5632

Szczegóły
Tytuł 5632
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5632 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5632 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5632 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BORYS SZTERN sztuczki Dziesi�� lat temu "Czarnomorzanin" nie by� poci�giem pospiesznym, tylko osobowym. Je�dzi� z Odessy do Kijowa i z powrotem i pr�cz du�ych miast, takich jak �merynka i Winnica, stawa�, jak to m�wi�, przy ka�dym s�upie. Pewnego dnia w �merynce zatrzyma�y go dziwne wydarzenia i przyby� do Kijowa z czterdziestominutowym op�nieniem. Co� si� sta�o z trzynastym wagonem drugiej klasy - jedni m�wili, �e wagon od��czy� si� od poci�gu, inni, �e poci�g od wagonu; nikt nie umia� dok�adnie wyja�ni�. Od czasu tamtego wydarzenia konduktor Ilia Spirydonowicz Opanasienko wychodz�c na peron w �merynce za ka�dym razem staje na chwil� ze swoj� latarni� i g��boko zamy�lony patrzy w niebo. Stoi tak bez ruchu, nawet gdy leje jak z cebra albo sypie �nieg, p�ki nie og�osz� przez megafon odjazdu "Czarnomorzanina". Tamtego sierpniowego wieczoru do wagonu drugiej klasy "Czarnomorzanina" �adowa�y si� kobieciny z torbami, wsiadali m�czy�ni jad�cy w podr� s�u�bow� bez miejsc�wek, z ha�asem pakowali si� oszcz�dni studenci. Wszyscy tasowali si� i zajmowali miejsca. Ilia Spirydonowicz nie patrz�c na zegarek, lecz czuj�c zbli�aj�cy si� odjazd, zagoni� z peronu ostatnich palaczy i sam ju� postawi� nog� na stopniu. I w tym momencie pojawi� si� sp�nialski. Zawsze w takim momencie zjawia si� sp�nialski. P�dzi za odje�d�aj�cym poci�giem, potr�caj�c odprowadzaj�cych, i je�li ma troch� szcz�cia, udaje mu si� wskoczy� do ostatniego wagonu. "Czarnomorzanin" ruszy�. Ilia Spirydonowicz oceni� odleg�o�� pomi�dzy wagonem i biegn�cym pasa�erem, wyci�gn�� r�k�, �eby podchwyci� pasa�era w momencie skoku, i zawo�a�: - Dawaj, dawaj! Pasa�er wskoczy� do wagonu. By� to przeci�tny, statystyczny, niczym nie wyr�niaj�cy si� pasa�er Po�udniowo- Zachodnich Kolei: �redniego wzrostu, w �rednim wieku, w szarym garniturze i krawacie, jeden z tych, kt�rzy musz� jecha�, a nie maj� szcz�cia. Pasa�er uspokoi� oddech, poprawi� krawat i gdy Ilia Spirydonowicz zamkn�� drzwi, niewinnie powiedzia�: - Jest taka sprawa, towarzyszu konduktorze� Nie mam biletu. Nie by�o bilet�w w kasie. Nawet do trzeciej klasy. - Co to za sztuczki, obywatelu?! - rozgniewa� si� Ilia Spirydonowicz. - Jakie tam sztuczki... - Statystyczny pasa�er westchn��, patrz�c w zadumie na konduktora. - Jecha� trzeba, a bilet�w nie ma� Zreszt�� Zawsze tak niedbale nosicie pieni�dze? - Co takiego?! Nie rozumiem. Szary garnitur zr�cznym ruchem zdj�� z Ilii Spirydonowicza jego kolejarsk� czapk� i zacz�� wyci�ga� z niej jakie� kuleczki, wst��ki, baloniki, papierowe kwiaty, dwa jajka, obgryzion� kurz� ko��, pude�ko zapa�ek� w ko�cu wyj�� dziesi�ciorublowy banknot i poda� konduktorowi. - Wasz? Ilia Spirydonowicz sta� z wytrzeszczonymi oczami. Pasa�er u�miechn�� si�, za�o�y� konduktorowi czapk� na g�ow�, wsun�� mu dych� do