Beverley Jo - Kuszenie losu

Szczegóły
Tytuł Beverley Jo - Kuszenie losu
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Beverley Jo - Kuszenie losu PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Beverley Jo - Kuszenie losu PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Beverley Jo - Kuszenie losu - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 przełożyła Anna Bielska tb8s Warszawa 2006 Strona 2 Maidenhead, Anglia, listopad 1761 Ś wiatło księżyca wpadało do chłodnego koryta­ rza, spowijając go tajemniczą poświatą. Z pewnością to właśnie księżyc sprawiał, pomyśla­ ła Portia St. Claire, że intruz wyglądał niczym Książę Ciemności. Blade, idealnie wyrzeźbione rysy dosko­ nałego piękna; ciągnące się z tyłu ciemne, skórzane skrzydła... Uniosła ciężki pistolet i wycelowała w jego pierś. -Stój! Postać znieruchomiała. Dziewczyna dostrzegła dłonie: eleganckie, o długich palcach, unoszące się w uspokajającym geście. Nagle okazało się, że czar­ ne skrzydła to po prostu długi, ciemny płaszcz. Wciągnęła powietrze drżącymi ustami. To, co zo­ baczyła, oznaczało, iż duch jest jak najbardziej z krwi i kości. Był nikim więcej jak tylko pospolitym włamy­ waczem. To oznaczało, że znalazła się twarzą w twarz z przestępcą. Mądrzejsza kobieta, słysząc brzęk tłu­ czonego szkła, schowałaby się pod łóżko. Portia na­ tomiast chwyciła pistolet matki, sprawdziła, czy jest naładowany, i ostrożnie zeszła na dół, by sprawdzić, co się dzieje. Jej motto brzmiało: „Strach, któremu stawi się czoło, jest strachem pokonanym", ale teraz 5 Strona 3 zastanawiała się, czy rzeczywiście zawsze jest to Była jednak taka drobna. Niższa od niego o po­ prawdą. Intruz nie wyglądał na pokonanego i po za­ nad głowę. Pomimo sukni i zwojów szali, którymi by­ trzymaniu go Portia nie miała najmniejszego poję­ ła opatulona, mógł dostrzec, iż jest delikatnej budo­ cia, co począć dalej. Z rękawów płaszcza wystawał wy. Dłonie, w których trzymała wielki pistolet, były fragment białej koronki. bardzo małe i kruche. Drogiej koronki. Kruchość jednak nie była określeniem, które przy­ Na lewej dłoni miał pierścień z ciemnym kamie­ chodziło mu na myśl. niem, którego refleksy w srebrnej poświacie księżyca Rezolutna. mówiły Portii, iż jest to drogocenny klejnot. W oko­ Albo pikantna. licy twarzy błyszczała kolejna droga ozdoba - wysa­ Energia, wywołana po części odwagą, po części dzany kamieniami szlachetnymi kolczyk. agresją, a po części strachem, tryskała z niej niczym Z pewnością nie był to pospolity włamywacz. iskry z płonącego drewna. Nie mógł stwierdzić, ja­ - Zatrzymałem się, jeśli byłaś łaskawa zauważyć - kiego koloru były jej opadające na plecy włosy, ale ton głosu był grzeczny, a akcent wskazywał na dobre domyślał się, iż są rude. Naprawdę zastrzeliłaby go, pochodzenie. gdyby ją sprowokował i samo to wystarczało, aby go - Zatrzymałeś się - odparowała ostro Portia. - Te­ zaintrygować. raz odwrócisz się i wyjdziesz. Było to również niewygodne. Miał mało czasu - Albo? na ukończenie misji, a ten mały wojownik najwyraź­ - Albo zawołam straże! Słyszałam dźwięk tłuczo­ niej uparł się, by go powstrzymać. Najpierw spróbo­ nego szkła. Jesteś włamywaczem. wał odwołać się do rozsądku. Dostrzegła delikatny uśmieszek na jego twarzy. - Przyznaję się, że wybiłem okno kuchenne, by się - Tak mi się zdaje. Jak jednak chcesz wezwać stra­ dostać do środka, madam. Ale nikt nie otwierał drzwi. że, pilnując mnie, mignon? - Zawsze się włamujesz, kiedy nikt nie otwiera Portia zacisnęła zęby. drzwi? - Wyjdź! Natychmiast! Zastanowił się. - Albo? - zapytał ponownie. - Ogólnie rzecz biorąc, domy, do których stukam, - Albo cię zastrzelę. zwykle mają służbę. Ty nie masz służby? - O wiele lepiej - przytaknął. - To mogłabyś zrobić. - To nie twój interes! Bryght Malloren był rozbawiony. Trafił w czuły punkt. Kim, do diabła, była? Ten Nie spodziewał się, iż ta misja go rozbawi, ale te­ dom w Maidenhead był wynajmowany przez hrabie­ raz stanąwszy twarzą w twarz z żarliwą obrończynią go Walgrave'a jako areszt domowy dla jego córki, la­ ogniska domowego, musiał się powstrzymywać, by dy Chastity Ware. Bryght spodziewał się, iż zastanie nie wybuchnąć śmiechem. go pustym, skoro Chastity uciekła. Prawdopodobnie od razu by go zastrzeliła, gdyby Młoda kobieta uniosła pistolet. się roześmiał. - Wyjdź! 6 7 Strona 4 -Nie. iż jest to zły pomysł. Mężczyzna leża! pomiędzy jej Bryght usłyszał, jak syknęła z irytacją, i czekał nogami, a jej prosta sukienka i jedna halka stanowi­ na rozwój wypadków. By strzelić z zimną krwią ły marną barierę. do człowieka, trzeba być pozbawionym serca, a nie­ Sposób, w jaki jego wytworne usta wygięły się, sta­ zależnie od cech charakteru tej młodej osóbki, nie nowiąc komentarz do jej położenia, sprawił, że za­ uważał, by była właśnie taka. pragnęła podrapać tę piękną twarz. Nikt nie miał Okazało się, że miał rację. Nie pociągnęła prawa mieć wyrazu twarzy rozbawionego Lucyfera, za spust. a zwłaszcza napastliwy włamywacz. - A teraz - rzekł - mam rozsądny powód, by się tu - Kim jesteś?! - zapytała. znajdować. - Bryght Malloren, niekoniecznie do usług. A kim - Jakiż to rozsądny powód tłumaczy włamanie? ty jesteś? - Przybyłem, by zabrać dokument, który należał - A to, proszę pana, nie pański interes - usiłowała do poprzedniego mieszkańca. się jakoś wydostać, ale on trzymał ją jak w pułapce. - Jakiego poprzedniego mieszkańca? - Wobec tego nazwę cię Hipolitą, królową Ama­ - Masz mnóstwo pytań. Powiedzmy, że damy. zonek - odgarnął lok z jej czoła i delikatność tego - Jakiej damy? gestu zbiła ją z tropu. Podobna łagodność zabrzmia­ - Wolałbym nie odpowiadać - zmęczony tą grą, ła w jego głosie, gdy powiedział: - Zawsze walczysz zrobił krok w przód, by ją rozbroić. na przekór wszystkiemu, Hipolito? Zobaczył, jak wciąga powietrze i unosi pistolet Jego ciemne włosy były w nieładzie. Wysunęły się jeszcze wyżej. Do diabła. Rzucił się na jej nogi do­ z wstążki i swobodnie opadały kosmykami na twarz. kładnie w chwili, kiedy pociągnęła za spust. Ten widok był rozbrajający. Portia znalazła się na plecach przyciśnięta potęż­ - Miałam pistolet. nym ciałem. Dłonie miała zdrętwiałe od odrzutu pi­ - I co z tego? stoletu, a w głowie huczały dzwony od uderzenia Uśmiechnął się. Portia warknęła. Ten drań nabijał o posadzkę. A może to huk pistoletu? Nigdy przed­ się z niej. tem nie wystrzeliła z broni w pomieszczeniu. Hałas - Zejdź ze mnie - wycedziła. był potężny. - Najpierw odbiorę swoje fanty. Wlepiła przed siebie wzrok i dojrzała, że na twa­ - Fanty? rzy włamywacza malował się wyraz pewnego zatro­ Poczuła pierwsze dotknięcie realnego strachu. Usły­ skania. Mężczyzna uniósł się na łokciach, by mogła szawszy dźwięk tłuczonego szkła, wystraszyła się. Kie­ zaczerpnąć tchu. dy zeszła na dół i zobaczyła ciemną