwsze odg�osy ulicy, wedle tego, czy dochodzi�y mnie st�pione i spaczone przez wilgo�, czy te� drgaj�ce jak strza�y w d�wi�cznej i pustej przestrzeni przestronnego, mro�nego i czystego ranka; z ha�asu pierwszego tramwaju zgadywa�em, czy markoci si� w d�d�u, czy te� pomyka w b��kit. A nawet te odg�osy poprzedza� mo�e jaki� szybszy i wnikliwszy fluid, kt�ry, w�lizn�wszy si� poprzez m�j sen, s�czy� we� smutek zwiastuj�cy �nieg lub te� kaza� jakiej� nieuchwytnej istotce intonowa� tak mnogie kantyczki na chwa�� s�o�ca, �e w ko�cu budzi�em si� w fali osza�amiaj�cej muzyki. Jeszcze na wp� u�piony, zaczyna�em si� u�miecha�, zamkni�te moje powieki przygotowywa�y si� na blask. W tym okresie odbiera�em wra�enia �ycia zewn�trznego przewa�nie ze swego pokoju. Bloch opowiada�, �e kiedy przychodzi� do mnie wiecz�r, s�ysza� jak gdyby szmer rozmowy; poniewa� matka by�a w Combray, on za� nie zastawa� nikogo w moim pokoju, wyci�gn�� st�d wniosek, �e ja rozmawiam sam ze sob�. Kiedy o wiele p�niej dowiedzia� si�, �e Albertyna mieszka�a w�wczas u mnie, zrozumia�, �e j� chowa�em przed wszystkimi, i o�wiadczy�, �e wreszcie pojmuje, czemu w owej epoce nie chcia�em nigdzie bywa�. Omyli� si�. Rzecz zreszt� bardzo naturalna; mimo i� �a�cuch fakt�w jest konieczny, nie da si� go jednak dok�adnie przewidzie�. Poznaj�c jaki� �cis�y szczeg� z cudzego �ycia, ludzie wyci�gaj� natychmiast fa�szywe konsekwencje i �wie�o odkrytym faktem wyja�niaj� rzeczy, kt�re w�a�nie nie maj� z nim nic wsp�lnego. Kiedy my�l� teraz, �e Albertyna po powrocie z Balbec zgodzi�a si� zamieszka� ze mn� w Pary�u pod jednym dachem, �e si� wyrzek�a morskiej podr�y, �e sypialnia jej by�a o dwadzie�cia krok�w od mojej, na ko�cu korytarza, w gabinecie mojego ojca, obwieszonym dywanami; �e co wiecz�r, bardzo p�no, zanim mnie opu�ci�a, wsuwa�a w moje usta j�zyk � jak chleb powszedni, jak posilny pokarm maj�cy niemal �wi�to�� wszelkiego cia�a, kt�remu cierpienia doznane z jego powodu u�yczaj� w ko�cu jakiej� duchowej s�odyczy � odtwarzam sobie natychmiast, przez por�wnanie, nie ow� noc, kt�r� kapitan de Borodino pozwoli� mi sp�dzi� w koszarach (co ostatecznie uleczy�o mnie jedynie z chwilowego ucisku serca), ale noc, w kt�rej ojciec pozwoli� mamie spa� obok mojego ��eczka. Bo �ycie, je�eli si� decyduje jeszcze raz wyzwoli� nas z cierpienia, kt�re zdawa�o si� nieuniknione, czyni to w odmiennych warunkach, czasem wr�cz tak sprzecznych, �e niemal �wi�tokradztwem jest podkre�la� analogie. Mimo i� w pokoju przed rozsuni�ciem firanek by�o jeszcze ciemno, dowiedziawszy si� od Franciszki, �e nie �pi�, Albertyna nie ba�a si� robi� nieco ha�asu k�pi�c si� w swojej �azience. W�wczas zamiast czeka� p�niejszej godziny szed�em cz�sto do s�siedniej �azienki, do�� mi�ej. Niegdy� dyrektor teatru wydawa� setki tysi�cy, aby usia� prawdziwymi szmaragdami tron, na kt�rym gwiazda gra�a rol� cesarzowej. Balety rosyjskie przekona�y nas, �e prosta gra �wiate� w�a�ciwie skierowana stwarza klejnoty r�wnie wspania�e, a rozmaitsze. Ale i ta dekoracja, cho� bardziej odmaterializowana, nie jest tak urocza jak efekty s�o�ca ogl�dane o �smej rano w miejsce tych, kt�re przywykli�my ogl�da� wstaj�c w po�udnie. Aby nas ustrzec od niedyskretnych oczu, okna w obu �azienkach nie by�y g�adkie, ale zmarszczone sztucznym i niemodnym szronem. I nagle s�o�ce barwi�o ��to ten szklany mu�lin, z�oci�o go i ods�aniaj�c poma�u we mnie dawniejszego m�odego cz�owieka, kt�rego d�ugo skrywa�o przyzwyczajenie, upija�o mnie wspomnieniami, tak jakbym by� gdzie� w�r�d drzew, w cieniu z�oc�cych si� li�ci, w kt�rych nie brak�o nawet ptaka. Bo s�ysza�em Albertyn� gwi�d��c� bez przerwy: Szale�stwem s�, ach, cierpienia, Szale�szy, kto s�ucha ich... Zbyt j� kocha�em, aby si� nie u�miecha� rado�nie z jej z�ego smaku w muzyce. Piosenka ta zachwyca�a zreszt� poprzedniego lata pani� Bontemps; dowiedziawszy si� niebawem, �e to �tandeta", przesta�a sk�ania� Albertyn� do za�piewania jej przy go�ciach, ale zast�pi�a j� inn�: Pie�� po�egnania, ze �r�de� zm�conych... Ale z kolei i ta melodia sta�a si� �star� katarynk� Masseneta, kt�r� ta smarkata kot�uje nam g�ow�". Przechodzi�a chmura, za�miewa�a s�o�ce, wstydliwe i g�ste listowie szklane gas�o i wsi�ka�o w szaro��. Za gotowalni� s�u�y�a Albertynie �azienka, kt�r� mama, maj�c drug� w innej cz�ci mieszkania, nigdy si� nie pos�ugiwa�a, aby nie ha�asowa� w pobli�u mnie. Przepierzenie dziel�ce nasze gotowalnie by�o tak cienkie, �e myj�c si� mogli�my rozmawia�: rozmow� przerywa� jedynie plusk wody. Takie wsp�ycie cz�ste bywa w hotelu z powodu szczup�o�ci mieszkania i s�siedztwa pokoj�w, ale w Pary�u jest raczej rzadkie. Czasem le�a�em d�u�ej, marz�c sobie do woli, bo nie wolno by�o nikomu wchodzi� do mojego pokoju, a� zadzwoni�, co z powodu niepor�cznego umieszczenia dzwonka wymaga�o tyle czasu, �e cz�sto, zm�czony daremnymi pr�bami, rad, �e jestem sam, niemal zasypia�em na nowo. Nie znaczy to, aby poczucie obecno�ci Albertyny by�o mi ca�kowicie oboj�tne. Oderwanie jej od przyjaci�ek oszcz�dzi�o memu sercu nowych cierpie�; utrzymywa�o to serce w spokoju, w bezw�adzie, kt�ry mia� mi pom�c do wyzdrowienia. Ale ten spok�j, kt�ry mi dawa�a Albertyna, by� raczej ukojeniem cierpie� ni� rado�ci�. Zapewne, pozwoli� mi kosztowa� wielu rado�ci, kt�rych nazbyt �ywy b�l wzbrania� mi wprz�dy; ale rado�ci tych nie zawdzi�cza�em Albertynie. Ju� mi si� prawie nie wydawa�a �adna, nudzi�em si� z ni�, mia�em wyra�n� �wiadomo��, �e jej nie kocham. Czu�em si� natomiast szcz�liwy w�wczas, gdy Albertyny nie by�o. Zwykle te� nie kaza�em jej wo�a� zaraz po przebudzeniu, zw�aszcza gdy ranek by� pi�kny. Przez kilka chwil zostawa�em sam na sam ze wspomnian� ju� wewn�trzn� os�bk�, �piewem pozdrawiaj�c� s�o�ce; wiedzia�em, �e mi da wi�cej szcz�cia ni� Albertyna. Z istot, kt�re sk�adaj� nasz� osobowo��, niekoniecznie te najjawniejsze s� dla nas najwa�niejsze. I kiedy choroba powali je wreszcie kolejno, pozostanie ich we mnie jeszcze par�, o �yciu twardszym od innych; zw�aszcza pewien filozof, szcz�liwy jedynie wtedy, kiedy odkryje jak�� wsp�lno�� mi�dzy dwoma dzie�ami lub dwoma wra�eniami. Ale czasem zastanawia�em si�, czy ostatnim ze wszystkich nie b�dzie ma�y cz�owieczek, bardzo podobny do tego, kt�rego