7049

Szczegóły
Tytuł 7049
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7049 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7049 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7049 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dean R. Koontz Korzystaj z nocy Seize the Night II tom Moonlight Bay T�umaczenie: Janusz Ochab Wydanie polskie: 2000 Przyja�� jest drogocenna nie tylko w mroku �ycia, ale i w jego pe�nym blasku. A dzi�ki pomy�lnemu uk�adowi rzeczy wi�ksza cz�� naszego �ycia toczy si� w blasku. Thomas Jefferson T� drug� przygod� Christophera Snowa dedykuj� Richardowi Aprahamianowi i Richardowi Hellerowi, kt�rzy przynosz� chwa�� wymiarowi sprawiedliwo�ci i kt�rzy jak dot�d uchronili mnie przed wi�zieniem! Najpierw Nazywam si� Christopher Snow. Przedstawiona tu relacja to cz�� mojego prywatnego dziennika. Skoro j� czytacie, to prawdopodobnie ju� nie �yj�. Je�li jednak nadal chodz� po ziemi, to z powodu tego w�a�nie opisu jestem � albo wkr�tce b�d� � jednym z najs�ynniejszych ludzi na tej planecie. Je�li nikt i nigdy nie przeczyta tych s��w, to stanie si� tak dlatego, �e �wiat w znanej nam postaci przestanie istnie�, a cywilizacja ludzka zginie w otch�ani zapomnienia. Nie jestem bardziej pr�ny ni� wi�kszo�� ludzi i nad og�lne uznanie i s�aw� przedk�adam spok�j anonimowo�ci. Niemniej jednak, je�li b�d� musia� dokona� wyboru pomi�dzy Armagedonem i s�aw�, zdecyduj� si� na to drugie. CZʌ� PIERWSZA ZAGINIENI CH�OPCY 1 W innych miejscach na ziemi ciemno�� po prostu zapada, lecz w Moonlight Bay podkrada si� do nas bezszelestnie, niczym wielka szafirowa fala li��ca piasek pla�y. O �wicie noc cofa si� przez Pacyfik ku odleg�ej Azji, czyni to jednak powoli i niech�tnie, pozostawiaj�c plamy g��bokiej czerni w alejkach parkowych, pod samochodami, wok� studzienek kanalizacyjnych i pod baldachimami z li�ci starych d�b�w. Tybeta�czycy wierz�, �e pewne tajemnicze sanktuarium ukryte w Himalajach jest domem i kolebk� wszystkich wiatr�w, miejscem, gdzie rodzi si� najl�ejsza bryza i najstraszniejsze tornado. Je�li noc tak�e ma sw�j dom, to bez w�tpienia jest nim nasze miasto. Jedenastego kwietnia, kiedy podczas swej w�dr�wki na zach�d noc przechodzi�a przez Moonlight Bay, zabra�a ze sob� pi�cioletniego ch�opca � Jimmy�ego Winga. Oko�o p�nocy je�dzi�em na rowerze, przemierzaj�c zadbane uliczki dzielnicy mieszkaniowej po�o�onej na niewysokich wzg�rzach w pobli�u Ashdon College, gdzie niegdy� wyk�adali moi nie�yj�cy ju� rodzice. Przedtem by�em jeszcze na pla�y, ale drobne leniwe fale nie nadawa�y si� zupe�nie do surfowania, tote� nie pr�bowa�em nawet wk�ada� kombinezonu i wyci�ga� deski. Orson, wielki labrador o kruczoczarnej sier�ci, truchta� obok mnie. Tej nocy nie wyszli�my z domu na poszukiwanie przyg�d chcieli�my po prostu zaczerpn�� �wie�ego powietrza i troch� si� porusza�. Cz�sto prze�laduje nas obu nieokre�lony niepok�j, kt�ry zmusza do wyj�cia na zewn�trz i w�drowania ciemnymi ulicami miasta. Zreszt� tylko g�upiec albo szaleniec z w�asnej woli szuka�by przyg�d w malowniczym Moonlight Bay, kt�re jest jedn� z najspokojniejszych i jednocze�nie jedn� z najbardziej niebezpiecznych spo�eczno�ci na naszej planecie. Wystarczy, �e postoicie przez chwil� w jednym miejscu, a przygoda waszego �ycia znajdzie was sama. Lilly Wing mieszka przy ulicy poro�ni�tej wielkimi sosnami, wydzielaj�cymi intensywny zapach. W ciemno�ciach, kt�rych nie rozprasza tutaj ani jedna latarnia, pnie i pokrzywione ga��zie drzew by�y czarne jak smo�a. Jedynie w kilku miejscach blask ksi�yca przebija� si� z trudem mi�dzy roz�o�ystymi ga��ziami i srebrzy� chropowat� kor�. Zauwa�y�em j� dopiero wtedy, gdy mi�dzy drzewami pojawi� si� ��ty blask. Snop �wiat�a rzucany przez niewielk� latark� przesuwa� si� niczym wahad�o po chodniku i wycina� z mroku chwiejne cienie drzew. Wo�a�a syna po imieniu, stara�a si� robi� to jak najg�o�niej, ale strach i rozpacz odbiera�y jej g�os, wprawia�y go w dr�enie, zamieniaj�c �Jimmy� w sze�ciosylabowe s�owo. Poniewa� o tej porze nie je�dzi�y �adne pojazdy, jecha�em �rodkiem ulicy, a Orson bieg� r�wnolegle do mojego roweru; byli�my w�adcami drogi. Zatrzymali�my si� przy kraw�niku. Kiedy Lilly wysz�a spomi�dzy drzew, zawo�a�em do niej: � Co si� sta�o, Borsuczku? Nazywa�em j� tym czu�ym przezwiskiem od dwunastu lat, od czasu kiedy oboje byli�my szesnastolatkami. W owym czasie Lilly nosi�a nazwisko Travis, kochali�my si� i wierzyli�my, �e reszt� �ycia sp�dzimy razem. Na d�ugiej li�cie naszych wsp�lnych upodoba� i pasji miejsce szczeg�lne zajmowa�a ksi��ka Kennetha Grahame�a �O czym szumi� wierzby�, kt�rej bohater, m�dry i odwa�ny Borsuk, by� nieugi�tym obro�c� wszystkich dobrych zwierz�t z Dzikiego Lasu. �W tej kramie ka�dy z moi przyjaci� mo�e chodzi� tam, gdzie zechce � obieca� Borsuk Kretowi � a je�li kto� mu przeszkodzi, b�dzie mia� ze mn� do czynienia!�. Podobnie wszyscy ci, kt�rzy dr�czyli mnie z powodu mej nietypowej u�omno�ci, nazywali mnie �wampirem� ze wzgl�du na to, �e od urodzenia nie tolerowa�em �wiat�a, ci nastoletni psychopaci, kt�rzy chcieli torturowa� mnie pi�ciami i blaskiem latarek, ci, kt�rzy drwili i wy�miewali si� ze mnie za moimi plecami, jakbym sam wybra� sobie �ycie z xeroderma pigmentosum � wszyscy oni musieli najpierw stawi� czo�o Lilly, kt�ra reagowa�a na ka�dy przejaw dyskryminacji s�usznym gniewem. Jako ma�y ch�opiec z konieczno�ci nauczy�em si� walczy� i nim pozna�em Lilly, potrafi�em ju� sam dochodzi� swoich praw; niemniej jednak Lilly mocno nalega�a, by mog�a stan�� u mojego boku i broni� mnie tak dzielnie, jak szlachetny Borsuk zawsze broni� swego przyjaciela Kreta. Cho� jest do�� drobna, kryje si� w niej wielka si�a. Ma tylko pi�� st�p i cztery cale wzrostu, zawsze jednak wydaje si�, �e g�ruje nad przeciwnikiem. Potrafi by� przera�aj�ca, gwa�towna i niepohamowana, ale jest te� cz�owiekiem wielkiej dobroci i bardzo atrakcyjn� kobiet�. Tej nocy jednak ulecia� gdzie� jej naturalny wdzi�k, a przera�enie wykrzywi�o twarz w nienaturalnym grymasie. Kiedy zawo�a�em, odwr�ci�a si� gwa�townie w