1187

Szczegóły
Tytuł 1187
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1187 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1187 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1187 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Karol May "Skarb Inkow"K~ROt 1~1 ~Y V D D V~OVV D D�ug� i pe�n� niespodziewanych przyg�d drog� musi przeby� brat Jaguar ze swymi towarzyszami, aby dotrze� do legendarnego skarbu Ink�w. Akcja powie�ci toczy si� w tajemniczym Gran Chaco i w wysokich Andach, w�r�d wrogich plemion india�skich. Jednym z bohater�w powie�ci jest ostatni potomek inkaskich kr�l�w. Jakie by�y losy poszukiwanego skarbu dowiecie si� Pa�stwo z ksi��ki, kt�r� oddajemy w wasze r�ce. �yczymy przyjemnej lektury. O�ICYNA p. ttt vlC~ f z 6 i i i ,jG.; kReKO~ a~ Karol May "Skarb Inkow"Espada - Corrida de toros, corrida de toros! - rozlega�o si� z ust nawo�y- waczy, kt�rzy przystrojeni barwnymi szarfami i kokardami ci�gn�li ulicami Buenos Aires. Corrida de toros by� to temat, kt�ry omawiano szczeg�owo we wszystkich gazetach miasta, corrida de roros by�a przedmiotem roz- m�w we wszystkich lokalach publicznych i prywatnych mieszkaniach. Corrida de toros, walka byk�w, to s�owa, kt�re budz� entuzjazm ka�dego Hiszpana i tych, kt�rzy w �y�ach maj� cho� kropl� hiszpafi- skiej krwi. Mi�o�nik coiridy nic sobie nie robi z zastrze�e� przeciw- nik�w jego ulubionego widowiska, kt�rzy udowadniaj�, �e jest ono naganne nie tylko ze wzgl�d�w moralnych, ale i rozmaitych innych. P�dzi do cyrku, by wrzeszcze� triumfalnie na ca�e gard�o na widok dr�czonych zwierz�t i szaleje z zachwytu, kiedy pot�ny byk rozpruwa brzuch konia albo nadziewa na rogi toreadora. '1'dk, corrida de toros! Jak�e d�ugo nie widziano ju� w Buenos Aires walki byk�w; jak dawno nie s�yszano na Plaza de toros r�enia koni, ryku byk�w, okrzyk�w walcz�cych oraz radosnych wybuch�w publi- czno�ci! Min�lo ju� wiele lat od ostatniej walki bykbw. Awin� pono- si�y te parszywe stosunki polityczne w kraju. 5 Wojna, w kt�r� Lopez, dyktator Paragwaju, wci�gn�� konfederacj� argentyfisk�, kosztowa�a dot�d t� ostatni� czterdzie�ci milion�w pe- so i pi��dziesi�t tysi�cy istnie� ludzkich, nie licz�c dwustu tysi�cy ofiar, kt�re poch��n�a przywleczona wraz z wojn� cholera. Wtedy nie by�o co my�le� o widowiskach. Armia argenty�ska wci�� przegry- wa�a z Lopezem, ale w ubieg�ym tygodniu odnios�a znaczne zwyci�- stwo. �wi�towano je w Buenos Aires iluminacjami i uroczystymi pochodami i, by �askarbi� sobie przychylno�� ludzi, nowo wybrany prezydent Sarmiento skorzysta� z okazji i da� zezwolenie na walk� byk�w. Chocia� na przygotowania pozosta�o niewiele czasu, sprzyjaj�ce okoliczno�ci wskazywa�y, �e ta corrida de toros b�dzie niezwykle emocjonuj�ca. Buenos Aires posiada�o bowiem licznych toreador�w, kt�rzy wyrobili sobie nazwisko i �aden z nich dotychczas nie dozna� pora�ki. Przepe�nieni wzajemn� zawi�ci�, a� si� palili do walki, aby pokaza~, kt�ry z nich jest najlepszy. Ale oto zg�osi� si� jaki� obcy; , Hiszpan z Madrytu, kt�ry od kilku dni przebywa� w hotelu "Labastie" i poprosi�, aby wolno mu by�o ubiega� si� o nagrod�. Kiedy wymieni� swoje nazwisko, panowie z komitetu organizacyjnego bardzo ch�tnie udzielili mu zezwolenia, by� to w ko�cu nie byle kto, tylko senior Crusada, s�ynny w ca�ym krblestwie Hiszpanii espada: Wiadomo�� o tym wprawi�� mieszkafic�w miasta w podniecenie, ale wkr�tce okaza�o si�, �e to jeszcze nie wszystko. Zg�osi�o si� mianowicie jeszcze dw�ch seniores, kt�rych ch�� przyst�pienia do walki wzmog�a podniecenie. Jeden z nich by� w�a�cicielem wielkich stad byd�a. Pr�ed laty, nie bacz�c na koszty, sprowadzi� wiele p�noc- noamerykafiskich bizon�w, by spr�bowa� skrzy�owania ich z rodzim� ras� byk�w. Te pot�ne zwierz�ta okaza�y si� jednak tak dzikie i ; nieposkromione, �e w�a�ciciel postanowi� je zastrzeli�. Zapropono- wa�, �e najsilniejszego spo�r�d nich dostarczy za darmo na walk�. Drugi senior by� w�a�cicielem hacjendy w okolicy San Nicolas. Jego peoni, chc�c z�apa~ jaguara, kt�ry przetrzebi� mu stada owiec, za�o�yli 6 wnyki i tak im si� poszcz�ci�o, �e z�apali drapie�nika nawet nie zranionego. Nie zabito jaguara, chc�c go sprzeda�, a teraz hacjendero o�wiadczy�, �e sprowadzi tu zwierz�, by sprezentowa� go komitetowi. Nietrudno sobie wyobrazi�, �e obecno�� s�ynnego toreadora oraz perspektywa walki z bizonem i jaguarem by�y ogromnie wa�ne nie tylko dla publiczno�ci, ale przede wszystkim dla tutejszych toreado- r�w. 'Ibreadorzy albo toreros - s�owo to pochodzi od toro, byk - dziel� si� na posz�zeg�lne grupy, z kt�rych ka�da ma do wykonania w�asne zadanie. 'Idk wi�c s� to picadores, kt�rzy dra�ni� byka oszcze- pami, pozostaj�c na koniach. Nast�pnie banderilleros, kt�rzy - je�li picador znajdzie si� w niebezpiecze�stwie-maj� za zadanie odwr�- cie od niego uwag� byka za pomoc� kolorowych szarf i skierowa� j� na siebie, a potem wbi� mu w kark cienkie pr�ty zaopatrzone w zakrzywione haki, banderillos. Wreszcie espada.~, w�a�ciwi zawodnicy, kt�rzy musz� dobi� byka mieczem. Nazwa ta pochodzi od s�owa espnda, miecz: Espados nazywaj� si� inaczej ynatadores, od s�owa matar, zabija� i obowi�zkiem ich jest zada� bykowi cios ostateczny; je�li nie zosta� trafiony �miertelnie, ale ju� pad�. Jak wspomniano, nawo�ywacze przemierzali ulice Buenos Aires, by og�osiE, �e jutro odb�d� si� walki byk�w. By�o to wieczorem. Kto m�g�, zamyka� sw�j sklep, by uda� si� do kawiarni lub do confiterii i fam porozmawia� o wydarzeniach dnia. Confiterias to lokale, w kt�- rych spo�ywa si� jedynie lody i ciastka. "Cafe de Paris", uznana za najwytworniejsz� kawiarni� w Buenos Aires, by�a tak przepe�niona go��mi, �e trudno by�oby w niej znale�� wolne miejsce. Panowa�o tam du�e o�ywienie, zw�aszcza przyjednym stoliku, do kt�rego wci�� zwraca�y si� oczy obecnych, gdy� siedzieli przy nim trzej argenty�scy espadas, kt�rzy nazajutrz mieli udowodni� sw� odwag�. Cho� wobec siebie pe�ni zawi�ci, byli zgodni w twierdze- niu, �e komitet pope�ni� niewybaczalny b��d, dopuszczaj�c do walki Hiszpana. Postanowili uczyni� wszystko, by odebra� mu dotychczaso- w� s�aw�. Jeden z nich, kt�ry najwi�cej si� che�pi�, o�wiadczy�, �e ju� pierwszym ciosem powali po�udniowoamerykafiskiego bizona. Za- propnowa� nawet obecnym, by poszli z nim o zak�ad, �e s�owa dotrzy- ma. Obok, przy innym stoliku, siedzia�o czterech wytwornie ubranych pan�w. Zw�aszcza jeden rzuca� si� w oczy. By� olbrzymem i cho� m�g� mie� niewiele ponad pi��dziesi�tk�, jego g�sta d�uga broda by�a bia�a jak �nieg. W�osy mia� r�wnie� siwe. Mocno opalona twarz wskazywa- �a, �e to gauczo lub w og�le cz�owiek, kt�ry przebywa tylko na wolnym powietrzu, na pampasach lub nawet w dzikich ost�pach, lecz eleganc- kie, uszyte wedle najnowsz�j paryskiej mody ubranie �wiadczy�o � czym�. wr�cz przeciwnym. 