9453

Szczegóły
Tytuł 9453
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9453 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9453 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9453 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aksjonow Wasilij Pokolenie zimy I He�my scytyjskie Kto by pomy�la�, �e w �smym roku rewolucji w Moskwie b�d� korki komunikacyjne! Ca�� ulic� Nikolsk�, kt�ra biegnie od �ubianki przez Kitajgorod do placu Czerwonego, zapcha�y tramwaje, powozy, samochody. Przy Bazarze S�owia�skim z furmanek wy�adowuj� sadze z �ywymi rybami. W bramie Tretiakowskiego Przejazdu straszliwy rejwach, r�� konie, tr�bi� ci�ar�wki, kln� w �ywy kamie� wozacy. Na razie milicja interweniuje niemrawo, widocznie nie jest jeszcze przekonana do swoich nie politycznych, lecz miejskich, ca�kiem zwyczajnych obowi�zk�w. Zreszt� wszystko wok� wygl�da jak jakie� amatorskie przedstawienie. Nawet z�o�� jest udawana. A co najwa�niejsze - wszyscy graj� ch�tnie. W gruncie rzeczy zakorkowanie Nikolskiej - zjawisko korzystne, to jakby szklanka gor�cego mleka po dreszczach: zapowiada powr�t do �ycia, budzi nadzieje. - Pomy�le� tylko, �e jeszcze cztery lata temu panowa�a tu martwa cisza, gdzieniegdzie b��kali si� �ebracy i sta�y ponure kolejki po nadgni�e ziemniaki. A Nikolsk� je�dzi�y tylko �budy� GPU - m�wi profesor Ustria�ow. - Oto, panie Raston, przyk�ad urzeczywistnienia teorii �Prze�omu�. Dwaj panowie pod czterdziestk� siedz� na tylnym siedzeniu w packardzie, uwi�zionym na Nikolskiej. Obaj s� ubrani po europejsku, maj� na sobie drogie garnitury z eleganckich sklep�w, ale jakie� drobne, chocia� ca�kiem wyra�ne szczeg�y wskazuj�, �e jeden jest Rosjaninem, a drugi autentycznym cudzoziemcem, co wi�cej - Amerykaninem. Thowsend Raston, paryski korespondent wydawanej w Chicago �Tribune�, podczas swojej pierwszej podr�y do czerwonej Rosji walczy� z atakami irytacji. Po prawdzie nie by�y to ataki, irytacja nie opuszcza�a go ani na chwil�, po prostu czasami to uczucie by�o podobne do �mi�cego b�lu z�ba, a czasami przypomina�o gwa�towne objawy zatrucia pokarmowego. Pewnie zacz�o si� to w�a�nie od jad�a, kiedy pierwszego dnia jego radzieccy - po�al si� Bo�e - koledzy, niezno�ny Kolc�w i hulaka Bucharin, podejmowali go tutejszymi przysmakami. Ten kawior... C� z tego, �e teraz w Pary�u szalej� za kawiorem, bo odkryto w nim jaki� pot�ny afrodyzjak, ale prosz� pa�stwa, przecie� to tylko jajeczka ryby spokrewnionej z chrz�stnoszkieletowymi... A ich teatralno��, ten permanentny stan jakiego� uniesienia, budz�cy niekiedy lekkie odruchy wymiotne, ta che�pliwo��, a przy tym brak pewno�ci siebie, pytaj�cy wzrok... Wygl�da na to, �e Europ� ju� rozgry�li, ale Ameryka ci�gle ich zaskakuje. Rastona tutaj tak�e co� zaskakuje. Zawsze uwa�a�, �e rozumie mechanizmy rewolucji. Swego czasu jego reporta�e z Meksyku uchodzi�y za szczyty sztuki dziennikarskiej. Robi� wywiady z cz�onkami rewolucyjnych junt wielu kraj�w Ameryki �aci�skiej. A teraz u�wiadamia sobie, �e owi �goryle� byli mu znacznie bli�si ni� tutejsi �tw�rcy historii�, podobnie jak szarlotka odpowiada mu bardziej od przekl�tych �rybich jaj�. Czy�by bolszewicy rzeczywi�cie wierzyli, �e decyduj� o losach �wiata? Gdyby� chodzi�o o zdobycie i utrzymanie w�adzy, o zmian� kierowniczej elity, ale przecie�... Przygotowuj�c si� do podr�y, Raston czyta� t�umaczenia przem�wie� i artyku��w przyw�dc�w radzieckich. W ko�cu sierpnia RKP(b)* poruszy� wypadek, kt�ry zdarzy� si� w Ameryce. W czasie przeja�d�ki ��dk� po jakim� jeziorze w stanie Maine uton�li dwaj znani dzia�acze bolszewiccy, przewodnicz�cy �Amtorgu� Isaj Churgin i Efraim Sklanski, bliski towarzysz Trockiego w latach wojny domowej. Podczas pogrzebu, kt�ry odby� si� w Moskwie, wszechmocny �w�dz proletariuszy wszystkich kraj�w� da� wyraz dziwnemu, niemal metafizycznemu zdumieniu: �...nasz towarzysz Efraim Markowicz Sklanski... przeszed�szy przez wszystkie wielkie burze rewolucji pa�dziernikowej... zgin�� w jakim� n�dznym jeziorze...� * Rosyjska Partia Komunistyczna (bolszewik�w) - wszystkie przypisy t�umacza. Sk�d ta pogarda dla jeziora, zdumienie �ahistoryczn�� �mierci�? Oni rzeczywi�cie czuj� si� pobratymcami mieszka�c�w Walhalli lub mitycznymi tytanami. Do diab�a, w Ameryce ma�o kto zrozumie, �e ci tutaj bardziej s� op�tani �walk� klasow�� ni� poczuciem w�adzy. Rewolucja, jak si� wydaje, jest po prostu szczytem dekadencji... Ruszy� tramwaj oblepiony czarnymi jesionkami i szynelami �o�nierskimi, przejecha� kilkana�cie metr�w. Kierowca packarda z wysi�kiem kr�ci� kierownic�, by si� w��czy� do nurtu komunikacji miejskiej. Raston rozgl�da� si�, ss�c wygas�� fajk�. Od czasu do czasu w bezbarwnym t�umie miga�y urodziwe kobiety o prawie paryskim wygl�dzie. Przed wej�ciem do apteki, mieszcz�cej si� w okaza�ym gmachu, sta�o dw�ch m�odych czerwonych oficer�w. Rumiani i smukli, mocno �ci�ni�ci pasami, rozmawiali z o�ywieniem, nie zwracaj�c na nikogo uwagi. Ich umundurowanie cechowa�o owo dekadenckie barbarzy�stwo, jak ca�� t� rewolucj�, t� w�adz�: przedziwne czapki ze stercz�cymi szpicami i czerwonymi gwiazdami nad czo�em, szynele do pi�t ozdobione na piersi czerwonym szamerunkiem, brak naramiennik�w kompensuj� jakie� zagadkowe figury geometryczne na r�kawach i ko�nierzu - armia chaosu, Mag i Magog. - Przepraszam, profesorze, mam do pana jedno pytanie, prowokacyjne, jak si� m�wi w Ameryce. Po o�miu latach w�adzy rewolucyjnej co pan uwa�a za jej g��wne osi�gni�cie? Dla podkre�lenia wagi pytania Raston wyj�� wieczne pi�ro i przygotowa� si� do notowania odpowiedzi na marginesach bedekera. Profesor Ustria�ow za�mia� si� sangwinicznie. Kto jak kto, ale on przepada� za �kawioreczkiem� i ��ososikiem�. - Prosz� nie pomy�le�, drogi panie Raston, �e sobie stroj� z niego �arty, ale g��wnym sukcesem rewolucji jest to, �e KC ma o osiem lat wi�cej! Szczerze m�wi�c, nawet ten facet z jego kiepsk� angielszczyzn� i nutkami zadufania w g�osie (sk�d u Rosjan to poczucie wy�szo�ci, z jakim traktuj� ludzi z Zachodu?) irytowa� Thowsenda Rastona. Posta� dwuznaczna. By�y minister w rz�dzie bia�ych