moj� stron�. W szerokich d�insach i rozpi�tej koszuli wygl�da�a jak strach na wr�ble, o�ywiony jakim� cudownym sposobem, zdumiony i przera�ony t� przemian�, zmagaj�cy si� z kr�puj�cym go drewnianym krzy�em. Skierowa�a �wiat�o latarki na moj� twarz, jednak rozpoznawszy mnie, natychmiast przesun�a je na ziemi�. � Chris. O Bo�e. � Co si� sta�o? � spyta�em ponownie i zsiad�em z roweru. � Jimmy znikn��. � Uciek�? � Nie. � Odwr�ci�a si� ode mnie i ruszy�a w stron� domu. � T�dy, chod�, sam zobacz. Posiad�o�� Lilly otoczona jest bia�ym drewnianym p�otem, wykonanym przez ni� w�asnor�cznie. Bramk� tworz� dwa krzewy, wyhodowane i przyci�te w ten spos�b, by uk�ada�y si� w �ywy, szeroki baldachim. Do skromnego domku prowadzi chodnik u�o�ony z kolorowych kamieni, tworz�cych skomplikowany wz�r. Lilly sama zaprojektowa�a i u�o�y�a t� �cie�k�, nauczywszy si� tego z kilku ksi��ek. Drzwi frontowe sta�y otworem. Za nimi dostrzeg�em rz�si�cie o�wietlone pokoje. Zamiast zaprosi� mnie i Orsona do wn�trza, Lilly zesz�a z chodnika i szybko przeci�li�my trawnik. Kiedy prowadzi�em rower po kr�tko przyci�tej trawie, terkot �o�ysk by� najg�o�niejszym d�wi�kiem, jaki zak��ca� cisz� nocy. Przeszli�my na p�nocn� stron� domu. ��ko w sypialni by�o roz�o�one. Wewn�trz �wieci�a si� tylko jedna lampka, rzucaj�c na �ciany bursztynowy blask i miodowe cienie przes�czone przez sk�adany ��ty aba�ur. Po lewej stronie ��ka ci�gn�y si� p�ki na ksi��ki, na kt�rych ustawiono szereg figurek z �Gwiezdnych wojen�. Zimny przeci�g porusza� bia�� zas�on�, trzepota�a niepewnie, niemy duch, kt�ry jeszcze nie chce opu�ci� tego �wiata. � My�la�am, �e okno jest zamkni�te na zatrzask, ale widocznie nie by�o � powiedzia�a Lilly, a teraz w jej g�osie pobrzmiewa�y nutki w�ciek�o�ci. � Kto� je otworzy�, jaki� sukinsyn, i zabra� Jimmy�ego. � Mo�e nie jest tak �le. � Jaki� chory dupek � upiera�a si� Lilly. �wiat�o latarki zadr�a�o, a Lilly skierowa�a je na grz�dk� z kwiatami, staraj�c si� opanowa� dr�enie d�oni. � Nie mam pieni�dzy � powiedzia�a cicho. � Pieni�dzy? � �eby zap�aci� okup. Nie jestem bogata. Nikt nie porwa�by Jimmy�ego dla okupu. To co� gorszego. Klomb przes�oni�ty pierzastymi p�atkami bia�ych kwiat�w, kt�re w sztucznym blasku latarki l�ni�y jak l�d, zosta� podeptany przez nieznanego napastnika. �lady st�p odcisn�y si� w zgniecionych li�ciach i wilgotnej, mi�kkiej ziemi. Nie by�y to �lady dziecka, lecz, doros�ego cz�owieka w sportowych butach. S�dz�c po rozmiarach i g��boko�ci wgniecenia, musia� to by� kto� du�y i ci�ki, najprawdopodobniej m�czyzna. Dopiero teraz zauwa�y�em, �e Lilly jest bosa. � Nie mog�am zasn��, ogl�da�am telewizj�, jaki� g�upi film � wyszepta�a tonem samooskar�enia, jakby wierzy�a, �e mog�a przewidzie� t� sytuacj� i ocali� Jimmy�ego. Orson wepchn�� si� pomi�dzy nas, by pow�cha� zdeptany klomb. � Niczego nie s�ysza�am � m�wi�a dalej Lilly. � Jimmy nawet nie krzykn��, ale mia�am takie dziwne przeczucie... Jej szlachetna uroda, pi�kno czyste i g��bokie jak odbicie wieczno�ci, zosta�o teraz zniszczone przez strach, porysowane ostrymi liniami gniewu, pod kt�rym kry�a si� rozpacz. Gdyby nie przekorna nadzieja, zapewne ca�kiem by si� za�ama�a. Cho� widzia�em j� tylko w rozproszonym blasku bij�cym od latarki, nie mog�em znie�� widoku b�lu maluj�cego si� na jej twarzy. � Wszystko b�dzie w porz�dku � o�wiadczy�em, wstydz�c si� swego k�amstwa. � Zadzwoni�am na policj� � powiedzia�a. � Powinni tu by� lada moment. Gdzie oni s�, do diab�a? Osobiste do�wiadczenia nauczy�y mnie ju�, �e nie mo�na ufa� policjantom z Moonlight Bay. S� skorumpowani. I nie chodzi tutaj tylko o zepsucie moralne, przyjmowanie �ap�wek i ��dz� w�adzy; to zjawisko ma g��bsze i przera�aj�ce korzenie. Ciszy nocy nie rozdziera�o wycie policyjnych syren, ale ja wcale nie spodziewa�em si� ich us�ysze�. W naszym dziwnym mie�cie policja dzia�a z daleko posuni�t� dyskrecj�, nie u�ywa nawet cichego sygna�u �wiate� alarmowych, poniewa� cz�sto przyje�d�a nie po to, by odszuka� sprawc� i doprowadzi� go przed oblicze sprawiedliwo�ci, lecz by zatrze� �lady zbrodni i uciszy� jej ofiar�. � On ma tylko pi�� lat, pi�� lat � powtarza�a Lilly p�aczliwie. � Chris, a je�li porwa� go ten facet, o kt�rym m�wili w wiadomo�ciach? � Jaki facet? � Seryjny zab�jca. Ten, kt�ry... pali dzieci. � Przecie� on tutaj nie dzia�a. � W ca�ym kraju. Co kilka miesi�cy. Pali �ywcem grupki ma�ych dzieci. Dlaczego to nie mia�by by� w�a�nie on? � Bo nie jest � uci��em kr�tko. � To kto� inny. Odwr�ci�a si� od okna i zacz�a przeszukiwa� podw�rze, jakby mia�a nadziej�, �e odnajdzie swego rozczochranego i zaspanego synka pomi�dzy suchymi li��mi i kawa�kami kory, kt�re za�ciela�y ziemi� pod rz�dem drzew eukaliptusowych. Orson pochwyci� jaki� podejrzany zapach, warkn�� cicho i odsun�� si� od klombu z kwiatami. Spojrza� na parapet okienny, wci�gn�� powietrze, zn�w przy�o�y� nos do ziemi i po chwili wahania skierowa� si� na ty�y budynku. � Znalaz� co� � powiedzia�em. Lilly odwr�ci�a si� do mnie. � Co? � Jaki� �lad. Orson porusza� si� coraz pewniej i po chwili zacz�� truchta�. � Borsuczku � poprosi�em � nie m�w im, �e Orson i ja byli�my tutaj. Strach �cisn�� jej gard�o tak mocno, �e nie mog�a wydoby� z siebie nic opr�cz szeptu. � Nie m�wi� komu? � Policji. � Dlaczego? � Wr�c� tu. Wyt�umacz� ci. Przysi�gam, �e znajd� Jimmy�ego. Przysi�gam. Mog�em dotrzyma� dw�ch pierwszych obietnic. Trzecia by�a jednak jedynie wyrazem moich pobo�nych �ycze� i wypowiedzia�em j� tylko po to, by da� Lilly odrobin� nadziei. W rzeczywisto�ci w tej samej chwili, kiedy pcha�em rower przez trawnik i goni�em mojego niezwyk�ego psa, by�em przekonany, �e Jimmy Wing przepad� na zawsze. Przypuszcza�em, �e uda mi si� co najwy�ej odnale�� zw�oki ch�opca, a przy odrobinie szcz�cia i cz�owieka, kt�ry go zamordowa�. 