1404
Szczegóły |
Tytuł |
1404 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1404 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1404 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1404 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Bogus�aw Jarosi�ski
Tytul: Bajka
Z "NF" 5/92
Nades�ane na konkurs "Fantastyka '90"
By�a burza. Ju� z daleka zapowiada�a si� rt�ciow� biel�
wy�adowa� i coraz gwa�towniejszymi uderzeniami wichury. Na
nocnym niebie, za atramentowymi chmurami przelatywa�
przera�ony ksi�yc. Szum drzew nasila� si�. Li�cie, z
pocz�tku pojedynczo, potem masami wiruj�cych cieni odrywa�y
si� od niezdolnych, aby je utrzyma�, ga��zi i z furkotem
mkn�y, wytyczaj�c kierunki wiatru. Rozliczne, chlupocz�ce
ka�u�e wielokrotnie powiela�y rozdygotane nitki b�yskawic.
Gdzie� blisko elektryczna struga run�a dziobem ku ziemi.
Rozleg� si� grzmot, a zaraz po nim st�umiony �oskot. Przez
mokre witki krzak�w mo�na by�o zauwa�y� jeszcze, jak stoj�ca
budowla zmarszczy�a si�, zmi�a do wewn�trz i zwali�a w d�.
W �rodku prawdopodobnie nagromadzi�o si� wcze�niej sporo
wody, gdy� kawa�y wal�cej si� fasady wzbija�y przy uderzeniu
szerokie strugi. W ko�cu rumowisko znieruchomia�o. Min�a
godzina, zanim burza przesz�a dalej.
*
Na gruzach budowli wci�� rozpyla�y si� spadaj�ce krople,
porywisto�� wiatru jednak znacznie spad�a. W�a�ciwie
pozosta� jedynie deszcz, uparcie wprawiaj�cy w dr�enie
srebrzyste kontury otoczenia. Gdyby nie fakt, �e sta�o si�
to tej nocy, mo�na by s�dzi�, i� rozwaliska tkwi� martwo od
niepami�tnych czas�w. Nie ma nic interesuj�cego w stercie
gruz�w (przy takiej pogodzie) i doprawdy, by�
najwy�szy czas, by opu�ci� to nieprzytulne miejsce, gdy
wtem...
,..w deszczowy szmer wkrad� si� obcy d�wi�k. Dziwne, ale
pokierowane s�uchem oczy odkry�y jakie� poruszenie w
ruinach. Co� wydobywa�o si� z g��bi na zewn�trz. Moment i
oto z kilku stron naraz zacz�y wysuwa� si� pod�u�ne, ciemne
kszta�ty. Od pewnego czasu chmury zas�oni�y ca�e niebo, tak
wi�c w ciemno�ciach mo�na by�o tylko domy�la� si� rosn�cego
ogromu.
W chwili, gdy przeci�tny obserwator wzi��by nogi za pas
(groza osi�gn�a kulminacj�), owo co� z wysi�kiem d�wign�o
si�, staraj�c jednocze�nie wyszarpn�� spod gruz�w, i -
opad�o. Kilka minut jeszcze nad ziemi� przebiega�y w czym�
agonalne drgawki, a potem wszystko usta�o. Tylko deszcz
si�pi� niezmordowanie...