pami�ta�em za szyb� u optyka w Combray. Cz�owieczek ten oznajmia� pogod� i zdejmuj�c kaptur, gdy �wieci�o s�o�ce, nak�ada� go w deszcz. Znam egoizm tego cz�owieczka; mog� mie� astm�, kt�r� uspokoi�by jedynie rz�sisty deszcz, ale on nie troszczy si� o to; za pierwszymi, tak niecierpliwie przeze mnie oczekiwanymi kroplami, traci humor, naci�ga markotnie kaptur. Przypuszczam w zamian, �e w chwili agonii, kiedy wszystkie inne moje j a b�d� martwe, je�eli b�y�nie promie� s�o�ca, gdy b�d� wydawa� ostatnie tchnienie, os�bka z barometru b�dzie si� czu�a bardzo rada i zdejmie kaptur �piewaj�c: �Och! nareszcie pogoda." Dzwoni�em na Franciszk� i si�ga�em po �Figaro". Szuka�em bezskutecznie artyku�u (o ile mo�na to tak nazwa�), kt�ry pos�a�em do tego dziennika; by�a to opracowana nieco, a �wie�o odnaleziona stronica, napisana niegdy� w powozie doktora Percepied pod wra�eniem wie� w Martinville. Potem czyta�em list od mamy. Mama uwa�a�a za dzikie, niew�a�ciwe, aby m�oda panna mieszka�a sama ze mn�. Pierwszego dnia, w chwili wyjazdu z Balbec, kiedy mnie widzia�a tak nieszcz�liwym i martwi�a si�, �e mnie zostawia samego, mo�e by�a rada dowiaduj�c si�, �e Albertyna jedzie z nami, i patrz�c, jak tu� obok naszych walizek (nad tymi walizkami sp�dzi�em noc w �H�tel de Balbec", p�acz�c) pakuj� do wagonu w�skie i czarne walizki Albertyny. Wydawa�y mi si� podobne do trumien, nie wiedzia�em, czy wnios� w m�j dom �ycie, czy �mier�... Ale nie zada�em sobie nawet tego pytania w �w promienny poranek, po grozie pozostania w Balbec, szcz�liwy, �e zabieram Albertyn�. Matka nie by�a tedy zrazu wroga memu projektowi; odnosi�a si� mile do Albertyny, niby mamusia, kt�rej syn jest ci�ko ranny i kt�ra wdzi�czna jest jego m�odej przyjaci�ce piel�gnuj�cej go z oddaniem. Usposobienie mamy zmieni�o si� od czasu, jak si� �w projekt zrealizowa� zbyt dok�adnie, w miar� jak pobyt m�odej panny w naszym domu przeci�ga� si�, i to w nieobecno�ci moich rodzic�w. Ale nie mog� powiedzie�, aby matka zdradzi�a kiedy przede mn� t� wrogo��. Jak niegdy�, kiedy nie �mia�a mi ju� wyrzuca� nerwowo�ci, lenistwa, tak teraz � w danej chwili mo�e to nie ca�kiem odgad�em lub nie chcia�em odgadn�� � podnosz�c pewne w�tpliwo�ci co do panny, kt�r� jak jej m�wi�em, uwa�a�em za swoj� narzeczon�, ba�a si� osmuci� moje �ycie, podkopa� m�j p�niejszy stosunek do �ony, zaszczepi� mi mo�e na p�niej, kiedy matki ju� nie b�dzie, wyrzut, �em j� zmartwi� �eni�c si� z Albertyn�. Nie maj�c nadziei odwr�ci� mnie od tego wyboru, mama wola�a udawa�, �e go pochwala. Ale wszyscy, co j� widzieli w owej epoce, powiadali, �e b�l po stracie matki zaostrzy� si� wyrazem nowej troski. Owo napi�cie my�li, ci�g�a wewn�trzna rozterka przyprawia�y mam� o uderzenia krwi do g�owy, tak �e stale otwiera�a okna dla och�ody. Ale nie umia�a powzi�� decyzji z obawy, aby na mnie nie wp�yn�� w ujemnym sensie i nie popsu� tego, co uwa�a�a za moje szcz�cie. Nie mog�a si� nawet zdoby� na protest przeciw pobytowi Albertyny w naszym domu. Nie chcia�a si� okaza� surowsza od pani Bontemps; to by�a przede wszystkim jej sprawa, ona za� nie uwa�a�a tego za niestosowne, co bardzo dziwi�o matk�. W ka�dym razie �a�owa�a, �e nas musi zostawi� we dwoje, jad�c w�a�nie do Combray, gdzie mog�a zosta� (i w istocie zosta�a) d�ugie miesi�ce, w ci�gu kt�rych cioteczna babka potrzebowa�a jej dniem i noc�. W tych okoliczno�ciach wiele dobroci i oddania okaza� jej Legrandin, kt�ry, nie uchylaj�c si� przed �adnym trudem, z tygodnia na tydzie� odk�ada� powr�t do Pary�a, niewiele nawet znaj�c moj� ciotk�, po prostu dlatego �e by�a niegdy� przyjaci�k� jego matki i dlatego �e czu�, i� chora, skazana na �mier�, lubi jego opiek� i nie mo�e si� oby� bez niego. Snobizm jest ci�k� chorob� duszy, ale zlokalizowan�, tak i� nie psuje jej ca�ej. Ja, przeciwnie, by�em bardzo rad z pobytu mamy w Combray; inaczej ba�bym si�, aby matka nie odgad�a przyja�ni Albertyny z pann� Vinteuil, a nie mog�em powiedzie� Albertynie, �eby si� z tym kry�a. Sta�oby si� to w oczach matki absolutn� przeszkod�, nie tylko do ma��e�stwa (o kt�rym zreszt� na jej pro�b� nie mia�em jeszcze stanowczo m�wi� z Albertyn� i o kt�rym my�l by�a mi coraz niezno�niejsza), ale nawet do pobytu Albertyny u nas. Poza t� tak powa�n� a nie znan� jej racj�, mama, z jednej strony przez kult babki uwielbiaj�cej George Sand i mieszcz�cej cnot� w szlachectwie serca, z drugiej strony zdeprawowana moim wp�ywem, by�a teraz pob�a�liwa dla kobiet, kt�rych �ycie os�dzi�aby surowo niegdy� (lub nawet dzi�, o ileby nale�a�y do jej znajomych i przyjaci�ek z Pary�a lub z Combray), kobiet, kt�rych wielk� dusz� chwali�em przed mam� i kt�rym wiele przebacza�a, bo mnie kocha�y. Mimo wszystko, i nawet poza kwesti� konwenans�w, s�dz�, �e Albertyna by�aby niemo�liwa dla mamy, przechowuj�cej po Combray, po cioci Leonii, po wszystkich swoich krewnych nawyki porz�dku, o kt�rym Albertyna nie mia�a najmniejszego poj�cia. Albertyna nie zamkn�aby drzwi, a w zamian nie waha�aby si� wej��, niby pies lub kot, kiedy drzwi by�y otwarte. Wdzi�kiem jej, nieco uci��liwym, by�o to, �e gra�a u nas w domu rol� nie tyle m�odej dziewczyny, ile zwierz�cia domowego, kt�re wchodzi, wychodzi, pl�cze si� to tu, to tam, rzuca si� na ��ko obok mnie � c� za wypoczynek dla mnie! � robi sobie tam miejsce, z kt�rego si� ju� nie rusza, nie kr�puj�c mnie, w przeciwie�stwie do ludzkiej osoby. B�d� co b�d�, nagi�a si� w ko�cu do moich godzin snu, do tego, aby nie pr�bowa� nie tylko wchodzi�, ale aby nie robi� ha�asu, nim zadzwoni�. To Franciszka na�o�y�a jej te regu�y. Franciszka by�a z owych s�u��cych w stylu Combray, znaj�cych warto�� swego pana i maj�cych poczucie, �e minimum ich obowi�zku to pilnowa�, aby mu oddano to, co mu si� w ich przekonaniu nale�y. Kiedy obcy go�� dawa� napiwek Franciszce do podzia�u z pos�ugaczk�, go�� jeszcze nie mia� czasu wr�czy� monety, kiedy Franciszka, z r�wn� chy�o�ci� jak dyskrecj� i energi�, zd��y�a udzieli� lekcji tej dziewczynie, aby podzi�kowa�a nie p�s��wkiem, ale szczerze, g�o�no, tak jak j� nauczy�a. Proboszcz z Combray nie by� orze�, ale te� wiedzia�, co si� nale�y: Pod jego kierunkiem c�rka kuzyn�w pani Sazerat, protestant�w, przesz�a na katolicyzm, przy czym rodzina by�a