9671
Szczegóły |
Tytuł |
9671 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9671 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9671 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9671 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Leonid Kudriawcew
Polowanie na Quacka
Przek�ad: Ewa i Eugeniusz D�bscy
Wydanie oryginalne: 1999
Wydanie polskie: 2000
1.
Siedzia�em w tawernie �Blood Mary� i s�ucha�em jak Hobbin i Nobbin roztrz�saj�
uroki polowania na krety, gdy do lokalu zajrza� Plotka, du�y staruch z olbrzymi� spl�tan�
brod�, z kt�rej stercza�y na wszystkie strony strz�py s�uch�w.
Plotka jaki� czas przebiera� nogami na progu, najwyra�niej kombinuj�c czy ma sens
uszcz�liwianie takiego przybytku swoj� osob�, jak r�wnie� szacuj�c, czy nie oberwie tu po
fizys. Jego wzrok przelecia� lokal doko�a, co i rusz zatrzymuj�c si� przy tym czy innym
kliencie. Przy kontuarze podskoczy� i skierowawszy w lewo i prawo ostry nosek, zadowolony
skin�� g�ow�.
Plotka cicho gwizdn�� i wzrok migiem rzuci� si� do swego pana. Wdrapawszy si� mu
na rami� zacz�� co� szybko szepta� wprost do d�ugiego, spiczastego ucha Plotki. Ten
chrz�kn�� z zadowoleniem i, zdecydowany w ko�cu, podrepta� do kontuaru. Barman, chudy,
przekrzywiony na jedn� stron�, pomarszczony, podobny - nie wiadomo dlaczego - do du�ego
grzyba psiura z rozregulowanym strojeniem kolor�w, natychmiast wzni�s� spojrzenie do
sufitu. Tam, mi�dzy plafonami, rysowa�o w powietrzu skomplikowane precle stado
t�czowych rybek.
Plotka opar� si� �okciami na barze i odkaszln��. Barman tak si� zainteresowa� rybkami,
�e nie zwr�ci� na to najmniejszej uwagi.
Plotka odkaszln�� raz jeszcze. Barman, ci�gle gapi�c si� do g�ry, wyci�gn�� spod lady
siatk� na d�ugim kiju, machn�� ni�, usi�uj�c schwyta� jedn� z rybek. Ale spud�owa�.
Plotce z uszu wylecia�y d�ugie popielate stru�ki dymu. Jego wzrok poczerwienia�,
zeskoczy� na szynkwas i nerwowo zacz�� po nim biega�. Barman zamachn�� si� raz jeszcze i
zamar�, widocznie czekaj�c na taki moment, kiedy interesuj�ca go rybka, co to wystraszywszy
si� uciek�a za najdalszy plafon, wr�ci w zasi�g siatki.
Plotka przysun�� si� bli�ej do szynkwasu i powiedzia�:
- Tak, a propos, dodatkowych �r�de� infobucks�w... S� tacy, co rozcie�czaj�
pseudonap�j pewn� ilo�ci� bia�ej informacji i potem odpowiednio przep�dzaj�...
Barman westchn��, wsun�� siatk� pod lad� i, z odraz� zerkn�wszy na Plotk�,
wymamrota�:
- Niech ci� licho, sk�d o tym wiesz? Plotka u�miechn�� si� zadowolony z siebie.
- Ja �ebym mia� nie wiedzie�?
Barman westchn��. Przez tych kilka sekund, jak mi si� wyda�o, jeszcze bardziej
przekrzywi� si� i pomarszczy�.
- Dobra, czego chcesz?
- Jak zwykle - wzruszy� ramionami Plotka. - Dwie porcje �S�onecznej nalewki�. W
ramach rozp�d�wki.
- Dobrze. Ale pami�taj - je�eli zaczniesz mi wyp�asza� klient�w...
- Ale sk�d? - u�miechn�� si� Plotka.
- Ja ci� uprzedzi�em. Zaczniesz znowu robi� te swoje sztuczki - przep�dz� i na zawsz�
zamkn� si� przed tob� drzwi mojego lokalu. Kumasz?
- Co mam nie kuma�.
Plotka zatar� d�onie. Jego wzrok wdrapa� mu si� z powrotem na rami�, mocno wczepi�
drobnymi pazurkami i jak syty kot zamkn�� z rozkosz� oczka. Barman wydoby� spod lady
butelk� z jaskraw� nalepk�...
Dok�adnie w tym momencie Nobbin klepn�� mnie w rami� i o�wiadczy�:
- Ale mimo wszystko mam d�ug wdzi�czno�ci wobec tego parszywego kreta. Sprawi�,
�e sta�em si� m�drzejszy i czystszy. Uganiaj�c si� za nim pozna�em wiele praw �ycia.
- Na przyk�ad? - zainteresowa� si� Nobbin.
St�, przy kt�rym siedzieli�my, nagle lekko zawibrowa�. To wielkie,
nieproporcjonalne nogi Nobbina zacz�y wybija� pod nim jaki� werblowy rytm.
- Pewnego razu, doganiaj�c go, krzykn��em, �e moralnie stoi poni�ej mnie. Dlaczego?
Ano dlatego, �e to on ucieka, a ja doganiam. W odpowiedzi kret poda� mi prawo wypychania.
Powiedzia� mianowicie, �e naw�z zawsze wyp�ywa na wierzch. Przy okazji, Essutilu, tam, w
waszym �wiecie, tak to si� odbywa naprawd�?
Skin��em g�ow�. I skrzywi�em si�.
Nie lubi�, gdy kto� nazywa mnie po imieniu. Nie podoba mi si� moje imi�. Chocia�
powinienem by� z niego dumny. Bo jak�eby inaczej - imi� przekazywane w naszej rodzinie z
pokolenia na pokolenie, wywodz�ce si� od jednego z legendarnych programist�w! Wtedy,
gdy nadawano je mojemu pradziadkowi, pewnie by�o bardzo wa�ne, znacz�ce, bohaterskie
nawet. Ale teraz? Osobi�cie nie widz� w tym �adnego sensu i nie podoba mi si�. Je�li
kiedykolwiek zdecyduj� si� na o�enek, a na dodatek dorobi� si� dzieci, to stara tradycja
mojego rodu zostanie przerwana. Ani jeden z moich potomk�w nie b�dzie uszcz�liwiony
tym heroicznym imieniem.
- Znaczy to, �e prawo... - zacz�� Hobbin.
Akurat w tym momencie jaki� typ, bardzo podobny do gnoma z dziecinnych
ksi��eczek, zatrzyma� si� przy naszym stoliku. Klepn�wszy Hobbina w plecy przybysz
rado�nie wrzasn��:
- Hej, stary pierniku! Dawno si� nie widzieli�my. Jak �yjesz? Widz�, sam widz�, �e
�wietnie. Po knajpach si� szlajasz i po barach. A ja musz� na �ycie w pocie czo�a... Wok�
do��w si� kr�c� jak jaki� wyrzutek, wojuj� z r�nymi kreaturami, ka�dy infobucks obracam
dwa razy w �apie zanim wydam, a ty siedzisz sobie zadowolony jak kura w spichrzu. Pewnie
jedyne zmartwienie, to �eby barman nie zapomnia� dola� do kufelka.
Hobbin, rzecz jasna, poczu� si� ura�ony i zacz�� oponowa�, udowadnia�, �e w�a�nie to
on jest t� najbardziej zapracowan� na �wiecie istot�. W przeciwie�stwie do niekt�rych, co si�
szwendaj� gdzie popadnie i udaj� strasznych pracusi�w, a w rzeczywisto�ci obijaj� si� jak nie
wiadomo co. Niechby taki kto� spr�bowa� schwyta� kreta, a przy tym...
Ich sprzeczka mog�a dostarczy� s�uchaczom wiele przyjemno�ci. Hobbin, jak si�
rozkr�ci idzie na ca�o��. Ale jako� zrobi�o mi si� nieswojo. Poczu�em rodz�cy si� gdzie� w
trzewiach gwa�towny b�l. B�l ten podni�s� si� wy�ej, jeszcze wy�ej, eksplodowa� w m�zgu,
niczym ostatnia noworoczna petarda, i w ko�cu zanikn��. Jakby w og�le go nie by�o.
Dziwne, bardzo dziwne. Co to mog�o by�? Mo�e uboczne dzia�anie napitku,
serwowanego w tej spelunie? Mo�e kto� z klient�w postanowi� pobawi� si� nabytym od
kukaracz nielegalnym trimerjokerem, przeznaczonym do wykonywania jok�w? A mo�e
negatywne pole informacyjne pokaza�o kolejny raz swoje z�bki?
Cokolwiek to by�o, po powrocie b�d� musia� koniecznie wypyta� operator�w, co si�
tu dzia�o. Tu, w cyberze, ka�de dziwne wydarzenie mo�e mie� straszliwe konsekwencje.