kieszeni na piersi i wszed� do przedzia�u. - O, jest wolne miejsce! - us�ysza� Ilia Spirydonowicz. W przedziale, w kt�rym usiad� statystyczny pasa�er, jechali: ponury m�ody cz�owiek ze znaczkiem absolwenta uniwersytetu w klapie marynarki, speszona dziewczyna i dziad w s�omianym kapeluszu. Na g�rnej kuszetce ju� kto� zasn��. Dziad wpatrywa� si� w swoj� walizk�. Gdy Ilia Spirydonowicz sprawdzi� bilety, m�ody cz�owiek ze znaczkiem niezadowolony poci�gn�� nosem i wyszed� do wagonu restauracyjnego. W przedziale nawi�za�a si� rozmowa - bez�adna dyskusja w tym stadium, gdy nieznajomi ludzie jeszcze nie wiedz�, o czym rozmawia�, ale wiedz�, �e w podr�y o czym� m�wi� trzeba. Pogadali o tym i o owym, o pogodzie - "lato jak nigdy", o m�odzie�y - "co teraz za m�odzie�", gdy nagle szary garnitur chc�c rozrusza� towarzystwo u�miechn�� si� i powiedzia� do dziewczyny: - Chce pani, zgadn�, jak pani na imi�? Tanieczka. Odgad�, ale Tanieczka speszy�a si� jeszcze bardziej i szary garnitur na pr�no oczekiwa� od niej wyraz�w zdumienia. Znowu zapad�a cisza. Gdy "Czarnomorzanin" wyjecha� z Odessy, dziad w s�omianym kapeluszu zapyta�: - A pan� Gdzie pan pracuje? - Ja? - ucieszy� si� z pytania szary garnitur. - W obwodzie kijowskim. "Rewizor" - pomy�la� z nag�ym podejrzeniem Ilia Spirydonowicz, przechodz�c obok przedzia�u. - Nie� - Dziad si� speszy�. - Chcia�em zapyta�: jako kto? - Mam do�� rzadki zaw�d - ochoczo wyja�nia� szary garnitur. - Specjalizuj� si� w cudach. - A ja s�ysza�em, �e Boga nie ma! - powiedzia� z szacunkiem dziad. - B�g jeden wie. - Szary garnitur u�miechn�� si�. - Wobec tego powiem tak: jestem sztukmistrzem. "K�amie. Czuj� przez sk�r�, �e to rewizor" - pomy�la� znowu Ilia Spirydonowicz, a dziad zacisn�� usta i wczepi� si� w swoj� walizk�. Jego szacunek znik� bez �ladu. Kiedy�, jeszcze przed wojn�, te� jecha� z Odessy do Kijowa� drugi raz z nim te sztuczki nie przejd�! Po Rozdzielnej "Czarnomorzanin" zacz�� jecha� szybciej, step bieg� za oknami. Z g�rnej kuszetki zwis�a zaspana twarz i spyta�a: - Tamten jeszcze w restauracji? Nieprzyjemny typ. Znaczek sobie przyczepi� - patrzcie wszyscy, mam wy�sze wykszta�cenie! - Niech pan nie os�dza nieznajomych po wygl�dzie zewn�trznym - odezwa�a si� niespodziewanie Tanieczka. - A po czym? - W og�le niech pan nie os�dza. Stosunki w przedziale ci�gle si� nie uk�ada�y. - A ja mam karty! - powiedzia� nagle dziad, rozdzierany l�kiem o swoj� walizk� i pragnieniem, by nikt tego nie zauwa�y�. - Zagramy? - Karty? Prosz� mi da� te karty - poprosi� szary garnitur. "W�a�nie wtedy wszystko si� zacz�o" - wspomina Ilia Spirydonowicz, stoj�c dziesi�� lat p�niej na peronie w �merynce. "Wchodz� do wagonu, a on pokazuje sztuczki. Zapami�taj, m�wi, jak� chcesz kart�. Zapami�ta�e�? No, zapami�ta�em. W��, m�wi, z powrotem do talii. W�o�y�em. A on wzi�� i wyci�gn�� t� sam� kart� z mojej latarni. Taak� Powiedzmy, �e to jeszcze �atwa sztuczka. Dzisiaj to nawet ja lepsze znam. Ale w takim razie, mo�e kt�rego� dnia i t� sztuczk� z wagonem� tego� no� A gdzie tam..." - A