postać, niemal - Jak śmiałeś! zdrętwiała z przerażenia. Ale w jakiś sposób, uprawia­ - Nie mogłem pozwolić, byś mnie zastrzeliła. jąc szermierkę słowną z tym mężczyzną, nie bała się - Więc trzeba było wyjść! - Portia usiłowała go naprawdę. Teraz zdała sobie sprawę, iż jest na jego ła­ z siebie zrzucić, ale natychmiast zdała sobie sprawę, sce. Nie miała w sobie nic z panienki, w młodszych la- 8 9 Strona 5 tach była łobuziakiem, ale nigdy przedtem nie znalazła - Nie wydusisz nawet jednej łzy? się bezbronna we władzy obcego mężczyzny. Drażnił się z nią i Portia przywołała do porządku - Fanty - powiedział, a łagodny ton jego głosu nie swoje zmysły. Ponownie spróbowała, czy uścisk ze­ ukoił jej rozdygotanego serca. lżał, ale on tylko go mocniej zacisnął. Złapała się na tym, iż wpatruje się w jego kolczyk, - Nie uważasz, że mam powód do płaczu? dyskretny, lecz ze szlachetnym kamieniem sztyft. Je­ - Nie uważam, byś była beksą, moja Amazonko, dynie najdziksi dranie nosili tak niesłychane ozdoby chyba że potraktujesz to jako broń i tylko najbogatszych było stać na takie klejnoty. Pocałował ją. Znalazła się we władaniu bogatego, rozpustnego Przez całe dwadzieścia pięć lat Portia nigdy nie by­ drania. ła całowana w taki sposób. Żaden mężczyzna nie Uśmiechnął się i był to diabelski uśmiech. przygniatał jej do podłogi swoim ciałem i nie przy­ - Zawsze żądam fantów od kobiet, które usiłują trzymywał podczas pocałunku. mnie zabić. Był to jednak czuły atak. Portia chciała jeszcze walczyć, ale ręce miała za­ Portia, przygotowana na coś znacznie gorszego, plątane w szale. Zanim je uwolniła, on już był gotów, poczuła się w tej czułości niemal jak w pułapce. Przy­ by chwycić jej nadgarstki. pomniała sobie w porę, że mężczyzna ten jest jej - Czy ty kiedyś przestajesz walczyć? wrogiem i nie poruszyła się pod jego ciężarem, nie - A co by to pomogło? wykonała żadnego ruchu. Wygięła się w jego uścisku, który natychmiast stał Bryght wycofał się i Portia usłyszała w jego głosie się mocniejszy. przebłysk humoru: -Boli! - Jakim arsenałem broni dysponujesz, moja wo­ - To przestań ze mną walczyć. jowniczko? Jeśli pozwolę ci wygrać, czy ty pozwolisz - Będę płakać. mi zabrać dokument? Nie stanowi on dla ciebie żad­ - Naprawdę umiesz to robić na zawołanie? Cie­ nej wartości. kaw jestem to zobaczyć. -Nie. Portia syknęła ze złości, lecz jej strach przypływał Roześmiał się i wstał, a potem pomógł jej się pod­ falami. Z jakiegoś powodu nie bała się naprawdę te­ nieść. Usiłowała złapać równowagę i pozbierać po­ go mężczyzny. To było najdziwniejsze. Zdała sobie gniecione szale. Minął ją i ruszył w górę schodów. sprawę, że ciężar na niej, głównie podtrzymywany -Stój! przez jego ramiona, koił ją i że zrobiło jej się ciepło, Portia ruszyła za nim; biegła, stukając obcasami podczas gdy do tej pory było jej chłodno. Dotarły o drewnianą posadzkę. do niej delikatne zapachy. Lawenda, jak sądziła Mężczyzna poruszał się zwinnie, jakby dobrze znał od jego bielizny, i perfumy, takie jakich używali męż­ ten dom, i od razu skierował się do sypialni. Ozna­ czyźni, lecz subtelniejsze. Nieciężkie, wykorzystywa­ czało to, iż jednak nie znał domu. Pokój stał pusty, ne głównie, by przykryć zapach brudu i chorób... pozbawiony jakichkolwiek mebli. 10 11 Strona 6 Być może pomylił domy. Pomimo łomoczącego serca Portia spojrzała mu Portia wpadła za nim do pokoju i chwyciła go prosto w oczy: za płaszcz. _ Wdarłeś się do tego domu, sir. Nie pozwolę - No widzisz! Nic tu nie ma! na to najście. Mężczyzna rozpiął płaszcz i poszedł dalej, zosta­ - Innym razem, Hipolito, chętnie i z radością wiając ją ze swoim okryciem w rękach. Rzuciła je sprawdziłbym na co mi pozwolisz, a na co nie, ale tym na ziemię i pobiegła za nim. Skierował się w stronę razem sprawa jest pilna. Pozwól mi uświadomić so­ kominka. Portia wyprzedziła go i stanęła między nim bie, iż najszybszym sposobem na pozbycie się mnie a kominkiem, dysząc. będzie umożliwienie mi znalezienia tego, po co przy­ - Ani kroku dalej! byłem. Zatrzymał się ledwie centymetry od dziewczyny. - Będziesz musiał udowodnić, iż masz prawo W końcu dotarło do niej, że zachowywała się bardzo, do tego dokumentu. Do kogo on należy? ale to bardzo lekkomyślnie. - Powiedziałem ci. Do damy - w jego głosie poja­ W pokoju znajdowały się dwa wysokie, niezasło- wił się ostrzegawczy ton zniecierpliwienia. nięte okna, przez które wpadał blask księżyca ukazu­ - A jak to się stało, że znalazł się tutaj? jący mężczyznę w całej okazałości. Pod ciemną ma­ - Powiedzmy, że była tu gościem. rynarką oraz skórzanymi bryczesami do konnej jazdy Portia rozejrzała się po pustym pokoju: znajdowało się z pewnością doskonałe ciało. -Tutaj? Wątpię. Na pięknej twarzy malował się upór, świadczący - Może ma ascetyczny gust. Zastanawiam się, dla­ o tym, iż mężczyzna nie zawraca z raz obranej drogi. czego tak żarliwie bronisz tego miejsca? Czy hrabia A cel tej drogi znajdował się teraz przy kominku. Walgrave zasługuje na taką przysługę? Matka Portii często narzekała na nieposkromiony Imię to zwróciło uwagę Portii. Jeśli ten cały Mallo- charakter córki, zrzucając winę na imię, jakie wybrał ren wiedział, że dom wynajmowany był przez hrabie­ dla niej ojciec. Hannah Upcott sądziła, iż imię Portii go Walgrave'a, z pewnością nie trafił tutaj przypad­ wyzwala chęć podbicia świata. Nalegała, by jej druga kiem. córka dostała na imię Prudencja. Po raz pierwszy Portia zastanowiła się, czy sprawy, Hannah ciągle przewidywała, iż niespokojna natu­ które go tu przywiodły, są zgodne z prawem. W końcu ra Portii wpędzi ją w tarapaty i często mówiła: „Ci, zapukał do drzwi jak uczciwy człowiek. Słyszała stuka­ którzy kuszą los, ryzykują utratę wszystkiego." Portia nie, ale zignorowała je. Nikt nie przyszedłby tu do niej, wystraszyła się, iż zaraz okaże się, że matka miała ra­ a nie miała zamiaru otwierać drzwi późną nocą. cję, ale nadal nie mogła uczynić ani kroku w bok. - Hrabia, podobnie jak każdy inny właściciel do­ Jej oponent nie wykonał żadnego widocznego ge­ mu, ma prawo wymagać, by był on nienaruszalny. stu, by sobie z nią poradzić. - Wątpię, by tak potężny hrabia nazwał to skrom­ - Skoro nic tu nie ma, to skąd ta gorączka. ne miejsce swym domem. Wynajmował je dla okre- 12 13 Strona 7 słonych celów. Ale skoro to własność hrabiego, zasta­ ła jak jego usta zbliżają się ku jej wargom. Serce wa­ nawiam się, co ty tu robisz. Jesteś może gospodynią? liło i poczuła, jak kręci jej się w głowie. Do diabła - Z pewnością nie! z nim, do diabła z nim, do diabła... - Wobec tego intruzem, tak jak ja? W końcu na­ _ Więc, mignon - wyszeptał centymetry od jej ust tknąłem się na ciebie, czającą się w ciemnościach dlaczego nie pozwolisz mi na niecne zachowa­ z pistoletem w dłoni. nie? - Nie czaiłam się! Jesteśmy gośćmi, sir. Jesteśmy Portia