Ka�de... Mog�em, na przyk�ad, wr�ciwszy do w�asnego cia�a, odkry�, �e moja osobowo��
odmieni�a si� w fatalny dla mnie spos�b i nie da si� jej przywr�ci� do normalnego stanu.
Takie mog� dzia� si� rzeczy.
Odruchowo otrz�sn��em si�, wzi��em ze sto�u paczk� papieros�w. Wyci�gn�wszy
jednego po�piesznie zapali�em i wypu�ci�em dym w stron� sufitu. Je�li mam by� szczery to
papierosy zrobione by�y fatalnie. Wyra�nie przemyt z jakiego� chi�skiego cybera. Dym szed�
i smak nie by� jaki� ohydny, ale ogienek na przyk�ad, by� za du�y. Chwilami nawet jako�
dziwnie migota� i sypa� drobniutkimi iskierkami jak z zimnego ognia.
Nagle Nobbin waln�� w st� zniekszta�conymi kleszczami i rykn��:
- Cicho! Co si� tyczy tego nicponia - kreta, to znam go lepiej ni� ktokolwiek inny. Ale
cokolwiek by ten stw�r nie m�wi�, cokolwiek by nie oferowa�, to wszystko jest niczym wi�cej
jak sztuczk�, pr�b� wykiwania. Jasne?
Poczu�em, �e nudz� ju� mnie rozmowy o krecie, i chcia�bym porozmawia� o czym�
innym, ale nagle znieruchomia�em, czuj�c na sobie wzrok Plotki. Lekko odwr�ciwszy g�ow�
zobaczy�em, �e wzrok siedzi mi na ramieniu i jak gdyby nigdy nic myje pyszczek.
- Spadaj st�d - powiedzia�em do niego.
Wzrok bezczelnie u�miechn�� si� i zeskoczywszy na pod�og� rzuci� si� do Plotki.
Zr�cznie wspi�� si� na lad� i z�o�y� w�a�cicielowi meldunek. Ten �ykn�� z niewysokiego
kufla, wype�nionego do po�owy po�yskuj�cym i przelewaj�cym si� jak p�ynny ogie� napojem,
a potem z zafrasowan� min� podmucha� sobie na d�o� lewej r�ki. Pojawi� si� na niej
zainteresowany wzrok Plotki, a ten cisn�� go w moj� stron�, a sam zaj�� si� swoim napojem.
�eby, bro� Bo�e, nie pomyli� zainteresowanego wzroku z �adnym innym, na brzuchu tego
pierwszego �wieci� wielkimi literami napis: �Jestem bardzo, ale to bardzo tob�
zainteresowany�.
Nie powiem, �ebym si� z tego bardzo ucieszy�, chocia�by dlatego, �e kilka razy
m�wiono mi jakie to nowo�ci s� przynoszone przez Plotk� - w dziewi�ciu wypadkach na
dziesi�� s� nieprzyjemne. Zreszt�, tli�a si� jeszcze we mnie nadzieja, �e wszystko jako� si�
u�o�y. W ko�cu jedn� szans� na dziesi�� mam. Grywa�em maj�c znacznie mniejsze szans�.
Zainteresowany wzrok zr�cznie wskoczy� na st� i zapyta� z czu�o�ci�:
- No to co, zaczynamy?
Nagle u�wiadomi�em sobie, �e stolik, przy kt�rym siedz�, znalaz� si� w centrum
uwagi. Hobbin, Nobbin i Gnomek zamilkli jak na komend� i wytrzeszczyli ga�y na
zainteresowany wzrok. Pozostali klienci tawerny poszli za ich przyk�adem. Tylko barman,
zachowuj�c ca�kowity spok�j, ponownie zaj�� si� badaniem p�ywaj�cych pod sufitem rybek.
Jednak�e zauwa�y�em, �e w pewnej chwili gwa�townie nacisn�� na jaki� przycisk pod barem.
Zaraz potem spod sufitu nadlecia� du�y, mieni�cy si� srebrzy�cie �uk i zamar� nad g�ow�
Hobbina. Nie by�o w�tpliwo�ci - barman nie straci ani jednego s�owa z maj�cej si� odby�
rozmowy.
Rozmowy? No tak, zadano mi pytanie i powinienem na nie odpowiedzie�.
- Dobrze. - Wzruszy�em ramionami. - Zacznijmy. A tak przy okazji - co w�a�ciwie
zaczniemy?
- Rozmow�.
- S�uchaj - powiedzia�em tonem zwierzenia. - Czy tw�j pan - nie �yczy sobie
bezpo�redniego ze mn� kontaktu? Brzydzi si�, czy jak?
Gnomek przysun�� si� bli�ej i, lekko tr�ciwszy mnie �okciem w bok, wyszepta�:
- Nie rozumiesz, czy co? Nie powinien tego robi�. Nie mo�e przekazywa� wa�nych
informacji bezpo�rednio. Powinien to robi� za po�rednictwem wzroku. Dociera do ciebie?
- Dociera, pewnie - wymamrota�em i popatrzy�em w stron� Plotki.
Ten skin�� mi lekko g�ow� i niemrawo pomacha� r�k�, jakby potwierdzaj�c s�owa
Gnomka. Co prawda, nie mog�em wykluczy�, �e pokiwa� g�ow� do jakich� swoich my�li, a
r�k� gimnastykowa�, bo mu �cierp�a od trzymania kufla w powietrzu.
- A o czym chcesz ze mn� rozmawia�? - zapyta�em zainteresowany wzrok.
- O interesie. M�j pan chce ci przekaza� pewne informacje. Wa�ne. Dla ciebie. Bardzo
niezb�dne. Dla ciebie r�wnie�. Za pieni�dze, za nikczemn�, w gruncie rzeczy, kwot�. Dla
niego.
- Aha. Pieni�dze, znaczy dla niego, a informacje dla mnie? Pokiwa�em g�ow� z m�dr�
min�.
- W�a�nie - zainteresowany wzrok u�miechn�� si� krzywo i, klapn�wszy na ty�ek,
podrapa� si� �apk� za uchem. - Tak w�a�nie jest. Ale musisz zap�aci� z g�ry.
- Ile?
- Dwie�cie infobucks�w.
- Ho-ho? Nie za du�o?
- Nie, nie za du�o. Informacje Plotki s� tego warte. Przekonasz si� o tym. Oczywi�cie,
po tym jak zap�acisz.
- A je�li oka�e si�, �e jego informacje nie s� warte tej kwoty? - zainteresowa�em si�.
- Nie oka�e si� - zapewni� mnie zainteresowany wzrok. - Je�li uznasz, �e wykiwano
ci�, to pieni�dze zostan� ci zwr�cone. Plotka ci to obieca. Przy �wiadkach.
- Nie strugaj durnia - odezwa� si� Hobbin. - Zg�d� si�. Plotka tak naprawd� nikogo
jeszcze nie wykiwa�.
- Nawiasem m�wi�c - powiedzia�em - ja te�. Dlaczego mam ufa� komu�, kto nie ufa
mnie?
- Jednakowo�, takie s� nasze zasady - o�wiadczy� zainteresowany wzrok. - I nie
zamierzamy ich zmienia�.
Plotka odkaszln��.
Wzrok natychmiast zeskoczy� ze sto�u i rzuci� si� do swego pana. Wymieniwszy
szeptem kilka zda� wr�ci� do mnie i o�wiadczy�:
- Jednak�e dla klient�w, co si� zowie perspektywicznych, czynimy wyj�tki. Na
przyk�ad teraz. Dla ciebie.
Poczu�em rozczarowanie.
Tu, w cyberze, jak i na tureckim bazarze, przy robieniu interes�w nale�y dobrze si�
potargowa�. W przeciwnym przypadku mo�na straci� twarz. Zreszt�, to nie ja zrezygnowa�em
z targowania si�, a Plotka. Co oznacza, �e to on b�dzie pi� piwo uwarzone tym
nieprzemy�lanym post�pkiem.
Nie zosta�o mi nic innego, jak tylko powiedzie�:
- Dobrze, zgadzam si�. Dawaj t� swoj� nowin�.
- Czy to znaczy, �e przybite?
- Tak, oczywi�cie. Wyk�adaj towar. Zainteresowany wzrok weso�o zachichota� i
machn�wszy ogonem powiedzia�:
- Przed chwil� ukradziono ci cia�o.
- Co?
- Ukradziono twoje cia�o, powiadam. Zr�cznie, profesjonalnie. Z�odzieje nawet wdarli
si� do podstawowego banku informacji i skasowali z niego wszystkie informacje o tobie.
Kumasz?