niech to! - zawo�a� dziad. - Poka� pan jeszcze raz! - �licznie! - zdumia�a si� Tanieczka. - Jak pan to robi? - Prosz� zauwa�y�, �e talia nie jest moja - odpowiedzia� pochlebiony sztukmistrz. - Je�li zdradz� sekret sztuczki, przestanie by� ciekawie. Lepiej poka�� inn�. - Ruchem profesjonalisty podwin�� r�kawy. - Prosz� zapami�ta� dowoln� kart�. Teraz niech j� pani podrze� - Ee� To moje karty! - przestraszy� si� dziad. - Niech si� pan nie denerwuje. Prosz� podrze� i wyrzuci� przez okno. Tanieczka niepewnie podar�a asa trefl i wyrzuci�a przez okno. - Doskonale. Oto pani karta. - I sztukmistrz wyci�gn�� asa trefl z kieszeni. Gdy z przedzia�u dobieg� �miech, Ilia Spirydonowicz znowu zajrza�. Z g�rnych kuszetek zwisa�y zaspane g�owy, do przedzia�u wsuwali si� zdumieni palacze. Robi�o si� ciasno. Jedni pasa�erowie siedzieli w kucki, inni podskakiwali, �eby cokolwiek dojrze� zza plec�w. Poci�g mkn�� w mroku, lampy pod sufitem �wieci�y s�abo, a w wagonie drugiej klasy sz�stki zamienia�y si� w asy, a damy kry�y si� w cudzych kieszeniach. Czas si� zatrzyma�� A mo�e zacz�� biec wstecz w trzynastym wagonie "Czarnomorzanina"? Mo�e uchyli�a si� furtka do �wiata dzieci�stwa i iluzji? Czy to nie w swoje na wp� zapomniane dzieci�stwo wpatrywa� si� teraz Ilia Spirydonowicz i senne g�owy z g�rnych kuszetek? I wtedy, jak w ba�ni, zjawi� si� z�y geniusz i wszystko zepsu�. - To moje miejsce - oznajmi�. - Przepraszam! Z wagonu restauracyjnego wr�ci� m�ody cz�owiek ze znaczkiem. - Sztuczki? - spyta�. - Znam ja te sztuczki. - Nie widzia� pan! - wykrzykn�� dziad, zerkaj�c na walizk�. - Nie szkodzi. - Znaczek siad�. - Ka�dy wykszta�cony cz�owiek bez trudu odgadnie istot� dowolnej sztuczki. Nie m�g�bym oczywi�cie czego� takiego pokaza�, nie jestem szulerem, nie umiem z tak� wirtuozeri� tasowa� kart. - Odnosz� wra�enie, �e jest pan zbyt pewien siebie - nie wytrzyma� sztukmistrz. - Tak, jestem pewien siebie! - potwierdzi� z zadowoleniem znaczek. - I nie wstydz� si� tego. Zawsze jestem pewien tylko siebie. Gdyby si� pan kiedy� zastanowi� nad etymologi� wyra�enia "pewno�� siebie" - kt�ra, jak mo�na si� �atwo przekona�, jest bardzo czytelna - nie u�y�by go pan w tym sensie, w kt�rym go pan u�y�. - Witalik - odezwa�a si� ku zdumieniu wszystkich Tanieczka. - Dlaczego ty tak? Nie traktuj ludzi w ten spos�b. - Z�o�ci mnie ka�de oszustwo, Tatiano. Chc� tylko udowodni� - To pani brat? - spyta� wsp�czuj�co typ z g�rnej kuszetki. - M�� - odpowiedzia�a sucho Tatiana. - Witalij, pos�uchaj� - Proponuj� zak�ad! - Witalij nie zwraca� na ni� uwagi. - Je�li wyt�umacz� wszystkie pa�skie sztuczki, zaprosi pan do wagonu restauracyjnego ca�y przedzia�. - Opanuj si�, Witalij! Dopiero co wr�ci�e� z restauracji! Za co b�dziemy �y�, zanim si� urz�dzisz? - Zgoda! - zawo�a� natychmiast sztukmistrz. - Tylko niech mi pan nie si�ga r�kami do kart i nie przerywa uwagami. Prosz� wyci�gn�� dowoln� kart�. Co to za karta? - Dziesi�tka pik. - Pomyli� si� pan. To dama kier. Nie rozumiem, jak mo�na si� tak pomyli�. Dziesi�tka pik jest