6959
Szczegóły |
Tytuł |
6959 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6959 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6959 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6959 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joanna chmielewska
Wi�kszy kawa�ek �wiata.
Wiosna tego roku eksplodowa�a nagle, oko�o po�owy maja, i trwa�a zaledwie kilka
dni, po czym od razu przeistoczy�a si� w pe�ni� lata. S�upki rt�ci na
termometrach polaz�y w g�r� i zamar�y, nie wykazuj�c najmniejszej ch�ci
opadni�cia w d�. Na bezchmurnym niebie �wieci�o rozradowane s�o�ce, z dnia na
dzie� bardziej intensywne, z godziny na godzin� gor�tsze, rozpalaj�c niezno�nym
�arem mury miast, ziemi� i powietrze. W po�owie czerwca ju� nawet noc przesta�a
przynosi� och�od�, pogoda utrwali�a si� ostatecznie i rozs�oneczniony �wiat
pocz�� dysze� z gor�ca i op�ywa� potem.
Ostatniej niedzieli czerwca d�uga, szara szosa w pobli�u �om�y by�a przera�liwie
pusta. Wydawa�a si� wr�cz wymar�a, nie u�ywana, tak jakby le�a�a gdzie� na
pustyni, a nie w g�sto zaludnionym, cywilizowanym kraju. S�o�ce sta�o w zenicie,
powietrze nad asfaltem drga�o od gor�ca, najl�ejszy nawet powiew nie m�ci�
upalnego bezruchu. P�yn�cy z nieskalanie b��kitnego nieba straszliwy �ar zalewa�
ow� pust� szos�, p�ytkie rowy na poboczach, rosn�ce w nich nieco przykurzone
zielsko, rozci�gaj�ce si� daleko �any zb� i kwitn�ce w koniczynie maki oraz
do�� malownicz� grup� na skraju p�l, usytuowan� w n�dznym cieniu m�odego drzewka
rosn�cego nad rowem. Grupa sk�ada�a si� z dw�ch siedemnastoletnich os�b p�ci
�e�skiej
6 Wi�kszy kawa�ek �wiata
o pos�pnie zatroskanych obliczach i pot�nej g�ry nader kolorowych pakunk�w.
Tereska K�pi�ska i Okr�tka Bukat�wna rozpocz�y wakacje. Siedzia�y nad tym rowem
ju� dobre p�torej godziny, w ich postawie za� wyra�nie dawa�a si� dostrzec
zrezygnowana beznadziejno�� w pe�ni rozwkitu. Nic nie wskazywa�o na to, �eby
okropna sytuacja, w jakiej si� w�a�nie znalaz�y, mia�a ulec jakiejkolwiek
odmianie, nie tylko w ci`gu najbli�szych godzin, ale zgo�a dni i tygodni. Ruch
na szosie ca�kowicie zamar�, samochody, kt�re mog�yby je ewentualnie zabra�,
przejecha�y poprzedniego dnia albo wczesnym rankiem, z ci�szych woz�w
pokazywa�y si� tylko niekiedy cysterny i ch�odnie i �aden stosowny dla nich
�rodek lokomocji nie pojawia� si� w polu widzenia. Dodatkowo komplikowa� spraw�
baga�, kt�ry wyklucza� pos�u�enie si� wehiku�em o niewielkiej pojemno�ci.
Baga� sk�ada� si� z czterech du�ych brezentowych work�w, trzech niebieskich i
jednego zielonego, z jednego plecaka, torby turystycznej i wielkiej paki,
owini�tej kolorowym papierem w kwiatki i owi�zanej sznurkiem. Do zielonego worka
przyczepione by�y w�dki w pokroweu, z uchwytu torby za� zwisa�a siatka, z kt�rej
wystawa�a r�czka od patelni, r�koje�� siekiery i kapsle czterech butelek wody
mineralnej. Ca�o��, na oko bior�c, przekracza�a mo�liwo�ci transportowe dw�ch
silnych tragarzy.
Siedzenie nad rowem i kontemplowanie w narastaj�cym upale pustej szosy nie
le�a�o, rzeczjasna, w zamiarach Tereski i Okr�tki. Wcale nie chcia�y jecha�
autostopem. Wcale nie chcia�y �apa� �adnych przygodnych pojazd�w. O poranku
tego� dnia, rozs`dnie i zgodnie z planami, wyruszy�y na tras�, kt�rej celem mia�
by� August�w, samochodem marki Volkswagen 1600, obszernym, wygodnym, aczkolwiek
do�� wiekowym, nale�`cym do jednego ze znajomych ojca Tereski. Znajomy mia�
interes w Augustowie i przy okazji obieca� zabra�
Chmielewska
i Okr�tk� razem z ich baga�em. Wyruszyli zatem `m rankiem i wszystko by�oby
dobrze, gdyby nie to, �e tutaj, w tym strasznym miejscu za �om��, spotka�o go
Jecha� do�� szybko, szosa by�a pusta, z daleka dojrza� w�dr ij�ce poboczem g�si
i na wszelki wypadek przyha mowa�. � �le bior�c, chcia� przyhamowa�. Siedz�ca z
przodu obok ni go Tereska ujrza�a, �e nagle zblad� i jakby zdr�twia�.
- Rany Boga - wyszepta� chrypliwie. - Nie mam ha nulc�w ! ! !
Tereska zdr�twia�a r�wnie� i nic nie odpowiedzia�a. W pr: era�onym milczeniu
dojechali do miejsca, gdzie samoch�d za zyma� si� sam. W�a�ciciel znarowionej z
nag�a machiny ot` � pot z czo�a i opar� si� o kierownic�.
- No to koniec - powiedzia� gdzie� w przestrze� tragic nym g�osem. - Szlag traf�
pomp� hamulcow�, a r�czny ju' dawno �le dzia�a. Bardzo was, moje drogie,
przepraszam, ale dalej nie pojedziemy. Koniec podr�y.
Tereska i Okr�tka w pierwszym momencie poczu�y �miertel e oburzenie i zgodnie
dozna�y gwa�townej ch�ci za��danla �eby wobec tego doni�s� na miejsce ich baga�
na plecach, ski ro si� bowiem zobowi�za� dostarczy� ca�o�� do Augustow powinien
obietnic� spe�ni�. Po chwili jednak�e zreflektow` y si�, zmieni�y nastawienie i
szlachetnie zrezygnowa�y ze sw ich roszcze�. Nieszcz�sny w�a�ciciel pozornie
porz�dnego sai ochodu by� tak zrozpaczony, tak bezgranicznie przygn�bic ny,
pe�en skruchy i bezradny, �e ju� nie mia�y serca go do ija�. �yczliwie i
stanowczo zapewni�y go, �e dadz� sobie rac � bez najmniejszych trudno�ci, on za�
mo�e si� zaj�� wy��cz; ie samochodem.
- Nie b�dziemy kopa� le��cego - mrukn�a wznio�le ska, a Okr�tka
przy�wiadczy�ajej kilkakrotnie kiwni�ciem
g ZVi�hszy hawa�ek �wiata
- Ja i tak nie wyobra�am sobie, co on zrobi - odmrukn�a ze wsp�czuciem.
W�a�ciciel pozbawionego hamulc�w pojazdu r�wnie� sobie teDo nie wyobra�a�.
Pojawi�y si�przed nim trudno�ci zgo�a nie do zwalczenia. Powinien oczywi�cie
dotrze� do jakiego� odpowiedniego warsztatu, nie o w�asnych si�ach jednak�e,
tylko na sztywnym holu. Sztywnym holem dysponuje na og� wy��cznie pomoc
drogowa. Po pomoc drogow� nie by�o sk`td zadzwoni�. Przyt�aczaj�cy upa�
narasta�. Tereska i Okr�tka p�ta�y si� dooko�a jak wyrzut sumienia. Gdyby na
polu sta� jakikolwiek samotny, pozostawiony w�z, nieszcz�sny cz�owiek
prawdopodobnie ukrad�by z niego dyszel, po ezym usi�owa�by zamontowa� go do
swojego volkswagena. Si�� wym�g�by holowanie na byle kt�rym przeje�d�aj�cym
samochodzie, pod warunkiem oczywi�cie, �e dyszel da�oby si� przyczepi� do obu
pojazd�w. Samotnego wozu na polu nie by�o, dyszla nie by�o, ratunku �adnego nie
by�o, czas p�yn��, upa� r�s�, znajomy popad� w desperacj� i ju� postanowi� sam
wraca� na pierwszym biegu z szybko�ci� dziesi�ciu kilornetr�w na godzin�, kiedy
nagle sta� si� cud. Na szosie znienacka pojawi�a si� ��ta furgonetka wymarzonej
pomocy drogowej, zd��aj�ca w�a�nie do Warszawy.
Cudu nie mo�na by�o zlekcewa�y�. Pe�en skruchy, troski i niepokoju znajomy
przeni�s� baga�e Tereski i Okr�tki pod drzewko, poganiany przez pomoc drogow�,
kt�rej si� �pieszy�o, wsiad� do swojego volkswagena i odjecha�, po��czony
sztywnym dr�giem z ��t� furgonetk�.