2 Kiedy wybieg�em zza rogu domu Lilly, nie dostrzeg�em Orsona. By� tak czarny, �e nawet blask ksi�yca w pe�ni nie m�g� go ukaza�. Z prawej strony dosz�o mnie ciche szczekni�cie, potem jeszcze jedno, pobieg�em wi�c w tamtym kierunku. Po drugiej stronie podw�rza znajdowa� si� wolno stoj�cy gara�, do kt�rego mo�na by�o wjecha� tylko od strony ulicy. Kamienny chodnik, u�o�ony wzd�u� �ciany gara�u, prowadzi� do drewnianej furtki. Orson sta� w�a�nie przy niej i pr�bowa� otworzy� �ap� zatrzask. Musz� przyzna�, �e m�j pies jest znacznie sprytniejszy od zwyk�ych czworonog�w. Czasami podejrzewam, �e jest te� znacznie sprytniejszy ode mnie. Gdyby nie to, �e mam d�onie i chwytne palce, bez w�tpienia to ja jada�bym z miski na pod�odze, natomiast Orson zaj��by najwygodniejszy fotel w mieszkaniu i prze��cza�by kana�y w telewizorze. Wykorzystuj�c jedyny atut, �wiadcz�cy o mojej wy�szo�ci, teatralnym gestem odsun��em zatrzask i otworzy�em skrzypi�c� furtk�. Wzd�u� tej strony alejki ci�gn�y si� p�oty, gara�e i szopy na narz�dzia. Po drugiej stronie pop�kany i nier�wny asfalt ust�powa� miejsca w�skiemu, �wirowemu poboczu, kt�re z kolei ograniczone by�o rz�dem pot�nych drzew eukaliptusowych. Wysokie krzewy i chwasty zakrywa�y strome zbocze w�wozu ci�gn�cego si� wzd�u� drogi. Dom Lilly le�y na skraju miasta, kt�rego granice wyznacza w tym miejscu w�a�nie �w w�w�z. Po jego drugiej stronie nie ma ju� �adnych zabudowa�. Dzika trawa i skarla�e d�by porastaj�ce zbocza jaru daj� schronienie jastrz�biom, kojotom, kr�likom, wiewi�rkom, myszom polnym i w�om. Zdaj�c si� jedynie na sw�j wspania�y nos, Orson przeszukiwa� systematycznie krzewy i traw� wzd�u� drogi. Biega� w t� i we w t�, pomrukuj�c i skaml�c co� do siebie. Sta�em w pobli�u, mi�dzy drzewami, i wpatrywa�em si� w ciemno��, kt�rej nie m�g� rozproszy� nawet blask ksi�yca. Nie dostrzeg�em �wiat�a latarki. Je�li Jimmy znikn�� w mroku, jego porywacz musia� by� obdarzony niezwyk�ymi zdolno�ciami. Z cichym szczekni�ciem Orson przerwa� nagle poszukiwania przy kraw�dzi w�wozu i powr�ci� na �rodek ulicy. Kr�ci� si� w k�ko, jakby �ciga� w�asny ogon, jednak trzyma� g�ow� wysoko i zapami�tale w�szy�. Dla Orsona powietrze jest g�ste od r�nych woni. Nos ka�dego psa jest tysi�ce razy czulszy od ludzkiego nosa. Jedynym zapachem, jaki ja wychwytywa�em, by� aromat wydzielany przez drzewa eukaliptusowe. Prowadzony zupe�nie inn� i znacznie bardziej podejrzan� woni�, niczym opi�ek �elaza przyci�gany przez pot�ny magnes, Orson pogna� alejk� na p�noc. Mo�e Jimmy Wing jeszcze �y�. Ch�tnie wierz� w cuda. Dlaczego nie mia�bym uwierzy� i w ten? Wsiad�em na rower i pojecha�em �ladem psa. Orson bez wahania wybiera� kierunek i nie �a�owa� si�, musia�em wi�c mocno naciska� na peda�y, by dotrzyma� mu tempa. Mijali�my kolejne przecznice, sun�c wzd�u� ulicy o�wietlanej jedynie od czasu do czasu przez lampy zamocowane na ty�ach prywatnych rezydencji. Z przyzwyczajenia omija�em te kr�gi bladego �wiat�a, trzymaj�c si� ciemniejszej strony alei, cho� przejazd przez ka�dy z nich zaj��by zaledwie u�amek sekundy i nie stanowi�by �adnego zagro�enia dla mojego zdrowia. Xeroderma pigmentosum � XP dla tych, kt�rzy nie chc� po�ama� sobie j�zyka � to dziedziczna choroba genetyczna, kt�ra daje mi miejsce w ekskluzywnym klubie zaledwie tysi�ca Amerykan�w. Jeden z nas na 250 000 pozosta�ych obywateli. XP czyni mnie bardzo podatnym na raka sk�ry i oczu, wywo�anego ka�dym rodzajem promieniowania ultrafioletowego. Blaskiem s�o�ca. �wiat�em �ar�wek i neon�w. Po�wiat� rzucan� przez b�yszcz�cy ekran telewizora. Gdybym o�mieli� si� sp�dzi� cho�by p� godziny w pe�nym letnim s�o�cu, dozna�bym paskudnych poparze�, cho� taki pojedynczy wybryk jeszcze by mnie nie zabi�. Najbardziej przera�aj�cy jest jednak fakt, �e nawet kr�tki kontakt z promieniowaniem ultrafioletowym skraca moje �ycie, poniewa� w organizmie nast�puje kumulacja defekt�w. Drobne, niedostrzegalne uszkodzenia gromadz� si� przez lata i nak�adaj� na siebie, by wreszcie objawi� si� w postaci widocznych zmian chorobowych. Sze��set minut kontaktu ze �wiat�em, roz�o�onych na ca�y rok, b�dzie mia�o ostatecznie taki sam skutek jak dziesi�� godzin sp�dzonych na pla�y podczas gor�cego lipca. Blask rzucany przez lamp� nie jest tak szkodliwy jak �wiat�o s�oneczne, ale nie jest te� ca�kiem bezpieczny. Nic nie jest. Wy, ludzie o prawid�owo funkcjonuj�cych genach, mo�ecie rutynowo likwidowa� szkody wyrz�dzone codziennie waszej sk�rze i oczom, szkody, kt�rych nie jeste�cie nawet �wiadomi. Wasze cia�a, w odr�nieniu od mojego, nieustannie produkuj� enzymy, kt�re usuwaj� uszkodzone fragmenty �a�cuch�w nukleotydowych w kom�rkach i wymieniaj� je na nowe. Musz� egzystowa� w ciemno�ci, podczas gdy wy p�dzicie �ycie pod b��kitnym niebem, a mimo to nie czuj� do was nienawi�ci. Nie mam �alu o to, �e mo�ecie cieszy� si� wolno�ci�, kt�rej nie potraficie nawet doceni� � cho� bardzo wam jej zazdroszcz�. Nie darz� was nienawi�ci�, bo w ko�cu te� jeste�cie tylko lud�mi i dlatego macie w�asne ograniczenia. Mo�e jeste�cie brzydcy, mo�e zbyt g�upi lub zbyt inteligentni jak na swoje potrzeby, g�usi, niemi albo �lepi, mo�e natura uczyni�a was sk�onnymi do zbyt wielkiego gniewu czy rozpaczy, mo�e nienawidzicie samych siebie albo panicznie boicie si� pani �mierci. Wszyscy nosimy jakie� ci�ary. Z drugiej strony, je�li nawet jeste�cie atrakcyjniejsi i inteligentniejsi ode mnie, je�li mo�ecie w pe�ni u�ywa� wszystkich pi�ciu zmys��w, je�li jeste�cie jeszcze wi�kszymi optymistami ni� ja, je�li lubicie siebie samych i podobnie jak ja nie pozwalacie upokorzy� si� temu najwi�kszemu Kosiarzowi... c�, m�g�bym pewnie was nienawidzi�, gdybym nie wiedzia�, �e jak wszystkich na tym niedoskona�ym �wiecie dr�czy was czasem b�l, cierpienie, smutek i t�sknota. Swoj� przypad�o�� uwa�am za b�ogos�awie�stwo. Moje �ycie jest niezwyk�e, r�ne od �ycia wi�kszo�ci z was. Na pewno nikt z was nie czuje si� w nocy tak swobodnie jak ja. Nikt nie zna lepiej ode mnie �wiata zamkni�tego pomi�dzy zmierzchem i �witem, bo jestem bratem sowy, nietoperza i borsuka. W ciemno�ciach czuj� si� u siebie. To mo�e znaczy� wi�cej, ni� wam si� wydaje. Oczywi�cie nic nie wynagrodzi faktu, �e przedwczesna �mier� jest w�r�d ofiar XP czym� powszechnym. Nikt z nas nie spodziewa si�, �e do�yje staro�ci przynajmniej nie bez post�puj�cych