w końcu przyznała, że zupełnie do niego nie dobrymi znajomymi hrabiego, który nas tutaj zaprosił. pasuje. Był lordem, draniem i potężnym mężczyzną Nie powiedziałaby mu, że ona i jej brat są zuboża­ bez serca, skoncentrowanym jedynie na swym celu. łymi suplikantami i hrabia zażyczył sobie, by oczeki­ Wymknęła się, a on ją wypuścił, obdarowując ją wali tutaj dla jego przyjemności. wszechwiedzącym uśmieszkiem. -Nas? Niech plagi egipskie spadną na jego głowę! Portia zdała sobie sprawę, iż wpadła w pułapkę, Portia zebrała resztki godności i wykonała teatral­ a rozmowa stawała się niebezpieczna. ny gest w stronę pustego paleniska i jego drewniane­ - Nas? - powtórzył miękkim tonem. go wykończenia. - Mnie, dziesięciu rosłych braci i troje służby - od­ - Czyń swą powinność mój panie. Nie mogę się parowała z wysoko uniesioną brodą. - Wszyscy w tej doczekać, kiedy wyczarujesz papier z powietrza. Je­ chwili są nieobecni. steś może magikiem? - Tylko troje służby? Jakże skromnie. Ja wymagam - Być może jestem - zrobił krok do przodu, lecz tylu osób do porannej toalety. zamiast przyjrzeć się rusztowi bądź zerknąć w górę Nie była do końca pewna, czy żartuje. do pełnego sadzy komina, przyjrzał się miejscu, - Nie pozwolę ot tak sobie, byś robił tutaj, co ci się w którym boazeria łączyła się ze ścianą. Portia nie żywnie podoba, panie Malloren. mogła się oprzeć, by nie podejść bliżej i nie przyjrzeć - Lordzie Arcenbryght Malloren. Absurdalne się temu, co robił. imię, ale własne. Mężczyzna sprawdził miejsce między drewnem Portia była świadoma tego, iż wlepia w niego oczy, a ścianą, ale nagle przeklął i possał palec. ale celnie zripostowała: - Och, Boże - powiedziała Portia z udawanym - Twoja pozycja społeczna nie usprawiedliwia nie- współczuciem. - Czyżbyś złamał paznokieć, mój pa­ godziwości, mój panie. nie? - To prawda - uwięził ją, opierając dłonie o ścianę Spojrzenie, jakie jej posłał, sprawiło, iż pożałowa­ po obu stronach jej głowy. - Ale sprawia, że jest ła swego niewyparzonego języka. o wiele mniej prawdopodobne, bym stanął przed są­ - Czy naprawdę coś tam jest? - spytała bardziej dem za swoje grzeszki, prawda? spolegliwym tonem. Był tak wysoki, że musiała odchylić głowę, by spoj­ - Tak, panno ciekawska, naprawdę jest - sięgnął rzeć mu w oczy, aż rozbolała ją szyja. Nagle zobaczy- do kieszeni po scyzoryk, by rozwiązać problem. - Je- 14 15 Strona 8 steście więc gośćmi, tak? Sądziłem, że hrabia jest - Ale to mógł być list do przyjaciółki na temat naj­ lepszym gospodarzem. Najwyraźniej brakuje tu służ­ modniejszych sukni. by, mebli i ciepła. -A jest? - Inne pokoje są normalnie umeblowane. - Obawiam się, że nie. - A ogrzewanie i służba? Ach, zapomniałem, wy­ Jego ramię unieruchamiało ją, a mimo to Portia szli z dziesięcioma braćmi. była odprężona. Ponownie poczuła brak jakiegokol­ - Właśnie, a ja wolę chłodne temperatury. Są wiek zagrożenia z jego strony, a mocny uścisk dawał zdrowsze - złożyła ramiona, żałowała, że nie ma sza­ jej niemal poczucie pewności. Trudno było być nie­ li i starała się nie drżeć. wielką kobietką odpowiedzialną za wszystko. Jak by - Wybacz mi, ale nie wierzę w ani jedno słowo to było mieć obok siebie silnego mężczyznę na każ­ z tego, co mówisz. Jednak wątpię, iż miałoby to mnie de żądanie? interesować. W zasadzie skoro chcesz zwędzić coś Nierozsądne. Jaki sens ufać mężczyznom, kiedy po­ z własności hrabiego Walgrave'a, masz moje błogo­ trafią stracić dach nad głową z powodu złych inwesty­ sławieństwo. cji lub przegranej w karty? Tak jak stało się to w wy­ Portia poczuła, jak włos jeży jej się na głowie. padku jej ojca, który potem się zastrzelił. Jak w wypad­ - Jak śmiesz sugerować... ku jej przyrodniego brata, który wpędził ich w tarapaty. On jednak nie zwracał na to uwagi. Odepchnęła jego ramię. - Ach - odezwał się i zaczął wysuwać zwinięty pa­ - Puść mnie. Masz to, po co tu przybyłeś, a ja nie pier. Ostrożnie wyjął go czubkiem noża i chwycił. mogę cię powstrzymać, byś tego nie zabierał. - Abrakadabra! - Cieszę się, że wreszcie zdałaś sobie z tego sprawę. To przeważyło szalę. Portia wyrwała papier z jego Puścił ramię, dziewczyna wyswobodziła się i stanę­ ręki i uciekła. Złapał ją z tyłu za suknię i przyciągnął ła z nim twarzą w twarz. Rozbawienie, które nie zni­ do siebie, wyrywając dokument z dłoni. kało z jego oblicza, przysłonił teraz delikatny cień. - Bardzo lekkomyślnie - powiedział. Sposób, w jaki patrzył na trzymany w ręku doku­ Wiedziała o tym, teraz w jego głosie nie było ment, był niepokojący. Ku swemu zdumieniu Portia w ogóle rozbawienia. Unieruchamiał ją jednym ra­ poczuła jakąś czułość, potrzebę pocieszenia go. mieniem, trzymając złożony papier tuż przed jej twa­ - Czy to są dokumenty, których szukałeś? - spytała. rzą. Pachniał mocno perfumami „Otto of ross" i Por­ Skierował na nią wzrok. tia odwróciła się od tego zapachu. - Czy uważasz, że za kominkiem jest cała kolekcja - Nie lubisz zapachów? - Powiedział to lekkim to­ perfumowanych liścików miłosnych? Cóż za ciekawa nem, ale nic nie mogło jej przekonać, że jest w do­ myśl! Powinienem chyba to sprawdzić... - Nie wyko­ brym humorze. nał żadnego ruchu w tym celu, ale z zamyśleniem - Jest nieco zbyt intensywny, mój panie. przewracał kartki. - Byłoby wstydem, gdybym stąd - Dama szlachetna i cnotliwa, jak sądzisz? wyszedł, znalazłszy po prostu spis rzeczy do prania, - Wątpię. którym ktoś zatkał dziurę w kominku, prawda? 16 17 Strona 9 - To, mój panie, nie jest spis rzeczy do prania. - St. Claire? - Powtórzył cicho niczym przekleń­ - Rozpoznajesz ten typ, Hipolito? Tak, naprawdę stwo. - Nic dziwnego, iż tak ci pilno, by dostać te li­ podejrzewam, że jest to namiętny list miłosny, będą­ sty w swoje ręce - uśmiechnął się kwaśno. - Cieka­ cy raczej świadectwem miłości niegrzecznej niż udu­ we, za co chcesz je przehandlować? chowionej - mówił lekko, ale w nim nie było tej lek­ Portia usiłowała wbić się w ścianę, byle tylko uciec kości. Była w nim ciemność i jakieś napięcie. Nawet przed jego złośliwością. czując, iż nie przedstawia on sobą żadnego dla niej - Za nic, zupełnie za nic. niebezpieczeństwa, dziewczyna zadrżała. - Nie? Mnóstwo tu niebezpiecznych informacji, Stali tak zamrożeni w ciszy, jaka zapadła, zdawa­ chcesz dowodu? - Otworzył list, jedną ręką nadal łoby się na wieki, potem mężczyzna rozwinął list przytrzymując dziewczynę. - Jest zaadresowany i podsunął go w stronę światła księżyca. do Herkulesa od niejakiej Desiree. Zobacz, co pisze: Portia zobaczyła, jak zmienia się wyraz jego twa­ „Myślę o twym potężnym orężu w mojej satynowej rzy. Jakby przeczytał złe wieści. Odsunęła na bok kieszonce, a Weak Tea myśli, że jęczę z jego powodu. buntownicze myśli i podeszła bliżej, by położyć dłoń Kiedy spotkaliśmy się w ostatnim tygodniu w teatrze, na jego rękawie. miałam