5010

Szczegóły
Tytuł 5010
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5010 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5010 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5010 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GRAHAM MASTERTON Wykl�ty (Prze�o�y�a: Danuta G�rska ) Wszelako jest jeszcze Inny, kt�rego Imi� nigdy nie bywa wymawiane, jest on bowiem Wyrzutkiem Wygnanym i z Nieba, i z Piek�a, jednako pot�pionym po�r�d wy�szych Byt�w i na ziemskim padole. Jego Imi� wykre�lono z ka�dej Ksi�gi i Tablicy, zasi� jego Wizerunek zniszczono w ka�dym Miejscu, gdzie Ludzie oddawali mu cze��. On jest Wykl�ty i budzi najwy�szy Strach, na jego bowiem Rozkaz zmarli powstaj� z grob�w i Sionce samo gasi sw�j blask. Tak zwany �ostatni zakazany ust�p� z Codex Daemo-nicus, ksi�gi powsta�ej w 1516 roku i r�wnie� �zakazanej� a� do 1926 roku, kiedy ukaza�a si� ponownie w Pary�u nak�adem wydawnictwa Ibid Press (bez ostatniego ust�pu). Jedyny nie okrojony egzemplarz Kodeksu przechowywany jest obecnie w tajnej skrytce w Bibliotece Watyka�skiej. �ONA PRZEDSI�BIORCY BUDOWLANEGO ZAGINʣA NA MORZU TAJEMNICZA NOCNA WYCIECZKA JACHTEM Granitehead, wtorek Dzi� od rana helikoptery stra�y przybrze�nej patrolowa�y zatok� Massachusetts pomi�dzy Manchester a Nohant szukaj�c �ony pana Jamesa Goulta III, przedsi�biorcy budowlanego z Granitehead, kt�ra poprzedniego dnia wieczorem wysz�a z domu, ubrana tylko w nocn� koszul�. Pani Goult, czterdziestoczteroletnia brunetka, dojecha�a samochodem do przystani Granitehead oko�o jedenastej trzydzie�ci wieczorem, po czym wyp�yn�a na morze czterdziesto-stopowym rodzinnym jachtem �Patricia�. �Moja �ona jest do�wiadczonym �eglarzem - powiedzia� pan Goult - i nie w�tpi�, �e w normalnych okoliczno�ciach potrafi sama poprowadzi� ��d�. Ale tutaj wyra�nie zasz�y nienormalne okoliczno�ci i dlatego niepokoj� si� o jej bezpiecze�stwo�. Pan Goult o�wiadczy�, �e pomi�dzy nim a �on� nie dosz�o do �adnej k��tni i �e jej znikni�cie jest dla niego �kompletn� zagadk��. Por. George Roberts ze Stra�y Przybrze�nej Salem powiedzia�: �Prowadzimy systematyczne poszukiwania i je�li to tylko mo�liwe, na pewno znajdziemy �Patrici꫔. ROZDZIA� 1 Otworzy�em nagle oczy; nie by�em pewien, czy w og�le spa�em. Czy to by� jeszcze sen? By�o tak ciemno, �e wcale nie mia�em pewno�ci, czy moje oczy naprawd� s� otwarte. Stopniowo zacz��em dostrzega� fosforyzuj�ce wskaz�wki staro�wieckiego budzika: dwie zielone kreseczki m��ce s�ab� po�wiat�, niczym oczy wrogiego, cho� bezsilnego demona. Dziesi�� po drugiej w zimn� marcow� noc na wybrze�u Massachusetts. Nadal jednak nie mia�em poj�cia, co mnie obudzi�o. Le�a�em w bezruchu, wstrzymuj�c oddech i nas�uchuj�c, sam jeden w tym wielkim kolonialnym ��ku. S�ysza�em tylko wiatr, ha�a�liwie dobijaj�cy si� do okna. Tutaj, na p�wyspie Granitehead, gdzie tylko setki mil ciemnego, wzburzonego morza dzieli�y m�j dom od wybrze�y Nowej Szkocji, wiatr nie ustawa� nigdy, nawet na wiosn�. Zawsze by� obecny: uporczywy, porywisty i gwa�towny. Nas�uchiwa�em z napi�ciem jak kto�, kto wci�� rozpaczliwie nie przywyk� do samotno�ci; jak �ona biznesmena, kt�ra zosta�a sama w domu, gdy m�� wyjecha� w interesach. Ca�y zamieni�em si� w s�uch. A kiedy wiatr nagle zad�� mocniej i zatrz�s� ca�ym domem, a potem r�wnie nagle ucich�, moje serce przy�pieszy�o, zadr�a�o i zamar�o razem z nim. Szyby w oknie zad�wi�cza�y, znieruchomia�y, zad�wi�cza�y znowu. Potem co� us�ysza�em i, chocia� ten d�wi�k by� prawie nieuchwytny, chocia� odebra�em go bardziej samymi nerwami ni� za po�rednictwem uszu, rozpozna�em go natychmiast i drgn��em jak ra�ony pr�dem. To ten d�wi�k mnie obudzi�. Monotonne i �a�osne skrzypienie �a�cuch�w mojej ogrodowej hu�tawki. Rozszerzonymi oczyma wpatrywa�em si� w ciemno��. Fosforyzuj�ce demonicznie wskaz�wki budzika odwzajemnia�y moje spojrzenie. Im d�u�ej na nie patrzy�em, tym bardziej przypomina�y oczy demona, a nie wskaz�wki budzika. Chcia�em je sprowokowa�, �eby si� poruszy�y, �eby mrugn�y do mnie, ale oczy nie przyj�y wyzwania. A na zewn�trz, w ogrodzie, wci�� rozlega�o si� monotonne skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp, skrzyp- skrzyp. To tylko wiatr, pomy�la�em. To wiatr, prawda? Na pewno. Ten sam wiatr, kt�ry ca�� noc dobija si� do mojego okna. Ten sam wiatr, kt�ry tak g�o�no gada i ha�asuje w kominie mojej sypialni. Ale uzmys�owi�em sobie, �e nigdy jeszcze wiatr nie rozko�ysa� ogrodowej hu�tawki - nawet w tak� burzliw� noc, kiedy wyra�nie s�ysza�em, jak wyrwany z drzemki P�nocny Atlantyk awanturuje si� p�torej mili dalej uderzaj�c o ska�y cie�niny Granitehead, i jak w wiosce Granitehead rozklekotane ogrodowe furtki raz po raz klaszcz� mu do wt�ru. Hu�tawka by�a wyj�tkowo ci�ka; by�a to �awka z wysokim oparciem, wyciosana z solidnego, ameryka�skiego grabu i zawieszona na �elaznych �a�cuchach. Skrzypia�a tylko wtedy, kiedy kto� rozbuja� j� mocno i wysoko. Skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp rozlega�o si� bez przerwy, zag�uszane wiatrem i odleg�ym rykiem oceanu, ale rytmiczne i wyra�ne; tymczasem wskaz�wki budzika przesun�y si� o ca�e pi�� minut, jak gdyby demon przechyli� g�ow�. To ob��d, powiedzia�em sobie. Nikt nie hu�ta si� w ogrodzie o drugiej dwadzie�cia nad ranem. W ka�dym razie to jaki� rodzaj szale�stwa. Prawdopodobnie depresja nerwowa, o kt�rej m�wi� mi doktor Rosen: zniekszta�cenie percepcji, zachwianie r�wnowagi umys�owej. Przechodzi przez to prawie ka�dy, kto straci� blisk� osob�. Doktor Rosen m�wi�, �e mog� cz�sto prze�ywa� to okropne uczucie, �e Jane nadal �yje, �e nadal jest ze mn�. On sam do�wiadczy� podobnych halucynacji po �mierci swojej �ony. Widywa� j� w supermarketach, jak odwraca�a si� i znika�a pomi�dzy stoiskami. S�ysza�, jak w��cza mikser w kuchni, wi�c rzuca� si� do drzwi, ale nikogo za nimi nie by�o, a nie u�ywane naczynia i sztu�ce l�ni�y czysto�ci�. Na pewno tak samo jest z tym skrzypieniem, kt�re mi si� przes�ysza�o. Wydaje si� ca�kiem rzeczywiste, ale to tylko halucynacja, skutek emocjonalnego wstrz�su, wywo�anego nag�� utrat� bliskiej