chor�b i przypad�o�ci, takich jak dr�enie g�owy i r�k, utrata s�uchu, trudno�ci z m�wieniem, a nawet upo�ledzenie umys�owe. Jak dot�d bezkarnie gra�em �mierci na nosie. Los oszcz�dzi� mi tak�e wszelkich dolegliwo�ci i chor�b, kt�re od dawna przepowiadali mi lekarze. Mam dwadzie�cia osiem lat. Stwierdzenie, �e od pewnego czasu �yj� na kredyt, by�oby nie tylko banalne, ale i nieprawdziwe. Ca�e moje �ycie to przedsi�wzi�cie obarczone pot�nym zastawem. Ale podobnie jest z wami. Wszyscy b�dziemy musieli w ko�cu zda� spraw� z naszych poczyna�. Prawdopodobnie ja otrzymam swoje wezwanie wcze�niej ni� wi�kszo�� z was, ale i wasza przesy�ka czeka ju� na ostemplowanie. Mimo to, dop�ki listonosz nie zapuka do drzwi, trzeba si� cieszy� �yciem. Jedyne rozs�dne rozwi�zanie to by� szcz�liwym. Rozpacz jest tylko g�upim marnotrawstwem bezcennego czasu. Tutaj i teraz, w t� ch�odn� wiosenn� noc, po godzinie duch�w, ale wci�� jeszcze na d�ugo przed �witem, �cigaj�c mojego sprytnego psa i �udz�c si� nadziej�, �e Jimmy Wing wci�� �yje, mkn��em przez puste alejki i opuszczone ulice, przez park, w kt�rym Orson nie zatrzyma� si� nawet, by pow�cha� jakie� drzewo, obok szko�y, w stron� ulic po�o�onych w dolnych partiach wzg�rz. W ko�cu Orson zaprowadzi� mnie do rzeki Santa Rosita przedzielaj�cej miasto na ca�ej jego d�ugo�ci. W tej cz�ci Kalifornii, gdzie suma rocznych opad�w nie przekracza zazwyczaj czternastu cali, rzeki i strumienie przez wi�ksz� cz�� roku s� wyschni�te. Ostatnia pora deszczowa nie przynios�a wi�cej ulew ni� zazwyczaj, tote� koryto rzeki by�o ca�kiem ods�oni�te; szeroki pas mu�u, blady i l�ni�cy w blasku ksi�yca. By� g�adki jak prze�cierad�o, jedynie w kilku miejscach poznaczony ciemnymi pniami zatopionych drzew, le��cych nieruchomo niczym �pi�cy bezdomni, kt�rych ko�czyny powykrzywiane zosta�y przez koszmary. Cho� Santa Rosita mia�a od sze��dziesi�ciu do siedemdziesi�ciu st�p szeroko�ci, przypomina�a raczej sztuczny kana� ni� prawdziw� rzek�. W ramach federalnego planu zapobiegania powodziom, kt�re w przesz�o�ci gn�bi�y od czasu do czasu t� okolic�, brzegi rzeki zosta�y podniesione i wzmocnione warstw� betonu na d�ugo�ci ca�ego miasteczka. Orson zbieg� z ulicy, przeci�� pas nagiej ziemi i zatrzyma� si� na betonowym nabrze�u. Pod��aj�c jego �ladem, przejecha�em mi�dzy znakami, kt�re rozstawiono w r�wnych odst�pach wzd�u� ca�ego odcinka brzegu znajduj�cego si� w obr�bie miasta. Jeden z nich g�osi�, �e nieupowa�nione osoby nie mog� zbli�a� si� do wody i �e �amanie tego zakazu karane jest grzywn�, Drugi z nich skierowany by� do tych obywateli, kt�rzy nie mieli szacunku dla prawa, i ostrzega�, �e w czasie burzy pr�d jest tak silny, i� mo�e porwa� i utopi� ka�dego, kto o�mieli si� wej�� do wody. Pomimo wszystkich ostrze�e�, pomimo widocznych go�ym okiem turbulencji i zdradliwych wir�w, wreszcie pomimo z�ej s�awy Santa Rosity, co kilka lat jaki� poszukiwacz mocnych wra�e� z tratw� czy kajakiem domowej roboty � albo nawet ze zwyk�� desk� do p�ywania � ginie w odm�tach rzeki. Pewnej zimy, zaledwie kilka lat temu, uton�y a� trzy osoby. W�r�d wielu rozs�dnych ludzi zawsze znajdzie si� kto�, kto z zapa�em skorzysta z nadanego nam przez Boga prawa do g�upoty. Orson sta� na nabrze�u z uniesion� wysoko g�ow� i patrzy� na wsch�d, w stron� autostrady nad brzegiem Pacyfiku i ci�gn�cych si� za ni� wzg�rz. Na chwil� zastyg� w bezruchu i zaskomla� cicho. Tej nocy woda nie p�yn�a dnem wyschni�tego kana�u. Od strony Pacyfiku nie dociera� tu nawet najl�ejszy powiew wiatru, kt�ry m�g�by wzbudzi� fal� na oceanie. Spojrza�em na b�yszcz�c� tarcz� zegarka. �wiadom, �e ka�da up�ywaj�ca minuta mo�e by� ostatni� minut� Jimmy�ego Winga je�li rzeczywi�cie jeszcze �y� � pr�bowa�em ponagla� Orsona. O co chodzi? Nie zwraca� na mnie uwagi. Nadstawi� tylko czujniej uszu, wci�gn�� w nozdrza nieruchome powietrze nocy i zn�w zastyg� w absolutnym bezruchu, jakby oczarowany zapachem jakiej� dziwnej istoty poruszaj�cej si� gdzie� w g�rze rzeki. Jak zwykle udzieli� mi si� nastr�j Orsona. Cho� mia�em tylko zwyczajny nos i zwyk�e ludzkie zmys�y � wprawdzie mia�em znacznie lepsze ubranie i konto w banku � odczuwa�em niemal to samo co on. Orson i ja jeste�my sobie bli�si ni� zwyk�y cz�owiek i pies. Nie jestem jego panem. Jestem jego przyjacielem, bratem. Gdy m�wi�em wcze�niej, �e jestem bratem sowy, nietoperza i borsuka, by�a to tylko metafora. Kiedy jednak stwierdzam, �e jestem bratem tego psa chc�, by rozumiano to dos�ownie. Przygl�daj�c si� korytu rzeki, kt�re wi�o si� pomi�dzy wzg�rzami, spyta�em g�o�no: � Przestraszy�e� si� czego�? Orson spojrza� wreszcie na mnie. W jego wielkich oczach dostrzeg�em podw�jne odbicie ksi�yca, kt�re w pierwszej chwili wzi��em za swoj� twarz, lecz ta nie jest ani tak okr�g�a, ani tak tajemnicza. Ani tak blada. Nie jestem albinosem. Moja sk�ra wydziela pigment, a cera nie jest ca�kiem bia�a, cho� rzadko miewa kontakt ze s�o�cem. Orson parskn�� cicho, a ja nie musia�em wcale zna� psiego j�zyka, by go zrozumie�. Psiak m�wi�, �e czuje si� obra�ony przypuszczeniem, �e m�g�by si� tak �atwo czego� wystraszy�. Rzeczywi�cie. Orson jest odwa�niejszy nawet od wi�kszo�ci swoich czworono�nych pobratymc�w. Znam go od dw�ch i p� roku, odk�d by� jeszcze szczeniakiem, i wiem, �e mo�e go przerazi� tylko jedna rzecz: ma�py. � Ma�py? � spyta�em. Parskn�� ponownie, co zinterpretowa�em jako �nie�. Tym razem nie ma�py. Jeszcze nie. Orson wbieg� na szeroki betonowy zjazd, prowadz�cy na dno Santa Rosity. W czerwcu i lipcu z rampy tej korzysta�y koparki i spychacze, za pomoc� kt�rych usuwano z kana�u nagromadzony tam w ci�gu roku szlam i �miecie. W ten spos�b pog��biano koryto, co mia�o zapobiec wylaniu wody podczas nast�pnego sezonu deszczu. Zjecha�em za Orsonem na dno Santa Rosity. Na tle c�tkowanej betonowej rampy ciemna sylwetka psa rysowa�a si� jedynie jako niewyra�na plama, jak cie� jakiego� niewidzialnego stworzenia. Gdy jednak stan�� na powierzchni zakrzep�ego szlamu, zalanego srebrn� po�wiat� ksi�yca, nabra� realnych kszta�t�w. Bez chwili zastanowienia ruszy� na