na Syberii, emigrant, mieszka w Charbinie, przyw�dca ruchu �Prze�om�, jest cz�stym go�ciem w czerwonej Moskwie. Jego najnowsza ksi��ka Pod znakiem rewolucji wywo�a�a wiele ha�asu na Zachodzie, a tutaj w ka�dym politycznym artykule cytuj� jego nazwisko. Zinowiew nazywa Ustria�owa szczeg�lnie niebezpiecznym wrogiem klasowym, poniewa� pozornie aprobuje Lenina, chwali zbawienn� �transformacj� centrum�, �hamowane l�dowanie�, �normalizacj� w�adzy radzieckiej, liczy na �NEP-owsk� bur�uazj� i �mocne ch�opstwo�... Zinowiew kpi z Ustria�owa typowo po bolszewicku - �kura �ni o karmie�, �pan Ustria�ow nie ujrzy panowania ku�actwa jak w�asnych uszu�... A Bucharin nazywa go �wielbicielem cezaryzmu�. Ciekawe, do czego i do kogo si� pije w ostatnim przypadku? W rozmowie z Ustria�owem Raston udaje prostaczka, p�ytkiego ameryka�skiego dziennikarzyn�. - Wszystko wraca na swoje miejsce - ci�gn�� Ustria�ow - anio� rewolucji szykuje si� do odlotu... Raston rozumia�, �e profesor cytuje w�asn� ksi��k�. - Po�ar rewolucji wygas�... Nie marksizm zwyci�y, lecz elektrotechnika... Prosz� si� przyjrze� zachodz�cym tu zmianom. Jeszcze wczoraj ��dano wprowadzenia komunizmu, a dzisiaj rozkwita w�asno�� prywatna. Wczoraj domagano si� rewolucji �wiatowej, a dzisiaj zabiega si� o koncesjonowane umowy z zachodnimi kapitalistami. Wczoraj panowa� wojuj�cy ateizm, a dzisiaj �kompromis z cerkwi��; wczoraj nieokie�zany internacjonalizm, dzisiaj - �uwzgl�dnienie nastroj�w patriotycznych�; wczoraj proklamowano ca�kowity antymilitaryzm i antyimperializm, oddawano wszech�wiat wszystkim narodom w Rosji, dzisiaj - �Armia Czerwona to duma rewolucji�, a w gruncie rzeczy si�a jednocz�ca wszystkie ziemie rosyjskie. Kraj odzyskuje swoj� odwieczn� misj� historyczn� �Euroazji�... Cz�ciowo roz�adowano wozy przy Bazarze S�owia�skim i na Nikolskiej ruch zaczyna� powoli wraca� do normy. Uliczny t�um w rzeczy samej wygl�da� do�� optymistycznie. Lekki pa�dziernikowy przymrozek pogania� ulicznych sprzedawc�w. Rumianolica handlarka oferuj�ca piero�ki i kulebiaki podobna by�a do kupcowej Kustodijewa. Inwalida z drewnian� nog� weso�o rozci�ga� miechy harmonii. Obok sprzedawano jakie� diabe�ki w szklanych s�oikach. Ameryka�ski go�� nie wiedzia�, �e dziwn� zabawk� nazywano �ameryka�skim podwodnym mieszka�cem�. - Prosz�, prosz�, otwarto ksi�garni� Sytina! - zawo�a� po rosyjsku Ustria�ow, ale u�wiadomiwszy sobie, �e Rastonowi nic nie m�wi ta nazwa, z u�miechem dotkn�� tweedowego ramienia. - Musi pan wiedzie�, �e literatura i sztuka prze�ywaj� prawdziwy rozkwit. Powsta�y sp�dzielcze i prywatne wydawnictwa. Nawet w gazetach, nadal pozostaj�cych w r�ku bolszewik�w, znacznie mniej nachalnej propagandy, a wi�cej rzeczowej informacji. Kr�tko m�wi�c, choroba min�a, Rosja szybko wraca do zdrowia. Na szczytowej �cianie kamienicy, zwanej tu tak jak w Niemczech brandmauerem, widnia� afisz filmowy - facet w cylindrze podobny do Douglasa Fairbanksa i ufryzowana blondynka, pewnie Mary Pickford. Obok jakie� rysuneczki w kubistycznym stylu i podpis cyrylic�. Gdyby Raston zna� rosyjski, m�g�by si� dowiedzie�, �e obok reklamy hollywoodzkiego przeboju umieszczono apel o�wiaty sanitarnej: �W socjalizmie nie ma miejsca dla wszy!� - A co na to ludzie partii, wojska, tajnej policji? - spyta� Ustria�owa (wymawia� jego nazwisko �Justria�ou�). - Nie uwa�a pan, �e oni tak�e prze�ywaj� transformacj�? �ywa s�owia�ska twarz profesora, na kt�rej przed chwil� malowa�a si� przesadna egzaltacja, nagle spowa�nia�a, st�a�a w jakiej� ponurej zadumie. - Poruszy� pan spraw� najwa�niejsz�, panie Raston. Jeszcze wczoraj m�wi�em o bolszewikach, �e to ��elazne potwory o sercach ze stali i duszach robot�w�... No c�, ta metalurgia ma pewne uzasadnienie, kiedy si� przypomni niekt�re partyjne pseudonimy - Mo�otow, Stalin... - Stalin chyba jest jednym z... - wtr�ci� dziennikarz. - Sekretarz generalny politbiura - wyja�ni� Ustria�ow. - Podobno czo�owi przyw�dcy nie darz� go zaufaniem, ale ten Gruzin, jak si� wydaje, reprezentuje umiarkowany kierunek, kt�ry w�a�nie ro�nie w si��. Tylko takie potwory - profesor wr�ci� do tematu - ze swoj� skondensowan�, okrutn� energi� mog�y obali� rosyjsk� twierdz�, w kt�rej przed rewolucj� nagromadzi�o si� tyle z�a. Jednak obecnie... Widzi pan, teraz daje o sobie zna� upojenie w�adz�, to dominuj�ca cecha tych ludzi. Teorie maszynowe s� stopniowo wypierane przez ludzkie nami�tno�ci. - Ciekawe - mrukn�� Raston, szybko skrobi�c wiecznym pi�rem na marginesie bedekera. Ustria�ow u�miechn�� si�: oczywi�cie ciekawe, a jak�e! - My�l�, �e proces ten ogarnia wszystkie sfery i parti�, i szczeg�lnie wojsko. Pan chyba zwr�ci� uwag� na dw�ch m�odych dow�dc�w przed aptek�. Co za postawa! To nie s� rozche�stani czapajowcy, lecz zawodowi wojskowi, oficerowie, chocia� jak na zachodni gust dziwacznie umundurowani. A propos umundurowania. Uwa�a si� powszechnie, �e wymy�li� je sam Budionny, a w rzeczywisto�ci wykonano je jeszcze w szesnastym roku wed�ug projektu malarza Wiktora Wasniecowa, wi�c mamy tu do czynienia z bezpo�rednim nawi�zaniem do tradycji... Scytyjskie wzory, drogi panie, pami�� o praojcach! Ustria�ow zamilk� nagle i ze zdziwieniem spojrza� na Amerykanina. Co on tam pisze, jakby rozumia� wszystko, o czym m�wi�? Kto z nich w og�le potrafi zrozumie� wieloznaczno�� ziemi �rodka, narodu kszta�towanego w tyglu historii od pi�tnastu wiek�w? Ci�gle trzeba przerywa� swoje egzaltowane wywody. Ile razy sam sobie przyrzeka�, �e b�dzie przestrzega� brytyjskich zasad. Understatement - oto podstawa ich r�wnowagi. Chrz�kn��. - Odno�nie do OGPU, pan nazywa to tajn� policj�... Czy s�dzi pan, �e jeszcze cztery lata wstecz emigracyjny historyk i zagraniczny dziennikarz mogliby je�dzi� po Moskwie samochodem Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych? - Wi�c si� pan nie boi? - strzeli� bez namys�u Raston. Samoch�d tymczasem przejecha� do ko�ca ulic� Nikolsk� i jak wcze�niej uzgodniono, zatrzyma� si� przed ozdobn� fasad� G�rnej Hali Targowej. Tu profesor Ustria�ow i Amerykanin Thowsend Raston, reprezentuj�cy wp�ywow� �Chicago Tribune�, opu�cili pojazd i udali si� pieszo w stron� placu Czerwonego. Jaki� czas jeszcze do uszu kierowcy dobiega� wysoki g�os �prze�omowca�: �Rozumiem oczywi�cie dwuznaczno�� mojej sytuacji - wiele os�b z kr�g�w emigracyjnych uwa�a mnie niemal za czekist�, a w Moskwie Bucharin o�wiadczy� niedawno...