*
Kt�rego� dnia, po koszmarnej, ledwie przespanej nocy,
malarzowi N. uda�o si� namalowa� obraz, kt�ry otworzy� mu
drog� do serc krytyk�w. Fakt �w zapocz�tkowa� wzrost
zainteresowania tw�rczo�ci� artysty, kt�re - po serii
udanych wystaw - przekszta�ci�o si� wr�cz w modny snobizm. Teraz
m�g� ze znacznym zyskiem sprzeda� wszystkie obrazy, jakie
namalowa�, nie wzbudzaj�ce dot�d uznania. W bardzo kr�tkim
czasie N. sta� si� bogatym cz�owiekiem. Urodzi�y mu si�
bli�niaczki, a potem syn. N. nigdy dotychczas nie by� tak
szcz�liwy. Dziewczynki mia�y zielone oczy i szminkowe
ustka, ale nikt nie rozumia�, z czego si� �mia�y. Ch�opiec
po ojcu odziedziczy� nerwic�. Siostry nie lubi�y go i nie
bawi�y si� z nim. Dla dzieci wybudowa� N. przestronny
pawilon z basenem o be�owych kafelkach. Stale k�pa�y si� w
nim dziewczynki, a czasami wkrada� si� ch�opiec. Jednak nie
p�ywa�, lecz kucaj�c, zmru�onymi oczyma godzinami studiowa�
lustro wody, przenosz�ce odbicie kopu�y stropu na ciemny
prostok�t dna basenu. Stopniowo oswaja� si� z bli�niaczkami
i po kilku tygodniach, przy �wietle elektrycznych
kandelabr�w, w pustym pawilonie baraszkowa�a wieczorami
tr�jka roze�mianych dzieci.
*
Gdy podros�y, ch�opiec uko�czy� studia biologiczne i zaj��
si� g�owonogami. Dziewczynki posz�y w �lady ojca i zosta�y
malarkami. Za ich najlepsz� prac� uwa�a si� tryptyk pt.
"Gorgony", z kt�rego wyr�niono "Meduz� k�pi�c� si�".
Oblicze Gorgony spogl�da na widza spod powierzchni wody.
Seledynowe jeziorko otaczaj� ska�y o be�owych piaskach.
Gdy podros�y, dowiedzia�y si�, �e - zmar�y ju� - ojciec
podczas budowy basenu kaza� umie�ci� p o d nim d r u g i,
oddzielony od g�rnego masywn�, czarn� szyb�. W spodnim
basenie N. przez ca�y czas trzyma� olbrzymi�...
1987
Agata Rozwada
Wibracja
Barwne widoki za oknem ogarnia mg�a, kt�ra coraz bardziej
g�stnieje tworz�c sk��bion�, nieprzeniknion� dla wzroku
zas�on�. Nagle we mgle ukazuje si� zarys twarzy na tle
ga��zi drzewa. "Dziwne - my�li Debora. - Twarz jest w
oddali, ale oczy wida� wyra�nie, jakby z bliska". Po chwili
wszystko znika i poci�g staje. Debora wysiada, idzie nie
my�l�c o niczym i mija ogrodzenie cmentarza. Silny podmuch
zimnego wiatru zatrzymuje j� przed bezlistnym drzewem.
Momentalnie zapada ciemno��, wiatr ustaje, w powietrzu jest
przejmuj�cy ch��d. Debora zawraca chc�c ucieka� i spada na
co� mi�kkiego. O�lepia j� blask ra��cej wst�gi �wiat�a,
kt�ra przemienia si� w setki migotliwych �wiate�ek. Tworz�
one t�cz� barw i s� w bezustannym ruchu, wibruj�, goni� si�
wzajem, gasn� i zapalaj�. Ich kolory mieni� si� dziesi�tkami
odcieni. Trwa to kr�tko. Jaskrawe �wiat�a nikn�. Wraz z
ciemno�ci� przychodzi powiew ciep�a. Debora czuje dotyk
ciep�ych d�oni. Jej krzyk przerywa wszechobecn�,
osza�amiaj�c� cisz� i zaraz s�ycha� szept:
- Mam na imi� Tari. Jeste� ze mn� w piramidzie. Dlaczego
krzyczysz?
Debora usi�uje odpowiedzie�, otwiera usta, ale nie s�yszy
w�asnego g�osu. W ko�cu ciep�o j� uspokaja, a ciemno��
usypia.
Budzi Debor� ch��d kamiennej komnaty. Jest widno. Komnata
w kszta�cie ostros�upa ma �ciany wyk�adane barwnymi,
szklistymi kaflami. Widniej� na nich malowid�a
przedstawiaj�ce kobiety w dziwacznych strojach. Ka�dej
towarzyszy ten sam m�czyzna.