wsch�d, poruszaj�c si� bezszelestnie niczym czarny duch, kt�ry zst�pi� na dno wyschni�tego Styksu. Poniewa� ostatni deszcz spad� tutaj trzy tygodnie temu, dno kana�u nie by�o wilgotne. Nie zd��y�o jeszcze jednak pop�ka� i pokry� si� grub� warstw� kurzu, mog�em wi�c jecha� po nim bez przeszk�d. Po chwili zauwa�y�em, �e cho� rower praktycznie nie narusza� ubitej powierzchni mu�u, niedawno musia� t�dy przejecha� jaki� ci�ki pojazd, kt�ry pozostawi� g��bokie i wyra�ne koleiny. S�dz�c po ich rozmiarach, odcisn�y je opony jakiej� furgonetki, p�ci�ar�wki albo jeepa. Po obu stronach wznosi�y si� wysokie na dwadzie�cia st�p betonowe nabrze�a, nie mog�em wi�c widzie� dom�w po�o�onych bezpo�rednio nad rzek�. Dostrzega�em jedynie zarysy odleg�ych budynk�w na wzg�rzach, o�wietlonych blaskiem latarni. W miar� jak posuwali�my si� w g�r� rzeki, tak�e i one stopniowo znikn�y w ciemno�ciach, jakby noc by�a jakim� pot�nym rozpuszczalnikiem, kt�ry poch�ania wszystkie domy i wszystkich mieszka�c�w Moonlight Bay. Na powierzchni betonowych nabrze�y rozmieszczone by�y w nieregularnych odst�pach uj�cia kana��w burzowych, niekt�re �rednicy zaledwie dw�ch czy trzech st�p, inne tak wielkie, �e mo�na by w nich schowa� ci�ar�wk�. �lady opon prowadzi�y jednak w g�r� rzeki, proste niczym wersy maszynopisu. Jedynie od czasu do czasu wybrzusza�y si� nieco, by omin�� jaki� pniak czy konary zatopionego drzewa. Cho� Orson bez wahania biegi naprz�d, z niepokojem zerka�em na ciemne otwory kana��w. Podczas burz i gwa�townych ulew tryska�y z nich wielkie strumienie wody, sp�ywaj�cej z ulic miasteczka i z row�w ukrytych w�r�d wysokich traw okolicznych wzg�rz. Teraz, w czasie upalnej pogody, kana�y te stanowi�y podziemne ulice tajemnego �wiata, zamieszkanego przez wyj�tkowo dziwaczne stworzenia. Mia�em wra�enie, �e lada moment jedno z nich znienacka zaatakuje. Musz� przyzna�, �e wybuja�a wyobra�nia cz�sto p�ata mi figle i bierze g�r� nad zdrowym rozs�dkiem. Czasem wpadam przez to w k�opoty, jednak niejednokrotnie ocali�a mi �ycie. Poza tym, przemierzaj�c wszystkie kana�y burzowe na tyle du�e, by pomie�ci� doros�ego cz�owieka, napotka�em kilka osobliwych twor�w. Dziwad�a i monstra. Rzeczy i widoki, kt�re mog�y przyprawi� o dreszcz przera�enia nawet cz�owieka zupe�nie pozbawionego wyobra�ni. Poniewa� naturalna kolej� rzeczy s�o�ce wschodzi ka�dego ranka, moje nocne �ycie ogranicza si� do miasteczka i jego najbli�szych okolic; musz� mie� pewno��, �e nim nastanie �wit, zd��� wr�ci� do bezpiecznie mrocznych pokoi mojego domu. Zwa�ywszy na fakt, �e nasze miasto liczy dwana�cie tysi�cy sta�ych mieszka�c�w i dodatkowe trzy tysi�ce student�w Ashdon College, mam spore pole do popisu; naprawd�, nie uwa�am, by moja rodzinna miejscowo�� zas�ugiwa�a na miano zadupia. Mimo to, nim sko�czy�em szesna�cie lat, zna�em ka�dy cal Moonlight Bay lepiej, ni� znam to, co kryje si� w mojej g�owie. Dlatego te�, by si� nie zanudzi�, wci�� poszukuj� nowych mo�liwo�ci na tym w�skim wycinku ziemi, do kt�rego przyku�o mnie XP, Przez pewien czas fascynowa� mnie teren znajduj�cy si� pod ziemia, przechadza�em si� wi�c ciemnymi kana�ami, niczym upi�r, kt�ry kr��y� w podziemiach paryskiej opery, cho� nie mia�em jego peleryny, kapelusza i blizn, nie by�em te� szale�cem. Ostatnio jednak wola�em pozostawa� raczej na powierzchni. Podobnie jak ka�dy z mieszka�c�w tego �wiata, za jaki� czas i tak przenios� si� na sta�e kilka st�p pod ziemi�. Min�li�my spokojnie wylot kolejnego kana�u, kiedy Orson nagle poderwa� si� do szybszego biegu. �lad musia� by� ju� bardzo wyra�ny. W miar� jak koryto rzeki wznosi�o si� coraz wy�ej, lawiruj�c po�r�d wzg�rz na wsch�d od miasta, stawa�o si� te� coraz w�sze. W miejscu skrzy�owania z autostrad� nr 1 mia�o ju� tylko czterdzie�ci st�p szeroko�ci. Rzeka zosta�a tutaj zamkni�ta w tunelu d�ugo�ci ponad stu st�p. Cho� stoj�c u wej�cia do kana�u, widzia�em srebrny blask ksi�yca po drugiej jego stronie, po�rodku zalega�a g��boka ciemno��. Orson najwyra�niej nie wyczuwa� �adnego zagro�enia. Nie warcza�. Nie wbieg� jednak bez wahania do tunelu. Sta� przy wej�ciu, nieruchomo, strzyg�c uszami. Od wielu ju� lat na moje nocne wyprawy zabieram jedynie odrobin� got�wki na drobne wydatki, ma�� latark�, kt�rej u�ywam w tych rzadkich sytuacjach, kiedy ciemno�� jest raczej moim wrogiem ni� sprzymierze�cem, i telefon kom�rkowy. Ostatnio do�o�y�em do tego standardowego wyposa�enia jeszcze jeden element: pistolet Glock, kalibru dziewi�� milimetr�w. Glock wisia� pod kurtk�, ukryty w specjalnej uprz�y pod ramieniem. Nie musia�em dotyka� broni, by wiedzie�, �e tam jest; wyczuwa�em j� niczym wielk� naro�l na �ebrach. Mimo to wsun��em r�k� pod kurtk� i zacisn��em d�o� na r�koje�ci pistoletu, jakby by� to jaki� pot�ny talizman. Opr�cz czarnej sk�rzanej kurtki mia�em na sobie czarne buty, czarne skarpetki, czarne d�insy i obcis�y, czarny sweter. Nie ubieram si� na czarno dlatego, �e chcia�bym upodobni� si� do wampir�w, ksi�y, ninja czy gwiazd Hollywoodu, Rozs�dek wymaga po prostu, by wychodz�c noc� na ulice miasta, mie� przy sobie bro� i jak najmniej rzuca� w oczy, zlewa� w jedno z ciemno�ci�. Z pistoletem w kaburze, stoj�c okrakiem nad rowerem, odpi��em od kierownicy ma�� latark�. M�j rower nie ma przedniego reflektora. Od tylu lat �y�em w ciemno�ciach roz�wietlanych co najwy�ej p�omieniem �wiecy, �e moje oczy zazwyczaj doskonale radzi�y sobie bez pomocy sztucznego �wiat�a. Promie� latarki dociera� na jakie� trzydzie�ci st�p w g��b tunelu o prostych �cianach i �ukowatym sklepieniu. Nikt nie czai� si� przy wej�ciu do tego korytarza. Orson wszed� do �rodka. Nim ruszy�em za nim, ws�uchiwa�em si� przez chwil� w monotonny pomruk silnik�w aut p�dz�cych autostrad�, wysoko ponad nami. Jak zawsze ten d�wi�k budzi� we mnie podniecenie i smutek jednocze�nie. Nigdy nie prowadzi�em samochodu i prawdopodobnie nigdy nie b�d� tego robi�. Nawet gdybym os�oni� d�onie r�kawicami, a twarz skry� pod specjaln� mask�, �wiat�a aut nadje�d�aj�cych z przeciwka stanowi�yby powa�ne zagro�enie dla moich oczu. Poza tym nie