5285
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5285 |
Rozszerzenie: |
5285 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5285 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5285 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5285 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Pat Murphy
Zakochana Rachela
Jest niedzielny, letni poranek. Ma�a, br�zowa szympansica imieniem
Rachela siedzi na pod�odze salonu w samotnym rancho na skraju Malowanej
Pustyni. Ogl�da film z Tarzanem. Obejmuje kolana w�ochatymi ramionami i
przezwyci�aj�c ogarniaj�ce j� podniecenie ko�ysze si� w prz�d i w ty�.
Wie, co powiedzia�by jej ojciec - �e jest ju� za du�a na takie
dziecinady - ale Aaron jeszcze �pi i nie mo�e jej zgani�.
W telewizorze Tarzan wpad� w bambusow� pu�apk� zastawion� przez
ohydnych Pigmej�w. Rachela obawia si�, czy uda mu si� wydosta� na czas i
ocali� Jane, kt�r� porwali przemytnicy ko�ci s�oniowej. W�a�nie w tej
chwili na ekranie pojawia si� Jane, zwi�zana i posadzona z ty�u jeepa.
Rachela j�czy cichutko. Stara si�, by by�o to naprawd� cicho; kiedy
niedawno zagl�da�a do sypialni ojca, ten le�a� jeszcze w ��ku. Aaron
bardzo nie lubi, gdy Rachela budzi go swymi poj�kiwaniami.
Kiedy film przerywa si� na reklam�, Rachela idzie do pokoju ojca.
Jest ju� gotowa do �niadania i chcia�aby, �eby on te� wsta�. Zbli�a si�
na palcach do ��ka, by sprawdzi�, czy jeszcze �pi.
Szeroko otwarte oczy spogl�daj� w nico��. Aaron twarz ma zupe�nie
blad�, jego usta za� przybra�y nienaturalny, purpurowy kolor. Doktor
Aaron Jacobs, cz�owiek, kt�rego Rachela nazywa ojcem, nie �pi. Umar� w
nocy na atak serca.
Kiedy Rachela potrz�sa nim, jego g�owa zatacza si� na poduszce, ale
m�czyzna ani nie zaczyna oddycha�, ani nawet nie mrugnie powiek�.
Rachela k�adzie jego r�k� na swojej g�owie, oczekuj�c pieszczoty, lecz
on si� nie porusza. Nachyla si� nad nim, a wtedy jego r�ka opada
bezw�adnie i przewiesza si� przez kraw�d� ��ka.
W powiewach wpadaj�cego przez otwarte okno wiatru delikatne kosmyki
siwych w�os�w, kt�re tak starannie zaczesywa� ka�dego ranka, dr�� i
lekko faluj�, ods�aniaj�c �ysin�. Z salonu dochodzi g�o�ne tr�bienie
stada s�oni p�dz�cych przez d�ungl� na pomoc Tarzanowi. Rachela piszczy
delikatnie, ale jej ojciec si� nie porusza.
Rachela odchodzi od spoczywaj�cego na ��ku cia�a. W telewizji Tarzan
skacze z drzewa na drzewo, �piesz�c na ratunek Jane. Rachela nie zwraca
uwagi na telewizor. Biega po ca�ym domu, jakby szukaj�c miejsca, w
kt�rym mog�aby czu� si� pewnie i bezpiecznie. W drodze do swej ma�ej
sypialni przechodzi przez laboratorium ojca. Ze stoj�cych wzd�u� �cian
klatek bia�e szczury przypatruj� si� jej czerwonymi oczami. Kr�lik
skacze niemrawo w swojej klatce, niczym mi�kka poduszeczka spadaj�ca
bezw�adnie po schodach.
Ma jeszcze nadziej�, �e mo�e si� pomyli�a, �e ojciec po prostu �pi.
Wraca do sypialni, ale tu nic si� nie zmieni�o. Jej ojciec le�y na ��ku
z szeroko otwartymi oczami. Przez d�u�szy czas, skulona obok na
pod�odze, tuli si� do jego r�ki.
Nie zna�a nigdy nikogo opr�cz niego. On jest jej ojcem, nauczycielem
i przyjacielem. Nie mo�e zostawi� go samego. Popo�udniowe s�o�ce zagl�da
przez okno, lecz Aaron ci�gle si� nie porusza. Robi si� ciemno, ale
Rachela nie w��cza �wiat�a. Czeka, kiedy Aaron wreszcie si� obudzi.
Wschodzi ksi�yc i rzuca na przeciwleg�� �cian� srebrzysty czworok�t
swego blasku.
Na zewn�trz, w�r�d otaczaj�cego rancho kamiennego pustkowia, kojot
unosi pysk do ksi�yca i wyje - cicho i tak samotnie, jak samotny jest
gwizd przeje�d�aj�cego przez wymar�� stacj� poci�gu. Rachela odpowiada
�a�osnym krzykiem opuszczenia i �alu. Aaron le�y bez ruchu i Rachela
wie, �e jej ojciec nie �yje.
Kiedy Rachela by�a m�odsza, mia�a ulubion� historyjk�, kt�rej musia�a
wys�ucha� zawsze przed snem.
- Sk�d si� wzi�am? - pyta�a Aarona, u�ywaj�c uproszczonej wersji
Ameryka�skiego J�zyka Migowego. - Opowiedz mi jeszcze raz.
- Jeste� ju� za du�a na historyjki do poduszki - odpowiada� Aaron.
- Prosz�. Opowiedz.
Pr�dzej czy p�niej zawsze jej ulega�.
- By�a sobie kiedy� ma�a dziewczynka imieniem Rachela. By�a bardzo
�adna: mia�a d�ugie, z�ote w�osy, niczym ksi�niczka z bajki. Mieszka�a
z tat� i z mam�, i wszyscy byli bardzo szcz�liwi.
Rachela z zadowoleniem w�lizgiwa�a si� pod ko�dr�. Historia, jak
zreszt� ka�da dobra bajka, zawiera�a tak�e elementy tragiczne: ojciec
dziewczynki pracowa� na uniwersytecie; bada� funkcjonowanie m�zgu i
analizowa� nat�enie oraz zasi�g p�l elektromagnetycznych wywo�ywanych
przebiegiem impuls�w nerwowych od i do pracuj�cego m�zgu. Inni naukowcy
z uniwersytetu nie rozumieli ojca Racheli; nie wierzyli w jego badania i
nie dawali mu na nie pieni�dzy. (T� cz�� historii Aaron opowiada�
zawsze bardzo cierpkim tonem.) Opu�ci� wi�c uniwersytet i wraz z �on� i
c�rk� przeni�s� si� na pustyni�, gdzie m�g� pracowa� w spokoju.
Kontynuuj�c swoje badania doszed� do wniosku, �e ka�dy m�zg wytwarza
w�asny uk�ad p�l elektromagnetycznych, r�wnie niepowtarzalny, jak
odciski linii papilarnych. (Ta cz�� historii wydawa�a si� Racheli
bardzo nudna, ale Aaron nigdy nie chcia� jej pomin��.) Kszta�t tego
"elektrycznego umys�u", jak nazwa� swoje odkrycie, zale�a� od
indywidualnych my�li i uczu�. Wystarczy�oby utrwali� w jaki� spos�b ten
"elektryczny umys�", a uzyska�oby si� zapis ludzkiej osobowo�ci.
Pewnego ciep�ego, s�onecznego dnia �ona i �liczna c�reczka wybra�y
si� na przeja�d�k�. W p�dz�cej z przeciwka kr�t� szos� ci�ar�wce
nawali�y hamulce; dosz�o do czo�owego zderzenia, w wyniku kt�rego
zgin�y i �ona, i c�rka uczonego. (S�uchaj�c tego fragmentu opowie�ci
Rachela, przera�ona okrutn� zmienno�ci� losu, �ciska�a zawsze kurczowo
d�o� Aarona.)
Cia�o Racheli umar�o, ale nie wszystko by�o jeszcze stracone. W swoim
pustynnym laboratorium doktor utrwali� zapis elektromagnetycznych p�l
wytwarzanych przez m�zg jego c�rki. Jednocze�nie prowadzi� badania nad
mo�liwo�ci� u�ycia zewn�trznych p�l magnetycznych w celu przeniesienia
zapisu funkcjonowania m�zgu jednego zwierz�cia do m�zgu drugiego. W
firmie dostarczaj�cej zwierz�ta do�wiadczalne zam�wi� m�od� szympansic�.
Za pomoc� �rodk�w opartych na norepinefrynie spowodowa� przy�pieszenie
proces�w zachodz�cych w m�zgu ma�py, a nast�pnie przeni�s� do niego
zapis funkcjonowania m�zgu swojej c�rki, ��cz�c je w ten spos�b i w
pewnym sensie ratuj�c j� od �mierci. W szympansim m�zgu znalaz�o si�
wszystko, co pozosta�o z Racheli Jacobs.