osoby. A jednak skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp bez ko�ca. Jako� im d�u�ej to trwa�o, tym trudniej by�o mi uwierzy�, �e to tylko s�uch p�ata mi figle. Jeste� rozs�dnym, doros�ym cz�owiekiem, powiedzia�em sobie. Po choler� masz wy�azi� z ciep�ego, wygodnego ��ka w zimn� noc i podchodzi� do okna, �eby zobaczy�, jak twoja w�asna ogrodowa hu�tawka ko�ysze si� w podmuchach marcowej wichury? Ale... je�li kto� tam jest na dworze? Je�li kto� hu�ta si� w moim ogrodzie, tak jak dawniej hu�ta�a si� Jane, uchwyciwszy �a�cuchy wysoko uniesionymi r�kami, z g�ow� odchylon� na oparcie i przymkni�tymi oczyma? No wi�c, je�li kto� tam jest, to co? Nie ma si� czego ba�. Naprawd� my�lisz, �e kto� tam jest na dworze? Naprawd� wierzysz, �e komu� chcia�oby si� prze�azi� przez ogrodzenie i przedziera� si� przez zaro�ni�ty sad tylko po to, �eby usi��� na starej, zardzewia�ej ogrodowej hu�tawce? W ciemn�, burzliw� noc, zimn� jak cycek czarownicy, kiedy s�upek rt�ci spad� do zera? To mo�liwe. Przyznaj, �e to mo�liwe. Pewnie kto� wraca� z wioski Alej� Kwakr�w, kto� pijany albo po prostu rozbawiony, albo rozmarzony, albo przygn�biony. Pewnie ten kto� przypadkiem zobaczy� hu�tawk� i pomy�la� sobie, �e fajnie by�oby si� pohu�ta�; nie zwa�a� na zi�b i wiatr ani na to, �e mog� go przy�apa�. Tylko kto to m�g� by�. Oto zagadka, pomy�la�em. Przy Alei Kwakr�w sta� jeszcze tylko jeden dom. Dalej droga zw�a�a si� i zamienia�a w kr�t�, poro�ni�t� traw� �cie�k� do konnej jazdy, a potem schodzi�a zygzakiem w d�, na brzeg zatoki Salem. Szlak by� kamienisty i nier�wny, niemal nieprzebyty nawet za dnia, a co dopiero w nocy. W dodatku ten ostatni dom prawie zawsze sta� pusty w zimie, przynajmniej tak nam powiedziano. To m�g� by� Thomas Essex, stary odludek w szeroko-skrzyd�ym kawaleryjskim kapeluszu. Mieszka� w rozwalonej rybackiej cha�upie obok Cmentarza Nad Wod�. Czasami przechodzi� t�dy pod�piewuj�c i podskakuj�c, a raz zwierzy� si� Jane, �e potrafi przywabia� ryby gwizdaniem. Najbardziej lubi� Lillibulero, o�wiadczy�. Potrafi� r�wnie� �onglowa� sk�adanymi no�ami. A potem pomy�la�em: on jest dziwakiem, to prawda, ale jest przecie� stary. Ma co najmniej sze��dziesi�t osiem lat. Co mo�e robi� sze��dziesi�cioo�mioletni facet na mojej hu�tawce o drugiej nad ranem w tak� noc? Postanowi�em, �e nie b�d� zwraca� uwagi na to skrzypienie i spr�buj� zasn��. Naci�gn��em ciep��, r�cznie uszyt� ko�dr� a� po uszy, zakopa�em si� w po�cieli, zamkn��em oczy i stara�em si� oddycha� g��boko. Gdyby Jane jeszcze tu by�a, pewnie zmusi�aby mnie, �ebym wyjrza� przez okno. Ale by�em za bardzo zm�czony. Jeste� zm�czony, w�a�nie, potrzebujesz snu. Od tego wypadku sypia�em najwy�ej cztery, pi�� godzin na dob�, czasami jeszcze mniej, a jutro musia�em wcze�nie wsta�, �eby spotka� si� na �niadaniu z ojcem Jane; p�niej chcia�em wst�pi� do Endicotta na placu Holyoke, gdzie wystawiono na sprzeda� kolekcj� rzadkich marynistycznych rycin i obraz�w, wartych obejrzenia. Wytrzyma�em z zamkni�tymi oczami prawie przez ca�� minut�. Potem znowu otworzy�em oczy i ujrza�em wpatrzonego we mnie demona. I chocia� z ca�ej si�y zatyka�em uszy, wci�� s�ysza�em to nieustanne skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp, skrzyp-skrzyp z ogrodu. A potem... Bo�e, m�g�bym przysi�c, �e us�ysza�em �piew. S�aby, cienki g�os, zag�uszony wiatrem, tak niewyra�ny, �e m�g� to by� przeci�g gwi�d��cy w kominie. A jednak ten g�os �piewa�. Kobiecy g�os, czysty i dziwnie �a�osny. Wygramoli�em si� z ��ka w takim po�piechu, �e rozbi�em sobie kolano o mahoniowy nocny stolik. Demoniczny budzik spad� ze stolika i potoczy� si� po pod�odze. By�em zbyt przestraszony, �eby wstawa� powoli; mog�em si� zdoby� tylko na atak w stylu kamikadze. �ci�gn��em ko�dr� z ��ka i owin��em si� ni� w pasie, a potem po omacku, bez tchu dotar�em do okna. Na zewn�trz by�o piekielnie ciemno, �e prawie nic nie widzia�em. Niebo i wzg�rza mia�y niemal t� sam� barw�. Ciemne rozmazane drzewa boryka�y si� z wiatrem, kt�ry bezlito�nie przygina� je do ziemi. Nads�uchiwa�em i wypatrywa�em, wypatrywa�em i nads�uchiwa�em. Czu�em si� jednocze�nie jak g�upiec i jak bohater. Przycisn��em d�o� do szyby, �eby przesta�a brz�cze�. Skrzypienie ogrodowej hu�tawki jako� ucich�o i nikt nie �piewa�, nie s�ysza�em niczyjego g�osu. A jednak ten �piew, ta dziwnie ponura melodia rozbrzmiewa�a echem w mojej g�owie. Przypomina�a mi marynarsk� szant�, kt�r� stary Thomas Essex �piewa� tego dnia, kiedy po raz pierwszy spotkali�my go w Alei Kwakr�w. @Wyp�yn�li na po��w z Granitehead Daleko ku obcym wybrze�om, Lecz z�owili tylko szkielety ryb, Co skruszone serca w szcz�kach dzier��. P�niej znalaz�em ten tekst w ksi��ce George'a Blytha Pie�ni marynarskie ze starego Salem; ale w przeciwie�stwie do pozosta�ych szant ta pie�� nie zosta�a opatrzona przypisem wyja�niaj�cym jej znaczenie, pochodzenie i zwi�zek z miejscow� tradycj� historyczn�. Mia�a tylko podtytu� Ciekawostka. Ale kto wy�piewywa� t� �ciekawostk� pod moim oknem tak p�no w nocy, i dlaczego? W ca�ym Granitehead najwy�ej tuzin ludzi mog�o zna� t� pie�� czy cho�by pami�ta� melodi�. Jane zawsze m�wi�a, �e ta piosenka jest �rozkosznie smutna�. Sta�em przy oknie, dop�ki nie zmarz�y mi plecy. Moje oczy powoli przystosowa�y si� do ciemno�ci i zdo�a�em dostrzec czarne skaliste brzegi cie�niny Granitehead, obrysowane przez fale przyboju. Zdj��em r�k� z szyby. D�o� mia�em lodowat� i wilgotn�. Na szkle pozosta� przez chwil� odcisk moich palc�w, niczym upiorne pozdrowienie, a potem znik�. Po omacku odnalaz�em kontakt i zapali�em �wiat�o. Pok�j wygl�da� tak samo jak zawsze. Wielkie, drewniane wczesno-ameryka�skie ��ko z p�katymi puchowymi poduszkami; rze�biona dwudrzwiowa szafa; drewniana skrzynia posagowa. Po drugiej stronie pokoju na biurku sta�o ma�e owalne lusterko, w kt�rym widzia�em blad� plam� swojej w�asnej twarzy. Zastanawia�em si�, czy b�dzie to oznak� nerwowego za�amania, je�li zejd� na d� i zrobi� sobie drinka. Podnios�em z pod�ogi granatowy szlafrok, kt�ry rzuci�em tam wczoraj wieczorem przed p�j�ciem do ��ka, i naci�gn��em