dla ksi�dza nies�ychanie czu�a: chodzi�o o ma��e�stwo z m�odym ziemianinem z okolic M�s�glise. Zasi�gaj�c informacyj, rodzice m�odego cz�owieka napisali do ksi�dza list do�� impertynencki, w kt�rym potraktowano z partesu protestanckie pochodzenie panny. Proboszcz odpowiedzia� takim tonem, �e szlachcic z M�s�glise, ukorzywszy si� ca�kowicie, napisa� zgo�a ju� inny list, w kt�rym prosi� jako o �ask� o to, aby m�g� przyj�� do rodziny t� panienk�. Franciszka nie mia�a w tym zas�ugi, �e nauczy�a Albertyn� szanowa� m�j sen. By�a przepojona tradycj�. Z milczenia jej lub ze stanowczej repliki na niewinn� propozycj� wej�cia do mego pokoju lub spytania mnie o co� Albertyna poj�a ze zdumieniem, �e si� znalaz�a w dziwnym �wiecie o nie znanych zwyczajach wytyczonych przez niez�omne prawid�a. Pierwsze przeczucie tego mia�a, ju� w Balbec, ale w Pary�u nie pr�bowa�a nawet si� opiera�: rano zachowywa�a cisz� czekaj�c cierpliwie dzwonka. Wychowanie, jakiego jej udzieli�a Franciszka, by�o zreszt� zbawienne i dla niej samej przez to, �e uspokoi�o nieco j�ki, jakich od powrotu z Balbec nasza stara s�u��ca nie przestawa�a wydawa�. Chodzi�o o to, i� wsiadaj�c do kolejki spostrzeg�a, �e zapomnia�a si� po�egna� z �gubernantk�� hotelu, w�sat� osob� dozoruj�c� korytarzy. Osoba ta zaledwie �e zna�a Franciszk�, ale by�a dla niej stosunkowo grzeczna. Franciszka chcia�a absolutnie zawr�ci� z drogi, wysi���, wr�ci�, po�egna� si� z �gubernantk�" i wyjecha� a� nazajutrz. Rozs�dek� a zw�aszcza nag�y wstr�t do Balbec � nie pozwoli�y mi si� zgodzi� na to; st�d. chorobliwe i nerwowe niezadowolenie Franciszki, kt�rego nie zdo�a�a w niej zatrze� zmiana klimatu i kt�re trwa�o jeszcze w� Pary�u. Bo wedle kodeksu Franciszki, tego, kt�ry symbolizuj� p�askorze�by w Saint-Andr�-des-Champs, wolno pragn�� �mierci nieprzyjaciela, zada� mu j� nawet, ale straszne jest nie zrobi� tego, �co si� nale�y", nie odda� grzeczno�ci, nie po�egna� si� przed wyjazdem � jak prawdziwa chamka! � z �gubernantk�". Przez ca�� podr� owo wci�� odnawiaj�ce si� wspomnienie nietaktu okrywa�o policzki Franciszki niepokoj�cym p�sem. I je�eli nie chcia�a nic je�� i pi� a� do Pary�a, to mo�e nie tyle, aby nas ukara�, ale dlatego �e to wspomnienie �gniet�o j�" dos�ownie w �do�ku�. Ka�da klasa ma swoj� patologi�. Jedn� z przyczyn sprawiaj�cych, �e mama pisa�a do mnie co dzie� (przy czym nigdy nie brak�o cytatu z pani de S�vign�), by�o wspomnienie babki. Mama pisa�a: �Pani Sazerat wyprawi�a dla nas �niadanko, takie, jak ona umie; jedno z tych, kt�re � jakby powiedzia�a twoja biedna babka cytuj�c pani� de S�vign� � �wyrywaj� z samotno�ci nie przynosz�c nam towarzystwa��. W jednej z pierwszych odpowiedzi napisa�em g�upio: �Po tych cytatach, mamo, twoja matka pozna�aby ci� zaraz." Na co w trzy dni p�niej dosta�em t� odpowied�: �Drogie dziecko, je�eli chcia�e� m�wi� o mojej matce, bardzo nie w por� powo�ujesz si� na pani� de S�vign�. Odpowiedzia�aby ci, jak odpowiedzia�a pani de Grigean: �Wi�c ona ci by�a niczym? S�dzi�am, �e to by�a twoja krewna.� S�ysza�em kroki Albertyny wychodz�cej ze swego pokoju lub wracaj�cej. Dzwoni�em, bo to by�a pora, kiedy Anna mia�a przyby� po Albertyn�, z szoferem, przyjacielem Morela, narajonym przez Verdurin�w. Wspomina�em mglisto Albertynie o mo�liwo�ci naszego ma��e�stwa, ale nigdy nie uczyni�em tego formalnie; ona sama, kiedym powiedzia�: �Nie wiem, ale mo�e by�oby to mo�liwe�, przez delikatno�� potrz�sn�a z melancholijnym u�miechem g�ow�, m�wi�c: �Ale nie, nie by�oby mo�liwe�, co znaczy�o: �Jestem za biedna.� I wci�� m�wi�c o przysz�o�ci, �e �to wszystko jest jeszcze bardzo niepewne�, na razie robi�em wszystko, aby j� rozerwa�, umili� jej �ycie, staraj�c si� � mo�e nie�wiadomie � zbudzi� w niej tym ochot� wyj�cia za mnie. �mia�a si� sama z tego zbytku. �Ale� matka Anny zrobi�aby min� widz�c, �em si� wystrychn�a na dam� bogat� jak ona, maj�c� � jak ona m�wi � �konie, powozy, obrazy�. Jak to? Nigdy ci nie opowiada�am, �e ona tak m�wi? Och, to jest typ! Dziwi mnie tylko, �e ona wynosi obrazy do godno�ci koni i powoz�w� Ujrzymy p�niej, �e mimo g�upiego s�ownictwa, jakie jej pozosta�o, Albertyna rozwin�a si� zdumiewaj�co, co mi by�o zupe�nie oboj�tne. Duchowe zalety towarzyszki �ycia zawsze ma�o mnie interesowa�y; je�eli je podkre�la�em kiedy, to przez czyst� grzeczno��. Jedynie oryginalna umys�owo�� Franciszki bawi�aby mnie mo�e. Mimo woli u�miecha�em si� przez chwil�, kiedy, na przyk�ad, korzystaj�c z tego, �e Albertyny nie by�o w domu, zagadywa�a mnie tymi s�owy: �B�stwo niebia�skie � z�o�one na ��ku!� Powiada�em: �Ale�, Franciszko, czemu b�stwo niebia�skie?� � �Och, je�eli pan my�li, �e pan ma co� z ludzi pielgrzymuj�cych na naszej brzydkiej ziemi, myli si� pan bardzo.� � �Ale czemu �z�o�one� na ��ku, widzi Franciszka przecie�, �e le�� pod ko�dr�.� � �Pan nigdy nie le�y. Czy widzia� kto kiedy kogo, �eby tak le�a� w ��ku? Pan przycupn�� jak ptaszek. Ot, w tej chwili... ta pid�ama taka bielu�ka, ta szyjka... istny go��bek.� Albertyna, nawet gdy chodzi�o o lada g�upstwo, wyra�a�a si� ca�kiem inaczej ni� podlotek, jakim by�a jeszcze przed kilku laty w Balbec. Obecnie o�wiadczy�a z powodu jakiego� wydarzenia politycznego, kt�re pot�pia�a: �To doprawdy monstrualne.� I nie wiem, czy nie w tej epoce, chc�c powiedzie�, �e jaka� ksi��ka wydaje si� jej �le napisana, nauczy�a si� m�wi�: �Zajmuj�ce, ale doprawdy �pisane jak noga�.