Nagle wszystko ogarnia ciemno��. Delikatne r�ce wci�gaj�
Debor� jak gdyby w g��b ciep�ej, mi�kkiej otoczki. Ale
Debora nie odwzajemnia u�cisk�w, nie oddaje poca�unk�w.
- Zapal �wiat�o - m�wi zdenerwowana. - Mam do��
ciemno�ci.
Pojawia si� smuga �wiat�a. Debora czuje u�cisk, lecz
nikogo nie widzi.
- Gdzie jeste�, Tari? - pyta przestraszona. - Nie widz�
ci�!
- Sp�jrz na malowid�a. Dowolnie przemieszczam si� w
czasie. Kiedy obcuj� z kobietami w przesz�o�ci,
tera�niejszo�ci lub w przysz�o�ci, na �cianach piramidy
powstaj� kolejne obrazy.
Debora przygl�da si� malowid�om. Na jednym z nich
spostrzega siebie. Jest zaskoczona.
- Chc� by� twoj� jedyn� kobiet�! - m�wi agresywnym tonem.
Nastaje ciemno��. Debora dr�y siedz�c na kamiennej
posadzce. G�os Tari wydobywa si� jakby spod ziemi:
- Przez moment my�la�a� o moich oczach. Twoja my�l
rozbudzi�a we mnie pragnienie, kt�rego si�a umo�liwi�a
przeniesienie ciebie w moj� rzeczywisto��. Teraz rozdziela
nas zazdro��. Rozstajemy si� na zawsze, Deboro. Odejdziesz
tam, sk�d przyby�a� i nigdy nie wr�cisz do piramidy.
Ostatnie s�owa Tari zag�usza szum wiatru na cmentarzu.
Jednocze�nie znika ciemno��. Obok bezlistnego drzewa le�y
ogromny kamie� w kszta�cie piramidy. Jest na nim wyryty
napis "Tari".
Debora budzi si� w poci�gu.
- D�ugo spa�am? - pyta m�czyzn� siedz�cego naprzeciw.
- Nie wiem - m�wi nieznajomy. - Gdy poci�g stan�� w
pobli�u cmentarza, wskaz�wki zegara zacz�y szybko kr�ci�
si� wok� tarczy, ka�da w inn� stron�.
- Dlaczego?
- Chyba pod wp�ywem nieznanych pr�d�w emitowanych z
terenu cmentarza. Wywo�uj� one silne wiatry. Nikt tamt�dy
nie mo�e przej��. Stale unosz� si� tumany py��w. Drzewa
trac� li�cie. Ludzi mieszkaj�cych w okolicy dr�cz�
koszmarne sny. Co si� pani �ni�o?
Debora nie odpowiada. G�os m�czyzny jest coraz cichszy:
- Ja nie pami�tam swoich sn�w. Musz� wysi���. �egnam.
M�czyzna wychodzi z przedzia�u. Debora wybiega na pusty
korytarz i staje w otwartym oknie. P�d powietrza utrudnia
wygl�danie. "Kto to by�? - my�li zdziwiona przypominaj�c
sobie spojrzenie nieznajomego. - Samob�jca? Szaleniec? Mia�
niesamowite, czarne oczy".
Wojciech Wazl
Chwa�a zbuldo�a�ym
Dzieci�stwo
Nie wiedzia�, �e umrze, wi�c urodzi� si�. A nawet gdyby
wiedzia�, to i tak pope�ni�by ten b��d. Zreszt� od dziecka
by� dziwny. Mimo zapewnie� swoich rodzic�w i r�wie�nik�w nie
przyjmowa� do wiadomo�ci, �e go nie ma. Na przek�r im i
swoim nauczycielom postanowi� stwierdzi�, �e istnieje. Gdy
tego dowi�d�, za�ama� si�, gdy� dow�d by� fa�szywy. Od tego
momentu zmieni� si� i postanowi� niezmiennie zmienia�
wszystko, co niezmienne. Tak wi�c wkr�tce potem zada� k�am
prawdzie. Otworzy�y si� w�wczas ludziom oczy i zrozumieli,
�e ziemia jest p�aska i �e nie ma �adnych pierwiastk�w i s�
tylko cztery �ywio�y.