� Dalszy ci�g zag�uszy� tumult wielkiego miasta. Ledwo dwaj panowie w angielskich paltach znikn�li w t�umie, do packarda zbli�y� si� facet w czapce z baranka i kapocie koloru, kt�ry przed rewolucj� nazywano grochowym*, a od tego czasu nic si� nie zmieni�o. - No jak tam, ch�opie, o czym si� bur�uje zmawiali? - spyta� kierowc�. * Grochowoje palto, palto koloru grochowin - tak nazywano agent�w ochranki. Kierowca przetar� d�oni� zm�czone oczy i dopiero potem spojrza� takim wzrokiem, �e szpicel zdr�twia�, zrozumiawszy, z kim ma doczynienia. - Czy mo�e si� spodziewacie, �e b�d� wam t�umaczy� z angielskiego? Nagle nad G�rn� Hal� Targow� i zat�oczone uliczki starego Kitajgoroda wion�y lekkie i orze�wiaj�ce �nie�ynki - pierwsze p�atki �niegu jesieni� 1925 roku. A tymczasem dwaj m�odzi dow�dcy, kt�rych wygl�d pobudzi� pan�w z prologu powie�ci do powa�nych refleksji, wci�� jeszcze gaw�dzili przed wej�ciem do apteki Ferrejna. Kombryg Nikita Grad�w i kompo�k Wadim Wujnowicz, r�wie�nicy dobiegaj�cy w�a�nie dwudziestego pi�tego roku �ycia, mieli ju� za sob� niezliczone pobojowiska wojny domowej, wi�c wed�ug �wczesnych poj�� byli ca�kiem dojrza�ymi m�czyznami. Grad�w s�u�y� w sztabie Zachodniego Okr�gu Wojskowego, kt�rym dowodzi� Tuchaczewski, Wujnowicz za� zajmowa� stanowisko �delegowanego do specjalnych porucze� przy Rewolucyjnej Radzie Wojskowej�, czyli by� jednym z g��wnych adiutant�w Frunzego, komisarza ludowego spraw wojskowych i morskich. Przyjaciele nie widzieli si� od kilku miesi�cy. Grad�w - rdzenny moskwianin - ze wzgl�du na miejsce s�u�by przebywa� w Mi�sku, a Wujnowicz, kt�ry pochodzi� z Uralu, po otrzymaniu nominacji do RRW wykierowa� si� na mieszka�ca stolicy. Teraz rozbawiony przewrotno�ci� losu pokpiwa� z Nikity. Spaceruj�c z przyjacielem po Moskwie, na widok afisza jakby przypadkiem napomyka� o premierze teatralnej i zaraz przerywa� sobie: �Ach, pewnie w Mi�sku nic o tym nie s�yszeli�cie, przecie� to prowincja!� 1 tak dalej, ot taka sobie zgrywa. Zreszt� m�odzi ludzie w budion�wkach ma�o m�wili o teatrze; ich rozmowa raz po raz schodzi�a na tematy powa�niejsze; byli to bowiem powa�ni m�odzi ludzie w stopniach, jakie w dawnym wojsku przyznawano dopiero po czterdziestce. Nikita przyjecha� do Moskwy ze swoim szefem na narad� w sprawie reformy wojskowej. Przewidywano, �e odb�dzie si� ona na Kremlu i b�dzie poufna, poniewa� ma w niej uczestniczy� bodaj ca�e politbiuro RKP(b). Ju� wtedy wszyscy op�tani byli mani� poufno�ci. �Partia z przyzwyczajenia dzia�a w konspiracji� - opowiadano sobie w Moskwie dowcip Karola Radka, naczelnego bolszewickiego weso�ka. Sprawa si� jednak komplikowa�a, poniewa� szef Wujnowicza, przewodnicz�cy Rewolucyjnej Rady Wojskowej, komisarz ludowy spraw wojskowych i morskich Michai� Wasiliewicz Frunze od ponad dw�ch tygodni przebywa� w szpitalu z powodu nasilenia si� choroby wrzodowej dwunastnicy. KC w braterskiej trosce o zdrowie ulubie�ca wszystkich ludzi pracy, legendarnego dow�dcy, kt�ry rozgromi� Ko�czaka i Wrangla, proponowa� przeprowadzenie narady bez niego, obarczywszy referatem Unszlichta, pierwszego zast�pc� przewodnicz�cego RRW. Frunze jednak kategorycznie domaga� si� udzia�u w naradzie i w og�le lekce sobie wa�y� chorob�. Ta w�a�nie sprawa dominowa�a w rozmowie m�odych wojskowych, kiedy przed wej�ciem do apteki Ferrejna czekali na �on� kombryga Gradowa Weronik�. - Komisarz w�cieka si�, kiedy s�yszy o swoim wrzodzie - rzek� Wujnowicz, barczysty m�czyzna o po�udniowos�owia�skiej urodzie, g�stych czarnych w�sach i brwiach, spod kt�rych �ywo b�yszcza�y wyraziste oczy. Dorasta� w przemys�owym miasteczku na Uralu, p�niej za� ze swoim szwadronem dotar� do po�udniowego wybrze�a Krymu i dopiero tam, w�r�d nadmorskich ska�, spienionych fal, cyprys�w i winnic zrozumia�, gdzie jest jego prawdziwa ojczyzna. Pewnie nale�a�oby uczyni� Nikit� Gradowa przeciwie�stwem przyjaciela, to znaczy powi�za� go z p�noc�, z jakim� rosyjskim gotykiem, je�eli co� takiego istnieje na �wiecie, ch�tnie by�my to uczynili dodaj�c do scytyjsko-macedo�skiego kolorytu lini� waresk�, jednak gwoli prawdy zrezygnujemy z tej romantycznej pokusy, jako �e Nikita przynajmniej w po�owie wywodzi� si� ze �r�dziemnomorskiej �kolebki ludzko�ci� - jego matka Mary Wachtangowna pochodzi�a z gruzi�skiego rodu Gudiaszwilich. Zreszt� w jego wygl�dzie nie by�o �adnych cech gruzi�skich, mo�e poza rudawym zarostem i nieco wydatnym nosem, co r�wnie cz�sto dotyczy S�owian, W�gr�w, a tak�e nie wci�gni�tych jeszcze w orbit� rewolucji �wiatowej Irlandczyk�w. - A co o tym m�wi� lekarze? - spyta� Nikita. Wujnowicz u�miechn�� si�. - Lekarze m�wi� na ten temat mniej ni� cz�onkowie politbiura. Konsylium, kt�re odby�o si� ostatnio w szpitalu So�datienkowskim, orzek�o, �e mo�na poprzesta� na leczeniu zachowawczym, przyw�dcy jednak nalegaj� na operacj�. Znasz Michai�a Wasiliewicza, potrafi nie mrugn�wszy okiem skoczy� pod ostrza� karabinu maszynowego, a skalpel chirurga wprawia go w przygn�bienie. Nikita, odchyliwszy po�� d�ugiego szynela, wyj�� z kieszeni szafirowych bryczes�w z�ot� cebul�, nagrod� przyznan� mu przez dow�dztwo po zako�czeniu w 1921 roku marcowej akcji w Kronsztadzie. Weronika tkwi�a gdzie� w aptece od czterdziestu minut. - Niekiedy mam wra�enie - powiedzia�, ci�gle patrz�c na le��cy na d�oni pi�kny, drogi zegarek - �e nie wszyscy wodzowie kochaj� bojowych dow�dc�w. Wujnowicz zaci�gn�� si� d�ugim papierosem Palmira P�nocy i cisn�� go na ziemi�. - A szczeg�lnie wysila si� Stalin - powiedzia� z irytacj�. - Partia, prosz� ja was, nie mo�e sobie pozwoli� na chorob� Frunzego. Mo�e Iljicz si� myli�, jak my�lisz, Nikito? Mo�e �ten kucharz� nie zamierza przyrz�dza� �zbyt ostrych da�? Albo w�a�nie zamierza i dlatego jest takim przeciwnikiem diety, preferuj�c skalpel?! Wadim dotkn�� ramienia