� Zakaz wchodzenia do mnie, nim zadzwoni�, bawi� Albertyn� bardzo. �e za� przej�a nasz rodzinny nawyk cytat�w i czerpa�a je ze sztuk, kt�re grywa�a w klasztorze, a kt�re ja lubi�em, por�wnywa�a mnie zawsze z Asuerusem: Z jego rozkazu krwi� si� natychmiast ubroczy �mia�ek, co nie wo�any stanie mu przed oczy. Nic od tego wyroku srogiego nie chroni, P�e� ni godno��; po r�wni prawo wszystkim broni Przyst�pu, i ja sama... Prawu temu podlegam tak jak ka�da inna... I aby do� przem�wi� w jakiej b�d� potrzebie, Musz� czeka�, a� wezwa� raczy mnie do siebie. Fizycznie Albertyna zmieni�a si� r�wnie�. D�ugie niebieskie oczy � jeszcze bardziej wyd�u�one � zmieni�y wygl�d; zachowa�y ten sam kolor, ale przesz�y jak gdyby w stan p�ynny. Tak �e kiedy je zamyka�a, mia�o si� wra�enie, �e to firankami zas�ania si� widok morza. I ten zw�aszcza szczeg�, jak s�dz�, pami�ta�em rozstaj�c si� z ni� co nocy. Bo, na przyk�ad, wr�cz przeciwnie, przez d�ugi czas jej faluj�ce w�osy sprawia�y mi co rano niespodziank� niby co� nowego, czego nigdy nie widzia�em. A przecie�, c� mo�e by� pi�kniejszego ni� ten k�dzierzawy wianek czarnych fio�k�w nad u�miechni�tym spojrzeniem m�odej dziewczyny? U�miech ofiarowuje wi�cej przyja�ni, ale l�ni�ce haczyki rozkwit�ych w�os�w, bardziej zro�ni�te z cia�em, b�d�c niejako jego falist� transpozycj�, snadniej �owi� pragnienie. Ledwo wszed�szy, Albertyna wskakiwa�a na ��ko; czasem rozp�ywa�a si� nad moj� inteligencj�, przysi�ga�a w szczerym zapale, �e wola�aby raczej umrze� ni� mnie opu�ci�; by�y to dnie, w kt�rych ogoli�em si�, zanim kaza�em j� wezwa�. By�a z liczby kobiet nie umiej�cych rozr�ni� �r�de� tego, co odczuwaj�. Przyjemno��, jak� im sprawia g�adka cera, t�umacz� sobie duchowymi zaletami cz�owieka, kt�ry im. wr�y mo�liwo�ci szcz�cia, malej�cego zreszt� i mniej potrzebnego, w miar� jak broda odrasta. Pyta�em, dok�d si� wybiera. � Zdaje si�, �e Anna chce mnie zabra� do ButtesChaumont, kt�rych nie znam. Oczywi�cie, niepodobna mi by�o rozpozna� w�r�d mn�stwa s��w, czy pod tym kryje si� k�amstwo. Ufa�em zreszt� Annie, �e mi opowie dok�adnie, gdzie by�a z Albertyna. W Balbec, kiedym si� czu� nadto zm�czony Albertyna, marzy�em, �e kiedy� powiem k�amliwie Annie: �Aniu z�ota, czemu� ci� nie spotka�em wcze�niej! By�bym ci� pokocha�. Teraz serce moje nale�y do innej. Ale i tak mo�emy si� cz�sto widywa�, bo tamta moja mi�o�� sprawia mi wiele zgryzot i ty mnie mo�esz pocieszy�.� Ot� te k�amliwe s�owa sta�y si� prawd� w ci�gu trzech tygodni. Mo�e Anna wierzy�a w Pary�u, �e to jest w istocie k�amstwo i �e j� kocham, tak jak uwierzy�aby z pewno�ci� w Balbec. Bo prawda tak si� zmienia dla nas, �e inni ledwo mog� si� w niej wyzna�. Poniewa� za� wiedzia�em, �e Anna opowiedzia�aby mi wszystko, prosi�em j� (i zgodzi�a si�), aby wst�powa�a po Albertyn� prawie co dzie�. W ten spos�b m�g�bym bez troski zostawa� w domu. Fakt, �e Anna jest jedn� z �bandy� dziewcz�t z Balbec, dawa� mi wiar�, �e uzyska�aby od Albertyny wszystko, czego, bym zapragn��. Doprawdy, m�g�bym jej teraz powiedzie� najszczerzej, �e by�aby zdolna mnie uspokoi�. Z drugiej strony, wyb�r Anny (by�a teraz w Pary�u, poniecha�a zamierzonego powrotu do Balbec) na towarzyszk� wynik� z tego, co mi Albertyna m�wi�a o czu�o�ci Anny dla mnie w Balbec, w pewnym momencie, gdy ja, przeciwnie, ba�em si�, �e j� nudz�; gdybym by� w�wczas wiedzia� o tym, by�bym mo�e pokocha� Ann�. � Jak to, nie wiedzia�e�? � m�wi�a Albertyna. � Przecie� wszystkie �artowa�y�my z tego. Zreszt�, czy� nie zauwa�y�, �e ona zacz�a na�ladowa� tw�j spos�b m�wienia, tw�j styl? Zw�aszcza kiedy �wie�o si� rozsta�a z tob�, to by�o uderzaj�ce. Nie potrzebowa�a m�wi�, �e ci� widzia�a. Kiedy przychodzi�a od ciebie, wida� to by�o od pierwszej sekundy. Patrza�y�my po sobie i �mia�y�my si�. By�a jak, w�glarz, kt�ry chcia�by wm�wi�, �e nie jest w�glarzem a jest ca�y czarny! M�ynarz nie potrzebuje m�wi�, �e jest m�ynarzem, jest na nim pe�no m�ki, ma jeszcze �lady work�w, kt�re nosi�. Anna to samo; podnosi�a brwi jak ty, a przy tym ta jej d�uga szyja, s�owem, nie umiem ci powiedzie� co. Kiedy wezm� ksi��k�, kt�ra by�a w twoim pokoju, mog� j� czyta� na dworze, i tak wiadomo, �e jest od ciebie, bo zachowuje zapach twoich paskudnych okadza�. To niby nic, ale to nic jest w gruncie dosy� mi�e. Ile razy kto� m�wi� dobrze o tobie, kiedy kto� robi� wra�enie, �e ci� wysoko ceni, Anna by�a wniebowzi�ta. Mimo wszystko, nie chc�c, aby co� mog�y uplanowa� bez mojej wiedzy, podda�em, aby na ten dzie� poniecha�y Buttes-Chaumont i aby si� wybra�y raczej do Saint-Cloud lub gdzie indziej. To nie znaczy�o, wiedzia�em o tym, abym kocha� bodaj troch� Albertyn�. Mi�o�� jest mo�e jedynie rozchodzeniem si� owych kr�g�w, kt�re pod wp�ywem jakiego� wzruszenia m�c� dusz�. Pewne kr�gi poruszy�y ca�ego mnie, kiedy Albertyna powiedzia�a mi w Balbec o pannie Vinteuil, ale teraz si� zatar�y. Nie kocha�em ju� Albertyny, bo nic ju� we mnie nie zosta�o z� cierpienia � uleczonego obecnie � kt�re odczu�em w kolejce w Balbec dowiaduj�c si�, jaka by�a m�odo�� Albertyny, z mo�liwo�ci� wizyt w Mont-jouvain. O tym wszystkim my�la�em zbyt d�ugo, z tego by�em uleczony. Ale chwilami co� w sposobie m�wienia Albertyny kaza�o mi przypuszcza� � nie wiem czemu � �e musia�a w swoim jeszcze tak kr�tkim �yciu s�ucha� wielu komplement�w, o�wiadczyn, i s�ucha� ich z przyjemno�ci�, mo�na powiedzie� zmys�ow�. Tak na przyk�ad m�wi�a z byle jakiego powodu: �Naprawd�? Ca�kiem naprawd�?� Gdyby powiedzia�a tak jak Odeta: �Szczerze m�wisz to potworne k�amstwo?�, to by mnie z pewno�ci� nie niepokoi�o, bo �mieszno�� tego zwrotu t�umaczy�aby si� mia�ko�ci� kobiecego m�zgu. Ale jej pytaj�cy ton: �Naprawd�?�, sprawia� z jednej strony dziwne wra�enie istoty, kt�ra nie mo�e sobie sama zda� z czego� sprawy, kt�ra apeluje do czyjego� �wiadectwa, tak jakby nie posiada�a tych samych sprawdzian�w (kiedy jej kto� na przyk�ad m�wi�: �B�dzie ju� godzina, jake�my wyjechali�, albo: �Deszcz pada�, pyta�a si�: �Naprawd�?�). Na nieszcz�cie, z drugiej strony, niemo�no�� ocenienia danego zjawiska nie musia�a by� prawdziwym �r�d�em owego: �Naprawd�? Ca�kiem naprawd�?� Zdawa�oby si� raczej, �e te s�owa musia�y by� od wczesnej dojrza�o�ci Albertyny odpowiedzi� na: �Wie pani, nie widzia�em osoby tak pi�knej jak pani�; �Pani wie, ja pani� bardzo kocham, pani na mnie straszliwie dzia�a.� Twierdzenia, kt�rym odpowiada�y z zalotnie przychyln� skromno�ci� owe: �Naprawd�? Ca�kiem naprawd�?�, ze mn� s�u��ce Albertynie ju� tylko dla odpowiadania pytaniem na s�owa takie jak: �Drzema�a� wi�cej ni� godzin�.� �Naprawd�?