6967

Szczegóły
Tytuł 6967
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6967 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6967 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6967 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski Z ch�opa kr�l Na imi� mu by�o Gawe�, by� najm�odszym z braci - wszyscy oni uchodzili za rozumnych, jego g�uptaskiem nazywano; nie dlatego, �eby rozumu nie mia�, ale �e serce w nim by�o tak mi�kkie: �e o sobie nie pami�taj�c nigdy, nad drugim si� lituje, zawsze w ko�cu pokutowa� za to musia�. Bywa�o, siedz� u jednej miski, bracia go zawsze odjedz�, a w ko�cu jeszcze �y�kami po g�owie bij�, z czego on si� �mieje... Najgorsz� koszulin� zawsze mia�, podarte �apcie, ale si� tym nie gryz� i cho� czasem przymarz� a wyg�odzi� si�, ale widzia�, �e drudzy mieli do syta, a dobrze im by�o - on radowa� si� tak�e. Starsi od niego zawsze, co chcieli, wydurzyli, a potem wy�miewali si� z niego. Ojciec i matka gry�li si� tym, bo przewidywali, �e na �wiecie �le mu b�dzie i nigdy nie dojdzie do niczego. Zostawiano go czasem w chacie bez dozoru, nie obesz�o si� bez szkody. Przyszed� ubogi, a prosi�, Gawe� muodda�, co gdzie znalaz�, bodaj koszulin� z grzbietu, a zwierz�ta karmi�, od g�by sobie odejmuj�c, a ka�demu na s�owo wierzy� i oszukiwa� go, kto chcia�. Ojciec go kilka razy obi� za t� g�upot�, aby przecie� o sobie pami�ta�, ale rozumu mu nie nabi�. Gawe�ek, jakim by�, pozosta�. Mia� ju� tak� natur�. Raz, gdy nikogo w chacie nie by�o, a Gawe� na przyzbie siedzia�, zjawi� si� przed wrotami ubogi, ale tak strasznie go�y, bosy, odarty, g�odny, biedny, zap�akany, os�ab�y, �e ch�opcu okrutnie go si� �al zrobi�o. A jak mu jeszcze zacz�� opowiada� o nieszcz�ciu swoim, Gawe� o wszystkim zapomnia�. Wzi�� go do chaty i co by�o w niej najlepszego ojcowsk� koszul�, sukman�, chodaki, czapk�- odda� wszystko. Obiad, kt�ry sta� na przypiecku przygotowany, odgrza� i nim go nakarmi�. Na ostatek, wiedz�c, gdzie jest ojcowski w�ze�ek, groszy, co by�o w domu, odda� ubogiemu wszystkie krom dw�ch trzygrosz�wek. Napojony, nakarmiony, odziany, ubogi odszed� b�ogos�awi�c ch�opca, ale i �miej�c si� z niego po trosze... Wkr�tce potem matka z ojcem nadeszli, a Gawe� im z wielk� rado�ci� wyspowiada� si� z tego, co zrobi�. Ojciec wpad� w okrutny gniew, tak �e go nawet matka pohamowa� nie mog�a, pocz�� syna kijem ok�ada� okrutnie, gro��c, �e go zasiecze, je�eli si� kiedy w chacie poka�e. - Id�, trutniu! - wo�a�. - Id�. gdzie ci� oczy ponios�, gi� mamie i niech ci� nie znam. Gdy Gawe� mia� ju� precz i��, matka si� nad nim ulitowa�a i przez okno rzuci�a mu dwie pozosta�e trzygrosz�wki. Wzi�� je biedak zasmucony i - co by�o robi� - ojciec, cho� mu do n�g pada�, s�ucha� nic nie chcia�, musia� precz i��. My�la� sobie: jak si� ojciec przegniewa, powr�c�- i przebaczy. Ojciec za� m�wi�: - Niech sam nauczy si� dba� o siebie, inaczej nas zubo�y i nic z niego nie b�dzie. Wyszed� tedy Gawe� na go�ciniec, popatrzy� - dok�d tu ma i��?... Westchn�� do Boga i pu�ci� si�, gdzie oczy ponios�. Jeszcze si� by� niedaleko od wsi ods�dzi�, gdy spotka� jednego ze swych braci. - A dok�d to? - W �wiat id�, ojczysko si� pogniewa�o, nabi� mnie i kaza� precz i��, a na oczy mu si� nie pokazywa�. Starszy brat roze�mia� si� i rzek�: - Dobrze ci tak, bo� g�upi. Jak rozumu nabierzesz, w�wczas powr�cisz. Odwr�ci� si� od niego �miej�c i poszed�. Troch� dalej pod grusz�, patrzy, siedzi brat drugi i pyta go: - Dok�d to? - Ano w �wiat, bo mnie ojciec wygna� precz. Drugi brat �mia� si� te� pocz�� i powiada: - Szcz�liwej drogi, g�upi Gawe�ku! B�dzie nas mniej, to si� lepiej najemy. Szed� wi�c Gawe�, szed�, a� trzeci brat p�dzi wo�y z paszy. - A ty dok�d? - Z chaty