zdenerwowanego przyjaciela - spokojnie, spokojnie... - i rozejrza� si� znacz�co. Z apteki wyfrun�a wreszcie Weronika, pi�kno�� w selskinowym futerku, zasygnalizowa�a b�yskami b��kitnych oczu, niczym nadp�ywaj�cy jacht obalonego monarchy. - Co to za miny, towarzysze dow�dcy? Czy szykujecie wojskowy zamach stanu? - za�artowa�a ca�kiem nie w por�. Wujnowicz wyj�� z jej r�k ci�k� torb� - ciekawe, co tak ci�kiego mo�na naby� w aptece? - i ruszyli przejazdem Teatralnym w d�, obok pomnika Pierwszego Drukarza w kierunku Metropolu. Ilekro� Wujnowicz widzia� �on� przyjaciela, zawsze musia� t�umi� gwa�towne podniecenie seksualne. Ledwo si� zjawia�a, zaczyna�o si� udawanie. Szczery m�g� by� z t� kobiet� tylko w ��ku lub nawet... Cierpn�c ze wstydu i po��dania czu�, �e m�g�by post�pi� z Weronik� tak, jak kiedy� z pewn� paniusi� w zdobytym poci�gu bia�ych, to znaczy odwr�ci� j� do siebie ty�em, pchn��, pochyli�, zadrze� sp�dnic�. Co wi�cej, ilekro� widzia� Weronik�, natychmiast us�u�na wyobra�nia malowa�a przed nim tak� sytuacj�. Chamskie impulsy, wyrzuca� sobie, brzydki spadek po wojnie domowej, ha�ba dla wykszta�conego dow�dcy regularnej armii czerwonego mocarstwa. Nikita - to m�j przyjaciel, Weronika tak�e m�j przyjaciel, a ja udaj� ich wspania�ego przyjaciela... Po�egnali si� przy Metropolu. W budynku tym tu� nad Wrublowsk� mozaik� Ksi�niczka Marzenie Wujnowicz mia� kawalerski pokoik. Gradowowie poszli do tramwaju, czeka�a ich d�uga jazda z trzema przesiadkami do Srebrnego Boru. P�ki si� trz�li w zaduchu zat�oczonego tramwaju, pod ostrza�em wrogich spojrze�, Nikita milcza�. - No, co znowu? - szepn�a Weronika. - Kokietujesz Wadima - mrukn��. - Czuj� to. Mo�e nie�wiadomie, ale kokietujesz. Weronika za�mia�a si�. Kto� spojrza� na ni� z zachwytem. W tramwaju roze�miana pi�kno��. Powr�t do normalnego �ycia. Ponura starucha z oburzeniem zacisn�a wargi. - G�uptasie - szepn�a czule Weronika. Z przezroczystego zielonkawo-r�owego nieba spada�y gdzieniegdzie bia�e p�atki, lekki przymrozek zapowiada� gimnazjalistom �y�wiarskie uciechy. Min�li zgrzybia�e Choroszewo, za nim opustosza�y tramwaj pomkn�� ku stacji ko�cowej w zakolu Srebrnego Boru. Stary sosnowy park, staw Biezdonka �ci�ni�ty pierwszym przymrozkiem, p�oty i wille, w kt�rych zapala�y si� ju� �wiat�a i dymi�y kominy - nieoczekiwana idylla po rozgardiaszu panuj�cym w nieco bezmy�lnej Moskwie. Od p�tli do domu rodzic�w trzeba by�o jeszcze przej�� pieszo z p� wiorsty. - Co to za ci�ar w torebce? - spyta� Nikita. - Kupi�am ci brom na ca�y miesi�c - odpowiedzia�a weso�o, zerkn�wszy ukosem na m�a. Jak zwykle pod wp�ywem cierpienia jego piegowata twarz wygl�da�a zabawnie. Nie odrywa� wzroku od ziemi. - Do diab�a z twoim bromem - mrukn��. - Daj spok�j, Nikito! - zirytowa�a si� Weronika. - Po tej delegacji nie sypiasz od dw�ch tygodni. Wyko�czy� ciebie ten Kronsztad! Pa�dziernikowa wyprawa do twierdzy morskiej wygl�da�a jak zwyk�a delegacja wy�szego dow�dcy - do Leningradu wagon specjalny, stamt�d kuter �eglugi przybrze�nej do Ust Rogatki. W przystani, na wybrze�u i w mie�cie panowa� porz�dek, wzorowe zgranie wszystkich s�u�b. Oddzia�y marynarzy w czarnych kurtkach wybijaj�c krok maszerowa�y do �a�ni i z �a�ni. Niekt�rzy �piewali Lizawiet�. Na okr�tach liniowych �wiczono zasady sygnalizacji. Nad zatok� snu�y si� podobne do pelikan�w nowomodne hydroplany. Odcinki czasu, jednakowe dla wszystkich obecnych, odmierza� d�wi�czny dzwon okr�towy. Czysty morski �wiat, mo�na by rzec angielski, a w ka�dym razie bardzo daleki od rosyjskiej rzeczywisto�ci. Nic i nikt nie przypomina o wydarzeniach sprzed czterech lat. Tylko raz, wspinaj�c si� do fortu Totleben, us�ysza� za sob� spokojny g�os: - Wygl�da na to, towarzyszu kombryg, �e dobrze znacie drog�. Odwr�ci� si� gwa�townie i ujrza� wzrok starszego artylerzysty - byli�cie tutaj? wtedy? niemo�liwe... Poniewczasie Nikita z b�lem u�wiadomi� sobie, �e to jego zdumienie mia�o sens �atwy do rozszyfrowania - Jakim cudem nie zosta�e� rozstrzelany? - By�em na urlopie - powiedzia� artylerzysta ca�kiem beznami�tnie. - A ja szturmowa�em wasz fort! Dlatego znam drog�. - Nikita z pewnym wyzwaniem podni�s� g�os, chocia� rozumia�, �e adresat jest niew�a�ciwy; skoro artylerzysta nie zosta� rozstrzelany, pewnie cieszy si� zaufaniem, w przeciwnym razie spotka�by go los tych, kt�rzy odpowiedzieli przed ludem i rewolucj� za �w w�ciek�y antybolszewicki wybuch w marcu 1921 roku. Artylerzysta odwr�ci� wzrok i bez s�owa wskaza� go�ciowi trap - prosz�, b�dziemy radzi - a uczyni� to tak, �e Nikita zrozumia�, i� adres nie ca�kiem by� niew�a�ciwy. Ca�y dzie� Nikita sprawdza� rozmieszczenie nowych obuchowskich dzia� w fortach Totleben i Piotr I, razem ze specjalistami z zak�adu i reprezentantami dow�dztwa Floty Ba�tyckiej analizowa� dokumentacj� i ustne uwagi artylerzyst�w, dopiero pod wiecz�r powo�uj�c si� na zm�czenie zosta� sam i pieszo poszed� do miasta. Chyba zdawa� ju� sobie spraw� z tego, �e co� go ci�gnie tam, na plac Kotwiczny, miejsce �wczesnych wydarze�. Z bulwaru nadmorskiego obejrza� zewn�trzn� red� i tkwi�ce tam szare sylwetki dw�ch olbrzym�w, chyba tych samych; nic nie zdo�a wymaza� z owych dzia� i komin�w pami�ci o zaciek�o�ci okr�t�w liniowych. Szeroka p�aszczyzna wodna, kr�c�ce si� po niej kutry i �odzie, kolorowe �wiat�a sygnalizacyjne migaj�ce na olbrzymach przy redzie - wszystko wok� wydawa�o si� tego pa�dziernikowego wieczoru szczeg�lnie czyste i wy�wie�one. Wtedy za� ta przestrze� by�a bia�a, jakby na zawsze skuta lodem, z�owieszcza. Okr�ty liniowe sta�y burta przy burcie, oblodzone do najwy�szych nadbud�wek, z brudnym, wydeptanym �niegiem na pok�adach. Nikita u�wiadomi� sobie, �e nawet on, zwiadowca, czuje wrogo�� do tej zamarzni�tej �markiziej ka�u�y�, jak marynarze nazywali Zatok� Fi�sk�. Po lodzie naciera�y na twierdz� niezliczone tyraliery �o�nierzy ubranych w bia�e p�aszcze. Cztery i p� roku p�niej, stoj�c przy pomniku Piotra Wielkiego i obserwuj�c o�ywiony ruch na falach zatoki, pomy�la� co innego: gdyby w�wczas bunt wybuch� o miesi�c p�niej, los republiki bolszewickiej