m�g�bym odjecha� zbyt daleko ani na p�noc, ani na po�udnie wzd�u� wybrze�a, je�li mia�bym wr�ci� do domu przed wschodem s�o�ca. Chc�c jeszcze przez chwil� syci� si� tymi odg�osami, obejrza�em dok�adnie betonow� skarp�, w kt�rej otwiera�o si� wej�cie do tunelu, Na szczycie wzniesienia znajdowa�y si� metalowe barierki wyznaczaj�ce kraniec pobocza autostrady. Cho� widzia�em odbijaj�ce si� w nich �wiat�a samochod�w, nie widzia�em samych pojazd�w. K�tem oka dostrzeg�em jednak � a przynajmniej tak mi si� wydawa�o co� innego; jak�� ciemn� posta� kucaj�c� na skarpie, na po�udnie ode mnie, nie tak ciemn� jak sama noc, lecz pod�wietlan� przez przeje�d�aj�ce auta. Siedzia�a na szczycie betonowego zbocza, tu� obok metalowej barierki, ledwie widoczna, lecz tak z�owieszcza i przera�aj�ca jak gargulec na skraju dachu katedry. Kiedy odwr�ci�em g�ow�, by przyjrze� jej si� lepiej, mocne �wiat�o nadje�d�aj�cych ci�ar�wek wype�ni�y noc ca�� armi� chybotliwych cieni, przypominaj�cych stado kruk�w, kt�re zerwa�y si� w�a�nie do lotu. W�r�d tych upiornych kszta�t�w posta� na moment sta�a si� znacznie bardziej rzeczywista, zbieg�a ukosem na d� skarpy, z dala ode mnie i od tunelu, by nast�pnie znikn�� w trawie po po�udniowej stronie rzeki. W mgnieniu oka znalaz�a si� poza zasi�giem reflektor�w samochodowych, ukryta w g��bokich ciemno�ciach i za zas�on� betonowych nabrze�y. By� mo�e zatacza�a w�a�nie szerokie ko�o, by wej�� do wyschni�tego koryta za moimi plecami. By� mo�e zreszt� wcale nie by�a mn� zainteresowana. Wprawdzie przyjemnie by�oby my�le�, �e wszystko kr�ci si� wok� mnie, wiedzia�em, �e nie jestem centrum wszech�wiata. W�a�ciwie ta posta� mog�a by� jedynie wytworem mojej wyobra�ni. Widzia�em j� przez tak kr�tk� chwil�, �e nie mog�em mie� pewno�ci, czy nie by�o to jedynie przywidzenie. Ponownie si�gn��em pod kurtk� i dotkn��em glocka. Orson wbieg� ju� tak daleko w g��b tunelu, �e ledwie go dostrzega�em w bladym �wietle latarki. Obejrza�em si� jeszcze raz za siebie i nie dojrzawszy tam �adnego napastnika, ruszy�em �ladem psa. Zamiast jecha� na rowerze, szed�em na piechot�, prowadz�c go lew� r�k�. Nie podoba�o mi si� to, �e w prawej r�ce � r�ce, kt�ra trzyma pistolet � �ciskam latark�. W dodatku �wiat�o czyni�o mnie doskonale widocznym celem i �atw� zdobycz�. Cho� dno rzeki by�o suche, �ciany tunelu pokrywa� delikatny, wilgotny nalot, a w ch�odnym powietrzu czu�o si� zapach wapna. Pomruk przeje�d�aj�cych wysoko nad nami samochod�w przedostawa� si� przez grube warstwy betonu, stali i ziemi, odbijaj�c si� g�uchym echem w kopulastym sklepieniu tunelu. Pomimo tego nieustaj�cego huku co chwila wydawa�o mi si�, �e s�ysz� za plecami czyje� kroki. Za ka�dym razem, kiedy odwraca�em si� w t� stron�, promie� latarki ods�ania� jedynie g�adkie betonowe �ciany i wyschni�te koryto rzeki. �lady samochodu prowadzi�y na drug� stron� tunelu, gdzie mog�em wreszcie zgasi� latark� i z ulg� przywita� blask ksi�yca. Wyschni�te koryto skr�ca�o na prawo, na po�udniowy wsch�d od autostrady, podnosz�c si� teraz w szybszym tempie ni� poprzednio. Mimo �e na zboczach okolicznych wzg�rz wci�� rysowa�y si� domy, wiedzia�em, i� zbli�amy si� do granic miasta. Wiedzia�em te�, dok�d zmierzamy. Domy�la�em si� tego ju� od d�u�szego czasu, mia�em jednak nadziej�, �e si� myl�. Je�li Orson odnalaz� w�a�ciwy trop, a porywacz Jimmy�ego Winga jecha� samochodem, kt�ry pozostawi� �lady na dnie rzeki, to najprawdopodobniej zmierza� do Fortu Wyvern, opuszczonej bazy wojskowej, b�d�cej obecnie �r�d�em wielu problem�w Moonlight Bay. Fort Wyvern, kt�ry zajmuje powierzchni� 134 456 akr�w � znacznie wi�ksz� ni� powierzchnia naszego miasteczka � otoczony jest wysok� metalow� siatk�, umocowan� do stalowych s�up�w zatopionych w betonie i zwie�czon� szerokim pasem drutu kolczastego. Bariera ta przedziela�a tak�e rzek�, i kiedy wyjecha�em zza zakr�tu kana�u, zobaczy�em ciemnego chevroleta suburban, zaparkowanego przed ogrodzeniem. To w�a�nie ten samoch�d zostawi� �lady na dnie wyschni�tej rzeki. Od jeepa dzieli�o nas jeszcze ponad sze��dziesi�t st�p, by�em jednak przekonany, �e nikt nie siedzi w jego wn�trzu. Mimo to wola�em si� najpierw upewni�, czy przeczucie mnie nie myli. G�uchy warkot �wiadczy� o tym, �e i Orson wola� zachowa� ostro�no��. Obejrza�em si�, nie dojrza�em jednak �adnego �ladu przera�aj�cego gargulca, kt�ry czai� si� na skraju autostrady po drugiej stronie tunelu. Wci�� jednak wydawa�o mi si�, �e kto� nas obserwuje. Ukry�em rower za pniem powalonego drzewa, le��cego na dnie wyschni�tej rzeki. Wetkn�wszy latark� za pasek, wyci�gn��em glocka z kabury. Jest to wyj�tkowo wygodny pistolet, kt�ry wszystkie elementy zabezpieczaj�ce kryje w swoim wn�trzu; nie musz� odci�ga� �adnych d�wigienek, kiedy chc� go u�y�. Ta bro� nieraz ju� uratowa�a mi �ycie i cho� daje poczucie bezpiecze�stwa, budzi we mnie tak�e pewn� niech��. Podejrzewam, �e nigdy nie b�d� w stanie pos�ugiwa� si� ni� z pe�n� swobod�. Waga i kszta�t pistoletu nie maj� z tym nic wsp�lnego; to naprawd� doskona�y pistolet. Jednak kiedy jako m�ody ch�opiec przemierza�em nocami ulice miasta, niejednokrotnie pada�em ofiar� prze�ladowa� ze strony silniejszych � g��wnie dzieciak�w, ale tak�e i doros�ych, kt�rym wydawa�o si�, �e dr�cz�c mnie, naprawiaj� �wiat � i cho� dzi�ki tym przykrym do�wiadczeniom nauczy�em si� walczy� o swoje prawa i nie pozwala�, by w moim najbli�szym otoczeniu dzia�a si� komu� krzywda, to sta�y si� one tak�e �r�d�em niech�ci do u�ywania przemocy jako prostej recepty na wszystkie k�opoty. Je�li okoliczno�ci zmusz� mnie, bym broni�c siebie i swoich najbli�szych, u�y� broni, zrobi� to, ale na pewno nie sprawi mi to przyjemno�ci. Wraz z Orsonem podkradli�my si� ostro�nie do samochodu. Tak jak przypuszcza�em, w �rodku nie by�o nikogo. Przy�o�y�em d�o� do maski. By�a jeszcze ciep�a, a to oznacza�o, �e jeepa zaparkowano tu zaledwie kilka minut temu. �lady st�p prowadzi�y od miejsca kierowcy do drzwi po stronie pasa�era. Potem kierowa�y si� w stron� ogrodzenia. Wygl�da�y podobnie � je�li nie tak samo � jak �lady odci�ni�te