5010
Szczegóły |
Tytuł |
5010 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5010 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5010 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5010 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GRAHAM MASTERTON
Wykl�ty
(Prze�o�y�a: Danuta G�rska )
Wszelako jest jeszcze Inny, kt�rego Imi� nigdy nie bywa wymawiane, jest on
bowiem Wyrzutkiem Wygnanym i z Nieba, i z Piek�a, jednako pot�pionym
po�r�d wy�szych Byt�w i na ziemskim padole. Jego Imi� wykre�lono z
ka�dej Ksi�gi i Tablicy, zasi� jego Wizerunek zniszczono w ka�dym Miejscu,
gdzie Ludzie oddawali mu cze��. On jest Wykl�ty i budzi najwy�szy Strach,
na jego bowiem Rozkaz zmarli powstaj� z grob�w i Sionce samo gasi sw�j
blask.
Tak zwany �ostatni zakazany ust�p� z Codex Daemo-nicus,
ksi�gi powsta�ej w 1516 roku i r�wnie� �zakazanej� a� do 1926
roku, kiedy ukaza�a si� ponownie w Pary�u nak�adem
wydawnictwa Ibid Press (bez ostatniego ust�pu). Jedyny nie
okrojony egzemplarz Kodeksu przechowywany jest obecnie w
tajnej skrytce w Bibliotece Watyka�skiej.
�ONA PRZEDSI�BIORCY BUDOWLANEGO ZAGINʣA NA MORZU
TAJEMNICZA NOCNA WYCIECZKA JACHTEM
Granitehead, wtorek
Dzi� od rana helikoptery stra�y przybrze�nej patrolowa�y zatok� Massachusetts
pomi�dzy Manchester a Nohant szukaj�c �ony pana Jamesa Goulta III,
przedsi�biorcy
budowlanego z Granitehead, kt�ra poprzedniego dnia wieczorem wysz�a z domu,
ubrana
tylko w nocn� koszul�.
Pani Goult, czterdziestoczteroletnia brunetka, dojecha�a samochodem do przystani
Granitehead oko�o jedenastej trzydzie�ci wieczorem, po czym wyp�yn�a na morze
czterdziesto-stopowym rodzinnym jachtem �Patricia�.
�Moja �ona jest do�wiadczonym �eglarzem - powiedzia� pan Goult - i nie w�tpi�,
�e w
normalnych okoliczno�ciach potrafi sama poprowadzi� ��d�. Ale tutaj wyra�nie
zasz�y
nienormalne okoliczno�ci i dlatego niepokoj� si� o jej bezpiecze�stwo�.
Pan Goult o�wiadczy�, �e pomi�dzy nim a �on� nie dosz�o do �adnej k��tni i �e
jej
znikni�cie jest dla niego �kompletn� zagadk��.
Por. George Roberts ze Stra�y Przybrze�nej Salem powiedzia�: �Prowadzimy
systematyczne poszukiwania i je�li to tylko mo�liwe, na pewno znajdziemy
�Patrici.
ROZDZIA� 1
Otworzy�em nagle oczy; nie by�em pewien, czy w og�le spa�em. Czy to by� jeszcze
sen? By�o tak ciemno, �e wcale nie mia�em pewno�ci, czy moje oczy naprawd� s�
otwarte.
Stopniowo zacz��em dostrzega� fosforyzuj�ce wskaz�wki staro�wieckiego budzika:
dwie
zielone kreseczki m��ce s�ab� po�wiat�, niczym oczy wrogiego, cho� bezsilnego
demona.
Dziesi�� po drugiej w zimn� marcow� noc na wybrze�u Massachusetts. Nadal jednak
nie
mia�em poj�cia, co mnie obudzi�o.
Le�a�em w bezruchu, wstrzymuj�c oddech i nas�uchuj�c, sam jeden w tym wielkim
kolonialnym ��ku. S�ysza�em tylko wiatr, ha�a�liwie dobijaj�cy si� do okna.
Tutaj, na
p�wyspie Granitehead, gdzie tylko setki mil ciemnego, wzburzonego morza
dzieli�y m�j dom
od wybrze�y Nowej Szkocji, wiatr nie ustawa� nigdy, nawet na wiosn�. Zawsze by�
obecny:
uporczywy, porywisty i gwa�towny.
Nas�uchiwa�em z napi�ciem jak kto�, kto wci�� rozpaczliwie nie przywyk� do
samotno�ci; jak �ona biznesmena, kt�ra zosta�a sama w domu, gdy m�� wyjecha� w
interesach. Ca�y zamieni�em si� w s�uch. A kiedy wiatr nagle zad�� mocniej i
zatrz�s� ca�ym
domem, a potem r�wnie nagle ucich�, moje serce przy�pieszy�o, zadr�a�o i zamar�o
razem z
nim.
Szyby w oknie zad�wi�cza�y, znieruchomia�y, zad�wi�cza�y znowu.
Potem co� us�ysza�em i, chocia� ten d�wi�k by� prawie nieuchwytny, chocia�
odebra�em go bardziej samymi nerwami ni� za po�rednictwem uszu, rozpozna�em go
natychmiast i drgn��em jak ra�ony pr�dem. To ten d�wi�k mnie obudzi�. Monotonne
i �a�osne
skrzypienie �a�cuch�w mojej ogrodowej hu�tawki.
Rozszerzonymi oczyma wpatrywa�em si� w ciemno��. Fosforyzuj�ce demonicznie
wskaz�wki budzika odwzajemnia�y moje spojrzenie. Im d�u�ej na nie patrzy�em, tym
bardziej
przypomina�y oczy demona, a nie wskaz�wki budzika. Chcia�em je sprowokowa�, �eby
si�
poruszy�y, �eby mrugn�y do mnie, ale oczy nie przyj�y wyzwania. A na zewn�trz,
w
ogrodzie, wci�� rozlega�o si� monotonne skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp, skrzyp-
skrzyp.
To tylko wiatr, pomy�la�em. To wiatr, prawda? Na pewno. Ten sam wiatr, kt�ry
ca��
noc dobija si� do mojego okna. Ten sam wiatr, kt�ry tak g�o�no gada i ha�asuje w
kominie
mojej sypialni. Ale uzmys�owi�em sobie, �e nigdy jeszcze wiatr nie rozko�ysa�
ogrodowej
hu�tawki - nawet w tak� burzliw� noc, kiedy wyra�nie s�ysza�em, jak wyrwany z
drzemki
P�nocny Atlantyk awanturuje si� p�torej mili dalej uderzaj�c o ska�y cie�niny
Granitehead, i
jak w wiosce Granitehead rozklekotane ogrodowe furtki raz po raz klaszcz� mu do
wt�ru.
Hu�tawka by�a wyj�tkowo ci�ka; by�a to �awka z wysokim oparciem, wyciosana z
solidnego,
ameryka�skiego grabu i zawieszona na �elaznych �a�cuchach. Skrzypia�a tylko
wtedy, kiedy
kto� rozbuja� j� mocno i wysoko.
Skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp rozlega�o si� bez przerwy,
zag�uszane
wiatrem i odleg�ym rykiem oceanu, ale rytmiczne i wyra�ne; tymczasem wskaz�wki
budzika
przesun�y si� o ca�e pi�� minut, jak gdyby demon przechyli� g�ow�.
To ob��d, powiedzia�em sobie. Nikt nie hu�ta si� w ogrodzie o drugiej
dwadzie�cia
nad ranem. W ka�dym razie to jaki� rodzaj szale�stwa. Prawdopodobnie depresja
nerwowa, o
kt�rej m�wi� mi doktor Rosen: zniekszta�cenie percepcji, zachwianie r�wnowagi
umys�owej.
Przechodzi przez to prawie ka�dy, kto straci� blisk� osob�. Doktor Rosen m�wi�,
�e mog�
cz�sto prze�ywa� to okropne uczucie, �e Jane nadal �yje, �e nadal jest ze mn�.
On sam
do�wiadczy� podobnych halucynacji po �mierci swojej �ony. Widywa� j� w
supermarketach,
jak odwraca�a si� i znika�a pomi�dzy stoiskami. S�ysza�, jak w��cza mikser w
kuchni, wi�c
rzuca� si� do drzwi, ale nikogo za nimi nie by�o, a nie u�ywane naczynia i
sztu�ce l�ni�y
czysto�ci�. Na pewno tak samo jest z tym skrzypieniem, kt�re mi si�
przes�ysza�o. Wydaje si�
ca�kiem rzeczywiste, ale to tylko halucynacja, skutek emocjonalnego wstrz�su,
wywo�anego
nag�� utrat� bliskiej osoby.
A jednak skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp bez ko�ca. Jako� im d�u�ej
to
trwa�o, tym trudniej by�o mi uwierzy�, �e to tylko s�uch p�ata mi figle.