� Nie czuj�c si� ani troch� zakochany w Albertynie, nie licz�c do przyjemno�ci chwil, gdy byli�my razem, wci�� g�owi�em si�, jak ona sp�dza czas; to fakt, i� uciek�em z Balbec, aby by� pewny, �e nie b�dzie mog�a ju� spotka� Jakiej� osoby, z kt�r� mog�aby czyni� co� z�ego �miej�c si�, mo�e �miej�c si� ze mnie. Tak bardzo si� tego ba�em, �e stara�em si� zr�cznie przeci�� swoim wyjazdem, od jednego zamachu, wszystkie jej podejrzane stosunki. I Albertyna mia�a tyle bierno�ci, tak� �atwo�� zapominania i poddawania si� �e owe stosunki by�y naprawd� zerwane, a moja obsesja uleczona. Ale ta fobia mo�e przybiera� tyle form, ile ich ma niepochwytne z�o b�d�ce jej przedmiotem. Dop�ki zazdro�� moja nie wcieli�a si� w nowe istoty, mia�em po swoich minionych cierpieniach okres spokoju. Ale chronicznej chorobie lada poz�r wystarczy do odnowienia si�; podobnie narowom osoby b�d�cej �r�d�em tej zazdro�ci lada sposobno�� wystarczy na to, aby je zacz�a uprawia� na nowo.(po okresie wstrzemi�liwo�ci) z innymi osobnikami. Mog�em oderwa� Alberty n� od jej wsp�lniczek i przez to odczyni� z�e uroki; ale, o ile mo�na by�o zatrze� w jej pami�ci jak�� osob�, przerwa� jej zapa�y, ��dza rozkoszy by�a u Albertyny r�wnie� chroniczna i czeka�a mo�e tylko okazji, aby sobie da� folg�. Ot� Pary�, dostarcza okazyj tyle� co Balbec. W jakim b�d� mie�cie dzia�oby si� to zreszt�, Albertyna nie potrzebowa�a szuka�, bo z�o by�o nie tylko w niej, ale w innych, dla kt�rych wszelka sposobno�� jest dobr� Spojrzenie jednej, natychmiast zrozumiane przez drug�, zbli�a do siebie dwie wyg�odnia�e istoty. I jak�e �atwo sprytnej kobietce uda�, �e nic nie widzi, aby w pi�� minut p�niej podej�� do osoby, kt�ra, zrozumiawszy, czeka�a na ni� w przecznicy. W dw�ch s�owach um�wi� schadzk�. Kto si� kiedy dowie? I aby to mog�o trwa�, Albertyna potrzebowa�a po prostu powiedzie� mi, �e pragnie przejecha� si� zn�w w jak�� okolic� Pary�a, kt�ra si� jej spodoba�a. Tote� wystarcza�o, aby wr�ci�a p�no, aby zw�oka jej by�a dla mnie niezrozumia�a (cho� mo�e bardzo �atwa do wyt�umaczenia bez �adnej erotycznej hipotezy), �eby si� odrodzi�o moje cierpienie. Kojarzy�o si� ono z obrazami nie zwi�zanymi ju� z Balbec, obrazami, kt�re sili�em si�, jak owe poprzednie, zniweczy�: jak gdyby usuni�cie przemijaj�cej przyczyny mog�o pokona� organiczn� chorob�! Nie zdawa�em sobie sprawy, �e tymi zamachami, kt�re wspomaga�a zmienno�� Albertyny, zdolno�� zapominania � prawie znienawidzenia � niedawnego przedmiotu mi�o�ci, mog�em zada� g��boki b�l jakiej� nie znanej istocie, partnerce jej rozkoszy; i zadawa�em ten b�l daremnie, bo w miejsce tych porzuconych istot znalaz�yby si� inne; i r�wnolegle z drog� znaczon� tyloma tak lekko zrywanymi kaprysami Albertyny ci�gn�aby si� dla mnie inna nieub�agana droga, zaledwie przerywana kr�tkimi wytchnieniami; tak i�, bior�c logicznie, m�ka moja mog�aby si� sko�czy� jedynie wraz z Albertyn� lub ze mn�. W pierwszym okresie naszego pobytu w Pary�u relacje Anny i szofera tycz�ce spacer�w Albertyny nie zaspokaja�y mnie; okolice Pary�a by�y mi czym� nie mniej okrutnym ni� okolice Balbec; za czym wyjecha�em, na kilka dni z Albertyn�. Ale wsz�dzie towarzyszy�a mi ta sama niepewno��: mo�liwo�ci z�ego r�wnie liczne, doz�r jeszcze trudniejszy, tak �e wr�ci�em z ni� do Pary�a. Opuszczaj�c Balbec s�dzi�em, �e opuszczam Gomor�, �e wyrywam z niej Albertyn�; niestety, Gomora czai�a si� po wszystkich k�tach �wiata. I wp� przez zazdro��, wp� przez nieznajomo�� tych uciech (wypadek nader rzadki) unormowa�em bezwiednie t� ciuciubabk�, w kt�rej Albertyna mia�a mi si� zawsze wymyka�. Pyta�em znienacka: � A! S�uchaj no, Albertyno, czy mi si� co� marzy, czy te� wspomina�a�, �e� zna�a Gilbert� Swann? � Tak, to znaczy ona odezwa�a si� do mnie raz na kursach, bo mia�a kajety historii francuskiej; by�a nawet bardzo mi�a, po�yczy�a mi tych kajet�w i oddalam je za najbli�szym widzeniem. � Gzy ona jest z rodzaju kobiet, kt�rych nie lubi�? � Och! Wcale nie, wr�cz przeciwnie. Ale najcz�ciej, zamiast si� oddawa� tego rodzaju �ledztwu, obraca�em na planowanie spacer�w Albertyny energi�, kt�rej nie zu�ywa�em na to, aby jej towarzyszy�, i rozprawia�em o nich z zapa�em typowym dla nie wykonanych projekt�w. Wyra�a�em �tak� ch�� obejrzenia witra�u w Sainte-Chapelle, taki �al, �e nie mog� tego zrobi� tylko z sam� Albertyna, �e w ko�cu m�wi�a czule: �Ale�, kochanie, skoro masz tak� ochot�, przem� si�, pojed� z nami. Zaczekamy na ciebie tak d�ugo, jak zechcesz. A je�eli wolisz by� ze mn� sam, ode�l� po prostu Ann�, wybierze si� kiedy indziej.� Ale w�a�nie te pro�by, aby z ni� jecha�, pog��bia�y spok�j, kt�ry mi pozwala� podda� si� ch�ci zostania w domu. Nie zastanawia�em si�, �e apatia, z jak� powierza�em Albertyn� Annie lub szoferowi, zdaj�c na nich ukojenie moich l�k�w, pora�a�a we mnie, ubezw�adnia�a wszystkie owe pomys�owe drgnienia inteligencji, owe natchnienia woli pomagaj�ce odgadn�� i udaremni� post�pki danej, osoby; to pewna, i� przy moim charakterze �wiat mo�liwo�ci by� mi zawsze bardziej otwarty ni� realny �wiat urzeczywistnie�. To u�atwia og�lne, poznanie, duszy, ale nie chroni w poszczeg�lnym wypadku. Zazdro�� moja i jej m�ki rodzi�y, si� z obraz�w, a nie z przypuszcze�. Ot� w �yciu ludzi i w �yciu narod�w mog� by� chwile (i taka chwila mia�a przyj�� w moim �yciu), �e cz�owiek potrzebowa�by mie� w sobie prefekta policji; bystrego dyplomat�, tajnego agenta, kt�ry zamiast roi� o bezkresnych mo�liwo�ciach skupia si� i powiada: �Je�eli Niemcy o�wiadczaj� to a to, to znaczy, �e chc� zrobi� co� innego; nie co� innego w abstrakcji, ale �ci�le to lub tamto, co mo�e si� ju� nawet zacz�o." � �Je�eli dana osoba uciek�a, to nie w kierunku A, B, D, ale w kierunku G; miejscem tedy, gdzie trzeba skupi� poszukiwania, jest G." Niestety, tej zdolno�ci, niezbyt we mnie rozwini�tej, pozwoli�em odr�twie�, os�abn��, zanikn��, nawyk�szy pogr��a� si� w spokoju, z chwil� gdy kto� inny godzi� si� czuwa� za mnie. Go si� tyczy powod�w owej ch�ci pozostania w domu, nierad by�bym wyzna� je Albertynie. Powiada�em, �e lekarz kaza� mi le�e�. To nie by�a prawda. A gdyby nawet tak by�o, przepisy lekarza nie przeszkodzi�yby mi towarzyszy� Albertynie. Wyprasza�em si� od jechania z ni� i z Ann�. Podam tylko jedn� racj� wspieraj�c� si� na rozs�dku. Kiedym towarzyszy� Albertynie, czu�em si� niespokojny, skoro na chwil� zosta�a beze mnie: wyobra�a�em sobie, �e mo�e z kim� rozmawia�a lub bodaj spojrza�a na kogo�. Je�eli nie by�a w �wietnym humorze, my�la�em zaraz, �em popsu� lub op�ni� jaki� jej projekt. Rzeczywisto�� jest zawsze tylko przyn�t� dla Nieznanego, kt�rego �ladem nie mo�emy zaj�� bardzo daleko. Lepiej nie wiedzie�, my�le� mo�liwie najmniej, nie