tutaj� Sztukmistrz wykona� kilka ruch�w d�o�mi i poprosi� typa z g�rnej kuszetki, �eby poszuka� dziesi�tki u siebie. Ten, rechocz�c, znalaz� j� na kuszetce. Wielog�owy przedzia� spogl�da� zjadliwie na Witalika, kt�ry po chwili zastanowienia powiedzia�: - U podstaw tej sztuczki le�� dwie zasady mechaniki. Pierwsza: zr�cznie podsun�� mi pan kart� i zabieraj�c, zamieni�. Sekret karty polega na tym, �e jest podw�jna. Po drugie, prawdziwa dziesi�tka pik znalaz�a si� w talii w�r�d innych kart, naci�gaj�c na pa�skich palcach gumk�, jak w procy. Nast�pnie wystrzeli� pan kart� na g�rn� kuszetk�. - Jest pan bardzo spostrzegawczy - pochwali� pos�pnie sztukmistrz. - Spostrzegawczy? Zapomnia� pan wspomnie� o mojej umiej�tno�ci logicznego my�lenia. - Umie pan, umie� Niech pan pomy�li jak�� kart� Sztukmistrz zawzi�� si�. Sapa�, strzela� palcami, z jego r�kaw�w wypada�y na pod�og� jakie� karty, kostki, kulki, on kl��, przeprasza�, pokazywa� sztuczk� od pocz�tku, ale nic nie m�g� poradzi� - Witalik ka�d� obja�nia�. - Idziemy do restauracyjnego? - spyta� w ko�cu. - A mo�e ma pan jeszcze co� do pokazania? - Do restauracji! - za�piewa� przez nos typ na g�rze. Sztukmistrz podj�� ostatni� pr�b�. Dr��cymi palcami wyci�gn�� z paczki zapalonego ju� papierosa, prze�u� go starannie, a nast�pnie wyci�gn�� Witalikowi zza ucha. Nawet dziad z walizk� zaklaska�. - Szkoda s��w. - Witalik ziewn��. - Prostszej sztuczki nie m�g� pan pokaza�? Wszyscy pasa�erowie ze wsp�czuciem odwracali wzrok od sztukmistrza, tylko typ z�o�liwie pod�piewywa�: - Do restauracji, do restauracji! - Dlaczego �li ludzie nigdy nie dostaj� tego, na co zas�u�yli? - wymamrota� Ilia Spirydonowicz. Przez ca�y seans sta� w przedziale, chciwie obserwuj�c ka�d� sztuczk� i kibicowa� cz�owiekowi w szarym garniturze, kt�ry ju� nie wydawa� mu si� rewizorem. Pomyli� si�, bywa. - O kim pan m�wi? To ja jestem tymi "z�ymi lud�mi"? - Witalik zmru�y� oczy. Wida� by�o, �e nigdy nie zapomina� j�zyka w g�bie i nie nale�a� do ludzi, kt�rzy udaj�, �e nie us�yszeli. - Wychodzi na to, �e ja, "�li ludzie", demaskuj� r�nego rodzaju oszustwa i kuglarstwo, a pan "dobrzy ludzie", obra�a pasa�er�w i nie wype�nia swoich obowi�zk�w s�u�bowych� - Czego nie wype�niam?! - obrazi� si� Ilia Spirydonowicz. - Pora roznosi� herbat�. - O nie! Herbaty to ja ci nie przynios�, w drugiej klasie herbata si� nie nale�y. Jemu przynios� dwie szklanki, a tobie nie. I poszed� nala� herbaty sztukmistrzowi. Dziad z walizk� zapomnia� o swojej walizce i stan�� w obronie konduktora: - Dlaczego obra�asz starszego cz�owieka? - zapyta� gniewnie. Ale naci�� si� tak, �e potem do ko�ca podr�y milcza�. - Oho! S�omiany kapelusik! - rzuci� drwi�co Witalik. - Teraz pa�ska kolej? Co tam pan ma w walizce? Z�oto? Nie, nie z�oto� Zaraz zgadn�. Tara�! Tara� pan wiezie do Kijowa, sprzedawa� na bazarze Siennym� Nie, nie sprzedawa�, spekulowa�! Po trzy ruble za rybi ogon. No? Co pan na to? - Po dwa ruble� to wszystko przez star�� - wyszepta� dziad, nie wiedz�c, gdzie si� podzia� ze wstydu. - Hehehe! - zachichota� typ na g�rze. - Jak si� pan domy�li�, �e on ma w walizce tara�? We�miemy do restauracji, zjemy do piwa! - W�a�nie, jak si� domy�li�em? - Witalik popatrzy� pytaj�co na sztukmistrza. Ten tylko wzruszy� ramionami. - Nie domy�la si� pan? Przecie� to �adna filozofia. Pachnie tarani�. - Mam katar! - rozz�o�ci� si� nie na �arty sztukmistrz. - I zanim na m�j koszt p�jdziecie do restauracji, poka�� panu jeszcze jedn� sztuczk�. Ostatni�. W�a�nie, gdzie to my stoimy? - Jedziemy - odpowiedzia� Ilia Spirydonowicz, wchodz�c do przedzia�u z dwiema szklankami herbaty. - Jest pan pewien? Nagle wszyscy poczuli, �e wagon stoi - dopiero co trz�s�o i jechali, i nagle spokojnie stoj�� Pasa�erowie rzucili si� do okien. Ilia Spirydonowicz wyskoczy� na korytarz, otworzy� ci�kie drzwi i wyjrza�. Trzynasty wagon sta� samotnie w g�uchym stepie. Obok, pod nasypem pas�a si� w �wietle ksi�yca przywi�zana do palika koza. Ilia Spirydonowicz nie m�g� zrozumie�, gdzie podzia� si� "Czarnomorzanin". - Odczepili�cie nas! Poci�g odjecha�! - zacz�li wo�a� pasa�erowie. - Jeste�cie pewni? - spyta� sztukmistrz. - Stoimy� czy jedziemy? Jak w m�cz�cym �nie wagon zn�w zacz�� jecha�. Ilia Spirydonowicz z dwiema szklankami herbaty w r�kach wyjrza� przez okno. Koza przygl�da�a mu si� ze zdumieniem. "Znowu nas przyczepili" - pomy�la� Ilia Spirydonowicz. "Trzeba p�j�� zameldowa� kierownikowi poci�gu�" - Jedziemy, jedziemy - uspokaja� wszystkich sztukmistrz. - Nieprzyjemne sztuczki - mrukn�� kto� i pasa�erowie rozeszli si� na swoje miejsca, zerkaj�c w okna. "Czarnomorzanin" kontynuowa� swoj� podr� w pe�nym sk�adzie. - Nie rozumiem� Jak to zrobili�cie?! - zapyta� gniewnie Witalik. - Jak to zrobili�cie? Sztukmistrz u�miecha� si� drwi�co. - Przegra�em - przyzna� niecierpliwie Witalik, wzi�� od �ony torebk�, wyci�gn�� portmonetk� i rzuci� typowi na g�rnej kuszetce. - Starczy dla wszystkich. Wszyscy id� do restauracji! Wszyscy id�, dok�d zechc�! Wszyscy. Bez nas. Tatiana, ciebie to te� dotyczy. - I wypchn�� wszystkich z przedzia�u. Do wagonu restauracyjnego, pr�cz rozweselonego typa, nikt nie mia� zamiaru i��, wszyscy przys�uchiwali si� rozmowie w przedziale. - Kim jeste�cie? Gdzie pracujecie? - pyta� Witalik. - To niemo�liwe� To niemo�liwe! - Kieruj� klubem we wsi Zawra�. - To bez znaczenia! Ja na przyk�ad jestem fizykiem teoretykiem, i co z tego? Jak odczepili�cie i przyczepili�cie wagon? - Nie wiem. Nie umiem wyja�ni�. - Do licha! Co za ludzie! W nauce ka�dy eksperyment trzeba powt�rzy�, a wy "nie wiem, nie umiem wyja�ni�"� Przypomnijcie sobie chocia�, co czuli�cie, odczepiaj�c wagon. - No� bardzo chcia�em da� wam nauczk�. - Dajcie jeszcze raz! - Ju� mi si� odechcia�o. - Zdarza�o wam si� kiedy� co� podobnego? - Nie� Nie pami�tam. - Odechcia�o si�, nie pami�tam� - przedrze�nia� Witalik. - Dobrze, poradz� sobie bez was. Najwa�niejsze, �e wiem, �e takie sztuczki s� mo�liwe. Sztukmistrz zas�pi� si� i powiedzia�: - Daleko zajdziesz w tej swojej fizyce. - Obowi�zkowo. A zaczn� od tego, �e teoretycznie wyja�ni� ten wasz fenomen z