Jeste� rozs�dnym, doros�ym cz�owiekiem, powiedzia�em sobie. Po choler� masz
wy�azi� z ciep�ego, wygodnego ��ka w zimn� noc i podchodzi� do okna, �eby
zobaczy�, jak
twoja w�asna ogrodowa hu�tawka ko�ysze si� w podmuchach marcowej wichury?
Ale... je�li kto� tam jest na dworze? Je�li kto� hu�ta si� w moim ogrodzie, tak
jak
dawniej hu�ta�a si� Jane, uchwyciwszy �a�cuchy wysoko uniesionymi r�kami, z
g�ow�
odchylon� na oparcie i przymkni�tymi oczyma? No wi�c, je�li kto� tam jest, to
co? Nie ma si�
czego ba�.
Naprawd� my�lisz, �e kto� tam jest na dworze? Naprawd� wierzysz, �e komu�
chcia�oby si� prze�azi� przez ogrodzenie i przedziera� si� przez zaro�ni�ty sad
tylko po to,
�eby usi��� na starej, zardzewia�ej ogrodowej hu�tawce? W ciemn�, burzliw� noc,
zimn� jak
cycek czarownicy, kiedy s�upek rt�ci spad� do zera?
To mo�liwe. Przyznaj, �e to mo�liwe. Pewnie kto� wraca� z wioski Alej� Kwakr�w,
kto� pijany albo po prostu rozbawiony, albo rozmarzony, albo przygn�biony.
Pewnie ten kto�
przypadkiem zobaczy� hu�tawk� i pomy�la� sobie, �e fajnie by�oby si� pohu�ta�;
nie zwa�a�
na zi�b i wiatr ani na to, �e mog� go przy�apa�.
Tylko kto to m�g� by�. Oto zagadka, pomy�la�em. Przy Alei Kwakr�w sta� jeszcze
tylko jeden dom. Dalej droga zw�a�a si� i zamienia�a w kr�t�, poro�ni�t� traw�
�cie�k� do
konnej jazdy, a potem schodzi�a zygzakiem w d�, na brzeg zatoki Salem. Szlak
by�
kamienisty i nier�wny, niemal nieprzebyty nawet za dnia, a co dopiero w nocy. W
dodatku
ten ostatni dom prawie zawsze sta� pusty w zimie, przynajmniej tak nam
powiedziano.
To m�g� by� Thomas Essex, stary odludek w szeroko-skrzyd�ym kawaleryjskim
kapeluszu. Mieszka� w rozwalonej rybackiej cha�upie obok Cmentarza Nad Wod�.
Czasami
przechodzi� t�dy pod�piewuj�c i podskakuj�c, a raz zwierzy� si� Jane, �e potrafi
przywabia�
ryby gwizdaniem. Najbardziej lubi� Lillibulero, o�wiadczy�. Potrafi� r�wnie�
�onglowa�
sk�adanymi no�ami.
A potem pomy�la�em: on jest dziwakiem, to prawda, ale jest przecie� stary. Ma co
najmniej sze��dziesi�t osiem lat. Co mo�e robi� sze��dziesi�cioo�mioletni facet
na mojej
hu�tawce o drugiej nad ranem w tak� noc?
Postanowi�em, �e nie b�d� zwraca� uwagi na to skrzypienie i spr�buj� zasn��.
Naci�gn��em ciep��, r�cznie uszyt� ko�dr� a� po uszy, zakopa�em si� w po�cieli,
zamkn��em
oczy i stara�em si� oddycha� g��boko. Gdyby Jane jeszcze tu by�a, pewnie
zmusi�aby mnie,
�ebym wyjrza� przez okno. Ale by�em za bardzo zm�czony. Jeste� zm�czony,
w�a�nie,
potrzebujesz snu. Od tego wypadku sypia�em najwy�ej cztery, pi�� godzin na dob�,
czasami
jeszcze mniej, a jutro musia�em wcze�nie wsta�, �eby spotka� si� na �niadaniu z
ojcem Jane;
p�niej chcia�em wst�pi� do Endicotta na placu Holyoke, gdzie wystawiono na
sprzeda�
kolekcj� rzadkich marynistycznych rycin i obraz�w, wartych obejrzenia.
Wytrzyma�em z zamkni�tymi oczami prawie przez ca�� minut�. Potem znowu
otworzy�em oczy i ujrza�em wpatrzonego we mnie demona. I chocia� z ca�ej si�y
zatyka�em
uszy, wci�� s�ysza�em to nieustanne skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp
z ogrodu.
A potem... Bo�e, m�g�bym przysi�c, �e us�ysza�em �piew. S�aby, cienki g�os,
zag�uszony wiatrem, tak niewyra�ny, �e m�g� to by� przeci�g gwi�d��cy w kominie.
A
jednak ten g�os �piewa�. Kobiecy g�os, czysty i dziwnie �a�osny.
Wygramoli�em si� z ��ka w takim po�piechu, �e rozbi�em sobie kolano o mahoniowy
nocny stolik. Demoniczny budzik spad� ze stolika i potoczy� si� po pod�odze.
By�em zbyt
przestraszony, �eby wstawa� powoli; mog�em si� zdoby� tylko na atak w stylu
kamikadze.
�ci�gn��em ko�dr� z ��ka i owin��em si� ni� w pasie, a potem po omacku, bez
tchu dotar�em
do okna.
Na zewn�trz by�o piekielnie ciemno, �e prawie nic nie widzia�em. Niebo i wzg�rza
mia�y niemal t� sam� barw�. Ciemne rozmazane drzewa boryka�y si� z wiatrem,
kt�ry
bezlito�nie przygina� je do ziemi. Nads�uchiwa�em i wypatrywa�em, wypatrywa�em i
nads�uchiwa�em. Czu�em si� jednocze�nie jak g�upiec i jak bohater. Przycisn��em
d�o� do
szyby, �eby przesta�a brz�cze�. Skrzypienie ogrodowej hu�tawki jako� ucich�o i
nikt nie
�piewa�, nie s�ysza�em niczyjego g�osu.
A jednak ten �piew, ta dziwnie ponura melodia rozbrzmiewa�a echem w mojej
g�owie.
Przypomina�a mi marynarsk� szant�, kt�r� stary Thomas Essex �piewa� tego dnia,
kiedy po
raz pierwszy spotkali�my go w Alei Kwakr�w.
@Wyp�yn�li na po��w z Granitehead
Daleko ku obcym wybrze�om,
Lecz z�owili tylko szkielety ryb,
Co skruszone serca w szcz�kach dzier��.
P�niej znalaz�em ten tekst w ksi��ce George'a Blytha Pie�ni marynarskie ze
starego
Salem; ale w przeciwie�stwie do pozosta�ych szant ta pie�� nie zosta�a opatrzona
przypisem
wyja�niaj�cym jej znaczenie, pochodzenie i zwi�zek z miejscow� tradycj�
historyczn�. Mia�a
tylko podtytu� Ciekawostka. Ale kto wy�piewywa� t� �ciekawostk� pod moim oknem
tak
p�no w nocy, i dlaczego? W ca�ym Granitehead najwy�ej tuzin ludzi mog�o zna� t�
pie��
czy cho�by pami�ta� melodi�.
Jane zawsze m�wi�a, �e ta piosenka jest �rozkosznie smutna�.
Sta�em przy oknie, dop�ki nie zmarz�y mi plecy. Moje oczy powoli przystosowa�y
si�
do ciemno�ci i zdo�a�em dostrzec czarne skaliste brzegi cie�niny Granitehead,
obrysowane
przez fale przyboju. Zdj��em r�k� z szyby. D�o� mia�em lodowat� i wilgotn�. Na
szkle
pozosta� przez chwil� odcisk moich palc�w, niczym upiorne pozdrowienie, a potem
znik�.
Po omacku odnalaz�em kontakt i zapali�em �wiat�o. Pok�j wygl�da� tak samo jak
zawsze. Wielkie, drewniane wczesno-ameryka�skie ��ko z p�katymi puchowymi
poduszkami; rze�biona dwudrzwiowa szafa; drewniana skrzynia posagowa. Po drugiej
stronie
pokoju na biurku sta�o ma�e owalne lusterko, w kt�rym widzia�em blad� plam�
swojej
w�asnej twarzy.
Zastanawia�em si�, czy b�dzie to oznak� nerwowego za�amania, je�li zejd� na d�
i
zrobi� sobie drinka. Podnios�em z pod�ogi granatowy szlafrok, kt�ry rzuci�em tam
wczoraj
wieczorem przed p�j�ciem do ��ka, i naci�gn��em go na siebie.