W ten spos�b Tereska i Okr�tka o godziniejedenastej znalaz�y si� za �om�� w
cieniu drzewka na zboczu rowu, razem z ca�ym swoim dobytkiem, i znajdowa�y si�
tam nadal o wp� do pierwszej w po�udnie. Chwilowa ulga, wynik�a z faktu
pozbycia si� zmaltretowanego znajomego, kt�ry wprowadza� atmosfer� okropnego
zdenerwowania, sko�czy�a si�ju� dawno i nie po�osta� po niej �aden �lad. Dawno
te� znik�a nadzieja na
Jo nna Chmielewska g
ryc �� zmian� miejsca pobytu. Przeje�d�a�y wprawdzie rozma te prywatne
samochody, ale ani jeden z nich nie zareagowa na rozpaczliwe machanie. �aden
nawet nie zwolni�, czemu tru Ino si� dziwi�, wszystkie bowiem za�adowane by�y do
ostatec .nych granic baga�ami, psami, dzie�mi, osobami doros�ymi i ni : wi�cej
nie mog�o si�ju� w nich zmie�ci�. Na domiar z�ego poj iwia�y si� coraz rzadziej,
a od d�u�szego czasu przesta�y si� poj iwia� zupe�nie. �wiat zamar�, rozpalony
d�awi�cym �arem, jed ny ruchomy element stanowi�y pszczo�y, kt�rych brz�czenie w
jaki� tajemniczy spos�b wzmaga�o gor�co.
- Moim zdaniem, zostaniemy tu ju� na zawsze - powie zia�a grobowym tonem Okr�tka
po d�ugiej chwili milczenia - �adna ludzka si�a nas st�d nie ruszy.
- Mo�e znajdzie si�jaka� nieludzka - mrukn�a Tereska gniewnie. - A w
ostateczno�ci mamy jeszcze nogi. Mo�en y i�� piechot�.
Okr�tka odwr�ci�a g�ow� i przyjrza�a si� jej dziwnym
- Doskona�y pomys�. I�� piechot� z tym ca�ym nabojem...
- Na g�owie nosi si� wi�ksze ci�ary.
- Zdaje si�, �e g�owa pos�u�y�a nam tylko do tego, �eby na i i� upa��, i do
niczego innegoju� si� nie przyda. Upa� ci si� rzu` i� na m�zg. Niby jak ty to
sobie wyobra�asz?
- Co?
- Noszenie na g�owie tego, co tu le�y. Wydaje ci si�, �e ma` y po dwie g�owy?
- Nic mi si� nie wydaje. Na lito�� bosk�, przesta� kraka� i zacznij my�le�
tw�rczo! Nigdzie nam si� nie �pieszy, ma` y mn�stwo czasu i szalone mo�liwo�ci!
Okr�tka wzruszy�a ramionami i opar�a si� wygodniej o niebie; ki worek.
- M�w za siebie - o�wiadczy�a z rozgoryczeniem.Mo e mo�liwo�ci zdech�y,
przyt�amszone ci�arem tych grat�w W og�le nie rozumiem,jakim sposobem �rodek
cywilizo
10 Wi�kszy kawa�ek �wiata
wanego kraju m�g� si� nagle zamieni� w pustyni�. Gdzie s� te ci�ar�wki, pod
kt�re ci�gle kto� wpada?
- Przecie� jest niedziela - burkn�a Tereska niech�tnie i opar�a si� o drugi
niebieski worek.
Zn�w zapad�o milczenie. �ar la� si� z nieba ze straszliwym nat�eniem. Okr�tka
powolnym ruchem unios�a butelk� po wodzie mineralnej, obejrza�a j� i wypi�a
ostatnie krople.
- To nie jest trawa - wymamrota�a nagle niewyra�nie. - Tojest taki gor�cy, sypki
piasek, to drzewko tojest fatamorgana, a tak naprawd� to dooko�a nie ma nic,
tylko piasek i piasek, i musimy si� doczo�ga� do oazy...
- Zwariowa�a�? - przerwa�a ze zdumieniem Tereska.
- Nie, wyobra�am sobie pustyni�. Jak pomy�l�, �e mog�yby�my tak zosta� na �rodku
pustyni, od razu robi mi si� przyjemniej. Co�jedzie.
Tereska oderwa�a plecy od worka, wyprostowa�a si� i wyt�y�a wzrok. Daleko na
szvsie wida� by�o zbli�aj�cy si� samvch�d. W pierwszych chwilach oczekiwania
taki widok wywo�ywa� wybuch nadziei, o�ywienie, wypady na szos� i gwa�tvwne
gesty. Teraz wiadomo by�o, �e nie oznacza on nic i mo�e przynie�� tylko nast�pne
rozczarowanie.
- Trabant - powiedzia�a ze zniech�ceniem. - Ca�y dach zawalony, beznadziejnie.
Ponuro opar�y si� zn�w o wvrki. Na szosie zapanowa�a kompletna pustka. Morderczy
upat trwa�, wydawa�o si�, �e ca�y �wiat znieruchomia� na zawsze.
- Przy takiej pogodzie jest dla mnie pociech�, �e nie mamy �agla - powiedzia�a
melancholijnie Okr�tka po bardzo d�ugiej chwili. - Sta�yby�my w miejscu jak mur
i by�oby nam przykro.
- Jasne - przy�wiadczy�a Tereska zgry�liwie. - A tak, bez �agla, p�dzimy przed
siebie jak strza�a i jest nam szalenie przyjemnie.
- W ka�dym razie nic nam si� nie marnuje.
oanna Chmielewska 11
- Owszem, sk�adak. I margaryna si� roztapia.
- U�yj czasu przesz�ego. Ju� dawno si� roztopi�a. Czy en samoch�d naprawd� nie
m�g� mu si� zepsu� nad jak�� wol�? Ju� wszystko jedno jak�?
- Powycinali drzewa. Kiedy� podobno szosy by�y poNysadzane drzewami, nawet ja
sama pami�tam. Wycinanie Irzew jest barbarzy�stwem...
- Co�jedzie. Ma�e i obrzydliwe.
Tereska unios�a si� nieco, popatrzy�a i kiwn�a g�ow�.
- I na dachu ma tob� jak stodo�a - uzupe�ni�a.I`Ia lito�� bosk�, gdzie s� ci z
przyczepami?!!!..
Z pos�pnym wstr�tem obejrza�a przeje�d�aj�cy samoch�d, za�adowany do granic
wytrzyma�o�ci. Zacz�� w niej rodzi� si� bunt przeciwko �wiatu. Od miesi�ca ju�
pal�ce s�o�ce i upalna pogoda karmi�y jej wyobra�ni� czarownymi wizjami
cienistych las�w i ch�odnej, przejrzystej wody jezior, od miesi�ca z narastaj�c�
t�sknot� czeka�a chwili, kiedy znajdzie si� w wymarzonym pejza�u; dzi� rano
mia�a pewno��, �e dotrze tam za kilka godzin, i teraz kontrast mi�dzy wizjami a
rzeczywisto�ci� powoli doprowadza� j� do szale�stwa. Bezradne siedzenie nad
zakurzonym rowem pod rozpalonym do bia�o�ci niebem, nie wiadomo jak d�ugo,
prawdopodobnie przez ca�e wieki - to by�o najgorsze ze wszystkiego, co j� mog�o
spotka�. Poczu�a, �e pod nast�pny samoch�d chyba si� rzuci albo wykona barykad�
w poprzek szosy z tobo��w, si�� powyci�ga pasa�er�w zajmuj�cych miejsce, zmusi
kierowc� dojazdy, zagrozi mu czym�, najlepiej siekier�...
Okr�tka dysponowa�a wprawdzie nieco wi�ksz� wytrzyma�o�ci� na suchy upa�, ale za
to �atwiej popada�a w pesymizm. Oczyma duszy coraz wyra�niej widzia�a bia�e
szkielety, przysypane piaskami pustyni. Kr��y�y nad nimi s�py.
- Wi�c ja nie wiem - powiedzia�a nagle w pos�pnej zadumie. - Ale to zaczyna by�
nie do zniesienia. Ju� nie
12 Wigkszy kawaiek �wiata
m�wi� o tej margarynie, ale woda mineralna nied�ugo nam si� sko�czy i umrzemy z
pragnienia...
- Mamy dwa litry herbaty - przerwa�a Tereska z�ym g�osem.
- Poza tym dostaniemy udaru s�onecznego - ci�gn�a Okr�tka, wci�� zamy�lona. -
Zaczynam by� gotowa na wszystko, �eby tylko odczepi� si� od tego miejsca, kt�re
chyba kto� przekl��. Ca�e szcz�cie, �e nie mo�na i�� z tymi t�umokami piechot�,
bo inaczej chyba bym posz�a. Niedobrze mi si� robi, jak pomy�l�, �e b�dziemy tu
siedzia�y jeszcze jutro i pojutrze, i za miesi�c...