dostarcza� zazdro�ci �adnego konkretnego szczeg�u. Niestety, w braku �ycia zewn�trznego �ycie wewn�trzne r�wnie� nastr�cza okazj�; i bez spacer�w Albertyny przypadki napotykane we w�asnych refleksjach dostarcza�y mi u�amk�w realno�ci przyci�gaj�cych do siebie niby magnes, troch� owego Nieznanego, kt�re z t� chwil� staje si� bolesne. Cho�by�my �yli jak pod pneumatycznym kloszem, i tak skojarzenia, wspomnienia dzia�aj�. Ale te wewn�trzne wstrz�sy nie nast�powa�y zaraz; ledwie Albertyna wysz�a, czu�em si� skrzepiony bodaj na kilka chwil o�ywczym dzia�aniem samotno�ci. Bra�em udzia� w rozkoszach rodz�cego si� dnia; obudzone pragnienie � kapry�na i czysto moja zachcianka� kosztowania ich nie wystarczy�oby, aby je zbli�y� do minie, gdyby swoista pogoda ka�dego dnia nie wywo�ywa�a we mnie minionych obraz�w; co wi�cej, stwierdza�a ona ow� dora�n� realno�� bezpo�rednio dost�pn� wszystkim tym, kt�rych przypadkowe i tym samym niewa�ne okoliczno�ci nie zmusza�y do zostania w domu. W pewne pogodne dnie by�o tak zimno, odczuwa�o si� tak szerok� styczno�� z ulic�, jak gdyby si� rozwar�y �ciany domu: ilekro� przeje�d�a� tramwaj, dzwonek jego rozbrzmiewa� tak, jakby srebrny n� uderza� w szklany dom. Ale zw�aszcza w sobie s�ysza�em z upojeniem nowy, d�wi�k wydawany przez skrzypce duszy. Struny ich napina lub zwalnia prosta r�nica ulicznej temperatury, �wiat�a. W naszej istocie, instrumencie oniemionym przez jednostajno�� przyzwyczajenia, �piew rodzi si� z tych odst�p�w, z tych wariacji, �r�d�a� wszelkiej muzyki; aura pewnych dni przerzuca nas od razu z jednej noty w drug�. Odnajdujemy zapomnian� melodi�, kt�rej matematyczn� konieczno�� mogliby�my odgadn��, a kt�r� zrazu �piewamy nie znaj�c jej. Jedynie te zmiany wewn�trzne, mimo �e pochodz�ce spoza mnie, odnawia�y dla mnie zewn�trzny �wiat. Jakie� od dawna zamurowane drzwi otwiera�y si� w moim m�zgu. �ycie jakich� miast, weso�o�� jakich� spacer�w odzyskiwa�y we mnie miejsce. Dr��c ca�y dooko�a wibruj�cej struny, odda�bym za ten tak niezwyk�y stan moje szare �ycie dawniejsze i moje przysz�e �ycie, wytarte gum� przyzwyczajenia. Kiedy nie wybra�em si� z Albertyn� na d�u�szy spacer, duch m�j wa��sa� si� tym bardziej: wyrzek�szy si� kosztowania zmys�ami owego poranka, cieszy�em si� w wyobra�ni wszystkimi podobnymi rankami � minionymi lub mo�liwymi � �ci�lej m�wi�c, pewnym typem porank�w, kt�rego wszystkie podobne ranki by�y jedynie przygodnym i rych�o przeze mnie uto�samionym odbiciem; ch�odnepowietrze samo z siebie obraca�o w�a�ciwe stronice: znajdowa�em przed sob� ewangeli� dnia, tak i� mog�em j� odczyta� z ��ka. �w idealny poranek wype�nia� m�j umys� trwa�� rzeczywisto�ci�, to� sam� ze wszystkimi podobnymi rankami, i udziela� mi rado�ci, kt�rej nie zmniejsza�a moja niemoc. Dobre samopoczucie rodzi si� w nas nie tyle ze zdrowia, ile z nie zu�ytej nadwy�ki si�: mo�emy je osi�gn�� zar�wno przez wzmo�enie si�, jak przez ograniczenie czynno�ci. Energia, kt�r� kipia�em i kt�r� utrzymywa�em w stanie potencjalnym le��c w ��ku, sprawia�a, �em drga� i podskakiwa� wewn�trz niby machina, kt�ra, nie mog�c zmieni� miejsca, kr�ci si� dooko�a swej osi. Franciszka przychodzi�a rozpali� ogie�; i�by lepiej chwyci�, rzuca�a kilka ga��zek, kt�rych zapach, zapomniany przez ca�e lato, opisywa� doko�a kominka magiczny kr�g. Ogl�da�em w tym kr�gu samego siebie czytaj�cego to w Combray, to w Donci�res i, siedz�c w swoim pokoju w Pary�u, czu�em si� r�wnie radosny, co gdybym si� w�a�nie wybiera� na spacer w stron� M�s�glise lub odnalaz� Roberta i jego przyjaci� na �wiczeniach w polu. W�a�ciwa wszystkim ludziom przyjemno�� odnajdywania wspomnie� zamagazynowanych przez pami�� naj�ywsza bywa u tych, kt�rych z jednej strony przemoc fizycznych cierpie� oraz codzienna nadziej a wyzdrowienia pozbawiaj� szukania w naturze obraz�w pokrewnych tym, wspomnieniom, z drugiej za� strony zostawiaj� nieco wiary, �e zdo�aj� to niebawem uczyni�. Dzi�ki tej wierze zachowuj� w stosunku do owych obraz�w uczucie pragnienia, apetytu, nie patrz� na nie jedynie jak na wspomnienia, jak na obrazy.. Ale gdyby nawet obrazy te mia�y by� dla mnie zawsze tylko obrazami i gdybym przypominaj�c je sobie , mia� je tylko ogl�da�, i tak odtwarza�y one nagle we mnie, z ca�ego mnie, moc� identycznego wra�enia, dziecko, m�odzie�ca, kt�rzy je widzieli. Zachodzi�a nie tylko zmiana pogody lub zapachu w pokoju, ale r�nica wieku, substytucja osoby. Zapach� ga��zek w mro�nym powietrzu by� niby kawa� przesz�o�ci; wy�ania�a si� w moim pokoju niewidzialna �awica lodowa oderwana od dawnej zimy, cz�sto . zreszt� nasycona jakim� zapachem, o�wietleniem, niby odmiennymi latami, w kt�rych, zanim je nawet u�wiadomi�em sobie, zanurza�em si� ogarni�ty weselem od dawna porzuconych nadziei. S�o�ce dociera�o do ��ka, przebywa�o przejrzyst� �ciank� mego wychud�ego cia�a, grza�o mnie, rozpala�o mnie jak kryszta�. W�wczas, niby zg�odnia�y rekonwalescent syc�cy si� z g�ry wszystkimi zabronionymi jeszcze potrawami, zastanawia�em si�, czy ma��e�stwo z Albertyn� nie zepsu�oby mojego �ycia ka��c mi podj�� zbyt ci�kie dla mnie brzemi� po�wi�cenia si� drugiej istocie, a zarazem zmuszaj�c mnie do �ycia poza samym sob� wskutek ustawicznej obecno�ci Albertyny i pozbawiaj�c mnie na zawsze rozkoszy samotno�ci. I nie tylko tych rozkoszy. Nawet kiedy ��damy od dnia jedynie pragnie�, istniej� pewne pragnienia � zrodzone ju� nie z rzeczy, ale z os�b � kt�rych cech� jest to, �e s� indywidualne. Je�eli wstaj�c z ��ka rozsuwa�em na chwil� firanki, czyni�em to nie tylko � tak jak muzyk otwiera na chwil� fortepian � aby sprawdzi�, czy na balkonie i na ulicy s�o�ce ma �ci�le t� sam� tonacj� co w moim. wspomnieniu; czyni�em to tak�e po to, aby ujrze� jak�� praczk� nios�c� kosz z bielizn�, piekark� w b��kitnym fartuchu, mleczark� z bia�ymi p��ciennymi r�kawami, przytrzymuj�c� hak, na kt�rym wisz� ba�ki z mlekiem, jak�� hard� blondynk� w towarzystwie guwernantki, s�owem, obraz, kt�ry r�nice linij � ilo�ciowo mo�e nieznaczne � mog� uczyni� tak odmiennym od wszelkiego innego obrazu, jak r�nica dw�ch nut zmienia muzyczn� fraz�; brak tego widoku pozbawi�by dzie� cel�w, jakie m�g�; nastr�cza� mojej ��dzy szcz�cia. Ale je�eli nadwy�ka rado�ci, zrodzona z widoku kobiet niepodobnych