by�by przes�dzony. Wyzwolone z ok�w lodu okr�ty wojenne mog�y zablokowa� Oranienbaum, uniemo�liwiaj�c koncentracj� si� rz�dowych. Do �Pietropaw�owska� i �Sewastopola� do��czy�yby niew�tpliwie �Gangut� i �Po�tawa�, a za ich przyk�adem tak�e inne jednostki ba�tyckie. Trudno by�o r�czy� nawet za legendarn� �Auror�, wszak jeszcze tydzie� przed wybuchem buntu ca�y Kronsztad uchodzi� za dum� i bastion rewolucji. A pot�ga Floty Ba�tyckiej mog�a sta� si� lontem detonuj�cym wybuchy w ca�ym kraju. P�on�a ju� Tambowszczyzna. Nie przypadkiem Lenin m�wi�, �e Kronsztad jest niebezpieczniejszy ni� Denikin, Ko�czak i Wrangel razem wzi�ci. Republika bolszewicka mog�a uton�� w wodzie uwolnionej od lodu. Uratowa� nas l�d. Wydarzenia zdeterminowane przez histori� i przebiegaj�ce losowo fizyczne procesy przyrodnicze pozostaj� w dziwnej, powiedzmy wprost - w oburzaj�cej zale�no�ci. Naszym g��wnym sojusznikiem podczas natarcia na Krym, a tak�e podczas t�umienia powstania kronsztadzkiego by� l�d. Mo�e nale�a�oby postawi� lodowi pomnik? C� to za bzdura, prawa walki klasowej, dla kt�rych baz� jest l�d, spowolnienie ruchu jakich� �a�osnych cz�steczek! Jednakowo� nie te paradoksy by�y przyczyn� cierpie� kombryga Gradowa. Chodzi�o o to, �e w pewnych okre�lonych lub nieokre�lonych momentach swego �ycia zaczyna� si� nagle czu� zdrajc�, nieomal ciemi�zc� wolno�ci. No i prosz�, oto dwudziestoletni p�omienny rewolucjonista, gotowy w ka�dej chwili odda� �ycie za Czerwon� Republik�, bohatersko wywi�zuje si� ze swego zadania, a jednak... Powoli szed� wzd�u� ��tego z bia�ymi kolumnami gmachu resursy morskiej, salutowa� mijaj�c marynarzy, nawet odpowiada� u�miechem na kobiece spojrzenia - Kronsztad zawsze s�yn�� z urody marynarskich �on - i wspomina� marcow� zamie� �nie�n�, kiedy w ciemno�ciach, zrzuciwszy na lodzie bia�� kapot� uszyt� z dw�ch prze�cierade�, wdrapa� si� na nadbrze�e, p�dem przebieg� przez bulwar i ruszy� wzd�u� tego budynku, fa�szywy marynarz, sw�j ch�op, nawet mia� na piersi �wie�utki tatua�: �Poci�g pancerny �Czerwony Partyzant��. Sam dow�dca armii Tuchaczewski wybra� spo�r�d najpewniejszych tuzin supertajnych zwiadowc�w. Mieli oni, dzia�aj�c w pojedynk�, przed decyduj�cym natarciem unieruchomi� dzia�a i otworzy� bramy fort�w. Liczy�a si� ka�da chwila, nad zatok� ju� zaczyna�y wia� wilgotne zachodnie wiatry. Tamtej nocy bez przeszk�d dotar� do konspiracyjnego mieszkania, rano za�... w�a�nie rano zacz�a si� udr�ka. Obudzi�y go d�wi�ki orkiestry. Pe�n� s�o�ca ulic� w kierunku placu Kotwicznego maszerowa�a kolumna marynarzy; wesolutkie g�by, nad nimi na tle jaskrawoniebieskiego, posztormowego nieba chwia� si� transparent zrobiony w po�piechu, jednak z ca�kiem czytelnym marcowym has�em: PRECZ Z RZ�DAMI KOMISARZY! Oznaki powstania widnia�y wsz�dzie. Nikita zaraz po wyj�ciu na ulic� - w torbie mia� dwa mauzery, cztery granaty i fa�szywe za�wiadczenie komitetu floty sewastopolskiej - ujrza� rozklejone na murze ulotki �Wiadomo�ci Rady Kronsztadzkiej� z apelem rewkomu, informacj� o odparciu ataku i o przydziale �ywno�ciowym, a tak�e zjadliwy wierszyk adresowany do przyw�dc�w. A� przynios�o Kalinina, Mi�kki j�zor w p� arszyna, Chocia� nam s�odziutko pia�, Ka�dy si� ju� z niego �mia�. Boj�c si� o wyrok srogi, Wzi�� komisarz za pas nogi! Niespokojny, z b�lem g�owy, Trocki rozkaz �le surowy: �Zaprzesta�cie nieporz�dk�w, Bo wystrzelam jak zaj�c�w, Kiedy zbior� wierne pu�ki, Nie ucieknie nikt od kulki!...� Ale ch�opcy dzielni, �miali, Ju� komitet sw�j wybrali, Z ka�dej gro�by sobie kpi�, I wci�� papieroski �mi�!* W kierunku placu Kotwicznego pojedynczo i grupami wci�� szli i szli marynarze. U podn�a Soboru Morskiego i wok� pomnika admira�a Makarowa k��bi� si� wielki t�um czarnych marynarskich czapek i b��kitnych ko�nierzy. Gdzieniegdzie widnia�y �o�nierskie szynele i p�ko�uszki. Kr�cili si� ch�opcy, czasem miga�y tak�e zdenerwowane kobiece twarze. To wszystko nazywano �Za�og� Kronsztadu�. Gra�o kilka orkiestr. Muzyka zag�usza�a strzelanin� raz po raz wybuchaj�c� nad zatok�. W og�lnym tumulcie nie s�ycha� by�o warkotu bolszewickich aeroplan�w, kt�re wygl�da�y jak jarmarczne sztuczki, chocia� niekiedy spada�y z nich �mierciono�ne paczuszki i ulotki z pogr�kami �czerwonego feldmarsza�ka� Trockiego. Panowa� od�wi�tny nastr�j. Nikita nie wierzy� w�asnym oczom. Zamiast gro�nych, krwio�erczych spiskowc�w pod przewodem bia�ogwardzist�w, kt�rzy wyczo�gali si� z podziemia, widzia� co� na kszta�t festynu ludowego, tysi�ce ludzi w porywie entuzjazmu. Dziwne miejsce. Bizantyjska sylweta soboru, pomnik cz�owieka w skromnym p�aszczu. Walc Fale Amuru i wybuchy. W niebie podobne do zabawek aeroplany otoczone lotkami - jak k�aczki waty - z pocisku szrapnelowego. Fatalistyczna gra, czy te� - �e si� odwo�amy do ojca Jana! - nowa soborowo��, spowied� buntu? Z trybuny dobiega�y krzyki m�wc�w: ...Towarzysze, drog� radiow� zwr�cili�my si� do ca�ego �wiata!... * Przae�. S�awomir K�dzierski. ...Bolszewicy k�ami� o francuskim z�ocie!... ...Rady bez potwor�w!... Niemal po ka�dym zdaniu pot�ne �hura�. ...G�os zabierze przewodnicz�cy komitetu rewolucyjnego Pietriczenko!... Spo�r�d czarnych szyneli na trybunie wysun�a si� pier� opi�ta pasiast� koszulk�. Ten nie l�ka si� zimna. Na mauzer za daleko. Mo�e celuje ju� do niego kt�ry� z naszych, z pozosta�ej jedenastki? - Towarzysze, proponuj� przeg�osowa� drugi wniosek za��g okr�t�w liniowych. ��damy odwo�ania Trockiego! B�dziemy walczy� a� do zwyci�stwa! Nikita z przera�eniem patrzy� na ludzi wrzeszcz�cych jednog�o�nie. Zwyci�stwo! Zwyci�stwo! Zreflektowawszy si�, zacz�� r�wnie� wywija� czapk� i wo�a� �Zwyci�stwo!� Kto� klepn�� go po plecach. Starszawy w�saty marynarz z sympati� spojrza� na m�od� twarz. - D�wigniemy Rosj�, bratku?! - Hura! - wrzasn�� Nikita, nagle przesz�y go ciarki, zrozumia�, �e krzyczy szczerze, �e porwa� go wir powszechnego uniesienia, �e w�a�nie tutaj po raz pierwszy znalaz� to, czego szuka� przez wszystkie lata od natarcia na Metropol w 1917 roku poczynaj�c, kiedy jako siedemnastolatek przy��czy� si� do oddzia�u Frunzego - uniesienie tak gwa�towne, �e musia� je podzieli�. Ale� to zdrajcy, przez swoje marynarskie zadufanie, zepsucie, anarchizm rodem od Machny, od tego �Hej, jab�uszko...