Tereska popatrzy�a na ni� dziwnym wzrokiem. Wygl�da�a tak, jakby w niej co�
ros�o i gulgota�o, i teraz nagle, na d�wi�k tych s��w, prze�ama�o wszelkie
zapory i wybuch�o.
- Owszem, jest - powiedzia�a z dzik� stanowczo�ci� i podniosla si� z miejsca. -
Og�lnie bior�c, wszystko jest mo�liwe. Do�� tego krety�skiego siedzenia w
nier�hstwie na rozpalonym piecu! Tu nigdy w �yciu nic nie przyjedzie. Mo�emy
przenie�� kawa�ek cz�� pakunk�w, potem wr�ci� i przenie�� nast�pne, potem
przenie�� nastgpne i tak dalej, a� do skutku. Chod�, spr�bujemy!
Okr�tka ockn�a si� z zamy�lenia i spojrza�a na ni� ze zgroz�, nie wierz�c
w�asnym uszom.
- Zwariowa�a�? - spyta�a z przestrachem.
- Jeszcze nie, ale za par� minut zwariuj� z pewno�ci�. Do najbli�szej wody mamy
ledwo par� kilometr�w, jaka� rzeczka tu p�ynie. To idiotyzm, �eby nie umie�
przej�� paru kilometr�w, ju� by�my dawno tam by�y, gdyby�my ruszy�y od razu,
zamiast siedzie� tu jak zmursza�e, t�pe pnie! Bierz co�! Idziemy!
Okr�tka przerazi�a si� �miertelnie, �wi�cie przekonana, �e Tereska oszala�a z
gor�ca. Pomys� wyda� jej si� absolutnie koszmarny. Wlec si� na piechot� z tymi
potwornymi ci�arami... Nie przejd� wi�cej ni� p� kilometra, padn� trupem !! `
Joanna Chmielewska 13
Tereska ze straszliw�, nagle wybuch�� energi�ju� przenosi�a niebieski worek
przez r�w. Opar�a go o s�upek drogowy i wr�ci�a po nast�pny.
- Rusz si� wreszcie! Dosy� tego gnicia!
- Ja nie gnij� - zaprotestowa�a s�abo Okr�tka podnosz�c si� niemrawo. - Ja
wysycham. Gnije si� od wilgoci...
Pusta i wymar�a dotychczas szosa jakby nieco o�y�a na niewielkim odcinku. Ruch
odbywa� si� wahad�owo, od s�upka do s�upka. Ca�o�� wymaga�a zaledwie dw�ch
kurs�w tam i z powrotem, przy czym kurs z powrotem mo�na by�o uwa�a� za
wypoczynkowy.
- No, prosz� - wysapa�a Tereska przy czwartym kolejnym s�upku, opieraj�c si� na
worku z namiotem. - Wed�ug moich wiadomo�ci, mamy z g�owy czterysta metr�w.
Bardzo du�o. Do rzeczki ju� niedaleko.
- A dok�d ta rzeczka p�ynie? - spyta�a �a�o�nie Okr�tka.
- Nie wiem. Zdaje si�, �e do Pisy. Pis� mo�na si� dosta� gdzie� tam. Nie
wszystko ci jedno?
- Nie wiem. Wola�abym chyba mie� jak�� konkretn� nadziej�.
- Przy nast�pnym s�upku obejrzymy map�. Idziemy! Przy nast�pnym s�upku
zdecydowa�y si� doj�� do jeszcze nast�pnego, wida� tam by�o bowiem jakie�
krzewy, mi�dzy kt�rymi b�yska�a woda. Woda okaza�a si� bajorkiein dla kaczek,
kt�rego zasadnicz� tre�� stanowi�a gnoj�wka, wyp�ywaj�ca ze stoj�cych w�r�d
zieleni zabudowa� gospodarskich, niemniej jednak by�a wod�. Baga� malowniczo
zwali�y wok� s�upka i Tereska wyci�gn�a z plecaka ma�� mapk� samochodow�. Obie
r�wnocze�nie pochyli�y si� nad ni�. Okr�tka z rozgoryczeniem popatrzy�a na
malutki napis: August�w.
- Gdzie my w�a�ciwie jeste�my? - spyta�a niepewnie.
- Gdzie� tu. Za �om��. �om�a by�a, pami�tam.
14 Wi�kszy kawa�ek �wiata
- By�a. Czekaj, niech popatrz�... Ale tu si� przecie� te szosy rozchodz�, a od
�om�y do tej pory nic si� nie rozchodzi�o.
- No, to widocznie jeste�my jeszcze przed tym. Rozejd� si� gdzie� tam przed
nami.
Okr�tka unios�a nagle g�ow� znad mapki i popatrzy�a na Teresk� z wyrazem
absolutnej paniki.
- Na lito�� bosk�, czy� dosta�a pomieszania zmys��w?! Przecie� rzeczka jest tu!
A skoro my jeste�my tu, to do tej rzeczki jest co najmniej pi�tna�cie
kilometr�w!!!
Tereska spojrza�a na ni� niespokojnie i wydar�ajej map�.
- Co ty gl�dzisz... A! Mo�liwe. No, to widocznie si� pomyli�am, zdawa�o mi si�,
�e jeste�my dalej...
Okr�tka poczu�a, �e robi jej si� s�abo. Tereska wpatrywa�a si� w map� z bezradn�
rozpacz�.
- Skoro jeste�my tu... a nie dalej... to w�a�ciwie nie trzeba by�o i�� do
przodu, tylko wraca�. Przez �om�� przep�ywa Biebrza, ta rzeczka te� wpada do
Biebrzy. Mia�y�my bli�ej. Prawd� m�wi�c, ci�gle mamy bli�ej...
Przez �om�� przep�ywa wprawdzie Pisa, a nie Biebrza, ale na owej mapie nie�atwo
by�o to stwierdzi�, Pisa wygl�da�a jak Biebrza.
- No nie! - powiedzia�a Okr�tka zj�kiem. - Ja nie wracam! Tego ju� dla mnie za
wiele! Je�eli znajd� si� w tym samym miejscu, z kt�rego wysz�am, padn� trupem! I
mog� ci� zapewni�, �e ty te�!
Tereska niejasno poczu�a, �e przyjaci�ka ma racj�. Nawet gdyby ta �om�a razem
ze swoj� Biebrz� znajdowa�a si� o kilometr, ona nie cofnie si� do tamtego
przekl�tego miejsca za �adne skarby �wiata! Ju� raczej woli i�� piechot� do
samego Augustowa...
Odleg�o�� od rzeczki wydawa�a si� przera�aj�ca, przebyciem sze�ciuset metr�w
obie poczu�y si� kompletnie wyczerpane, topograficzna pomy�ka og�uszy�a je i
wyzu�a z resztek si�. Okr�tka popad�a w beznadziejne przygn�bienie, przelaz�a
Jo nna Chmielewska 15
prz z r�w, ponurym wzrokiem popatrzy�a na kacze bajorko i
usi d�a na k�pie trawy, o�wiadczaj�c, �e przed podj�ciem dal-
sz ,h decyzji musi si� zastanowi�. Zrezygnowana Tereska
usi d�a obok niej.
- Niepotrzebnie pokaza�am ci t� map� - stwierdzi�a.
- Tak jakby nie mo�na by�o do niej zajrze� za par� kilome-
tr� ! Sz�aby� jeszcze i sz�a, szosa jest prosta i nie spos�b za-
b�� lzi�, a tak to ju� w og�le nie wiadomo, co robi�.
- Powiesi� si� - doradzi�a pos�pnie Okr�tka.
- Nie wiem na czym...
- Ewentualnie mo�emy si� utopi�. Jest okazja.
Tereska obejrza�a si� na bajorko.
- A owszem, niez�a. Zwracam ci uwag�, �e tojest woda.
Ch ia�y�my dotrze� do wody, nie?
- Aha. Je�eli posiedzimy tu do jutra, nie r�cz�, czy nie
spr buj� si� w tym wyk�pa�. Mo�e si� zatruj� na �mier� i przy-
naj niej b�dzie ze mn� spok�j.
- Kaczki �yj�...
Morderczy upa� trwa�. Siedzia�y w milczeniu, czuj�c jak
lej` cy si� z nieba �ar przepala je na wylot. Niezno�nie chcia�o
im i� pi�, a widok bajorka jako�jeszcze zwi�ksza� pragnienie.
W orbie zosta�y dwie ostatnie butelki wody mineralnej,0sz-
cz zane na czarn� godzin�. Wpatrzona w porozrzucane na
skr ju szosy tobo�y Okr�tka pomy�la�a nagle, �e czarna godzi-
na �a�nie nadesz�a i nie ma co dalej oszcz�dza�. By�a to jedy-
na y�l, jak� uda�o jej si� sprecyzowa�. Pchni�ta t� my�l�
po` nios�a si� niemrawo i mimo woli rzuci�a sm�tne spojrzenie
na zose.