Dom by� tak cichy, odk�d Jane odesz�a. Nigdy dot�d nie zdawa�em sobie sprawy,
ile
ha�asu robi �ywa istota, ile wytwarza d�wi�k�w, nawet przez sen. Kiedy Jane
�y�a, nape�nia�a
dom swoim ciep�em, swoj� osobowo�ci�, swoim oddechem. Teraz we wszystkich
pokojach,
do kt�rych zagl�da�em, by�y tylko: pustka, staro�� i cisza. Fotele na biegunach,
kt�re nigdy
si� nie ko�ysa�y. Zas�ony, kt�re nigdy nie zas�ania�y okien, chyba �e je sam
zaci�gn��em.
Piecyk, kt�ry nigdy si� nie w��cza�, chyba �e wszed�em do kuchni i sam go
w��czy�em, �eby
przygotowa� sobie kolejny samotny posi�ek.
Nie ma z kim porozmawia�, nie ma nawet do kogo si� u�miechn��, kiedy brak ch�ci
do rozmowy. I ta okropna, niepoj�ta my�l, �e ju� nigdy, nigdy jej nie zobacz�.
Min�� ju� miesi�c. Miesi�c, dwa dni i kilka godzin. Przesta�em u�ala� si� nad
sob�. To
znaczy tak mi si� zdawa�o. Oczywi�cie przesta�em p�aka�, chocia� nadal od czasu
do czasu
�zy niespodziewanie stawa�y mi w oczach. Do�wiadcza tego ka�dy, kto poni�s�
ci�k� strat�.
Doktor Rosen ostrzega� mnie przed tym i mia� racj�. Na przyk�ad podczas aukcji
przyst�powa�em do licytacji o jak�� szczeg�lnie cenn� marynistyczn� pami�tk�,
kt�r�
chcia�em zdoby� do sklepu, i nagle oczy zachodzi�y mi �zami; musia�em przeprosi�
i wyj�� do
m�skiej toalety, gdzie d�ugo wyciera�em nos.
- Cholerne przezi�bienie - m�wi�em do dozorcy.
A on spogl�da� na mnie i od razu wiedzia�, o co chodzi. Wszystkich ludzi
pogr��onych w �a�obie ��czy jakie� tajemne powinowactwo, kt�re musz� ukrywa�
przed
reszt� �wiata, �eby nie wygl�da� na mi�czak�w chorobliwie rozczulaj�cych si� nad
sob�. A
jednak, do diab�a, ja by�em w�a�nie takim mi�czakiem.
Wszed�em do salonu z niskim, belkowanym sufitem, otworzy�em kredens pod �cian� i
sprawdzi�em, ile mi zosta�o alkoholu. Nieca�y �yk whisky Chivas Rega�, resztka
d�inu i
butelka s�odkiego sherry, do kt�rego Jane nabra�a upodobania w pierwszych
miesi�cach
ci��y. Postanowi�em zamiast tego napi� si� herbaty. Prawie zawsze robi� sobie
herbat�, kiedy
budz� si� niespodziewanie w �rodku nocy. Gatunek Bohea, bez mleka i cukru.
Nauczy�em si�
tego od mieszka�c�w Salem.
Przekr�ca�em kluczyki w drzwiczkach kredensu, kiedy us�ysza�em, �e drzwi
kuchenne
zamkn�y si�. Nie trzasn�y jak pod wp�ywem przeci�gu, ale zamkn�y si� na
staro�wieck�
klamk�. Zamar�em w bezruchu, z wal�cym sercem, wstrzyma�em oddech i
nads�uchiwa�em.
S�ysza�em tylko wycie wiatru, ale by�em pewien, �e wyczuwam czyj�� obecno��, jak
gdyby
kto� obcy by� w domu. Po miesi�cu sp�dzonym w samotno�ci, miesi�cu kompletnej
ciszy,
sta�em si� wyczulony na ka�dy szmer, ka�de skrzypni�cie, ka�dy chrobot myszy i
na
silniejsze wibracje wywo�ywane przez istoty ludzkie. Istoty ludzkie rezonuj� jak
skrzypce.
By�em pewien, �e kto� jest w kuchni. Kto� tam by�, ale nie wyczuwa�em �adnego
ciep�a, nie s�ysza�em �adnego z tych zwyk�ych, przyjaznych d�wi�k�w,
oznaczaj�cych ludzk�
obecno��. Dziwne. Jak najciszej przeszed�em po br�zowym dywanie do kominka, w
kt�rym
wci�� �arzy� si� popi� po wczorajszym ogniu. Podnios�em d�ugi, mosi�ny
pogrzebacz z
ci�kim uchwytem w kszta�cie g�owy konika morskiego i zwa�y�em go w d�oni.
Wywoskowane kafelki pod�ogi w hallu wyda�y pisk pod moimi bosymi stopami.
Zegar stoj�cy firmy Tompion, kt�ry dostali�my od rodzic�w Jane w prezencie
�lubnym, tyka�
powoli i z namys�em wewn�trz mahoniowej skrzyni. Zatrzyma�em si� przy kuchennych
drzwiach i nas�uchiwa�em, pr�buj�c uchwyci� najl�ejszy szmer, najcichsze
westchnienie,
najs�abszy szelest materia�u ocieraj�cego si� o drewno.
Nic. Tylko tykanie zegara, odmierzaj�ce reszt� mojego �ycia, tak samo, jak
odmierza�o �ycie Jane. Tylko wiatr, kt�ry b�dzie tak samo hula� w cie�ninie
Granitehead,
kiedy ju� st�d wyjad�. Nawet morze jakby si� uciszy�o.
- Jest tam kto? - zawo�a�em g�osem z pocz�tku dono�nym, a pod koniec zd�awionym.
I
czeka�em na odpowied� lub brak odpowiedzi.
Czy to by� �piew? Odleg�y, st�umiony �piew?
@Wyp�yn�li na po��w z Granitehead
@Daleko ku obcym wybrze�om...
A mo�e to tylko przeci�g gwizda� w szparach drzwi prowadz�cych do ogrodu?
Wreszcie nacisn��em klamk�, zawaha�em si�, w ko�cu uchyli�em kuchenne drzwi. Ani
zgrzytu, ani skrzypni�cia. Sam naoliwi�em zawiasy. Zrobi�em jeden krok, potem
drugi, troch�
zbyt nerwowo, macaj�c r�k� po �cianie w poszukiwaniu kontaktu. �wietl�wka
zamigota�a i
za�wieci�a r�wnym blaskiem. Odruchowo unios�em pogrzebacz, ale od razu
zobaczy�em, �e
staro�wiecka kuchnia jest pusta, wi�c go opu�ci�em.
Drzwi do ogrodu by�y zamkni�te i zaryglowane, a klucz le�a� tam, gdzie go
zostawi�em, na pomrukuj�cej cicho lod�wce. Czy�ciutkie porcelanowe kafelki nad
kuchni�
b�yszcza�y weso�o, jak zawsze: wiatraki, �odzie, saboty i tulipany. Miedziane
rondle wisz�ce
w rz�dach po�yskiwa�y s�abo, a garnek, w kt�rym gotowa�em wczoraj zup� na
kolacj�, wci��
czeka� na umycie.
Otworzy�em szafki, trzaska�em drzwiczkami, narobi�em mn�stwo ha�asu, �eby si�
upewni�, �e jestem sam. Pos�a�em gro�ne spojrzenie w nieprzeniknion� ciemno�� za
oknem,
�eby odstraszy� ka�dego, kto m�g� si� czai� w ogrodzie. Ale zobaczy�em tylko
niewyra�ne
odbicie w�asnej przera�onej twarzy i ten widok najbardziej mnie przestraszy�.
Sam strach jest
straszny. Widok w�asnego strachu jest jeszcze gorszy.
Wyszed�em z kuchni i w korytarzu zawo�a�em jeszcze raz:
- Kto tam? Jest tam kto?
Znowu odpowiedzia�a mi cisza. Ale mia�em dziwne, niepokoj�ce wra�enie, �e kto�
lub co� przesuwa si� obok mnie, jak gdyby niewidzialne poruszenie wprawi�o w
drgania
moleku�y powietrza. Przenikn�o mnie r�wnie� uczucie zimna, uczucie zagubienia i
bolesnego smutku. Tego samego do�wiadcza cz�owiek po wypadku drogowym albo kiedy
w
nocy s�yszy p�acz dziecka, kt�re boi si� ciemno�ci.
Sta�em w hallu i nie wiedzia�em, co mam robi�, nie wiedzia�em nawet, co mam
my�le�. By�em ca�kowicie pewien, �e dom jest pusty, �e nikogo nie ma opr�cz
mnie. Nie
mia�em �adnego konkretnego dowodu, �e kto� obcy wtargn�� do �rodka. �adnych
wy�amanych drzwi, �adnych wybitych okien. A jednak r�wnie oczywiste by�o, �e
atmosfera
domu uleg�a subtelnej zmianie. Odnios�em wra�enie, �e widz� hali w innej
perspektywie, jak
przezrocze odwr�cone o sto osiemdziesi�t stopni.