do wyobra�enia sobie a priori, czyni�a mi ulic�, miasto, �wiat bardziej upragnionymi, godniejszymi zwiedzenia, budzi�a ona we mnie zarazem ��dz� wyzdrowienia, wychodzenia z domu, wolno�ci � bez Albertyny. Ile� razy, w chwili gdy nieznana kobieta, o kt�rej mia�em marzy�, mija�a dom to pieszo, to ca�� chy�o�ci� auta, cierpia�em, �e cia�o moje nie mo�e pod��y� za spojrzeniem, kt�re j� dogania�o; �e nie mo�e dosi�gn�� jej niby wystrzelone z rusznicy przez okno, zatrzyma� pierzchaj�cej twarzy zwiastuj�cej mi nadziej� szcz�cia,kt�rego, uwi�ziony jak teraz, nie zazna�bym nigdy. Za to od Albertyny niczego si� ju� nie mog�em spodziewa�. Z ka�dym dniem wydawa�a mi si� mniej �adna. Dodawa�o jej uroku jedynie pragnienie, jakie budzi�a w innych, kiedy dowiaduj�c si� o tym pragnieniu zaczyna�em na nowo cierpie� i chcia�em im j� wydrze�. Mog�a mi sprawi� b�l; da� rado�ci � nie. Jedynie samym cierpieniem trwa�o moje nudne przywi�zanie. Gdy cierpienie ust�powa�o, a wraz z nim potrzeba ukojenia go wi���ca ca�� moj� uwag� niby okrutna rozrywka, czu�em nico��, jak� Albertyna jest dla mnie, jak� ja musz� by� dla niej. By�em nieszcz�liwy, �e ten stan trwa; chwilami pragn��em dowiedzie� si� o niej czego� okropnego, czego�, co by mog�o nas por�ni�, co by nam si� pozwoli�o pogodzi� i uczyni� odmiennym i podatniejszym �a�cuch, kt�ry nas ��czy� � a� do chwili mego uleczenia. Na razie szuka�em pomocy tysi�ca okoliczno�ci, tysi�ca uciech, aby dostarczy�y Albertynie z�udy owego szcz�cia ze mn�, kt�rego nie by�em zdolny jej da�. By�bym chcia� natychmiast po wyzdrowieniu pojecha� do Wenecji; ale jak to zrobi�, gdybym si� o�eni� z Albertyn�? Ju� w Pary�u by�em o ni� tak zazdrosny, �e kiedym si� decydowa� ruszy� z domu, to tylko po to, aby jej towarzyszy�! Nawet kiedym zostawa� ca�e popo�udnie w domu, a ona jecha�a na spacer, my�l moja towarzyszy�a jej, opisywa�a daleki, siny widnokr�g, stwarza�a doko�a mnie ruchom� i mglist� stref� niepewno�ci. �Ilu� m�k rozstania� powiada�em sobie � oszcz�dzi�aby mi Albertyna, gdyby widz�c, �e ju� nie wspominam o ma��e�stwie, zdecydowa�a si� kiedy nie wr�ci� ze spaceru, gdyby pojecha�a na dobre do ciotki, tak aby�my si� nie musieli �egna�!� Serce moje, od czasu jak si� jego rana (zabli�nia�a, nie by�o ju� zro�ni�te z sercem Albertyny; mog�em j� w wyobra�ni przesuwa�, oddala� bez b�lu. Gdyby nie wysz�a za mnie, wysz�aby pewnie za innego, a gdyby zosta�a wolna, mia�aby mo�e owe mi�ostki, kt�rymi si� tak brzydzi�em. Ale by�o tak �adnie, by�em tak pewny, �e Albertyna wr�ci wieczorem, �e nawet je�eli ta my�l o jej mo�liwych wybrykach przychodzi�a mi do g�owy, mog�em przez akt woli uwi�zi�. Albertyn� w partii mojego m�zgu, gdzieby mia�a nie wi�cej znaczenia,� ni�by go dla mego realnego �ycia mia�y przywary urojonej osoby; poruszaj�c uelastycznione zawiasy swojej my�li, z energi�, jak� czu�em w g�owie � energi� fizyczn� i umys�ow� niby ruch mi�niowy i inicjatyw� duchow� � przezwyci�y�em obsesj�, w kt�rej �y�em dot�d. Zaczyna�em si� porusza� w wolnym powietrzu, na wysoko�ci, z kt�rej po�wi�cenie wszystkiego na to, aby zapobiec ma��e�stwu Albertyny z kim� innym i alby wznie�� zapor� jej sk�onno�ci do kobiet, zdawa�o mi si� czym� r�wnie niedorzecznym, jak by�oby niedorzeczne w oczach cz�owieka, kt�ry by jej nie zna�. Zreszt� zazdro�� nale�y do owych napadowych chor�b, kt�rych przyczyna jest kapry�na, despotyczna, zawsze identyczna u tego samego chorego, czasem zupe�nie r�na u innego. Jedni astmatycy u�mierzaj� atak otwieraj�c okna, wdychaj�c silny wiatr, g�rskie powietrze; inni chroni�c si� w centrum miasta, w pok�j pe�en dymu. Nie ma prawie zazdro�nik�w, kt�rych zazdro�� nie dopuszcza�aby jakiego� ust�pstwa. Jeden, godzi si� ze zdrad�, byle mu j� kobieta wyzna�a; inny, byle mu j� ukry�a; ostatecznie, jedno warte jest drugiego, o ile bowiem jeden zazdro�nik bardziej jest oszukany przez to, �e mu si� kryje prawd�, drugi szuka w tej prawdzie pokarmu, spot�gowania, odnowy swoich cierpie�. Co wi�cej, te dwie odwrotne manie zazdro�ci wybiegaj� cz�sto poza s�owa, czy to b�agaj�c o zwierzenia, czy te� odtr�caj�c je Spotyka si� m�czyzn zazdrosnych jedynie o m�czyzn, z kt�rymi ich kochanka ma stosunki z dala od nich, ale godz�cych si� na to, aby si� oddawa�a innemu m�czy�nie, byle z ich upowa�nieniem, blisko nich i o ile zgo�a nie w ich oczach, to bodaj pod ich dachem. Ten wypadek do�� cz�sty jest u m�czyzn starszych, zakochanych w m�odej kobiecie Czuj� trudno�� podobania si�, czasem niemo�no�� zaspokojenia jej; w obawie zdrady wol� pozwoli� odwiedza� j� u siebie w domu, w s�siednim pokoju, komu�, kto � jak s�dz� � niezdolny jest dawa� jej z�ych rad, ale zdolny jest da� jej rozkosz. Inni � wr�cz przeciwnie: nie pozwalaj�c kochance wyj�� ani na minut� samej w mie�cie, kt�re znaj�, trzymaj� j� w istnej niewoli; ale pozwalaj� jej jecha� na miesi�c w strony, kt�rych nie znaj�, gdzie nie mog� sobie wyobrazi�, co ona b�dzie robi�a. Mia�em w stosunku do Albertyny obie te koj�ce manie. Nie by�bym zazdrosny, gdyby za�ywa�a rozkoszy uprawnionych przeze mnie, w moim pobli�u, ca�kowicie pod moim dozorem, przez co oszcz�dzi�bym sobie obawy k�amstwa; i r�wnie� nie by�bym mo�e zazdrosny, gdyby pojecha�a w strony na tyle mi nie znane i odleg�e, �ebym sobie nie m�g� wyobrazi� jej sposobu �ycia, nie mia� mo�liwo�ci i pokusy poznania go. W obu wypadkach doskona�a �wiadomo�� lub doskona�a niewiedza usun�yby w�tpienie. Zapadaj�cy zmierzch zanurza� mnie si�� wspomnienia w dawnej i o�ywczej atmosferze; wdycha�em j� z t� sam� rozkosz�, z jak� Orfeusz wdycha lekkie, nie znane tej ziemi powietrze P�l Elizejskich. Ale ju� dzie� si� ko�czy�, ogarnia� mnie smutek wieczoru. Sprawdzaj�c machinalnie na zegarze, ile jest godzin do powrotu Albertyny, widzia�em, �e mam jeszcze czas ubra� si� i zej��, aby poprosi� w�a�cicielki domu, pani de Guermantes, o wskaz�wki tycz�ce wykwintnych fata�aszk�w,. kt�rymi chcia�em obdarzy� moj� przyjaci�k�. Czasem spotyka�em ksi�n� w dziedzi�cu, wychodz�c� pieszo � nawet kiedy by�o brzydko � w ma�ym kapelusiku i w futrze. Wiedzia�em, �e dla wielu inteligentnych ludzi jest ona po prostu jak�� pani�; nazwisko diuszessy de Guermantes nie znaczy teraz nic, skoro diukostwa i ksi�stwa nie istniej�; ale mia�em inny punkt widzenia w swoim sposobie za�ywania os�b i kraj�w. Mia�em wra�enie, �e ta dama w futrze, ur�gaj�ca niepogodzie, nosi z sob� wszystkie zamki d�br, kt�rych jest diuszess�, pryncess�, wikomitess�, tak jak osoby wyrze�bione na ocapie portalu trzymaj� w r�ce katedr�, kt�r� zbudowa�y, lub miasto, kt�re obroni�y. Ale jedynie oczy mojej duszy mog�y widzie� owe zamki, owe lasy w ur�kawicznionej r�ce damy w futrach, kuzynki kr�la. W dnie, kiedy grozi� deszcz, oczy mojego cia�a rozr�nia�y jedynie parasol, w kt�ry ksi�na nie l�ka�a si� uzbroi�. �Nie mo�na nigdy wiedzie�; zawsze to bezpieczniej, w razie gdybym si� znalaz�a bardzo daleko, a fiakier ��da�by za drogo jak dla mnie.