go na siebie. Dom by� tak cichy, odk�d Jane odesz�a. Nigdy dot�d nie zdawa�em sobie sprawy, ile ha�asu robi �ywa istota, ile wytwarza d�wi�k�w, nawet przez sen. Kiedy Jane �y�a, nape�nia�a dom swoim ciep�em, swoj� osobowo�ci�, swoim oddechem. Teraz we wszystkich pokojach, do kt�rych zagl�da�em, by�y tylko: pustka, staro�� i cisza. Fotele na biegunach, kt�re nigdy si� nie ko�ysa�y. Zas�ony, kt�re nigdy nie zas�ania�y okien, chyba �e je sam zaci�gn��em. Piecyk, kt�ry nigdy si� nie w��cza�, chyba �e wszed�em do kuchni i sam go w��czy�em, �eby przygotowa� sobie kolejny samotny posi�ek. Nie ma z kim porozmawia�, nie ma nawet do kogo si� u�miechn��, kiedy brak ch�ci do rozmowy. I ta okropna, niepoj�ta my�l, �e ju� nigdy, nigdy jej nie zobacz�. Min�� ju� miesi�c. Miesi�c, dwa dni i kilka godzin. Przesta�em u�ala� si� nad sob�. To znaczy tak mi si� zdawa�o. Oczywi�cie przesta�em p�aka�, chocia� nadal od czasu do czasu �zy niespodziewanie stawa�y mi w oczach. Do�wiadcza tego ka�dy, kto poni�s� ci�k� strat�. Doktor Rosen ostrzega� mnie przed tym i mia� racj�. Na przyk�ad podczas aukcji przyst�powa�em do licytacji o jak�� szczeg�lnie cenn� marynistyczn� pami�tk�, kt�r� chcia�em zdoby� do sklepu, i nagle oczy zachodzi�y mi �zami; musia�em przeprosi� i wyj�� do m�skiej toalety, gdzie d�ugo wyciera�em nos. - Cholerne przezi�bienie - m�wi�em do dozorcy. A on spogl�da� na mnie i od razu wiedzia�, o co chodzi. Wszystkich ludzi pogr��onych w �a�obie ��czy jakie� tajemne powinowactwo, kt�re musz� ukrywa� przed reszt� �wiata, �eby nie wygl�da� na mi�czak�w chorobliwie rozczulaj�cych si� nad sob�. A jednak, do diab�a, ja by�em w�a�nie takim mi�czakiem. Wszed�em do salonu z niskim, belkowanym sufitem, otworzy�em kredens pod �cian� i sprawdzi�em, ile mi zosta�o alkoholu. Nieca�y �yk whisky Chivas Rega�, resztka d�inu i butelka s�odkiego sherry, do kt�rego Jane nabra�a upodobania w pierwszych miesi�cach ci��y. Postanowi�em zamiast tego napi� si� herbaty. Prawie zawsze robi� sobie herbat�, kiedy budz� si� niespodziewanie w �rodku nocy. Gatunek Bohea, bez mleka i cukru. Nauczy�em si� tego od mieszka�c�w Salem. Przekr�ca�em kluczyki w drzwiczkach kredensu, kiedy us�ysza�em, �e drzwi kuchenne zamkn�y si�. Nie trzasn�y jak pod wp�ywem przeci�gu, ale zamkn�y si� na staro�wieck� klamk�. Zamar�em w bezruchu, z wal�cym sercem, wstrzyma�em oddech i nads�uchiwa�em. S�ysza�em tylko wycie wiatru, ale by�em pewien, �e wyczuwam czyj�� obecno��, jak gdyby kto� obcy by� w domu. Po miesi�cu sp�dzonym w samotno�ci, miesi�cu kompletnej ciszy, sta�em si� wyczulony na ka�dy szmer, ka�de skrzypni�cie, ka�dy chrobot myszy i na silniejsze wibracje wywo�ywane przez istoty ludzkie. Istoty ludzkie rezonuj� jak skrzypce. By�em pewien, �e kto� jest w kuchni. Kto� tam by�, ale nie wyczuwa�em �adnego ciep�a, nie s�ysza�em �adnego z tych zwyk�ych, przyjaznych d�wi�k�w, oznaczaj�cych ludzk� obecno��. Dziwne. Jak najciszej przeszed�em po br�zowym dywanie do kominka, w kt�rym wci�� �arzy� si� popi� po wczorajszym ogniu. Podnios�em d�ugi, mosi�ny pogrzebacz z ci�kim uchwytem w kszta�cie g�owy konika morskiego i zwa�y�em go w d�oni. Wywoskowane kafelki pod�ogi w hallu wyda�y pisk pod moimi bosymi stopami. Zegar stoj�cy firmy Tompion, kt�ry dostali�my od rodzic�w Jane w prezencie �lubnym, tyka� powoli i z namys�em wewn�trz mahoniowej skrzyni. Zatrzyma�em si� przy kuchennych drzwiach i nas�uchiwa�em, pr�buj�c uchwyci� najl�ejszy szmer, najcichsze westchnienie, najs�abszy szelest materia�u ocieraj�cego si� o drewno. Nic. Tylko tykanie zegara, odmierzaj�ce reszt� mojego �ycia, tak samo, jak odmierza�o �ycie Jane. Tylko wiatr, kt�ry b�dzie tak samo hula� w cie�ninie Granitehead, kiedy ju� st�d wyjad�. Nawet morze jakby si� uciszy�o. - Jest tam kto? - zawo�a�em g�osem z pocz�tku dono�nym, a pod koniec zd�awionym. I czeka�em na odpowied� lub brak odpowiedzi. Czy to by� �piew? Odleg�y, st�umiony �piew? @Wyp�yn�li na po��w z Granitehead @Daleko ku obcym wybrze�om... A mo�e to tylko przeci�g gwizda� w szparach drzwi prowadz�cych do ogrodu? Wreszcie nacisn��em klamk�, zawaha�em si�, w ko�cu uchyli�em kuchenne drzwi. Ani zgrzytu, ani skrzypni�cia. Sam naoliwi�em zawiasy. Zrobi�em jeden krok, potem drugi, troch� zbyt nerwowo, macaj�c r�k� po �cianie w poszukiwaniu kontaktu. �wietl�wka zamigota�a i za�wieci�a r�wnym blaskiem. Odruchowo unios�em pogrzebacz, ale od razu zobaczy�em, �e staro�wiecka kuchnia jest pusta, wi�c go opu�ci�em. Drzwi do ogrodu by�y zamkni�te i zaryglowane, a klucz le�a� tam, gdzie go zostawi�em, na pomrukuj�cej cicho lod�wce. Czy�ciutkie porcelanowe kafelki nad kuchni� b�yszcza�y weso�o, jak zawsze: wiatraki, �odzie, saboty i tulipany. Miedziane rondle wisz�ce w rz�dach po�yskiwa�y s�abo, a garnek, w kt�rym gotowa�em wczoraj zup� na kolacj�, wci�� czeka� na umycie. Otworzy�em szafki, trzaska�em drzwiczkami, narobi�em mn�stwo ha�asu, �eby si� upewni�, �e jestem sam. Pos�a�em gro�ne spojrzenie w nieprzeniknion� ciemno�� za oknem, �eby odstraszy� ka�dego, kto m�g� si� czai� w ogrodzie. Ale zobaczy�em tylko niewyra�ne odbicie w�asnej przera�onej twarzy i ten widok najbardziej mnie przestraszy�. Sam strach jest straszny. Widok w�asnego strachu jest jeszcze gorszy. Wyszed�em z kuchni i w korytarzu zawo�a�em jeszcze raz: - Kto tam? Jest tam kto? Znowu odpowiedzia�a mi cisza. Ale mia�em dziwne, niepokoj�ce wra�enie, �e kto� lub co� przesuwa si� obok mnie, jak gdyby niewidzialne poruszenie wprawi�o w drgania moleku�y powietrza. Przenikn�o mnie r�wnie� uczucie zimna, uczucie zagubienia i bolesnego smutku. Tego samego do�wiadcza cz�owiek po wypadku drogowym albo kiedy w nocy s�yszy p�acz dziecka, kt�re boi si� ciemno�ci. Sta�em w hallu i nie wiedzia�em, co mam robi�, nie wiedzia�em nawet, co mam my�le�. By�em ca�kowicie pewien, �e dom jest pusty, �e nikogo nie ma opr�cz mnie. Nie mia�em �adnego konkretnego dowodu, �e kto� obcy wtargn�� do �rodka. �adnych wy�amanych drzwi, �adnych wybitych okien. A jednak r�wnie oczywiste by�o, �e atmosfera domu uleg�a subtelnej zmianie. Odnios�em wra�enie, �e widz� hali