wagonem. - Oho, jaki szybki - parskn�� sztukmistrz. - A jak zaczn� ci przyszywa� fa�szyw� nauk� i zwolni� z braku zapotrzebowania na takich jak ty, inaczej za�piewasz� - W�a�nie, tak na was patrz�, �e wygl�dacie, jakby wam workiem zza rogu przy�o�yli. Boicie si� czego�? Albo kogo�? Wyganiano was z powodu tego� braku zapotrzebowania? - Zgad�e�. - No i� - Witalik sta� si� czujny. - Opowiedzcie. - Dobra, opowiem - zacz�� niech�tnie sztukmistrz, wpatruj�c si� w niebieski znaczek Witalika. - Dziesi�� lat temu zaproszono mnie do cyrku na przegl�d moich sztuczek. Bardzo si� denerwowa�em. W ko�cu nie jestem a� taki dobry� Ogl�da� mnie dyrektor cyrku i jeszcze jeden typ, zwany "kierownikiem artystycznym". Dyrektor s�owem si� nie odezwa�, tylko g�ow� kiwa�. Za to kierownik gada� za dw�ch. Te� taki ironiczny, jak i ty. Najpierw si� zainteresowa�, czy mam specjalne wykszta�cenie cyrkowe, potem zacz�� snu� rozwa�ania o tym, �e naszemu radzieckiemu cyrkowi obce s� sztuczki karciane. �e od nich pachnie propagand� hazardu. �e chcia�by obejrze� sztuczki, kt�re niczym nie pachn�, optymistyczne i b�yskotliwe. Zrezygnowany, zaproponowa�em mu optymistyczn� sztuczk� ze znikni�ciami i klaunami, ale oni nagle zacz�li si� spieszy�, i dyrektor cyrku wyg�osi� jedno jedyne zdanie: "Prosz� przyj�� jutro", takim tonem, jakby m�wi�: "Prosz� przyj�� wczoraj". Mimo wszystko przyszed�em. Gdy wszed�em przez g��wne wej�cie z swoimi rekwizytami, okaza�o si�, �e dyrektor i jego kierownik artystyczny musieli pilnie wyjecha� do Moskwy, a wzgl�dem mnie nie zostawili �adnych rozporz�dze�. Ale pilne sprawy mog�a za�atwia� �ona dyrektora, pokazano mi j� z daleka. Postanowi�em pos�u�y� si� sprytem. Uk�oni�em si� jej, wyczarowa�em z powietrza bukiet r�. Potem zacz��em bezczelnie k�ama�, �e wczoraj moj� prac� widzia� i zaaprobowa� osobi�cie jej m��, i tak dalej i w tym gu�cie. Dama by�a oczarowana i na swoj� odpowiedzialno�� zezwoli�a mi wieczorem wyj�� na aren�. By�em wniebowzi�ty - do dzi� pami�tam tamto uczucie. Jakby mnie kto� nakr�ci�, nie by�o �adnej wpadki, wszystkie sztuczki wychodzi�y bez pud�a. To rzadki stan. Chcia�bym przez ca�e �ycie by� w takim stanie. Publiczno�� zachwycona i zdumiona bi�a brawo, a �ona dyrektora siedzia�a w pierwszym rz�dzie i rozp�ywa�a si� ze szcz�cia, poniewa� zd��a�em do niej mruga�. W ko�cu nadesz�a pora na optymistyczn� sztuczk�. Orkiestra ucich�a, moi podstawieni rudzielcy czekali na sygna�, �eby pojawi� si� na arenie. Wtedy nagle przypomnia�em sobie ironiczne twarze dyrektora i kierownika artystycznego i pomy�la�em: "�eby�cie tak byli teraz w cyrku! Chcia�bym zobaczy� wasze g�by!" Potem wypowiedzia�em um�wione has�o dla rudych: "Poprosz� dwie osoby�" W tym w�a�nie momencie zjawi� si� dyrektor i kierownik artystyczny. Czy z nieba spadli, czy spod ziemi wyskoczyli� nie wiem. Znale�li si� na arenie, rozlu�nieni i weseli: dyrektor cyrku w pi�amie, kierownik w dresie. Obaj podchmieleni, z kartami w r�kach. Wygl�da�o, �e przenie�li si� w tym momencie, gdy kierownik zostawi� dyrektora bez