Anonim - Pan i jego niewolnice
Szczegóły |
Tytuł |
Anonim - Pan i jego niewolnice |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Anonim - Pan i jego niewolnice PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Anonim - Pan i jego niewolnice PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Anonim - Pan i jego niewolnice - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Anonim
Pan i jego niewolnice
Przełożył Bartłomiej Zborski
Strona 3
Tytuł oryginału: The Way of a Man with the Maid
Copyright © for the Polish edition by Grupa
Wydawnicza Foksal, MMXIV
Copyright © for the Polish translation by Grupa
Wydawnicza Foksal, MMXIV
Wydanie I
Warszawa
Strona 4
Spis treści
Część pierwsza Tragedia
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Strona 5
Rozdział jedenasty
Część druga Komedia
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Przypisy
Strona 6
Część pierwsza
Tragedia
Strona 7
Rozdział pierwszy
Ja, rzeczony mąż1, nie będę zabierał czasu
czytelnikom, wdając się w szczegóły dotyczące
okoliczności, w jakich Alice, rzeczona panna,
wzbudziła we mnie pragnienie zemsty, co
doprowadziło do tego, że podjąłem taką, nie zaś
inną drogę, o której teraz zamierzam opowiedzieć.
Dość rzec, iż Alice okrutnie i bezpodstawnie mnie
porzuciła. Ja zaś, pod wpływem doznanej urazy,
przysiągłem sobie, że gdyby kiedykolwiek nasze
drogi się spotkały, jej zmysłowe ciało udzieli mi
rekompensaty za rozczarowania, jakich doznałem.
Ponadto – uciekając się do przemocy –
wyegzekwuję od niej należne panu młodemu
przywileje, których tak namiętnie pożądałem.
Musiałem wszakże ukryć swoje uczucia
i pragnienia. Mieliśmy z Alice wielu wspólnych
przyjaciół, którzy nic nie wiedzieli o naszym
poróżnieniu. Ponadto często się widywaliśmy,
toteż gdybym zdradził się przed nią
w najmniejszym bodaj stopniu ze swoich
zamiarów, zniweczyłoby to wątłe widoki na ich
sukces. Z takim powodzeniem ukrywałem swe
rzeczywiste plany pod płaszczykiem
Strona 8
wielkodusznego przyzwolenia, iż Alice nie była
w najmniejszym stopniu świadoma (jak mi później
wyjawiła), że moje postępowanie było wtedy
tylko grą.
Jedn akże, jak mówi przysłowie, cierpliwe
czekanie zawsze zostaje nagrodzone. Przez dość
długi czas skłonny byłem mniemać, że postąpię
najroztropniej, porzucając pragnienie zemsty,
ponieważ okoliczności absolutnie i bezwarunkowo
wykluczały, żebym posiadł Alice w miejscu czy też
w czasie najdogodniejszym do spełnienia mych
zamysłów. Lecz trzymałem nerwy na wodzy, licząc
na pomyślne doprowadzenie sprawy do końca,
jednocześnie cierpiąc dzielnie i wytrwale katusze
niespełnionych pragnień i wzmagających we mnie
chuci.
Potem nadarzyła się sposobność zmiany
mieszkania, a poszukując nowej kwatery, tra łem
na skromny apartament złożony z salonu i dwóch
sypialni, które już same w sobie świetnie by mnie
zadowoliły. Gospodarz pragnął jednak wynająć
także pomieszczenie, które nazywał składzikiem
czy też rupieciarnią. Początkowo odmówiłem, ale
ponieważ się upierał, postanowiłem obejrzeć tę
izbę. Okazała się pomieszczeniem bardzo
osobliwym, zarówno jeśli chodzi o dostęp do niej,
Strona 9
jak też sam jej wygląd. Otóż szło się tam krótkim
korytarzykiem wiodącym z podestu schodów
i zaopatrzonym z obu stron w dwoje doskonale
dopasowanych drzwi. Samo pomieszczenie
przypominało kształtem kwadrat, było
przestronne i wysokie, jednakże jedynym otworem
w ścianach były właśnie owe drzwi. Światło
i powietrze zapewniał duży świetlik, czy też,
z uwagi na swoje rozmiary, latarnia 2, zajmująca
większą część powierzchni dachu, wsparta na
czterech pękatych i tęgich drewnianych
kolumienkach.