w innej perspektywie, jak przezrocze odwr�cone o sto osiemdziesi�t stopni. Wr�ci�em do kuchni, ponownie si� zawaha�em, po czym postanowi�em zrobi� sobie fili�ank� herbaty. Par� tabletek aspiryny r�wnie� powinno mi pom�c. Podszed�em do p�yty kuchennej, gdzie sta� czajnik, i ku memu zaskoczeniu zobaczy�em, �e z dziobka unosi si� cienka smu�ka pary. Czubkami palc�w dotkn��em pokrywki. Parzy�a. Odskoczy�em i podejrzliwie przyjrza�em si� czajnikowi. Moje w�asne zniekszta�cone odbicie w nierdzewnej stali odwzajemni�o to spojrzenie z r�wn� podejrzliwo�ci�. Wiedzia�em, �e zamierza�em zrobi� sobie herbaty, ale czy rzeczywi�cie nastawi�em czajnik? Nie mog�em sobie tego przypomnie�. A jednak woda zagotowa�a si�, co zwykle trwa�o dwie lub trzy minuty, i czajnik wy��czy� si� automatycznie. Widocznie sam go w��czy�em. Po prostu by�em zm�czony. Si�gn��em do kredensu po fili�ank� i spodek. A wtedy us�ysza�em to znowu, z ca�� pewno�ci� us�ysza�em znowu ten cichutki �piew. Znieruchomia�em wyt�aj�c s�uch, ale wszystko ucich�o. Wyj��em fili�ank�, spodek i ma�y imbryczek z porcelany Spode, a potem w��czy�em czajnik, �eby jeszcze raz zagotowa� wod�. Mo�e nag�a �mier� Jane dotkn�a mnie bardziej, ni� to sobie u�wiadamia�em. Mo�e ka�dy, kto straci� blisk� osob�, prze�ywa dziwaczne wizje i omamy. Jung m�wi� przecie� o wsp�lnej pod�wiadomo�ci, por�wnuj�c j� do morza, w kt�rym wszyscy p�ywamy. Mo�e ka�dy umieraj�cy umys� wytwarza na powierzchni tego morza fale, kt�re wyczuwaj� wszyscy, zw�aszcza najbli�si. Woda prawie ju� si� gotowa�a, kiedy l�ni�ca powierzchnia czajnika powoli zacz�a zachodzi� mg��, jak gdyby temperatura powietrza nagle spad�a. Ale noc by�a zimna, wi�c niezbyt si� zdziwi�em. Poszed�em na drugi koniec kuchni, �eby przynie�� star� cynow� puszk� z herbat�. Kiedy si� odwr�ci�em, przez kilka ulotnych sekund by�em pewien, �e widz� jakie� litery na zaparowanej powierzchni czajnika, jak gdyby napisane palcem. W tej samej chwili woda si� zagotowa�a, czajnik wy��czy� si� i para znik�a. Obejrza�em dok�adnie czajnik szukaj�c jakich� �lad�w. Nape�ni�em fili�ank� i jeszcze raz w��czy�em czajnik, �eby sprawdzi�, czy litery ponownie si� pojawi�. By� tam jaki� gryzmo� przypominaj�cy liter� �R� i drugi przypominaj�cy �A�, ale nic wi�cej. Pewnie powoli dostawa�em fio�a. Zanios�em herbat� do salonu, usiad�em przy jeszcze ciep�ym kominku, poci�gn��em �yk i pr�bowa�em my�le� rozs�dnie. To nie mog�y by� litery. Na pewno czajnik by� brudny, a na t�ustych plamach nie mo�e osiada� para. Nie wierzy�em w wiruj�ce stoliki, automatyczne pismo i kontakty z za�wiatami. Nie wierzy�em w duchy ani w �adne okultystyczne bzdury, psychokinez�, przesuwanie popielniczek si�� woli i tak dalej. Nie mia�em nic przeciwko ludziom, kt�rzy wierz� w takie rzeczy, ale ja nie wierzy�em. Wcale. Nigdy nie by�o moj� intencj� odrzucanie z g�ry wszelkich nadprzyrodzonych zjawisk, mo�e inni stykali si� czasem z czym� takim, ale ja nie. I z ca�ej duszy modli�em si�, �eby mnie to nie spotka�o. Nade wszystko nie chcia�em dopu�ci� do siebie my�li, �e m�j dom mo�e by� nawiedzony, zw�aszcza przez ducha kogo�, kogo zna�em. Zw�aszcza, bro� Bo�e, przez Jane. Siedzia�em w salonie nie zmru�ywszy oka, wstrz��ni�ty i g��boko nieszcz�liwy, dop�ki zegar w korytarzu nie wybi� pi�tej. Wreszcie surowy, p�nocnoatlantycki �wit zajrza� w okna i powl�k� wszystko szaro�ci�. Wiatr przycich�, wia�a tylko zimna bryza. Wyszed�em tylnymi drzwiami i ruszy�em boso po pokrytej ros� trawie, ubrany tylko w szlafrok i star� kurtk� na ko�uszku. Zatrzyma�em si� obok ogrodowej hu�tawki. Widocznie by� odp�yw, poniewa� daleko nad cie�nin� Granitehead mewy rozpocz�y polowanie na mi�czaki. Ich krzyki przypomina�y g�osy dzieci. Na p�nocnym zachodzie widzia�em mrugaj�c� wci�� latarni� morsk� na wyspie Winter. Zimny, fotograficzny poranek. Obraz umar�ego �wiata. Hu�tawka mia�a ju� siedemdziesi�t czy osiemdziesi�t lat. Wygl�da�a jak fotel z szerokim rze�bionym oparciem. Na g�rnej por�czy kto� wy��obi� s�o�ce, rzymskiego boga Sola, i s�owa: �Wszystko jest sta�e opr�cz S�o�ca�, kt�re, jak odkry�a Jane, by�y cytatem z Byrona. �a�cuchy przymocowano do czego� w rodzaju poprzeczek, teraz prawie niewidocznych, poniewa� ten, kto przed laty zbudowa� hu�tawk�, posadzi� obok niej ma�� jab�onk� i z czasem stare, s�kate ga��zie drzewa ca�kowicie zakry�y hu�tawk� od g�ry. Latem, kiedy kto� si� hu�ta�, kwiecie jab�oni osypywa�o si� na niego jak �nieg. Hu�tawki (opowiada�a Jane hu�taj�c si� i �piewaj�c) by�y zabawk� b�azn�w i trefnisi�w, �redniowiecznym szale�stwem, przypominaj�cym ekstatyczne, ta�ce derwisz�w. Przywodzi�y jej na my�l kuglarzy, przebiera�c�w i �wi�skie p�cherze na kijach; twierdzi�a, �e dawniej w ten spos�b wywo�ywano diab�y i upiory. Pami�tam, jak �mia�em si� z niej wtedy; a tego ranka stoj�c samotnie w ogrodzie przy�apa�em si� na tym, �e moje oczy �ledz� niewidzialny �uk, jaki niegdy� opisywa�a hu�tawka wraz z siedz�c� na niej Jane. A teraz hu�tawka wisia�a nieruchomo, pokryta ros�, i nie mog�y jej rozko�ysa� ani poranna bryza, ani moje wspomnienia. Wsadzi�em r�ce do kieszeni kurtki. Zapowiada� si� kolejny, jasny, �wie�y atlantycki dzie�, zimny jak diabli, ale pogodny. Popchn��em lekko hu�tawk�, a� �a�cuchy j�kn�y, ale nawet kiedy pchn��em mocniej, nie mog�em wydoby� z niej tego d�wi�ku, kt�ry s�ysza�em w nocy. Musia�bym usi��� na hu�tawce, oprze� si� mocno i ko�ysa� si� z ca�ej si�y w prz�d i w ty�, niemal muskaj�c stopami najni�sze ga��zie jab�oni, �eby odtworzy� to wyra�ne skrzyp-skrzyp. Przeszed�em powoli przez sad a� do ko�ca ogrodu i popatrzy�em na kr�t�, strom� Alej� Kwakr�w prowadz�c� do wioski Granitehead. W rybackiej wiosce dymi�y ju� dwa czy trzy kominy. Dym ulatywa� na zach�d, w kierunku Salem, kt�rego zarysy odcina�y si� wyra�nie na tle nieba po drugiej stronie zatoki. Wr�ci�em do domu rozgl�daj�c si� na wszystkie strony, szukaj�c zgniecionej trawy, �lad�w st�p, jakiego� dowodu, �e w nocy kto� by� w moim ogrodzie. Ale nic nie znalaz�em. Wszed�em do kuchni zostawiaj�c otwarte drzwi, przygotowa�em sobie nast�pn� fili�ank� herbaty i zjad�em trzy kokosowe ciasteczka. Czu�em si� niedorzecznie winny, poniewa� by�o to ca�e moje �niadanie. Jane zawsze przygotowywa�a mi boczek, wafle albo jajka. Zabra�em ze sob� na g�r� fili�ank� herbaty i poszed�em do �azienki, �eby si� ogoli�. Wyposa�yli�my nasz� �azienk� w wielk�, wiktoria�sk� wann�, kt�r� uratowali�my z opuszczonego domu w Swampscott i ozdobili�my wielkimi mosi�nymi kranami. Nad wann� wisia�o prawdziwe fryzjerskie lustro w owalnej ramie z intarsjo-wanego drewna. Przejrza�em si� w lustrze i stwierdzi�em, �e nie wygl�dam najgorzej jak na kogo�, kto nie spa� prawie przez ca�� noc - nie tylko nie spa�, ale prze�ywa� m�ki strachu. Potem odkr�ci�em krany i nape�ni�em wann� gor�c� wod�. Dopiero kiedy podnios�em g�ow�, �eby si� wytrze�, zobaczy�em litery nagryzmolone na lustrze. Przynajmniej wygl�da�y jak litery, chocia� r�wnie dobrze mog�y to by� �ciekaj�ce krople wilgoci. Przyjrza�em im si� z bliska, przestraszony i zafascynowany. By�em pewien, �e widz� litery �R�, �T� i �E�, ale pozosta�ych nie mog�em odczyta�. R, przerwa, T, d�uga przerwa, E. Co to mog�o znaczy�? RATUJ MNIE? RATUNEK? Nagle zobaczy�em jakie� poruszenie w lustrze. Co� bia�ego mign�o w drzwiach �azienki za moimi plecami. Odwr�ci�em si� i troch� za g�o�no zapyta�em: - Kto tam? Potem na sztywnych nogach wyszed�em na podest i obrzuci�em wzrokiem ciemne, rze�bione schody prowadz�ce do hallu. Nikogo tam nie by�o. �adnych krok�w, �adnych szept�w, �adnych tajemniczo zamkni�tych drzwi, nic. Tylko niedu�y obraz Edwarda Hicksa przedstawiaj�cy marynarza, kt�ry gapi� si� na mnie z tym ciel�cym wyrazem twarzy charakterystycznym dla postaci Hicksa. Nikogo tam nie by�o. A jednak po raz pierwszy, odk�d musia�em stawi� czo�o samotno�ci i cierpieniu, po raz pierwszy od miesi�ca wyszepta�em cicho: - Jane? ROZDZIA� 2 Walter Bedford siedzia� za wielkim, obitym sk�r� biurkiem. Twarz mia� do po�owy przes�oni�t� zielonym aba�urem lampy. - W przysz�ym miesi�cu wyje�d�am z �on� - m�wi�. -Par� tygodni na Bermudach pomo�e jej odzyska� r�wnowag�, pogodzi� si� z tym wszystkim. Powinienem by� pomy�le� o tym wcze�niej, ale sam wiesz, teraz, kiedy stary Bibber choruje... - Przykro mi, �e tak ci�ko to prze�y�a - powiedzia�em. - Je�li mog� w czym� pom�c... Pan Bedford potrz�sn�� gow�. Dla niego i dla jego �ony Constance �mier� Jane by�a najokropniejsz� tragedi� w ich �yciu. Na sw�j spos�b gorsz� nawet ni� �mier� ich drugiego dziecka, Philipa, brata Jane, kt�ry w wieku pi�ciu lat umar� na parali� dzieci�cy. Pan Bedford powiedzia� mi, �e kiedy Jane zgin�a, czu� si� tak, jak gdyby B�g go przekl��. Jego �ona by�a jeszcze bardziej za�amana i uwa�a�a, �e to ja �ci�gn��em na nich nieszcz�cie. Chocia� jeden z m�odszych wsp�lnik�w w firmie prawniczej Bedford i Bibber zaproponowa�, �e zajmie si� pogrzebem Jane i wype�nieniem jej ostatniej woli, pan Bedford z jak�� samou-dr�k� upar� si�, �e sam dopilnuje wszystkich szczeg��w. Rozumia�em go. Jane by�a dla nas wszystkich tak wa�n� osob�, �e trudno by�o pogodzi� si� z jej utrat�. A jeszcze trudniej by�o u�wiadomi� sobie, �e nadejdzie kiedy� taki dzie�, w kt�rym ani razu o niej nie pomy�limy. Zosta�a pochowana pewnego mro�nego lutowego popo�udnia na Cmentarzu Nad Wod� w Granitehead, w wieku dwudziestu o�miu lat, razem z naszym nie narodzonym synem, a napis na jej nagrobku g�osi�: �Wska� mi drog� do najpi�kniejszej gwiazdy�. Pani Bedford nie chcia�a nawet na mnie spojrze� podczas ceremonii pogrzebowej. W jej oczach by�em pewnie gorszy od mordercy. Nie mia�em nawet odwagi, �eby zabi� Jane osobi�cie, w�asnymi r�kami. Zamiast tego zgodzi�em si�, �eby los zrobi� za mnie brudn� robot�. Los by� moim wynaj�tym zbirem. Pozna�em Jane przez przypadek, w do�� dziwnych okoliczno�ciach - na polowaniu na lisy ko�o Greenwood, w Karolinie P�nocnej, nieca�e dwa lata temu, chocia� teraz wydawa�o mi si�, �e od tamtej chwili up�yn�o ju� dwadzie�cia lat. Moja obecno�� by�a obowi�zkowa, poniewa� polowanie odbywa�o si� na terenie licz�cej tysi�c dwie�cie akr�w posiad�o�ci jednego z najbardziej wp�ywowych klient�w mojego chlebodawcy. Jane natomiast znalaz�a si� tam dlatego, �e zaprosi�a j� kole�anka z Wellesley College, obiecuj�c podniecaj�cy �krwawy chrzest�. Krwi nie by�o, lisy uciek�y. Ale p�niej, w eleganckim kolonialnym domu, siedzieli�my z Jane w cichym saloniku na pi�trze, zag��bieni w nadzwyczajnych w�oskich fotelach, popijali�my szampana i zakochali�my si� w sobie. Jane cytowa�a mi Keatsa i dlatego cytat z Keatsa znalaz� si� na jej nagrobku. Widzia�em ksi���t i rycerzy Bladych jak �mier� - ta blado�� boli. Walali: ,,La Belle Dame sans merci Ma oto ci� w niewoli!�* Pozornie nic nas z sob� nie ��czy�o: ani �rodowisko, ani wykszta�cenie, ani wsp�lni znajomi. Urodzi�em si� i wy- *John Keats. La Belle Dame sans merci, przek�ad Jerzego Pietrkiewicza. chowa�em w St. Louis w stanie Missouri. M�j ojciec by� szewcem, w�a�cicielem sklepu z obuwiem, i chocia� zrobi� wszystko, �eby zepewni� mi jak najlepsze wykszta�cenie - �M�j syn nie b�dzie przez ca�e �ycie zagl�da� ludziom pod podeszwy� - to jednak pozosta�em nieuleczalnym prowincjuszem. M�wcie mi o Chillicothe, Columbii i Sioux Falls - te nazwy zapadaj� mi w serce. Studiowa�em ekonomie na Uniwersytecie Waszyngto�skim i w wieku dwudziestu czterech lat znalaz�em posad� w dziale handlowym firmy MidWestern Chemical Bonding w Ferguson. W wieku trzydziestu jeden lat by�em m�odszym kierownikiem, nosi�em szare garnitury oraz ciemne skarpetki i zawsze mia�em przy sobie �wie�utki egzemplarz �Fortune� w sk�rzanej teczce z moimi inicja�ami. Jane natomiast by�a jedynaczk� z szanowanej, ale niezbyt zamo�nej rodziny osiad�ej w Salem, Massachusetts, jedyn� c�rk� i obecnie jedynym dzieckiem. Wychowano j� starannie, troch� po staro�wiecku, przyzwyczajono do dobrobytu, a nawet pewnego wyrafinowania. Taka miejscowa Vivien Leigh. Jane lubi�a antyczne meble, obrazy ameryka�skich prymitywist�w i r�cznie zszywane ko�dry, ale sama nie mia�a czasu na szycie i niewiele nosi�a pod sukienk�, a kiedy wychodzi�a do ogrodu, z regu�y nak�ada�a francuskie pantofelki na