'Ii~zej jego wsp�biesiadnicy byli r�wnie� mocno opaleni. Jeden z nich zwr�ci� si� do niego ze s�owami: - S�ysza�e� tego samochwa��, Carlosie? Brodacz tylko skin�� g�ow�. - I co ty na to? Zapytany wzruszy� ramionami, a po jego powa�nej twarzy prze- mkn�� lekcewa��cy u�mieszek. - Jestem ca�kowicie twojego zdania - ci�gn�� tamten. - Trzeba mie� nie byle jakie umiej�tno�ci, by tutejszego toro dobi� mieczem, zanim os�abnie. A ty wiesz lepiej od nas, co to znaczy bizon p�nocno- ameryka�ski, bo przecie� przebywa�e� tam dwa lata i polowa�e� na bizony. 'I~n espada nie b�dzie chyba w stanie dotrzyma~ obietnicy. - I ja tak s�dz�. Bizona nie zabija si� s�owami. Powiedzia� to g�o�niej, ni� zamierza�. Espada to us�ysza�, zerwa� si�, podszed� i rzek� niemal rozkazuj�cym tonem: - Senior, czy zechce mi pan zdradzi�, jak si� nazywa? Siwobrody zmierzy� go wzrokiem nad wyraz oboj�tnym i odpar�: - Czemu nie; je�li przedtem poznam pafiskie nazwisko. - Moje nazwisko jest szeroko znane, jestem Antonio Perillo. I .,: ' Na te s�owa oczy olbrzyma na chwil� zab�ys�y, ale zaraz przymkn�� ' ` powieki i rzek� takim samym tonem jak przedtem: - Nazywam si� Hammer. - Czy to niemieckie nazwisko? -1'dk. - Czy jest pa� Niemcem? - Owszem. . - Wi�c niech pan trzyma j�zyk za z�bami, kiedy idzie o tutejsze sprawy. Jestem porteno, rozumie pan? Wypowiedzia� to s�owo z naciskiem i spojrza� przy tym dumnie z g�ry na tamtego. Porcenos-tak nazywaj� siebierodowici mieszkaficy kraju. Je�li espada s�dzi�, �e tym s�owem wywrze wra�enie, to si� pomyli�, gdy� olbrzym jakby nie wiedzia�, co to s�owo oznacza i espada ci�gn�� coraz gniewniej. - Wyrazi� si� pan o mnie z lekcewa�eniem. Czy zechce pan cofn�� te s�owa? - Nie. Powiedzia�em, �e bizona nie zabija si� s�owami, a poniewa� jestem Niemcem, zaws�e wiem, co mdwi�. -Caramba! To nies�ychane! Ja, najs�ynniejszy espada w tym kraju, mam pozwoli�, by szydzi� ze mnie Niemiec! Co pan na to powie, je5li wyzw� pana na szpady? - Nic, poniewa� nie warto o tym m�wi� - odpar� Hammer, odchylaj�c si� na krze�le i rzucaj�c na espad� spojrzenie, kt�re bynaj- mniej nie wyra�a�o obawy. 'Ib wzburzy�o tamtego jeszcze bardziej. Z b�yszcz�cymi od gniewu oczami podszed� o krok bli�ej, podni�s� rami� jakby do uderzenia i zawo�a�: - Co, nie chce pan cofn�� swej obelgi i da� mi satysfakcji? - Nie. - Dobrze, wi�c naznacz� pana jako pozbawionego czci tch�rza. Ma pan! . Chcia� uderzy~ Niemca pi�ci� w twarz, ale ten zapobieg� uderze- niu, szybko si� zerwa�, wzi�� espad� za ramiona i cisn�� nim o �cian�, a� zadudni�o. Wszyscy go�cie zerwali si� z miejsc, by zobaczy�, co si� teraz stanie. 9 Espada ubrany by� wed�ug francuskiej mody, a wi�c nale�a�o si� spodziewa~, �e nie ma przy sobie broni. On jednak szybko si� zerwa�, si�gn�� pod surdut, wyci�gn�� d�ugi n� i z rykiem w�ciek�o�ci rzucil si� na Niemca. 'I~n nie cofn�� si� ani o cal, chwyci� szybkim ruchem r�k� trzymaj�c� n� i tak silnie przycisn�� espad�, �e ten z okrzykiem b�lu upu�ci� bro�. Potem rozkaza� gro�nie: - Daj spok�j, Perillo! Nie ze mn� w ten spos�b. Znajdujemy si� w Buenos Aires, a nie w Salina del Condor. Zrozumiano? Przy tych s�owach przeszy� przeciwnika tak ostrym wzrokiem, jak gdyby chcia� zajrze� w g��b jego serca. Pe�llo cofn�� si� i z przera�e- niem spogl�da� na m�wi�cego. Zblad� jak p�btno, oczy mu migota�y niepewnie, a g�os dr�a�,,kiedy powiedzia�; - Salina del Condor? Nie wiem, co to znaczy. - Wiesz a� nazbyt dobrze, widz� to po tobie. ' - Nie wiem, o �zym pan m�wi: Nie chc� mie� z panem nic do czynienia. . - Masz po temu wszelkie powody, Pe�llo! Si�gn�� do kieszeni, rzuci� na st� lcilka papierowych peso, by zap�aci� za konsumpcj�, zdj�� kapelusz z haka i poszed� do drzwi. Nikt nie odwa�y� si� go zatrzyma�. Kiedy wsta�, wszyscy ujrzeli, �e z tym goliatem lepiej nie zaczyna�. Jego trzej towarzysze poszli za-nim. Kiedy drzwi si� na nimi zamkn�ly; espada zn�w nabra� odwagi. Zwr�ci� si� do swoicb towarzyszy, by za�agodzi� pora�k�, poniewa� jeden z nich zawo�a� szyderczo: - Co za hafiba, Perillo! On ci� przewr�ci�! - Biegnij wi�c za nim i oddaj mu! Z takim olbrzymem nikt nie wygra! - Mo�liwe. Ale m�wi� do ciebie "ty". A ty pozwoli�e� na to, sam m�wi�c mu "pan". 1..:. - Wcale tego nie zauwa�y�em. - A co znaczy to Salina del Condor? Co on mia� na my�li? - Sk�d mam wiedzie�? Ten Niemiec cierpi na jakie� urojenia. Przecie� wiecie, �e wszyscy Niemcy s� tr�ceni. Dajmy temu spok�j. Zapewne nie sko�czono by z tym tematem, ale w�a�nie wszed� kto�, kto przyci�gn�� oczy wszystkich. By� to gauczo, tak ma�y i cherlawy, jakiego �aden z obecnych jeszcze w �yciu nie widzia�. Cz�owieczek ten mia� na sobie bia�e, szerokie spodnie, si�gaj�ce do kolan i czerwon� bawe�nian� c~iripa. Jest to koc, kt�ry mieszka�cy pampas�w owijaj� na ukos dooko�a bioder, podci�gaj� z przodu i z ty�u, a potem okr�caj� wok� cia�a w talii.