mnie wygnali... bywaj zdr�w, w�drowa� musz�, a na drog� nie mam, ino dwa trzygroszaki. Trzeci brat ruszy� ramionami. - Ja bym ci i z�amanego szel�ga nie da� - odezwa� si� - takiemu g�upcowi jak ty dawa�, to w dziurawy worek tka�. Bywaj zdr�w! Po�egnawszy si� w ten spos�b z rodzin�, nie mia� ju� Gawe� co robi� we wsi i okolicy, i przy�pieszywszy kroku pu�ci� si� nieznajom� drog�. G�odno mu by�o, smutno bardzo po swoich, ale jednak Panu Bogu ufa�. "Kogo B�g stworzy�, tego nie umorzy�" - m�wi� sobie. Kraj dooko�a sta� jaki� pusty bardzo. Szed� tedy, nikogo nie spotykaj�c d�ugo, a� idzie cz�ek naprzeciw, a na plecach worek niesie, w worku si� co� szamocze �ywego. - Bo�e, pomagaj - odezwa� si� Gawe� - co to niesiecie, poczciwy cz�ecze? Ten stan��. - Co ty mnie poczciwym nazywasz - ofukn�� si� - poczciwy to znaczy g�upi, ja nim nie jestem. Nios� kota czarnego, aby go utopi�. Kot by� szkodnik, zamiast myszy �apa�, mleko wypija� i do misek zagl�da�. Uczepi� mu kamie� do szyi i niech idzie na dno. To m�wi�c pokaza� g�ow� kota Gaw�owi, a by�o to stworzenie takie �liczne, l�ni�co czarne, z du�ymi oczyma, z pyszczkiem r�owym, �e si� Gaw�owi niezmiernie �al go zrobi�o. - Takiemu m�odemu, �licznemu kotu gin��!... Daj mi go! - rzek� do ch�opa. - Co masz topi�, ja go wezm�... - Darmo? - za�mia� si� ch�op. - O, nie! Tego obyczaju u mnie nie ma. Wol� utopi�, jak da� darmo. Nabra�em z�ego na�ogu. - Zap�aci� nie mam czym - odpar� Gawe� - ca�ego maj�tku mam dwa trzygroszaki, ale je�eli jednym si� zaspokoisz? Co robi�. By�em kotu �ycie ocali�. Ch�op poduma�, ruszy� ramionami, wzi�� trzygroszniak i kota mu odda�. Gawe�ek szed� dalej, wes�, �e bo�emu stworzeniu �ycie ocali�, a kot te� zdawa� si� rozumie� wy�wiadczone dobrodziejstwo, bo si� do nowego pana tuli� i pomrukiwa�. Mia� ch�opiec w kieszeni chleba kawa�ek, wi�c cho� sam je�� chcia�, pomy�la�, �e on sobie �atwiej strawy dostanie. Prze�ama� chleb na p�. pokruszy� go i nakarmi� kota, kt�ry zjad�szy z apetytem na r�ku u niego usn��. Odszed� mo�e staj kilkoro, patrzy, znowu cz�ek idzie - i worek niesie, a w worku si� co� szamocze... - Pomagaj B�g, cz�ecze - rzek� staj�c Gawe� - a co to za towar niesiecie? - Towar? - odpar� cz�owiek. - Nie towar to �aden, nie prosi� t�uste ani g�, ale z�e i niepoczciwe psisko. Drobiu mi ju� zdusi� kilkoro, a szczeka, a po nocach wyje... przywi��� mu do szyi kamie�, niech idzie na dno. To m�wi�c pokaza� psa Gaw�owi, kt�ry mu si� wyda� bardzo �liczny. Psiak mia� tak� min�, jakby si� prosi�, aby mu �ycie darowano. Lito�� wzi�a Gaw�a. - Dajcie mi go - rzek�. - Darmo? To� sk�ra przecie co� warta. Ku�nierz j� zafarbuje i sprzeda za lisi�. Co dasz? - Jedyne tylko ostatnie mam trzy grosze - odezwa� si� Gawe�ek dobywaj�c groszniak z w�ze�ka. - Co robi�, dawaj cho� tyle - rzek� �miej�c si� cz�owiek a nie, to psa zabij� albo utopi�. Targ w targ, musia� Gawe� zap�aci� za psa ostatnie grosze, a cz�ek mu psiaka odda� i poszed� rechocz�c ze �miechu, g�upim go zowi�c, o co si� Gawe� nie gniewa�. Pies oko�o niego skaka�, szczeka� i przypada� mu do n�g. Trzeba go by�o nakarmi�. Doby� ch�opak ostatni kawa�ek chleba, pokruszy� go i psu odda�... Tak tedy z kotem na r�ku i psem u nogi pu�ci� si� dalej w drog�. G��d mu mocno dokucza�, a nogi zm�czone nie dopisywa�y. Siad� wi�c pod grusz�, na kamieniu, my�l�c, co dalej robi�. Pies si� po�o�y� z jednej strony, kot z drugiej. Gawe� tymczasem Panu Bogu dzi�kowa�, �e mu si� dwoje stworze� uratowa� da�o. Tylko g��d czu� wielki i w �o��dku mu �widrowa�o. S�o�ce si� mia�o ku zachodowi, w polu, jak zajrze�, ani gospodarzy, ani miski. Co tu robi�? Bieda! Ani sobie, ani zwierz�tom poradzi�. Doko�a pustynia, ani je�� nie ma co, ni si� gdzie przespa�, a