wysokim obcasie i grz�z�a w b�ocie obok grz�dek z kapust�. - Niech to szlag, powinnam by� dobr� gospodyni� -powtarza�a, kiedy chleb nie chcia� jej wyrosn�� albo konfitury zamienia�y si� w g�st� ma�. - Ale jako� nie mam do tego zdolno�ci. Na sylwestra pr�bowa�a przyrz�dzi� Skacz�cego Jasia, tradycyjne na Po�udniu danie z boczku i fasoli, ale wysz�o z tego co�, co wygl�da�o jak czerwone gumowe r�kawiczki posmarowane przypalonym klejem. Kiedy podnios�a pokryw� rondla, zacz�li�my si� �mia� do �ez, a w ko�cu chyba o to w�a�nie chodzi w ka�dym dobrym ma��e�stwie. Jednak potem, kiedy ju� le�eli�my w ��ku, powiedzia�a: - Jest taki przes�d, �e je�eli nie poda si� w sylwestra Skacz�cego Jasia, b�dzie si� mia�o pecha przez ca�y rok. Nie by�a tak beznadziejna jak Honey z tej piosenki country, kt�ra rozbi�a samoch�d i p�aka�a nad taj�cym �niegiem, ale chyba rozumiecie, �e Honey nie nale�a�a do moich ulubionych utwor�w. Kiedy si� straci ukochan� osob�, jest si� sk�onnym przywi�zywa� nadmiern� wag� do sentymentalnych b�ahostek. Wszystko sko�czy�o si� na mo�cie na Mystic River pod koniec lutego, w o�lepiaj�cej zamieci �nie�nej, kiedy Jane wraca�a do domu po wizycie u swoich rodzic�w w Dedham i zwolni�a przed kas� op�at drogowych. M�oda, ciemnow�osa kobieta w sz�stym miesi�cu ci��y za kierownic� ��tego mustanga o op�ywowej masce. W ci�ar�wce, kt�ra jecha�a zbyt blisko z ty�u, zawiod�y hydrauliczne hamulce. Ci�ar�wka wa�y�a siedemna�cie ton i by�a wy�adowana stalowymi rurami przeznaczonymi na rozbudow� sieci kanalizacyjnej w Glouces-ter. Jane razem z dzieckiem wbi�a si� na kierownic�. Zadzwonili do mnie, a ja weso�o zawo�a�em: �Halo!� Wtedy oni powiedzieli, �e Jane nie �yje, i to by� koniec. To dla Jane nieca�y rok temu rzuci�em posad� w MidWestern Chemical Bonding i przeprowadzi�em si� do Granitehead. Jane pragn�a spokoju. Tak mi powiedzia�a. T�skni�a za spokojem, wiejskim �yciem w staro�wieckim otoczeniu. T�skni�a za dzie�mi i pogodnymi �wi�tami Bo�ego Narodzenia, za tym spokojnym szcz�ciem z piosenek Binga Crosby'ego, o jakim dawno zapomnieli nowocze�ni wielkomiejscy Amerykanie. Protestowa�em, �e jestem u progu kariery, �e potrzebuj� uznania, pieni�dzy, sauny z biczem wodnym i drzwi do gara�u, kt�re rozpoznaj� m�j g�os. A ona powiedzia�a na to: - Chyba �artujesz, John. Po co chcesz si� tym wszystkim obci��a�? I poca�owa�a mnie w czo�o. A jednak po przeprowadzce do Granitehead odnios�em wra�enie, �e posiadamy teraz wi�cej rzeczy - zegar�w, biurek i bujanych foteli - ni� mog�em sobie wyobrazi� w naj�mielszych marzeniach, wi�cej nawet, ni� uwa�a�em za potrzebne. Ponadto w g��bi duszy wpad�em w�wczas w lekk� panik� na my�l, �e nie zarobi� w tym roku wi�cej pieni�dzy ni� w poprzednim. Kiedy z�o�y�em rezygnacj�, potraktowano mnie tak, jak gdybym nagle og�osi�, �e jestem homoseksualist�. Prezes przeczyta� moje podanie, potem przeczyta� je jeszcze raz, i nawet odwr�ci� kartk� do g�ry nogami, �eby ostatecznie upewni� si� co do tre�ci. Potem powiedzia�: - John, przyjm� twoj� rezygnacj�, ale pozwol� sobie zacytowa� ci fragment Horacego: �Caelum non animum mutant qui trans mar� current�. Zmieniaj� nieba, ale nie dusze ci, kt�rzy p�yn� przez morza. - Tak, panie Kendrick - odpar�em bezbarwnie. Pojecha�em do naszego wynaj�tego domku w Ferguson i wypi�em prawie ca�� butelk� Chivas Rega�, zanim wr�ci�a Jane. - Z�o�y�e� rezygnacj� - stwierdzi�a wchodz�c, ob�adowana zakupami, na kt�re ju� nie mogli�my sobie pozwoli�. - Jestem w domu i jestem pijany, wi�c widocznie to zrobi�em - odpowiedzia�em jej. W ci�gu sze�ciu tygodni przeprowadzili�my si� do Granite-head, p� godziny drogi od rodzic�w Jane. A kiedy nadesz�o lato, kupili�my dom przy Alei Kwakr�w, na p�nocno-za- chodnim brzegu p�wyspu Granitehead. Poprzedni w�a�ciciel mia� ju� dosy� wiatru, jak powiedzia� nam po�rednik w handlu nieruchomo�ciami; mia� ju� dosy� mro�nych zim, dosy� mi�czak�w, i przeprowadzi� si� na po�udnie, do wynaj�tego mieszkania w Fort Lauderdale. Dwa tygodnie p�niej, kiedy w domu nadal panowa� chaos, a m�j rachunek bankowy wygl�da� coraz bardziej deprymuj�co, wynaj�li�my sklep w samym �rodku starej wioski Granitehead. Du�e okna wystawowe wychodzi�y na plac, gdzie w 1691 roku powieszono za nogi i spalono jedyn� czarownic� z Granitehead i gdzie w 1775 roku kilku brytyjskich �o�nierzy zastrzeli�o trzech rybak�w z Massachusetts. Nazwali�my nasz sklep �Morskie Pami�tki� (chocia� matka Jane ch�odno zaproponowa�a szyld ��miecie i Rupiecie�) i otworzyli�my go z dum� oraz mn�stwem ciemnozielonej farby. Nie by�em do ko�ca przekonany, �e zarobimy na �ycie sprzedaj�c kotwice, dzia�a okr�towe i maszty, ale Jane roze�mia�a si� i powiedzia�a, �e wszyscy uwielbiaj� morskie pami�tki, zw�aszcza ludzie, kt�rzy nigdy nie p�ywali po morzu, i �e b�dziemy bogaci. No c� - nie byli�my bogaci, ale zarabiali�my dosy�, �eby wystarczy�o na zup� z mi�czak�w i czerwone wino, na raty za hipotek� i drewno do kominka. A Jane nie pragn�a niczego wi�cej. Oczywi�cie, pragn�a r�wnie� dzieci, ale dzieci s� za darmo; przynajmniej, dop�ki nie przyjd� na �wiat. Przez te kilka kr�tkich miesi�cy, kiedy razem z Jane mieszkali�my i pracowali�my w Granitehead, dokona�em najwa�niejszych odkry� w moim �yciu. Przede wszystkim odkry�em, czym naprawd� mo�e by� mi�o��, i przekona�em si� jasno, �e dot�d tego nie rozumia�em. Odkry�em, co mo�e oznacza� lojalno�� i wzajemny szacunek. Nauczy�em si� r�wnie� tolerancji. Podczas gdy ojciec Jane traktowa� mnie jak jakiego� anonimowego m�odszego urz�dnika, kt�rego musi zabawia� na gwiazdkowym przyj�ciu w biurze, i od czasu do czasu, chocia� z widoczn� niech�ci�, cz�stowa� mnie kieliszkiem swojej brandy z 1926 roku, matka Jane dos�ownie wzdryga�a si�, kiedy wchodzi�em do pokoju, i krzywi�a si�, ilekro� powiedzia�em co� moim wyra�nym akcentem z St. Louis. Odnosi�a si� do mnie z lodowat� uprzejmo�ci�, co by�o gorsze ni� otwarta wrogo��. Dok�ada�a wszelkich wysi�k�w, �eby tylko ze mn� nie rozmawia�. Pyta�a na przyk�ad Jane: �Czy tw�j m�� napije si� herbaty?