` R�kawy koszuli, r�wnie �nie�nobia�ej jak spodnie, ma�y cz�owieczek zakasa� za �okcie, tak, �e przedramiona mia� odkry- te. Nad pasem przewi�zana by�a czerwona szarfa, kt�rej ko�ce zwisa�y po bokach. R�wnie czerwone poncho okrywa�o g�rn� po�ow� cia�a. Na nogach mia� buty, jakie zwykli nosi� gauczo. Aby wykona� takie buty to, podczas zarzynania konia �ci�ga si� sk�r� zjego p�cin, ale si� jej nie wyprawia, tylko ciep�� wk�ada do wrz�tku, by �atwiej by�o zeskroba� sier��. Kiedy sk�t~a jest jeszcze mokra, wci�ga si� j� na nogi jak po�czochy i czeka, a� wyschnie i w ten spos�b otrzymuje si� odporne na niepogod� obuwie, kt�rego co prawda nigdy ju� nie mo�na zdj��. Nosi si� je tak d�ugo, a� spadn� z n�g. Oc�ywi�cie os�oni�te s� tylko podudzia i wierzchy st�p. Palce natomiast wystaj�, podeszwa tak�e jest bosa. Gauczo, kt�ry nosi takie obuwie, chodzi wi�c boso, je�li w og�le chodzi. Najcz�ciej bowiem porusza si� tylko w�wczas, kiedy jest we w�asnej ~ chaci�, poza tym zawsze siedzi na koniu. Falce n�g musz� by� bose ze wzgl�du na strzemiona, bo te s� tak tna�e, �e wchodzi do nich tylko du�y palec. Za to ostrogi, kt�re gauczo zwykle nosi, s� ogromne. Ten ma�y m�czyzna mia� na g�owie szary filcowy kapelusz, z kt�rego zwisa� chwo�cik, a pod nim jedwab- n�, czerwon� chustk�. Chustk� nosi gauczo pod kapeluszem, by chroni� kark przed �arem s�onecznym. Chustka daje r�wnie� och�od� podczas jazdy konnej, bo wiatr wydyma j� i ch�odzi kark. U pasa pod szarf� przybysz mia� d�ugi n� i pistolet, a na ramieniu podw�jn� flint�, kt�ra by�a niewiel� kr�tsza od niego samego. W r�kach trzyma� dwie ksi��ki. . 11 'Pd ostatnia okoliczno�� zwr�ci�a szczeg�ln� uwag�. Gauczo z ksi��kami! 'l~go jeszcze nigdy nie widziano. W dodatku by� on g�adko ogolony, co tak�e wyda�o si� dziwne. M�czyzna zatrzyma� si� na - chwil� przy drzwiach i pozdrowi� wszystkich g�o�nym buenos dfasl odszed� do stolika, kt�ry w�a�nie si� zwolni�, usiad�, otworzy� Potem p obie l~.si��ki i zacz�� gorliwie je studiowa�. By�y to dwa traktaty Kr�lewskiej Akademii Nauk w Berlinie Daltona i Weissa. Panuj�cy ha�as ucich�. Ma�y zaskoczy� zebranych, nie wiedzieli, co o nim s�dzi�. Ale jego to nic nie obchodzi�o. Nawet tego nie zauwa�y�; by� pogr��ony w czytaniu i wcale mu nie przeszkadza�o, kiedy zn�w odnios�y si� g�osy i rozpocz�to na nowo rozmowy o walce byk�w. P Tylko kiedy kelner, r�wnie ma�y jak obcy przybysz, podszed� i zapyta�, co mu poda�, go�� spojrza� i najczystszym hiszpafiskim zapyt��: -Czy mog� dosta� piwo? Mam na my�li cerevisia, jak to si� nazywa po �acinie. -'1'dk, senior. Mamy piwo, sze�� peso butelka. - Prosz� mi przynie�� butelk� ampulla, czyli po �acinie lagoena. Kelner spojrza� na niego ze zdziwieniem, przyni�s� butelk� oraz szklank� i nala� do pe�na. Go�~ jednak nie pi�, nie odrywa� si� od ksi��ek. Przestano si� wi�c nim interesowa�, zwyj�tkiemjednej osoby - Antonia Perilly. Ten nie spuszcza� z niego oka, wydawa�o si�, �e nawet w my�lach si� nim zajmuje. Wreszcie wsta�, podszed�, uk�oni� si� i rzek� uprzejmie: - Przepraszam, senior! My chyba si� znamy? Ma�y gauczo oderwa� si� od swojej lektury, wsta� i odpar� r�wnie uprzejmie: - Bardzo mi przykro, senior, ale musz� stwierdzi�, �e pan si� myli. ? ~ ~ ' '. Nie znam pana. ~ ! ' - Wobec tego musi pan mie� pow�d, aby temu zaprzeczy�. Jestem przekonany, �e spotkali�my si� nad rzek�. i3 ; ~ .. . - Nie, bo wcale tam nie by�em. Jestem dopiero od tygodnia w tym kraju i przez ten czas nie rusza�em si� ani na krok z Buenos Aires. 12 - Czy wolno zapyta�, gdzie pan mieszka? - W J�terbogk, kt�re pisze si� tak�e Jiiterbog lub J�terboch. Dot�d pozostaje nie rozstrzygni�te, jak w�a�ciwie nale�y pisa� t� nazw�. Ja zdecydowa�em si� na J�terbogh: -'Ih miejscowo~� w og�le nie jest mi znana. Czy by�by pan �askaw powiedzie� mi swoje nazwisko? - Ch�tnie. N��ywam si� Morgenstern, doktor Morgenstern. - A kim pan jest? - Jestem uczonym. - A czym si� pan zajmuje? - Zoologi�, senior. Obecnie przyby�em do Argentyny, by odszu- ka� glyptodonta, megathe�um i mastodonta. - Nie rozumiem, co pan m�wi. Nigdy tych s��w nie s�ysza�em. - To pancernik olbrzym, leniwiec olbrzym i s�ofi olbrzym. Espadzie wyd�u�y�a si� mina, spojrza� na ma�ego c��owiec�ka ba- dawczo, nast�pnie zapyta�: - A gdzie zamierza pan szuka� tych zwierz�t? - Oczywi�cie na pampasach, niestety, nie mog� jeszcze dok�adnie stwierdzi�, czy �y�y one w dyluwium czy wcze�niej. - Dyluwium? Rozumiem, senior! U�ywa pan niezrozumia�ego j�zyka, aby podkre�li�, �e jestem natr�tny. - Ten j�zyk wcale nie jest taki niezrozumia�y. Niech pan zajrzy do obu tych ksi��ek. Ich autorzy s� znawcami dyluwium! Weiss i Dalton, na pewno pan o nich s�ysza� i... - Nie, nie s�ysza�em - przerwa� mu toreador. - Nie znam tych pan�w. Ale co si� tyczy pana, to w dalszym ci�gu twierdz�, �e pana znam, i to lepiej, ni� si� panu.zdaje. Niech si� pan przyzna, �e str�j, jaki pan ma na sobie, to przebranie. - Przebranie? Je�li mam by� szczery, to ostatnio rzadko chodz� ubrany jak gauczo. - Ale je�dzi pan konno wspaniale, widzia�em. - Myli si� pan, senior. Co prawda raz jeden mia�em okazj� dosi��� 13 konia, po �acinie equus, ale to, co �acinnik okre�la jako equo vehi, mianowicie sztuka je�dziecka, pozosta�o dla mnie prawie obce. Perillo pokr�ci� g�ow�. U�miechn�� si� dyplomatycznie i rzek� z uk�onem: - Nie b�d� si� panu d�u�ej narzuca�, senior, poniewa� ,ka�de pa�skie s�owo m�wi mi, �e pragnie pan pozosta� nie rozpoznany. Zechce pan �askawie wybaczy� moj� natarczywo��! Jestem przekona- ' ny, �e nadejdzie dzie�, kiedy zrzuci pan mask�! Wr�ci� do swego stolika. Czerwony gauczo pokr�ci� g�ow�, usiad� i mrukn��: - Maska! Zrzuc� mask�! 'l~n senior jest najwidoczniej bardzo roztargniony. Potem pochyli� si� nad swymi ksi��kami. Ale wkr�tce zn�w mu przeszkodzono, bo kelner, kt�ry sta� w pobli�u i s�ysza� t� rozrnow�, podszed� i rzek�: a - Senior, nie chce pan si� napi�? Szkoda piwa, nie powinno sta� tak d�ugo otwarte. Gauczo spojrza� na niego, uj�� szklank�, wypi� �yk; potern rzek� �yczliwie: - Dzi�kuj�, senior. Nale�y si� przyzwyczai�, �e czasem pizy tym co konieczne, cz�owiek zapomina o przyjemnym. Ale picie, po �acinie bibere, jest nie tylko przyjemne, lecz te� konieczne. Chcia� czyta� dalej ale spostrzeg�, �e kelner jeszcze stoi, wi�c , i'.:. zapyta�: ii .. - Czy ma pan jeszcze jak�� uwag�, senior '�', .' . -Je�li pan pozwoli, tak. M�wi� pan przedtem o J�terbogh. Czy�by pan by� Niemcem? - Owszem, �wiadczy o tym moje nazwisko, Morgenstern. Gdybym ~i by� Rzymianinem, mo�e po �acinie nazywa�bym si� Iubar. - Ogromnie mnie to cieszy, senior. Czy mog� rozmawia� z panem ? po niemiecku - Po niemiecku? Czy pan jest Niemcem? 