Doktor nada� szympansicy imi� Rachela i wychowywa� j� jak w�asne
dziecko. Poniewa� budowa krtani uniemo�liwia�a jej pos�ugiwanie si�
j�zykiem m�wionym, nauczy� j� j�zyka migowego. Nauczy� j� czyta� i
pisa�. Byli dobrymi przyjaci�mi.
W tym miejscu Rachela zwykle ju� spa�a. Nie mia�o to zreszt�
wi�kszego znaczenia - i tak zna�a zako�czenie. Doktor Aaron Jacobs i
szympansica Rachela �yli razem szcz�liwie.
Rachela lubi bajki i lubi te� szcz�liwe zako�czenia. Ma umys�
kilkunastoletniej dziewczynki i niewinne serce m�odego szympansa.
Czasem, gdy Rachela przygl�da si� swym guz�owatym, br�zowym palcom,
wydaj� jej si� jakie� obce, nie na miejscu. Przypomina sobie, �e kiedy�
mia�a jasne, ma�e, delikatne d�onie. Wspomnienia, warstwa za warstw�,
pi�trz� si� na wspomnieniach, niczym r�nokolorowe pasy w ska�ach
osadowych.
Rachela przypomina sobie jasnow�os� kobiet� o delikatnej sk�rze,
pachn�c� zawsze perfumami. Kiedy� w wigili� Wszystkich �wi�tych ta
kobieta (we wspomnieniach wyst�puj�ca jako matka Racheli) pomalowa�a
dziewczynce paznokcie na krwistoczerwono, poniewa� Rachela by�a
przebrana za Cygank�, a Cyganie lubi� ten kolor. Rachela pami�ta
dok�adnie d�onie tej kobiety, bia�e d�onie o leciutko zarysowanej,
skrytej tu� pod sk�r� sieci b��kitnych �y� i o r�owych paznokciach.
Ale Rachela pami�ta tak�e inny czas i inn� matk�. Jej matka by�a
ciemnosk�ra, w�ochata i pachnia�a cudownie dojrza�ymi owocami. Mieszka�y
wraz z Rachel� w klatce w pokoju pe�nym szympans�w. Zawsze gdy do pokoju
wchodzili ludzie, matka przyciska�a Rachel� do swej poro�ni�tej g�stymi
w�osami piersi. Piel�gnowa�a j� przez ca�y czas, iskaj�c j� delikatnie w
poszukiwaniu insekt�w, kt�rych nigdy nie mog�a znale��.
Wspomnienia na wspomnieniach: popl�tane, pomieszane, jak powycinane z
kolorowych czasopism obrazki, u�o�one w kola�, kt�rego nikt nie rozumie.
Rachela przypomina sobie klatki: zimne stalowe pr�ty, doko�a zapach
strachu. Cz�owiek w bia�ym laboratoryjnym fartuchu wzi�� j� z ramion jej
w�ochatej matki i pok�u� ig�ami. S�ysza�a zawodzenie matki, ale nie
mog�a uciec.
Przypomina sobie szkoln� zabaw�, na kt�r� za�o�y�a now� sukienk�;
sta�a ca�y czas w ciemnym k�cie, udaj�c, �e podziwia bibu�kowe
dekoracje. By�a zbyt nie�mia�a, by wmiesza� si� w r�nobarwny t�um w
poszukiwaniu przyjaci�ek.
Pami�ta, jak by�a ma�ym szympansem i wraz z pi�cioma innymi m�odymi
ma�pami kuli�a si� w k�cie wagonu towarowego, oszo�omiona obcymi
d�wi�kami i zapachami.
Przypomina sobie zaj�cia wf: obskurne szatnie i kostium pokazuj�cy
�wiatu jej chude nogi. Nauczyciel kaza� wszystkim gra� w softball, nawet
Racheli, kt�ra by�a ma�o wysportowana i wr�cz chorobliwie nie�mia�a.
Ogarnia�o j� przera�enie, gdy trzymaj�c w r�ku pi�k� znajdowa�a si� w
centrum zainteresowania. "No, dawaj !", pogania�a j� partnerka,
grubosk�rna dziewczyna, kt�ra wpad�a w z�e towarzystwo i od kt�rej
zawsze czu� by�o papierosy. Rachela rzuci�a chybiaj�c; nagrodzi� j�
szyderczy �miech.
Wspomnienia Racheli s� r�wnie delikatne i nieuchwytne jak �my i
motyle ta�cz�ce nad rosn�cymi w�r�d kamieni zaro�lami. Jej dziewcz�ce
wspomnienia nigdy nie zostaj� d�u�ej; pojawiaj� si�, po czym od razu
znikaj�, pozostawiaj�c j� samotn� i opuszczon�.
Rachela zostawia cia�o Aarona tam, gdzie le�y, ale zamyka mu oczy i
naci�ga na twarz prze�cierad�o. Nie wie, co wi�cej mog�aby zrobi�.
Codziennie podlewa ogr�dek i zbiera troch� zieleniny dla kr�lik�w.
Codziennie karmi zwierz�ta w laboratorium i zmienia im wod� w poid�ach.
Jest dosy� ch�odno i cia�o Aarona nawet specjalnie nie cuchnie, chocia�
pod koniec tygodnia ca�a kolonia mr�wek wynosi si� w stron� okna.
Pewnego ksi�ycowego wieczoru w tydzie� po �mierci Aarona Rachela
postanawia wypu�ci� zwierz�ta na wolno��. Wyjmuje po kolei z klatek
oswojone kr�liki, niesie ka�dego z nich do tylnych drzwi g�aszcz�c go po
ciep�ym futerku, po czym stawia na ziemi i delikatnie popycha w kierunku
zielonej, soczystej trawy rosn�cej na podw�rku.
Ze szczurami jest ju� troch� trudniej. Udaje jej si� �ci�gn�� klatk�
z p�ki, ale okazuje si� ona ci�sza, ni� przypuszcza�a, i chocia�
Racheli udaje si� z�agodzi� troch� jej upadek, to i tak klatka l�duje z
hukiem na pod�odze, wywo�uj�c panik� w�r�d jej mieszka�c�w. Rachela
ci�gnie klatk� po pod�odze, przez hall, po schodkach, na podw�rko. Kiedy
otwiera drzwiczki, szczury wysypuj� si� niczym ziarna pra�onej
kukurydzy, bia�e w �wietle ksi�yca i �migaj�ce we wszystkich kierunkach.
Pewnego razu, kiedy Aaron uci�� sobie drzemk�, Rachela posz�a przed
siebie �cie�k� prowadz�c� do szosy. Nie mia�a zamiaru odchodzi� nigdzie
daleko. Po prostu chcia�a zobaczy�, jak w�a�ciwie wygl�da ta szosa; by�
mo�e uda�oby si� jej schowa� za skrzynk� na listy i zobaczy�
przeje�d�aj�cy samoch�d. By�a ciekawa otaczaj�cego j� �wiata, a
migawkowe, ulotne wspomnienia wcale tej ciekawo�ci nie zaspokaja�y.
Pokona�a ju� mo�e po�ow� drogi, kiedy Aaron dop�dzi� j� swoim starym
jeepem. "Wsiadaj !" krzykn�� na ni�. "Wsiadaj, ale to ju� !" Rachela
nigdy jeszcze nie widzia�a go a� tak w�ciek�ego. Skuli�a si� na
siedzeniu �ykaj�c wzbijany w niebo kurz, przygn�biona tym, �e wywo�a�a
gniew Aarona. Nie odezwa� si� do niej przez ca�� drog� powrotn� i
dopiero kiedy byli ju� prawie na rancho, przem�wi� g�osem, w kt�rym
s�ycha� by�o wyra�ne nuty goryczy i t�umionej z�o�ci.
- Nie powinna� wychodzi� tam, na zewn�trz. Nie spodoba�oby ci si�.
Swiat jest pe�en ma�ych, ograniczonych, g�upich ludzi. Nie zrozumieliby
ci�. A je�li kogo� nie rozumiej�, to usi�uj� go skrzywdzi�. Krzywdz�
ka�dego, kto tylko jest inny. Je�li przekonaj� si�, �e jeste� inna,
ukarz� ci� za to. Zamkn� ci� w klatce i nigdy nie wypuszcz�.
Patrzy� prosto przed siebie przez brudn� szyb� jeepa.
- Nie wszystko jest takie �adne jak w telewizji, Rachelo powiedzia�
nieco �agodniej. - Ani nie takie jak w ksi��kach. Dopiero wtedy spojrza�
na ni�, a ona zagestykulowa�a gwa�townie:
- Przepraszam. Bardzo przepraszam.
- Nie dam rady ci� tam obroni� - powiedzia�. - Po prostu nie dam rady.
Rachela wzi�a jego r�k� w obie swoje d�onie. Uspokoi� si� i zacz��
g�aska� j� po g�owie.
- Nigdy wi�cej tego nie r�b. Nigdy.