między nogami twoją chusteczkę...". - Mój panie, co to jest? Dziewczyna szarpnęła go za rękę. Złapał ją za materiał sukni. -Przestań! - Czas na twoje tajemnice, Hipolito. Kim jesteś Przerwał czytanie. i co tutaj robisz? - Sądzę, że Desiree spodziewałaby się, iż bardziej się - Jestem gościem hrabiego! - Z jej ust wyrwał się postarasz, by go ode mnie wydobyć, Portio St. Claire. pisk, który w końcu został zduszony czystym przera­ - Nie znam żadnej Desiree! żeniem. Przycisnął ją do ściany. - Dobra, dobra, oboje wiemy, że to nie jej praw­ - Nie ma służby, nie ma świateł. Pistolet, niezdro­ dziwe imię. we zainteresowanie tymi listami. Spróbuj raz jeszcze. - Prawdziwe czy nieprawdziwe, nie znam jej! - - W mojej sypialni jest świeca! Usiłowała wyrwać się z jego uścisku. - Puść mnie, - I pistolet? - powiedział z udawanym niedowie­ proszę! - Nienawidziła błagalnej nuty w swym głosie, rzaniem. ale była gotowa błagać go, byle tylko się wyrwać. Du­ - Słyszałam, że ktoś się włamuje. sił ją strach, a serce tłukło się w piersi. - Po prostu -I natychmiast zeszłaś na dół spotkać się z włamy­ weź swój list i idź - wyszeptała. waczem? Ty, panienka z dobrego domu, zachowała­ Mężczyzna stał plecami do okien, więc jego twarz byś się w ten sposób? Jak ci na imię, Hipolito? pozostawała w cieniu. Zrobiłaby wszystko, byle się od niego uwolnić. - Masz zamiar pozwolić mi z tym odejść bez walki? - Portia St. Claire. - Tak. Tak! Nie pomogło. Wpatrywał się w nią, a w jego oczach - Dlaczego więc usiłowałaś mi go wykraść? znowu rozbłysły iskierki. Kiedy nie odpowiedziała, potrząsnął nią. 18 19 Strona 10 - Dlaczego? - Och, do diabła! - Wyłącznie po to by ci pokrzyżować plany - wysapała. Bryght Malloren wyrwał świecę z ręki 01iviera Nagle puścił ją. i walnął go nią w głowę. Olivier padł nieprzytomny. - Jestem zdumiony, w jaki sposób udało ci się do­ Portia krzyknęła i ruszyła do przodu. Zatrzymała się, żyć takiego wieku, panno St. Claire. kiedy intruz zwrócił się ku niej; jego twarz w blasku Portia odsunęła się od szaleńca. świecy przedstawiała demoniczny widok. - Mam dopiero dwadzieścia pięć lat. - Kiedy ten kogucik oprzytomnieje, powiedz mu, - Wziąłem cię za młodszą, zarówno z wyglądu, jak kim jestem. Jako Malloren mógłbym go zgnieść jak i z zachowania. - Niebezpieczeństwo gdzieś się ulotni­ pchłę. Jako człowiek szpady, mógłbym go zabić z jedną ło i mężczyzna wydawał się szczerze rozbawiony. - Kie­ ręką związaną za plecami. A nie miałbym większych dy spotkasz się z Desiree, powiedz jej, że Bryght Mal- wyrzutów sumienia, zabijając jakiegoś St. Claire'a. loren ma jej list i zgłosi się do niej w sprawie zapłaty. Portia zacisnęła dłonie w pięści. Portia wyprostowała się i zerknęła na niego. - Wynoś się stąd, ty arogancki bandyto! - Mówię ci, że nie znam żadnej Desiree! Jesteś szalony. Mężczyzna nie wykonał najmniejszego ruchu, ale On tylko uniósł brew i odwrócił się w stronę wyj­ spojrzał na nią lodowatym wzrokiem. ścia, schylając się po drodze po płaszcz. Portia nie - Twoje zachowanie poprawia się, Hipolito, ale protestowała dłużej, ale modliła się w duchu, by nic musisz nauczyć się dyskrecji. Czy naprawdę chcesz nie przeszkodziło w jego odejściu. ze mną kolejnej wojny? Stało się jednak inaczej. - Żałuję, że nadal nie mam pistoletu. Tym razem W drzwiach stanął jej młodszy brat, Olivier, ze nie wahałabym się. Precz! świecą w ręku. Migotliwe złociste światło przebiło Ruszył w jej stronę, ale przystanął. się przez cień. - Łzy amazonki - powiedział miękkim tonem - to - Portia? Co ty tutaj robisz po ciemku? Kim pan jest broń, którą można pokonać każdego mężczyznę. jest, sir? - Skinął nieco ironicznie głową, obrócił się i wy­ - Włamywaczem - rzekł grzecznym tonem Bryght mknął z pokoju. Malloren i zerknął na Portię. - A twoi pozostali po­ Dopiero w tej chwili Portia zdała sobie sprawę tężni bracia i trzech służących? z tego, że płacze. - Po prostu odejdź - odparła Portia. Gdyby nadal miała naładowany pistolet, z miejsca 01ivier był jedynie piętnaście centymetrów od niej zastrzeliłaby drania. wyższy i nie był żadnym przeciwnikiem dla Mallore- Spojrzała na brata, który zaczynał się poruszać na. Najwyraźniej jednak nie zdawał sobie sprawy i pobiegła na schody, by się upewnić, że intruz rze­ z tego zagrożenia. czywiście sobie poszedł. Dotarła tam i w tym samym - Włamywacz? Służący? Co tu się dzieje? Żądam momencie usłyszała trzask zamykanych drzwi. od pana wyjaśnienia, sir! - Baba z wozu koniom lżej - wymamrotała. Oby Wolną ręką sięgnął po szpadę. nigdy więcej nie miała go ujrzeć. 20 Strona 11 Kiedy znaleźli się na schodach i stan Oliviera wy­ dał jej się lepszy, rzekła: Rozdział II - Opowiedz mi o Mallorenach. - Rothgar - odparł, jakby to stanowiło wystarcza­ jące wyjaśnienie. - Co za Rothgar? W tym czasie znaleźli się w korytarzu i pod ich sto­ pami zachrzęściły kawałki tynku. 01ivier podniósł leżą­ cy na ziemi pistolet i spojrzał na podziurawiony sufit. - Dlaczego wypalił tu z pistoletu? - To ja - odparła uspokajająco Portia, prowadząc go U słyszała jęk i wróciła do Oliviera, który ostrożnie sprawdzał stan swojej żuchwy. - Niech to szlag. Kto to był? I co, u licha, robiłaś dalej. - Byłam zaskoczona. Niestety nie trafiłam. Olivier ponownie zerknął na sufit. - Nie trafiłabyś go, chyba żeby fruwał. tu, zabawiając tego mężczyznę? Postanowiła nie wtajemniczać Oliviera w szczegó­ - Zabawiając? Drań się włamał! ły zdarzenia. Chociaż był od niej młodszy, poważnie Olivier stanął chwiejnie na nogach i poprawił upu- przejmował się pozycją głowy rodziny. Podejrzewała drowaną perukę. jednak, że gdyby stanął do konfrontacji z Bryghtem - Włamał się? Dlaczego? Nie ma tu nic cennego. Mallorenem, rezultat byłby katastrofalny. Przynajmniej nie dla takiego człowieka jak on - po­ Było to jednak mało prawdopodobne. Olivier nownie sięgnął po szpadę. - Kim on jest? siadł za kuchennym stołem i ukrył głowę w dłoniach. - Lord Arcenbryght Malloren, tak się przedstawił. - Bryght Malloren, niech go diabli. Ostatnią rze­ Dłoń 01iviera opadła z rękojeści szpady; wlepił czą, jakiej nam trzeba, to poróżnić się z Mallorenami. wzrok w Portię, jakby co najmniej ogłosiła epidemię - Kim oni są? dżumy w Maidenhead. Olivier uniósł wzrok. - Malloren! - Mallorenowie? To jedna z wielkich rodzin. Bo­ - Znasz go? gaci i wpływowi, z wieloma koneksjami. - Mallorena? Oczywiście, że nie - rozglądał się Portia postawiła na stole dwa kubki. wokół przymglonym wzrokiem, nadal odczuwając - To dlaczego taki człowiek włamywałby się do do­ efekty okrutnego ciosu. mu? Portia wzięła go pod ramię i poprowadziła w stro­ - Są znani ze swoich ciemnych sprawek. nę schodów. - Ciemnych sprawek? Mówisz, jakby byli prze­ - Przyszedł tu po list, który ktoś tu zostawił. Może stępcami. Chociaż rzeczywiście muszę stwierdzić, że zejdziemy do kuchni? Tam jest ciepło i sądzę, że zo­ ten człowiek tak właśnie się zachowywał. stało trochę kawy. Olivier się skrzywił. 