Ponadto ściany były grubo wyściełane.
Zauważyłem, że wpuszczono w nie, osadzone
w regularnych odstępach dwa rzędy metalowych
pierścieni: pierwszy znajdował się tuż nad
podłogą, drugi – na wysokości mniej więcej ośmiu
stóp. Ze ściągów dachowych zwisały krążki do
przewleczenia liny – w parach pomiędzy
podporami. Dwie nisze, widoczne w ścianie
z drzwiami, tworzyły w naturalny sposób
wklęśnięcia i wybrzuszenia korytarzyka
prowadzącego do owego pomieszczenia.
Sprawiały wrażenie, jakby niegdyś oddzielono je
od pozostałej części izby kratami, dlatego
przyp omin ały więzienn e cele.
Strona 10
Wszystko to wyglądało tak osobliwie, że
zapytałem gospodarza, co się tu dawniej
znajdowało. Odparł, że gmach wzniesiono
z przeznaczeniem na prywatny zakład dla
obłąkanych, a było to w czasie, gdy obecnie ta
niemodna dzielnica cieszyła się wielkim wzięciem.
Jeśli zaś chodzi o samo pomieszczenie, służyło ono
niegdyś za „pokój szaleńców”, w którym
izolowano agresywnych pacjentów. Rygle,
zasuwy, pierścienie i krążki tworzyły
instrumentarium używane do poskramiania tych
nieszczęśników, ilekroć dostawali gwałtownych
ataków furii, a izolacja ścian oraz szczelne
podwójne drzwi sprawiały, że ich szaleństw nie
słyszeli sąsiedzi. Gospodarz dodał, że pokój jest
naprawdę dźwiękoszczelny, o czym
niejednokrotnie mogli się przekonać goście, którzy
oglądali te apartamenty.
Wówczas, niczym błyskawica, przeleciała mi
przez głowę pewna myśl. Przecież pokój ów
idealnie nadaje się na miejsce do realizacji moich
planów zemsty! Gdybym tylko zdołał zwabić doń
Alice, znalazłaby się całkowicie na mojej łasce, nikt
bowiem nie usłyszy jej krzyków o pomoc, co tylko
wzmocni moją rozkosz. Wszystkie zaś rygle,
pierścienie, krążki – i tak dalej – który to zestaw
Strona 11
mógłbym przecież uzupełnić kilkoma odpowiednio
przygotowanymi mebelkami, pozwolą mi umieścić
Alice w dowolnej pozycji i unieruchomić ją,
podczas gdy będę zabawiał się jej ciałem.
Uszczęśliwiony zgodziłem się więc wynająć
również i to pomieszczenie, po czym nieśpiesznie,
z głębokim namysłem, zaplanowałem wszystko
w najdrobniejszych detalach. Obstalowałem owo
dodatkowe umeblowanie, które, choć na pozór
niewinne i nadzwyczaj komfortowe, zostało
wyposażone w liczne ukryte mechanizmy zdolne
wprawić w szczególną konfuzję każdą kobietę,
której ciałem zamierzałbym zawładnąć
i doprowadzić do zycznego zniewolenia.
Nakazałem też pokryć podłogę grubymi perskimi
dywanami oraz kilimami, w dwóch niszach
urządzić zaś niby to ciemnie fotogra czne, lecz
w taki sposób, by mogły służyć jako toalety
i garderoby. Gdy wszelkie prace zostały
ukończone, moje Gniazdeczko (tak bowiem
nazwałem ów przybytek) przybrało wygląd
wyjątkowo pięknego i wygodnego pokoju,
podczas gdy w rzeczywistości stało się, ni mniej, ni
więcej, zamaskowan ą izbą tortur.
Teraz nadszedł czas na realizację
najtrudn iejszej części mego plan u.
