Dworzec Srodmiescie - Bartek Biedrzycki
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Dworzec Srodmiescie - Bartek Biedrzycki |
Rozszerzenie: |
Dworzec Srodmiescie - Bartek Biedrzycki PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Dworzec Srodmiescie - Bartek Biedrzycki pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Dworzec Srodmiescie - Bartek Biedrzycki Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Dworzec Srodmiescie - Bartek Biedrzycki Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Spis treści
Karta tytułowa
Seria Fabryczna Zona
Dworzec Śródmieście
Prolog
Część pierwsza. Czyściec
Grona gniewu
King Bruce Lee Karate Mistrz
Porucznik z P-1138
Bliźnięta ze Śródmieścia
W lesie
Natomiast pies
Chłopiec z Pałacu
Wymarsz
Dziewczyna z Kryształowego
Krwawa jatka
Część druga. Piekło
Powierzchnia
Skarpa wiślana
Twierdza
Święty Krzyż
Słodowiec
Plac, Politechnika, Pole
Strona 5
Pole Mokotowskie
Korytarz
Epilog
Śnieżyca
Dodatek A
Indeksy
Od autora
Podziękowania
Fabryczna zona
Fabryka Słów proponuje
Karta redakcyjna
Okładka
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Seria Fabryczna Zona:
Michał Gołkowski – Ołowiany świt
Michał Gołkowski – Drugi Brzeg
Michał Gołkowski – Droga donikąd
Michał Gołkowski – Sztywny
Wiktor Noczkin – Ślepa plama
Wiktor Noczkin – Czerep mutanta
Wiktor Noczkin – Łańcuch pokarmowy
Krzysztof Haladyn – Na skraju Strefy. Tom 1
Krzysztof Haladyn – Na skraju Strefy. Tom 2 (w przygotowaniu)
Sławomir Nieściur – Wedle zasług
Andriej Lewicki – Łowca z Lasu
Wiktor Noczkin – Wektor zagrożenia
Strona 9
Bartek Biedrzycki – Kompleks 7215
Bartek Biedrzycki – Stacja Nowy Świat
Bartek Biedrzycki – Dworzec Śródmieście
Dominika Węcławek – Upadła świątynia
Paweł Kornew – Lodowa Cytadela
Paweł Kornew – Tam gdzie ciepło
Paweł Kornew – Sopel (w przygotowaniu)
Jan Waletow – Ziemia Niczyja
Andriej Lewicki – Wstęga
Andriej Lewicki – Wojna (w przygotowaniu)
Strona 10
Strona 11
Strona 12
1 Jam człowiek, co zaznał boleści pod rózgą Jego
gniewu;
2 On mnie prowadził, iść kazał w ciemnościach,
a nie w świetle,
3 przeciwko mnie jednemu cały dzień zwracał
swą rękę.
4 Zniszczył me ciało i skórę, połamał moje kości,
5 osaczył mnie i nagromadził wokół jadu
i goryczy;
6 ciemność mi dał na mieszkanie, tak jak
umarłym na wieki.
7 Opasał mnie murem, nie wyjdę, obciążył moje
kajdany.
8 Nawet gdy krzyczę i wołam, On tłumi moje
błaganie;
9 głazami zagrodził mi drogi, a ścieżki moje
poplątał.
Lm 3, 1-9
Strona 13
Prolog
P
ociąg szarpnął,
ruszył, perony
Ochoty uciekły w tył,
zniknęły, a za oknami
zaczęły migać drzewa rosnące
przy wykopie, którym biegła
trasa średnicowa. Koła stukały
miarowo, a z boków pokazał
się betonowy mur oporowy,
pokryty kolorowymi plamami graffiti.
– Elektriczka wieziot mienia tuda, kuda ja nie
chacziu[1] – nucił siedzący pod oknem chłopiec.
W zasadzie miał już wakacje. Właśnie skończył szóstą
klasę i w sumie oficjalnie był już gimnazjalistą.
Strona 14
Poważnym, konkretnym facetem.
– Co tam mamroczesz? – rzuciła z przeciwległego
siedzenia dziewczynka, w zasadzie rówieśniczka.
W zasadzie, bo była starsza o siedem minut, o czym nigdy,
przenigdy, niezależnie od sytuacji nie zapominała.
I w zasadzie nie zdarzało jej się nie wykorzystać okazji, by
wytknąć bratu, że to ona jest tym starszym z bliźniąt.
– Nic ci do tego – warknął. Sytuacja była zła.
Wyjątkowo zła. Miał wakacje, egzaminy szóstoklasisty
zdał może nie śpiewająco, ale z pewnością powyżej
średniej krajowej i mógłby robić, co tylko chce. Jeździć na
rolkach po spękanych chodnikach albo jechać rowerem
z kolegami na jakiś totalny wypizdów, szukać miejsc,
gdzie zawracają wrony. Ale nie, oczywiście nie, bo siostra
bliźniaczka wymyśliła sobie, że pojedzie do centrum na
zakupy. I oczywiście rodzice stwierdzili, że sama nie
pojedzie, bo pociągi, bo daleko, bo dwunastolatka, bo
dziewczyna i w ogóle. Więc on, też, na zakupy, z nią. Do
centrum. Pociągiem.