22 23 Strona 12 - Ludzie tacy jak Mallorenowie mogą robić, co prawdę nie lubiła przyjmować tego, co zsyła Opatrz­ chcą. ność i raczej walczyła z losem. Często denerwowała Postać intruza tyle właśnie mówiła. Portia zapra­ ją matka i ojczym, którzy byli spolegliwi i niechętni gnęła móc postawić przed sądem jednego z Mallore- podejmowaniu jakiegokolwiek ryzyka. nów za jego zbrodnie. Chciała zobaczyć go w kajda­ Teraz zrozumiała, że powinna była być im nach. Wyobrażając go sobie na szubienicy, poczuła wdzięczna. jednak drżenie serca. Nie, tak daleko nie chciała się 01ivier, podobnie jak ona, lubił wyzwania. Lubił posuwać. niebezpieczne sporty i chciał wstąpić do armii. Za­ Postawiła na stole cukier i dzbanuszek śmietanki. rzucił ten pomysł z powodu niepokojów matki - Co to znaczy Rothgar? i zwrócił się ku hazardowi; stracił pieniądze i być mo­ - Markiz Rothgar. Jest głową rodu. że dom. Jeśli nie zdobędzie pięciu tysięcy gwinei Portia wróciła do pieca po imbryk. w ciągu tygodnia, posiadłość Overstead będzie stra­ - Znam to nazwisko z gazet. Lord Rothgar zajmu­ cona na zawsze. je ważną pozycję w parlamencie. Bryght Malloren był podobnym typem, jak się - Niewątpliwie tylko taką, która służy jego własnym zdawało, a nie młodym, niedoświadczonym chłop­ interesom. Z całą pewnością jest draniem o lodowa­ cem jak Olivier. Był dojrzałym mężczyzną unurza- tym sercu. Bryght to hazardzista. nym w grzechu. Portia musiała na chwilę odstawić imbryk. Portia spojrzała surowym wzrokiem na brata. Czy Hazardzista. Przekleństwo jej życia. grał przeciw lordowi Bryghtowi? Czy ten człowiek Cały świat zdawał się pochłonięty szalonym nało­ nie tylko włamał się do jej domu i napadł ją, ale rów­ giem hazardu. Zanim się urodziła, hazardzista był jej nież zagarnął całe jej życie i dom za jednym rzutem ojciec. Po ślubie, „nawrócił się", ale zamiast zająć się kości? uczciwą pracą, zaczął inwestować w ryzykowny spo­ Znalazła w sobie siły, by unieść imbryk i postawiła sób, skuszony perspektywą ogromnych zysków. go na stole. Stracił wszystko i zastrzelił się. - Dobrze znasz lorda Arcenbryghta? - spytała. Portia była wtedy niemowlęciem i nie pamiętała Olivier wlepił w nią wzrok. tego zdarzenia. Jednak wystarczająco często o nim - Mallorena? Daleko poza moim zasięgiem, moja słyszała, zwłaszcza od matki, która chciała ostrzec ją droga. Nawet nie rozpoznałem go w tym świetle. Ale przed jakimkolwiek podejmowaniem ryzyka. wszyscy o nich wiedzą. „Nie bądź taka jak ojciec, Portio, nie myśl, że je­ - Co wszyscy o nich wiedzą? steś zawsze mądrzejsza od innych, że wygrasz z prze­ - Ze są bogaci, wpływowi i nikomu nie pozwalają ciwnościami. Przyjmij to, co zsyła ci Opatrzność". się im sprzeciwiać. Portia nagle przypomniała sobie, jak ten Malloren Portia usiadła naprzeciw niego. zapytał się jej, czy walczy z przeciwnościami. Jak to - Jeśli są tak bogaci, po co któryś z nich miałby być się stało, że tak szybko i tak dobrze ją poznał? Na- hazardzista? 24 25 Strona 13 Olivier westchnął. Portii nie podobało się wyciąganie jej młodzień­ - Usiłowałem ci to wyjaśnić, Portio. Każdy gra. czych wybryków. Gra król i królowa, ministrowie. Nawet biskupi gry­ - To zupełnie była inna sprawa. wają! I każdy mężczyzna, który chce nazywać się - To jest to samo! - Pochylił się ku niej z błyszczą­ prawdziwym mężczyzną, uprawia hazard. cymi oczami. - Podniecające w tej przygodzie było - Ale dlaczego? ryzyko. Ryzyko, że skręcisz kark. Ryzyko, że dosta­ Od czasu, kiedy 01ivier powrócił do Overstead niesz baty. Ryzyko, że bracia Bollard zobaczą cię z szokującymi wieściami, że przegrał posiadłość i zabiją jako świadka. Podobnie jest przy stoliku, Por­ w grze, Portia zadawała to pytanie. Dlaczego rozum­ tio. Podnieca ryzyko. Im większe, tym większa zaba­ na ludzka istota ryzykowała wszystko za sprawą jed­ wa! Sprawdza temperament mężczyzny. Sprawia, że nej karty lub jednego rzutu kością? żyje... - nagle zdał sobie sprawę ze znaczenia własnych Olivier nalał sobie kawy. słów i zapadł się w krzesło. - Ja jednak już z tym - Cóż mogę rzec? Mężczyzna musi grać, inaczej skończyłem. Daję ci słowo, moja droga. uznano by go za dziwnego faceta. Zacznijmy od te­ Portia nalewała sobie kawy lekko drżącymi ręko­ go, że jest to oznaka odwagi, temperamentu. Ten, ma. Olivier obiecywał, że nie będzie więcej grał, ale który nie gra, określa sam siebie jako kogoś nieśmia­ ona niekiedy mu nie wierzyła. Mówił o hazardzie ni­ łego i bezwartościowego. czym zakochany człowiek, zakochany w ryzyku. - Gdyby granie było niemodne i niepopularne, - Z pewnością są inne sposoby na sprawdzenie wówczas wymagałoby odwagi, prawda? temperamentu, Olivierze. Potrząsnął głową. - Tak przypuszczam - zerknął na nią. - Na przy­ - Nie rozumiesz. To męska rzecz, choć wiele ko­ kład wojsko. biet też gra. - Olivier, wiesz, że to złamałoby mamie serce! - Wydawało mi się, że ukróciliby to ich mężowie. - Nic dziwnego, że zacząłem grać. Jedyną rzeczą, - Dlaczego, skoro oni też grają? jaką pozwalacie mi robić, jest ubieranie się i prze­ - Ale dlaczego? - spytała ponownie dziewczyna. jażdżki konne po okolicy. - To podnieca - odparł prosto. - Mógłbyś zarządzać majątkiem. - Podnieca? Co może być podniecającego w trace­ - Nudne zajęcie, jesteś w tym lepsza niż ja. Ale wy­ niu pieniędzy? daje mi się, że życie stanie się teraz wystarczająco pod­ - Podnieca wygrana - zauważył - daj spokój, Por­ niecające. - Posłał jej kwaśny uśmieszek. - Zacznijmy tio. To do ciebie niepodobne być tak nadętą. Pamię­ od tego, że będę musiał wyzwać Bryghta Mallorena. tasz jak wychodziłaś w nocy przez okno, by spotkać - Nie! - krzyknęła Portia. - Nie bądź niemądry! się z Fortem, żeby złapać braci Bollard na kłusownic­ - Uderzył mnie. twie? To było głupie, ale głowę dam sobie uciąć, że Zapomniała. Skupiła się na tym, jak ją potrakto­ podniecające. wał ten mężczyzna. 26 27 Strona 14 - To chyba nie jest powód, by z nim walczyć. mamy z nimi kontaktu. Wydaje mi się, że można by - Może i nie, zwłaszcza jeśli mam go już nigdy sprawdzić, czy zechcą nam pomóc teraz... nie spotkać. Wydaje się to prawdopodobne, _ Wątpię. Lord Felsham musiałby być prawdzi­ w obecnym stanie rzeczy. Miejmy raczej nadzieję, wym krezusem, by przekazać mi lekką rączką pięć ty­ iż za bardzo go nie rozgniewałaś. W naszej sytuacji sięcy gwinei. ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, jest wrogość Portia westchnęła. Pięć tysięcy. Cena jej życia i ży­ Mallorenów. cia rodziny. Trudno jej było uwierzyć, że znaleźli się Portia nie skomentowała tego. Stanęła naprzeciw­ w takich tarapatach. Zaczęło się od śmierci ojca Oli- ko lorda Bryghta i usiłowała go zastrzelić, jednak nie viera. Sir Edward był uczciwym ziemianinem, zbyt ogarnęła go wtedy jeszcze wściekłość. Stało się to jednak przywiązanym do obżarstwa i wina. Pewnego dopiero, kiedy znalazł list i kiedy mu się przedstawi­ dnia wstał z łóżka, skarżąc się na niestrawność, ła. Im więcej o tym myślała, tym dziwniejsze jej się to i upadł martwy na podłogę. Był to wstrząs dla całej wydawało. rodziny, ale nikt się nie spodziewał, iż tragedia ta wy­ Odłamała nieco cukru z głowy cukrowej i w zamy­ wrze tak dramatyczne piętno na ich losach. Olivier śleniu rozmieszała go w kawie. odziedziczył tytuł barona, ale ponieważ miał jedynie - Zdawało mi się, że rozpoznał nazwisko St. Claire. dwadzieścia jeden lat, mało prawdopodobne wyda­ Wiesz może dlaczego? wało się, by wkrótce się ustatkował i sprowadził Olivier potrząsnął głową. do Overstead żonę. - Wydaje mi się, że może znać rodzinę twojego oj­ 01ivier nigdy nie mógł przystosować się do wiej­ ca. Twój wuj to w końcu lord Felsham, chociaż po­ skiego stylu życia. Wpadł na pomysł wstąpienia chodzi z niższej szlachty. do wojska. Kiedy rodzina zaprotestowała, a Hannah Ojciec Portii był trzecim synem lorda Felshama. i Prudencja zalały się łzami, wyjechał do Londynu Po jego śmierci matka Portii wyszła za mąż za sir „zobaczyć nieco świata". Edwarda Upcotta i miała więcej dzieci, z których Portia pamięta, jak wszyscy poczuli ulgę, iż zajmie przeżyło dwoje: 01ivier i Prudencja. Piękna Pruden- się czymś równie bezpiecznym. Oczywiście wyobraża­ cja, która miała szesnaście lat i szansę na doskonałe li sobie Oliviera w galeriach, bywającego na dworze małżeństwo, zanim 01ivier zrobił z niej biedaczkę. i spotykającego się z filozofami i pisarzami w klubach. Portia przerwała ten tok myśli. Jednak zamiast oddawać się intelektualnym roz­ Musi istnieć jakiś sposób, by ocalić dom i majątek. rywkom, Olivier dał się wciągnąć w mniej wyszukane - O ile mi wiadomo, lord Felsham to człowiek bez zabawy. Wkrótce zaczął spędzać czas w klubach znaczenia - rzekła. - Mam wuja, który jest biskupem i szulerniach, wygrywając i przegrywając. A potem Nantwich, ale on jeszcze mniej zaciekawiłby tych nadeszła tragiczna noc, kiedy podbił stawkę i prze­ Mallorenów. Podejrzewam jednak, że może chodzić grał Overstead do majora Barclaya. o mezalians. Rodzina St. Claire nigdy nie pogodziła Major Barclay, obecnie pojawiający się w nocnych się z tym, że ojciec poślubił córkę pończosznika. Nie koszmarach Portii, był płytkim, chytrym indywiduum 28 29 Strona 15 o przebiegłych oczkach i demonicznym wyrazie twa­ Opuścił chyba Maidenhead z całą świtą. Spójrz- rzy. Oczywiście był również oszustem i szulerem. Nie my prawdzie w oczy, Portio. On też odwraca się interesował się zbytnio niewielką posiadłością do nas plecami. Sprawa jest beznadziejna. w Dorset. Pragnął gotówki i zgodził się, by 01ivier Dziewczyna chwyciła go za rękę. odzyskał majątek za pięć tysięcy gwinei. 01ivierowi __ Nie możesz tak po prostu się poddać. Został ci nie udało się jednak przekonać banku Shaftesbury, jeszcze miesiąc na znalezienie pieniędzy. by udzielono mu kredytu pod zastaw posiadłości. - Gdzie? - Roześmiał się gorzko. Niech będzie przeklęty major i bankierzy. - Och, O1ivierze, musimy nadal próbować. Może Portia żałowała, że nie mogła uczestniczyć w spo­ pojedziemy za hrabią. Dokąd się udał? tkaniu w banku, ale oczywiście było nie do pomyśle­ Nikt tego nie wie. Na miłość boską, nie możemy nia, by kobieta brała udział w takich interesach, na­ ścigać go jak psy zwierzynę! Nie zrozumiesz? Gdyby wet jeśli wiedziała o majątku więcej niż mężczyzna. lord Walgrave chciał nam pomóc, zrobiłby to. Pomagała jednak sir Edwardowi w prowadzeniu po­ -Może był zajęty... siadłości i dałaby sobie radę z kredytem. -I zawsze będzie. Kiedy bank odrzucił prośbę Oliviera, ten zaczął - Coś na pewno da się zrobić. rozważać poddanie się i zaciągnięcie do wojska. Był Chłopak opróżnił kubek. pewien, że z żołdu da radę utrzymać rodzinę na nie­ - Jeśli to prawda, ty musisz to znaleźć, ja już się co skromniejszym poziomie. Portia jednak nie chcia­ pogubiłem. Jedynym sposobem, jaki widzę, jest uda­ ła poddać się tak łatwo. Jako ostatnią szansę zapro­ nie się do lichwiarzy, a procent, jaki wezmą, i tak nas ponowała zwrócenie się po radę do ich sąsiada, hra­ dobije. biego Walgrave'a. Miała nadzieję, że pożyczy pienią­ - Jedźmy więc do domu i przygotujmy się do prze­ dze 01ivierowi. Był bogaty i był jego ojcem chrzest­ kazania wszystkiego majorowi Barclayowi. nym. Niestety hrabiego nie zastali w jego posiadłości. - A jaki mamy wybór? Olivier znowu chciał się poddać i przygotować - Możemy ścigać hrabiego niczym psy zwierzynę. na przekazanie majątku Barclayowi. Portia walczyła - Portia! dalej. Odkryła, że hrabia przebywa w Maidenhead - O1ivierze, nie poddam się aż do samego końca. i zaciągnęła tam Oliviera dosłownie siłą. Pech chciał, Poczekamy jeszcze kilka dni, w razie gdyby lord Wal- iż przybyli do domu, który wynajmował hrabia, grave przysłał jakąś wiadomość, ale jeśli tak się nie w momencie, kiedy ten akurat zbierał się do wyjaz­ stanie, pojadę do Londynu zaczerpnąć wieści na je­ du. Nakazał, by zostali tam, aż znajdzie czas, by za­ go temat. Jeśli nie pojedziesz ze mną, udam się tam jąć się ich sprawami. Brzmiało to obiecująco, lecz sama. minęły dwa dni bez żadnych wieści, Olivier wyszedł O1ivierowi plan ten nieszczególnie przypadł więc tego wieczoru, by zasięgnąć języka. do gustu. Niemal tydzień zajęło jej przekonanie bra­ - Odnalazłeś lorda Walgrave'a? ta, by się zgodził. Nawet kiedy czekali w gospodzie Potrząsnął głową. na przybycie London Fly, nadal oponował. 30 31 Strona 16 - Matka dostanie szału na myśl o tobie w tym Naprawdę, jej matka miała rację mówiąc, iż krew grzesznym mieście ze mną jako eskortą. rodziny St. Clair nakłania jej córkę do dzikich zacho­ - Nic nie będzie mogła na to poradzić - powie­ wań. Portia potrząsnęła głową, chcąc odegnać te my­ działa stanowczo Portia. - Tak czy inaczej, mam na­ śli, a Olivier spytał, czy boli ją głowa. Była to wy­ dzieję, że wrócę z tarczą do domu, zanim mama zda mówka jak każda inna, ale to serce ją bolało, nie gło­ sobie sprawę, że opuściliśmy Maidenhead. Z pewno­ wa. Portia wiedziała, że czekają los starej panny. By­ ścią nie zajmiemy hrabiemu zbyt wiele czasu, załatwi ła za niska, za chuda, zbyt gadatliwa i przeklęta - wszystko pomyślnie i z takimi dobrymi wieściami z racji rudych włosów i piegów. mama nam wybaczy. W miarę jak rozproszone domostwa i stragany zlały - Jeśli go znajdziemy - upierał się Olivier, wspiął się w ciąg ciasnych domów przy londyńskich ulicach, się jednak do powozu bez dalszych protestów. Portia zwalczyła swoje szalone zainteresowanie tym Portia spędziła sześciogodzinną podróż na plano­ obcym arystokratą. Kiedy wysiadła z powozu przy go­ waniu, w jaki sposób podejść do hrabiego. Był