Wr�ci�em do kuchni, ponownie si� zawaha�em, po czym postanowi�em zrobi� sobie
fili�ank� herbaty. Par� tabletek aspiryny r�wnie� powinno mi pom�c. Podszed�em
do p�yty
kuchennej, gdzie sta� czajnik, i ku memu zaskoczeniu zobaczy�em, �e z dziobka
unosi si�
cienka smu�ka pary.
Czubkami palc�w dotkn��em pokrywki. Parzy�a. Odskoczy�em i podejrzliwie
przyjrza�em si� czajnikowi. Moje w�asne zniekszta�cone odbicie w nierdzewnej
stali
odwzajemni�o to spojrzenie z r�wn� podejrzliwo�ci�. Wiedzia�em, �e zamierza�em
zrobi�
sobie herbaty, ale czy rzeczywi�cie nastawi�em czajnik? Nie mog�em sobie tego
przypomnie�.
A jednak woda zagotowa�a si�, co zwykle trwa�o dwie lub trzy minuty, i czajnik
wy��czy� si�
automatycznie.
Widocznie sam go w��czy�em. Po prostu by�em zm�czony. Si�gn��em do kredensu po
fili�ank� i spodek. A wtedy us�ysza�em to znowu, z ca�� pewno�ci� us�ysza�em
znowu ten
cichutki �piew. Znieruchomia�em wyt�aj�c s�uch, ale wszystko ucich�o. Wyj��em
fili�ank�,
spodek i ma�y imbryczek z porcelany Spode, a potem w��czy�em czajnik, �eby
jeszcze raz
zagotowa� wod�.
Mo�e nag�a �mier� Jane dotkn�a mnie bardziej, ni� to sobie u�wiadamia�em. Mo�e
ka�dy, kto straci� blisk� osob�, prze�ywa dziwaczne wizje i omamy. Jung m�wi�
przecie� o
wsp�lnej pod�wiadomo�ci, por�wnuj�c j� do morza, w kt�rym wszyscy p�ywamy. Mo�e
ka�dy umieraj�cy umys� wytwarza na powierzchni tego morza fale, kt�re wyczuwaj�
wszyscy, zw�aszcza najbli�si.
Woda prawie ju� si� gotowa�a, kiedy l�ni�ca powierzchnia czajnika powoli zacz�a
zachodzi� mg��, jak gdyby temperatura powietrza nagle spad�a. Ale noc by�a
zimna, wi�c
niezbyt si� zdziwi�em. Poszed�em na drugi koniec kuchni, �eby przynie�� star�
cynow�
puszk� z herbat�. Kiedy si� odwr�ci�em, przez kilka ulotnych sekund by�em
pewien, �e widz�
jakie� litery na zaparowanej powierzchni czajnika, jak gdyby napisane palcem. W
tej samej
chwili woda si� zagotowa�a, czajnik wy��czy� si� i para znik�a. Obejrza�em
dok�adnie czajnik
szukaj�c jakich� �lad�w. Nape�ni�em fili�ank� i jeszcze raz w��czy�em czajnik,
�eby
sprawdzi�, czy litery ponownie si� pojawi�. By� tam jaki� gryzmo� przypominaj�cy
liter� �R�
i drugi przypominaj�cy �A�, ale nic wi�cej. Pewnie powoli dostawa�em fio�a.
Zanios�em
herbat� do salonu, usiad�em przy jeszcze ciep�ym kominku, poci�gn��em �yk i
pr�bowa�em
my�le� rozs�dnie.
To nie mog�y by� litery. Na pewno czajnik by� brudny, a na t�ustych plamach nie
mo�e osiada� para. Nie wierzy�em w wiruj�ce stoliki, automatyczne pismo i
kontakty z
za�wiatami. Nie wierzy�em w duchy ani w �adne okultystyczne bzdury,
psychokinez�,
przesuwanie popielniczek si�� woli i tak dalej. Nie mia�em nic przeciwko
ludziom, kt�rzy
wierz� w takie rzeczy, ale ja nie wierzy�em. Wcale. Nigdy nie by�o moj� intencj�
odrzucanie
z g�ry wszelkich nadprzyrodzonych zjawisk, mo�e inni stykali si� czasem z czym�
takim, ale
ja nie. I z ca�ej duszy modli�em si�, �eby mnie to nie spotka�o.
Nade wszystko nie chcia�em dopu�ci� do siebie my�li, �e m�j dom mo�e by�
nawiedzony, zw�aszcza przez ducha kogo�, kogo zna�em. Zw�aszcza, bro� Bo�e,
przez Jane.
Siedzia�em w salonie nie zmru�ywszy oka, wstrz��ni�ty i g��boko nieszcz�liwy,
dop�ki zegar w korytarzu nie wybi� pi�tej. Wreszcie surowy, p�nocnoatlantycki
�wit zajrza�
w okna i powl�k� wszystko szaro�ci�. Wiatr przycich�, wia�a tylko zimna bryza.
Wyszed�em
tylnymi drzwiami i ruszy�em boso po pokrytej ros� trawie, ubrany tylko w
szlafrok i star�
kurtk� na ko�uszku. Zatrzyma�em si� obok ogrodowej hu�tawki.
Widocznie by� odp�yw, poniewa� daleko nad cie�nin� Granitehead mewy rozpocz�y
polowanie na mi�czaki. Ich krzyki przypomina�y g�osy dzieci. Na p�nocnym
zachodzie
widzia�em mrugaj�c� wci�� latarni� morsk� na wyspie Winter. Zimny, fotograficzny
poranek.
Obraz umar�ego �wiata.
Hu�tawka mia�a ju� siedemdziesi�t czy osiemdziesi�t lat. Wygl�da�a jak fotel z
szerokim rze�bionym oparciem. Na g�rnej por�czy kto� wy��obi� s�o�ce, rzymskiego
boga
Sola, i s�owa: �Wszystko jest sta�e opr�cz S�o�ca�, kt�re, jak odkry�a Jane,
by�y cytatem z
Byrona. �a�cuchy przymocowano do czego� w rodzaju poprzeczek, teraz prawie
niewidocznych, poniewa� ten, kto przed laty zbudowa� hu�tawk�, posadzi� obok
niej ma��
jab�onk� i z czasem stare, s�kate ga��zie drzewa ca�kowicie zakry�y hu�tawk� od
g�ry. Latem,
kiedy kto� si� hu�ta�, kwiecie jab�oni osypywa�o si� na niego jak �nieg.
Hu�tawki (opowiada�a Jane hu�taj�c si� i �piewaj�c) by�y zabawk� b�azn�w i
trefnisi�w, �redniowiecznym szale�stwem, przypominaj�cym ekstatyczne, ta�ce
derwisz�w.
Przywodzi�y jej na my�l kuglarzy, przebiera�c�w i �wi�skie p�cherze na kijach;
twierdzi�a, �e
dawniej w ten spos�b wywo�ywano diab�y i upiory. Pami�tam, jak �mia�em si� z
niej wtedy; a
tego ranka stoj�c samotnie w ogrodzie przy�apa�em si� na tym, �e moje oczy
�ledz�
niewidzialny �uk, jaki niegdy� opisywa�a hu�tawka wraz z siedz�c� na niej Jane.
A teraz
hu�tawka wisia�a nieruchomo, pokryta ros�, i nie mog�y jej rozko�ysa� ani
poranna bryza, ani
moje wspomnienia.
Wsadzi�em r�ce do kieszeni kurtki. Zapowiada� si� kolejny, jasny, �wie�y
atlantycki
dzie�, zimny jak diabli, ale pogodny.
Popchn��em lekko hu�tawk�, a� �a�cuchy j�kn�y, ale nawet kiedy pchn��em
mocniej,
nie mog�em wydoby� z niej tego d�wi�ku, kt�ry s�ysza�em w nocy. Musia�bym usi���
na
hu�tawce, oprze� si� mocno i ko�ysa� si� z ca�ej si�y w prz�d i w ty�, niemal
muskaj�c
stopami najni�sze ga��zie jab�oni, �eby odtworzy� to wyra�ne skrzyp-skrzyp.
Przeszed�em powoli przez sad a� do ko�ca ogrodu i popatrzy�em na kr�t�, strom�
Alej� Kwakr�w prowadz�c� do wioski Granitehead. W rybackiej wiosce dymi�y ju�
dwa czy
trzy kominy. Dym ulatywa� na zach�d, w kierunku Salem, kt�rego zarysy odcina�y
si�
wyra�nie na tle nieba po drugiej stronie zatoki.
Wr�ci�em do domu rozgl�daj�c si� na wszystkie strony, szukaj�c zgniecionej
trawy,
�lad�w st�p, jakiego� dowodu, �e w nocy kto� by� w moim ogrodzie. Ale nic nie
znalaz�em.
Wszed�em do kuchni zostawiaj�c otwarte drzwi, przygotowa�em sobie nast�pn�
fili�ank�
herbaty i zjad�em trzy kokosowe ciasteczka. Czu�em si� niedorzecznie winny,
poniewa� by�o
to ca�e moje �niadanie. Jane zawsze przygotowywa�a mi boczek, wafle albo jajka.