To nie tak, że się nie lubili. No przynajmniej na
pewnym poziomie się dogadywali. No przynajmniej do
pewnego momentu. Aż jej odbiło i zaczęła nosić spódnice
zamiast spodni. Nie mówiąc o tym, że rodzice właśnie
pozwolili jej ufarbować włosy na wakacje i zrobić
dodatkowe dziury na kolczyki, podczas gdy jemu nie
pozwalali nawet na jeden. To jest to słynne
równouprawnienie, myślał, wbijając wzrok w podłogę.
Strona 15
Siostra wyglądała z tymi kolorowymi kudłami jak
kretynka z teledysków dla debilek, czego nie omieszkał jej
powiedzieć. Na wszelki wypadek trzykrotnie.
– Pewno znów te swoje ruskie piosenki śpiewasz, co?
– judziła. – Przecież ty nawet nie znasz ruskiego, głąbie.
– Bliższej rodziny nie masz? Podrzyj se łacha z kogoś
innego, nie? – burknął, nie podnosząc głowy. Wjechali
w cień, gdy pociąg minął ulicę Żelazną. – Kiedy
dojedziemy?
– Zara.
No tak. Czego innego można było się spodziewać.
Plunąłby na podłogę, gdyby nie to, że jednak w pociągu
nie wypada, więc jedynie wzruszył ramionami.
– Ej, weź wyluzuj pudla. Będzie fajnie – zagaiła
siostra. Nie zareagował. – Mam propozycję –
kontynuowała wesołym głosem niezrażona – mam trochę
więcej kasy, niż planowałam. Dziadek mi dał.
Chłopak mruknął niechętnie pod nosem. Wiadomo,
wnuczka to oczko w głowie, dziewczynie zawsze łatwiej
się podlizywać.
– Co tam gadasz? – Kopnęła go w goleń. Lekko,
zaczepnie, bez złośliwości. Podskoczył na siedzeniu
i uniósł wzrok.
– Głupia jesteś. Daj mi spokój.
– Sam głupi jesteś. Wolałbyś teraz z tymi pacanami
Strona 16
się wozić?
– To są moi kumple. I jeszcze jakoś rok temu też ich
lubiłaś.
– To są pacany, matoły, głąby, prostaki, frajerzy –
zanuciła – a ty powinieneś mieć większe aspiracje.
– Ha, no i? – Wzruszył ramionami.
– Nieważne. Ej no, mam propozycję – kusiła.
Wyglądała absurdalnie z tymi ufarbowanymi na
fioletowo włosami. Co to będzie za obciach w ogóle łazić
z taką po galerii handlowej...
– Mam tę dodatkową kasę, pójdziemy ci przebijemy
ucho.
Koła pociągu stukały miarowo, za oknami panowały
ciemności tunelu średnicowego. Za ażurową ścianą
zamigotały światła Dworca Centralnego.
Uniósł głowę.
– Serio?
– No, kurde, serio. – Wyszczerzyła zęby, błyskając
drutami nowiutkiego aparatu. – Jesteś matołkiem, ale cię
lubię. No i starsza siostra powinna się opiekować swoim
braciszkiem.
– Ej, weź pędź. – Dał jej prztyczka w ucho.
To był ich tajny sygnał. Na zewnątrz wyglądało to
agresywnie, ale oboje wiedzieli, że jej wybaczył.
Strona 17
– Zastanowię się, ale nie obiecuj sobie zbyt wiele.
Zresztą jak starsi zobaczą, to będzie gadanie znowu... –
powiedział, wstając, bo pociąg zwalniał już z wizgiem
hamulców. Dojeżdżali do Śródmieścia.
– Jak nie chcesz, to nie ma sprawy, kupię sobie buty...
– Też dała mu przytyczka w ucho, żeby podtrzymać
wrażenie konfliktu.
Poza jest wszystkim, ustalili to już dawno. W końcu
bycie najfajniejszą parą bliźniąt nie tylko w szkole, ale
i w całym Ursusie, a docelowo w całej Warszawie, to
zadanie, do którego należy podchodzić bardzo poważnie
i wykonywać je z należytym oddaniem. Ostatnio chyba
o tym zapominali.
– Dawaj, dawaj. – Złapała go za rękę i wyciągnęła
z wagonu prosto na środkową platformę. Przebiegli przez
nią, potem – przez stojący na sąsiednim torze pociąg –
dostali się na peron północny, a stamtąd po schodach na
powierzchnię. Ukośne promienie słońca rzucały długie
cienie na wybrukowany plac między budynkami. Było
wyjątkowo wcześnie. Przez moment chłopak próbował
sobie przypomnieć, czemu wyjechali z domu w porze,
w której część sklepów nie była nawet jeszcze otwarta.