� S�owa: �za drogie, przechodz�ce moje �rodki�, powraca�y wci�� w rozmowie ksi�nej, zar�wno jak: �Jestem za biedna�; przy czym nie wiadomo by�o, czy j� bawi m�wi�, �e jest biedna, b�d�c tak bogat�, czy �e uwa�a za wytworne, b�d�c tak wysoko urodzon�, a zarazem udaj�c wie�niaczk�, nie przywi�zywa� do bogactwa wagi, jak� przywi�zuj� do niego ludzie jedynie bogaci i gardz�cy ubogimi. Mo�e to by� raczej� nawyk z epoki, kiedy � ju� bogata, ale nie do�� bogata w stosunku do kosztu utrzymania tylu posiad�o�ci � czu�a si� nieco kuso z pieni�dzmi i nie chcia�a robi� wra�enia, �e to ukrywa. Rzeczy, o kt�rych si� m�wi najcz�ciej �artuj�c, to s� na og� w�a�nie rzeczy, kt�re sprawiaj� k�opoty; nie przyznajemy si� do tych k�opot�w, mo�e z tajon� nadziej�, �e w�a�nie osoba, z kt�r� si� rozmawia, s�ysz�c, �e sobie �artujemy z tego, pomy�li, �e to nieprawda. Wiedzia�em, �e o tej godzinie przewa�nie zastan� ksi�n� w domu; by�em rad z tego, bo w ten spos�b naj�atwiej mog�em poprosi� o obszerniejsze wskaz�wki, kt�rych pragn�a Albertyna. Szed�em tam prawie nie my�l�c, jakie to jest nies�ychane, �e id� do owej tajemniczej pani de Guermantes mego dzieci�ctwa, i jedynie po to, alby jej u�y� po prostu, tak, jak si� u�ywa telefonu, nadprzyrodzonego instrumentu, kt�rego cud zdumiewa� nas niegdy�, a kt�rym pos�ugujemy si� teraz automatycznie dla sprowadzenia krawca lub zam�wienia lod�w. Fata�aszki sprawia�y Albertynie wielk� przyjemno��. Nie umia�em si� powstrzyma�, aby jej co dnia nie ofiarowa� czego�. I za ka�dym razem kiedy m�wi�a z zachwytem o jakiej� szarfie, etoli, parasolce, kt�re, przez okno lub mijaj�c dziedziniec, oczami rozr�niaj�cymi tak szybko wszystkie odcienie elegancji, ujrza�a na szyi, na ramionach lub w r�ce pani de Guermantes, wiedz�c, �e trudnego z natury gustu Albertyny (wydelikaconego jeszcze lekcjami elegancji czerpanymi z nauk Elstira) nie zadowoli�aby jaka� imitacja, nawet �adnej rzeczy, zast�puj�ca j� w oczach posp�lstwa, ale r�ni�ca si� od niej ca�kowicie, zachodzi�em w sekrecie, aby wypyta� ksi�n�, gdzie, jak, z jakiego modelu by�o sporz�dzone to, co si� podoba�o Albertynie, dok�d nale�y si� zwr�ci�, aby uzyska� �ci�le to samo; na czym polega sekret krawca, elegancja (Albertyna nazywa�a to �szyk�, �styl�) wykonania, jak si� dok�adnie nazywa materia � pi�kno�� materia�u mia�a� tu swoje znaczenie � kt�rej nale�a�o ��da�. Kiedy po przyje�dzie z Balbec powiedzia�em Albertynie, �e ksi�na de Guermantes mieszka na wprost nas, w tym samym pa�acu, w�wczas, s�ysz�c ten wielki tytu� i wielkie nazwisko, przybra�a min� bardziej ni� oboj�tn�, wrog�, wzgardliw�, u hardych i nami�tnych natur b�d�c� znakiem bezsilnego pragnienia. Albertyna to by�a wprawdzie wspania�a natura, ale utajone jej przymioty mog�y si� rozwija� jedynie po�r�d tych zap�r, jakimi s� nasze upodobania lub �a�oba po upodobaniach, z kt�rych trzeba nam by�o zrezygnowa� � jak dla Albertyny snobizm. �a�oba ta zowie si� nienawi�ci�. Nienawi�� Albertyny do ��wiata� zajmowa�a w niej zreszt� bardzo ma�o miejsca i podoba�a mi si� przez swoj� stron� rewolucyjn� � mam na my�li nieszcz�liw� mi�o�� do szlachty � wypisan� w charakterze francuskim na odwrotnej stronie medalu, drug� stron� wyra�aj�cego wielkopa�stwo pani de Guermantes. O to wielkopa�stwo, nie mog�c go osi�gn��, Albertyna nie troszczy�aby si� mo�e; �e jednak przypomnia�a sobie, i� Elstir m�wi� o ksi�nej de Guermantes jak o kobiecie najlepiej ubieraj�cej si� w Pary�u, republika�ska wzgarda Albertyny dla diuszessy ust�pi�a miejsca �ywemu zainteresowaniu si� elegantk�. Wypytywa�a mnie cz�sto o pani� de Guermantes i lubi�a, �ebym zasi�ga� dla niej u ksi�nej porad toaletowych. Bez w�tpienia m�g�bym prosi� o� te rady pani Swann; raz nawet napisa�em do niej w tym celu. Ale pani de Guermantes (mia�em to wra�enie) jeszcze dalej doprowadzi�a sztuk� ubierania si�. Je�eli zachodz�c tam na chwil� (upewniwszy si�, �e nie wysz�a, i kazawszy si� uprzedzi�, kiedy Albertyna wr�ci) zastawa�em ksi�n� spowit� w mg�� szarej krepdeszynowej sukni, pojmowa�em, �e ten str�j jest wypadkow� skomplikowanych przyczyn i �e nic by si� w nim nie da�o zmieni�; zanurza�em si� w atmosfer�, kt�r� wydziela�, niby schy�ek dni wy�cielonych per�owoszar� wat� przez mgliste opary; je�eli, przeciwnie, szlafroczek by� chi�ski w ��toczerwone p�omienie, patrza�em na� jak na rozpalaj�cy si� zach�d s�o�ca; owe toalety nie by�y przygodn� dekoracj� daj�c� si� zmieni� do woli, ale �cis�� i poetyck� realno�ci� jak realno�� pogody w danym dniu lub �wiat�o w�a�ciwe pewnej godzinie. Ze wszystkich sukien lub szlafroczk�w pani de Guermantes najbardziej zdawa�y si� odpowiada� pewnej intencji, najwi�cej specjalnej my�li posiada�y suknie, kt�re Fortuny stworzy� wedle dawnych weneckich wzor�w. Historyczny charakter tych sukien, a mo�e fakt, �e ka�da z nich jest jedyna, daj� im co� tak odr�bnego, �e poza kobiety, kt�ra je nosi czekaj�c na nas, rozmawiaj�c z nami, nabiera wyj�tkowej wa�no�ci; rzek�by�, �e ten kostium jest owocem d�ugiego namys�u i �e ta rozmowa odcina si� od potocznego �ycia niby scena romansu. W powie�ciach Balzaca heroiny k�ad� z umys�u pewn� toalet� w dniu, kiedy oczekuj� pewnego go�cia. Dzisiejsze toalety nie maj� tyle charakteru � wyj�wszy suknie Fortuny'ego. Nic nie mo�e pozosta� mgliste w opisie powie�ciopisarza, skoro ta suknia istnieje rzeczywi�cie, skoro najdrobniejszy jej wz�r utrwalony jest r�wnie naturalnie jak linie dzie�a sztuki. Przed w�o�eniem tej czy innej sukni kobieta musia�a wybra� mi�dzy dwiema, i to nie dwiema pod