�, chocia� siedzia�em obok. Ale Jane odpowiada�a na to: - Nie wiem. Sama go zapytaj. Nie jestem jasnowidzem. Po prostu: nie studiowa�em w Harvardzie, nie mieszka�em w Hyannisport ani w Back Bay, nie nale�a�em nawet do zamiejskiego klubu. Kiedy Jane jeszcze �y�a, mieli do mnie pretensje, �e zmarnowa�em jej �ycie, a kiedy umar�a, oskar�ali mnie, �e j� zabi�em. Nie winili kierowcy ci�ar�wki, kt�ry powinien by� zjecha� z drogi, ani mechanika, kt�ry nie sprawdzi� hamulc�w. Oskar�ali tylko mnie. Jak gdybym, przebacz mi, Bo�e, sam siebie nie oskar�a�. - Za�atwi�em ju� wszystkie sprawy podatkowe - powiedzia� pan Bedford. Wype�ni�em formularz 1040 i za��da�em zwrotu koszt�w za pomoc lekarsk�, kt�r� Jane otrzyma�a w szpitalu, chocia� oczywi�cie by�o to bezcelowe. Odt�d... hm... b�d� przekazywa� twoje rachunki panu Rosnerowi, je�li nie masz nic przeciwko temu. Kiwn��em g�ow�. Naturalnie Bedfordowie chcieli si� mnie pozby� jak najszybciej, ale w taki spos�b, �eby to nie wygl�da�o na zbytni po�piech czy brak manier. - Jest jeszcze jeden drobiazg - ci�gn�� pan Bedford. -Pani Bedford pragn�aby przez sentyment zatrzyma� naszyjnik z diament�w i pere�, kt�ry nale�a� do Jane. Uwa�a, �e by�by to pi�kny gest z twojej strony. Wida� by�o, �e ta pro�ba wprawi�a pana Bedforda w g��bokie zak�opotanie; ale r�wnie� widoczne by�o, �e nie o�mieli�by si� wr�ci� do domu z pustymi r�kami. B�bni� palcami o blat biurka i nagle odwr�ci� wzrok, jakby to nie on wspomnia� o naszyjniku, tylko kto� inny. - Bior�c pod uwag� warto�� naszyjnika... - rzuci� niedbale. - Jane da�a mi do zrozumienia, �e to pami�tka rodzinna -powiedzia�em naj�agodniejszym tonem, na jaki mog�em si� zdoby�. - No tak, to prawda. By� w naszej rodzinie od stu pi��dziesi�ciu lat. 'Zawsze przekazywano go kolejnej pani Bedford. Ale poniewa� Jane nie mia�a dzieci... - I poniewa� by�a tylko pani� Trenton... - doda�em, pr�buj�c ukry� rozgoryczenie. - No tak - mrukn�� z zak�opotaniem pan Bedford. Odchrz�kn�� ha�a�liwie. Najwyra�niej nie wiedzia�, jak si� zachowa�. - Wi�c dobrze - powiedzia�em. - Wszystko dla Bedford�w. - Jestem ci bardzo zobowi�zany - wykrztusi� pan Bedford. Wsta�em. - Czy mam jeszcze co� podpisa�? - Nie. Nie, dzi�kuj� ci, John. Wszystko ju� za�atwione. - On r�wnie� wsta�. - Pami�taj, �e gdyby�my mogli ci w czym� pom�c... wystarczy, �e zadzwonisz. Pochyli�em g�ow�. Pewnie nie mia�em racji �ywi�c tak� antypatie do Bedford�w. To prawda, �e straci�em niedawno po�lubion� �on� i nie narodzone dziecko, ale oni stracili jedyn� c�rk�. Kogo mogli oskar�a� o to nieszcz�cie, je�li nie Boga i siebie nawzajem? Wymienili�my z panem Bedfordem u�cisk d�oni, niczym genera�owie wrogich armii po podpisaniu niezbyt honorowego rozejmu. Ruszy�em ju� do drzwi, kiedy nagle us�ysza�em kobiecy g�os, m�wi�cy zupe�nie naturalnym tonem: - John? Odwr�ci�em si� gwa�townie. W�osy zje�y�y mi si� ze strachu. Wytrzeszczy�em oczy na pana Bedforda. Pan Bedford r�wnie� na mnie spojrza�. - Tak? - rzuci�. Potem zmarszczy� brwi i zapyta�: - Co ci jest? Wygl�dasz, jakby� zobaczy� ducha. Podnios�em r�k�, nads�uchuj�c w napi�ciu. - Czy pan co� s�ysza�? Jaki� g�os? Kto� wym�wi� moje imi�. - G�os? - powt�rzy� pan Bedford. - Jaki g�os? Zawaha�em si�, ale teraz s�ysza�em tylko uliczny ha�as za oknem i �omotanie maszyn do pisania w s�siednich pokojach. - Nie - powiedzia�em w ko�cu. - Widocznie co� mi si� zdawa�o. - Jak si� czujesz? Mo�e chcesz jeszcze raz porozmawia� z doktorem Rosenem? - Nie, sk�d. To znaczy nie, dzi�kuj�. Nic mi nie jest. - Na pewno? Nie wygl�dasz za dobrze. Jak tylko wszed�e�, od razu sobie pomy�la�em, �e nie za dobrze wygl�dasz. - Bezsenna noc - wyja�ni�em. Pan Bedford po�o�y� mi r�k� na ramieniu, nie tak, jakby chcia� doda� mi otuchy, raczej jak gdyby sam musia� si� na czym� oprze�. - Pani Bedford b�dzie bardzo wdzi�czna za naszyjnik -oznajmi�. ROZDZIA� 3 Przed lunchem wybra�em si� na samotny spacer po B�oniach Salem. By�o zimno. Postawi�em ko�nierz p�aszcza, para bucha�a mi z ust. Nagie drzewa sta�y nieruchomo w milcz�cym strachu przed zim�, jak czarownice z Salem, a trawa by�a srebrna od rosy. Doszed�em do estrady nakrytej p�kolist� kopu�� i usiad- �em na kamiennych stopniach. Opodal dwoje dzieci bawi�o si� na trawniku; biega�y i przewraca�y si�, pozostawiaj�c na trawie zielony, zap�tlony �lad. Dwoje dzieci, kt�re mog�y by� nasze: Nathaniel, ch�opiec, kt�ry umar� w �onie matki. Jak inaczej nazwa� nie narodzonego syna? i Jessica, dziewczynka, kt�ra nigdy nie zosta�a pocz�ta. Wci�� jeszcze siedzia�em na schodkach, kiedy nadesz�a stara kobieta w zniszczonym p�aszczu �ci�gni�tym paskiem i bezkszta�tnym, filcowym kapeluszu. Nios�a poprzecieran� torb� i czerwon� parasolk�, kt�r� z niezrozumia�ych powod�w otworzy�a i zostawi�a przy stopniach. Usiad�a zaledwie par� st�p ode mnie, chocia� miejsca by�o dosy�. - No, nareszcie - powiedzia�a, otworzy�a br�zow� papierow� torebk� i wyj�a kanapk� z kie�bas�. Ukradkiem przygl�da�em si� starej kobiecie. Nie by�a chyba tak stara, jak mi si� na pocz�tku wydawa�o, mia�a najwy�ej pi��dziesi�t, mo�e pi��dziesi�t pi�� lat. Ale nosi�a tak n�dzne ubranie, a siwe w�osy mia�a tak potargane, �e wzi��em j� za siedemdziesi�cioletni� staruszk�. Zacz�a je�� kanapk� tak wytwornie i z takim wdzi�kiem, �e nie mog�em oderwa� od niej oczu. Siedzieli�my tak prawie dwadzie�cia minut na stopniach estrady w Salem, tego ch�odnego marcowego ranka. Stara jad�a kanapk�, ja obserwowa�em j� k�tem oka, a ludzie mijali nas w�druj�c po promieni�cie rozchodz�cych si� �cie�kach przecinaj�cych b�onia. Niekt�rzy spacerowali, inni spieszyli gdzie� w interesach, ale wszyscy byli zmarzni�ci i wszystkim towarzyszy�y ob�oczki pary unosz�ce si� z ust. Za pi�� dwunasta zdecydowa�em, �e czas ju� i��. Ale zanim odszed�em, si�gn��em do kieszeni p�aszcza, wyj��em cztery �wier�dolar�wki i p'oda�em je kobiecie. - Prosz� - powiedzia�em. - Niech pani to we�mie, zgoda? Popatrzy�a na pieni�dze, a potem podnios�a wzrok na mnie. - Tacy jak pan nie powinni dawa� srebra czarownicy -u�miechn�a si�. - Pani jest czarownic�? - zapyta�em, nie ca�kiem serio. - Czy nie wygl�dam na czarownic�? - Sam nie wiem - - odpar�em