- Co�jedzie - powiedzia�a apatycznie.
Tereska wzruszy�a ramionami. Okr�tka sta�a nadal, nagle imniawszy o wodzie
mineralnej i czarnej godzinie.
- S�uchaj, on co� ci�gnie. Jak Boga kocham, ci�gnie! czep�?
Tereska z niech�ci� podnios�a si� r�wnie�.
16 Wi�kszy kawa�ek �wiata
- Du�o nam z tego przyj... - zacz�a i nagle urwa�a.
- To nie przyczepa! S�uchaj, to chyba ��d�!
- O Bo�e, ci�gnie ��d�! Jedzie nadjeziora... Zwalnia!!!
- Machaj! ! ! Rany boskie, machaj ! ` `
Obie run�y przez r�w. Okr�tka potkn�a si� i na czworakach wypad�a na �rodek
szosy, Tereska w�ciekle wymachiwa�a map�. p
Pan BoQumi� Strza�kowski jecha� sobie spokojnie na urlo
b
razem z �on�, ci�gn�c za samochodem na specjalnym w�zku du�� ��d� motorow�. Nie
zamierza� bra� �adnych autostopowicz�w, jak wi�kszo�� bowiem posiadaczy
samochod�w, nie pakowa� porz�dnie wszystkich rzeczy do walizek i baga�nika,
tylko zwyczajnie wrzuca� na tylne siedzenie samochodu. Poza tym czu� si�
zm�czony, chcia� mie� �wi�ty spok�j i nie �yczy� sobie �adnych dodatkowych
pasa�er�w.
Z uwagi na holowa n� ��d� jecha� niezbyt szybko. Szosa by�a pusta, prowadzenie
pojazdu nie wymaga�o prawie wysi�ku i stanowi�o mi�y relaks. Spokojnic patrzy�
przed siebie, spodziewaj�c si� wkr�tce rozwidlenia dr�g, kiedy nagle na poboczu
ujrza� zwalon� jak�� dziwn� kup� czego�, co wyda�o mu si� znajome. Odruchowo
zwolni� i nagle, tu� przed nim, na ow� pust�, wr�cz nudn� szos� wypad�o co�
zdumiewaj�cego. W pierwszej chwili wydawa�o mu si�, �e jest to grupa akrobat�w
cyrkowych, ale, och�on�wszy z zaskoczenia, rozr�ni� dwie ludzkie istoty,
miotaj�ce si� dziko po ca�ej jezdni.
- Rany boskie, co to? - zaniepokoi� si�. - Wypadek?
- Co� le�y z boku! - zawo�a�a jego �ona. - To nie samoch�d, ale chyba co� si�
sta�o?
Pan Strza�kowski hamowa� ostro ju� od pierwszej chwili przedstawienia. Oderwa�
na moment wzrok od szalej�cych po szosie istot i spojrza� na pobocze. Jeden rzut
oka wystarczy�.
Trzeba trafu, �e pan Strza�kowski, b�d�c z zawodu mechanikiem i jednocze�nie
w�a�cicielem warsztatu samochodo
Joanna Chmielewska
wego, z zami�owania by� wodniakiem w stopniu zgo�a maniackim. Najwi�ksze
szcz�cie jego �ycia stanowi�a woda i wszelkie p�ywaj�ce po niej jednostki,
w�r�d os�b za� u�ytkuj�cych je widzia� same bratnie dusze. Nie rozr�ni�
wprawdzie p�ci, wieku i wygl�du dw�ch istot rzucaj�cych mu si� przed samochodem
niczym w ataku epilepsji, ale w le��cych na poboczu workach w mgnieniu oka i bez
najmniejszych w�tpliwo�ci rozpozna� zapakowany sk�adak marki Neptun. Zwolni�
jeszcze bardziej.
- Maj� sk�adak - powiedzia� z trosk�. - P�ywaj�. Mo�e trzeba co� pom�c?
Zabrzmia�o to tak, jakby �w sk�adak znajdowa� si� po�rodku jeziora, nie za� na
przera�liwie suchej szosie, i ewentualna pomoc mia�a dotyczy� �eglugi. �ona pana
Strza�kowskiego nie zdziwi�a si�jednak, zna�a bowiem swego m�a, a przy tym
upodobania mia�a podobne, acz mniej w nich by�o ognia. Bez wahania
przy�wiadczy�a, �e pottt�c trzeba. Pan Strza�kowski zjecha� na pobocze,
zatrzyma� samoch�d i w sekund� potem sta� si� obiektem napa�ci.
Teresk� i Okr�tk� ten ostatni nieoczekiwany przeb�ysk nadziei ca�kowicie
pozbawi� przytomno�ci. Na my�l, �e jedyny przydatny dla nich samoch�d ucieknie,
zanim zd��� si� z nim porozumie�, zapomnia�y niemal ludzkiegoj�zyka. Rzuci�y si�
na wysiadaj�cego sympatycznego szpakowatego pana, usi�uj�c w jednym kr�tkim i
tre�ciwym zdaniu przekona� go, i� wleczona na w�zku ��d� stwarza dodatkowe
mo�liwo�ci transportowe i wobec tego bez najmniejszego trudu mo�e zabra� je nad
t� wod�, nad kt�r� sam si� udaje, a niew�tpliwie przecie� udaje si� nad wod�,
skoro ma ��d�. Oszo�omiony nieco atakiem, pan Strza�kowski w pierwszej chwili
zrozumia�, �e chodzi o przeprawienie ich przez jak�� wod� jego �odzi�, w
niejakim os�upieniu popatrzy� na widoczne z szosy bajorko, wreszcie poj��, w
czym rzecz.
lg Wigkszy kawa�ek �wiata
- Ale� dobrze - powiedzia� uspokajaj�co, wykorzystuj�c kr�tk� przerw� w
rozpaczliwych krzykach, spowodowan� tym, �e Tereska i Okr�tka nieco zachryp�y. -
Oczywi�cie, �e panie zabior�, pomie�cimy si� jako�, oczywi�cie, �e jad� nad
wod�, niech si� panie uspokoj�. Mo�e panie pozwol�, �e prze�o�� rzeczy? Nie
uciekn�, przysi�gam! Ale to chyba nie by� najlepszy pomys� z takim baga�em
jecha� autostopem?
Tereska i Okr�tka, os�ab�e nagle ze szcz�cia, wyja�ni�y, �e wcale niejad�
autostopem. Jad� zjednym znajomym, kt�ry si� popsu� i odjecha� na dr�gu. Pan
Strza�kowski wola� nie docieka�, co w�a�ciwie chcia�y przez to powiedzie�, i
zaj�� si� przemieszczeniem baga�u. Zabranie w dalsz� drog� tych dw�ch dziewcz�t,
kt�re po pierwszych objawach bezgranicznej desperacji okaza�y si� mi�e, grzeczne
i dobrze wychowane, kt�re w dodatku prezentowa�y wyj�tkowo zach�ann� nami�tno��
do wody, wydawa�o si� tak jemu, jak i jego �onie czym� zupe�nie naturalnym. Nie
by�y to �adne obce autostopowiczki, tylko zwyczajne bratnie dusze w
nieszcz�ciu.
- Fatalnie si� z�o�y�o, �e dzisiaj niedziela - stwierdzi�a pani Strza�kowska,
kiedy ju� ruszyli dalej. - W zwyk�y dzie� zabra�aby was pierwsza lepsza
ci�ar�wka. Prywatni nie chc� zabiera�, nawetje�li maj� miejsce.
Tereska i Okr�tka, upchni�te z ty�u w straszliwej ciasnocie, wci�� jeszcze
zaj�te by�y prze�ywaniem swojego szcz�cia. Nareszcie przekl�ta rozpalona szosa
ucieka�a w ty�, a cieniste lasy i ch�odne jeziora zbli�a�y si� w imponuj�cym
tempie sze��dziesi�ciu kilometr�w na godzin�. S�owa pani Strza�kowskiej
uprzytomni�y im, �e istotnie mog�y tak siedzie� nad rowem i siedzie� przez ca�e
niesko�czone godziny, dni, lata, co najmniej a� do poniedzia�ku. Poczu�y na
plecach dreszcz zgrozy.
- Prawd� m�wi�c, nikt odpowiedni nie jecha� - wyzna�a Tereska. - Wszystko
zapchane po dziurki w nosie. Nawet nie mo�na im si� by�o dziwi�.
J`
po J�
po
na Chmielewska
- Dlaczego ci�ar�wki bior�, a prywatni nie? - zamwa�a si� Okr�tka.
'an Strza�kowski westchn�� ci�ko.
- Bo nigdy nie wiadomo, na kogo si� trafi - wyja�ni� ue. - Ludzie przewa�nie
dbaj� o swoje samochody, e, myj�, czyszcz�, staraj� si� nie zniszczy�... A
autostopo: zachowuj� si� r�nie, rzadko kiedy kulturalnie, nie m�o tym, �e na
og� s� okropnie brudni.