Jak mia�em nie kuma�! Je�eli tylko po�rednik Plotki nie k�ama�, to w obecnej chwili
nie istnia�em. Nie istnia�em - i ju�. W mgnieniu oka kto� odebra� mi cia�o, zapisan� w
podstawowym banku danych przesz�o��, a przekszta�caj�c mnie spowodowa�, �e sta�em si�
pirackim, tu�aczym programem.
Jak, do diab�a, mog�o si� to sta�?
- K�amiesz - o�wiadczy�em.
- M�j pan nigdy nie k�amie.
Powiedziawszy to zainteresowany wzrok pod��y� do Plotki, wskoczy� na jego
wyci�gni�t� d�o� i znikn��. �uk barmana wzni�s� si� do sufitu i r�wnie� wyparowa�. Gapie
przy s�siednim stoliku zacz�li p�g�osem komentowa� moje nieszcz�cie. Hobbin, Nobbin i
Gnomek popatrywali na siebie i wydawali z siebie jakie� bezsensowne d�wi�ki.
Ju� mia�em pogr��y� si� w smutnych rozmy�laniach, poniewa� znalaz�em si� w
sytuacji, w jakiej wcze�niej nie by�em, ale niespodziewanie Nobbin klepn�� mnie w rami� i
o�wiadczy�:
- Wydaje mi si�, �e jest nas wi�cej.
Hobbin ponuro zapyta�:
- Czy to ci� cieszy?
Nobbin wystuka� stopami kr�tki werblowy rytm na pod�odze i o�wiadczy�:
- Szczerze m�wi�c - nie za bardzo. Ale przecie� Essutil nie jest temu winien? Po
prostu tak wysz�o, tak chcia� tego los.
- A ja uwa�am, �e w�a�nie on jest winien temu, co si� sta�o. Pewnie, gdy oddawa�
cia�o na przechowanie chcia� zaoszcz�dzi� i wszed� do cybera przez portal jakiej� parszywej
firemki. No i oszcz�dzi�. A my stracili�my klienta, z kt�rym przyjemnie by�o pogada� i za
pieni��ki kt�rego jeszcze przyjemniej by�o si� napi�.
- Co prawda, to prawda - westchn�� Nobbin. - Stracili�my. Przy tym w do�� �mieszny
spos�b.
- A na dodatek, by� mo�e, dorobili�my si� konkurenta. Nobbin kilka razy stukn��
nogami o pod�og� i powiedzia� zdecydowanym tonem:
- S�uchaj mnie, Essutilu, jeste� dobrym cz�owiekiem i uwierz mi, �e szczerze ci
wsp�czujemy... ale pami�taj, �e �Krwawa Mary� to nasza ojczyzna, i nie mo�emy tu
tolerowa� k�usownik�w.
Akurat w tym momencie Gnomek postanowi� si� oddali�. Wymamrota� co� pod
nosem, �e przypomnia� sobie o wa�nej sprawie i po�piesznie ruszy� do wyj�cia z tawerny.
Dopi�em to, co jeszcze zosta�o w mojej szklance i zapyta�em:
- O czym ty m�wisz?
- O tym, �e jeste� teraz tu�aczym, pirackim programem. Co za tym idzie, pr�dzej czy
p�niej, wpadnie ci do g�owy, �eby oskuba� kt�rego� z klient�w. My, rzecz jasna, nie mamy
nic przeciwko temu, ale pami�taj, �e �Krwawa Mary� to nasz teren �owiecki i w�a�nie tu nie
wolno ci tego robi�. Rozumiesz?
Oszo�omiony pokr�ci�em g�ow�.
- Ach, to tak?
- Tylko si� nie obra�aj - o�wiadczy� Hobbin. - Naprawd� uwa�ali�my ci� za mi�ego
faceta, ciekawie si� z tob� rozmawia�o. I infobucksy zawsze mia�e�. Ale teraz... tw�j status si�
zmieni�. Gwa�townie si� obni�y�. Jako cz�owiek by�e� fajny facet, jako tu�aczy program jeste�
na razie niczym. Nie masz nawyk�w do przetrwania. I nawet nie wiadomo, czy w og�le
pojawi� si� one w twoim przypadku, poniewa� wi�kszo�� tu�aczych program�w ginie, nie
prze�ywszy nawet kilku godzin po stracie swoich w�a�cicieli. Przetrwa� mog� tylko takie
pogramy jak my - wystarczaj�co twarde i sprytne, posiadaj�ce dobrze rozwini�ty instynkt
przystosowania. Jest nas ma�o i musimy rozpatrywa� ka�dy nowy tu�aczy program przede
wszystkim jako konkurencj�.
- Teraz was zrozumia�em - mrukn��em. - To znaczy, �e ta tawema jest waszym
terenem �owieckim, A ja by�em tylko zdobycz�, kt�ra nagle okaza�a si� by� zepsut�.
�mierdz�cego �cierwa, oczywi�cie, nie jadacie i z pogard� si� od niego odwracacie.
- Nic nie rozumiesz - powiedzia� Nobbin. - Zjedliby�my �mierdz�ce �cierwo r�wnie�.
Nie raz tak robili�my. Ale w tej chwili to ty nie jeste� nawet �cierwem, jeste� zero, pustka. A
pustki nie da si� zje��. Przy okazji, je�li ci� a� tak to interesuje, nawet kiedy by�e�
cz�owiekiem nie uwa�ali�my ciebie za �arcie. I my�leli�my o tobie nie tylko jak o
dostarczycielu infobucks�w. Ale teraz...
Znacz�co zamilk�. Hobbin z lekka si� u�miechn��. To nie by� przyjemny u�miech, a na
dodatek w du�ych wypuk�ych oczach widnia�a nie ukrywana ju� gro�ba.
Pomy�la�em, �e nadszed� chyba czas na b�jk�. Powinienem dobrze przy�o�y�
Hobbinowi w kinol, potem przewr�ci� st� na Nobbina...
Problem w tym, �e nie chcia�em tego robi�, w ko�cu mieli troch� racji. W czym? No,
na przyk�ad w tym, �e wyprawiaj�c si� do cyberprzestrzeni, rzeczywi�cie postanowi�em, �e
troch� zaoszcz�dz�. Skorzysta�em z us�ug niespecjalnie pewnej firmy i nawet zrezygnowa�em
z przewodnika. Dlaczego? Po prostu dlatego, �e orientuj� si� w cyberze dla odwiedzaj�cych
ca�kiem nie�le, a porwania cia� zdarzaj�c si� tak rzadko, �e nie warto sobie nimi zawraca�
g�owy.
Logiczne my�lenie, a co za tym idzie - prawid�owe. W ka�dym razie do niedawna tak
mi si� wydawa�o. Teraz, na przyk�ad, rozumia�em, jak g�upio post�pi�em.
Gdybym mia� w tym momencie przewodnika, to udowodnienie, �e jeszcze niedawno
istnia�em w postaci ca�kowicie wyposa�onego i uformowanego cz�owieka nie stanowi�oby
�adnego problemu.
W�a�nie - udowodnienie.
Zdecydowa�em, �e nadszed� czas, by po�egna� si� z tymi dwoma weso�kami,
Hobbinem i Nobbinem, jak r�wnie� z go�cinn� tawern� �Krwawa Mary� i wyruszy� na
poszukiwania w�asnego cia�a.
- Dobra, wszystko rozumiem - powiedzia�em do Hobbina i Nobbina. - Z tego te�
powodu - �egnam pan�w.
- Spadaj r�wno - rzuci� Hobbin. - Mo�esz wr�ci�, gdy tylko twoje sprawy si�
poprawi�.
Wstaj�c od sto�u pozwoli�em sobie na kr�tkie prychni�cie. Scena �ywcem z
bulwarowego romansu. Odpowiednia chwila, �eby si� porycze� z rozrzewnienia.
Usiad�em przy barze i rzuci�em do barmana:
- Jeszcze jedn� szklaneczk�, prosz�.
Pokr�ci� przecz�co g�ow�.
- A pieni�dze?
- Jakie pieni�dze?
- Infobucksy.
- Przecie� zap�ac�...
- A - ciekawe - jak?
Rzeczywi�cie: jak? Nie mam aktualnie ani grosza przy duszy. Jestem teraz nikim, i
zw� mnie nikt. By� sobie �ywy cz�owiek, a zosta� tu�aczy program.
Ju� mia�em p�j�� gdzie nogi ponios�, gdy dotar� do mnie nieco zachrypni�ty g�os
Plotki:
- Nalej mu. Na moje konto.
Barman wzruszy� ramionami i nala� mi porcyjk�. Chwyci�em szklank� i odwr�ciwszy
si� do dobrodzieja, zapyta�em:
- Dlaczego?
W zamy�leniu pokiwa� g�ow� i powiedzia�:
- Mam ku temu swoje powody.
- Jakie? - zainteresowa�em si�.