pod oknem sypialni Jimmy�ego Winga. Srebrna moneta ksi�yca, toczy�a si� powoli do ciemnego portfela zachodniego horyzontu, jednak jego blask by� jeszcze do�� jasny, bym m�g� odczyta� tablice rejestracyjne samochodu. Szybko zanotowa�em w pami�ci sekwencj� cyfr i liter. Po chwili odnalaz�em miejsce, w kt�rym siatka ogrodzenia zosta�a przeci�ta specjalnymi no�ycami do drutu. Najwyra�niej dokonano tego ju� jaki� czas temu, przed ostatnim deszczem, gdy� na powierzchni mu�u przy ogrodzeniu nie dostrzeg�em �lad�w ci�kiej pracy. Kilka du�ych kana��w burzowych ��czy Moonlight Bay tak�e i z Wyvern. Zwykle kiedy odwiedzam opuszczon� baz� wojskow�, korzystam w�a�nie z takiego dyskretnego przej�cia. Na p�ocie przecinaj�cym dno rzeki umieszczono � podobnie jak w wielu innych miejscach wzd�u� ogrodzenia i na terenie samego fortu � tablic� z czerwonymi i czarnymi napisami g�osz�cymi, �e cho� po zako�czeniu zimnej wojny baza zosta�a zamkni�ta na polecenie Wojskowej Komisji Obrony, osoby, kt�re wtargn� bez upowa�nienia na jej teren, zostan� ukarane grzywn� lub aresztem. Lista odpowiednich praw i ustaw, stanowi�cych podstaw� prawn� tego ostrze�enia, zajmowa�a jedn� trzeci� tablicy. Informacja utrzymana by�a w stanowczym i bezkompromisowym tonie, ale to wcale nie odstrasza�o mnie od z�amania wszelkich wymienionych w niej zakaz�w. Politycy obiecuj� nam tak�e pok�j, dobrobyt, bezpiecze�stwo i sprawiedliwo��. Gdyby spe�nili cho� jedn� z tych obietnic, by� mo�e z wi�kszym respektem traktowa�bym ich gro�by. Tu� przy samym przej�ciu obok �lad�w porywacza widnia�y jeszcze inne. By�o jednak zbyt ciemno, abym m�g� je zidentyfikowa�. Postanowi�em zaryzykowa� i u�y� latarki. Przys�aniaj�c �ar�wk� d�oni�, pochyli�em si� nad ziemi� i w��czy�em latark� na dwie sekundy � wystarczaj�co d�ugo, bym zrozumia�, co dzia�o si� w tym miejscu. Cho� dziura w siatce zosta�a przygotowana znacznie wcze�niej, zapewne specjalnie na t� okazj�, porywacz postara� si�, by nie by�a zbyt widoczna. Prowizorycznie po��czy� ze sob� obie kraw�dzie rozerwanego ogrodzenia, tak by dzisiaj rozci�gn�� je tylko na boki. Jednak by tego dokona�, musia� mie� obie r�ce wolne. Postawi� wi�c swego wi�nia na ziemi, a zabezpieczaj�c si� przed ewentualn� ucieczk�, albo porz�dnie nastraszy� dziecko, albo po prostu je zwi�za�. �lady pozostawione przez ofiar� by�y znacznie mniejsze od �lad�w porywacza: odciski dzieci�cych st�p, bosego ch�opca porwanego prosto z ��ka. Oczami wyobra�ni ujrza�em nagle �ci�gni�t� b�lem twarz Lilly. Jej m��, Benjamin Wing, konserwator linii energetycznych, zgin�� prawie trzy lata temu, pora�ony pr�dem. By� to wielki, weso�y ch�op, p�krwi Indianin, tak pe�en �ycia, �e wydawa�o si�, i� nigdy nie mo�e spotka� go nic z�ego. Jego �mier� by�a dla wszystkich szokiem. Cho� Lilly jest wyj�tkowo siln� kobiet�, to gdyby w tak kr�tkim czasie utraci�a drug� ukochan� osob�, zapewne nie potrafi�aby ju� wr�ci� do normalnego �ycia. Mimo �e od dawna nie byli�my ju� ze sob�, nadal kocha�em j� tak, jak kocha si� przyjaciela. Modli�em si�, bym m�g� przyprowadzi� jej synka, ca�ego i zdrowego, i by ten straszliwy b�l znikn�� z jej oczu. Orson zaskomla� cicho. Dr�a� z niecierpliwo�ci, got�w natychmiast ruszy� w po�cig. Zatkn�wszy ponownie latark� za pas, rozsun��em metalowe po�y siatki. Delikatny j�k protestu poni�s� si� wzd�u� ogrodzenia, daleko w ciemno��. � Frankfurterki dla wszystkich o walecznym sercu � obieca�em solennie, a Orson bez wahania przeskoczy� przez otw�r. 3 Kiedy przechodzi�em na drug� stron� ogrodzenia, jeden z wystaj�cych drut�w �ci�gn�� mi czapk� na ziemi�. Natychmiast j� podnios�em, otrzepa�em o spodnie i w�o�y�em. T� granatow� czapk� z daszkiem mia�em od o�miu miesi�cy. Znalaz�em j� w dziwnej betonowej sali, trzy pi�tra pod ziemi�, g��boko w porzuconych katakumbach Fortu Wyvern. Tu� nad daszkiem widnia�y wyszyte czerwon� nici� s�owa �Magiczny Poci�g�. Nie mia�em poj�cia, do kogo nale�a�a ta czapka ani co oznacza czerwony napis. Sama w sobie nie przedstawia�a �adnej warto�ci, jednak nie odda�bym jej nikomu za �adne pieni�dze. Nie mia�em dowodu, �e by�a w jakikolwiek spos�b zwi�zana z prac� naukow� mojej matki czy z kt�rymkolwiek z jej projekt�w � prowadzonych w Forcie Wyvern czy gdziekolwiek indziej � jednak by�em o tym ca�kowicie przekonany. Cho� zna�em ju� kilka straszliwych sekret�w Fortu Wyvern, wierzy�em, �e je�li uda mi si� odkry� znaczenie s��w wypisanych na czapce, poznam jeszcze bardziej zdumiewaj�ce fakty. Pok�ada�em w tym ma�ym przedmiocie ogromn� wiar�. Kiedy nie mog�em jej w�o�y�, przynajmniej nosi�em j� przy sobie, bo przypomina�a mi o matce i tym samym dawa�a poczucie bezpiecze�stwa. Niesione przez rzek� drzewa, ga��zie i �miecie, kt�re zatrzyma�y si� na siatce, zalega�y teraz w wyschni�tym korycie. Zosta�y usuni�te jedynie z tego miejsca, gdzie porywacz przeci�� ogrodzenie. Dalej w g�r� rzeki dno zn�w by�o r�wne i g�adkie. I zn�w w mule widnia�y jedynie �lady porywacza. Zapewne od tego miejsca ponownie ni�s� ch�opca. Orson ruszy� biegiem naprz�d, a ja stara�em si� dotrzyma� mu kroku. Wkr�tce dotarli�my do miejsca, w kt�rym na dno rzeki schodzi� szeroki betonowy podjazd, cz�� drogi przecinaj�cej jej koryto. Orson bez wahania wbieg� na strom� ramp�. Kiedy dotar�em na szczyt nabrze�a, by�em znacznie bardziej zdyszany ni� Orson, cho�, przeliczaj�c jego psie lata na ludzk� miar�, jeste�my w�a�ciwie r�wie�nikami. Ogromnie ciesz� si� z tego, �e do�y�em czasu, kiedy mog� zauwa�y� bardzo powolny, lecz niezaprzeczalny spadek mojej m�odzie�czej formy. Do diab�a z tymi poetami, kt�rzy chwal� pi�kno i czysto�� �mierci w kwiecie wieku, w okresie najwi�kszych mo�liwo�ci. Pomimo xeroderma pigmentosum by�bym wdzi�czny niebiosom, gdyby pozwoli�y mi si� rozkoszowa� starcz� s�abo�ci� osiemdziesi�ciolatka czy nawet s�odkim zniedo��nieniem szcz�liwca, kt�remu na torcie urodzinowym stawia si� sto �wieczek. �yjemy najpe�niej i poznajemy najlepiej g��bi� naszego cz�owiecze�stwa wtedy, gdy jeste�my najs�absi, kiedy do�wiadczenia ka�� nam pokornie schyli� g�owy i lecz� z arogancji, kt�ra