- Tnxdno wymaga�, �eby byli czy�ci, skoro b��kaj� si� `zmaitych miejscach -
przerwa�a jego �ona. - Nocule gdzie, je�d�� byle czym, siadaj� wsz�dzie...
- Ja od nich nie wymagam, �eby byli czy�ci, tylko t�us�, sk�d niech�� kierowc�w
do zabierania. Tym w ci�acach jest wszystko jedno, ale prywatni si� zrazili,
nie wiena kogo trafi�, i na wszelki wypadek wol� nie bra� nikogo.
- I w rezultacie ci porz�dni cierpi� za chuligan�wiedzia�a Okr�tka z pretensj�.
- Zawsze tak jest - odpar�a �agodnie pani Strza�koa. - Kto� zawini, a inny
pokutuje.
- No, w tym wypadku pokutuj� wszyscy hurtem`stowa�a Tereska.
Samoch�d jecha�, s�o�ce �wieci�o, konwersacja o autosto, chuliga�stwie i
sprawiedliwo�ci toczy�a si� z o�ywieniem, dv w okolicach Pisza pani Strza�kowska
jakby si� nagle
,liEia. e?
- Zaraz, a w�a�ciwie dok�d wy, moje drogie, jedzieci spyta�a z zainteresowaniem.
Tereska i Okr�tka nagle zamilk�y, przez moment nie umieudzieli� odpowiedzi na to
proste pytanie. Jecha�y, to by�o jwa�niejsze, a cel podr�y ja o umkn�� ich
uwadze.
- W�a�ciwie wszystko e no - odpar�a Tereska po wili z niejakim wahaniem. -```nt,
�eby nad wod�.
- W�a�ciwie do Augusto - powiedzia�a r�wnoe�nie Okr�tka.
20 Wi�kszy kawa�ek �wiata
- Ale mo�emy wysi��� wcze�niej byle gdzie...
- O rany boskie - j�kn�� pan Strza�kowski i odruchowo zwolni�.
- Gdzie Rzym, gdzie Krym! Jedziemy do W�gorzewa i jeste�my ju� za Piszem! Co
teraz b�dzie?
- Jed� - pogoni�a go �ona. - Przez Orzysz idzie szosa na E�k i Auoust�w, to
ewentualnie tam si� przesi�dziecie...
Jeszcze przez do�� d�ug� chwil� Tereska i Okr�tka nie by�y w stanie oceni�
sytuacji. Wreszcie do nich dotar�o. Pa�stwo Strza�kowscy, zmartwieni i
zatroskani, t�umaczyli, �e w Kisielnicy drogi si� rozesz�y, trasa na August�w
odesz�a w prawo, bardziej ku wschodowi, oni za�jad� wprost ku p�nocy, oddalaj
�c si� od niej z ka�dym kilometrem. Nie mog� zboczy�, musz� zd��y� do W�gorzewa
na pi�t� po po�udniu, czeka tam bowiem znajomy, kt�ry wypo�ycza im gara� i sam
jeszcze dzisiaj wyje�d�a. Jedyne rozwi�zanie to rozsta� si� w Orzyszu, Udzie
mo�e uda im si� z�apa� jaki� samoch�d jad�cy w kierunku Augustowa, inaczej nie
ma si�y, za godzin� znajd� si� nad Mamrami.
- Chyba �e zmienicie plany? - powiedzia�a z trosk� pani Strza�kowska. - Musicie
do tego Augustowa? Macie tam co�?
Na sam� my�l, �e mia�yby wysi��� gdzie� na suchym l�dzie, w tym Orzyszu czy
gdziekolwiek, i zn�w czeka� na jakiej� upiornej szosie, Tereska poczu�a, �e robi
si� jej s�abo. Wszystko, tylko nie to! Ju� raczej gotowa by�aby jecha� nad
jezioro Ontario, nad Bajka� czy zgo�a do �r�de� Amazonki, gdyby tam w�a�nie
pa�stwo Strza�kowscy zmierzali ze swoj� �odzi�.
- Nie - odpar�a z dzik� stanowczo�ci�. - Nic nie mamy i mo�emy r�wnie dobrze
jecha� do W�gorzewa. Niech si� pa�stwo w og�le nami nie przejmuj�...
Przypomnia�o jej si� do�� niejasno, �e Mamry le�� jako� chyba na samym pocz�tku
albo na ko�cu jezior mazurskich i
Chmielewska 21
w pV�gorzewie zaczyna si� czy te� ko�czy jaki� szlak wodny, i
do a�a po�piesznie:
- Nad Mamry. Je�li pa�stwo nad Mamry, to i my te�. D1 nas ka�da woda dobra.
Okr�tka poruszy�a si� niespokojnie.
- Ale przecie�... - zacz�a niepewnie.
- Cicho b�d�! - sykn�a jej Tereska w ucho. - Nie ws .ystko ci jedno? Tam jest
nawet wi�cej wody!
- To chwa�a Bogu - odetchn�� z ulg� pan Strza�kows 'i. - Szosa idzie nad samym
jeziorem i zaraz blisko jest tak cypelek, trawa, �adne dno, mo�na nawet
biwakowa�. Pomc � paniom przenie�� baga�e, to potrwa ledwo chwil�.
- B�dzie wam to odpowiada�o? - zatroska�a si� pani Str a�kowska. - Dacie sobie
rad�?
- Oczywi�cie! Nam w og�le potrzebna tylko woda i nic
wi` ce`.
- Ajak z map�? Maj� panie jak�� map�?
- Mamy - odezwa�a si� nagle Okr�tka z ci�kim rozgo yczeniem. -- Bardzo
dok�adn�. Augustowa.
Tereska spr�bowa�a kopn�� j� w kostk�, ale trafi�a w patel i� i tylko st�uk�a
sobie palec.
- Mamy map� ca�ej Polski - poprawi�a po�piesznie, nie dodaj�c, �e jest to owa
mapka samochodowa, kt�r� w os` tniej chwili przed wyjazdem chy�kiem zw�d
br; tu. Jeziora w ka�dym razie by�y na niej widoczne.` Okr�tka siedzia�a w
pe�nycn zgrozy odr�twieniu. Tereska,
jej zdaniem, dosta�a jakiego� amoku. Od pocz�tku ustalone by o, uzgodnione i
zaplanowane, �e jad� nad jeziora augustow` ie do cha�upy znajomego rybaka, sk�d
b�d� robi� d�u�sze i k �tsze wypady nad wod�. Jeziora augustowskie by�y im obu
m` iej wi�cej znane, trasa wypad�w zosta�a ustalona, wszystko w, dawa�o si�
�atwe, proste, bezpieczne, mie�ci�o si� w granica `h rozs�dku i zosta�o
zaaprobowane przez rodzic�w. Teraz m �e plany szlag trafia�. Tereska w
niepoj�tym szale godzi�a si�
22 Wi�kszy kawa�ek �wiata
na ca�kowit� zmian� zamiar�w, najaki� zupe�nie inny kawa�ek kraju, na potworne
przestrzenie wodne jezior mazurskich, kt�rych kompletnie nie znaj�, kt�re s�
takie okropnie, przera�liwie wielkie i podobno nawet gdzieniegdzie niebezpieczne
i kt�re uda si� przep�yn�� nie wiadomo kiedy, pewnie za rok! I ona ma si� z tym
pogodzi� tak bez chwili zastanowienia?!
Czy� ju� do reszty zwariowa�a? - wysycza�a w ucho eresce. - Przecie� nie mamy
nawet �adnej mapy tego ws stkiego, nic nie mamy i nic nie wiemy!
- No to co? Nie wiemy, to si� dowiemy, wielkie rzeczy! da jest wsz�dzie taka
sama!
- Ale tam jest potwornie wielka!
o w�a�nie Teresce zacz�o si� podoba�. Wr�cz ucieszy�a j� perspektywa imprezy
znacznie pot�niejszej ni� tamta, poprzednio zaplanowana. Co za przyjemno��
b��ka� si� po znajomej ka�u�y, o ile� ciekawiej ogl�da� co�, czego jeszcze nie
widzia�y, pokona� wspania��, olbrzymi`t przcstrze�! Nie lubi�a ogranicze�.
Ponadto my�l, �e pa�stwo Strza�kowscy, zorientowawszy si� w postawionej na
g�owie sytuacji, zaczn� nalega� na rozs�dne trzymanie si� pierwotnych plan�w i
wypchn� je z samochodu na pierwszym lepszym odpowiednim skrzy�owaniu,
doprowadza�a j� do stanu �lepej paniki.
- G�upia jeste� - wyszepta�a energicznie. - Wolisz wrasta� w te szosy? Bardzo
dobrze, �e ta woda jest wielka, ` przynajmniej obejrzymy od razu wi�kszy kawa�ek
�wiata!
- O Bo�e! - j�kn�a rozdzieraj�co Okr�tka i zamilk�a ostatecznie.