Strona 12
Jakże jednak miałem usidlić Alice? Na
nieszczęście nie mieszkała w Londynie, lecz
opodal, pod jednym dachem z zamężną siostrą,
i do miasta przyjeżdżała wyłącznie w jej
towarzystwie. A zatem mój problem zasadzał się na
tym, w jaki sposób miałbym doprowadzić do tego,
by znaleźć się sam na sam z Alice na tyle długo,
żeby móc urzeczywistnić swoje zamiary.
Zachodziłem w głowę, jak ów cel osiągnąć.
Siostry często odwiedzały Londyn
w nieregularnych odstępach czasu, co wynikało już
to z rozmaitych obowiązków towarzyskich, już to
z konieczności zrobienia zakupów. Postępując
w myśl zasady polityki l’entente cordiale,
zap raszałem je do siebie, aby wypoczęły i się
pokrzepiły. Panie chętnie korzystały z mojego
lokum, częściowo z powodu bliskości Regent
Street, ale też z powodu nadzwyczaj smakowitego
jadła, którym niezmiennie je raczyłem. Głównie
z powodu łagodnego ukojenia, jakie zapewniała
absolutna cisza i spokój panujące w Gniazdeczku
po zgiełku i hałasie londyńskich ulic, obie siostry
poczęły zaszczycać mnie regularnie swoim
towarzystwem podczas lunchu, czy też
popołudniowej herbatki, ilekroć przybyły do
miasta i akurat nie miały żadnych innych
Strona 13
zobowiązań.
Nie muszę chyba dodawać, iż żywiłem sekretne
nadzieje, że podczas którejś z tych wizyt zyskam
sposobność urzeczywistnienia swoich planów
zemsty. Jednakże przez kilka miesięcy żyłem
w przeświadczeniu, że nieuchronnie spotka mnie
zawód. Cierpiałem istne męki Tantala, gdy
nieprzeczuwająca niczego Alice przebywała wraz
ze mną w pomieszczeniu, które przygotowałem
w celu zadania jej gwałtu. Była w zasięgu zarówno
moich rąk, jak i ukrytej maszynerii, z której
pomocą uzyskałbym nad nią absolutną władzę
i dysponowałbym swobodnie jej ciałem. Dalibóg,
niechybnie uruchomiłbym to instrumentarium,
gdyby nie obecność jej siostry. Sytuacja ta
wyzwalała we mnie tak przemożne pragnienia, że
zacząłem nawet planować poddanie także Marion
karze przeznaczonej dla Alice. Myśl taka rysowała
się nader obiecująco, ponieważ Marion była
przecudownym okazem niewiasty; wyższa i tęższa
niż jej siostra, miała też bardziej posągowe
kształty (Alice była petite). Perspektywa
posiadan ia jej przez kilka godzin, obłapiania
i chędożenia, była więc ze wszech miar przyjemna
i obiecująca.
Zacząłem tak poważnie rozważać tę możliwość,
Strona 14
że poleciłem przerobienie fotela w taki sposób, by
naciśnięcie ukrytej dźwigienki wyzwalało
odpowiednie mechanizmy: w jednej chwili nacisk
ciała siedzącej w nim osoby powodował, iż
poręcze mebla pochylały się do wewnątrz,
unieruchamiając nieszczęśnika. Fotel ów,
luksusowo wyściełany i wyposażony, jak
wspomniałem, w dyskretną dźwignię, wprost
zapraszał, by w nim spocząć. Alice natychmiast
nań opadała w błogiej nieświadomości, że mebel
ten może unieruchomić jej ciało, podczas gdy ja
przystąpię do rzeczy i poddam podobnej
procedurze Marion.
Nim jednak zdecydowałem się skorzystać z tego
ostatecznego środka, ma cierpliwość została
wyn agrodzon a. Oto jak się to stało.