Zabra�em
ze sob� na g�r� fili�ank� herbaty i poszed�em do �azienki, �eby si� ogoli�.
Wyposa�yli�my nasz� �azienk� w wielk�, wiktoria�sk� wann�, kt�r� uratowali�my z
opuszczonego domu w Swampscott i ozdobili�my wielkimi mosi�nymi kranami. Nad
wann�
wisia�o prawdziwe fryzjerskie lustro w owalnej ramie z intarsjo-wanego drewna.
Przejrza�em
si� w lustrze i stwierdzi�em, �e nie wygl�dam najgorzej jak na kogo�, kto nie
spa� prawie
przez ca�� noc - nie tylko nie spa�, ale prze�ywa� m�ki strachu. Potem
odkr�ci�em krany i
nape�ni�em wann� gor�c� wod�.
Dopiero kiedy podnios�em g�ow�, �eby si� wytrze�, zobaczy�em litery nagryzmolone
na lustrze. Przynajmniej wygl�da�y jak litery, chocia� r�wnie dobrze mog�y to
by� �ciekaj�ce
krople wilgoci. Przyjrza�em im si� z bliska, przestraszony i zafascynowany.
By�em pewien, �e
widz� litery �R�, �T� i �E�, ale pozosta�ych nie mog�em odczyta�.
R, przerwa, T, d�uga przerwa, E. Co to mog�o znaczy�? RATUJ MNIE? RATUNEK?
Nagle zobaczy�em jakie� poruszenie w lustrze. Co� bia�ego
mign�o w drzwiach �azienki za moimi plecami. Odwr�ci�em si� i troch� za g�o�no
zapyta�em: - Kto tam?
Potem na sztywnych nogach wyszed�em na podest i obrzuci�em wzrokiem ciemne,
rze�bione schody prowadz�ce do hallu. Nikogo tam nie by�o. �adnych krok�w,
�adnych
szept�w, �adnych tajemniczo zamkni�tych drzwi, nic. Tylko niedu�y obraz Edwarda
Hicksa
przedstawiaj�cy marynarza, kt�ry gapi� si� na mnie z tym ciel�cym wyrazem twarzy
charakterystycznym dla postaci Hicksa.
Nikogo tam nie by�o. A jednak po raz pierwszy, odk�d musia�em stawi� czo�o
samotno�ci i cierpieniu, po raz pierwszy od miesi�ca wyszepta�em cicho:
- Jane?
ROZDZIA� 2
Walter Bedford siedzia� za wielkim, obitym sk�r� biurkiem. Twarz mia� do po�owy
przes�oni�t� zielonym aba�urem lampy.
- W przysz�ym miesi�cu wyje�d�am z �on� - m�wi�. -Par� tygodni na Bermudach
pomo�e jej odzyska� r�wnowag�, pogodzi� si� z tym wszystkim. Powinienem by�
pomy�le� o
tym wcze�niej, ale sam wiesz, teraz, kiedy stary Bibber choruje...
- Przykro mi, �e tak ci�ko to prze�y�a - powiedzia�em. - Je�li mog� w czym�
pom�c...
Pan Bedford potrz�sn�� gow�. Dla niego i dla jego �ony Constance �mier� Jane
by�a
najokropniejsz� tragedi� w ich �yciu. Na sw�j spos�b gorsz� nawet ni� �mier� ich
drugiego
dziecka, Philipa, brata Jane, kt�ry w wieku pi�ciu lat umar� na parali�
dzieci�cy. Pan Bedford
powiedzia� mi, �e kiedy Jane zgin�a, czu� si� tak, jak gdyby B�g go przekl��.
Jego �ona by�a
jeszcze bardziej za�amana i uwa�a�a, �e to ja �ci�gn��em na nich nieszcz�cie.
Chocia� jeden z m�odszych wsp�lnik�w w firmie prawniczej Bedford i Bibber
zaproponowa�, �e zajmie si� pogrzebem Jane i wype�nieniem jej ostatniej woli,
pan Bedford z
jak�� samou-dr�k� upar� si�, �e sam dopilnuje wszystkich szczeg��w.
Rozumia�em go. Jane by�a dla nas wszystkich tak wa�n� osob�, �e trudno by�o
pogodzi� si� z jej utrat�. A jeszcze trudniej by�o u�wiadomi� sobie, �e
nadejdzie kiedy� taki
dzie�, w kt�rym ani razu o niej nie pomy�limy.
Zosta�a pochowana pewnego mro�nego lutowego popo�udnia na Cmentarzu Nad
Wod� w Granitehead, w wieku dwudziestu o�miu lat, razem z naszym nie narodzonym
synem, a napis na jej nagrobku g�osi�: �Wska� mi drog� do najpi�kniejszej
gwiazdy�.
Pani Bedford nie chcia�a nawet na mnie spojrze� podczas ceremonii pogrzebowej. W
jej oczach by�em pewnie gorszy od mordercy. Nie mia�em nawet odwagi, �eby zabi�
Jane
osobi�cie, w�asnymi r�kami. Zamiast tego zgodzi�em si�, �eby los zrobi� za mnie
brudn�
robot�. Los by� moim wynaj�tym zbirem.
Pozna�em Jane przez przypadek, w do�� dziwnych okoliczno�ciach - na polowaniu na
lisy ko�o Greenwood, w Karolinie P�nocnej, nieca�e dwa lata temu, chocia� teraz
wydawa�o
mi si�, �e od tamtej chwili up�yn�o ju� dwadzie�cia lat. Moja obecno�� by�a
obowi�zkowa,
poniewa� polowanie odbywa�o si� na terenie licz�cej tysi�c dwie�cie akr�w
posiad�o�ci
jednego z najbardziej wp�ywowych klient�w mojego chlebodawcy. Jane natomiast
znalaz�a
si� tam dlatego, �e zaprosi�a j� kole�anka z Wellesley College, obiecuj�c
podniecaj�cy
�krwawy chrzest�. Krwi nie by�o, lisy uciek�y. Ale p�niej, w eleganckim
kolonialnym domu,
siedzieli�my z Jane w cichym saloniku na pi�trze, zag��bieni w nadzwyczajnych
w�oskich
fotelach, popijali�my szampana i zakochali�my si� w sobie. Jane cytowa�a mi
Keatsa i dlatego
cytat z Keatsa znalaz� si� na jej nagrobku.
Widzia�em ksi���t i rycerzy
Bladych jak �mier� - ta blado�� boli.
Walali: ,,La Belle Dame sans merci
Ma oto ci� w niewoli!�*
Pozornie nic nas z sob� nie ��czy�o: ani �rodowisko, ani wykszta�cenie, ani
wsp�lni
znajomi. Urodzi�em si� i wy-
*John Keats. La Belle Dame sans merci, przek�ad Jerzego Pietrkiewicza.
chowa�em w St. Louis w stanie Missouri. M�j ojciec by� szewcem, w�a�cicielem
sklepu z obuwiem, i chocia� zrobi� wszystko, �eby zepewni� mi jak najlepsze
wykszta�cenie -
�M�j syn nie b�dzie przez ca�e �ycie zagl�da� ludziom pod podeszwy� - to jednak
pozosta�em
nieuleczalnym prowincjuszem. M�wcie mi o Chillicothe, Columbii i Sioux Falls -
te nazwy
zapadaj� mi w serce. Studiowa�em ekonomie na Uniwersytecie Waszyngto�skim i w
wieku
dwudziestu czterech lat znalaz�em posad� w dziale handlowym firmy MidWestern
Chemical
Bonding w Ferguson.
W wieku trzydziestu jeden lat by�em m�odszym kierownikiem, nosi�em szare
garnitury
oraz ciemne skarpetki i zawsze mia�em przy sobie �wie�utki egzemplarz �Fortune�
w
sk�rzanej teczce z moimi inicja�ami. Jane natomiast by�a jedynaczk� z
szanowanej, ale
niezbyt zamo�nej rodziny osiad�ej w Salem, Massachusetts, jedyn� c�rk� i obecnie
jedynym
dzieckiem. Wychowano j� starannie, troch� po staro�wiecku, przyzwyczajono do
dobrobytu,
a nawet pewnego wyrafinowania. Taka miejscowa Vivien Leigh. Jane lubi�a antyczne
meble,
obrazy ameryka�skich prymitywist�w i r�cznie zszywane ko�dry, ale sama nie mia�a
czasu na
szycie i niewiele nosi�a pod sukienk�, a kiedy wychodzi�a do ogrodu, z regu�y
nak�ada�a
francuskie pantofelki na wysokim obcasie i grz�z�a w b�ocie obok grz�dek z
kapust�.