14 - Oczywi�cie! Urodzi�em si� w Stralau pod Berlinem, a wi�c jestem pa�skim rodakiem, doktorze. Bo przedtem us�ysza�em, �e jest pan doktorem. - Ze Stralau! Kto by pomy�la�! S�dzi�em; �e jest pan Argentyb- czykiem. A w jaki spos�b trafi� pan tutaj? - Jestem cz�owiekiem wody, wie pan, �owienie ryb w Stralau i jezioro Rummelsburg. Cz�owiek zwyczajny wody i ona go ci�gnie. 'Ii~afi�em wi�c do Hamburga, a stamt�d do Ameryki Po�udniowej. - Czego pan tu szuka�? - Chcia�em si� wzbogaci�. - No i...? , - No w�a�nie! Nie tak �atwo si� dorobi�, jak sobie my�la�em. Nadesz�y marne czasy i wcale nie chc� si� skoficzy�. Nie da si� uciu�a� wymarzonych milion�w. - Czy ma pan krewnych w ojczy�nie? - Nie. Gdybym kogo� mia�, zosta�bym w domu. Chcia�em i�� do wojska, bo zawsze mia�em serce patrioty, ale by�em o dwa cale za niski, wi�c mnie nie wzi�li. 'Pdk mnie to roze�li�o, �e pojecha�em w obce strony, by sprawdzi�, czy tam te� oka�� si� niezdatny. - Jak d�ugo pan tu jest? - Pi�~ lat. - -~ I co pan w tym czasie robi�? - Rozmaite rzeczy, kt�re by�y uczciwe; ale do niczego nie doszed- �em. Teraz jestem kelnerem, ale tylko jako pomoc na dzi�, bo spodzie- waj� si� du�o go�ci. Ostatnio pracowa�em w porcie. - Czy by� pan ju� w g��bi kraju? Pytam nie bez powodu: -'Pak. Dwa razy dotar�em do 'Iiicaman jako stajenny. - Je�dzi pan konno? - No pewnie! 'I~go cz�owiek si� tu uczy szybciej, ni� sobie pomy�li. - T� dobrze, bardzo dobrze! A teraz sprawa najwa�niejsza. Podo- bno tu w Argentynie jest bardzo du�o ko�ci? ` - Ca�e masy! - Znakomicie! W�a�nie ich szukam. - Ko�ci? Po co? - Interesuj� si� nimi. - 1'ak? Co prawda nie wiem, co w tym interesuj�cego, ale mog� pana pocieszy�. Je�li potrzebuje pan ko~ci, to mog� panu dostarczy� ca�e �adunki. - Ko�ci mastodonta? - A co to takiego? -1� s�ofi olbrzym. -'I~go zwierza nie znam. j - Nic dziwnego, �y� jeszcze przed potopem. - No to ju� wygin��, jego ko�ci te� nie ma. 'Iii po potopie zosta�y tylko ko�ci byd�a, koni i owiec. - Pan mnie nie zrozumia�. Szukam ko�ci przedpotopowych zwie- rz�t, takich, kt�re s� w tutejszym Muzeum Przyrodniczym. - Aha! Takie to tkwi� w ziemi i trzeba je odkopywa�. Widzia�em je. W pampasach s� wsz�dzie. I czego� takiego pan szuka? -'Ihk. Zamierzam te� przyj�� na s�u�b� kilku gauczo. Aby zrobi� na nich sympatyczne wra�enie, ubra�em si� tak jak oni. Przede wszy- stkirn potrzebny mi s�u��cy, na kt�rym m�g�bym polega�. Pan mi si� podoba, ma pan uczciw�, a zarazem ~prytn� twarz, i wydaje si� pan by� nieg�upi, po �acinie stulticia. Czy ma pan ochot�? - Czemu nie, je�li b�dzie si� pan ze mn� dobrze obchodzi�. - Wi�c niech pan przyjdzie do mnie jutro rano, to om�wimy wszy�tko, co niezb�dne. C~y zna pan bankiera Salida? - 'Pdk. Ma tu w pobli�u sw�j interes, ale mieszka w quinta pod rniastem. - Ja tak�e tam mieszkam, jestem jego go�ciem. A teraz niech mi pan pozwoli dalej czyta�. - Dobrze, niech pan czyta, panie doktorze. Jutro si� stawi� i my�l�, �e ubijemy dobry interes. Wydob�d� dla pana z ziemi ka�d� ko��, nawet najwi�ksz�. 16 'I~e�� tej rozmowy wida� dalej zajmowa�a Morgensterna, bo czyta� teraz mniej uwa�nie ni� przedtem i nie zapornina� o piciu. Kiedy ju� prawie opr�ni� butelk�, Antonio Perillo wsta�, by zap�a- ci� i wyj��. Jaki� czas potem wyszed� tak�e Morgenstern. Zap�aci� sze�� peso. Wydaje si� to bardzo drogo, ale piwo, przynajmniej to sprowadzane z Europy, uwa�ano w�wczas za nap�j luksusowy. Gdy Morgenstern opu�ci� kawiarni�, skr�ci� w ulic� w lewo, kt�ra prowadzi�a w kierunku quinty bankiera. By� zbyt zaabsorbowany swoi- mi my�lami, by zwr�ci~ uwag� na dwie postacie, kt�re sta�y naprzeciw oparte o s�upy przy drzwiach. Byli to Antonio Perillo .i jeszcze jeden cz�owiek, kt�ry przedtem tak�e znajdowa� si� w kawiarni. 'I~n drugi by� wy�szy i mocniejszy od toreadora. Jego pot�na budowa cia�a zdradza�a niezwyk�� si��, twarz ogorza�a od s�o�ca i wiatru wskazywa�a na to, �e przebywa� stale na pampasach i w g�rach. Ale ta twarz nie sprawia�a dobrego wra�enia. W�ski, zakrzywiony nos pr�ypomina� dzi�b s�pa. Spod zro�ni�tych brwi spogl�da�y k�uj�ce oczy. W�skie bezbarwne usta pot�gowa�y przykre wra�enie. Ubrany by� w str�j noszony w tym kraju; a na g�owie mia� sombrero o szerokim rondzie. Kiedy w �wietle padaj�cym z okien kawiarni, obok kt�rych przechodzi� uczony, m�czyzna rozpozna� jego rysy, i szepn�� do Perilla: - Nie ma w�tpliwo�ci. 'Ib on; cho�by nie wiem jak temu zaprze- cza�. - Tylko zgoli� sobie brod� i ubra� si� w str�j gaucza. Ale tym nie zmyli ludzi takich jak my. Musz� si� dowiedzie�, gdzie on mieszka. Id� za nim. - A ty nie p�jdziesz? - Nie. M�g�by si� odwr�ci� i pozna� mnie. Tb zbudzi�oby jego podejrzenie. Wejd� do kawiarni i poczekam, a� wr�cisz. Perillo wszed� do kawiarni, a drugi m�czyzna skrada� si� za Nie- mcem. Jak ju� powiedzieli�my, ulica prowadzi�a prosto, poniewa� Buenos Aires jest bardzo regularnie zbudowane: Sk�ada si� z samych kwadratowych dom�w, w�r�d kt�rych ulice krzy�uj� si� dok�adn'~ pod k�tem prostym, a plan miasta mo�na przyr�wna� do szachownicy. Pod wzgl�dem krajobrazowym okolica jest nieciekawa. Nie ma tu �adnego urozmaicenia, ani wzniesie�, ani dolin, ani las�w. Zaraz za miastem zaczynaj� si� pampasy, a na horyzoncie niebo stapia si� z ziemi� tak, �e nie wida� linii granicznej. Port jest n�dzny, a woda La Platy ma brudny, gliniasty kolor, tak �e nawet ona nie przydaje miastu uroku. Buenos Aires zajmuje mniej wi�cej tak� powierzchni� jak Pary�. Mo�nawi�c sobie wyobrazi�,jakwszystko tujest rozleg�e. S� tu liczx~e pi�kne ulice i place, ale kiedy wychodzi si� ze �r�dmie�cia, napotyka si� prymitywnie sklecone sk�ady, brzydkie chaty i wysypiska. Kilka podmiejskich ulic wygl�da elegancko, poniewa� stoj� tam wille boga- tych mieszkafic�w. '1'dka willa nosi nazw� quinta. ' W ludnym �r�dmie�ciu mo�na spotka� dwu-, trzy-, a nawet cztero- pi�trowe domy, ale poza tym s� tam parterowe budynki, kt�re nie wznosz� si� w g�r�, lecz roz�i�gaj� wszerz i w g��b. 