to sta­ spodzie Łabędź, bitwa była już wygrana. W końcu, na­ romodny purytanin, który z pewnością nie słuchałby wet jeśli byli jacyś odpowiedni kandydaci, zdolni przychylnie kobiety, chyba że pięknie prosiłaby o ła­ do złożenia jej propozycji małżeństwa, nie mogłaby jej skę. Nie było to w stylu Portii, ale jeśli pozostawiła­ przyjąć. Będzie potrzebna w Overstead. Ona i Olivier by sprawę Olivierowi, mógłby sobie nie poradzić. będą musieli wieść spokojne życie wypełnione ciężką Kiedy dotarli do miasta, postanowiła być cichą, pracą przez wiele lat, zanim zdołają spłacić pożyczkę, grzeczną damą. Może nawet wyciśnie łezkę lub dwie... o którą mieli zamiar zabiegać u hrabiego. To nasunęło jej obraz Bryghta Mallorena. Skąd wiedział, że nienawidziła się poddawać? Tak na­ prawdę ten okropny mężczyzna miał jakiś dar wśli­ zgiwania się w jej umysł i kiedy wyganiała go ze Portia spodziewała się, że Londyn okaże się wspa­ świadomości, nawiedzał ją w marzeniach. Było to niały i ekscytujący, lecz ta jego część zdecydowanie niedorzeczne. taka nie była. Kiedy tylko wyszli z gospody, dziew­ Nadal pamiętała, jak leżała pod nim, przypomnia­ czyna zapragnęła znaleźć się na bezpiecznej wsi. ła sobie jego wargi na swoich. Niemal żałowała, że Londyn był zatłoczony i hałaśliwy, rynsztoki z całą nie była pasywna i nie doświadczyła tego pocałunku pewnością nie spełniały swego zadania, gdyż wszę­ w pełni. dzie okropnie cuchnęło. Miała dwadzieścia pięć lat i cieszyła się powodze­ I wszędzie pełno było grzechu. niem, ale jej adoratorzy zawsze zachowywali się Minęli pijaka, a jeszcze nie zapadł zmierzch. Wi­ grzecznie. Nigdy nikt nie całował jej w taki sposób. działa kobietę w łachmanach opartą o ścianę, w to­ Odkryła sporą lukę w swej edukacji i pomimo, iż warzystwie równie obdartego mężczyzny. Nie Bryght Malloren był ze wszech miar niegrzeczny, umknęła jej uwagi transakcja, jaka się odbywała. spodziewała się, iż byłby doskonałym nauczycielem. Obrzydliwość. 32 33 Strona 17 Wkrótce odkryła, że w Londynie wszystko, oprócz set Gdyby otrzymali pożyczkę, być może nikt nigdy dziwek i dżinu, jest drogie. Dobrze, że nie zamierzali nie dowiedziałby się o rozmiarach katastrofy. tu zostać dłużej niż kilka dni, gdyż skromna suma gwi­ W przeciwnym razie wyjechaliby po cichu, nie sta­ nei nie starczyłaby na długo. Olivier chciał poszukać wiając przyjaciół w kłopotliwej sytuacji. Portia stara­ pokoi w modnej części miasta, gdzie niegdyś się za­ ła się znaleźć kompromis. trzymywał. Portia zarzuciła ten plan i znalazła im ta­ - Rozumiem, że ludzie w Londynie spotykają się nie kwatery na obrzeżach Londynu, przy ulicy Dres- w klubach i kawiarniach. Kawiarnie nie są chyba zbyt den w Clerkenwell. Wzięli dwie sypialnie i salonik drogie. - I z całą pewnością nie można tam uprawiać za dwie gwinee miesięcznie, ale musieli płacić dodat­ hazardu, pomyślała. - Najlepiej będzie, jak spotkasz kowe dziesięć szylingów tygodniowo za codzienne się ze swoimi znajomymi właśnie tam. Ale, przy odrobinie szczęścia, może nie będzie takiej po­ rozpalanie ognia w saloniku, co w grudniu było ko­ trzeby. Pierwszą rzeczą, jaką zrobimy jutro, to niecznością. sprawdzenie, czy hrabia Walgrave jest w mieście. Portia rozejrzała się po skromnych pokojach. Tak więc nazajutrz rano przeszli dwie mile do ulicy - To śmieszna suma pieniędzy, jaką żądają za tak Abingdon, gdzie znajdowała się londyńska posiadłość kiepskie zakwaterowanie. hrabiego. W miarę jak przemieszczali się w stronę - Zapewniam cię, Portio, że mieszkamy tanio - jej lepszych dzielnic Londynu, Portia zaczęła rozumieć, brat nie mógł wygnać pogardy z tonu swojego głosu. dlaczego ludzie uważali stolicę za tak wspaniałą. Do­ - Nie stać nas na marnowanie pieniędzy. my były tu piękne, a ulice szerokie i czyste. Chłopak zarumienił się ze wstydu. Uwierzyła, iż rozwiązanie ich problemów znajduje - Och, wiem, wiem. Przykro mi. Ale jak mam się o kilka minut drogi stąd. przyjmować przyjaciół w takich pokojach... Weszła w ulicę Abingdon pełna optymizmu i za­ - Nie jesteśmy tu, aby się zabawiać. trzymała się nagle, zaszokowana widokiem czarnych Podszedł do chwiejącego się, odrapanego stolika. tablic herbowych na drzwiach domu rodziny Ware. - Pomyślałem sobie, że jeśli hrabia nie pożyczy Wraz z Olivierem wspięli się po stopniach i zastuka­ nam pieniędzy, mam tutaj przyjaciół. Ale jeśli chcę li do drzwi. Odźwierny, który je otworzył, miał ich pomocy, będę musiał spotkać się z nimi i ich ugo­ na ubraniu czarną wstążkę. ścić. Dzięki Bogu żaden z nich nie zdaje sobie spra­ - Kto umarł? - zapytał 01ivier. wy z rozmiaru mojej straty. Wyniosły służący przyjrzał się parze przybyszów - Sądzisz, że gdyby wiedzieli, unikaliby cię? W ta­ i stwierdził, iż można im odpowiedzieć. kim razie nie są prawdziwymi przyjaciółmi. - Wielki hrabia Walgrave we własnej osobie, sir. - To nie jest takie proste. Po prostu to wielki wstyd Ten, którego nazywali Nieprzekupnym. pokazywać się z mężczyzną, który całkowicie się - Umarł? Przecież rozmawiałem z nim zaledwie spłukał. tydzień temu. To również było prawdą. Dlatego właśnie Portia - To stało się nagle, sir. i jej matka nie rozpowiadały o całej sprawie w Dor- 34 Strona 18 - Jestem chrześniakiem hrabiego. Chciałbym zło­ towani. Pomyśl tylko, możemy powrócić bezpiecznie żyć kondolencje rodzinie, jeśli ktoś jest w domu. do Overstead w ciągu kilku dni! - Nie ma nikogo, ale może zechciałby pan zosta­ 01ivier nagle się uśmiechnął. wić wiadomość. - Dobrze znowu widzieć cię szczęśliwą. Wprowadzono ich do wspaniałego, lecz chłodne­ Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. go domu, a następnie do niewielkiego pokoju. - Dobrze mieć do tego powód. Wszystko się uda. Portii przyszła nagle do głowy pewna myśl. Starszy Mówiłam ci, że tak będzie. syn hrabiego, Fortitude Ware, stał się obecnie lor­ - Wszystko jest na dobrej drodze. Wobec tego, dem Walgravem, a Fort był jej przyjacielem. skoro i tak czekamy, powinnaś zobaczyć kawałek Zwróciła się do odźwiernego. Londynu. Pójdziemy do teatru. A skoro mamy to - Młody hrabia. Czy jest w mieście? zrobić, powinnaś sprawić sobie nową suknię... Mężczyzna spuścił wzrok, ale już wcześniej zdecy­ - Olivierze, przestań! Nie czas na to. Pomyśl. To­ dował się traktować tych dwoje jak osoby uprzywile­ niesz w długach. Nawet jeśli dostaniemy pożyczkę, jowane. przez lata będziemy mieli niewiele pieniędzy. Będzie­ - Nie, madam. Jest w Towers i uczestniczy w ob­ my musieli żyć bardzo skromnie, żeby spłacić dług. rzędach żałobnych. Spodziewamy się go jednak - Wobec tego zaszalejmy ostatni raz! wkrótce z powrotem. - Olivier! Kiedy wyszli, Olivier rzekł: - Do diabła! To do ciebie niepodobne, byś była ta­ - Ale zamieszanie. ka sztywna. Jednak w Portii rosła nadzieja. Portia spojrzała na niego, a on oblał się rumieńcem. - Olivierze, nie