Takie sztuczki jak pocz�stunek przy barze zupe�nie mnie nie rusza�y. Usi�owa�em
zrozumie�, jakim cudem Plotka dowiedzia� si� o tym, �e ukradziono moje cia�o. Kto m�g� mu
o tym szepn�� na uszko? Czy nie ci niegodziwcy, co to wpadli na pomys�, �eby mnie
oskuba�?
- A nie - jakby odgadn�wszy moje my�li, zachichota� Plotka. - Nie uda ci si�. Ja
handluj� informacjami, a nie �r�d�ami tych�e. Nie mam zamiaru ich zdradza�, a ty nie masz
jak i czym w obecnej swojej sytuacji mnie naciska�. Zreszt�, w�tpi�, czy kiedykolwiek ci si�
to uda. Uwzgl�dnij, �e nie jeste� pierwszy, kt�remu przysz�o do g�owy, �e mo�e spr�bowa�
wyszarpa� ze mnie moje �r�d�a informacji. Mo�esz przepyta� ca�y cyber i dowiesz si�, �e nie
urodzi� si� jeszcze taki, kt�remu si� to uda�o. A ci szczeg�lnie namolni tak sobie nagrzebali,
�e do dzi� nie mog� si� opami�ta� z radochy.
�ykn�� ze swojej szklanki i, energicznie stukn�wszy ni� o kontuar, powiedzia� do
barmana:
- Dawaj no, chlu�nij tu jeszcze.
Barman rzuci� si� do wykonywania polecenia.
Nie widzia�em specjalnego sensu, �eby d�u�ej siedzie� w tawernie, ale istnia�o jeszcze
jedno pytanie, na kt�re chcia�em pozna� odpowied�.
- Dobrze - powiedzia�em. - Je�li handlujesz informacjami, to odpowiedz mi, dlaczego
mi da�e� j� bezp�atnie w�a�nie mi?
Plotka prychn��.
- A sk�d wiesz, �e dosta�e� j� bezp�atnie? Jeste� mi winien dwie�cie infobucks�w, i
d�ug ten nie zginie, nie obawiaj si�.
- Jak to? Przecie� �wietnie wiesz, �e nie mam ani grosza przy duszy.
- W tej chwili. Ale jestem pewien, �e nie tylko przetrwasz, ale przytniesz ogony
porywaczom swojego cia�a. Prawda? Przecie� w�a�nie to zamierzasz zrobi�?
- Masz racj� - zgodzi�em si�.
- No to o co biega? Wr�cisz do cia�a, wr�cisz do swoich pieni�dzy. Dlatego - wal do
przodu! Dopijaj te pop�uczyny i ruszaj na spotkanie niebezpiecze�stwa.
Powiedziawszy to, odwr�ci� si� do mnie bokiem, zdj�� z ramienia wzrok i rzuci� nim o
pod�og�. Wzrok pu�ci� si� p�dem do odleg�ego stolika, przy kt�rym siedzia�o kilka kukaracz,
s�cz�cych tanie piwko i rozprawiaj�cych o czym� z o�ywieniem.
Kukaracze cz�sto bywa�y r�wnie� w innych cyberach, z tego te� powodu mog�y
interesowa� Plotk�. C�, robi� to co chcia�, nie to, co niekt�rzy...
Opr�ni�em szklank� i skierowa�em si� do wyj�cia z tawerny. Najwy�szy czas
spr�bowa� odzyska� swoje cia�o.
Drzwi tawerny z nieprzyjemnym skrzypieniem zamkn�y si� za moimi plecami. Za
klamk� s�u�y�a lwia morda z ogromnym pier�cieniem z br�zu w nosie. Gdy ruszy�em od
drzwi, lwia morda rykn�a za mn�:
- Dzi�kuj� za wizyt�. Koniecznie prosz� nas odwiedzi� ponownie.
- Absolutnie koniecznie - mrukn��em.
Odszed�em na kilka krok�w, wyj��em z kieszeni paczk� papieros�w i zapaliwszy
jednego poszed�em dalej.
To by� cudowny dzie�. Kt�ry� z odpowiedzialnych za pogod� technik�w zdoby�
widocznie �wie�e matryce i wolno dryfuj�ce po niebie ob�oki mia�y niewyobra�alnie czyste,
niezwykle nasycone kolory. S�o�ce z kulistego, jakim by�o w zesz�ym tygodniu, sta�o si�
ognistym p�on�cym kwadratem, podobnym do otwartych drzwiczek pieca parowego. Doko�a
s�o�ca kr�ci�a si� wielka wiewi�rka z wielkimi wytrzeszczonymi oczami i ogromnym
puszystym ogonem. Koniec szerokiej, zawi�zanej na pasie wst��ki trzepota� w powietrzu jak
proporczyk. Gdyby kto� uwa�nie wpatrzy� si� we wst�g� m�g�by przeczyta� na niej napis:
�Powiedzmy zdecydowanie stop inwazji pierzastych na kraj wiecznego mrozu!�.
Przeczytawszy napis pomy�la�em, �e dla technik�w ma to z pewno�ci� jaki� ukryty
sens. Ja, poniewa� nie by�em jednym z nich, nie rozumia�em z tego nic. Nie wykluczone
jednak, �e je�li po�yj� w cyberze d�u�ej...
No tak, od dwudziestu minut jestem sta�ym mieszka�cem cyberu. Oczywi�cie, nie z
w�asnej woli, ale jakie to ma znaczenie? Teraz jestem. Sta�em si� tu�aczym programem.
Przesta�em by� cz�owiekiem. Moje istnienie ogranicza�o si� do przestrzeni cyberu o numerze
12. Na d�ugo, praktycznie na zawsze. Oczywi�cie je�li nie uda mi si� odzyska� swego cia�a,
je�li, przekonawszy si�, �e to niemo�liwe, poddam si�, podnios� �apki od g�ry.
Zreszt�, jeszcze za wcze�nie na kapitulacj�. P�ki istnieje cho�by najmniejsza szansa
na odnalezienie porywaczy musz� j� wykorzysta�.
Doszed�em do rogu i mia�em ju� skr�ci� w przecznic�, gdy cisn��em niedopa�kiem na
jezdni�. Teoretycznie, zaledwie dotkn�wszy pod�o�a, powinien znikn�� bez �ladu.
Akurat. Upad�szy na jezdni� pet zasycza� jak mas�o na rozgrzanej patelni i rozla� si�
granatow� plam�, bardzo podobn� do plamy z atramentu.
O rany, ca�kiem zapomnia�em, �e papierosy s� produkowane w jednym z chi�skich
cyber�w.
Zupe�nie odruchowo spr�bowa�em zetrze� plam� czubkiem buta i osi�gn��em tylko
tyle, �e but nabra� soczystej niebieskiej barwy.
Cholerni Azjaci!
Rozejrzawszy si� doko�a zobaczy�em, �e w kierunku plamy po�piesza ju� dozorca i
odetchn��em z ulg�. Chwa�a Bogu, �e w tym cyberze dozorcy pracuj� jak si� patrzy. Znaczy,
�e z czystym sumieniem mog� i�� dalej. Na pewno z plamami od chi�skich papieros�w
dozorcy mieli do czynienia cz�sto i potrafi� je wywabia�. Skr�ci�em w ko�cu w przecznic�,
omal nie zderzy�em si� z niewysokim, zupe�nie jeszcze m�odziutkim kukaracz�, i nagle
zatrzyma�em si� jak wryty, zobaczywszy gliniarzy.
2.
Na oko nie sprawiali gro�nego wra�enia. Trzy metalowe, wielko�ci ludzkiej g�owy,
opasane czerwonymi pasami kule. Oczywi�cie, ten, co je tworzy�, m�g� nada� str�om
porz�dku posta�, chocia�by dysz�cych ogniem smok�w. Tylko po co? �eby straszy�
turyst�w? Komu to potrzebne? Gliniarze powinni pilnowa� porz�dku i wygl�da� zupe�nie
nieszkodliwie. Do czasu, do czasu... W og�le, gliniarze pojawiaj� si� w tym cyberze do��
cz�sto, ale �eby wparowali tu we tr�jk�, musia�o doj�� do zupe�nie nieprawdopodobnego
zbiegu okoliczno�ci. Albo czego� innego. Trzej gliniarze naraz mogli by� wys�ani na przyk�ad
po to, by zniszczy� pewien, bardzo komu� przeszkadzaj�cy program.
Jaki, na przyk�ad?
Widz�c jak gliniarze formuj� szyk, kt�ry mia� wprowadzi� mnie do p�ksi�yca,
zrozumia�em, �e znam odpowied� na to pytanie. Przecie� mnie, kogo by jeszcze?!
- Proponuj�, �eby� si� dobrowolnie podda�! - zabucza� jeden z gliniarzy. Gwarantuj�,
�e b�dziemy si� z tob� obchodzili humanitarnie, i po niewielkiej korekcie b�dziesz m�g�
przynosi� po�ytek spo�ecze�stwu.