tu noc nadchodzi. - Ale bo to Pana Boga nie ma? - rzek� pocieszaj�c si� Gawe�. Spojrza� na swoich towarzysz�w. Kot siedzia� oczy ��te to przymru�aj�c, to otwieraj�c szeroko... Pies spogl�da� na niego i ogonem kiwa�. - A co! Bieda! - odezwa� si� weso�o do pieska. Pies jakby go zrozumia�, zerwa� si�, nosem poci�gn��, zacz�� chodzi� wko�o, ziemi� w�cha�, na ostatek - nu� grzeba�. Grzebie, grzebie tu� przy nogach ch�opca, a� si� zasapa�, coraz g��biej, coraz �ywiej, ziemi� �apami odrzuca, a oczy mu si� �wiec�, poszczekuje weso�o, coraz to spojrzy na Gaw�a i grzebie dalej a dalej. ?Co to on sobie my�li? - rzek� w duchu Gawe�. - Ju�ci� on darmo dla zabawki tego nie robi i musi co� zna� i wiedzie�". Wtem pies nozdrza zapu�ci� w wykopany d�, pow�cha� mocno, podni�s� si� i szczekn��, jakby w g��b wykopanej jamy pokazywa� ch�opcu. Gawe� wsta�, pochyli� si� i zajrza�... Patrzy: na samym dnie le�y co� b�yszcz�cego; r�k� zapu�ci� g��boko i doby� pier�cie� �wiec�cy, du�y, pi�kny, ale piaskiem i ziemi� oblepion� na nim okryty. Nigdy Gawe� tak wspania�ego klejnotu nie widzia� i ogl�da� go z ciekawo�ci� wielk�. Z�oty by�, jakby ze sznura grubego upleciony, a w �rodku jego siedzia�o oko dziwne, patrz�ce jak ludzkie i mieni�ce si� coraz to inn� barw�. Gawe� pocz�� go ociera�, a�eby oczy�ci�, ale zarazem i my�la� sobie: ?Pier�cie� jak pier�cie�, pi�kna rzecz, ale co mi z tego, kiedy gospody nie ma ani wieczerzy..." Ledwo �e mu to przez g�ow� przesz�o - patrzy - a� os�upia�... Stoi we drzwiach wspania�ej gospody, pies i kot te� byli przy nim; jeden si� �asi, drugi poszczekuje i prowadz� go przez wspania�� sie� do �licznej izby. �ywej duszy w niej nie by�o, ale st� nakryty bielizn� bia��, a na nim wieczerza taka, �e dw�ch by si� ni� kr�lewicz�w najad�o, taka dostatnia i smaczna. Misa klusek z serem a� si� kurzy, chleb, mas�o, kura pieczona, woda we dzbanku, piwo i mi�d... Niewiele tedy my�l�c zasiad� uradowany Gawe� sam je�� i dw�r sw�j nakarmi�, bo o nim zapomnie� nie m�g�; a jad� wyg�odzony, a� mu za uszami trzeszcza�o, i Panu Bogu dzi�kowa�, na pier�cie� cudowny spogl�daj�c, bo tego si� dorozumiewa�, �e wszystko to jemu jedynie by� winien. Us�ugi oko�o sto�u nie by�o �adnej, ale taki osobliwy porz�dek, �e miski i talerze, skoro si� wypr�nia�y, znika�y w oczach... Gdy si� Gawe� dobrze najad� i napi�, zachcia�o mu si� spa� i by�by si� cho� na ziemi po�o�y�, bo do tego by� nawyk�y, ale w drugiej izbie wida� by�o pos�ane ��ko, po�ciel �liczn�, bia��, a w dodatku i odzie� pi�kn�, now�, w kt�r� nazajutrz m�g� si� ubra�... Wi�c Panu Bogu podzi�kowawszy szed� do ��ka i jak leg�, tak natychmiast zasn��. Kot i pies pok�adli si� te� przy nim. Jak d�ugo spa�, sam nie wiedzia�, bo sen mia� tak mocny, �e si� nawet na drugi bok nie przewr�ci�. Otworzywszy oczy zobaczy� ju� wielki dzie�, bia�y, s�o�ce przy�wiecaj�ce weso�o, kot si� umywa�, a pies siedzia� z uszami do g�ry i powita� przebudzenie pana weso�ym szczekaniem. Skoczy� Gawe�ek co �ywo umywa� si�, odziewa�, a bielizn� i suknie wdziawszy sam siebie nie m�g� pozna�. Na �cianie wisia�o ogromne zwierciad�o, w kt�rym przejrzawszy si� przekona�, �e wypi�knia� przez t� noc i do kr�lewicza by� podobny. Zaledwie si� tak przystroi�, troch� mu si� ckliwo zaczyna�o robi�, bo by�by co przek�si� ch�tnie, gdy w pierwszej izbie zobaczy� st� nakryty i ju� go zachodzi� zapach krupniku, tak poku�liwy, �e musia� do misy biec co rychlej, aby nie ostyg�. O kocie i psie nie zapominaj�c dobrze si� posili� Gawe�. C� tu dalej robi�? Siedzie� tam w niemej tej gospodzie samemu jednemu, je��, pi� i spa� tylko - nudno. Pomy�la� tedy sobie: ?Trzeba w drog� dalej..." To m�wi�c potar� sw�j pier�cie� i oto w mgnieniu oka znalaz� si� zn�w