***
Malutki, trawiasty cypelek p�koli�cie wchodzi� w jezio- ro. Wok� rozci�ga�a
si� rozleg�a, p�aska ��ka, poro�ni�ta gdzieniegdzie mizernymi krzaczkami. W
uroczystym milcze- niu Tereska i Okr�tka sta�y na skraju cypelka plecami do ��ki
i
Joanna Chmielewska 23
kontemplowa�y cudowny, upragniony, koj�cy serce widok. Wielka p�aszczyzna
wymarzonej wody b�yska�a w s�o�cu srebrnymi iskierkami, ci�gn�c si� w jedn�
stron� co najmniej na kilometr, a w drug� na kilka. W pobli�u brzegu p�yn�o
wolno stadko kaczek, tworz�c rozchodz�ce si� wachlarzowato drobniutkie
zmarszczki. W ca�ej naturze panowa� upalny, s�oneczny spok�j.
Tereska obejrza�a si�, cofn�a kilka krok�w i usiad�a na worku z namiotem.
- No, nareszcie! - westchn�a z ulg�. - Teraz m �emy odetchn�� i troch� si�
zastanowi�.
Okr�tka ockn�a si� z zapatrzenia i obejrza�a na ni� z � bokim niesmakiem.
- Nad czym?
- Jak to nad czym? Nad wszystkim. Co robimy teraz i co robimy w og�le.
- Teraz to ty jak uwa�asz, a ja si� przede wszystkim wyk�pi�. I nawet umyj�.
Lepi� si� od g�ry do do�u. Gdzie
- W plecaku - odpar�a Tereska z lekkim pow�tpiewaiiem i podnios�a si� z worka. -
- Ja bym si� te� wyk�pa�a, ale iie wiem, czy to b�dzie dobrze. Popatrz tutaj.
Po�rodku cypelka tkwi� wkopany w ziemi� s�up, na kt�ry N pierwszej chwili nie
zwr�ci�y uwagi, na nim za�przyczepioia by�a wielka tablica z gro�nie brzmi�cym
napisem.
- K�piel surowo wzbroniona - przeczyta�a na g�os )kr�tka i sp�oszy�a si� nieco.
- Jak to? DlaczeQo?
b
- Nie wiem i w�a�nie si� zastanawiam. Oni m�wili, �e tu est �adne dno. I
rzeczywi�cie, zobacz, schodzi �agodnie, p�yt;o, piaseczek...
- Mo�e dalej s�jakie� do�y? Niebezpieczne wiry albo co?
- Jakie wiry na jeziorze? By�oby wida� na powierzchni! a si� raczej obawiam, �e
mo�e ta woda jest ska�ona, wiesz, awiera �rodki chemiczne, bakterie...
24
Wi�kszy kawa�ek �wiata
- Nie wygl�da na �adne �rodki ani bakterie. Racze` czysta, zobacz, wida� dno.
Poza tym nic nie s�ysza�am o wybuchach nuklearnych w tej okolicy i nie wiem,
czym by j� mogli skazi�.
- �cieki przemys�owe. Ale gdyby by�a ska�ona, nic by w niej nie �y�o. Kaczkom,
jak wida�, nie szkodzi, je�eli jeszcze s� w niej ryby...
- S�! - przerwa�a uradowana Okr�tka, pochylaj�c si� nad wod� i patrz�c w g��b. -
Sp�jrz, ca�e stada! Takich maciupkich! Bardzo ruchliwe, to narybek!
- Skoro narybek �yje, nie o�e by� truj�ca. Nie wiem, dla ego k�piel wzbroniona.
Co tym jest?
Teren zaminowany...
Zwariowa�a�?! �wier� ieku po wojnie?! Poza tym by�ab upia g��wka i druty kolcza
e.
- No, to nie wiem. Mo�e nar bek �yje, ale cz�owiek dostaje parch�w?
- Od czego?!
- Nie wiem...
Sta�y obie bezradnie, otumanione ca�odziennym, morderczym upa�em, niepewnie
patrz�c to na s�up z tablic�, to na ch�odn�, przejrzyst� wod�. Okr�tka
zbuntowa�a si� nagle.
- Przyjmij do wiadomo�ci, �e mnie jest wszystko jedno. Mamy spirytus salicylowy
i pvtem si� b�d� leczy�, a teraz wyk�pi� si� albo umr�. Wol� parchy ni� �mier�!
- Na wszelki wypadek postarajmy si� tego nie napi�poradzi�a Tereska, zrzucaj�c
za przyk�adem przyjaci�ki sk�p� wierzchni� odzie�, pod kt�r� mia�a kostium
k�pielowy. - I nie wyp�ywajmy nigdzie daleko, bo rzeczywi�cie co� tam mo�e by�,
chocia�by sie�. Nie nale�y si� utopi� od razu pierwszego dnia.
Na si�gaj�cej daleko w g��b jeziora p�yci�nie nader trudno by�oby si� utopi�,
nawet przy najwi�kszych staraniach. W celu sp�ukania myd�a nale�a�o przykucn��,
po�o�y� si� lub te� pe�
Chmielewska 25
` w wodzie na czworakach. Niemniej jednak ju� po kwaznsie obie poczu�y si�
znacznie lepiej i powoli zacz�a im aca� przytomno�� umys�u.
- Zdaje si�, �e zrobi�y�my ja kie� potworne g�upstwo z t� nian� Augustowa na
Mazury, ale to by�a si�a wy�sza i nie i co si� ju� nad tym roztkliwia� -
powiedzia�a znacznie ;�wiejszym g�osem Okr�tka, wycieraj�c r�cznikiem w�osy.
Rzeczywi�cie, trzeba pomy�le�, co teraz. G�odna jestem ropnie. Ty nie?
- Ja te�. Zjedzmy to, co mamy na wierzchu. Prosz�, jaki by� m�dry pomys� wzi��
na pocz�tek troch� gotowych kanak. Zostajemy tutaj do jutra czy od razu ruszamy
gdzie� dalej?
Okr�tka rozejrza�a si� dooko�a z lekkim pow�tpiewaniem.
- Czy ja wiem?... Mnie si� tu nie bardzo podoba. To nie `t takie miejsce, o
jakie nam chodzi�o. Wyobra�a�am sobie `. Tu nic nie ro�nie, sama ��ka. I ciasno.
W zestawieniu z rozleg�ym plenerem okre�lenie zazmia�o dziwnie, ale Tereska
zrozumia�a je od razu. Trawia` cypelek by� malutki, od ��k i p�l odgrodzony
g�szczem `krzyw i jakiego� zielska, a samo jezioro nie tak du�e, jak si� ydawa�o
w pierwszej chwili. Prawie pod nosem, zaledwie o lometr, mia�y przeciwleg�y
brzeg, te� go�y, poro�ni�ty traw�, paskudzony jakimi� zabudowaniami, z drugiej
za� strony ygl�da�o to tak, jakby woda w og�le si� ko�czy�a i dalej by� � suchy
l�d. Czego jak czego, ale suchego l�du Tereska i kr�tka absolutnie sobie nie
�yczy�y. Razem wzi�wszy, ca�o��
=ranicza�a mo�liwo�ci. Teresce r�wnie� si� to nie podoba�o.
- Masz racj�, tu nie ma co siedzie�. Poszukamy innego
sca.
- Nie wiem, gdzie - wymamrota�a Okr�tka z pe�nymi mi. - Wsz�dzie wyDl�da tak
samo. To jezioro to istna
To nie jest ca�e jezioro - zaprotestowa�a Tereska i a kanapk� w kierunku s�o�ca.
- Tam musi by� prze-
26 Wi�kszy kawaiek �wiata
p�yw, to znaczy ten kawa�ek ��czy si� z reszt� i dalej jest nast�pna woda.
Okr�tka wykr�ci�a g�ow� do ty�u.
-- Nic takiego tam nie widz�. Moim zdaniem, to koniec jeziora. Sk�d wiesz, �e
tam jest przep�yw?
- Z mapy. Wed�ug mapy Mamry s� okropnie rozcz�onkowane, a jeste�my prawie na
samej g�rze a �niardwy musimy p�yn� w d�, to znaczy na po aj troch� tej
herbaty.
- Gdzie m z ap�?
- W plecaku. Czego mi tak �a�ujesz, daj e butelk�!
Okr�tka, nie wstaj�c z miejsca, poda�a j j butelk�, po czym wyci�gn�a si� na
ca�� d�ugo��, dosi�g�a plecaka i przysun�a go do siebie. Tereska spojrza�a na
ni� krytycznie.
- Le�ysz na pomidorach - zauwa�y�a pot�piaj�co.
- Tylko na jednym. Mog� go zaraz zje��. To bardzo wygodne by� nad wod�, wszystko
mi jedno, czy si� czym� pobrudz�, czy nie. A, to ta mapa?
Tereska kiwn�a g�ow�, nie przestaj�c z uwag� kontemplowa� bli�szego i dalszego
pejza�u. Jezioro by�o prawie puste, gdzie� tam na ko�cu, przy przeciwleg�ym
brzegu, p�ta�o si� kilkana�cie ��dek i kajak�w, b�yska�y biel� dwa �agle i
warcza�a jaka� motor�wka. Okr�tka z obrzydzeniem roz�o�y�a ma�y kawa�ek papieru.