Ju� ja wiem co nieco o tej korekcie, jak i o po�ytku!
Szybko si� rozejrza�em. Trzeba by�o sp�ywa� st�d r�wnym szpurtem. Tylko dok�d? I
jak? Gdziekolwiek si� skieruj�, gliniarze dogoni� mnie bez problemu.
- Je�li masz bro� powiniene� j� natychmiast odda�! - o�wiadczy� gliniarz. -
Niepodporz�dkowanie si� wezwaniu do oddania broni b�dzie zakwalifikowane jako stawianie
oporu w�adzy i zak��cenie porz�dku publicznego.
Kiedy usi�owa�em wymy�li� co powinienem zrobi�, gliniarze przeformowali szyki.
Znalaz�em si� w �rodku regularnego tr�jk�ta, w ka�dym z k�t�w kt�rego znajdowa� si� str�
porz�dku. Wyra�nie usi�owali zyska� na czasie, czekali a� spr�buj� si� ulotni�. Wtedy, w
majestacie prawa b�d� mogli mnie ustrzeli�. I skorzystaj� z tego prawa. Bo w innym
przypadku po co przys�ano by ich tutaj?
Ten, kto buchn�� moje cia�o, wcale nie by� zainteresowany bym wpad� w r�ce w�adz.
Dlatego nie mog�em wykluczy�, �e gliniarze otrzymali instrukcje, by za�atwi� mnie nawet
je�li nie b�d� stawia� oporu. Ale nie tu, na �rodku ulicy, na oczach �wiadk�w, a nieco p�niej,
gdy znajd� si� w bazie danych jednego z nich. Wtedy, zamiast przenie�� mnie dalej, do bazy
og�lnego �adu spo�ecznego, za�atwi� mnie. Oczywi�cie, to nie jest prosta sprawa, ale znacznie
�atwiejsza ni� wyd�ubywanie potem z licznych k�cik�w bazy spo�ecznego �adu wszystkich
odno�nik�w dotycz�cych mojej skromnej osoby.
Z uliczki wyszli trzej tury�ci z przewodnikiem. Widz�c mnie i gliniarzy, zatrzymali
si�. To ju� by�o co�. Tury�ci, rzecz jasna, si� nie licz�. Ale przewodnik na pewno zapami�ta
ten incydent i mo�e nawet spr�buje si� dowiedzie�, co to za tu�aczy program osaczali a� trzej
gliniarze. To jego chleb - wiedzie� o wszystkim, co si� niezwyk�ego dzieje w cyberze. Zdziwi
si� zatem pot�nie, gdy si� oka�e, �e w bazie spo�ecznego �adu �adnych �lad�w po mnie nie
ma.
Tyle, �e mnie osobi�cie nic ju� to nie pomo�e.
- Je�li natychmiast nie wyka�esz si� gotowo�ci� poddania, to mamy prawo ci�
zniszczy�! - o�wiadczy� gliniarz.
Cholera, napraw� mnie za�atwi�! Ale mo�e... mam jeszcze mizern�, niemal nierealn�
szans�, �e gliniarze znale�li si� tu przypadkowo. Poza tym obecno�� przewodnika...
- Czas si� sko�czy�. Poniewa� nie zamierzasz si� podda�, jeste�my zmuszeni...
- Poddaj� si� - powiedzia�em. - Jeste�cie g�r�. Zgadzam si� podporz�dkowa� prawu.
Natychmiast. Przy �wiadkach.
Szybko strzeli�em okiem na przewodnika i turyst�w, przekona�em si�, �e ci�gle
jeszcze przygl�daj� si� scence pochwycenia tu�aczego programu przez str��w porz�dku.
No i �wietnie. Musz� to wykorzysta�.
- Tu�aczy programie, gdy tylko jeden z nas otworzy odbiornik, powiniene�
niezw�ocznie wej�� do niego. Reszt� zajmiemy si� my, zgodnie z zasadami wychwytywania
tu�aczych program�w.
Gliniarz, do kt�rego twarz� sta�em, wysun�� ze swego cia�a przew�d. Koniec
przewodu rozszerzy� si� i zmieni� w lejek odbiornika. Teraz wystarczy�o bym zrobi� kilka
krok�w, skoczy� do lejka i ca�a reszta mojego �ycia b�dzie zale�a�a tylko od gliniarza. Je�li
zostali wys�ani przez porywacza mojego cia�a, to ten lejek jest ostatni� rzecz�, jak� w �yciu
widz�.
Zrobi�em krok do przodu i zerkn��em do �rodka odbiornika.
Mrok. Atramentowy, bez najmniejszej plamki �wiat�a. Chocia�... Stop, co� tam jest...
Malutka, ledwo widoczna plamka. Co to jest? Ach, metka producenta. Mo�na nawet odr�ni�
malusie�kie literki: Lobotom. 154/873.
Strasznie stary ten odbiornik. Dawno takie wysz�y z u�ycia. W ka�dym razie gliniarze
powinni korzysta� z doskonalszego sprz�tu.
I korzystaj�. A ta weso�a tr�jca - to najprawdziwsi przebiera�cy. Trzy stare programy
gliniarskie - widocznie z�odzieje mojego cia�a gdzie� je wygrzebali i wys�ali, �eby mnie
za�atwi�y.
- Tu�aczy programie, to jest ostatnie ostrze�enie. Nast�pnego nie b�dzie. Natychmiast
przyst�pujemy do likwidacji.
U�miechn��em si�, przepe�niony nadziej�, �e m�j u�miech wygl�da wystarczaj�co
z�owieszczo.
Tak wi�c, gliniarze to wycofane modele. Bardzo dobrze! Wprost wspaniale! Maj�
pewn� tak� w�a�ciwo��, o kt�rej nie ka�dy wie. Ja, przyk�adowo, wiem. Przypadkowo. Dzi�ki
pewnemu cz�owiekowi, dobremu specjali�cie z dziedziny obs�ugi cyber�w - tam, w wielkim
�wiecie. Kiedy� mi o tej w�a�ciwo�ci powiedzia�. A ja zapami�ta�em.
Teraz ta przypadkowa i na pierwszy rzut oka niepotrzebna informacja powinna mnie
uratowa�. W�a�nie tak! Nie ma niepotrzebnej wiedzy. Ka�da wcze�niej czy p�niej si�
przyda.
- Poniewa� ty, tu�aczy programie, nie zamierzasz podporz�dkowa� si� naszym
��daniom, przyst�pujemy...
Po�piesznie krzykn��em:
- Ta�czy� pies po fortepianie!
Gliniarze wy��czyli si�.
Wyszed�em z utworzonego przez nich tr�jk�ta, zrobi�em kilka krok�w i mimo
wszystko nie wytrzyma�em - odwr�ci�em si�. Zgadza si�. Str�e porz�dku nie zamierzali
mnie �ciga�. Nie zamierzali w og�le niczego robi�. Trzy stalowego koloru kule, zupe�nie
nieprzydatne do niczego i oboj�tne na wszystko.
No i �wietnie.
Zerkn��em w stron� �wiadk�w. Tury�ci, rzecz jasna, nic z tego nie rozumieli. Stali z
t�pawymi g�bami i p�g�osem do siebie m�wili. Ale przewodnik...
Przewodnik od razu zorientowa� si� co i jak. Nie zd��y�em nawet odej�� na kilka
krok�w od miejsca spotkania ze str�ami porz�dku, jak dwoma susami dogoni� mnie i
zapyta�:
- Co to by�o, brachu, kod strojeniowy?
- Nie - odpowiedzia�em z godno�ci�. - Ulubione przekle�stwo mojej babci. Dzia�a na
gliniarzy bez pud�a.
- Gdzie zdoby�e� kod?
Westchn��em.
Mo�e akurat jest dobry moment, �eby opowiedzie� mu wszystko? O tym, �e jaki�
niegodziwiec, a dok�adniej - jacy� niegodziwcy ukradli moje cia�o. O tym, �e w�a�nie teraz
koniecznie musz� powiadomi� o tym policj�, tam, w wielkim �wiecie, i to im szybciej tym
lepiej. Tylko, �e ma to ma�o sensu. Kto jak kto, ale przewodnicy najlepiej wiedz�, do czego s�
zdolne tu�acze programy, �eby tylko zdoby� oficjalny status. Nie uwierzy w moj� opowie��.
- Nie przeci�gaj. Widzisz, �e czekaj� moi klienci.
- A je�li powiem ci, �e pozna�em ten kod w wielkini �wiecie?
- Akurat ci uwierz�. Nie �ciemniaj, gadaj, gdzie zdoby�e� kod. Potem, jak si�
oporz�dz� z klientami, postawi� ci szklaneczk�.
No tak, to bez sensu. Nie uwierzy za skarby �wiata.