na drodze, sam jeden ze psem tylko i kotem. Go�ciniec tylko by� inny, nie ten, kt�rym szed� wczoraj. Szeroko wybity, wysadzony wielkimi starymi drzewami, ci�gn�� si�, jak okiem zajrze�, krajem weso�ym i �yznym, na kt�ry mi�o by�o popatrze�. Ludzi na polach uwija�o si� oko�o roboty mn�stwo; z�ociste pojazdy sz�y drog�, na prawo i na lewo dwwy, pa�ace i wioski wida� by�o weso�e. Szed� wi�c Gawe� dalej w cieniu drzew powoli, wszystkiemu si� przypatruj�c a nie spiesz�c. Przed nim bieg� pies, za nim sun�� si� kotek... Poniewa� Gawe� w kieszenie nabra� chleba pod dostatkiem, nie potrzebowa� ju� we dnie gospody, siad� pod drzewami, sam si� najad� i swoich towarzysz�w nakarmi�. Dopiero pod wiecz�r trzeba by�o o noclegu pomy�le�. Znalaz�a si� te� jak raz wie� bardzo wielka i porz�dna, do miasteczka podobna, bo w �rodku jej by�o targowisko, doko�a domami obstawione. W�a�nie w c�wili gdy wchodzi� tu Gawe�, ogromne zbiorowisko ludu nape�ni�o plac, a w �rodku na koniach stali ludzie i g�o�no co� z papieru czytali. Wida� by�o po konnych, i� z urz�du zostali pos�ani, bo mieli na sobie suknie wyszywane, z herbami, i kapelusze z pi�rami na g�owach, a jeden wprz�dy tr�bi�, nim drugi mia� czyta�, aby ludzie s�uchali... Ca�y t�um stoj�cy doko�a zafrasowane bardzo mia� twarze; niekt�rzy r�ce �amali i rozpacza� si� zdawali. Ten, co na koniu siedzia�, czyta�, co nast�puje, z papieru: - Z rozkazu Kr�la Jegomo�ci Gwo�dzika og�asza si� wszystkim wiernym jego poddanym, �e oto wielkie nieszcz�cie grozi pa�stwu, albowiem pot�ny, ale niegodziwy s�siad, kr�l Strasznej G�ry, Bimbas, z wojskiem nieprzeliczonym ci�gnie przeciw Gwo�dzikowi i chce kraj zniszczy� i zawojowa�. Kto by przeciwko niemu wyst�pi�, a Gwo�dzika i jego pa�stwo od zag�ady uratowa�, temu kr�l r�k� swej c�rki jedynaczki, najpi�kniejszej z kr�lewien, Marmuszki, przeznacza i po sobie mu kr�lestwo przeka�e! S�ucha� tego czytania Gawe�- i natychmiast spyta� stoj�cego przy sobie wie�niaka, kt�r�dy droga do zagro�onej stolicy i gdzie si� nieprzyjaciel znajdowa�. Na to jeden z herold�w odpowiedzia�, �e Bimbas z wojskiem sta� ju� o p� dnia do miasta, a do niego st�d nie by�o dalej jak dzie� drogi. Gawe� pocz�� zaraz pier�cionek sw�j trze� i ��da�, aby mu si� wojsko stutysi�czne zebra�o dla pobicia nieprzyjaciela kr�la Gwo�dzika; mia� bowiem na my�li o�eni� si� potem z kr�lewn� Marmuszk�- no - i spokojnie sobie panowa� temu kr�lestwu. Jeszcze pier�cie� tar�, gdy sam ujrza� si� na koniu, a poza wsi� zacz�o si� ukazywa� wojsko wielkie i trzech wojewod�w przybieg�o do niego po rozkazy. Z ch�opa kr�l Gawe� wyjecha�, przez zdumiony lud si� przerzynaj�c, w�r�d okrzyk�w radosnych do swojego wojska, rozkazuj�c mu biec przeciwko Bimbasowi na obron� stolicy... Sam te� z wojewodami pu�ci� si� w cwa�, zapomniawszy nawet o sw^oim kocie i psie; ale oni oba tu� za koniem biegli nieodst�pnie. Nim rozednia�o, wojsko Gaw�owe, on i wojewodowie ju� byli pod murami stolicy Gwo�dzika, kt�ry si� by� zamkn�� w niej i ludzi mia� ma�o, i ju� nie wiedzia�, co pocz��. Bimbas tymczasem zbli�a� si�, zapewniony, �e nie znajdzie si�y, kt�ra by mu si� opiera� �mia�a, gdy Gawe� ze trzema wojewodami i wojskiem swym jak piorun spad� na niego! Co si� tam dzia�o, opowiedzie� trudno; dosy�, �e jak zajrze�, pola pokry�y si� trupami, a sam Bimbas zaledwie z �yciem uszed�. Gawe� za� po odniesieniu zwyci�stwa pod murami stolicy kr�la Gwo�dzika po�o�y� si� obozem i trzech swoich wojewod�w wys�a� w poselstwie z pozdrowieniem, dopominaj�c si� kr�lewny Marmuszki w ma��e�stwa, wedle uroczy�cie danego na to s�owa. Kr�l Gwo�dzik, kt�ry z wie�y na odniesione zwyci�stwa patrzy� wraz z kr�lewn�, natychmiast wyjecha� na spotkanie przysz�ego zi�cia. Kr�l