- Niech to szlag, powinnam by� dobr� gospodyni� -powtarza�a, kiedy chleb nie
chcia�
jej wyrosn�� albo konfitury zamienia�y si� w g�st� ma�. - Ale jako� nie mam do
tego
zdolno�ci.
Na sylwestra pr�bowa�a przyrz�dzi� Skacz�cego Jasia, tradycyjne na Po�udniu
danie z
boczku i fasoli, ale wysz�o z tego co�, co wygl�da�o jak czerwone gumowe
r�kawiczki
posmarowane przypalonym klejem. Kiedy podnios�a pokryw� rondla, zacz�li�my si�
�mia�
do �ez, a w ko�cu chyba o to w�a�nie chodzi w ka�dym dobrym ma��e�stwie. Jednak
potem,
kiedy ju� le�eli�my w ��ku, powiedzia�a:
- Jest taki przes�d, �e je�eli nie poda si� w sylwestra Skacz�cego Jasia, b�dzie
si�
mia�o pecha przez ca�y rok.
Nie by�a tak beznadziejna jak Honey z tej piosenki country, kt�ra rozbi�a
samoch�d i
p�aka�a nad taj�cym �niegiem, ale chyba rozumiecie, �e Honey nie nale�a�a do
moich
ulubionych utwor�w. Kiedy si� straci ukochan� osob�, jest si� sk�onnym
przywi�zywa�
nadmiern� wag� do sentymentalnych b�ahostek.
Wszystko sko�czy�o si� na mo�cie na Mystic River pod koniec lutego, w
o�lepiaj�cej
zamieci �nie�nej, kiedy Jane wraca�a do domu po wizycie u swoich rodzic�w w
Dedham i
zwolni�a przed kas� op�at drogowych. M�oda, ciemnow�osa kobieta w sz�stym
miesi�cu ci��y
za kierownic� ��tego mustanga o op�ywowej masce. W ci�ar�wce, kt�ra jecha�a
zbyt blisko
z ty�u, zawiod�y hydrauliczne hamulce. Ci�ar�wka wa�y�a siedemna�cie ton i by�a
wy�adowana stalowymi rurami przeznaczonymi na rozbudow� sieci kanalizacyjnej w
Glouces-ter. Jane razem z dzieckiem wbi�a si� na kierownic�.
Zadzwonili do mnie, a ja weso�o zawo�a�em: �Halo!� Wtedy oni powiedzieli, �e
Jane
nie �yje, i to by� koniec.
To dla Jane nieca�y rok temu rzuci�em posad� w MidWestern Chemical Bonding i
przeprowadzi�em si� do Granitehead. Jane pragn�a spokoju. Tak mi powiedzia�a.
T�skni�a za
spokojem, wiejskim �yciem w staro�wieckim otoczeniu. T�skni�a za dzie�mi i
pogodnymi
�wi�tami Bo�ego Narodzenia, za tym spokojnym szcz�ciem z piosenek Binga
Crosby'ego, o
jakim dawno zapomnieli nowocze�ni wielkomiejscy Amerykanie. Protestowa�em, �e
jestem u
progu kariery, �e potrzebuj� uznania, pieni�dzy, sauny z biczem wodnym i drzwi
do gara�u,
kt�re rozpoznaj� m�j g�os. A ona powiedzia�a na to:
- Chyba �artujesz, John. Po co chcesz si� tym wszystkim obci��a�?
I poca�owa�a mnie w czo�o. A jednak po przeprowadzce do Granitehead odnios�em
wra�enie, �e posiadamy teraz wi�cej rzeczy - zegar�w, biurek i bujanych foteli -
ni� mog�em
sobie wyobrazi� w naj�mielszych marzeniach, wi�cej nawet, ni� uwa�a�em za
potrzebne.
Ponadto w g��bi duszy wpad�em w�wczas w lekk� panik� na my�l, �e nie zarobi� w
tym roku
wi�cej pieni�dzy ni� w poprzednim.
Kiedy z�o�y�em rezygnacj�, potraktowano mnie tak, jak
gdybym nagle og�osi�, �e jestem homoseksualist�. Prezes przeczyta� moje podanie,
potem przeczyta� je jeszcze raz, i nawet odwr�ci� kartk� do g�ry nogami, �eby
ostatecznie
upewni� si� co do tre�ci. Potem powiedzia�:
- John, przyjm� twoj� rezygnacj�, ale pozwol� sobie zacytowa� ci fragment
Horacego:
�Caelum non animum mutant qui trans mar� current�. Zmieniaj� nieba, ale nie
dusze ci,
kt�rzy p�yn� przez morza.
- Tak, panie Kendrick - odpar�em bezbarwnie. Pojecha�em do naszego wynaj�tego
domku w Ferguson i wypi�em prawie ca�� butelk� Chivas Rega�, zanim wr�ci�a Jane.
- Z�o�y�e� rezygnacj� - stwierdzi�a wchodz�c, ob�adowana zakupami, na kt�re ju�
nie
mogli�my sobie pozwoli�.
- Jestem w domu i jestem pijany, wi�c widocznie to zrobi�em - odpowiedzia�em
jej.
W ci�gu sze�ciu tygodni przeprowadzili�my si� do Granite-head, p� godziny drogi
od
rodzic�w Jane. A kiedy nadesz�o lato, kupili�my dom przy Alei Kwakr�w, na
p�nocno-za-
chodnim brzegu p�wyspu Granitehead. Poprzedni w�a�ciciel mia� ju� dosy� wiatru,
jak
powiedzia� nam po�rednik w handlu nieruchomo�ciami; mia� ju� dosy� mro�nych zim,
dosy�
mi�czak�w, i przeprowadzi� si� na po�udnie, do wynaj�tego mieszkania w Fort
Lauderdale.
Dwa tygodnie p�niej, kiedy w domu nadal panowa� chaos, a m�j rachunek bankowy
wygl�da� coraz bardziej deprymuj�co, wynaj�li�my sklep w samym �rodku starej
wioski
Granitehead. Du�e okna wystawowe wychodzi�y na plac, gdzie w 1691 roku
powieszono za
nogi i spalono jedyn� czarownic� z Granitehead i gdzie w 1775 roku kilku
brytyjskich
�o�nierzy zastrzeli�o trzech rybak�w z Massachusetts. Nazwali�my nasz sklep
�Morskie
Pami�tki� (chocia� matka Jane ch�odno zaproponowa�a szyld ��miecie i Rupiecie�)
i
otworzyli�my go z dum� oraz mn�stwem ciemnozielonej farby. Nie by�em do ko�ca
przekonany, �e zarobimy na �ycie sprzedaj�c kotwice, dzia�a okr�towe i maszty,
ale Jane
roze�mia�a si� i powiedzia�a, �e wszyscy uwielbiaj� morskie pami�tki, zw�aszcza
ludzie,
kt�rzy nigdy nie p�ywali po morzu, i �e b�dziemy bogaci.
No c� - nie byli�my bogaci, ale zarabiali�my dosy�, �eby wystarczy�o na zup� z
mi�czak�w i czerwone wino, na raty za hipotek� i drewno do kominka. A Jane nie
pragn�a
niczego wi�cej. Oczywi�cie, pragn�a r�wnie� dzieci, ale dzieci s� za darmo;
przynajmniej,
dop�ki nie przyjd� na �wiat.
Przez te kilka kr�tkich miesi�cy, kiedy razem z Jane mieszkali�my i pracowali�my
w
Granitehead, dokona�em najwa�niejszych odkry� w moim �yciu. Przede wszystkim
odkry�em,
czym naprawd� mo�e by� mi�o��, i przekona�em si� jasno, �e dot�d tego nie
rozumia�em.
Odkry�em, co mo�e oznacza� lojalno�� i wzajemny szacunek. Nauczy�em si� r�wnie�
tolerancji. Podczas gdy ojciec Jane traktowa� mnie jak jakiego� anonimowego
m�odszego
urz�dnika, kt�rego musi zabawia� na gwiazdkowym przyj�ciu w biurze, i od czasu
do czasu,
chocia� z widoczn� niech�ci�, cz�stowa� mnie kieliszkiem swojej brandy z 1926
roku, matka
Jane dos�ownie wzdryga�a si�, kiedy wchodzi�em do pokoju, i krzywi�a si�,
ilekro�
powiedzia�em co� moim wyra�nym akcentem z St. Louis. Odnosi�a si� do mnie z
lodowat�
uprzejmo�ci�, co by�o gorsze ni� otwarta wrogo��. Dok�ada�a wszelkich wysi�k�w,
�eby tylko
ze mn� nie rozmawia�. Pyta�a na przyk�ad Jane: �Czy tw�j m�� napije si�
herbaty?�, chocia�
siedzia�em obok. Ale Jane odpowiada�a na to:
- Nie wiem. Sama go zapytaj. Nie jestem jasnowidzem. Po prostu: nie studiowa�em
w
Harvardzie, nie mieszka�em w Hyannisport ani w Back Bay, nie nale�a�em nawet do
zamiejskiego klubu. Kiedy Jane jeszcze �y�a, mieli do mnie pretensje, �e
zmarnowa�em jej
�ycie, a kiedy umar�a, oskar�ali mnie, �e j� zabi�em. Nie winili kierowcy
ci�ar�wki, kt�ry
powinien by� zjecha� z drogi, ani mechanika, kt�ry nie sprawdzi� hamulc�w.