Strach Aarona by� zara�liwy. Rachela nigdy ju� nie posz�a �cie�k�
prowadz�c� do szosy, a w jej snach zacz�li pojawia� si� �li ludzie,
kt�rzy chcieli zamkn�� j� w klatce.
W dwa tygodnie po �mierci Aarona do domu podje�d�a wolno czarno-bia�y
w�z policyjny. S�ysz�c pukanie do drzwi, Rachela chowa si� za kanap� w
salonie. Policjanci stukaj� po raz drugi, jeden z nich bierze za klamk�
i otwiera drzwi, kt�re Rachela zostawi�a nie zamkni�te.
Przera�ona, wyskakuje z ukrycia, p�dz�c do tylnych drzwi. )eden z
m�czyzn krzyczy: - M�j Bo�e, goryl!
Zanim udaje mu si� wyci�gn�� rewolwer, Rachela jest ju� poza domem.
Ze wzg�rza obserwuje, jak pod drzwi podje�d�a ambulans i dwaj ludzie w
bia�ych fartuchach wynosz� z domu cia�o Aarona. Ambulans i radiow�z
wkr�tce odje�d�aj�, ale Rachela boi si� zej�� na d�. Wraca do domu
dopiero po zachodzie s�o�ca.
Przed �witem budzi j� warkot silnika. Wygl�da ostro�nie przez okno i
widzi jasnozielon� p�ci�ar�wk� z napisem na drzwiczkach: INSTYTUT
BADAN NAD MA�PAMI CZ�EKOKSZTA�TNYMI. Rachela waha si�, co robi�;
samoch�d zatrzymuje si� przed wej�ciem do domu. Kiedy wreszcie decyduje
si� na ucieczk�, z p�ci�ar�wki wysiadaj� dwaj m�czy�ni. Jeden z nich
ma w r�ku strzelb�.
Rachela wypada przez tylne drzwi i kieruje si� ponownie w stron�
wzg�rz, ale kiedy jest w po�owie drogi, s�yszy odg�os przypominaj�cy
raptowne nabranie powietrza i czuje bolesne uk�ucie w barku. Nogi
odmawiaj� jej nagle pos�usze�stwa i w tumanie kurzu stacza si� po
piaszczystym zboczu, j�cz�c coraz ciszej, a� wreszcie milknie i wpada w
czarn� otch�a� snu.
S�o�ce ju� wzesz�o. Rachela le�y w klatce umocowanej w tyle
p�ci�ar�wki. Odzyska�a cz�ciowo �wiadomo�� i czuje mrowienie w
d�oniach i stopach. Jej trzewiami targaj� nudno�ci. Boli j� ca�e cia�o.
Mo�e mruga� powiekami, ale poza tym nie jest w stanie wykona�
najmniejszego ruchu. Z miejsca, w kt�rym le�y, widzi jedynie pr�ty
klatki i burt� samochodu. Pr�buje odwr�ci� g�ow� i b�l momentalnie si�
wzmaga. Le�y wi�c spokojnie, chocia� bardzo chce j�cze�, krzycze�, ale
nie mo�e wydoby� z siebie g�osu. Mo�e tylko mruga�, pr�buj�c oddzieli�
si� od b�lu. Jednak i b�l, i nudno�ci pozostaj�.
Samoch�d podskakuje na nier�wno�ciach terenu, zatrzymuje si�. Jeszcze
jedno zako�ysanie, gdy obaj m�czy�ni wysiadaj�; trza�ni�cie drzwi.
Otwiera si� tylna klapa. Kobiecy g�os:
- Czy to ten zwierzak, o kt�rym zawiadomi� nas szeryf? Do klatki
zagl�da kobieta. Ma bia�y fartuch laboratoryjny i br�zowe, spi�te w
ko�ski ogon w�osy. Rachela dostrzega wok� jej oczu dziesi�tki male�kich
zmarszczek, zaostrzonych latami �ycia na pustyni. Kobieta nie wygl�da na
kogo� z�ego. Rachela ma nadziej�, �e kobieta odbierze j� m�czyznom z
p�ci�ar�wki.
- Tak. Powinna by� jeszcze oszo�omiona przez co najmniej p� godziny.
Gdzie mamy j� zanie��?
- Postawcie j� w laboratorium z rezusami. Zostanie tam, a� zwolni si�
miejsce w sekcji rozrodu.
Pr�ty klatki szoruj� po pod�odze samochodu. Ka�de szarpni�cie
powoduje nowe uk�ucie b�lu. Jeden z m�czyzn stawia klatk� na ma�ym
w�zku i kobieta, pchaj�c go przed sob�, rusza d�ugim korytarzem o
betonowej pod�odze. Rachela obserwuje �cian� przesuwaj�c� si�
kilkana�cie centymetr�w od jej nosa.
W laboratorium pi�trz� si� rz�dy klatek z ma�ymi poruszaj�cymi si�
sennie zwierz�tami. W nag�ym rozb�ysku �wiat�a jarzeniowego oczy bia�ych
szczur�w �arz� si� intensywn� czerwieni�.
Wsp�lnymi si�ami kobieta i dwaj m�czy�ni k�ad� Rachel� na stole
laboratoryjnym. Jej sk�ra bole�nie odczuwa kontakt z zimn�, tward�
powierzchni�. Cia�o jeszcze nie chce jej s�ucha�; ci�gle dzia�a �rodek
usypiaj�cy. Rachela. mo�e tylko obserwowa�, nic wi�cej. Nie jest w
stanie zaprotestowa� ani b�aga� o lito��.
Z narastaj�cym przera�eniem obserwuje, jak kobieta naci�ga gumowe
r�kawiczki i nape�nia strzykawk� przezroczystym p�ynem.
- Zrobi� jej pr�b� na gru�lic�; trzeba j� zbada�, zanim trafi do
pozosta�ych. Przez kilka dni b�dzie dostawa� tiabendazol, �eby
zlikwidowa� paso�yty. I chyba warto by j� odpchli�.
Jeden z m�czyzn chrz�ka aprobuj�co.
Kobieta z wpraw� przymyka powiek� Racheli. Drugim okiem Rachela
obserwuje zbli�aj�c� si� ig��. Czuje ostre, bolesne uk�ucie. Krzyczy z
ca�ych si�, ale w rzeczywisto�ci udaje si� jej wydoby� tylko lekkie
westchnienie.
Kobieta odk�ada strzykawk� i zaczyna spryskiwa� sier�� Racheli zimn�,
nie�adnie pachn�c� ciecz�. Kropla wpada Racheli do oka i bardzo piecze.
Rachela mruga rozpaczliwie, ale nawet nie mo�e unie�� r�ki, by potrze�
bolesne miejsce. Kobieta, rozmawiaj�c ca�y czas z m�czyznami, rozszerza
nogi Racheli i spryskuje jej genitalia.
- Wygl�da do�� zdrowo. Dobry materia� do rozrodu. Rachela j�czy, ale
nikt nie zwraca na to uwagi. Wreszcie przestaj� si� nad ni� zn�ca�,
zamykaj� klatk� i wychodz� z laboratorium. Rachela zamyka oczy; powraca
ciemno��.
Rachela �ni. Jest z powrotem w domu, na rancho. Jest noc, a w domu
nie ma nikogo opr�cz niej. Na zewn�trz skowycze kojot. G�os kojota jest
g�osem pustyni, zawodz�cym jak j�k wiatru przeciskaj�cego si� przez
szczelin� mi�dzy dwoma g�azami. Miejscowi opowiadaj� wiele legend o
kojocie - niesta�ym, chytrym, przebieg�ym bogu.
Rachela jest niespokojna, poruszona, podenerwowana wyciem kojot�w.
Szuka Aarona. We �nie nic nie wie o tym, �e on nie �yje, i przeszukuje
ca�y dom, od jego sypialni do swego ma�ego pomieszczenia przy wy�o�onym
linoleum laboratorium.
Jest w�a�nie w laboratorium, kiedy s�yszy jaki� cichutki odg�os:
suche, delikatne drapanie, jakby poruszana wiatrem ga��� ociera�a si� o
okno, chocia� ko�o domu nie ma �adnych drzew, a noc jest spokojna.
Ostro�nie odsuwa zas�on�.
Widzi swoje odbicie: owaln�, jasn� twarz, d�ugie blond w�osy. D�o�
�ciskaj�ca brzeg zas�ony jest bia�a, g�adka i ma starannie przyci�te
paznokcie. Co� jednak jest nie tak. Na jej odbicie na�o�ona jest inna
twarz o ciemnobr�zowych oczach; twarz szympansa, poro�ni�ta
br�zoworudymi w�osami, z odstaj�cymi, du�ymi uszami. Widzi swoje odbicie
i tamt� obc� twarz; rysy nak�adaj� si� na siebie, mieszaj� si�. Bardzo
si� boi, ale nie mo�e opu�ci� zas�ony.