- Pos�uchaj - powiedzia�em. - Po co ci strojeniowy kod gliniarzy przechodzonego
modelu? Co b�dziesz z nim robi�?
- A... - Przewodnik wyra�nie rozczarowany pokiwa� g�ow�. - Dlaczego od razu mi nie
powiedzia�e�?
Chwyci�em go za r�kaw kurtki. Na dotyk niczym nie r�ni� si� od prawdziwego
materia�u stamt�d, z wielkiego �wiata. No, w ko�cu to przewodnik, nie byle kto...
- S�uchaj, bracie, dopiero co ukradziono mi cia�o. A przedtem by�em takim samym
cz�owiekiem jak i ty. Rusz g�ow�, przyjrzyj mi si� dobrze... Czy istniej� takie programy?
Przewodnik u�miechn�� si� krzywo.
- Nie takie istniej�!
- No to mog� ci� skl�� tak, jak �aden program nie wydoli: trzypi�trowo i z koloratur�?
A mo�e chcesz, �ebym ci opowiedzia� szczeg�owo, jak� tras� idzie si� z centrum New
Sybirska do pomnika starych b��d�w? Albo opowiem ci jak zdemoralizowa�em nauczycielk�
literatury, m�odziutk� dziewczyn�, prosto z �awy uniwersytetu?
Przewodnik wyrwa� r�k� i po�piesznie skierowa� si� do turyst�w, mamrocz�c pod
nosem:
- Ja bym te kukaracze mordowa� bez lito�ci! Bawi� si�, cholery jedne, tworz� szalone
programy i za�miecaj� nimi cyber. Nienormalne. Nie mo�na potem kroku zrobi�, �eby si� nie
natkn�� na kolejny wytw�r m�odego geniusza.
- St�j! - krzykn��em. - Poczekaj! Mog�, daj mi tylko szans�, mog� udowodni�, �e
by�em cz�owiekiem. Zapytaj o co chcesz. Chcesz to ci opowiem, jaki kolor ma klapa sedesu w
moim mieszkaniu!?
Przewodnik nawet si� nie odwr�ci�. Podszed� do turyst�w i co� szybko do nich
powiedzia�, ca�a tr�jka po�piesznie si� oddali�a.
�eby si� przynajmniej kt�ry� odwr�ci�, bydlaki!
Pokiwa�em ze z�o�ci� g�ow� i poszed�em w drug� stron�.
No dobra, eksperyment zosta� wykonany. Wynik negatywny. Nie, nie ma co liczy� na
czyj�� pomoc. Powinienem wszystko zrobi� sam, poradzi� sobie w�asnymi si�ami, a na
pocz�tek przynajmniej musz� si� dowiedzie� kto si� po�akomi� na moj� pow�ok� cielesn�. A
potem musz� j� z powrotem przej��.
Pro�ciej by by�o p�j�� nie wiem dok�d, i znale�� nie wiadomo co. Jestem zamkni�ty w
tym cyberze i nie przedostan� si� do innego. Nie m�wi�c ju� o tym, �e nie dam rady znale��
si� w komisariacie gliniarzy. To znaczy - mog� teraz uda� si� na poszukiwanie prawdziwych
gliniarzy i odda� si� w ich r�ce, po dobremu. Mog�. Ale kto mi zagwarantuje, �e przerzuc�
mnie do bazy swojego zarz�du? Ten, co wys�a� po mnie tr�jc� gliniarzy na pewno uwa�nie
�ledzi ka�dy m�j ruch. I, oczywi�cie, zrobi wszystko, �eby mnie zniszczy�.
Musz� przedosta� si� do wielkiego �wiata, �eby zg�osi� kradzie� swojego cia�a
str�om porz�dku. Tylko tam wys�uchaj� mnie prawdziwi, �ywi ludzie. Tam wiem, co mam
robi� i - najwa�niejsze - jak. Tam mog� walczy� na ca�ego. Tu wok� mnie - kurort, miejsce
relaksu, nic wi�cej. Tu jestem tylko go�ciem, a to znaczy, �e jestem kruchy, a przyczyna ca�ej
tej krucho�ci le�y w tym, �e nie znam wszystkich praw i regu�, wedle kt�rych �yje wirtualny
�wiat.
A powinienem zna�... Chocia�, jak mog�em przewidzie�, �e kto� si� po�aszczy na
moje cia�o? Co si� w nim komu� spodoba�o? Zwyczajne cia�o, zwyczajny trzydziestoletni
m�czyzna, o ca�kowicie standardowej profesji - handlarz nieruchomo�ciami.
I musia�em wpa�� w ten kompot akurat tu, w�a�nie w tym cyberze. Je�li co� tego typu
zasz�oby tam, gdzie �yj� bogacze, co uciekli w wirtualny �wiat spod kosy pewnej ko�cistej
damulki, to by�o by �atwiej. Tu natomiast b�dzie ci�ko.
Pewnie, nie mo�na powiedzie�, �e ten cyber-12 to slumsy. Widywa�em ju� gorsze
cybery, takie, w kt�rych bez uzbrojonych i na wszystko zdecydowanych przewodnik�w nie
ma co si� pokazywa�. Mimo wszystko jednak... Tylko wariat powiedzia�by, �e �yje si� tu
dostatnio i przyjemnie.
Chocia�, ca�kiem mo�liwe, �e m�j pobyt tu ma te� jasne strony. Na przyk�ad: w tym
ba�aganie �atwiej jest ukry� si� przed prze�ladowcami ni� w cyberze dla bogaczy. Przed
prze�ladowcami? No jasne, a przed kim jeszcze? Pewnie niegodziwy z�odziej cia� do
schwytania mnie i zlikwidowania rzuci� wszystko, co m�g�, w tym tr�jk� przestarza�ych
gliniarzy. Mia�em szcz�cie, �e na razie natkn��em, si� tylko na nich. W�r�d prze�ladowc�w z
pewno�ci� s� prawdziwi zawodowcy, od kt�rych nie da si� tak �atwo odczepi� jak od
gliniarzy.
Ciekawe, na ile ten bydlak wyceni� moj� g�ow�? Pewnie niezbyt nisko.
Hm... marzenie ka�dego, za kt�rego g�ow� wyznaczono nagrod� - otrzyma� za ni�
pieni�dze do r�k w�asnych. Ale zazwyczaj otrzymuje je kto� inny.
Zatrzyma�em si� i rozejrza�em z uwag�.
Wygl�da, �e zb��dzi�em ku wykrotom... Zgadza, si� - oto one. Wykroty. Miejsce, do
kt�rego zwyczajni ciekawscy tury�ci zazwyczaj nie zagl�daj�. Chocia� kto ich tam wie? Tam,
w wielkim �wiecie, cmentarne hieny nie zdarzaj� si� wcale tak rzadko, jak by si� mog�o
wydawa�.
Nie wytrzyma�em i mimo wszystko podszed�em do jednego do�u i zajrza�em do
�rodka. Zwyczajna dziura, du�a, kwadratowa, do po�owy wype�niona p�p�ynnymi glutami
szarego koloru. Oczywi�cie, wi�kszo�� tych zg�stk�w by�a kiedy� zwyk�ymi nieo�ywionymi
programami, nie reprezentuj�cymi sob� nic szczeg�lnego, jednak�e na pewno ostatni�
przysta� znalaz�o tu r�wnie� kilka tu�aczych program�w. Takich samych, do jakich teraz i ja
nale��.
Wstrz�sn�� mn� dreszcz. Pomy�la�em, �e moi prze�ladowcy w zasadzie mog�
specjalnie si� nie stara� - w ko�cu jedyna rzecz, jakiej naprawd� potrzebuj� to dok�adna
kontrola wszystkich wyj�� z cyberu, uniemo�liwienie wymkni�cia si� z niego mojej persony.
Je�li im si� to uda, to by� mo�e niczego wi�cej nie potrzebuj�. Zgin� tu sam, bez
jakiejkolwiek pomocy, trafi� do wykrotu, mo�e w�a�nie do tego, nad kt�rym stoj�.
Jeden ze zg�stk�w poruszy� si�, wyda� przeci�g�y j�k i ponownie ucich�.
Wzdrygn��em si�.
Oto w�a�nie ten stan... Na po�y �ycie, na po�y - �mier�.
Ciekawe, co czuj� l�duj�ce w wykrocie tu�acze programy? Czy s� �wiadome, �e
stopniowo, nieodwo�alnie umieraj�? Czy czuj� przy tym b�l? No i jak to si� odbywa? Wolne
wygasanie, ni to �mier�, ni to sen, czy te� d�uga m�cz�ca agonia? A mo�e ten wykrot jest
tylko ostatnim punktem w d�ugim �a�cuchu cierpie�?
Zanim wpad�y do�, na pewno wiele wycierpia�y, na pewno odczuwa�y rozpacz,
u�wiadamia�y sobie, co to jest w�asny rozpad, nieodwracalny jak wizyta reketier�w u
w�a�ciciela �wie�o otwartego luksusowego lokalu.