– Idziemy? – spytał.
Zerknął na piętrzący się dalej, brzydki nawet
w promieniach czerwcowego słońca, masyw Dworca
Centralnego, zobaczył logo sieci fastfoodowej na jednej
Strona 18
z szyb. Przez moment myślał, że zje przynajmniej
cheeseburgera, ale zaraz przypomniał sobie, że oni z rana
mają tę idiotyczną ofertę śniadaniową, głupie jajko
w bułce i tym podobne szajsy. Więc w sumie to nie miał
do czego się śpieszyć. Ale z drugiej strony – chodzenie
z siostrą po sklepach z ciuchami było czymś, co już
zupełnie nie wchodziło w rachubę. Kupi sobie bajgla,
siądzie gdzieś i pogapi się na dziewczyny.
– No, idziemy? – ponaglił ją, bo stała jak słup soli,
idealnie pośrodku między prostokątnymi, szklano-
kamiennymi pudłami wyjść ze Śródmieścia, i gapiła się
idiotycznie w niebo, zupełnie jakby zobaczyła tam coś
ciekawego.
– Zara... – mruknęła.
Potem uniosła rękę i pokazała na coś, gdzieś wysoko,
na południu.
– Samoloty – powiedziała.
– Ha, no i? – Wzruszył ramionami. – Samoloty,
kurde, ale sensacja!
– Te są inne. Wojskowe myśliwce – powiedziała
głośno. To w końcu przykuło jego uwagę. Spojrzał we
wskazanym kierunku. Faktycznie, z południa nadlatywała
para smukłych maszyn. Nie był w stanie ich rozpoznać, ale
bez wątpienia nie były to samoloty cywilne. Srebrzyste
kadłuby, trójkolorowe gwiazdy na skrzydłach. Usłyszeli
narastający ryk silników. Ludzie wokół, śpieszący dotąd za
Strona 19
swoimi sprawami, zaczęli przystawać, zadzierać głowy
i z niepokojem wpatrywać się w zbliżające się myśliwce.
Maszyny, zniżając lot nad budynkami, wykonały skręt
w prawo i poleciały w kierunku Wisły. Bliźnięta biegiem
ruszyły w stronę Jerozolimskich, patrząc w ciąg ulicy, na
wschód, ku mostowi Poniatowskiego. Ciemne sylwetki
samolotów rozmywały się na tle rozjaśnionego słońcem
nieba. Nagle od każdej z nich coś się oderwało i poleciało
w dół.
– O kurwa – wyrwało się chłopakowi. – Ty... To... Nie
wiem, co to! Ale na moje to lepiej stąd spadajmy!
– Zara... – przytrzymała go za rękaw – chcę zobaczyć,
co się będzie działo.
Odgarnęła z czoła fioletową grzywkę. Puściła rękaw
bluzy i szybko złapała brata za rękę. Gdzieś niedaleko ktoś
krzyknął, ktoś przebiegł chodnikiem. Ludzie, zatrzymani
w pół kroku, w drodze do własnych celów, zagadywali
między sobą, niepewni, co się rozgrywa na ich oczach.
Kolejni przystawali, rozglądali się bezradnie, zerkali
w niebo. Zaczęły wyć syreny.
Przebiegający obok bliźniąt żołnierz zwolnił w biegu,
rozglądając się nerwowo.
– Gdzie wasza mama, dzieciaki? – zawołał do nich.
Dziewczyna tylko machnęła ręką.
– W dupie – warknęła do żołnierza. – Spadamy na
Strona 20
dworzec – powiedziała do brata. – Pod ziemią będzie
chyba bezpieczniej. Tu się zaczyna jakaś frajerska wojna...
Jej oczy robiły się powoli coraz większe, chłopak nie
potrafił ocenić – ze zdumienia, ze strachu czy
z podniecenia.
– Wojna? – Wzruszył ramionami i, z trudem, udało
mu się przybrać dziarską minę. – Ha, no i? Bo to pierwsza
wojna w tym kraju? Damy radę, nie?
Przytulił siostrę mocno, potem puścił, dał jej
prztyczka w ucho i chwytając za rękę, pociągnął
z powrotem ku wejściu na dworzec Śródmieście. Razem
zbiegli na perony, gdzie tłoczył się podniecony,
zdenerwowany tłum. Syreny wyły. W pewnej chwili
światła zamigotały i przygasły. Pod sklepieniem schodów
rozległy się krzyki. Z tunelu dobiegł łoskot
nadjeżdżającego pociągu.
– Ej, wariatko – szepnął jej do ucha w mroku, który
rozcięły reflektory wjeżdżającej na stację SKM-ki – fajne
masz te włosy.
– Dzięki, głąbie...
1 Ros. „Pociąg elektryczny wiezie mnie tam, dokąd nie chcę”.