'I~ budynki maj� p�askie dachy, pokryte dach�wk�, a nad dachami unosz� si� ma�e wie�yczki wartownicze zwane miradores. Dachy s� troch� uko�ne, by woda deszczowa sp�ywa�a na dziedziniec do znajduj�cego si� tam zbiornika. i Ubodzy ludzi� maj� tylko jeden dziedziniec, lepsze domy maj� ich trzy, cztery, a nawet wi�cej. Gdy si� stoi przed a�urow�, wykonan� artystycznie z �elaza bram� takiego domu, wida� przez kraty szereg ezystych, marmurowych dziedzific�w, ozdobionych fontannami i Ii~'.! . kwiatami. Bo domy ludzi zamo�nych zbudowane s� z marmuru. i,..;.:...,. Kiedy pytamy, dlaczego w Buenos Aires s� jedynie plaskie dachy, to odpowied� jest bardzo prosta. Przede wszystkim wysokie, strome dachy wymagaj� wi�cej materia�u budowlanego i s� konieczne tylko w tych okolicach, gdzie pada du�o deszczu, a w Buenos Aires jest niewiele opad�w. Tak wi�c wysokie dachy i wykusze stanowi�yby zbyt ; ',, ' ." du�e powierzchnie dla pamperos, pot�nych, niszczycielskich ,. . , ... 18 huragan�w, kt�re wiej� od strony Kordylier�w. Wreszcie p�askie dachy maj� t� dobr� stron�, �e wieczorami mo�na si� po nich prze- chadza�, by zaczerpn�� �wie�ego powietrza. Je�li kto� my�li, �e na ulicach Buenos Aires ujrzy du�o galopuj�- cych gauczo, to bardzo si� myli. Odnosi si� raczej wra�enie, �e to miasto europejskie. Wszyscy ubieraj� si� tutaj wed�ug francuskiej mody. �yje tu tak�e do�� du�o Europejczyk�w. Po�ow� mieszkafic�w stanowi� Argentyficzycy. By�o tam w�wczas (rok 1866) cztery tysi�ce Niemc�w, pi�tna�cie tysi�cy Francuz�w, dwadzie�cia tysi�cy Hiszpa- n�w, pi��dziesi�t tysi�ey W�och�w, poza tym wielu Anglik�w i jeszcze wi�cej Szwajcar�w. 'Td mieszanina narodowo�ci spowodowa�a konie- czno�� znajomo�ci j�zyk�w. Ludzi, kt�rzy Swietnie opanowali trzy, cztery, a nawet wi�cej j�zyk�w, jest tu wi�cej ni� w Pary�u, Londynie czy Nowym Jorku. Co do nazwy miasta, to chyba jest ona ca�kiem s�uszna. Buenos aires oznacza "dobre powietrze", ale kiedy s�ofice rozgrzewa p�askie dachy nisko po�o�onego miasta, trudno wytrzyma� w dusznych, przyt�acza- j�cych pomieszczeniach. Nie ma tu drzew, kt�re by oczyszcza�y po- wietrze, w ka�dym razie nie ma takich, jakie my uwa�amy za prawdzi- we. Nie rosn� tu cytryny, pomaraficze, a tym bardziej drzewa pod- zwrotnikowe. Dla jab�oni, �liw, wi�ni i innych gatunk�w klimat jest tu zbyl upalny, a wi�c mamy tu winoro�l, gruszki, brzoskwinie i morele i to w doskona�ym gatunku. We wschodniej cz�ci kraju las�w nie ma w og�le. Jedynie tu i �wdzie jaki� bogaty w�a�ciciel quinty tak g�sto obsadzi� ogr�d, w kt�rym pobudowa� sw�j dom, �e w pobli�u odczuwa si� zbawienny ch��d. Jedn� z najpi�kniejszych by�a quinta b~nkiera Salida, bardzo go- �cinnego cz�owieka, kt�ry kocha� sztuk� i nauk�. Korespondowa� z europejskimi przedstawicielami tych dziedzin. Ta okoliczno�� spra- wi�a, �e polecono mu doktora Morgensterna, kt�ry znalaz� u niego go�cinne przyj�cie. Quinta po�o�ona by�a na po�udniowym kraficu miasta, tak, �e uczony mia� przed sob� dalek� drog�. Antonio Perillo 19 musia� d�ugo czekaE na powr�t swego kamrata. W kawiarni by�o du�o go~ci, poniewa� jutrzejsze walki byk�w stanowi�y wa�ny temat rozm�w. Perillo nie �na� tu nikogo, r�wnie� jego nikt nie zna�. Rozmawiano o Crusadzie, obcym toreadorze, i wyra�ano przekonanie, �e �aden espada mu nie dor�wnuje. Ogrom- nie zirytowa�o t� Perilla, ale nie zdradza�, �e jest jednym z nich. Oczywi�cie m�wiono tak�e o jaguarze i dzikim bizonie. S�dzono, �e toreadorzy b�d� mieli trudne zadanie. -'Pak czy owak poleje si� krew - rzek� jeden z go~ci - i to krew ludzka. Nie chc� m�wiE o bizonie, bo jeszcze takiego zwiexz�cia nie widzia�em, ale jaguar to gro�ny przeciwnik. Jest ogromnie �ywotny i nie polegnie od pierwszego ciosu. W�wczas Perillo wtr�ci� si� do rozmowy: -Jaguar to tch�rz! Zobowi�zuj� si� p�j�� na niego tylko z no�em w r�ku: - I zosta� przez niego rozszarpanym - roze�mia� si� tamten. ,,.. -M�wi� powa�nie. Nigdyjeszcze nie s�yszeli�cie; �ejaguar umyka i lj.. : na widok cz�owieka, i �e niekt�rzy gauczowie potrafi� schwyta� go na lasso? Wtedy odezwa� si� stary, ogorza�y od s�o�ca cz�owiek, kt�ry siedzia� j :i:. samotnie i dot�d nie bra� udzia�u w rozmowie. 3': . - Ma pan racj�, senior. Jaguar ucieka przed cz�owiekiem i gauczo chwytaj� go na lasso. Ale jakiego jaguara? Rzecznego. - Czy istniej� inne jaguary? - Nie ma kilku gatunk�w jaguar�w. Jaguar to jaguar, ale niech pan por�wna takiego, kt�ry �yje nad rzek�; z takim, kt�ry przemierza pampasy albo mieszka w rozpadlinach g�rskich: Rzeka dostarcza ob lto�ci po�ywienia. �yj� tam tysi�ce wodnych �wi�, kt�rymi jaguar si� nasyci. Polowanie na te g�upie zwierz�ta to dla niego igraszka, wi�c staje si� leniwy i tch�rzliwy. Kiedy ujrzy cz�owieka, kuli ogon pod siebie i ucieka. Natomiast jaguar z pampas�w nie ma �atwego �ycia. Musi walczy� z byd�em, z kofimi, a je�li chce z�apa� owc�, to 20 i z pastuchem, a ten na pewno nie jest tch�rzem. A je�li jaguar �yje w g�rach, musi polowa� na dzikie lamy, kt�re s� szybsze od niego i nie daj� si� �atwo z�apa�. Wtedy jest g�odny, a g��d rozw�ciecza. T~ki g�rski jaguar napada w bia�y dziefi na uzbrojonych ludzi. 'Idk, senior, przedstawia si� sprawa, kt�r� chcia�em sprostowa�. Wtedy Antonio Perillo rzek� szyderczo: - Wida� ma pan du�e do�wiadczenie. Czy przekroczy� pan ju� kiedykolwiek granice tego miasta? - Czasami tak. - Dok�d pan dotar�? - Do Boliwii, a tak�e do Peru. By�em r�wnie� w Gran Chaco. - U dzikich Indian? -'1'dk. - I ci Indianie nia po�arli pana, tak jak jaguar po�era Swinie wodne? - Albo nie by�em dla nich do�e t�usty, albo nie wa�yli si� do mnie zbli�yE, senior. Chyba chodzi�o o to ostatnie, bo przez ca�e �ycie by�em cz�owiekiem, kt�ry nie da si� tak �atwo po�re�. I nawet teraz, kiedy jestem stary, mam do�� krzdpy w r�ku, by temu, kt�ry by ze mnie kpi�, da� po bezczelnym pysku. Prosz� to sobie zapami�ta�, senior! - Po co od razu taka gor�czka, panie! Nie mia�em nic z�ego na my�li - z�agodnia� Perillo, poniewa� pami�ta� scen� w "Cafe de Paris". - Chcia�em tylko powiedzie�, �e nie uwa�am jaguara za zwierz� niebezpieczne. - Jest niebezpieczny dla ka�dego cz�owieka, pr�cz jednego. - A kto to taki? - Chyba pan wie. Przecie� ka�dy o nim s�ysza�, a jego imi� wska- , zuje na to, co powiedzia�em. - Czy ma pan na my�li brata Jaguara? -1'ak. - Powiadaj� o nim co prawda, �e na najdzikszego jaguara idzie bez broni, ale ja w to nie