Pewnego wieczora doręczono mi liścik o treści
takiej, jak wiele razy już otrzymywałem: siostry
przybędą do Londynu nazajutrz i pragną zjeść ze
mną lunch. Ale, ku mojemu zaskoczeniu, na
krótko przed wyznaczoną godziną Alice pojawiła
się sama. Wyjaśniła, że gdy już wysłała rzeczony
liścik, biedna Marion zachorowała i przez całą noc
bardzo źle się czuła, toteż, choć potem nieco jej się
polepszyło, nie mogła przybyć wraz z nią. Alice
bardzo zależało na zrobieniu zakupów, dlatego
Strona 15
zdecydowała się przyjechać sama i odwiedziła
mnie, by wyjaśnić, co zaszło. Oświadczyła jednak,
że nie zostanie na lunchu, lecz wypije herbatę i zje
bułeczkę z rodzynkami na mieście.
Zaprotestowałem energicznie przeciw
zamiarowi pozbawienia mnie jej towarzystwa,
wątpię jednak, że zdołałoby to skłonić Alice do
zmiany zamiarów, gdyby, szczęśliwym trafem,
akurat nie lunął deszcz. Alice zawahała się:
suknia, w którą była ubrana, niechybnie mocno by
ucierpiała; postanowiła więc zostać u mnie na
lunchu i gdy deszcz min ie, udać się po zakup y.
Gdy oddaliła się na chwilę do sypialni, z której
korzystała wraz z siostrą podczas odwiedzin,
owładnęło mnie szalone podniecenie. Alice jest
u mnie – i to sama! Wydawało mi się to zbyt
piękne, żeby mogło być prawdziwe. Wiedziałem
jednakże, że musi jeszcze znaleźć się
w Gniazdeczku, ponieważ w każdym z pozostałych
pomieszczeń jest całkowicie bezpieczna. Kwestią
najwyższej wagi było, żeby ani przez chwilę nie
czuła się zaniepokojona, dlatego też wielkim
wysiłkiem woli zebrałem się w sobie i nim Alice
weszła do jadalni, przybrałem zwykły wyraz
twarzy.
Szybko podano do stołu. Początkowo Alice
Strona 16
wydawała się lekko podenerwowana
i skrępowana, jednakże prowadząc z nią uprzejmą
i taktowną konwersację, spowodowałem, że
odzyskała równowagę ducha i rozmawiała wesoło
i w sposób naturalny. Chytrze usadowiłem ją
tyłem do okna, nie chcąc, by zauważyła oznaki
zbliżającej się burzy; niebawem też ku swojemu
zaskoczeniu skonstatowałem, że aura robi się
coraz gorsza. Ale brałem też pod uwagę, że lada
moment może zacząć się przejaśniać, dlatego
uznałem, że im szybciej Alice znajdzie się
w Gniazdeczku, tym lepiej dla mnie – i tym gorzej
dla niej. Toteż wszelkimi siłami dążyłem do
przyśpieszen ia lunchu.
Tymczasem gdy Alice sączyła powoli kawę,
nagle deszcz zaczął uderzać o szyby, po czym
rozległ się złowieszczy pomruk grzmotu. Odgłosy te
spowodowały, że poderwała się z fotela i zbliżyła
do okna.
– Och! Spójrz tylko! – wykrzyknęła przerażona.
– Ależ nie w porę!
Stan ąłem obok niej przy oknie.
– Na Jowisza, rzeczywiście fatalnie –
zauważyłem, dodając: – Najwyraźniej zaciągnęło
się na dobre. Mam nadzieję, że nie masz w to
popołudnie żadnych umówionych spotkań i nie
Strona 17
będziesz musiała przebywać zbyt długo na dworze.
Gdy wypowiadałem te słowa, niebo przecięła
potężna błyskawica i natychmiast huknęło. Na
twarzy Alice pojawiło się przerażenie i cofnęła się
niep ewn ie.
– Och! – wykrzyknęła przestraszona. – Jestem
małym głupiutkim tchórzem – szepnęła – i boję się
burzy, budzi we mnie trwogę!
– W takim razie może dasz się zaprosić do
Gniazdeczka? – zaproponowałem, grając rolę
troskliwego gospodarza. – Stamtąd nie będzie
widać błyskawic i na pewno nie usłyszysz huku
piorunów, ponieważ pokój ów jest
dźwiękoszczelny. Przejdziemy tam? – zapytałem,
otwierając zachęcająco drzwi.