Jest szympansem zagl�daj�cym przez okno do wn�trza domu; jest
dziewczynk� wygl�daj�c� na zewn�trz; jest dziewczynk� zagl�daj�c� do
�rodka; jest ma�p� wygl�daj�c� przez okno. Boi si� coraz bardziej;
zewsz�d rozlega si� wycie kojot�w.
Rachela otwiera oczy i mruga, przywracaj�c ostro�� zarysom widzianych
przedmiot�w. B�l i mrowienie ust�pi�y, ale jeszcze nie dosz�a zupe�nie
do siebie. Boli j� lewe oko. Tr�c je czuje wyra�ne zgrubienie na
powiece, w miejscu, gdzie uk�u�a j� kobieta. Le�y na pod�odze metalowej
klatki. W laboratorium jest bardzo ciep�o; powietrze jest ci�kie od
zapachu zgromadzonych tu zwierz�t.
W klatce obok dostrzega innego szympansa, starszego od niej, o
zmierzwionej, ciemnobr�zowej sier�ci. Siedzi w kucki, obj�wszy ramionami
kolana i opu�ciwszy g�ow� kiwa si� w prz�d i w ty�, ca�y czas mrucz�c
co� pod nosem. Na jego czaszce co� b�yszczy; po chwili Rachela poznaje,
�e to implantowana elektroda, stercz�ca z wygolonego kawa�ka sk�ry.
Rachela wydaje mi�kkie, pytaj�ce mrukni�cie, ale tamten nie reaguje.
Klatka Racheli ma ledwie oko�o metra kwadratowego powierzchni. W
k�cie stoi miska z karm� dla ma�p. Na jednej ze �cian wisi butelka z
wod�. Rachela nie zwraca uwagi na jedzenie; chce jej si� tylko pi�.
Przez zakratowane okna wpada poci�te na kwadraciki �wiat�o s�oneczne.
Szarpi�c za pr�ty Rachela sprawdza wytrzyma�o�� drzwi swego wi�zienia.
S� dobrze zamkni�te. Odst�py mi�dzy pr�tami s� zbyt ma�e, by mog�a
wysun�� na zewn�trz r�k� i otworzy� zamek.
Szympans w klatce obok nie przestaje si� kiwa�. Kiedy poj�kuj�c
�a�o�nie Rachela szarpie za pr�ty, tamten unosi powoli g�ow� i spogl�da
w jej kierunku. Jego obrze�one czerwonymi obw�dkami oczy s� m�tne i
Rachela nie jest pewna, czy on w og�le j� widzi.
- Witaj - gestykuluje w jego stron�. - Co si� sta�o? Tamten mruga
zm�czonymi oczami.
- Boli - sygnalizuje w j�zyku migowym. Unosi r�k� i trze gwa�townie
g�ow� w okolicy miejsca, gdzie sterczy elektroda. Sk�ra jest tam ju�
niemal zupe�nie zdarta od ci�g�ego drapania.
- Kto to zrobi�? - pyta Rachela. Szympans patrzy na ni� oboj�tnie,
wi�c powtarza pytanie: - Kto?
- Ludzie - odpowiada.
Jakby na um�wiony sygna� rozlega si� odg�os przekr�canego w zamku
klucza i drzwi laboratorium otwieraj� si�. Wchodzi przez nie brodaty
m�czyzna w bia�ym fartuchu, a za nim drugi, g�adko ogolony, w
garniturze. Brodaty najwyra�niej oprowadza go�cia po laboratorium.
- ...tylko wst�pne pr�by - m�wi. - Mamy op�nienia z powodu braku
szympans�w znaj�cych j�zyk migowy. - M�czy�ni zatrzymuj� si� przed
klatk� ze starym szympansem. - Tego staruszka przys�ali nam z centrum w
Oregonie. Obci�li im fundusze na program j�zykowy, wi�c cz�� zwierz�t
przekazano innym zespo�om.
Stary szympans kuli si� w k�cie klatki, spogl�daj�c nieufnie na
brodatego m�czyzn�.
- G�odny? - pyta go gestem brodacz, pokazuj�c mu pomara�cz�.
- Daj pomara�cz� - sygnalizuje szympans. Wyci�ga r�k�, ale podchodzi
do �ciany klatki tylko na tyle, �eby wzi�� owoc. Kiedy ma go ju� w r�ku,
wraca natychmiast do swego k�ta. Brodacz m�wi dalej:
- Dzi�ki tym badaniom po raz pierwszy otrzymamy niezbite dane co do
dzia�alno�ci m�zgu podczas pos�ugiwania si� j�zykiem migowym. Z tym, �e
potrzebujemy wi�cej szympans�w dobrze znaj�cych ten j�zyk. A ludzie tak
cholernie broni� swoich zwierzak�w.
- A ta? Te� bierze udzia� w eksperymencie? - pyta cz�owiek w
garniturze wskazuj�c Rachel�, kt�ra kuli si� w najdalszym k�cie klatki.
- Nie. Kto�, zdaje si�, trzyma� j� w domu. Z�apali�my j� na polecenie
szeryfa.
Brodacz zagl�da do klatki. Rachela nie porusza si�; jest
sparali�owana obaw�, �e naukowiec domy�li si� w jaki� spos�b, i� ona zna
j�zyk migowy. Spogl�da na jego r�ce i wyobra�a sobie, jak ' w�a�nie te
r�ce wk�adaj� jej do g�owy elektrod�.
- Przeznaczymy j� na rozr�d - m�wi wreszcie m�czyzna i odwraca si�.
Rachela obserwuje, jak wychodz�, my�l�c o tym, �e ludzie s� okropni.
Aaron mia� racj�: chc� j� skrzywdzi�, chc� wsadzi� jej do g�owy elektrod�.
Kiedy drzwi si� zamykaj�, pr�buje wci�gn�� starego szympansa do
rozmowy, ale ten ignoruje j�, zajadaj�c otrzyman� pomara�cz�. Potem
przyjmuje swoj� uprzedni� pozycj�; chowa g�ow� mi�dzy kolana i kiwa si�
jednostajnie w prz�d i w ty�.
Rachela czuje nagle g��d. Bierze troch� pokarmu z miski, ale jedzenie
wyra�nie czu� lekarstwami, wi�c odk�ada je z powrotem. Chce jej si�
siusiu, ale w klatce nie ma toalety, a wyj�� na zewn�trz nie mo�na.
Wreszcie, nie mog�c ju� wytrzyma�, siusia w k�cie. Uryna, dra�ni�c swoim
zapachem jej nozdrza, moczy le��ce pod klatk� �mieci i odpadki.
Upokorzona, przera�ona, z bol�c� g�ow� i sk�r� sw�dz�c� od �rodka na
pch�y, obserwuje pe�zn�ce po pod�odze plamy s�onecznego �wiat�a.
Dzie� zbli�a si� do ko�ca. Rachela znowu pr�buje co� zje��, ale nie
daje rady, odstr�czona dziwnym zapachem. Zjawia si� czarny cz�owiek i
czy�ci klatki kr�likom i szczurom. Rachela, przycupni�ta w rogu klatki,
zerka na niego podejrzliwie obawiaj�c si�, �e i on b�dzie chcia� j�
skrzywdzi�.
Nadchodzi noc, ale Rachela nie czuje zm�czenia. Na zewn�trz wyj�
kojoty. Przez okna wpada ksi�ycowa po�wiata. Podci�ga kolana pod brod�
i obejmuje je ramionami. Jej ojciec nie �yje, ona za� jest w niewoli w
obcym, nieznanym miejscu. Przez jaki� czas pochlipuje cichutko, maj�c
nadziej�, �e nagle obudzi si� z koszmaru w swoim domu, w swoim ��ku.
Kiedy s�yszy szcz�k zamka, kuli si� jeszcze bardziej.
Do laboratorium, pchaj�c przed sob� w�zek pe�en przybor�w do
czyszczenia, wchodzi m�czyzna w zielonym kombinezonie. Bierze z w�zka
szczotk� i zaczyna zamiata� pod�og�. Rachela widzi jego g�ow� t�
nikn�c�, to zn�w pojawiaj�c� si� w rytm zamiatania nad rz�dami klatek.
M�czyzna pracuje wolno, metodycznie, nachylaj�c si� nisko, by si�gn��
szczotk� pod ka�d� klatk� i zgarn�� kurz, odchody i resztki jedzenia na
zgrabny, foremny stosik.
Dozorca nazywa si� Jake. Jest zupe�nie g�uchy, w �rednim wieku,
zatrudniony w Instytucie od siedmiu lat. Pracuje w nocy. Dyrektor
Instytutu lubi Jake'a, poniewa� dzi�ki niemu Instytut realizuje
federaln� ustaw� o zatrudnianiu ludzi niepe�nosprawnych, a tak�e i
dlatego, �e Jake od pi�ciu lat nie prosi� o podwy�k�. Czasem zdarzaj�
si� skargi - Jake nie zawsze przyk�ada si� do roboty - ale nigdy na tyle
powa�ne, �eby zwolni� go z pracy.