by� staruszek zgrzybia�y, male�ki, a koron� mia� ci�k� i wielk� na �ysej g�owie, kt�ra mu ci�gle a� na nos prawie opada�a, tak �e j� podtrzymywa� musia�... Przywita� go Gawe� u namiotu swojego, u�ciskali si�, przy czym Gwo�dzik koron� pod pach� wzi�� bez ceremonii i poprowadzi� go na zamek do c�rki. Tu wystrojona kr�lewna Marmuszka czeka�a ju� na narzeczonego w szatach ze z�otog�owiu, a pi�kna tak, �e jak od s�o�ca bi� blask od niej, ale mink� mia�a dumn�, na wybawc� spogl�da�a z g�ry. Gwo�dzik, poczciwe cz�owieczysko, koron� rzuciwszy do kufra i pozbywszy ceremonialnych stroj�w^, w doskona�ym humorze siad� za st�. Wesele Gaw�a z kr�lewn� Marmuszka odby�o si� tego� dnia, przy wielkiej rado�ci wszystkich mieszka�c�w sto�ecznego grodu. Byli na nim jeszcze trzej wojewodowie Gaw�a i wojsko jego ca�e sta�o pod murami, ale �e bardzo du�o jad�o i pi�o, kr�l Gwo�dzik przym�wi� si� wpr�dce, czyby go nie mo�na rozpu�ci�. Gawe� zgodzi� si� na to i poszed�szy w k�tek potar� sw�j pier�cie� wydaj�c stosowne rozkazy. Nazajutrz i wojewod�w, i wojska nie sta�o, a Gawe� pozosta� sam z �on�. Wkr�tce jako� potem stary Gwo�dzik, kt�ry pi� i je��, a za sto�em d�ugo przesiadywa� lubi�, zjad�szy na wieczerz� ogromny kr�g kie�basy i wypiwszy ca�� st�giew piwa, w nocy Panu Bogu ducha odda�. Sprawiono mu pogrzeb wspania�y, po czym Gaw�a ukoronowano razem z jego �on� i pocz�o si� panowanie. Kotek i pies przy nowym kr�lu nieodst�pni byli ci�gle. Jak Gawe� kr�lowa�, domy�li� si� �atwo, znaj�c dobre jego serce. Pocz�� od tego, �e biedny lud od wszelkich podatk�w i od ci�kich danin uwolni�, dla ubogich pozak�ada� szpitale i domy przytu�ku, a po ca�ych dniach z kotem i psem chodz�c szuka� �ebrak�w, kalek, sierot, aby im pomaga�, ratowa�, odziewa� i karmi�. Kr�lowej si� to nie podoba�o, a jeszcze mniej wszystkim panom przy dworze, kt�rzy na to nosem kr�cili, �e Gawe� ich pochlebstw nie s�ucha� i nie obdarza� ich, a ca�y by� biednym oddany. Zacz�li wi�c panowie owi podrwiwa� z kr�la i nawet o�mielili si� przed kr�low� przeb�kiwa�, �e kr�l to by� osobliwy jaki� i musia� chyba sam by� lichej kondycji, kiedy si� tak kocha� w pospolitym gminie. Ubod�o to kr�low�, kt�ra cho� m�a dosy� kocha�a, dumna by�a z tego, i� pochodzi�a z wielkiego rodu Gwo�dzik�w i Cwieczk�w. Zacz�a wi�c wypytywa� m�a o jego r�d i genealogi�. Gawe� �miej�c si� zby� ni tym, ni owym, czym wielk� wzbudzi� w niej ciekawo��. Zacz�a mu si� wi�c bardzo przymila� kr�lowa, udawa� dla niego nadzwyczaj na mi�o�� i zar�cza� mu, �e cho�by prostym cz�owiekiem by�, ona r�wnie kocha�aby go zawsze i wdzi�czn� mu by�a za ocalenie kr�lestwa. Z wolna te� coraz natarczywiej dowiaduj�c si� i badaj�c go kr�lowa Marmuszka jednego wieczora, gdy sami byli i siedzieli w ogrodzie s�uchaj�c s�owik�w, zacz�a go usilnie prosi� i zaklina�, aby jej histori� swoj� od dzieci�stwa poczynaj�c opowiedzia�. Gawe� dobroduszny wyzna� jej wszystko, a naprz�d, �e prostym ch�opskim synem by� i jakim sposobem do tego cudownego pier�cienia doszed�. Nie kry� si� nawet z tym, gdzie ten sw�j skarb nosi� i jak go potrzeba by�o u�ywa�. Kr�lowa Marmuszka dowiedziawszy si� o tym, �e za�lubi�a ch�opa, nie da�a tego zna� po sobie, ale niezmiernie si� zgryz�a, postanawiaj�c zgubi� go i od niego si� uwolni�. Jednego tedy razu, gdy Gawe� mocno zasn��, w^cale si� nie obawiaj�c niczego, zakrad�a si� kr�lowa i pier�cie� mu zr�cznie z zanadrza dobywszy, na sw�j palec w�o�y�a, ��daj�c od niego, aby Gawe� natychmiast przeniesiony zosta� do wielkiej wie�y na pustej wyspie w�r�d morza i tam do �mierci pod stra�� siedzia�, wi�cej ani jej, ani kr�lestwa swego nie ogl�daj�c. Gdy poczciwy Gawe� obudzi� si�, ju� by� wedle rozkazania �ony zamkni�ty i zobaczywszy, �e