trzech lew na dziewiatiernoj - takie mieli miny. Za kulisami personel krztusi� si� ze �miechu, orkiestra gra�a, i w tym momencie rozleg� si� g�os �ony dyrektora: "Wi�c to jest to twoje zebranie!" Uciekli przed ni� za kulisy. Wybuch�y owacje. Ja ba�em si� p�j�� za kulisy, wi�c uk�oni�em si� i wyszed�em tak samo jak przyszed�em - przez g��wne wej�cie. Jak widzicie, takie rzeczy zdarza�y si� ju� wcze�niej. - Prosz� - powiedzia� Witalik. - Zdaje si�, �e stworzy�em wam tw�rcz� atmosfer�. Spr�bujcie to powt�rzy�. - Jaka jest nast�pna stacja? - spyta� sztukmistrz. - �merynka - odpar� Ilia Spirydonowicz. - Za p� godziny. - C� Chcecie naukowego powt�rzenia eksperymentu? Zaraz nasz wagon znajdzie si� w �merynce! Dok�adnie o p�nocy z budynku dworca w �merynce wyszed� dy�urny milicjant i zobaczy� na pierwszym torze samotny wagon z tabliczk� "Czarnomorzanin" i zas�onkami z rysunkiem odeskiej opery. Z wagonu wyskoczy� cz�owiek ze znaczkiem w klapie marynarki, g�o�no przesylabizowa� szyld na fasadzie dworca "�me-rin- ka!", po czym wytrzeszczy� oczy i krzykn�� w g��b wagonu: - Nauczy� si� pan kierowa� falami grawitacyjnymi! Poka�� panu moje stare wyliczenia� bardzo silnym napi�ciem woli mo�na stworzy� wok� siebie izolowane pole grawitacyjne i tym polem kierowa�. Co za szale�stwo! Za nim z wagonu wy�oni� si� cz�owiek w szarym garniturze i zadowolony z siebie powiedzia�: - Te� mi co�, ja tam bez �adnych wylicze� mog� przenie�� wagon na Ksi�yc! Nast�pnie wyszed� konduktor z latarni� i stan�� na baczno�� przed tymi dwoma. Z okien wygl�dali nerwowi pasa�erowie. Krzyczeli: - Znowu nas od��czy�! Gdzie nasz poci�g? Z budynku dworca wybieg� przera�ony dy�urny ruchu. Selektor wyg�osi�: - Sk�d si� wzi�� na pierwszym torze wagon?! Za trzy minuty pospieszny moskiewski! Milicjant wszystko zrozumia�. To znaczy, nie zrozumia�, sk�d wzi�� si� tu trzynasty wagon "Czarnomorzanina", gdy sam "Czarnomorzanin" mia� przyby� do �merynki dopiero za p� godziny - ale zrozumia�, �e wagonu tu by� nie powinno. Zagwizda� i podbieg� do wagonu. - Ty go tu postawi�e�?! - krzycza� dy�urny na Ili� Spirydonowicza. Ilia Spirydonowicz, kt�ry ba� si� o sztukmistrza bardziej ni� o siebie, odpowiedzia�: - Nic nie wiem! - Zwrotniczy! - wy� selektor. - Gdzie jest zwrotniczy? Wujku Wasia, daj no przetokowy na pierwszy tor! Ilia Spirydonowicz szarpn�� sztukmistrza za r�kaw, szepcz�c: - Towarzyszu, najdro�szy, przenie�cie wagon na boczny tor� O, tam. - A ty co, sam nie mo�esz? - Ja? Nie� - Ilia Spirydonowicz os�upia�. - Przepraszam. - Sztukmistrz oderwa� si� od rozmowy z Witalikiem. - Zdaje si�, �e zak��cili�my rozk�ad jazdy. I wagon znalaz� si� na bocznym torze. Gdy prowadzili ich na przydworcowy posterunek milicji, Witalik poprawia� sztukmistrzowi krawat, a ten Witalikowi znaczek i obaj z czu�o�ci� powtarzali przyjemne dla ucha zwroty: "szczelno�� strumienia", "fala grawitacyjna" i "by�o mi bardzo mi�o pana pozna�". Za nimi walili pasa�erowie w charakterze �wiadk�w. Tatiana wyja�ni�a milicjantowi, �e to tylko nieporozumienie, sztuczki. - S�dzi