Oskar�ali tylko
mnie.
Jak gdybym, przebacz mi, Bo�e, sam siebie nie oskar�a�.
- Za�atwi�em ju� wszystkie sprawy podatkowe - powiedzia� pan Bedford. Wype�ni�em
formularz 1040 i za��da�em zwrotu koszt�w za pomoc lekarsk�, kt�r� Jane
otrzyma�a w
szpitalu, chocia� oczywi�cie by�o to bezcelowe. Odt�d... hm... b�d� przekazywa�
twoje
rachunki panu Rosnerowi, je�li nie masz nic przeciwko temu.
Kiwn��em g�ow�. Naturalnie Bedfordowie chcieli si� mnie pozby� jak najszybciej,
ale
w taki spos�b, �eby to nie wygl�da�o na zbytni po�piech czy brak manier.
- Jest jeszcze jeden drobiazg - ci�gn�� pan Bedford. -Pani Bedford pragn�aby
przez
sentyment zatrzyma� naszyjnik z diament�w i pere�, kt�ry nale�a� do Jane. Uwa�a,
�e by�by
to pi�kny gest z twojej strony.
Wida� by�o, �e ta pro�ba wprawi�a pana Bedforda w g��bokie zak�opotanie; ale
r�wnie� widoczne by�o, �e nie o�mieli�by si� wr�ci� do domu z pustymi r�kami.
B�bni�
palcami o blat biurka i nagle odwr�ci� wzrok, jakby to nie on wspomnia� o
naszyjniku, tylko
kto� inny.
- Bior�c pod uwag� warto�� naszyjnika... - rzuci� niedbale.
- Jane da�a mi do zrozumienia, �e to pami�tka rodzinna -powiedzia�em
naj�agodniejszym tonem, na jaki mog�em si� zdoby�.
- No tak, to prawda. By� w naszej rodzinie od stu pi��dziesi�ciu lat. 'Zawsze
przekazywano go kolejnej pani Bedford. Ale poniewa� Jane nie mia�a dzieci...
- I poniewa� by�a tylko pani� Trenton... - doda�em, pr�buj�c ukry�
rozgoryczenie.
- No tak - mrukn�� z zak�opotaniem pan Bedford. Odchrz�kn�� ha�a�liwie.
Najwyra�niej nie wiedzia�, jak si� zachowa�.
- Wi�c dobrze - powiedzia�em. - Wszystko dla Bedford�w.
- Jestem ci bardzo zobowi�zany - wykrztusi� pan Bedford. Wsta�em.
- Czy mam jeszcze co� podpisa�?
- Nie. Nie, dzi�kuj� ci, John. Wszystko ju� za�atwione. - On r�wnie� wsta�. -
Pami�taj,
�e gdyby�my mogli ci w czym� pom�c... wystarczy, �e zadzwonisz.
Pochyli�em g�ow�. Pewnie nie mia�em racji �ywi�c tak� antypatie do Bedford�w. To
prawda, �e straci�em niedawno po�lubion� �on� i nie narodzone dziecko, ale oni
stracili
jedyn� c�rk�. Kogo mogli oskar�a� o to nieszcz�cie, je�li nie Boga i siebie
nawzajem?
Wymienili�my z panem Bedfordem u�cisk d�oni, niczym genera�owie wrogich armii
po podpisaniu niezbyt honorowego rozejmu. Ruszy�em ju� do drzwi, kiedy nagle
us�ysza�em
kobiecy g�os, m�wi�cy zupe�nie naturalnym tonem: - John?
Odwr�ci�em si� gwa�townie. W�osy zje�y�y mi si� ze strachu. Wytrzeszczy�em oczy
na pana Bedforda. Pan Bedford r�wnie� na mnie spojrza�.
- Tak? - rzuci�. Potem zmarszczy� brwi i zapyta�: - Co ci jest? Wygl�dasz,
jakby�
zobaczy� ducha.
Podnios�em r�k�, nads�uchuj�c w napi�ciu.
- Czy pan co� s�ysza�? Jaki� g�os? Kto� wym�wi� moje imi�.
- G�os? - powt�rzy� pan Bedford. - Jaki g�os? Zawaha�em si�, ale teraz s�ysza�em
tylko
uliczny ha�as za
oknem i �omotanie maszyn do pisania w s�siednich pokojach.
- Nie - powiedzia�em w ko�cu. - Widocznie co� mi si� zdawa�o.
- Jak si� czujesz? Mo�e chcesz jeszcze raz porozmawia� z doktorem Rosenem?
- Nie, sk�d. To znaczy nie, dzi�kuj�. Nic mi nie jest.
- Na pewno? Nie wygl�dasz za dobrze. Jak tylko wszed�e�, od razu sobie
pomy�la�em,
�e nie za dobrze wygl�dasz.
- Bezsenna noc - wyja�ni�em.
Pan Bedford po�o�y� mi r�k� na ramieniu, nie tak, jakby chcia� doda� mi otuchy,
raczej jak gdyby sam musia� si� na czym� oprze�.
- Pani Bedford b�dzie bardzo wdzi�czna za naszyjnik -oznajmi�.
ROZDZIA� 3
Przed lunchem wybra�em si� na samotny spacer po B�oniach Salem. By�o zimno.
Postawi�em ko�nierz p�aszcza, para bucha�a mi z ust. Nagie drzewa sta�y
nieruchomo w
milcz�cym strachu przed zim�, jak czarownice z Salem, a trawa by�a srebrna od
rosy.
Doszed�em do estrady nakrytej p�kolist� kopu�� i usiad-
�em na kamiennych stopniach. Opodal dwoje dzieci bawi�o si� na trawniku; biega�y
i
przewraca�y si�, pozostawiaj�c na trawie zielony, zap�tlony �lad. Dwoje dzieci,
kt�re mog�y
by� nasze: Nathaniel, ch�opiec, kt�ry umar� w �onie matki. Jak inaczej nazwa�
nie
narodzonego syna? i Jessica, dziewczynka, kt�ra nigdy nie zosta�a pocz�ta.
Wci�� jeszcze siedzia�em na schodkach, kiedy nadesz�a stara kobieta w
zniszczonym
p�aszczu �ci�gni�tym paskiem i bezkszta�tnym, filcowym kapeluszu. Nios�a
poprzecieran�
torb� i czerwon� parasolk�, kt�r� z niezrozumia�ych powod�w otworzy�a i
zostawi�a przy
stopniach. Usiad�a zaledwie par� st�p ode mnie, chocia� miejsca by�o dosy�.
- No, nareszcie - powiedzia�a, otworzy�a br�zow� papierow� torebk� i wyj�a
kanapk�
z kie�bas�.
Ukradkiem przygl�da�em si� starej kobiecie. Nie by�a chyba tak stara, jak mi si�
na
pocz�tku wydawa�o, mia�a najwy�ej pi��dziesi�t, mo�e pi��dziesi�t pi�� lat. Ale
nosi�a tak
n�dzne ubranie, a siwe w�osy mia�a tak potargane, �e wzi��em j� za
siedemdziesi�cioletni�
staruszk�. Zacz�a je�� kanapk� tak wytwornie i z takim wdzi�kiem, �e nie mog�em
oderwa�
od niej oczu.
Siedzieli�my tak prawie dwadzie�cia minut na stopniach estrady w Salem, tego
ch�odnego marcowego ranka. Stara jad�a kanapk�, ja obserwowa�em j� k�tem oka, a
ludzie
mijali nas w�druj�c po promieni�cie rozchodz�cych si� �cie�kach przecinaj�cych
b�onia.
Niekt�rzy spacerowali, inni spieszyli gdzie� w interesach, ale wszyscy byli
zmarzni�ci i
wszystkim towarzyszy�y ob�oczki pary unosz�ce si� z ust.
Za pi�� dwunasta zdecydowa�em, �e czas ju� i��. Ale zanim odszed�em, si�gn��em
do
kieszeni p�aszcza, wyj��em cztery �wier�dolar�wki i p'oda�em je kobiecie.
- Prosz� - powiedzia�em. - Niech pani to we�mie, zgoda? Popatrzy�a na pieni�dze,
a
potem podnios�a wzrok na mnie.
- Tacy jak pan nie powinni dawa� srebra czarownicy -u�miechn�a si�.
- Pani jest czarownic�? - zapyta�em, nie ca�kiem serio.
- Czy nie wygl�dam na czarownic�?