- Ale mapa! �ebym tu przypadkiem za du�o nie zobaczy�a. Mamry, Mamry... No s�
rozcz�onkowane, owszem... Skoro chcemy na �niardwy, musimy przep�yn�� przez
Gi�ycko, aleja tu wcale nie widz�po��czenia wod�. Wr�cz przeciwnie, tu jest
szosa.
- Nie szkodzi. Przeniesiemy wszystko g�r� przez szos�.
- O Bo�e! S�uchaj, czy� ty przypadkiem nie zwariowa�a? Przecie� to jest jaka�
potworna przestrze� do przep�yni�cia! Wrzesie� nas zastanie w po�owie drogi!
Toanna Chmielewsha
- Wyl�dujemy, zrobimy przerw� i b�dziemy kontynuow przysz�ym roku - powiedzia�a
Tereska z kamiennym ojem.
Okr�tka nadal studiowa�a map�.
- Ta mapa jest do niczego - o�wiadczy�a po chwili z ytacj�. - Szosa na niej
przechodzi przez �rodekjeziora, i to ` dodatku w poprzek przed nami. Nie ma na
niej lasu ani w g�le nic.
- Las, w razie gdyby si� pojawi�, �atwo dostrzec go�ym kiem. A za to s� podane
odleg�o�ci w kilometrach.
- Ale� to s� odleg�o�ci drogowe!
- No to co? Mo�na sobie por�wna�. A czego nie widzisz a mapie, to zobaczysz w
naturze. Zreszt�, wyra�nie z niej `ynika, �e mamy po��czenia wodne a� do samej
Warszawy.
-- I co, uwa�asz, �e bez trudu dop�yniemy a� do samej Varszawy?
- Nie wiem, co uwa�am, nic nie uwa�am, uwa�am, �e io�emy sprc5bowa�. Ka�d�
przestrze� kiedy� si� przep�ynie. ;myj z siebic tego pomidora, trzeba si� bra�
do roboty.
- Zaraz. Czekaj. To jest... Czekaj...
- Na co?
- Zaraz. Szos� to jest... I czterna�cie. Zaraz. I siedemziesi�t sze��... O Bo�e,
szos� to jest prawie trzysta kilome`�w! Chcesz przep�yn�� trzysta kilometr�w?!
- Po pierwsze, nie b�dziemy p�yn�� szos�. A po drugie, ` pi�� kilometr�w na
godzin�, dziesi�� godzin dziennie, pi��ziesi�t... i za sze�� dni na upartego
mo�emy by� w Warsza`ie. Kajakiem da si� wyci�gn�� pi�� kilometr�w na godzin�.
Okr�tce na moment odj�o mow�. Ze zgroz� popatrzy�a na 'eresk�, a potem z nie
mniejsz� zgroz� spojrza�a na ten straszwy bezmiar w�d, kt�ry mia�aby pokona� w
ci�gu sze�ciu dni, ie wiadomo po co i za czyje grzechy. Wielka tafla jeziora
`okojnie po�yskiwa�a w s�o�cu, sznur kaczek oddali� si�, a za i zza trzcin
wyp�yn�o co�, na co mimo woli zwr�ci�a uwag�
2g Wi�kszy kawa�ek �wiata
i co przyt�umi�o na chwil� przera�aj�c� my�l o nieuchronnej, galerniczej pracy.
Poruszy�a si� i pokaza�a to palcem.
- Popatrz, tam p�ynie takie. To nie kaczka. Zdaje si�, �e widzia�am to kiedy�,
wygl�da jak peryskop. Co to jest?
Tereska ca�y czas patrzy�a najezioro kamiennie spokojna.
- Taki ptak, czekaj, wiedzia�am, jak si� nazywa, ale zamiesza�a� mi w g�owie tym
peryskopem. Jako� bardzo podobnie.
- Per�op�aw.
- Zwariowa�a�, jaki per�op�aw? Peryskop nie... No, mam na ko�cu j�zyka i nie
uspokoj� si�, je�eli sobie nie przypomn�. Wymieniaj z pami�ci, jak leci, ptaki
na pe.
- Bocian - powiedzia�a Okr�tka. - Bekas, czapla...
- Na pe!
- Ja wymieniam b�otne. Na pe? Papuga.
- Idiotka.
- Perliczka, przepi�rka, pingwin, pularda...
- Rzeczywi�cie, pularda �wietnie fruwa. A p�ywajak ryba!
- Pliszka. O, popatrz, tam p�ynie drugi peryskop! I trzeci! Pelikan.
- Jaki pelikan, masz �le w g�owie?
- Wymieniam ci ptaki. Paw. Perkacz. Nie, przepraszam, pomyli�am z derkaczem...
- Perkacz! Tego, chcia�am powiedzie�, perkoz! Oczywi�cie, �e perkoz!
- A!... Masz racj�, perkoz, ja te� to wiedzia�am. Ale peryskop bardziej do niego
pasuje, zobacz, jak obraca g�ow�, zupe�niejakby kr�ci� tym swoim okularem. Wybij
sobie z g�owy wios�owanie po dziesi�� godzin dziennie, nie mam �adnego interesu
w Warszawie i nie zamierzam tu bi� rekord�w �wiata!
- G�upia jeste�, nikt ci nie ka�e. Obliczam teoretycznie. Tym bardziej mo�emy
dop�yn�� za dwa miesi�ce i w og�le nie
Chmielewska 2g
ma ` '� nad czym rozwodzi�. Zdaje si�, �e tam gdzie�po drodze jest uszcza Piska?
kr�tka, znacznie ju� mniej wstrz��ni�ta, porzuci�a perysko y i wr�ci�a do
studiowania mapy.
- Nojest. Owszem. Za �niardwami. I taka d�uga, cienka
Zaraz, bo nie mog� odczyta�, ta mapa wymaga lupy. o Nidzkie.
- Bardzo dobrze, p�yniemy na Jezioro Nidzkie. kr�tka pomamrota�a chwil� pod
nosem.
- Wed�ug mnie, to b�dzie sto dziesi�� kilometr�w. Ile ci wys �o? Pi��dziesi�t
kilometr�w dziennie? W ostateczno�ci, je�ei' ca�y czas b�dzie tak �yso jak tu,
zgadzam si� dop�yn�� tam a dwa tygodnie. I ani chwili wcze�niej!
�eby p�yn��, musimy mie� czym - zauwa�y�a zgry liwie Tereska. - Mo�e by�
wreszcie ruszy�a si� do tego
w�rcze manipulacje przy sk�adaniu swojej jednostki p�y-
waj ,ej Tereska i Okr�tka przezornie wypraktykowa�y jeszcze
prze I wyjazdem. Z�o�y�y j� i roz�o�y�y dwukrotnie, dzia�o si�
to je nak�e pod okiem by�ego w�a�cicie�a, kt�ry palcem wska-
zyw � kolejno w�a�ciwe elementy. Teraz bez fachowej pomocy
rzec: okaza�a si� trudniejsza.
niej wi�cej po godzinie ca�y cypelek usiany by� frag-
men mi wyj�tymi z niebieskich work�w. Instrukcja sk�adania
nie z wiera�a obrazk�w ani fotograf , poszczeg�lne cz�ci na-
le�a� zatem rozpoznawa� na oko i dopasowywa� metod� pr�b
i do: iadcze�. Kiedy wreszcie, po nast�pnej godzinie, prz�d i
ty� s adaka, z�o�one z w�a�ciwych kawa�k�w burt, pod�ogi,
dzio nicy, pr�t�w i �eberek, nabra�y odpowiednich kszta�t�w,
obie rzyjaci�ki zdziwi�y si� niebotycznie.
- Popatrz, zaczyna by� podobne do siebie - powie-
dzia a niedowierzaj�co Tereska.
30 Wi�kszy kawa�ek �wiata
- Odzyskuj� nadziej�, �e kiedy� uda si� to wszystko z�o�y� w ca�o�� do kupy -
odpar�a Okr�tka nieufnie. - Aju� by�am pewna, �e nigdy...
Stopniowo sk�adak zacz�� wygl�da� jak sk�adak, a ilo�� kawa�k�w na trawie
wydatnie si� zmniejszy�a. Przysz�a wreszcie chwila, kiedy plandeka zosta�a
nadmuchana, wios�a skr�cone, ster zamocowany. Jednostka p�ywaj�ca leg�a nad
brzegiem wody gotowa do drogi.
- Dochodzi si�dma - powiedzia�a Tereska, ocieraj�c pot z czo�a. - Zdaje si�, �e
przez ca�y rok nie mia�y�my tak pracowitego dniajak ten pierwszy dzie� wakacji.
Okr�tka kilkakrotnie kiwn�a g�ow�, usi�uj�c rozpl�ta� ko�tun z w�os�w.
- Co za szcz�cie, �e to tylko raz! - westchn�a.