� odwa�yli si�, dranie, targn�� na Rewolucj�! Jakie mo�e by� uniesienie czy sympatia do tej ha�astry?! Otworzy�y si� drzwi soboru, wyszed� pop z krzy�em, zacz�to wynosi� trumny ze zw�okami poleg�ych podczas wczorajszego natarcia. Orkiestry zagra�y Marsyliank�. Marynarze pozdejmowali czapki. Zwiadowca Grad�w uczyni� to tak�e. Bolesna chwila po�egnania, dygota� ca�y - pewnie nadchodzi kres rozpasania, trwaj�cej od lat czterech zbrodni pod pozorem walki ze zbrodniami, �zy nap�ywaj� do oczu... Ocknij si�, to bunt nowogrodzki, wolna Ru�, a ty zadasz im cios w plecy!... ...Kiedy by�o po wszystkim, Nikit�, kt�ry z dwoma kolegami ocala� z tuzina zwiadowc�w, nagrodzono z�otym zegarkiem szwajcarskiej firmy Longines. Nast�pnie skierowano do szpitala. Kilkana�cie dni miota� si� i majaczy� powalony okrutn� gor�czk�, a w kr�tkich chwilach przytomno�ci przygl�da� si� oblodzonym krzewom i gilom za oknem oranienbaumskiego pa�acu. Nigdy z nikim nie rozmawia� o przyczynach i przebiegu owej choroby. Po prostu wyzdrowia� i wr�ci� do szeregu. W kr�gach partyjnych i wojskowych nie poruszano tematu wydarze� kronsztadzkich, chocia� kr��y�y plotki, �e sam Lenin mia� na tym tle atak histerii. Podobno kwicza� i za�miewa� si�: �Strzelali�cie do robotnik�w, towarzysze! Do robotnik�w i ch�op�w!� W �kr�gach� nie m�wiono tak�e o tym, �e to Kronsztad wyprowadzi� kraj z ci�kiej choroby wojennego komunizmu, spowodowa� zwrot do NEP-u, by si� wzmocni�. Gdyby nie ten straszny wstrz�s, przyw�dcy nigdy by si� nie wyrzekli �powa�nie i na d�ugo� swoich teorii. Weronika, c�rka znanego moskiewskiego adwokata, kt�ra trzeci rok by�a �on� Nikity, wiedzia�a o skrywanym urazie m�a, chocia� rozumia�a, �e nie wszystko wie. W ostatnich dw�ch tygodniach, po powrocie Nikity z delegacji, zacz�a powa�nie l�ka� si� o stan jego nerw�w. Nie m�g� spa�, kr�ci� si� w nocy po mieszkaniu, pali� bez przerwy, a kiedy na chwil� zapada� w p�ytk� drzemk�, pl�t� jakie� nonsensy, w�r�d kt�rych jednak czasem niczym widma pojawia�y si� zdania, has�a i strz�py drukowanych kronsztadzkich herezji. �...Zawgorodin ofiarowa� dwudniow� racj� chleba i paczk� papieros�w; Iwan�w, palacz z �Sewastopola� - szynel; pracownica rewkomu Cymmerman - papierosy; Putilin z portowej pracowni chemicznej - par� but�w...� �...Dow�dca baterii towarzysz Gribanow zas�uguje na zaufanie!...� �...Kupo�ow, kurwa ma�, nie widzieli�cie, ch�opcy, tego lekarza Kupo�owa?...� ...Powsta�, ludu ch�opski! Dzie� nowy si� zaczyna - Zrzucimy Trockiego I cara - Lenina!... �...Do wszystkich ludzi pracy w Rosji, do wszystkich ludzi pracy w Rosji...� Kiedy� odwa�y�a si� go spyta�, czy nie powinien odej�� z wojska i wst�pi� na uniwersytet, na medycyn� wzorem ojca, przecie� ma dopiero dwadzie�cia pi�� lat, przed trzydziestk� b�dzie lekarzem jak si� patrzy... Dziwne, nie skrzycza� jej, tylko pokr�ci� g�ow� w zamy�leniu - za p�no, Nika, za p�no... Chyba jednak nie o wiek mu chodzi�o. Doszli wreszcie do furtki, na kt�rej jak za dawnych czas�w l�ni�a miedziana tabliczka z wygrawerowanym napisem �Doktor B.N. Grad�w� - co prawda wed�ug nowej pisowni. Za furtk� ceglany chodnik, wij�c si� mi�dzy sosnami, prowadzi� do ganku, do solidnych drzwi obitych cerat�, do du�ego pi�trowego domu z mansard�, tarasem i oficyn�. Oto wyspa zdrowego rozs�dku, przyzwoito�ci, ostoja najlepszych tradycji rosyjskiej inteligencji - tak my�la� cz�owiek, kt�ry stan�� w progu tego domu. Borys Nikiticz Grad�w, profesor Pierwszego Instytutu Medycznego i starszy konsultant Szpitala So�datienkowskiego uchodzi� za jednego z najlepszych chirurg�w w Moskwie. Nawet tw�rcy historii musieli si� liczy� z takimi specjalistami. Wprawdzie przyw�dcy partyjni nie byli jeszcze starzy, ale dzia�alno�� konspiracyjna, aresztowania, zes�ania, rany nadw�tli�y zdrowie wielu z nich, dlatego luminarze medycyny zawsze byli traktowani przez parti� ze szczeg�ln� estym�. Nawet za komunizmu wojennego, kiedy wiele willi porozbierano na opa�, w domu Gradowa �wieci�y si� okna i unosi� dym nad kominem, a teraz w czasach NEP-owskiego rozkwitu �ycie wr�ci�o do normy, do �przedjaskiniowego� - jak to okre�la� przyjaciel domu Leonid Walentinowicz Pu�kowo - okresu historii. Na przyk�ad zawsze rozbrzmiewa� fortepian. Pani domu, Mary Wachtangowna, by�a absolwentk� konserwatorium w klasie fortepianu (�Niestety, moimi g��wnymi koncertami byli Nikitka, Cyryl i Ninka�) i ka�d� woln� chwil� po�wi�ca�a muzyce. �Mary Chopinem odstrasza le�ne diab�y� - �artowa� profesor. Po dywanach spacerowa� pot�ny i naj�agodniejszy w �wiecie owczarek niemiecki Pitagoras. Z biblioteki zazwyczaj dobiega�y m�skie g�osy - nie ko�cz�ce si� �S�owian rozmowy�. Niania, kt�rej przypad�a wa�na rola w �g��wnych koncertach� Mary Wachtangowny, snu�a si� po pokojach z nar�czem upranej bielizny lub w przedpokoju p�aci�a rachunki za dostarczane do domu mleko i �mietan�. Nikita powiesi� na jelenie rogi futerko Weroniki i sw�j szynel, pi�ciokrotnie chyba ci�szy od selskin�w. Cicho, �eby nie sp�oszy� pianistki, skierowa� si� za �on� na mansard�, ale matka go us�ysza�a. - Pami�tajcie, Nikito, o uroczystej kolacji! - zawo�a�a niespodziewanie m�odym g�osem. Na mansardzie, sk�d otwiera� si� widok na zakole rzeki Moskwy, kopu�y w Choroszewie i Sokole, Nikita zacz�� rozbiera� �on�. Ca�owa� jej ramiona, czu�o�� i po��danie przes�oni�y mroczny Kronsztad. Jak dobrze, �e kobiety znowu mog� kupowa� jedwabn� bielizn�. C�, mo�e Wujnowicz ma racj�, mo�e st�umienie owego buntu zapocz�tkowa�o odrodzenie pa�stwowo�ci rosyjskiej? Kreml i okolice Wok� Kremla zawsze kr��y�o wi�cej bajd i plotek ni� jask�ek wok� jego mur�w w pogodny letni dzie�. A szczeg�lnie w naszych czasach, kiedy od o�miu lat w twierdzy mieszkaj� wodzowie �wiatowego proletariatu. Na przyk�ad baszta Spasska. Wprawdzie nosi imi� Spasa, jest ju� jednak symbolem czego� ca�kiem innego. Zdobi j� jeszcze dwug�owy orze�, ale w po�udnie kuranty wydzwaniaj� Mi�dzynarod�wk�, a o p�nocy �a�obny