Jake nie jest zbyt bystry i nie ma �adnych ambicji. Lubi Instytut,
poniewa� pracuje sam i dzi�ki temu mo�e pi� w pracy. Nikomu nie wadzi,
lubi zwierz�ta. Czasem przynosi im jakie� smako�yki. Kiedy� jeden z
asystent�w przychwyci� go na tym, jak karmi� jab�kiem ci�arn� samic�
rezusa. Ma�pa by�a obiektem eksperymentu maj�cego na celu ustalenie
wp�ywu, jaki na rozw�j p�odu wywiera okre�lona dieta. Asystent ostrzeg�
Jake'a, �e je�li jeszcze raz z�api� go na czym� podobnym, to b�dzie m�g�
po�egna� si� z prac�. Jake nadal karmi zwierz�ta, ale teraz bardziej
uwa�a; nigdy wi�cej go nie z�apano.
Rachela widzi, jak stary szympans sygnalizuje Jake'owi:
- Daj banana. Prosz� banana.
Jake przerywa na chwil� zamiatanie i si�ga na sp�d swego w�zka.
Wyjmuje banana i daje go staremu szympansowi. Zwierz� bierze owoc i
opiera si� o pr�ty, podstawiaj�c Jake'owi grzbiet do drapania.
Jake wraca do zamiatania, ale po drodze spogl�da w stron�
obserwuj�cej go Racheli. Ta, zach�cona �agodno�ci�, jak� okaza� staremu
szympansowi, sygnalizuje nie�mia�o:
- Pom� mi.
Jake waha si�, potem przygl�da si� jej uwa�niej. Jego ga�ki oczne s�
przekrwione, nos za� pokrywa g�sta sie� pop�kanych naczy� krwiono�nych -
nieomylny znak wskazuj�cy na d�ugoletni� za�y�o�� z butelk�. Jest
nieogolony. Ale gdy si� pochyla, Rachela wyczuwa zapach whisky i
tytoniu. Zapach ten przypomina jej Aarona, wi�c nabiera odwagi.
- Prosz�, pom� mi. Nie jestem st�d.
Ostatni� godzin� Jake sp�dzi� na ostrym piciu, tote� �wiat jawi mu
si� w rozmazanych kszta�tach. Wpatruje si� w ni� za�zawionymi oczami.
Obawa Racheli, �e zostanie ponownie skrzywdzona, zamienia si� w
strach, �e Jake zostawi j� tutaj, sam� i odgrodzon� od �wiata.
Gwa�townie gestykuluje.
- Prosz�, prosz�, prosz�. Pom� mi. Nie jestem st�d. Pom� mi p�j��
do domu.
Przygl�da si� jej, rozwa�aj�c sytuacj�. Rachela nie porusza si�. Boi
si�, �e je�li wykona teraz najmniejszy ruch, on sobie p�jdzie. Wreszcie
z majestatyczn� szybko�ci� spowodowan� stanem, w jakim si� znajduje,
Jake opiera szczotk� o st� i zbli�a si� do klatki Racheli.
- M�wisz? - pyta j� gestem.
- M�wi� - odpowiada w ten sam spos�b.
- Sk�d si� tu wzi�a�?
- Z domu mojego ojca. Przyjecha�o dw�ch ludzi, strzelili do mnie i
przywie�li mnie tutaj. Nie wiem dlaczego. Nie wiem, dlaczego zamkn�li
mnie w wi�zieniu.
Jake rozgl�da si� doko�a, staraj�c si� okaza� jej wsp�czucie, ale
jednocze�nie jest zbity z tropu jej s�owami o wi�zieniu.
- To nie wi�zienie - poprawia j�. - To miejsce, w kt�rym naukowcy
hoduj� ma�py.
Rachela obrusza si�.
- Nie jestem ma�p�. Jestem dziewczynk�.
Jake przygl�da si� jej w�ochatemu cia�u i odstaj�cym, du�ym uszom.
- Wygl�dasz jak ma�pa. Rachela potrz�sa g�ow�.
- Nie. Jestem dziewczynk�. - G�adzi si� d�oni� po g�owie w bardzo
ludzkim ge�cie bezradno�ci i rozpaczy. - To nie moje miejsce -
sygnalizuje smutno. - Pom� mi wyj��.
Jake przest�puje z nogi na nog�, zastanawiaj�c si�, co zrobi�.
- Nie mog� ci� wypu�ci�. Mia�bym du�e k�opoty.
- Ale tylko na chwilk�. Prosz�.
Jake spogl�da na sw�j w�zek. Musi jeszcze sprz�tn�� to laboratorium i
dwa korytarze biur, zanim b�dzie m�g� po�o�y� si� spa�.
- Nie odchod� - gestykuluje Rachela, odgaduj�c jego my�li.
- Musz� pracowa�.
Teraz ona spogl�da na w�zek.
- Pomog� ci - proponuje. - Wypu�� mnie, a ja pomog� ci sprz�ta�.
Jake marszczy brwi.
- Je�li ci� wypuszcz�, to uciekniesz.
- Nie, nie uciekn�. Pomog� ci. Prosz�.
- Obiecujesz, �e wr�cisz?
Rachela kiwa g�ow�.
Jake ostro�nie otwiera klatk�. Rachela wyskakuje, chwyta szczotk� i
zaczyna energicznie wymiata� �mieci spod rz�d�w klatek.
- Chod� - daje znak Jake'owi. - Pomog� ci.
Kiedy Jake wypycha w�zek z laboratorium, Rachela idzie za nim. Gumowe
k�ka tocz� si� bezszelestnie po wy�o�onej linoleum pod�odze. Przechodz�
przez metalowe drzwi na korytarz; tutaj na pod�odze le�y chodnik, a w
powietrzu czu� zapach kredy i papieru.
Biura ci�gn�ce si� po obydwu stronach korytarza to ma�e pokoje
wyposa�one w biurko, p�ki na ksi��ki i tablice. Jake pokazuje Racheli,
jak opr�ni� kosze na �mieci do du�ej, plastykowej torby. Podczas gdy on
wyciera tablice, ona w�druje z pokoju do pokoju, ci�gn�c za sob� worek
na �mieci.
Pocz�tkowo Jake stara si� nie spuszcza� Racheli z oka. Potem jednak,
po wytarciu ka�dej tablicy, nalewa sobie do kubka porz�dny �yk whisky z
butelki, kt�r� wozi ze sob� na w�zku, wstawion� mi�dzy p�yn do
czyszczenia ust�p�w i past� do pod�ogi. Po drugim kubku traktuje ju�
Rachel� jak starego przyjaciela, poganiaj�c j�, by si� po�pieszy�a, to
zd��� jeszcze co� przek�si�.
Rachela pracuje szybko, ale zatrzymuje si� od czasu do czasu, by
wyjrze� przez okno. Na zewn�trz ksi�yc �wieci nad piaszczyst� r�wnin�,
poznaczon� tu i �wdzie ciemnymi plamami zaro�li.
Na ko�cu korytarza znajduje si� du�y pok�j, a w nim kilka biurek z
maszynami do pisania. Tam w�a�nie, w jednym z koszy Rachela znajduje
czasopismo. Jego tytu� brzmi Wyznania mi�osne, ok�adk� za� zdobi rysunek
przedstawiaj�cy ca�uj�cych si� m�czyzn� i kobiet�. Rachela przygl�da
si� przez chwil� ok�adce, a potem bierze czasopismo i k�adzie je na sp�d
w�zka.
Jake nalewa sobie kolejny kubek i wje�d�a w�zkiem do nast�pnego
korytarza. Pracuje teraz znacznie wolniej, wydaj�c ca�y czas g�uche,
bucz�ce odg�osy, kt�re dla niego s� tylko przyjemn� wibracj�. Ostatnich
kilka tablic �ciera byle jak, wi�c Rachela, uporawszy si� ze wszystkimi
koszami, bierze �cierk� i poprawia po nim.
Kolacj� jedz� w kom�rce Jake'a: ma�ym, bezokiennym pokoiku, kt�rego
jedyne umeblowanie stanowi porz�dnie ju� nadgryziona z�bem czasu kanapa,
poobijany czarno-bia�y telewizor i p�ki pe�ne najr�niejszych �rodk�w
czyszcz�cych. Z jednej z p�ek Jake zdejmuje papierow� torb� zawieraj�c�
kanapk� z podejrzanie wygl�daj�c� w�dlin�, paczk� pikantnych chrupek
ziemniaczanych i opakowanie wafli waniliowych. Zza wielkiej butli z
p�ynem do mycia okien wyci�ga jaki� magazyn. Zapala papierosa, nalewa
sobie kolejn� porcj� whisky i siada na kanapie. Po kr�tkim wahaniu
nape�nia r�wnie� wyszczerbiony tygiel ceramiczny i podaje go Racheli.