- Zwracam ci uwag�, �e jeszcze nie koniec. Musimy rozpakowa� paczk� i dokona�
racjonalnego za�adunku.
- Jak dla mnie, on mo�e by� nieracjonalny...
- To albo nam si� przewr�ci, albo same si� nie zmie�cimy. Nie zamierzasz chyba
p�yn�� za nim? Jest coraz p�niej, do roboty!
- Wios�owanie po tym wszystkim b�dzie mi si� wydawa�o mi�ym wypoczynkiem! -
j�kn�a ponuro Okr�tka, ' przyst�puj�c do rozpl�tywania sznurka.
Pot�na paka, owini�ta kolorowym papierem i owi�zana j', �
sznurkiem, zawiera�a same niezb�dne rzeczy. Mi�dzy innymi by�y tam dwa koce, dwa
dmuchane materace, dwa prawdziwe ja�ki, naczynia kuchenne, odzie� na zmian�,
zapasy spo�ywcze, r�czna pi�ka do drewna, saperka i przyzwoicie zaopatrzona
apteczka. Ka�da z tych rzeczy mia�a inny kszta�t, inne rozmiary i inn� wag� i
ulokowanie ich w odpowiednich miejscach okaza�o si� nader skomplikowane,
szczeg�lnie �e niekt�rych nie wolno by�o zamoczy�, w zwi�zku z czym musia�y
znale�� si� pod dziobem. Zepchni�ty na wod� sk�adak przechyla� si� to w jedn�,
to w drug� stron� i dopiero po wyczerpaniu wszelkich
`anna Chmielewska 31
si Tereski i Okr�tki uzyska� jak� tak� r�wnowag�. Zmie�ci�o si w nim wszystko.
- Trzyma� si� trzyma - powiedzia�a Okr�tka krytyc nie. -Zamoczy� si�mo�e i nie
zamoczy. Aleju� widz�, �e b d� musia�a poodr�bywa� sobie nogi, bo absolutnie nie
ma na n ` miejsca...
Uroczy�cie zepchn�y sk�adak, powlok�y go w g��b jezior na wod� prawie po kolana
i wsiad�y. Zanurzona do�� mocno je lnostka p�ywaj�ca ko�ysa�a si� lekko nie
przewa�aj�c w �adn� stron�, za�adowana by�a zatem w�a�ciwie. Pomimo to wyd` wa�o
si�, �e co� nie jest w porz�dku, i przez do�� d�ug� ct il� nie mog�y zrozumie�,
co.
- Wios�a! - j�kn�a nagle Okr�tka rozdzieraj�co.O o�e, zg�upia�y�my chyba,
wios�a zosta�y na brzegu!
- Nie!!! - wrzasn�a Tereska strasznym g�osem.N: wysiadaj ! ! !
Okr�tka, kt�raju� unios�a si� lekko na r�kach, gwa�townie o d�a z powrotem na
siedzenie, zaskoczona i przera�ona.
- Oszala�a�? Mamy p�yn�� bez wiose�?!
- Ale� nie wysiadaj teraz, na lito�� bosk�! Tu jest ju� g� biej, przewr�cisz
wszystko!
- O rany boskie! To co..
- Nic, wios�ujmy r�kami! Nie, czekaj, �opat�! Ja siedz� na �opacie!
- Czy nigdy w �yciu nie odbijemy od tego parszywego ju? - spyta�a z
rozgoryczeniem Okr�tka, wracaj�c z wiojmi i pantoflami, w ostatniej chwili
odkrytymi pod krzakiem.
- Mam nadziej�, �e nic wi�cej tam nie zosta�o? - od`�a Tereska z lekkim
niepokojem.
Na cypelku nie pozosta�o nic, bo nawet papier po kanap;h zabra�y z my�l� o
rozpaleniu ogniska, jajek na twardo za� jad�y. Nareszcie mo�na by�o odbi� od
obrzydliwego l�du i zy� w wymarzony rejs. Wszystkie dotychczasowe kompli
32 Wi�hszy kawa�ek �wiata
kacje sprawi�y, �e �adnej z nich nawet nie za�wita�a w�tpliwo��, czy pora dnia
nie zrobi�a si� przypadkiem zbyt p�na...
***
- Nie wiem, czy to nie b�dzie za du�o jak na pierwszy raz
- powiedzia�a niepewnie Okr�tka. - R�ce ci� nie bol�?
- Owszem, bol�. Jestem zupe�nie pewna, �e to b�dzie za du�o i lada chwila
kompletnie zdechniemy, ale nie widz� wyj�cia.
- Ciemno si� robi...
- Jest ksi�yc.
- Ca�kiem n�dzny. Gdyliy to chocia� by�a pe�nia!
- Nied�ugo b�dzie, nie martw si�. Nie sied�, ruszaj tym wios�em! Nie zostaniemy
tu przecie� na zawsze!
Nad �wiatem panowa�a g��boka noc. Ciemno zrobi�o si� ju� dawno i tylko na
p�nocnym zachodzie niebo by�o jeszcze nieco ja�niejsze ni� gdzie indziej. W�ski
sierp ksi�iyca przy�wieca� s�abo i w jego nik�ym blasku jezioro wydawa�o si�
olbrzymie, tajemnicze i bezdennie g��bokie. Ze wszystkich stron dobiega�y
niepokoj�ce odg�osy, jakie� skrzeczenia, kl�skania, pluski i chlupoty. Nigdzie
nie by�o wida� �adnego l�du.
Wbrew najszczerszym ch�ciom i zamiarom, Tereska i Okr�tka z wolna i niemrawo
wp�ywa�y na �rodek Mamr. Od chwili wyruszenia w drog� wypatrywa�y stosownego
miejsca na nocleg, ale p�aski, ogrodzony szerokim pasem szuwar�w brzeg ca�y czas
zniech�ca� do l�dowania. Kiedy wreszcie opad�szy z si� przesta�y upiera� si�
przy upragnionym lesie i pogodzi�y si� z biwakiem na ��ce, wysz�o najaw, �e i z
��k� nie jest najlepiej. Jedyne jako tako odpowiednie d1a nich miejsce okaza�o
si� ca�kowicie niedost�pne z przyczyn natury prozaicznej. ��k� oddziela�y od
wody druty kolczaste, za kt�rymi pas�o si� nieprzeliczone stado kr�w, w miejscu
l�dowania za�, na w�ziutkim pasie gruntu sta�y tablice zaopatrzone w
kategoryczny zakaz rozbijania namiot�w, palenia ognisk i k�pania
Chmielewska
33
i�. Beznadziejnie zm�czone przyjaci�ki niew�tpliwie zlecewa�y�yby zakaz, gdyby
nie wyra�nie nie�yczliwe zaintere`wanie, jakie obudzi�y w krowach. Szczeg�lnie
jedna o r�tkim namy�le zdecydowanym krokiem ruszy�a w ich st o�, wyrazem pyska
prezentuj�c uczucia dalekie od przyja�ni.
- To nie jest najlepsze miejsce na nocleg - powie:ia�a Okr�tka po�piesznie. -
Nie le�my biegiem, bo to j� o�e zdenerwowa�, a1e prze�a� pr�dzej z powrotem...
Jedna z tablic zawiera�a dodatkow� informacjg o polu naiotowym, znajduj�cym si�
na p�nocnym brzegu �wi�caj,`. Nie maj�c najbledszego poj�cia, gdzie mo�e le�e�
p�cny brzeg �wi�cajt�w, nie widz�c �adnych szans na l�dowa' w bli�szej i
dalszej okolicy, Tereska i Okr�tka desperacko ;zy�y ku p�nocy, wprost na pe�ne
jezioro. O zachodzie s�o�daleko przed nimi rysowa� si�jeszcze l�d, ponadto
bardziej lewo wida� by�o co�, co ewentualnie mog�o by� wysp�. W spos�b,
przeoczywszy ca�kowicie drog� wodn� na po�udprzez Kirsajty, og�uszone sytuacj�,
przestraszone, wyczerie i niespokojne, znalaz�y si� na �rodku Mamr, widoczne za�
`cze przed chwil� l�dy znikn�y w mrokach nocy.
- Sk�d wiesz, �e nied�ugo b�dzie? - spyta�a nagle '�tka, odk�adaj�c wios�o.
- Co nied�ugo b�dzie?
- Pe�nia.
Tereska r�wnie� od�o�y�a wios�o.
- Z usytuowania ksi�yca. Prezentuje Iiter� D, widzisz �cie�. Ksi�yc, jak
wiadomo, k�amie. Je�eli pokazuje D, to `zy decrescit, to znaczy maleje, to
znaczy, �e naprawd� iie. Gdyby pokazywa� C, to znaczy crescit, to znaczy ro�toby
naprawd� mala�. Zawsze odwrotnie. Zdaje si�, �e :iesz mia�a okazj� przekona� si�
na w�asne oczy za dwa dnie.
- Sk�d wiesz?
34 Wi�kszy kawa�ek �wiata
- Bo za dwa tygodnie b�dzie po�owa