wierz�: - A ja wierz�, bo widzia�em to na w�asne oczy. - Zetkn�� si� pan z nim w Gran Ghaco? - By�em tam z nim. Jest naszym przyw�dc�. Ledwo stary wyrzek� te s�owa, rozleg�y si� okrzyki zdumienia i zachwytu. Zrywano si� z miejsc, by podbiec do jego stolika i u�cisn�� mu d�ofi. Chciano zsun�� stoliki; by pos�ucha� o s�ynnym cz�owieku, kt�rego imi� i czyny by�y na ustach wszystkich. Stary jednak obroni� �i� s�owami: ^ - Brat Jaguar nie chce, aby o nim m�wi�. Po prostu tego zakaza�, wi�c nie bierzcie mi za z�e; seniores, mojej odmowy. - Jak on w�a�ciwie wygl�da? - zapyta� Perillo. - Jak ka�dy inny cz�owiek. - Ile ma lat? - Mo�e pi��dziesi�t. - Czy to tubylec? - Nie mia�em w r�ku jego �wiadectwa urodzenia, senior. - Czy mo�emy si� dowiedzie�, co on robi? Raz m�wi�, �e jest yerbatero, raz nazywaj� go poszukiwaczem z�ota, raz sendadorem, kt�ry przeprowadza karawany przez Andy. S�ysza�em nawet, �e nale�y do partii politycznej i raz temu, raz owemu buntownikowi s�u�y swym karabinem. Stary odrzek�: - Nie mog� powiedzie�, kim on w�a�ciwie jest. Tb po prostu cz�owiek wyj�tkowy, jakich niewielu. Nigdy nie s�u�y� �adnemu bun- townikowi i nigdy s�u�y� nie b�dzie. Jest przyjacielem wszystkich ludzi dobrych i wrogiem wszystkich ludzi z�ych. Je�li nie n~le�y pan do tych pierwszych, to niech si� pan strze�e, aby go nie spotka�. - Staje si� pan coraz bardziej ostry i napastliwy, przyjacielu! '1'dk l!'. bardzo pana rozgniewa�o, �e nazwa�em jaguara tch�rzliwym stworze- niem? - Nie to. Ale kiedy pan twierdzi�, �e p�jdzie na niego tylko z no�em w r�ku, powiedzia�em sobie, �e jest pan albo blagierem, albo 22 cz�owiekiem bez poj�cia, a takich nie znosz�. Jaguar, kt�rego jutro ujrzymy, prawdopodobnie �y� nad brzegiem rzeki,, ale mo�e tak�e pochodzi� z pampas�w. Zobaczymy, jak si� zachowa. Co do mnie, to wcale nie jestem ciekaw. Raczej wola�bym wiedzie�, czy jaki� espada odwa�y si� p�j�� na bizona. - Wszyscy si� odwa��, zapewniam pana! - Zobaczymy. 'Pdki bizon, kiedy si� go rozdra�ni, jest niebezpie- czny. Wiem to od brata Jaguara, kt�ry zastrzeli� ich setki. - Mo�e na pampasach? - roze�mia� si� Perillo. - Nie, na preriaeh Ameryki P�nocnej, gdzie dawniej polowa�. - Wi�c i tam by�? Czyli on nie jest porteno,. tylko obcy? Tb okoliczno��,. kt�ra mi si� nie podoba. - Nie s�dz�, by brat Jaguar przejmowa� si� tym, czy si� panu co� podoba, czy te� nie. - Bo mnie nie zna. Gdyby dowiedzia� si� mego nazwiska, uzna�by za zaszczyt, mog�c mi u�cisn�� r�k�. -'1'ak? Jak wi�c brzmi pana s�ynne nazwisko? - Perillo. - Ach! Wi�c jest pan mo�e Antoniem Perillem, espad�, kt�ry jutro tak�e wyst�pi? -'Idk, to ja. Spojrza� na starego wzrokiem, kt�ry m�wi�, �e spodziewa si� us�y- sze� pe�ne pochlebstwa s�owa. Ale us�ysza� co� zupe�nie innego. - Zb prosz� mi powiedzie�, senior, po co walczy pan z bykami? - Co za pytanie! Oczywi�cie by zabija�, by pokaza� sw�j kunszt. - Pi�kny mi kunszt! To �adne bohaterstwo dobija� no�em byka, uprzednio zaszczutego a� do os�abienia. Ja zabijam zwierz�, poniewa� potrzebuj� jego mi�sa, by utrzyma� si� przy �yciu, ale zabija� dla ��dzy s�awy, a przedtem jeszcze dra�ni� zwierz� k�uciem i szczu� niemal do ostatniego tchnienia, to zaj�cie rakarza. Powinien pan nazywa� si� nie espada, lecz ca�kiem inaczej - desollador! By�oby to bardziej s�usz- ne. 23 Perillo zerwa� si� z krzes�a. Chcia� si� rzuci� na starego. Na szcz�- �cie w tej chwili drzwi si� otworzy�y i wszed� jego towarzysz. Pohamo- wa� si� wi�c, usiad� z powrotem i tylko rzuci� staremu: - Chce pan mnie rozdra�ni�, ale mnie pan nie obrazi, bo g�ruj� nad nim. -'Iak w�a�nie powiedzia�a mucha do lwa, kiedy nad nim brz�cza�a. Ale nadlecia� ptak i j� po�kn��. Perillo uda�, �e nie s�yszy tych s�8w. Jego towarzysz przysiad� si� do niego i szepn��: - Zn�w k��tnia? Uwa�aj ! Nasze ciche rzemios�o wymaga o�tro�- no�ci. Dziesi�~iu przyjaci� nie pomo�e tyle, ile zaszkodzi jeden wr�g. - Milcz! 'I~n stary gadu�a nie mo�e nam zaszkodzi�. Powiedz lepiej, czego si� dowiedzia�e�. M�wili tak cicho, �e reszta go�ci nie mog�a nic us�ysze�. Mimo to przyby�y rozgl�da� si� ostro�nie, a kiedy zobaczy�, �e nikt na nieh nie zwraca uwagi, rzek�; - Tb na pewno on. I wiesz, gdzie mieszka? U bankiera Salida. - Todos demonios! U Salida? Kto by przypuszcza�! 'Ib dla nas bardzo niebezpieczne! - Niestety! On mu,wszystko opowie. Czy jeste� pewien, �e. ci� pozna�? , - M�g�bym przysi�c. Dlaczego si� maskuje? - Musimy si� zastanowi�, jak zmusi� go do milczenia. - Hm! Rozumiem ci�, cios no�em lub kula w �eb i to nie trac�c s~ .. czasu. Jutro mo�e by� za p�no. Nie wolno dopu�ci�, by poszed� na policj�. Gdyby si� mo�na by�o dowiedzie�, jaki pok�j zajmuje. - Tb wiem. Czeka�em, a� wejdzie do domu, i przelaz�em przez parkan do ogrodu. Na szcz�cie quinta nie ma dziedzi�ca ani rnur�w, stoi po�rodku ogrodu, tak �e mo�na j� okr��y�. Kiedy znikn�� za drzwiami, rozja�ni�o si� w pokoju na g�rze z ty�u domu. -'Ib m�g� by� kto� inny. - Nie, bo podszed� do otwartego okna, by je zamkn��. Widzia�em li',;':,.'..', 24 go wyra�nie. - Ile okien ma ten pok�j? - Dwa. - Czy spu�ci� rolety? - Nie. - Czy w pobli�u jest jaka� drabina? - O tym tak�e, pomy�la�em i rozejrza�em si�. W k�cie ogrodu ro�nie drzewo, o kt�re oparta jest drabina, do�� d�uga, by si�gn�� okna. - Hardzo dobrze! Niestety, nie mo�emy jeszcze teraz zabra� si� do roboty. Jest za wcze�nie, ulice s� zaludnione i kto� m�g�by nas zobaczy�. -'Ii-�eba poczeka� do p�nocy. Ale mo�e on jeszcze nie b�dzie o tej porze spa�? - B�dzie spa�, czy nie, oboj�tne. Nie mo�e doczeka� jutra. Je�li nie b�dzie spa�, dostanie kul� przez okno. A je�li b�dzie spa�, to wejdziemy do �rodka. Ale teraz chod�my. Nie podoba mi si� tu. Perillo zap�aci� za lody, i dwaj osobnicy, kt�rzy z lekkim sercem byli gotowi zg�adzi� cz�owieka, by zapobiec ujawnieniu swoich dawnych zbrodni, odeszli. Na ulicach i w lokalach panowa� wi�kszy ruch ni� zazwyczaj. Mie- szkaniec Buenos Aires jest na og� domatorem i wcze�nie k�adzie si� spa�, ale dzi� wybi�a godzinajedenasta, nim ostatni go��opu�ci� "Cafe de Paris"! Niemiecki kelner otrzyma� swoj� dni�wk� i m�g� odej��. Zatrzma� si� przed drzwiami. Na ulicach by�o jeszcze ludno. By� pocz�tek grudnia, pi�kny ciep�y wiecz�r. Kelner ni� mia� ochoty i�� spa�. My�la� o nowej posadzie. Z rado�ci, �e znalaz� niemieckiego pracodawc�, nie odczuwa� zm�czenia. Postanowi� si� przej�� i mimo woli uda� si� w l~ierunku, gdzie zamieszka� doktor Morgenstern. Dzia�anie ludzi cz�sto wynika z wewn�trznego instynktu, z kt�reg� oni sami nie zdaj� sobie sprawy: 1'ak wi�c 6w Niemiec nagle znalaz� si� przed quint� i sam by� tym zaskoczony. 