Aaron nigdy nie pozwala� jej pi� alkoholu, wi�c Rachela poci�ga
bardzo ostro�nie. Pocz�tkowo zapach kr�ci jej pot�nie w nosie, ale
zafascynowana ciep�em, jakie rozlewa si� jej po gardle, pije nast�pny �yk.
Potem opowiada Jake'owi o m�czyznach, kt�rzy do niej strzelali, i o
kobiecie, kt�ra uk�u�a j� w oko. Jake kiwa g�ow�.
- To wariaci - sygnalizuje.
- Wiem - odpowiada, przypominaj�c sobie starego szympansa z elektrod�
w g�owie. - Nie powiesz im, �e ja m�wi�, prawda?
- Nikomu nic nie powiem.
- Traktuj� mnie tak, jakby mnie w og�le nie by�o - gestykuluje z
przygn�bieniem Rachela. Kuli si�, przera�ona my�l� o przebywaniu w
niewoli u szale�c�w. Zastanawia si� nad ucieczk�; jest na zewn�trz
klatki, a Jake z pewno�ci� nie zdo�a�by jej dogoni�. Rozmy�laj�c nad tym
ko�czy sw�j kubek whisky. Alkohol os�abia jej strach. Siedzi na kanapie
tu� obok Jake'a; zapach papieros�w przypomina jej Aarona. Po raz
pierwszy od chwili �mierci Aarona jest jej ciep�o i dobrze.
Zajadaj�c wraz z Jake'iem wafle i chrupki przegl�da pismo, kt�re
wyj�a z kosza na �mieci. Pierwsza historia, na kt�r� trafia, jest o
kobiecie imieniem Alice. Pocz�tek brzmi: "Zosta�am tancerk� rewiow� po
to, by sp�aci� karciane d�ugi mego m�a. Teraz on chce, bym sprzedawa�a
swe cia�o".
Rachela wsp�czuje Alice; wie, co to samotno�� i cierpienie. Alice,
tak jak Rachela, jest zupe�nie sama i nikt jej nie rozumie. Czytaj�c
poci�ga co chwila z nape�nionego ponownie kubka. Ta historia przypomina
jej bajk�: ten mi�y cz�owiek, kt�ry wybawia Alice od jej okropnego m�a,
jest jak ksi��� ratuj�cy swoj� ksi�niczk�. Rachela spogl�da ukradkiem
na Jake'a, zastanawiaj�c si�, czy on uratuje j� przed z�ymi lud�mi,
kt�rzy zamkn�li j� w klatce.
Sko�czy�a ju� drugi kubek whisky i zjad�a po�ow� wafli, kiedy Jake
m�wi, �e musi ju� zamkn�� j� w klatce. Idzie z oci�ganiem, zabieraj�c ze
sob� magazyn. Jake obiecuje jej, �e przyjdzie po ni� jutro wieczorem;
musi jej to wystarczy�. K�adzie pismo w k�cie klatki, zwija si� w k��bek
i zasypia.
Budzi si� wczesnym popo�udniem. M�czyzna w bia�ym fartuchu wprowadza
do laboratorium niski w�zek.
Rachel� boli g�owa i jest jej niedobrze. Kuli si� w k�cie, a
m�czyzna zatrzymuje przy niej w�zek, blokuje ko�a i przenosi na niego
klatk� z Rachel�.
W�zek jedzie d�ugimi korytarzami o betonowych �cianach pomalowanych
na urz�dow� ziele�. Trzymaj�c si� silnie pr�t�w Rachela zastanawia si�,
dok�d te� j� wioz� i czy Jake'owi uda si� j� odnale��.
Na ko�cu najd�u�szego korytarza m�czyzna otwiera grube metalowe
drzwi i w nozdrza Racheli uderza fala rozgrzanego powietrza. Czu� tu
zapach szympans�w, odchod�w i nie�wie�ej �ywno�ci. Po obydwu stronach
korytarza, do kt�rego wjechali, znajduj� si� grube metalowe pr�ty
przeplecione dodatkowo drucian� siatk�. Za siatk� Rachela widzi
poruszaj�ce si� kud�ate cienie. W jednej z klatek bawi si� pi�tka
m�odych szympans�w. W innej tul� si� do siebie dwie przeczesuj�ce sobie
nawzajem sier�� samice. Kiedy mijaj� klatk�, w kt�rej dorodny samiec
wali pi�ci� w siatk�, m�czyzna zwalnia.
- No, no, Johnson - m�wi. - Tylko spokojnie. Zachowuj si�.
Przyprowadzi�em ci now� ma�� przyjaci�k�.
M�czyzna otwiera drzwi klatki s�siaduj�cej z pomieszczeniem Johnsona
i przysuwa do nich klatk� z Rachel�.
- Dalej, malutka - zach�ca j�. - Masz, tam s� owoce !
W klatce stoi miska z pokrojonymi jab�kami, wok� kt�rych unosi si�
chmara muszek.
Z pocz�tku Rachela nie chce wej�� do nowej klatki. Siedzi bez ruchu w
swojej, maj�c nadziej�, �e m�czyzna zawiezie j� z powrotem do
laboratorium. Obserwuje, jak cz�owiek pod��cza gumowego w�a do
znajduj�cego si� w �cianie hydrantu, ale nie domy�la si� jego zamiar�w.
Dopiero gdy uderza w ni� bicz lodowatej wody, wydaje przera�liwy skowyt
i ucieka do nowej klatki, gdzie jest sucho. M�czyzna zamyka za ni�
drzwiczki i odchodzi pchaj�c przed sob� w�zek z jej star� klatk�.
Pod�oga jest betonowa, podobnie jak dwie �ciany; jej wi�zienie
znajduje si� na samym ko�cu korytarza. Drzwi w jednej ze �cian prowadz�
na wybieg. Dwie pozosta�e s� z metalowych pr�t�w i siatki: jedna
oddziela j� od korytarza, druga od klatki Johnsona.
Johnson, ju� znacznie spokojniejszy, obw�chuje drzwi ��cz�ce ich
pomieszczenia. Rachela obserwuje go z obaw�. Jej wspomnienia o innych
szympansach s� odleg�e i os�abione up�ywem czasu. Pami�ta swoj� matk� i
zdaje jej si�, �e pami�ta, jak bawi�a si� z innymi ma�ymi szympansami.
Nie ma jednak poj�cia, jak zareagowa� na zachowanie Johnsona, kt�ry
teraz wpatruje si� w ni� intensywnie i g�o�no pohukuje. Pr�buje co� mu
powiedzie� j�zykiem migowym, ale on wpatruje si� jeszcze pilniej i znowu
huczy. Za klatk� Johnsona widzi nast�pne klatki z innymi szympansami.
Jest ich tak wiele, �e siatki i pr�ty nak�adaj� si� na siebie,
zas�aniaj� drugi koniec korytarza.
Uciekaj�c przed natarczywym wzrokiem Johnsona wychodzi na wybieg -
ustawion� na betonowym pod�o�u drucian� klatk�. Na zewn�trz rozci�ga si�
poro�ni�te z rzadka zaro�lami pustkowie. Popo�udniowe s�o�ce pra�y
mocno; wszystkie wybiegi s� puste, a� do chwili, kiedy na s�siednim
pojawia si� Johnson. Jego zainteresowanie przeszkadza jej, wi�c wraca do
�rodka.
Siada na drewnianej, zbitej byle jak platformie najdalej, jak tytko
mo�e, od klatki Johnsona. Obejmuje kolana ramionami i stara si� odpr�y�
i zapomnie� o natarczywym s�siedzie. Udaje si� jej zdrzemn�� przez
chwil�, ale budzi j� jakie� poruszenie na korytarzu.
Klatk�. naprzeciwko zajmuje samica w okresie rui. Rachela zna dobrze
ten zapach. Dwaj ludzie otwieraj� drzwi prowadz�ce z klatki szympansicy
do s�siedniej, w kt�rej stoi obserwuj�cy to z wielkim zainteresowaniem
samiec. Johnson tak�e si� przygl�da, post�kuj�c i szarpi�c za siatk�.
- Mike jest jeszcze dziewic�, ale Susie zna si� ju� na rzeczy - m�wi
jeden z m�czyzn. - Nie powinno by� problem�w. Jednak na wszelki wypadek
trzymaj w�a w pogotowiu.
- Tak?
- Czasem walcz� ze sob�. W�a u�ywamy tylko wtedy, jak robi si�
naprawd� gor�co. Zwykle wszystko idzie g�adko.
Mike przechodzi do klatki Susie. Drzwi zamykaj� si� za nim,
uniemo�liwiaj�c mu odwr�t. Susie nie wydaje si� zaniepokojona. Zajada
cz�stk� pomara�czy, podczas gdy Mike z rosn�cym zaanga�owaniem obw�chuje
jej genitalia. Susie nachyla si�, by udost�pni� jego palcom r�owe
obrzmienie �wiadcz�ce o jej gotowo�ci.