pier�cienia nie mia�, domy�li� si�, �e go zdradzi�a kr�lowa. Wdrapa� si� na g�rne pi�tro wie�y, aby cho� zobaczy�, gdzie go osadzono, i ujrza� doko�a tylko jedno morze, a jak okiem zajrze� male�k� wysp� skalist�, o kt�r� si� ba�wany rozbija�y, i morskie ptactwo, kt�re �a�o�nie piszcz�c lata�o doko�a. Kogo mu najbardziej �al by�o, to kota i psa, przyjaci� swych wiernych. kt�rych tu z nim nie by�o. Ale gdy si� to dzia�o, �w pies i kot r�wnie po ca�ym zamku swojego pana szukali, biegali, w�chali - nie mog�c si� domy�li�, co si� z nim sta�o. Piesek dopiero pier�cie� spostrzeg�szy na palcu u kr�lowej, bo ta go nigdy nie zrzuca�a, domy�li� si�, i� zdrad� pozby�a si� m�a. We dwu z kotem osnuli wi�c plan, jakim by sposobem mogli pana pom�ci� i uwolni�. Kot pocz�� od tego, �e z zajad�o�ci� najwi�ksz� rzuci� si� na myszy zamkowe, aby zmusi� je do pomocy dla odzyskania pier�cienia. On i pies, kt�ry mu we wszystkim dopomaga�, t�pili je bez mi�osierdzia. W ko�cu te� do ostateczno�ci doprowadzone myszy, kt�rym na zamku dobrze by�o i wynosi� si� z niego nie chcia�y, zwo�a�y sejm w piwnicy. Pocz�wszy radzi� z wieczora, poniewa� g�osy by�y podzielone, a ka�da mysz chcia�a d�ug� mow� powiedzie� i pochwali� si�, �e umie pi�knie m�wi� - radzi�y do rana i... nic nie uradzi�y. Nazajutrz zwo�awszy si� znowu, o ma�o si� nie pok�sa�y! Ca�a gromadka podzieli�a si� na dwa obozy, a trzeci stan�� w po�rodku, aby je zgodzi�. Ten zagryziono na �mier�. Dziesi�tego dnia, gdy kot coraz okrutniej si� pastwi� nad nimi, postanowiono nareszcie wys�a� do niego poselstwo... Kot przyj�� je, ale zapowiedzia�, �e o �adnym modus vivendi mowy by� nie mo�e, dop�ki myszy mu pier�cienia od kr�lowej nie dostan�. Wyszpiegowa� on, �e w nocy kr�lowa go \v ustach trzyma z obawy, aby si� z palca nie zsun��, bo r�k� mia�a ma�� i paluszki cienkie, a pier�cie� by� du�y. Myszy tedy, ratuj�c nar�d sw�j od zag�ady, musia�y wkra�� si� do sypialni i czatowa�. A �e to s� stworzenia bardzo przemy�lne i m�dre, obmy�li�y �askota� tak �pi�c� Marmuszk�, aby �pi�ca pier�cie� z ust wypu�ci�a. Raz i drugi si� to nie uda�o, na ostatek, gdy ci�gle myszki ogonkami jej ko�o ust pocz�y �askota�, kr�lowa otworzy�a je, a pier�cie� wypad� i zsun�� si� na pod�og�; tu pies i kot czekali ju� i pies, chwyciwszy pier�cie�, natychmiast skroba� pocz�� do drzwi, skomli�, a� s�u��ca wstawszy wypu�ci� go musia�a. Pies i kot razem tej�e nocy wykradli si� precz z zamku i z miasta w pole, a �e wiedzieli ju� instynktem, �e Gawe� na wyspie pustej w�r�d morza si� znajdowa�, wprost do morza d��yli... Szli i szli, bo bardzo daleko by�o do brzegu, a� nareszcie dostali si� do niego. Ale jak tu si� przez wod� przeprawia�? Kot nie umia� p�ywa�, a nie chcia� si� zosta�, bo utrzymywa�, �e bez niego si� tam nie obejdzie. U�o�yli si� wi�c. �eby pies wzi�� go na grzbiet, a kot mia� w pysku pier�cionek nie��, i tak do wyspy p�yn�� mieli. Wszystko z pocz�tku sz�o pomy�lnie, byli ju� na p� drogi od wyspy, kt�r� z dala widzieli, gdy pies zapyta� kota: - Masz pier�cie�? - A mam! - odpar� kot, ale gdy to m�wi�, otworzy� g�b� i - pier�cie� wypad� z niej i w g��bi morza uton��. Nie �mia� si� ju� do tego przyzna� ze strachu, a� stan�li na wyspie. Tu si� pies pyta: - A gdzie pier�cie�? - Trzyma�em go wiernie - rzek� kot z bole�ci�- ale gdy� mnie zapyta�, niepotrzebnie otworzy�em pyszczek, aby odpowiedzie�, i... pier�cie� poszed� na dno morza. Pies wpad� w ogromn� w�ciek�o��. - Kocie! Zdrajco jaki� - zakrzycza� - r�b, co chcesz! Ratuj si�. jak mo�esz, ale ci to przysi�gam na Cerbera, �e je�li mi pier�cienia jakimkolwiek sposobem nie odzyskasz, zagryz� ci� na �mier�... a sam te� potem g�odem si� zamorz�. Kot nie mia� innego sposobu, bo prostaczek