marsz rewolucyjny. W mie�cie m�wi si�, �e pod Kremlem trwa rozbudowa sieci skrytek-studzien i podziemnych otwor�w pods�uchowych. Kr��� dziwne opowie�ci o �yciu domowym Kamieniew�w i Stalin�w, o Demianie Biednym, nadwornym bolszewickim rymotw�rcy, zakwaterowanym w gmachu by�ego Arsena�u drzwi w drzwi z przyw�dcami, kt�ry w niezliczonych kalamburach sto�ecznych literat�w wyst�puje jako Demian Lokajewicz Nadwornow. Dziwnych i niesamowitych wie�ci przyby�o, kiedy g��wnego lokatora po �mierci zabalsamowano, wyniesiono spoza mur�w kremlowskich w kryszta�owej trumnie i ka�dy go m�g� obejrze�. C� to za meandry wyobra�ni! Jak je pogodzi� z filozofi� materialistyczn�, z Engelsem, kt�ry za�yczy� sobie w testamencie, by jego prochy rozsypano nad oceanem? Zamkni�to wielkie sobory kremlowskie, ale ich kopu�y i krzy�e nadal p�on� z�otem, ledwo s�o�ce zdo�a si� przebi� przez �rodkoworosyjskie mg�y, l�ni� i migocz� w s�siedztwie czerwonej powodzi nowych sztandar�w i symboli - skrzy�owanych narz�dzi pracy podobnych z kszta�tu do paj�ka. Co ci� czeka w tym nieprzewidywalnym �wiecie, dumna twierdzo w�oska, wznosz�ca si� na wzg�rzu Borowickim, trzykrotnie - w odst�pach dwustu lat - palona, przez chana Tochtamysza, hetmana Gosiewskiego i cesarza Napoleona, i znowu d�wigaj�ca z gruz�w swe z�bate mury? Trzy samochody marki Rolls-Royce nale��ce do Narkomatu Obrony przeci�y plac Czerwony, jakby si� kierowa�y do bramy Spasskiej, ale min�y j�, zjecha�y ku rzece Moskwie, okr��y�y Kreml od po�udnia i zachodu i wtoczy�y si� do �rodka przez po�o�on� przed mostem p�kat� baszt� Kutafija. Opracowana niedawno taktyka nag�ych zmian tras mia�a zapobiega� aktom terrorystycznym. Taktyka zreszt� niezbyt wyrafinowana, oparta na starodawnej m�dro�ci �strze�onego Pan B�g strze�e�, gdyby jednak rzeczywi�cie przy bramie Spasskiej czyha�a zasadzka (wszak nie brak i za granic�, i w kraju ca�kiem sprawnych wrog�w w�adzy bolszewickiej) Robotniczo-Ch�opska Armia Czerwona mog�a za jednym zamachem straci� ca�e dow�dztwo. W pierwszym bowiem samochodzie jecha� komisarz ludowy Frunze, w drugim dow�dca okr�gu Zach�d Tuchaczewski, w trzecim dow�dca okr�gu Wsch�d - Wasilij Bliicher, pierwszy kawaler Orderu Czerwonego Sztandaru. Komisarz ludowy by� ponury. Wybra� si� na narad� wbrew decyzji politbiura. Nie choroba go przygn�bia�a, lecz w�a�nie ta okoliczno��. Przekl�te owrzodzenie w ostatnim czasie jako� mniej dokucza�o. Lekarze czynili nadzieje, uwa�ali, i� mo�e mie� miejsce samoczynny proces gojenia si� ranek. Ale ta przykra, coraz bardziej natarczywa troska towarzyszy... Mo�na ich oczywi�cie zrozumie�, ubieg�oroczna tragedia, �mier� Iljicza, wstrz�sn�a parti�, czy to jednak nie asekuranctwo i - powiedzmy wprost - czy kto� nie prowadzi podst�pnej gry? Frunze nigdy nie podnosi� g�osu (najbardziej w �wiecie obawia� si�, �e si� mo�e z czerwonego dow�dcy, �wiadomego rewolucjonisty przekszta�ci� w despot� i �o�daka ze starego re�ymu rodem). Potrafi� jednak tak modulowa� g�os, �e ka�dy m�g� zrozumie�, i� dyskusja sko�czona. Takim w�a�nie modulowanym g�osem kaza� wczoraj przynie�� do sali szpitalnej mundur, ubra� si� i uda� do komisariatu, a stamt�d na Kreml. W samochodzie z nikim nie rozmawia�, stara� si� nawet nie patrze� na wiernego Wujnowicza. Dziwnie pozmienia�y si� charaktery przyw�dc�w. Przyjrzyjmy si� niekt�rym z nich; im dalej w przesz�o�� odchodz� czasy wojny domowej, to znaczy im bardziej ci ludzie doro�lej�, a mo�e si� nawet starzej�, tym wi�cej wykazuj� brzydkich cech: k��tliwo�� Zinowiewa, z�owieszcza tajemniczo�� Stalina, tumiwisizm Bucharina, nico�� Klima, pieniactwo Unszlichta - znamy warto�� ka�dego z nich oddzielnie, ale razem stanowi� poj�cie wy�szego rz�du, stanowi� �wol� partii�. Paradoks polega na tym, �e bez tego poj�cia - Lenin to rozumia� - nie mo�emy istnie�, po prostu rozpadamy si� bez tego mistycyzmu. Frunzego dr�czy�a �wiadomo��, i� dzisiaj zignorowa� to poj�cie, dopu�ci� si� samowoli, niewa�ne, �e uczyni� to dla dobra sprawy, dla dobra republiki. Jak si� m�wi, gniot�o go w do�ku, a kiedy rolls-royce wjecha� na bruk placu Czerwonego, mia� wra�enie, �e lekkie wstrz�sy odbijaj� si� w �o��dku. Przy�o�y� r�kawiczk� do czo�a. Kursanci szko�y WCIK-u*, pe�ni�cy s�u�b� wewn�trzn� w pomieszczeniach rz�dowych, pr�yli si� w postawie na baczno��. Na ich twarzach, kt�re w zasadzie powinny by� pozbawione wyrazu, malowa�o si� uwielbienie - korytarzami i schodami pa�acu kremlowskiego bowiem kroczyli trzej legendarni dow�dcy, nieco z ty�u za nimi szli ich pomocnicy, dawniej zwani adiutantami. Czy� nie jest to zdarzenie godne zapami�tania na ca�e �ycie? Kroczyli twardo i pewnie, a ich prezencja stanowi�a idea� m�stwa i wczesnej dojrza�o�ci. No bo przecie� Frunze mia� dopiero czterdzie�ci lat, Bliicher - trzydzie�ci pi��, a Tuchaczewski trzydzie�ci dwa. Czy jaka� inna armia na �wiecie mia�a dow�dc�w tak m�odych, a jednocze�nie posiadaj�cych tak wielkie do�wiadczenie bojowe? Ostatnia para kursant�w, stoj�cych na warcie przy sanktuarium, otworzy�a drzwi. Dow�dcy weszli do sali posiedze� - du�e okna, sufit zdobny stiukami, kryszta�owe �yrandole, wielki owalny st�. Jedni uczestnicy narady spacerowali jeszcze po spr�ystym dywanie z Buchary, opowiadali sobie dowcipy, inni siedzieli przy stole pogr��eni w dokumentach. Wszyscy w sile wieku, je�eli po pi��dziesi�tce - to niewiele, wszyscy w �wietnym nastroju, sytuacja w republice by�a doskona�a. Nosili trzycz�ciowe solidne garnitury lub partyjne uniformy (frencze z du�ymi nak�adanymi kieszeniami, * Wsierossijskij Centralny)� Ispo�nitielnyj Komitiet, Wszechrosyjski Centralny Komitet Wykonawczy. bryczesy, buty z cholewami) i zwracali si� do siebie wed�ug zwyczaju od dawna przyj�tego w partii w tonie nieco gburowatym, a zarazem drwi�co-ciep�ym, jak ludzie z��czeni wsp�ln� spraw�. By� mo�e obserwator, jak na przyk�ad profesor Ustria�ow ukazany w naszym prologu, by�by dostrzeg� pierwsze oznaki rozwarstwienia, tego, co w przysz�o�ci nazwano �etyk� partyjn��, zgodnie z kt�r� jednemu wypada�o zwraca� si� do kogo� per �Niko�aju� lub �Grigoriju�, a kto� inny