jest tak źle. Fort jest teraz hrabią! - Och, przepraszam. To nie fair, ale to taki wstyd 01ivier spojrzał na nią i pojaśniał. być w Londynie, może ostatni raz na wiele lat, i prze­ - To prawda, a on zawsze był dobry. W ogóle nie siedzieć w obskurnych pokojach w Clerkenwell. zadzierał nosa. Portia wiedziała, że jej brat nie znosił nudy. - Spodziewają się go wkrótce w Londynie. Wi­ - Nie ma powodu - zapewniła go - byś nie mógł dzisz, uda się. wybrać się do kawiarni i spotkać się z przyjaciółmi. - Nadal jednak nie ma pewności, czy pożyczy mi Nigdy nie wiadomo, może ich pomoc również okaże taką sumę pieniędzy. ci się potrzebna. - Och, wiem, że pożyczy - Portia niemal zatańczy­ - To prawda. - Jego twarz rozpromieniła się. ła z radości. Odprowadził Portię do domu i wyruszył do Cocoa - Niezbyt to ładnie tak się cieszyć w obliczu śmier­ Tree. ci, wiesz? Portia westchnęła. Wolałaby mieć go przy sobie, ale - To prawda. Ale nigdy nie lubiłam specjalnie sta­ wiedziała, że to niemożliwe. Olivier nie może popaść rego hrabiego i naprawdę uważam, że jesteśmy ura- w żadne tarapaty w kawiarni - pomyślała, ale nie była 36 37 Strona 19 do końca o tym przekonana. Nie liczyła na to, że długo zabawią w Londynie. Wiedziała, że może to być urocze miejsce i jednocześnie czuła, że może być pełne zła. Nic dziwnego, że Olivier wpędził się w takie kłopoty. A ona przywiodła go tu z powrotem. Naprawdę żałowała, że nie wróciła do Dorset, po­ nieważ skoro Fort tam był, a obecnie stał się hrabią, wszystko udałoby się załatwić na miejscu. Skąd jed­ nak mogła wiedzieć, że stary hrabia umrze? Był w po­ deszłym wieku, ale ciągle bardzo aktywny. Musiała jednak przyznać, że jej porywczość znowu sprowadzi­ B ła ją na manowce. Wyglądało na to, że nigdy się ni­ czego nie uczyła. Jej matka z pewnością wtrąciłaby ryght Malloren przesiadywał w jaskini hazardu na ten temat swoje trzy grosze, i słusznie, bo Portia zwanej Jeremy's i przyglądał się zazdrosnym znowu naraziła 01iviera na niebezpieczeństwo. wzrokiem młodemu człowiekowi przy stole do gry Nawet jeśli dotrzyma słowa i będzie unikał hazar­ w landsknechta. Wiedział, że nosi nazwisko St. Cla- du, na każdym rogu ulicy stały dziwki, a tani dżin lał ire. Brat dziewczyny amazonki, ten, którego Bryght się strumieniami. Była pewna, że istnieją bardziej uderzył, kiedy wyruszył, by zdobyć list. eleganckie wersje tego typu rozrywek. Było kilka spraw, których żałował, ale nauczka, ja­ Zamknęła drzwiczki rozchybotanej szafki i sta­ ką dał temu kogucikowi, do nich nie należała. Zde­ nowczo powiedziała sobie, że 01ivier nigdy nie miał cydowanie najrozsądniej byłoby go teraz unikać. słabości do kobiet ani do picia. Ucieszyłaby się jed­ Od kiedy to jakiś Malloren był rozsądny? nak, gdyby wrócił szczęśliwie do domu i niecierpliwie Bryght był już po kilku butelkach doskonałego czekała na jego powrót. clareta, inaczej pewnie wcześniej dostrzegłby młode­ Późnym popołudniem nadeszła tylko wiadomość, go człowieka. Z drugiej strony, niewystarczająca licz­ że 01ivier biesiaduje z przyjaciółmi. Wiadomość ta ba kopcących świec w lokalu utrudniała widoczność. brzmiała dość niewinnie, a mimo to Portia poczuła Powietrze było przepełnione dymem, przesycone na­ lekki niepokój. pięciem, podnieceniem i strachem. Niepokój ten pogłębił się, kiedy nad miastem za­ Bryght zastanawiał się, co u licha robi w tak pod­ padła noc, a 01ivier ani nie powrócił, ani nie dał zna­ łej szulerni. W tej chwili aż tak desperacko nie po­ ku życia. trzebował funduszy. Po doskonałym obiedzie z Andoverem, Bridgewa- terem i Barclayem w Dolly's Steak House udał się do klubu Savoir Faire. Tam spożyto pokaźną ilość wi­ na, lecz towarzystwo zdało mu się nudne. To Ando- 39 Strona 20 ver, niech go diabli, zaproponował, by odwiedzili - Nie, upewnij się tylko, że podnosi ogon dla każ­ najnowszą szulernię. dego kundla, który ją powącha. Bridgewater wyłamał się, nie gustował w takich - Tak mówisz? Znajdę jakąś jutro. Próbowałem rozrywkach, a Barclay spotkał innych znajomych. wrzosów i nowych butów. Nic nie działa. A teraz Bryght zgodził się towarzyszyć Andoverowi do Jere- grajmy. my's. Nie miał zamiaru kontynuować tu gry, gdyby Danforth stracił ponad tysiąc i spora część z tej su­ zaczął przegrywać, a byłoby to nowe doznanie. my leżała teraz przed Bryghtem wraz z sumami po­ Nie przegrał od roku. chodzącymi od większości pozostałych graczy. Dan- Jak mówili: „Szczęście w miłości, nieszczęście fortha prawdopodobnie stać było na stratę, pozosta­ w kartach". łych przy stoliku raczej nie. Bryght nie lubił wygry­ Najwyraźniej odwrotność tego stwierdzenia była wać z tymi, którzy nie powinni byli grać, niekiedy prawdziwa. Dzięki Nerissie St. Claire Bryght całko­ jednak było to nieuniknione. Odmowa gry z mężczy­ wicie zarzucił kwestię miłości i przy stoliku nie mógł zną równała się obrażeniu go. przegrać. Z tej odległości Bryght nie widział, ile stawia brat Młody St. Claire musiał być w stanie permanent­ młodej amazonki, ale wątpił, by było go stać choć nego szczęścia w kwestiach sercowych. Przegrywał na pensa. Cóż on robił w takim piekle, jak Jeremy's? notorycznie. Nie jego interes, mówił sobie, ale powodowało Stawki przy landsknechcie były tutaj wysokie - wy­ nim poczucie winy za własne zachowanie wobec tej jątkowo bezmyślny sposób na ryzykowanie przegra­ dzielnej młodej kobiety. Przypomniał sobie, jak z po­ nia sporych sum pieniędzy. Przy wykładaniu kart nie czątku spodobało mu się spotkanie z Portią St. Cla­ trzeba było żadnych umiejętności, chyba że ktoś ire. Dawno już nie podobało mu się tak spotkanie oszukiwał. Bryght uznał, że mu to odpowiada, ponie­ z jakąś kobietą. Zacznijmy od tego, uśmiechnął się waż pozbawia go poczucia winy z powodu tego, że w myślach, że niewiele było takich, które usiłowały­ wygrywa. by z miejsca go zastrzelić. Albo zastąpić mu drogę - Do diabła! - wykrzyknął jakiś mężczyzna, wpa­ swym ciałem. trując się w dwie karty odkryte przez bankiera. - Czy Małym ciałem. nigdy nie trafia się dobra karta? - Wstał i zdjął Nie była pięknością, ale ogień w jej rozgniewanych płaszcz, wywijając go na lewą stronę. - Może to po­ oczach i silnie zarysowane usta pozostały mu w pa­ może - przyjrzał się przez dym Bryghtowi. - Mallo- mięci. W chwilach dekoncentracji przypominał sobie ren, jaka jest twoja tajemnica? Do diabła, człowieku, niesamowitą energię jej szczupłego ciała, kiedy ty nigdy nie przegrywasz! z nim walczyła i zastanawiał się, jak by to było spraw­ - Suka - wycedził Bryght. - Znajdź sobie sukę, dzić to w bardziej przyjacielski sposób. Danforth. Nie miał zamiaru podążać za tym pytaniem. Miał - Jakiejś szczególnej rasy? - spytał z ciekawością powyżej uszu rodziny St. Claire, a jego zainteresowa­ lord Danforth. nie małżeństwem, jeśli w ogóle istniało, koncentro- 40 41