by� i wymy�li� nic innego nie umia�, tylko tak samo sobie post�pi� z rybami jak na zamku z myszami. Stan�� wi�c, by czatowa� na ryby i dusi� je bez mi�osierdzia. Tysi�ce trup�w le�a�o na brzegu; morderstwo by�o okrutne, ryby si� przestraszy�y. Zwo�a�y wi�c i one sejm wielki, ale daleko inszy ni� u myszy. Zasiad�y ogromne �ososie, szczupaki i r�ne ich matadory, w jednej c�wili uradziwszy poselstwo do kota. Drobne rybki musia�y s�ucha� i ani my�la�y si� przeciwi�, bo� im g�osu nawet nie dano. Kot ju� czeka� na brzegu. Jesiotr stary pocz�� do niego mow�, ale tej on ani chcia� s�ucha�. - �mier� wam wszystkim - zamiaucza� -je�li mi pier�cienia nie dostaniecie! R�bcie, co chcecie, inaczej pokoju nie b�dzie! Natychmiast ryby wielkie, kt�rym si� nie chcia�o samym w b�ocie i szlamie bruka� na dnie, wykomenderowa�y dziesi�� tysi�cy male�kich, aby pier�cienia szuka�y, i tego� dnia uboga p�otka go przynios�a... Stary jesiotr go jej odebra� i pop�yn�� do kota. Rado�� by�a wielka, ale na tym nie koniec. Pier�cie� wprawdzie mieli, a dosta� si� z nim do �rodka wie�y nie by�o sposobu. Nie by�o do niej �adnego wnij�cia, �adnej dziury, �adnego okna i tylko wierzch mia�a otwarty, kt�r�dy powietrze wchodzi�o. Kot wi�c ofiarowa� si� drapa� na mur do pana... Pies zosta� pod wie��, siad� na skale i pilnowa�. Lezie tedy kot. lezie, trzyma si� pazurami kamieni, dobra� si� do po�owy wie�y, a tu go si�y opu�ci�y... i... buch... na ziemi�. Ale �e kot zawsze na nogi pada, wi�c ma�o co si� utrz�s�. Pies zawarcza�: - Musisz si� dosta� na g�r�. a nie, to ci� zagryz�, pr�buj drugi raz! Ledwie wytchn�wszy kot po raz wt�ry pocz�� w�dr�wk� po murze i spad� znowu, a pies go za kark pochwyci� i o ma�o nie zdusi�. - Polez� raz jeszcze - j�kn�� kot - tylko daj mi odetchn��. Za trzecim razem kot ju� tak pazurami si� chwyta� i wybiera� dobrze kamienie, �e si� do wierzcho�ka dosta�. Gawe� w�a�nie siedzia� tam na kamiennej �awce i t�sknie na morze patrzy�, gdy swojego poczciwego kota zobaczy�, kt�ry bezsilnie pad� u n�g jego, a razem i z�oty pier�cie� si� potoczy�... Pochwyci� go Gawe� uradowany, biedne stworzenie razem na r�ce bior�c, bo kot ju� ledwie dysza�... Poniewa� go tam na wie�y o suchym chlebie i wodzie trzymano, kr�l Gawe� g�odny by� i zmizerowany, wi�c potar� pier�cie� ��daj�c gospody dla siebie, psa i kota... I w tej chwili znale�li si� wszyscy za sto�em w tej samej izbie, w kt�rej Gawe� ju� raz bywa�, gdy od rodzic�w wyszed�... Nie tylko odpocz��, zje�� i napi� si� potrzebowa�, a towarzysz�w nakarmi�, ale i o tym pomy�le�, co dalej robi�. Do kr�lowej, kt�ra go tak niegodziwie zdradzi�a, powraca� nie bardzo chcia�, chocia� j� kocha�. Wszelako pi�knego kr�lestwa �al mu by�o, a nade wszystko ubogich �ebrak�w, kalek i wszystkich biedak�w, kt�rym m�g� by� pomoc� i opiek�. Wyspawszy si� i najad�szy, nimby co� postanowi� Gawe�, za��da� on sobie przej�� si� troch� mi�dzy zielono�ci� i drzewami, kt�rych nie widzia� dawno - zn�w wi�c na t� sam� wybra� si� drog� co w pierwszej podr�y i trafi� do tej samej wioski. Dziwna rzecz, tak jak pierwszym razem, znalaz� si� t�um ogromny w rynku, przestraszony i lamentuj�cy - Poczciwi ludzie, co si� tu u was znowu dzieje? - zapyta�. - Bied� jak�� widz�, macie. - Och! Bieda, bieda.' - odpowiedzia� mu w�jt. - A ju� nas teraz nikt ratowa� z niej nie przyjdzie. Kr�lowa i kr�lestwo padnie ofiar�. Nie wiadomo, co si� z kr�lem Gaw�em sta�o, kt�ry panem by� rozumnym i silnym. Teraz, gdy go nie ma, niepoczciwy Bimbas dowiedzia� si� o tym, ci�gnie na stolic� i zawojuje nas, a zawojowawszy ka�e swoim j�zykiem gada�, do swoich modli� si� bog�w i za��da, aby�my wszyscy sk�r� z siebie pozdzierali a powk�adali t�, kt�r� on nam narzuci. A to