powinien by� podkre�la� dystans dziel�cy go od pot�nego bonzy przez dodanie do owego �Niko�aja� imienia odojcowskiego lub nawet u�ycie zwrotu �towarzyszu iks igrek�, my jednak podkre�limy z zadowoleniem, �e na razie wszyscy byli ze sob� na ty. �Prze�omowcy�, kt�rzy jak wszyscy rosyjscy inteligenci uwielbiali kolekcjonowa� fakty potwierdzaj�ce stworzon� a priori teori�, znale�liby oczywi�cie w tej grupie przyw�dc�w oznaki lubianej przez siebie �aury w�adzy� - tkwi�ce w takich drobiazgach, jak zaokr�glone nieco kszta�ty, solidne garnitury, swobodny spos�b bycia, pa�stwowo�� utrwalona w fa�dach rys�w twarzy; natomiast naszym skromnym zdaniem przyczyny owych oznak s� ca�kiem inne, nie metafizyczne bynajmniej, co si� za� tyczy fa�d na twarzy, to z pewn� nie�mia�o�ci� sformu�ujemy nast�puj�ce pytanie: czy nie s� to przypadkiem �lady po nieograniczonej przemocy i okrucie�stwie, kt�rych ci ludzie dopuszczali si� jeszcze niedawno? Wej�cie wojskowych wywo�a�o na sali poruszenie. �Niemo�liwe, przyszed�e�, Michaile?! Co za niespodzianka!� - z teatraln� emfaz� zawo�a� Woroszy�ow, chocia� wszyscy dawno wiedzieli, �e Frunze opu�ci� szpital i jedzie na Kreml. Kilka os�b wymieni�o spojrzenia; fa�szywy okrzyk Klima w jaki� spos�b podkre�la� dziwn� i w pewnym sensie nieodwo�aln� dwuznaczno�� gromadz�c� si� wok� komisarza ludowego spraw wojskowych i morskich. Przewodnicz�cy RKL* Ryk�w og�osi� rozpocz�cie obrad. Cz�onkowie politbiura i zaproszeni go�cie, sadowi�c si�, nadal gaw�dzili lub studiowali dokumenty, by podkre�li�, �e nie interesuje ich Frunze jako cz�owiek dotkni�ty chorob�. Ci, kt�rzy przy wej�ciu u�cisn�li mu d�o�, usi�owali zlekcewa�y� obserwacj�, * Rada Komisarzy Ludowych. 28 i� r�ka komisarza ludowego, jakkolwiek nadal krzepka, jest jednak nadmiernie spocona, inni za�, kt�rych wzrok przypadkiem przesun�� si� po jego twarzy, bronili si� przed my�l�, �e szukaj� w niej objaw�w niedokrwienia. Frunze tymczasem pod ostrza�em taksuj�cych spojrze� rzeczywi�cie poczu� si� �le. W obawie przed kompromitacj� pr�bowa� niespostrze�enie, pod os�on� teczki, wyj�� z kieszeni i �ykn�� kolejn� tabletk�, jednak zamiast tego odwr�ci� si� do Szkiriatowa. - Gdzie jest Stalin? - spyta�. Szkiriatow a� si� ca�y poda� ku Frunzemu, �widrowa� go oczami, wyj�tkowa wprost ob�uda malowa�a si� na jego szerokiej twarzy, co podkre�la�o jej wrodzon� asymetri�. - Towarzysz Stalin prosi� o wybaczenie, sp�ni si� nieco, w�a�nie przyjmuje delegacj� z Kantonu. Frunze poczu� b�l, jak wtedy podczas wrze�niowego ataku na Krymie. B�l nie by� dotkliwy, ale budzi� obawy, �e b�d� nast�pne ataki, silniejsze, �e zostanie skompromitowany wobec politbiura, co wi�cej - po raz pierwszy u�wiadomi� sobie, �e si� pozwoli zaprowadzi� na st� operacyjny. Te obawy wytr�ci�y go z r�wnowagi, wali� si� w gruzy porz�dek �wiata. Usi�owa� maskowa� sw�j stan pozornym zainteresowaniem bie��c� polityk�. - Dziwne. Wydaje si�, �e Unszlicht uzgodni� wszystko z generalissimusem Hu Chan-minem... - Co ci, Michaile Wasiliewiczu? - Szkiriatow przysun�� mu szklank� z wod�. Frunze ju� nie zauwa�y�, �e Ryk�w nakaza� innym cz�onkom narady, by zostawili go w spokoju, mgli�cie u�wiadamia� sobie, �e zgodnie z zatwierdzonym porz�dkiem obrad Tuchaczewski zabra� g�os jako pierwszy. Na porz�dku dziennym by�a reforma wojskowa - umi�owany tw�r Frunzego, kt�rym komisarz ludowy spraw wojskowych i morskich szczyci� si� bardziej ni� szturmem na Perekop. Zgodnie z reform� Robotniczo-Ch�opska Armia Czerwona, jakkolwiek zmniejszona o pi��set sze��dziesi�t tysi�cy ludzi, mia�a by� dwukrotnie silniejsza i trzykrotnie sprawniejsza pod wzgl�dem zawodowym. Wprowadzano - podw�jne, personalne i terenowe - zarz�dzanie, ustaw� o powszechnym obowi�zku wojskowym, a tak�e oczekiwane z ut�sknieniem jednoosobowe dow�dztwo, co oznacza�o odsuni�cie komisarzy politycznych, b�d�cych �r�d�em nieustannych intryg i ba�aganu. Reforma ostatecznie likwidowa�a zwyczaje czas�w partyzanckich i stanowi�a podstaw� dla rozwoju pot�gi si� bojowych ZSRR. G�owa Frunzego opad�a na st�, wyda�a przy tym dziwny martwy jaki� d�wi�k, pod kt�rego wp�ywem drgn�li wszyscy cz�onkowie pot�nego gremium. Frunze natychmiast si� podni�s� i skierowa� do wyj�cia, jednak w po�owie drogi do drzwi zachwia� si�, przycisn�� do ust chusteczk�, zbroczy�a j� krew, a on osun�� si� na dywan. Kursanci ze s�u�by wartowniczej, wyra�nie nie przeszkoleni w zakresie post�powania w podobnej sytuacji, miotali si� bez�adnie po sali - od chorego do okna, od okna do telefonu, natychmiast jednak, to znaczy prawie natychmiast, zjawili si� sanitariusze z noszami. Nie wiadomo, czy nosze stanowi�y cz�� �medycznego wyposa�enia� posiedze� politbiura, czy te� dostarczono je specjalnie tego dnia. W zamieszaniu nawet postronny uwa�ny obserwator m�g� straci� g�ow� i przeoczy� znacz�ce spojrzenia wymieniane przez niekt�rych uczestnik�w narady. Zreszt� z pewno�ci� odzyska�by r�wnowag�, s�ysz�c tragiczny okrzyk Woroszy�owa: - Krym nie pom�g� Michai�owi! W czasie bardzo teatralnej sceny przy le��cym na ziemi cz�owieku (ka�dy dw�r, zw�aszcza w momentach bezkr�lewia, przypomina teatr, Kreml nie by� wyj�tkiem), postronny obserwator m�g� us�ysze� zjadliwy szept Zinowiewa: - Za to pom�g� J�zefowi... Trudno orzec, czy wszyscy obecni us�yszeli od�ywk� Zinowiewa, w ka�dym razie niew�tpliwie dosz�a ona do samego Stalina. Stalin zjawi� si� niespostrze�enie, wszed� przez ma�e drzwi niewidoczne na tle �ciany - w swoich mi�kkich kaukaskich butach - cicho przeszed� przez sal�. Okr��y� st�, w jaki� dziwny spos�b wymin�� Zinowiewa, kt�ry przez chwil� mia� wra�enie, �e obok kr�ci si� kot stepowy, i zbli�y� si� do noszy. Frunze, kt�remu w�a�nie robiono zastrzyk z kamfory, ockn�� si� i cicho wyst�ka�: - To z nerw�w, z nerw�w... Sanitariusze d�wign�li nosze. Stalin na po�egnanie dotkn�� ramienia komisarza. - Trzeba zaanga�owa� najlepszych lekarzy - powiedzia�. - Budrenk�, Ragozina, Gradowa... Partia nie mo�e sobie pozwoli� na utrat� takiego syna. Ma racj� Lew, my�la� Zinowiew, ten cz�owiek m�wi tylko to, co go bodaj na milimetr wywy�sza ponad nas wszys