- Sam nie wiem - - odpar�em z u�miechem. - - Nigdy jeszcze nie spotka�em
czarownicy. My�la�em, �e czarownice lataj� na miot�ach i nosz� na ramieniu
czarne koty.
- Och, zwyk�e przes�dy - o�wiadczy�a stara kobieta. -No c�, przyjm� pa�skie
pieni�dze, je�li nie obawia si� pan konsekwencji.
- Jakich konsekwencji?
- Ludzie w pana sytuacji zawsze musz� ponie�� konsekwencje.
- A jaka to sytuacja?
Stara poszpera�a w torbie, wyj�a jab�ko i wytar�a je o po�� p�aszcza.
- Pan jest sam, prawda? - zapyta�a i nadgryz�a jab�ko jednym z�bem, jak
wiewi�reczka
z filmu Disneya. - Samotny od niedawna, ale jednak samotny.
- Mo�liwe - odpowiedzia�em wymijaj�co. Mia�em uczucie, �e ta rozmowa pe�na jest
ukrytych znacze�, zupe�nie jakby�my spotkali si� z t� kobiet� na b�oniach Salem
w
okre�lonym celu, i �e ludzie przechodz�cy obok nas po rozwidlaj�cych si�
�cie�kach
przypominaj� figury szachowe. Anonimowe, ale poruszaj�ce si� po wyznaczonych
torach.
- No c�, sam pan wie najlepiej - stwierdzi�a kobieta. Odgryz�a nast�pny k�s
jab�ka. -
Ale ja tak to widz�, a ja rzadko si� myl�. Niekt�rzy m�wi�, �e mam mistyczny
dar. Ale nie
przeszkadza mi, �e tak m�wi�, zw�aszcza tutaj, w Salem. Salem to dobre miejsce
dla
czarownic, najlepsze w ca�ym kraju. Chocia� mo�e nie najlepsze dla samotnych
ludzi.
- Co pani przez to rozumie? - zapyta�em.
Spojrza�a na mnie. Oczy jej by�y b��kitne i dziwnie przejrzyste, a na czole
mia�a
b�yszcz�c�, leciutko zaczerwienion� blizn� w kszta�cie strza�y lub odwr�conego
do g�ry
nogami krzy�a.
- Chcia�am powiedzie�, �e ka�dy musi kiedy� umrze� - odrzek�a. - Ale niewa�ne,
kiedy si� umiera; wa�ne jest, gdzie si� umiera. Istniej� pewne strefy wp�yw�w i
czasami
ludzie umieraj� poza nimi, a czasami wewn�trz nich.
- Przepraszam, ale nie ca�kiem pani� rozumiem.
- Za��my, �e umrze pan w Salem - - u�miechn�a si�
stara. - Salem to serce, g�owa, brzuch i wn�trzno�ci. Salem to kocio� czarownic.
My�li
pan, �e sk�d wzi�y si� te procesy czarownic? I dlaczego tak nagle si�
sko�czy�y? Widzia�
pan kiedy�, �eby ludzie tak szybko si� opami�tali? Bo ja nie. Nigdy. Pojawi� si�
wp�yw, a
potem znikn��, ale s� dni, kiedy my�l�, �e nie znikn�� na zawsze. To zale�y.
- Zale�y od czego? - chcia�em wiedzie�. U�miechn�a si� ponownie i mrugn�a.
- Od wielu rzeczy. - Unios�a twarz ku niebu. Na szyi mia�a co� w rodzaju opaski
ze
splecionych w�os�w, spi�tych kawa�kami srebra i turkusami. - Od pogody, od ceny
g�siego
smalcu. Zale�y.
Nagle poczu�em si� jak typowy turysta. Siedzia�em tu i pozwala�em, �eby jaka� na
wp� zbzikowana baba karmi�a mnie bajeczkami o czarownicach oraz o �strefach
wp�yw�w�,
i w dodatku bra�em to powa�nie. Pewnie za chwil� zaproponuje, �e mi powr�y,
je�li jej
odpowiednio zap�ac�. W Salem, gdzie lokalna Izba Handlowa gorliwie eksploatuje
procesy
czarownic z 1692 roku jako g��wn� atrakcj� turystyczn� (�Rzucimy na ciebie
urok�,
zapewniaj� plakaty), nawet �ebracy pos�uguj� si� czarami jako reklamowym
chwytem.
- Prosz� pani - powiedzia�em - �ycz� pani mi�ego dnia.
- Idzie pan?
- Id�. Przyjemnie si� z pani� rozmawia�o. To bardzo interesuj�ce.
- Interesuj�ce, ale niezbyt wiarygodne.
- Och, wierz� pani - zapewni�em. - Wszystko zale�y od pogody i od ceny g�siego
smalcu. A w�a�nie, jaka jest cena g�siego smalcu?
Zignorowa�a moje pytanie i wsta�a, strzepuj�c okruchy ze znoszonego p�aszcza
�ylast�, starcz� d�oni�.
- My�li pan, �e �ebrz� o pieni�dze? - zapyta�a gwa�townie. - O to chodzi? My�li
pan,
�e jestem �ebraczk�?
- Ale� nie. Po prostu musz� ju� i��.
Jaki� przechodzie� przystan�� obok nas, jakby wyczuwaj�c, �e zanosi si� na
awantur�.
Potem przystan�� nast�pny m�czyzna i kobieta, kt�rej k�dzierzawe w�osy,
roz�wietlone
zimowym s�o�cem, tworzy�y wok� g�owy dziwnie promienn� aureol�.
- Powiem panu dwie rzeczy - o�wiadczy�a stara dr��cym g�osem. - Nie powinnam
panu tego m�wi�, ale powiem. Sam pan zdecyduje, czy to zagadka, czy ostrze�enie,
czy po
prostu zwyk�e bzdury. Nikt nie mo�e panu pom�c, poniewa� na tym �wiecie nigdy
nie
otrzymujemy pomocy.
Nie odezwa�em si�, tylko przygl�da�em si� jej nieufnie, pr�buj�c odgadn��, czy
by�a
zwyk�� wariatk�, czy raczej niezwyk�� naci�gaczk�.
- Po pierwsze - ci�gn�a - nie jest pan sam, chocia� tak si� panu zdaje, i nigdy
nie
b�dzie pan sam, nigdy w �yciu, chocia� czasami b�dzie si� pan modli� do Boga,
�eby uwolni�
pana od niepo��danego towarzystwa. Po drugie, niech pan trzyma si� daleko od
miejsca,
gdzie nie lata �aden ptak.
Przechodnie widz�c, �e nic szczeg�lnego si� nie dzieje, zacz�li si� rozchodzi�,
ka�dy
w swoj� stron�.
- Je�li pan chce, mo�e mnie pan odprowadzi� do placu Waszyngtona - - powiedzia�a
stara. - - Idzie pan w tamt� stron�, prawda?
- Tak - przyzna�em. - Wobec tego chod�my.
Kiedy stara podnios�a torb� i z�o�y�a swoj� czerwon� parasolk�, ruszyli�my razem
jedn� ze �cie�ek w kierunku zachodnim. B�onia otacza�o ozdobne �elazne
ogrodzenie. Cienie
sztachet pada�y na traw�. Nadal by�o bardzo zimno, ale w powietrzu czu�o si� ju�
tchnienie
wiosny. Wkr�tce nadejdzie lato, zupe�nie inne ni� w zesz�ym roku.
- Przykro mi, �e pan pomy�la�, �e m�wi�am bzdury -odezwa�a si� stara, kiedy
wyszli�my na ulic� po zachodniej stronie placu Waszyngtona. Po drugiej stronie
placu sta�o
Muzeum Czarownic, upami�tniaj�ce fakt powieszenia dwudziestu czarownic z Salem w
1692
roku. By�o to jedno z najbardziej zawzi�tych polowa� na czarownice w historii
ludzko�ci.
Przed frontem muzeum sta� pomnik za�o�yciela Salem, Rogera Conanta, w ci�kim
puryta�skim p�aszczu, z ramionami l�ni�cymi od wilgoci.
- Wie pan, to jest stare miasto - powiedzia�a kobieta. -
Stare miasta maj� swoje tajemnice, swoj� w�asn� atmosfer�. Nie wyczuwa� pan tego
wcze�niej, tam na b�oniach? Nie mia� pan wra�enia, �e �ycie w Salem przypomina
zagadk�,
czarodziejsk� uk�adank�? Pe�n� znacze�, ale nie daj�c� si� wyja�ni�?
Popatrzy�em na drug� stron� placu. Na chodniku naprzeciwko, w�r�d t�umu turyst�w
i
przechodni�w, spostrzeg�em �adn�, ciemnow�os� dziewczyn� w ko�uszku i obcis�ych
d�insach, przyciskaj�c� do piersi stos podr�cznik�w. Po chwili znikn�a.
Poczu�em dziwny
ucisk w sercu, poniewa� dziewczyna by�a tak bardzo podob