25 Tiitaj, dalel~o od tuchu ulicznego �r�dmie�cia, nie pali�y si� latar- nie. By�o ciemno, tylko gwiazdy migota�y, tak, �e wida� by�o teren na odleg�o�� kilku krok�w. M�czyzna chcia� ju� zawr�ci�, kiedy us�ysza� szmer skradaj�cych si� krok�w. Wyda�o mu si� to podejrzane. Czemu tak cicho id�? Kto ma czyste sumienie, st�pa g�o�no. Przycisn�� si� do parkanu i czeka�. Jaki� cz�owiek przeszed� �rodkiem ulicy, potem si� zatrzyma�. Dru- gi szed� za nim. Cicho rozmawiaj�c zbli�yli si� do parkanu i z wielk� zr�czno�ci� go przesadzili. "A wi�c to z�odzieje!" - pomy�la� Niemiec. - "Tylko co chc� ukra��? Owoce z ogrodu? A mo�e zamierzaj� si� w�ama~ do bogatego ban- kiera?" Postanowi� ich �ledzi�, wi�c tak�e cicho przesadzi� parkan. Po drugiej stronie trawnik zag�usza� kroki. Kiedy ujrza� w k�cie jednego z m�czyzn, zatrzyma� si�, by go obserwowa�. M�czyzna po chwili skr�ci� za r�g i znik� z ty�u domu. Niemiec pochyli� si� i pocz�ga� za tamtym. Drab sta� i spogl�da� w o�wietlone okna na pierwszym pi�- trze. Zjawi� si� tak�e i drugi, ni�s� drabin�, kt�r� opar� o mur. Si�ga�a do okna n� pi�trze. "Do czego zmierzali? Przecie� nie b�d�.si� w�amywa� do o�wietlo- nego mieszkania? Mo�e to tylko �art. W�wczas g�upot� by�oby wszczyna� alarm". Niemiec z uwag� obserwowa� ich. Jeden z nich j;,,: . . wdrapa� si� na drabin�, kt�r� drugi przytrzymywa�. Ten na g�rze zajrza� do �rodka, zszed� kilka szczebli ni�ej i szepn�� co� kamratowi. Kelnerowi wydawa�o si�, �e trzyma on w r�ku metalowy przedmiot. Us�ysza� dwukrotny kr�tki szcz�k, jakby odbezpieczano pistolet. 'I~- raz si� przerazi� i szybko podszed� bli�ej. lamci dwaj jeszcze szeptali mi�dzy sob�. Nie mogli go widzie�, bo porusza� si� tu� przy ziemi. Us�ysza� s�owa: ' - Siedzi i czyta. - W jakiej poz5'cji? - Lewym bokiem do okna. - Czy wida� twarz? i,,;. , 26 - ~'ak. Drug� stron� g�owy opar� na r�ce. - Wobec tego strzel� mu w skro�. 1� nie�awodne miejsce. A wi�c chodzi�o o morderstwo! Kelner tak si� przerazi�, �e przez chwil� nie m�g� si� ruszy�. �otr zn�w wspi�� si� wy�ej, skierowa� pistolet w stron� pokoju. 1b kelnera z miejsca otrze�wi�o. Krzykn�� g�o�no, skoczy� ku drabinie, powali� na ziemi� stoj�cego na dole draba, przewr�ci� drabin�, tak, �e ten na g�rze, kt�ry w�a�nie naciska� kurek, spad� na d� w chwili, kiedy rozleg� si� strza�. Kelner rzuci� si� na niego, by go przytrzyma�. - Pu��, ty draniu, bo ci� zastrzel� - warkn�� morderca. Pad� strza�. Kelner poczu� przejmuj�cy b61 w lewym ramieniu. Tiafi�o go i nie m�g� d�u�ej trzyma� z�oczyficy, kt�ry zerwa� si� i szybko znik� w ciemno�ciach. Drugi �otr uciek� ju� wcze�niej. Oba strza�y zbudzi�y mieszka�c�w domu. Od razu zrobi� si� ruch. Jednocze�nie w o�wietlonym pokoju otworzy�o si� okno. Doktor wysun�� g�ow� i zawo�a�: - Co �a �otr strzela� do mnie? Czemu nie daj� mi spokojnie czyta�? . Wtedy kelner zn�w si� przestraszy� i odpowiedzia�: - Ojej! Tb pana, doktorze, chcieli zamordowa�? - Kto jest tam na dole? Jaki� znajomy g�os. - Tb ja, Fritz Kiesewetter, panie doktorze. - Fritz Kiesewetter. Nie znam osobnika o tym nazwisku. - Ale� tak! Dzi� pozna� mnie pan w "Cafe de Paris". Obieca� mnie pan wzi�� na s�u�b� z powodu tych przedpotopowych gnat�w. - Ach, kelner! Ale, cz�owieku, co panu przysz�o do g�owy, �eby do mnie strzela�? - Co; niby ja? A to ci dopiero! 'Ib ja mia�bym strzela�? - A kto? A mo�e nie jest pan sam? - Jestem ca�kiem sam w ogrod�ie. - A czego pan tu chce? - Uratowa� pana. A teraz, mimo, �e mnie pan zawdzi�cza �ycie, 27 to uwa�a mnie za skrytob�jc�. Zabola�o mnie to do g��bi. Nie tylko doktor, ale tak�e inni wzi�li go za zbrodniarza. Nie pom�g�y �adne t�umaczenia i przekonywania. Uj �to Fritza i wci�gni�- to do domu, przy czym nie obesz�o si� bez silnych poszturchiwafi. Chciano wezwa� policj�, by go zabra�a, ale poprosi�, by go wpierw spokojnie wys�uchano. Doktor popar� jego pro�b�, oswiadczaj�c: - Nie zrobi�em nic z�ego temu m�odemu cz�owiekowi, przeciwnie, chcia�em go wzi�� na s�u�b�. Czy to pow�d, by mnie zastr�eli�? Ma on szczer� twarz, a gdyby nawet by� morderc�, to i tak ma prawo si� broni~. Prosz� wi�c, aby�cie mu udzielili zezwolenia na wyg�oszenie mowy obroficzej, po �acinie defensio. Fritz opowiedzia� przebieg �aj�cia i za��da�, by zbadano �lady. Lgodzono si� i istotnie doszli do przekonania, �e nie k�amie. Ujrzeli odciski st�p nie tylko w miejscu, gdzie mordercy przedostali si� przez parkan, lecz znaleziono tak�e miejsca, gdzie zeskoczyli z powrotem. Wreszcie za domem znaleziono kapelusz jednego z nich. Zgubi� go najprawdopodobniej podczas ucieczki, albo pod�zas zmagafi z Frit- zem. Kelner krwawi�. Zbadano jego ran�. Nie by�a gro�na, kula tylko drasn�a rami�. 'I~raz stwierdzono, �e do ogrodu wtargn�o dw�ch ludzi, by zabi� niemieckiego doktora i tylko interwencja Fritza spowodowa�a, �e kula przyj�ta inny kierunek. Ale kim byli ci mordercy i � jakiego powodu chcieli zabi� cz�owieka, kt�ry dopiero od tygodnia przebywa� w tym kraju i z ca�� pewno�ci� nikogo nie obrazi�? - Czy m�g�by pan rozpozna� twarz przynajmniej jednego z nich? - zapyta� bankier. - Nie ca�kiem, - odpar� Fritz - ale widzialem z boku po�ow� twarzy tego, co sta� z pistoletem na drabinie i wyda�o mi si�, �e by� podobny do espady Antonia Perilla. ' 'Ib jeszcze bardziej zagmatwa�o spraw�. Perillo co prawda nie cieszy� si� dobr� opini�, ale nie uwa�ano, by by� zdolny do pope�nienia morderstwa. I jaki by mia� pow�d, by zabi� doktora? Rozmawia� z nim Zg w kawiarni bardzo przyja�nie. Co prawda nale�,a�o wzi�E pod uwag�, �e wzi�� go za kogo� innego. Dlatego te� bankier kaza� zawiadomi� policj�. Zjawi�o si� dw�ch wy�szych urz�dnik�w, ubranych w grana- towe mundury. Obejrzeli �lady, rozwa�yli wszystkie fakty i wreszcie orzekli, �e na razie trzeba si� dyskretnie dowiedzie�, gdzie przebywa� Perillo w czasie tego zaj�cia. W �adnym wypadku nie wolno wkroczy� przed walkami byk�w, p�niewa� jest on niezb�dny jako espada i jego aresztowanie wywar�oby bardzo z�e wra�enie na publiczno�ci. Co do Frit2a Kiesewettera - nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e uratowa� �ycie doktora. 