pan, �e na Ksi�yc te� mo�na polecie�? - spyta� Witalik. - A na Marsa? - Mars nie Mars, ale Kij�w - prosz� bardzo - odpowiedzia� sztukmistrz. - Po co si� ca�� noc trz���. - O czym oni m�wi�? - zdumia� si� porucznik milicji. - Pijani? - Trze�wi - zameldowa� posterunkowy. - Podobno to oni odczepili wagon od "Czarnomorzanina". - Przecie� "Czarnomorzanin" jeszcze nie przyjecha�! - warkn�� porucznik. Tatiana chcia�a co� wyja�ni�, ale Witalik zawo�a�: - Tania, ty niczego nie rozumiesz! Sami jeszcze niczego nie wiemy. Natychmiast przenosimy si� do Kijowa. Ty jed�, a my rano wyjdziemy po ciebie na dworzec. Witalik znieruchomia� na chwil� i znikn��. - Co tu si� dzieje?! - krzykn�� porucznik. Sztukmistrz r�wnie� znieruchomia�, a po chwili ju� go nie by�o. Jakby wyparowa�. - Gdzie oni si� podziali? - Porucznik rozgl�da� si� doko�a. - Nie zwracajcie na to uwagi - odpar�a Tatiana. - Zdaje si�, �e odkryli teleportacj� czy jak jej tam� Ilia Spirydonowicz stoi na peronie w �merynce i my�li, my�li� - To druga klasa? - przerywa jego rozmy�lania staruszka z tobo�kami. - Tak, tak... - Do Fastowa do syna dojad�? - Dojedziesz, dojedziesz. Staruszka wchodzi do wagonu i cofa si� przera�ona. - To jest druga klasa?! - Druga, druga - uspokaja staruszk� Ilia Spirydonowicz, prowadzi do oddzielnego przedzia�u i sadza na mi�kkiej kanapce. Potem znowu wychodzi na peron i my�li, my�li, i nie wie, wierzy� w to, co wtedy widzia�, czy wszystko mu si� tylko zdawa�o? Przecie� nie mo�e jeden cz�owiek si�� my�li lata� ze �merynki do Kijowa albo na Marsa. Albo rozczepia� wagony kolejowe - trudno sobie nawet wyobrazi�, �eby tak� stalow� machin�, trzyna�cie wagon�w z lokomotyw� mo�na by�o my�lami rozerwa� - Gdzie tam... - szepcze Ilia Spirydonowicz i skacze na podn�ek swojej drugiej klasy. To najprawdziwsza druga klasa - przynajmniej wtedy, gdy si� wsiada, bo na minut� przed odjazdem przemienia si� w sypialny. Na miejscu twardych �awek pojawiaj� si� kanapy, znikaj� boczne �cianki, a przedzia� od korytarza oddzielaj� lustrzane drzwi. Pasa�erowie le�� na wykrochmalonych prze�cierad�ach, nie kiwaj� si� zmordowani przez ca�� noc w ciasnocie. Najpierw s� przestraszeni, a po chwili ju� tylko przyjemnie zdumieni - Ilia Spirydonowicz lubi robi� takie niespodzianki, ale boi si� rewizor�w i kierownika poci�gu. Zamykaj�c zewn�trzne drzwi, Ilia Spirydonowicz wchodzi do drugiej-pierwszej klasy i zaczyna przygotowywa� staruszce herbat�. - Znowu nie dowie�li cytryn - gniewa si�. Potem zamyka oczy, podnosi r�k� i robi w powietrzu ruch, jakby wykr�ca� �ar�wk�. W jego d�oni pojawia si� cytryna. Sk�d - tego sam nie wie. Wrzuca plasterek cytryny do herbaty i niesie staruszce. - Ile kosztuje? - niepokoi si� staruszka. - Bezp�atnie - m�wi Ilia Spirydonowicz. - A nie wygoni� mnie st�d? - Co ty si�, babko, wszystkiego boisz? Jed� sobie spokojnie. Teraz wszystkie wagony s� takie. Ilia Spirydonowicz wraca do s�u�bowego przedzia�u, patrzy w okno i my�li, my�li� �eby tak na Marsa polecie�! - Gdzie tam... - wzdycha. Prze�o�y�a Ewa Sk�rska