Wiek dojrza�y
Kiedy dor�s�, wyros�y mu w�sy, czego nie spodziewa� si�.
Pewnego dnia zaci�� si� przy goleniu. Od tej pory jego
dowcipy by�y zawsze ci�te. Innym razem, gdy siedzia� na
desce klozetowej, o�wieci�o go. Odkry�, czego �wiat od niego
��da... Po prostu niczego.
Na jego osiemnaste urodziny zlecia�a si� rodzina z ca�ej
galaktyki. Przyj�cie by�o wspania�e, aczkolwiek nieudane. W
nocy mia� koszmary - �ni�y mu si� kwiaty. Rano, gdy si�
obudzi�, zauwa�y�, �e jeszcze �pi, wi�c stara� si�
zachowywa� cicho. Po obiedzie wzi�� laser i poszed� na
grzyby. Gdy wr�ci� wieczorem, dowiedzia� si�, �e zagin��. W
nocy zaniepokojony nie m�g� spa�, wi�c zasn��. Nast�pnego
dnia podczas �niadania dowiedzia� si�, �e zosta�
odnaleziony. Zaraz po �niadaniu poszed� sobie pogratulowa�.
Kiedy� pozna� pi�kn� dziewczyn�, lecz stwierdzi� z
przera�eniem, �e by�a brzydka. Wystraszy� si� i uciek� tam,
gdzie raki m�wi� dobranoc.
Studia, cho� fatalne, sz�y mu dobrze. Wtedy te� napisa�
swoje pierwsze dzie�o literackie pod tytu�em "Pierwsze�stwo
wt�rnego potrajania". A oto ono:
Ju� czwarty raz wybi�a pi�ta, gdy sz�sty artysta od
siedmiu bole�ci namalowa� o�miornic� dziewi�ciokrotnie
zdziesi�tkowan�.
Opr�cz fascynacji literatur� mia� r�wnie� inne
zainteresowania. Lubi� na przyk�ad muzyk� powa�n�, a w
szczeg�lno�ci heavy metal. Kocha� tak�e koty (czytaj: kocha�
zabija� koty). By� wi�c cz�owiekiem wra�liwym, a przy tym
uczciwym, dlatego pope�nia� tylko jedno przest�pstwo
dziennie.
Staro��
By� abstynentem, wi�c pi� tylko raz w tygodniu, prowadzi�
zdrowy tryb �ycia, nie w�cha� butaprenu, dlatego te� do�y�
setki. A trzeba powiedzie�, �e jego aktywno�� poznawcza nie
os�ab�a wraz z wiekiem starczym. Na przyk�ad pewnego dnia
s�uchaj�c radia zauwa�y�, �e od kilku lat jest zupe�nie
g�uchy. Innym razem czytaj�c ksi��k� zupe�nie przypadkowo
odkry�, �e jest niewidomy. Po ka�dym takim odkryciu z
rado�ci� pogr��a� si� w smutku.
Jego ostatni dzie� �ycia zacz�� si� paskudnie. Zaraz jak
tylko wsta�, stwierdzi�, �e zdech� jego ukochany chomik
Klaudiusz. Jego niepok�j pog��bi�o to, �e nigdy nie mia�
�adnego chomika.
Jedz�c obiad znalaz� w zupie gw�d�. Rozw�cieczony zjad�
go, a zup� wyla�. Pod wiecz�r wielce zaskoczony umar�. Gdy
tylko to zauwa�y�, przesta� oddycha�.