Prychn��em gorzkim kr�tkim �miechem.
Rozpad, ca�kowity rozpad, to w cyber�wiecie ekwiwalent �mierci. Ka�dego kto nie
potrafi zarabia� tu infobucks�w czeka w tym miejscu taki w�a�nie koniec. Rozpad, a na ko�cu
wykrot.
Przypomnia�em sobie jak to t�umaczy� pewien znajomy kukaracza. �e niby
wszystkiemu winne jest negatywne pole informacyjne, powstaj�ce w wyniku nap�ywaj�cej
bez przerwy do cybera informacji. Informacja i jeszcze raz informacja. Niewyczerpane morze
informacji. W�a�nie dzi�ki niej istnieje cyber, jak r�wnie� ci, co w nim �yj�. To jest krew
cybera, to jest powietrze, jego podstawa i osnowa. Istnieje wsz�dzie, bez niej nic si� nie
dzieje.
Rzecz jasna - jej cz�� gubi si�, wymyka spod kontroli. W wyniku tego powstaje
negatywne pole informacyjne. Nie da si� od niego uciec, a ono, jak kwas, prze�era ka�dy
program, jaki wpad� do cybera. Nie od razu. Stopniowo. Bardzo wolno. Ale nieodwo�alnie.
Informacji, kt�ra wpada do cybera i p�ynie dalej, do bank�w danych, pole nie zagra�a,
poniewa� zbyt kr�tko na ni� dzia�a. Ale jest niebezpieczne dla tych, co siedz� w cyberze stale.
Je�li jaki� mieszkaniec cybera nie wprowadza systematycznie w siebie program�w
odtwarzaj�cych, to zginie. A programy odtwarzaj�ce znajduj� si� w jedzeniu i piciu. Innymi
s�owy - je�li sta�y mieszkaniec cybera nie b�dzie jad� i pi� - jego koniec jest bliski.
Kopnie w kalendarz z g�odu, dok�adnie tak samo, jak to si� dzieje w wielkim �wiecie.
Jedyna r�nica polega na tym, �e umieraj�cy z g�odu tu, w cyberze, nie b�d� chudli
ani puchli, nie b�d� wpadali w g�odowe omdlenia czy ulatywali do krainy g�odowych
halucynacji. Wolno, dzie� po dniu, godzina po godzinie, b�dzie si� taki delikwent rozpada�.
Najpierw straci kolor, potem zarysy cia�a, wreszcie nadejdzie kolej na my�lenie, pami��,
przyswajalno�� informacji.
Je�li proces ten posunie si� zbyt daleko, nie da si� go ju� zatrzyma�. Program traci
kszta�t, umiej�tno�� przyswajania informacji, a to znaczy �e i posilania si�. Nawet gliniarze
nie ruszaj� takich program�w - kto wie, w co si� zdeformowa�y? Zaczniesz j� delejtowa�, a
sam si� zarazisz. Najprostsze i najbardziej racjonalne wyj�cie - wrzuci� gin�cy pogram do
takiego wykrotu, �eby nie k�u� w oczy turyst�w. Wcze�niej czy p�niej rozpad dokona si�
ostatecznie. Albo si� nie dokona. Kto wie, mo�e kiedy� wylezie z takiego wykrotu jakie�
monstrum?
A w�a�nie - monstrum... Czy nie czas, bym przesta� marnowa� czas na bzdury? P�ki
jeszcze nie znale�li mnie najemnicy, wys�ani przez z�odziei mego cia�a, by doko�czy�
spraw�. Mo�e nadszed� czas bym i ja co� zrobi�?
Uda�o mi si� w ko�cu oderwa� wzrok od wykrotu i oceni� swoje po�o�enie. No tak, na
razie, jak mawia� grabarz, doko�a spok�j. Na razie. Wyci�gn�wszy z kieszeni paczk�
papieros�w zapali�em jednego i po�piesznie oddali�em si� od wykrot�w.
Niech martwi maj� swoje, �ywi - swoje. Na razie jeszcze istniej� i ci, co zamierzaj�
wys�a� mnie w niebyt, b�d� musieli nie�le si� nam�czy�. Postaram si�, s�owo honoru, �eby
nagrod� za moj� g�ow� dostali z wielkim trudem. Albo w og�le nie dostali.
Na razie trzeba dotrze� do portalu, przez kt�ry wlaz�em do cybera, zachowuj�c przy
tym maksymaln� ostro�no��, �eby nie wpa�� na po�cig. Tam, w wielkim �wiecie, o ile, rzecz
jasna, uda mi si� powr�t, znajdzie si� kilku przyjaci�, co to b�d� w stanie pom�c mi wr�ci�.
A co si� stanie, je�li mi si� to nie uda? Czy kt�ry� z przyjaci� domy�li si�, �e
wpad�em w tarapaty, i czy zaryzykuje poszukiwania mojej skromnej osoby, a na dodatek nie
gdzie� tam, a w�a�nie tu, w cyberze? Innymi s�owy - czy mog� liczy� na pomoc przyjaci� z
zewn�trz, z wielkiego �wiata?
Rozwa�a�em to tak i siak i wysz�o mi, �e nie ma co na to liczy�. Nie, problem nie w
braku przyjaci�. Na przyk�ad Lukianus na pewno by�by do tego zdolny. I Doc. Na pewno ju�
si� niepokoi, gdzie mnie ponios�o. Problem w tym, �e w cyberze nie b�d� mnie szuka�. A
je�li nawet b�d� to na ko�cu. Dopiero wtedy, gdy stanie si� jasne, �e przytrafi�o mi si� jakie�
nieszcz�cie. Na razie zaczn� od tego, �e obdzwoni� wszystkich znajomych. Potem wpadn�
na my�l, �e prze�ywam kolejn� mi�osn� przygod� i skoncentruj� si� na znalezieniu tej, kt�ra
tak zaw�adn�a moimi zmys�ami, �e zapomnia�em dla niej o przyjacio�ach. To im si� nie uda.
Wtedy odczekaj� jeszcze troch� i dopiero potem wpadn� na pomys�, �e musia�em wpakowa�
si� w jakie� szambo. A do tego czasu albo mnie zabij�, albo umr� z g�odu.
Ze z�o�ci� paln��em niedopa�kiem w jezdni�.
Nie, nie ma co liczy� na pomoc z zewn�trz. Z�odziej cia�a wszystko sobie doskonale
obmy�li�! Niewykluczone, �e w tej chwili spokojnie paple o jakich� bzdurach z Dociem. A
ten nawet nie podejrzewa, �e obok niego siedz� nie ja, a obcy w moim ciele.
Chocia�... nie, nie mam racji. Kto jak kto, ale Doc czy Lukianus na pewno wyczaj�
podmiank�. Ten numer nie przejdzie. Dlatego, albo moja grzeszna pow�oka posz�a na cz�ci
zapasowe, albo zosta�a, �e tak powiem, wykorzystana w ca�o�ci. Rozpatrzmy pierwszy
wariant: rozcz�onkowano cia�o na cz�ci zamienne. Czy to si� mog�o zdarzy�? Bez w�tpienia.
Jednak�e to, co zrobiono z moim cia�em kosztuje bardzo du�o. Czy kto� m�g� wywali� takie
ogromne pieni�dze tylko po to, by zdoby� kilka organ�w do przeszczep�w?
W�tpliwe. O wiele taniej i �atwiej mo�na kupi� jakie� cz�ci na czarnym rynku
transplant�w. Niekt�rzy z przesiedle�c�w do cyber�w sprzedaj� stosunkowo dobrze
zachowane cz�ci swoich cia� naprawd� za tanioch�. Wystarcza im, �e uzbieraj� kwot�
gwarantuj�c� nabycie komputerowej nie�miertelno�ci. Co z tego wynika? A to, �e z�odziej
mego cia�a potrzebowa� go w ca�o�ci. By� mo�e gdzie� w wielkim �wiecie p�ta si� teraz
cz�owiek, uznawany przez wszystkich za mnie, i czyni wielce, wielce niedobre rzeczy.
Ostatnia my�l nie spodoba�a mi si�. Bardzo.
Zatrzyma�em si� i si�gn��em do kieszeni po papierosa, ale natychmiast si�
rozmy�li�em.
Nie, papierosy musz� oszcz�dza�. Je�li nie uda mi si� wr�ci� do wielkiego �wiata w
najbli�szym czasie, pomog� mi tu wytrzyma�. Oczywi�cie, papierosy by�y z Chin i w�tpliwe,
by zawiera�y mocne programy stabilizuj�ce. Ale jak si� nie ma co si� lubi... to si� lubi...