niczym g�uchota nie pozwala nam s�ucha� nauk �wiata. Gdy ksi�yc schowa� si� na chwil� za zas�on� chmur, rozejrza�em si� uwa�nie doko�a. Nie dostrzeg�em jednak ani Jimmy�ego, ani porywacza. Nie zobaczy�em tak�e czarnego gargulca, skradaj�cego si� korytem rzeki czy te� jej brzegiem. Czymkolwiek by�o to stworzenie ze skraju autostrady, najwyra�niej przesta�o si� mn� interesowa�. Orson bezzw�ocznie skierowa� si� w stron� grupy wielkich magazyn�w, odleg�ych od brzegu rzeki o jakie� pi��dziesi�t jard�w. Ciemne budowle wydawa�y mi si� dziwnie z�owieszcze, cho� przeznaczone by�y do ca�kiem przyziemnych cel�w, a ja mia�em ju� okazj� bywa� w ich wn�trzu. Budynki te nie by�y jedynymi sk�adami na terenie bazy i wprawdzie wydawa�y si� tak ogromne, �e mog�yby pomie�ci� kilka sporych blok�w mieszkalnych, stanowi�y zaledwie drobny u�amek zabudowa� fortu. W czasie gdy prowadzono tu najbardziej aktywn� dzia�alno��, personel Fortu Wyvern liczy� trzydzie�ci sze�� tysi�cy czterysta os�b. Ponadto znalaz�o tu wtedy zatrudnienie prawie trzyna�cie tysi�cy pracownik�w obs�ugi i ponad cztery tysi�ce cywilnych naukowc�w. Osiedle mieszkaniowe na terenie fortu liczy�o trzy tysi�ce domk�w jednorodzinnych, kt�re pozostawione na pastw� losu powoli popadaj� w ruin�. Po chwili dotarli�my do magazyn�w, a niezawodny nos Orsona prowadzi� nas pewnie poprzez labirynt przej�� i �cie�ek do najwi�kszego z nich. Podobnie jak wi�kszo�� otaczaj�cych nas budynk�w, i ten zbudowano na planie prostok�ta. Wysokie na trzydzie�ci st�p �ciany z karbowanej stali osadzone by�y w betonowych fundamentach i zwie�czone p�okr�g�ym dachem. Z jednej strony magazynu znajdowa�y si� olbrzymie, przesuwane drzwi, przez kt�re z powodzeniem mog�a przejecha� nawet najwi�ksza ci�ar�wka. W tej chwili wrota by�y zamkni�te, jednak ujrza�em otwarte zwyk�e drzwi. Orson, kt�ry do tej pory bez wahania wybiera� w�a�ciw� drog�, nagle straci� pewno�� siebie. Za otwartymi drzwiami zalega�a g��boka ciemno��, nierozpraszana nawet nik�ym blaskiem gwiazd. Wydawa�o si�, �e pies nie ufa do ko�ca swemu w�chowi, jakby wielka przestrze� ukryta pod dachem magazynu poch�ania�a nie tylko �wiat�o, ale tak�e wszelkie zapachy. Nie odrywaj�c plec�w od �ciany budynku, przesuwa�em si� ostro�nie ku wej�ciu. Zatrzyma�em si� dopiero przy futrynie, trzymaj�c w uniesionej r�ce pistolet, skierowany luf� ku niebu. Przez chwil� nas�uchiwa�em uwa�nie, wstrzymuj�c oddech. Doko�a panowa�a absolutna cisza, przerywana jedynie ledwie s�yszalnymi odg�osami trawienia; to m�j �o��dek pracowa� nad resztkami wieczornej przek�ski, sk�adaj�cej si� z kawa�ka ��tego sera, chleba cebulowego i papryczek jala-peno. Po pewnym czasie uzna�em, �e je�li ktokolwiek czai si� po drugiej stronie drzwi, to musi by� ju� martwy, gdy� nie s�ysza�em nawet jego oddechu. Cho� Orson by� r�wnie niewyra�ny jak plama atramentu na wilgotnym, czarnym jedwabiu, dostrzeg�em, �e zatrzyma� si� w samym wej�ciu do wielkiego magazynu. Po chwili wahania, kt�re wyda�o mi si� raczej przejawem niepewno�ci ni� strachu, odwr�ci� si� i przeszed� kilka krok�w w stron� s�siedniego budynku. On tak�e zachowywa� si� bardzo cicho nie s�ysza�em stukotu pazur�w o chodnik, ani oddechu, jakby by� tylko duchem psa. Wpatrywa� si� uparcie w ciemno��, z kt�rej przed chwil� przyszli�my. W jego oczach odbija�y si� gwiazdy i tylko dlatego wiedzia�em, gdzie stoi. Bia�y szereg ods�oni�tych z�b�w wygl�da� niczym upiorny u�miech jakiej� zjawy. By�em ju� ca�kiem pewien, �e to nie strach zatrzyma� Orsona w p� drogi. Wiernemu psu po prostu urwa� si� �lad. Spojrza�em na zegarek. Ka�dy mijaj�ca sekunda oznacza�a nie tylko up�yw czasu, ale i coraz mniejsze szans� na odnalezienie �ywego Jimmy�ego Winga. Najprawdopodobniej nie porwano go dla okupu, zosta� wi�c uprowadzony, by zaspokoi� czyje� mroczne ��dze, by sta� si� ofiar� m�czarni, o kt�rych wola�em nawet nie my�le�. Czeka�em cierpliwie, staraj�c si� odsun�� od siebie przera�aj�ce obrazy, podsuwane nieustannie przez wybuja�� wyobra�ni�. Kiedy jednak Orson odwr�ci� si� ponownie w stron� otwartych drzwi magazynu, jakby chcia� pokaza� mi, �e nie ma poj�cia, co robi� dalej, postanowi�em przej�� inicjatyw�. Szcz�cie sprzyja odwa�nym. Oczywi�cie s� to te� ulubie�cy �mierci. Lewa r�k� si�gn��em po latark� zatkni�t� za pasek. Przykucn�wszy, podkrad�em si� do wej�cia, szybko przekroczy�em pr�g i natychmiast uskoczy�em na bok, pod �cian�. Za�wieci�em latark� i przetoczy�em j� po pod�odze, stosuj�c prost� i mo�e nieco g�upaw� sztuczk�, kt�ra mia�a zmyli� ukrytego w ciemno�ci napastnika. Nikt jednak nie rzuci� si� na mnie ani nie zacz�� strzela�, a kiedy latarka zatrzyma�a si� wreszcie kilka st�p dalej, w magazynie panowa� absolutny bezruch i cisza, niczym na powierzchni jakiej� martwej planety. By�em niemal zaskoczony, kiedy okaza�o si�, �e mog� tu swobodnie oddycha�. Podnios�em latark�. Kopu�a magazynu przykrywa�a wielk� sal� takiej d�ugo�ci, �e promie� latarki nie o�wietla� jej drugiego ko�ca. Ba, po chwili okaza�o si�, �e nie o�wietla nawet bocznych �cian, mimo �e sta�em po�rodku w�szego boku. Kiedy omiata�em snopem �wiat�a wielk� przestrze� magazynu, ciemno�� wydawa�a si� jeszcze g��bsza i czarniejsza ni� przedtem. Przynajmniej nie czai� si� w niej �aden krwio�erczy potw�r. Orson przygl�da� si� temu wszystkiemu raczej z pow�tpiewaniem ni� z podejrzliwo�ci�. Stan�� na chwil� w blasku latarki, by po kr�tkiej chwili wahania parskn�� cicho, jakby chcia� w ten spos�b da� mi do zrozumienia, �e nie ma tu nic ciekawego. Potem ruszy� truchtem w stron� wyj�cia. Martw� cisz� przerwa� nagle cichy brz�k, dochodz�cy gdzie� z innej cz�ci magazynu. Akustyka przenios�a dr�enie wzd�u� �cian pomieszczenia. Po chwili twardy, metaliczny d�wi�k zamieni� si� w delikatny, ledwie s�yszalny szept, przypominaj�cy brz�czenie owad�w w letnie popo�udnie. Natychmiast zgasi�em latark�. Czu�em, �e Orson powr�ci� do mnie i otar� si� bokiem o moj� nog�. Chcia�em gdzie� i��, nie wiedzia�em tylko dok�d. Jimmy musia� by� gdzie� w pobli�u i to wci�� �ywy, bo porywacz nie dotar� jeszcze do mr