Lekko się zawahała. Czyżby anioł stróż
podpowiadał Alice, jaki los ją czeka, gdy przyjmie
moje pozornie niewinne zaproszenie? Jednak w tej
samej chwili niebo przeorała kolejna błyskawica,
wielka i oślepiająca, której towarzyszył niemal
jedn oczesny grzmot.
– O tak, o tak! – niemal krzyknęła, po czym
wybiegła. Śledziłem ją wzrokiem, a serce waliło mi
jak szalone. Alice przebiegła przez oboje drzwi
i znalazła się w Gniazdeczku, czyli w potrzasku,
jaki na nią mozolnie z rozmysłem zastawiłem.
Strona 18
Zaryglowałem bezszelestnie drzwi zewnętrzne, po
czym zamknąłem wewnętrzne. Alice należała do
mnie! Do mnie! Wreszcie ją miałem! Teraz
nadszedł czas na dokonanie zemsty! Teraz jej
nieskalana dziewiczość zostanie oddana na pastwę
moich chuci, zmuszę ją do zaspokojenia mych
lubieżnych żądz! Alice była całkowicie zdana na
mą łaskę i niełaskę, toteż niezwłocznie
przystąp iłem do realizacji swych okrutnych
pragnień.
Strona 19
Rozdział drugi
Po błyskawicach i grzmotach kojąca cisza
panująca w Gniazdeczku przywróciła Alice spokój
i równ owagę ducha. Odetchnęła głęboko.
– Ależ to prześliczny pokój, Jack! – wykrzyknęła
oczarowana. – Spójrz tylko: deszcz bije w świetlik,
a tu nic, a nic nie słychać!
– O tak, na pewno nic nie słychać –
potwierdziłem – bo pokój ten jest doskonale
dźwiękoszczelny. W całym Londynie nie ma
chyba pomieszczenia bardziej nadającego się do
rea lizacji mojego szczególn ego celu.
– Jakiego celu? – zap ytała.
– Pohańbienia cię – rzekłem cicho, patrząc jej
prosto w oczy. – Pozbawien ia cię dziewictwa.
Wzdrygnęła się w osłupieniu. Mocno
poczerwieniała. Patrzyła na mnie, jakby nie
wierząc własnym uszom. Ja zaś stałem
nieruchomo i spokojnie ją obserwowałem.
Widziałem, jak ogarnia ją jednocześnie oburzenie
i gniew i jak mocn o cierp i jej urażon a skromn ość.
– Jesteś chyba szalony – wycedziła głosem,
w którym nabrzmiewała wściekłość. – Zapominasz
się. W takim razie zechciej uważać naszą przyjaźń
Strona 20
za zawieszoną do czasu, aż wróci ci rozsądek
i należycie przeprosisz mnie za tę niewybaczalną
zniewagę. Tymczasem proszę cię tylko
o przywołanie dorożki, bym mogła nie przebywać
dłużej w obecności osoby o takim pokroju jak ty. –
Jej oczy zap łon ęły gniewem.
Roześmiałem się cicho.
– Czy naprawdę sądzisz, Alice, że postąpiłem
tak, nie przemyślawszy konsekwencji? – spytałem
chłodno. – Czyżbyś naprawdę sądziła, że
postradałem zmysły? Czy nie jest tak, że masz do
spłacenia niewielki rachunek za to, co uczyniłaś mi
dawno temu? Oto i nadszedł dzień zapłaty, moja
droga, dobrze się zabawiłaś moim kosztem,
dlatego ja zabawię się teraz twoim. Igrałaś z moim
sercem, pozwól więc, że ja poigram z twoim
ciałem.
Wpatrywała się we mnie zaskoczona
i śmiertelnie przerażona. Oszołomiły ją mój spokój
i zdeterminowanie. Zbladła na twarzy, słysząc
wzmiankę o przeszłości, po czym jeszcze bardziej
się spłoniła pod wpływem moich słów dotyczących
najbliższej przyszłości. Po krótkiej chwili
kontyn uowałem.
– Zaplanowałem z rozmysłem tę zemstę.
Wynająłem ów apartament tylko dlatego, że