z u�miechem. - - Nigdy jeszcze nie spotka�em czarownicy. My�la�em, �e czarownice lataj� na miot�ach i nosz� na ramieniu czarne koty. - Och, zwyk�e przes�dy - o�wiadczy�a stara kobieta. -No c�, przyjm� pa�skie pieni�dze, je�li nie obawia si� pan konsekwencji. - Jakich konsekwencji? - Ludzie w pana sytuacji zawsze musz� ponie�� konsekwencje. - A jaka to sytuacja? Stara poszpera�a w torbie, wyj�a jab�ko i wytar�a je o po�� p�aszcza. - Pan jest sam, prawda? - zapyta�a i nadgryz�a jab�ko jednym z�bem, jak wiewi�reczka z filmu Disneya. - Samotny od niedawna, ale jednak samotny. - Mo�liwe - odpowiedzia�em wymijaj�co. Mia�em uczucie, �e ta rozmowa pe�na jest ukrytych znacze�, zupe�nie jakby�my spotkali si� z t� kobiet� na b�oniach Salem w okre�lonym celu, i �e ludzie przechodz�cy obok nas po rozwidlaj�cych si� �cie�kach przypominaj� figury szachowe. Anonimowe, ale poruszaj�ce si� po wyznaczonych torach. - No c�, sam pan wie najlepiej - stwierdzi�a kobieta. Odgryz�a nast�pny k�s jab�ka. - Ale ja tak to widz�, a ja rzadko si� myl�. Niekt�rzy m�wi�, �e mam mistyczny dar. Ale nie przeszkadza mi, �e tak m�wi�, zw�aszcza tutaj, w Salem. Salem to dobre miejsce dla czarownic, najlepsze w ca�ym kraju. Chocia� mo�e nie najlepsze dla samotnych ludzi. - Co pani przez to rozumie? - zapyta�em. Spojrza�a na mnie. Oczy jej by�y b��kitne i dziwnie przejrzyste, a na czole mia�a b�yszcz�c�, leciutko zaczerwienion� blizn� w kszta�cie strza�y lub odwr�conego do g�ry nogami krzy�a. - Chcia�am powiedzie�, �e ka�dy musi kiedy� umrze� - odrzek�a. - Ale niewa�ne, kiedy si� umiera; wa�ne jest, gdzie si� umiera. Istniej� pewne strefy wp�yw�w i czasami ludzie umieraj� poza nimi, a czasami wewn�trz nich. - Przepraszam, ale nie ca�kiem pani� rozumiem. - Za��my, �e umrze pan w Salem - - u�miechn�a si� stara. - Salem to serce, g�owa, brzuch i wn�trzno�ci. Salem to kocio� czarownic. My�li pan, �e sk�d wzi�y si� te procesy czarownic? I dlaczego tak nagle si� sko�czy�y? Widzia� pan kiedy�, �eby ludzie tak szybko si� opami�tali? Bo ja nie. Nigdy. Pojawi� si� wp�yw, a potem znikn��, ale s� dni, kiedy my�l�, �e nie znikn�� na zawsze. To zale�y. - Zale�y od czego? - chcia�em wiedzie�. U�miechn�a si� ponownie i mrugn�a. - Od wielu rzeczy. - Unios�a twarz ku niebu. Na szyi mia�a co� w rodzaju opaski ze splecionych w�os�w, spi�tych kawa�kami srebra i turkusami. - Od pogody, od ceny g�siego smalcu. Zale�y. Nagle poczu�em si� jak typowy turysta. Siedzia�em tu i pozwala�em, �eby jaka� na wp� zbzikowana baba karmi�a mnie bajeczkami o czarownicach oraz o �strefach wp�yw�w�, i w dodatku bra�em to powa�nie. Pewnie za chwil� zaproponuje, �e mi powr�y, je�li jej odpowiednio zap�ac�. W Salem, gdzie lokalna Izba Handlowa gorliwie eksploatuje procesy czarownic z 1692 roku jako g��wn� atrakcj� turystyczn� (�Rzucimy na ciebie urok�, zapewniaj� plakaty), nawet �ebracy pos�uguj� si� czarami jako reklamowym chwytem. - Prosz� pani - powiedzia�em - �ycz� pani mi�ego dnia. - Idzie pan? - Id�. Przyjemnie si� z pani� rozmawia�o. To bardzo interesuj�ce. - Interesuj�ce, ale niezbyt wiarygodne. - Och, wierz� pani - zapewni�em. - Wszystko zale�y od pogody i od ceny g�siego smalcu. A w�a�nie, jaka jest cena g�siego smalcu? Zignorowa�a moje pytanie i wsta�a, strzepuj�c okruchy ze znoszonego p�aszcza �ylast�, starcz� d�oni�. - My�li pan, �e �ebrz� o pieni�dze? - zapyta�a gwa�townie. - O to chodzi? My�li pan, �e jestem �ebraczk�? - Ale� nie. Po prostu musz� ju� i��. Jaki� przechodzie� przystan�� obok nas, jakby wyczuwaj�c, �e zanosi si� na awantur�. Potem przystan�� nast�pny m�czyzna i kobieta, kt�rej k�dzierzawe w�osy, roz�wietlone zimowym s�o�cem, tworzy�y wok� g�owy dziwnie promienn� aureol�. - Powiem panu dwie rzeczy - o�wiadczy�a stara dr��cym g�osem. - Nie powinnam panu tego m�wi�, ale powiem. Sam pan zdecyduje, czy to zagadka, czy ostrze�enie, czy po prostu zwyk�e bzdury. Nikt nie mo�e panu pom�c, poniewa� na tym �wiecie nigdy nie otrzymujemy pomocy. Nie odezwa�em si�, tylko przygl�da�em si� jej nieufnie, pr�buj�c odgadn��, czy by�a zwyk�� wariatk�, czy raczej niezwyk�� naci�gaczk�. - Po pierwsze - ci�gn�a - nie jest pan sam, chocia� tak si� panu zdaje, i nigdy nie b�dzie pan sam, nigdy w �yciu, chocia� czasami b�dzie si� pan modli� do Boga, �eby uwolni� pana od niepo��danego towarzystwa. Po drugie, niech pan trzyma si� daleko od miejsca, gdzie nie lata �aden ptak. Przechodnie widz�c, �e nic szczeg�lnego si� nie dzieje, zacz�li si� rozchodzi�, ka�dy w swoj� stron�. - Je�li pan chce, mo�e mnie pan odprowadzi� do placu Waszyngtona - - powiedzia�a stara. - - Idzie pan w tamt� stron�, prawda? - Tak - przyzna�em. - Wobec tego chod�my. Kiedy stara podnios�a torb� i z�o�y�a swoj� czerwon� parasolk�, ruszyli�my razem jedn� ze �cie�ek w kierunku zachodnim. B�onia otacza�o ozdobne �elazne ogrodzenie. Cienie sztachet pada�y na traw�. Nadal by�o bardzo zimno, ale w powietrzu czu�o si� ju� tchnienie wiosny. Wkr�tce nadejdzie lato, zupe�nie inne ni� w zesz�ym roku. - Przykro mi, �e pan pomy�la�, �e m�wi�am bzdury -odezwa�a si� stara, kiedy wyszli�my na ulic� po zachodniej stronie placu Waszyngtona. Po drugiej stronie placu sta�o Muzeum Czarownic, upami�tniaj�ce fakt powieszenia dwudziestu czarownic z Salem w 1692 roku. By�o to jedno z najbardziej zawzi�tych polowa� na czarownice w historii ludzko�ci. Przed frontem muzeum sta� pomnik za�o�yciela Salem, Rogera Conanta, w ci�kim puryta�skim p�aszczu, z ramionami l�ni�cymi od wilgoci. - Wie pan, to jest stare miasto - powiedzia�a kobieta. - Stare miasta maj� swoje tajemnice, swoj� w�asn� atmosfer�. Nie wyczuwa� pan tego wcze�niej, tam na b�oniach? Nie mia� pan wra�enia, �e �ycie w Salem przypomina zagadk�, czarodziejsk� uk�adank�? Pe�n� znacze�, ale nie daj�c� si� wyja�ni�? Popatrzy�em na drug� stron� placu. Na chodniku naprzeciwko, w�r�d t�umu turyst�w i przechodni�w, spostrzeg�em �adn�, ciemnow�os� dziewczyn� w ko�uszku i obcis�ych d�insach, przyciskaj�c� do piersi stos podr�cznik�w. Po chwili znikn�a. Poczu�em dziwny ucisk w sercu, poniewa� dziewczyna by�a tak bardzo podob