Rachela ze zdziwieniem stwierdza, �e sama stoi przy siatce i cichutko
poj�kuje. Widzi erekcj� Mike'a i s�yszy jego chrz�kanie. Samiec kuca na
pod�odze, wykonuj�c gesty w stron� Susie. Rachela doznaje mieszanych
uczu�: jest zafascynowana, przestraszona, niepewna. Ci�gle my�li o tym,
w jaki spos�b opisuje si� seks w Mi�osnych wyznaniach: gdy Alice czuje
wargi Danny'ego na swoich, roztapia si� ca�a w ekstazie. On bierze j� w
ramiona, a jej cia�o ogarnia cudownie pal�cy p�omie�.
Susie pochyla si� do przodu, a Mike wchodzi w ni� gwa�townym ruchem
bioder. Po chwili Susie krzyczy g�o�no i odskakuje, odtr�caj�c go.
Zafascynowana Rachela po�era t� scen� oczami. Mike, z obwis�ym ju�
penisem, idzie za Susie do k�ta klatki, gdzie zaczyna j� starannie
iska�. Rachela puszcza siatk� i przekonuje si�, �e druty wci�y si� jej
g��boko w d�onie - tak mocno j� �ciska�a.
Jest noc: rozlega si� skrzypni�cie otwieranych drzwi. Rachela budzi
si� momentalnie, staje przy siatce i pr�buje dostrzec co� na korytarzu.
Uderza w siatk� r�koma. Kiedy zjawia si� Jake, wita go radosn�
gestykulacj�.
Jake si�ga do drzwi klatki Racheli i wtedy, wyj�c i wymachuj�c r�kami
nad g�ow�, rzuca si� w jego kierunku Johnson. Wali w pr�ty i w siatk�
zaci�ni�tymi w pi�ci d�o�mi, wykrzywia si� i wrzeszczy, ale Rachela nie
zwraca na niego uwagi i idzie za Jake'iem.
Dzisiaj tak�e pomaga mu sprz�ta�. W laboratorium wita si� ze starym
szympansem, ale tego bardziej ni� rozmowa interesuje banan, kt�rego
przyni�s� mu Jake. Nie odpowiada na jej pytania i po kilku pr�bach
Rachela daje mu spok�j.
Kiedy Jake odkurza chodnik, Rachela opr�nia kosze ze �mieciami. Z
tego samego, w kt�rym znalaz�a Wyznania mi�osne, wydobywa teraz pismo
zatytu�owane Dzisiejsza mi�o��.
P�niej, ju� w kom�rce, Jake pali papierosy, poci�ga whisky i
przegl�da swoje magazyny. Rachela czyta opowie�ci z Dzisiejszej mi�o�ci.
Co jaki� czas zerka przez rami� Jake'a na gruboziarniste zdj�cia
nagich kobiet z szeroko roz�o�onymi nogami. Jake przez d�u�sz� chwil�
przygl�da si� fotografii blondynki o du�ych piersiach, czerwonych
paznokciach i pomalowanych na fioletowo powiekach. Kobieta le�y na
plecach i u�miecha si�, g�adz�c otwieraj�c� si� mi�dzy jej nogami
r�owo��. Na nast�pnym zdj�ciu pie�ci swoje piersi, szczypi�c si� w
ciemne sutki. Ostatnia fotografia przedstawia j� ogl�daj�c� si� przez
rami� za siebie; jest w takiej samej pozycji, jak Susie, gdy by�a gotowa
do pokrycia przez Mike'a.
Rachela zerka na zdj�cia, ale nie zadaje Jake'owi �adnych pyta�. Jego
zapach zaczyna si� zmienia� wkr�tce po tym, jak zacz�� ogl�da� pismo;
opr�cz zapachu papieros�w i whisky pojawia si� jeszcze wo� nerwowego
potu. Rachela wyczuwa, �e nie jest to odpowiedni moment na zadawanie pyta�.
Ulegaj�c naleganiom Jake'a wraca przed �witem do klatki.
Przez nast�pny tydzie� przys�uchuje si� rozmowom ludzi, kt�rzy
pojawiaj� si� i znikaj�, przynosz�c �ywno�� i sp�ukuj�c klatki
strumieniem wody z hydrantu. Dowiaduje si�, �e Instytut Bada� Nad
Ma�pami Cz�ekokszta�tnymi jest przede wszystkim o�rodkiem hodowlanym,
zaopatruj�cym naukowc�w w oswojone ma�py najr�niejszych gatunk�w.
Dzia�a tutaj tak�e zesp� badawczy. M�czy�ni wspominaj� mimochodem o
okropnych rzeczach. Dorastaj�ce szympansy na drugim ko�cu korytarza
karmione s� po�ywieniem zawieraj�cym olbrzymie dawki cholesterolu; bada
si� na nich wp�yw, jaki ta substancja wywiera na uk�ad kr��enia. Grupie
ci�arnych samic wstrzykuje si� m�skie hormony, by sprawdzi�, jak
wp�ynie to na ich �e�skie potomstwo. M�ode ma�pki dostaj� g�odowe racje
w celu ustalenia, jakie zmiany regresywne zajd� w ich m�zgach.
Wszyscy ci ludzie patrz� na ni�, a w�a�ciwie przez ni�, jakby by�a
cz�ci� �ciany, albo jakby jej tu w og�le nie by�o. Nie mo�e im nic
powiedzie�; nie mo�e im ufa�.
Co noc Jake wypuszcza j� z klatki, a ona pomaga mu sprz�ta�. Przynosi
jej podarunki: pikantne chrupki ziemniaczane, owoce, czekolad�,
ciasteczka. Odnosi si� do niej przyja�nie, jak do rozwini�tego nad wiek
dziecka. I rozmawia z ni�.
Nocami, kiedy jest z Jake'iem, Racheli udaje si� niemal zapomnie� o
grozie klatki, o obawie przed kr���cym nerwowo po drugiej stronie siatki
Johnsonie, o poczuciu jakiej� nierealno�ci towarzysz�cemu ka�dej,
najprostszej nawet czynno�ci. Najch�tniej zosta�aby z Jake'iem ju� na
zawsze, by m�c zajada� r�ne ma�e' przek�ski i czyta� pisma o mi�o�ci.
Wydaje si�, �e Jake lubi jej towarzystwo, ale co rano ka�e jej wraca� do
klatki i do strachu. Pod koniec pierwszego tygodnia Rachela zaczyna
uk�ada� plan ucieczki.
Kiedy Jake zasypia nad swoj� whisky, co zdarza si� mniej wi�cej trzy
razy na pi�� nocy, Rachela rusza w samotny obch�d po Instytucie,
gromadz�c ukradkiem rzeczy potrzebne do prze�ycia na pustyni: plastykowy
pojemnik z wod�, foliowa torebka z pastylkami od�ywczymi, du�y r�cznik
pla�owy, kt�ry mo�e s�u�y� jako koc w zimne noce, plastykowa torba na
zakupy, w kt�rej b�dzie mog�a pomie�ci� inne przedmioty. Najcenniejszym
znaleziskiem jest mapa samochodowa z czerwon� kropk� w miejscu, gdzie
znajduje si� Instytut. Rachela zna dok�adnie adres rancha Aarona i bez
trudu znajduje je na mapie. Studiuje uk�ad szos i autostrad, i wytycza
drog� do domu. Na prze�aj, zak�adaj�c, �e nie zab��dzi, b�dzie musia�a
przej�� oko�o pi��dziesi�ciu kilometr�w. Wszystkie znalezione przedmioty
chowa za jedn� z p�ek ze �rodkami czyszcz�cymi.
Jej plany ucieczki ulegaj� powa�nemu zachwianiu w momencie, kiedy
zdaje sobie spraw� z tego, �e kocha Jake'a. Fakt ten toruje sobie powoli
drog� do jej �wiadomo�ci, karmionej historiami z najr�niejszych pism z
mi�o�ci� w tytule. Gdy Jake g�aszcze od niechcenia jej sier��, Rachela
czuje, jak ogarnia j� dziwne podniecenie. Jest jej przy nim dobrze i
bardzo silnie odczuwa jego brak, gdy nadchodzi sobota i Jake'a nie ma w
pracy. Jest szcz�liwa tylko wtedy, gdy przebywa z nim, w�druje za nim
po korytarzach Instytutu i czuje wo� whisky i papieros�w. Kradnie mu
jednego papierosa i chowa w klatce, by m�c nawet w dzie� cieszy� si�
jego zapachem.
Kocha go, ale nie ma poj�cia, jak sprawi�, by i on j� pokocha�.