'I~n z miej sca wzi�� go do siebie na s�u�b� i to na bardz� dobrych warunkach. M�g� od razu pozosta� w quincie. Corrida de toros Nazajutrz ka�dy usi�owa� zdoby~ bilety na widowisko. Kasa by�a wprost obl�ona. Bankier musia� postara� si� o cztery bilety. 'Ii~zy dla siebie, swojej �ony i dla doktora, a czwarty dla m�odego siostrzefica, kt�ry bawi� u niego z wizyt�. Ma��onka bankiera by�a Niemk�, kt�rej brat mieszka� w Limie, I.,.. stolicy Peru. Nazywa� si� Engelhardt i mia� dw�ch syn�w, kt�rym kiedy� mia� przypa�� spadek po bezdzietnym ma��efistwie bankierbw. Dlatego bankier pragn��, by jeden z braci zamieszka� u niego na d�u�szy czas. Pos�ano wi�c do wujostwa m�odszego syna Antona. Szesnastoletni ch�opiec odby� podr� morzem wok� przyl�dka Horn i mia� bardzo przykr� przepraw�. 'Ibte� postanowiono unikn�� po- wt�rnej podr�y morskiej i powr�t do domu mia� Anton odby� przez ' Andy. Nale�a�o tylko poczeka� na odpowiedni� okazj�. Podr� przez Ameryk� Po�udniow� jest niezwykle niebezpieczna, zwi�zana z licz- nymi niewygodami i nie ka�demu poganiaczowi mu��w mo�na powie- rzy� piecz� nad takim m�odym ch�opcem. i.:,'.; : . Walka byk�w mia�a si� zacz�� punktualnie o godzinie pierwszej Plaza de toros, jak nazywa� si� cyrk, by� ju� na dwie godziny wcze�niej tak wypelniony publiczno�ci�, �e nie by�o wolnego miejsca. Tylko lo�e 30 prezydenta i wy�szych urz�dnik�w by�y jeszcze puste: Na olbrzymich plakatach mo�na by�o przeczyta� program wypisa- ny wielkimi literami. Koncertowa�y liczne kapele, s�u�ba miot�ami i grabiami wyg�adza�a piasek areny. Od czasu do czasu na aren� wycho- dzi� odziany barwnie toreador i kroczy� dumnie, by go podziwiano. Arena by�a oddzielona od widowni barier� z desek, do�� mocn�, by oprze� si� uderzeniom byka, ale niezbyt wysok�, po to, by toreador, . kt�ry znalaz� si�w niebezpieczefistwie, m�g�j� przeskoczy~. Z przodu by�y drzwi, przez kt�re mia�y wybiec byki, przez tylne za� jaguar. Powiadano, �e ze wzgl�du na po�udniowoamerykafiskiego bizona trzeba by�o zastosowa� nadzwyezajne �rodki ostro�no�ci. 'I~raz co prawda zwierz� by�o niewidoczne, ale dochodzi� jego ryk, z kt�rego mo�na by�o wywnioskowa�, �e bizon nie da si� pokona� bez walki. Miejsca tu� za drewnian� barierk� by�y tafisze. 'I~m siedzia� Fritz Kiesewetter, kt�remu jego nowy pan podarowa� bilet wst�~u. Miejsca po�o�one wy�ej by�y o wiele dro�sze i tam siedzieli ludzie zamo�ni, a w�r�d nich bankier ze swoim towarzystwem. Przypadek sprawi�, �e m�czyzna z siw� brod�, kt�ry wczoraj w "Cafe de Paris" przedstawi� si� jako Hammer, wraz ze swoim przyjacielem zajmowali miejsca obok. On siedzia� obok doktora Morgensterna, kt�ry usi�owa� swemu s�siadowi~ m�odemu Peruwiaficzykowi, wyt�umaczy�; jak naganne i niegodne s� takie walki byk�w. - Czy ogl�da� pan ju� kiedy� takie walki, m�ody cz�owieku? - zapyta�. Anton Engelhardt zaprzeczy�. - Wi�c musz� panu powiedzie�, �e takie dr�czenie zwierz�t to nic nowego. Odbywa�o si� ono ju� w staro�ytnej Grecji, zw�aszcza w Tesalii oraz w Rzymie za rz�d�w cezar�w. 'lb byli poganie, wi�c mo�na im wybaczy�. My natomiast jeste�my chrze�cijanami i powinni�my zaniecha� tych okruciefistw. - Ale�, senior, przecie� pan tak�e przyszed�, by to obejrze�. 'Id uwaga ch�opca wyra�nie zmiesza�a uczonego. Pr�bowa� si� 31 ratowa� odpowiedzi�: - A czy walka by si� nie odby�a, gdybym tu nie siedzia�? - No nie. - Wobec tego nie mog� mie� wyrzut�w sumienia. Poza tym przy- by�em tu, by prowadzi� studia, wi�c mam podw�jne usprawiedliwie- nie, po �acinie excusatio, bo jest to widowosko zoologiczne. Cho� jakie� cenne znalezisko z dyluwium by�oby mi o wiele milsze. - Czy przed dyluwium te� odbywa�y si� takie walki? - zapyta� Anton, z trudem ukrywaj�c figlarny u�miech. Doktor zerkn�� na niego uwa�nie i odpar�: - Tego pytania nie da si� za�atwi� kr�tkim "tak" lub "nie". M�wi si� o cz�owieku z epoki przedlodowcowej, a nawet jeszcze starszej. Je�li naprawd� istnia�, to przy �wczesnym niskim stopniu moralno- �ci... ' Przerwano im, poniewa� rozleg�a si� grzmi�ca muzyka. Prezydent wszed� do swojej lo�y i da� znak, �e walki mog� si� rozpocz��. Na ~widowni nagle zapad�a taka cisza, �e s�ycha� by�o oddech s�siada. , W�adca da� ponowny znak i muzyka zacz�a gra� marsza. Otworzy�y si� drzwi i wpuszczono najpierw pikador�w. Wjechali na n�dznych i!yi,'.. koniach, bo nie chciano cenniejszych nara�a� na rogi byka. Za nimi szli banderilleros i espados, by zrobi� rund� wok� areny. Potem ;.. pikadorzy zaj�li stanowiska po�rodku placu napr�eciwko drzwi, w kt�rych oczekiwano pojawienia si� byk�w. Oni bowiem mieli by� pierwszym obiektem ataku byk�w. Banderilleros i espados wycofali si� za s�upy do nisz, kt�re w tym celu umieszczono. 'I~raz prezydent da� ! znak po raz trzeci, otwarto przegrod� i byk wybieg�. By� czarny, o ostrych; wygi�tych do przodu rogach. Uwolniony nagle z ciasnej klatki, chcia� nacieszy� si� wolno�ci� i nadbieg� wiel- kimi susami. Wtedy ujrza� pikador�w, stan�� na chwil�, a potem rzuci� si� prosto na nich. Rozpierzchli si�, on za� podbieg� z boku do jednego �' z koni i ro�pru� mu brzuch. Je�dziec chcia� zeskoczy�, ale zaczepi� si� , o strzemi� i pad� razem z koniem. Wydawa�o si�, �e jest stracony, bo 32 byk ju� pochyli� �eb, by mu wymierzy� drugi cios, ale w tej chwili nadbiegli z pomoc� banderilleros. Z b�yskawiczn� szybko�ci� zarzucili kolorowe jedwabne szarfy na �eb i oczy byka. 'I~n zatrzyma� si�, co uratowa�o' pikadora, podczas gdy jego ko� ze zwisaj�cymi trzewiami, parskaj�c, czo�ga� si� po ziemi i wreszcie z j�kiem znieruchornia�. Wszystko to nast�pi�o tak szybko, �e trudno by�o rozr�ni� po- szczeg�lne ruchy. Pikadorzy byli ubrani w dawne hiszpafiskie stroje rycerskie, a banderilleros mieli na s