jest najstraszniejsza rzecz, jaka nar�d biedny spotka� mo�e. Gawe� s�ucha� i duma�. Do kr�lowej �al mia� wielki, to prawda, ale czy� za to kr�lestwo jego pokutowa� mia�o? Potar� wi�c pier�cie� ��daj�c sto tysi�cy wojska i trzech wojewod�w. W mgnieniu oka wojewodowie nadbiegli, wojsko stan�o. Gawe� na koniu siedzia� i ci�gn�� pod stolic� na odsiecz! ... Gdy si� tu wojsko jego pokaza�o, a Bimbas je zobaczy�, nie czekaj�c bitwy pocz�� ucieka�... Bito wi�c ich w pogoni na kapust� siek�c, a sam niepoczciwy Bimbas pad� na placu. Kr�lowa z zamku patrzy�a i mdla�a ze strachu. Wprawdzie nieprzyjaciel zosta� odparty, ale Gawe�, m�� jej, b�dzie chcia� si� na niej pom�ci� za zdrad�... Przeb�aga� go nie widzia�a sposobu... Zwyci�ski pan wchodzi� ju� do swej stolicy. Marmuszka zamkn�a si� w izbie i pad�szy na ziemi�, losu strasznego, jaki j � spotka� mia�, czeka�a, b�d�c pewna, �e kr�lj�teraz na t� sam� pust� wysp� ze�le, aby tam w wie�y siedzia�a. Ale Gawe� nadto poczciw i dobry by�, a�eby si� mia� m�ci� srogo... Otworzono wrota, panowie i starszyzna plackiem pad�a pod nogi panu, udaj�c niezmiern� rado�� z jego powrotu. Gawe� nic nie m�wi�c wprost do �ony prowadzi� si� kaza�. Stan�� we drzwiach. - A co, kr�lowo Marmuszko? - rzek�. - A tom ja zn�w zjawi� si� w por�. Nieprawda�? Na wie�y mi si� strasznie nudzi�o. Pa� B�g pom�g�, przyjaciele poratowali... Musi my tedy znowu �y� razem, bo co si� sobie raz �lubowa�o, to si� rozerwa� nie mo�e... M�g�bym sieja m�ci�, ale nie chc�. Pod�a to rzecz... Bez kary jednak s�usznej nie ujdziesz, kr�lowo moja. Tu Marmuszka g�ow� podnios�a s�uchaj�c. - Jestem sobie prosty ch�op... Gawe�... z ch�opa kr�lem zosta�em i z tym si� nie taj�. Posz�a� za mnie, Marmuszko, jeste� �on� moj�, wi�c wraz ze mn� musisz za kar� i�� i rodzicom moim w chacie ubogiej do st�p si� pok�oni�... Na�wczas wszystko ci przebacz� i zapomn�. Kr�lowa Marmuszka u�ciska�a nogi jego i na wszystko si� zgodzi�a. Nazajutrz, jak dzie�, potar� kr�l pier�cie� ��daj�c by� na drodze do chaty rodzic�w... I on, i Marmuszka, oboje w koronach z�otych, w p�asz czach z gronostajami, za nimi dw�r, wozy, konie, skarby, a� strach. Id�, id�, a� jeden z braci Gaw^�owych p�dzi wo�y z paszy i zobaczywszy kr�la pad� na ziemi�, przestraszony, bij�c czo�em. A by� w prostej sukmanie, obdarty i brudny. Stan�� kr�l, �miej�c si�. - A c� to, ty mnie nie pozna�?... Tociem Gawe�, rodzony tw�j brat, tylkom si� przez moj� g�upot� korony dorobi�, gdy ty ze swoj� m�dro�ci� wo�y pasiesz. Wstawaj i chod� z nami. Musia�a tedy kr�lowa Marmuszka �cierpie�, �e ch�op jeden ju� przy niej szed�. Troch� dalej, patrz�, idzie brat drugi, chude konie pop�dzaj�c. Zobaczywszy orszak kr�lewski, co pr�dzej na bok odegna� szkapy i nie �miej�c nawet spojrze� na Gaw�a, pad� pozdrawiaj�c go. A ten wo�a: - Wstawaj! Nie pozna�e� mnie. brat tw�j jestem, chod� z nami. Pod sam� chat� nastraszy� si� ich tak samo brat trzeci - i zbli�yli si� nareszcie do wr�t. Ojciec i matka wybiegli si� przypatrywa� orszakowi, kt�ry si� zatrzyma�. Rodzice oboje nie poznali Gaw^a, a� po g�osie, gdy si� odezwa� do nich i pok�oni� obojgu... - B�g wam zap�a�, kochani moi, �e�cie mnie precz z chaty wygnali, bo gdyby nie to, nie doszed�bym do kr�lestwa i nie m�g�bym wam na staro�� by� pomoc�. Wi�c dzi�kuj� warn z duszy, a gdy mnie B�g na ronie posadzi�, abym nie zapomnia� nigdy, �em taki cz�ek jako i inni ludzie, chod�cie wy ze mn� i zasi�d�cie przy mnie w ch�opskich sukmanach, abym si� pokory uczy� i w dum� nie wzbija�. To rzek�szy Gawe�, rodzic�w swych poszanowawszy, zabra� ich ze sob� do stolicy, w kt�rej gody nowe sprawiwszy sto lat szcz�liwie kr�lowa� z kr�low� Marmuszka, a synowie jego po dzi� dzie� w tym pa�stwie panuj�.