Niewiele wie o mi�o�ci; pami�ta m�tnie ze szko�y jakiego� ch�opaka,
kt�ry mia� szafk� ko�o niej, ale nic z tego nie wysz�o. Czyta zach�annie
wszystkie pisma o mi�o�ci i rubryk� Ann Landers w gazecie, kt�r�
codziennie przynosi jej Jake. Z tych �r�de� uczy si� mi�o�ci. Pewnej
nocy, gdy Jake zapada w sen, Rachela wystukuje na maszynie pe�en
interpunkcyjnych i gramatycznych b��d�w list do Ann. Wyja�nia w nim
swoj� sytuacj� i pyta, co ma dalej robi�. Wk�ada list do przegr�dki z
napisem "Poczta do wys�ania" i przez nast�pny tydzie� ze zdwojonym
zainteresowaniem czyta kolumn� Ann. Jej list jednak nie ukazuje si� w
rubryce.
Szuka wi�c pomocy w magazynach ilustrowanych, kt�re tak fascynuj�
Jake'a. Studiuje dok�adnie zdj�cia nagich kobiet, a szczeg�lnie tej o
du�ych piersiach i umalowanych na fioletowo oczach.
Pewnej nocy znajduje w biurku jakiej� sekretarki pude�eczko z
cieniami do powiek. Bierze je ze sob� do klatki. Wieczorem nast�pnego
dnia, gdy Instytut pustoszeje, odwraca swoj� metalow� miseczk� na
jedzenie i przygl�da si� swemu odbiciu w b�yszcz�cej powierzchni.
Przykuca, k�adzie pude�eczko z cieniami na kolanie, otwiera je i bada
zawarto��: znajduje si� w nim male�ki p�dzelek i trzy kolory - INDIA�SKI
B�FKIT, LE�NA ZIELE� i DZIKI FIOLET. Rachela decyduje si� na cie�
oznaczony podpisem DZIKI FIOLET.
Przytrzymuj�c palcem powiek� bierze w drug� r�k� p�dzelek i robi nim
grub�, fioletow� krech� na br�zowej sk�rze. Przygl�da si� jej
krytycznie, po czym rozsmarowuje j� jeszcze dalej, poza powiek�.
Intensywny kolor nadaje jej oku karnawa�ow� jaskrawo�� i zwariowan�
strojno��. Starannie powtarza operacj� na drugim oku, po czym u�miecha
si� do swego odbicia, mrugaj�c kokieteryjnie.
W klatce obok Johnson obna�a k�y i trz�sie siatk�. Rachela nie zwraca
na niego uwagi.
Kiedy nied�ugo potem zjawia si� Jake, marszczy brwi na jej widok.
- Co� ci si� sta�o? - pyta.
- Nie - odpowiada Rachela. I po chwili: - Nie podoba ci si�?
Jake kuca przy niej i przez d�u�sz� chwil� przygl�da si� jej oczom.
Rachela k�adzie d�o� na jego kolanie, sama zdumiona swoj� odwag�. Krew
�omocze jej w skroniach.
- Jeste� bardzo dziwn� ma�p� - sygnalizuje Jake.
Rachela boi si� poruszy�. D�o� le��ca na kolanie Jake'a zaciska si� w
pi��. Wydaje jej si�, �e jej twarz niknie, �e zostaj� tylko umalowane
na fioletowo oczy.
Jake wstaje.
- Bardziej mi si� podoba�y przedtem - sygnalizuje. Podobaj� mu si�
jej oczy. Rachela kiwa g�ow�, nie spuszczaj�c spojrzenia z jego twarzy.
Potem myje si� w damskiej �azience, pozostawiaj�c na papierowych
r�cznikach d�ugie ciemne smugi.
Rachela �ni, �e w�druje przez Malowan� Pustyni� wraz ze swoj� kud�at�
i brunatn� matk�; id� dnem wyrze�bionego w czerwonej skale kanionu,
kt�ry doprowadzi je prosto do Instytutu Bada� Nad Ma�pami
Cz�ekokszta�tnymi. Matka oci�ga si�. Nie chce tam i��. Boi si�. Rachela
zatrzymuje si� w cieniu wznosz�cej si� w g�r� ska�y i t�umaczy matce, �e
musz� i�� do Instytutu, poniewa� jest tam Jake.
Matka Racheli nie rozumie j�zyka migowego. Patrzy �a�o�nie na c�rk�,
po czym wspina si� w g�r� po �cianie kanionu. Rachela idzie za ni�;
wydostaje si� na g�r� w chwili, gdy matka biegnie ju� po piasku,
przeskakuj�c nad zagradzaj�cymi jej drog� g�azami.
Rachela rusza za ni�, j�cz�c jak ma�e, opuszczone szympansi�tko.
Sylwetka matki majaczy gdzie� w oddali, rozmywana przez unosz�ce si� do
g�ry fale rozgrzanego powietrza. Nagle zmienia si�. Po piasku biegnie
teraz jasnow�osa kobieta o jasnej cerze, ubrana w fioletowy dres i
trampki - pachn�ca s�odko matka, taka, jak� pami�ta Rachela. Kobieta
ogl�da si� za siebie i u�miecha si� do Racheli.
- Nie wyj jak ma�pka, c�reczko - m�wi. - Powiedz "mama". Rachela
biegnie w milczeniu tym dziej�cym si� tylko we �nie truchtem, kt�ry
nigdzie jej nie zaprowadzi. Piasek parzy jej stopy, s�o�ce nielito�ciwie
piecze w g�ow�. Jasnow�osa kobieta niknie w oddali i Rachela zostaje
sama. Pada na piasek i szlocha, poniewa� jest samotna i bardzo si� boi.
Czuje delikatne dotkni�cie czyich� palc�w i przez moment, jeszcze we
�nie, zdaje jej si�, �e to wr�ci�a po ni� jej w�ochata matka. Otwiera
oczy i widzi takie same, br�zowe, wpatrzone w ni� przez siatk�. To
Johnson. Uda�o mu si� prze�o�y� r�k� przez pr�ty, by jej dotkn��.
Gmeraj�c jej delikatnie w sier�ci wydaje koj�ce, �agodne mrukni�cia.
Przypatruje mu si�, jeszcze niezupe�nie rozbudzona, i my�li, czego
w�a�ciwie tak bardzo si� ba�a. Nie wydaje si� wcale taki z�y. Iska j�
jeszcze przez chwil�, a potem siada i ju� tylko jej si� przypatruje.
Rachela bierze ze swojej miski kawa�ek jab�ka i podaje mu. Drug� r�k�
wykonuje gest, oznaczaj�cy w j�zyku migowym w�a�nie jab�ko. Kiedy
Johnson przyjmuje pocz�stunek, Rachela sygnalizuje jeszcze raz: jab�ko.
Johnson nie jest zbyt poj�tnym uczniem, ale ona przecie� ma du�o czasu i
jeszcze sporo kawa�k�w jab�ka.
Rachela sko�czy�a ju� wszystkie przygotowania, ale nie mo�e
zdecydowa� si� na opuszczenie Instytutu. Oznacza to przecie� rozstanie z
Jake'iem, z ziemniaczanymi chrupkami i whisky, poczuciem bezpiecze�stwa.
Racheli mi�o�� zawsze kojarzy si� ze smakiem whisky i chrupek.
Przez kilka nocy, kiedy Jake zasypia, Rachela podchodzi do oszklonych
drzwi wej�ciowych, otwiera je i staj�c na stopniach patrzy na pustyni�.
Czasem w padaj�cej na piasek plamie �wiat�a pojawia si� kr�lik, czasem
mign� jej w �wietle ksi�yca pustynne gryzonie skacz�ce niczym
kauczukowe pi�ki. Raz, rzucaj�c w jej stron� pogardliwe spojrzenie,
przebieg� nawet kojot.
Pustynia jest miejscem bardzo samotnym. Pustym. Zimnym. Rachela my�li
o Jake'u pochrapuj�cym cicho w swojej kom�rce; zamyka drzwi i wraca do
niego.
Prowadzi teraz podw�jne �ycie: w nocy pomocnica dozorcy, w dzie�
wi�niarka i nauczycielka. Popo�udnia sp�dza drzemi�c w s�o�cu i ucz�c
Johnsona nowych znak�w.
Pewnego wyj�tkowo ciep�ego popo�udnia Rachela wygrzewa si� w s�o�cu
na swoim wybiegu. Johnson jest akurat wewn�trz, inne ma�py s� wyj�tkowo
spokojne i Rachela mo�e sobie nieomal wyobrazi�, �e jest znowu na rancho
swojego ojca. Zasypia my�l�c o Jake'u.
�ni jej si�, �e siedzi w jego obj�ciach na starej kanapie. Jej d�o�
spoczywa na jego piersi; g�adka, bia�a d�o� o czerwono pomalowanych
paznokciach. Spogl�da na ekran wy��czonego telewizora i widzi swoje
odbicie. Jest szczup�� nastolatk� o jasnych w�osach i b��kitnych oczach.
Jest naga.
Jake przygl�da si� jej z u�miechem. Jego d�o� zsuwa si� po jej
plecach, a ona zamyka oczy w ekstazie.
Co� si� jednak wtedy zmienia. Jake iska j�, jak czyni�a to matka,
sz