A tak w og�le - czy nie pora, bym si� troch� ruszy�? S�dz�c ze wszystkiego im
szybciej wpadn� do wielkiego �wiata tym bardziej prawdopodobne jest, �e unikn� wielkich
k�opot�w.
3.
Jakie� dziesi�� krok�w od portalu zatrzyma�em si�. Tak w og�le to nie przypomina�
ani portalu, ani bramy. Ot, niewielki domek w staroniemieckim stylu. Spiczasty dach.
W�skie, pochodz�ce od strzelnic, okienka. Drzwi pozornie d�bowe, zdobione krzy�em z
kutych, �elaznych sztab.
Portal.
Gdyby wszystko by�o w normie, to przechodz�c przez te drzwi ju� po jakich� trzech
minutach po��czy�bym si� ze swoim, pozostaj�cym w stanie nie�wiadomo�ci, zgodnie z
prawem �O zakazie powielania osobowo�ci�, cia�em. Z tym, �e tym razem nie ma mowy o
�adnej normie.
Tam, z drugiej strony portalu, nie by�o mojego cia�a. Ciekawe - po licho tu
przylaz�em? Nacieszy� wzrok widokiem mi�ego domku i wr�ci� do wykrot�w? Mo�e
powinienem sam do kt�rego� wskoczy�, �eby nie trudzi� gliniarzy?
Guza tam, niedoczekanie ich!
Opar�em si� plecami o stoj�cy po�rodku drogi, wyra�nie bezpa�ski samoch�d. S�dz�c
z wygl�du w�a�ciciel porzuci� go jaki� tydzie� temu, �wiadczy� o tym dach i boki wozu. Pod
wp�ywem negatywnego pola informacyjnego niemal straci�y sw�j kolor, sta�y si� szare, jakby
popr�szone m�k�.
Tak wi�c, mam przed sob� portal, przez kt�ry trafi�em do tego �wiata. Mog� wej�� i
spr�bowa� wy�uszczy� swoje pretensje przedstawicielowi serwisuj�cej ten portal kompanii.
I co dalej?
Pewnie nic szczeg�lnego. Najpewniej poinformuj� mnie, �e gdzie� wydarzy�a si�
spora awaria. Firma strasznie si� pokaja i obieca mi w najbli�szym czasie wszystko
wyprostowa�. A na razie mo�e uprzejmie zgodz� si� wr�ci� do zaproponowanego przez firm�
sztucznego cia�a? Oczywi�cie - najlepszy model, prawie nie r�ni�cy si� od naturalnego,
ludzkiego?
Na t� propozycj� b�d� zmuszony - w ko�cu chcia�em wr�ci� do wielkiego �wiata - si�
zgodzi�. W otoczeniu ca�ego bezmiaru r�norodnych przeprosin zaprosz� mnie do
odbiornika. Ja, rzecz jasna, p�jd�. A przedstawicielowi firmy nie pozostanie ju� nic innego,
jak wyda� jedn� jedyn� komend� deletuj�c� mnie i nikt wi�cej, nigdy, w �adnej postaci mnie
nie zobaczy. Sto do jednego, �e w�a�nie tak to si� odb�dzie.
Z najbli�szego domu wyszli dwaj tury�ci. Lekko kiwaj�c si� na nogach ruszyli w moj�
stron�. Rzuci�em na nich oboj�tnie okiem. Tury�ci, wielka rzecz... Weseli, poniewa� nie
wiedz� co to prawdziwe k�opoty. Niechby si� znale�li na moim miejscu, dowiedzieliby si�
gdzie raki zimuj�.
Gdy zwiedzaj�cy zr�wnali si� ze mn� jeden z nich powiedzia�:
- Patrz, to chyba tu�aczy program. Ale numer!
- Ale gdzie tam - entuzjastycznie zaoponowa� drugi. - Nie ma w nich nic zabawnego.
Zwyczajne programy, przestarza�e i dlatego do niczego si� nie nadaj�. Odrzuty.
Zatrzymali si� i - ci�gle si� sprzeczaj�c - przygl�dali si� mojej osobie, jakby by�a nie
wiadomo jakim kuriozum.
- Nie gadaj. Pami�taj, �e w tym �wiecie r�wnie� dzia�a prawo doboru naturalnego,
kt�re g�osi, �e prze�ywaj� najsilniejsi. Gdyby tu�acze programy by�y nic nie wartymi
odrzutami, gliniarze w try miga wy�apaliby je wszystkie. Prawo doboru naturalnego to wielka
rzecz.
- Zgoda. Ale nie uwzgl�dni�e�, �e same programy tu�acze nie mog� si� rozwija�. Co
wi�c ma do tego dob�r naturalny?
- Du�o. A programy te mog� si� rozwija�. Chcesz wiedzie� jak?
- Tak, powiedz mi, skoro� taki m�dry.
- Zaraz zapytamy sam przedmiot sporu. Us�yszysz, co nam odpowie.
- Niech ci b�dzie. Tylko pewnie b�dzie chcia� jak�� zap�at�.
- Drobiazg. Z dziesi�� infobucks�w mu wystarczy.
Przygotowa�em si� i przyjrza�em im uwa�niej.
S�dz�c z wygl�du musieli mie� fors�. Maski by�y wykonane bardzo, ale to bardzo
przyzwoicie, starannie co si� zowie; mimika - najlepszy test jako�ci wykonania - niemal nie
r�ni�a si� od prawdziwej. Z masek s�dz�c, stali przede mn� dwaj typowi przedstawiciele
plemienia urz�dnik�w. Obaj mieli po jakie� trzydzie�ci pi�� - czterdzie�ci lat. Jeden by�
blondynem, na twarzy kt�rego zastyg� wyraz bardziej przystaj�cy do miesi�cznego
szczeniaka, pewnego, �e ca�y �wiat stworzono tylko po to, by go kocha� i rozpieszcza�. Jedyn�
rzecz�, jak� drugi r�ni� si� od pierwszego, by� kolor w�os�w. Ten by� brunetem.
Znaczy�o to, �e je�li tylko maski nie by�y wykonane nielegalnie, wbrew prawu �O
zgodno�ci zewn�trznego wygl�du odwiedzaj�cych cybery�, sta�y przede mn�, z punktu
widzenia dowolnego tu�aczego programu, dwa bardzo �akome k�ski. Wspomniani ju� Hobbin
i Nobbin na pewno wyszabrowaliby od nich kwot� wy�sz� ni� zakichane dziesi��
infobucks�w. A w�a�nie - kto mi przeszkadza w wykonaniu takiego� manewru? W ko�cu -
nie da si� ukry� - pieni�dzy brakowa�o mi w wymiarze katastrofalnym.
- Czym mog� s�u�y�... e-e-e, panom?
Stara�em si�, m�wi� ostro i nieco z g�ry. Je�li klienci �akn� egzotyki to j� dostan�.
Blondyn rzuci� na bruneta zatroskane spojrzenie, a tamten postanowi� nie kluczy� tylko
zapyta� wprost:
- Powiedz no nam, kochany, czy rzeczywi�cie jeste� tu�aczym programem?
Wed�ug scenariusza, zanim odpowiem, powinienem rozejrze� si� i obrzuci� klient�w
podejrzliwym spojrzeniem. Tak zrobi�em. Zadzia�a�o. Tury�ci natychmiast r�wnie� si�
obejrzeli i, najwyra�niej nie widz�c zagro�enia przysun�li si� bli�ej.
- Jak si� panowie domy�lili�cie? - zapyta�em p�g�osem, robi�c konspiracyjn� min�.
- Zupe�nie przypadkowo - po�piesznie zatrajkota� blondyn. - Zapewniam pana, �e
zupe�nie przypadkowo.
- Widz�, �e jeste�cie panowie lud�mi bywa�ymi - o�wiadczy�em. - Z tego wynika, �e
nie musz� wyja�nia�, jakie dla mnie mo�e mie� konsekwencje rozmowa z wami.
- Oczywi�cie, oczywi�cie - zapewnili mnie ch�rem.
Wed�ug mnie wytrze�wieli ju� ca�kowicie i teraz �a�owali, �e wszcz�li rozmow� o
tu�aczych programach. Oceni�em, �e ju� dojrzeli do ul�enia ich kieszeniom, o�wiadczy�em z
bezczeln� min�:
- Na pocz�tek po dysze od �ba. Potem b�d� ca�kowicie do waszej dyspozycji.
Blondyn pos�usznie si�gn�� do kieszeni, wyj�� ze� wa�ki plik banknot�w i wyj�wszy
dwa papierki poda� mi je niezdecydowanym gestem.
Zakl��em w my�lach.
Ech, gdyby na moi miejscu byli Hobbin i Nobbin, nie daliby takiej plamy. Te kurczaki
okaza�y si� t�ustsze ni� ni� s�dzi�em. Trzeba by�o za��da� wi�cej. Zreszt�, co si� sta�o, to si�
nie odstanie.